- Zabawimy się? - Zapytała przechylając delikatnie głowę na jedną stronę. Jej lisie uszy lekko drgnęły, a krwiste ślepia odwzajemniały spojrzenie nieznajomego. Na jej ustach wykwitł w końcu słodki uśmiech dodający jej uroku. Była filigranowa, śliczna niczym porcelanowa lalka. O jasnofioletowych włosach i bladej cerze. Gdyby nie czerwone oczy potwora, uchodziłby pewnie za dobrego duszka, którym niestety nie była.
Lisica wykonała pierwszy krok. Saidai poczuł jak jego palce, cały czas ukryte w rękawach kimona, zaczynają się przekształcać - tworząc długie i ostre niczym brzytwa pazury. Twarz Saidaia zdawała się nie zdradzać kompletnie niczego. Jego oczy, pomimo usilnej chęci opanowania się, zdawały się robić za zwierciadło jego duszy - ukazując w sobie gotowość do ataku, bądź ewentualnej obrony.
Drugi krok niemalże spowodował automatyczny ruch demona w stronę swojej rozmówczyni. W głowie Saidaia kłębiło się wiele myśli, a jedną z głównych było to, że należało zaatakować przeciwnika zanim ten miał okazję to zrobić. Miało to w końcu dać Imagawie odpowiednią przewagę w potencjalnym pojedynku, a co za tym idzie również większe szanse na zwycięstwo. Dlaczego więc nie wykonał jednak tego ruchu? Cichy, niemalże zanikający głos z tyłu jego głowy kazał mu się powstrzymać. Przypomniał mu, że znajduje się na terenie, który nie należy do niego. Co w takim razie, jeśli demonica należy do stada? Co jeśli jej obecność tutaj ma jedynie przyciągać ludzi bądź demony, a zza ciemnych zaułków zaraz pojawią się demony gotowe na żer i obronę swojego terytorium? Nie mógł sobie pozwolić na walkę z większą ilością przeciwników - nie tak daleko od własnego miejsca zamieszkania. Czując się w delikatnie patowej sytuacji, Imagawa zaczął rozmyślać nad kolejnymi działaniami.
Pytanie kobiety wybiło go z dalszych kontemplacji. - H.. Huh? - Jego wzrok znów przesunął się na twarz demonicy. Teraz nie przypominała w żadnym stopniu tej bestii, która jeszcze kilka chwil wcześniej w głowie Saidaia walczyła z nim na śmierć i życie. Zdawała się być filigranowa... śliczna... słodka. Można było pokusić się nawet o stwierdzenie, że była piękna.
Napięcie ciała Saidaia powoli zaczęło puszczać: - W co chcesz ze mną zagrać moja droga? - Pomimo narastającego poczucia bezpieczeństwa i rozluźnienia, Imagawa nie cofnął jeszcze stworzonych przez siebie szponów - gotów użyć ich w każdej chwili.
- Będę uciekać, a Ty będziesz mnie gonił - odparła z łobuzerskim uśmiechem. Zaczęła go okrążać powolnym krokiem, a jej palec wędrował po jego ubraniu. - Jeśli mnie złapiesz spełnię jedno Twoje życzenie. Jeśli nie, Ty spełnisz moje - tłumaczyła reguły ich wspólnej zabawy. Nie wiedziała jeszcze czy w ogóle zamierzał brać w niej udział. Zakładała jednak, że tak. Demony były dumnymi, pewnymi siebie istotami. Nie sądziła, żeby odmówił jej wyzwania. Bo w końcu tym była ta mała,
- Ah. Jeszcze jedno. Zasady są proste. Nie istnieją - rzuciła w jego stronę chichocząc niczym nastolatka. W następnej sekundzie ruszyła przed siebie, biegnąc ile sił w nogach, w głąb lasu. Nie zatrzymywała się, nie patrzyła za siebie. Czy chciał się z nią pobawić?
W Osace jednak było zupełnie inaczej. Tutaj nie posiadał ani swojego domu, straży czy też tego co uwielbiał najbardziej - statusu społecznego. Dla ludzi mieszkających w Osace był całkowicie nikim, zwłaszcza w tych szmatach, które przyodział, aby nie rzucać się w oczy.
Stał nieruchomo kiedy kobieta zaczęła powoli poruszać się wokół niego, przejeżdżając swoim palcem po kawałkach materiału kryjących jego ciało. Imagawa czuł wewnętrzną wściekłość i frustrację widząc, że jego "towarzyszka" najwyraźniej w żaden sposób nie miała zamiaru uszanować jego "strefy komfortu". Powściągnął jednak wszelkie działania, dalej martwiąc się potencjalną ilością ukrytych demonów. - Cóż takiego byłabyś w stanie mi dać czego nie posiadam? - Czerwone oczy zapaliły się niczym rozświetlone kryształy - Nie jesteś Bogiem, aby móc spełniać życzenia... - Imagawa zamilkł.
A co jeśli ta kobieta jest prezentem od ukochanego stwórcy? Co jeśli po spotkaniu z Suiren najukochańszy Bóg stwierdził, że Saidai zasługuje na nagrodę za swoją wierność i oddanie? Może ta lisia demonica nie jest wcale żadnym zagrożeniem, a jej prawdziwym celem jest coś zdecydowanie więcej niż tylko zabawa? Imagawa uśmiechnął się delikatnie sam do siebie, patrząc cały czas w eter - zupełnie jakby powoli opuszczał świat śmiertelnych istot i odbywał przeżycie w pełni astralne.
