- Będą nieco ponad trzy tygodnie.. tak myślę. - Odrzucił krótko na ostatnie pytanie.
Pokręciła lekko głową na boki. - Nie przeszkadza mi chęć zachowania dystansu przez ciebie względem mnie.. to miłe że stawiasz moje zdrowi ponad wszystko.. - dodała z lekkim uśmiechem. Nie miała powodu żeby teraz go konfrontować z tym czy mówił prawdę czy nie. Skoro się z tego tłumaczył to widocznie musiał bardziej sam siebie przekonywać do tego niż ją. Nie znała go przecież. Nie byli nawet blisko, nie potrzebowała bawić się w detektywa, który musi rozgryźć każdą zagadkę. Po prostu szanowała jego decyzję i wybór.
Widziała jak się nagle przygasił, gdy tylko wspomniała o jego ewidentnie niechcianej pamiątce. - hmm.. trzy tygodnie to nie tak dużo.. coś o tym wiem.. ja już jestem jakieś 3 lata po ostatecznej selekcji. - powiedziała ze spokojem w głosie. - Powinieneś się przyzwyczaić do myśli że jeszcze nie jedna blizna zwieńczy twoje ciało Arara.. w końcu zostałeś jednym z nas.. a to wiąże się z koniecznością walki z demonami.. - to mówiąc podciągnęła bardzo wysoko jeden z rękawów yukaty. Jej fioletowe oczy przesunęły się po skórze jej ręki, dostrzegając wyblakłe miejscami kreski. Drobne, ledwo widoczne blizny, które były pamiątkami po starciach z bękartami Muzana. Westchnęła cicho, mrużąc nieco powieki i opuściła rękaw, zasłaniając rękę. Całe jej ciało, spowite ubraniem skrywało wiele mniejszych czy większych blizn. Niektóre bardziej czy też mniej widocznie ale tam były.
Skrzeczenie kruka lecącego w jej stronę sprawiło że uniosła rękę wyżej, aby zrobić miejsce na lądowanie gdy czarna kupka piór wystrzeliła spomiędzy konarów wisterii, lądując na jej przedramieniu. Sięgnęła do karteczki przymocowanej do prawej nóżki ptaszyska i przeczytała co na niej było napisane. - Dziękuję za liścik.. - powiedziała gładząc palcem po głowie zwierzę i energicznym szarpnięciem ręki w górę dopomogła wzbić się swojemu posłańcowi w powietrze.
- Wybacz Arara.. ale na mnie już niestety czas. Miło było mi cię poznać.. mam nadzieje że jeszcze będzie dane nam porozmawiać w niedalekiej przyszłości.. - to mówiąc ukłoniła się delikatnie i ruszyła w swoją stronę.
Z Tematu
Junko, naturalnie, lubiła przesiadywać w miejscu niewielkiej kapliczki. Sacrum, skryte między pędami wiecznych wisterii, których mocny zapach koił i dawał poczucie bezpieczeństwa (i które były doskonałym parawanem dla ciekawskich oczu szukających wrażeń).
Podczas każdej wizyty przynosiła podarki dla ryżowego bóstwa, czcząc je i odmawiając modlitwy. Lubiła jednak myśleć, że przekupuje lisy, by te pozwoliły jej odpocząć (a lisy, jak to lisy, bardzo często nie dotrzymywały składanych obietnic, ale to już inna historia).
Zrobiła tak również i teraz — z pedantyczną dokładnością ułożyła obok siebie czarkę sake, ryżową kulkę i niewielką kostkę tofu (połowę zdążyła zjeść w drodze do świątyńki), zmówiła modły i była gotowa na zasłużony relaks.
Zdjęła z ramion chustę, w którą owinęła biwę. Przyjmując wygodną pozycję, wsparła instrument na udach i wykonała kilka pociągnięć strun, badając ton i strojenie. Miała wrażenie, że wisterie podchwyciły nuty i odegrały malowniczym echem. Dodatkowym plusem, dzięki któremu Junko lubiła to miejsce, była jego zaskakująca akustyka.
Po kilku próbach zaczęła grać jeden z ulubionych utworów. Niedawno wróciła z misji odzyskania Kioto, która ostatecznie zakończyła się fiaskiem. Jak zapewne większość zabójców, była nieco rozgoryczona jej wynikiem. Chciała więc odreagować, a najlepszym do tego sposobem była muzyka. Dramatyczne brzmienie utworu było jednak zbyt ciążące, Junko szybko zmieniła więc repertuar, wybierając znany epos o bitwie w zatoce Dan no Ura. Wybór nieco cyniczny i słodko-gorzki, patrząc na okoliczności. Nic jednak nie dawało jej takiego komfortu, jak możliwość żartowania z własnych porażek.
Po kilkunastu sekundach grania, wtórowała sobie opowiadaniem. Śpiewała głośno, choć niedokładnie, wybierając ulubione partie, często pomijając te, jej zdaniem, mniej interesujące. Innymi słowy, śpiewała dla własnego komfortu i przyjemności tworzenia. Czy tam odtwarzania.
Czuła, jak wypełnia ją przyjemne ciepło. Bogini Uzume musiała być zadowolona z jej performensu. Junko z każdym pociągnięciem struny czuła się bardziej spokojna, odprężona i wolna. Przestała nawet zwracać uwagę na pojedyncze fałsze wychodzące z jej ust (nie była perfekcyjną śpiewaczką, ale miała przyzwoity warsztat). Brzmienie instrumentu było teraz wesołe i wartkie. Gdyby nie fakt, że przygrywała sobie sama, czarnowłosa z chęcią wstałaby teraz, zrzuciła z siebie wszystkie ubrania i zaczęła tańczyć do utraty tchu, tak jak zwykła to robić jej bogini.
Nie ma co piękny wynik, jedyne czym można było się pocieszyć to fakt, że zawsze mogło być gorzej. Mogliśmy wszyscy tam kipnąć i tak skończyłaby się nasza historia, a tak mamy zawsze szanse odkupić tę porażkę przy kolejnym spotkaniu. Za nim wyruszyłem w małą podróż, aby poukładać sobie w głowie kilka rzeczy i się oczyścić, zaszedłem do dormitorium piorunów, aby wsunąć liścik przez zamknięte drzwi do pokoju blondynki. Z pomocą piorunów udało mi się ustalić, który to był jej pokój. Chociaż gdy do nich podszedłem, miałem dziwne wrażenie, że już tutaj kiedyś byłem, ale nie przypominałem sobie, żeby był kiedykolwiek u niej. Po wszystkim przygotowałem prowiant na drogę i wstąpiłem przed wyjście do herbaciarni, żeby odwiedzić staruszka. Dawno się nie widzieliśmy, ale nie mogłem zagrzać tam zbyt długo miejsca, więc przeprowadziliśmy krótką rozmowę o wszystkim i niczym, wziąłem od niego herbatę i coś mocniejszego na drogę. Już miałem z tamtą wychodzi gdy zobaczyłem Saiyuri siedząco przy stoliku. Nie mogłem się z nią teraz zobaczyć, bo na pewno nie pozwoliłaby mi ruszyć w drogę.
- Staruszku podaj im herbaty z trawą cytrynową i mochi. Na mój koszt, a jej przekaż, że w pokoju czeka ją niespodzianka. - Powiedziałem to do niego szeptem, tak żeby nie zdołała tego usłyszeć. Następnie stanąłem w drzwiach i spoglądając w jej stronę, wypowiedziałem już zdecydowanie głośniej, tak aby mój głos mógł dotrzeć do jej uszu. -Do zobaczenia. -
Potrzebowałem ochłonąć, odpocząć od wszystkich i w spokoju dojść do siebie, zwłaszcza po słowach Yony, która była moją znajomą od kilku lat, ale jak widać nigdy, mnie naprawdę nie poznała. Skoro bez namysłu użyła takich słów w stosunku do mnie, była zaślepiona własnymi emocjami do tego stopnia, że nie zdawała sobie sprawy, że ja również tamtego wieczoru zostałem ranny. Że nogawka mojej hakamy była poszarpana i przebarwiona krwią, nawet przez moment nie postawiła się na moim miejscu, bo złość zaćmiewa jej umysł i trzeźwy osąd. Moją podróż i rozmyślania przerwała melodia, która niosła się po lesie. Nie spodziewałem się usłyszeć czegoś takiego tutaj, ale musiałem przyznać, że była to miłą odmianą o ciszy i natłoku nieustających myśli. Zaciekawiony podszedłem nieco bliżej, aby poznać tajemnice. Kto taki gra na instrumencie, przez głowę przebiegła mi myśl, że mogła to być Yona, ale instrument brzmiał trochę inaczej, z drugiej strony nie byłem ekspertem w tej dziedzinie.
Dlatego ukradkiem wyjrzałem za jednego z pni i ujrzałem kogoś, kogo wcześniej nie widziałem, ale skoro tutaj była musiała być jednym z zabójców. Nie chciałem jej przerywać, zwłaszcza że teraz jeszcze dodała do melodii zdawkowo swój głos. Co można było więcej powiedzieć, miała niebywały talent, albo lata praktyki. Niezależnie, z czego wynikały jej umiejętności, na pewno mogła czuć się usatysfakcjonowana. Bardzo Cicho wskoczyłem na drzewo i zasiadłem bezszelestnie na gałęzi.
- Ładnie grasz. -Dopiero gdy skończyła grać, zabrałem głos i zacząłem delikatnie klaskać, w podzięce za taki wspaniały recital.
- Nie myślałaś może, żeby występować dla większego grona, niż leśnych zwierząt i bóstw. Śmiertelni na pewno też doceniliby taki koncert... Nazywam się Kagami Yuichiro. - Zeskoczyłem z drzewa, skłoniłem się jej, oddając należyty szacunek, złote tęczówki lśniły od promieni słonecznych, a ja uśmiechnąłem się delikatnie.
albo ją przed sobą stworzę
Przestraszona podskoczyła, słysząc głos dochodzący gdzieś znad jej głowy. Nie spodziewała się jakiejkolwiek ludzkiej widowni, toteż widok rudej czupryny nieco ją zaskoczył. Nie była jednak osobą, która nie umie radzić sobie z komplementami. Ba, bardzo je lubiła. Nie lubiła również czuć się speszona. Nie wstając, ukłoniła się lekko, rozkładając przy tym szeroko ręce.
