Junko 純子
07/08/1625, Osaka, Duchowieństwo
Kruczoczarne sięgające co najmniej dziesięć centymetrów za lędźwie włosy; stonowana, umięśniona sylwetka (no, może nie do końca widoczna na pierwszy rzut oka); około pięciocentymetrowa blizna po szponach na prawym ramieniu
Bękart i sierota. Zdawać by sie mogło, że przyszłość Junko była jasno przesądzona już od chwili urodzenia. I że nie miała być ani długa, ani tym bardziej usłana różami.
Los jednak lubi płatać figle. W jej przypadku sami bogowie musieli maczać w tym palce, bo Junko nie tylko nie zmarła z głodu i wyziębienia przy zwłokach własnej matki (wow!), ale i znalazła dach nad głową. Zupełnie jakby bogowie chcieli odpokutować wyrządzone matce krzywdy, obdarowali jej pierworodną wielkim szczęściem.
Matka — wówczas — dziewczynki była niskiej rangi prostytutką. Choć urodziwa, to słabego zdrowia, generowała niezadowalające przychody domu publicznemu, dla którego pracowała, a jej nieplanowana ciąża skutkowała natychmiastową eksmisją. Zmarła przy porodzie, wcześniej kilkukrotnie próbując usunąć dziecko na własną rękę.
Nie była w stanie poczuć do córki matczynej miłości. Nawet na nią nie patrzyła, bo jej zmęczone spojrzenie rozmazywało się, gdy życie ulatywało z niej ciurkiem po wycieńczającym porodzie. Niechciane dziecko to dla prostytutki dodatkowe koszty, których każda lękała się niczym ognia.
Zapisane w gwiazdach szczęście i wiele innych złożoności doprowadziło do "zaadoptowania" Junko przez niewielkią shintoistyczną świątynię, słynącą z rzetelnych medium i pozytywnych przepowiedni. Nigdy nie pytała o to, jak znalazła się w nowym domu. Niektóre prawdy powinny pozostać tajemnicą.
W wieku czterech lat rozpoczęła swoje szkolenie na miko. Szkolenie trwało aż do dwunastych urodzin Junko, wówczas, wraz z pierwszą miesiączką, oficjalnie mogła stać się kapłanką. W wieku lat szesnastu została medium świątynnym, służąc mieszkańcom dystryktu jako posłannica między zaświatami a światem doczesnym.
I choć była uważana za najlepsze medium w okolicy, szkoleń nie wspomina dobrze. Nienawidziła porannego wstawania, ustalonych z góry godzin modlitw, wewnętrznych-świątynnych struktur. Lubiła swoje obowiązki, ale nie mogła znieść naniesionego z góry grafiku. Za dnia pragnęła bawić się z innymi dziećmi, więc przy każdej możliwej okazji wymykała się za bramy świątyni i dołączała do grupy rozrabiających kilkulatków.
Tam też poznała Kahei'ego, rówieśnika, a może młodszego o rok lub dwa, średnio zamożnego szlachcica, który podobnie jak Junko był nieposłuszny i często wymykał się z domu. Stał się najlepszym przyjacielem Junko, choć byli swoimi przeciwieństwami — ona porywcza, uparta i śmiała, on zawsze spokojny, nieśmiały i spostrzegawczy. Był mądrym dzieckiem, często ratował ich dwójkę z tarapatów, które dla kilkunastolatków wydawały się naprawdę poważne.
Ich przyjaźń trwała lata, razem dojrzewali i przeżywali pierwsze nastoletnie gorycze. Junko pocieszała go, kiedy po raz pierwszy raz miał złamane serce i nigdy nie wyznała, że to on był jej pierwszą nieodwzajemnioną miłością. Kiedy ona była już pełnoprawną kapłanką, on rozpoczynał "studia medyczne" Ich drogi rozeszły się, kiedy dziewczyna skończyła osiemnaście lat. Kahei wyjechał do Edo, by praktykować pod okiem znawcy medycyny zachodniej, do której Kahei pałał ogromną fascynacją.
