Jak miała zdobyć ten świat, jak miałaby zdobyć nawet jego rodzinną posiadłość, kiedy przed chwilą
wymiękła przed zjedzeniem dwójki ludzi. Ludzi, którzy przecież nic nie znaczyli! Wiedział, ze mieli troszkę inne podejście. Seiyushi jako człowiek pochodziła z… tych niższych kast, mówiła, ze była kim? Córką kowala? Oczywiście, że widziała wartość ludzi w inny sposób, niż on.
I widział w niej teraz… właśnie nie kogoś, kto mógłby doprowadzić go do celu, który sama w sumie wybrała! Dobra, razem z nim w pewnym stopniu, ale to wszystko miało się opierać na wierze w jej siłę, w jej potęgę! Cały świat? Gdy wymiękło się przed zjedzeniem dwójki ludzi z pospólstwa? Gdy nie miało się jednej nogi i… wyglądało tak mizernie? Tak tragicznie? Nie wiedział jak miałaby to zrobić.
Wiedział co mówi, chociaż być może nie do końca rozumiał jakie to może mieć konsekwencje. Chciał ją zrozumieć, popchnąć do czegoś, co sam wcześniej wymyślił, a teraz… teraz chyba poczuł się zbyt pewnie, gdy nagle nie wyglądała już na tak niebezpieczną jak normalnie.
Powiedział… co powiedział. Był tylko człowiekiem, a naprawdę wydawało mu się to proste. I to nawet nie miał na myśli czegokolwiek o byciu demonem. W jego oczach to było proste rozwiązanie.. po prostu logiczne. Tak to widział, tak mu się to układało w całość.
Wyglądała tragicznie. To była prawda! I to nawet nie mówił tego po to, żeby jej to wytknąć, żeby ją wyśmiać. Sam nie wiedział po co konkretnie to powiedział, ale… ślina przyniosła mu na język to stwierdzenie i… padło. Padło! Po prostu wprost jej powiedział, że wygląda tragicznie. Był z nią tylko i wyłącznie szczery, nie miał nic złego na myśli! Tak przynajmniej mógłby sobie to tłumaczyć.
Przechylił lekko głowę, gdy parsknęła pod nosem. Zamrugał kilkukrotnie ciekaw tego, co zrobi następne. Ma rację? Jest tylko człowiekiem? No… tak. No shit, Sherlock! Tylko… być może to właśnie to przechylenie głowy jeszcze bardziej ułatwiło jej zrobienie tego co zrobiła. Nawet nie zdążył zareagować, gdy jej ogon błyskawicznie złapał ją za szyję i poderwał do góry. Poczuł jak nagle traci możliwość swobodnego oddychania, a grunt spod nóg mu ucieka. Znajdował się nad ziemią. Zaczął wierzgać nogami, śmiesznie machnął rękoma i sięgnął dłońmi do ogona ciasno owijającego jego szyję.
— ...ghh..hh… — Próbował coś powiedzieć, ale oczywiście, nie był w stanie. Czuł, jak robi mu się szybko dość słabo, ale równocześnie był w stanie łapać chociaż odrobinę powietrza i tlenu, dzięki czemu nie tracił przytomności. Widział jak Seiyushi unosi się na kolana i wpatruje się w niego stanowczym spojrzeniem. Zdeterminowanym, mocnym spojrzeniem… ale nie takim, które znał. Widział w niej… wściekłość. Wymierzoną w niego, po raz pierwszy. Gdyby mógł, to przełknąłby ślinę, ale jedyne co mu pozostało teraz robić, to… dalsze próby wierzgania nogami, chociaż i na to brakowało mu już sił. Był bezbronny.
Mimo tego, że logika podpowiadałaby by przestać się wierzgać, to… nadal próbował! Tak samo cały czas próbował dłońmi poluzować uścisk na jego szyi, ale oczywiście: bezskutecznie. Kompletnie mu to nie wychodziło. Nie był w stanie ani wsunąć palców pod jej ogon na jego karku, ani jakkolwiek zrobić tego siłą, która przecież i tak z niego uciekała. Wsłuchał się w jej słowa, które – oboje mogli mieć tę pewność – tak dobrze wbiją mu się w pamięć. Przypomniała mu jego miejsce w szeregu, bardzo szybko uświadomiła mu, że… nie może sobie pozwolić na taką bezczelność.
