⠀⠀⠀⠀Do starć dochodziło z każdej strony; jego zmysł szalał, wyłapując w powietrzu mieszaninę woni. Nic, co zwróciłoby na siebie szczególną uwagę. Strach, krew, wisteria i smród dymu gęstniejącego w tle. Kakofoniczne wycie nie pomagało się skupić, a w tym wszystkim wodnik wyłapał jeszcze sylwetkę Tsuyi padającej na ziemię po heroicznym biegu.
⠀⠀⠀⠀Zatrzymał się ryjąc czubkami butów w ziemi. Nie zdążył dobiec na czas, a teraz z każdej strony dochodziły do niego odgłosy triumfu demonów - okupionej kosztem kolejnych istnień niesprawiedliwej walki. Nie wiedział co Mistrz powiedział do Daisuke. Widział jedynie, że wymienili się krótkimi uwagami, po czym ruszyli do walki.
⠀⠀⠀⠀Mistrz jest z nami! Przebiegło mu prze myśl. Wizja walczącego starca dodała mu otuchy. W kogo miał wierzyć niedoświadczony zabójca, jeżeli nie w najwspanialszego szermierza ich czasów? Czy przybył pobierać nauki w korpusie, aby narzekać na spruchniałego mistrza? Kim był, żeby krytykować człowieka, który dożył kolejnej wojny z demonami?
⠀⠀⠀⠀— Mistrz jest z nami! Pokonał Kizuki! — ryknął, wydzierając z płuc najgłośniejszy krzyk, na jaki było go stać. — Do boju słabeusze, do boju płaczki! Wznieście okrzyki, wznieście ostrza, nie oddamy Yonezawy! Zmieciemy w proch wasze skażone dusze, demony! Wypchnijmy z miasta te niegodziwe szkarady! Pogońmy je aż pod spódnicę Muzana!
⠀⠀⠀⠀I nie wspomniał ani słowem o upadku filara ognia. Jedno istnienie. Nie jemu było dane decydować, komu przyjdzie przeżyć tą walkę, a komu zginąć w boju.
⠀⠀⠀⠀Wrzucił za pazuchę pozostałe mu fiolki z olejem i ruszył biegiem tam, skąd przybył. Tym razem jednak chwycił nie własne, a darowane mu przez Kireia ostrze. Zacisnął palce na obcej rękojeści, wyczuwając jej kształty pod palcami. Oddychał powoli, bieg nie mącił jego skupienia.
⠀⠀⠀⠀Shi no kata: Uchishio - syczał w myślach, nie marnując dechu na wypowiadanie kolejnych słów.
⠀⠀⠀⠀Oczywiście, że ruszył w stronę Norio, demona, który ściągał ku sobie kolejnych wojowników jak ogień ćmy. Towarzysze potrzebowali jego pomocy, a czy Taiga miał w sobie na tyle woli by odmówić im swojej bezsensownej ingerencji? Żaden z nich nie poprosił, oczywiście, tak samo jak nie prosi się dziecka o pomoc w rąbaniu drewna. Nikt nie liczył na jego siłę, na jego powolne ciało, które rozpędzało się w rytmie kolejnych śliskich jak cielsko węża cięć, które napędzały go do właściwego ataku.
⠀⠀⠀⠀Ale musiał spróbować.
⠀⠀⠀⠀Zwrócić na siebie jego uwagę, zamieszać w otoczeniu, kupić te kilka cennych chwil, na które liczyli pomagający w ewakuacji Ne, omdlała od ran Tsuya, zdenerwowany czymś nagle Daisuke i nawet sam mistrza. Każdy z nich musiał z całego serca wierzyć, że nikt nie zrezygnuje z walki, nie podda się, nie zniweczy powierzonej w nich wiary, że będą walczyć do końca.
⠀⠀⠀⠀Do końca.
⠀⠀⠀⠀
⠀⠀⠀⠀— Kizuki nie żyje! A teraz twoja kolej! — ryknął Taiga, celując ostatnim zamachem, kończącym całą tyradę machnięć, w plecy opadającego demona. I nawet nie liczył, że cokolwiek mu tym atakiem zrobi. Zetnie? Przebije na wylot? Nie. Zamiast tego puścił rękojeść użyczonego ostrza, z nadzieją, że katana pozostanie wbita w cielsko poczwary skąd zabierze ją sobie silniejszy wodnik.
⠀⠀⠀⠀Sam sięgnął po własny miecz, tkwiący cały czas w pochwie u boku i szybkim ruchem, już bez użycia oddechu odgrodził się nim od demona. Reszta wydarzeń była zbyt chaotyczna, aby od razu na nie zareagować. Swoją szarżę Taiga miał zamiar zakończyć tuż obok pozostałych walczących, gotowy do ewentualnej obrony i cierpienia konsekwencji swojego śmiałego planu.
⠀⠀⠀⠀A gdzie się podział Takashi? Tego Shiratori nie zdołał zauważyć. Nieco wcześniej kątem oka dostrzegł jednak spadającą gwiazdkę. W myślach wypowiedział więc życzenie: przeżyjmy to!
- Skrót:
- 1. Motywujące okrzyki.
2. Użycie Czwartej formy oddechu wody.
3. Bieg w kierunku walki z Norio podczas powyższej formy.
4. Zakończenie ataku cięciem od tyłu/w plecy demona w celu wbicia katany i wypuszczenie jej z rąk.
5. Sięgnięcie po własny nichirin i przybranie stabilnej sylwetki, żeby zorientować się w sytuacji.
#79A5A8 || covered in snow
the trees rest in
winter silence
Atak demona nadszedł szybko i celnie, włócznia przebiła ciało białowłosej na wylot.. Ból jaki poczuła, gdy ostrze przecisnęło się przez jej ciało w okolicy brzucha, wycisnął z niej głośne, niemalże zwierzęce warknięcie. Sayaka instynktownie pochwyciła za trzon włóczni lewą ręką, zaciskając na drewnianej części dłoń aż kostki pobielały. Prawa ręką zacisnęła się mocniej na rękojeści jej miecza. Postępując jednocześnie jedną stopą w tył dla ustabilizowania swojej postawy i zaprzeć się w miejscu. Żar rozlał się po wnętrzu jej ciała, zupełnie jakby lawa wypełniła jej cały układ krążenia. Intensywny szum krwi w skroniach i to mocne pulsowanie. Serce zabiło tak mocno jakby chciało wyrwać się z piersi białowłosej. Wszystko trwało ułamki sekund.
"TA KURWA.." z tą myślą złote oczy zapłonęły dzikością, jarząc się niczym płynne złoto. Wcześniejsze umniejszenie zabójczyni przez Demona już dobrze podkurwiło Karasawe. Teraz gdy została śmiertelnie zraniona, jej wściekłość zdawała się przyjąć zupełnie inne oblicze. Istna furia buchnęła od zabójczyni z oddechem płomieniach. - ZARŻNĘ CIĘ TY NIEDOJEBANA SZMATO! - warknęła nie pozwalając na wyrwanie włóczni z ciała. Jak miała zdechnąć to zabierze tego kurwiszona ze sobą prosto w otchłanie piekielne..
Amok w jaki wpadła Sayaka w chwili przeszycia bronią demna, był stanem w jakim chyba nikt nigdy jej jeszcze nie miał okazji zobaczyć. Pociągnęła prawą rękę nad głowę wciągając tyle powietrza ile tylko potrafiła. Piekło jak jasny skurwysyn gdy wzięła soczysty haust powietrza w zmęczone płuca. "HONO NO KOKYU!!!" ryknęła w myślach czując jak by od wewnątrz spopielała ją rosnąca kula niegasnącego ognia. "San no kata: Kien Banshō.." dodała po chwili. wykonując frontalne cięcie znad głowy podpalając jednocześnie swój miecz imitując tym samym język ognia. Celem był kark w który celowała z całych sił! Trzymając nadal za włócznie przy swoim ciele tak aby Demon nie mógł jej ruszyć i się nią zasłonić. - AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!! - wydarła się wkładając w ten atak całą swoją siłę! Zaślepiona chęcią zabicia paskudztwa, które zdołało śmiertelnie ją zranić.
Podobno ludzie tuż przed śmiercią widzą całe swoje życie przed oczami.. Karasawa była zbyt zaślepiona chęcią mordu na swoim przeciwniku żeby skupić się na swojej nadchodzącej śmierci. Nie bała się oddać życia za ideały, za bezpieczeństwo swoich towarzyszy broni i wszystkich tych, którzy potrzebowali jej siły! A teraz skupiła całą swoją egzystencję na posłanie w zaświaty bękarta Muzana, którego miała przed sobą.
Jeśli jej akcja zakończy się powodzeniem i przeciwnik zginie z jej ręki, tudzież z ręki jej towarzysza i włócznia się ostanie, to planowała nadal rozgrzanym ostrzem Nichirin uciąć część włóczni na 10-15 cm przed skórą żeby nikt nie był w stanie jej wyciągnąć drewnianego fragmentu służącego póki co za korek, nie pozwalający jej się wykrwawić z miejsca. Póki mogła chodzić i używać swojej katany, będzie walczyć! Pośle na tamten świat tyle demonów ile zdoła! Tyle na ile jej Ciało pozwoli choćby miała rzygać krwią na prawo i lewo..
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
- Ja się nim zajmę – powiedział krótko, a jego oczy przypominały oczy prawdziwego zabójcy. Aura wokół niego iskrzyła z wściekłości i zdecydowania. Wiedział, że użył dwój technik pod rząd i jego płuca nie były gotowe na kolejny taki wysiłek. Nie obchodziło go to. Musiał działać szybko i jak najmocniej. Tutaj zwykła walka się nie sprawdzi. Czas skończyć się bawić i pokazać, że walczą dla świata. Nawet jeśli później będzie za to płacił to teraz nie ma czasu na inne rozważania. Jego wzrok wbił się w mackowatego. Zacisnął mocno zęby i wziął głęboki oddech, zaś jego płuca krzyczały i płonęły. Powinny mieć chwilę na odpoczynek, ale niestety musiały to przetrwać. Trzeba skończyć z walką na pół gwizdka i przekroczyć limity. Kiedy jak nie teraz? Miał idealną okazję, gdyż demon się jeszcze nie zregenerował. Piorun uderza dwukrotnie.
