Oparła się plecami o skałę, kolana podciągając pod brodę i otaczając nogi ramionami. Policzkiem oparła się o nie tak, by twarzą być skierowaną do kolegi.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Kizuki? I to piąta? Zagwizdał i pokręcił głową. W co oni się tam wjebali?
Ledwo dwa z księżyców zginęły w Yonezawie, a na horyzoncie rysowało się już nowe zagrożenie. Sendo, Kaito, czy jakkolwiek się teraz zwał. Czy ta spirala kiedykolwiek przestanie się nakręcać? Nie mieli tylu filarów - demony mogły zgnieść ich liczbą. Chyba, że to zabójcy zaczną działać pierwsi...
— To i tak cud, że żyjecie. Wy i Saiyuri... — jakby nie patrzeć, walka z Kizuki nie była czymś powszednim — Poznaliście ich moce, to może bardzo ułatwić walkę przy kolejnym spotkaniu. Trzeba przygotować się i zaatakować zanim stanie się jeszcze silniejszy. — jeśli jedna z kizuki tak wspiera rozwój Kaito to warto chyba ukrócić jej plan u samego źródła? Nie będzie to oczywiście łatwe, ale korpus nie mógł sobie tego tak po prostu odpuścić. Zresztą, dla Mori to teraz sprawa osobista. A Rybak nie chciał jej z tym zostawiać.
— Jak rozumiem, tamci zabójcy co poszli z tobą - dalej chcą go dopaść? — wolał upewnić się, że do walki z kimś tak silnym nie ruszą we dwójkę (czy trójkę, licząc Ayumu). Podejrzewał, że do grupy ratunkowej nie wybrano słabych osób, a skoro piątka razem nie podołała, to czeka ich naprawdę ciężka przeprawa.
Cieszył się też z tego, że Mori zdawała się uspokajać gdy skupiała się na szczegółach. Może odcinała się w ten sposób od innych uczuć i tego zagubienia malującego się na jej twarzy jeszcze chwilę temu. Sam nie wiedział, czy wolał ją buzującą gniewem i skoncentrowaną na kolejnych krokach, czy bardziej ludzką, hartowaną w ogniu odrobinę za długo. Zgodnie z jej niemą prośbą usiadł obok, opierając się o głaz.
Bardziej zdeterminowanych? Fundamentalistów? Milczał dłuższą chwilę, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał. Las wokół nich żył własnym rytmem, pełnym nocnej muzyki polowania i ucieczki, koła życia i śmierci. Gdzie w tym wszystkim był on? Kiedy jemu pisane było zabijać, a kiedy zostać zabitym? Żył jeszcze.
— Mistrz przekazał nad oddech słońca. Przynajmniej spróbował. — mówił cicho i powoli, ważąc każde słowo — Całe długie życie poświęcił tej walce. Osiągnął wiele, a na pewno wielu wciągnął w tę wojnę... — pokręcił głową na boki i zaśmiał się lekko — Miałem dwanaście lat. Dwanaście lat gdy poszedłem za Nobu. Mija siódmy rok jak tu jestem i nie widziałem do tej pory żadnego sukcesu nie okupionego krwią. Naszą krwią. — głos mu tężał z każdym słowem — Iemitsu chciał dobrze. A teraz nie żyje. — zatrzymał się na moment i wypuścił ciężko powietrze — Może to czas by spróbować innych metod... — spojrzał na nią — Zgadzam się. —
Może w tej chwili przypieczętował swój los. Może też zaważył o zwycięstwie nad demonami. Nie miał pojęcia, ale nie chciał sobie nigdy więcej wypominać, że zrobił za mało.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
— Rozumiem... — pokiwał głową i odłożył na później snucie planów jak obrócić silne strony Kaito przeciw niemu. Do konfrontacji z nim jeszcze długa droga, a Mori tej nocy sypała z siebie sekretami. Słuchał więc co jeszcze miała mu do powiedzenia jak na przyjaciela przystało. Zresztą układanie planów teraz, gdy nie znał jeszcze reszty grupy i ich zdolności nie miało żadnego sensu.
Mało tego, sam nie wiedział nawet, czy umie używać oddechu słońca. Czuł, że będzie musiał w wolnej chwili złapać za miecz albo chociaż boken i przećwiczyć wszystkie te formy jeszcze kilka razy, by nie wytarły się w pamięci. W końcu po treningu działo się dużo równie ważnych, jak nie ważniejszych rzeczy. Bo co komu z legendarnego oddechu skoro nie byłoby kogo nim bronić.
Westchnął cicho i odezwał się, powoli sadząc słowa.
— To dobre pytanie. I prawda jest taka, że nie wiem. Nie wiem, czy komukolwiek się udało, chodzą różne plotki. — sam nie był pewien, czy ktoś z korpusu wyniósł z nauk Mistrza coś więcej, niż suchą wiedzę. Ale zgadzał się z nią w tej palącej potrzebie zwycięstwa. Jakiegokolwiek, choćby drobnego. Ale z pewnością nie za wszelką cenę. — Korpus musi coś osiągnąć. Zabić kogoś z Kizuki, wydrzeć z ich wpływu chociaż skrawek ziemi. Ale nie wiem, co planują w tej chwili Filarzy. — przywódcy milczeli, zajęci rozmową we własnym, wąskim gronie. — Mam tylko nadzieję, że wyznaczą nam cel. Podniosą z ruin. — dodał jeszcze z nadzieją, że na dniach sytuacja się wyjaśni. Gorzej chyba i tak być nie może. — Ja... Spróbuję go opanować. — O ile będę w stanie. Ale to już dodał w myślach. Wieść o jeszcze jednym oddechu w zasięgu ręki ucieszyła go jednocześnie budząc wątpliwości. Dlaczego nie słyszeli o nim wcześniej? Kim tak właściwie była ów Liderka? Domyślał się, że Mori nie mówi o tym celowo. Może z obawy o podsłuch, może dlatego, że nie mogła. W każdym razie nie naciskał.
— Słońce i cień. — zaśmiał się cicho, krótko i bez życia — Zabawne, że idą ze sobą w parze. — jakby przyszło im żyć w sztuce jakiegoś poety czy innego artysty. A nie tym bagnie, w którym się taplają. — Może po tym wszystkim Korpus odrodzi się silniejszy? — zapytał, ale nie wymagał odpowiedzi. Było to raczej pobożne życzenie.
Podobnie życzył sobie, żeby kolejne słowa Mori były tylko głupim żartem. Przyglądał się jej z troską gdy wyrzucała z siebie najgłębiej chowany sekret. Jedna dłoń zaciskała się na łańcuchu, a druga pokrzepiająco leżała na barku Nishioji. To o czym opowiadała nie było przeciwnikiem którego wystarczyło dekapitować i pójść dalej. Problem leżał głęboko w Mori. Ale dopóki jest świadoma tego, co się z nią dzieje to mogli przecież zgłosić się do kogoś wyżej. Takeshi na pewno zrozumie potrzebę odosobnienia, może jakiś leków albo treningów medytacyjnych. Można jej pomóc.
Myśli w jego głowie rozpędzały się w najlepsze, mknąc dalej, szukając innych dróg ratunku dla Mori.
On nie zniknął.
Wszystko zniknęło, pozostała tylko cisza i pustka, jak gdy po walce jeden z szermierzy padał martwy, a zwycięzca nie wiedział jeszcze, że to już koniec. Kirei zszarzał na twarzy, a jego ręka wpita do tej pory kurczowo w jej bark opadła, zsuwając się z Mori. Zabiła człowieka. Nie jakiegoś podłego handlarza ludźmi który na cudzej krzywdzie czerpał korzyści. Nie fanatyka stojącego po stronie Muzana. Jednego z zabójców. Takiego jak ona. Takiego jak on. W dupie miał teraz to, co powiedziała na koniec. Może nawet tego nie usłyszał. Podniósł się na równe nogi, a łańcuch zabrzęczał o młot i zawisł w powietrzu. Przez krótki moment jeszcze raz przemyślał sytuację. On był w lepszej kondycji. Psychicznej i fizycznej. Lepszej, choć równie bliskiej pęknięcia. Zaufała mu. On jej też. Ratowała go, a on ją. Ona zabiła człowieka, a on miał jej pilnować?