Patrzyła w jego oczy, musiałą widzieć to… przerażenie, które w nich było wyraźnie widoczne. Oczywiście, że był do cholery przerażony! Bał się o swoje życie, liczył się z tym, ze zaraz może je stracić, że go udusi, że go zje, że zrobi mu nie wiadomo co i nie dożyje jutra! Oczywiście, że się tego wszystkiego bał. W końcu była demonem, była ranna…
Ale nadal tysiąckrotnie (przynajmniej) silniejsza od niego.
Nagle pociągnęła go w dół, padł na kolana, ale nie poluzowała tego uścisku. Nie mógł nadal swobodnie złapać oddechu. Drżał z tego strachu kontrolującego jego ciało w tej chwili, ale gdy się tak zbliżyła do niego, to zamarł. Jego spojrzenie skupiło się na jej twarzy, ale… nie mógł zdobyć się na to, by spojrzeć jej w oczy. Poczuł jednak jej oddech na swojej twarzy, gdy zbliżyła swoją do tej należącej do niego. Ranne bydle… jest najniebezpieczniejsze. Tak.. słyszał coś tego typu. Że zwierzę zapędzone w róg jest… niebezpieczne.
I miał tego pewnie… świetny przykład. Gdy nagle kłapnęła mu zębami przed twarzą, to… cóż. Pewnie musiał jej podziękować za to, że nie poluźniła uścisku na jego szyi, bo pewnie pisnąłby ze strachu. A tak, to nie był w stanie tego zrobić. Dzięki Seiyushi!
W następnej chwili już jednak poczuł jak luzuje się ogon, chciał złapać oddech, ale już w tej chwili leciał w bok. Uderzył z hukiem o podłoże. Przeturlał się, łapiąc kilka zadrapań, otarć i stłuczeń przy okazji. Gdy już stracił impet, to po prostu leżał tak, jak wylądował. Łapał oddech, łapał tlen, którego jeszcze przed chwila miał niedostatek, który wydawał się niemalże towarem luksusowym, deficytowym. Skulił się na tej ziemi. Nie odważył się spojrzeć w jej kierunku, dopiero gdy usłyszał dźwięk, jakby… wchodzenia do wody, to spojrzał w tamtym kierunku, by ujrzeć jak demonica znika w wodzie.
Leżał nadal, nawet po tym jak zniknęła. Leżał jak porzucona zabawka, nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Po dłuższej chwili, z sykiem bólu i stęknięciem podniósł się trochę. Oddychał ciężko, a serce biło mu jak oszalałe.
— p…p…przeżyłem… — Szepnął roztrzęsionym głosem sam do siebie. Odetchnął ciężko i… zachichotał. Chociaż szybko przestał. Skrzywił się, ból w boku nie pozwolił mu dalej się chichotać.
— przeżyłem... — powtórzył. Podczołgał się powoli pod drzewo, pod którym wcześniej znajdowała się Seiyushi. Podciągnął się z lekkim trudem i oparł się plecami o pień. Oddychał ciężko. Odchylił głowę do tyłu, by spojrzeć na koronę drzew. Zasłużył na to co się wydarzyło? Na pewno. Czy czuł się winny? Ani trochę. To był błąd, zła kalkulacja, pomyłka… przesadził. Tego był pewien. Odetchnął ciężko i odwrócił głowę, spojrzał gdzieś w bok, daleko.
— I co teraz...?— Zapytał sam siebie. Nie miał bladego pojęcia. Na teraz… na teraz, to chyba po prostu poczeka. I odpocznie. Nie zabiła go, więc… chyba miał tu na nią czekać. Gdyby był już jej niepotrzebny, to… a może był? Może go już nie chciała, rzuciła nim tak, jakby go wyrzucała jak zabawkę. Może to było to? Może…był
wolny. Tylko… co to miałoby niby znaczyć? Ta cała…
wolność? Z tego wszystkiego chyba… chyba już wolał być z Seiyushi.