Klan Oda jest zdecydowanie jednym z tych, które są bardziej znane. Zwłaszcza, wśród mieszkańców Nagoi, gdzie przecież zamek w Nago(Kiyosu)i był przez kilka lat siedzibą jednego z daimyō z tegoż rodu. Był to też klan, w którym znajdowało się kilku wysoko postawionych arystokratów. Seiji pochodził z jednej z gałęzi rodziny Oda. Jego rodzice byli blisko powiązani z jednym z władców feudalnych, natomiast sami nie piastowali żadnego wyższego stanowiska. Byli jednak wystarczająco blisko tej lokalnej i klanowej arystokracji, by być również bardzo dobrze usytuowanymi ludźmi. A co za tym idzie Seiji, jako jeden z kilkorga dzieci swoich rodziców mógł liczyć na wiele wygody, która była charakterystyczna dla tego okresu. Posiadanie służby było tylko jednym z kilku przywilejów, które można by było wymienić.
Co istotne jednak to też sam fakt, że w prostej linii jego drzewa genealogicznego zostały zachowane również tradycje samurajskie, przez co i on sam mógł się spodziewać, że otrzyma odpowiednie nauki, czy też po prostu szkolenie. Te rzeczy go jednak nigdy aż tak bardzo nie interesowały. Był jednak posłusznym dzieckiem, trochę specyficznym, często uciekającym myślami w bok i tracącym koncentrację. To jednak nie przeszkadzało mu w tym, by być pozytywnie postrzeganym. Ostatecznie jednak był spokojny, pilnie się uczył i starał robić wszystko, czego się od niego oczekiwało. To wystarczyło, by rodzice pokładali w nim jakieś nadzieje. Zarówno jeżeli chodzi o przedłużenie tradycji, jak i zwyczajnie o to, że wyrośnie na kogoś z potencjałem. Albo już takowy posiadał?
Możliwe, możliwe… istotnym aspektem jego zachowania było jednak to, z jaką łatwością przyszło mu traktować innych niemalże jak przedmiot. Służba, czy inni rówieśnicy? Okazywał jakiekolwiek zainteresowanie jakąkolwiek interakcją tylko wtedy, gdy czegoś chciał. W innych sytuacjach, gdy patrzył w czyimś kierunku można było mieć wrażenie, jakby w ogóle tej osoby nie dostrzegał. Jakby patrzył za nią, ignorując istnienie tej osoby.
Charakterystyczne stało się też to, że chłopak szybko zainteresował się… medycyną, leczeniem. Bardzo chętnie odwiedzał lokalnego medyka, którego wypytywał o najróżniejsze rzeczy i z ogromnym zainteresowaniem obserwował, jak przychodzący do niego ludzie są leczeni. Zawsze jednak zwracał uwagę na
ból, który odczuwali. Sposoby leczenia, używane zioła? Zdawało się nie mieć to dla niego większego znaczenia i zwracał na to uwagę tylko dlatego, że medyk zdawał się uważać, że Seiji jest tym właśnie zainteresowany.
Młody chłopak jednak najbardziej interesował się tym, w jaki sposób krew wydobywała się z rany. Grymasem na twarzy poszkodowanych, gdy nastawiano im nogę, rękę i, gdy wcierali różne zioła w ich rany. Zapamiętywał takie fakty jak to, jakie zioła były używane. Miał dobrą pamięć i łatwo przychodziło mu przyswojenie tej wiedzy. Zdawał się być jednak dość niezdarny. Gdy dane mu było pomagać i czasem nawet sam prosił o to, by móc zając się jakimiś prostymi ranami, to bardzo często popełniał jakieś małe błędy. Błędy, które w rzeczywistości były małymi testami i weryfikacją reakcji ciała, jak i ludzi na te podejmowane przez niego działania. Czy ktoś się skrzywi, syknie z bólu... jak zareaguje, czy rana zacznie znowu krwawić. Ciekawiły go te reakcje i nie bronił się przed tym, by powoli przesuwać tę granicę.