— Mori... — szepnął cicho — Jak ty to sobie wyobrażasz? — zapytał ją. Był śmiertelnie poważny. — Masz omamy i zabiłaś kogoś... A ja mam cię pilnować?! — podniósł głos, ale zaraz cofnął się o krok i podniósł uspokajająco rękę. Nie chciał jej... Jej co? Zranić? Przestraszyć? Sprowokować? — Nie wystarczy ci opiekun, niańka czy inne pilnujące cię bóstwo. Potrzebujesz pomocy specjalisty. — on potrafił tylko kroić mieczem, a nie leczyć zaburzenia — Może któryś medyk albo zielarz miał już z czymś takim styczność? — wielu ludzi potrafiło się załamać po starciu z demonami czy skutkiem ich działań. — Nie jesteś pierwszym lepszym zabójcą. Jesteś silna, umiesz myśleć, ale jeśli choroba wprowadzi cię w błąd... Skąd będziesz wiedziała, że zabijesz Sendo, a nie mnie albo Ayumu? — potarł czoło czując narastający ból, kumulował się w okolicach skroni. — Bardzo, bardzo mi cię szkoda. — miał nadzieję, że nie odbierze tego źle. A nawet jeśli, trudno. Widział właśnie jak jej siła, pewność siebie i niezależność legły w gruzach. — Nie da się uciekać wiecznie przed konsekwencjami, wiesz o tym? — zabójstwo, jeśli jeszcze nie wyszło, to w końcu wyjdzie na jaw. A jeśli zrobi krzywdę jeszcze komuś? Co wtedy? Kto będzie odpowiedzialny? Ona? Czy on? Bo wiedział o jej stanie i nie zrobił wszystkiego, by zapobiec takim atakom?
— Kurwa! — zamachnął się łańcuchem, wbijając młot w ziemię z dala od nich. Dlaczego to wszystko musiało być takie. Oklapł ciężko na ściółkę. Jeszcze przed chwilą cieszył się zaufaniem jakim go darzyła, ale teraz było niczym kotwica ciągnąca go w otchłań bez dna. Jak miał to wszystko udźwignąć?
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Rozmowa z zielarzem wydawała się na ten moment dobrym startem. Punktem zaczepienia od którego można będzie podjąć dalsze kroki. Sprawdzać, jaki specyfik zadziała, a jaki nie pomoże, lub co gorsza - zaogni problem. Do głowy przyszła mu nawet osoba, do której mogą się zwrócić. O ile wiedział, przeżył atak demonów. Ale po kolei. Długo milczał po jej pytaniu.
— Nie wiem. — słowa przychodziły mu z trudem — Jeśli wiem tylko ja, to mam cię nie odstępować na krok? — spojrzał na nią z troską — Co właściwie wywołuje te wizje? Zaskoczenie? Strach? Czy nie ma żadnej zasady? — jeśli będzie wiedział, kiedy Mori ma największy problem z rozróżnieniem rzeczywistości od fikcji to może uda mu się ograniczyć te czynniki. Choć jeśli dalej chciała aktywnie działać w korpusie to może być to trudne. Z drugiej strony, nie mógł jej zabronić ani donieść przełożonym bez jej wiedzy. Ayumu pewnie też się zgodzi mieć na nią oko, mogli więc mieć ją pod kontrolą. Albo chociaż łudzić się, że mają. Rozumiał też dlaczego nie chciała zawiesić młota na kołek. Ubicie Kaito było ważnym celem. Dla niej, jej grupy jak i całego Korpusu. Byli w trudnej sytuacji, potrzebowali każdego kto mógł walczyć.
— Uprzedzam, że jak ci odwali to nie będę się hamował. — mówiąc to szturchnął ją w ramie. biorąc pod uwagę jego siłę, to nie zabrzmiało groźnie. Wierzył za to, że jeśli będzie trzeba to zdoła unikać ciosów tak długo, aż Mori odzyska rozum. — Powinnaś porozmawiać z Fukuro. Im szybciej zacznie warzyć, suszyć czy co on tam dokładnie robi, tym lepiej. — zielarz potrafił być dyskretny gdy potrzeba a talentu mu nie brakowało. Zawsze można było też posłużyć się kłamstwem.
— Chcę jeszcze pomóc przy naprawach, a potem ruszyć z Yonezawy i odpłacić demonom. W Kioto raczej jesteśmy spaleni, ale może Osaka? — tam przynajmniej nie będą musieli długo szukać przeciwników. A może nawet zbiorą ze sobą jakąś grupę gotową napsuć potworom krwi? — Ile czasu potrzebujesz? I czy mam iść z tobą? Do zielarza albo na polanę treningową - bo jak rozumiem, chcesz sprawdzić o co chodzi z tą nową techniką? — wolał się upewnić, że jego naprędce nakreślony plan działania nie kolidował z jej pomysłem. Nie był telepatą, a nawet gdyby był, to w głowie Mori pewnie panował chaos z którego nie sposób było wyłowić konkretnych informacji.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Pokiwał tylko z zadowoleniem głową na wieść o Ayumu. Sam chciał jeszcze zostać w Yonezawie więc dobrze, że ktoś będzie miał na nią, nomen omen, oko. No i kto jak kto, ale piorun powinien szybko ją spacyfikować. Ciekawe, które z rodzeństwa było silniejsze.
— Jasne, tylko od szyi w dół. — mruknął z namiastką uśmiechu. Może później nauczą się z tego śmiać, ale póki co potrafił z siebie wykrzesać tylko tyle.
Dwa tygodnie.
Aż nadto czasu by dojść do siebie, pomóc w uporządkowaniu osady i powolne popadanie w szaleństwo z braku prawdziwego zajęcia. Ale patrząc na nowo otrzymane informacje - warto było poczekać. Zobaczyć, jak sprawy się rozwiną. Osaka nie ucieknie, a może nawet Filarzy wydadzą bardziej konkretne polecenia?
— W takim razie ustalone. Czekam na wieści i wyruszam gdzie trzeba. A w międzyczasie odbieram twoje zabawki i postaram się ich nie zgubić. — odparł krótko, nie mając siły na dalsze dywagacje. Adrenalina powoli z niego spadała i czuł dopadające go zmęczenie. — Ja... Muszę to sobie wszystko przemyśleć, poukładać. Cieszę się, że żyjesz. — objął ją i lekko przytulił — Do zobaczenia w Nagoi, ale w lepszym stanie. — dodał jeszcze z lekkim uśmiechem po czym pomógł jej wstać i skierował się powoli w kierunku swojej kwatery. Lepiej, żeby nikt nie widział ich wracających razem. Najbliższe dni i tak będą intensywne.
[z/t] x2
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Od Popołudnia do wieczora upłynęło mi bardzo przyjemnie, pojadłem, porozmawiałem ze znajomym kucharzem, wymieniliśmy się kilkoma spostrzeżeniami odnośnie gotowania i nowych pomysłów na dania, ale z braku czasu nie mogłem pomóc mu ich urzeczywistnić, ale cwaniak wrobił mnie w przysługę.
Za jego wołowinkę, będę musiał mu upolować dorodnego dzika, a to wcale nie będzie takie proste jako może się wydawać, bo doskonale potrafią się ukrywać przed ludźmi w tych gęsto porośniętych górskich zboczach. Umowa została zawarta i teraz będę musiał spędzić kilka dni na tej górze, jeżeli los będzie łaskawy, to może uda się nieco szybciej to załatwić.