- Kaminari no kokyū. Ichi no kata. – ponownie pierwsza forma, jednak była najbardziej odpowiednia. Stwór był szybki, a on musiał być szybszy. Musiał być jak uderzenie pioruna. Najpierw go usłyszy, a potem zrozumie co się stanie, gdy jego głowa spadnie. Ciemnowłosy musiał go ściąć. Teraz albo nigdy przekroczy granicę. Dla siebie. Dla rodziców. Dla wszystkich. Nawet jeśli za chwilę będzie rzygał krwią.
- Hekireki Issen – uderzył.
- Akcje:
- 1. Wyzwalam się wraz ostrzem z karku demona.
2. Odbijam się od klatki demona i lecę w kierunku Suki ścinając nadciągające macki,
3. Ratuję Suki i zamieniam się z nią miejscami,
4. Motywuję się HD do użycia 3 raz formy pod rząd,
5. Użycie 1 formy oddechu pioruna, aby przebić szybkością demona i go ściąć.
Bezsilność..
To czuła gdy demon zaczął ją powoli ciągnąć w swoją stronę, jakby delektując się tym co mogła Marechi czuć. - Sh.. - zacisnęła nagle mocniej szczękę powstrzymując się przed zawołanie jego imienia. Nie chciała być mu już bardziej dłużna. Nie mogąc nawet tego jednego razu być jego tarczą, którą on był dla niej zbyt wiele razy. Kątem oka wyłapała błyśnięcie pioruna, który pomknął na wielkiego demona nieopodal niej. Zrobiła większe oczy widząc jak Tachibana zatrzymał się w połowie ataku nie zdolny do przecięcia karku większego przeciwnika. - Uważaj! - krzyknęła w jego stronę widząc jakby z pierwszego rzędu całą sytuację. "Siła jest domeną Wiatru i Płomienia.." te słowa odbijały się echem w jej głowie. Słowa zasłyszane od jednego z zabójców.
Gdy nagle Shotaro pomknął w jej stronę z zamiarem wyswobodzenia jej z macek chcącego ją pożreć demona, zaniemówiła na chwilę lądując na ugiętych nogach tuż przy swoim wybawcy. "Znowu.." szepnęła zimnym tonem głosu wpatrując się w jego zimne oblicze. Delikatny rumień wpełzł na jej poliki mimowolnie. Pamiętała co powiedział Kagami, że trochę potrwa aż jej uczucie do tego zabójcy wygaśnie. Przygryzła dolną wargę mimowolnie.
"Ja się nim zajmę.."
Przytaknęła twierdząco podnosząc się z kucek i na sekundę upierając się o jego plecy. - Więc ja się wezmę za tamtego.. - powiedziała stanowczym głosem zawieszając wzrok na wielkoludzie który powstał z martwych ciał mniejszych demonów. - .. nie umieraj.. - szepnęła ciszej z troską w głosie, której nie potrafiła przed nim ukryć. Zacisnęła mocniej dłonie na rękojeściach wciągając więcej powietrza w płuca.
- Kaze no kokyu.. Ku no kata: Idaten Taifū.. - mruknęła ruszając przed siebie z tylko jednym zamiarem w tej chwili. Mianowicie ścięcia tego demona, którego Tachibana nie był w stanie zabić swoim atakiem. Szarżując na pełnej prędkości wyskoczyła do przeciwnika wykonując jedno cięcie, które przyjmuje formę ogromnego okręgu z powietrza poruszającego się z niesamowicie dużą prędkością i przecinającego wszystko co stanie na jego drodze - nawet takie obiekty jak budynki. Celem był kark demona. Wkładając w ten atak całą swoją siłę, którą potrafiła z siebie wykrzesać.
W zależności czy udało jej się zabić demona czy nie, lądując nieopodal przyjęła pozycję defensywną, gotowa się bronić przed ewentualnymi atakującymi ją w pobliżu demonami. Tudzież ruszyła na najbliższe cele znajdujące się w jej pobliżu.
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
⠀⠀⠀⠀Niemniej piorun pojawił się i zniknął, zostawiając rybaka sam na sam z demonem. Jeden nie miał miecza, a drugi ręki. Można więc powiedzieć, że szanse były całkiem wyrównane. A skoro zakładnik został bezpiecznie usunięty to nic nie stało na przeszkodzie, by pójść na całość. Choć całość w ustach szermierza bez broni było nieco na wyrost. Na szczęście Takashi zabierając Michio zostawił na miejscu swój miecz, który teraz leżał zablokowany pomiędzy dachówkami. Kirei po zderzeniu z Norio odskoczył i przypadł nisko, podnosząc ostrze. Nie leżało mu dobrze w dłoni i całym sobą mówiło, że nie jest jego własnością. Ale nie miało to znaczenia - nichirn to nichirin.
⠀⠀⠀⠀Sytuacja była dynamiczna, przestrzeń ograniczona a demon już szykował się do ataku, a może nawet regenerował utraconą kończynę. Przez krótką chwilę poczuł pokusę wypróbowania formy oddechu słońca, ale jednocześnie poczuł obawę, że jeśli zawiedzie, to błąd ten będzie mógł kosztować go zdrowie i życie. Lęk o własne cztery litery wrócił tak szybko, jak dziecko zniknęło z dachu. Nie ginąc tu i teraz mógł się bardziej przysłużyć Korpusowi i ludzkości.
⠀⠀⠀⠀Wiedział też, że siła a właściwie jej brak był jego największą słabością. Przez te wszystkie czynniki zdecydował się na użycie szóstej formy. Gdy tylko pewniej złapał broń uspokoił oddech i rozpoczął obrót, tnąc po skosie od góry do dołu, chcąc tym atakiem zadać Norio możliwie jak najszersze obrażenia, nie skupiając się w ogóle na głowie i szyi. Chciał uszkodzić nogę, rozciąć brzuch i drugą rękę, szykując się dopiero do zadania ostatniego ciosu. Jeśli plan się powiedzie, zamierzał wyprowadzić kolejny atak, tym razem prosto w szyję demona. Gdyby jednak sprawy potoczyły się nie po jego myśli, chciał odskoczyć w bok, pozostając z demonem na dachu i po uniku wyprowadzić kontratak w najbardziej odsłoniętą część ciała.
- Spoiler:
- 1. Schylenie się, złapanie miecza
2. Użycie szóstej formy
3a. Atak kończący na osłabionego demona
3b. Odskok w bok i kontra
4a zejście z dachu i pomoc ludziom na dole jeśli jest taka potrzeba
4b dalsza defensywa
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Nie musiałem zawierzać umiejętnością Suki czy Shotaro, bo miałem okazje poczuć na własnej skórze i zobaczyć na oczy, do czego byli zdolni. Moment nie uwagi wykorzystała Sayaka, która znowu posłużyła się ostatnią formę oddechu płomienia. Chciała zakończyć w tej sposób walkę, ale przeciwnik zdołał się zasłonić przed jej ciosem, co przypłacił utratą ręki, ale jej ofensywa spotkała się z nieprzewidzianą kontrą, włócznia przebiła na wylot brzuch Karasawy, ciężką ją raniąc. Moje ciało samo ruszyło w jego stronę, atakiem znienacka ciąłem, pierwszą rzecz, która napatoczyła się mojemu ostrzu. Noga demona zasmakowała mojego ciosu, na której został wyraźny dotkliwy ślad.
Moje oczy dosłownie zaczęły się mienić, złote tęczówki w pół mroku przypominały dwa ogniki, czułem narastający gniew w środku, złość, którą przez tyle lat byłem w stanie kontrolować. A teraz nie mogłem powstrzymać jej buzowania, znowu to się działo. Znowu osoba, która współpracowała ze mną, została ciężko ranna, znowu muszę patrzeć, jak cierpią inni. Przez widok rannej Sayaki coś mi się przypomniało coś, o czym próbowałem nie myśleć, coś, co próbowałem przemilczeć i zapomnieć, bo nie potrafiłem stawić czoła rzeczywistości, obwiniając się jego losem.
Jakiś czas temu doszły do mnie wieści, że Kanuchi Hanshin poległ w walce z innym demonem, wieść ta rozdrapała stare rany, narodziła wiele wątpliwości i poczucie winny. Czy gdyby nie stracił oka, w ogóle szukałby demonów na własną rękę, czy te utracone oko mogło przeważyć o jego losie? Nie znałem go zbyt dobrze, spotkałem go tylko raz, krótko porozmawialiśmy i współpracowaliśmy, ale znaleźliśmy nić porozumienia, myślę, że finalnie mógłbym go zaliczyć do grona przyjaciół na dobre i złe. Nie wiedziałem, co dokładnie między nimi było i kogo zdecydowała się wybrać Karasawa, ani czy on na pewno coś czuł do niej, w końcu nie poruszył tych kwestii, w obozie przed misją. Może dłużej trzymałbym trupa w tej szafie, ale widok rannej Sayaki, która czuła coś do niego, przywołał w mojej głowie na krótki moment jego szczery i serdeczny uśmiech, który nie mógłby nikogo obwiniać za swój los, w końcu był wojownikiem.
Tak wiem... Wybacz przyjacielu.
Miałem przez krótki moment wrażenia, jakby ktoś położył mi dłoń na ramieniu, ale gdy szybko skierowałem tam wzrok, nikogo nie było. Może to sobie wmówiłem, może podświadomość płatała mi figle, gdy umysł i serce zostały przytłoczone nieprzyjemnymi emocjami i cierpieniem. Sprzedałem sobie lekkiego kuksańca w prawy polik, aby otrząsnąć się z tego wszystkiego. Musiałem wziąć się w garść, przekuć żal i złe emocje w determinacje. Nie mogę się rozklejać nad sobą i swoimi emocjami, gdy on pomimo braku oddechu walczył z demonem i nawet przekroczył własne ograniczenia, pomimo przeciwności losu, które przezwyciężył, nie poddał się i ja też nie zamierzam. Widok mierzącego we mnie demona, nie napawał mnie strachem, czułem jak adrenalina i złość wymieszana w moim wnętrzu rozlewały się gorącem.
Nic nie odpowiedziałem Dekuro jedynie spojrzałem z ogromną dzikością i determinacją. W głowie rozbrzmiał głos wściekle warczącej Sayaki, która zamierzała wykorzystać swoją pechową sytuację, ale to nie było zbyt rozsądne. Chwyciła za włócznie i zamierzałam zaatakować demona, nie zamierzałem jej tego utrudnić, ale wywrzeć presje na demonie. Ponownie wyprowadziłem zachowawczy atak mieczem poziomo, aby odgonić przeciwnika od rannej towarzyszki i tym samym obronić ją przed ewentualnie zbliżającym się atakiem. Raczej przypuszczałem, że demon puści swoją broń i uskoczy tak, jak wcześniej niż głupio zginie, ale na wszelki wypadek lepiej było dmuchać na zimne.