Mimo faktu pochodzenia z dobrego domu, mógł dostrzec, że w jego ojcu narastała frustracja. Frustracja, którą wyrzucał w kontakcie ze służbą. Gdy młody Seiji podpatrzył, że jego ojciec zachowywał się agresywnie wobec służby, to i on stwierdził, że... też może tego spróbować. Dlatego zaczął szukać pretekstów, by zwrócić uwagę na ich błędy. A czasem by je samemu wymyślić. By móc wymierzyć karę nieszczęśnikowi, który mu usługiwał. Nie widział przecież w służbie ludzi, to były przedmioty. Nie mieli wartości i żyli po to, żeby im służyć. W pewnym momencie zdał sobie sprawę z tego, że potrafił zadawać ból. Wiedział gdzie uderzyć, ale i jak uderzyć, by ta osoba cierpiała. A przecież nikt na niego by nie naskarżył, zwłaszcza, że Seiji był inteligentny i nigdy nie robił niczego w taki sposób, żeby ktoś się na nim poznał. Nigdy nie uderzył żadnego służącego dwa razy w krótkim okresie czasu, jednak... w pewnym momencie zyskał u nich łatkę kogoś, kto nad sobą nie panował. Osoby, której łatwo przychodziło podniesienie ręki, a potem przepraszanie. Oczywiście to ostatnie było kompletnie nieszczere.
Seiji miał kilkoro rodzeństwa, natomiast nigdy nie byli zbyt blisko. Jedyną osobą z jego najbliższych, kto faktycznie lubił spędzać z nim czas był jego najstarszy brat. Brat, który był niemalże wzorem cnót. Bardzo dobrze władający bronią, inteligentny i no... jeżeli sam Seiji był postrzegany jako ten chłopak z potencjałem, tak jego starszy brat Ryoichi był tym, który... ten potencjał spełniał i wręcz wykraczał poza to, o co go podejrzewano. I nawet wobec Ryoichiego sam Seiji był nastawiony dość... pozytywnie! Tak jak ogólnie ludzie byli dla niego dość nieistotni, tak tego swojego brata lubił. Dlatego było mu daleko od zachwytu, gdy ten jego brat... musiał się ożenić! Została mu wybrana małżonka, oczywiście z jakiegoś dobrego rodu. Aranżowane małżeństwo, które było normą, ale młodszemu bratu nie odpowiadało, bo... nie chciał stracić swojego brata! Brat, który nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego młodszy brat, to... cóż, sadysta! Tego inaczej się określić nie dało. Przynajmniej kilka razy rozmawiali na temat tego małżeństwa i młody chłopak próbował odwlec ten temat, odciągnąć swojego brata od tego pomysłu, od tego małżeństwa... ale ten przecież nie miał nic do gadania. Jego małżeństwo było zaaranżowane, a on sam po kilku spotkaniach z młodszą dziewczyną, która była w wieku Seiji'ego faktycznie zaczynał się w niej zakochiwać.
Pomysłem, który wpadł mu do głowy było to, by... spróbować ją rozkochać w sobie. Był przystojny, również z domu Oda, tak jak i jego brat - oczywiście! - więc co mogłoby tu pójść nie tak! Rozkochać ją, udowodnić to bratu i wszystkim innym, nazwać ją niegodną, oczernić i usunąć z gry. Proste, prawda? Dlatego... nagle zaczął pojawiać się w jej towarzystwie. Zagadywać, rozmawiać, żartować... jak z nikim. Z boku to wyglądało tak, jakby chciał dogadać się z przyszłą żoną swojego brata. A jedno trzeba było mu przyznać, bardzo łatwo przychodziło mu... udawanie uczuć. Udawanie zachowania, jakiego można by się było spodziewać po młodym chłopaku z dobrego domu, ale i z wartościami. Również dobry materiał na męża! A w praktyce? Chciał ją zdobyć i oczernić. Dlatego, gdy pewnego wieczora postanowił zacząć działać i przesunąć tę granicę, to... wykonał ruch. Odprowadzając ją w niewidoczne dla innych miejsce spróbował ją pocałować, posiąść ją. To byłby najprostszy sposób. Gdyby tylko się udało.
