Na miejsce przybył przed czasem, ale i tak dostrzegł, że nie jest pierwszy. Tą rudą czuprynę dostrzegłby i rozpoznałby wszędzie, ale dziś nie miał sił na walki słowne czy inne tego typu rzeczy. Skinął mu jedynie głową i stanął dalej od niego w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.
Do tego panująca w korpusie atmosfera nie wpływała pozytywnie na morale. Decyzje dowództwa i ich skutki wszystkim odbiły się czkawką, a niektórych kosztowały zdrowie lub nawet życie. Plotki krążące po osadzie wskazywały, że niektórzy nie chcieli dłużej czekać na nowe pomysły filarów i Mistrza. Rybak się do nich nie zaliczał. Miał dużo wątpliwości co do planów i ich realizacji, ale nie był to jeszcze moment na niesubordynację która mogła przynieść więcej szkody, niż pożytku. W końcu po coś mądre (albo próbujące być mądre) głowy siedziały nad tym, kto czym się zajmował, który region patrolował i tak dalej.
Na szczęście wraz z Mori ustalili, że zjawią się na polanie i wezmą udział w czymkolwiek, co Mistrz sobie wymyślił. Była to ostatnia szansa przed odwróceniem się od niego plecami. Dlatego też ubrał się, przemył twarz wodą w misce - zimno rozbudziło go całkowicie.
Zawędrował na polanę o świcie i rozejrzał po zebranych osobach. Kojarzyła kilka z nich z widzenia, ale póki co frekwencja nie była imponująca. Nigdzie nie widział Mori, ale puścił to mimochodem, pewnie jeszcze się szykowała. W końcu poza nimi mieli tu być wszyscy, włącznie z filarami.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Nie czekał jednak już dłużej, zabrał swoją katanę, zamknął okno i ruszył na plac.
- Szefie - Odezwał się żartobliwie, kiwając głową na przywitanie, przeszedł jeszcze kilka kroków i stanął aby rozejrzeć się dalej po placu.
Właściwie był to jedyny powód, dla którego wybiegł z trzaskiem drzwi, z narzuconymi na siebie szybko i niedbale ubraniami. Nie zdążył się nawet przejąć gryzącym zimnem, biegnąc wydeptanym szlakiem i uważając by nie wybić sobie zębów o podłoże.
Na miejscu wyhamował nieco zbyt gwałtownie i prawie się przewrócił, czerwony na twarzy. Wydychane powietrze zmieniało się w grube kłęby part, a wdychane drażniło płuca. Gdy się odrobinę uspokoił, skinął niemrawo głową ku obecnym, którzy akurat zerknęli w jego kierunku i założył ręce, dygocząc na całym ciele z zimna. Dyskretnie poprawił ubranie, otulając się nim szczelniej, mimo że był wciąż trochę zgrzany po biegu.
don't take it easy on the character
I am the character
‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒
#f6bd60 ✾ kuri
they won't know who I was before
and I will cut off my fingers, no ID to find me
Listo od Kiryu, który dostała poprzedniego dnia sprawił że zaczęła się nieco martwić o jego bezpieczeństwo. Ale wiedziała że to było coś co musiał zrobić i nie miała prawa mu w tym przeszkadzać. Wiedziała że mogła liczyć na jego wyrozumiałość gdy sama stanęłaby w podobnej sytuacji. Oboje byli silni, to nie podlegało wątpliwości.
Z rana gdy się ubierała sięgnęła po jego list i schowała go za pazuchę ubrania. Poprawiła białe włosy i ruszyła w stronę miejsca zebrania. Wszystko co mogło poprawić jej umiejętności było priorytetem. Nie widziała innej opcji jak pojawienie się na placu treningowym. Złote oczy wyłapały wiele znajomych twarzy i jednego płomienia poza nią. - Yo! - zakrzyknęła do wszystkich na raz, witając się w ten sposób z całym zgromadzeniem ale podeszła do Kagamiego, obok którego usiadła. - Sporo chętnych się zebrało.. nie sądzisz? - spytała lekko go szturchając łokciem w bok. - Coś czułam że takiej okazji byś nie odpuścił Yui.. - uśmiechnęła się zadziornie. Złotymi ślepiami śledząc wszystkich po kolei. - Dwóch zabójców pioruna, zabójca z oddechem wody.. dwa płomyczki.. i .. - spojrzenie zatrzymało się na Fudehiko, który stał w oddali. Wzruszyła ramionami, podejrzewała że prędzej czy później zobaczy czym się młodzik posługiwał. - To może mały zakładzik chłopaki?!.. Które z nas pierwsze opanuje to co ma dla nas Mistrz.. zleca karę dla całej reszty.. - uśmiechnęła się bezczelnie przy tym. Chyba każdy z nich miał w sobie choć nić rywalizacji, za którą Sayaka chętnie zaczynała ciągnąć.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
- Świetnie, po prostu świetnie - Mruknął pod nosem.
Westchnął cicho, ciekawe czy Yona znalazła lepsze towarzystwo, cokolwiek teraz robiła. Mogła przecież wykonywać zadanie od swojego Filara, niekoniecznie musiał polować na zdrajcę wyłamując się od rozkazu. Dochodził do wniosku, że całkiem nieźle mu wychodzi okłamywanie samego siebie.
Niezależnie od ich decyzji po chwili na arenie zjawił się Mistrz i czwórka filarów - brakowało Yoshiro, filara wiatru. Możliwe, że jego uwagę zajmowało inne zadanie. Albo miało to jakiś związek z niewielką frekwencją użytkowników tego oddechu. Tsuya i Daisuke (piorun o dziwo zjawił się o czasie) stali po prawej stronie, a Takeshi i Nobu po lewej. Po sylwetce Iemitsu nie dało się powie potoczył po zebranych spojrzeniem spod krzaczastych brwi. Cisza przeciągała się, a dowódca korpusu zgarbił się trochę bardziej. Nie skomentował tajemniczych nieobecności, oparł ciężar ciała na trzymanej przed sobą oburącz lasce. Dlaczego po tylu latach zdecydował się skorzystać z protezy? Kolejne pytanie do kolekcji.
— Bardzo cieszy mnie wasza obecność. W ostatnim czasie los wystawił nas na wiele ciężkich prób. — głos miał spokojny, pełen energii którą trudniej było zauważyć na poszarzałej twarzy i zgarbionej sylwetce. — Niektórzy mówią, że to ja ponoszę odpowiedzialność za ostatnie klęski... — zamilkł na chwilę, pozwalając słowom opaść — I mają rację. Jako wasz przewodnik odpowiadam za każdego z was, za każde stracone życie, przelaną krew i blizny na ciele i umyśle. — Takeshi przy tych słowach drgnął, jakby chciał interweniować i wtrącić coś od siebie, ale Mistrz zatrzymał go gestem. — Wiedzcie, że działałem w dobrej wierze, ale jak na człowieka przystało - popełniłem błędy. Dziś chce je naprawić. — ostatnie słowa zaakcentował uderzeniem laski o ziemię.