Po skończonym posiłku udałem się do pokoju, żeby odnowić swoje siły i zdrzemnąć się porządnie przed nocą. Czekała mnie odpowiedzialna robota, a nie chciałem przez niewyspanie się, czegoś zawalić czy nie dostrzec. Niezawodny budzik w postaci dziobiącego kruka po raz kolejny zdał egzamin i stukając dziobem po czole, wyrwał mnie z objęć morfeusza. Słońce dopiero szykowało się do zniknięcia za horyzontem.
To był doskonały czas, żeby wyruszyć już na miejsce spotkania, gdzie specjalnie pojawiłem się wcześniej, żeby Katsumitsu nie musiał się martwić, co by przypadkiem pomylił miejsca. Iwakura miała coś w sobie, coś, co ciężko było porównać do realnego świata, tak jakby czuło się tutaj obecność jakiegoś dziwnego bytu, wcześniej w tym miejscu przypadkiem wpadłem na Junko, której nie widziałem od dłuższego czasu, może powinienem się do niej odezwać, a z drugiej strony nie chciałem przekraczać tej granicy i mocniej przywiązywać się do ludzi, którzy mogli nie życzyć sobie przekraczania tej granicy.
Usiadłem sobie wygodnie gdzieś na uboczu, żeby nie za bardzo rzucać się w oczy i przeszkadzać innym ludziom, którzy mogliby tutaj przyjść się pomodlić. Nie chciałem nikomu przeszkadzać swoją obecnością, ale moja samotność długo nie potrwała, bo niebawem pojawił się zabójca wiatru, z którym byłem tutaj umówiony.
- Gotowy? - Dokładnie się jemu przyjrzałem i oceniłem jego przygotowanie do dzisiejszego patrolu, po czym wstałem i podszedłem bliżej, żeby nie musiał się zbyt długo zastanawiać, z którego miejsca do niego mówiłem.
Jak tylko słońce zacznie zachodzić, będziemy musieli zacząć przeczesywać swój perymetr w poszukiwaniu śladów i zagrożeń, które mogłyby się czaić w okolicy naszej siedziby.
- Wiesz, jak wygląda taki przykładowy patrol i na czym powinniśmy się skupić? - Zadałem mu pytanie, żeby sprawdzić, czy ma pojęcie, o co dokładnie chodziło, czy może trzeba go nieco wprowadzić w te sprawy i wyjaśnić.
W końcu był nowy i nie wiedziałem, czy wcześniej gdzieś służył i wykonywał podobne rzeczy, w końcu nie każdy przechodził musztrę czy zaciąganie do wojska. Zrobiłem kilka kroków, wskazując mu kierunek naszej podróży, musieliśmy jeszcze przejść pewnie kawałek, żeby znaleźć się w naszej ćwiartce
albo ją przed sobą stworzę
Gdy dotarł na miejsce do którego zaprowadził go kruk, na początku nie spostrzegł łowcy. Może to przez to że był zajęty podziwianiem pięknych drzew wisterii, albo przez to że łowca potrafił się dobrze schować bądź wtopić w tło. Po chwili podszedł do kapliczki z dwoma lisami na białym kamieniu. Gdy nagle usłyszał z ubocza znajomy głos łowcy z którymi dziś trenował."Gotowy?" -Tak jest. Mam prowiant i jak kazałeś odpocząłem.-Lekko się wystraszył co można było zobaczyć po tym ze lekko podskoczył. Myślał że przyszedł pierwszy na miejsce spotkania. Katsumitsu dziś był ubrany w czarne kimono które trzymał czarny pas z fioletowymi wstawkami. Przy pasie miał prawdopodobnie pełną tykwę oraz dwa woreczki i katane. Wyglądał na gotowego przynajmniej tak mu się wydawało. "Wiesz, jak wygląda taki przykładowy patrol i na czym powinniśmy się skupić? " -Chodzi o rozglądanie się za czymś podejrzanym i sprawdzanie takich rzeczy jak się wydarzą, prawda? Zapytał nie pewny, tego co powiedział. Nigdy nie był na patrolu, ale rozumiał po co były robione. Więc szybko dodał.-To mój pierwszy patrol. Przed dołączeniem do korpusu byłem tylko prostym rzemieślnikiem. Nie miał zamiaru udawać profesjonalizmu którego jeszcze nie miał, przed łowcą który znał się na rzeczy. W końcu po pierwsze obiecał że nie będzie przeszkadzać łowcy, po drugie był szczery więc niczego nie ukrywał przed kolegami z korpusu. Z zasady był bardzo ufny bo jeszcze nikt go nie zraził.
- Ja byłem synem z jednego z samurajskich rodów, na szczęście lubiłem się buntować i mam starszych braci, czerpałem różną wiedzę z każdego źródła, aby tylko ojciec czuł niezadowolenie... A teraz walczę z demonami, ale to już historia na inny dzień. - Gdy poruszyłem temat swojej przeszłości przez bardzo krótki moment, dało się wyczuć lekki żal. Każdy miała jakąś historię i był kimś innym przed dołączeniem do korpusu, ale skoro wolał walczyć niż tworzyć, to mogłem jedynie pomóc mu robić to jak najlepiej, a przynajmniej na tyle, co by nie skończył martwy gdzieś. Zwłaszcza jeżeli to był jakiś znajomy Suki, to lepiej, żeby jego nie musiała niebawem opłakiwać. Chociaż gdy wrócę do początku to, miałem ją za bardziej zamkniętą i nieufną, ale widać nieco słońca rozpogodziło jej niebo.
- Całkiem dobrze się przygotowałeś, ale chyba o czymś zapomniałeś. - Za nim postawiliśmy kolejny krok, kucnąłem i zdjąłem swój pakunek z pleców, aby wyciągnąć niewielką lampę, do której podałem trochę paliwa i rozpaliłem, uderzając krzemieniami. - Trzymaj, to zdecydowanie Ci się przyda w tych ciemnościach. - To mówiąc, wręczyłem, brunetowi źródła światła, zaraz słońce leniwie zniknie za horyzontem, a on zostanie w mroku.
Teraz gdy faktycznie byliśmy już gotowi, ruszyliśmy w głąb lasu, przedzieraj się przez gęste krzewy i drzewa, w końcu to były dziewicze ostępy, do których mało kto się zapuszczał i dlatego demony lubiły takie miejsca, żeby niepostrzeżenie nim przemknąć albo zaszyć na jakiś czas, nim poczują na dobre głód. Aż wróciły do mnie wspomnienia, gdy razem z Suki przemierzaliśmy mglisty las, wychodzi na to, że do lasu zawsze trafiam z zabójcą wiatru, oby tylko on przypadkiem nie był ukrywającym się marechi.
Jak na razie patrol mijał nam zdecydowanie spokojnie, nie było żadnych wyraźnych śladów obecności innych demonów, co jedynie jakieś kopytka albo psie łapy. Kruki również nie podniosły alarmu, a inni łowcy patrolujący swoje dystrykty nie wzywali nas na pomoc.
- I jak Ci się podoba? - Szedłem obok niego, uważnie się rozglądając za śladami, które normalny wzrok mógłby przeoczyć, ale nic ciekawego w tej części lasu, jak na razie się nie znajdowało. Cykady przygrywały nam w nowiu księżyca, a wiatr rytmicznie szumiał liśćmi. Było przyjemnie rześko, miła odmiana po cały dniu upalnego skweru.
albo ją przed sobą stworzę
Patrol trwał już chwile, było strasznie spokojnie. Katsumitsu dalej nie widział żadnych podejrzanych śladów. Jedynie słyszał szum wiatru ocierającego się o liście oraz cykady. Spojrzał raz w niebo, nie było na nim za wielu chmur. Można było podziwiać gwiazdy, ale nie po to tu przyszedł. Więc po krótkiej chwili wrócił do rozglądania się czy nie ma jakiś śladów. "I jak Ci się podoba" -Jest strasznie spokojnie, zawsze tak jest na patrolach?Był lekko zdziwiony że jest tutaj tak spokojnie. Myślał że dzieje się trochę więcej na patrolach, niż tylko wszechobecny spokój. Choć może to lepiej że nie było żadnych demonów, oznaczało to że jest bezpiecznie w okolicy Yonezawy. Co było dobrą wiadomościom dla łowców. Ale noc jest młoda, pewnie coś jeszcze się wydarzy. Nie musi to być wcale atak demona.