- Dość zrobiłaś... Masz się wycofać i skupić się na tym, żebyś doczekała rana. Rozumiesz!?... Ona jest moja! - Powiedziałem stanowczo, chłodnym siarczystym tonem, który pojawiał się u mnie jedynie w sytuacji bez wyjścia. Wtedy kiedy już nie było ze mną żadnego pola do negocjacji czy dialogu, byłem uparty każdy, kto mnie znał, wiedział, że to był ten moment, że nic już nie zmieni mojej decyzji. Ona na pewno nie raz go doświadczyła, w końcu znaliśmy się kawał czasu i zawsze, gdy ta karta szła w ruch, nic nie mogło zmienić mojej decyzji, ani groźbą czy prośbą. Stanąłem na linii między Sayaka a demonem, nie zamierzam więcej pozwolić jej podejść do Karasawy, teraz to już była tylko walka jeden na jeden, moja zdobycz i mój cel.
Musiałem, jak najszybciej pokonać swojego przeciwnika i załatwić białowłosej, pomoc medyczną, której potrzebowała. Zanim pojawią się jakieś komplikacje, zakażenie, albo – co gorsza – pojawi się więcej przeciwników. Musiałem sięgnąć do rezerwowych pokładów energii, do samego wnętrza i wyszarpać z niego więcej siły, znacznie więcej niż w normalnej sytuacji bym był w stanie.
Cały dzień trenowaliśmy podstawy oddechu słońca, które próbowałem, jak najlepiej wypalić w swojej głowie. Mistrz wspomniał, że nawet jedno jego użycie może nieść za sobą poważne konsekwencje, ale nie było sensu się tym teraz przejmować, jeżeli kiedykolwiek ma mi się udać, to również dobrze może się udać, teraz gdy tego potrzebowałem.
Gdy moje emocje szalały od złości i żalu, gdzie bezbronni ludzie cierpieli, umierali. Gdzie filary walczyły na śmierć i życie z księżycami, nie ustępując im, gdzie sam mistrz pojawił się nie polu bitwy i załatwił jednego z nich. Każdy był gotowy na poświęcenie i dawał z siebie wszystko, nie chciałem umierać, ale nie zamierzałem odstawać. Ostatnim razem nic nie mogłem zrobić, żeby powstrzymać krzywdę towarzysza, a już nigdy nie chciałem być tak bezbronny, jak na początku swojej podróży z demonami, tak samo, gdy Hanshin stracił oko w Kioto, a ja nie mogłem mu pomóc na czas. Nie chciałem już nigdy czuć się ograniczony czy bezsilny, to było najgorsza rzecz na świecie. Stanąłem przed wielkimi drzwiami, za którymi było cała masa schodów do szczytu, ale musiałem najpierw otworzyć zamknięte wrota, żeby móc kroczyć dalej, przezwyciężyć swoje limity i ograniczenia.
Zacząłem, wciągać gwałtownie powietrze do płuc i rozprowadzać tlen do każdego zakamarka mojego ciała, aby każdy najmniejszy mięsień dostał swoją porcję i miał jeszcze więcej siły. Robię szybki wypad w stronę przeciwnika, gdzie tuż przed nim odrywam nogi od podłoża i skręcając tułów, wykonuje poziom cięcie z pełnym obrotem wycelowane w kark demona.
albo ją przed sobą stworzę
— Córka dobrze wybrała, jednak nie jesteś niezniszczalny, pamiętaj o tym. A teraz oszczędzaj siły. — Powiedział, a jego głos odbijał się echem w jego głowie, tak samo jak dźwięk oddalających się kroków.. Powoli Tsuna oddalał się ku świecącej wyrwie w budynku, aby finalnie zniknąć w blasku.
"Pokonaj swoje limity!"
- Auć:
1. Ból.
2. Halucynacje.
3. Kruki.
Ilekroć zauważył przy okazji broń leżącą gdzieś na ziemi, czy to wciąż trzymaną przez konającego demona, czy samotnie, uderzał w nią od góry końcówką katany. Jego ruchy były metodyczne, ale coraz bardziej machinalne; dzięki temu mimo otępiałości wciąż był w stanie działać szybko i ładować siłę w ciosy, mimo narastającego wyczerpania. Nie był jak silniejsi i odważniejsi od niego zabójcy, nie potrafił przełamywać swoich limitów – był jednak w stanie chociaż dawać z siebie tyle ile mógł, na miarę własnych możliwości. Nawet w tym dziwnym, choć wcale dla niego nie obcym, stanie lekkiego oderwania od rzeczywistości. Jedyne na czym był w stanie się skupić to krakanie kruków, uciekające demony oraz ich paskudne, paskudne bronie. Wszystko inne zostało zepchnięte na dalszy plan.
- ...:
- 1-3. działanie wedle wskazówek przekazanych przez kruki, czyli: uderzanie końcówką katany w bronie demonów w celu rozwalenia ich, niezależnie od tego czy są trzymane w ich łapach, czy leżą gdzieś na ziemi
don't take it easy on the character
I am the character
‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒
#f6bd60 ✾ kuri
they won't know who I was before
and I will cut off my fingers, no ID to find me
Shotaro odskoczył od swojego przeciwnika śpiesząc z pomocą dla Suki. Jego zręczność i szybkość pozwoliły mu uniknąć olbrzymich rąk i zjawić się obok uwięzionej przyjaciółki. Ostrze z pewnym trudem odcinało kolejne macki, wyswobadzając Suki z potrzasku. Nie poprzestawał na tym, chciał zabić morskiego potwora który znalazł się daleko od domu. Tylko czy takie monstrum miało w ogóle szyję? W każdym razie Shoto raz jeszcze zaczerpnął powietrza w płuca szykując się do wykonania pierwszej formy. Napięte mięśnie zadrżały gdy energia popłynęła przez nie raz jeszcze a samuraj zaszarżował oddzielając łeb monstrum od kikutów macek. Trysnęła czarna krew, a potwór zniknął. Shotaro stał zaś nieruchomo w miejscu, nie dowierzając własnym oczom. Zrobił coś, co nie powinno mu się było udać. Ale w końcu organizm musiał zapłacić swoją cenę - Shoto poczuł jak robi mu się słabo i upadł ciężko na ziemię w drgawkach, nad którymi nie miał kontroli. Był świadomy swojej sytuacji, ale nie był w stanie sam się podnieść.
Suki za to na cel obrała większego potwora, który w czasie gdy samuraj uwalniał ją z uścisku macek - zbliżył się do nich i zaszarżował wściekle potężnymi rękami z długimi szponami. Za późno było na własne ofensywny - dziewiąta forma wiatru posłużyła jako tarcza, tnąca dłonie i pazury na niegroźne fragmenty mięsa a nawet przebijając się w głąb torsu demona. Ten jednak dalej stał na nogach, a rany zasklepiały się niemalże natychmiast. Na szczęście dla nich do walki wkroczył Daisuke, który uderzył na potwora od tyłu, odcinając mu łeb jednym cięciem. Tym razem cielsko zaczęło rozsypywać się definitywnie w proch.
— Zajmij się nim. — rzucił do Suki spoglądając na Shotaro, a sam ruszył dalej.
Sayaka nie zamierzała odpuszczać. Zamiast tego złapała za tkwiącą w niej włócznię, chcąc zostawić ostrze w sobie, pozbawiając tym samym Dekuro jej broni. Zamaskowana demonica nie traciła czasu na szarpaninę - puściła włócznię i odskoczyła w bok, unikając tym samym połączonego ataku płomieni.
Yuichiro zatrzymał swoją towarzyszkę przed dalszą walką stając między nią a demonem. Całą swoją postawą dawał jej wyraźny sygnał, by nie nadwyrężała dalej swoich sił. Dekuro w międzyczasie zregenerowała utraconą kończynę, uważnie obserwując poczynania dwójki zabójców. Nawet fakt, że jej mentor zginął nie zmienił jej woli walki. Może w objęciach śmierci chciała dołączyć do Hisoki, a może po prostu czerpała radość z walki i nie zamierzała uciekać w obliczu porażki? Sayaka korzystając z okazji odcięła od siebie resztę włóczni, przecinając ją bez trudu.
Obie strony szykowały się do ponownego starcia. Yuichiro odtwarzał w głowie ruchy które jeszcze nie dawno pokazywał im Mistrz, a które sam później powtarzał. Czy to wystarczyło by oddech słońca przyszedł mu w sukurs? Wspomnienia o bliskich których stracił i zawiódł zawładnęły nim całym. Dlaczego przez ten cały czas był za słaby by chronić tych, na których mu zależało? Teraz też starał się bronić Say, ale czy temu podoła? Złapał mocniej za miecz i rzucił się do przodu. Dekuro zaś wypatrywała uważnie, czekając na powtórkę z potężnych ataków, które miała już okazję poczuć na własnej skórze - tym razem pokrytej niepokojącą czarną łuską. Tyle, że tym razem nie mierzyła się z oddechem płomienia. Ostrze z nichirin rozgrzało się jak na płomień przystało, ale nie zatrzymało się na zwykłej, pomarańczowej barwie. Kolor zmieniał się dalej, przechodząc w żółty, a w końcu czystą, palącą biel słońca w letnie południe. Krąg utkany ze światła rozjaśnił plac, a cięcie przeszło niemal niezauważalnie przez kark Dekuro, oddzielając głowę od ciała.
Yuichiro wylądował ciężko na nogach, a światło bijące z Hitetsu gwałtownie zgasło. W oczach zabójcy też pociemniało. Nie wiedział nawet kiedy wylądował na kolanach, a w ustach poczuł gorzki smak własnej krwi. Obok niego leżało ciało demona rozsypujące się powoli w proch. Szponiasta dłoń Dekuro zaciskała się na kawałku mięsa, którego brakowało w prawym udzie Kagamiego. Zabójca ogólnie nie czuł się w tym momencie najlepiej - jego ciało drgało spazmatycznie i potrzebowało chwili, by znowu funkcjonować. Przy każdym wdechu płuca zdawały się palić żywym ogniem.
Obok niego wylądował Daisuke i przyglądał się mu z zagadkową miną. Sprawnie owinął mu nogę bandażem spowalniając krwawienie, a potem przyjrzał się Sayace, która z każdą chwilą bladła coraz bardziej. Może i miała olbrzymią wolę walki, ale jej ciało miało olbrzymią wolę położyć się i odpocząć, tu i teraz.
