Zimna woda nie pomagała. Zanurzyła się w niej dla pewności, postawiając głowę nad taflą jeziora. Próbowała posiedzieć tak chwilę, aż... Postanowiła podejść do brzegu. Chciała coś zniszczyć, zasiać, gdziekolwiek, choć odrobinę chaosu. Do dyspozycji miała las, Hayato oraz ostateczny wybór, jakim była sterta gałęzi. Postanowiła przy ognisku się wyciszyć, dać mu się objąć i oczyścić. Po odskoku podeszła bliżej i przykucnęła w bezpiecznej odległości. Wpatrzona w tańczące języki, mogła zapomnieć o kłótni. Puścić w dal wydarzenie irytujące ją najbardziej. Jednak wśród zgliszczy wspomnień pojawiło się jeszcze jedno. Złość prawie pozwoliła temu odpłynąć, ale... teraz wróciło.
Gdy skóra wyschła, założyła na siebie odzienie, poprawiając rękawy oraz luźne spodnie. Włosy przeczesała palcami, upewniając się, że wilgotne kosmyki znajdują się z tyłu głowy. Następnie wzięła w dłonie trochę ziemi i nią ugasiła powstałą wcześniej kreację. W ciemności zbliżyła się najpierw do wody, aby pozbyć się pozostałości brudu, który osadził się na koniuszkach palców oraz pod paznokciami. Chwilę to zajęło, zanim podeszła do miejsca, gdzie leżała katana. Chwyciła ją pewnie i dopiero wtedy ruszyła w mrok, w stronę pozostawionych na rożnie królików.
W trakcie podróży miała chwilę, aby zająć się tym, co wróciło. Paskudne wspomnienie przypomniało o jej odpowiedzi dla niego, lecz... Nie dawał jej spokoju brak odpowiedzi. Wydawać się mogło, że naciskał na nią, chcąc rozeznać się w ich relacji. Tylko, czemu zamilkł? Chodziło o to, że odrzuciła jego sprośne oczekiwania? Zwróciła oczy ku niebu, idąc po prawej stronie ścieżki. Z boku mogła wyglądać na zamyśloną, ze ściągniętymi ustami oraz oczach, które błądziły po gwiazdozbiorach.
Nie chciała wierzyć, że to nim tak wstrząsnęło. Inaczej, byłby nikim innym, jak przesyconym rządzą mężczyzną. Kimś, z kim nie chciała mieć do czynienia. Poznała już jednego kobieciarza, który znalazł drugą połówkę, ale czy była gotowa na kogoś podobnego? Wzięła głębszy wdech, próbując to sobie jakoś poukładać. Podświadomie nabrała do jego osoby dystansu, a docierając na miejsce, nawet się nie odezwała. Wolnym krokiem podeszła do ogniska, przy którym przysiadła i czekała. Nie powiedziała, że straciła apetyt, zwyczajnie zamknęła oczy, nasłuchując odgłosów okolicy.
Idąc przez ciemny las, Hayato coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego jak różnica w poglądach może wpłynąć na dalszy rozwój znajomości. Jeszcze dzisiejszej nocy byłby w stanie powiedzieć, że on i Yona są w stanie porozumiewać się bez słów. Dyskusja, która jednak miała miejsce przy jeziorze, całkowicie zmieniła jego postrzeganie. Jeszcze do niedawna zgodziłby się z tym co mówiła dziewczyna i zapisałby się na jej niewidzialnej liście jako chętny do walki o Osakę i Kioto. Teraz jednak, wiedząc jak dużo w jego życiu się zmieniło i poznając jego prawdziwą wartość, uważał że trzeba cieszyć się z chociażby małych sukcesów.
Nie odzywał się już tej nocy. W ciszy zjadł królika, który przygotował się niemalże perfekcyjnie i wyczekiwał na pierwsze promienie słońca. Z powodu pory roku pojawiły się one niedużo później. Hayato, upewniwszy się, że wokół nich nie ma żadnych bestii, które czekałyby na opuszczenie gardy, zebrał swój sprzęt i spojrzał po raz ostatni na dziewczynę: - Dziękuję Ci za tą ciekawą noc. Do zobaczenia Yona. - Po tych słowach opuścił las.
Hayato - z/t
Kiedy skończyła posiłek, stało się jasne, że nie pociągnie za długo. Starała się umilić czas, przez pielęgnację ostrza, mały trening, cokolwiek, co odciągałoby ją od własnych myśli, lecz on jej w tym przeszkadzał - Wychodzę do lasu, o gdzieś tam - wskazała dłonią w stronę północy - Każdy demon i tak do Ciebie przyjdzie, dlatego wyślę Ci sygnał, gdybyś miał mieć towarzystwo. Miłej nocy - wyrzuciła z siebie, siląc się na przyjazny, pozbawiony wrogości głos. Kiedy schylała się i podnosiła swoje rzeczy, każdy z ruchów wyprowadzała z pełną szybkością, zabierając plecak, rolkę bandażu, którym się podzieliła i oręż wraz z pochwą. Sprawdziła na wszelki wypadek, czy na pewno wzięła wszystko i wyskoczyła do przodu. Nie zatrzymała się, nie odwróciła, parła przed siebie, dopóki nie znalazła wysokiego drzewa, na które mogłaby się wdrapać.
Weszła na wysokość korony, rozglądając się za dobrym punktem widokowym. Upatrzyła jeden na podłużnej, grubej gałęzi, skierowanej na południowy-wschód i tak została do wzejścia słońca. Kiedy wróciła na polanę, zastała białowłosego na zbieraniu swoich rzeczy - Już uciekasz? - oparła się o grube drzewo, ręce krzyżując na klatce piersiowej - Szkoda, myślałam, że może będziesz bardziej gadatliwy z rana, Shiro - wzruszyła ramionami, a następnie ruszyła powoli przed siebie, dając mu chwilę do przetrawienia jej słów - Mam nadzieję, że będziemy w stanie pogadać następnym razem - rzuciła na koniec i skierowała się do wioski, aby upewnić mieszkańców o braku niebezpieczeństwa, a potem... Dalej w świat, żeby wykonać kolejne zadanie.
[z/t]
Niewysoka, dziewczęca sylwetka zgrabnie lawirowała wśród masywnych pni i pomniejszych krzewów, omijając haczące o ubranie gałązki. Giętko, niemal bezszelestnie poruszała się w głąb leśnego labiryntu; bose stopy ledwie tykały poszycia, nie zostawiając po sobie żadnych śladów. Była jak jeden z długich cieni, lekkich oraz ulotnych, pojawiających się kiedy blask miesiąca na krótko rozdarł zasłonę chmur i znikających po chwili, gdy te znów się zespoliły. Szybko, szybciej!, ponaglała samą siebie, czując narastającą, niezdrową ekscytację. Każda komórka ciała wibrowała dziwną radością. Złotooka miała ambitne plany, zamierzała zatonąć w nich aż po czubek czekoladowej czupryny, w pełni oddać się przyjemnościom płynącym z popuszczenia wodzy dzikim, pierwotnym instynktom buzującym w wątłym ciele od dnia jej ponownych narodzin. Czuła, że dziś musi to zrobić. Krok za krokiem zbliżała się do celu, a im mniejsza odległość dzieliła ją od tego, tym mocniej była rozemocjonowana. Wkrótce miała ujrzeć rozpoczęte poprzedniej nocy dzieło - była blisko, bardzo blisko.
Ostatnie metry pokonała w czterech potężnych susach, nie potrafiąc dłużej utrzymać rytmicznego, spokojnego chodu. Dotarła dokładnie tu, gdzie chciała się znaleźć i otaksowała czujnym wzrokiem znajomą scenerię. Wszystko wskazywało na to, że od ostatniej wizyty (całą dobę temu) nic się nie zmieniło, żadne obce zapachy nie zbeszcześciły jej małego, samozwańczego terytorium. Kąciki ust drgnęły w nieskrywanym zadowoleniu, kiedy świecące bursztynowo ślepia powiodły po zruszonej, usypanej na kupce ziemi oraz rozciągającemu się poniżej, głębokiemu dołowi. To tutaj. Puszysty, śnieżnobiały ogon zakołysał się w szaleńczym tańcu, dając upust ogarniającemu demonicę podnieceniu. Entuzjazm sięgnął zenitu, mimo to Inu chociaż próbowała udawać mądre, ostrożne zwierzę, dlatego niedbale powiodła po mieniących się czernią sylwetkach drzew, nim przykucnęła nad kraterem. Westchnęła rozanielona, pozwalając długim pazurom zatonąć w ciężkim, wilgotnym gruncie. Nachylona nad wyrwą, kopała szybko i zawzięcie, jak pies zafiksowana na jakże ważnym zadaniu. Odrzucała kolejne grudki ziemi, powiększając dół w tylko sobie znanym celu; włochata kita przez cały czas agresywnie szurała po podłożu.