— Wiesz, że niegrzecznie tak podsłuchiwać? Jednakże dzięki. Dobrze się skradasz. — odbiła piłeczkę. — Takeshi zdzieliłby mnie za taką nieuwagę. — zmarszczyła się na samą myśl, mówiąc trochę do siebie. Jej tendencje do odpływania myślami były częstym powodem karnych treningów, a mimo szczerych chęci, nie udało jej się wyzbyć niektórych nawyków. Ale Takeshiego tutaj nie było, c'nie?
Dokładnie przyjrzała się zabójcy. Kojarzyła go skądś, ale nie potrafiła jeszcze powiedzieć skąd. Jako że lubiła bezceremonialnie lustrować twarze, posiadała w pamięci ich sporą kolekcję. Wysoki, dobrze zbudowany, z tą ognistą burzą na głowie...
"Śmiertelni na pewno też doceniliby taki koncert".
Uśmiechnęła się lekko. Junko spodobało się użycie tego określenia. Śmiertelni. Dokładnie tak mówiła o ludziach. Gdyby to jednak było tak proste, na jakie wygląda.
— Hm, zwykle trzymam się z bóstwami. — wzruszyła ramionami, będąc całkowicie poważną i szczerą. Nie była typem, który łatwo zawierał trwałe i szczere znajomości, pomimo bycia stosunkowo otwartą. A pomimo faktu pożegnania się z karierą kapłanki, nadal czuła się mocno związana ze światem wiecznym. Była więc pseudo-wyrzutkiem, który często przesiadywał w świątyniach. — Miło mi, Yuichiro-san — bez zawahania użyła imienia, nie lubiła niepotrzebnych formalności, odpowiadając jednak grzecznym ukłonem i szczerym uśmiechem. Z ciekawością rejestrowała każdy centymetr twarzy nowego znajomego. — Jestem Junko. — na ułamek sekundy zawahała się, jednak po chwili kontynuowała, jej ton był dużo żywszy, a źrenice rozszerzyły się. — Wiesz, oczywiście, że chciałabym grać dla większego grona. Ale to nie tak proste. Problem w tym, że nie jestem solistką i nie lubię występować sama. A kompletnie nie mam z kim grać — zmarszczyła brwi zasmucona, jak gdyby w całej Yonezawie była jedynym muzykiem. Oczywiście, że nie była. Takuya-san nawet wspomniał w trakcie misji o jego znajomej shamisenistce. Yona-san? Coś takiego. — Grałam kiedyś w zespole, ale to dawno i nieprawda. Teraz jestem skazana na przygrywanie tym dwóm. — wskazała głową na posążki lisów. — Plus jest taki, że nigdy nie narzekają na repertuar i mogę grać co mi się podoba. A ty, Yuichiro-san? Grywasz na czymś? Śpiewasz? Może pytasz, bo chcesz mi coś zaproponować, hm? — zagaiła ciekawska po swoim krótkim wywodzie. Nie chciała się niepotrzebnie żalić, więc miala nadzieję, że mężczyzna nie odebrał jej monologu jako narzekania, a docenił szczerość i chęć rozmowy.
Z czułością odłożyła instrument na rozłożoną chustę i ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma obeszła Kagamiego wokół. Dopiero widok jego sylwetki od tyłu rozwiązał frapującą zagadkę. Gdzież tam imię, Junko najlepiej zapamiętywała oczyma! A zabójcę miała okazję wypatrzeć podczas oficjalnego awansu rang, tuż przed misją odbicia Kioto.
Może nie powinna się odzywać, patrząc na sromotną przegraną zabójców, która, bądź co bądź, była nieco delikatnym tematem. Miała jednak niewyparzoną gębę, która kłapała szybciej niż móżdzek procesował myśli. W tejże chwili jednak awans kolegi po fachu wydawał się dużo istotniejszy niż przegrana, którą udało jej się z powodzeniem opłakać. Nie było więc sensu skupiać się teraz na negatywach. Skoro już przeszkodził jej w muzycznej medytacji, mogli poświęcić sobie jeszcze nieco cennego czasu.
— Ah, Kagami Yuichiro! Poznałam dopiero po plecach — wypaliła, nie zważając, że mogło to zabrzmieć nie na miejscu. — Gratuluję awansu. Siadaj, siadaj. Mam jeszcze trochę sake, wznieśmy toast. — sięgnęła do niedużego plecaczka, gotowa polewać drogocenny płyn.
- Nie musisz dla siebie być taka surowa, w końcu jesteśmy w Yonezawie... Tutaj mamy prawo wyłączyć umysły i paranoje, aby podbudować zdrowie psychiczne i poświęcić się w spokoju swoim pasją. - Jej nauczyciel na pewno świetnie przygotowywał swoich uczniów, skoro wpajał im nieustaną gotowość i doszukiwanie się niebezpieczeństwa. Tylko człowiek zawsze zasługuje na chwile wyciszenia, spokoju i nawet głupie bycia ciamajdom, czy potknięcia się. Nie można cały czas pracować na najwyższych obrotach, bo prędzej czy później to się po prostu zemści. A wiem, co mówiłem, bo sam byłem, tego świetnym przykładem, pędziłem nieustannie do przodu, żeby cofać się jeszcze bardziej.
- Miło mi Ciebie poznać Junko-san... A tam przesadzasz, na pewno skradłabyś serce publiczność... Nawet wyglądało to, jakby te dwie lisie statuetki kiwały się do melodii, już nie wspomnę o ptaku, który ją powtarzał. - Była skromna, może nie doceniała swojego talentu, albo najzwyczajniej obawiała się, że w pojedynkę nie zadowoli publiczności, co dla mnie było bezsensowne. Może w takim razie powinienem polecić jej Yone, ale z drugiej strony nie wiem, czy się dogadają, zwłaszcza po ostatniej sytuacji.
- Możesz mnie dodać do tej dwójki. - Podniosłem otwartą dłoń do góry, jakbym się zgłosił do czegoś, gdy wspomniała, że jest skazana na tą lisią dwójkę. Jej zainteresowanie mi schlebiało, ale niestety nie miałem dla niej zbyt dobrej wiadomości. Moje umiejętności sceniczne kończyły się na tańcu, odrobinie śpiewu i aktorstwie, tyle ile było potrzebne w kabuki.
- Nawet jeżeli można nazwać to śpiewanie to było to bardzo dawno temu i nieprawda... Za nim dołączyłem do korpusu, uczestniczyłem w wielu lokalnych przedstawieniach Kabuki i odświętnych tańcach ceremonialnych.... Chociaż nie powiem, zawsze chciałem się nauczyć grać na jakimś instrumencie. Chociaż, jak dla mnie to raczej musiałoby to być coś proste, jakieś Taiko, Tzusumi albo Shakuhachi. Żebym nie miał się w co zaplątać albo pogubić. - Odpowiedziałem jej szczerze, nie ukrywałem swojej przeszłości przed nikim. To raczej moja teraźniejszość była ukryta przed moim bliskimi. Ciemnowłosa, była niezwykle sympatyczną osobą do rozmowy, nawet zapomniałem na pewien czas, co takiego tutaj robiłem. Zastanawiałem się tylko, dlaczego postanowiła mnie obejść dookoła, bała się czegoś czy może nie do końca ufała moim intencjom? A może po prostu chciała mi się lepiej przyjrzeć, nie miałem nic więcej, poza niewielką torbą podróżną upchaną po brzegi, mieczem, ciemny ubraniem i białym płaszczem.
- Dziękuje.- Z delikatnym uśmieszkiem, pochyliłem głowę i podziękowałem za te gratulacje, nie liczyłem na to, że ktokolwiek będzie mnie pamiętał z tamtego dnia. Było to niezwykłe miłe doświadczenie, jak nie znana Ci osoba, była gotowa pogratulować Ci i podzielić się swoim alkoholem. Mimo że wyruszyłem z pewnym zamiarem, nie zamierzałem jej odmówić i odtrącić gest, nic się nie stanie, jak dochodzenie w sprawie miecza poczeka trochę, skoro przeczekało już tyle czasu.
- Dobrze, ale skoro to był mój awans, to ja stawiam alkohol na stół, a w tym przypadku na kamień. - Sięgnąłem do torby, z której wyjąłem tykwę i umieściłem ją na kamieniu. - Tylko nie wiem, co tym razem staruszek do niej w lał, ale nigdy mnie nie zawiódł w tej sprawie. -
albo ją przed sobą stworzę
— Hm, więc typ bajeranta. — udała zadumaną. — Polowania? — powtórzyła zainteresowana. Jako osoba, która spędziła większość życia w świątyni, nie miała o niektórych rzeczach pojęcia. Jedyna myśl, która przychodziła jej do głowy na hasło polowanie, to jakaś nowobogacka zabawa samurajów czy szlachty. Nigdy w życiu nie słyszała, by normalni ludzie chodzili na polowania. Nie w tych czasach.
Posłała Yuichiro wdzięczne spojrzenie. Hm, a może jednak był szczery z tym pierwszym komplementem? Może należał do grupy legendarnych, szczodrych altruistów? Istot wymarłych, zdaniem czarnowłosej. Albo był zwyczajnie uprzejmy. To ostatnie nie wpadło jej jednak do głowy, bo dziewczę do uprzejmości większych niż konieczne nie była przyzwyczajona. Chyba, że miała coś w ten sposób zdobyć.
Nieważne co było prawdą. Yuichiro wydawał się wyrozumiały. Dlatego postanowiła być szczera i naprostować jego błędne wnioski.
— To nie surowość. To bardziej jedno z niewielu wspomnień, które miałabym okazję zaliczyć do tych "rodzinnych". Takeshi-san był dla mnie kimś, kogo najprędzej mogłabym porównać do figury ojca. Czy coś. — wzruszyła ramionami, miała nadzieję, że nie brzmi to ckliwie. Bo nie miało, fuj. — Nie to, że mieliśmy jakąś niesamowitą relację. Ba, w życiu bym się do niego po imieniu nie zwróciła, bałabym się, że mnie zdzieli — parsknęła, chcąc wyjaśnić bezczelne nazywanie filaru kamienia po imieniu. Chyba trochę nie wypadało, nie? — Mimo wszystko fajnie było mieć kogoś, kto okazał ci tak szczodre poświęcenie i cierpliwość. — sama się zdziwiła na ten przypływ ciepłych słów wobec hashiry. Oczywiście, że szanowała go dozgonnie jako swojego sensei'a. Nie zmieniało to faktu, że był irytującym i męczącym prykiem, który nie pozwalał sie jej wysypiać i maltretował ją nieludzkimi treningami. Przez jakiś czas myślała nawet, że on się po prostu lubił nad nią znęcać. Nikt jednak nie wytrenowałby jej lepiej. Ah, czasami tęskno jej było za takimi treningami.