— Obawiam się, że to przekracza moje kompetencje. Ale zdaje mi się, że medycy są już blisko. — mówił to w chwili, gdy na plac wkraczali ludzie którzy jeszcze przed chwilą uciekali z niego osłaniani przez innych zabójców. Może nie z demonami, ale ze śmiercią gotowi byli walczyć o każde życie.
Atsuko przekazała informacje najbliższemu krukowi, który pokiwał mądrze głową i wzbił się wyżej, do pobratymców. Czy poda wiedzę dalej to już inna sprawa. Sama tropicielka ruszyła na ratunek nierozważnym zabójcom. Rybakowi na dachu rzuciła tanto które z cichy świstem dosięgło celu, wbijając się gdzieś pomiędzy dachówki. Lepszy rydz, niż tanto w plecach. Dalej pognała w ślad za spadającą gwiazdą, czyli Takashim. I dobrze, że poszła za nim, bo w tym samym budynku kręcił się jeden z małych potworów z bardzo dużym nożem w dłoni. I chciał go chyba zapoznać z wnętrznościami pioruna. Na szczęście strzała szybko posłała go na ziemię. Wyglądało na to, że zostali sami. Ona, płaczące dziecko i kaleki bohater którego świadomość odpływała w sobie tylko znanych kierunkach - widząc znajomą postać Tsuny (A może Atsuko?) organizm dał za wygraną i najzwyczajniej w świecie zemdlał, odcinając się od wszechogarniającego bólu.
Fudehiko dzielnie kroczył uliczkami dopadając niedobitki i eliminując dzierżone przez nich bronie swoją kataną. Kroczył tak dalej, wymierzając sprawiedliwość i czyszcząc Yonezawę, gdy z jednego zakamarku wyskoczyła dziewczynka. Dzielnie powstrzymywała łzy cisnące się do oczu.
— Nie widziałeś mojego brata? — zapytała i zasmarkała nosem. W dłoni trzymała ostrze z którego płynęła krew.
Kirei desperacko sięgnął po miecz Takashiego. Chciał z jego pomocą kupić czas dla siebie i innych. Zacisnął dłonie na obcej rękojeści a miecz też zdawał się zdziwiony zmianą właściciela, nie mówiąc już o płynności i jednoczesnej delikatności ruchu, w który został wprawiony. Cięcie z obrotu nabrało siły, tnąc Norio głęboko w bok. Demona zaślepiała wściekłość na przerwaną jego zdaniem nieuczciwie grę i dopiero atak Rybaka otrzeźwiło go nieco. Spojrzał na swojego przeciwnika, na ludzi na dole i zdawał się dostrzegać, że ogólny rozrachunek tego starcia nie układał się po jego myśli. Zamiast możliwości ataku, szukał drogi ucieczki. Kirei zaszarżował raz jeszcze, ale Norio nie miał zamiaru tracić czasu - chciał uskoczyć przed tym atakiem i ewakuować się póki jeszcze było to możliwe. Tyle, że wtedy wpadł na niego od tyłu Taiga wbijając ostrze Arashi w plecy demona. Ostrze może nie zagłębiło się głęboko, ale zatrzymało go w miejscu do cięcia Kireia - topornego, upartego cięcia przypominającego rzeźnicką robotę, gdzie ostrze przeszło przez ciało z musu. Norio ostatnim odruchem zaatakował przed siebie, wbijając szpony jednej ręki w bok Kireia, rozcinając skórę i mięśnie, ale nie wnętrzności. Może było to szczęście, może zasługa uważnego wzroku.
Na ulicę gdzie zgromadzeni byli ludzie wpadła Satoru. Widząc tłum uśmiechnęła się szeroko, jakby na jej plecach nie było dwóch filarów i wypuściła przed siebie obłok topiącego wszystko gazu.
— Shi no kata: Sei En no Uneri — wyszeptał Mistrz stając między ludźmi, a mocą Jedenastej Kizuki. Płonąca czarnym ogniem katana zatoczyła okrąg, odcinając wszystko za sobą od śmiertelnego obłoku. Zasyczało a ściany stojących obok budynków rozpuściły się, ale wyglądało na to, że fala została zatrzymana. Satoru zdawała się być w transie - olbrzymie źrenice, rozbiegane spojrzenie i drżenie całego ciała. Czy ktoś tak nisko w hierarchii byłby w stanie uciekać dwóm Filarom? Takeshi i Nobu odcinali jej drogę ucieczki, ale nie atakowali. Czekali na sygnał.
— Opowiesz nam wszystko, a umrzesz bez bólu. — powiedział cicho i ruszył w jej stronę.
Informacje:
- Czas na odpis - 72h (umownie do końca 13.01.2023).
- Odpis w ciągu 24h od posta MG - do 5 akcji w poście
- Odpis w ciągu 48h od posta MG - do 4 akcji w poście
- Odpis w ciągu 72h od posta MG - do 3 akcji w poście
- Spóźnienie - -1 akcja co 24h opóźnienia
- Spoiler:
- Sayaka:
- rana 4 poziomu, włócznia przeszła na wylot uszkadzając jelito i żołądek. Po wyjęciu włóczni - rana 3 poziomu z krwotokiem.
- Czujesz się słabo. Adrenalina opada, ciężko będzie ci zrobić coś więcej.
- Suki
- Rana 1 poziomu x4 na przedramionach i łydkach.
- Shotaro
- Rana 2 poziomu po użyciu oddechu ponad swój limit. Drgawki ustąpią w następnej turze. Ból całego ciała już nie.
- Yuichiro
- Rana 3 poziomu - Dekuro wyrwał ci kawałek uda i uszkodził tętnice. Leje się krew, a prawa noga będzie częściowo niesprawna do rekonwalescencji.
- Rana 1 poziomu - kilka zadrapań na ciele po pierwszej wymianie ciosów z Dekuro.
- Rana 2 poziomu - ogólne zmęczenie organizmu po użyciu formy słońca, ból rozlewający się po całym ciele.
- Statystyki -10 na 2 tury.
- Dodatkowe trzy tury nie używania oddechu doliczane do aktualnego CK.
- Kirei
- Rana 2 poziomu na boku. Krwawi, boli ale da się przeżyć.
- Takashi:
- Rana 4 poziomu x2 - zmasakrowane nogi, zerwane więzadła, pęknięte kości, mięśnie rozerwane. Chodzenie niemożliwe
- Rana 4 poziomu x2 - ręce niezdolne do używania, obrażenia analogiczne jak na nogach
- Rana 3 poziomu - połamane żebra, rozcięta skóra, obite płuca, oddechy płytkie, bolesne
- Użycie ezoterycznej formy w przeciągu najbliższych 4 fabuł grozi zawałem serca.
Zemdlałeś.Słodkich snów aniołku <3- Sayaka:
"Dość zrobiłaś..."
Te słowa zabolały bardziej niż tkwiąca w jej ciele włócznia! Podkreślając to jaka była bezużyteczna w tej walce.
"Masz się wycofać i skupić się na tym, żebyś doczekała rana."
Bzdura!
"Rozumiesz!?... Ona jest moja!"
Dłoń na rękojeści miecza zacisnęła się jeszcze bardziej! I choć ciało zaczynało przypominać o swoim limicie, Karasawa poczuła narastającą złość po jego słowach. W kącikach zamglonych złotych ślepi pojawiły się znikome ilości słonej cieczy. Zacisnęła szczękę żeby nie warknąć na Kagamiego w goryczy i wściekłości. Cały ten stan jednak ustąpił szokowi jaki wywołał atak płomiennowłosego. Rozchyliła usta wpatrując się w zabójcę, który wykonuje formę oddechu, którego żadne z nich nie opanowało jeszcze. Barwa jaką przyjął jego nichirin nie przypominała żadnej, jaką posiadali zabójcy oddechu płomienia. Oślepiający niemalże blask ostrza sprawił że zasłoniła odruchowo przedramieniem twarz, ale nie na tyle aby nie widzieć tego ataku.. Wypuściła aż miecz z dłoni. Nogi się pod nią ugięły i padła na kolana tuż po tym jak Yuichiro runął na ziemię. - Yui! - krzyknęła jego imię na czworaka do niego podchodząc ostatnimi siłami gdy Daisuke opatrywał jego nogę. Podniosła spojrzenie na Hashirę pioruna i spojrzała na swoją ranę. Nic nie powiedziała, biorąc Kagamiego w ramiona. - Jak tu umrzesz.. to Ci tego nie wybaczę! - warknęła ocierając kciukiem krew z kącika ust. Wpatrując się w jego stan czuła żal, czuła gniew. Ale nie był skierowany w kierunku złotookiego, ale w swoją stronę. Czuła się winna jego stanowi. Otarła rękawem łzy z oczu. - Zawsze musisz być we wszystkim pierwszy.. uparciuchu.. - szepnęła pod nosem rozglądając się za medykiem. - Medyk! Tutaj! - krzyknęła z całej siły.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
"Zajmij się nim."
Jasne niebieskie tęczówki pomknęły w kierunku, w którym wskazał Daisuke. - Tak jest! - krzyknęła biegnąć w kierunku leżącego na ziemi chłopaka. Rozglądając się po najbliższej okolicy w poszukiwaniu zagrożenia, gotowa aby pozbyć się nadprogramowych przeciwności losu. Jeśli nic takiego nie dostrzegła, to schowała swoje miecze i ze wślizgiem wylądowała przy leżącym zabójcy. - Jestem przy Tobie.. - powiedziała ze spokojem w głosie. Kładąc najpierw ostrożnie dłoń na jego plecach, między łopatkami. - Wszystko będzie dobrze.. - dodała ostrożnie obracając go na plecy i sprawdzając czy nie ma jakiś widocznych ran. Przyłożyła dłoń do polika, uważnie wpatrując się w jego twarz. - Przepraszam.. znowu musiałam na Tobie polegać.. - szepnęła pochylając się nad nim, przyłożyła swoje czoło do jego. - To był ostatni raz.. - szepnęła cicho, ale mógł ją usłyszeć bez problemu. "Źle oceniłam sytuację.. popełniłam kilka błędów.. muszę być w tym lepsza.. muszę mieć więcej doświadczenia w walce.." skomentowała w myślach. - Jesteś silny, wyjdziesz z tego.. Tachibana-san.. - z tymi słowami pochyliła się niżej i lekko musnęła chłopaka ustami. Po czym zmieniła ułożenie i wstała z ziemi z rannym piorunem na rękach. - Medyka! Szybko! - zawołała i ruszyła w stronę medyków NE bo tylko oni mogli mu udzielić odpowiedniej pomocy. Nadal zachowując czujność, bo nie wiedziała czy to był koniec ich walki, czy zaraz nie będą musieli się przegrupować i podjąć kolejnych zmagać z demonami.