Z tego eterycznego doznania wyrwały go ostatnie słowa kobiety. Saidai delikatnie potrząsnął głową, dając sobie i światu do zrozumienia, że powrócił i ma zamiar wykorzystać daną mu przez stwórcę szansę. Odwrócił się w stronę kobiety i wbił w nią swój wzrok.. Czy ona jest dla mnie Panie?.. - Brak zasad to najlepsza zasada. - rzekł ruszając za kobietą. W odróżnieniu od niej nie biegł jednak. Pomimo przestawienia sobie w głowie intencji kobiety dalej nie chciał w pełni ryzykować ewentualną pomyłką. Dlatego też rozciągając powoli swoje mięśnie, wkroczył do lasu normalnym krokiem - rozglądając się na boki, wykorzystując swoje zwierzęce zmysły, aby upewnić się, że nikt poza nimi nie znajduje się ukryty pośród drzew.
Im dalej w las tym bardziej Imagawa zaczął być pewny nieobecności innych istot, co bezpośrednio przełożyło się na przyspieszenie kroku, a następnie przeistoczyło w pełen bieg. Był demonem - poruszał się z nadludzką szybkością i zwinnością. Gnał za kobietą bez słowa, chcąc dogonić ją jak najszybciej i zdobyć swoją nagrodę.
- Nie dowiesz się, mój drogi, bo to ja wygram - odparła z udawaną pewnością siebie. "Mój drogi", trochę naśladowała jego wcześniejsze słowa. Próbowała go wybadać. Czy takie rzeczy go denerwowały? Poprawiła swoje obrzydliwie drogie kimono, za które pewnie można by kupić jakiś domek na obrzeżach Osaki. Nie przywiązywała specjalnej wagi do bycia ostrożną i skromną, przynajmniej pod względem pieniędzy. Nie zabijała ludzi, żeby nie ściągać na siebie Zabójców Demonów, ale kasa? Może były to pozostałości po jej ludzkim życiu. W końcu była rozpieszczana, spełniano jej zachcianki. Za bycie idealną córką płacono w prezentach. Niektórych przyzwyczajeń nie dało się tak łatwo wyplenić.
- Boisz się ciemności? - Rzuciła absurdalne pytanie. Wiedziała, że pewnie tak je odbierze. Na pozór bezsensowne, jednak jeśli poznać jej demonie umiejętności, ciemność nabierała całkiem nowego znaczenia, nieprawdaż?
Kły zaczęły rosnąć. To samo stało się z paznokciami, które dosłownie odpadły z palców Imagawy, a na ich miejsce pojawiły się długie, twarde i ostre niczym brzytwa szpony. Dotychczas złote oczy zmieniły barwę na jaskrawy szkarłat. Źrenice przyjęły kształt pionowych, prawdziwie kocich - idealnych dla nocnego drapieżnika.
Nie miał zamiaru biec bezpośrednio na kobietę. Był teraz prawdziwą bestią, której celem było upolowanie swojej upragnionej zdobyczy. Nie liczyło się już nic więcej niż nagroda, którą miał otrzymać za sukces. Podskakując, złapał się szponami jednej ręki za korę drzewa i wzbił w powietrze. Następnie skacząc od jednej gałęzi do drugiej, starał się zniknąć z oczu demonicy. Jego celem było danie jej poczucia odległości między nimi. Rzuciła pytanie. On jednak nie miał najmniejszego zamiaru na nie odpowiadać. W końcu co to za drapieżnik, który zdradza swoje położenie przed samym atakiem?
Ruch miał być szybki, prosty, a przede wszystkim skuteczny. Wykorzystując swoją pozycję, Saidai wybił się w stronę drzewa znajdującego się na przeciw Kitsu. Wykorzystując własny impet odbił się w niego i niczym pocisk wystrzelił w stronę lisicy. Ostre szpony poszły w ruch, a ich celem nie było pochwycenie kobiety, ale jak najdotkliwsze zranienie jej.. W końcu ranna zwierzyna nie jest w stanie już tak sprawnie uciekać.
- Mi-tsu-ke-ta - przesylabowała chichocząc niczym nastolatka i czekając, aż demon na nią wpadnie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego co miało się za chwilę wydarzyć. Widziała jego szpony, wiedziała co mógł jej zrobić. Co zamierzał jej zrobić. Była raczej wątła i krucha, jednak w ogóle jej to nie ruszało. Jak gdyby nie bała się bycia zranioną. Nie bala się, że zrobi jej krzywdę. Czekała na niego. Czekała na ten impet, ból i słodki zapach krwi. Pozostało pytanie: kto miał właśnie wygrać? Kitsune nie uznawała żadnych zasad. Nie obowiązały jej przejęte normy ani reguły. Czy zabawa w berka musiała mieć jednego uciekającego i drugiego goniącego? Czy role mogły być wspólne lub czy mogły się odwrocić? Dla niej wszystko było możliwe. Ograniczenia po prostu nie istniały. Byli demonami, prawda? Ich potencjał był nieskończony. Kto był w tej zabawie drapieżnikiem? Kto kogo łapał?
Dłonie Saidaia powróciły do normalnego kształtu. W tej jednej chwili ponownie wrócił do swojego "ludzkiego ja". Szkoda, a wszystko zaczynało wyglądać tak ciekawie. Imagawa zamknął oczy i westchnął cicho - cała adrenalina, którą w sobie wytworzył zniknęła w ciągu chwili. Otwierając oczy, Saidai spojrzał na Kitsune: - Dziękuję za tę chwilę zabawy. Teraz niestety muszę Cię opuścić. Życzę miłego dnia. - Po tych słowach Imagawa ukłonił się swojej towarzyszce, a następnie wyruszył w stronę wyjścia z lasu. Jego celem Były obrzeża Osaki, z których mógłby udać się w dalszą podróż do ukochanego Edo.
z/t
zt
Chciałem wiedzieć, czy był to jakiś podrzędny przestępca, czy faktycznie jakiś członek korpusu zdradził. Tak czy siak, trzeba było to ukrócić, co prawda nie dostałem jeszcze informacji zwrotnej, ale wiedziałem, że korpus nie zostawi czegoś takiego. W końcu reputacja była nam potrzebna, żeby nie powtórzyła się z sytuacja z Kioto i Osaki, gdzie zostaliśmy przegonieni przez ludzi.