Wspominając o filarze kamienia, mimowolnie zdradziła Kagamiemu jakiego oddechu używa. I chociaż była ciekawa, którym posługiwał się rudowłosy, nie zapytała. Bo to zbyt oficjalne, a nie chciała rozmawiać w ten sposób o pracy. Nie, kiedy oboje mieli wolne. Jeszcze będzie czas na przepytywanki.
Zaśmiała się chrapliwie słysząc kolejne uprzejmości zabójcy. Gdyby była wstydliwa, to by się zarumieniła! Dawno nie słyszała tylu ciepłych słów.
Przez chwilę poczuła nutkę melancholii. Granie dla bóstw i duchów lasu może i było przyjemne, jednak dopiero obecność mężczyzny przypomniało jej jak miło było mieć zwyczajną widownię. Humorzastą, emocjonalną, ekspresywną. Po której widać było zadowolenie bądź rozdrażnienie. Może kiedyś...
— Wpiszę cię na listę na następny koncert, masz miejsce w pierwszym rzędzie. — w odpowiedzi na jego gest uniosła kciuk w górę.
— O kurczę, byłeś w trupie teatralnej?! Zawsze chciałam zobaczyć jakiś występ... Ale mi "nie wypadało" — przewróciła oczyma. — W sumie to pasujesz mi na jakiegoś epickiego bohatera, który ratuję księżniczkę z rąk bandziorów! — klasnęła w dłonie, zadowolona z własnego pomysłu. — Aktor i tancerz do tego. Prawdziwy z ciebie artysta. I to nie byle jaki... Dostąpić zaszczytu zatańczenia podczas ceremonii... Skąd właściwie jesteś? — zagaiła, po chwili dodając z wyciągniętym karcąco palcem wskazującym — Nigdy nie mów, że gra na bębnach jest czymś prostym! Rytm i melodia są tak samo istotne. Jeśli spieprzysz ty, reszta zespołu też nie zagra dobrze. Jeśli ją natomiast opanujesz, to już o nic się nie zaplątasz i nie zgubisz. Chociaż nie wyglądasz na niezdarę, hm. — no, może nie było to pokrzepiające i zachęcające do nauki gry. Junko traktowała muzykę jednak bardzo poważnie!
Przyjemnie gawędziło jej się z Yuichiro. Wydawał się otwarty i wyluzowany. Miły w obyciu. Taki do rany przyłóż kumpel, który zawsze dobrze doradzi. Chyba, bo nie miała wielu znajomych i nie bardzo się na tym znała. Niemniej jednak nie czuła żadnej presji i nie miała potrzeby skrywać się za maską. Sprawiał wrażenie szczerze zainteresowanego, co zachęcało ją do odpowiadania wprost. Nie czuła krępacji zadając pytania czy wtryniając swoje komentarze.
Oho, to się nieźle wkopała. Chciała zaproponować niezobowiązujący toaścik, a tutaj zaczynają jej polewać. Dobrze, że przynajmniej zjadła duże śniadanie. Może nie padnie tak szybko. Chociaż w jej wypadku ciężko orzec, bo alkohol spożywała tak rzadko, że ciężko było jej sobie przypomnieć, kiedy w ogóle robiła to ostatnio. Miała jednak nadzieję, że Yui nie zamierza zachlewać się do upadłego.
— Ty zawsze nosisz ze sobą alkohol? Jak to nie wiesz co tam wlał? A co mógłby? — zapytała, wyraźnie skonsternowana. No ale przecież nie spenia i nagle się nie wycofa. Trzeba wypić chociaż jedną czarkę. Popatrzyła na kapliczkę, przepraszając bóstwa za bezceństwa, które tutaj zaraz będzie wyczyniać. — Dobra, w sumie to lej. Czekaj, mam jeszcze jedną czarkę. Inna już zajęta, sory... — nadstawiła naczynko. — Kagami Yuichiro-san! — powiedziała głośniej, prostując plecy i patrząc rudowłosemu w oczy — Omedeto awansu! Niech bogowie będą z tobą, a miecz nigdy się nie tępi! I żebyś trafiał na samych rezolutnych szeregowców, np. mnie, haaa! — Wyszczerzyła zęby i wypiła całą czarkę na raz. I pożałowała. Zmarszczyła się, kiedy alkohol palił przełyk, policzki i wszystko! Syknęła, ale nie chciała dać po sobie poznać swoich boleści. Zapewne na marne. Ostatecznie jednak zebrała się na uśmiech.
- Tak, polowanie na dzikie zwierzęta... Wiem, że nie każdy może to legalnie robić, ale jeżeli miałbym być szczery, to jest to jawna niesprawiedliwość. Ciężko opisać słowami, ale szacunek, którym otaczasz, swojego przeciwnika i wykorzystanie każdego skrawka zdobyczy sprawia, że jest to bardzo.... mhmmmm... Mistyczny i boski rytuał. Polowanie na demony nie dostarcza takich emocji, może dlatego, że to zabijanie szkodników. - Odpowiedziałem jej o tym jak to wyglądało z mojej strony i jakie uczucia towarzyszyły mi gdy łowów. Pomyślałem o polowaniu z własnym dziadkiem, a później ojcem i braćmi. Uczy to pokory do natury zwłaszcza, jak pogoń za zdobyczą wydłuża się o kilka dni i zaczyna brakować prowiantu, a nikt nie chce wracać z dziczy o pustych rękach przed końcem.
- Chyba przesadzasz... W sensie jeżeli doglądasz kogoś przez kilka lat, a on dorasta przy Tobie, dojrzewa. To Filary są, jak nasi rodzice albo starsze rodzeństwo. Nie da się być całkowicie obojętnym, gdy nie ma się jak zdystansować. Mogą tego nie okazywać, a my możemy nie czuć się pewni, ale kto inny marnowałby czas na szkolenie, kogoś na kim mu nie zależy? - Uśmiechnąłem się do niej pogodnie i spojrzałem złotymi tęczówkami przepełnionymi zrozumieniem. Każdy filar mógł być inny, ale zawsze to była ich cecha wspólna, nikt z nich nie podchodził do swojej pracy i obowiązków w sposób trywialny inaczej nigdy nie zaszliby tak daleko. A na pewno nie daliby radę zostać najsilniejszymi członkami organizacji i osobami odpowiedzialnymi za rozwój przyszłych pokoleń.
- Świetnie zawsze przyda się trochę odmienności i miłego ukojenia po walce z demonami... Byłem, kto wie gdzie bym zaszedł gdybym dalej tam był. No weź, bo się jeszcze zarumienie, ale nie przesadzałbym, nie jestem raczej materiałem na bohatera, a na pewno nie epickiego, ale księżniczkę mógłbym uratować przed zbójami... Jestem z Nagoji. - Uśmiechnąłem się cwaniacko i spojrzałem na nią przenikliwym wzrokiem, może moje czyny miały często wiele wspólnego z heroizmem, ale ja tego tak nie widziałem. Po prostu robiłem to co było słuszne i uważałem, że musiało być zrobione, czasami byłem humorzasty albo złośliwy, nie byłem prawdziwy altruistom wyrzekającym się przyjemności. - Nie pamiętam, żebym był niezdarny. Przepraszam, może powinienem być ciut dokładniejszy. Chodziło mi, że łatwe dla mnie. Łatwiej mi wpasować się w odpowiedni rytm i czas jak przy tańcu, niż próbować skopiować Twoje tańczące palce na strunach. - Szybko wytłumaczyłem się ze swojego rozumowania, nie chciałem nikomu uwłączyć czy obrazić, tylko podzielić się swoimi spostrzeżeniami.
- Zabrzmiało, jakby to było coś złego. - Podrapałem się po potylicy, delikatnie zakłopotany. - No po prostu staruszek, ma własne dobrze schowane zapasy różnych trunków i nigdy nie wiadomo, która z beczek została odpieczętowana. Kiedyś mocno mi się dostało, gdy z kolegą zdecydowaliśmy się podkraść nieco alkoholu podczas szkolenia. Stare czasy, na kacu mieliśmy szkolenie życia, ciężko o nim zapomnieć, a dla osób postronnych musiało wyglądać jeszcze bardziej groteskowo. - Zaśmiałem się delikatnie, na wspomnieni jednego z wielu incydentów, w które wpadaliśmy z Hayase. Zawsze gdy byliśmy razem, dobrze się bawiliśmy, ale nie było trzeciej osoby, która mogłaby nam przemówić do rozsądku, chociaż wtedy pewnie jeszcze chętnie byśmy to zrobili.
- Shinsha shite orimasu Junko-san... Mam nadzieje, że tak będzie, a raczej, że faktycznie spotkamy się jeszcze, o ile los będzie przychylny, ale również Twoje zdrowie. - Wypiłem czarkę alkoholu jak szybko się okazało było to umeshu, co już dało się poznać po charakterystycznym słodko kwaśny zapachu moreli. - Czyli to Umeshu z moreli.... Myślałem, że staruszek już w tym roku nie będzie miał już tego alkoholu, chyba trzymał go na specjalną okazję. Pewnie zorientował się, że to mój ulubiony, ciężko coś przed nim ukryć, jest tak stary, że wszystko przeżył. A ty skąd jesteś? - Uśmiechnąłem się delikatnie, to bardzo miło z jego strony, że był trzymał coś tak smacznego.
albo ją przed sobą stworzę
"Polowania na dzikie zwięrzęta", "mistyczny i boski rytuał". Junko nie miała bladego pojęcia o polowaniu, ale zabójca opisał go zdecydowanie zachęcająco i kwieciście. Chociaż sama zapewne nie byłaby w stanie zebrać się na zabójstwo zająca, lisa czy nawet niedźwiedzia. Co brzmi śmiesznie, bo przecież bez problemu odcinała demonom głowy! Jeśli jednak, tak jak mówił jej rudowłosy kolega, było to zgoła innego typu doznanie — duchowe i głębokie, mogła zrozumieć fascynację nim.