Junko była pracowita, choć niesubordynowana. Jakby jej ziemskie przepisy nie obchodziły. Choć miała ogromny szacunek do świata wiecznego, z trudem przymuszała się do doczesnych reguł. Miała to głupie przeświadczenie, że rozumie bóstwa zdecydowanie lepiej od innych i powinna mieć dużo więcej wolnej woli.
Fakt, że Junko była sierotą-przybłędną, był w świątyni dobrze znany. Nie wszyscy wiedzieli jednak, że była też bękartem i dzieckiem prostytutki. A kiedy ta wiedza wpadła przypadkiem w niepowołane ręce, rozniosły się plotki. Pozytywne i negatywne. Strony były podzielone, choć ostatecznie żadna z nich nie znała prawdy (w końcu plotki ewoluują przechodząc z ust do ust, tak jak woda przelewana z naczynia do naczynia traci klarowność). Jedni uważali, że Junko została przez bóstwa wybrana na męczennicę, która ma zmieniać świat, stąd jej ogromne umiejętności jako medium, a jej niesforny charakter miał dowodzić bycie zawieszoną między niebem a ziemią. Inni sądzili, że jest przeklęta, że przy urodzeniu została skażona nieczystymi siłami, a jej wróżby choć trafne, ostatecznie skończą się kataklizmem (nikt jednak nie potwierdził tej teorii!). Plotki jednak rozpłynęły się w nicość po kilku miesiącach, choć aura niejasności trzymała się Junko aż do ostatnich dni jej pobytu w świątyni. To właśnie te pogłoski pozwoliły jej zyskać miano jednego z najlepszych medium.
Junko, jako osoba kompletnie nie związana ze swoją przeszłością, lubiła animusz, który wokół siebie tworzyła. Nigdy nie uczestniczyła w nim bezpośrednio, ale słuchanie o samej sobie dawało jej jakąś egoistyczną satysfakcję. Czuła się jak bohaterka powieści.
Do jej obowiązków kapłańsko-szamańskich należało głównie przeprowadzanie rytuałów i przepowiedni. Podczas niektórych świąt mogła dostąpić zaszczytu zatańczenia wraz z innymi miko kagury. Okazje te zdarzały się jednak zdecydowanie za rzadko. A Junko uwielbiała tańczyć. Ale popyt rodzi podaż.
Nigdy nie czuła się w pełni obecna, zawsze miała wrażenie jakiegoś oddalenia od innych. Zdawała sobie sprawę z ważności wykonywanej roli i faktu, że wiązała się ona z przestrzeganiem etykiety, której nie wolno łamać. Ale czuła się tak również wśród innych kapłanek i kapłanów. Zawieszona pomiędzy, a może gdzieś daleko w tyle. Nie potrafiła, a nawet nie próbowała ich dogonić. W końcu przekonywała siebie, że jej się to należy.
Osobą, przy której czuła się najswobodniej, był Kahei. Może dlatego, że miał niesamowicie humanistyczne podejście i podchodził zaskakująco sceptycznie do wszelkich religijno-duchowych spraw i przeżyć. Junko bardzo poważnie traktowała swoją duchowość, jednak niedowiarstwo Kahei'a nigdy jej nie przeszkadzało i wydawało się jakieś takie naturalne. Było integralnym prawem natury. Kahei nigdy nie traktował jej jako kapłanki czy medium. Nawet nie krył się z mówieniem, że on wcale w to wszystko nie wierzy i bezceremonialnie podważał wszystko, co Junko uważała za niezmienną prawdę. A ona przyjmowała to z pokorą (a takich rzeczy było niewiele!).
Mimo święceń i objętej pozycji, brakowało jej pokory. Bywała wybuchowa, a na pewno nerwowa. Nie agresywna, ale zawsze miała w sobie dużo energii i gorącej krwi. Kagura i inne rytuały były jedynym czasem, kiedy Junko była w pełni spokojna i opanowana. Zdawać się mogło, że wszystkie swoje pokłady pokory wyczerpywała właśnie na nie, a potem, kiedy uleciały z niej wszystkie siły, nie mogła hamować swoich emocji.