— Każdy z pięciu oddechów pochodzi z tego samego źródła - oddechu słońca. — na samo wspomnienie jego twarz jakby nabrała kolorów, a w oczach pojawiły się niepokojące błyski — Za jego sprawą zginęły dziesiątki, jeśli nie setki demonów. To od tego oddechu o włos nie zginął sam Muzan. — Historie pierwszych zabójców przemieniły się w plotki i legendy. Fascynujące, że ten człowiek był świadkiem gdy demony prawie raz na zawsze zostały pokonane. Od tamtego momentu szale się odwróciły i to korpus, choć rozrastający się w nowe oddechy i kolejnych zabójców, nie zbliżył się już do takiego momentu. Ta świadomość musiała ciążyć Mistrzowi niczym rosnący głaz u szyi. — Ostudzę wasz entuzjazm... Tylko raz w życiu użyłem oddechu słońca. Płomień który stworzyłem jest zaledwie jego namiastką. — w jego głosie ledwo słychać było żal. Obwiniał samego siebie o słabość. Zawiódł swojego mistrza a potem własnych uczniów. Tsuya za jego plecami starała się nie przyjąć tych słów jako obrazy. W końcu poświęciła życie by opanować ten oddech do perfekcji. — Dlatego, jeśli nie macie pytań - zaczynamy trening. — po tych słowach zapanowała cisza. Kto pierwszy ją przerwie?
Informacje:
- Czas na odpis - 72h (umownie do końca 14.12.2022). Jeśli chcecie możecie napisać nawet dwie kolejki (w przypadku szeptanych rozmów etc.)
Wolałem, dzisiejszego dnia nie sprawdzać, czy nerwy mi wytrzymają. Nie chciałem robić afery na spotkaniu z mistrzem, kiedyś może jeszcze trafimy się na szlaku i wtedy porozmawiamy, sobie szczerze. A jak na razie, trzeba unikać kontaktu i robić to, co należy. Poza tym nie wiedziałem, czy Hayamiri życzyłaby sobie, żebym stanął w jej obronie, mimo wszystko coś do niego czuła i mogła sobie wmawiać, że już nic do niego nie czuje , ale i tak nie chciałaby jego krzywdy.
Z mojej zadumy wyrwał mnie bardzo znajomy kobiecy głos, w końcu na polanie pojawiła się Sayaka, niestety była sama bez Hayase, którego już nie wdziałem od dłuższego czasu. Czyżby sprawy i odpowiedzialność głowy rodu, tak bardzo zajmowały mu czas, że nie ma już wakatów wolnych na rozwijanie swojej pozycji w korpusie? Miałem nadzieje, że nie jest tak źle, jak mi się wydawało, ale nawet gdybym go zapytał w liście to i tak nie dostałbym prawdziwiej odpowiedzi. Tylko twarzą w twarz nie był w stanie mnie oszukać, z tego jego grymasu dało się wszystko wyczytać. Poczułem jej łokieć na żebrach, ale już dawno przywykłem do takiego zachowania. Chociaż spodziewałem się czegoś bardziej szalonego i cwanego, ale jak widać, nie miała dzisiaj zamiaru realizować swojej groźby.
- Zebrali się wszyscy, co mogli chyba. W końcu miało tu być coś istotnego.... Znalazłem chwilę czasu między poszukiwaniami, ale jak tylko załatwię, to co trzeba, ruszam w dalszą drogę... Zbyt długo już go szukam... Pora to zakończyć. - Odpowiedziałem, delikatnie uśmiechając się, chociaż w środku myśl o poszukiwaniach miecza nie napawała mnie optymizmem. Czekałem spokojnie, aż pojawią się osoby, które dokładnie wyjaśnią nam cel tego spotkania.
- Lubisz chyba mieć kary co?.. Jakąś Ci wymyślę, w podróży. - Uśmiechnąłem się zadziornie i wzruszyłem ramionami, nie wiedziałem, czego mieliśmy się uczyć, ale nie powiedziałem "nie" na jej propozycje. Sayaka zawsze lubiła takie zabawy, ostatnim razem ominęła ją kara, bo według mnie nie stanąłem na górze, tak jak było umówione w zakładzie.
Gdy zjawił się mistrz z filarami, wstałem i wyprostowałem się, dłonie złożyłem przy prawym boku na rękojeści miecza, do której był przytroczony niewielki czerwony talizman omamori. Uważnie słuchałem wywodów przywódcy, nie miałem mu personalnie za złe tego, że ofensywa w Kioto się nie udała. Bardziej winiłem wszystkich, którzy brali udział w tworzeniu tego planu, zwłaszcza że zdecydowali się go realizować po tym, jak zdrajca wyjawił go demonom.
To nie mogło się po prostu udać, a nawet jeśli, to byłoby to pyrrusowe zwycięstwo, nie było warto. To co mówił mistrz, brzmiało obiecująco, czy faktycznie to mogło być rozwiązanie moich problemów? Czy będę w stanie opanować coś, czego nawet sam mistrz nie opanował kompletnie pomimo tak dużego stażu? To były pytania, które krążyły mi w głowie, ale wiedziałem, że nie przekonam się, dopóki nie spróbuje. Dlatego bez zbędnych pytań czekałem, z lekko narastającą niecierpliwością.
albo ją przed sobą stworzę
Na szczęście wszelkie potencjalne rozmowy ucięło pojawienie się mistrza i filarów. Widok Daisuke był zaskakujący; częściej widywał Kurayami-san niż spóźnialskiego mężczyznę. Sprawa musiała być naprawdę poważna... Albo został przytargany za fraki przez któryś z filarów. Może oba na raz. Fudehiko wychylił się odrobinę, by móc zobaczyć mistrza; wyglądał coraz bardziej mizernie i na dodatek miał ze sobą laskę. Młody zabójca zmartwił się w środku - zarówno przyszłością korpusu, jak i samym stanem starszego mężczyzny. Szczególnie to drugie sprawiało, że serce aż bolało ze smutku.
Słowa mistrza ugodziły prosto w serce chłopaka, bo choć nie był najlepszym ani nawet szczególnie ambitnym zabójcą, spędził tu najlepsze - mimo że przy tym najcięższe i najniebezpieczniejsze - lata swojego życia. Mógł sobie pozwalać na rzeczy, które wcześniej były poza jego zasięgiem, a zwykli ludzie nie mogli zrobić mu krzywdy. Fudehiko dyskretnie otarł łzy i trochę mniej dyskretnie pociągnął nosem. Gdyby miał więcej odwagi powiedziałby, że Iemitsu niósł na sobie olbrzymi ciężar i miał prawo się pod nim ugiąć; oni wszyscy z własnej woli robili co w swojej mocy, by pomóc mu go dźwigać. Nawet ktoś tak tchórzliwy jak Fudehiko liczył się z ryzykiem utraty życia, nawet jeśli unikał jak ognia niebezpiecznych sytuacji.
