Czy to rozmyślania były tak głębokie, że stracił rachubę czasu, czy też spotkanie w zacnym gronie na opustoszałym gospodarstwie trwało dłużej, niż założył? Nie wiedział i póki co nie chciał się na tym skupiać, bowiem przeczuwał, że zaraz nastanie świt i był zmuszony znaleźć schronienie. Miał trochę czasu rozejrzeć się za czymś dogodnym, co będzie zarówno wygodne jak i komfortowe, gdzie nie zastaną go promienie słoneczne. Póki co sytuacja nie zapowiadała się na opanowaną, gdyż poza pożywieniem - potrzebować zaczął nagle i schronienia. Udał się do najbardziej opustoszałego budynku w okolicy, konia lekko przywiązując do najbliższego ogrodzenia. Wiedział, że nikt nie tknie samurajskiego wierzchowca, gdyż kara za to byłaby okrutna. Samuraj wszedł do środka, starając się nie robić przy tym większego hałasu, po czym skierował się w miarę możliwości do piwnicy, skrytki bądź innego, najbardziej zaciemnionego i bezpiecznego pomieszczenia, w którym będzie mógł oddać się medytacji trwającej aż do zmierzchu. A kto wie, może jakiś kąsek sam wpadnie w niego ręce?
'Regeneracja demonów' :
Dopiero teraz Fuan mógł się zagłębić w myślach. Oddać się rozważaniom swojego umysłu, wprowadzając się w odmienny stan świadomości dla uzyskania konkretnego skutku. Wyciągnąwszy wcześniej zza pazuchy sznur modlitewny i ściągnąwszy strzępki zbroi z klatki piersiowej, zajął odpowiednie miejsce na ziemi. Zajął pozycję padmasana, przyjmując siad skrzyżny, w którym lewa stopa znajduje się na prawym udzie oraz prawa stopa na lewym udzie. Skierował podeszwy stóp do góry, a kręgosłup i plecy, z bólem co prawda, ale wyprostował. Dopiero teraz mógł zwizualizować sobie całe pole walki. Wszystkie wydarzenia, które miały miejsce i które był w stanie wyczuć. Budynki, demony, zabójcy, on. Demony, dlaczego współpracowały? Nie widział u nich działań na zasadzie stada, alfy i podwładnego. Kochankowie? Sojusz tymczasowy w celu zdobycia krwi Marechi? Jeśli demony mogą się ze sobą zjednywać, oznacza to zły okres, nie wiedział sam dla kogo. Zabójcy, trzech. Jeden pokonany przez dwójkę, zostawiony na pastwę przez tą, która wolała zaatakować jego, niż pomóc własnemu pobratymcowi. Dlaczego? Za to, co zrobił ze trzecią? Kolejna para kochanków, głupota? Gdzie jest sens w tym, że zabójca zostawia drugiego na pastwę demonów, a sama mknie na oślep, przez płomienie, byleby tylko zaatakować kolejnego? Brak organizacji nie jest cechą, z której słyną. Skąd taka dezorganizacja i słabość w szeregach? Musiał się tego dowiedzieć, ale wpierw.
Zmierzch, przeczekał bezpiecznie. Zebrał się by wyjść, biorąc wszystko, co do niego należy i ruszając na zewnątrz, z zamiarem kontynuowania swojego żeru.
'Regeneracja demonów' :
Oddech miał przyspieszony, a ciężar, jaki niósł (od dobrych kilkudziesięciu minut) opadł w końcu na zmoczoną rosą trawę. Poczuł, jak nogi mu wiotczeją, choć jako demon nie miał prawa czuć zmęczenia. Padł na kolana, podpierając się na wyprostowanych dłoniach. Przymknął oczy i odetchnął znowu, aby wziąć kolejny głębszy wdech. Jego statystyka siły nigdy nie wykraczała poza przyjęte normy. Wprawdzie — od momentu przemiany była ona większa, ale nie równała się z siłą zauważaną u innych swojego gatunku. Brakowało mu wiele, aby móc bez przeszkód dźwigać kilkadziesiąt kilogramów, bez uczucia przesady, jaka towarzyszyła mu obecnie. Uprowadzony marechi i Araki musieli swoją wagą już dawno przekroczyć setkę — był pod wrażeniem, że udało mu się oddalić z nimi na tak daleką odległość; miał wrażenie, że przebiegł mile, a przecież pokonał raptem tylko kilka kilometrów.
Palce Rintarou zatopiły się w wystających, mokrych wrzecionach trawy, niemal z czułością jakby miały sprawczą magiczną siłę.
Klęcząc w mroku, tuż przy płynącym nurcie Hori spoglądnął w ciszy na ogłuszone dziecko. Spojrzenie Rintarou było słabe, matowe, wyblakłe, a cienie pod oczami tylko dodawały żałosności jego marnej postaci. Przez moment nie był pewny czy marechi w ogóle oddycha, ale siła jaka włożył w obezwładnienie go, nie była przecież zbyt duża — lekkie poruszenie się warg człowieka uzmysłowiło mu, że dzieciak pośpi z jeszcze paręnaście minut. Nie zdąży przenieść się z nim dalej, zresztą... Zapach porwanego i transportowanego marechi, dotychczas tuszowała adrenalina. Teraz gdy w końcu opadła, a smród palonych ludzkich ciał i woń przydymionego drewna, pozostała daleko za nim, poczuł, jak palce drżą mu niespokojnie.
Wysunął język, który trącił dolną wargę. Obserwacja pulsującej tętnicy nie uspokoiła go, drażniła wręcz. Aktualnie nie przeszkadzało mu to, że znajdował się blisko zabudowań, na otwartym terenie. Na tę jedną chwilę stracił zdrowy rozsądek. Na czworakach przybliży się do zrzuconego wcześniej ciała i przewalił je na plecy; mięśnie chłopaka spięły się w niezdrowy, spragniony sposób. Rzadko kiedy zdawał się ulegać pragnieniom jak dzisiaj, jednakże teraz czuł, że to dziecko, ten zapach krwi płynący w jego żyłach dyrygowało nim niczym marionetką. Dotąd szare oczy rozpalił krwisty szkarłat, a zęby zatopiły się lubieżnie kilka centymetrów poniżej zadartego podbródka, czując, jak przełyk trzaska lekko pod siła naporu jego szczęki. Złapał dzieciaka ciasno, zaciskając silnie oczy, dokładnie jakby cierpiał, ale on nie cierpiał. Drżał z niepohamowanego głodu, smaku tej ambrozji rozlewającej się w jego ustach. To była piekiełka rozkosz od której zakręciło mu się w głowie. Instynktownie przycisnął wolną rękę do miękkich ust — na wypadek, gdyby zechciał przerwać mu posiłek rozrywającym krzykiem. Krople krwi popłynęła strumieniem w dół podbródka Rintarou, zniknąć na granicy obojczyków.
Tuż pod zachłannie poruszającą się grdyką.
Szczupłe palce złapały za rękojeść nichirin, które tkwiło u boku opartego o mur Arakiego. Gdy zimno stali odbiło wiszący nad Rintarou księżyc oraz srebrne ludzkie spojrzenie tęczówek, wyprostował się i spoglądnął tajemniczym wzorkiem na zmasakrowane ciało Hotaru. W ułamku tych chwil zdołał powrócić myslami do pierwszych dni swojego demonicznego istnienia. Wiele mu zawdzięczał, był jego przewodnikiem na zatrutej ścieżce nowego potwornego życia, ale choć wpatrywał się w jego sylwetkę, nie był w stanie odczuć nic, co byłoby w stanie zmusić go do pozostania przy jego boku. Stracona kończyna, głębokie rany na klatce piersiowej i twarzy — żadna z tych sfer nie spowodowała, by powstrzymał się przed skonfiskowaniem własności demona (która od samego początku należała się wyłącznie jemu). Podmienił zdobyte sprzed paru miesięcy nichirin Arakiego ze swoją starą kataną — to był jedyny szczyt, na jaki było go w tej chwili stać. Zatopiony w rozmyślaniach przez moment zastanawiał się, czy nigdy nie dozna innego odczucia niż to, które wypełniło go w tej chwili.