Odkrycie dokładnego miejsca, w którym powstała owa plotka, nie było takie proste. Przypomniało to trochę, jakbym szedł po nitce do kłębka i to po sznurku, który miał wiele węzełków, ale w końcu udało mi się ustalić, w której osadzie narodziły się ta straszna bajka. Wszedłem do niej spokojnym krokiem i próbowałem najpierw po prostu ją zinfiltrować i sprawdzić jak ludzie reaguje tutaj na członka korpusu, specjalnie schowałem swoje białe haori i zostawiłem mocno rozpoznawalny strój typowego zabójcy demonów. Nie musiałem długo czekać na reakcje, zauważyłem wrogie spojrzenia, ludzi, którzy szybko kryli się we własnych domostwach i starców, którzy wskazywali w moją stronę palcami i bełkotali coś pod nosem. Wiedziałem, że z dorosłymi raczej nie udam mi się nic ustalić, może i tym razem dzieciaki okażą się lepszymi informatorami niż ich rodzice. Dostrzegłem grupkę dzieciaków, postanowiłem do nich podejść i zagadać.
- Siemka, chcecie mo.... - Nie zdążyłem do kończyć, jak zobaczyłem lecący w moją stronę kamień, zrobiłem szybki krok w bok. Chciałem coś powiedzieć, ale zobaczyłem, jak złość w ich oczach iskrzyła i usłyszałem żal w głosie. Ktoś odebrał im kogoś ważnego i na pewno robił, to w standardowym uniformie zabójcy. Czieciaki były rozżalone i bardziej otwarte niż dorośli.
- Spadaj, śmierdzący porywaczu.... oddawaj nam Chikaze, Nosuke i Yaragiriego! - Poleciały kolejne kamienie w moją stronę, nie miałem problemu, żeby zrobić te kilka uników i wyjść poza zasięgi ich rzutu. Nie wiedziałem, co dokładnie stało się w wiosce, bo nikt nie chciał ze mną rozmawiać i wszyscy unikali. Opuściłem wioskę jak na razie i tak nie miało sensu się tam kręcić i strofować ludzi. Nie opodal wioski trafiłem na jeziorko, w którym pływały dzikie karpie koi.
Musiałem ochłonąć i przemyśleć co dalej, i na pewno zaczekam, aż wróci kruk z informacjami. Wioska obwiniała korpus za zniknięcia ludzi i nie było mowy, że to była tylko plotka. Niestety ten koleś tak mocno naruszył dobre imię korpusu, że nie miałem szansy, żeby zdobyć informacji z pierwszej reki i błądziłem po omacku. Jak miałem cokolwiek rozwiązać, jeżeli nie miałem żadnych informacji i nie mogłem przesłuchać świadków, chyba będę musiał liczyć na łut szczęścia i uśmiech los. Kto wie, może porywacz sam do mnie przyjdzie i problem rozwiąże się sam, jedyne co mnie martwiło to co on zrobił z tym wszystkim ludźmi, trochę trąciło, to jakby jeszcze jakiś demon maczał w tym palce.
W końcu kto porywałby ludzi tylko z jednej wioski i jeszcze wracał cały czas. Słońce już kierowało się ku zachodowi, zostało jeszcze maks dwie, może dwie i pół godziny dnia i może będę miał pewność, co kryło się w okolicznych lasach. Siedziałem sobie na kamieniu i mocno się zastanawiałem, co powinienem zrobić z tym fantem.
albo ją przed sobą stworzę
(- Ej, Kashiwa, robisz coś ważnego? – To pytanie już było bardzo konkretne, ponieważ wcale nie było pytanie otwarte, wbrew pozorom, a taki swoisty profesjolekt, który znaczył „czy masz jakieś zlecenie na wczoraj, tego, ten?”
- Eeee – odpowiedział niezwykle elokwentnie, po czym musiał przyznać ze smutkiem: - nie?
Normalnie wtedy zaczęłaby się zabawa w głupiego Jasia i próby wybicia chłopaka z rytmu, jeśli pytał go któryś z bardziej wkurzających rzemieślników. Większość dawała sobie z tym spokój i już za normalne przyjmowała fakt, że Kashiwa praktycznie każde zdanie kończył znakiem zapytania, jakby nie był zupełnie pewien pytania i swojej odpowiedzi. W większości przypadków dokładnie o to chodziło – o brak jego pewności w siebie, w innych, w to wszystko.
- Zbieraj się, jedziesz do Osaki – usłyszał jedynie w odpowiedzi i rzemieślnik dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Albo po prostu dał dyla jak tylko to powiedział, bo doskonale wiedział co to znaczyło.
Kashiwa jedynie zdążył westchnąć w odpowiedzi, po czym rzucił niby od niechcenia i zrezygnowania kawałek drewna, na którym zdołał jedynie zaznaczyć najważniejsze miejsca do wydrążenia swoim kunaiem.)
