Przyszedł jednak czas na zadanie, którego się podjęły. Czerwone tęczówki śledziły po zebranych demonach nie szczędząc oceny. Tak zdecydowanie patrzyła na nich z góry, ale taki właśnie miała przywilej. Czuła się niepokonana. Dlaczego tak zawsze działo się u boku Katsu? Stawała się przy niej kimś więcej.
Wskazała ruchem dłoni lewą grupkę ostatni raz spoglądając na piękną demonicę.
- O wyznaczonej porze, w wyznaczonym miejscu. Nie spóźnijcie się - powiedziała do niej z błąkającym się na ustach uśmiechem. Nachyliła się po raz ostatni w jej stronę głośno wdychając znajomy zapach. - Wolałabym iść z Tobą - dodała ciszej słowa zarezerwowane tylko dla uszu Katsu. Odsunęła się i wyszła z jaskini. Ruchem dłoni nakazała swojej drużynie, żeby za nią podążali. Nikt nie marudził, wszyscy w końcu czekali na ten moment. Ruszali ku chwale, w imię samego Stwórcy.
Wyruszyli.
- Masz dopilnować, żeby nikt się nie wychylał - rozkazała jednemu z silniejszych demonów kroczącemu u jej boku. Z każdym przemierzonym metrem zbliżali się do wioski. Szli w ciszy, co chwilę jakaś niewielka grupka demonów się odłączała, wybierając inne ścieżki prowadzące do niewielkiej osady na obrzeżach Nagoi. Każdy miał w tutaj swoją rolę do wykonania. Niektórzy byli rolnikami, inni rzemieślnikami, przykładnymi mieszkańcami wioski czy też jej pijaną zarazą.
- Skontaktuj się z naszymi ludzkimi sługami. Zaczniemy zaraz po zajęciu stanowisk - poinformowała innego demona, który skinął głową znikając za kolejnymi pniami drzew. Wszystko szło zgodnie z planem. A już po chwili jej oczom ukazała się niewielka osada.
- Wsssszystko co rozkażessssz, Pani - powiedziała sycząc przez przydługawy, rozdwojony język jak od jaszczurki. Demony pozostały jednak demonami. Były jednak idealnie przebrane tak jak im rozkazano.
Gdy Lisica nachyliła się do Katsu, aby wyszeptać jej słodkie słowa, ta przytrzymała jej nadgarstek, nie pozwalając się od siebie odsunąć od razu. Z delikatnym uśmiechem na ustach, zbliżyła wargi do jej policzka, zawisając gdzieś w okolicy ucha. Wolna dłoń zahaczyła o materiał jej ubrania, jakby Szmaragdowa chciała zrobić dużo więcej, niż wydarzyć miało się w rzeczywistości.
- Wrócę do ciebie - odparła tylko, a jej głos mógł sugerować, że za tą obietnicą również kryło się dość głębokie drugie dno. Wzrok przesunął po obliczu Kitsune, zatrzymując się w końcu na jej wargach. Powoli zbliżyła się do nich, a jeżeli Kitsu jej pozwoliła, złożyła niespieszny pocałunek. Trochę tak jakby były same, pozbawione widowni podwładnych im demonów. Nikt jednak nie miał odwagi zareagować na ten akt czułości.
W końcu Katsu się odsunęła, pozwalając aby bieg wydarzeń oddzielił ją od Lisicy. Gdy przywódczyni odchodziła wraz ze swoją grupą, ciemnowłosa chwyciła jednego z podwładnych Kitsu demonów i przyszpiliła go do ściany. Wbrew temu jednak, jej oblicze pozostawało dziwnie spokojne i pozbawione typowego uśmiechu. Taka powaga była do niej mocno niepodobna.
- Nie może jej nawet włos z głowy spaść - odparła twardo, a gdy nieznajomy demon gorączkowo pokiwał głową, puściła go i poklepała po policzku. - Do boju.
Gdy już skierowała się do własnej drużyny, wyraz jej oczu pozostawał nieprzenikniony. Spojrzała na małą dziewczynkę obok siebie, a na jej słowa pokiwała głową z delikatnym uśmiechem.
- Wyśmienicie.
Wyruszyli.
Marsz w kierunku wioski odbył się we względnej ciszy. W pewnym momencie, gdy światła wioski zaczęły prześwitywać między listowiem drzew, Katsu zwróciła się do dziewczynki o rozdwojonym języku.