W paszczy trzymała patyk.
#9b5e64
Gdy tylko otrzymała nową misję zawróciła w połowie drogi. Kruk skrzeczał wtedy bowiem irytująco, jakby chciał w ten sposób poinformować, że sprzeciw nie wchodzi tutaj w grę. Nawet jeśli miała wrócić do Yonezawy, odpocząć i stamtąd wymaszerować znowu. Skoro była relatywnie niedaleko to, czemu miałaby nie wykonać jeszcze jednej dodatkowej misji? Przecież korona jej z głowy nie spadnie, a po wykonaniu wróci i odpocznie, co nie?
Robiło się coraz ciemniej, a Iskra, ciągnąc na swoich plecach niewielki tobołek czuła jak powieki stają się coraz cięższe. Miała mało cierpliwości do takich sytuacji. Zwłaszcza że przez ostatnie kilka miesięcy skupiona była na swoich własnych, prywatnych sprawach i wszystko, co było związane z korpusem zabójców po prostu "wchodziło jej w drogę". Chociaż mogłaby przysiąc, że jak zabijała ostatniego z czarcich pomiotów ten uśmiechnął się do niej dziwnie. Tak jakby już ją kiedyś widział. Przebrzydła mimika twarzy pozostała do końca, nawet gdy odcinała mu sprawnie łeb jednym ruchem rąk. Musiała przyznać, że w tym momencie poczuła nieprzyjemny dreszcz przechodzący po jej kręgosłupie. Mimowolny odruch obrzydzenia sprawił wtedy bowiem, że prychnęła i krzywiąc się z niezadowolenia odwróciła się prędko zapominając o tym co przed chwilą zaszło. Wymazanie z pamięci, wykonanie kolejnego kroku w stronę upragnionego celu bez względu na wszystko.
Tereny lasu w Nagoi nie były jej w pełni znane. Wręcz mogłaby powiedzieć, że już piąty raz mija ten sam pieniek obrośnięty mchem i głaz, który wyglądał jak twarz niepocieszonego mnicha na zapadający dookoła mrok. Przy trzecim razie zatrzymała się nawet przy nim pochłaniając się kontemplacji, na temat tego czy ktoś po prostu uwiecznił jakiegoś mężczyznę w żarcie, czy był to pewnego rodzaju pomnik. Nie dostrzegła nigdzie tabliczki, czy informacji, że jest to jakaś konkretna osoba więc po około piętnastu minutach odpuściła sobie stanie w bezruchu i ruszyła dalej.
— A wujek mówił... "Iskro, to ciężki zawód, na pewno jesteś gotowa na takie poświęcenie?" — zaczęła mamrotać pod nosem pokonując krzaki, które stały jej na drodze... no bo nie dało się przecież przejść na około, trzeba było robić za twardą, silną, niezależną kobietę — "Tak, wujku, jestem pewna. Przyniosę chwałę naszej rodzinie po jej upadku, zobaczysz"...
Stanęła momentalnie przejeżdżając dłonią po twarzy i znużona wpatrując się w powiększające się cienie drzew, a już bardziej czarne postacie, które żyły swoim własnym życiem.
— Muszę Ci pogratulować, Isshiki. Tylko ty mogłaś wpaść na tak genialny pomysł. Teraz nie masz wyjścia i musisz przejść przez ten las. Nie ma mowy o przystanku na sen.
Ledwo zrobiła kilka kroków i usłyszała dziwne odgłosy zza pleców. Obróciła się momentalnie kładąc dłoń na rękojeści katany, która zwisała swobodnie przy jej pasie. Zmarszczony nos, przyczajony wzrok, pochylona postawa. Odłożyła na bok, tak w krzaki, żeby jednak nie było widać, swój plecak i stawiając ostrożnie kroki poczęła zbliżać się w stronę zasłyszanych chwilę temu odgłosów. Gdy usłyszała je ponownie postanowiła się na nich skupić, przymykając na chwilę oczy i biorąc głęboki wdech.
— To chyba jakieś zwierze... — wyszeptała do siebie uchylając powoli powieki i uważnie stawiając stopy na ziemi, coby zwierzęcia nie spłoszyć, a jednak zbliżyć się do niego. Może to będzie jej jakaś kolacja?
Stanęła za drzewem wychylając się nieznacznie. Ogon. To musi być jakiś lis, pies... cokolwiek. Jak wilk to cięższa walka. Ale bliżej temu było do psowatego stworzenia. Tak, zdecydowanie.
Postanowiła się przyczaić, może jednak nie będzie szła na głodnego? Już dawno zjadła cały swój prowiant, który spakowała. Musiała więc jakoś wyciszyć ciche burczenie. Oby tego pies nie usłyszał. Co on tak naprawdę tam robił?
Kucnęła mrużąc oczy i znów nasłuchując.
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
To chyba jakieś zwierze…
Dziwne, nie myślała teraz o żadnych zwierzętach, skąd więc wzięła się ta myśl i dlaczego wypowiedziała ją na głos? Zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć to zjawisko. Ubabrane dłonie zawisły w bezruchu nad jamą, drobna sylwetka zamarła na wzór marmurowego posągu. Zaraz, zaraz… przecież trzymała w paszczy kij, nie mogła nic powiedzieć bez jego upuszczenia. Palce sięgnęły kącika ust, musnęły opuszkami chropowatą powierzchnię patyka. Skoro był na miejscu, czy to znaczyło…?
Baaardzo powoli odwróciła głowę w kierunku dźwięku, złote ślepia zalśniły w mroku załamując docierające do nich znikome ilości światła. Szczęki poluzowały się uwalniając trzymany przedmiot, drewienko z głuchym stuknięciem upadło na podłoże. Bursztynowe oczęta nerwowo przeczesywały wyprężone w mroku sylwetki drzew, szukając niepasującego elementu. Czegoś, czego wcześniej tam nie było. Czegoś albo kogoś. Nozdrza wkrótce pochwyciły woń intruza. Co robić? Gdzie uciekać? Chcąc uniknąć konfrontacji, musiała naprędce coś wymyślić - jak na złość, nie miała ani jednego pomysłu. Cóż, większość jej pobratymców zapewne ucieszyłaby się z podanej do stołu kolacji, ale ona ani nie była głodna, ani nie lubiła walczyć, a przede wszystkim zabijanie nie sprawiało jej żadnej uciechy. Wręcz przeciwnie, a ryzyko utraty kontroli napawało przerażeniem.
- N-nie podchodź! Mam patyk i nie zawaham się go użyć! I zęby też mam! U-ugryzę! - Krzyknęła w eter nieco zbyt rozedrganym głosem. Na przekór własnym “groźbom” zaczęła wycofywać się do stworzonego przez siebie dołu, pozwalając ciału miękko zjechać po niezbyt stromej krawędzi. Czekoladowa czupryna znalazła się na wysokości gruntu. - Ostre zęby i pazury, ja bym nie podchodziła! - Dodała jeszcze, wygodniej moszcząc w dziurze. Niegdyś biały, puszysty ogon zawinął się na brzuch jak u wystraszonego pieska. - Poza tym nie da się mnie zjeść, idź dalej, niczego tu nie ma. M-może masz halucynacje z niedożywienia, ja nie wiem!
Mogła mieć tylko nadzieję, że człowiek - bo pachniało człowiekiem, nie innym demonem - wystraszy się (żeby jeszcze było czego) i obierze inny kierunek marszu, zostawiając ją w spokoju. Pomyśleć, że po raz pierwszy udało jej się skutecznie umknąć przez srebrnookim, kradnąc mu odzież kiedy kąpał się w jeziorze, i jak na przekór temu niewielkiemu sukcesowi kogoś spotkała. Postanowiła nie oddalać się już od starszego demona, oczywiście jeżeli uda jej się do niego wrócić. Bo uda się?
#9b5e64
Chyba się nie przesłyszała... Jakiś wysoki, piskliwy głosik groził jej... JEJ, żeby nie podchodziła. Otworzyła z wrażenia szerzej złote ślepia zaciskając mocniej dłoń na rękojeści swojej katany. Chciała aż prychnąć pod nosem, ale zamiast tego zrobiła to, cóż, odrobinę za głośno.
Słysząc dalsze ostrzeżenia i pogróżki krtań zadrgała jej jakby miała właśnie zawarczeć niczym zwierze. Jakby sama miała ostrzec przed sobą. Choć wiedziała, że mimo wszystko byłaby w stanie bez problemu poradzić sobie z zagrożeniem, które kryło się w nocy, tak na początek musiała założyć, że była to zagubiona dusza. Odstawiła jednak na bok te przypuszczenia słysząc coś o zębach i pazurach. Jaki normalny człowiek by to powiedział? Nawet w strachu przed swoim własnym losem? Z takim się jeszcze stety niestety nie spotkała.
— Co za głupie żarty... — odezwała się w końcu wychodząc zza drzewa i stając twarzą w twarz ze stworzeniem, które zdawało się próbować wycofać. Wymierzyła w jego stronę ostrzem swojego miecza stając w lekkim rozkroku. Czarne włosy lekko rozwiane przez wiatr opadły swobodnie jej na czoło ukazując złoto tęczówek, które odbijało światło księżyca.
— Czymkolwiek jesteś, słabe są te Twoje pogróżki — jej ostry, nieco niższy niż zwykle ton głosu przedzierał się płynnie przez noc docierając do uszu istoty, która wyglądała... jak pies? Zmrużyła oczy, żeby lepiej się w ciemnościach przyjrzeć temu czemuś. Nie było to łatwe zważywszy na to, że chowało się to małe coś w norze, którą chwilę temu kopało. Zdegustowanie wpłynęło na twarz Iskry, która teraz powoli przestępowała z nogi na nogę zbliżając się do zwierzęcia.
— Ta dziura Cię nie uchroni, zdajesz sobie z tego sprawę? Miałabyś się w niej schować i liczyć na to, że sobie pójdę? — poirytowana lekko podeszła na trzy metry od stworzenia przyglądając się dokładniej brązowej czuprynie. Ogona jeszcze nie zdołała dostrzec, więc nie rzucała się z mieczem od razu — Pokaż się. Albo nie, nie musisz. Ułatwisz mi pracę nie ruszając się z miejsca. Będziesz łatwiejszym celem... No, chyba że jesteś człowiekiem... — zaczęła mówić coraz ciszej patrząc z góry na istotę w dole. Nie opuszczała jednak swojego miecza nadal twardo stojąc i czekając na odpowiedź.
Może nie powinna na nią czekać. Może powinna od razu przejść do rzeczy. Ale co jeśli to był przerażony człowiek? Nie mogłaby żyć z krwią niewinnej osoby na dłoniach.
Zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści.
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
- A po co ci to? - Zagaiła ostrożnie, równocześnie próbując przetworzyć w głowie o jaką pracę mogło chodzić. Nie posiadając zbyt wielu informacji, poległa. Zmarszczyła brwi. - Pracę? Celem? Nie rozumiem. Kto normalny chodzi po nocy środkiem lasu i wymachuje mieczem? Polujesz na zwierzęta? A to nie łatwiej z łukiem? Albo jakoś tak, nie wiem, nie umiem polować.
Obawa narastała, Inu zaś próbowała zatuszować wzbierający strach bezsensowną paplaniną. Gadanie trochę ją uspokajało, odciągało wykwitające w myślach czarne scenariusze. Nie chciała walczyć, chyba nawet nie potrafiła. Ponadto rozlew krwi, nieważne czyjej, był ostatnim na co mogłaby mieć ochotę. Nie mogłaby powiedzieć tego samego o czarnowłosej, ta zdawała się zaskakująco chętna na pojedynek. Tylko czemu? Czyżby ją nieumyślnie zdenerwowała? Przecież chciała tylko w spokoju zakopać patyk!
No, chyba że jesteś człowiekiem…
- To nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. - Niekoniecznie miała pojęcie jak kłamać, nie pozostało więc nic innego jak wypluć z siebie jeszcze więcej wyrazów. - Około dwa tygodnie temu na pewno byłam człowiekiem. Może nadal nim jestem, ale ktoś mi powiedział, że ludzie nie mają ogonów, a tak się stało, że ja mam taki jeden, ale czy to zaraz musi oznaczać, że nie jestem człowiekiem? To tylko ogon. - Z tymi słowami mocniej przytuliła biały, puszysty obiekt. Mimowolnie się spięła, próbując w myślach naprędce ułożyć plan ewakuacji. Dół był głęboki, ale powinna bez problemu z niego wyskoczyć jednym, dużym susem. Ludzie chyba nie byli tacy szybcy, prawda? Chociaż coś jej mówiło, że przypadkowa rozmówczyni nie była takim znowu zwykłym człowiekiem.
- Skąd w ogóle ta cała wrogość? Nawet się nie znamy.
#9b5e64
⠀⠀⠀⠀— "Czemu mnie straszysz? Wszyscy ludzie tak robią?"
⠀⠀⠀⠀Ludzie...
⠀⠀⠀⠀Podejrzliwie ciekawy dobór słownictwa sprawił, że złote An jakby zaczęły pulsować w ciemnościach. Była duszkiem, yokai, które zagubiło się w lesie, albo czekało na naiwnych ludzi, którzy nie skrzywdzili by jej, a byliby idealną ofiarą? Większośc yokai taka była, prawda? Było naprawdę nie wiele rodzajów tych stworków, któreby nie krzywdziły ludzi. Ale czy to napewno to co widziała zaliczało się do tego rodzaju istot? Zmrużyła oczy zastanawiając się nad kolejnym krokiem.
⠀⠀⠀⠀Głośne prychnięce, a zaraz po nim gorzki, niski śmiech. An zakryła wolną ręką usta nie opuszczając nawet na chwilę ostrza katany. Nie mogła powstrzymywać się od cichego, kpiącego śmiechu.
⠀⠀⠀⠀— Och... Amaterasu... Spotkałam najbardziej żałosne stworzenie o krwi Muzana, jakie mogłam sobie wyobrazić — nie mogła powstrzymać się od głupiego, aroganckiego uśmiechu, który przykleił się do jej ust. Opuściła rękę na nowo poważniejąc i przybierając bojową postawę. Może to coś udaje takie małe i bezbron ne, a jest zupełnie inaczej.
⠀⠀⠀⠀— Jesteś albo głupia, albo na taką siebie kreujesz, żeby Cię nie zabić — wiatr znów dał o sobie znać ujawniając w pełni złote oczy Iskry i poruszając nieznacznie jej płaszczem. Dobrze, że zostawiła ten z piór w domu.
⠀⠀⠀⠀— Takie ofiary jak Ty? Najlepiej poluje się mieczem i dobrą techniką — wyszeptała wciągajac powietrze przez usta, zatrzymując je na dłużej w płucach. Policzyła do pięciu i wypuściła je powoli. Odpowiedź stworzenia też jej nie zadawalała. Otworzyła szeroko oczy wsłuchując się w jej słowa. Brzmało to conajmniej irracjonalnie.
⠀⠀⠀⠀— Nie jesteś człowiekiem. Jesteś pomiotem. Do tego nowonarodzonym — syknęła podnosząc dumnie brodę — Nie znamy się, dokładnie. Ale w Twoich żyłąch płynie krew najgroźniejszego potwora jaki chodzi po tych ziemiach... A skoro on stworzył Ciebie... To jesteś równie niebezpieczna co ten demon.
⠀⠀⠀⠀Zbliżyła się do zawijątka.
⠀⠀⠀⠀— Nie zasługujesz nawet na moją energię. W słowach słaba, chowasz się w dziurze... Po co miałby Muzan zamieniać kogoś tak słabego jak Ty w swojego małego sługusa? — zaśmiała się kpiąco patrząc na nią oceniająco z góry.
⠀⠀⠀⠀— Powiedz, zabiłaś już człowieka?
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
- I po co od razu tak niemiło? - Zaczęła trochę zgaszonym tonem, jakby nie dowierzała w jakikolwiek sens tej konwersacji. Czy słowa mogły coś zmienić w obliczu tak olbrzymiej nienawiści? - Nie zastanawiałaś się nigdy jak to jest, prawda? Obudzić się nie pamiętając zupełnie niczego, nawet własnego imienia, i czuć głód tak przeraźliwy, że w bólu wykręca wnętrzności. Wiesz, że ten głód nie musi iść w parze z chęcią zabijania? Możesz się tym brzydzić, bać tego, ale nie masz wyboru. Tak samo jak prawdopodobnie nie miałaś go, kiedy obdarto cię z ludzkiego życia. Nie, nie wiem dlaczego zamieniono kogoś takiego jak ja.
Kolejna pauza. Wyglądała jak ktoś, kto za bardzo zatopił się we własnych myślach, na kilka minut zapominając o otaczającym świecie. Umysł zalały wspomnienia pierwszych godzin po ponownych narodzinach.
- Nie, nikogo jeszcze nie zabiłam. - Odparła, zgodnie z prawdą. - Trafiłam na innego demona zaraz po przemianie. To on mi uświadomił, że nie jestem już człowiekiem. Również on zabił wieśniaka, ale nie widziałam tego, bo uciekłam. Chwilę później mnie dogonił i wmusił we mnie ludzkie mięso. Może i dobrze, to chyba lepsze niż gdybym miała wreszcie stracić kontrolę i nieświadomie wyrżnęła pół okolicznej wioski. - Podsumowała, i choć ostatnie zdanie miało pozostać niewypowiedziane, myśl wyrwała się na powierzchnię ledwie słyszalnym szeptem.
- Wyjdę z dołka, jeśli obiecasz mnie nie atakować. Ja ciebie nie zaatakuję, chociaż mi pewnie nie wierzysz. Będziesz mogła mi się przyjrzeć. Zobaczysz, że byłam sporo młodsza od ciebie, kiedy mnie zamieniono. Dziwisz się, że nie chcę umierać? Przecież wszystkie demony były kiedyś ludźmi. To całkowicie naturalne, że każda istota na tym świecie chce żyć - również one. Dlaczego wrzucasz wszystkie do jednego worka z napisem “pomioty”? Wśród ludzi też są mordercy, psychopaci, gwałciciele. Z tą różnicą, że demon musi zabić aby przeżyć, nawet jeśli nie chce, a człowiek zabijający pobratymców robi to dla czystej przyjemności. A może przemiana po prostu budzi te najgorsze, ludzkie cechy? Może to nie demony są złe, ale ludzie w ogóle, a to tylko wyciąga na wierzch wszystko to, co najgorsze? - Przerwała, od tak długiej wypowiedzi aż spierzchły jej usta. - To trochę przykre, że żałowałabyś mnie, gdybym została rozszarpana przez demony, ale nienawidzisz mnie, bo zamiast tego zostałam w jednego przemieniona. A przecież w obu przypadkach byłam kiedyś człowiekiem, który został ofiarą. To nie w porządku.
#9b5e64
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Od ataku na Yonezawę minęło już trochę czasu. Wioska podniosła się po nagłym i podstępnym uderzeniu. Nawet
Szkoda, że tamtej nocy z nich nie skorzystali.
Nie żeby Asashi miał prawo ich krytykować, bo sam zbudził się dopiero gdy chaos na dobre ogarnął centrum. Sake mieszane z różnymi innymi używkami gwarantowało sen nawet nie kamienny, a metalowy. Potem oczywiście zrobił co w jego mocy - uciekał w bezpieczne miejsce ratując własne cztery litery. Jak widać - skutecznie, bo ledwo go drasnęła taka jedna pokraka. Nieważne.
— Nie jestem pewien czy wyjdziemy z tego lasu przed zmrokiem. — zawołał z uśmiechem na ustach do Shei. Wysłano ją z nim dla ochrony (nie był tylko pewien, czy jego, czy towarów które niósł). Niewiele o niej słyszał, ale co sobie góra zażyczy, to niechaj tak będzie. A w tych czasach lepiej mieć przy sobie kogoś, kto potrafi walczyć. Albo chociaż posłuży za przekąskę gdy on będzie zajęty ucieczką. Towar był w końcu najważniejszy. Heh. — Może warto się rozejrzeć za miejscem na obozowisko? — leśna ścieżka którą podążali zdawała się nie mieć końca, a lepiej nie dać się zaskoczyć w środku głuszy. Póki co las wokół nich żył własnym życiem - ta dwójka była ledwie pyłkiem w skali całego drzewostanu. Ptaki śpiewały, gdzieś dalej wędrowała większa zwierzyna. Dobrze, bardzo dobrze. Taki las nie tylko go uspokajał - pokazywał jasno, że wokół nie było demonów. Albo dobrze się ukrywały.
— Shei Shei Shei... — powtarzał jej imię stawiając akcent na różne części i przeciągając różne litery. Co innego miał robić? — A co powiesz na Shi*? To prawie jak Asashi! — zaśmiał się cicho i odwrócił głowę przyglądając się, jak zareaguje. Przesądny zabójca - to by go rozbawiło. Walczą z demonami, ryzykują życie dla ludzi których nie znają, a boją się głupiej cyferki.
*cyfra cztery oznaczająca śmierć
Teraz jednak przemierzała las wraz z Asashim i sporym pakunkiem różnego rodzaju asortymentu. Broń, którą transportowali była ważnym elementem dla Korpusu. Misja, chociaż potencjalnie łatwa, mogła spotkać się z przeróżnymi problemami. Po ataku nikt nie zamierzał ryzykować. Wszyscy spodziewali się najgorszego, jak gdyby demony lub ludzie, czyhali na każdym kroku. Nie, żeby jej to przeszkadzało.
Szła kilka kroków za mężczyzną. Rozglądała się na boki co jakiś czas zerkając na jego plecy. Miała na sobie czarny uniform tak popularny wśród Zabójców. Dopiero kiedy ją zawołał skupiła na nim szare tęczówki. Wydawał jej się taki pogodny, uśmiechnięty. Był całkowitym przeciwieństwem do jej pustego wyrazu twarzy i pary martwych tęczówek.
- Otwarta przestrzeń, jakaś polana, żeby nikt nas nie zaskoczył albo coś odwrotnego, gdzie moglibyśmy się schronić jak jaskinia - zgodziła się z nim wymyślając potencjalny plan na spędzenie nocy. Najchętniej szła by nawet po zmroku, jednak nie była sama. Asashi, a raczej towar, był przecież ważniejszy od niej. Musiała się dostosować biorąc jego możliwości pod uwagę. Narażanie się nie było wskazane. Z każdym krokiem zbliżali się do celu podróży, ale także do zmroku. Chociaż zostało im jeszcze trochę czasu zdecydowanie lepiej było się przygotować.
Shei, Shei, Shei.
Odruchowo przewróciła oczami nieświadoma, że na nią akurat spojrzał. Nie znała go za dobrze. Nic zresztą dziwnego, mało kogo znała lepiej. Większość osób o zdrowym rozumie trzymała się od niej z daleka. Nie od dzisiaj oznaczała kłopoty. Przebywała w Yonezawie od dawna, od dzieciaka. Zdążyła zajść za skórę sporej części Korpusu. Jedni się jej bali, inni gardzili. Chodziły słuchy, że nie potrafiła odróżnić wrogów od sojuszników. Nie przeszkadzało jej to wcale. Tak było pewnie lepiej.
- Tak, może rzeczywiście ktoś dzisiaj zginie. Ciekawe czy będzie to Shi czy Asashi - podłapała niewinny żarcik, a kąciki jej pełnych ust uniosły się nieznacznie ku górze. Był to naprawdę spory wyczyn, a Asashi powinien być z siebie dumny. Rozbawił pannę wiecznie wkurwioną.
- Co stało się z Twoją nogą? - Rzuciła niby niezainteresowana, zrównując z nim krok. Oczywiście już dawno zauważyła, że utykał. Nie patrzyła na niego, skanowała otoczenie w poszukiwaniu niebezpieczeństw i miejsca na obozowisko.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
— Możemy też wysłać kruki żeby znalazły nam spokojny kąt do rozpalenia ogniska. Bo coś czuję, że nocy będzie zimno. — przezornie spojrzał w niebo po którym leniwie toczyły się pojedyncze chmury — Mam nadzieję, że nie będzie padać. — dodał nieco bardziej przybitym tonem. Uwielbiał deszcz, odgłos kropel uderzających o dach, kiedy on mógł siedzieć w ciepłym i suchym miejscu.
Przynajmniej na towarzystwo nie mógł narzekać, bo Shei większość drogi nie odzywała się wiele. Pewnie też miała sporo do przemyślenia po ataku, a równie dobrze mogła mieć jeszcze własne problemy. W każdym razie był jej wdzięczny, że nie mówiła zbyt wiele. Sam nie wiedział, kiedy skończą mu się chęci do odgrywania miłego Ne. Ale póki bawiły ją żarty (nawet jeśli reagowała na nie z grzeczności) to mogli sobie tak iść do usranej śmierci.
— Oj wolałbym nie! W tak pięknym towarzystwie aż szkoda umierać. — przystanął na chwilę przyglądając się jej z uśmiechem na twarzy. Nie była w jego typie, zdecydowanie. Ale nie sposób odmówić jej... Egzotycznej urody. Choć sam, jako blondyn też był rzadkim widokiem. — Włosy masz po matce? — zagadnął, nagle zaintrygowany tą kwestią.
Ruszył z powrotem ścieżką, starając się wrócić do rytmu. Daleko jednak nie uszedł, bo na pytanie o nogę odwrócił się znowu z szerokim uśmiechem. Oj, takie pytania to uwielbiał. I to nawet nieironicznie.
— Dasz wiarę, że szkoląc się na zabójcę trafiłem na czwartego Kizuki? To była zażarta walka, ledwo uszedłem z niej z życiem! Ale niestety, medykom nie udało się poskładać nogi w pełni i tak to już, od czasu do czasu, kuleję. Na szczęście wszystko inne nastawili jak trzeba! — zaśmiał się, ale mniej radośnie. Krótko, szczekliwie. Nie lubił prawdziwej historii, budziła w nim złe wspomnienia i emocje. — To pamiątka po bardzo ważnej lekcji. — dodał poważniejszym tonem z mniej radosną miną — A ty? Skąd te wszystkie... Pamiątki. — skończył dyplomatycznie wskazując rękami na przedramiona i szyję Shei. Chciał się odegrać? Albo po prostu był ciekawy? Nie dało się tych śladów nie dostrzec, zwłaszcza, że się z nimi nie kryła.
- Dobry pomysł - przytaknęła rzucając krótkie spojrzenie w stronę swojego kruka. Ten, gdy tylko ją dostrzegł, od razu poleciał w przeciwnym kierunku. Zdecydowanie za sobą nie przepadali. Trzeba było mieć kurewskiego pecha, żeby nawet własny kruk za nią nie przepadał. Nie, żeby się tym przejmowała. Warknęła w jego stronę rozkaz, którego autorem był Asashi. Kruk coś kraknął niezadowolony, ale odleciał w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Shei była pewna, że specjalnie zrobi jej na złość i wybierze tą głupią polanę, a oni zostaną ryżowymi kulkami.
Shei miała wiele przezwisk. Nazywano ją naprawdę przeróżnie, ale na pewno nie piękną. Dlatego też nim się powstrzymała spojrzała na Asashiego jak na idiotę. Może oprócz problemów z nogą, miał także problemy ze wzrokiem, albo zwyczajnie chciał być miły. Czasami zapominała, że inni ludzie próbowali być bezinteresownie mili. Ona tak nie potrafiła. Chociaż miała całkiem ładną buzię, jej pochmurne spojrzenie wystarczająco odstraszało innych. Blada skóra była praktycznie w całości oszpecona wyblakłymi bliznami po ugryzieniach, nie licząc twarzy. Fioletowe cienie pod oczami odznaczały się odrobinę za bardzo, przypominając o tych wszystkich nieprzespanych nocach. Wyglądała jak chodzące nieszczęście i było to całkiem trafne określenie.
Włosy masz po matce? Rzuciła mu krótkie spojrzenie.
-
- Nie.
Szybko zmieniła temat unikając pełniejszej odpowiedzi. Zdecydowała się zająć czymś innym Asashiego i o dziwo od razu trafiła na odpowiednie pytanie. Miała wrażenie, że z każdym słowem w jego opowieści tracił odrobinę wesołości. Jego śmiech nie był już tak beztroski. Przeżył traumę, doskonale to rozumiała. Walczyła z demonami. Zrobiło to na nim wielkie wrażenie, odcisnęło piętno na jego psychice. Ona nie była inna, jednak reagowała całkiem inaczej. To co jej się przytrafiło trwało miesiącami, latami. Nie robiło na niej więcej żadnego wrażenia, jak gdyby wycierpiała już wszystko co mogła i nic więcej jej nie pozostało.
- Rzeczywiście pechowo. Zrezygnowałeś po tym ze szkolenia, tak? - Upewniła się, ale nie zamierzała ciągnąć dalej tematu, który ewidentnie nie był jego ulubionym. Nie chciała być wścibska, więc nie naciskała, jeśli jej nie odpowiedział.
Kiedy odbił piłeczkę kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze.
- Pamiątki to dobre określenie - zgodziła się spoglądając w górę, jej kruk właśnie wracał. - Z dzieciństwa - odpowiedziała zgodnie z prawdą machając do wkurwionego ptaka. Jak zwykle ją zignorował lecąc obok Asashiego. Wykrakał coś na temat rozdroża, potem prawo, a potem u celu. Nie kryła się ze swoimi bliznami, bo były częścią tego kim się stała. Przypominały jej o obranym celu, o tym co chciała osiągnąć. Były piętnem osoby, która nie miała już nic więcej do stracenia; dla której życie nie miało więcej do zaoferowania.
- Wredna wrona - burknęła pod nosem ponownie przewracając oczami. Był to okropny nawyk, jeden z wielu jakie posiadała. Po dalszym marszu dotarli do rozdroża, o którym wspominał czarny kurczak i mogli ruszyć w prawo. Dzień wciąż przemijał spokojnie, a niebo zmieniało kolory z jasnoniebieskiego na wpadające w pomarańcz.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
— Wiesz... Może pomogę ci się z nim dogadać? — może nie przepadał za ludźmi, ale lubił spędzać czas w towarzystwie zwierząt. Psy, koty czy gadające kruki - nie robiło mu to różnicy. Zwierzęta żyły lepszym, prostszym życiem. Żadnych zmartwień o przyszłość, istniało tylko tu i teraz. Komenda, nagroda. Akcja - reakcja. Instynkt decydujący o życiu i śmierci. Tak było łatwiej.
Jej krótka odpowiedź o włosach skutecznie zniechęciła go do drążenia tego tematu. Każdy w korpusie chował własne blizny i historie zdolne zjeżyć włosy na karku. A może po prostu chodziło o to, że kolor przypadł jej jednak po ojcu? Podniósł kapelusz i podrapał się po czuprynie zastanawiając się, czy chce jednak ten temat uszczypnąć. Tak tylko lekko trącić i obserwować reakcję.
— Czyli po tacie. A ja swoje, daję słowo - nie wiem po kim. Matka i ojciec ciemni jak węgiel. A ja? No niesamowita sprawa! — może to geny dziadków, a może pewnego miłego sąsiada odwiedzającego keidyś ich dom częściej, niż zasady przyzwoitości zezwalały. Szczerze nie robiło mu większej różnicy, skąd wziął się na tym świecie. Znacznie ważniejszą kwestią było, jak się na nim w końcu wygodnie urządzić. Czas uciekał, a on miał wrażenie, że stoi w miejscu.
— Można tak powiedzieć... — mruknął tylko, kończąc temat złamanej nogi. Może kiedyś. O ile będzie ją to interesowało a on znajdzie w sobie chęci, by o tym opowiadać. Szczerze wątpił w jedno i drugie. Za to nie wątpił, że takie blizny jakie nosiła Shei nie są zwykłymi pamiątkami, zwłaszcza z dzieciństwa. Uniósł w zdumieniu brwi i zrobił krok w jej stronę, przyglądając się uważnie tym nieosłoniętym ubraniem punktom na których rozlewały się kolejne ugryzienia. — Czy dobrze mniemam, że stoi za tym bardzo smutna i straszna historia która nie pozwoli mi zmrużyć oka na nocnej warcie? — uśmiechał się szeroko, ale oczy miał zimne. Kimkolwiek by nie była, to nikt nie zasługiwał na takie dzieciństwo. Kurwa nikt. Do zwierząt i dzieci miał miękkie serce, a z wiekiem to wcale nie przechodziło. — Wymieńmy się, co ty na to? Ty opowiesz mi, kto cię tak urządził, a ja odpowiem na jedno twoje pytanie. I to tak szczerz-szczerze. Słowo Ne. — na koniec uniósł rękę, jakby chciał zasalutować. Zdążył już zauważyć, że Shei niechętnie dzieliła się swoim życiem. Może w ten sposób uda się mu coś wyciągnąć. A jak nie, to niech spierdala. Bycie miłym miało krótki termin ważności. — Co ty na to? Ewentualnie na postoju podzielę się z tobą odrobiną sake. — dodał wznawiając marsz. W swoich licznych manatkach nie mógł zapomnieć o rzeczach fundamentalnych, jak herbata, alkohol i różne takie.
Powrót jej kruka przyjął jako dobry znak. To, że wolał rozmawiać z nim, a nie z Shei już mniej się mu spodobało. Sam uwielbiał swojego posłańca i nie wyobrażał sobie, że nie będzie umiał się z nim dogadać.
— To jak będzie? — zapytał zarazem o trening z krukiem i by potwierdzić inne kwestie. Na rozdrożach skręcili w prawo, rozglądając się za miejscem o którym wspominał im kruk. Teren zmienił się nieco, stał się bardziej pofalowany, a po dłuższym marszu zauważyli kotlinę niedaleko ścieżki. W jej łuku byli osłonięci z trzech stron przed niechcianym wzrokiem, a czwartą - dało się zmajstrować z gałęzi leżących wokół. Asashi zrzucił ekwipunek na ziemię i zaczął zbierać kolejne konary.
— To co dzisiaj jemy? — w końcu to Shei miała przy sobie większość suchego prowiantu. Miała go ze sobą, prawda?
Shei spojrzała na Asashiego unosząc lekko brwi ku górze. Zazwyczaj ludzie nie przejmowali się takimi aspektami. Mieli własne problemy i nie szukali kolejnych. Zauważyła, że Asashi robił wiele rzeczy bezinteresownie. Uśmiechał się nie chcąc niczego w zamian, był miły i proponował pomoc. Nie ufała mu za grosz. Bezinteresowność w jej słowniku nie istniała. Nie potrafiła przyzwyczaić się do myśli, że przetrwałby w Yonezawie polegając na swoim dobrym sercu. Może była uprzedzona, może za dużo przeszła. Ludzie nie bywali tylko mili. Nie pogardziła jednak pomocą z krukiem. Był to problem, który prześladował ją już od dawna. Nigdy nie próbowała go naprawić, wydawał jej się przesądzony.
- Jasne, jeśli chcesz spróbować - odparła jedynie nic na nim nie wymuszając. Kruk odleciał i i tak musieli poczekać aż wróci.
Czyli po tacie. Tak właśnie po nim. Miała po nim więcej niż chciałaby się przyznać. Na przykład paskudny charakter. Powinna była w tym momencie coś poczuć. Nienawiść, smutek czy żal. Nie czuła nic, a było to pewnie jeszcze gorsze. Miała jedynie dziwne wrażenie wyczekiwania. Czekała na ich kolejne spotkanie. Rodzinne połączenie po latach, kiedy w końcu to on będzie ofiarą i zmierzy się z jej Nichirin.
- Tak po tacie, oczy też - odparła spoglądając na jego jasne włosy. - Pewnie przyciągasz uwagę swoim blondem - dokończyła słuchając jego mini historyjki na temat rodziców. Sąsiad pewnie oprócz jasnych włosów był też bardzo wysoki. Zdała sobie z tego sprawę, kiedy szła obok niego i musiała zerkać w górę, jeśli chciała na niego spojrzeć.
Temat złamanej nogi szybko poszedł w zapomnienie. Nie było sensu czegoś rozgrzebywać, jeśli druga strona nie miała na to ochoty. Szanowała jego prywatność, w końcu sama nie była bardzo wylewna, o czym pewnie już zdążył się przekonać. Nic nie ukrywała specjalnie, ale także niczym się nie dzieliła, jeśli ją o to nie zapytał. Kiedy zrobił krok w jej stronę spojrzała na niego z ukosa nie komentując. Uniosła rękę w jego stronę prezentując przedramię, skoro wyglądał na zainteresowanego. Nie przeszkadzało jej to. Nie była skrępowana. Nie czymś takim.
- Nie wiem czy jest smutna, ale na pewno nie warta braku snu - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Co się stało nie miało już znaczenia. Przeszłość ją wykreowała, ale pozostawała tylko przeszłością. Nie mogła jej zmienić i nawet nie chciała. - Masz szczęście, że trafiłeś na mnie. Przejmę obydwie nasze warty. Nie sypiam najlepiej - dodała na pocieszenie. Przynajmniej tak jej się wydawało. Było to w ogóle pocieszające? Cholera.
Zatrzymała się na chwilę zastanawiając się nad jego propozycją. Dopiero kiedy dokończył i wspomniał o słowie klucz prychnęła lekko pod nosem, również wznawiając marsz.
- Umowa stoi. Sake i pytanie za pytanie? - Upewniła się. Była to forma rozmowy, którą potrafiła zdzierżyć. Była jej dobrze znana. Łatwiejsza i zdecydowanie mniej upierdliwa. Alkohol wiele ułatwiał. Zabierał konsekwencje i niwelował powody.
Kruk wrócił, co skomentowała pod nosem. Prawie zapomniała o propozycji Asashiego, więc kiedy się przypomniał od razu na niego spojrzała.
- Spróbuj - poprosiła więc, skoro sam zaoferował pomoc. Jeśli mężczyzna wyciągnął ramię kruk od razu na nim spoczął. Wyglądał na rozumnego i w miarę miłego. Co mogło być nie tak? - Przede mną podobno należał do kogoś innego.
Potem dotarli na miejsce. Na całe szczęście kruk się spisał, bo inaczej mieliby zdrowo przejebane. Tym razem się udało. Shei również zrzuciła z siebie niewielki pakunek, w którym między innymi znajdował się prowiant - tak miała go przy sobie. To co niosła było zdecydowanie od ekwipunku Asashiego. Jednak to ona miała walczyć w przypadku zagrożenia. Nie mogła całkowicie ograniczać swoich ruchów. Od razu poszła w jego ślady szukając suchych gałęzi na prowizoryczną formę dachu i ognisko. Spojrzała jeszcze na niebo, które coraz bardziej się zachmurzało. Chyba rzeczywiście mogło potem zacząć padać, więc nie mieli czasu do stracenia. Shei pracowała szybko i wykonywała polecenia Asashiego, jeśli takie miał.
To co dzisiaj zjemy?
Jej żołądek zawinął się w supeł na samą myśl o jedzeniu.
- Chyba nie mamy za dużego wyboru - odpowiedziała wyjmując i pokazując Asashiemu spakowane jedzenie. To on miał wybrać. W końcu usiadła pod niewielkim szałasem majstrując przy małym ognisku.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
I włosy miała po tacie! No teraz to Asashi czuł się jak rasowy detektyw czy tropiciel, którym ledwo co był. W każdym razie - dumny był z siebie i tylko trochę przeszkadzał mu jej grymas. Albo po prostu miała taką twarz. Jakby coś ją wiecznie trapiło. Albo wmawiał to sobie. Zresztą - nieważne! Bo oto wszystko mogło skupić się na nim i na jego blond czuprynie. — Może trochę. Ale nie tej, którą chciałem przyciągnąć. — zaśmiał się lekko, szczekliwie. Jak pies próbujący naśladować człowieka. Poczuł jak do gardła podchodzi mu żółć, a pięść zaciska się mocno na drewnianej lasce. Splunął w bok, chcąc pozbyć się tego smaku. Dla pewności przepłukał usta wodą z manierki. Nie chciał o niej myśleć. Po to tu był. Obecność Shei ułatwiała sprawę. W niczym jej nie przypominała. Miała problemy, a on mógł pomóc je rozwiązać. Zbliżyć się, dostać coś w zamian... Poczuć coś.
— To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony, ale nie przesadzaj. Nie po to jest nas dwójka. I nie po to bogowie zdradzili nam sekret ziół zdolnych uśpić byka. — mówiąc to wyciągnął spomiędzy szat kilka małych woreczków. — Mi też się zdarza gorzej sypiać. — wyjaśnił krótko.
— Tak tak, jak powiedziałem. I ze smutkiem stwierdzam, że właśnie zużyłaś swoje pytanie. — zaśmiał się na koniec lekko, szczerze. Jak to sobie odbierze i zareaguje - jej sprawa.
Gdy nadleciał jej kruk śmiał wystawił rękę i pozwolił mu wylądować. Ptak był duży, a ślady na dziobie i łapkach wskazywały, że trochę już przeżył — Ojej, biedaku... — szepnął do niego. Kruki zwykle służyły z jedną osobą. Zmiana zawsze jest trudna. — A wiesz, nad kim wcześniej latał? — zawołał do Shei. — I jak się nazywa? — dodał jeszcze próbując pogładzić go delikatnie z tyłu głowy. O ile mu na to pozwoli. Nic na siłę. Mieli jeszcze czas.
Całkiem sprawnie uwinęli się z prowizorycznym schronieniem. Prowizoryczna ściana i daszek miały chronić ich przed wiatrem, ale zimno ziemia potrafiła równie dobrze dać w kość. W pakunkach miał też ciężki i ciepły koc. A może nawet koce? Chyba brał poprawkę na to, że ruszali we dwójkę. Shei walczyła z rozpaleniem ognia i nie miał zamiaru jej w tym przeszkadzać. No chyba, że potrzebowała pomocy i sama się odezwie. Ale skoro się za to złapała to pewnie wie, co robi.
Sam sięgnął za to do zapasów i wyciągnął z nich kilka kulek ryżowych i wędzonego łososia. Skromny posiłek, ale wieczorami zwykle więcej pił, niż jadł. Najpierw ziołowa herbata, a potem inne trunki. Rano poszuka świeżej wody do uzupełnienia zapasów.
— Chcesz trochę? — zapytał, wystawiając w jej stronę jedzenie. Szli długo, powinna zjeść.
Jego wysoki, nienaturalny śmiech i rozbiegane spojrzenie tylko na wspomnienie tej jedynej wystarczyły. Nie była wścibska, nie zamierzała dopytywać. Gołym okiem można było zobaczyć jak bardzo nie pasował mu ten temat. Ta sytuacja. Każdy miał swoje problemy, jak sam Asashi zauważył. Był wysoki, męski i wyglądał na starszego. Nic mu nie brakowało. Mieli więcej wspólnego niż mogło się wydawać. Podobno zepsute ciągnęło do zepsutego. Nie wiedziała czy był w jej typie. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Jej kontakt z innymi zaczynał i kończył się tylko na fizyczności. Negatywnej lub nie, bliższej lub nie. Nie otwierała się przed innymi. Zdecydowanie łatwiej było jej z nimi walczyć. Nawet kiedy mówiła o sobie nie wydawała się poruszona czy zaangażowana. Nie potrafiła zbudować żadnej głębszej relacji, nie żeby nawet chciała czy próbowała. Czy ktokolwiek potrafił jej pomóc poczuć cokolwiek?
Uniosła brwi ku górze widząc woreczek pełen nieocenionej pomocy nasennej. Była w szoku nie potrafiła tego nawet ukryć.
- Przydatna sprawa - skwitowała z uznaniem, bo sama nie posiadała takich zapasów. Przyzwyczaiła się do koszmarów. A może zwyczajnie chciała się męczyć. Yoshiro nie tolerował takich cudów pod swoim dachem. Przynajmniej nie w kwestii swoich uczniów. Shei miała swoje podejrzenia, że sam pewnie nie raz z nich korzystał. Niestety pozostały niepotwierdzone.
I ze smutkiem stwierdzam, że właśnie zużyłaś swoje pytanie.
Parsknęła cicho pod nosem nie potrafiąc się powstrzymać i jak zwykle odruchowo przewróciła oczami. Robiła to stanowczo zbyt często. Okropny nawyk. Jeden z wielu. Asashi rzeczywiście był zabawny. Widocznie jego kiepskie, naturalne żarty zwyczajnie jej pasowały. W końcu kruk wrócił. Zatrzymał się wygodnie na ramieniu Ne. Od razu można było poznać, że się rozumieli. Sposób w jaki Asashi się do niego zwracał, jak kruk przymilał się do jego dłoni, kiedy gładził tył ptasiej głowy. Tak, świetnie - pomyślała Shei.
I jak się nazywa?
- Wrona. Właśnie zużyłeś swoje pytanie - odparła, a jej pełne usta wygięły się w zadowolonym uśmiechu. Ptak zrobił wkurzone kra kra, a Shei ruszyła wolnym krokiem dalej przed siebie. Przecież był to jedynie niewinny żarcik. - Jakimś martwym Zabójcą wiatru - dodała. Nie wiedziała więcej. Dla niej kruk był krukiem. Nie znała jego imienia. Pewnie powinna była zapytać. To nie tak, że się nie lubili. Po prostu się nie rozumieli. Za pewne nie podobało mu się, kiedy odsyłała go nocami z powodu byle pretekstu. Tylko po to, żeby zaszyć się w jakiejś nieludzkiej spelunie, pić do nieprzytomności, specjalnie wdawać się w bójki, być nieznośną i agresywną. Walczyć i obrywać. Wszystko, żeby poczuć... coś.
Organizacja szła im całkiem nieźle. Shei zdecydowanie bardziej musiała się postarać. Zazwyczaj, gdy podróżowała samemu nie przywiązywała wagi do miejsca czy schronienia. Spała gdzie popadło. Zazwyczaj była na tyle odurzona, że przecież nie miało to większego znaczenia. Tym razem dzielnie rozpalała małe ognisko. Trochę jej to zajęło, brakowało jej wprawy, ale udało się bez marudzenia. Kiedy byli już gotowi słońce chowało się za horyzontem.
Chcesz trochę? Zawisnęło w powietrzu. Zblokowała z nim spojrzenie szarych tęczówek.
- Mhm - odparła absolutnie bez przekonania biorąc od niego jedną, niewielką kulkę ryżową. Wpatrywała się w nią chwilę za długo, ja gdyby mogła być zatruta. W końcu włożyła ją sobie do buzi. Żuła powoli, niespiesznie. Jedzenie puchło jej w buzi. Widać było, że się męczyła. Na koniec jakimś cudem przełknęła obrzydliwą papkę. To zdecydowanie jej wystarczyło. Niewielki płomień tlił się coraz bardziej. Zbliżyła do niego swoje skostniałe dłonie. Jak zwykle szybko marzła. - Coś na rozgrzanie, Asashi? - Rzuciła spoglądając na niego wymownie. Była pewna, że akurat on będzie wiedział o co jej chodziło.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Jej prychnięcie było pewną nagrodą. Może nie dużą ani potrzebną, ale jednak miłą. Wydawało się na tyle niekontrolowane, że może naprawdę ją rozbawił? Tym bardziej słysząc jej odpowiedź zakasłał kilka razy ukrywając własny śmiech. Cóż, odbiła tylko to, co sama dostała. Wrona jakiegoś zabójcy wiatru. Takie postawienie sprawy nie cieszyło go w ogóle. Taki brak zainteresowania budził w nim nie tylko zdziwienie, co nawet złość. On miał pełne prawo olewać los zabójców, ale ona? W końcu nie dość, że była zabójcą to jeszcze z tego samego oddechu. Takie więzi zawsze zdawały mu się bliższe niż w przypadku Ne - Zabójca. Ale może się mylił. A może to po prostu Shei w pełnej, buntowniczej krasie. — Jakiś rzemieślnik... — mruknął cicho, bardziej do siebie niż do niej. Czy w jej perspektywie tym był? Jakimś pionkiem? Asashi nie myślał o sobie nigdy w tej perspektywie. O innych? Często. Ale żeby ktoś mógł o nim tak pomyśleć? Sama myśl coś w nim budziła, gdzieś głęboko w jego popsutym sercu. Jednocześnie poczuł wielki przypływ sympatii do biednej wrony, rzuconej białowłosej na pożarcie. — Ten ptak to coś więcej, niż narzędzie. — rzucił tylko i poszedł dalej. Jego kruk krążył wysoko nad nimi, ledwo widoczna ciemna plamka na wieczornym niebie. Zniżył się dopiero gdy szykowali się na spoczynek.
Patrzył uważnie jak Shei toczy długą i nierówną walką z ryżową kulką. Zdało się trwać w nieskończoność, ale w końcu wygrała ze swoją kolacją. Nie miał ochoty wciskać jej kolejnej. Jej zdrowie, jej sprawa. Jak chce się głodzić - proszę bardzo. Nie naprawi jej wszystkich problemów w jedną noc, a poza tym dalej dąsał się za jej podejście do wrony i jej poprzedniego opiekuna. Sam też żuł powoli, ale wynikało to raczej z przyzwyczajeń, niż zaburzeń. Po pierwszej kulce złapał drugą a później trzecią. Przygotował też smaczki dla obu kruków, rozrzucając je po okolicy.
Coś na rozgrzanie.
— Na zdrowie. — Z lekkim ociąganiem wyjął nienapoczętą butelką sake, odkorkował ją ustami i upił parę łyków po czym podał ją Shei. Może w ten sposób łatwiej będzie im złapać wspólny język? Dobrze wiedział, że trunek nie rozgrzewał, a tylko dawał iluzję ciepła. Dlatego też postarał się szczelnie owinąć kocem. — Posłuchaj lepiej starszego i nakryj czymś, bo rano nie wstaniesz. Albo nie wydusisz słowa przez ściśnięte gardło i katar. — sam tak kończył, aż nauczył się na błędach. Jeśli jednak, znając Shei, będzie chciała postawić na swoim, to może sobie nawet siedzieć nago w krzakach. Dobre rady to jedno, niańczenie zbuntowanej zabójczyni to zupełnie co innego.
Tymczasem ich kruki zdawały się całkiem nieźle dogadywać. No, przynajmniej nie walczyły między sobą o co smaczniejsze kąski, tylko bez słowa podzieliły pomiędzy siebie terytorium. Zwierzęta były prostsze.
Kiedy zakasłał ukrywając własny śmiech, nie potrafiła powstrzymać uniesienia kącików ust. Niby żadne z nich się nie starało, a jednak rozmowa jakoś się kleiła. Nie uszło jej uwadze, że Asashiemu nie podobał się jej stosunek do kruka. Nie miała mu tego za złe. Nie była nawet zdziwiona. Kto wie, może z czasem jakoś się polepszy? W końcu ich podróż jeszcze się nie skończyła. Nie był to jednak łatwy problem do przejścia. Krukowi nie podobał się sposób w jaki Shei egzystowała i nie lubił być odsyłany, a ona nie zamierzała się zmienić. Sytuacja patowa. Puściła jego uwagę mimo uszu. Wydawało jej się, że nie była nawet skierowana do niej. Shei nie miała zbyt dobrych stosunków z innymi Zabójcami, nawet tymi władającymi tym samym oddechem. Można by to określić wzajemną tolerancją. Nie potrafiła odnaleźć się w grupie. Zdecydowanie lepiej pracowało się jej solo. Nie patrzyła na nich z góry, nie chowała urazy za wyzwiska czy ciekawskie spojrzenia. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Jakimś cudem udało jej się wygrać długą walkę z ryżową kulką. Milczała przez chwilę wpatrując się w tańczące przed nią płomienie. Jej szare tęczówki jednak zwróciły się w stronę Asashiego, kiedy niespiesznie odkorkował butelkę. Od razu zauważyła, że miał w tym sporo wprawy.
- Na zdrowie - odparła przyjmując butelkę. Zamknęła oczy biorąc
- Twoje pytanie - powiedziała nagle spoglądając na niego ukradkiem. Czekała na ten błogi skok procentów. Wystarczyło przecież tak niewiele, żeby rzeczywistość stała się bardziej znośna.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Siedział tak w ciszy, obracając w dłoniach butelką. Twoje pytanie. Westchnął cicho. Mógł zapytać, o co tylko chciał. To czy otrzymałby prawdziwą odpowiedź, to już inna kwestia. Bardzo łatwo mógł zmienić ten neutralno-życzliwy klimat który się między nimi wytworzył w coś mniej lub bardziej przyjemnego. Upić się w końcu można na wesoło, na smutno czy nawet z dozą agresji.
— Chcesz dalej uciekać? — zapytał przyglądając się jej uważnie. Płomień ogniska oświetlał jej twarz, tańcząc z cieniem, krzesząc w oczach iskry. — Jeśli tak, śmiało, łyknij sobie, weź proszki. Kolejny fragment życia minie szybko i bezboleśnie. Oddaj się temu, co znasz. — mówił cichym, pewnym siebie głosem — Możesz też wylać z siebie to ścierwo co tkwi ci w głowie, plącze wnętrzności i odbiera radość. — wyciągnął w jej stronę butelkę, a po chwili grzebania po manatkach - porcję tytoniu.
Sam przecież dobrze to znał. To zatrucie przewlekłe, ciężkie, wiecznie obecne, w myśli i słowie. Sam nauczył się tylko maskować objawy. Tkwiło to wszystko, jątrzyło się pod skórą i wzbierało w człowieku jak ropa czy żółć. Życie w ten sposób męczyło, dłużyło, nic więc dziwnego, że oboje szukali ucieczki. Używkach, burdach czy wiecznej pracy w warsztacie.
Tyle tylko, że blondyn dłużej chodził po świecie i zdawał się radzić lepiej z tym, co mu myśli i wizję spaczało. Albo przynajmniej tak sobie wmawiał i sam nie wiedział dokładnie, dlaczego tak się Shei przejmował. Z troski? Bo łatwiej mu było dostrzec i wytrzewić cudze problemy, niż z własnymi podjąć dialog? Albo liczył na to, że dziewczyna się złamie, pęknie tu przed nim, wyleje z siebie wszystkie te smutki, a on - jak na bajkowego księcia przystało - wyciągnie ją z tego koszmaru? A może po prostu chciał się pobawić tego wieczoru cudzym dramatem?
Chciała zwyczajnie porobić się na wesoło. Jeśli w wykonaniu Shei było to w ogóle możliwe. Jak sam NE zauważył upić można się było na wiele sposobów. Niestety u Shei mniej lub bardziej kończyło się na tej trzeciej, agresywnej opcji. Jak gdyby zastępowała ona wszystkie możliwości na smutek lub szczęście.
Chcesz dalej uciekać?
Pytanie zawisło przygładzając wesołe płomyki ogniska. Uniosła na niego spojrzenie dopiero kiedy skończył mówić. Wpatrywała się w niego kilka dłuższych chwil. Wydawał się opanowany, a jednak jego pełen emocji udawany śmiech, który zaserwował jej wcześniej wskazywał na coś innego.
- Tak, będę dalej uciekać - odparła w końcu wyjmując dłoń po butelkę, którą wystawił w jej stronę. Upiła jednego, ostatniego łyka, oddając resztę blondynowi. Mogła pić więcej. Chciała pić więcej, ale wtedy staliby się całkowicie bezbronni. Widocznie tkwił w niej jakiś ostatni promyk odpowiedzialności.
Odebrała od niego tytoń przygotowując fajkę starannie, z wyuczoną precyzją. Milczała jeszcze jakiś czas. Mogła udawać, że chciała się zwierzać i wyzbyć wszystkich negatywnych emocji. Nie było jednak sensu. Miała wrażenie, że Asashi nie będzie jej oceniał. Nie znała go zbyt dobrze, ale czuła między nimi drobną nić porozumienia. Jak gdyby zepsute osoby zawsze się odnajdywały. No może nie licząc tematu kruka. Dopiero kiedy zaciągnęła się po raz pierwszy i wypuściła z ust duszący dym, wróciła do rozmowy.
- A ty chciałbyś się zwierzyć czemu nosisz przy sobie ilości sake mogące powalić sporych rozmiarów konia? - Zagadnęła unosząc wyzywająco brew. Nie spodziewała się odpowiedzi. Zwyczajnie odbiła piłeczkę. Może była okrutna. Może po prostu chciała taka być. Czy miało to jakieś znaczenie? Obydwoje szukali zapomnienia, chwili wytchnienia od chorej rzeczywistości, która niszczyła ich od środka.
Przy kolejnym buchu poczuła znajome mrowienie w koniuszkach palców. Głowa powoli stawała się lżejsza, a sake zaczynało działać. Było jej zimno, wręcz lodowato, ale pod wpływem łatwiej było jej to ignorować. Wciąż lekko się trzęsła. Alkohol pomagał zapomnieć o przeszłości, przynajmniej na krótką chwilę. Przypominał jednak o tamtej dziwnej nocy w towarzystwie demona, o której zdecydowanie chciała nie pamiętać. Kiedy następnego poranka obudziła się w jakiejś spelunie z kacem mordercą postać demona w masce nie zniknęła.
- Zamierzam Cię wykorzystać - poinformowała go, jak gdyby rozmawiali o dzisiejszej pogodzie, która swoją drogą dawała popalić. A raczej pomrozić. Zblokowała z nim szare, zblazowane tęczówki, w których brakowało tej iskierki, tego blasku, tych emocji. Były puste. W końcu jednak uniosła się lekko przybliżając do Asashiego. Usadziła swoje cztery litery zaraz obok niego. Jeśli nie protestował owinęła się szczelniej kocem i jak gdyby nigdy nic oparła bokiem o jego ramię. Kradła jego własne ciepło, a przecież sam je potrzebował. Była samolubna i nawet się z tym nie kryła. Ponownie wetknęła sobie fajkę do ust zasysając dym.
- - -
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Ubrana była w bordową yukatę, sięgającą do połowy uda. Na to miała narzucone na ramiona haori, którego prawa strona była ciemno fioletowa, od pasa do kolan przechodząc w czerń a lewa strona była intensywnie czerwona. Jednym słowem rzucała się ta kolorystyka w oczy z oddali. Przemierzając kolejne części skraju lasu, dotarła do miejsca gdzie rozpościerała się mała polana, na której z oddali dostrzegła już swój cel. Powoli, nie spiesząc się ruszyła w jego stronę. Jej katana była schowana w czarnej sayi, którą miała przewieszoną przez bark, na specjalnym pasie. Rękojeść była po jej lewej stronie, wystając znad jej barku. Widok niespotykany dla zabójców z oddechem pioruna. Ale nie mogła nosić już miecza przy pasie, bo nie miała lewej ręki żeby przytrzymać saye podczas używania formy. Pochwa na miecz była trochę inna, dopasowana tak, aby mogła bez problemu jedną ręką wysunąć z niej ostrze do walki.
Podchodząc bliżej zatrzymała się przed młodszym zabójcą. Blond włosy sięgały jej już nieco za ramiona, targane delikatnymi podmuchami wiatru. Blizna na lewym policzku pod okiem była wystarczająco wyraźna, jak z opisu który dostał. Ametystowe oczy nie zdradzały zbyt wiele na ten moment. Czy ktoś mu w ogóle powiedział że zabójczyni miała solidny ubytek kończyny? Jeśli nie to teraz mógł to widzieć. Lewy rękaw jej karmazynowej yukaty powiewał na wietrze. - Sekomura.. jak mniemam.. - odezwała się pierwsza. Jak na tak poważnie wyglądającą, barwa jej głosu była łagodna. Możne nawet zbyt delikatna jak na kogoś kto był w korpusie od kilku lat. - Kurayami Saiyuri.. zabójczyni z oddechem pioruna.. poproszono mnie żebym się Tobą zajęła przez jakiś czas.. - dodała po chwili ze stoickim spokojem.
- Nichirin:
- KIRO
Ostrze katany jest jasno złotego koloru. Pochwa miecza jest czarna, Tsuba jest koloru złota i ma wyrytego smoka oplatającego się w koło. Rękojeść katany opleciona jest czarnymi, jedwabnymi pasami, niegdyś oplatającymi rękojeść katany jej brata.
- Mori:
Nie możesz odpowiadać w tematach