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
– J-jak brat w-wygląda...? Mo- może Fudehiko go widział – zapytał niepewnie, zniżając katanę tylko na tyle, by wciąż móc jej użyć w razie niespodziewanego ataku demona; przy okazji spojrzał na zakrwawione ostrze, które go bardzo niepokoiło, chyba przez te wszystkie paskudne bronie, które dotąd zniszczył. – U-um- jeśli to ostrze wzięte z z-ziemi, Fu- Fudehiko prosi o podanie mu go...! P-przysięga, to bardzo ważne - wyrzucił z siebie z naciskiem, tym razem używając bardziej zdecydowanego tonu.
Teraz, gdy tylko się zatrzymał, nerwowa energia ponownie zaczęła buzować po jego skórą i każde uderzenie serca zdawało się przeciągać w nieskończoność. Chyba by nie zniósł, gdyby na jego oczach ostrze pożarło dziewczynkę, albo oblało ją kwasem, albo wybuchło...! Najchętniej od razu wyrwałby je i rzucił jak najdalej, ale nie chciał spłoszyć młódki lub sprawić, by im obu stała się krzywda. Już wolał by ostrze wybuchło w jego dłoni niż dłoni dziewczynki; mundur zabójców był ognioodporny... nawet jeśli sam zabójca nie był, ale to było w tej chwili mniej ważne. Były rzeczy straszniejsze niż odrobina bólu i kolejne blizny na ciele. Plus zawsze istniała szansa, że to zwykłe ostrze.
Był bardzo spięty, lecz można to było zwalić na wszechobecny chaos, niżeli aktualną sytuację samą w sobie. Gotów do działania – wzrok skupiony na zakrwawionym ostrzu, szukając w nim czegokolwiek podejrzanego, by móc zareagować zależnie od tego, co się stanie. Na przykład gdyby przeklęty przedmiot zdecydował się wyrwać z drobnej dłoni dziecka i spróbować je pożreć, albo nawet zrobić cokolwiek, czego normalne ostrze nie powinno robić. Wtedy wytrąciłby przedmiot z dłoni dziewczynki najdalej jak był w stanie, osłaniając ją przy tym własnym ciałem i cały czas starając się mieć ostrze chociaż częściowo w polu widzenia, by móc zareagować zależnie od tego jak się zachowa. Lecz gdyby zostało mu podane bez żadnego protestu, cóż – liczył jedynie, że nie wyjdzie z tej sytuacji lżejszy o całą jedną rękę(makabryczna i przerażająca myśl, przywołująca wspomnienia z egzaminu). Odrzuciłby je natychmiast za siebie, na tyle daleko daleko na ile mógł, skupiając się raczej na tym, by zrobić to jak najszybciej i ewentualnie osłonić – lub obronić – swoją niespodziewaną podopieczną. Adrenalina płynąca w jego żyłach – jak na ironię – rozjaśniła jego umysł na tyle, że mimo przerażenia był gotów szybko i sprawnie podążyć tym wymyślonym na poczekaniu planem działania.
- insert crying emoji:
- 1. zahamowanie się przed ścięciem niewinnego dziecka
2. zachowanie czujności, by nic z zewnątrz ich nie zaskoczyło
3. zapytanie o wygląd brata i poproszenie o podanie mu ostrza jeśli wzięte z ziemi
4a. jeśli ostrze zacznie robić dziwne rzeczy nim zostanie mu podane – wytrącenie go z ręki dziecka jak najdalej, przy okazji osłaniając je własnym ciałem(najważniejsze znaleźć się po prostu między bronią a dzieckiem jako bufor lol)
4b. jeśli ostrze zostanie mu skutecznie podane – odrzucenie go natychmiast jak najdalej jak najszybciej za siebie(wciąż głównie skupiając się na znalezieniu się natychmiast między ostrzem a dzieckiem, a potem niech sie dzieje wola nieba)
don't take it easy on the character
I am the character
‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒
#f6bd60 ✾ kuri
they won't know who I was before
and I will cut off my fingers, no ID to find me
⠀⠀⠀⠀Piątka, dla której działania młodego Shiratori znaczyły tyle co nic. Myśl dołująca, ale jakże prawdziwa. Ciągle miał przed sobą długą drogę. Aby cokolwiek zdziałać, cokolwiek znaczyć.
⠀⠀⠀⠀Opuścił miecz, który oparł się o grunt tuż obok ściętej głowy jednego z demonów. Niedługo zniknie także jego ciało, pozbawione życia truchło rozsypie się w popiół jeszcze przed wschodem słońca.
⠀⠀⠀⠀— Dobra walka — mruknął do Kireia, choć w jego pochwale czaiła się doza goryczy. To nie obecność Taigi wpłynęła na wynik starcia. Był w najlepszym wypadku pomocnikiem taszczącym nieswoje miecze. Chyba każdy chciał być po trochę bohaterem, a kiedy nie osiągnęło się nic godnego pochwały, radość z wygranej przybierała cierpli smak.
⠀⠀⠀⠀Dla odmiany przestał się wydzierać. I tak nikt nie zwracał na niego uwagi, a kiedy do gry wkroczyli Mistrz i Hashira, niewiele zostało do roboty. Skoro wokół nie widział już innych demonów, mógł stać i obserwować przebieg walki, dla której najsilniejszy z nich odgrodził się od wszystkiego i wszystkich ochronnym kręgiem.
- Skrót:
- 1. Obserwacja walki.
#79A5A8 || covered in snow
the trees rest in
winter silence
Majaczył jednak, co sprawiło że przywołała na twarz wydarz niezadowolenia zmieszany z troską. Zanim zdążyła jednak cokolwiek powiedzieć, powieki wreszcie opadły mu ciężko, a on sam odpłynął w sobie tylko znanym kierunku. Mogła mieć tylko nadzieje, że będzie to sen ciężki, pozbawiony snów lub przetykany tylko tymi dobrymi.
Nie bardzo wiedziała też, co powinna z nim w tym momencie zrobić. Częściowo zrujnowana chałupa nie wydawała jej się zbyt odpowiednim miejscem do zostawienia go. Jeszcze parę chwil temu ustrzeliła w niej demona, nie mówiąc o tym, że naruszona struktura mogła równie dobrze runąć zaraz i dokonać dzieła, które rozpoczął sam Takashi.
Przez moment próbowała jeszcze uspokoić dzieciaka, zapewniając go, że wszystko już dobrze, że ona go obroni i że musi być dzielnym chłopcem. Przykazała mu także, żeby broń wszyscy bogowie, nie podnosił noża, który jeszcze przed chwilą trzymał w łapach demon, którego ustrzeliła. W końcu jednak odsunęła go od siebie i zaczęła rwać paski ubrania lub jakiejś tkaniny, którą mogła znaleźć w zasięgu wzroku w domu, w którym właśnie się znajdowali. Nie było to najbardziej higieniczne rozwiązanie, jednak mogła zrobić przynajmniej tyle - zabezpieczyć te rany Takashiego, które krwawiły, a w ten sposób ograniczyć prawdopodobieństwo jego przejścia na tamten świat.
Potem złapała go za fraki. Palce zacisnęły się na tkaninie na ramionach i pociągnęła go w kierunku wyjścia z budynku, Michio każąc iść za nimi. Chciała zaciągnąć Takashiego w bezpieczne miejsce, o ile oczywiście jakieś można było aktualnie w Yonezawie tak nazwać. Chodziło jej głównie o plac, gdzie zbierali i ochraniali ludzi, którzy nie mogli za siebie walczyć, jednak kiedy tylko mogła rzucić spojrzeniem w tamtym kierunku, okazało się, że jeden z demonów przedarł się tam. Nawet jeśli już otoczyli go doświadczeni zabójcy czy nawet mistrz, zatrzymała się i delikatnie puściła zabójcę pioruna, tym razem sięgając w kierunku chłopca, by złapać go za dłoń. I dla pocieszenia i by łatwiej jej było w razie czego nim dysponować.
She might not make it home tonight.
Chciałem to zakończyć dla dobra Sayaki, nawet jeżeli musiałbym to zakończyć do jednym ciosem. Nie przejmowałem się również tym, czy przeciwnik wyprowadzić w tym czasie jakąś kontrę i wykorzysta mój pęd przeciwko mnie. Wierzyłem w coś, czego nikt nie widziałem i tym mogłem przypłacić życie, jeżeli to wszystko okazałoby się bujdą, zwykłą bajką a ja poruszony i zaślepiony emocjami postawiłem na złą kartę. Jednak tak się nie stało, mimo że był to dość desperacki atak, czcze życzenie. Użyłem formy oddechu słońca, którą pierwszy raz zobaczyłem kilka godzin wcześniej, a do wieczora ją ćwiczyłem. Miecz rozświetlił się jeszcze mocniej, niż przy formie z repertuaru oddechu płomienia i ciał nieubłaganie kark demona, który nawet pomimo zastosowania czarnej łuski musiał uznać jego wyższość. Przez bardzo krótki moment czułem ogromną siłą, która wypełniła moje mięśnie i adrenalinę, można powiedzieć, że była to euforia.
Zrobiłem to, użyłem oddechu słońca, a na moich ustach pojawił się uśmieszek, czułem się jak niezwyciężony, przez małą chwilę. Jednak jak tylko wylądowałem na ziemi, poczułem ogromny ciężar, tak jakby moje ciało wielokrotnie zwiększyło swoją wagę, widziałem bardzo dobrze w mroku, ale nawet pomimo tego obraz zrobił się okropnie zaciemniony. W ustach zaczęła zbierać mi się krew, która znalazła ujście przez kącik ust, które nie był szczelne przez uśmieszek. A więc taka była cena nadwyrężania organizmu ponad limity i używanie oddechu, który jest tak potężny. Rany zadane mi przez demona w tym momencie, zdawały się być najmniejszy problem, bo moje ciało zaczęło niekontrolowanie drgać, nie mogłem nic z tym zrobić, próbowałem spiąć mięśnie, wziąć głęboki oddech i jakoś to przetrzymać, ale od razu pojawił się drugi problem, ale jak tylko wziąłem pełnym wdech, poczułem palący ból spowodowany ruchem płuc, jakbym prawie miał w płucach ognisko prawdziwym ogniem. Nie żałowałem, że postanowiłem go użyć, tak długo, jak udało mi się załatwić tego demona i zapewnić Karasawie czas potrzebny do przybycia medyków, w końcu obok mnie pojawił się Daisuke, który opatrzył mi ranę, a ja na tyle doszedłem do ładu ze swoim ciałem, że przestałem się trząść jak osika.