Nie zaznając matczynej miłości i będąc wychowaną w pozbawiony rodzicielskiej czułości, rygorystyczny sposób, nie wykształciła w sobie odpowiedniej dozy empatii. Nie, nie znaczy to, że jest jej pozbawiona. Nie ma po prostu z natury matczynych odruchów, nie radzi sobie z czułością, ta, okazana nagle, wprawia ją w nieprzyjemne zakłopotanie. Nie wierzy w swoją kobiecość i klasyczny podział ról, przyzwyczajona do bycia traktowaną jak specjalny byt niżeli ludzka kobieta.
Ze świątyni uciekła w wieku lat dziewiętnastu. Księżycową nocą. Lico luny odbijało się blaskiem w każdej mijanej kałuży. Junko nie znosi tego nieszczęsnego okresu po deszczu, nim woda całkowicie nie odparuje i wypełnia wszelkie kratery tworząc niechciane zwierciadła.
Choć w wielu świątyniach już od dawna odchodziło się od tej praktyki, niektórzy kapłani i kapłanki mieli w zwyczaju wiązać się w związki małżeńskie. I choć świątynia w której służyła Junko należała do tych "progresywnych", nieszczęsna tradycja nadal była uznawana i praktykowana.
Junko nie chciała zostawać mężatką, tym bardziej z przymusu, "bo tak wypadało". Yoichiro, kapłan o siedem lat starszy od wówczas dziewiętnastoletniej dziewczyny, nie był jednak skłonny przyjąć odmowy. Sama Junko nigdy nie pomyślała, że mogłaby zainteresować kogoś w sposób romantyczny. O ile w ogóle można mówić tu o romantyzmie. Nagła propozycja wydawała jej się nierzeczywista i nie na miejscu. Była zdenerwowana. Yoichiro nie wydawał się zachwycony, ale nie zgasiło to jego entuzjazmu.
Jeśli ktokolwiek myśli, że osoby świątynne pozbawione są ludzkich żądz i emocji, jest w błędzie.
Junko uciekała, a luna dotrzymywała jej towarzystwa.
Nie wiedziała dokąd biegnie ani jak przeżyje, ale miała to niezmącone poczucie, że bogowie są z nią i czuwają, jak gdyby od początku zaplanowali tę ucieczkę.
Demon zaatakował nagle. Był wygłodniały, a roztrzęsiona kobieta wydawała mu się łatwym kąskiem. Zdążył chwycić ramię Junko, by po chwili runąć na ziemię i wyparować. Zmęczona i przerażona dziewczyna legła bezwładnie w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowało się ciało demona i bez zastanowienia zasnęła.
Obudziła się w nieznanym miejscu, gdzie czekał na nią posiłek, schludna, czysta yukata (za co była niezmiernie wdzięczna, w świątynnych ubraniach mogła zostać rozpoznana). Po raz kolejny, nie próbowała dociekać jak znalazła się w nowym miejscu. Czuła spokój. Po zjedzonym posiłku, jak gdyby czekał na ten moment, do pokoju o szerokości dwóch tatami wszedł mężczyzna. Szczątki pamięci poprzedniej nocy podpowiedziały jej, że twarz mężczyzny była ostatnią twarzą, jaką widziała przed omdleniem.
Średniego wzrostu, ale barczysty. Duże dłonie i stopy. Mimo potężnej sylwetki, miał łagodny wyraz twarzy. Ba, w jego oczach można było dostrzec nawet troskę. Wiek bliżej nieokreślony. Raczej starszy niż młodszy. Nie odezwała się. Junko i mężczyzna wpatrywali się w siebie przez dobre kilkadziesiąt sekund, by ten po chwili rzekł.
— Przebierz się. Dostaniesz trochę pieniędzy. Pomogą ci się przenieść do Edo.
O czym on mówil?
— Chyba mnie z kimś pan pomylił.
— Sama mnie o to prosiłaś.