Mógł przypominać człowieka, z łatwością naśladować emocje, prezentować radość i smutek, ale zawsze będzie to tylko wydmuszka.
Wciąż będzie skorupą zupełnie pustą w środku.
— zt
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Tej nocy, po raz kolejny była w trakcie podróży, której przystanek w mieście zabójców miał być na tyle krótki, na ile tylko pozostawało to możliwe. Demon również sumiennie postanowił unikać zatłoczonych części miasta, aby w razie komplikacji, móc ograniczyć ilość powszechnie ściąganej na siebie uwagi do minimum.
Stąd też, ubrana w swój niezawodny czarny płaszcz podróżny i przerobione czarne kimono, które było po prostu o wiele bardziej kusym odpowiednikiem tradycyjnej wersji, szła wzdłuż rzeki Hori, chcąc wykorzystać tę noc aby znaleźć się tak daleko od Nagoi jak to tylko możliwe.
Krocząc wśród odgłosów nocnych owadów, buszujących w otaczającej ją roślinności i szumu płynącej wody, Katsu w pewnym momencie z tej błogiej sielanki, wyłapała pewien znajomy dźwięk. O dziwo, nawet pasował on do okoliczności przyrody swoją melodyjnością, jednak pozostawał czymś, czego dziewicza natura bez pomocy człowieka nie była zdolna wytworzyć.
Shamisen.
Katsu pozwoliła aby jej nos wciągnął nieco nocnego powietrza. Z początku docierał do niej tylko wyraźny dźwięk oraz zapach dymu, a zaraz za nim zapach pieczonej ryby. Instynkt drapieżcy załączył w niej tryb czuwania, wiedziała jednak, że bez względu na to jak apetycznie koczujący nad rzeką człowiek by nie brzmiał, polowania tej nocy w planach nie miała. Oczywiście plany zawsze można było zmienić… A Katsu należała raczej do tych demonów, które niespecjalnie zważały na zgodność wszystkich swoich czynów z podjętym wcześniej harmonogramem. Carpe diem, przecież niespodziewane okazje były tymi najsłodszymi... A jednak wciąż znajdowała się w okolicy miasta kontrolowanego przez zabójców...
Tym też sposobem, targany dylematem demon, postanowił najpierw przyjrzeć się tajemniczemu artyście, a dopiero później ocenić jego możliwe walory energetyczne i smakowe. Wszystko w oparciu oczywiście o możliwy czynnik ryzyka.
Zawsze też mógł to być przecież beztroski zabójca.
Katsu spowolniła kroku, który do tej pory, idąc za naturalnym instynktem i nieopartą ciekawością drapieżnika, mimowolnie zmierzał w stronę dźwięku shamisen.
Melodia pozostawała naprawdę przyjemna dla ucha, artysta natomiast bezsprzecznie miał talent do gry. Katsu, targana wątpliwościami, w końcu pozwoliła aby dźwięki instrumentu zadziałały na nią jak światło na ćmę. Powolnym, cichym krokiem zbliżyła się do miejsca, w którym płonęło ognisko. Zapach dymu i ryby był na tyle intensywny, że aż do samego momentu, w którym wzrok szmaragdowych tęczówek nie spoczął na siedzącym przed ogniskiem mężczyźnie, Katsu nie była w stanie stwierdzić z kim ma do czynienia.
Gdy jednak spomiędzy zieleni w końcu uzyskała widok na człowieka z instrumentem, a światło płomieni wyraźnie ukazało jego znajomą poparzoną twarz, demon rozchylił wargi i nabrał głębiej powietrza.
Było to przyjemnie niespodziewane spotkanie. Niemalże niewiarygodne w swojej przypadkowości.
Szmaragdowe tęczówki demona nie spuszczały wzroku z mężczyzny, przez dłuższą chwilę napawając się widokiem jego postaci. Tego jak trzymał w dłoniach instrument, który Katsu był swoją drogą również bliski. Muzyka hipnotyzowała umysł drapieżnika, który powoli przechodził ze stanu czuwania, w stan rozkosznego rozluźnienia.
Mimo wszystko rozejrzała się naokoło, zanim ujawniła swoją obecność, wychodząc spomiędzy bujnej flory.
- Przewrotność losu chyba nigdy nie zdołała zadziwić mnie aż tak bardzo, jak teraz – odparła cichym rozbawionym głosem, jakby nie chciała zaburzać harmonii, która wisiała w powietrzu wraz z muzyką. Podeszła nieco bliżej, otaczając okoliczności zastania mężczyzny, swoim szmaragdowym zaciekawionym wzrokiem. Kaptur płaszcza wciąż zakrywał jej głowę i spowijał cieniem oczy aż do czubka nosa, jednak Masanori nie mógł mieć wątpliwości z kim ma do czynienia. Jej ciemne lśniące włosy w większości skryte były pod płaszczem, jednak pojedyncze kosmki łaskotały jej blade policzki wraz z powiewami wiatru. Mógł dostrzec uśmiech na jej pełnych ustach.
- Muszę szczerze przyznać, że zaskoczenie należy zdecydowanie do tych przyjemniejszych.
- A tak dobrze ci szło – mruknął demon, gdy struna shamisen wydała ostatni, zaskoczony niespodziewanym pojawieniem się widowni dźwięk, który zakończył tę przyjemną dla uszu serenadę. - Kusiło mnie żeby jeszcze chwilę dać ci pograć… - dodała z przyjemną nutą w głosie, która świadczyła, że występ mężczyzny najwyraźniej przypadł jej do gustu. Jednocześnie zbliżała się powoli, krok za krokiem, do ciepła ogniska. Zsunęła kaptur z głowy, odsłaniając swoje pełne oblicze i pozwalając aby materiał płaszcza zsunął się do połowy jej barków. Wyglądało to trochę tak, jakby nie miała nic pod spodem, ponieważ jej kimono pozostawało naprawdę dość mocno wykrojone zarówno od góry jak i od dołu, a przynajmniej biorąc pod uwagę zwykłe, japońskie standardy. Jedynie skrawek czarnego materiału wystający spod płaszcza zdradzał prawdę.
„Nie mam przy sobie żadnych kosztowności...”
- Oh, nie bądź taki skromny, oboje wiemy, że bez problemu znalazłabym coś, na czym mogłabym położyć swoje dłonie – odpowiedziała mu z błyskiem w oku i niebywale urokliwym uśmiechem. Zupełnie jakby prowokacja, którą mógł wyczytać z jej słów pojawiła się w nich niemalże przypadkowo i bez wiedzy demona.
„Niespodzianka.”
- Rozkoszna – przyznała z rozbawieniem i przesunęła spojrzeniem na poklepane obok mężczyzny miejsce. Gdy wymienił jej swój bujny dobytek, zaśmiała się delikatnie i przysiadła przed ogniskiem. - Najwyraźniej jest on wystarczająco bogaty, aby przykuć księżniczki uwagę.
Sięgnęła po odstawione przed chwilą shamisen i położyła sobie na kolanach, podziwiając wykonanie instrumentu. Zaraz też chwyciła go jak do gry i sprawnie wydała kilka prostych, aczkolwiek czystych dźwięków.
Pokręciła delikatnie głową, na jego sugestię podzielenia się rybami.
- Nie przyszłam tu podjadać twoich posiłków – odpowiedziała z rozbawieniem, wciąż bawiąc się jego instrumentem. Kolejne nuty zaczynały tworzyć delikatną melodię, jak gdyby Katsu dawała tło ich rozmowie.