Jaki był sens posiadania całego szwadronu, oddziału, pułku czy tam jakkolwiek się nazywała ta formacja – generalnie jaki był cel posiadania całych zastępów gotowych do akcji mizunoto, skoro co jakiś czas pojawiał się ktoś na progu wejścia do głównej szwalni i krzyczał, że potrzebuje jakiegoś łebka do zrobienia czegoś. Większość przypadków dotyczyła szeroko pojętego rekonesansu, co często wiązało się także z ekspercką oceną Ne na temat użycia jakichś konkretnych rozwiązań. To trochę było wyciąganie ich ze swoich norek i pytanie „panie kierowniku, a ten las to można podpalić, żeby spalić demony w środku?” A wtedy Ne odpowiadał „zgłupiał żeś pan, przecież ta chata to je drewno, to się sfajczy w pięć sekund i obok zaczadzonych demonów będzie mieć pan całą rodzinkę za darmo do zestawu. Nie warto panie, nie warto.”
A przynajmniej zawsze tak się Kashiwie wydawało na podstawie opowieści, jakich czasem zasłyszał od starszych stażem i wyższych rangą w tej ich małej hermetycznej społeczności rzemieślniczej.
Sam Kashiwa został doceniony na tyle, że pozwalali mu się bawić czymś innym niż igłą i nitką, chętniej go brano na asystenta i choć większość jego autorskich projektów służyła bardziej za inspirację dla mądrzejszych od niego, to sam chłopak był całkiem zadowolony z tego, jak mu się żyło. Mógł się wiele nauczyć nawet z samych obserwacji, zupełnie jakby jego nadnaturalnie rozwiniętym zmysłem był wzrok (i co za tym idzie – pamięć fotograficzna), a nie słuch.
Wracając. Wywalili go w las Osaki (bardzo głupie i niebezpieczne, patrząc na to, że Osaka to obecnie siedlisko demonów, a on jest „tylko” Ne) i powiedzieli, że są jakieś słuchy o dezerterze (?), który porywa ludzi. Brzmiało to co najmniej niedorzecznie, ale jeśli mówiło tak kilka osób, to coś było na rzeczy. Dlatego też postanowił nie ryzykować i ubrał się bardziej „po cywilu”, żeby przypadkiem nie oberwać jakimś kamieniem od dziecka czy coś. I tak prezentował się dosyć cudacznie ze swoją naginatą na plecach i spojrzeniem balansującym na granicy zestresowania i emocjonalnej martwoty – czyli praktycznie tzw. „twarzy odpoczywającej suki”, czy jak to tam będą za parę wieków to nazywać.
On to jednak miał łeb czasem, ponieważ udało mu się podsłuchać paru rozmów, kiedy przechodził przez pobliskie wioski.
(- Podobno przychodzi i porywa dzieci – mówiła jakaś matka. – Może jeszcze je bałamuci w krzakach!
- Widziałem na własne oczy, jak podchodzi do jakiejś kobity i coś z nią rozmawia – zaczął któryś dziadek po środku ulicy, nie przejmując się obchodzącymi go pieszymi. – Potem razem wychodzą z wioski i bum, nigdy jej więcej nie widziano. Jednak nikt nie jest w stanie powiedzieć o czym jej mówił. Ktoś tam gadał, że podobno była zakłopotana, jakby nie wiem, mąż zapomniał daniny zapłacić albo jej dziecko zostało skopane przez któregoś muła.
- A jest przystojny? – pytała któraś dziewczyna. – Bo gdyby był przystojny, to mógłby mnie wziąć nawet i na miejscu…)
Tak Kashiwa szedł skupiony na zadaniu, że nagle znalazł się… gdzieś po środku lasu?
Zajebiście, stary, zajebiście.
Westchnąwszy ciężko – bo znowu, kurna, odpłynął po środku ważnego zadania – powoli przełączał się na nasłuchiwanie i przystawał w poszukiwaniu dźwięków podobnych do kroków ludzkich, głosów rozmów czy łopotania ubrań. To przeszedł parę kroków, to przystanął, to poszedł w lewo, żeby zaraz potem skręcić w prawo i naprawdę mogłoby się wydawać, że on to chyba w sumie chodził w kółko. Sam powoli też tracił nadzieję, kiedy kolejne trzy szelesty okazały się być zbyt wysoko, żeby być odgarnięte przez ludzkie dłonie i raczej były to przeskakujące wiewiórki z drzewa na drzewo. Śmieszne rudzielce. W sumie moment, on też był rudy, nawet jeśli jego włosy miały bardziej kolor zeschniętej krwi. Albo brązu (metalu).
Moment. Alleluja! Odgłosy bardziej ludzkie od pozostałych!
I w ten oto sposób znalazł się w towarzystwie naprawdę dziwnej pary. Niedaleko kapliczki (kapliczka! Czyli jakieś szczątki cywilizacji!) znajdował się mężczyzna i dziewczynka. Inaczej się tego nazwać nie dało. Kashiwa znajdował się w jakiejś konkretnej odległości od nich, jednak był ewidentnie w ich polu widzenia, zatem kiwnął głową w geście przywitania i ukłonu, po czym podszedł bliżej nich.
Mężczyzna (chłopak? Jak działa wiek?) był ubrany w uniform Zabójców Demonów, zatem mógł odetchnąć spokojnie. Chociaż przeniósł wzrok zaraz potem na dziewczynkę i chwilowo zwątpił – może to właśnie ten, który miał rzekomo porywać ludzi? Opis się całkiem zgadzał – wydawał się przyjaźnie nastawiony, ewidentnie był Zabójcą Demonów (patrz: uniform) i był… obiektywnie przystojny. Subiektywnie pewnie można byłoby powiedzieć, że był gorący. Ociekał seksem. Eeeee, ideał mężczyzny, normalnie Adonis. Przychodzisz do takiego i pozwalasz mu się deptać. Pewnie był w typie tamtej laski; ciekawe czy składałaby mu jakieś niemoralne propozycje jak rodzenie mu dzieci, kupowanie mu ryżu lub powarkiwanie jak pies. (Kashiwa nie myślał o niczym podobnym zwartym we fragmencie od momentu „subiektywnie pewnie…” – przyp. aut.)