Serce mu zadrżało w piersi, gdy mistrz zaczął mówić o oddechu słońca. Słyszał pogłoski o nim, ale zszokowała go wiadomość, że Iemitsu zdołał go raz użyć. Nie wiedział, że to było możliwe. Przełknął ślinę, czując pod skórą nerwową energię. Jego dłonie drżały delikatnie, ale wiedział, że po rozpoczęciu treningu się uspokoją - choć mogło być to trudniejsze w perspektywie tego, co mogli potencjalnie trenować. Fudehiko wziął głęboki wdech i przez usta wypuścił kłęby cieplejszego powietrza. Położył dłoń na rękojeści katany, czekając niespokojnie. Łzy zdążyły w tym czasie wyschnąć na jego policzkach, zapomniane przez samego zabójcę
don't take it easy on the character
I am the character
‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒
#f6bd60 ✾ kuri
they won't know who I was before
and I will cut off my fingers, no ID to find me
⠀⠀⠀⠀Na szczęście byli też inni zabójcy szukający kontaktu. Nie rozumiał tylko po co miałby traktować trening z Mistrzem jako okazję do rywalizacji między sobą. Jasne, niektórych to motywowało, ale Kirei chciał być silniejszy od demonów, a zakłady i ściganie się między zabójcami uważał za zbyteczne. Demony nie walczyły jak ludzie, z oddechem czy bez niego. Nie cierpieli od ran tak jak ludzie. Nie musieli spać po całym dniu treningu. Dlatego też uznał rywalizację za zbędną i odciął się od niej unosząc dłonie na wysokość piersi. Niech każdy bawi się po swojemu.
⠀⠀⠀⠀Aż w końcu na polanę zawitał Mistrz w asyście filarów. Brakowało wiatru, ale tych zawsze wszędzie było pełno, tylko niekoniecznie tam, gdzie być powinni. Rybak uważnie przypatrywał się elicie korpusu. Mało było okazji by przyjrzeć się każdemu z nich dokładnie i tej nie miał zamiaru zmarnować. Jednocześnie stanął dumnie wyprostowany i czekał na więcej konkretów. Zaintrygowała go mechaniczna ręka Mistrza - dlaczego zdecydował się na nią dopiero stojąc nad grobem? Czy utrata kończyny była tylko wymówką dla zniknięcia z walk na pierwszej linii?
⠀⠀⠀⠀Pierwsza część przemowy nie zrobiła na nim większego wrażenia, ale bez dwóch zdań cieszył się, że Dowódca Korpusu nie uciekał od odpowiedzialności za piastowane stanowisko. Ciekawiej zrobiło się później, a wzmianka o oddechu słońca zelektryzowała go, choć nie był piorunem. Jednocześnie wieści te budziły wiele nadziei że oto na wyciągnięcie ręki znajduje się broń zdolna pokonać każdego demona - tyle że nikomu nie udało się go opanować, nawet osobie bezpośrednio nauczanej przez pierwszego zabójcę i próbującego opanować go przez następne... Ile miał Mistrz? Sto pięćdziesiąt lat? On ledwo opanował oddech wody po pięciu latach z widmem dołączenia do Ne zamiast zabójców. Nie żeby praca tych ludzi w korpusie nie była ważna! Kirei po prostu nie widział się w tej roli. No w każdym razie.
⠀⠀⠀⠀— Obawiam się, że nawet jeśli wyciśniemy z siebie siódme poty, to w jeden dzień nie opanujemy czegoś, z czym najsilniejsi z nas nie podołali. Zrobię, co w mojej mocy by sprostać wyzwaniu. — odezwał się pierwszy skoro nikomu nie było śpieszno przełamać ciszy. Nie był pewien czy to wysforowanie się, czy może ulewający się w nim żal po rodzinie zachęcały go by mówił dalej — Co takiego w trakcie długiego życia stało się, że oddech słońca odpowiedział na twoje wezwanie, Mistrzu? — sam nie wiedział, czy był to atak, czy tylko ciekawość jakich warunków potrzebował by sięgnąć po oddech słońca. Czy może raczej, ile potrzebował poświęcić? — Czy skrywasz przed nami jeszcze inne moce które przechylą szalę na naszą korzyść? — skoro oddech słońca istnieje, czy raczej istniał naprawdę, to równie dobrze inne legendy mogły okazać się prawdą.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Odnotował wejście poszczególnych osób w tym Sayaki, która zachowywała się dość głośno i od razu zaproponowała jakiś zakład. Tachibana wolał nie zabierać głosu. Podskórnie coś mu nie pasowało w spojrzeniu Kagamiego. Jakby czekał tylko na pretekst. Pytanie jaki i po co? Na razie to zignorował, gdyż kilka chwil później pojawił się mistrz wraz z filarami.
Cała elita korpusu w jednym miejscu i nawet Daisuke był na czas. Shoto mógłby się założyć, że sensei musiał być tutaj przywieziony już wcześniej i przykuty łańcuchami, aby gdzieś nie polazł. To było bardzo prawdopodobne.
Ciemnowłosy samuraj wyprostował się, a jego lewa ręka zbliżyła się do rękojeści miecza. Słuchał dokładnie tego co stary mistrz mówił. Nie chciał komentować ich przegranej w Kioto, gdyż w dalszym ciągu uważał, że zawalili po całości. Wszyscy. Nie było potrzeby szukać jednej winnej osoby, gdyż każdy dołożył swoją cegiełkę. Najważniejsze zaś było to, aby ruszyć do przodu i przekuć tą porażkę w kolejne sukcesu.
Informacje na temat oddechu słońca były naprawdę bardzo ciekawe, ale Tachibana wątpił by ktokolwiek z tutaj obecnych miał szansę, by choćby się zbliżyć dzisiejszego dnia do czegokolwiek. Możliwe, że użytkownicy oddechu płomienia mieli większe szanse, ale tylko tyle.
- Czy użytkowanie nowej formy oddechu nie będzie wiązało się dla nas z kłopotami? Każdy jest przyzwyczajony do używania konkretnego stylu i czy próba zmiany nie będzie groźna? – zapytał Tachibana. Owszem mogą próbować się uczyć nowego stylu, ale jeśli będzie się to wiązało z drastyczną zmianą oddychania to może skończyć się to źle.
Wkurw lekko jej zszedł gdy dostrzegła idącego w ich stronę mistrza z pozostałymi filarami. Podniosła się z miejsca gdzie siedziała obok Kagamiego i uważnie wsłuchała się w słowa ich Lidera organizacji. "Oddech słońca.." powtórzyła w myślach mrużąc lekko złote oczy. Spojrzenie pomknęło na Kireia, który odezwał się jako pierwszy. Wsłuchiwała się w jego słowa, to ostatnie pytanie które zadał było nawet ciekawe. Czy było jeszcze coś co powinni wiedzieć? Kolejny był Tachibana, który przejawiał tak samo jakieś obawy. Ciężko było jej pojąć skąd takie negatywne nastawienie i strach. Splotła ręce pod biustem, marszcząc lekko nasadę nosa. Każdy płomień wiedział jaka jest Sayaka. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych do osiągnięcia. I czasami miała wrażenie że tylko Yuichiro i Hayase w pełni ją rozumieją. Może i Tsuya, która się musiała z nią użerać podczas treningu na zabójcę.
Sama chciała o coś spytać, czekała jednak aż każdy się wypowie. Zerknęła na Kagamiego, który milczał o dziwo. Może ktoś już spytał o to czego sam chciał się dowiedzieć.
"Mistrzu.."
Jej złote oczy przeniosły się z Yui'ego na Takashiego. Usta jej się rozchyliły same z siebie, zaskoczona jego komentarzem, bo pytania nie zadał przecież. "Nie uwierzyłabym, gdybym tego nie słyszała na własne uszy... jaki DUPOLIZ... takiemu to nawet wazelina nie jest potrzebna..." skomentowała wpatrując się z irytacją w zabójcę pioruna. Nie wiedziała co się stało od akcji w Kioto że zabójcy z którymi ją sparowano wtedy teraz zachowywali się jakby ich drogi nigdy się nie skrzyżowały. A przecież walczyli z jednym wrogiem, po tej samej stronie płotu.