Zamilkła. Jej pamięć zawodziła. Miała pustkę w głowię, co zapewne jasno rysowało się na jej opuchniętym licu, bo mężczyzna powiedział.
— Wpadłaś w histerię, jesteś świątynnym medium, ale uciekłaś, bo chcieli zmusić cię do- — był niesamowicie poważny, chociaż sposób, w jaki streszczał historię Junko był niemal trywialny.
— Pamiętam! — zmrużyła oczy skrępowana. Czy w płaczu zdradziła mu całą historię swojego życia i opowiedziała o..?
— Nie chcesz jechać do Edo? Dlaczego skłamałaś? — był tak dziecinnie dosłowny i szczery, przez chwilę miała wrażenie, że rozmawia z dzieckiem.
Rozmawiali długo. Sama nie wiedziała czemu, ale miała wrażenie, że mogła zaufać temu dziwnemu osiłkowi, który uratował jej życie (no co ty!). Dowiedziała się, kim są Zabójcy Demonów. Kim był demon, który ją zaatakował i dlaczego musiał zostać zlikwidowany. Dowiedziała się, że nieczyste siły to nie tylko niematerialne byty, które opętują miejsca, ciała i przedmioty, to nie tylko klątwy i zaklęcia. To fizyczne istoty, które można dostać i które zagrażają życiom innych. Poznała historię swojego wybawcy (choć nigdy nie poznała jego imienia), jego treningi, jego osiągnięcia, jego najkrwawsze walki.
— Chcę zostać Zabójcą Demonów. Mam doskonały zmysł. Trenuj mnie — rzekła ochoczo, co spotkało się z reakcją złośliwego rozbawienia.
— Będziesz nieznośna — rzucił, żeby ją spławić, pół żartem pół serio, choć Junko poczuła niewielkie kłucie w sercu. Nie lubiła być nazywana nieznośną, zbyt intensywną czy męczącą. Miała wrażenie, że to nie jej jest zbyt dużo, tylko innych nie wystarczająco.
— Trenuję od kiedy pamiętam. Proszę.
Wiedział, kim była Junko. Plotki szybko się roznoszą, a ona wcale nie uciekła daleko. Już wczesnym rankiem niosła się wieść o uciekinierce, wielkim medium, które zdradziło świątynie.
Nie miał zamiaru nikogo trenować. Nie chciał nikogo narażać.
Czemu się zgodził? Bogowie jedni wiedzą.
Nienawidziła treningów o poranku, a sensei zdawał się doskonale zdawać z tego sprawę, zmuszając ją do wstawania o niebotycznie wczesnych porach. Zmuszał ją też do jedzenia dużych ilości ryżu. Naprawdę dużych.
Miała naturalne predyspozycje do budowania tkanki mięśniowej. Uwielbiała treningi wymagające siły, ale lata tańczenia kagury i wykonywania innych świątynnych obowiązków nauczyły ją lekkości ruchów. Miała dobrze rozwiniętą motorykę ciała. Nie radziła sobie jednak walką z użyciem broni. Wszak jedyną bronią z jaką miała do czynienia, były kije i patyki. Potem własny upór. Z każdym treningiem czuła coraz większe rozgoryczenie i poczucie porażki. Wycieńczenie fizyczne i psychiczne. Frustracja.
Ale nie znosiła porażek. Lubiła walczyć z samą sobą. Trenowała więc od świtu, czasem do zmierzchu. Przez krótką chwilę widziała postępy! A potem zmęczony organizm odmówił posłuszeństwa. Nie była w stanie trzymać broni w ręku. Nie była w stanie walczyć. Wtedy dostała pierwszą i ostatnia pogadankę.
— Jedyną osobą, która może o ciebie zadbać, jesteś ty. Demony nie dają taryfy ulgowej. Zmęczone ciało to zmęczony umysł. Zmęczony umysł to porażka. Nie jesteś tylko mięśniami. Męcząc ciało, męczysz też duszę. Co jak co, ale powinnaś wiedzieć, jak ważnym składnikiem udanego rytuału jest spokój umysłu. Wyobraź sobie, że walka z demonem to rytuał...