Dziewczynka wyglądała na względnie uprzejmą. No, wydawała się trochę nieokiełznana, miała podejrzanie ostrą broń (zaraz, chwila, ona miała broń) i niekoniecznie patrzyła wilkiem, ale zającem tego to by nie nazwał. Coś tam kreśliła i--- Jezu, nie. Znał te zawijasy, o nie, to były znaki. Czy ona nie potrafiła mówić? Zajebinge, on nie potrafił dobrze czytać, na pewno się dobrze dogadają ze sobą. Ona będzie mu przedstawiać żądania (chociaż czy taka kruszyna byłaby w stanie zastraszyć takiego potencjalnego męża stanu i narodu?), a on będzie się jąkać i „chwila, chwila, moment, jestem przy pierwszej partykule”. No ludzie, co to ma być?
- Ee… - zaczął elokwentnie. – To ty porywasz ludzi?
Wow. Gdyby ujrzał w tym momencie mordercę z narzędziem zbrodni i sztywniejącym ciałem na podłodze, to pewnie padłoby „czyli to ty grozisz ludziom?”, a morderca pewnie byłby tak skonfundowany, że byle yariki byłby w stanie go pochwycić.
Dlatego on siedział w warsztacie. W warsztacie był margines na głupie pytania. W rzeczywistości ten margines był baaardzo wąski, właściwie czasem nawet go nie było.
Nie chciał umierać tak na dzień dobry, plz.
- Kagami Yuichiro, Mizunoto z oddechem płomienia. Miło mi Ciebie poznać Ena. - Wyciągnął dłoń wierzchem w jej stronę i ujawniłem tatuaż zabójców z rangą. Teraz miała pewność, że byłem członkiem korpusu, w końcu każda przyjęta osoba do organizacji dostawała taki znaczek. Technicznie dziewczyna mogła również używać go, aby się przedstawić i miałaby łatwiej.
- Tak słyszałem o tym i właśnie dlatego tutaj przybyłem. Ciebie też tutaj sprowadziły te okropne plotki? - Zapytałem ciekawy, czy tylko mi się jej zasłyszało, czy do innych zabójców również dotarły takie wiadomości. Im więcej pisała na kartce, tym coraz bardziej się upewniałem, że z jakiegoś powodu nie może mówić. Nie spotkałem się wcześniej z taką osobą, było to dla mnie całkiem nowe doznanie, ale nie było aż tak dziwne jak myślałem, że będzie. Przypominało to trochę grę w hasła albo kalambury, gdzie ze zbioru słów trzeba było wyciągnąć przekaz.
- Próbowałem dowiedzieć się czegoś w wiosce, ale ludzie nie chcieli ze mną gadać i dzieciaki mnie przepędziły, rzucając kamieniami, dlatego po prostu się wycofałem... Nie ma się co im dziwić, w końcu pasowałem trochę to rysopisu tego zabójcy, tylko on miał pomarańczowe włosy, a nie czerwone.... Posłałem kruka do siedziby z raportem kilka dni temu. Powinien niedługo wrócić z wytycznymi i informacjami czy w ogóle w szeregach zabójców był ktoś, kto zgadzałby się z rysopisem z plotek.- Odpowiedziałem jej bardzo wyczerpująco, ale nie robiłem tego ciągiem, co jakiś czas robiłem przerwę między słowami, aby mogła sobie spokojnie przyswoić informacje i pomyśleć. W trakcie naszej rozmowy ujrzałem kolejną osobę tym razem chłopaka, odpowiedziałem mu skinieniem głowy. A więc troje zabójców się tutaj zebrało, ciekawe czy ktoś jeszcze przyjdzie, sprawa nabierała rozmachu.
- Ena mamy trzeciego chyba wspólnika do tego zadania albo to ten, co porywa... Chociaż nie sądzę, żeby tak ochoczo podszedł do innych zabójców. - Powiedziałem krótko ciepłym głosem, nie pasował do opisu, jedyne co w pewnym stopniu mogło się zgadzać to kolor włosów, chociaż w plotkach był zdecydowanie jaśniejszy i wpadający w pomarańczowe tony. Więc to nie mógł być ten, który porywał ludzi z tej wioski. Jego słowa nieco mnie rozbawiły, aż się uśmiechnąłem delikatnie, w końcu było to bardzo niecodzienne. Chyba był stosunkowo nowy w szeregach korpusu albo nie wiedział, jak wygląda dochodzenie.
- Nie, nie porywamy ludzi. Ja nazywam się Kagami Yuichiro, jestem zabójcą z oddechem płomienia. A to jest Ena zabójczyni z oddechem wiatru. Chyba nie potrafi mówić albo nie może, dlatego używa alternatywnego sposobu. - Odpowiedziałem krótko chłopakowi i wyręczyłem w pisaniu blondynkę, w końcu musiałaby znowu przerzucać kartki nie potrzebnie. Miałem nadzieje, że nie będzie miała mi tego za złe, w końcu chciałem jej tylko pomóc.