- Jedna rzecz mnie po prostu ciekawi.. Skoro nasze oddechy pochodzą od oddechy słońca.. to co się stanie z obecnie opanowanym oddechem, którym już władamy jeśli uda nam się nauczyć tego pierwotnego oddechu? Czy będziemy mogli używać obu na zmianę czy poświęcamy nasz obecny na rzecz oddechu słońca? - to chciała wiedzieć. Nawet jeśli to było głupie pytanie i wszyscy zaczną przewracać oczami, to miała to głęboko w poważaniu. Chciała wiedzieć co ją czeka po tym treningu. Nie liczyła na opanowanie oddechu w jeden księżyc, ale nie zamierzała stawiać tego w sferze marzeń, tylko celów do osiągnięcia! "Nie ważne ile mi to zajmie.. opanuję ten oddech.. nawet jeśli będę musiała się od nowa nauczyć oddychać!" warknęła w myślach sama do siebie.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
— Jedyne próby, które na pewno będą nieudane to te, których nie podjęliśmy. — odpowiedział Kireiowi ciepłym tonem. — Straciłem wtedy dłoń, ale to niewielka cena za uratowanie siebie i towarzyszy. Wiele razy ryzykowałem życiem i nie wiem, dlaczego tylko wtedy mi się udało. — odparł unosząc do góry protezę. Drewniane palce poruszyły się a ukryte w nich mechanizmy kliknęły cicho. — Co jeszcze... — zamilkł na dłuższą chwilę tonąc w swoich wspomnieniach — Cóż, można jeszcze poszukać broni wykutych przez pierwszego Mistrza Miecza, ale to też nie będzie proste. — nikt z tu zebranych zabójców nawet nie słyszał o pierwszym kowalu korpusu ani jego broniach. Może faktycznie kryła się w nich jakaś siła?
— Nauczenie się nowego oddechu nie jest bardziej niebezpieczne, niż opanowanie pierwszego. Wymaga wysiłku i poświęceń, ale nie jest niemożliwe. Za to próba powrotu do poprzedniej szkoły może okazać się brzemienna w skutkach... — miał nadzieję, że rozwieje tym choć część wątpliwości Tachibany. Opanowanie nowego oddechu nie było w końcu takie proste, zwłaszcza gdy celowało się tak wysoko. Ale pośród dotychczasowych obaw pojawiła się iskra nadziei w postaci Takashiego. po jego słowach twarz Mistrza pojaśniała, jakby zdjęto z niej kilka albo i kilkadziesiąt lat.
— Dziękuję za te słowa. To Ty walczyłeś z dziewiątym? — zapytał, ale zanim mizunoto zdążył choćby powiedzieć słowo, do rozmowy wtrącił się Daisuke. — Tak, dokładnie! To Matsumoto Takashi we własnej osobie! I jeszcze opanował ezo... — litania pochwalna dopiero się zaczynała i trwałaby pewnie dalej gdyby Tsuya nie zasłoniła mu ręką ust i pociągnęła do tyłu. Surowe spojrzenia Takeshiego i Nobu uspokoiły szarpiący się duet.
— O czym to... A, tak. Jeśli opanujecie oddech słońca to po co wracać do słabszego oddechu? Z litości dla demonów? — zapytał pół żartem, poł serio. Przyglądał się Sayace ze strapioną miną. Gdyby tylko posiadł oddech słońca w pierwszej kolejności nie szukałby alternatyw. Ale może młodzi widzieli coś, co mu umykało.
— A teraz zacznijmy trening. Teorią zajmiemy się później, bo jeszcze tu zamarzniemy. — podszedł bliżej, a za nim podeszli fialrzy. — Łapcie za bokkeny i użyjcie swoich oddechów. — wskazał laską na drewniane miecze ustawione na jednej stronie polany — Skupcie się na tym. Na każdym ruchu, myśli i emocji jakie się pojawią. Używanie oddechu nie zawsze oznaczy zrozumienie go. No i nie ponabijajcie sobie nawzajem guzów, chyba że bardzo chcecie. — dodał jeszcze i zaczął krążyć między zabójcami. Każdy Hashira skupił się na zabójcach władających jego oddechem. Dziwne było to doświadczenie, mieć ich tak blisko bez tej presji czasu. Choć pewnie w tym samym czasie każde z nich powinno pilnować bezpieczeństwa w innej części Japonii. Może dlatego na placu zgromadzeni byli zabójcy niższych rang?
Informacje:
- Czas na odpis - 48h (umownie do końca 18.12.2022).
- Poza wami na placu jest kilkunastu NPC. Przećwiczyć oddechy możecie sami, możecie też odbyć sparing pomiędzy sobą, pełna dowolność. Hashiry też są do waszej dyspozycji.
- Zostaw ich kije na miejscach. - Szepnąłem Cicho i wzrok skierowałem na wchodzących przełożonych. - Nie ma sensu robić Burdy. - Stałem i słuchałem uważnie pytań innych osób, sam nie miałem takowych. Małe zamieszanie wywołało, nagła wypowiedz mistrza i przedstawienie wywołane przez Filarów. Wzrokiem powędrowałem na Matsumoto, który na jednym zadaniu został ogłuszony przez dziecko, oczywiście było ono bardzo silne i sam miałem z nim problem, ale w takim razie czy ktoś taki byłby w stanie walczyć z kizukim i to jeszcze dziewiątym?
Ciężko było mi uwierzyć, no, chyba że księżyce były straszne tylko z powodu legendy. To, czemu filarzy mieli taki problem z nimi, coś tutaj śmierdziało, ale mało mnie to obchodziło na ten moment. Może zrobił jakiś cudowny postęp w ciągu ostatnich miesięcy albo jakieś inne talenty się ujawniły.
Podszedłem do stojaka po boken i skierowałem się do stojących filarów, dawno nie miałem okazji sprawdzić, jak bardzo się zmieniłem od momentu, w którym ostatni raz trenowałem z Tsuyi. Wiem, że zawsze wstrzymawszy się do granic możliwości, ale ja już nie byłem tym samym dzieciakiem, zaraz się przekonam.
- To, co Tsuyi-sama, sprawdzimy moje postępy i twoje słowa? - Drewniany miecz miałem przełożony przez ramie i spoglądałem na nią złotymi ciepłymi oczami, delikatnym uśmieszkiem. Wracały wspomnienia i przyszła pora drobnego rozliczenia ostatniego roku, chociaż wiedziałem, że raczej i tak daleko mi jeszcze było do poziomu filara.
W końcu byłem tylko Mizunoe, a do filara jeszcze osiem rang miałem na swojej drodze, ale pomimo tego i tak chciałem z nią wziąć sparing. Stanąłem sobie wygodnie, w lekkim rozkroku. Czubek drewnianego miecza miałem wyciągnięty w jej stronę na wysokości twarzy, szybkim ruchem zrobiłem wypad, imitując pchnięciem, gdy tak naprawdę wciągnąłem powietrze do płuc i odbiłem się mocniej z nogi wykrocznej, żeby przy pomocy pierwszej formy skrócić dystans i zaskoczyć ją atakiem z innej strony. Wiedziałem, że cios prawdopodobnie wyląduje na bloku, dlatego od razu wykonałem obrót wokół własnej osi i przy pomocy drugiej formy spróbować jej wytrącić broń z ręki.