- To i tak dużo, dziękuje... Czy z Tsuyą wszystko w porządku?... Jak na zwykle płomienie, chyba nie poszło nam tak źle. - Byłem wdzięczny Daisuke, że pofatygował się tutaj, aby nam pomóc, gdyby mój plan zawiódł, to przynajmniej on uratowałby Sayake. Cały czas pokasływałem i miałem dreszcze z powodowane wielkim wyczerpaniem, ale pomimo odniesionych ran, z mojej twarzy nie zniknął grymas zadowolenia. Bolało jak diabli, ale zadowolenie i spełnienie pomagało w zmaganiu się z bólem. Wygląda na to, że jeszcze się nie spotkamy Kanuchi Hanshinie, musisz dłużej poczekać na mnie wraz z moim bratem.
-Nic nam nie będzie, także, jeżeli jesteś w stanie. Proszę, ratuj innych. - Miałem do niego prośbę, skoro był w stanie się poruszać, niech lepiej pomoże tym, którzy jeszcze nie byli bezpieczni i zmagali się z innymi Kizukimi. Nie chciałem być powodem, przez którym ktoś nie otrzymał pomocy i umarł, zwłaszcza że ja sam na siebie sprowadziłem tak tragiczny stan.
- Nie ty pierwsza, stań w kolejce. - Spojrzałem na zrozpaczoną Karaswe z bezczelnym uśmieszkiem, gdzie po krótkiej chwili znowu kaszlnąłem i poplułem krwią. - Nie wybieram się na tamten świat jeszcze... - Bezczelny uśmiech przerodził się w ciepły, ale był okraszony, odrobią groteski przez krew na ustach. Nie zamierzałem teraz umierać, miałem jeszcze dużo czasu na tym świecie i chciałem go wykorzystać, zwłaszcza po to, żeby pomóc swoim przyjaciołom, którzy tego potrzebowali.
- Mówiłem Ci, że jestem uparty i lepiej mi niczego nie zabraniać, może jutro trzeba będzie wznowić trening pomimo ran... Chyba dla Ciebie, to nie ze mnie wystaje broń na wylot, głuptasie. - Nawiązałem do naszego pierwszego spotkania. Puściłem miecz trzymany w ręku i odwzajemniłem jej uścisk, uważając przy tym, aby nie naruszyć trzonka włóczni. Hitetsu trzymałem w pogotowiu i uważnie obserwowałem teren, na wypadek, gdyby coś jeszcze postanowiło zaatakować, gdy zjawili się medycy, upierałem się, żeby najpierw zajęli się Sayaką, a gdyby nie posłuchali mojej prośby, po prostu im nakazałem przy pomocy różnicy w stopniu.
albo ją przed sobą stworzę
- Jak sytuacja? Musisz się cofnąć. Ja nie dam rady się ruszyć – mówił, choć to bardziej przypominało cedzenie przez zęby. Próbował uspokoić swoje ciało za pomocą oddechu, ale każde wzięcie powietrza do płuc wiązało się z kolejną dawką bólu. Próbował coś jeszcze odpowiedzieć Hayamiri, ale nie miał sił. Skupiał się na tym, aby jakoś się utrzymać. Do chwili, aż został obrócony.
- Nie … wiem … - zdążył jedynie cicho powiedzieć, nim jej miękkie usta musnęły jego. Nie wiedział czy to już przywidzenie z bólu, czy miraż, czy prawda. Jego całe ciało zachowywało się jakby chciało go zabić. Wzięcie na ręce skomentował jedynie sykiem. Zupełnie jakby każdy dotyk sprawiał mu ból, co też nie było dalekie od prawdy. Teraz to on był zależny od Suki.
- Akcje:
- 1. Cierpię.
2. Buzi.
3. Jestem niesion.
Kap, kap, kap
Dopiero teraz dobiegały go kolejne dźwięki, powietrze zdawało się cicho trzeszczeć, nie było to jednak bolesne czy przeszkadzające, przynosiło mu to niejakie ukojenie, zainteresowany spojrzał nad siebie i oprócz gałęzi ujrzał wielką kule światła, choć tam gdzie się spodziewał zobaczyć słońce, tam znajdowała się wielka kula elektryczności, która zbierała wyładowania i wypuszczała je miarowo by rozświetlały całą polane i tak po burzowym niebie wędrowały iskierki, wracając w te oraz z powrotem, jedna iskierka szczególnie biła jasnym, białym blaskiem, jednak znajdowała się głęboko w kuli. Podziwianie piękna jednak przerwał mu chłopiec, podając mu herbatę. Chwycił czarę obiema dłońmi, wypijając odrobinkę jej zawartości.. I wtedy, nieznaną mu dotąd ekspresją wyraził swoją opinie.
— Umai! — Wykrzyczał, a jego towarzysz uśmiechnął się jedynie.
To był naprawdę piękny dzień.
- *Dźwięk parzenia herbaty*:
1 akcja - Obudzenie się
2 akcja - Picie herbaty
⠀⠀⠀⠀— Dziękuję za pomoc — odpowiedział płynnym ruchem otrząsając ostrze z krwi. Nie wiedział jakie to emocje tłoczyły się w chłopaku, ale w jego głosie brakowało radości — Co tam się dzieje... — mruknął zbliżając się do krawędzi dachu, obserwując wydarzenia w uliczce. A było na co popatrzeć, bo walka Mistrza i Filarów z jednym z Kizukich mogła być pięknym widowiskiem, ale raczej nie miał żadnej możliwości by ich wspomóc. Różnica poziomów była zdecydowanie za duża. — Widziałeś Takashiego? — spytał jeszcze Taigę z nadzieją, że usłyszał albo widział pioruna całego i zdrowego z dzieciakiem w ramionach.
⠀⠀⠀⠀Nadal jednak pozostawał czujny i gotowy do zejścia na dół jeśli dostrzeże zagrożenie skierowane do ludzi na dole, albo po prostu uzna, że będzie mógł komuś pomóc. Na ten moment nie było sensu pchać się do starcia gigantów, jedynie obserwować i wyciągać wnioski. O ile w ogóle za nimi nadąży.
- Spoiler:
- 1. Odebranie miecza
2. Obserwacja walki
3. Gotowość do wkroczenia z pomocą
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Suki dopadła do rannego Shotaro i po chwili uniosła go w górę, w stronę najbliższego medyka. Jeden z nich oderwał się od grupy i spojrzał na ten dziwny duet. Dziewczyna nie była ranna, skupił się więc na chłopaku. Szybko zbadał go palpacyjnie, ale w miarę postępów drgawki powoli ustępowały. Sam dotyk wystarczył by Shoto syczał z bólu, ale jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Medyk spojrzał na nich zdziwiony, wetknął piorunowi kapsułkę z zaschniętą krwią do ust i ruszył szukać ciężej rannych. Na odchodne rzucił jeszcze, by zabójca zjawił się później w domu medyka.
Sayaka dopadła do leżącego Yuichiro. Oboje byli w opłakanym stanie i oboje doszli do wniosku, że to drugie z nich potrzebuje bardziej pomocy. Cóż, może i rany Yuichiro dotykały całego ciała i uniemożliwiały poruszanie, ale nie zagrażały jego życiu. Zwłaszcza że ich przeciwnik nie żył. Za to fragment włóczni tkwiący w Sayace zdawał się wysysać z niej życie. Ciało robiło się powolne i ciężkie a umysł zasnuwała słodka mgła. Organizm robił co mógł, by uciec od bólu. Na szczęście dla nich dopadli do nich medycy i po chwili dziewczyna trafiła na nosze, a Yui - wsparty ramieniem nieznanego mu Ne dopadł do założonego w kącie placu prowizorycznego obozu medyków. Zrobili co mogli, by ustabilizować tam stan Sayaki, ale nie odważyli się wyciągnąć z niej włóczni, zostawiając ten zabieg do czasu przetransportowania dziewczyny do domu medyka, albo ściągnięcia specjalisty tutaj.
Atsuko nie dostrzegła na Takashim poważnych otwartych ran wymagających bandażowania. Nie znaczy to, że chłopak nie wyglądał paskudnie - jak przypieczony za mocno kawałek mięsa. Powoli i ostrożnie wyciągnęła go z gruzowiska. Mogła teraz w spokoju obserwować zmagania Mistrza, zwłaszcza, że kruk przyprowadził do niej medyka. Ne, widząc stan Pioruna złapał się za głowę, a po szybkim badaniu starał się zrozumieć, jak Takashi się tak połamał. Zaraz zwołał kompanów by wspólnymi siłami zabrać zabójcę w lepsze miejsce - to znaczy do szpitala. Michio też poszedł z nimi, najpewniej nie wiedzieli, komu mogą go zostawić pod opieką.
Fudehiko powstrzymał się przed zaatakowaniem dziewczynki i skupił się na tym, jak może rozwiązać nową, niespodziewaną sytuację. Sakura odsunęła się o pół kroku w tył zanim się do niej odezwał. Widząc, że nie ma wobec niej złych zamiarów grzecznie podeszła bliżej, wyciągając nóż w jego stronę.
— J-jest podobny do m-mnie. — zawołała, pokazując wolną ręką na swoją twarz — To Michio i boję się. O niego. — dodała szybko. Widząc, że piorun nie ma wobec niej złych zamiarów grzecznie podeszła bliżej, ale nie oddała noża. — Nie. Nie oddam. S-sama się bronię! — powiedziała twardo, drżąc jak liść na wietrze. — Tu były demony! Takie straszne, paskudne, i one, one wpadły do naszego domuuu — ostatnie słowo rozlało się w płacz i wycie, a nóż trzymany do tej pory przed sobą wypadł z brzdękiem na uliczkę. Dziewczynka upadła obok, bezbronna i bezsilna.
Kirei i Taiga obserwowali w spokoju wydarzenia pod nimi. Rybak przypomniał sobie o ranie, którą prowizorycznie zabandażował fragmentem ubrań. Z miejsca na dachu mieli najlepszy widok na walkę rozgrywającą się kilkanaście metrów dalej.