- Tak jak wspomniałem przed chwilą koleżance, przepędzili mnie z wioski. Jak tylko usłyszałem te pogłoski, wysłałem kruka i czekam, aż wróci z wytycznymi i pomoże przesiać plotki od autentycznych informacji, co by nie polegać na informacjach z opowieści, która była opowiada po tysiąc kroć przez różnych ludzi. - Poinformowałem chłopaka, który się nie przedstawił, jak się miała sytuacja. Musieliśmy uformować jakiś plan, skoro cała nasza trójka miała zamiar zająć się tym problemem. Koordynacja i podział obowiązków, to była istotna sprawa w grupie, w końcu chyba nikt nie chciał, marnować energii na robienie dokładnie tego samego co kolega.
- Skoro jesteśmy tutaj w trójkę, to rozumiem, że wspólnym siłami rozwiążemy te tajemnice i problem nękający wiosek?- Przyjrzałem się twarzą swoich towarzyszy badawczo. Ena raczej chciała współpracować, kwestia tego rdzawego chłopaka, w końcu był dość osobliwą jednostką, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Z drugiej strony kto wie, może się myliłem i tak naprawdę trafiłem na grupę indywidualistów i będziemy się ścigać o to kto pierwszy dorwie impostora.
- Niedługo się ściemni, a podobno pojawia się w wiosce o zmierzchu. Więc mamy jeszcze trochę czasu na obmyślenie planu, no, chyba że się wam narzucam, a wy wolicie działać sami? - Zapytałem dla pewności, nim zapędziłem się za daleko, w sumie to od tego powinienem zacząć, a nie. Pojawianie się porywacza wieczorem były trochę podejrzane, w głowie miałem różne teorie, ale myśl, że zrobił to demon, wydawała mi się mocno niedorzeczna w końcu, po co miałby to robić? Skoro mógłby po prostu ich wszystkich zeżreć jednej nocy czy nawet zniewolić i zmusić do posłuszeństwa.
albo ją przed sobą stworzę
A jednak nie jest w stanie wyobrazić sobie gorszego startu.
- A. Dobrze wiedzieć – mruknął, ledwo powstrzymując zawstydzenie na swojej twarzy. Jeszcze brakowało, żeby ta drobna dziewczynka zaczęła się z niego śmiać. Nie miał jej tego za złe, bo szczerze? Zrobiłby pewnie na jej miejscu to samo. - Kashiwa. Rzemieślnik Ne. – W tym momencie pewnie jego rozmówcy mogli zadać sobie jedno zajebiście ważne pytanie: co on tu, kurwa, robił? - Mam się… rozejrzeć.
Bo w sumie nie wiedział jak inaczej to nazwać. Potrzebowali frajera do wykonania jakiejś roboty, żeby nie było, że rzemieślnicy nic nie robią poza gmeraniem w drewnie i zawiasach, a akurat on miał pecha, że się napatoczył w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
Nie trzeba było jednak wyczulonego wzroku, żeby zobaczyć jego brak entuzjazmu do tego zadania.
- Jak już tu jesteśmy…
Bo przecież chyba nie obróci się na pięcie i nie spierdzieli, co nie? Byłoby to dokładnym przeciwieństwem tego, co miał zrobić. Nawet jeśli bardzo chciał to teraz zrobić, bo pracowanie z użytkownikami Oddechów zawsze przyprawiało go o dodatkowy stres. Jakby w ogóle już nie był z samego założenia zestresowany, bo interakcje z ludźmi. Nie czuł się źle z powodu tego, że jakby znalazł się w oddziale Zabójców Demonów tylko i wyłącznie na życzenie opiekuna całej wioski, a nie z powodu jakichś własnych pobudek. To nie tak, że było mu to wszystko obojętne – bo nie było, broń Boże – ale momentami to wszystko wydawało się takie… odległe.
A współpraca z użytkownikami Oddechów mu to dodatkowo przypominała.
- Zdecydowanie wypadałoby obmyślić jakiś plan – powiedział w odpowiedzi na pytanie Kagamiego. - Sprawa wydaje się dosyć podejrzana, zatem dobrze byłoby działać w grupie. – Obecnie dużo bardziej groziło im bycie przepędzonym przez okolicznych mieszkańców, aniżeli cokolwiek poważnego, aczkolwiek nigdy nie mów nigdy. Zawsze mogło się okazać, że za drzewem czyhało na nich niebezpieczeństwo. - Jednakże skoro nie mamy żadnych poszlak…
Jego wzrok przykuła tabliczka Eny. Zawiesił głos, kiedy na nią patrzył, co prawdopodobnie nie było dobrym posunięciem, jeśli chciał ukryć przed nimi fakt, że jego umiejętności czytania były takie… słabe dosyć. Patrzył na to, jak narysowane znaki wydawały się wyginać we wszystkie strony, ale nie sprawiało to, że były łatwiejsze do przeczytania.
O… osobowo? Oso… ba? Oso… bno? Osobno? Osobno!
- Tak, może dobrze będzie działać przez chwilę osobno – dodał. Zupełnie jakby wcale nie zajęło mu nadzwyczajnie długo, żeby odszyfrować wiadomość. - Żeby przeczesać większy teren. – O tak, im więcej słów powie, tym bardziej pewnie zamażesz ślady. Na pewno. Totalnie. - A potem omówić to, czego się dowiedzieliśmy.
Jak poważnie to brzmiało.
Chłopak w tym czasie się przedstawił, w sumie mogłem się tego spodziewać, że nie posiada on żadnego oddechu, w końcu nie widziałem nigdy nikogo z bronią drzewcową, ale tego nie mogłem być w stu procentach pewny, w końcu nowy oddech może powstać zawsze, skoro do tej pory tyle ich powstało. Tylko pozostaje kwestia talentu, którego raczej mi brakowało, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie gdy uczyłem się oddechu płomienia. Może inny byłby bardziej dla mnie odpowiedni albo naturalny, a może problem tkwił w wyuczonych ruchach ze zwykłe kendo.