Wydała z siebie przeciągły pomruk, jak gdyby głęboko zastanawiała się nad odpowiedzią.
— Gdyby każdy mógł to robić, to w końcu zabrakłoby zwierząt — zauważyła. Nie była pewna, czy to możliwe, ale jeśli każdy mógłby na nie tak sobie polować, to coś na rzeczy mogłoby być. — Hmm, zaskakujące jak pięknie można mówić o zabijaniu. Wierzę jednak w czystość twoich uczuć. I twoje umiejętności! Ah, nie warto plamić słowa "polowanie" obecnością "demonów". To czysta powinność, jak sprzątanie domu z kurzu i brudu. — zmarszczyła nos.
Zaśmiała się, nieco ucieszona słowami mężczyzny. Przez chwilę utkwiła wzrok w jego błyszczących tęczówkach, kontemplując ich barwę, by zaraz potem skwitować.
— Wiesz co, ja nie wiem. Ciężko mi zrozumieć takie uczucia. Nie mam rodziców — powiedziała to bez nuty żalu, temat ten był jej obojętny. — Ale przez kilkanaście lat byłam codziennie szkolona i nigdy nie czułam przywiązania do żadnego nauczyciela. A tutaj... Tak to sobie po prostu wyobrażałam, wiesz. Że to mogłoby być coś przypominającego tę więź. Nieważne. Jestem bardzo wdzięczna za poświęcony mi czas. Może to jest to uczucie?
Junko naprawdę nie była dobra w ludzkie relacje, przynajmniej nie te głębsze. Kiedy w grę wchodziła jeszcze dogłębna analiza emocji, bywało ciężko. Yuichiro zdawał się jednak być w tym doświadczony, z przyjemnością słuchała więc jego opinii. Czy przydadzą się jej jakkolwiek w przyszłości? Czy będzie w stanie z nich coś czerpać? Tego nie wie nikt.
Jeszszcze raz klasnęła w dłonie, zadowolona.
— Oj, Yui, nie warto jest być takim skromnym! Bo nie uda ci się uratować żadnej księżniczki, jak tak będziesz umniejszał swoim super-bohaterskim zdolnościom — zażartowała. Yuichiro wydawał się być naprawdę spoko gościem. Ciekawe, czy będzie to tylko pierwsze wrażenie, czy rzeczywiście ta opinia się utrzyma. — Nagoja, tak? — powtórzyła. Nic jej to nie mówiło o jego osobie. Może gdyby pochodził z nieco bardziej znajomych jej okolic, byłaby w stanie przypomnieć sobie co nieco o jego nazwisku.
"Zabrzmiało, jakby to było coś złego"
Posłała mu spojrzenie, którego emocji sama nie była w stanie określić. Trochę rozbawienia, trochę osądu, trochę zdziwienia. W stronę pozytywnego, raczej.
Po chwili parsknęła śmiechem, szczerze rozbawiona jego wspomnieniami. Sama nigdy czegoś podobnego nie przeżyła, ale cieszyło ją to ewidentne szczęście na twarzy Yu. I przy okazji wyobrażenie go sobie cierpiącego na treningu w dużym upale. Ale nie mówiła o tym na głos. Postanowiła przemilczeć, ale zamierzała wrócić jeszcze do tematu, kiedy zaczną pić. Była ciekawa czasów treningu Yuichiro. Jak to u niego wyglądało, kiedy zaczął, skąd w ogóle pomysł... Czemu bezwstydnie podkradał staruszkom alkohol! Ale to wszystko potem.
Na jego toast pokiwała ochoczo głową i gulnęła swoją porcję. Oj, oj. Dla takiego fistaszka alkoholowego jak ona, nawet cudowne, śliwkowe umeshu było ciężką artylerią.
— Umeshu? Tak, tak. Umeshu. Dobre, naprawdę dobre gówno. Staruszek ma talent. A skąd on jest? — słowa wymykały jej się z ust szybko. Boże, ona naprawdę nie umiała pić! — Ja? Z Osaki. Czyli mamy co nieco wspólnego. Muzyka, taniec i nadmorskie pochodzenie.
Chociaż bardzo chciała, nie potrafiła delektować się wymyślnym smakiem wina tak jak Yui. Była zbyt niedoświadczonym pijaczyną, by rozróżniać i doceniać walory smakowe. Wiedziała już jednak, do kogo warto podbijać, jeśli chce dostać dobry alkohol. Może Zabójca załatwiłby jej z litr jakiegoś specjału od tajemniczego staruszka (o ile w ogóle będzie to jej potrzebne)?
— Yuisziro-szan — zesepleniła. Po chwili przyzwyczaiła się do posmaku, które pozostawił drogocenny trunek. — Czy ty kiedykolwiek myślałeś, żeby to rzucić? — pytanie nieco enigmatyczne, ale nie miała na myśli niczego innego jak rezygnacja z szeregów Zabójców. I choć sama nigdy nie myślała o odejściu per se (przynajmniej na razie), zastanawiała się nad stanowiskiem innych i nie mogła przestać porównywać ich do przeszłości.
- W sumie w moim rodzie jest kultywowana pewna tradycja, taki rytuał przejścia, w którym trzeba w podczas czternastych urodzin, samodzielnie udać się w las, wytropić zwierzynę i sprowadzić ją do obozu. - Uśmiechnąłem się na samo wspomnienia o tym, jakie wtedy życie było proste i pozbawione zmartwień. Upolowałem wtedy ładnego odyńca, ale znacznie większym problemem było sprowadzenie go do obozu.
- Nie trzeba mieć rodziców, żeby poczuć do kogoś przywiązanie czy jakie uczucie... Inaczej sieroty nigdy nie zaznałby tego szczęścia i ciepła. Nie musisz walczyć z tą myślą i próbować sobie tego wyperswadować. Nie wiem, jaki jest Takashi, ale tak jak mówiłem, nikt nigdy nie poświęcałby swojego czasu, jeżeli nie zależałoby mu na niczym. - Próbowałem jej przedstawić mój sposób spoglądania na tę sprawę, nie czułem w jej słowach żalu, ale miałem wrażenie, jakby chciała się zaprzeć nogami i ramionami niż dopuścić do siebie myśl, że jest częścią rodziny filara kamienia. Bardzo miło mi się z nią rozmawiało pomimo tego, że było to nasze pierwsze spotkanie, a już złapaliśmy odpowiednie fale. Czego nie mogłem powiedzieć podczas poznawania innych zabójców z oddechem kamienia. Benjiro się dogadywałem, ale zostawił mnie samego na pastwę losu podczas misji, a z Tatsu to już był większy problem, nieważne co bym powiedział czy zrobił, miała ona klapki na oczach i jedno zdanie o mnie.
- Aj tam od razu skromny. Nie powiedziałem, że jestem słaby, tylko chodziło, że żaden ze mnie materiał na bohatera, który występuje w legendach. Nie miałem jakiegoś podniosłego powodu, czy traumy, kiedy zdecydowałem się dołączyć do korpusu... Otóż to, dużo statków, jeszcze więcej wody i owoce morza. Jakbyś kiedyś była przejazdem, to polecam węgorza to specjalność tego miejsca. - Gdy wspomniałem o jedzeniu, mogła dostrzec, że moje słowa były pełne pasji i zadowolenia. Węgorz serwowany w Nagoi to był chyba najlepszy możliwy sposób przyrządzenia tej ryby, aż zebrała mi się ślinka na samo wspomnienie.
- Tak, potrafi zrobić coś dobrego. Hmmm... Wiesz, że nigdy go nie pytałem o to, naturalnie mi się wydawało, że po prostu mieszkał i urodził się w Yonezawie. Chociaż gdy tak o tym myślę, to musiał raczej wyemigrować tam, będę miał powód, żeby go o to spytać... Jest tam coś, co można by nazwać wizytówką tego miejsca? - Wziąłem tykwę do dłoni i napełniłem ponownie czarki, ale jeszcze jej nie wznosiłem, nie piliśmy na wyścigi i zresztą nie wiedziałem, czy Junko w ogóle chciała tak dużo pić.
- Wiesz, odpowiedz, nie jest jednoznaczna, bo tak naprawdę ostateczną selekcję miałem jakieś 9 miesięcy temu, ale podczas szkolenia zdarzyło mi się mieć różne myśli i wątpliwości. Nie szło mi zbyt dobrze, a przynajmniej takie miałem odczucie. - Zaśmiałem się delikatnie zakłopotany, mogło to brzmieć strasznie głupio, że ktoś, kto awansował na Mizunoe, twierdził, że nie radził sobie zbyt dobrze podczas szkolenia.
- Nie żałowałem decyzji, które podejmowałem, ale byłem na początku drogi. Mam pewien cel, więc do czasu jego zrealizowania nie odejdę z korpusu. - Wzniosłem naczynko do góry i jednym sprawnym ruchem wypiłem całą jego zawartość, pozwoliłem alkoholowi powoli spłynąć w głąb gardła i na koniec syknąłem soczyście z zadowolenia. - A ty gdzie się widzisz za jakiś czas i czy miałaś chwile zwątpienia? -
albo ją przed sobą stworzę
— Myślisz, że ja też bym mogła zacząć polować? — zapytała, będąc myślami w swoim świecie. Próbowała wyobrazić sobie siebie dumnie trzymającą swoją zdobycz w dłoniach. A wraz z nią inni łowcy. Jak jedna, wielka łowiecka rodzina. — Byty zaburzające naturalny porządek. Brzmi jak ludzie. — skwitowała, nie przejmując się, że całkowicie zaprzecza swojej wypowiedzi sprzed chwili.
Rytuał przejścia... Była zaskoczona, że kolejna rzecz łączyła ją z rudowłosym. Rzadko kiedy czuła się do kogoś podoba, nie dzieliła z nikim wspomnień i przeżyć. Taki rytuał musiał być dla czternastolatka stresujący. Dla Junko był, choć przystępowała do niego będąc o dwie wiosny starsza. Ha, gatki miała pełne. Ale potem? Potem w piórka obrosła. Była ciekawa czy Yuichiro zareagował podobnie na sukces. Ugryzła się jednak w język. Nie chciała być aż taka bezpośrednia. Kto wie, może to znajomość, w którą warto inwestować! Nie ma co jej od razu psuć.