— Wszyscy jesteście martwi. — wysyczała Satoru po której próżno było szukać strachu. Mistrz ruszył w jej stronę spokojnym krokiem, testując jej cierpliwość i nerwy. Aura bijąca od Iemitsu wypełniała korytarz, przytłaczała i dusiła każdego. Serca kołatały a oddechy stawały się krótkie i urywane. Jedenasta wypuściła dookoła siebie kolejną chmurę trucizny, która znowu została odbita z pomocą czarnych płomieni i formy wody wykonanej przez Nobu.
Iemitsu znalazł się nagle obok Satoru i uderzył ją kashirą katany w brzuch. Kizuki zgięła się pod wpływem uderzenia a z jej ust wystrzelił strumień krwi. — Jak nas znaleźliście? — krzyknął uderzając ją raz jeszcze a w powietrzu rozległ się dźwięk łamanych kości. Ta nierówna walka trwała jeszcze chwilę - Satoru głównie próbowała unikać kolejnych ataków, ale z każdym krokiem była spychana coraz bliżej dwóch Filarów.
— Odpowiadaj! — ryknął kolejnym ciosem posyłając ją na ziemię. Wyglądała żałośnie - połamana i poparzona kolejnymi atakami których nie nadążała już regenerować. Przypominała pospolitego demona, a nie jak jedna z Kizukich, wybrańców Muzana. Teraz śmiała się nadchodzącej śmierci w twarz, najwidoczniej pogodzona ze swoim losem. — Nic wam nie powiem... — splunęła na ziemię. Topiony jej krwią piasek zasyczał cicho. — Może ktoś z was zdradził? — zapytała cicho, unosząc z trudem głowę do Iemitsu. Czyżby coś łączyło ich w przeszłości? — Nie wszyscy z was są tacy święci, Mitsu — na jej ustach dalej tańczył ten dziwny, groteskowy uśmiech. — Skończ to. — dodała jeszcze, opuszczając posłusznie głowę.
Mistrz uniósł nad głowę gorejące czarnym płomieniem ostrze i z krzykiem ciął w dół, prosto w kark demona. Ale w chwili zamachu coś się zmieniło, dusząca aura zniknęła, a amateratsu przygasło. Cięcie zawisło w powietrzu, kilka centymetrów nad głową Jedenastej. Twarz Iemitsu zastygła w bólu, a uścisk na rękojeści osłabł. Kizuki nie wierzyła swojemu szczęściu, ale nie zamierzała zmarnować danej przez los szansy.
Satoru, Nobu i Takeshi ruszyli jednocześnie. Wodnik wskoczył między nich, odpychając Mistrza w tył i wodnym wirem spychając Satoru pod młot i łańcuch Kamienia. Krew raz jeszcze wylała się z Jedenastej, lądując na obu Filarach, ale nie zatrzymując ich ruchów. Zginęła na wskutek jednoczesnego uderzenia z obu stron nie mając więcej okazji do uniku. Nobu i Takeshi wyglądali okropnie - kwas, nawet rozrzedzony wykonywanymi przez nich formami poparzył dotkliwie obu, ale całą uwagę poświęcili leżącemu na ziemi Mistrzowi.
Iemitsu oddychał płytko, a oczy miał półprzymknięte. — Wybaczcie... — wyszeptał do swoich uczniów — Przeceniłem swoje siły — spróbował głębiej zaczerpnąć powietrza ale tylko bolesny grymas przemknął po jego twarzy. Nobu chciał pobiec po medyka, ale Mistrz złapał go skrawek szaty i osadził w miejscu — To na nic. — uśmiechnął się do nich z trudem — Posłuchajcie... — odetchnął i szeptał do momentu, aż zgasła ostatnia iskra na jego ostrzu. Ręka trzymająca Nobu opadła na ziemię, a duch Iemitsu opuścił ciało umęczone toczoną od dziesięcioleci walką.
Sylwetkami obu rosłych Filarów wstrząsnął szloch, ale podnieśli się - Takeshi z Mistrzem w ramionach, a Nobu kroczył u jego boku. Nawet kruki zamilkły na chwilę - zaczynając od tych krążących nad walką, kończąc na obrzeżach Yonezawy. Po chwili obok zjawił się też Daisuke, ale widząc co się stało, oparł się ciężko o budynek.
— Na żałobę przyjdzie czas o świcie! — krzyknął do zgromadzonych ludzi — Teraz bardziej przydacie się żywym! — dodał jeszcze i zaczął rozdzielać bardziej konkretne zadania zgromadzonym przed nim ludziom. Nie brakowało rannych i zaginionych. W uliczkach mogły kryć się jeszcze pojedyncze potwory gotowe umknąć w świat z informacjami, które nigdy nie powinny wpaść w ręce demonów. Noc ta nie oznaczała końca Korpusu, a jedynie nowy etap w jego historii pełnej wyrzeczeń i poświęceń.
- Informacje:
- Pełne podsumowanie eventu i epilog pojawi się po skończeniu wątku polowania. Obecnie postacie mogą napisać tutaj jak pomagają opanować sytuację, albo napisać w domu medyka celem leczenia.
- Aktualnie nie daję konkretnego czasu na odpis, bo druga ścieżka zabójców jeszcze trwa, także nie musicie się śpieszyć.
- Zasady regeneracji ran po evencie:
- Rana 1 poziomu - żadnych wymagań
- Rana 2 poziomu - post u medyka
- Rana 3 poziomu - post u medyka i odbycie jednej fabuły po tym poście, gdzie postać jest ranna (traktowana jest wtedy jak rana poziomu 2), dopiero wtedy traktujemy ją jako postać wyleczoną
- Rana 4 poziomu - indywidualne instrukcje po poście u medyka
- Pełne podsumowanie eventu i epilog pojawi się po skończeniu wątku polowania. Obecnie postacie mogą napisać tutaj jak pomagają opanować sytuację, albo napisać w domu medyka celem leczenia.
- Rany:
- Sayaka:
- rana 4 poziomu, włócznia przeszła na wylot uszkadzając jelito i żołądek. Po wyjęciu włóczni - rana 3 poziomu z krwotokiem.
- Dostałaś proszki, ból znika bardzo szybko, powoli odpływasz w lepsze miejsce, bodźce są przytłumione i niekoniecznie prawdziwe.
- Suki
- Rana 1 poziomu x4 na przedramionach i łydkach.
- Shotaro
- Rana 2 poziomu po użyciu oddechu ponad swój limit. Ból mięśni w całym ciele.
- Yuichiro
- Rana 3 poziomu - Dekuro wyrwał ci kawałek uda i uszkodził tętnice. Ne zatamowali krwawienie.
- Rana 1 poziomu - kilka zadrapań na ciele po pierwszej wymianie ciosów z Dekuro.
- Rana 2 poziomu - ogólne zmęczenie organizmu po użyciu formy słońca, ból rozlewający się po całym ciele.
- Statystyki -10 na 1 tury.
- Dodatkowe dwie tury nie używania oddechu doliczane do aktualnego CK.
- Kirei
- Rana 2 poziomu na boku. Krwawi, boli, ale da się przeżyć.
- Takashi:
- Rana 4 poziomu x2 - zmasakrowane nogi, zerwane więzadła, pęknięte kości, mięśnie rozerwane. Chodzenie niemożliwe
- Rana 4 poziomu x2 - ręce niezdolne do używania, obrażenia analogiczne jak na nogach
- Rana 3 poziomu - połamane żebra, rozcięta skóra, obite płuca, oddechy płytkie, bolesne
- Użycie ezoterycznej formy w przeciągu najbliższych 4 fabuł grozi zawałem serca.
Zemdlałeś.Słodkich snów aniołku <3- Sayaka:
- Dobra, dobra.. znowu przegrałam zakład.. psia mać.. powinnam przestać się z Tobą zakładać.. kiedyś przegram cnotę i dopiero będzie.. - powiedziała z lekkim rozbawieniem. Po mimo całej tej sytuacji, dobry humor powoli wracał. Wiedząc że zabójcy wygrali tą potyczkę z demonami i może to jak energia sama z niej ulatywała powoli acz skutecznie.
Sięgnęła wolną dłonią do wystającego od przodu fragmentu włóczni, dotykając delikatnie opuszkami drewnianego fragmentu. - To będzie ładna pamiątka.. - skomentowała nieco ciszej gdy medycy pomogli jej się usadowić na noszy bo okazało się że jest zbyt słaba żeby iść o własnych siłach. Oczywiście położyła się na boku, bo z pleców wystawała ta ostra część broni demona. Pochwyciła nagle Kagamiego za dłoń zanim ją podnieśli w górę. - Hej.. obiecaj mi coś.. tak na wszelki wypadek.. - zaczęła już nieco słabszym głosem. Te tabletki które jej dali na ból działały cuda, ale czuła senność pomimo tego.
- .. straciliśmy już jedną siostrę.. strata drugiej, nawet jak wkurwiającej jak Ja.. będzie męcząca dla Hayase.. zajmij się nim.. - uścisk na jego przegubie słabł z każdą chwilą sugerując że jest już dość słaba. - .. i poślij kruka z wieściami do Kiryu, jeśli.. to nie problem.. - nie wiedziała co się stanie. Nie wiedziała czy przeżyje w ogóle tą ranę. W końcu ani Daisuke ani medycy NE nie byli zbyt optymistyczni. A przynajmniej takie miała wrażenie. Sama Sayaka zdawała sobie sprawę z tego że jej życie mogło faktycznie wisieć na włosku w tej chwili. Chciała mieć pewność że ktoś się zaopiekuje jej bratem.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
- Nie ma niczego, co mogłoby być równo wartę, więc nie przesadzałbym z tym. - Odpowiedziałem jej z uśmieszkiem, czułem pewną satysfakcję ze swoich osiągnięć, nawet pomimo tego, że nie zdołałem jej obronić przed taką poważną raną, ale nie miałem w zwyczaju zakazywać komuś walczyć, nie odbierałem ludziom ich honoru wojownika czy chęci wykazania się, sam nie lubiłem, gdy ktoś tak robił mi. A może powinienem wcześniej ją z tego wykluczyć, nim została tak poważnie rana. Będę się musiał nad tym zastanowić i przemyśleć, żeby ktoś kiedyś nie przypłacił tego życiem. Pomimo ogromnego bólu w całym ciele, czułem się, jakby ktoś zdjął mi ogromny ciężar emocjonalny z serca. Duszone emocje w końcu znalazły upust, a ja czułem wewnętrzny spokój, który od jakiegoś czasu miał problem ze znalezieniem drogi do mnie.