- Tak mi przemknęło przez myśl, że skoro i tak nie ufam, że tym razem podasz mi swoje prawdziwe imię, równie dobrze mogę wymyślić ci własne. - Uniosła na niego spojrzenie szmaragdowych oczu znad instrumentu. Lśniące czernią włosy, wyślizgnęły się spod płaszcza, okalając jej lewy policzek. Posłała mu delikatny uśmiech, a jej lewa brew uniosła się lekko w rozbawionej sugestii. - Mam kilka propozycji, które cisną się na usta, chcesz usłyszeć?
Zdawało się, że nie czekała na pozwolenie, bo zaraz jej palce zagrały na shamisen krótką, dość ostrą aczkolwiek przyjemnie płynną dla ucha melodię.
- Kaen.
Zaraz potem sprawnie zagrała kolejną melodię, tym razem była ona lżejsza, z nutą nostalgii na samym końcu.
- Yakedo.
Kolejna za sprawą ostrzejszego szarpnięcia wydawała się być wręcz agresywna, a Katsu uśmiechnęła się przy niej szeroko.
- Kuso Yaro?
Ostatnie słowa, mimo ich znaczenia wypowiedziała niemalże pieszczotliwie i z uczuciem.
- Proszę, proszę, obrazów oglądać nie można, ale muzyki słuchać owszem? Jestem pod wrażeniem – ostatnie słowa wypowiedziała z rozkoszną nutą w głosie, na dnie której być może faktycznie dało się słyszeć podziw. - Gdzie ten skryty artysta, którego pamiętam z baru? - Uśmiechnęła się urokliwie i zdawało się, że chwilowo nie miała zamiaru pytać o jaki rodzaj starań mogło ciemnowłosemu chodzić.
Nieuchronnie czuła zmiany zachodzące w swojej świadomości. Powoli, systematycznie, dało się dostrzec jak obecność mężczyzny zaczyna oddziaływać na jej umysł.
Było coś dziwnego w tym poparzonym człowieku. Coś, co sprawiało, że morderczy demon, chociaż wcale nie chował swoich jadowych kłów, zdawał się całkowicie zmieniać swoje zachowanie. Niczym tygrys, który mimo tego, że mógłby przegryźć ludzkie ciało na pół, zdecydował się zamruczeć z przyjemnością i pieszczotliwie otrzeć się o swoją niedoszłą ofiarę, jak gdyby był tylko kociakiem.
Katsu miała nieco czasu, aby zastanowić się nad ich pierwszym spotkaniem. Zdystansować się do niego. Ba, była pewna, że jej się to udało. Uznała spotkanie z Masanorim za ewenement jednej nocy, który, choć przyjemny, miał się nigdy nie powtórzyć w tej samej formie. Gatunek wyższy nie mógł tak po prostu dać się zahipnotyzować zwykłemu człowiekowi.
Być może słowo zwykły było tutaj kluczowe, ponieważ teraz, przyglądając się mężczyźnie o stopionej skórze, z każdą kolejną sekundą, wracały do Katsu te same odczucia, które tak zaćmiewały jej umysł ostatnim razem. Te, co do których była pewna, że pozostaną tylko błędem w wytworze jej demonicznego umysłu. Fascynacja. Zauroczenie. Zwał jak zwał, Katsu i tak nie miała pojęcia skąd się to brało i co oznaczało. Wystarczał jej tylko jeden prosty i bezsprzeczny fakt – wszystko to pozostawało cholernie przyjemne.
Wszystko więc wskazywało na to, że kobra rzeczywiście zaczynała znów tańczyć w rytm nadawany przez mężczyznę trzymającego flet w ustach. Z początku powoli, być może nawet nieufnie, jakby sprawdzała czy aby na pewno artysta nie uległ zmianie i nie zasłużył na śmiertelny jad. Czy aby na pewno nie było wcześniej przegapionego fałszu, w tej płynnej melodii.
Z każdą kolejną sekundą i z każdą czystą nutą, kobra tonęła jednak coraz głębiej w tej hipnotyzującej toni.
„Chyba wrócisz tej nocy z pustymi rękoma.”
Katsu roześmiała się dźwięcznie. I był to szczery śmiech. Po chwili na Masanorim spoczęło jej szmaragdowe spojrzenie pełne zadziornego rozbawienia.
- Ledwo co przyszłam, a już mnie wyganiasz? Zresztą… - zawahała się na chwilę, z delikatnym uśmiechem okalającym jej usta. Zupełnie jakby zastanawiała się, czy może mu zdradzić swoją tajemnicę. Jeżeli był głodny prowokacji, przy Katsu mógł się jej spodziewać aż z nadmiarem. - Nie muszę cię ograbiać z shamisen. Jest masa innych rzeczy, które mogłyby mnie zainteresować, a jednocześnie wcale nie musiałabym ci ich odbierać. - Znów zrobiła krótką przerwę, jakby dawała mu czas na przetrawienie jej własnych słów. Wszystko to tylko po to, aby na sam koniec sprecyzować co tak naprawdę miała na myśli. - Czas. I to twoje urokliwe, nieskromne towarzystwo.- Pozwoliła aby lewa część jej dolnej wargi wsunęła się między zęby, jak gdyby chciała w ten sposób nieco powstrzymać cisnący się na usta uśmiech. Efekt był naprawdę rozkoszny i niemalże niewinny. - To chyba nie aż tak dużo? - spytała cicho, a spomiędzy uroku i delikatności tego stwierdzenia, dało się dostrzec tę jej nieodzowną zadziorność.
"Jestem raczej typem stajennego niż księcia."
Katsu znów miała ochotę się roześmiać, zamiast tego jednak zmarszczyła lekko czoło.
- Niektóre księżniczki chcą księcia na białym koniu. Inne chcą smoka z wieży. Jak myślisz, czego ja bym chciała, panie stajenny?
Gdy wspomniał, że zasłużyła jednak na to, aby poznać jego prawdziwe imię, pokręciła głową z rozbawieniem.
To był dopiero arogancki człowiek.
I chyba właśnie to podobało jej się w nim najbardziej.
Zagrała swoje melodie, pozwalając sobie na nieco bezpośredniej złośliwości, a gdy mężczyzna roześmiał się przy ostatniej propozycji, Katsu zagrała ostatnie nuty i pozwoliła aby shamisen ucichło. Gdy noc z powrotem zabrzmiała już tylko odgłosami przyrody i trzaskającego ognia, demon ostrożnie odłożył instrument na bok.
- Wiedźmą? - powtórzyła z rozbawieniem po czym wbiła w niego swoje intensywne spojrzenie, w którym czaiła się ta drapieżna rozkoszna iskra. - Zawsze wolałam porównywać się do diablicy, ty jednak religię odrzucasz, więc nie powinieneś się mnie obawiać. Czyż nie?
Pochyliła się nad nim nieznacznie, a w jej oczach coś zabłysło.
- Mówisz więc, że zasłużyłam sobie na odrobinę prawdy? Uchylenie rąbka tajemnicy?
Gdy jednak przychodziło do złości, księżniczka stawała się dużo bardziej odporna. Niekontrolowana złość była w końcu przejawem słabości. Oczywiście istniał pewien zapalnik, którym można było Katsu wyprowadzić z równowagi w przeciągu ułamka sekundy, jednak nie o tym dzisiaj.
„Koncert odwołany”
Katsu przewróciła oczami z rozbawieniem, jakby tym samym dawała mu do zrozumienia, że jest rozwydrzonym mężczyzną, ale ona w zupełności to akceptuje. Widziała kiedyś na ulicach Osaki jak jakaś kobieta reagowała tak na zachowanie swojego partnera, który nie chciał z nią wyjść na miasto.
- A więc to z pewnością ty, a nie jakiś miraż – mruknęła niby pod nosem, a jednak zerkając na niego z błyskiem w oku. - Już się zastanawiałam czy może to spotkanie jest jedynie snem na jawie. Z drugiej strony, gdyby to był mój sen, z pewnością jego przebieg nie kręciłby się wokół gry na shamisen.
Ta bezczelna i bezpruderyjna otwartość Katsu, zdawała się przychodzić jej tak gładko i tak naturalnie, że człowiek zazwyczaj potrzebował chwili, aby wyłapać prowokacje znajdujące się za jej słowami. Można było wręcz odnieść wrażenie, że sama nie zawsze była ich świadoma.
Prawda jak zwykle leżała gdzieś pośrodku.
Utrzymywanie kontaktu wzrokowego z poparzonym mężczyzną nawet na moment nie zbiło jej z pantałyku, a wręcz zdawało się dodawać jeszcze więcej pewności siebie. Wracali na znajome tory, a wspomnienie poprzedniego spotkania na nowo stało się żywe.
- Narzucał? - powtórzyła za nim unosząc lekko kącik ust. Przechyliła nieco głowę na bok, mrużąc oczy. - Proszę, chciałabym to zobaczyć. Nie sądzę, że byłbyś w stanie mi się z czymkolwiek narzucić.
Perfidnie i perfekcyjnie odbita piłeczka. Wyzwanie, Masanori. Śmiało. Podnieś tę rękawicę i zaskocz pogrążonego w zepsutej pewności siebie demona.
Katsu domyślała się, że mężczyzna znajdzie sposób, aby przyzwoicie odnieść się do jej prowokacji, chociażby po to żeby utrzeć jej nosa, chciała jednak zobaczyć czy zdoła sprawić mu to jakąkolwiek trudność. Zawsze też istniał ten cień szansy, że kobieta skłoni go do zrobienia czegoś przyjemnie bezpruderyjnego. Małe prawdopodobieństwo, lecz wciąż warte zachodu.
- Najemnik – powtórzyła i uniosła delikatnie lewą brew, nie spuszczając z mężczyzny wzroku. Zastanowiła się przez krótką chwilę, po czym posłała mu swój typowy uśmiech. - To brzmi właściwie.
Poza tym drobnym szczegółem, że paziów zjadałaby systematycznie i najemnik musiałby co kilka dni zatrudniać nowych. Czyż to nie byłby ideał mężczyzny? Pozwoliła, aby Masanori dostrzegł w jej oczach iskrę aprobaty, świadczącą o trafności jego odpowiedzi.
- Pytanie gdzie znaleźć takiego mężczyznę – dodała jeszcze, jak gdyby był to mało znaczący komentarz rzucony na sam koniec.
Gdy Masanori wyciągnął w jej stronę dłoń, Katsu na chwilę spuściła wzrok, czekając na jego dotyk. Znajomy, przyjemny. Jakby przekroczenie tej granicy cielesności, miało wprowadzić to spotkanie na inny poziom, co poniekąd było prawdą. Gdy palec mężczyzny przesunął po bladej skórze, demon przymknął powieki, niczym kot, a jego usta rozchyliły się lekko, minimalnie. Tyle ile było potrzeba aby czubek górnej wargi odkleił się od dolnej. Po chwili Katsu powoli podniosła wzrok na Masanoriego, a w jej szmaragdowych tęczówkach znajdowało się odbicie ich poprzedniego spotkania.
- Szczerze? – powtórzyła cicho, ważąc to słowo w ustach. Próżno było szukać niepewności w jej głosie. Czego chciała? Ciała. Dotyku. I krwi. Zawsze krwi. A to pragnienie znajdowało się gdzieś na dnie jej spojrzenia. - Ciebie.
Dobitne. Bez cienia zawahania. Otwartość była jej mocną stroną i Masanori mógł dostrzec to w jej oczach, które ani na chwilę, nie zdradzały aby miała zamiar wybrnąć z pytania poboczną drogą. A takie emocje jak wstyd czy zmieszanie? Było to coś zupełnie obcego dla Katsu i tym razem również nie dało się ich zauważyć. Zamiast tego, gdzieś z tyłu czaiło się przebiegłe pytanie - Co w związku z tym zrobisz, Masanori?
Miał więc wszystko podane na tacy. Tak jak sobie tego sam zażyczył. Nie mógł liczyć na bardziej szczerą odpowiedź.
A on koniec końców i tak wybrał rybę.
Nawet Katsu roześmiała się na ten widok. Był zbyt oczywisty.
- Nie zdradzisz mi więc swojego imienia, przez strach przed ryzykiem? - spytała z zadziornym uśmiechem, jakby upewniała się czy dobrze rozumie jego obawy. Kiedy podsunął jej rybę, niemalże nie udało jej się powstrzymać grymasu. Zamiast tego pokręciła głową uprzejmie i odsunęła się wstając od ogniska. - Podziękuję.
Nie lubiła go okłamywać, dlatego też nie pozwoliła sobie na użycie stwierdzenia „Nie jestem głodna”. Chociaż zapach ryby dość skutecznie przyćmił ten przyjemniejszy, dobiegający ze skóry mężczyzny.
Otoczyła ognisko i stanęła po drugiej stronie ognia, wpatrując się w płomienie. Zaraz znów uniosła spojrzenie na siedzącego naprzeciwko Masanoriego.
- Jeżeli nie zechcesz mi ujawnić swojego imienia, będziesz musiał wybrać jedno z tych, które zaproponowałam. - Posłała mu urokliwy uśmiech przez języki ognia.
Dlatego też pozostawiła jego pytanie odnośnie snów bez odpowiedzi jaśniejszej niż delikatny, urokliwy uśmiech. Obiecujący wręcz. Zupełnie jakby faktycznie miała zamiar pokazać mu, cóż mogła wytworzyć jej wyobraźnia, lecz jednocześnie zmuszała go do odrobiny cierpliwości. Na wszystko miał przyjść odpowiedni czas.
Dopiero gdy wspomniał o narzucaniu się, postanowiła znów wykonać ruch na planszy, na której balansowali, niczym na linie rozpiętej nad przepaścią. Jego uważny wzrok mógł wyłapać z jej twarzy, że doskonale pamiętała każdy jego gest z ich poprzedniego spotkania, który właśnie przywoływał. Pozwoliła sobie nawet na to, aby unieść dłoń do szyi, jakby wspominała ten dotyk, żeby zaraz później przesunąć kciukiem po dolnej wardze, jak gdyby wciąż czuła na niej jego ugryzienie. Wszystko to było niczym odczuwanie bardzo przyjemnych wspomnień z jej strony. Na pełnych ustach błąkał się lekki uśmiech.
- Nie wiem co to znaczy - mruknęła, będąc częścią swojej jaźni jeszcze we wspomnieniach. Zaraz zwróciła na niego swój wzrok i posłała mu niegrzeczny uśmiech, żeby odwołać się do wcześniejszych słów. - Być przytłoczoną? Nie… - Odsunęła palec od ust i wsunęła wargę między zęby żeby na sam koniec powoli pozwolić jej się spomiędzy nich wysunąć. - Nie, w żadnym wypadku się wtedy nie narzucałeś. Było to nieprzyzwoicie przyjemne i zdecydowanie ci się należało - zakończyła z błyskiem w szmaragdowymi tęczówkach. Mogła zrobić dużo więcej, chciała zrobić dużo więcej, a Masanori w jej oczach zapewne mógł to jednoznacznie dostrzec. Głód i pragnienie. Lecz w tej grze liczyła się również pewna doza subtelności. Tak jak dotyk mężczyzny sprawiał, że Katsu chciała się mu poddać całkowicie, tak gry słowne pozostawiały jej możliwość odwdzięczenia się tą przekorną postawą, w której mogła zostawić mężczyznę z lekkim niedosytem. Tak żeby nie tylko on pozostawał jedynym mącicielem tego wieczoru.
A gdybym chciał ci narzucić towarzystwo bez tego wszystkiego?
- Co wtedy? - dopytała z rozbawieniem, jakby sugerując tym samym, że mężczyzna doskonale znał odpowiedź na to pytanie. - Chcesz usłyszeć, że byłabym zawiedziona? Być może tak by było… Ale może już zapomniałeś, jak sam kiedyś wysnułeś teorię, że mam swoje sposoby na to, aby dostać to, czego pragnę. - Uśmiechnęła się drapieżnie. - Być może wtedy właśnie musiałabym wyciągnąć jakiegoś asa z rękawa.
A co jeżeli ktoś inny rości już sobie do mnie prawo?
Katsu uśmiechnęła się nikle, tylko odrobinę dając po sobie poznać, że zaskoczył ją tym pytaniem.
Nie brała tego pod uwagę? Z pewnością nie. Mężczyzna był fascynujący i mącił jej w głowie, nie dało się przy nim rozmyślać o sprawach tak przyziemnych jak inna kobieta. Zresztą, Katsu i tak nigdy nie przejmowała się innymi, przynajmniej dopóki nie chciały dołączyć do gry. Być może miała w sobie tendencje do zazdrości, jednak żeby wywołać w niej to uczucie, trzeba było najpierw zrobić wrażenie, że jest się wartym uwagi. Kimkolwiek mogła być osoba, do której odnosił się Masanori, na ten moment Katsu nic o niej nie wiedziała, więc równie dobrze mogła ją traktować jakby ta nie istniała. Może była to kolejna gra ze strony Masanoriego?
A jeżeli nie?
Czy to tak naprawdę cokolwiek zmieniało?
Katsu zastanowiła się tylko przez chwilę.
Nie sądzę żeby ktokolwiek mógł rościć sobie do ciebie prawa. Nie tak naprawdę. - Księżniczka uniosła lekko brew do góry. - W końcu w całej tej historii, nie jesteś paziem. Ani księciem. Ani nawet tym najemnikiem, z tego co mówisz… – Zmarszczyła czoło z rozbawieniem. - Nie pójdziesz za tym kto zapłaci więcej. Zdaje mi się, że na naszym ostatnim spotkaniu chciałeś mnie porywać, a więc czyżbyś jednak pozostawał rzezimieszkiem, który bierze to na co ma ochotę i nie pyta o cudzą zgodę? – Jej oczy po raz kolejny zaświeciły się jaśniej, odbijając światło ogniska. - A to sprawia, że inni… - urwała wydymając lekko wargi, z zawahaniem szukając dobrego i ewidentnie mało obraźliwego stwierdzenia, żeby na sam koniec uśmiechnąć się nikle. - Inni nie są w stanie mieć wpływu na to, czego byś chciał tu i teraz. – Po zakończeniu swoich przemyśleń, musiała minąć chwila zanim Katsu zorientowała się, że mówiła o odczuciach mężczyzny, a nie swoich własnych. Zmarszczyła lekko czoło, dodając na sam koniec w ramach uściślenia, że wcale nie miga się od odpowiedzi. - Dla mnie nie ma to znaczenia.
Okrutne? Zuchwałe?
Mógł mieć jej to za złe, jednak czy naprawdę spodziewał się jakiejkolwiek innej odpowiedzi?
Gdy wstała od ogniska, a mężczyzna ujawnił jej w końcu swoje imię, Katsu uśmiechnęła się szeroko.
- Masanori - powtórzyła za nim, w taki sposób jakby pieściła jego imię w swoich ustach i sprawdzała jak smakuje. Jej uśmiech zdradzał, że podobało jej się połączenie Masanoriego z mężczyzną, którego widziała przed sobą. Z jakiegoś powodu nie czuła potrzeby dopytywania się, czy aby na pewno tym razem mówił prawdę. Przeciągnęła się przyjemnie, czując jak jej ciało odpowiada rozluźnieniem w towarzystwie, w którym się znalazła. Jednocześnie jej płaszcz podróżny zsunął się z jej ramion, ukazując w pełni jej kimono, sięgające nieco ponad kolana i odsłaniające sporą część dekoltu i ramion. - Przyjemność po mojej stronie. Kim więc jest Masanori, który tak ceni sobie prywatność, że spotykając w barze samotną kobietę, podaje się za kogoś zupełnie innego? Nie zrozum mnie źle, ale to brzmi jak poważne problemy z ogólnym brakiem zaufania. – Zdawało się, że był to jednoznaczny żart z jej strony. W świecie, który znała istniała cała masa powodów, aby utrzymywać swoją tożsamość w tajemnicy. Czyżby Masanori również był świadomy istnienia gatunku wyższego?
Płaszcz podróżny zsunął się z jej rąk całkowicie i wylądował na pieńku obok, a Katsu nabrała powietrza w nozdrza, wdychając zapachy roślinności i wody, oraz dymu, który, dzięki Stwórcy, maskował skutecznie zapach ryby.
- Nie martw się, nie mam zamiaru szybko schodzić ci z oczu – odpowiedziała z zadziornym uśmiechem, po czym jednym sprawnym ruchem, stojąc bokiem do mężczyzny, odwiązała swoje kimono. - Po prostu nie będę ci przeszkadzać w jedzeniu. - Obiecała z rozbawieniem, pozwalając aby materiał zsunął się z jej ciała. Zdawała się nie mieć w sobie ani krzty zwątpienia czy hamulców, jeżeli chodziło o nagość, była to po raz kolejny rzecz, która przychodziła jej tak naturalnie, że aż trudno było podejrzewać żeby w tym ruchu istniała jakaś poważniejsza prowokacja.
Stała za ogniskiem, więc Masanori widział ją poprzez jego płomienie, które delikatnie oświetlały bladą skórę na ciele, na którym po ściągnięciu kimono pozostała tylko skórzana przewiązka oplatająca lewe udo. Katsu schyliła się i wyciągnęła z niej krótki sztylet, który odrzuciła na swoje ubranie. Dopiero potem spojrzała na Masę.
- Wciąż jesteś ciekawy jak wyglądają moje sny? - spytała z cwanym uśmiechem i ruszyła powoli, na palcach żeby ostra trawa nie kuła jej stóp, w stronę zejścia do rzeki.
- Gdybyś to zrobił... – zaczęła powoli, dobrze wiedząc, że mężczyzna oczekiwał odpowiedzi z jej ust, mimo że była ona oczywista. Jej dłoń koniec końców zaczęła bawić się brzegiem materiału jego ubrania, który zakrywał poparzoną klatkę piersiową, co wyglądało tak, jakby musiała sobie znaleźć jakieś zajęcie, aby nie wykonać bardziej bezpośrednich ruchów. Po ustach Katsu błąkał się delikatny uśmiech, gdy szukała odpowiednich słów, a jej wzrok wodził za ruchami dłoni, która na moment odchyliła kołnierz, aby odsłonić nieco poparzonej skóry na klatce piersiowej. Blady kciuk wysunął się za granice materiału i przesunął po piersi mężczyzny. Katsu rozchyliła lekko wargi, wciąż zastanawiając się nad odpowiedzią. - Gdybyś to zrobił… - powtórzyła, tym razem nieco bardziej stanowczym głosem, unosząc powoli wzrok na jego oczy. Jej chłodna dłoń wsunęła się pod materiał jego ubrania. - Dostałbyś wszystko to co ci się należało już przy naszym pierwszym spotkaniu.
Czuła pod palcami bicie jego serca tak wyraźnie, że przez moment znów spuściła wzrok na dół, jakby chciała zobaczyć na własne oczy jak blisko pod jej dłonią się ono znajdowało. Skóra, warstwa mięśni i kilka żeber. Gorąca krew, którą pompowało była na wyciągnięcie ręki, dlaczego więc po prostu nie sięgnęła po to, na co miała ochotę?
W owej relacji istniała ta jedna zależność, której Masanori nie brał pod uwagę, chociaż z pewnością z tyłu jego umysłu NE, podświadomie, taka możliwość istniała. Niedopuszczona jeszcze do jego świadomej jaźni, nie brana pod uwagę. Był to jednak klucz do rozwiązania całej zagadki. Dlaczego Katsu się nie hamowała? Dlaczego gotowa była popaść w to szaleństwo bez obracania się za siebie i nie rozumiała poczucia przywiązania mężczyzny do kogoś innego?
Uwaga, spoiler! Katsu nie była człowiekiem i nie rozumiała wszystkich ludzkich emocji. W Masanorim widziała silnego mężczyznę, który potrafił zdominować ją samą przy pomocy jednego prostego gestu. Ten sam człowiek miał dać się zmanipulować w relację, która wiązała go dożywotnio i hamowała przed tym, czego mógł chcieć teraz?
Niewiarygodne. I zupełnie niezrozumiałe.
A Katsu nie znosiła tego uczucia braku zrozumienia dla ludzkich zachowań. Fakt, że Masanori również potrafił wprowadzić ją w ten stan, boleśnie przypominał jej, że poparzony człowiek wciąż pozostawał tylko człowiekiem. Zwykłym człowiekiem. Jak to więc możliwe, że miał na nią taki wpływ?
Wyparcie było tym elementem szaleństwa, które ułatwiało demonicznemu umysłowi funkcjonowanie. Katsu więc wolała odrzucić od siebie rozmyślania nad ludzką naturą Masanoriego na bok. Było to nieprzyjemne doznanie, a tej nocy, przy nim, nie miała ochoty na nieprzyjemności.
„Po prostu jestem łowcą.”
Katsu, nawet jeżeli jej umysł wyłapał w tym stwierdzeniu jakiś haczyk, postanowiła zignorować ostrzeżenie. Zabawne, bo wszystko wskazywało na to, że podświadomie coraz bliżej byli odkrycia fundamentalnych praw, które powinny rządzić tą relacją – tych, które stawiały ich po przeciwnych stronach wieloletniego sporu i kazały im zabijać siebie nawzajem. A jednak jeszcze nie byli gotowi wziąć ich pod uwagę jako faktycznej możliwości.
- Nie zawiodłeś – odpowiedziała tylko z przenikliwym uśmiechem, stawiając go w jednoznacznej aluzji, że zatajenie imienia nie było czymś, co mogła wziąć do siebie. Kolejna niezrozumiała ludzka cecha – uraza.
Gdy już znalazła się naga w świetle księżyca, idąc powoli w stronę brzegu rzeki, roześmiała się na słowa Masanoriego.
- Nie uwierzę w to – odparła, jednoznacznie mając na myśli jego umiejętności pływackie i odwracając się w jego stronę. Była aż nadto świadoma swoich atutów dlatego też gdy tylko dostrzegła, że Masanori również je doceniał, jej usta wygiął przekorny uśmiech. - Nie musisz słuchać, wystarczy że będziesz patrzył. Jeżeli jednak chcesz w pełni zrozumieć, jak mogłyby wyglądać moje sny z twoim udziałem, musiałbyś do mnie dołączyć.
Z tymi słowami i cwanym uśmiechem, odwróciła się od niego i zaczęła wchodzić do wody. Niespiesznie, chociaż metodycznie, pozwalała aby chłód rzeki omywał najpierw jej kostki i kolana, później pośladki i lędźwie. O tej porze było to niczym wchodzenie w sam lodowaty mrok. Gdy już poziom sięgnął pod piersi, zanurzyła się w ciemności, pozwalając aby pochłonęła ją całkowicie, aż po czubek głowy.
Nieważkość, przeraźliwy chłód i mrok otaczający ją z każdej strony. Zupełnie jakby wpadła w samo jądro ciemności. Zupełnie jakby mogła poczuć na sobie lodowaty uścisk Stworzyciela.
Piękne uczucie.
Sekundy mijały jedna za drugą, nieubłaganie, a Katsu nie wynurzała się z wody, przeciągając ten czas nienaturalnie długo. Robiła to specjalnie? Czy też po prostu tak silnie dała się zahipnotyzować poczuciu ściskania klatki piersiowej i wszechogarniającej ciemności?
Minuta? Może półtorej?
Ile był w stanie czekać aż księżniczka się wynurzy?
Zainteresowanie Masanorim i powierzenie mu sporej dozy zaufania, było przyjemną częścią jej szaleństwa. Szaleństwa, które tak czule w sobie pielęgnowała. Nie mogła nic poradzić na to, że pozwalała mu pochłonąć się, oddać i bezczelnie wykorzystać.
Czuła pod swoją dłonią ludzkie bijące niczym dzwon serce, które zdradzało wszystko to, czego poparzony mężczyzna mógł nie chcieć dać po sobie poznać. To przyspieszone tętno uchylało rąbka tajemnicy - mężczyzna dzielił te same pragnienia, co demon siedzący obok niego i trzymający dłoń na jego piersi. Być może nie chciał tego przyznać, być może w obliczu innych okoliczności nie potrafił bądź nie chciał się zdobyć na ich spełnienie. Ale w obecnej sytuacji również nie miał możliwości wyprzeć się tego, co zdradzało jego ciało. Dłonie, które do ostatniej chwili ledwo powstrzymały się przed wkroczeniem do akcji, były tego kolejnym dowodem.
A Katsu? Cóż, ona, w przeciwieństwie do Masanoriego, nie miała najmniejszego powodu, który by mógł ją skutecznie powstrzymać. Nie miała również ludzkiego sumienia, które by uszanowało istnienie kogoś innego, względem kogo Masa mógł chcieć pozostać lojalny. Szczerze? Nawet jej to nie przeszło przez myśl.
Złośliwość? Nie. Raczej demoniczne upośledzenie emocjonalne.
A to opętanie w jego oczach? Rozbudzało demona jak cholera. I to właśnie wskutek tego wyrazu, który zdradzał, że mężczyzna trzymał swoje nerwy na naprawdę cienkiej wodzy, w kolejnej chwili kilka rzeczy wydarzyło się na raz.
Gdy się pochylił, dłoń Katsu uniosła się do jego szyi i chwyciła go pod żuchwą, unosząc podbródek do góry. Był to uchwyt zdecydowanie zbyt stanowczy żeby nazwać go pieszczotliwym, miał w sobie jednak innego rodzaju uczucie. Prowokację i ten wyraz braku cierpliwości. I całą masę pożądania.
Przysunęła się, zbliżając swoje pełne wargi do jego ust, a dłoń, która co prawda nie blokowała przepływu krwi czy powietrza, pozostawała jednak skuteczną przeszkodą przed odwróceniem się od demonicy. Mógł oczywiście się jej wyrwać jeżeli chciał, Katsu nie używała całej swojej siły. Gdyby jednak tego nie zrobił, pozwoliłby jej się zbliżyć do siebie. Wyglądało to tak jakby chciała go pocałować, a gdy jej wargi zawisły minimetr od jego, rozchyliła je nabierając powoli powietrza. Zaraz potem mógł poczuć jej gorący oddech.
- Obiecujesz? - spytała drapieżnie, a jej ciało naparło na niego, prowokując sytuację, o której przed chwilą wspominał. Jej wargi przy okazji musnęły kilkukrotnie jego skórę. Na policzku, w kąciku ust, na wyraźnie zarysowanej żuchwie. Uśmiechnęła się niebezpiecznie. - Myślę że się świetnie bawisz, naginając cudzą samokontrolę do granic możliwości. Musisz się jednak liczyć z tym, że w końcu uda ci się mnie złamać . - Jej paznokcie zaczepiły o skórę na jego szyi, a ona przechyliła lekko głowę. Szmaragdowe tęczówki wpatrywały się w niego, raz wodząc po poparzonej skórze, raz po jego wargach. Cała osoba demona zdradzała pragnienie, chociaż Masanori mógł nie być świadomy każdego odcienia tej żądzy. I gdyby nie ta, dotycząca jego krwi, być może Katsu mogłaby kontynuować swoją małą zabawę, jednak tętno które wyczuwała pod palcami dłoni wciąż trzymanej na jego szyi i tej drugiej, na klatce piersiowej, sprawiło że zakręciło jej się w głowie z pragnienia.
Na ułamek sekundy dłoń zacisnęła się na jego szyi nieco mocniej.
Odsunęła się od Masanoriego szybciej niż powinna. Żeby zakryć zaskakującą stanowczość tego gestu roześmiała się, jak gdyby fakt, że omal nie wgryzła się w jego gardło było jedynie zabawnym żartem.
Prawdziwym żartem było to, że właśnie ochroniła go przed samą sobą. W ostatniej chwili.
Zapadając w nieważkość, będąc otoczoną przez ciemne i lodowate wody rzeki, Katsu pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia. Przez cała minutę była tylko ona i ciemność napierająca ze wszystkich stron. Przyjemne uczucie otaczającej ją otchłani paradoksalnie pomogło jej nabrać trzeźwości umysłu. No… przynajmniej częściowej.
Kiedy Masanori stał nad brzegiem, w pewnym momencie mógł dostrzec bąbelki pojawiające się na powierzchni, a zaraz za nimi wynurzającą się Katsu.
Przesunęła dłońmi po głowie, odgarniając ociekające wodą włosy i unosząc spojrzenie na mężczyznę na brzegu. Szmaragdowe oczy spoglądały na niego spod baldachimu mokrych rzęs i możliwe, że faktycznie wyglądały na bardziej trzeźwe.
Podeszła do niego, stanowczo, chociaż wcale niespiesznie. Na tyle wolno aby mógł dostrzec jak po jej ciele spływają krople wody, od brody, aż do pępka i niżej, aby w końcu zniknąć gdzieś między udami.
Zatrzymała się dopiero gdy jej ciało lekko naparło na jego własne, a podbródek uniósł się powoli, aby mogła spojrzeć mu w oczy. Dłoń złapała go za kark i przyciągnęła do siebie. Jeżeli jej na to pozwolił, pocałowała go. Zachłannie, jakby jej się to należało.
Odsunęła się więc, starając się nie dać po sobie poznać, że jej reakcja była czymkolwiek więcej, aniżeli zwykłą przewrotną prowokacją. Zdawało się, że ta walka z własnym instynktem, toczyła się wewnątrz demona i jakimś cudem chaos nie wydostawał się poza cielesną powłokę jego mrocznego szaleństwa.
Gdy wychodziła z wody, widziała spojrzenie mężczyzny na sobie, niemalże czując je na pokrytej dreszczem skórze. Czy była nimfą? Czy może potworem, który umieścił przynętę przed swoją zębatą paszczą, jednak gdzieś w międzyczasie zapatrzył się z zafascynowaniem na to, jak jego ofiara bawi się wystawionym haczykiem? Czy może pod wpływem człowieka zupełnie straciła instynkt drapieżcy, dając się podejść i zahipnotyzować?
Kobra tańczyła, jak jej zagrano, zupełnie rezygnując z zabójczego jadu w swoich kłach. Tańczyła tak, aby człowiek dzierżący flet, mógł podziwiać jej niebezpieczne piękno. A ona pragnęła tego podziwu, tej iskry aprobaty w oczach. Tego niezbitego dowodu na to, że człowiek pragnął jej równie mocno, co ona jego.
Poczuła jego dłonie na biodrach i naparła na niego lekko. Gdy ich usta się złączyły, głód w jej gardle znów zapłonął, jednak przygotowana na to Katsu, zignorowała go. Zupełnie jakby w odmętach ciemnej rzeki odnalazła cześć zagubionej samokontroli. Podjęła decyzję, że bardziej pragnie samego człowieka, a nie jego krwi. Nie było jej jednak dane się tym nacieszyć. Nie przyszło jej również dostać pochwały za tę godną podziwu samokontrolę.
Przygryziona przez niego warga pozostała rozchylona, jakby zastygła w stanie, w jakim ją pozostawił, odrętwiała od bodźców. Poddana dotykowi palca, który na niej spoczął. Jego słowa z początku do niej nie dotarły. Czy była to kolejna gra?
Uniosła na niego swoje spojrzenie, w którym znów mógł dostrzec to jednoznaczne poddanie się jego osobie. To niepasujące do całej osoby Katsu, spokojne przyzwolenie, aby zrobił z nią to, na co tylko mógł mieć ochotę.
„Księżniczki jednak nie mogą mieć wszystkiego.”
Katsu poddała się, po raz kolejny pozwalając Masanoriemu na to, aby ją zahipnotyzował. Tym razem jednak chodziło o coś więcej aniżeli tylko poddanie się jego woli. Widziała na jego twarzy to wszystko, o czym mówił, widziała lojalność i poświęcenie. Widziała coś, czego zobaczyć wcale nie chciała. A co gorsza, zrozumiała to. Tak jak nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się podążyć za ludzkim tokiem myślenia, tak teraz nagle wszystko stało się jasne.
A ona? Już w samym pierwszym odruchu zrobiła to, czego nikt nigdy by się po niej nie spodziewał. W chwili gdy zieleń tęczówek mężczyzny zdradziła jej jego uczucia, jej umysł, uginając się po raz kolejny pod wolą tego człowieka, zwyczajnie w świecie ustąpił. Poddał się jego niemej prośbie.
Była to pierwsza reakcja, zupełnie jakby pozbawiona świadomego wpływu Katsu. Zupełnie jakby jej umysł wcale nie pytał ją o zdanie, tylko pozwolił aby wpływ Masanoriego pociągnął go w stronę pokory i zrozumienia. Nagle demon, który powinien brać siłą to, na co tylko miał ochotę, zwyczajnie w świecie się spokorniał. Dlaczego tym razem było inaczej? Dlaczego Katsu, która była gatunkiem wyższym i powinna móc żądać całego poparzonego mężczyzny tylko dla siebie, nagle poddała się jego woli? Kim był Masanori, że chociaż powinna, jak zawsze, pokazać mu że demoniczne księżniczki zawsze dostają to, na co maja ochotę, tym razem wcale nie chciała tego robić? Po raz kolejny doświadczyła tego niezaprzeczalnego wpływu, jaki na nią miał.
I to ją przeraziło w tej samej chwili, w której tylko zdała sobie z tego sprawę. Niczym uderzenie obuchem, demoniczny umysł pojął znaczenie jej własnej postawy i już w następnej chwili odmówił jej zaakceptowania.
Odsunęła się od niego na krok nabierając głębiej powietrza przez nos. Jego zapach znów ją pochłonął. Kobra zawisła w zawieszeniu.
Szaleństwo było niczym trucizna, rozlewało się po umyśle i doprowadzało do tego, że Katsu podejmowała decyzje, którym daleko było do przemyślanych. Kusiło ją i zwodziło. Odbierało rozsądek, namawiało do gwałtowności, czciło nieprzewidywalność.
Kontrola. Czymże była, skoro w tym momencie sprawiała, że demon w obliczu człowieka stawał się kimś słabszym?
Zamknęła na chwilę oczy, pozwalając aby pragnienie krwi rozlało się po jej ciele, niczym wzbierająca woda, która w końcu przekroczyła brzegi rzeki.
Rozsądek i kontrola, niczym cienkie nici wodzy trzymających drapieżcę na uwięzi, pękły w momencie. Gdy Katsu otworzyła oczy, Masanori mógł dostrzec w nich decyzję demona. Szmaragdowe tęczówki były wciąż te same, jednak źrenice zawęziły się i wydłużyły, tworząc charakterystyczne kocie łezki. Głodne i pozbawione resztek samokontroli.
Flet przestał grać. Kobra uniosła się, a jej ogon zadrżał niebezpiecznie. Wystarczył szybki atak, a mężczyzna, który w tak irytujący sposób zahipnotyzował drapieżnika, nie mógłby dłużej używać swojego wpływu. Demon mógł sięgnąć po jego serce i przerwać ten przeklęty czar. Wystarczył jeden szybki ruch.
Dźwięk dochodzący z oddali, przebił się przez umysł pogrążony w szaleńczym pragnieniu. Ledwo dotarł do świadomości Katsu, która jeszcze sekundę temu była gotowa ustąpić i zatopić kły w ciele Masanoriego. Odgłosy zbliżającego się towarzystwa, oraz towarzyszący mu, charakterystyczny zapach, zostały wykorzystane przez jej umysł, jako kotwica, która wyciągnęła ją z mrocznego chaosu.
Wypłynęła na powierzchnię.
Na oczach poparzonego mężczyzny, który mógł jeszcze nie słyszeć nadciągającego niebezpieczeństwa, źrenice Katsu tak szybko jak się zawęziły, wróciły do poprzedniego stanu. Co gorsza, zobaczyć mógł w nich coś, czego nie było dane mu widzieć wcześniej - cień niepokoju.
Demon, porzucając wszelkie pozory człowieczeństwa, z nieludzką zwinnością i prędkością wyskoczył z wody i dotarł do swoich ubrań, aby zarzucić je na mokre ciało w przeciągu bardzo krótkiej chwili. Katsu przesunęła wzrokiem po okolicy aby na koniec umiejscowić szmaragdowe tęczówki w Masanorim.
- Powinieneś odejść. Teraz. - Krótko i dosadnie, aby nieco przykryć niepokój w jej głosie. W następnej chwili dało się jednak usłyszeć jak coś przedziera się, i to bardzo szybko i sprawnie, przez ciemność, prosto w ich stronę. I tym razem Masanori również mógł to bez problemu usłyszeć.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
- Witaj w Nagoi Suki. Wybacz, że w takich polowych warunkach, ale no, nie bardzo mam jak inaczej. - Przywitałem ją i przeprosiłem, że nie byłem w stanie zaprosić ją do rodzinnej posiadłości, w końcu jako obrońca powinna być przyjęta odpowiednio.
albo ją przed sobą stworzę
Odpisała na list swojej towarzyszce Tatsu i po spakowaniu się, ruszyła w stronę Nagoyi. Po drodze wpadła na białowłosego zabójcę wody, który ewidentnie nie miał nic lepszego do roboty więc zaproponowała mu wspólną podróż. Konno było zdecydowanie szybciej, zwłaszcza że Kagami już pewnie był na miejscu. Jeśli Taiga nie miał konia do dyspozycji, to oczywiście zaproponowała mu wspólną przejażdżkę.
- Jest jedna rzecz którą muszę Ci powiedzieć, jeśli jeszcze nie słyszałeś plotek.. - odezwała się w trakcie podróży. - Jestem Marechi.. więc ten.. działam trochę jak wabik na demony.. zwłaszcza jak się zranię.. - wyjaśniła dość krótko. Kama Hayato był w tym wręcz legendarny, więc raczej i temu zabójcy taktyka 'na Kamę' coś więcej powinna powiedzieć. - Osobiście nie jestem zwolenniczką roztaczania mojego specjalnego zapachu.. ale podczas ataku demonów na Yonezawe.. okazało się być dość skuteczne by odciągnąć te słabsze demony od cywili.. więc.. to jest opcja którą możemy użyć w Nagoya, o ile Yuichiro się zgodzi.. nie jest wielkim fanem tego pomysłu.. - skomentowała w skrócie gdy byli już prawie pod miastem. Nie miała na sobie perfum z Wisterii, ani tym bardziej oleju. Więc już i tak roztaczała swój zapach, a z wiedzą że demony mogą próbować odbić im kolejne miasto, to była gotowa na poświęcenie się w jakimś stopniu żeby wspomóc towarzyszy czy ochronić bezbronnych ludzi.
Docierając na miejsce spotkania, dostrzegła Kagamiego znacznie później niż on ją pewnie. W końcu jego wzrok był lepszy niż jej. Pomachała z oddali chłopakowi i podchodząc bliżej wskazała na swojego kompana. - To Taiga, zabójca z oddechem wody.. chciał pomóc, więc wzięłam go ze sobą. Im więcej nas tym lepiej.. prawda? - spytała z uśmiechem na ustach. - A to Yuichiro, zabójca z oddechem płomienia.. bardzo bliski przyjaciel, prawie jak starszy brat.. - dodała uśmiechając się promiennie.
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
⠀⠀⠀⠀Rozkazy dotyczące Nagoi padły na niego jak ciepły blask ogniska w środku długiej, zimowej nocy. Były szansą, której nie zamierzał marnować. Zadośćuczynieniem, którego wyczekiwał, a po jakie bał się samodzielnie sięgnąć. Zabójstwo tamtego demona wtłoczyło w niego nie tylko gorycz, ale również niepewność. A jako zabójca nie miał czasu na zawahanie.
⠀⠀⠀⠀— Wabik? — powtórzył sceptycznym tonem, unosząc wyżej jedną brew. Na czas wykonywanego przez nich patrolu otrzymał od tropicieli konia. Zwierzę było dobrze ułożone i nie sprawiało mu problemów, nawet pomimo zapachu wilczej skóry, którą Shiratori okrywał ramiona podczas jazdy. Jechał kawałek za Suki, wykrzykując w jej kierunku słowa, które mogły przebić się przez tętent kopyt. — Przydatne, jeżeli wiesz, z czymś się mierzysz. W innym wypadku równie dobrze możesz zaszkodzić sobie i swoim towarzyszom.
⠀⠀⠀⠀Wiedział doskonale czym są marechi, choć nie spoglądał na sprawę równie optymistycznie co jasnowłosa kobieta. Dla ludzi bycie jednym z nich, chodzącym deserem dla demonów, było jak urodzić się martwym. Gdyby powiedziała to dziecku, które całe życie żyje przez to w strachu, spojrzałoby ku niej tylko nieco ostrzej od wodnika.
⠀⠀⠀⠀— Też szczególnie mnie to nie przekonuje — stwierdził nieco ciszej, gdy z oddali wyłoniło się świetliste koryto wartkiej rzeki.
⠀⠀⠀⠀Zaskoczył z wierzchowca niemal od razu, gdy zajechali na brzeg. Ciężkie buty uderzyły o ziemię w akompaniamencie metalicznego pobrzękiwania końskiego rynsztunku. Uderzył dłońmi w biodra i rozejrzał się zamaszystymi ruchami.
⠀⠀⠀⠀Większość swojego czasu w imperium spędził na treningu pod okiem filara wody, a kiedy już zakończył swoje lekcje nie miał czasu na zwiedzanie tej części Honsiu. Nagoja, choć nie obca, stanowiła dla niego jedno z tych miast, które nadal skrywały w sobie wiele tajemnic. Świetlistym wzrokiem omiatał przeciwległy brzeg.
⠀⠀⠀⠀— Nie warto rzucać się w oczy. Im mniej zabójców na ulicy, tym pewniej poczują się demony i może wypełzną ze swoich kryjówek — oznajmił tubalnie i dygnął lekko w kierunku Yuichiro, gdy Suki zajęła się przedstawianiem ich sobie wzajemnie. Oparł dłoń na rękojeści katany w geście rozluźnienia i wycelował spojrzenie w dwa wierzchowce. — Tooo... co z nimi zrobimy?
#79A5A8 || covered in snow
the trees rest in
winter silence
Nie możesz odpowiadać w tematach