Nie skomentowała jego niedługiego przemówienia o rodzinie. Zamiast tego wydęła policzki, tak jak to robią obrażone dzieci, i odwróciła wzrok gdzieś w bok. Może i miał rację, ale ona lubiła czasem robić sobie na złość, nakładać niepotrzebne ograniczenia i stawiać wokół siebie mury, których wcale nie powinno tam być.
Z drugiej strony nigdy nie czuła rzeczywistej potrzeby rodziny (albo to wypierała), a na pewno nigdy za biologicznymi rodzicami nie tęskniła. Nie chciała jednak zanudzać złotookiego swoim życiorysem. No i nie zamierzała brzmieć jak ktoś, kto się żali.
Ale jego uwagi przyjęła, o dziwo, z pokorą. Skoro miał większe doświadczenie życiowe od niej. Niech ma!
— Skądś to znam... — na wzmiankę o jedzeniu również oczy Junko rozbłysły. W końcu to jeden z jej ulubionych tematów. I czynności. — Dwa razy mnie namawiać nie musisz. Jedzenie w Yonezawie jest naprawdę pyszne, ale czasem brakuje mi żarcia z naszych stron... Tam jakby ryby miały więcej smaku. — westchnęła stęskniona.
— Wizytówka Osaki? Wszystko smażone. Nigdy nie zawiedziesz się na takoyaki i okonomiyaki. Kitsune udon. Mam wrażenie, że to stolica dobrego jedzenia. Chciałabym móc tam kiedyś wrócić. - głęboki wzdech.
Wysłuchała z uwagą słów Yuichiro. Zdawało jej się, że go rozumie. Defacto czuła coś podobnego, choć nie do końca.
Wypiła kolejną czarkę. Tym razem obeszło się bez większych szkód. Alkohol nie smakował już tak mocno. To chyba dobry znak. Podstawiła zabójcy czarkę pod nos, sugerując, żeby polał kolejny kieliszek.
— Hmmmmm. — mruknęła przeciągle. — Chyba kumam. Na szczęście się pomyliłeś, ranga mówi sama za siebie! Mówi się, że wierzyć znaczy wątpić... — pokiwała głową kilka razy. — Jaki to cel? I co zrobisz, kiedy już go osiągniesz? — pytające spojrzenie. Kiedy znowu polał, niezwłocznie wypiła zawartość. — Ja cały czas wątpię. Na początku byłam fatalna. Nigdy wcześniej nie walczyłam. Miałam siłę, ale brak mi było umiejętności. Kilkakrotnie chciałam to wszystko rzucić w pizdu. Ale nienawidzę się poddawać. No i nie mam gdzie się podziać. — wzruszyła ramionami. Tak, Junko zabijała demony z... braku laku. Naturalnie wykształciła w sobie teraz wolę walki, jednak jej pobudki w ogóle nie były wielkie i bohaterskie.
Chociaż bardzo chciała się nazywać niezależną indywidualistką, była niezwykle przyzwyczajona do rutyny. Wcześniej całe życie w świątyni, gdzie jej małe grzeszki były próbą wyrwania się przed szereg. Po uciecze była zagubiona, a jej upragniona wolność okazała się przerażająca.
— Właściwie to nie pytałam wcześniej, ale twój oddech, to..?
- Nie wszyscy, ale zgadza się, a z nami pojawiły się jeszcze demony... Można powiedzieć, że naturalny porządek już od dawna nie stoi tak, jak powinien.... - Pokiwałem głową na jej słowa i sam odpowiedziałem krótko na jej stwierdzenie. Miała jak najbardziej racje i zgadzałem się z nią w tej kwestii całkowicie. Myśleliśmy podobnie w tej sprawie, nie traktowałem ludzkości jako plagi, tylko jej głupotę i chciwość. Mogło to zabrzmieć, trochę jakbym był hipokrytą, bo sam byłem zachłanny i zawsze brałem, co chciałem. Ale nie robiłem tego, nigdy czyimś kosztem, doprowadzając do wyniszczenia drugiej osoby. Zabawne było jej zachowanie, uśmiechnąłem się zadziornie gdy wydęła swoje policzki i spoglądałem w jej oczy.
- Ryby słodko wodne też są dobre, delikatniejsze i w ogóle, ale lubię wyrazisty smak morskich bestii. Taki Tuńczyk albo Keta, przyrządzonych w przyprawach z różnych zakątków świata. Portowe miasta mają najlepsze potrawy, które powstały wyniku połączenia różnych rzeczy... Nie omieszkam sprawdzić, jak tylko znowu tam zagoszczę podczas jakieś misji. - To była kolejna rzecz, w której mieliśmy podobne odczucie, jednak ludzie z lądu nikt nie rozumieją wartość dobrej ryby. W sumie to było to odrobinę zabawne, bo sam chciałbym kiedyś złapać morskiego giganta, ale na łodzi mój błędnik tak wariował, że jedyne co mogłem zrobić to zanęcać zawartościom własnego żołądka. Przez moment nie rozumiałem jej ostatniej wypowiedzi, w końcu czemu nie mogła tam wrócić?
A no tak Osaka, była pod panowaniem demonów, zapuszczanie się tam zabójców było odrobinę niebezpieczne. Powoli napełniłem opróżnione czarki, niedługo minie rok odkąd Osaka i Kioto wpadły w łapy demonów, czasami zastanawiałem się, jak żyło tam się zwykłym ludziom po tej zmianie, pewnie nawet zbyt nie dostrzegli różnicy, a przynajmniej do czasu, aż nie wpadnie na nich głodny demon.
- Dziękuje ekspercie za tak szybką diagnozę. - Uśmiechnąłem się do niej ciepło, jej słowa były przyjemne dla ucha, nawet jeżeli sam tak nie uważałem. To niegrzecznie byłoby mi odmówić i negować jej komplement.
- Nie jest to zbyt podniosły cel, ale chce zostać Hashirem, żeby ona musiała odszczekać słowa o tym, że się do tego nie nadaje i nie ma we mnie potencjału na oddech... Też jestem strasznie uparty, ale nawet, pomimo że jest to cecha ciężka w obyciu, wydaje mi się pozytywna, mimo że dla innych może być niczym przekleństwo... Wątpliwości, to raczej naturalna kolej rzeczy, grunt, żeby podźwignąć się po porażce i przeć dalej. - Zaśmiałem się delikatnie, wypiłem zawartość czarki i ponownie nalałem. Może powinienem odrobinę zmniejszyć tempo, w końcu moja rozmówczyni nie miała twardej głowy, a dobrze by było, żeby coś pamiętała po naszym spotkaniu? Zobaczę, co zaraz zacznie się dziać, najwyżej niedługo skończy się alkohol.
- Hmmmm. A na jaki Ci wyglądam?...- Byłem ciekawy, do jakiego oddechu można było przyrównać moje pierwsze wrażenie, w końcu jak to mówią, najciemniej jest pod latarnią.
albo ją przed sobą stworzę
— Nie umiem. Chyba? — przechyliła głowę na bok. Gdzież miałaby się tego nauczyć? Do tego na takim poziomie. Była ex-kapłanką, a trening na Zabójcę Demonów był jednym miejscem, w którym miała do czynienia z bronią. — Pociąganie za struny raczej tym samym nie jest... Ale kiedyś dużo strzelałam z procy. — odpowiedziała prosto. Trochę naiwnie. No, w końcu i łuk, i proca wymagają sprawnego oka i stabilnych dłoni, prawda? Junko dostrzegała analogię między obydwoma urządzeniami, jak to się miało do rzeczywistości — kogoż to obchodziło, liczyła się myśl! — Łapanie zwierzyny ręcznie? Brzmi dziko. Podoba mi się. Ale tak, zdecydowanie wolałabym jednak twoją wersję. No, Yui-san, w takim razie czekam na zaproszenie. Chyba, że masz już jakichś kompanów do polowań. — wydęła usta, niezadowolona własnoręcznie wysnutym wnioskiem.
— Właściwie czym jest ten naturalny porządek... To po prostu silniejsi zjadający słabszych. Człowiek wspiął się na szczyt łańcucha pokarmowego, a potem pojawił się potężniejszy drapieżnik. Zupełnie jakby chciano nas ukarać... — zadumała się. Broń boże nie chciała usprawiedliwiać demonów. Gdyby tak było, to równie dobrze mogłaby się przy najbliższej okazji dać pożreć. Często natomiast zastanawiała się jak do demonów odnoszą się bóstwa, być może był to ich niewinny psikus wobec ludzkości. Czasy się zmieniały, religia traciła na wartości... No, nawet Junko zdarzyło się mieć czasem jakąś błyskotliwszą myśl!
Oh, Yuichiro z taką gracją opowiadał o jedzeniu, że czarnowłosa kilkukrotnie musiała zamlaskać. Podniebienie płakało nad swoim samotnym losem. Mogła jedynie obejść się smakiem. Cieszyła się, że podzielał jej pasję. Jedzenie to nie tylko paliwo, ale i sztuka! Przyrządzenie ryby w idealny sposób, by nie przesuszyć delikatnego mięsa i zachować jego zwartość... Potrafili nieliczni. Jeszcze mniejsza grupa szczerze potrafiła docenić ten kunszt!
Rozmarzyła się o łososiach, tuńczykach, dorszach i innych, uzmysławiając sobie, że zrobiła się naprawdę głodna! Prowiant skończył jej się niestety przed dotarciem do celu, wobec czego tajemnicza butelka Kagamiego musiała jej zastąpić posiłek.
Posłała mu szeroki uśmiech. Nie należała do zazdrośników, więc jej komplementy były stuprocentowo szczere. Yuichiro był w jej oczach nie tylko nowym kolegą, ale niejako wzorem wojownika. Nawet jeśli nie widziała go w nigdy walce i nie miała bezpośrednio inspirować się jego osobą. Bycie w korpusie było jednak nowym doświadczeniem. I choć przyziemnym, to fascynującym i obcym. Z ciekawością obserwowała więc niektóre nazwiska.
Kiedy mówił, pozwoliła sobie wypić kolejną czarkę. Chyba zaczynała doceniać smak alkoholu? Miała nadzieję, że nie stanie się jednak jego amatorką, nie chciałaby skończyć jak rudowłosy w czasie treningów! Co to, to nie!