Skoro już miał źródło światła, to mogliśmy kontynuować nasz marsz i sprawdzić, czy coś dzisiaj w trawie zapiszczy, chociaż bardziej adekwatnie byłoby powiedzieć, co tam w głuszy dzisiaj grasuje.
Katsumitsu musiał sobie pewne rzeczy wyryć w pamięci na stałe, musiał pamiętać, że demony głównie w nocy będzie spotykać. A wtedy światło jest bardzo słabe i jeżeli nie będzie miał, jego źródła przy sobie to może mu to nieco komplikować życie, nie wiem jakim zmysłem dysponowało i jak bardzo go rozwinął, ale raczej wciąż potrzebował światła do szukania śladów w ciemny lesie.
- Raczej nie zawsze, ale to też zależy. W końcu jesteśmy tu prewencyjnie, nikt nie dał nam informacji o planach demonów, więc dmuchamy na zimne, w razie gdyby jednak coś knuły w całkowitej tajemnicy. Nie jest powiedziane, że akurat my wpadniemy na demony, teren jest rozległy... A gdyby było ich tak dużo, na pewno nie udałoby im się pozostać w ukryciu. Im większa grupa, tym łatwiej ich wytropić.... - Nie dało się temu zaprzeczyć im większa ilość gęb do wyżywienia, tym więcej ludzi traciło życie i znikało, a to nie uszłoby niczyje uwadze, jeżeli nawet byłaby to tylko plotka.
Kolejne kilkaset metrów przemierzonych w lesie i nic nie wskazywały, żeby tutaj grasowało cokolwiek więcej niż furkający zły jeż, któremu nie spodobało się zbliżanie do niego. Sowa, która pohukiwały na przemiany z cykadami, las dość mocno tętnił życie dlatego, żadnego drapieżnika nie było w pobliżu, inaczej odgłosy fauny po prostu by zniknęły.
- Wiesz, że gdy słychać odgłosy zwierząt i ptactwa, jest to znak, że nie ma w pobliżu drapieżnika? - Wskazałem mu palcem na gęste drzewo, na którym siedział biały puchacz, dokładnie się nam przyglądał i kręcił głową na boki, nie odbierał nas jako zagrożenia, a jedynie był zaciekawiony. Nie byłem pewny czy Katsumitsu go dostrzeże, bo w końcu nie było to łatwe zadanie, a zasięg jego lampy był zdecydowanie mniejszy.
Dotarliśmy do naszej ćwiartki, to właśnie tego obszaru mieliśmy pilnować i już na pierwszy rzut oka tutaj zwierzęta zachowywał się inaczej, było aż nieznośnie cicho i jedyne odgłosy pochodził od liści.
Coś było tutaj nie tak, nie wiedziałem, dlaczego zwierzęta umilkły, może jakiś wilk albo duży kot grasował w okolicy, mógł to być tylko przypadek albo zbieg okoliczności. Kątem oka w końcu dojrzałem coś nietypowego szybkim krokiem, zbliżyłem się do śladów i przykucnąłem przy nich.
Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś, co mogłoby zostawić takie znamiona, płytkie żłobienia, jakby ktoś ciągnął kilka mieczy po ziemi i co chwile je podniósł i ponownie robił bruzdy.
- Chyba nie będzie wcale tak nudno, pójdziemy tymi śladami, chociaż nie prowadzą przez nasz obszar... Mam złe przeczucie. - Położyłem dłoń na rękojeści miecza i powolny spacer zamienił się w jednostajny bieg, tak aby mniej doświadczony kolega mógł nadążyć, ślady robiły się coraz bardziej chaotyczne a nacięcia, nawet zaczęły pojawiać się na drzewach.
albo ją przed sobą stworzę
Katsumitsu już się nie orientował jak daleko się oddalili od siedziby, prawdopodobnie przez to że jedyne źródło światła jakie miał to była lampa. I może to przez to że próbował wypatrzeć cokolwiek w ciemnościach tej nocy. Pewnie odruchowo zdał się na orientacje w terenie kolegi z korpusu. Co prawda nie było tak ciemno że nie było całkiem widać czegokolwiek, ale nie wiele widział oprócz drzew i krzaków."Wiesz, że gdy słychać odgłosy zwierząt i ptactwa, jest to znak, że nie ma w pobliżu drapieżnika?" -Mistrz mi coś o tym mówił. Że zwierzęta w taki sposób starają się nie ujawniać swojej pozycji, drapieżnikowi.Następnie spojrzał w kierunku który wskazał Kagami. Ale mimo starań aby się dopatrzeć tylko widział jakiś ruch ale nie był pewien czy to po prostu liście na drzewie. Czy siedzi tam jakieś zwierzę.-Nie widzę co mi wskazujesz.Katsumitsu podniósł lekko lampę i próbował dalej dojrzeć co siedzi na drzewie. Usłyszał huczenie sowy i zobaczył jak ptak powoli wzbił się w niebo. Pewnie polował na myszy lub na złego furkającego jeża z okolicy "chociaż nie prowadzą przez nasz obszar... Mam złe przeczucie." -No to trzeba to sprawdzić. Może ktoś ma problem ze zwierzyną lub gorzej.Lekko się podekscytował, że wreszcie coś się dzieje. Ruszył za łowcą który był od niego szybszy ledwo nadążał za jego sprintem, ale nie zgubił go z oczu. Katsumitu podrodze zaczął już widzieć cięcia na drzewach więc już wiedział gdzie biegnie Kagami. Tylko nie był pewien czy to demon czy jakiś zwierz, ale nagle mu się przypomniało jak widział podobne ślady po walce samuraja z demonem. Ale może mu się tylko wydawało, nie miał czasu się im przyjrzeć bo musiał nadążać za bardzo szybkim łowcą ognia.
Skręciłem mocno na prawo i podbiegłem do krwi, żeby sprawdzić jej gęsto palcami. Była jeszcze całkiem rzadka, dopiero zaczynała gęstnieć na pewno nie dłużej niż kwadrans.
- Jest całkiem świeża, nie powinny być daleko. - Wyprostowałem się i ruszyłem wzdłuż śladów krwi, które nieco były zatarte innymi odciskami, ewidentnie ktoś gonił rannego zabójcę.
- Ciężko mi powiedzieć ile to może być demonów, bądź ostrożny. - Odwróciłem głowę w kierunku Katsumitsu, aby go poinformować o zwarciu szyku i gotowości, sam również zacisnąłem mocniej dłoń na rękojeści miecza, nawet nieumyślnie przyśpieszając kroku, przez co młody zabójca wiatru mógłby nieco zostawać w tyle, aż w końcu przedarłem się przez gęste krzewy na granicy polany i zatrzymałem w bez ruchu. Musiałem się rozejrzeć po okolicy widziałem ślady, które w pewnym momencie się urwały.
- Rozejrzyjmy się po polanie, jak coś zobaczysz, to krzycz. - Ruszyłem w prawą stronę, szukając poszlak, które nie mogły się tak po prostu skończyć tuż przed jej krańcem, gdzie mógłby wyparować taki stwór i zabójca, który chwile wcześniej mocno krwawił. Musieliśmy go jak najszybciej znaleźć, zanim postanowią ruszy do osady, co prawda zapach wisterii zdecydowanie będzie stanowił dla nich jakieś spowolnienie, ale na pewno nie na tak długo.
Lewa strona polany również zdawała się być czysta, żadnych śladów jakby ktoś by ją przynajmniej raz zamiótł i Katsumitsu nie miał zbyt dużo szczęścia w swoich poszukiwaniach, aż los się do niego uśmiechnął. Chociaż bardziej można by powiedzieć, że trafił w dziesiątkę, ponieważ pod jednym drzewem znalazł rannego, ciężko dychającego zabójcę, który został mocno pokiereszowany.