Rzeczywiście. Jej lata szkoleń na miko to oczyszczanie ciała i duszy, kąpiele w lodowatej wodzie, wielogodzinne medytacje, abstynencja i wiele innych.
W co ona się wpakowała...
Odkąd zaczęła traktować treningi na Demon Slayera tak, jak traktowała swoje praktyki kapłańskie, jej postępy znacznie przyspieszyły. I choć od zawsze zarzekała się, że nie znosi rutyny i sztywnych zasad, tak paradoksalnie to one potrafiły ją ustawić do pionu i dać pokrzepiającego kopniaka. Były największym motorem napędowym. I chociaż jej treningi trwały dłużej niż by chciała (trenowała łącznie trzy lata), nie miała wątpliwości, że jest gotowa.
Miała niespełna dwadzieścia dwa llata, kiedy przystąpiła do egzaminu. Wraz z nią startowało jeszcze dwóch chłopców — siedemnastoletni adept Oddechu Powietrza i dziewiętnastoletni adept Pioruna.
Mieli zabić demona, który za dnia przebywał w rzece. Nocą atakował śmiałków, którzy odważyli się wkraczać na most wiodący na drugi brzeg bądź zbliżali się w pobliże zbiornika.
Każde z trójki zdawało się preferować działanie w pojedynkę. Jednogłośnie postanowili, że za dnia rozdzielą się i spróbują zebrać jak najwięcej informacji od mieszkańców wioski. Dowiedzieli się, że ginęli głównie mężczyźni. Krążyły plotki, że są wabieni przez przybierającego formę pięknej kobiety złego youkai'a. Inni uważali, że to zemsta bóstwa za ingerencję w przyrodę — spora część brzegu została zasypana, bo rzeka często wylewała. Wszyscy mieszkańcy jednogłośnie wskazywali na miejsce, w którym mężczyźni ginęli najczęściej.
Junko czuła się bezużyteczna. Nie miała pojęcia, jak walczyć w wodzie, nie uszkadzając oddechem koryta rzeki. To byłaby dla wioski katastrofa. Ustalili, że będzie obserwować walkę z ukrycia i wkroczy tylko, gdy będzie to konieczne. Nie mogła się z tą myślą pogodzić, ale to ona zaproponowała zasadę "większość ma rację", aby uniknąć niepotrzebnych dyskusji.
Młodszy z chłopców zgodził się zostać przynętą. W jego oczach było widać przekonanie o zwycięstwie. Miała nadzieję, że jest to szczera pewność siebie a nie popisywanie się i pycha. Mieli w rękach własne życia. I życia mieszkańców. Nie było czasu ani miejsca na pomyłkę. Starszy chłopak również się ukrywał, ale w mniejszej odległości od wody niż Junko — by mógł szybko zaatakować.
Młodszy adept rozpoczął swoisty teatrzyk, rzucając do wody kaczki. Raz, dwa, trzy, cztery i plusk. Raz, dwa, trzy i plusk. I ani śladu demona. Raz, dwa, trzy i- zamiast plusku wody dało się słyszeć głuchy dźwięk. Kamień zderzył się z innym kamieniem.
— Chyba ci przeszkodziłam, wybacz — rzekł damski głos, po chwili towarzyszyła mu kobieca sylwetka, wynurzająca się z przybrzeżnych zarośli. Kobieta była piękna, miała jasne włosy, bladą cerę i nie wygląda jak Japonka. Cudzoziemka tutaj? Demon. Bez dwóch zdań. Jasnowłosa mieniła się nieziemsko, była nieziemsko piękna, idealna.
Młodszy adept nie wyciągał jednak katany.
— Oh, nie szkodzi, to nic ważnego — odpowiedział dziwnie rozkosznym głosem. Dlaczego nie chwytał za broń?
Junko tss-knęła do starszego chłopaka, ale ten ani drgnął. Niemalże bezdźwięczne podpełzła do swojego kompana.