Jednak jak można się było spodziewać, różnica między nami była ogromna i jej boken nawet się nie przemieścił o centymetr, odsłoniłem się, a ona wykorzystała ten nieudany atak. Spuściła pionowe uderzenie z góry, przed którym musiałem się ratować przy pomocy jedynej defensywnej formy w oddechu płomienia, czyli czwartej. Pomimo trudu udało mi się zasłonić przed kontratakiem i wyprowadzić własny. Wzniosłem miecz do góry i znad głowy wyprowadziłem cięcie pionowe okraszone trzecią formą, przed którym Tsuyi odskoczyła w tył.
- Widzę, że jeszcze nie bierzesz mnie na poważnie... ale chyba pojawiły się pierwsze poty na twojej twarzy. - Odpowiedziałem jej zadziornie, wiedziałem, że wcale nie walczy czy sparuje ze mną na poważnie, ale na pewno byłem większym wyzwanie niż podczas ostatniego spotkania, może wyzwanie to nieodpowiednie słowo. Stawiałem większy opór przed i tak nieubłaganym końcem.
Została tylko ostatnia technika w całym wachlarzu no i to z niej przyszło mi skorzystać, akurat warunki były sprzyjające, żeby skorzystać z piątej formy, czyli tygrysa. Wziąłem głęboki wdech, skupiłem się na celu i zrobiłem gwałtowny wypad w jej stronę, aby posłać w nią potężne uderzenie. Nasze ćwiczebne bronie zetknęły się ze sobą z dużą siłą i imitacja miecza, którą trzymałem mocno w dłoni, pękła na pół. Tak to już było, słabsza siła przegrywała w starciu z silniejszą, a ja muszę jeszcze wiele drogi przejść, żeby zmusić filara płomienia do odwołania swoich słów.
Edit. Edytowałem posta, bo wcięło mi ostatni akapit. Jeżeli jest to, niedozwolone to proszę o informacje i wykreślę zawartość.
albo ją przed sobą stworzę
Pojawienie się elity korpusu z Mistrzem nastąpiło niedługo po zgromadzeniu się wszystkich na placu treningowym, a sam Mistrz wyjaśnił cel tego spotkania. Poznanie nowego oddechu z pewnością było naprawdę interesującą rzeczą, lecz interesowały go konsekwencje i trudności. Owszem był to pierwszy, pierwotny oddech i wszystkie inne z niego wywodziły się, lecz każdy z nich był przyzwyczajony do innego stylu oddychania. Mógł się założyć, że nawet ich płuca pracowały w zupełnie inny sposób. Słuchał dokładnie wypowiedzi Mistrza i kiwnął delikatnie głową, lecz uznał jego słowa za niewystarczające. Przecież to będzie zupełnie inna rzecz, na dodatek taka którą niezmiernie ciężko opanować. Skoro nawet Mistrz tego nie potrafił to wątpił by komuś się udało to w najbliższym czasie. Warto było jednak spróbować. Chociaż miło byłoby otrzymać jakieś konkretniejsze wskazówki czy nawet prezentację tego co mają robić. No nic. Jakoś poradzą sobie sami. Jak zawsze. Nim jednak ruszyli dalej to do głosu dorwał się Takashi i Tachibanę wręcz zamurowało. Czy on był śmieszny? To było tak dziecinne i durne zachowanie, że ciemnowłosy samuraj czuł się zażenowany. Takie coś było dobre na dwór cesarza czy szoguna, ale nie tutaj. Cóż. Najwyraźniej co poniektórzy mieli inne priorytety.
Shōtarō ruszył przed siebie i wziął jeden z drewnianych bokenów, a następnie wykonał nim szybki młynek. Był w porządku. Nie była to oczywiście jakość czy wyważenie Inazumy, ale rozumiał, że po sprzęcie treningowym nie ma co się spodziewać więcej.
Użytkownik oddechu pioruna odszedł na bok, aby nie przeszkadzać innym w wyborze broni oraz chciał zrobić sobie miejsce. Jednakże najpierw musiał odpowiednio się ustawić. Korzystajcie ze swoich oddechów. Chyba Mistrz zapomniał w jaki sposób działa oddech pioruna, bądź nikt mu nie przypomniał. No nic. Trzeba sobie poradzić. Jak zwykle.
Tachibana przyłożył boken do boku, a z wolnej ręki zrobił prowizoryczną pochwę. No cóż. Trzeba spróbować. Ruszył szybko, ale już od początku czuł, że to nie jest to. Boken wychodził za wolno, a na dodatek obcierał jego dłoń. Musi wymyślić inny sposób, bo jedyne co zdobędzie na tym treningu to uszkodzenia.
- Jeszcze mnie nie pojebało.. żeby po nie sięgać.. - skomentowała o wiele ciszej, tak żeby tylko Yui słyszał.
Uniosła brew na słowa Hashiry pioruna i zerknęła na Takashiego. "On walczył z Dziewiątym? Nie wygląda na silniejszego niż w Kioto.. ma tą samą rangę co ja.. ale kto go tam wie.. może ukrywał swoje prawdziwe oblicze.. co nie zmienia fakty że jest cholernym Dupolizem.." skomentowała w myślach.
"O czym to... A, tak. Jeśli opanujecie oddech słońca to po co wracać do słabszego oddechu? Z litości dla demonów?"
Uniosła brew na odpowiedź jakiej udzielił jej mistrz. Nie odezwała się na jego słowa. Podeszła zaraz potem po jeden z bokenów. Widząc jak Yui prosi o sparing ich Hashirę płomienia, rozejrzała się po pozostałych zebranych. Widząc jak Tachibana sam zabiera się za trening, postanowiła iść w jego ślady. Jak ktoś ją zaprosi do sparingu, to nie odmówi. Ale patrząc po tym że każdy ją traktował jak powietrze, nie spodziewała się zaproszenia od kogokolwiek z zebranych.
Przyjęła pozę z mieczem w dłoniach i biorąc kilka głębszych wdechów, powoli wypuszczała powietrze z płuc. Następnie przyjęła odpowiednią pozę, spięła mięśnie całego ciała, stojąc w bezpiecznej odległości od pozostałych. - Hono no Kokyu.. Ni no kata: Nobori En Ten.. - powiedziała ze spokojem w głosie, nabierając odpowiednią ilość powietrza a następnie wykonała szybkie, prostopadłe cięcie od dołu, tworząc tym samym ognisty krąg wokół siebie.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
"Na każdym ruchu"
Gdy cios stracił swój impet, gwałtownie zawrócił broń - Wykorzystując go do zadania kolejnego, dodatkowego cięcia a przy okazji do ponownego powrotu do "sayi". Który jednak nie nastąpił bo wykonał niespodziewany cios od boku, przeciwnicy się uczą, nie znają jednak wszystkich “nowych” technik - W tym przypadku, dzięki ezoterycznej technice nie musiał ponownie chować miecza, co mogło zaskoczyć w jakiś sposób przeciwnika.
"Na emocjach i myślach"
Nigdy się nad tym nie zastanawiał - Emocje? Zawsze starał się je wyciszać, były tłem dla jego techniki. Gdy o nich myślał podczas wykonywania form, czas jakby spowalniał i choć było ich wiele, zdołał pochwycić kilka.
Złość.
Była zapalnikiem, uruchomieniem całej formy, wyzwalaczem całej siły jaką posiadał. Przeplatały się mu wspomnienie o Hime, pobrudzonej krwią Kaanushiego i jej słowa "Starzec był taki użyteczny, a potem... plum! Stracił całą chęć współpracy. Szkoda" Byt demonów, ich pogarda dla ludzkiego życia, traktowania ich niczym bydło, zwodzenie dobrych ludzi, dawanie im fałszywej nadziei. Nienawiść do nich go napędzała, gotowała w nim emocje i dodawała pokłady energii.
Cel
Ich celem było chronienie ludzi, zabijanie demonów było ważną kwestią - Jednak nigdy nie mogli dopuścić do sytuacji aby ich prywatna zemsta spowodowała to by ci, których obiecali chronić zginęli. Bez celu byliby tylko tymi "silniejszymi" którzy mogliby pokonać tych drugich dla własnych ambicji, a nie dla dobra wszystkich. Stanowiło to stabilizator.
Nadzieja.
Coś co zawsze było ze wszystkimi, wraz z nią umiera resztka ducha, a wraz nim również samo ciało. Uratowani mnisi, biegnący by ostrzec miasto przed Kizukim, rodzina Tsuny bezpiecznie wracająca do Yonezawy. Te widoki sprawiały, że jeszcze warto było podjąć się kolejnego wysiłku, że nie powinno się poddawać. Wyciszało go to, dodawało sił - Pomagało zakończyć formę oraz przygotować się do następnej.
Gdy skończył, rozejrzał się wokół, wyczekując ewentualnych uwag albo reakcji nauczycieli.. Jeśli nie było, oczywiście kontynuował, mieszając formy, skupiając się.
Zainteresowała go też wieść, że Takashi walczył z Kizukim. Nie wiedział co prawda, jak zażarta czy długa była to walka, ale skoro przeżył to nie pozostało nic, tylko pogratulować. Zapadał też w pamięci Daisuke, albo filar pioruna po prostu taki był w stosunku do swoich uczniów. W tym momencie jego zwycięstwo z Haruto wydawało się błahe, tym bardziej, że walczyli z nim we dwójkę. No nic, jeszcze przyjdzie czas walczyć i zabijać najsilniejsze sługi Muzana.
Zgodnie z poleceniem Mistrza sięgnął po boken i stanął na placu tak, by nie wadzić innym i samemu nie oberwać od narwanych zabójców. Zastanawiał się dłuższą chwilę co właściwie powinien zrobić. Zanim więc podjął decyzję rozejrzał się jeszcze po pozostałych w poszukiwaniu inspiracji. Jedni trenowali sami, inni do sparingu zaprosili filarów. Spojrzał na swojego mistrza ale finalnie nie podszedł bliżej. Postać Nobu niejako go przerażała.
Ale w końcu wpadł na pewien pomysł. Woda nie była ofensywnym oddechem. Jasne, w walce chodziło o dekapitację przeciwnika, ale tak jak inne oddechy niejako to ułatwiały, tak woda skupiała się raczej na bezpieczeństwie szermierza. Uniki, płynność ruchów i wyprowadzanie ataków z najróżniejszych pozycji by trafić w słabe punkty przeciwnika. Dlatego też ujął boken i ruszył przez polanę treningową z prostym zamiarem - chciał wskakiwać pod miecze reszty korpusu i starać się unikać ciosów w ostatnim momencie. Nie chciał się z tym afiszować wierząc, że utrudni tym sobie zadanie - w końcu na polanie kręciło się sporo osób wymachujących bronią.
Kącik ust Pioruna drgnął nieznacznie ku górze, gdy Daisuke-sensei zaczął zachwalać Matsumoto-senpai i został brutalnie uciszony. Odrobinę podniosło to jego nastrój, nawet jeśli tylko na moment. Gdy przyszła pora treningu, pewniej chwycił swój miecz... tylko po to, by go prawie wypuścić z rąk. Mieli ćwiczyć z drewnianymi mieczami? Kropelka potu spłynęła po jego twarzy. Pierwszy raz czuł autentyczny zapał do treningu od czasu ukończenia szkolenia, ale nie był pewien jak się za to zabrać mimo wszystko pozostało mu chwycić za bokken i znaleźć miejsce. Zerknął po pozostałych Piorunach; Tachinana-senpai miał podobny problem co on, podczas gdy Matsumoto-senpai zdołał się naprawdę wczuć.
Fudehiko ostatecznie oparł Chiyo o pobliskie drzewo i wziął głęboki wdech, po czym powoli wypuścił powietrze. Przyjął pozycję do wykonania pierwszej formy. Zdecydował się nie zaciskać wolnej dłoni wokół bokkena tylko zaraz obok, nie chcąc powbijać sobie drzazg. Oddech, ustawienie ciała, ruch. Choć nie zdołał uwolnić elementu przez brak katany i pochwy, pozwoliło mu to skupić się na emocjach. Co czuł, gdy używał oddechu? Z latami praktyki w trakcie wykonywania form w pewnym stopniu zmieniał mentalność, jego dłonie i ciało przestawały drżeć. Trudno było jednak ten stan nazwać spokojem. Piorun był szybki, a użycie go przypominało wyładowania atmosferyczne, gwałtowne i wymagające dużych pokładów energii. Nawet oddychanie w pewien sposób tak wyglądało. Młody zabójca lubił ten styl, gdyż nie było w nim dużo przesadnej finezji. Owszem, pewien poziom zręczności był wymagany, ale nie w takim stopniu jak przy Oddechu Wody. Najważniejszym było działać szybko i z precyzją. Szybciej niż był w stanie zacząć się bać. Szybciej, by nie dać się złapać przeciwnikowi, ale też by uderzyć zanim ten byłby w stanie się obronić. Nie zwalniać, tylko przeć przed siebie.
Na początku czuł się nieco niezręcznie z używaniem form "na sucho", ale udało mu się przełamać i zacząć płynnie przechodzić od formy do formy. Tak było nawet lepiej, bo gdyby rzeczywiście ich używał, to musiałby robić przerwy między nimi, by móc użyć kolejnej. Tylko raz prawie się przewrócił, gdy jeden z zabójców uskoczył przed jego mieczem, ale po chwili Fudehiko zauważył, że robił to celowo, więc postanowił nie czuć się zbyt źle. Wzruszył ramionami, by pozbyć się resztek napięcia i wrócić do wykonywania form.