Tyle, że tak nie było. Dziewczyna go odepchnęła zaskoczona, zapytała go co on sobie wyobraża, co on robi, dlaczego... myślała, że się przyjaźnią. W odpowiedzi poczerwieniał ze złości. Śmiała go odrzucić? Myślec, że mogą się przyjaźnić? Uderzył ją w twarz. Patrzył jak po trafieniu uderza o ścianę i osuwa się powoli na ziemię... zobaczył krew na ścianie. Musiała uderzyć tyłem głowy o ścianę i zrobić sobie krzywdę. Zbladł, zestresował się... wystraszył się. Nie sprawdzał, czy żyje, czy może jakoś pomóc. Uciekł z tego miejsca i, gdy był w pokoju, który do niego należał... przyszedł jego brat. Zmartwiony, że nie może znaleźć swojej przyszłej żony. A widziano ją ostatnio z Seijim, więc powinien był coś wiedzieć. Ten jednak skłamał, mówiąc, że faktycznie rozmawiali, ale rozeszli się w inne strony. Że nie wie gdzie jest... i, że w ogóle to jest zajęty, a Ryoichi powinien sobie pójść i mu głowy nie zawracać. Musi przecież szukać swojej przyszłej żony!
A on? Cóż... widziano go z Tokugawa Kanekawą, bo tak się nazywała dziewczyna. I na pewno to była kwestia czasu nim ją znajdą i powiążą go z tym. Uzbierał trochę pieniędzy od siebie z pokoju, złapał swoja katanę i udał się do również do pomieszczenia, gdzie jego rodzice przechowywali więcej pieniędzy. Oczywiście nazbierał tyle ile był w stanie ze sobą zabrać, i... uciekł.
Jedną z ważnych cech, które miał Seiji był fakt, że... był tchórzem. Podczas treningów bał się bólu, który otrzymywał. Dobrze wychodziło mu unikanie, ale... gdy czuł, że nawet drewniana broń go dosięgnie, to potrafił odskoczyć, niemalże z piskiem. Albo nawet rzucić się na ziemię. Byle nie czuć bólu, którego się obawiał. Co było przecież ironią, bo... lubił go zadawać. Nawet wtedy, gdy karał służbę, nigdy nie robił tego wobec mężczyzn, którzy robili wrażenie silnych, bo... czuł jakiś taki podświadomy lęk przed ich ewentualnym odwetem. Nigdy nie wchodził w bezpośrednie konfrontacje, sprytnie lawirując słowami i czynami, by do nich nie doprowadzać. Dlatego w sytuacji, gdy wiedział, co zrobił... a przecież byłoby to szybko okrzyknięte morderstwem! Musiał uciec, bez zastanawiania się. Zanim ktoś go rozpozna, zatrzyma i powiąże z tym, co się wydarzyło.
A nie zdawał sobie sprawy z tego, że... Kanekawa przeżyła.
Mimo to jednak, nie uniknąłby kary, a zakładał, że jednak był mordercą! Że zabił! Jedyne co z tego pamiętał, gdy opadła adrenalina, to... ta krew na ścianie, nie ciało, czy twarz młodej Tokugawy. Krew. Nie miało to jednak teraz znaczenia, bo pod osłoną wieczoru i nocy uciekł z rezydencji. Tylko, że... on nie potrafił sobie poradzić w "normalnym" świecie. Był przyzwyczajony do luksusu, pieniędzy, służby... a teraz? Miał sobie dać radę bez tego, a pieniędzy wcale wiele nie miał, tylko tyle co udało mu się zawinąć przed ucieczką. To? Miało miejsce jednego z ostatnich dni kwietnia 1654 roku. Zaraz przed jego urodzinami.