— Dlaczego nie atakuje? — chłopak nie odpowiedział. Junko potrząsnęła nim mocno. To nie czas na zabawę. Zdezorientowany spojrzał na nią, jak gdyby właśnie się obudził.
— Co jest?
— Demon. Jest obok młodego — nie pamiętała jego imienia, nieważne — Rozmawiają. Nie walczy, coś jest nie tak.
— Czułem się, jakbym spał, ale nie mógł się obudzić. Widziałem tylko jej twarz. To znaczy twarz tego demona. To jakaś hipnoza. Z tobą wszystko okej?
— Nic nie czułam... Chodźmy.
— Nie możemy zaatakować teraz. Są za blisko siebie.
— W każdej chwili może go zaatakować. A wtedy po nim.
— Masz rację. Co zrobimy?
Oboje byli bardzo zdenerwowani. Nie mieli do czynienia z tak biernym atakiem. To był ich pierwszy prawdziwy demon. Pierwszy egzamin. Pierwsza misja.
— Trzeba jakoś wyrwać go z transu. U ciebie wystarczyło potrząśnięcie. Ja się tym zajmę i spróbują odciągnąć go na bezpieczną odległość, ty atakuj demona.
— Szybko!
Starszy chłopak pobiegł szybko w kierunku dwójki stojącej nad brzegiem, zataczając jednak koło między gęstymi krzewami. Miał nadzieję, że odwróci nieco uwagę demona, a wtedy Junko będzie mogła zająć się młodym. Wybiegł z zarośli z uniesionym mieczem, szarżując prosto na demona. W myślach skupiał uwagę na oddechu.
Junko w tym czasie wyciągnęła broń, gotowa w każdej chwili bronić siebie i młodszego towarzysza. Demon, jak planowali, skupił się na ataku chłopaka, zapominając o swojej ofierze. Ciemnowłosa szarpnęła siedemnastolatka, a ten posłał jej złowrogie spojrzenie. Dlaczego był zły? Nie ocknął się? Kiedy nastolatek wyciągnął miecz i skierował ostrzę w stronę Junko, jej oczy zrobiły się wielkie jak księżyc w pełni. Nie mogła walczyć z innym Zabójcą.
Demon roześmiał się, odpierając elektryczny atak starszego adepta.
— Wasz kolega jest teraz pod moją kontrolą!
— Co? Junko, zajmij się nim!
Junko była wściekła. Wściekła na demona, na tego pyszałka, który nie był wystarczająco czujny, na fakt, że była zdenerwowana. Nie mogła dać się ponieść emocjom!
Adept Powietrza wydał pierwszy cios, ale nie używał oddechu. Czyżby demon nie miał nad nim kontroli? Była więc na wygranej pozycji! Odpierała coraz szybsze i intensywniejsze ciosy, sama nie atakując. Nie chciała. Zamiast tego zaczęła uciekać, chcąc nabrać nieco odległości. Chłopak pobiegł za nią, a im dalej od demona byli, tym jego ruchy były mozolniejsze i niechlujne. Przyspieszyła, a kiedy dzieliły ich niemal dwa metry odległości, gwałtowanie się odwróciła i ruszyła ku swojemu niechcianemu przeciwniku. Zamaszysty ruchem rozsunęła łańcuch chigiriki i owinęła nim nogi siedemnastolatka. Pociągnięciem wzbiła chłopaka w ziemię i rzuciła w krzewy, które miały nieco zamortyzować upadek. Nie chciała go skrzywdzić, ale ogłuszyć. Zerknęła na adepta Pioruna. Radził sobie. Miała więc jeszcze chwilę na zajęcie się młodszym chłopcem. Sprawdziła puls. Stabilny, niezbyt szybki. Oddychał. Nie wiedziała, czy za chwilę obudzi się, nadal pod hipnozą i zaatakuje. Związała mu więc nadgarstki i kostki kawałkiem materiału, który zerwała z własnego mundurka.
— Nie chciałam cię skrzywdzić, ale nie mogłam dać ci się zabić.