Ciężko to teraz stwierdzić i nie ma sensu szukać powodu swoich nieudolność, pewnie gdybym finalnie go nie opanował, sam musiałbym zostać jednym z Ne. Tylko, czym bym się zajmował wtedy, chyba opiekowanie się zwierzętami by mi odpowiadało, pytanie, czy zwierzęta nie miałby nic przeciwko. Pomysł z rozdzielenie się był dobry i na pewno warty spróbowania, Ena i Kashiwa wyglądani dość nie pozornie i bez munduru nie będą zbytnio rzucać się w oczy. Kto wie może, mieszkańcy sami ich ostrzegą, że coś złego dzieje się w okolicy.
- Od ludzi i tak zbyt dużo się nie dowiemy, chociaż może z wami chętnie porozmawiają niż ze mną. Rozdzielnie się to na pewno dobry pomysł, w dużej grupie na pewno wprowadzimy zbyt duże zamieszanie i niepotrzebny popłoch wśród ludzi. Lepiej tylko zdejmijcie, mundur i załóżcie coś bardziej codziennego i spróbujecie wypytać ludzi. A ja w tym czasie zajmę się obserwacją okolicy i poszukam poszlak albo śladów. - Podniosłem się z kamienia i uśmiechnąłem delikatnie, momentalnie poczułem, jak na czubku głowy usiadł mi mój kruk, a skąd to wiedziałem? Bo tylko on sobie pozwalał na takie zachowanie w stosunku do mnie, może za bardzo go rozpieszczałem ziarnami, albo tropiciel, który go szkolił, trochę zjebał robotę. Ciężko powiedzieć, ale skoro takiego dostałem, to musiałem z nim jakoś współpracować i znaleźć złoty środek do celu. Chociaż i tak zrobił postępy, wcześniej był tak wredny gdy nie dawałem mu smaczków, że potrafił mi się załatwić na głowę albo ramie.
- Kagami Yuichiro
- Tak jak słyszeliście, uważajcie na wysokiego dobrze zbudowanego rudowłosego. Dobrze, że miał inny odcień włosów, chociaż niewiele brakowało, gdyby miał bardziej blond włosy, pewnie moglibyśmy uchodzić za braci. Nigdy nie spotkałem go w Yonezawie więc musiał zakończyć szkolenie sporo przede mną uważajcie na siebie i w razie zagrożenia każcie krukowi, żeby krążył nad osadą, wtedy zjawie się jak najszybciej... Powodzenia, spotkajmy się tutaj za kilka godzin. - Mówiłem spokojny głosem, teraz wiedzieliśmy z kim mamy do czynienia i jak dokładnie wygląda. No i mieliśmy przewagę liczebną, że on będą zabójcą z oddechem płomienia na pewno nie zna Eny i Kashiwy, a to już duży element zaskoczenia.
- Kagami Yuichiro. Masz wrócić do Yonezawy
Z/T (Brak możliwości ukończenia. Nie che tego w ogóle rozliczać. Traktujcie mój wystep tutaj jako npc.)
albo ją przed sobą stworzę
Nie była pewna dlaczego przystanęła właśnie tutaj. Coś mówiło jej, że powinna się zatrzymać, choćby na chwilę i oddać się przemyśleniom. Czy było to wołanie tej "martwej" części, która odeszła wraz z odrodzeniem? Nie wiedziała, a zapytać też nie mogła. Pozostało jej podać się tej nieznanej i uporczywej nostalgii, która zawładnęła nią. Zbliżała się do kapliczki, powoli i ostrożnie, jakby bojąc się, że za moment stanie w płomieniach. Daleko było do świtu, więc skąd w niej ta obawa się narodziła? Nie wiedziała, ale czuła jakby kalała to święte miejsce swoją obecnością. Ciężko zrozumieć te podszepty, które brzmiały w jej głowie. Takie obce, takie ciężkie i męczące. Czy to było normalne? Nie wiedziała, była zbyt młoda. Pozbawiona jakiegokolwiek sensownego doświadczenia, błąkająca się wśród nocy, nie mając żadnego drogowskazu poza tym, który prowadził ją wprost do Oguni, do ich "domu". O ile demony jakiekolwiek miejsce mogły nazwać domem.
Dlatego kiedy przysiadła przy kapliczce zaczęła zastanawiać się jak tam jest. Czy to miejsce jest jak kraina snów, a może bliżej mu do najgorszych koszmarów.
#993716
Dźwięk bębnów wybił ja na tyle, by skierowała wzrok na tego, który jej przeszkadzał. Myślała, żeby się na niego rzucić, ale dość szybko dotarło do niej, że jest demonem jak ona. Przetrawiając informację, przechyliła głowę na prawy bok, a białe kosmyki leniwie otuliły jej lewy policzek. Początkowo mężczyzna nie robił sobie nic z obecności Ginkatsu, to też nie odzywała się. Dopiero kiedy zwrócił się do niej bezpośrednio, zamrugała jakby próbując przywrócić świadomość do rzeczywistości.
— Oh, mnie? — Rozejrzała się szybko, ale nawet i bez tego wiedziała, że jedynymi "żywymi duszami" tutaj są ona i ten nieznajomy staruszek. Przyznała w duchu, że o wiele bardziej pasował do tego miejsca niż ona, był o wiele dojrzalszym, przynajmniej z wyglądu. — Powiedzmy, że ciekawość... I niemy podszept. — Trudno inaczej było jej określić to, co pozostało z jej człowieczego życia. Jakieś pragnienie, coś niesamowicie ulotnego, bo nie mogła po to sięgnąć. Przecież tyle co została przemieniona, a nie wiedziała co się z nią działo choćby tydzień temu. Dlaczego? Czy wszyscy wybrańcy muszą się mierzyć z takimi problemami?