Obficie krwawiły z rany znajdującej się na torsie i mocno przyciskał dłoń, która była pokryta poparzeniami, ale na jego ubraniu nie było żadnych śladów węgla czy sadzy.
- Pomóż... Mi. – Powiedział mocno świszczącymi ledwo słyszalnym głosem, który się łamał. Zdesperowany ratował się ucieczką przed swoim katem. Zabójca wiatru stał od niego jakieś piętnaście metrów, a w pobliżu nie dostrzegał śladów po demonie, jedynie ślady stóp towarzysza z korpusu.
albo ją przed sobą stworzę
Po chwili przeszukiwania lewej strony polany na którą dobiegł. Dostrzegł rannego łowce leżącego pod drzewem. Choć to bardziej łowca nakierował go na to że tu jest, ponieważ Katsumitsu usłyszał jego głos który błagał o pomoc, lekko się łamiąc "Pomóż... Mi." Miał już mu odpowiedzieć i podejść aby mu pomóc. Ale przypomniał sobie że miał powiadomić Kagamiego jak znajdzie rannego łowce lub demona. Chciał krzyknąć, ale się powstrzymał wiedział że demon też go usłyszy jak ten wyda z siebie głośny dźwięk, więc poczekał z wyciem aby też nie wystraszyć prawdopodobnie rannego łowcy. Była to trudna decyzja co zrobić. Więc postanowił najpierw zająć się rannym łowcą, bo nic nie wskazywało na pułapkę. Powoli podszedł do łowcy z lampą świecąc tak aby jego twarz była widoczna w świetle lampy i aby mógł dojrzeć jego rany wyraźniej. Jednocześnie dał łowcy znak aby nie wydawał dźwięku kładąc palec na ustach w geście uciszenia. Co prawda nigdzie nie było tu śladów demona więc mieli czas ogarnąć nieco sytuacje. Gdy był bliżej zobaczył poparzenie i ranę z której krew leciała bardzo mocno. Poparzenie nie było normalne ale nie przykuła uwagi łowcy tak bardzo jak rana. Gdy był blisko szepnął -Zaraz ci spróbuje pomóc. W między czasie powiedz z czym mamy do czynienia bardzo powoli.- Katsumitsu rzucił swoje kimono z ramion i odciął cały rękaw swoją kataną. Nie miał bandaży a trzeba było przynajmniej spróbować zatamować krwawienie, a sama ręka raczej łowcy do tego nie wystarczy. Następnie zwinął rękaw dwa razy na pół i przyłożył do rany łowcy. -Uciskaj to powinno spowolnić krwawienie bardziej niż ręka i nie mów nic więcej, a tym bardziej nie ruszaj się. Zaraz wezwę pomoc.- Teraz stał przed decyzją czy wołać, sam nie był w stanie nieść łowcy i się bronić gdy demon go zaatakuje. Złożył ręce tak aby było go bardziej słychać i zaczął udawać dźwięk wyjącego wilka do księżyca. Nie był w tym za dobry więc brzmiał jak wilk ze zdartym gardłem. Liczył że Kagami nie pomyli go z wilkiem w końcu mu powiedział że będzie wyć. A demony po prostu oleją wilka w końcu nie był to ich przysmak. Chyba że jakiś demon lubił dziczyznę to mogło by być nie na rękę.
Brunet podjął decyzje o ratowaniu rannego człowieka, nie wyczuł i nie zauważył niczego podejrzanego, uspokoił się i pozwolił sobie na większą swobodę. Zabrał się do szykowania prowizorycznego opatrunku, który pomoże przetrwać innemu zabójcy, rany spróbował powiedzieć coś więcej, ale jego łamiący się głos był już zbyt niezrozumiały.
- To... zrobi@#... De#$% - Stracił sporo krwi i był mocno poturbowany, walczył o każdy haust powietrza, próbował się przy tym nie zakrztusić własną krwią przez ranę na klatce piersiowej. Patrzył na młodego z tlącą się iskrą w oczach, a gdy ten podał mu pocięty rękaw, mocno go złapał pokrwawioną dłonią, nie chciał puścić jego ręki, próbując drugi raz z siebie to wrzucić, ale tak samo jak za pierwszym razem, zabójca wiatru nie mógł za dużo zrozumieć.
Przyłożony zwinięty materiał stanowił lepszy opatrunek niż sama dłoń, co potwierdziły słowa bruneta. Sam zabrał się do wycia i jego dźwięk był zbliżony do wycia wilka, ale nie był perfekcyjny, także nie musiał się martwić tym, czy jego kolega to usłyszy. Jednak pojawił się inny problem, Katsumitsu, poczuł jak momentalnie jak mrowi go całe ciało, ale nie widział znikąd naciągającego ataku.
Podjął instynktową próbę ucieczki przed niewiadomy zagrożeniem, ale jego ciało momentalnie się zatrzymało, a gdy uważnie się temu przyjrzał, dzięki lampie zauważył cienkie mieniące się nitki, które krępowały mu ruch, a na jego usta zostały momentalnie pokryty jakąś klejącą breją, która nie skutecznie tłumiła jego głos. Jego ciało zostało zmuszone do poruszania się niczym marionetka wbrew jego woli.
- Mam Cię mała muszko... A teraz poczekamy, a twojego czerwonowłosego kolegę, skoro go tak ładnie zawołałeś. Bo przecież nie wyłeś do księżyca, dla zabawy prawda? A tak, głupiutka ja, przecież nie odpowiesz, ale zabijesz dla mnie swojego towarzysza. - Usłyszał wysoki damski głos, który był ewidentnie rozbawiony. Jego dłoń kontrolowana przez demona sięgnęła do rękojeści i wydobyła ostrze na światło księżyca.
Usłyszałem wycie, które było sygnałem na odnalezienie człowieka, a więc Katsumitsu miał zdecydowanie więcej szczęścia, szybko się obróciłem i ruszyłem w stronę, z którego docierał do mnie dźwięk, zajęło mi to, może kilka minut, żeby dokładnie się rozeznać i już widziałem stojącego kolegę, z wyciągniętym mieczem skierowany w stronę leżącego zabójcy.
W pierwszej chwili nie zauważyłem nic podejrzanego, ale gdy stawiałem pierwsze kroki, a sam zabójca wiatru zwrócił się w moją stronę. Dostrzegłem nitki, które rozpościerały się nad Katsumitsu. Był mocno owinięty na każdym przegubie i jeszcze dodatkowo wokół szyi. Nie było mowy o pomyłce, należały do potwora, który mógł zakończyć jego życie w mgnieniu oka. Udawałem, że ich nie widzę, bo nie chciałem, aby demon zrobił mu krzywdę, a musiałem podejść blisko, aby jednym płynnym ruchem przeciąć wszystkie nici za jednym razem.
- Dobrze się spisałeś. - Powiedziałem to ciepłym głosem, a demon momentalnie zmusił go do podniesienia ostrza ku górze. W tym samym czasie ja również sięgnąłem po swoje ostrze i przy pomocy drugiej formy oddechu płomienia minąłem głowę Katsumitsu o kilka centymetrów, przecinając wszystkie nitki, które go ograniczyła. Ręką z mieczem ostrożnie go objąłem go w klatce piersiowej i docisnąłem do swojej, a drugą ręką chwyciłem konającego zabójcę, aby następnie szybko odskoczyć z tamtego miejsca. Ponieważ z korony drzew, gdzie ukrywał się demon wystrzelił dziwne zielone cieczopodobne kule.
- Nic Ci nie jest? - Postawiłem Katsumitsu i położyłem mężczyznę na ziemi i obróciłem stronę drzewa, z którego padły ataki. - Skąd wiedziałeś, przecież moich nitek, ludzkie oko nie powinno widzieć. - Słowa pełne gniewu i złości, ewidentnie demon nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. - Widocznie pycha doprowadzi do twojej zguby. - Po prostu miała pecha, że akurat trafiła na mnie i na mój zmysł, w innych okolicznościach jej zdolność na pewno była piekielnie skuteczna. A dodatkowo bardzo sprawnie potrafiła ukrywać swoją obecność i się maskować.
- I tak tu zginiecie głupcy, jest nas wielu. A wy wpadliście w naszą pułapkę. - Dokładnie w momencie jak demonica skończyła to mówić, gęstwina leśna zaczęła od razu drzeć i szeleścić co mogło, zwiastować zbliżające się posiłki wroga, które ukrywały się w lesie i czekały, aż ich alfa da sygnał do ataku. Zostaliśmy zwabieni na otwarte pole, w którym liczebność stanowiła o przewadze.
- Szykuj się, a rano ty stawiasz śniadanie. - Nie był to czas na rozterki czy już zakładania z góry o własnej porażce, gra dalej się toczyła, a przeciwnik chyba nieco nas nie doceniał.
- Ranny.:
Katsumitsu:
Rana I Otarcia od nitek na przegubach i szyi.
albo ją przed sobą stworzę
Po chwili przybył łowca płomieni, który usłyszał sygnał w postaci wycia wilka."- Dobrze się spisałeś. - " Katsumitsu w reakcji na słowa łowcy chciał jakoś się zatrzymać aby demon miał ciężej unieść jego ręce z kataną. Ale nic to nie dało jego ciało ruszało się jak laleczka w występie jakiegoś kuglarza, dobrze że łowca zobaczył nici którymi go spętał demon i jedną techniką go uwolnił z uścisku nici. Katsumitsu zdążył tylko zerwać to co mu się przykleił do twarzy, ciecz się mocno przyczepiła więc poczuł jakby ktoś plastrem woskowym zrobił depilacje twarzy. Nagle Kagami go złapał i odskoczył z nim i z rannym łowcą na bok. "- Nic Ci nie jest? - " -Nic mi nie jest, tylko trochę bolało jak odklejałem to lepkie coś.- Przyłożył zewnętrzną stronę dłoni do twarzy gdy to mówił, dalej go piekło po oderwaniu tego z twarzy. W drugiej ręce trzymał katanę którą lekko opuścił w dół. "- Szykuj się, a rano ty stawiasz śniadanie.- "- Jasne, uważaj bo jest drugi demon który używa prawdopodobnie płomieni. Albo czegoś co powoduje poparzenia.- Po odpowiedzeniu na słowa Kagamiego, Katsumitsu przyjął postawę bojową w tym samym kierunku co starszy łowca, był teraz gotowy do walki z demonem. Przeciwnicy prawdopodobnie poruszali się po drzewach dlatego nie było śladów stóp. Najlepszą opcją chyba było zaatakowanie demona puki jest sam. Nie wiadomo ile demonów zaraz miało przybyć aby wesprzeć tą demonice. Teraz łowca czekał na ruch lub rozkaz od Kagamiego w końcu on jedyny z dwójki widział te dziwne nici bez lampy.
- Rozumiem, staraj się nie podchodzić za blisko drzew. Utkała już nici, które nie pozwalam nam ot, tak wyjść, te są znacznie grubsze, może być ciężko je przeciąć. Dlatego lepiej w nie nie wpaść. - Mówiłem ze spokojem, jakby to niewiele zmieniało. Byłem gotowy i skupiony, dokładnie oglądałem otoczenie, szukając wskazówek i wszystkiego, co mogłoby mi pomóc. Te trzy wcześniej wystrzelone kule rozprysły się na ziemi i po chwili stwardniały, co sugerowało, że miały nas uwięzić i zatrzymać w miejscu. Pytanie, jakie sztuczki jeszcze miał w rękawie ten demon, gdzie był partner tego zabójcy? Oby tylko nie skończył już pożarty, i dlaczego kruki nie zaalarmowały nas. Tak wiele pytań, na które odpowiedzi teraz byłyby przydatne, ale priorytetem było zapewnienie bezpieczeństwa i powstrzymanie demonów, zanim dotrą za daleko.
- To zobaczymy, czyj jest gorętszy... Katsumitsu, nie zabraniam Ci walczyć, jednak wolałbym, żebyś skupił się na ochronie naszego towarzysza. Może coś nam powie i rzuci nieco światła. Poza tym pokażę Ci, to czego nie pokazałem na treningu. - Zwróciłem głowę w kierunku bruneta i powiedziałem pół szeptem, tak aby demon nie usłyszał przypadkiem naszej strategii czy planu gry.
Nie uważałem go za słabego, mimo że nasz poziom był znacznie różny. Nie chciałem jednak popełnić tego samego błędu. Nie w moim stylu było mówienie komuś, jak ma walczyć, kiedy i dlaczego nie powinien.
Tylko że ostatnim razem Sayaka została szaszłykiem przez to, że w porę jej nie kazałem się wycofać i pozwalałem na szczeniackie sprawdzanie się w takich momentach.
Wziąłem głębszy wdech, zacisnąłem mocniej palce na rękojeści miecza i czekałem na pierwszy ruch przeciwnika. Z krzaków wyskoczyło tuzin pająkopodobnych demonów o różnych wielkościach, od kilkulatków do nastolatków. Atakowały chmarą, bo w przeciwnym razie nie były w stanie w pojedynkę zrobić za dużo. Osaczyły nas, a po przeciwnej stronie polany wyłoniła się kobieca postać, która zdawała się być matką tego roju. Jak na razie demony nie robiły nic, czekały, jak grzeczne psy, aż ich pani wyda im polecenia. A ta lubiła budować napięcie i dramaturgię.
- Tutaj zakończycie swoją drogę... Szkoda, całkiem ładne z was okazy, może jeżeli poprosicie, to zmienię was w moje urocze dzieci. - To był ten sam głos, który chwilę wcześniej wrzeszczał z niezadowolenia. Teraz próbowała nas nakłonić i przeciągnąć na swoją stronę. Niedoczekanie jej, jakby to w ogóle było możliwe.
- Daruj sobie tę wdzięczną gadkę szmatkę. - Odpowiedziałem jej natychmiast, ale jej to za bardzo się nie spodobało. Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, a tym samym dała znak swoim pachołom, aby przystąpiły do ataku. Rzuciły się ze wszystkich stron. Nie traciłem zimnej głowy i miałem nadzieję, że Katsumitsu również wytrzyma to obciążenie psychiczne.
Byliśmy w mniejszości, mieliśmy rannego i praktycznie zero informacji o tym, co działo się w okolicy i jak miały się inne grupy patrolowe. Nie czekałem, aż skrócą dystans. Sam wystrzeliłem do przodu i przy pomocy pierwszej formy płomienia skierowałem się na demonice, która nimi wszystkimi zarządzała. Chciałem uciąć łeb temu, który nimi był przywódcą, jednak na mojej drodze zaroiło się od przeciwników, których zadaniem było powstrzymać moją szarżę na nią. Tym samym większość tych stworzeń skupiła się na mnie, jako głównym zagrożeniu.
- Ranny.:
Katsumitsu:
Rana I Otarcia od nitek na przegubach i szyi.
albo ją przed sobą stworzę
"- Staraj się nie podchodzić za blisko drzew...-"-Tak jest.- Katsumitsu nie chciał znowu stać się czyjąś marionetką więc wolał unikać sieci z tą wiedzą pewnie będzie mu łatwiej. Katsumitsu był zdzwiony że łowca płomieni brzmiał jakby w ogóle się nie przejmował przewagą liczebną wroga. Jego go trochę to przytłaczało nigdy nie miał spotkania z demonami w większej ilości niż jeden. "-Jednak wolałbym, żebyś skupił się na ochronie naszego towarzysza.-"-Postaram się.- Odpowiedział półszeptem skierowany twarzą do towarzysza, można było usłyszeć w jego głosie lekką nutkę strach. Łowca starał się skupić na tym co go motywowało aby nie spanikować. Czyli że musi stać się silniejszy aby chronić innych, oraz przetrwać po to aby spotkać się z kolegami których poznał w korpusie."Poza tym pokażę Ci, to czego nie pokazałem na treningu." Te słowa go trochę zagrzały do walki ciekawość też była dobrym motywatorem do działania.
"Szkoda, całkiem ładne z was okazy, może jeżeli poprosicie, to zmienię was w moje urocze dzieci."
-Nie skorzystamy, urocze? Twoje dzieci są co najmniej ohydne.- Skomentował głośno tak aby pajęczy demon go usłyszał. Chciał ją wkurzyć aby myślała mniej racjonalnie, miało to szanse pomóc w obronie rannego łowcy, ale to zależało od tego czy demon daje się ponieść. A puki co wyglądało na to że ma jakiś zmysł taktyczny więc pewnie nerwy też trzyma na wodzy. Ale chłopak też musiał się podnieść trochę na duchu aby nie dać się przytłoczyć mnogości demonów. Ponieważ ich ilość była co najmniej demotywująca, nie ma nic gorszego niż przewaga liczebna przeciwnika na polu walki.
Gdy Kagami poleciał z zawrotną prędkością pokonać demona dowodzącego tej zgrai pokrak, młody łowca stał z tyłu i pilnował rannego. Tak jak zasugerował Kagami. Łowca wiatru nie był osobą która łamie rozkazy, chyba że są złe. Bronił rannego dlatego że nie chciał śmierci towarzysza z korpusu, zresztą niebyło to tylko w ich interesie aby mu pomóc. Bacznie obserwował pole walki czekając aż demony do niego podejdą aby nie odchodzić daleko od łowcy którego musiał bronić. Szybko w głowie układał sobie plan działania co zrobić jak podejdą bliżej. Najlepszym pomysłem chyba było błyskawiczne użycie formy pierwszej ale szybko zmienił zdanie użycie ósmej będzie lepsze aby przy odrobinie szczęścia pokonać więcej niż jednego demona, lub przynajmniej pozbyć się ich kończyn. Nie wyglądały na takie co szybko się zregenerowały z utraty ręki czy nogi. W końcu jakby były silne to nie musiałby nikomu służyć, a może po prostu był optymistą liczącym że demony są słabe bo wyglądają jak dzieci. Gdy demony były w zasięgu wykonał ósmą technikę oddechu wiatru z wypadem aby ściąć głowę demonowi przy odrobinie szczęścia najbliższym demonom.
W moim przypadku atak w formie obrony była bardzo skuteczny, ponieważ redukowało to martwe strefy, których nie widziałem swoim wzrokiem. Dla osoby znajdującej się poza tym kłębem mogło to przypominać jakiś taniec albo inną zabawę. Iskry od miecza ścierającego się ostrym odnóżami pająków i brzdęki stali teraz akompaniowała przy odgłosach kroków, wcześniej w lesie było kompletnie cicho, a teraz nagle ożył, ale nie za sprawą leśnych zwierząt.
Może ich siła, czy wytrzymałość nie była zbyt wysoka, ale za to nadrabiali zręcznością, szybkością i przede wszystkim liczebnością. Chociaż dwóch osobników poza pajeczycą, wyróżniało się na tle i to bardziej ich skoordynowanych ruchów się obawiałem. Na szczęście sami w sobie nie zdawali się jakoś specjalnie bystrzy czy przebiegli i tutaj można było coś ugrać,
Miecz trzymałem w gotowości, szukałem okazji, w której mógłbym zacząć redukować ich liczebność, ale nie dawali mi czasu wytchnienia, a co dopiero okazji do kontrataku, bo po każdym ciosie pojawiał się kolejny, na szczęście ich pani, jak na razie nie zamierzała nic robić, z ohydnym uśmiechem czekała, aż jej mała armia załatwi sprawę.
- Cholera. - Syknąłem cicho pod nosem. W natłoku walki, uników i szamotaniny zrobiłem drobny błąd, który wróg od razu wykorzystał, udało mi się zredukować konsekwencje, ale kilka ostrych odnóży zahaczyło mnie i pojawiły się pierwsze płytkie rany na moim ciele. Same w sobie nie były groźne, ale zdecydowanie w połączeniu z kolejnymi i zbliżającym się zmęczeniem, nie było to nic pocieszającego, zwłaszcza że to jeszcze bardziej rozsierdziło ich. Walka o morale była trudna, zwłaszcza gdy teraz przeciwnicy dostał mały zastrzyk motywacji i przełamania progu, który sprawiała, że nie mogli mnie trafić.
- I co rudy chłopcze, jednak nie jesteś poza zasięgiem moich dzieciaczków. Tańcz, Tańcz Hehehe. - Powiedziała demonica, która była zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Katsumitsu w tym czasie nie mógł narzekać na brak przeciwników, ponieważ, cztery mniejsze pająki zdecydowały się odłączyć od roju i spróbować swoich sił z nim, popychane pierwotnym instynktem i zapachem krwi. W końcu stada zawsze polowały na najsłabsze i ranne osobniki w grupie i tak samo one zdecydowały się uczynić.
Jednak ich stan liczebny bardzo szybko zmniejszył się o jednego osobnika, gdy tylko weszły w zasięg ataku bruneta, ten zdecydował zrobić jeszcze wypad w ich stronę i posłać Sho Rekkaza Kiri, które trafiło bezpośrednio jednego z nich i nie pozostawiając mu miejsca do ucieczki, seria podmuchów, cięła i rozrywała go. Reszta grupy wykonała uniki, ale nie udało się im tak samo ujść bez obrażeń, ucięta kończyna, ranny na ciele. Trąba powietrza po wykonaniu tej techniki nieco utrudniała wizje, ale młody zabójca powietrza znowu poczuł mrowienie na swoim ciele, trzy niedobitki nie zawróciły, postanowiły go zaatakować z różnych kierunków.
- Ranny.:
Katsumitsu:
Rana I Otarcia od nitek na przegubach i szyi.
Kagami:
Rana I Liczne płytkie nacięcia na ramionach.
albo ją przed sobą stworzę
Miał kilka pomysłów co zrobić, najprostszym było zwabienie demonów aby nadciągały z jednego kierunku bo wtedy użycie kolejnej formy mogło by się pozbyć ich wszystkich. Ale nie był pewien czy demony nie zmienią swojego celu gdy ten zacznie je zaganiać do biegu frontalnego za nim. Obronna rannego łowcy była sporym utrudnieniem na polu walki, łowca liczył na to że wsparcie szybko przybędzie i na to że ten ognisty demon który poparzył rannego członka korpusu to tylko jego spekulacja. Może sam się poparzył swoją ognistą technika, nie mógł wykluczyć że ranny był łowcą który posługiwał się tym samym oddechem co Kagami. Drugim pomysłem był atak na osłabionego demona ale łowca go szybko odrzucił bo gdy zaatakuje w tym momencie to dwa pozostałe skoczyłyby na niego mocno go raniąc. Trzecim pomysłem było użycie drugiej formy oddech ale na razie nie mógł sobie na to pozwolić, ze względu na to że jego płuca nie były wystarczająco wytrenowane. A męczenie ich mogło by mieć tragiczne skutki podczas walki. Brak defensywnych form w oddechu wiatru nie pomagał w sytuacji otoczenia przez wroga.
Więc pierwszy plan który wpadł mu do głowy był dla niego jedynym możliwy do wykonania w obecnym stanie rzeczy, co prawda miał ryzyko że demony pójdą do rannego łowcy. Ale po pierwsze Katsumitsu liczył że demony nie będą zbyt bystre, a po drugie był to najszybszy sposób aby pozbyć się demonów i zapewnić rannemu łowcy bezpieczeństwo, na dłuższą chwile i może wspomóc Kagamiego jeżeli ten nie skończy przed nim walki.
Katsumitsu dostrzegł, że demon, który go zaatakował, właśnie regenerował obrażenia, które otrzymał, rany na korpusie zaczynały się zasklepiać i wracała mu mobilność, jedynie odnóże, które utracił chwile wcześniej, miało problem z odtworzeniem albo po prostu demon skupił się na poważniejszych ranach. Jednak nie miał on zbyt wiele czasu na dalsze dywagacje w głowie na ten temat, po pozostała dwójka jego przeciwników, która też skończyła się regenerować, również wyskoczyła z kurzu, ale Ci byli daleko od jakiejkolwiek szansy na zranienie zabójcy wiatru, który postanowił robić za przynętę, tylko pytanie czy złapią się na haczyk, a może wręcz przeciwnie rzucą się na leżącego zabójcę, który stracił przytomność.
Dwa ruszyły do dalszej pogoni za nim, ale jeden z nich zdecydował się rzucić na leżącego mężczyznę, który nie mógł się bronić.
- To ostatnie co zobaczysz. - Nie zamierzałem wdawać się w większą gadkę szmatkę, skupiłem się na tym co było istotne, czyli na unikach i okazji do kontrataku, może mieli przewagę, ale teraz przyjdzie czas na konsekwentne redukowanie ich ilości.
Zacząłem delikatnie się wycofywać z tego tańca pogo, aby wszystkie stwory były naprzeciwko mnie i gdy znowu skorzystają ze swojej taktyki ataku symultanicznego, obniżyłem miecz i wymachem po okręgu stworzyłem sobie zasłonę przy pomocy czwartej formy oddechu płomienia, aby następnie wziąć kolejny głęboki oddech i ponownie wystrzelić przed siebie przy pomocy pierwszej formy, tym razem tnąc niczego niespodziewających się wrogów, którzy tym razem nie mieli jak za bardzo zareagować, ponieważ mieli za mało czasu, na reakcje przez powstało zasłonę z ognia. Leciałem niczym płonący pocisk, który obracał się i dekapitował każdego demona w zasięgu.
Moje rozgrzane ostrze przecinało karki demonów, które jeszcze chwile wcześniej tak rozochocone, rzuciły się na mnie przy pomocy frontalnego ataku, truchła legły na ziemi, a ja znalazłem się przy ich szefowej, której głowa również miała pofrunąć, ale klinga zatrzymała się tuż przed jej karkiem przez grubą nić która, naciągała się niczym cięciwa łuku, pod siłą mojego uderzenia.
- Gratuluje, teraz zginiesz z moich rąk chłopcze. - Kompletnie nie obchodziły ją starty w swoich dzieciach, nawet zdawała się, jakby sprawdzała, czy jestem na tyle godny, aby sama się pofatygowała po skalp. Bo nieudanej próbie odskoczyłem do tyłu i szykowałem się na jej wkroczenie na scenę. Użycie dwóch form w tak krótki odstępie czasu było odczuwalne, ale dopiero się rozgrzewałem.
- Ranny.:
Katsumitsu:
Rana I Otarcia od nitek na przegubach i szyi.
Kagami:
Rana I Liczne płytkie nacięcia na ramionach.
albo ją przed sobą stworzę
Bez namysłu łowca użył Ichi no kata: Jin Senpū - Sogi aby przebić się przez dwa demony które go goniły. Po technice Katsumitsu natychmiast zaczął bardzo szybko biec w kierunku demona który zmierzał w kierunku rannego łowcy. Musiał się śpieszyć aby obronić leżącego mężczyznę przed pazurami wygłodniałego demona. Również nie chciał aby demon dostał krew bo wtedy szybciej by się zregenerował, choć to że się zregeneruje nie było problemem. Większym problemem byłaby strata kolejnego łowcy w starciu z demonami. Więc gdy był w zasięgu wykonał szybki wypad i cięcie wycelowane w szyje demona. Chciał go szybko ściąć aby ranny nie miał już żadnego bliskiego zagrożenia.
Katsumitsu już czuł lekkie zmęczenie fizyczne tą walką, przez to że musiał się dużo nachodzić przed walką i biec za Kagamim którego ledwo doganiał. Miał nadzieje że kruk łowcy płomieni już dotarł do Yonezawy i powiadomił wszystkich z korpusu o demonach w okolicy i nie będą zaskoczeni jak przy ostatnim ataku. Liczył też na to że osoby które poznał będą gotowe jeżeli demony zaatakują tej nocy. Nie znał za wielu osób z korpusu, ale mimo to nie chciał aby ktokolwiek umierał.
Teraz pędził sile sił w nogach, aby powstrzymać demona, który zamierzał zlikwidować bezbronnego, oboje znajdowali się w podobnym dystansie do punktu, w którym ich drogi miały się przeciąć. Brunet czuł, że jeszcze musi włożyć trochę w to wysiłku i uda mu się ochronić leżącego łowcę, zrobił szybki wypad i wykonał cięcie w miejscu, w którym powinien się znajdować kark demona, jednak tak się nie stało. Cięcie przeszło przez powietrze, bo celem demona nie był atak wymierzony w leżącego człowieka, a zabójcę, który przyjdzie mu na pomoc. To wszystko była zmyłka, w którą niedoświadczony Katsumitsu wpadł. Poczuł, jak w lewy bark wbija się ostre odnóże demona, rana momentalnie zaczęła go piec.
Stwór wykonał zmyślny plan i wykorzystał obawy młodego zabójcy przeciwko niemu, już miał zamiar poprawić. Zadając drugi cios, ale wtedy został zaatakowany mieczem od boku, atak nie był zbyt silny, ale wystarczający, aby zmusić pająka, do zwiększenia dystansu nim wyprowadził kolejny cios.
Brunet zauważył jak ranny zabójca, dysząc i kaszląc, zaczął podrywać się na nogi, miał problem z utrzymaniem równowagi i chwiał się na boki, ale pomimo tego zaczynał się prostować, mocno przyciskając prowizoryczny bandaż do klatki piersiowej.
- Nie będę... Dla was... Ciężarem. - Rzucił cicho dumny wojownik, który nie chciał być powodem ran swoich towarzyszy.
Demonica wcale nie pozostawała bierna jak wcześniej, nawet za bardzo nie zwlekła ze swoim kolejnym ruchem, wkroczyła na udeptaną ziemie, gdzie resztki jej dzieci znikały z powierzchni ziemi. Teraz rozpoczął się prawdziwy taniec, w którym wymienialiśmy się atakami, próbując dosięgnąć przeciwnika.
Zdecydowanie była lepsza, niż mi się wydawało, myślałem że jeżeli nie lubi sobie brudzić rąk i działa z ukrycia to w walce bezpośredniej mocno będzie odstawać, a ona nie tylko nie odstawała, to jeszcze napierała coraz bardziej, wspomagając się swoimi nićmi, które niczym bicze latały w powietrzu, próbowały mnie smagać. Jeżeli zaatakowałbym wraz ze swoimi pionkami, wtedy bez ciężkich obrażeń ta walka by się nie skończyła. Zastanawiało mnie czy to przez pychę i arogancje, czy po prostu lubiła się bawić swoim ofiarami, przeszła mi ta krótka myśl przez głowę, ale nie mogłem już dłużej się zastanawiać nad zachowaniem demona i jego powodami.
Przez jakiś czas trwaliśmy w impasie i nikt nie był w stanie utrzymać prowadzenia, na tyle długo, aby zaszkodzić drugiej stronie, gdy ona zdecydowała się posłać w moją stronę specjalną ścianę czerwonych nici, które cięły wszystko na swojej drodze, ja przy pomocy czwartej formy odparłem jej atak. Nie mogłem wykorzystać poprzedni sztuczki drugi raz, ponieważ pajęczyca już ją widziała i mógłbym narazić się na srogi kontratak.
- Ranny.:
Katsumitsu:
Rana I Otarcia od nitek na przegubach i szyi.
Rana II Rana kuta lewego barku.
Kagami:
Rana I Liczne płytkie nacięcia na przedramionach.
albo ją przed sobą stworzę
Nie możesz odpowiadać w tematach