don't take it easy on the character
I am the character
‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒
#f6bd60 ✾ kuri
they won't know who I was before
and I will cut off my fingers, no ID to find me
W końcu Mistrz klasnął w dłonie zatrzymując trenujących zabójców. Ponownie skupiły się na nim spojrzenia. — A teraz wyobraźcie sobie, że sięgacie głębiej. Ponad oddech który znacie od lat. Sięgacie po pierwotną siłę, po słońce wędrujące codziennie niestrudzenie po niebie, niezdolne do zatrzymania przez żadną siłę. Jego obecność wystarczy, by demony kryły się w swoich norach. Przenieście ten żar, upór i niepowstrzymaną siłę w każdy wasz ruch, każdy oddech i cięcie miecza. — wyszedł na środek placu i ujął oburącz katanę. — Oddech składa się z dwunastu form. — powoli wykonał całą sekwencję dwunastu ataków. W każdym ruchu czuć było pewność i doświadczenie. Nadal były to jednak ruchy wykonywane rękami "zwykłego" człowieka, brakowało w nich chociaż iskry z którą trenowali początkujący zabójcy. — Ostrze rozpalone słońcem tnie ciało demona jakby było z papieru. Rany nie regenerują się, a sam zabójca zdaje się nie do powstrzymania. Niestety, cena za tą moc jest równie wysoka. Nawet po jednej formie możecie się udusić. Ten oddech pali wszystko i wszystkich, włącznie z szermierzem. — mówił nie przerywając pokazu. Jego głos był mocny, ale gdy w końcu zatrzymał się - cały drżał lekko. — Powtarzajcie za mną. — poprosił i znowu uniósł miecz. Ćwiczył w ten sposób z resztą kilka godzin dopóki nie zarządził przerwy. Chwiał się wtedy zauważalnie mimo opierania o lasce. Twarze Hashir malowały na sobie spektrum emocji, ale zmartwienie i troska przebijały się ponad wszystkie inne. W czasie odpoczynku na plac przyniesiono skromne lecz sycące posiłki. Potrzebowali odnowić uszczuplone siły.
Popołudniem treningiem kierowała Tsuya i Nobu. Mistrz odszedł na stronę z Daisuke i Takeshim - czy chodziło o sprawy korpusu, czy słabość dowódcy - ciężko stwierdzić. Niemniej, czas płynął na medytacji i kontroli swoich oddechów. Na placu nie rozpalono jeszcze ognisk a zimno kąsało coraz mocniej - co zresztą pomagało w treningu. Hashira Wody tłumaczył jak utrzymać ciało w równowadze, a Hashira Płomieni wskazywała, w jaki sposób ogrzać zmarznięte członki i uniknąć wstrząsających ciałem dreszczy. Dopiero przed zmierzchem zapłonęły pochodnie i ogniska rozlewające po placu ciepło. Zapadła decyzja, by zabójcy noc spędzili tutaj - śpiąc, czuwając lub trenując dalej. Zmęczenie jednak zmogło większość korpusu. Mistrz i Filarzy mieli zjawić się z samego rana kontynuując trening, a pośród szykujących się do snu krążyły plotki - o zdrowiu dowódcy jak i o zniknięciu niektórych zabójców...
Noc toczyła się spokojnie i cicho, księżyc wędrował pośród chmur zastępując nieudolnie słońce. Jego blady blask wyciągał z mroku nocy ledwo kontury kształtów, topił kolory w odcieniach szarości i pozwalał wyobraźni płatać figle. Nagła eksplozja gdzieś w głębi wioski poderwała zabójców na nogi. Zdarzało się już, że rzemieślnicy i zielarze testowali wspólne wynalazki doprowadzając do pożarów i wybuchów, ale zwykle miało to miejsce za dnia, z drużyną gotową do gaszenia tego typu pożarów. Tym razem po eksplozji słychać było krzyki, ale nie takie, towarzyszące wypadkom. Z głębi Yonezawy niósł się ból i strach wydzierany z gardeł ofiar. Każdy na polanie doświadczył już takich scen.
Powietrze na placu zgęstniało gdy pośród zabójców wylądował Daisuke. Otaczały go wyładowania energii i iskry, a włosy stały dęba. — Znaleźli nas — szepnął i stanął na równe nogi. Ubrania splamione miał krwią. — Łapcie za broń! — ryknął wyrywając ze snu najtwardszych zawodników.
Informacje:
- Czas na odpis - 72h (umownie do końca 25.12.2022).
Wykonywałem raz za razem kolejne formy, wciągając do moich płuc jak największa ilość mroźnego powietrza i pompując w czerwone krwinki, jak największą ilość tlenu. Ruchy odtwarzałem co do milimetra, nawet nie musiałem patrzeć, na swoją postawę, a i tak wiedziałem, że jest taka, jaka powinna być. Bardzo długio ćwiczyłem oddech płomienia. W końcu ponownie głos zabrał mistrz. Słuchałem uważnie każdego słowa i próbowałem zrozumieć głębszy przekaz, który był prawdopodobnie ukryty w jego wypowiedzi.
W końcu starcy i mędrcy lubili rzucać okruszkami młodszym pokoleniom, żeby sami mogli złożyć wszystko do kupy i wyciągnąć wnioski, ale czy aby na pewno było to spowodowane taki zamiarem, czy może po prostu sami nie znali prawdy. Nic dziwnego, że nazwa i manifestacja pierwszego oddechu pochodzi z największej słabości demonów. Słońce było najlepszą bronią na demony, krótka chwila w promieniach słonecznych i stwór z cienia rozwiewała się na wietrze i nieważne jak potężny był. Sam Muzan krył się w cieniu, bo nie mógł przeciwstawić się tej sile. W końcu mistrz przeszedł do demonstracji i nauki wszystkich form słońca, nie wiem, jak dla innych oddechów, ale płomień przy słońcu wyglądał jak ten młodszy brat, który chciał mu dorównać, mimo że nie był w stanie. Pięć form, a dwanaście na pewno robiło różnice i znacząco, wpływało to, na możliwość ruchu i zakresu w walce. Oczywiście tak, jak można było przewidywać, pierwotny oddech był bardzo potężny i siał spustoszenie w szeregach wroga. Tylko szkopuł tkwił w dalszych słowach mistrza, jak po jednej formie można się udusić? Był, aż tak dewastujący użytkownika, czy tylko wybrańcy mogli z niego korzystać? W końcu pierwszy musiał się nim bardzo dobrze posługiwać, skoro powstało, aż dwanaście form?
To były kolejne pytania, na które teraz nie uzyskam odpowiedzi, więc zostawię je sobie na później tak samo, jak wątpliwości. Teraz skupiłem pełną uwagę na ruchach mistrza, musiałem zapamiętać każdą formę, aby później móc ja szlifować i liczyć na jakiekolwiek rezultaty. Gdy już minął czas na obserwacje, przeszedłem za wola mistrza do ćwiczeń praktycznych. Starałem się jak najdokładniej odzwierciedlić to, co zobaczyłem, a w tym wszystkim nieco pomagał mi wyostrzony wzrok. Podczas dzisiejszych ćwiczeń dawałem ponad sto procent, byłem lekko podekscytowany, czymś nowym i możliwością nauki, pierwotnego oddechu, nawet jeżeli finalnie nigdy nie będę w stanie go użyć.
Po ciężkim szkoleniu fizycznym przyszedł czas na poprawę medytacji i techniki oddychania, to właśnie dzięki nieustanemu korzystaniu z oddechu można było sobie poradzić z różnymi niedogodnościami albo warunkami pogodowymi. To właśnie oddech pozwalał nam przekraczać ludzkie ograniczenia i walczyć z demonami.
To był długi i meczący dzień, dlatego bardzo chętnie zrobiłem sobie przerwę, przysiadłem na skraju polany, niedaleko ogniska, bo i tak wszyscy mieliśmy tutaj zostać. Trochę dziwny pomysł, skoro niedaleko mieliśmy swoje kwatery, ale może testowali wytrwałych, czy coś dlatego nie miałem z tym problemu. Dobrze było pozwolić mięśnią na odpoczynek, czułem na każdym fragmencie ciała delikatnie mrowienie.