Junko wróciła biegiem na pole walki.
— Jest silna! — krzyknął adept — Musimy ją jakoś wepchnąć do wody, mam pomysł.
— Zajmę się tym.
— Tylko nie wchodź do wody jak już tam będzie!
Kiedy atakowali we dwoje, demon nie wydawał się już aż tak silny. Z lekkim trudem odpierał ataki, powoli cofając się w kierunku wody.
Junko skupiła uwagę na oddechu. Głęboki wdech i wydech. Wyszeptując nazwę pierwszej formy, wykonała wyrzut łańcucha wyciągniętego na maksymalną długość i zaczęła nim kręcić. Łańcuch z wysoką prędkością wyleciał w stronę demona, kolczatką uderzając w jego tułów. Siła uderzenia odepchnęła przeciwnika, wrzucając go do wody. Chcąc mieć pewność, że demon nie powstanie, użyła piątej formy, uderzając kolczatką w ziemię. Uderzenie otworzyło w podłożu prostą szczelinę sięgającą aż do rzeki, a ciśnienie wywołane pęknięciem wywołało coś na kształt fontanny — demon został wyrzucony w powietrze, po czym runął do wody. Zgodnie z poleceniem starszego kompana, szybko odbiegła od zbiornika. Wtedy chłopak wykonał ostateczny atak — używając szóstej formy, a Junko zdawało się, że woda pod ostrzałem piorunów wrzała, tak jak demoniczna krew.
Od tamtego czasu była zafascynowana oddechem Pioruna.
Obojgu udało się zdać.
— W walce posługuje się chigiriki, którego łańcuch zakończony kulistą kolczatką jest regulowany (długość od 50 cm do 2,5 m). Dodatkowo, drugi koniec broni posiada wysuwane ostrze, które może służyć za broń bądź sprawdzić się jako poręczny nóź. Trzon ma około 90 cm długości.
— Podczas oficjalnej ceremonii święceń szamańskich wstąpiło w nią bóstwo Ame no Uzume (天鈿女命), bogini poranka, mistrzyni wesołości, humoru oraz tańca. Każda miko miała służyć bóstwu, które wstąpiło w nią w trakcie święceń. Warto dodać, że Junko, pomimo porzucenia pracy w świątyni, nadal czci "swoje" kami.
— Ceni sobie indywidualność, przecieranie nowych szlaków, swobodę ducha i sprzeciw wobec struktur i norm. Absolutnie nie pomagało jej to podczas treningów najpierw na miko, później na łowczynię demonów, ale wychodzenie poza własną strefę komfortu uwielbia prawie tak bardzo jak taniec.
— W młodości chłopczyca. Wolny czas spędzała na zabawach z dziećmi mieszkającymi nieopodal świątyni. Do jej hobby należały: wspinaczka, egzekucje na dżdżownicach i codzienne manto od starszych miko za niesubordynację i nie dziewczęce zachowanie.
— Bez dodatku ryżu nie potrafi się nasycić. A je dużo. Gdyż dużo ćwiczy. Najczęściej w samotności, późnymi wieczorami, bo wcale nie lubi wczesnorannych pobudek.
— Potrafi grać na biwie. Niejednokrotnie przygrywała wraz z młodszymi koleżankami podczas kolacji i nieoficjalnych uroczystości w świątyni.
— Pewne siebie, wwiercające się w rozmówcę spojrzenie i jej bezpośredniość — niekiedy bezczelna szczerość — nadają Junko łatkę niezbyt przyjemnej w obyciu. A Junko to lojalna przyjaciółka, która zabiłaby dla najbliższych bez mrugnięcia okiem.
— Częścią jej praktyk kapłańskich było przepowiadanie przyszłości za pomocą różnego rodzaju dywinacji. Praktykowała tengen-jutsu oraz futomani. Zna się również na chińskiej astrologii oraz feng shui.
— Jej rozwiniętym zmysłem jest wzrok.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które wydać możesz na zakupy w Sklepiku Mistrza Gry lub zamienić je na punkty do statystyk. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach