Las Inari-sama
Legendy głoszą, że w dawnych czasach na tej ziemi zbierały się lisy, które pełniły rolę posłańców bogini. Zebrania były organizowane w centrum przy miłorzębie japońskim. To właśnie tam na pamiątkę starych dziejów zbudowano niewielki pomnik w kształcie lisa. Od tamtych wydarzeń minęły setki lat, historia powoli została zapomniana, a samo miejsce nie jest prawie w ogóle odwiedzane. Polana w środku otoczona jest rozległymi ścieżkami oraz starymi, wiekowymi drzewami. Część światła pada od góry, zostawiając połacie terenu pokryte półmrokiem. Sam las uchodzi za miejsce pełne rzadkich ziół, bogatej flory oraz fauny.
Westchnęła, opierając się plecami o najbardziej wysunięte drzewo. Niby miało nadejść wsparcie, ale nikogo nie była w stanie dostrzec. Poza typową dla Nagoi fauną też nie widziała stwora, którego opisywali. Trzymała się głównego szlaku, lecz dopiero te boczne doprowadziły ją do niewielkiej, dość starej chatki. Prawdopodobne miejsce, gdzie przebywał demon. Ilość światła, jaka tutaj docierała, była minimalna, stąd wysunęła pewne wnioski, iż najpierw zajmie się tym miejscem. Później pomyśli o innym. Wcześniej upewniła się, aby gospodyni powiedzieć, który obszar sprawdzi najpierw. Może to ułatwi tej osobie z trafieniem do niej? Jaka w ogóle była szansa, że ktokolwiek się pojawi? Praktycznie żadna.
Zaczekała, aż zapadnie zmrok, ukrywając się w cieniu i obserwując swoje otoczenie. Przechodząc z punktu A do B, zmniejszyła dystans, czając się w gąszczach. Wtedy zrozumiała, iż demon faktycznie się tutaj ukrył. Jego smród docierał do jej nozdrzy, drażniąc ją do tego stopnia, iż pewnie chwytała się rękojeści, gotowa wbiec tam, aby zabić - Dam mu lub jej piętnaście minut, nie dziesięć i sama wchodzę - pomyślała, pozostając czujna na swoim stanowisku. Zarówno od ścieżki, jak i domku pozostała ukryta. Nie wydawała żadnych odgłosów, ni to się nie poruszała. Kruka zostawiła na ścieżce prowadzącej do tego miejsca. Miał on poinformować przybysza o jej pozycji oraz dostarczyć mu informacji, które wyłuskała - jeden przeciwnik, podobny do zwierzęcia, brak danych o jego zdolności krwi, zabił dwie osoby dwa dni temu.
Gdyby nikt się nie pojawił, powoli zaczęłaby się przemieszczać bliżej, wzrok utrzymując na całości prawie zapadniętej architektury. Gdy drzwi się otworzyły, wstrzymała na moment oddech. Pierwsze sekundy były kluczowe, tak sobie wmawiała. Dlatego najpierw przyjrzała się pająko-podobnej istocie. Cztery dolne kończyny, dwie ręce, jedna para oczu oraz ciemne, smoliste włosy - długie sięgające mniej więcej do łokcia. Wyglądało na to, że się rozglądał, rozprostowywał kończyny. Ręce miał długie, zakończone pazurami, czy miała z nim szansę w pojedynkę? Musiała. Chciała, aby ten ją najpierw minął, by mogła zaatakować go od tyłu.
Kiedy dotarł do ścieżki, zobaczył kruka należącego do jednego z członków jego organizacji. Ze szczątkowych informacji dowiedział się kto będzie przeciwnikiem, a także jakie jest położenie jego "towarzysza". Dla Kamy pojawiła się jednak jeszcze jedna ważna informacja "zabił dwie osoby dwa dni temu". Wielce prawdopodobne było to, że od tamtego momentu bestia nie posilała się, a co za tym idzie była już na skraju wytrzymałości. To Kama miał zamiar wykorzystać najlepiej jak tylko mógł.
Nie udał się w stronę swojej (jeszcze wtedy nieznanej) towarzyszki. Zamiast tego obszedł cały teren tak, aby znaleźć się w prostej linii od siedliska demona. Pozycja ta wybrana została w taki sposób, aby towarzysz, który ukrywał się mógł w każdej chwili wejść na plecy bestii, uniemożliwiając tym samym jakąkolwiek ucieczkę.
Kiedy Kama znalazł się w wybranym przez siebie miejscu, wyciągnął katanę, a następnie przejechał nią po zewnętrznej części swojej prawej dłoni. Ruch ten wykonywał tak często, że nie czuł już nawet bólu, który za nim szedł. Szkarłatna ciecz wypłynęła z rany i zaczęła obficie kapać na ubitą ziemię. Czekając na swojego przeciwnika Kama przyjął standardową dla siebie pozycję do walki, w której jego ostrze wysunięte zostało przed ciało, nogi zaś delikatnie ugięte. Taka pozycja miała mu zagwarantować równowagę, a także mobilność w sytuacji kiedy konieczne byłoby uniknięcie ataku z zaskoczenia - tego jednak się w żaden sposób nie spodziewał. Przeciwnik był na to zdecydowanie zbyt głodny.
Odwrócił głowę w kierunku, gdzie aktualnie przebywał Hayato i ruszył. Na pierwszy rzut oka nie był szybki, ale było w nim coś dziwnego. Wyglądało to tak, jakby coś go opętało. Coś się stało - Ranny, marechi, instynkty wzięły w górę? Pobiegła bez chwili zawahania się, gdy ten zaczął zmieniać swoją lokalizację. Docierając do szerokiej ścieżki, wybrała odpowiednią formę, która utworzyła smugę ognia - Ichi no kata: Shiranui - wyszeptała, wybijając się w powietrze. Prostopadłym do ziemi cięciem celowała w jego szyję, korzystając z faktu, iż ten był do niej tyłem oraz ignorował jej obecność. Ostrze pokonało połowę długości i przeszło z drugiej strony, robiąc z niego łatwiejszego oponenta.
- Jeszcze jeden! - krzyknęła, zmieniając swoją pozycję, tak, że wylądowała siedem metrów od szkarady. Płomienie na ostrzu zatańczyły, gdy obracała sylwetkę, lądując z ugiętymi kolanami. Kierując ostrze ku ziemi, żywioł zgasł, pozostawiając ją bez jego obecności. Teraz gdy była do niego przodem widziała nie tylko cięcie na szyi, ale i oparzenia rozchodzące się do ramienia - Pobawimy się? - rzuciła z pewnym siebie uśmiechem, gdy ten biegł dalej do swojego źródła jedzenia. Zapach krwi dotarł do jej nozdrzy, powoli układając puzzle w całość.
Pobiegła raz jeszcze, korzystając z wyćwiczonej szybkości - Jest Twój! - nie lubiła się dzielić zdobyczą, ale praca zespołowa również była ważna. Ostatni raz przejechała kataną po długości ciała, pojawiając się tuż przy nim - zaczynając na plecach, a kończąc na odnóżach po prawej stronie. W chwili, gdy tracił balans, a nawet wcześniej tworzył okazję dla samego spryciarza, który ułatwił im robotę. Po ataku odskoczyła do tyłu, oglądając resztę przedstawienia.
Nagle do drgań potwora doszły jeszcze inne. Po chwili zastanowienia Hayato był pewien, że należą one do nikogo innego jak drugiego zabójcy. Swoją drogą musiał być to bardzo lekki DS, skoro jego kroki były niemalże niezauważalne.
Na potwierdzenie swoich domysłów Kama nie musiał długo czekać. Kiedy tylko bestia wyłoniła się, biegnąc oszalało w jego stronę, Kama zauważył, że obok niej zmierza nikt inny jak jego młodsza znajoma władająca oddechem płomienia. Na twarzy mężczyzny zagościł delikatny uśmiech. - To będzie ciekawa noc.- rzucił sam do siebie, a następnie wziął głęboki wdech.
Miał zamiar skończyć tę walkę jednym potężnym uderzeniem. Wiedział, że jego przeciwnik jest otumaniony wydobywającą się z jego dłoni krwią. Dodatkowo im bliżej bestia była Hayato, tym bardziej mężczyzna pewien był, ze Yona dołożyła już swoje "trzy grosze" do jego aktualnego stanu fizycznego i czeka on bardziej już na dobicie. Potwierdziły to słowa kobiety, które sugerować mogły tylko jedno - "Odwaliłam większą część roboty. Niechętnie, ale pozwalam Ci go dobić." - Wyniosły bachor - rzucił ponownie Kama sam do siebie, a jego delikatny uśmiech dalej widniał na twarzy.
-Ichi no kata: Jin Senpū - Sogi - rzucił Hayato wybijając się w stronę ich przeciwnika. Cyklon, który stworzył z samego siebie w chwilę uderzył w przeciwnika z ogromnym impetem. Wykorzystując prędkość potwora, a także swoją siłę Hayato dosłownie rozerwał bestię na strzępy. Krew demona obryzgała całą okolicę - w tym stojącą nieopodal Yonę. Jedyną osobą, która zdawała się uchronić przed brudem był sam Hayato. Robota została wykonana, dlatego też Kama rozpoczął wycieranie swoich ostrzy przed włożeniem ich do pochw. - Mogłaś zostawić go w spokoju. Od samego początku miałem sytuację pod kontrolą - rzucił w końcu do dziewczyny, a uśmiech który do niedawna widniał na jego twarzy zniknął. Mężczyzna nie miał zamiaru dawać kobiecie satysfakcji.
Przed uśmierceniem demona wykorzystała otoczenie, aby ukryć się za najbliższym drzewem. Wykorzystując swoją szybkość do granic możliwości, przeniosła sylwetkę za drzewo, częściowo dostając bryzgającą cieczą. Jedyne co przynosiło jej radość, to informacja, iż dostała ją na odsłonięte części ciała, lewa ręka, policzek, a nie na ubrania, z których takie ślady mogłyby nie zejść. Pospiesznie chwyciła za czysty materiał noszony w torbie, aby wytrzeć skórę, a później ostrze. Po zakończonej czynności schowała szmatkę, notując w głowie, co by później dokładnie ją wyprać w misce z ciepłą wodą lub zwyczajnie wystawić na promiennie słońca.
- Wykonywaliśmy zadanie razem, nie myśl, iż sam odwalisz całą robotę - wyszła mu naprzeciw, kierując wzrok ku jego rannej dłoni. Zbierane wcześniej informacje teraz nabrały sensu - Marechi wykorzystujący swoją krew, musisz być bardzo pewny siebie, ryzykując własnym życiem - dodała spokojnie, zauważając, że podejście zabójcy różniło się od tego prezentowanego od Kiryu. Tamten uważał na siebie właśnie przez specyficzną krew, z drugiej strony Kama wykorzystywał ją dla własnych celów.
- Opatrzyć Ci? Czy może wolisz to zrobić sam, Shiruś? - uśmiechnęła się łobuzersko, bo coś, co wymyśliła dawno temu, teraz sprawiało o wiele większą frajdę.
- Czyżbyś zaniedbała swoje treningi Yona? To cięcie, które wykonałaś wyglądało dosyć niechlujnie. I proszę, nie zwalaj tego na to, że jesteś krótka. - Uśmiechnął się delikatnie. Uwielbiał się z nią droczyć. - Dobrze, że byliśmy tutaj we dwoje, bo prawdopodobnie nie ukończyłabyś sama tej misji. - rzucił ruszając się w stronę lasu. - Chodź, jeśli został tu jeszcze jakiś demon to prędzej czy później ruszy moim tropem.
Kiedy wszedł do głębi lasu, niemalże od razu zaczął szukać mniejszej polany wśród drzew. Znalezienie takiego miejsca nie należało do najtrudniejszych. Następnie Kama zajął się zbieraniem chrustu i kawałków drewna, które ułożył w ognisko. Wyciągając krzesiwo zatrzymał się na chwilę i spojrzał ponownie na Yonę: - To może zacznijmy od czegoś prostego Pani Zabójczyni... Rozpalisz ogień? - Zadziorny uśmiech zdobił jego twarz kiedy wypowiadał te słowa.
Czy mogła go pokonać bez pomocy śnieżynki? Nie wydawał się specjalnie szybki, ani silny, dwa ciosy, tyle musiałaby wyprowadzić. Westchnęła, teraz nie było sensu dywagować nad czymś, co się nie powtórzy. Bowiem czas przeszły w tej sprawie, nie wiele ją obchodził. W mniemaniu Yony miała lepsze sprawy, które musiała ogarnąć, a jakie jeszcze nie domknęła - Hayato, zauważyłeś, prawda? Wyprowadzasz cięcia za dużym opóźnieniem. Z tego, co pamiętam wcześniej, wydawałeś się taki nieuchwytny, a teraz mogłabym bez trudu Cię złapać i nie wypuścić z objęć. Wydaje mi się, że z naszej dwójki... - doskoczyła do niego z figlarnym uśmiechem na buzi - To trenujesz za lekko.
Jeśli myślał, że może zrobić to co tamtego dnia, nie miała zamiaru mu na to pozwolić. Za pierwszym razem również patrzył na jej technikę, jakby nie była kompletna. Tamten dzień utrwalił jej się w głowie do tego stopnia, że postanowiła przegonić chłopaka w każdej dostępnej zabójcy umiejętności. Czujne oko, zauważyło kilka braków, ale już go doganiała. Co oznaczało - Hayato przestał być potworem, za jakiego go miała.
Wzruszyła ramionami i powoli zaczęła iść za nim w stronę lasu. Informacje mówiły o jednym demonie, ale takich jak on mogło się kręcić jeszcze parę. Powoli zaczęła się rozglądać, starając się wychwycić każdy pomniejszy ruch lub zapach drażniący nozdrza.
Kiedy dotarła na polanę, zaczęła zbierać kamienie oraz tworzyć grunt pod rozpalenie ogniska. Zakładała, że oboje zostaną tutaj na noc, aby upewnić się, czy w okolicy nie grasuje jeszcze jeden. W tym samym czasie czerwonooki nazbierał chrustu oraz drewna, które należało podpalić - Testujesz mnie? - zapytała spokojnie, wyciągając krzesiwo z płóciennej torby. Kilkoma ruchami wznieciła płomień, który teraz należało zwiększyć - Pokaż, co potrafisz i go zwiększ, w końcu jesteśmy tak kompatybilni - dodała z przekąsem, siadając nieopodal pomnika.
Oczywiście nawet element układania ogniska nie mógł obejść się bez wzajemnych docinek. Czasem oczywiście i Kama zachowywał się jak dziecko prowokując swoją towarzyszkę. Ona jednak wykazywała się niewiele większym poziomem dojrzałości, nie tylko przez to, że reagowała na jego zaczepki, ale odpowiadała swoimi. Doprawdy, ciekawa para zawitała tej nocy do lasu Inari-sama.
- Mój żywioł prędzej rozniósłby to ognisko i połowę lasu zamiast podsycić ogień - dobrze o tym wiesz.. "W końcu jesteśmy tak kompatybilni". - Ostatnie słowa wypowiedział z wyraźnym przekąsem, udając jednocześnie trochę ton głosu Yony. Oh tak, uwielbiał ją, zwłaszcza kiedy była zła. Wydawało mu się wtedy, że jej włosy zaczynały naprawdę płonąć, a w oczach pojawiały się rozzarzone węgle.
Pomimo tego wszystkiego nie miał zamiaru dopuścić do tego, aby ciężka praca dziewczyny poszła na marne. W tym celu klęknął przy ognisku i zaczął powoli dmuchać na tlący się płomień. Robił to na tyle delikatnie, aby nie ugasić ognia, a jednocześnie na tyle mocno żeby dać mu szansę się wzniecić. Nie potrzeba było dużo czasu, aby ognisko zapłonęło w swojej pełnej okazałości.
Hayato usiadł nieopodal ogniska, na kawałku materiału, który przyniósł ze sobą. Po zajęciu wygodnej pozycji postanowił przygotować "stałą" pułapkę na demony. Ściągając bandaż ze świeżej rany, wycisnął jeszcze na niego trochę swojej krwi, a następnie położył nasączony materiał obok siebie. "Wabik" teraz miał za zadanie wydzielać jak najbardziej intensywny zapach. Sam zaś, trzymając teraz z dala od ciała zaczął szukać bandaża w torbie. - Kurwa mać... - wyrwało się z jego ust kiedy zdał sobie sprawię, że w ekwipunku nie posiada już więcej materiału... Czyżby to był ten dzień, w którym znów musiałby porwać swoje ubranie? Kurwa mać...
Sposób, w jaki ją nazwał o dziwo, przypadł jej do gustu. Akane brzmiało ładnie i słodko, dodatkowo podkreślało czerwień, którą się okrywała - zwłaszcza w przypływie złości.
- Ładny pseudonim, Shiro. Jednak nie używaj go za często. Jeszcze pomylisz moje prawdziwe imię, z tym co sam wymyśliłeś, a wtedy będę baardzo zła - dodała cichszym głosem, zapowiadającym coś, czego oboje nie chcieli widzieć. Otaczające ją drzewa wyglądałyby dość groźnie, gdyby przez przypadek postanowiła wszystko spalić. A taki kaprys mógł przyjść jej na myśl, na przykład w chwili wybuchu.
- Jesteśmy chaosem, ale to nie czas, aby pokazać prawdziwe piękno naszych żywiołów. Innym razem, w lepszym miejscu, wtedy chciałabym zobaczyć, co z naszych ataków wyjdzie. Czy rzeczywiście będą spektakularnym widokiem, a może smutną imitacją niezmierzonej potęgi? - ostatnie pytanie wypowiedziała do siebie, zastanawiając się, jak dwa oddechy mogłyby razem wyglądać. Prawdopodobnie barwy pomarańczu i czerwieni zdobiłyby nie tylko demony, ale i całe otoczenie, niszcząc wszystko, co stanęłoby im na drodze.
Gdy Hayato zabrał się za dmuchanie, dłonią delikatnie przejechała po jego plecach. Nie czule, czy w sposób, który nazywano by w tych czasach kokietą. To był lekki dotyk, który mógłby łaskotać, ale kryło się pod nim zadowolenie. Od początku chciała, aby zrobił to w taki sposób, nie zaś na oślep machał kataną, niszcząc otaczającą ich naturę - Widzisz, gdy ruszysz głową, to znajdziesz lepsze odpowiedzi. Celowo nie użyłam formy oddechu, aby zachęcić Ciebie do bardziej ludzkich działań, nie tych, które przylegają do zabójców - odruchowo odskoczyła od niego, spodziewając się, że, nawet jeśli zagada do niego pogodnie z delikatną nutą melodyjności, ten mógłby zrobić coś, co mogłoby się Yonie nie spodobać.
Widząc jego frustrację odruchowo się roześmiała - dźwięcznie i kobieco. Wierzyła, że takie przypadki zwykli ludzie nazywali karmą lub wolą bóstw. Proponowała mu wcześniej bandaż, a teraz sam, pozostał bez niczego. Jedyny materiał nosił na sobie, ale nie lubiła, gdy ich stroje były rwane. Wyglądało to tak szpetnie, nie przystało to osobom, które powinny być bardziej zaradne. Lewą dłonią sięgnęła do materiałowego worka i z niego wyjęła czystą rolkę. Tak, jak wcześniej się odsunęła do niego, teraz podeszła i przykucnęła przed nim - Potrzebujesz pomocy? Wystarczy poprosić, a będzie Twój - powiedziała miękkim głosem, wpatrując się nie w ranę, ale w jego czerwone ślepia.
- Masz zamiar wyciągnąć ze mnie jeszcze jakieś inne ludzkie działania dzisiejszej nocy? Pytam, bo wolę wiedzieć czego mam się spodziewać. - rzekł kiedy udało mu się w końcu usiąść przy ognisku. Los chciał, że chwilę później miejsce miała przykra sytuacja związana z brakiem dodatkowego bandaża w swoim ekwipunku.
Hayato widział to zadowolenie na twarzy kobiety. Było ono widoczne zarówno wtedy kiedy grzebała w swojej torbie jak i w momencie, w którym ruszyła w jego stronę dzierżąc w dłoni biały "prezencik". Delikatnie zmieszał się w momencie kiedy przy nim kucnęła. Dotychczas jakiekolwiek ich spotkania tyczyły się bardziej treningów czy sparingów. Dlatego też bliskość jej osoby odbierał zawsze jako najzwyklejszy "produkt uboczny" ich działań. Tym razem jednak dziewczyna znajdowała się zaledwie kilkanaście centymetrów od niego, a jej zamiarem nie była próba powalenia go jakimś chwytem. - Y... Poproszę... - Wydukał w końcu z siebie i powoli wyciągnąć rozciętą dłoń w stronę kobiety. Jego celem było otrzymanie od niej bandaża, jednakże ruch jaki wykonał sugerować kobiecie mogło coś zupełnie innego. Niezależnie jednak od tego jakie działania podjęła Yona, Kama postanowił w końcu odpowiedzieć jej na wcześniejsze pytanie: - Ogień i wiatr to synergia, która istnieje od wieków. Prawda jednak jest taka, że zbyt duży płomień może pochłonąć wiatr. Natomiast potężny podmuch zniszczyć może nawet największe palenisko. Wydaje mi się, że tu chodzi o odpowiednie dobranie swojej siły... Czasem potęga powstać może z najmniejszego działania. - Jego ślepia również cały czas wlepione były w oczy Yony.
Otworzyła nieco bardziej powieki, dziwiąc się jego reakcji. Myślała, że zachęciła go odpowiednio, aby był wobec niej bardziej pewny. Jednak to chwilowe wahanie, pozostawiało pytania, na które z trudem znajdowała odpowiedzi. Chodziło o bliskość, a może nietypowość działań? Zamiast patrzeć na niego tym figlarnym, pełnym psot spojrzeniem, postanowiła zrobić to łagodnie. Chciała nieco ocieplić swój wizerunek, pomimo dzierżonego przez rudą oddechu - Coś nie tak? Nie wydajesz się pewny - nie zamierzała chwytać go za język, czy też prosić ponownie. Kiedy wystawił dłoń, pomyślała, iż wręczy mu biały rulon, ale zatrzymała ruch. Po wyciągnięciu przedmiotu i powolnym wystawianiu ręki nagle pewniej chwyciła materiał i zabrała się za coś, czego dawno nie robiła.
Postanowiła sama zabandażować ranę. Wydawało jej się nieodpowiednim, aby na przeciętą powierzchnię dać coś tak szorstkiego. Samo uczucie podejrzewała, że byłoby niekomfortowe, stąd drugą dłonią chwyciła za jego rękę i powoli zabrała się za robotę. W odpowiednich momentach ścisnęła, co mogłoby nie być miłym uczuciem, ale nie chciała niczego przeoczyć lub zrobić cokolwiek źle. Na koniec, zamiast użyć mniejszego ostrza, ugryzła kawałek ostrym krańcem zęba i zawiązała na supełek. Kokardy może i były urocze, ale zdecydowanie nie w Yony guście. Dopiero końcówkę przecięła kataną, odpowiednio napinając bandaż.
- Gotowe. Postanowiłam nieco na Tobie potrenować, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe - rzuciła pogodnym, wypełnionym szczerością głosem. Nie miała w tym momencie żadnych ukrytych motywów, ot chciała sprawdzić, czy po tylu miesiącach opatrywania przez kogoś, ciągle była zdolna, aby zrobić to sama.
- To idealnie - klasnęła w dłonie, zupełnie jakby doznała olśnienia - Myślisz, że nam się uda? Wiesz, zostaliśmy przydzieleni do jednego małego zadania, ale co gdyby trafiło się coś większego? Silniejsi przeciwnicy, praca zespołowa w większej grupie. Zastanawiałam się, ile trzeba, aby odpowiednio dobrać siłę i myśleć, że teraz wyjdzie dobrze. - była wyraźnie zaintrygowana. Lubiła uczucie, jakie towarzyszyło przy samodoskonaleniu. Podobnie, miała wrażenie, iż jeszcze wielu rzeczy mogła się nauczyć. Stagnacja lub spoczęcie na laurach było ostatnią rzeczą, jaką pragnęła robić. W końcu zawsze był ktoś lepszy, silniejszy, bardziej utalentowany.
- Hayato, co zrobimy, jak nikt się nie pojawi? Wracamy do wioski, czy dzielnie czekamy do rana? Nie mam nic przeciwko spaniu pod gwiazdami, ale ty nie wyglądasz na takiego. Zresztą nie wielu samurajów porzuca wygodę, szlachta ma to samo. Cenią wygodę oraz własny majątek, a przynajmniej z takimi osobami się spotkałam. Właściwie nigdy nie spytałam, gdzie jest Twoje miejsce w społeczeństwie. Jeśli chodzi o moje to wyższy szczebel klasy samurajskiej, niby nic dziwnego, gdy jesteś z okolicy Osaki, ale ty nie jesteś stamtąd, inaczej poznałabym Cię dawno temu. Na przykład podczas tego głupich spotkań, gdzie poznajesz przyszłego męża lub żonę - westchnęła, po ostatniej wzmiance, bo sam ten temat działał jej mocno na nerwy. Jednak zapoczątkowanie go wydawało się takie łatwe, gdy dochodziło do rozmowy o obrazie społeczeństwa. Sam fakt, że ciągle była w wieku do wydania, powodował, że czuła się niespokojnie. Nigdy nie wiadomo, czy potajemnie matka niczego nie planuje, nawet pomimo układu, który miała z ojcem.
- No i ostatnia kwestia. Jeśli nawet tutaj zostaniemy, to chciałabym móc, chociaż na chwilę zanurzyć się w wodzie. Jezioro powinno być... Z pięćset metrów stąd, może trzysta. Będziesz wtedy chciał zostać tutaj, czy może wolisz pójść ze mną? - przejechała wzrokiem po jego sylwetce i cicho się zaśmiała. Sama, póki co położyła się nieopodal ogniska na miękkiej trawie. Chwila relaksu, jeszcze nikogo nie zbawiła, choć w dalszym ciągu trzymała oręż w zasięgu dłoni. Za pomocą węchu próbowała wyłapać coś nadzwyczajnego, ale poza metalicznym zapachem krwi niczego nie zauważyła. Krzewy oraz większe drzewa też nie szeleściły w sposób nienormalny. Lekki wietrzyk delikatnie wprawiał w ruch liście. Było... tak spokojnie.
Bolało jak cholera. Yona co prawda starała się być jak najbardziej delikatna. Na jej twarzy widać było wyraźne skupienie podczas bandażowania dłoni mężczyzny. Dodatkowo chciała „uśmierzyć” jego ból przy pomocy miękkiej tkaniny. Nie zmieniało to jednak tego, że rana wciąż była otwarta, a jakiekolwiek ruchy sprawiały niemały ból. Hayato nie miał jednak zamiaru deprymować dziewczyny, był również bardzo wdzięczny, że płomiennowłosa chciała mu pomóc. Dlatego też zbierając się w sobie, zachował kamienną twarz. W końcu nie był to pierwszy raz kiedy na jego dłoni widniało takie rozcięcie. Tylko kurwa… Zawsze bolało to jak cholera.
-Wyszło Ci to zdecydowanie lepiej niż mi. Dziękuję Ci Yona. – rzekł po chwili oględzin opatrunku stworzonego przez kobietę. Nie mogło się to co prawda równać z tworami medyków z Yonezawy, ale widać było serce, które zostało włożone przy jego tworzeniu. Dodatkowym plusem były widoki, które Kama miał okazję oglądać podczas procederu. Czy Yona zawsze miała tak ładne usta? Jakoś nigdy wcześniej tego nie zauważył. Zarys szczęki również był niczego sobie. – Hmmm? – wydobyło się z jego ust sygnalizując powrót jego „ja” do ciała. – Ah, hm… Wydaje mi się, że po prostu będziemy to wiedzieć. – Przysunął się do niej, tak że klęczeli dosłownie naprzeciw siebie. Ujął w swoje dłonie jej nadgarstki i przyłożył kciuki do miejsc, w których czuć było żyły i ścięgna. Jego szkarłatne oczy patrzyły prosto w jej ślepia: - Podświadomie poczujemy jak nasze wdechy i wydechy są w jednej częstotliwości… - Zaczął swoim zmysłem dotyku sprawdzać czy jej tętno przyspiesza. – Nasze serca zaczną bić w jednym rytmie, a w oczach pojawią się identyczne płomienie. Tego momentu nie da się zaplanować – on po prostu się pojawi. Wtedy, dokładnie w tym momencie ja i Ty staniemy się jedną myślą, jednym ciałem, jedną duszą i jedną potęgą. A wtedy będziemy mogli przezwyciężyć wszystko. – Uśmiechnął się puszczając delikatnie jej dłonie i pozwalając jej niemo wrócić na swoje miejsce.
Zaśmiał się kiedy kobieta zaczęła mówić o możliwościach i wyborach jakie na nich czekały: - Nie uważasz, że wspólna noc pod gwiazdami jest romantyczna? Pomyśl, tylko Ty, ja i cały ten pusty las. Czy mogłoby być jeszcze lepiej? – Spojrzał na ognisko i jego szalejące płomienie. Kto by pomyślał, że wystarczyłby jeden zły ruch i całe to miejsce stałoby się jedną ognistą pułapką. – Jeśli chodzi o mnie to jest mi to całkowicie obojętne. Lubię spędzać czas w takich miejscach. Dodatkowo niektórym demonom może zająć trochę czasu nim się tutaj dostaną. Dlatego jeśli chcesz to na spokojnie możesz udać się do pobliskiej wioski, a ja zostanę tutaj do rana. Chcę mieć pewność, że to miejsce nie zazna już więcej koszmaru.
A więc dowiedział się w końcu z jakiej kasty społecznej pochodzi kobieta. Prawdę mówiąc nie dziwiło go to. Jej sposób wypowiedzi, a także zachowanie wyraźnie sugerował, że nie jest osobą z byle pospólstwa. Zrugał się w duchu za to co teraz pomyślał. Przecież on sam od dawna nie był już tym kim się urodził. Nosił nazwisko, ale od lat nie wykorzystywał swojego statusu społecznego. Już od dawna nie czuł się członkiem swojego klanu. A jednak to wszystko co miało miejsce w ostatnich latach spowodowało, że znów wrócił do Edo. Ponownie przywrócił miastu swój klan i zaakceptował to co mu zostało. : - Pochodzę ze szlachty dworskiej. Niemniej jednak kiedy udałem się na szkolenie zrezygnowałem z korzyści, które dawało mi moje nazwisko. Teraz jednak, jako że nie ma już poza mną ani jednego żywego członka rodziny – można powiedzieć, że stałem się dziedzicem rodu. Jak to mówią „Nie uciekniesz od swojego przeznaczenia”, co nie? – na twarzy mężczyzny pojawiła się lekka konsternacja. – Tak czy siak, szkoda że mieszkałaś w Osace. Chętnie pojawiłbym się na jednym z Twoich spotkań mających na celu znalezienie Ci męża. – Zaśmiał się cicho, chcąc zapomnieć o tym co mówił przed chwilą.
W końcu i Yona postanowiła zmienić temat, mówiąc o jeziorze znajdującym się nieopodal. Hayato spojrzał na kobietę i zlustrował ją od twarzy do stóp: - Oczywiście, że pójdę z Tobą. Co jeśli pojawiłby się jakiś demon? Strzelam, że nie masz zamiaru kąpać się z mieczem – przyda Ci się jakaś eskorta. Nawet zabójcy czasem jej potrzebują – Zaśmiał się szczerze. To miała być bardzo ciekawa noc.
Starania nie poszły na marne. Cała rana zniknęła pod bandażem, pozostawiając uczucie satysfakcji. Najwidoczniej pamiętała, co nieco i nie zapomniała. Najbardziej martwiła się, iż będzie musiała zacząć od nowa. Wyraz ulgi ujawnił się przy dłuższym wypuszczeniu powietrza przez buzię - Mówiłam, chciałam potrenować, także nie masz za co dziękować - prawą dłonią przejechała po włosach, a sama wyszczerzyła się, odsłaniając perłowe zęby.
Co się teraz dzieje?, pomyślała pospiesznie, kiedy jasnowłosy zaczął się przysuwać. Pomarańczowe ślepia uważnie śledziły jego ruchy, próbując zrozumieć, co chodziło mu po głowie. Sama nie odsunęła się, ani nie walczyła z nim, kiedy chwycił ją za nadgarstki. Ciekawość wzięła w górę, pozostając bierną na wykonywane przez niego czynności. Jednocześnie powoli zakodowywała sobie słowa, jakie padały z jego ust, chłonąc informacje niczym gąbka. Puls nieumyślnie przyspieszył, lecz z każdą kolejną sekundą, zaczął wracać do naturalnego tempa. Zaczęła się uspokajać, kiedy zrozumiała sytuację.
- Dziwne zjawisko. Znaczy.. hmm - zamyśliła się na chwilę, aby dobrze ubrać to, co się działo w jej głowie - Samo to jest zjawiskowe i niekoniecznie wiem, czy możliwe. Wydaje mi się, że do takich rzeczy potrzeba bliższej relacji, czy też pełnego zaufania do osoby, z którą współpracujesz. Takie rzeczy niekoniecznie mi wychodzą, poza tym... - wyciągnęła dłoń w jego kierunku, aby sięgnąć szyi. Delikatnie nacisnęła tętnice, aby wyczuć jego puls - Nie sądzisz, że nasze tętno, póki co odbiega od siebie? - nachyliła się do niego, aby ostatnie pytanie wyszeptać przy jego uchu. Wcześniej ją zaskoczył i teraz chciała sowicie mu się odpłacić. Niech nie myśli, że ot, tak wróci na swoje miejsce. Ona lubiła atakować, a nie być tą, która przyjmuje ciosy. Po krótkiej trwającej niespełna kilka sekund chwili odsunęła się, wracając na swoją wcześniejszą pozycję. Nie zamierzała go gnębić, no może... Trochę, tak, aby nieco zrozumiał.
- Romantyczna? Nie. Jeszcze niedawno walczyliśmy, teraz czekamy na kolejną kreaturę. W oczekiwaniu na przeciwnika nie ma nic, co można by nazwać romantycznym - odparła spokojnie, wpatrując się w stronę nieboskłonu. Dawna czerwień niemal całkowicie zniknęła zastąpiona przez odcienie fioletu oraz granatu.
- Żartujesz? - spojrzała zaskoczona, uciszając płomyk, który mógłby przerodzić się w oburzenie - Myślałam, że to ty wrócisz. Nie mam nic przeciwko, aby polować samotnie. Jednakże, skoro lubisz, to nie mam nic przeciwko, abyśmy spędzili ten czas razem do nadejścia rana - rzuciła wyniośle, choć w gruncie rzeczy żartowała. Lubiła próbować różnych rzeczy i teraz sprawdzała, czy zabójca się nie obrazi. Ciągle nie poznała linii, do której mogła swobodnie dotrzeć, podobnie nie poznała konsekwencji zagrania na jego nerwach.
- Miałam zapytać, gdzie Twoja służba, ale powstrzymam się od takich komentarzy. W sumie... Za późno. Wiedz tylko, że Twoje pochodzenie nie robi mi zbytnio różnicy. Posiadamy tę samą rangę, oboje jesteśmy zabójcami, nic innego się nie liczy - odpowiedziała spokojnie, nawet jeśli maniery wymagały czegoś więcej, niż "Właściwie nie interesuje mnie Twoja klasa". Zapytała z ciekawości, aby coś więcej wiedzieć, nie nastawiała się do nagłej zmiany zachowania. Ta uwidoczniała się, kiedy była głównie Hiryuu, nie zaś Yoną, która walczy o swoją wolność.
Z kolei, jeśli o takowej mowa, to jego słowa zabolały. Z pewnością nie powiedział tego z premedytacją, ale temat małżeństw mogła przyrównać do chodzenia po cienkim lodzie. W tej chwili czuła jak do żył zamiast krwi jest pompowana lawa. Nie chciała się złościć, dlatego zamknęła na moment oczy i wzięła głębszy oddech. Już wiedziała, co robić - Nie chciałbyś. No, chyba że lubisz chodzące katastrofy oraz brak słuchu. Tego typu rzeczy śmiało mogłabym Ci na jednym z takich spotkań zagwarantować - uśmiechnęła się niecnie, otwierając powieki. Żywa nienawiść do tego typu rzeczy rozpaliła miedź w jej oczach, co było efektem wpatrywania się w ognisko. Tańczący ogień objawiał się w jej oczach, pokazując, kim była w czasie prób wydania jej za mąż.
Zaśmiała się cicho na jego reakcje. Pomyśleć, że istniały osoby, które zakrywały się istnieniem demonów. Do tego jeszcze jeden z zabójców. Podniosła się do góry, opierając ciało na łokciach - A jeśli powiem, że zabieram nichirin ze sobą do kąpieli. Puściłbyś mnie samą? - łobuzerski uśmiech pojawił się na jej twarzy, kiedy wpatrywała się w Hayato.
Yona nie cofnęła się po jego monologu. Ponadto, gdyby tego było mało, postanowiła dołożyć swoje własne przemyślenia. Wyraz twarzy Kamy był poważny, chciał dać do zrozumienia młódce, że traktuje ją bardzo poważnie: - Nikt nie powiedział, że osiągniemy taki stan kiedy tylko będziemy chcieli. Dokładnie tak jak powiedziałaś, potrzebujemy do tego czasu, poznania się i tak dalej. Wszystko rozgrywa się jak i czy w ogóle chcemy się poznać. Mamy dwa najbardziej kompatybilne żywioły, to zupełnie jakbyśmy byli przeznaczeni. Nie oznacza to jednak, że musimy robić to czego nie chcemy. Życie daje nam wybór i musimy dokonać go sami. – Miała tak ładne, płomienne oczy. Co się z Tobą dzieje Hayato?
Kiedy położyła na jego tętnicy palec, delikatnie się wzdrygnął. Nie wynikało to jednak z tego, że nie chciał być przez nią dotykany. Z powodu swojego zmysłu wszystko czuł zdecydowanie bardziej dokładnie – tyczyło się to również ciała drugiej osoby. Palce Yony były gładkie, dało się jednak wyczuć, że skóra miejscami jest twarda, symbolizując tym samym, że spędziła ona wiele dni dzierżąc w dłoniach katanę. Dodatkowo to ciepło… Było ono niczym w porównaniu z gorącem, które Hayato poczuł przy swoim uchu. Dźwięk głosy płomiennej dziewczyny miał w sobie coś hipnotyzującego, prawie jakby skrycie posiadała Demoniczną Sztukę Krwi pomimo bycia tym, który musiał sobie z nimi radzić na co dzień. Położył swoją dłoń na boku jej szyi, a palce mocno utwierdził na karku, uniemożliwiając jej wycofanie się : - „Póki co..” Ciekawe ile potrafi zdziałać czas, nieprawdaż? – Słowa płynęły szeptem do jej ucha. Nie miał zamiaru dawać za wygraną, jeśli ona się bawi to on również. W końcu jego ręka zeszła z jej szyi.
- Eh, Akane. Nie powinnaś patrzeć na to aż tak realistycznie. Demona nie ma, udało nam się posłać jego duszę do lepszego świata. Teraz zapewne ten nieszczęśnik jest uradowany tym, że spotkał się ze swoją ukochaną rodziną. Kto wie? Może nawet teraz podnieśli sake pijąc nasze zdrowie. Tak czy siak – to już przeszłość. – Hayato skierował swoje czerwone ślepia w czerń znajdującą się nad nimi: - Uratowaliśmy go, bo sami chcieliśmy wejść na tę drogę… Czy ta wolność nie jest właśnie kwintesencją romantyzmu? – Sięgnął po swoją gurdę z sake. – Nie musisz się ze mną zgadzać, ale uważam, że jednak jest w tym coś romantycznego. Nawet jeśli w pierwszej chwili rzuciłem to jako ironię. – Zaśmiał się do swojej towarzyszki. – Ale na poznanie tego, które z nas kiedy żartuje przyjdzie jeszcze czas.
Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech kiedy usłyszał wypowiedź Yony na temat tego kto zostanie w lesie: - Hahaha! Właśnie o to mi chodzi Płomyczku! I tak, ja również chętnie spędzę z Tobą ten czas aż do świtu. – Chwilę później pojawił się temat tyczący się ich pochodzenia, a także kasty społecznej. Kama położy delikatnie Yonie dłoń na twarzy, uśmiechając się na wypowiedź tyczącą się służby: - I bardzo Ci za to dziękuję. – przejechał delikatnie swoim kciukiem po jej kości policzkowej: - W naszej organizacji znajduje się ogromny przekrój ludzi. Mamy tu szlachciców, chłopów, samurajów, a także osoby wyklęte ze społeczności. Nie zmienia to jednak faktu, że każde z nas znalazło się tu w jednym celu, którym jest ochrona gatunku ludzkiego. Jesteśmy równi, zawsze byliśmy i zawsze będziemy. Po prostu niektórzy urodzili się z lepszej rodzinie, kiedy to pozostali nie mieli tyle szczęścia. Ja i Ty jesteśmy zabójcami i tylko to się liczy – tak jest i będzie. – zakończył, ściągając powoli swoją dłoń z ciepłego policzka dziewczyny.
Widząc twarz Yony kiedy tylko wspomniał o spotkaniach przedmałżeńskich, zrozumiał iż był to temat, którego kobieta bardzo nie lubiła poruszać. On widział je zupełnie inaczej niż kobieta, a co za tym idzie stwierdził, że jest w obowiązku jej to prawidłowo wytłumaczyć : - Katastrofa i brak słuchu? To chyba raczej tyczyłoby się mojego starszego brata. W związku z tym, że był pierworodny to on posiadałby „wątpliwą” przyjemność doświadczenia tych cudownych rzeczy. Ja je wspominam dosyć dobrze – Uśmiechnął się. – Zawsze było tam mnóstwo jedzenie i ta sake… Mmmm picie jej kiedy nikt nie patrzył. – Poklepał się po brzuchu. Po chwili jednak spojrzał na kobietę z powagą na twarzy: - Zdaję sobie sprawę jak ciężkie musiało być to dla Ciebie. Nieraz widziałem jak młode dziewczyny cierpiały przez wydziwianie swoich rodziców. Ty poruszyłaś temat, ale ja nie powinienem go kontynuować. Wybacz.
Wszystko wydawało się wrócić do normalności, a Hayato upewnił się w tylko usłyszał kolejne prowokacyjne pytanie kobiety. Spojrzał się na nią: - W takim wypadku poszedłbym z Tobą i prawdopodobnie skorzystałbym z kąpieli w tym samym czasie. Byłbym w końcu bardzo spokojny, bo wiedziałbym, że obok jest kobieta, która może mnie obronić – Zaśmiał się. – Pozostawałaby wtedy tylko jedna kwestia… Czy chcesz żebym z Tobą poszedł? – Zdawało się, że ognisko odbijało się w oczach Kamy kiedy spoglądał wprost w oczy swojej towarzyszki.
- Wyglądają pysznie - powiedziała niemal od razu, powstrzymując się, aby nie przesunąć językiem po dolnej wardze - Co do mieszkańców, Ci pewnie pomyślą, że to inny drapieżnik zabrał im ofiarę. Nie ma się czym martwić - machnęła dłonią, bo sama niejednokrotnie miała do czynienia z bardziej zarozumiałymi osobami. Takimi co nawrzeszczą, zwyzywają od najgorszych, mimo uratowania życia.
- Właściwie to drugi - poprawiła go pospiesznie, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie - Jedliśmy razem truskawki. Ja bym to zaliczyła - rzuciła z przekąsem, łapiąc się na tym, że dzisiaj miała dobry humor. Żartowanie, śmianie się, czy zwykła rozmowa nie sprawiała jej problemu. Podobnie jak samopoczucie oscylowało w granicach normy, jeszcze nikt nie spłonął, a ona nie zaczęła się denerwować. W skrócie: Sukces.
- To zależy - ...jak wszystko, prawda Yona? - Poznać się chcemy dla lepszej współpracy, czy żeby nawiązać przyjacielskie relacje? Oczywiście jedno może wynikać z drugiego, ale nie każdy decyduje się, aby polować w znanej grupie osób albo ubiegać się o wspólne misje. To dość kłopotliwe - wyznała szczerze, bo sama rzadko decydowała się, aby zabierać ze sobą kogoś, z kim zwykle przebywa. Lubiła chronić, to co bliskie, jednakże przekonała się, iż demony potrafią być inteligentne i tym samym wykorzystywać słabe punkty zabójcy. Brak ich dawał rudowłosej pewną przewagę, zaś kooperacja z nieznanymi osobami dodawała dziewczynie potrzebnych doświadczeń.
Drań, skwitowała w myśli. Jego ruchy dorównywały jej w szybkości, a zabieg, jaki wykonał, odciął jej drogę ucieczki. Wykorzystanie jej ruchów i ponowienie ich było... Nie w porządku. Grał nieczysto jak ona i to ją najbardziej trapiło. W upuście lekkiego zirytowania zmarszczyła delikatnie czoło, wbijając spojrzeniem lodowate szpile w Hayato - Nie zawsze mamy go dużo. Każdy dzień może być ostatnim, czyż nie? - powiedziała jedną ze smutniejszych prawd o ich życiu, ale ta pasowała jej idealnie do sytuacji. Mogła dzięki niej wybrnąć z bliskości, a jednocześnie obdarzyć zabójcę złośliwym uśmieszkiem.
- Zgodzę się, z tym, że wolność można zestawiać z romantyzmem. Pasują do siebie. Jeśli chodzi o drugą kwestię, to nie mam za dużo wspólnego z życiem po życiu. Odpycham aspekty duchowe na rzecz wiary we własne możliwości, ale byłoby miło, gdyby wzniósł czarkę za ten wieczór - wzruszyła ramionami, zupełnie jakby rozmawiała o pogodzie. Jedni podchodzili krytycznie do takich ociekających herezją deklaracji, ale miała nadzieję, że Kama nie z takich.
- A no tak. Jak Cię rozgryzę, będzie prościej, ale takie rzeczy lubię robić powoli - specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo, aby sama wypowiedź zabrzmiała dwuznacznie. Czerpała z tego niemałą frajdę, gdy nie używała dosłownych znaczeń. Niejako poznawała tak drugą osobę, wyciągając więcej, niż ze zwykłej wymiany informacji.
Wzdrygnęła się, słysząc "Płomyczku". W odruchu spiorunowała go spojrzeniem, krótko wzdychając. Wychodziło na to, że byli kwita.
Było w nim coś dziwnego. Nie myślała, że zasłużyła na tego typu dotyk. Przymknęła jedno oko, przechylając głowę w stronę jego dłoni. Dopiero gdy mogła obserwować go po skosie, otworzyła powiekę, wpatrując się, tak jakby nad czymś się zamyśliła. W prawdzie chłodno analizowała sytuację, próbując wyciągnąć, myśli z jego głowy. Nie wiedziała, czy to mogłaby zaliczyć do flirtu albo chęci bliskości. Postanowiła zaczekać z decyzją, tak było bezpieczniej.
- Nie każdy jest w tym miejscu, co my, bo chce chronić ludzi. Niektórzy szukają zemsty, inni chcą zabijać demony dla samego aktu. Część uratuje ludzi z powinności lub honoru. To, co łączy wszystkie kategorie to fakt, że wspólnie pozbywamy się demonów. Jedyny, wspólny wróg - uśmiechnęła się delikatnie, chwytając dłonią, za tą, którą trzymał na jej buzi. Powoli odsunęła ją od twarzy, przyglądając się zgurbieniom na skórze. Po chwili odłożyła jego rękę na gdzieś na bok, a sama wróciła do wcześniejszej pozycji, z tą różnicą, że teraz leżała na boku, podpierając się na prawej kończynie.
- Nic się nie stało. Stare dzieje. Zwyczajnie czasami wspomnienia wracają, ale odkąd należę do organizacji, jest lepiej. Najwidoczniej umowa pozostała aktualna i matka nie knuje niczego na boku - musiała tylko piąć się w hierarchii, a była bezpieczna. Kazuya należał do mężczyzn dotrzymujących swojego słowa, a Chie, choć problematyczna tak przestała się starać. Może uszanowała wolę dziecka, wiedząc, że tak będzie lepiej? Nie zamierzała do tego wracać, wystarczyło, że mieli ten temat za sobą.
- Wtedy pozwoliłabym Ci pójść, bo w końcu jestem w stanie ochronić naszą dwójkę. To jak gotowy? - powoli zaczęła się podnosić ze swojego miejsca, pewnie chwytając za rękojeść katany. Zamiast wkładać ją do sayi, postanowiła trzymać ją w dłoni na wypadek, gdyby groziło im jakieś niebezpieczeństwo - A i jeśli będziesz pił sake, nie wejdziesz do wody. Co najwyżej możesz zostać przy brzegu - ostrzegła go wyraźnie, dając mu do zrozumienia, że zapoznała się z zawartością gurdy jakiś czas temu. Jak to zrobiła? Pozostawiła to tylko jego domysłom.
Czy Kama wierzył? Raczej tak. Tak został wychowany, sam miał też poczucie, że wszystko to jest nawet logiczne. Jakby na to spojrzeć to istnienie mitycznych stworów pokroju demonów, a także samych zabójców, którzy posiadali wrodzone moce panowania nad żywiołami nie było mniej nierealne. Jednakże wszystko to miało miejsce i chociaż zwykli ludzie dalej wkładać mogli tego typu rzeczy między stronnice fantazji, tak oni wiedzieli, że jest to realny świat. – To prawda. Każdy nadchodzący dzień może być dla nas ostatnim. Dlatego właśnie powinniśmy żyć pełnią życia i nie rozmyślać nad tym co było. – Spojrzał na płomiennowłosą z zadziornym uśmiechem. – Rozgryźć czy ugryźć? Przyznam szczerze, że już nie raz byłem dosłownie pewien, że interesuje Cię to drugie. Co cóż – wzruszył ramionami. – Wychodzi na to, że ja też muszę się jeszcze trochę „rozgryźć”. Hahaha - kto by się spodziewał, że dzisiejszego wieczora Hayato będzie miał aż tak dobry humor. Szczerze? Nawet on nie brał tego pod uwagę.
Temat członków organizacji zawsze pozostawiał wiele kontrowersji. Nie mogło się obyć bez tego i tym razem: - Masz rację. Wiadome jest to, że część z zabójców jest tutaj z innego powodu niż tylko „ochrona ludzi”. Niemniej jednak spójrz na to w inny sposób. Niezależnie od tego jaki był pierwotny powód ich pojawienia się tutaj to i tak działają oni na korzyść społeczeństwa. Zamiast siać spustoszenie po miastach, szukać guza czy wszczynać burdy – Ci ludzie robią wszystko, aby zmniejszyć ilość demonów na świecie. Tak więc nawet jeśli nie bezpośrednio to i tak chronią w ten sposób ludzi. To jest w tym wszystkim najważniejsze. – Spuentował patrząc na swoją towarzyszkę.
Temat spotkań ślubnych postanowił zakończyć na słowach Yony. Nie widział dalszego sensu kontynuowania go – zwłaszcza, że płomiennowłosa wyraźnie wykazała dezaprobatę w tej kwestii. Pytanie o rodzinę również nie było w jego gestii. Stwierdził bowiem, że kobieta sama powie mu tyle ile chce żeby wiedział – na tyle był już w końcu w stanie ją poznać.
Na informacje o znajomości zawartości gurdy Kama posłał w stronę dziewczyny wymowne spojrzenie. Już podczas sytuacji z truskawkami wiedział, że jeśli wokół niej znajdzie się coś co lubi to prędzej czy później i tak do tego dojdzie. Niezależnie od tego jakby to ukryć. – Daj mi chwilę. – rzucił w odpowiedzi na pytanie tyczące się jego gotowości. Nie tracąc czasu mężczyzna wyciągnął z torby krótki nóż. Skoro mieli udać się nad jezioro to dobrze byłoby przygotować wcześniej jedzenie. Nie tracąc czasu Hayato złapał pierwszego królika i posługując się sprawnie nożem ponacinał jego skórę. Zdjęcie jej z gryzonia trwało dosłownie kilka sekund. Następnie wyciągnięcie wnętrzności było jedynie formalnością. Proces został odtworzony niemalże identycznie w przypadku drugiego przedstawiciela długouchych. - Dobra, możemy ruszać. – rzucił odsuwając się od ogniska. Króliki wbite na rożen przy tym ogniu powinny być niemalże idealne kiedy wrócą.
W związku z tym, że Yona postanowiła wziąć swoją broń, białowłosy postanowił wyposażyć się jedynie w wakizashi. W sytuacji kryzysowej mógłby użyć jej ostrza, a co za tym idzie nie było potrzeby brać katany. Nie zapomnieli oczywiście o odpowiednim zabezpieczeniu swojego dobytku.
Podróż minęła im dosyć szybko, a Hayato nie mógł narzekać na towarzystwo. W Yonie było coś co go przyciągało – zupełnie jakby był ćmą lecącą w stronę światła. Czy miał się sparzyć? Kto wie. Na szczęście szli do dużego zbiornika wodnego, a więc nie wszystko było stracone.
Jezioro faktycznie było niecałe pól kilometra od nich, a dzięki ich wyćwiczonym ciałom mogli pokonać tę odległość w bardzo krótkim czasie. – Niezły widok. – rzucił mężczyzna widząc miejsce, do którego przyszło im trafić. Pomimo tego, że nie było tutaj żadnego źródła światła woda była niemalże całkowicie rozświetlona przez księżyc i gwiazdy. Teraz pozostało tylko wykorzystać to co dała im natura. Łapiąc za pas od swojego kimono Kama na chwilę zatrzymał się. Czy wypadało żeby rozbierał się przy niej? Wiadomo, że w Onsenie na pewno widzieliby swoje nagie ciała, ale tutaj..? W końcu są sami, a więc nie było dalej sensu nad tym rozmyślać.
Minęły sekundy i Hayato był już całkowicie nagi. Światło księżyca odbijało się na jego ciele, zarysowując charakterystycznie mięśnia, a także ukazując jego liczne blizny: - Gotowa? – rzekł odwracając głowę w stronę Yony: - Kto ostatni ten stawia jutro obiad! – Po tych słowach wypalił do wody. Była chłodna, ale jednocześnie przyjemna. Nie minęła chwila, a już zanurzył się w niej aż do bioder. Chwilę później zaczął rozglądać się za swoją partnerką.
Ha?, spojrzała na niego zaskoczona. O ile dobrze kojarzyła, dobrowolnie oddał swoje łakocie, ale chwila... Czy to nie jeden z jego żartów? Pokręciła głową, jakby właśnie chciała zaprzeczyć wszystkim jego słowom - Trzeba się było bić. Ochrona słodyczy to prawo, jakie powinieneś szanować. Nikt Cię tego nie nauczył, Shiro? - skarciła go słodkim głosem, wiedząc, że ona w tamtej chwili nie oddałaby, ani jednej. Musiałby wygrać ją uczciwie. No, ale może kiedyś doświadczy sytuacji z drugiej strony. Aktualnie się na to nie zapowiadało, bo nie zabrała żadnych słodyczy. Na koniec wzruszyła ramionami i pokazała mu język. Niech nie myśli, że w żartach będzie mu cokolwiek dłużna. Tamte zdobycze należały do niej od momentu, w którym wcisnęła sobie owoce do ust.
- Prawda - skwitowała krótko, nie dopuszczając do siebie myśli, aby jeszcze z kimś dyskutowała o bóstwach. Miała już dwie takie pogawędki, w tym jedną z demonem. Musiała przyznać, samo doświadczenie należało do tych intrygujących, ale nie była pewna, czy chciała to powtórzyć.
- Teraz łapiesz za słówka? Taki jesteś? - odwróciła pospiesznie głowę z lekkim grymasem na buzi. Cały akt był mocno wymuszony, przez co po chwili dało się słyszeć, jak cicho śmieje się pod nosem. Po chwili odwróciła buzię w jego kierunku.
- Może i tak - wzruszyła lekko ramionami, myśląc o tym nielicznych przypadkach, które w procesie zabijania, ranią cywili. Sama, gdy jakiś mieszczuch wchodził jej w paradę, stosowała taktykę z ogłuszaniem. Jednakże do morderstwa czy większych ran nie potrafiła się przekonać. Wystarczyło... Zresztą nieważne.
Powoli skinęła mu głową, szykując rzeczy, które powinna zabrać. Do nich należało zapasowe odzienie, czy chociażby gurda z wodą. W momencie, w którym złapała za gliniany przedmiot, upiła dużego łyka. Po skończeniu otarła usta wierzchem lewej dłoni.
Przed odejściem zabezpieczyła pozostały dobytek, co by lokalne zwierzęta lub obcy przechodzeń czegoś im nie zabrał. Tylko, czy króliki były bezpieczne? Rozejrzała się szybko po otoczeniu i machnęła dłonią. Pozostawiła ochronę ich naturze, może ten jeden raz okaże się łaskawa.
W drodze do jeziora pozostała czujna. Głównie trzymała się oświetlonej przez księżyc ścieżki, nie chcąc zapuszczać się w miejsca spowite mrokiem. Z drugiej strony szła tempem odpowiednim do Hayato - nie mogła pozwolić, aby jej się przez przypadek zgubił.
Miejsce należało do tych z kategorii widowiskowych. Srebrzysta tafla zachęcała do zanurzenia się w niej, lecz przed tym należało zdjąć wierzchnie warstwy. Nie skrępowana, nawet nie spojrzała na jasnowłosego. Płynnymi ruchami pozbawiała się luźnych spodni, góry, bielizny oraz bandaża, który stabilizował klatkę piersiową. Nie lubiła go nosić, ale też czuła się w nim dziwnie komfortowo. Zupełnie, jakby był jej niezbędny, aby nic Yony nie rozpraszało w trakcie wykonywania zadań.
Przeniosła wzrok w stronę księżyca, chłonąc nocną scenerię. W ciszy napawała się leśnym zapachem oraz odgłosem cykania. Upłynęła może minuta, kiedy podeszła pewnym krokiem do zabójcy. Patrzyła na niego z lekkim uśmiechem, utrzymując spojrzenie nie niżej, niż wysokość obojczyków - Na co? - zapytała miękko, czekając na jeden z tych rewelacyjnych pomysłów.
Poczekała na słowo "ten" i zerwała się do sprintu. Lodowata woda powoli otoczyła ciepłe ciało, ale rudowłosa, zamiast krzyczeć, głośno się śmiała. Zagrała nieczysto, wiedziała o tym, ale tak było znacznie zabawniej. Ochlapała cieczą górną część ciała i zanurzyła się pod taflę, aby przyzwyczaić się do panującej temperatury. Przepłynęła tak kilka metrów, głównie niedaleko linii brzegu, ale na głębokości, która maskowała jej obecność. Wyłoniła się w momencie, gdy zaczynało jej brakować tlenu, odrzucając mocno głowę do tyłu. Włosy łukiem poszybowały w przeciwną stronę, jak patrzyła. Uśmiechnęła się zuchwale w kierunku, gdzie jeszcze niedawno widziała Kamę.
- Zadowolony? - powiedziała bez chwili zawahania, starając się wyprzedzić możliwe narzekanie - Jutro stawiasz! - krzyknęła zadowolona z siebie, odchylając ciało do tyłu. Wydawać się mogło, że znowu zanurkuje, ale zamierzała dryfować. Unosiła się teraz na plecach, oczy skupiając głównie na gwiazdach - Jeśli myślisz, że byś wygrał, to się mylisz. Króluje w pokonywaniu odległości na czas - powiedziała na koniec, cały czas pozostając na swojej pozycji. Jakieś dwadzieścia metrów od miejsca, z którego początkowo się wynurzył.
Nie wstydził się za bardzo tego, że na nią spojrzał. Co złego w końcu było w ciekawości? Zwłaszcza, że w świetle księżyca ciało Yony wydawało się być bardzo zjawiskowe. Nawet on, osoba która nie posiadała wyczulonego wzroku, była w stanie dostrzec jak dużo czasu płomiennowłosa spędzała na treningu. Jej mięśnie wydawały się przypominać stalowe włókna, które przesuwały się pod jej skórą przy każdym ruchu. Zupełnie jakby imitowały wewnętrzną zbroję mającą na celu obronę najważniejszych organów. Niestety ograniczenia wynikające z oświetlenia oraz „chybionego” w tym przypadku zmysłu nie pozwoliły mężczyźnie dostrzec innych elementów, które wskazywałyby na ciężkie chwile w Yonezawie – mowa tu o bliznach. Tych na swoim ciele białowłosy posiadał wiele. Część z nich spowodowana była oczywiście pojedynkami z bestiami nocy. Znalazło się jednak wiele, które stworzone zostały podczas morderczego treningu oddechu wiatru. Nie bez powodu żywioł ten uznawany jest za najbardziej destrukcyjny. Może on w ułamku sekundy pozbawić życia nie tylko demona, ale również samego użytkownika.
- Nosz kurwa! – rzucił w eter widząc jak Yona ruszyła falstartem w stronę tafli jeziora. Ich prędkość była niemalże identyczna, a co za tym idzie bardzo ciężko było mu dogonić swoją towarzyszkę. Czy tego żałował? Widoki zrekompensowały mu wszystko. Kiedy kobieta zniknęła pod taflą zbiornika wodnego, on postanowił zrobić to samo. Biorąc głęboki wdech, zanurzył całe swoje ciało.
Woda była chłodna, ale dzięki porze roku zdawała się wręcz orzeźwiająca – idealne warunki do tego, aby popływać. Ruch wody dał mu do zrozumienia, w którą stronę powinien się skierować. Nurkowanie zawsze było jednym z ulubionych elementów Hayato, a niemała wprawa, którą osiągnął w poruszaniu się pod taflą, umożliwiła mu szybko znaleźć się pod dryfującą wodą. Drgania stworzone przez jej głos pozwoliły mu również na zrozumienie mniej więcej idący za nimi przekaz.
A więc to on był tym, który według niej przegrał? Jak można uznać, że wygrało się zakład jeśli czynnikiem, którym to umożliwił było nic innego jak oszustwo? O nie, Hayato nie miał zamiaru tak tego zostawić. Pogodził się z tym, że jego sakiewka miała się delikatnie uszczuplić, ale nic za darmo. Musiał działać szybko, w tym celu znalazł się bezpośrednio pod płomiennowłosą. Następnie, przyjmując pionową pozycję pod wodą, wyciągnął ręce nad głowę. Płynnym ruchem umieścił swoje dłonie na biodrach dziewczyny, a następnie korzystając ze swojej siły, pociągnął ją pod taflę jeziora – sam zaś wykorzystał powstały impet i wynurzył się do wysokości klatki piersiowej: - A ja zdecydowanie jestem silniejszy od Ciebie Akane. – powiedział, wyciągając kobietę spod wody poprzez podciągnięcie jej ramienia. – Mam nadzieję, że się nie zakrztusiłaś. Słabo byłoby gdyby zabójca mający mnie bronić nie mógł użyć oddechu. – W głosie Hayato można było wyczuć niemałe rozbawienie. Utrzymując się cały czas w jednym miejscu poprzez poruszanie nogami i dłońmi, cały cas patrzył na płomiennowłosą. : - Czemu widujemy się praktycznie tylko na misjach? Na co dzień mieszkasz w Yonezawie? Nie myślałaś o tym, aby no nie wiem… - na twarzy chłopaka pojawił się delikatny rumieniec. – Stworzyć duet i podróżować razem? – Hayato jeszcze jakiś czas temu nie dopuściłby do siebie myśli, że mógłby podróżować z kimkolwiek. Zawsze był typem samotnika i pasowało mu przebywanie tylko w swoim towarzystwie. W Yonie było jednak coś co powodowało, że lubił przebywać w jej towarzystwie. Dogadywali się i na swój sposób rozumieli. Nawet nie zauważył kiedy zaczęło zastanawiać go to jakie podejście do tego ma sama zainteresowana.
- Hayato no Ecchi - mruknęła do siebie, kiedy podchodziła bliżej niego, aby zmienić się w konkurencji zwanej ściganiem.
Siarczyste słowa dobiegały do niej jak z oddali. Czuła się dziwnie podekscytowana i rozbawiona zarazem. Wiatr stworzony za pomocą szybkości, delikatnie muskał jej ciało, aż ogarnął ją dziwnie, przyjemny chłód. Pod wodą zdawało się inaczej. Otoczona przez ciemność niewiele widziała, chociaż miała nadzieję na poszukanie ryb. Zakręciła się w miejscu, chłonąc wprawione w ruch glony oraz miękki piasek pełen niewielkich kamieni oraz muszelek. Po wynurzeniu się nikogo nie było. Rozejrzała się, używając swojego nosa oraz wzroku, ale woda nie tylko dla płomienia znajdowała się na liście największych utrapień.
Wystarczyło chwycenie bioder, aby wiedziała, co ma robić. Zamknęła usta i pozwoliła się zabrać pod wodę. Czy sobie na to zasłużyła? Z pewnością. Sama mogłaby zareagować w podobny sposób, gdyby ktoś ją oszukał. Wynurzyła się niespełna po chwili, odsuwając dłońmi włosy, które oblepiły jej twarzyczkę.
- Zajmę się tym w najbliższym czasie, co byś nie miał przewagi - migoczące oczy, niemal płonęły od pragnienia rywalizacji. Tak dawno nie mogła się sprawdzić, a dzisiaj miała nagle tyle możliwości. Czy to jej szczęśliwy dzień? Poruszała powoli rękoma oraz pospiesznie nogami, zastanawiając się, czy Śnieżek lubił tego typu zabawy, a może coś, co wywołało ekscytację, szybko umrze.
- Nie doceniasz mnie. W ostatniej chwili wstrzymałam oddech, a może martwisz się, że nie obronię Cię samym ostrzem? - zwiększyła odległość między nimi, z zaintrygowaniem wpatrując się w mokrą istotę. Włosy zdążyły opaść, przez co miała dziwne wrażenie, że zabójca się nieco zmienił. Kropelki ukryte na rzęsach wydawały się iskrzyć w srebrnym świetle. Piękne.
- Głównie mieszkam w Yonezawie - spojrzała w kierunku okrągłego księżyca. Pełnia należała do jej ulubionych faz, stąd nie potrafiła się powstrzymać przed wlepianiem oczu w magię dziejącą się nad ich głowami - Nie miałam odwagi, żeby odwiedzić rodziców w Edo. Nie po tym jak pozwoliłam ranom powstrzymać mnie przed uratowaniem rodzinnego miasta - nazywała to wydarzenie drugą porażką. Czekanie po misji, aż zabójcy wrócą i przekażą wieści, frustrowało ją oraz niepokoiło. Cały czas dręczyła siebie, że to trwa za długo, powinna pomóc albo sprowadzić cudem pomoc do walczących oddziałów. Wtedy po raz pierwszy modliła się do bóstw w kapliczce nieopodal.
-Szczerze? Nie - uśmiechnęła się delikatnie, wyrywając się z nieprzyjemnych wspomnień. Nie wiedziała, skąd to się wzięło, ale nie czuła, aby mogła w najbliższym czasie opuścić posiadłość zabójców. Zmiana domu tak nagle wydawała się... straszna - Nie jestem gotowa na taką zmianę. Sama propozycja współpracy wydaje się ciekawa, ale to nie teraz. Jeszcze niedawno miałam pewien problem z sercem. Nigdy mnie nie odrzucono, a on był pierwszy, który to zrobił. Wydajesz się być zainteresowany mną, dlatego chciałam, żebyś o tym wiedział - podpłynęła do niego, badawczo obserwując zmiany na jego twarzy - A może się mylę?
- Zdziwiłabyś się jak bardzo jestem w stanie docenić Twoje umiejętności. – Jego oczy odprowadzały powoli kobietę. – I nie, nie uważam tak. Pamiętaj jednak Hotaru, że nigdy nie możesz lekceważyć swojego przeciwnika. Co jeśli nie miałabyś wystarczająco siły, aby poradzić sobie bez katany? – Podniósł zabandażowaną rękę tak, aby ją zobaczyła. – Na mięso takich jak ja pokusić się potrafią nawet kizuki, a uwierz mi – zapach ten czują z odległości kilometrów. – Opuścił dłoń z powrotem do wody, stabilizując dzięki temu swoją pozycję w wodzie. Mogli nie przyznawać tego głośno, ale zarówno on jak i Yona byli świadomi, że w każdej chwili pojawić się może wróg. Co prawda rana Hayato dała radę zastygnąć i proces regeneracji się rozpoczął, ale zapach potrafił zostać w powietrzu na długi czas. Bycie marechi to zbawienie i przekleństwo. Możesz użyć własnego ciała jako najlepszy na świecie wabik na demony, a jednocześnie jesteś skazany na wieczną ucieczkę przed ich szponami i paszczami. Teraz jednak mieli czas na to, aby spędzić czas ze sobą. Hayato zdecydował więc pozostawić troski na dzień jutrzejszy. Jego płonące szkarłatem oczy patrzyły uważnie na towarzyszkę. Przez krople wody, które znajdowały się na jej twarzy, a także włosach zdawała się być jeszcze piękniejsza. Zapewne prawdziwym „winnym” takiego mirażu był nikt inny jak księżyc, który wraz z gwiazdami odbijał się w nieregularnych łzach jeziora.
Mając już dość pozycji pionowej, Hayato postanowił podnieść powoli swoje nogi ku górze. Nie potrzeba było wiele czasu, aby teraz leżał na wodzie twarzą skierowaną w nocne niebo. Rozciągając dłonie oraz nogi pozwolił, aby gęstość cieczy wypchnęła jego ciało i umożliwiła chwilę relaksu. Dryfował. Dopiero teraz był w stanie dostrzec piękno nieboskłonu. Czarne, niemalże mroczne połacie przypominały ogromny ocean okalający świat. Gwiazdy zdawały się być jedynie malutkimi punktami jasności, które odważnie walczyły z ciemnością, nie pozwalając odebrać swojej duszy. Im dłużej Hayato patrzył na nieboskłon, tym bardziej dostrzegać zaczynał konstelacje. Czy gwiazdy zawsze stały w ruchu? Co dzieje się kiedy światło przegrywa z mrokiem? Dlaczego księżyc jest tak duży i jasny? Czy człowiek dałby radę do niego kiedykolwiek doskoczyć?
- Walka o Edo nie należała do najłatwiejszych i wielu z nas nie wróciło z pola bitwy. Niemniej jednak wszyscy wygraliśmy z demonami. – Słowa zdawały się być rzucone w eter. Yona mogła być jednak świadoma tego, że wszystkie skierowane są wprost do niej: - Jeśli nie byłaś zdolna do walki to na nic byś się tam nie zdała. Myślisz, że Twoi rodzice chcieliby abyś rzuciła się w wir ostrzy i szponów nie będąc pełni sił? Głupia śmierć nie dałaby Ci odejść z honorem. – Wrócił do poprzedniej pozycji. – Jeszcze nadejdzie dzień, w którym będziesz mogła się wykazać. Zapewniam Cię. – Posłał kobiecie delikatny uśmiech.
Białowłosy poczuł jak jego poliki zaczynają delikatnie piec. Krew, która płynęła w jego żyłach zupełnie niekontrolowanie zaczęła zbierać się pod oczami. Nie trzeba było czekać długo, aby na jego jasnej cerze pojawiły się wyraźne wypieki. Dodatkowe pojawienie się przy nim kobiety nie pomagało w ochłonięciu. : - Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłaś. – Zamilkł i nabrał powietrza: - Tak, jestem. – Wypowiedzenie tych słów wydało się być tak samo trudne jak i łatwe jednocześnie. W końcu to tylko krótkie wyznanie. Dlaczego więc mężczyzna poczuł jakby wypowiadając je coś ciężkiego spadło z jego serca?: - Uważam, że od momentu kiedy się tylko poznaliśmy jest między nami mocna nić porozumienia. Motywujesz mnie do wielu działań, a także masz naturalną zdolność do wpływania na mnie… Uspokajania. Niemniej jednak – Przysunął się do niej jeszcze bliżej. – Jak ładnie stwierdziłaś jeszcze dzisiejszej nocy – jesteśmy zabójcami. Posiadamy równe prawa, a nasze pragnienia, chęci i zamiary muszą iść za obopólną zgodą. – Patrzył prosto w jej oczy. Jego prawa dłoń powoli przesunęła się w jej stronę i dotknęła skóry piersi w miejscu, pod którym znajdowało się serce. – Z tego co czuje to ono cały czas bije. Mogło zostać zranione, ale tłoczy krew z niemniejszą siłą niż wcześniej. – Miała takie piękne oczy. – Twój ogień dalej płonie. – Nie miał zamiaru wykonywać pierwszego kroku. Szanował Yonę i nie chciał robić nic wbrew niej.
Doceniał jej umiejętności? Nawet kiedy stwierdził, że niepotrzebnie się wtrącała w walkę z demonem? Otwarcie powiedział, iż kontrolował sytuację, a to wywołało uczucia bycia zbędnej. Westchnęła. Nie wiedziała, co powinna myśleć. Czy komplement miał służyć czemuś innemu? A może wtedy kłamał, potęgując swoje ego? Zagmatwane.
- Twoja krew to duży problem. Pobliskie demony pewnie zaczęły tropienie. Natomiast jeśli przybędzie jeden z księżyców to... Zginiemy oboje - z tym nie było żartów. Te monstra stanowiły wyzwanie dla filarów, ale dla nich zapowiadały tylko jeden scenariusz. Mogła udawać w pełni zrelaksowaną oraz cieszyć się chwilą, ale ciało pozostało czujne. Wzrok, który błądził po gwiazdach, czasami wypatrywał ruchu w zaroślach, dźwięku, którego nie wywołałoby zwykłe zwierzę. Nawet skrzydełka nosa rozchylały się czasami nienaturalnie, chłonąc las, ale i szukając oznak śmierci - I zdecyduj się na jedno Hotaru i Akane brzmią tak różnie, nie każde pasuje do mnie - dodała spokojnie, bo nawet gdy przystała na pierwszy pseudonim, tak nie chciała przywdziewać się wieloma imiona. Dla siebie była Yoną, dla osób, z którymi często spędzała czas, też nią była. Jeszcze jedna nazwa nie robiła jej różnicy, ale więcej? Nie spodobało się to zabójczyni, bo przypominało to noszenie maski. Czegoś, czym otwarcie gardziła podczas spotkań o wysokiej randze.
- Wygraliśmy? - powiedziała lekkim głosem, choć czuć było, że ten dochodził z oddali. Zmarszczyła czoło i nie dowierzała, iż naprawdę to powiedział. Żartował, prawda? Tylko... To nie brzmiało jak dowcip - To była sromotna klęska i nie śmiej tego nazywać inaczej. Moje rodzinne miasto wpadło w ręce tych wynaturzeń. Kioto tak samo. Kuso. Rodzice musieli przenieść się do Edo, żebym sama nie poszła na misję samobójczą i nie chciała ich wszystkich wytępić. Nawet spotkałam córkę rodu, który rządzi i bez katany myślałam, że ją zabiję. Zniszczę za wszystko, co mi odebrała - zawarła w kilku zdaniach wiele emocji. Zaczęło się od niedowierzania, przeszło przez ból oraz cierpienie, a skończyło się na czystej nienawiści w kolorze głębokiej czerwieni. Dłonie, którymi podtrzymywała się na tafli wody, odruchowo zaciskały się w pięści i rozluźniały. Zmieniła pozycję do dryfowania, lecz nie potrafiła ukryć faktu, że klatka piersiowa podnosiła się znacznie szybszej. Wkurzyła się, zachowując pozory utrzymywania wszystkiego w ryzach. Chłodna barwa głosu i brak podniesienia go do krzyku były jej małymi zwycięstwami, ale nie wiedziała, czy kolejne jego słowa nie doprowadzą do wybuchu.
Na kolejne słowa nie odpowiedziała. Dobrze wiedziała, że pójście tam w takim stanie, nie przyniosłoby żadnych efektów. Nie zmieniłaby przeznaczenia nikogo poza jej samym lub kogoś, kto rozpaczliwie próbowałby ją ratować. Przysporzyłaby więcej problemów, niż korzyści, ale to i tak było frustrujące. On nie stracił domu, więc nawet nie marzyła o tym, aby próbował ją zrozumieć. Jedyne czego chciała to...
Miała rację. Każdy jego podejrzany gest sprawiał wrażenie, jakby chciał od niej więcej, niż w rzeczywistości mógł dostać. Nie wiedziała, skąd to się wzięło, ani kiedy nasionko zaczęło kiełkować. Przyglądała mu się uważnie, wracając do wyjściowej pozycji - unoszenia się na wodzie za pomocą rąk i dolnych kończyn. Nie chciała niczego pominąć. Cały wywód w ciszy wysłuchała. Jakoby myśląc, czy to, co mówił, wystarczyło do stworzenia czegoś nowego. Oczekiwanie, że zaangażuje się oraz dobrowolnie zmierzy się z tym samym gównem, przez które musiała przejść po odmowie... Porównałaby to do marzenia ściętej głowy o dalszym życiu. Kiedy dotknął ją w miejsce, gdzie znajdowało się serce, przeniosła spojrzenie na dłoń. Śmiałość jego ruchów była godna podziwu. Normalnie bez pytań pozwoliłaby sobie, żeby ją odciąć, ale oręż leżał przy brzegu - Nie rozumiesz, prawda? Co z tego, że bije, kiedy czułam, jak rozpada się na tysiące kawałków? Nie jest takie samo jak wcześniej i mogę mówić, że mam to za sobą, ale znowu zawierzyć komuś duszę i ciało? - uniosła głowę w jego stronę, kładąc dłonie na jego ramionach - Pozwól, że coś sprawdzę, nie zaboli - powiedziała czule, jakby próbowała go nakłonić do czegoś niemożliwego, przysuwając głowę w jego kierunku, złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Smakowała go, aby zrozumieć, czy tego nie potrzebowała, czy rzeczywiście chciała więcej. Samotność nie przynosiła ulgi, a spragniona zbliżenia zrozumiała, iż w brzuchu nic się nie dzieje. Motyle, ani razu nie obiły się skrzydłami o kruche wnętrze.
- To pożądanie - dodała po odsunięciu się - Potrzeba ciała, nie umysłu. Jesteś przystojny, ale nie pragnę Cię tak jak Jego - postanowiła być z nim szczera, bo manipulacja kimś o szczerych zamiarach, nigdy nie leżała w woli rudowłosej. Zabawa to jedno, ale umyślne krzywdzenie... Nie, nawet ona nie była tak podła.
Bardzo dziwne uczucie oblało całe ciało Hayato. Z jednej strony czuł małą satysfakcję – w końcu otrzymał chociaż skrawek czułości ze strony Yony. Jej ciepłe wargi dotknęły jego i połączyły się na chwilę. W normalnych warunkach byłby to akt pożądania, nierzadko miłości czy innej formy zauroczenia. Pytanie tylko czy to o to mu chodziło? Odpowiedź brzmiała „nie”.
Im dłużej ten pocałunek trwał i im więcej słów kobiety trafiało do uszu Kamy, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że sposób jego wypowiedzi pozostawiał wiele do życzenia. Czy był świadom tego, że zdania przez niego tworzone, a także wykonywane ruchy, zawierały dwuznaczności? Oczywiście, że tak. Uwielbiał kiedy druga osoba głowiła się nad prawdziwym znaczeniem jego słów. Tym razem jednak miał wrażenie, że wszystko to zaszło za daleko, a on zaczął czuć się z tym wszystkim bardzo źle. Jego oczy dalej wpatrywały się w płonące węgliki towarzyszki: - Wydaje mi się, że niestety zrozumiałaś trochę źle to co chciałem powiedzieć. – westchnął cicho. – Tak, jestem Tobą zainteresowany. Niemniej jednak wychodzi na to, że źle określiłem swoje oczekiwania względem tej relacji. Po pierwsze nie wyznaję Ci miłości. Uważam, że na jakiekolwiek zauroczenie, a tym bardziej miłość jest stanowczo za wcześnie. Faktem jest jednak to, że bardzo pociągasz mnie fizycznie i byłbym bardziej niż szczęśliwy gdybym mógł się z Tobą przespać. – Na jego twarzy cały czas malowała się delikatna powaga oraz szczerość. – To czego chciałbym najbardziej od relacji z Tobą to partnerstwo. Kiedy spędzam z Tobą czas czuje się… inaczej? Mam wrażenie, że motywujesz mnie do działania. Dzięki Tobie rośnie we mnie chęć do rozwoju samego siebie i pięcia się w górę. – Przysunął się do kobiety. – Na ten moment nie mam zamiaru prosić Cię o nic więcej niż o przyjaźń, którą ewentualnie moglibyśmy uzupełnić o fizyczną przyjemność. – Cały czas znajdował się przed Yoną. – Jestem świadom tego, że cierpiałaś i odrzucenie musiało być dla Ciebie strasznym ciosem. Niemniej jednak nie zabiło Cię to. Nie zrobiło z Ciebie kaleki i nie spowodowało Twojej niezdolności do dalszej egzystencji. To Ty sama nakładasz na siebie takie ograniczenia. – Po tych słowach przepłynął do brzegu i znajdując spory kamień usiadł na nim. Jego nogi cały czas były zamoczone w wodzie. Wzrok zaś znów skierował się ku górze: - Zgaduję, że mówić o córce rodziny Uesugi. W końcu ona idealnie pasuje do Twojego opisu. Swojego czasu również miałem okazję się z nią spotkać. Było to w zeszłym roku, a pamiątkę po tym zajściu mam do dziś. O dokładnie tutaj – podniósł ponownie prawą dłoń, na której wciąż widniały wyraźne blizny po kłach Kiyo. – Twoi rodzice musieli przenieść się do Edo? Brzmi to jak straszna tragedia, której nie życzyłbym nikomu. Sam musiałem przenieść się z Kioto. Niemniej jednak – zapauzował wymownie. – Twoi rodzice dalej żyją, prawda? Ich serca wciąż biją w klatce piersiowej. Dalej budzą się i widzą światło słońca. Jak myślisz… Co ważniejsze jest dla Twoich rodziców… Utracony dom czy zachowane życie? – Spojrzał na sylwetkę dziewczyny.: - Tego dnia wiele osób straciło życie, aby tacy ludzie jak Twoi rodzice mogli żyć. Inoue… Walczyła do samego końca, dała spalić swoje ciało i umarła na placu boju po to, aby jak najwięcej ludzi uchroniło się przed śmiercią. Przegraliśmy? – parsknął cicho. – Dobre sobie. Gdybyśmy tamtej nocy ponieśli porażkę to dziś nie znaleźlibyśmy się w tym miejscu. Zamiast tego nasze ciała prawdopodobnie skończyłyby jako treść pokarmowa dla demonów. – Zaczął iść w stronę swoich ubrań. – A właśnie. Niech w takim razie będzie Akane. – Zatrzymał się przed swoim dobytkiem, zupełnie jakby czekał na jakąś reakcję ze strony kobiety. Lubił ją, cenił i chciał jak najbardziej dalej brnąć w tę relację. To co jednak mu się nie spodobało to ignorancja, którą się wykazała. Niedawno powiedziała, że są równi jako zabójcy i tak zapewne było… Jednakże każde z nich mogło mieć inne priorytety.
Kiedy mówiła, myślała, iż dobrze rozpoznała sytuację. Nie spotkała się wcześniej, z tym, o czym jej później powiedział, bo istniały zasady, które dalej przestrzegała. Wiele rzeczy w etykiecie oraz ówczesnej kulturze traktowała jak coś drugoplanowego, lecz tej jednej, nie wiedzieć, czemu chciała bronić. To coś należało do niej - nie pozwoli tego zaprzepaścić dla własnej satysfakcji lub przyjemności.
Słuchała go uważnie w lekkim zakłopotaniu. Najwyraźniej się pomyliła, Hayato chciał czegoś zupełnie innego i to ją niezwykle rozbawiło. Nie wiedziała czemu, ale śmiała się do rozpuku. Co za dziwota! Mówił jej o byciu przyjaciółmi, a jednocześnie byłby ukontentowany bliskością z nią. Kochanek, tym by się stał, gdyby na to przyzwoliła. Wierzchem dłoni otarła łzy, które cisnęły się jej do oczu. Krople niepodyktowane smutkiem wyrażały rozbawienie oraz jak nienaturalne to dla niej było. Wesołe ogniki zagościły w jej oczach, kiedy dywagowała nad tym, co powinna powiedzieć.
Okazję dostała w momencie jego nagłego oddalenia się. Sama dopłynęła do głębokości, która pozwalała jej stać, bez przymusu podtrzymywania się na tafli wody - Czyli o to chodziło - dłonią dotknęła czoła, chwytając za część włosów, które się przykleiły do mokrej skóry. Powieki lekko zmrużyła, nie spuszczając go, ani na moment z zasięgu wzroku - Możemy nawiązać przyjaźń, ale... - na jej buzi zagościł łobuzerski uśmiech - ... nie pozwolę Ci się dotknąć w taki sposób - to prawie brzmiało jak obietnica - Dawno temu zostałam nauczona, aby zostawić coś tak ważnego dla przyszłego męża. Nawet jeśli teraz myślę inaczej, niż wtedy. Tego nie oddam - przesunęła dłonią ku górze, zgarniając płomienne pasma do tyłu. Lewą dłoń położyła na sercu, tam, gdzie wcześniej jej dotykał - Ta decyzja pozostanie niezmienna - dodała pewnym siebie głosem, głowę zadzierając ku górze.
Jeszcze wtedy miała dobry humor. Mogli sobie wyjaśnić kilka nieścisłości, ale... Czemu do tego wrócił? Nie mógł pozostawić jej słów samotnymi? Nie oczekiwała odpowiedzi, a jednak jego usta nie chciały się zamknąć. Odwróciła się plecami, ukrywając cały chłód oraz złość. Grymas na buzi, zaciśnięte dłonie w wodzie oraz wzrok, który mógłby zabić każdego o niepewnym sercu. Aura wokół niej stopniowo podążała za zmianami, otaczając ją płomieniem tak gorącym, że mogła wyparować całe jezioro.
- Co za bzdury - powiedziała cicho, nie mogąc się z nim zgodzić - Nie wiem, czy wiesz - zaczęła głośniej, aby ją słyszał - Pochodzę z rodziny, która przez pokolenia walczyła u boku zabójców. Moi rodzice kiedyś byli zabójcami i ta sytuacja wcale ich nie cieszy. Stracili dom przez to, co dawniej zwalczali. Babcia umarła podczas jednej z misji z uśmiechem na ustach... Dlatego opuszczenie domu, aby ratować własną skórę... To nie tylko wkurwiające, ale i bolesne. Co z tego, że żyjemy, skoro te kurwy zabrały nam należną od pokoleń ziemię. Miejsce, które nazywamy domem. Kuso. Miejsce pochówku babci też znajduje się na ich terytorium, nienawidzę tego. Mimo to... - wzięła głębszy wdech, czując, iż klatka piersiowa zaczęła się ściskać. Niemal dusiła się od emocji, które ją wypełniały - Nie szukam zemsty. Zabiję wszystkie demony, jeśli ruszymy na Osakę, ale... Wierzę, że to, co mnie nie dotyka, kryje się głęboko w sercach moich rodziców. Dlatego skończmy ten temat, nie mam nic więcej do dodania, na nic nie odpowiem - rzuciła pozbawionym emocji głosem.
Kiedy odwróciła się, wyglądała na rozpaloną. Do policzków napłynęła krew, ale szaleństwo, które się w niej obudziło, dążyło do zaśnięcia. Emocje opadły, kiedy zostawiła drzwi zamknięte. Nie musiała więcej tego drążyć, ani mówić o własnych uczuciach związanych z utratą rodzinnego miasta. To wszystko stało się nieważne.
Powoli podeszła do brzegu, zmierzając nie do niego, ale własnych rzeczy. Nie zabrała żadnego materiału, którym mogłaby się osuszyć. Ślepia spojrzały na ubrania i szybko spojrzały w kierunku lasu. Chwyciła za Benihime i podeszła po najbliżej leżące gałęzie. Wzięła kilka i odkładając oręż na bok, ułożyła z nich niewielkie ognisko na bardziej piaszczystym podłożu. Kamieniami ułożonymi w kółko zadbała o bezpieczeństwo otoczenia i wtedy złapała za rękojeść - Chciałeś to zobaczyć, prawda? Moją sztukę płomieni. W takim razie proszę, o to żywioł, którym dysponuje - powiedziała spokojnie i wtedy dodała - Ni no kata: Nobori En Ten - wraz z wypowiedzeniem nazwy wykonała uderzenie po okręgu, zaczynając od dołu, gdzie znajdował się ułożony stosik. Płomień w pierwszej fazie ataku objął łatwopalną strukturę, a sama winna tego, odskoczyła do tyłu. Doglądając dzieła, zmniejszyła dystans i przystanęła. Tak mogła wysuszyć się szybciej i właściwie tylko o to jej chodziło. Głowę cały czas zwróconą miała w stronę żywiołu, zapominając, iż przecież nie była sama.
- Tak, nie ma sensu kontynuować tego tematu. – rzucił do swojej towarzyszki. Czy wierzył w to? Jak najbardziej. Powód zdawał się być jednak zupełnie inny niż ten, który przywołała Yona. Dla Hayato największym problemem był sposób wypowiedzi, który stosowała dziewczyna. Lubił ją, poważał i zgadzał się z większością tego co mówiła. Schody zaczynały się jednak w momencie kiedy opinia osoby nie była tożsama z tą, którą posiadała Yona. Wtedy w wypowiedziach dziewczyny czuć było wyraźną dezaprobatę – swojego rodzaju nawet obrzydzenie tym, że ktoś śmiał mieć inną opinię niż ona. Można było to zmienić? Oczywiście, ale po co? Przecież najciekawsze w ludziach jest to, że nigdy nie są w pełni idealni.
Białowłosy nie miał problemu z założeniem swoich ubrań na delikatnie wilgotną skórę. Ich stroje zabójców skonstruowane były w taki sposób, aby ich ciało zachowywało jak największy komfort. Podczas walk z demonami pocili się, nierzadko trafiali do zbiorników wodnych, a więc materiał musiał być przygotowany na takie sytuacje. Co za tym idzie tylko kwestią czasu było, aby wszystko doszczętnie wyschło – zarówno Hayato jak i jego strój.
Niemniej jednak nie omieszkał popatrzeć na manifestację żywiołu w wykonaniu swojej towarzyszki. Płomień wydawał się być dostojny, harmonijny, a jednocześnie gotowy do tego, aby spopielić wszystko na swojej drodze. Im dłużej się nad tym zastanowić, tym bardziej Hayato miał wrażenie, że to nie zabójca wybiera swój oddech, a to oddech wybiera jego. Musiało tak być przynajmniej w wypadku Yony, której charakter zdawał się niemalże całkowicie oddawać naturę żywiołu.
Dał jej czas na wysuszenie swojego ciała. Zapewne pozwoliłby im na jeszcze dłuższe przebywanie przy jeziorze, gdyby nie charakterystyczny dźwięk, który wydobył się z otchłani żołądka Hayato. Wszystko było jasne – głód zagościł w jego ciele. – Chodźmy zjeść te króliki. – Rzucił zbliżając się do swojej towarzyszki. W spokoju poczekał aż Yona ubierze się, samemu zajmując się w tym czasie ugaszeniem małego ogniska. Kiedy byli już gotowi bez słowa ruszył w stronę ich obozu.
Nie możesz odpowiadać w tematach