- Sayaka, jak Ci się podobał pierwszy dzień?... Jestem ciekawy, co będzie jutro, ale pewnie to samo... Chyba że jeszcze coś staruszek ukrywa. A teraz pora na regenerujący sen. – Ziewnąłem przeciągłe i zrobiłem to, co mówiłem, złożyłem się do snu, aby odzyskać siły przed jutrzejszym dniem. Sen miałem strasznie nijaki, uwięziony w dziwnej bańce, w której nieważne co zrobiłem, byłem wciągany z powrotem. A gdy już miałem na dobre pożegnać się z moim ciemiężca, ze snu wyrwał mnie huk eksplozji, poderwałem się do góry i skierowałem wzrok do źródła dźwięku.
Nie miałem rozwiniętego słuchu, ale dobrze znałem ten rodzaj krzyku pełnego paniki. Nie musiałem długo czekać na wyjaśnienia, bo na polanie zjawił się Daisuke. Demony odnalazły Yonezawe? Czy to w ogóle było możliwe, ale skoro filar tak twierdził, to musiała być prawda, wybrali porę roku, w której krzewy nie były pod śniegiem? Nie zwlekałem, dłużej wyciągnąłem miecz i zacząłem się orientować w sytuacji, w pierwszej kolejności powinniśmy zabezpieczyć odwrót NE i rekrutów, aby oni mogli przygotować obóz za linią wroga, do którego można będzie odprawić rannych i niezdolnych do walki. A druga sprawa to liczebność wroga i jaki dokładnie mają cel.
albo ją przed sobą stworzę
— Masz dobrą technikę — Pozwolił sobie ocenić, podchodząc do niego — Trzymaj jednak mocniej broń, nie chcesz chyba aby ci wypadła, prawda? Dłonie z początku mogą boleć, jednak z każdym kolejnym treningiem będą twardsze więc się nie martw. — Powiedział, podnosząc lekko swoją dłoń, jakby chciał mu to udowodnić — Ciosy muszą być pewne, nie może być w nich żadnego zawahania. Jeśli ci to pomoże, skup się na tym co daje tobie siłe. Gniew na demony, poczucie obowiązku, inne wspomnienie? Cokolwiek co popchnie ciebie do przodu mimo twojego zwątpienia.. — Doradził poraz kolejny spokojnym tonem, za pozwoleniem Fudehiko i braku sprzeciwu ze strony Daisuke, dołączył na chwile do niego, korygował na bieżąco niedociągnięcia, czy to w technice czy w innym aspekcie jakie mogły się tylko pojawić. Filar skupiał się na ogóle, a Takashi mógł podejść do tego personalnie, a tym samym bardziej pomóc. Poświęcił chwile czasu na niego, a potem wrócił do swojego treningu życząc powodzenia.
Potem zaczął wkładać w ciosy wszystko, co go popycha do celu, to co wyzwala w nim siły.. Nie dzielił ich na poszczególne elementy, starał się dotrzeć do pierwotnego źródła, tam gdzie wszystko się zaczęło, tam gdzie wolałby nie zaglądać.
Czuł się w jego obliczu mały, mimo tylu lat na karku, osiągnięciach to nadal czuł silny autorytet nad sobą - Swojego Ojca, w wyobraźni był olbrzymi, a jego cień padał na niego, pochłaniając go, pamiętał stanowczy, spokojny ton, taki, który nie spodziewał się usłyszeć żadnego sprzeciwu.
— Nie zawiedziesz mnie. — Zagrzmiał, tej samej nocy, kiedy demony go napadły, a on rozkazał Takashiemu wkroczyć na ścieżkę zabójców, by zapłaciły za zniewagę w jego kierunku. Jego złote oczy płonęły zimnym gniewem, sprawiającym wrażenie, że mogłyby go spopielić w każdej chwili, gdyby tylko chciał.
— Nie.. Nie zawiodę. — Odpowiedział wtedy.
Stłumił swój krzyk.
Boken uderzył w ziemie mocniej niż się spodziewał, nie zdążył wyhamować uderzenia, niemalże prawie roztrzaskując drewnianą broń, trzymała się jeszcze, miał nadzieje, że wytrzyma resztę treningu. Odetchnął nerwowo, musiał sięgać po każdą siłe, jaką tylko mógł jeśli to miało pomóc w jakiś sposób, nawet jeśli nie w opanowaniu oddechu słońca, to w wzmocnienie aktualnego, a przede wszystkim swojego ducha. Nie mógł zapominać o tamtym dniu, tamtych emocjach, tym co kieruje go po dziś dzień.
Znaleźli nas!
Łapcie za broń!
Wybuch i ranny Daisuke wykrzykujący rozkaz dobrania broni, sprawił że zerwała się na równe nogi z mieczem w dłoni. Rozejrzała się po najbliższym otoczeniu w poszukiwaniu przeciwników. Spodziewała się że jednostki nie zdolne do walki zajmą się ewakuacją. Ale nie zamierzała czekać aż akcja przyjdzie do niej. Ruszyła w stronę krzyków i wrzasków, bo tam musiało dochodzić do rzezi.. A ona nie pozwoli nikomu zginąć! Nie zastanawiała się skąd się demony wzięły w tym miejscu, skoro mieli w korpusie zdrajcę, to mogli się spodziewać że takie coś będzie miało miejsce prędzej czy później.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Shoto dokładnie słuchał i obserwował formy oddechu słońca, które pokazywał im mistrz. Dwanaście. Jak dwanaście miesięcy w roku. Jego wzrok dokładnie śledził ruch ostrza, a także ciała. Dzięki rozwiniętemu zmysłowi, mógł wyłapać więcej szczegółów. Lecz w dalszym ciągu była to sucha teoria z lekką domieszką praktycznego pokazu. Żeby osiągnąć coś więcej to trzeba było znacznie więcej trudu i treningu. Tachibana dawał z siebie wszystko. Ciężko było nie wsadzać ostrza do sai, ale widział w tych formach kilka rzeczy, których używał jego własny oddech. Powtarzał wszystkie formy z jak największą precyzją. Starał uderzać szybko i silnie, lecz na jakiekolwiek wyniki przyjdzie czas kiedy indziej. Szczerze mówiąc nie miał pojęcia czy zrobił choć krok do przodu. W końcu przyszedł czas na odpoczynek. Noc na zewnątrz nie była niczym nowym i większość z nich była do tego przyzwyczajona. A przynajmniej powinna być.
Ze snu wyrwały go huki i krzyki. Coś było nie tak. W całej Yonezawie niósł się krzyk bólu. Krzyk walki. Krzyk, którzy znali wszyscy. Tachibana podniósł się w momencie kiedy kiedy Daisuke wylądował na Placu. Jego ubrania były w krwi i ciemnowłosy chyba pierwszy raz widział swojego nauczyciela w takim stanie.
- Sensei jakie są siły wroga? Co się dzieje dokładnie? – zapytał samuraj, który już przytwierdził Inazumę do swojego boku i ruszył do swojego mistrza. W końcu to on był tutaj najwyższy stopniem jako Hashira Pioruna. Daisuke wydawał rozkazy.
Nie możesz odpowiadać w tematach