- Jak masz na imię?
Odwróciła się do reszty demonów, zatrzymując się na chwilę.
- Nie chcę słyszeć o żadnych odstępstwach od planu. Założenie jest proste - jedyne co chcemy osiągnąć to bunt i żadne komplikacje nie wchodzą w grę, zrozumiano? Działamy parami lub trójkami, żadnych indywidualistów. Pilnujecie siebie nawzajem. Pamiętajcie o naszych wtykach. - Rzuciła spojrzenie na dziewczynkę. - Ty idziesz ze mną.
Gdy dotarli do wioski, Katsu wskazała na domy, do których miały rozejść się demony z jej drużyny, znaczącym gestem odsyłając ich do swoich zadań, sama natomiast obrała za cel karczmę, w której o tej porze wciąż paliło się światło. Bez zbędnych ceregieli, z zarzuconym na głowę kapturem, weszła do środka, chcąc zorientować się w panującej tam atmosferze. Miała być gęsta i łatwopalna. A ona miała rzucić płonącą zapałkę w sam jej środek.
Drużyna Kitsune podążała za nią w ciszy. Bez zbędnych rozmów, bez marudzenia. Największy z demonów, który szedł obok liderki, pokiwał głową na jej słowa, a pomruk, który wydobył się z jego gardła, mógł sugerować co zrobi z tymi, którzy nie posłuchają się Lisicy.
Drugi demon, odesłany do wioski, pobiegł przodem, aby przygotować ludzkich wspólników na przybycie Kitsune.
Gdy dotarli na miejsce, zdawało się, że atmosfera pozostawała gęsta, niczym w pszczelim ulu, w którym od dłuższego czasu robotnice szykowały się do wylotu. Bunt wisiał w powietrzu, podsycany przez ludzi współpracujących z demonami od wielu dni. Skrupulatnie przygotowany plan zakładał, że tego dnia cierpliwość wieśniaków utrzymywać się będzie na ostatnim włosku.
Rozpoczęły kolejną część zadania. Rozeszły się każda w swoją stronę, a całą drogę Kisune nie mogła się skupić na niczym innym niż wrócę do ciebiewrócę do ciebiewrócę do ciebiewrócę do ciebiewrócę do ciebiewrócę do ciebie które zaserwowała jej Katsu. No i oczywiście cudowny smak jej miękkich ust. Kazała wszystkim demonom zachować maksymalny poziom skupienia, kiedy sama całą drogę bujała w obłokach. Dopiero po całkiem długim marszu, jej wystrzony słuch zaczął łapać odgłosy dochodzące z pobliskiej wioski, zeszła na ziemię. Westchnęła zmieszana, na szczeście nikt nie zauważył jej chwilowej "nieobecności".
- No to jazda - wyszeptała do pozostałej dwójki demonów, która kroczyła u jej boku i oni także się rozeszli. Każdy miał zająć swoją pozycję. Wkroczyła do wioski odrobinę spóźniona. W jednej ręce trzymała pusty kosz, w którym pewnie powinny znajdować się warzywa. Na środku przy studni zebrało się całkiem sporo ludzi. Ciche rozmowy i nerwowe szepty. Od razu rozpoznała jednego z demonów, którego sama przydzieliła do zadania. Stał między innymi rolnikami.
- Znowu skonfiskowali ryż - kontynuował rozmowę z najlepiej ubranym mężczyzną w tłumie. Był w podeszłym wieku, jednak inni się go słuchali. To on pewnie tutaj rządził.
- Chcieli pieniędzy? - zapytał starszy mężczyzna, a ludzie wokół niego warknęli coś niezadowoleni.
- Mówili, że nie nadaje się do jedzenia...
- To kłamstwo!
- Tak.
- Zabrali wszystko - wyjąkała wtrącając się specjalnie i przeciskając się przez zebrany tłum. Ludzie powoli zaczęli zwracać na nią uwagę, kiedy mijała kolejnych mieszkańców posyłając im rozumiejące, smutne spojrzenie. Teatralnie rzuciła pusty kosz przed siebie. Huk sprawił, że większość zamilkła. - Strażnicy znowu mnie okradli! - Wrzasnęła ile tchu w płucach, a w jej oczach zebrały się pierwsze łzy. Stojąca obok kobieta chwyciła ją za ramię, próbując dodać otuchy.