— Nie ma w tobie potencjału na oddech, nie nadajesh się? Ho, niespodziewaneee. Może i dla innych to ni jest zbyt podniosłe, ale doskonale cię rozumiem. Pokaż tym staruchom, she się mylili! Oddaj z nawiązką! — odrzekła pewnym siebie tonem. Wyobraziła sobie, że to ona jest na miejscu Yuchiro, jej krucha duma nie puściłaby takich słów płazem nikomu!
— Serio pytasz? — uniosła brew i nie spuszczając z niego wzroku, wlała w siebie alkohol. — Niech no ci się przyjrzę... — przysunęła się nieco i udała, że dokładnie lustruje jego aparycję. Zdążyła zrobić to już kilka razy w ciągu ostatnich dziesięciu minut, gdyby miała talent plastyczny, to bez problemu sporządziłaby nawet portret pamięciowy. — Oszy masz ładne, ale... Te włosy to tak specjalnie? — zmrużyła ślepia, gapiąc się na jego marchewkową czuprynkę. Przez chwilę nawet miała ochotę ją macnąć i sprawdzić, czy to może jakiś kolorowy pył i część image'u Zabójcy Płomienia czy coś.
- To na pewno koordynacje ręka oko masz wyćwiczoną. Tylko zostaje jeszcze trochę praktyki... Tu masz racje, łuk to nie jest tak dobry instrument, jak twój, ale wyobraź sobie, że jesteś w głuszy. Wszystkie zwierzęta zamilkły i nawet wiatr nie szeleści liśćmi, widzisz swój cel. Serce zaczyna przyśpieszać, cięciwa wydaje, charakterystyczny dźwięk naciągnięcia i łuczysko odrobinę trzeszczy od siły i na końcu lotka, przeszywa powietrze z piskiem. - Była to miła dla ucha symfonia, no może poza dźwiękiem konającego zwierza, dlatego trzeba było bardzo się postarać, żeby zwierzę nie cierpiało w całym tym procesie. Strzelanie na oślep i zakładanie wnyków było tchórzostwem i brakiem odpowiedzialności jakiejkolwiek. Nie tak wygląda polowanie, na swoją zdobycz trzeba sobie zapracować i to bardzo ciężko.
- Tak przyglądając się twoim mięśniom, myślę, że na pewno byłabyś w stanie dogonić zająca, jelenia czy dzika.... Jasne Junko-san i nie, nie mam żadnych kompanów do polowań, więc jak będę coś planował, to na pewno pomyślę o Tobie. - Skoro chciała spróbować swoich sił w polowaniu i nawet wykazała się zaangażowaniem, czemu miałbym jej w tym nie pomóc? Ostatnio rzadko polowałem, ale zawsze robiłem to sam od momentu, w którym odszedłem z domu, będzie to na pewno miła odmiana i możliwość przekazania swojej wiedzy dalej.
- No tak działa krąg życia, ale zawsze zatacza koło. Możesz być na szczycie łańcucha, ale i tak zje Cię jego początek, czyli robak... Myślisz, że to boska kara? Nigdy nie byłem jakoś mocno wierzący, ale jeżeli bogowie chcieli nas wszystkich ukarać, to na pewno się na to nie zgadzam. Kary Ojców nie mogą być karami ich dzieci. Skoro nasi przodkowie nawywijali, to na nich kara powinno się zakończyć, a nie teraz młode pokolenie cierpi przez błędy i chciwość starych. - Nie godziłem się z takim stanem rzeczy, nikt nie powinien odpowiadać za czyn y kogoś innego. Jeżeli bogowie faktycznie zesłali demony, aby nas ukarać to i im będzie trzeba przemówić do rozsądku, jak tylko jakiegoś spotkam.
- Niestety trafili na materiał, którego nie będą w stanie skruszyć, a ich naciski tylko jeszcze bardziej utwardzą moją stal. Zahartowany we własnym żarze tak wytrzymały, że nic nie złamie tego ducha. - Odpowiedziałem jej, taki właśnie miałem cel, pokonywanie przeciwności losu i kłód rzucanych pod nogi uczyni mnie silniejszy, jak długo będę dalej szedł tą drogo, w końcu będę musiał dotrzeć na szczyt.
- Czemu nie? Możemy nawet się założyć, jeżeli masz ochotę. - Upiłem kolejną porcję alkoholu, mała zabawa na pewno dobrze nam zrobi po tych wszystkich wyniosłych treściach, które padły wcześniej. Oczywiście o ile Junko w ogóle chciała podjąć się wyzwania z możliwością reperkusji, chociaż na pierwszy rzut oka łatwo wyciągnąć pewne wnioski co do mojego oddechu, chyba że wcześniejsza rozmowa nieco ją zbiła z tropu.
- Potrafią też ładnie błyszczeć... Nie, to mój naturalny odcień. Chcesz dotknąć, aby się upewnić? - Przechyliłem głowę w jej kierunku, jeżeli chciałaby sama sprawdzić tą teorię. - Urodziłem się ucałowany przez płomienie, a przynajmniej moje włosy. - Odpowiedziałem jej z uśmiechem, czy taka była prawda? Ciężko powiedzieć, ale gdyby nadać temu duchowe znaczenie to mógłbym powiedzieć, że sama Amatersasu dotknęła moich włosów.
albo ją przed sobą stworzę
Niemniej jednak zamknęła oczy i podążała oczami wyobraźni za "instrukcją" Yuichiro. Oprócz jego głosu nie słyszała nic, tak jak ją poinstruował. Naprężyła cięciwę wyimaginowanego łuku i wycelowała. "Trzymała" ją tak mocno, że pobielały jej knykcie. Poczekała na odpowiedni momentu i "wystrzeliła". Wyobrażała sobie szybszą od wiatru strzałę, która przeszywa zwierzynę prosto w serce. Szybka śmierć. Otworzyła oczy i z dumą spojrzała na Yuichiro.
— Upolowałam lisa.
Na wzmiankę o mięśniach zaśmiała się gromkim śmiechem i napięła prawy biceps. Tak na pokaz, bo czemu nie. Co jak co, ale ze swojej sylwetki była dumna. Wierzyła, że w mięśnie to nie tylko siła fizyczna, ale i duchowa. Ich wzrost był dowodem, że rosła również jej dusza. Umysł dojrzewał.
No, była naprawdę zadowolona, że przypadkiem wpadła na kogoś, z kim tak łatwo przyszło się jej dogadać. Miła odskocznia.
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad słowami złotookiego. Po kilkunastu sekundach przemówiła.
— Hm, patrzysz na to z ludzkiej perspektywy. Dla bóstw wszyscy jesteśmy po prostu ludźmi. Nie ma pokoleń, rodzin. Jesteśmy po prostu małymi, słabymi istotkami. Sądzą nas jako jedność. Dlaczego mieliby inaczej. To nie tak, że na tą karę zapracowało tylko kilka osób czy nawet pokolenie. — pokiwała głową, chcąc przekonać siebie samą. — Zresztą, ilu synów było zmuszonych do seppuku przez swych ojców... Boskie i ziemskie prawo nigdy nie jest i nie będzie sprawiedliwe. Ktoś musi zostać ukarany. Ktoś musi być winny. — wzruszyła ramionami. W końcu wejdzie jej to w niezdrowy nawyk. Mogła myśleć jedno, robiąc drugie. Miała więc nadzieję, że Kagami nie wytknie jej hipokryzji. Czyny Junko miały dla niej kompletny sens, liczyła, że i on go dostrzeże. I choć często uważała boskie sądy za bezprawne, były o jej najważniejsze przykazania. A fakt, że nie pracowała na swoją karmę, to co innego. — Mówiłeś, że nie jesteś religijny, tak? Ha, coraz częściej to zauważam. Ponoć bóstwo istnieje tak długo jak ma wyznawców. Ciekawe co będzie, kiedy wszyscy przestaną wierzyć... — rzuciła luźną myśl, chociaż nie miała ochoty jej rozwijać. To tematy, na które można by mówić bez końca. Raczej do przemyśleń rzucanych na trzeźwo.
Wsparła brodę na splecionych razem dłoniach. Z początku wydawało jej się, że ona i Yuichiro są do siebie bardzo podobni. Pod wieloma względami tak było i bardzo się z tego powodu cieszyła. Widziała jednak różnice między nimi. Rudowłosy był tym idealistą z wielkim sercem. W pewnym stopniu przypominał jej pod tym względem Kaheia... Ona była oportunistką, która lubiła robić sobie wygodnie i po swojemu.
— Trafili na diament, który sam się szlifuje, co... — uniosła brwi, gryząc przy tym wnętrze policzka. Po chwili spojrzała w dal, uśmiechając się do bliżej nieokreślonego obiektu. Bardzo dobrze. Może różniły ich podstawy, ale cele i wizje mieli podobne.
— Założyć? O co? Czekaj, mam ci do zaoferowania... — udawała, że wygrzebuje coś za kołnierza haori. Pokazała mu puste dłonie. — ...całe nic! No, chyba że przegrany musiałby wykonać jakieś polecenie czy prośbę wygranego. — zmrużyła oczy z cwaniackim uśmiechem na twarzy. No, taki deal by ją ustatysfakcjonował. Już widziała kilka opcji, do których mogłaby wykorzystać chłopaczynę.
Oczy jej rozbłysły na propozycję. Oczywiście, że chciała dotknąć! Z początku nieśmiało, jedynie poklepała go po głowie. Następnie ośmielona, że nic strasznego się nie wydarzyło, delikatnie pomiętoliła je w dłoniach, kończąc na lekkim pociągnięciu za jeden kosmyk. Sprawdziła dłoń w poszukiwaniu jakiegoś magicznego pyłku, który miał zabarwić ją na rdzawy kolor. Nic.
Czerwony, czyli święty. Chroniony przed chorobami i demonami. Kolor siły i czystości. To by się zgadzało. Chyba. Tak?
— A więc jednak płomień. Tak oczywiste, że aż podejrzane... Daruma... — to naprawdę nie było celowe skojarzenie. Ale jeśli Yuichiro również miał podobne właściwości, to nie było się czego wstydzić. Ba, powinien się cieszyć! I spieniężyć te marchewkowe kosmyki. — No, no. Gdybyś miał dzieci, to wyglądalibyście jak mała kolonia muchomorów. — powiedziała zadowolona, po czym pomachała ostentacyjnie czarką, by właściciel flaszki szybko uzupełnił braki. Kampai i do dona! Syknęła zadowolona, choć alkohol niemiłosiernie parzył. Swoją drogą, to zrobiło się jej naprawdę gorąco!
— Słuchaj, nie wiem jak ty, ale robię się trochę głodna. Masz może coś na zbyciu? Oby, bo zacznę szukać czegoś jadalnego wokół. — pomasowała brzuch na wysokości żołądka.
- To nie lada wyczyny jak na pierwszy raz, upolować tak przebiegłe zwierzę. - Uśmiechnąłem się do niej ciepło, wytropienie lisa nie było wcale takie proste, to bardzo przebiegłe stworzenia, które potrafią być piekielnie sprytne i w razie zagrożenia skryją się w norze, do której bardzo ciężko się dobrać czy dostać. Można powiedzieć, że w pojedynkę przechytrzyć list to jest najwyższy kunszt łowiecki i popis umiejętności. Szybki pokaz mięśni też wzbudzał moje zainteresowanie, bo ukazywało to jak pewna Junko musi być swojej ciężkiej pracy, a taką pracę zawsze warto docenić. Może kiedyś na jakieś misji to właśnie jej siła ochroni mnie przed porażką. Sam jednak nie lubiłem przechwalać się swoją muskulaturom czy nadmiernie nią eksponować, chociaż to drugie to bardziej w mawiałem sobie, ponieważ mój strój, gdy rzucałem z siebie płaszcz wskazywał na co innego, tors miałem prawie całkowicie odsłonięty.
- Może moja perspektywa nie jest tak wyniosła czy boska. Ale świat nie jest czarno biały Junko-san, jest też w nim wiele odcieni szarości, a skoro otrzymaliśmy wolną wolę, to każdy powinien być indywidualnie rozliczany za swoje występki. Biedny czy książę, winna jednego będzie taka sama jak drugiego, ale czemu ten pierwszy ma ponosić odpowiedzialność za winne innego?.... Ludzie są sami sobie wrodzy, oczywiście nie wszyscy, ale gdy bogowie jeszcze zaczną w tym wszystkim mieszać, równie dobrze mogli po prostu to zakończyć tu i teraz, nie sądzisz? - Nie zgadzałem się z tym, że ktoś musiał za to zapłacić, skoro tak chętnie wyciągali swoje łapy po zadość uczynienie to niech sami najpierw zapłacą w pierwszej kolejności za stworzenie takiej zarazy jak ludzie, skoro tym dla nich byliśmy. Niegodni, aby pojąć, za malutcy, by zrozumieć. Takie frazesy często padały z ust mnichów i kapłanów, nie rozumiałem, dlaczego godzili się na życie w uległości, skoro to dalej niewola.
- Jakoś ciężko mi uwierzyć, że ktoś tam wysoko ma na mnie plan, ale jest tak kapryśny, że jak mu się coś nie spodoba, to mnie wrzuci do dziury na zatracenie... Poza tym, jeżeli oni nie wierzą, że my możemy się pozbierać i odkupić winy, to nie zasługują na to, żebyśmy w nich wierzyli. - Tak to widziałem i trudno było zmienić mój sposób postrzegania tej kwestii, skoro ludzie z bogami nie potrafili współgrać, to lepiej niech każdy idzie swoją stronę, tylko z tego co mówiła Junko, oni bez nas przestaną istnieć.
- Czy diament to bym nie przesadzał, aż tak bardzo nie błyszcze. Ale na pewno sam nadam sobie kształt i formę, jaką tylko zechcę.... Jak chcesz, przegrany spełni jedną prośbę zwycięzcy albo dostanie figę z makiem. - Spojrzałem na nią pewnym wzrokiem niczym rasowy pokerzysta, byłem bardzo pewny swego, w końcu miałem w ręku bardzo mocny blef i fortel, który mógł zadziałać, ale nie musiał. Co zrobić, że hazard to była jedyna zabawa, w której praktycznie każdy się lubował.
- No nic, masz mnie... Z blefowaniem już tak jest, że nie zawsze się uda, więc masz u mnie jedną prośbę.... Nie byłbym tego taki pewny, w moim rodzie, tylko ja od dłuższego czasu urodziłem się z taką barwą włosów i tęczówek. - Pokręciłem tykwą, w której już niewiele zostało alkoholu i rozlałem po czarkach. Widać ktoś tu się chyba rozsmakował, w umeshu albo po prostu lubiła dość szybko spożywać alkohol.
- Tak źle jeszcze nie ma, mam trochę jedzenia. - Sięgnąłem do worka, w który miałem ze sobą i wyciągnąłem z niego kilka zawiniątek, w jednym był onigiri, w drugiej wędzone słodkowodne ryby i w najmniejszy kilka kuleczek mochi.
- Możesz się częstować, już nauczyłem się, żeby brać ze sobą więcej niż potrzeba, w razie niespodziewanych spotkań. - Wskazałem ręką na swoje racje żywnościowe i sam wziąłem jedno onigiri, żeby je powoli i w ciszy zacząć pałaszować. W międzyczasie powstał niesłychany fenomen, jak dwa różne kruki dostarczyły mi małe zrulowane pergaminy ze wstążkami, które po prostu schowałem do kieszeni, a ptaszyska poczęstowałem odrobiną nasion, które miałem przy sobie, żeby zawsze podziękować im za pracę i zmobilizować swojego prywatnego ptaka do sumiennego wykonywania obowiązków.
albo ją przed sobą stworzę
Zadarła głowę do góry, chwilę dumając nad wywodem rudego. Widziała przebijający się przez korony drzew błękit nieba. Liście przyjemnie szumiały, gdzieś w oddali koncertowało ptactwo. Kto by pomyślał, że taki piękny obrazek mógłby zostać splamiony krwią niewinnych.
Westchnęła, bo wydawało się jej, że potrafi zrozumieć perspektywę Yuichiro. Powinna się z nią zgadzać, w końcu była zabójczynią demonów. Do jakiegoś stopnia tak było. Jednakże jako osoba duchowna doskonale rozumiała, że równość i sprawiedliwość to tylko gra pozorów, harmonia to hierarchia, a wolna wola to takie określenie-widmo, o którym dużo się mówi, a które rzadko się widzi. Właśnie dlatego chciała się stąd wyrwać. Właśnie dlatego tak dobrze czuła się wśród bóstw.
— I tu się mylisz, bo wina księcia zawsze będzie mniejsza niż wina biedaka. Nie mówię, że to sprawiedliwe, ale tak jest. Zacznijmy od tego, że bycie biedakiem, kiedy inni toną w bogactwie, to wielka niesprawiedliwość. Ale to już ziemskie, materialne problemy. Rozumiem co masz na myśli, ale czarno-biały podział uważam za zdecydowanie wygodniejszy. — łyk słodkiego umeshu, po którym czknęła głośno, co skwitowała parsknięciem. — Co nie zmienia faktu, że przestanę walczyć z demonami! Albo że się z jakimkolwiek spoufalę, tfu. — zarzekała się splątanym od wina językiem. — Ej, żadnych planów, przecież masz tę swoją wolną wolę. Poza tym, bóstwa są wszędzie. Są wszystkim. — pogładziła ziemię, następnie przejechała dłonią po korze drzewa, z którego wcześniej zeskoczył Yuichiro, by następnie wskazać palcem na trunek, którym się tak raczyli. — Wszędzie. — chciała dodać coś jeszcze, ale mózg nie był w stanie skleić słów w jakiś sensowny zlepek. Zmieniła więc pozycję na leżącą, nie przejmując się swoim towarzyszem butelki. Kiedyś go uraczy boskim sake, to zrozumie.
Przekręciła się na bok, wspierając głowę na zgiętej w łokciu ręce. Jubilerskich zdolności nie posiadała, ale zdecydowanie widziała w rudym jakiś wewnętrzny blask. Ale co ona tam mogła wiedzieć.
— Ha, z jakiegoś powodu nie odczuwam z tej wygranej aż takiej satysfakcji, jakbym chciała. Za łatwe te zagadki! — wcale się nad tym przez ostatnie pięć minut nie zastanawiała. — Tylko nie płacz, jak ci się nie spodoba. Ale prośbę zostawię sobie na czas, kiedy będę jej rzeczywiście potrzebowała. Zgoda? — uniosła pytajaco brew.
Wolną ręką chwyciła ponownie napełnioną czarkę, po raz enty przyglądając się marchewkowej czuprynie. Biedny odstawał od rodziny i wysłali go do korpusu. A może był jakimś boskim znakiem. Miała tylko nadzieję, że nie Yuichiro nie podzieli losu Homusubi.
Z wdzięcznością sięgnęła do zawiniatka, częstując się ryżową kulką. Dwa razy nie trzeba było jej powtarzać. Wracając do pozycji siedzącej, uczciła posiłek przeciągłym itadakimasu i wgryzła się w onigiri, jakby to był jej pierwszy posiłek od urodzenia. Miała nadzieję, że będzie niespodziewanie spotykać Kagamiego na każdym swoim dłuższym wypadzie. Czemu to onigiri było takie smaczne? Sam je robił? Ryż rozpływał się w ustach.
Z nieukrywanym zaciekawieniem obserwowała dwa ptaki przynoszące zabójcy listy. Może i nie powinno się o takie rzeczy pytać, ale Junko lubiła dawać upust natrętnym myślom i karmić nie tylko ciało, ale i ciekawską duszę.
— A to co, list od wybranki serca? — zapytała z pełną buzią, nie przejmując się pojedynczymi ziarenkami ryżu, które zgubiły miejsce do jej ust. — Zgaduję, że Mizunoe są nie tylko zapracowani, ale i rozchwytywani przez fanów. Czy tam fanki. — kolejny duży kęs ryżowej ambrozji. Dla wygody wyprostowała nogi i kontynuowała posiłek w pozycji półleżącej.
- Czyli równie dobrze są w Tobie, jak i we mnie. W każdym oddechu, posiłku i centymetrze naszego ciała. Czy to nie czyni nas czasem boskimi bytami, czymś coś potrafi połączyć świat materialny z boskim wymiarem? - Moje stwierdzenie było bardzo mocno naciągane, ale skoro bóstwa były wszędzie to, jak najbardziej było to prawidłowe. Trudno było mi uwierzyć, że bogowie nie sprzyjali swoim ulubieńcom i nie ingerowali w ich losy, ale nie zamierzałem się o to sprzeczać czy przekomarzać.
- Nikt nie powiedział, że będzie ona skomplikowana prawda? Chociaż najciemniej jest pod latarnią, jak to mówią.... O to się nie martw, potrafię znieść gorycz porażki i wziąć odpowiedzialność za swoje słowa i czyny. Masz do tego prawo, nigdy nie umawialiśmy się, że musisz dzisiaj z tego skorzystać. - Odpowiedziałem jej z uśmieszkiem na ustach i ze zmrużonymi ślepiami, nie przeszkadzało mi to, że nie chciała teraz korzystać z wygranego zakładu. Miała prawo spożytkować swoją wygraną, jak tylko miała ochotę, a ja po prostu w po czekam i kiedy przyjdzie, czas zrobię to, co do mnie należy. Z przypadkowego spotkania powstał piknik, podczas którego bardzo miło upływał czas i jedzenie smakowało zdecydowanie lepiej, ryżowe kulki, które już nie pierwszy raz przygotowałem, smakowały znacznie lepiej w towarzystwie.
- Skoro przyszły dwa to raczej od kilku wybranek powinno być nie? - Zaśmiałem się lekko, z powodu komicznej wizji. Tak zabójczynie wysłały mi listy miłosne przy pomocy kruków. - Jeden pewnie jest od mojej znajomej Saiyuri. Mieliśmy zrobić sparing, ale ostatnio jestem mocno zabiegany. A drugiego kruka pierwszy raz na oczy widziałem, a mam bardzo dobre oko do zapamiętywania szczegółów. - Zaspokoiłem jej ciekawość i palec wskazujący skierowałem na złote tęczówki, aby jej zasygnalizować, że nie są tylko ładne, ale i praktyczne. Pierwszy raz widziałem tego drugiego kruka, zresztą wyglądał na trochę zagubionego i jakby nie do końca wiedział, komu ma dostarczyć ten list. Różniej sprawdzę, o co dokładnie może chodzić, gdyby ktoś potrzebował pomocy, to kruk na pewno powiedziałby, że to pilne.
- Nie przesadzałbym, raczej mam dość mieszaną opinię w szeregach korpusu. Różne plotki na mój temat krążą, kto wie, jakich jeszcze się do robię. Misja w Kioto nie poszła tak, jak powinna i niektórzy członkowie mojej grupy mogą upatrywać w tym mojej winy. - Położyłem się na plecach i zacząłem spoglądać w niebo, po chwili zamknąłem oczy i spróbowałem pozbyć się nieprzyjemnych myśli o mojej pierwszej misji jako Mizunoe.
albo ją przed sobą stworzę
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Na równe nogi poderwał go kruk dziobiący go po twarzy i skrzeczący nad uchem. Nieprzytomnym wzrokiem potoczył po pokoju. Przez okno wpadało delikatne światło księżyca. Przespał więc popołudnie i wieczór. Oby tylko tyle, a nie jeszcze cały kolejny dzień. Nie no, tyle to raczej nie. Nie czuł się aż tak głodny. Natłok emocji przed zaśnięciem pozbawił go nie tylko sił, ale i wydrenował z emocji. Dopiero po chwili przyjrzał się ptakowi. W Yonezawie wiele było kruków, ale tego konkretnego spotkał już kilka razy.
Mori.
Poderwał się na równe nogi, mocniej opatulił i ruszył za ptaszyskiem. Zimne powietrze szybko go orzeźwiło, a niepamięć snu zniknęła, odsłaniając przed nim wspomnienia. Gdzie była? Co się z nią działo? Dlaczego sam jej nie znalazł wcześniej? Przyśpieszył kroku, dopadając do "świętego" wzgórza. Szła w jego stronę, chyba cała i zdrowa. Pozwolił zamknąć się w uścisku, samemu też nie szczędząc jej pleców. Jej obecność w tej chwili działała uspokajająco, nawet jeśli za moment wszystko to pryśnie przygniecione rzeczywistością. A ta, przeciwnie do uścisku Mori, nie była miłym ciężarem.
— Demony się stały, ot co. — odstąpił krok w tył — Trenowaliśmy z Mistrzem, potem zapadła noc i ze snu wyrwał nas Daisuke w akompaniamencie płonących budynków. — mówił szybko, jakby znowu zerwał się z posłania tej pechowej nocy — Nie wiem jak, nie wiem kto. Zjawiły się i zaczęły mordować. — machał rękami, jakby to miało jakkolwiek oddać tamten chaos — Gdyby nie Filarzy... — zatrzymał się na moment. Gdyby nie oni, to kto dałby radę Kizukim? Może inni zabójcy razem daliby im radę. Może. — Nie chcę nawet o tym myśleć. — pokręcił głową i zmienił temat. Możliwe nawet, że na bardziej dołujący.
— Mistrz... Nie wiem. Wyglądało to tak, jakby zabrakło mu siły do życia. W jednej chwili miał odciąć głowę demonowi, a w drugiej ratowali go Filarzy... — wzruszył ramionami — Nie szło za nimi nadążyć. — zamilkł na chwilę, w końcu skupiając uwagę na samej Mori. Obandażowane ręce pierwsze rzuciły się w oczy. Krew na ubraniu dostrzegł później. W tej chwili nie interesowali go inni zabójcy.
— Kto cię tak urządził? — zapytał z przejęciem — Te małe poczwary? Silniejszy demon? — Spytał i wychylił się to w lewo to w prawo, jakby doszukując się na niej kolejnych ran i opatrunków. — I czemu nie było cię na treningu? — zapytał i zmarszczył brwi. Gdyby była w Yonezawie, to spotkaliby się na placu. Była tam większość zabójców, nawet tych działających zwykle w bardzo odległych ziemiach.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
I tym sposobem wracali do pytania - z kim walczyła Nishioji?
Jej zachowanie zdziwiło go. Wzmogło czujność, wzbudziło niepokój. Przecież walczyła z demonem, co w tym miało być niby skomplikowanego? Spojrzał na nią raz jeszcze, uważniej, od stóp do głów.
— C-co się stało? — zapytał cicho, starając się nie myśleć za dużo. Wolał poczekać na Mori niż snuć coraz to gorsze scenariusze. Pytanie o zaufanie nie wyprostowało jego toku myślenia - wręcz przeciwnie, pchnęło je bardziej w kierunku niepokojących podejrzeń. — Co zrobiłaś? — szepnął i pochylił się lekko. Czuł narastające napięcie. Zbyt podobne do tego, jakie odczuwał podczas walki. Powstrzymał się przed odsunięciem od niej o krok gdy skróciła dystans. Sam nie wiedział czemu. Bał się prawdy? Bał się jej?
Coś bardzo złego...
Nie wytrzymał i odskoczył od niej o krok, drugi i trzeci. Pochylił do przodu, z dłonią u boku. Patrzył na nią podejrzliwie. Jak na wroga.
— Ty ich tu ściągnęłaś??? — syknął. No bez jaj. Jeśli ściągnęła go do lasu tylko po to, by go sprzątnąć w ramach jakiejś chorej osobistej fantazji. Nie wierzył w to. Nie ona. Nie chciał doszukiwać się zdrady jak miało to miejsce w drodze do Kioto. Jeszcze to pytanie o to, czy ktoś go śledził.
— A skąd mam kurwa wiedzieć? — wybuchnął w końcu i w dupie miał to, czy Mori była zdrajcą czy potworem z legend. Podszedł do niej i potrząsnął nią na ile potrafił. Złapał za barki, chcąc oszczędzić zabandażowane ręce. — No wyduś to z siebie! — rzucił jej w twarz. Co chciała osiągnąć? Czego się bała? — Proszę, Mori... — wydusił jeszcze z siebie, czując narastającą w gardle gulę, po której długo nie wydusi z siebie nic więcej.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Pokiwał głową twierdząco - znał Sendo. No, przynajmniej go kojarzył, byli w końcu obaj wodnikami. Miał duży udział w obronie jakiegoś rodu czy coś takiego. A potem się wszystko zesrało i zmienił front, ułatwiając demonom obronę Kioto. Śmiech Mori był trochę przerażający. Ale tylko trochę. Za to wiedza - że stała przed nim była (czy może jeszcze obecna) żona Sendo - już tak. Na krótki moment w głowie znowu zaświtała mu myśli, że tak jak jedno z nich załatwiło Kioto, tak drugie stoi za atakiem na Yonezawę. Ale to było zupełnie bez sensu. Za to jeśli to faktycznie on, w sensie Sendo, stał za pogróżkami skierowanymi w rodzinę Mori - czy znaczyło to że...
— On zdradził korpus bo się rozstaliście? — wtrącił się w jej wypowiedź z twarzą myślą nieskażoną. Zaraz jednak zamknął się i słuchał dalej. Misja ratunkowa? A jego czemu to ominęło? Nie ustępował chyba Mori za bardzo w byciu zabójcą. — Rozumiem, że nie wzięliście mnie ze sobą bo jestem marechi? — ni to powiedział, ni to zapytał cicho. Nawet jeśli jego pytanie było podszyte troską i smutkiem że nie miał jak pomóc przyjaciółce w tak ciężkich chwilach - misja ratunkowa przemieniła się w osobistą vendettę - to nadal odwracał uwagę od dramatu przez jaki przeszła Mori. A sądząc po jej ostatnich słowach - misja nie poszła dobrze...
— H-hej, spokojnie. — wydukał z siebie i objął Mori klepiąc ją po plecach — Jestem pewien, że zrobiłaś co mogłaś. — Nie wiedział jak blisko do histerii albo załamania się miała Mori, nie chciał jej puszczać gdyby coś głupiego strzeliło jej do głowy. — Kogo straciliście? — dodał ciszej. Hayato? Saiyuri? Czy może ofiar było więcej? — Nie wiem jakim cudem rozwinął się tak szybko, że w pojedynkę dał radę całej grupie... — puścił ją na moment i liczył na palcach, ile czasu minęło od wydarzeń w Kioto. Chłop w Yonezawie był chyba cały czas najniższą rangą, a tu przybrał na sile w kilka...naście tygodni? — Bardzo mi przykro. — powiedział i podszedł z nią choćby oprzeć się o święty kamień.
— Myślę... — zaczął powoli, patrząc w ciemne niebo. — Myślę, że pomogę ci go zabić. Jeśli oczywiście chcesz. — powiedział cicho. Czuł się jej dłużnikiem za Haruto. A nawet bez tego - chciał jej pomóc.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Nie możesz odpowiadać w tematach