- Nie wygłupiaj się, wszystko będzie dobrze... Nie radzę Ci iść stronę światła, bo wtedy będę musiał zejść tam po Ciebie. - Kiwnąłem tylko porozumiewawczo głową, co prawda z Hayase nie rozmawiałem już od ponad pół roku i nie zapowiadało się byśmy, mieli się spotkać w najbliższym czasie. Oddaliliśmy się sporo od siebie względem tego, co było podczas naszego szkolenia na zabójców, ale to nie był temat do rozmów na teraz, zwłaszcza w jej stanie.
- Tak wszystkim się zajmę, ale to nie oznacza, że możesz sobie iść na emeryturę już teraz, masz mnie gonić, tak jak ja goniłem Cię z początku. - Chwyciłem wolną dłonią za jej rękę, którą mnie trzymała i ułożyłem ją na noszach. Nie widziałem tutaj nikogo, kto by pasował do opisu Kiryu, więc na pewno nie ucierpiał w tym ataku, pewnie był poza Yonezawą. - A teraz śpi i odpoczywaj. - Odpowiedziałem, krótko widząc, jak już nie jest w stanie utrzymać pełni świadomości. Wraz z medykami zeszliśmy z pola bitwy, aby uzyskać bardziej zaawansowaną pomoc, niż to, co mogli zrobić medycy na polu bitwy. Gdzieś w środku miałem lekki niedosyt, ale nie mogłem zrobić nic więcej, nie byłem nawet w stanie samodzielnie chodzić i jeszcze każda komórka ciała sprawiała mi nieustanie ból.
Sayaka & Yuichiro Z/T do domu medyka.
albo ją przed sobą stworzę
– Um... Fudehiko ni- nie zna Michio, ale pomoże go znaleźć - rzucił, odrobinę niemrawo.
Teraz, gdy adrenalina zaczynała schodzić, czuł się wykończony – zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Bał się powrócić do reszty i dowiedzieć się, że ktoś mu znany zginął na polu bitwy. Zacisnął zęby i zmusił swoje ciało do tego, by nie drżało. Na załamanie nerwowe przyjdzie pora, gdy znajdzie się w swoim pokoju. Starczyło, że teraz z ich dwójki dziewczynka opadła na kolana i zaniosła się donośnym płaczem. Młody zabójca stał przez moment jak wryty, ale brzdęk noża wyrwał go z odrętwienia. Nie mógł jej tutaj tak zostawić, albo zrzucić na kogoś innego i liczyć, że ta osoba poradzi sobie lepiej od niego. Skoro już tu był, to on powinien działać, na wszystkich bogów! Młoda istotka ewidentnie potrzebowała wsparcia tu i teraz.
Dyskretnie rozejrzał się raz jeszcze, by upewnić się, że byli bezpieczni. Schował katanę do pochwy – jego ruchy były powolne i przewidywalne. Na szczęście był zabójcą Pioruna, więc schowana katana oznaczała szybszą i skuteczniejszą reakcję w razie zagrożenia. Następnie klęknął przed dziewczynką, dłonie układając na swoich udach. Na jego twarzy znów pojawił się łagodny uśmiech, choć – tak jak chwilę wcześniej – nie było w nim wiele radości. Jak to mówią, liczył się sam gest...?
– D-demony są straszne, to prawda... Fudehiko jest pewien, że- że Michio znalazł się pod opieką i-innych zabójców. Oni za- zadbają o jego bezpieczeństwo. - Dawanie złudnej nadziei nie było najlepsze, ale nie chciał w tej chwili wepchnąć dziewczynki w jeszcze większą rozpacz. – Byłaś b-bardzo dzielna. Teraz pozwól, że Fudehiko cię obroni. Poszukamy Michio r-razem - zaoferował.
Wyciągnął powoli lewą dłoń spodem do góry i zaoferował ją małej, gotów pomóc jej wstać na nogi i samemu się dźwignąć do góry; jednak jeśli trzeba, wpierw poczekał, aż dziewczynka się odrobinę uspokoi. Tak długo jak była skłonna za nim iść, był gotów ją nawet nieść na rękach. Nie wiedział gdzie zacząć szukać, ale zawsze była opcja wypytania napotkanych zabójców. Odetchnął głęboko, starając się ignorować krew zagęszczającą powietrze, które wtłaczał do płuc.
Gdy tylko mogli wyruszyć, zabójca Pioruna postanowił skierować swe kroki ku grupie, którą wcześniej pomagał ewakuować. Medycy zbierali rannych, a odgłosy walki ucichły, ale nie tracił czujności. Pojedyncze paskudy wciąż mogły się gdzieś czaić. Natychmiast zaczął wypytywać napotykanych ludzi o Michio, tak jak obiecał. Miał nadzieję, że chłopiec żył. Starał się nie myśleć zbyt wiele o słowach Daisuke, które zdążył wyłapać. Żałoba. Był już zbyt zmęczony, by się tym prawdziwie przejąć. Jeśli tylko udało mu się znaleźć tego Michio lub kogoś, kto mógł pomóc dziewczynce go odszukać, pożegnał się z nią i wrócił do Filaru Pioruna, by otrzymać dalsze instrukcje.
don't take it easy on the character
I am the character
‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒
#f6bd60 ✾ kuri
they won't know who I was before
and I will cut off my fingers, no ID to find me
⠀⠀⠀⠀W kręgu ognia majaczyła rozchwiana sylweta Mistrza, ale czy to on drżał na całym ciele, czy może gorące powietrze falowało, nadając obu stronom niepokojącego wyrazu? Niewątpliwie jednak językami czarnych płomieni okrył się miecz dzierżony przez najstarszego zabójcę, a wkrótce - Taiga mógł przysiąc, że jedynie mrugnął - walka rozpaliła ich na dobre. Ciosy padały poza jego zdolnością percepcji, od czasu do czasu widział jak ktoś raniony pojawia się na moment w przestrzeni kręgu, a potem znowu znika, aby zaatakować, albo uniknąć ataku.
⠀⠀⠀⠀Miecz w ręku młodego Shiratori ześlizgnął się do ziemi i brzdęknął czubkiem o kamień.
⠀⠀⠀⠀— Imponujące — stwierdził z mieszaniną podziwu i goryczy. Goryczy, bo mógł jedynie obserwować.
⠀⠀⠀⠀Obserwowanie walki starego Mistrza z Kizuki przypominało spoglądanie na opadającą w dół stoku lawinę. Była piękna, przejmująca, ale nie było na tym świecie siły zdolnej ją wyhamować. Dało się jedynie patrzeć i suchym głosem oceniać straty. Nikt nie mógł zrobić, na rany, na krew, na starego człowieka opadającego z sił.
⠀⠀⠀⠀Iemitsu miał przy sobie pozostałych filarów, a oni nawet bardziej niż podrzędni zabójcy rozumieli, że nie są w stanie zmienić biegu rzeczy.
⠀⠀⠀⠀— Powinniśmy pomóc ciężej rannym — stwierdził pozbawionym wyrazu głosem, w pewnym momencie, gdy opary walki powoli opadały. Utrata Mistrza to jedno, ale nad całą Yonezawą unosiła się gęsta atmosfera rozpaczy, którą mógł znieść tylko dlatego, że alternatywa poddania się była jeszcze mroczniejsza.
⠀⠀⠀⠀Nogi poruszały się mechanicznie, w wyćwiczonych przez dwadzieścia trzy lata ruchach. Prawa, lewa, prawa... zeskoczył poniżej, przeczesując wzrokiem pole walki. Kirei sobie poradzi. Chyba sobie poradzi? Zapomniał rzucić okiem na obrażenia towarzysza, zanim ruszył przodem. Cicho liczył na to, że drugi wodnik również ruszy, by nieść pomoc pozostałym zabójcom.
⠀⠀⠀⠀Tylko tyle i aż tyle leżało teraz w ich obowiązku, kiedy Kizuki zostali pokonani.
⠀⠀⠀⠀Na żałobę przyjdzie czas o świcie!
⠀⠀⠀⠀Taiga miał wrażenie, że kilka następnych godzin, każda minuta i sekunda, wszystkie one będą naznaczone żałobą, która wisiała nad nimi jak burzowe chmury. Ale nie zapłakał, na to najzwyczajniej nie miał już sił.
- Skrót:
- 1. Ogólna pomoc wszystkiemu, co ma jeszcze szansę przeżyć.
#79A5A8 || covered in snow
the trees rest in
winter silence
- Zaniosę Cię do domu medyka.. - powiedziała ze spokojem jakby to była najnormalniejsza rzecz w świecie. Nie przejmując się dziwnymi spojrzeniami rzucanymi im gdy ze spokojem z nim szła przez pobojowisko do większego budynku, gdzie Tachibana miał uzyskać bardziej profesjonalna pomoc.
Suki x Shotaro z Tematu -> DOM MEDYKA
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
⠀⠀⠀⠀Fortuna raz jeszcze odwróciła się od Mistrza. Na szczęście w pobliżu byli Filarzy gotowi do działania. Walka zakończyła się błyskawicznie, ale nie było w tym zwycięstwie radości - tylko ciche i płytkie oddechy, urywane słowa i troska malująca się na twarzach Hashir.
⠀⠀⠀⠀Noc była ciemna i pełna strachów.
⠀⠀⠀⠀Kirei, wzorem Taigi, podniósł się na równe nogi i podniósł leżące na dachu bronie. Swój miecz, ostrze Takashiego i czyjś nóż rzucony by wesprzeć go w walce. Starał się nie myśleć i nie czuć. Nie potrzebował tego tutaj, nie w tej chwili. Trzeba będzie znaleźć właścicieli. Ból w boku przy schyleniu się przypomniał o prowizorycznie zatamowanym boku. Do listy celów dołączył szpital - sam tylko umiał zadawać rany, nie je leczyć.
⠀⠀⠀⠀Zanim jednak skierował tam kroki chciał jeszcze rozejrzeć się po okolicy, czy nikt w pobliżu nie potrzebował pomocy. Choć prawdę mówiąc, bardziej go w tej chwili pragnął znaleźć demona, choćby jednego, już konającego i zatopić w nim każde ostrze jakie miał pod ręką. Pragnął zemsty za tę noc bardziej niż czegokolwiek. Może gdy ochłonie spojrzy na to z innej perspektywy.
[z/t]
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Nie możesz odpowiadać w tematach