- Mnie też! - Ryknął ktoś inny w tłumie.
- Mam na imię Rei, Pannnni. Będę cały czas u Twojego bokuuu - powiedziała mała specjalnie uczepiając się dziecięcą rączką rąbka szaty Katsu. W końcu miało by realistycznie, a małe dzieci nie szlajały się nocą same. Reszta demonów skinęła ostatni raz głową idąc na swoje stanowiska. Każdy był gotowy.
Katsu weszła do karczmy. Była pełna, może nawet bardziej niż zazwyczaj. Oprócz stałej klienteli mogła także zauwazyć zwykłych mieszkańców wioski. Kobiety i dzieci. Była tutaj zdecydowana większość. Pośród nich zobaczyła także twarze dobrze znanych demonów.
- Cudownie, Rei. A teraz bądź tak dobra i nie regeneruj się - poprosiła, niemalże tonem, który sugerować mógł, że mała demonica miała jakikolwiek wybór. Następnie długi pazur ciemnowłosej wbił się w skórę na czole Rei i przesunął pozostawiając dość głębokie rozcięcie. Rozmazała lekko krew na jej włosach, a strużka spłynęła po skroni dziewczynki na policzek. Katsu uśmiechnęła się nikle. - Idealnie.
Tak weszły razem do karczmy. Gdy tylko dostrzegła, że miejsce było pełne, wzięła Rei na ręce i podeszła pospiesznie do baru. Nawet jeżeli ktoś poczuł się urażony jej pośpiechem, gdy tylko dostrzegał krew na twarzy dziecka, cofał się gwałtownie, robiąc przejście.
- Masz jakiś czysty opatrunek? - spytała barmana, odgarniając włosy z twarzy Rei, aby pokazać jej prawą skroń. Rana krwawiła dość obficie. Katsu pocałowała dziewczynkę w czoło, jakby próbowała ją uspokoić. - Zaraz będzie dobrze kochanie…- odparła gorączkowo i przysiadła na jednym z miejsc, które zostało dla niej odstąpione. Kiwnęła tylko głową w ramach podziękowania.
- Co się stało? - spytał jeden z demonów, przebrany za rzemieślnika, a Katsu rzuciła mu udręczone spojrzenie.
- Moja córka kręciła się niedaleko bramy miasta. Jednemu ze strażników nie spodobało się, że ktoś z wioski podchodzi za blisko… A ona tylko próbowała sprzedać owoce z naszego sadu przechodniom.- Pogłaskała Rei po mokrych od krwi włosach. W jej głosie dało się wyczuć złość. - Nie mają szacunku ani dla dzieci, ani dla starszych. Traktują nas jak śmieci, to już nie pierwszy raz… Tym razem jednak strażnik uderzył ją płazem swojego miecza- jęknęła, a wraz z tą informacją karczma zawrzała z oburzenia. - Oczywiście wszystkie owoce zabrał dla siebie, zostawiając dziecko ranne przy drodze.
Sięgnęła z wdzięcznością po skrawek czystego materiału, który został jej podany przez barmana i przyłożyła go dziewczynce do skroni, przytulając ją do siebie.
Reszta potoczyła się niczym lawina. Demon przebrany za rzemieślnika zerwał się ze swojego miejsca.
- Już nas okradają, nim się obejrzymy, staniemy się ich niewolnikami. Czy ktokolwiek z Nagoi zapłacił wam ostatnio uczciwą cenę za wasze towary?
Odpowiedziała mu gwałtowna wrzawa gniewnych okrzyków.
Nerwowa atmosfera przy studni zawrzała, gdy kobieta z pustym koszem oznajmiła, że ją okradziono. Starszy mężczyzna, mimo że coś w jego postawie zdradzało, że był człowiekiem z natury spokojnym, miał złość w oczach.
- Spokojnie, spokojnie już! - próbował opanować wrzawę, która rozpętała się po występie Kitsune. - Nie zostawimy tego tak, obiecuję to wam.
- Słyszeliśmy już te zapewnienia! - wtrącił się jeden z demonów. Wytknął palec w stronę starca. - Jak tak dalej pójdzie, następna zima będzie naszą ostatnią, bo nie będziemy mieli czym się ogrzać! A musimy jeszcze wykarmić czymś nasze dzieci!
Wiele głosów podniosło się z aprobatą. Starzec się zawahał, a demon od razu postanowił to wykorzystać.
- Jeżeli mamy działać, musimy działać teraz! Dość mam siedzenia i patrzenia jak nas okradają! - Tutaj wskazał na Kitsune i pusty kosz leżący przed nią. - Trzeba im pokazać, że nie godzimy się na takie traktowanie!
Nie wszystko dało się przewidzieć. Spora część wydarzeń wciąż pozostawała jedynie przychylnością losu, ale jednak porządne przygotowania zmniejszały szanse przypadku do minimum. Dlatego też tak skrupulatnie przygotowali się do całego zadania. Tutaj nie chodziło o zwykłe zajęcie miasta. Mieli przemycić do niego tyle demonów ile się dało i to niezauważenie.
Początek jednak zapowiadał się inaczej. Ludzie zebrani na placu nie byli zadowoleni. Wręcz przeciwnie. Demony podsycały atmosferę, ale tak naprawdę nawet zwykli mieszkańcy wioski nie byli zadowoleni. Nie od dzisiaj traktowano ich gorzej niż mieszkańców miasta, a jednak to oni stanowili flar społeczeństwa Nagoi. Oni w końcu pracowali w trudzie i pocie czoła na polu. Nie powinno się ich lekceważyć. Nigdy. Kitsune z ukrytym triumfem patrzyła jak następni mieszkańcy wioski przłączali się do głośnego wyrażania swojej opini. Nikt nie pozostał już cicho. Nikt nie stał z boku. Wszyscy aktywnie wyrzucali swoje brudy na temat strażników. Przede wszystkich tych kradnących i c h ciężko wypracowane zbiory.
Kosz leżący bezwładnie na ziemi był jedynie malutką iskierką, która zapoczątkowała pożar. Tyle wystarczyło. Teraz jedynie trzeba było utrzymać płomień.
- Muszą nam za to zapłacić! - Wrzasnął jeden z demonów stojący nieopodal. Przy nim uzbierała się grupka ciekawskich dzieci. Należały do niego? A może były kradzione?
- Właśnie! Pokażemy im kim jesteśmy! - Kontynuował wrzaski jakiś zwykły mieszkaniec, którego coraz bardziej ponosiła odwaga wśród rozszalałego tłumu. Nim się obejrzeli większość mieszkańców zaczęła krzyczeć, a ludzie po kolei zabierali ze sobą widły, pochodnie i co im wpadało pod rękę. Niektóre kobiety z dziećmi chowały się po domach, inne zaś brały maluchy na ręce i dumnie szły wraz z resztą rozwścieczonego tłumu. Kitsune nie czekała długo, nucąc jakąś melodię pod nosem dołączyła się do reszty wyruszając w stronę Nagoi. Kolejna część planu szła do przodu. Teraz już tylko pozostało im połączyć się z grupą Katsu. Jak im szło?
- Na Nagoję, na Nagoję - zaczęła Kitsune, a reszta kontynuowała krzyki. Nie musiała nic więcej robić. Jedynie oglądać owoce swoich działań.
Mogli utracić zbiory, mogli utracić dumę i pieniądze, ale uderzenie dziecka?
- Jak oni śmią! - Krzyknęła jakaś starsza kobieta widocznie urażona. Nie trzeba jej było nawet zachęcać.
... żeby tego było mało, niewinna nie-ludzka dziewczynka Rei wtulona w ramiona Katsu, zaczęła płakać. Wielkie grochy spływały po jej policzkach.
- Mamusiu - wyjąkała. Tego było już za wiele.
Przytuliła Rei do piersi, w momencie, w którym jeden z demonów zaczął krzyczeć.
- Koniec tego! Musimy wziąć sprawę w swoje ręce! Idę tam! Udowodnić im, że nie damy się zastraszać! - Odpowiedziały mu krzyki pełne aprobaty, a z każdej strony wstawali kolejni mężczyźni. - Nie będą grozić naszym zbiorom! Naszym rodzinom! Naszym dzieciom! - Kolejne krzyki odpowiadały jego słowom, wstawały już również kobiety. - Idę tam, udowodnić im, że Nagoja nie trzyma nas pod swoim butem! Kto idzie ze mną?!
Chwilę później z karczmy wylała się grupa rozzłoszczonych wieśniaków. Każdy trzymał w dłoni coś, co odpowiadało jego cierpieniu, bądź co po prostu znalazło się w zasięgu rąk - puste kosze, worki po warzywach, widły, narzędzia. Na samym końcu wyszła i Katsu z Rei na rękach, która przytrzymywała wciąż szmatę przy głowie.
- Na Nagoję! - krzyczeli ludzie. Tłum powoli przesuwał się w stronę miasta, a w miarę jak przechodził przez wioskę, rosła liczba zaangażowanych osób. Demony które rozlały się po wiosce również wykonały swoją robotę, przyprowadzając znaczną część mieszkańców w odpowiednie miejsce, o odpowiednim czasie.
Ruszyli w stronę Nagoi.
Katsu, trzymając się z tyłu, z dzieckiem na rękach, oddała dowodzenie demonom, które rozbudzały odwagę w ludzkich członkach pochodu. Mieli wyłonić najsilniejszych mężczyzn i najbardziej zawistne kobiety, aby oddać im pałeczkę w nakłanianiu do buntu, a samym móc zniknąć w tłumie na czas wkroczenia do miasta.
Ciemnowłosa pozostawała cieniem na końcu pochodu, wypatrując świateł pochodni na równoległej drodze. Światła miały bowiem oznaczać grupę Kitsune.
W drugiej wiosce wszyscy zeszli się wspólnie i nawet starzec, który był jednym z najbardziej szanowanych członków społeczności, krzyczał z zapałem „Na Nagoję!”. Szli pod bramę miasta, aby to właśnie tam spotkać się z mieszkańcami drugiej wioski. Demony z obu drużyn szybko podłapały ochocze krzyki, witając się nawzajem jak starych dobrych druhów. Jakby całe to zajście - bunt dwóch wiosek - było niesamowicie sprzyjającym zbiegiem okoliczności, nie zaś planem snutym miesiącami.
Mieszkańcy podłapali. Powitali się niczym sojuszników w tym samym boju. Wymienili się doświadczeniami, padło kilka krótkich historii pełnych żalu i złości. Wszyscy kiwali głowami i klepali się po ramionach.
Katsu przemknęła pomiędzy tłumem, który niczym dwa osobne nurty, w końcu zszedł się w jedną większą rzekę ludzi. Oddała Rei na ramiona jednego z demonów gdy tylko dostrzegła Kitsune i ruszyła w jej stronę.
Chaos się wzmógł. Słychać było jak strażnicy wykrzykują do siebie polecenia.
Demonica dotarła do Kitsu, chwytając ją za ramię i przyciągając do siebie. Pochłonięte przez tłum, były niemalże niewidzialne. Dwie czarne plamy w morzu złości i żalu.
- Tu jesteś...
Katsu pozwoliła aby Kitsune dostrzegła jej triumfalny uśmiech na ustach, zanim te zbliżyły się do niej i pocałowały ją radośnie.
⠀⠀⠀⠀Żal, złość, gniew, stare blizny i świeże rany - wszystko to i odrobina motywacji ze strony demonów popchnęła zwykłych ludzi do wylania się z wiosek i ruszenia na Nagoję. Wrzawa rosła, a kiedy oba oddziały połączyły ze sobą - jeszcze mocniej przybrała na sile. Stojący pod bramami miasta strażnicy przyglądali się przez chwilę ludzkiej rzece, sparaliżowani z zaskoczenia, a może przestrachu. Najstarszy z nich otrząsnął się jako pierwszy i krzykliwym tonem zaczął wydawać polecenia. Dwóch najmłodszych strażników pobiegło przez miasto do siedzib straży. Nie wiedzieli o co chodzi, ale widok takiego pochodu mógł w tych czasach zwiastować tylko jedno - kłopoty.
⠀⠀⠀⠀Wśród gońców był też tropiciel. Nie tracąc czasu wysłał w biegu kruki by rozejrzały się za zabójcami którzy mieli patrolować miasto. Nie był silnym wojownikiem, nie był nawet najlepszym tropicielem. Ale jego czuły nos mówił mu wyraźnie, że sprawa cuchnęła demonami. A gdyby jednak się mylił - wolał dostać połajankę za nadgorliwość, niż opieszałość.
Czas na odpis: dowolnie, wieści te nie blokują dalszego przebiegu zadania
Dodatkowe informacje: W razie pytań - Kirei
Kolejny post w tym temacie
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|