Zachęcona przez ciepłą aurę staruszka, uznała że może nieco się rozgadać, a może była to dziecięca naiwność, która w niej została?
— Pytania? — Zamyśliła się, zerkając na pływające karpie koi. — Kapliczka pewnie mi nie odpowie ani ryby tutaj tańczące, ale może ty wiesz, staruszku... Jak jest w Oguni? — Spojrzała jeszcze raz na nieznajomego z wyczekującym wyrazem twarzy. Na pewno nie miała złych zamiarów, emanowała wręcz szczenięcą ciekawością.
#993716
-Przykro mi ale chyba nie będę mógł ci nadto pomóc w tej kwestii. Nie byłem jeszcze nigdy w miejscu gdzie zbierają się tacy jak mi. Jestem wiecznym podróżnikiem, jednakże bez domu do którego miałyby wrócić. Podróżujesz do Oguni ?
Kamezō ponownie spojrzał na drobną panienkę. Wydawała mu się tak bardzo niewinna mimo demonicznego pochodzenia.
-Jeśli tego pragniesz możemy udać się w tamto miejsce razem. Jestem w trakcie podróży, zaś same Oguni nie wydaje się złym miejscem do odwiedzenia. Jeżeli jesteś tutaj sama, nie masz jakiś rzeczy osobistych przy sobie?
Młoda duszyczka przypominała mu dobrego i ciekawego towarzysza w podróży. Czemu więc nie połączyć sił i nie ruszyć razem.
-Najpierw jednak przydałoby się byś odpowiedziała, jakie uczucia masz do tego dawno opuszczonego przez większość ludzi miejsca ? Gdzie liczne są historie o duchach pojawiających się nocą. Taką jak ta na przykład.
W pełni zainteresowany odpowiedzią spoglądał na jego małą towarzyszkę rozmów. Przypominała mu dzieci bawiące się sztucznymi ogniami podczas ostatniego festiwalu. Zastanawiał się ile uczuć mogą mieć w sobie demony, ile rzeczy jest w stanie poruszyć jego duszę.
— Taki stary, a jeszcze go tam nie było? — Powiedziała na głos, jakby jej się to wymsknęło. Wciąż była przekonana, że demony się starzeją jak zwykli ludzie. Nie zdawała sobie sprawy, że jeśli tylko stanie się nieco silniejsza, to będzie mogła dość swobodnie manipulować swoją aparycją. Pewnie dużo by dała za to, żeby teraz wyglądać jak dorosła kobieta, ale co z tego, skoro w środku dalej była najzwyczajniejszym smarkaczem, zatem obecny wygląd dużo bardziej od niej pasował.
— Tak, chociaż to zabawne, bo nigdy tam nie byłam... Ale jakoś wiem jak tam trafić. Zabawne, prawda? Właściwie to jedyne co wiem, że mam się tam znaleźć oraz że nie mam na to zbyt wiele czasu. — Dlatego właśnie "marnowała" go, siedząc tutaj przy kapliczce. Istotnie, powinna gnać przed siebie, ale jednak coś mówiło jej, że powinna spędzić tutaj choćby chwilę. Może jedną z ostatnich, kiedy słyszy to.
Na pytanie o rzeczy osobiste, prychnęła i zachichotała jednocześnie. Ujęła w drobne paluszki swoją skromną, białą szatę, rozciągając ją na tyle, na ile mogła.
— To wszystko co mam. Ja... I moje odzienie. — Wyszczerzyła śnieżnobiałe zęby, jakby była naprawdę dumna ze swojej ascetycznej postawy wobec rzeczy materialnych. Właściwie to mogłaby równie dobrze pozbyć się też tego ubrania, tylko czy przyzwoitym było aby 8-letnie dziecko hasało nago wśród mięsnej gawiedzi?
—Co czuję?— Przechyliła głowę na bok, nie będąc pewna o czym mówi staruszek. —Ale powinnam coś czuć? — Przechyliła głowę na drugą stronę, wpatrując się intensywnie w mężczyznę. —Bo trudno bym wierzyła w historie o duchach, skoro sama jestem jednym z nich... Chyba, że ty wciąż w to wierzysz? — Zachichotała, machając radośnie krótkimi nóżkami.
#993716
-Możesz mieć rację.-Zaśmiał się po czym wzrokiem powiódł po otaczającej ich okolicy, wydawała mu się piękna. Ryby koi pływające w pobliskim stawie, jak i sama kapliczka i ta mała istotka która rzeczywiście na tle tego wszystkiego przypominała duszka. Dla niej wszystko co znajdowało się wokół niego było na swoim miejscu. Dziewczynka znała kierunek do swego domu, miejsca do którego czuła się przyciągana. Imube zastanawiał się czy sam posiadał takie miejsce, jego całe życie od początku było wędrówką , nie miało tak naprawdę końca. Jego serce ciągneło go jedynie do kolekcjonowania kolejnych artefaktów i historii, poznania prawdy kryjącej się za legendami. Wkońcu w każdej było choćby ziarenko, w ich społeczności jak i kulturze znajduje się tak wiele przedmiotów które służą jako dowód ich historii, choćby miecz Trawosiecz jak nazwał go jeden z cesarzy który został odnaleziony przez Susanoo w ciele Yamato no Orochi. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech .
-Każdy z nas nosi przy sobie to co sam uznaje za ważne dla niego samego. Nawet szata którą nosisz ma dla ciebie pewnie jakieś wspomnienia. Choć muszę przyznać że jesteś bardzo minimalistyczna duszku. - Pogłaskał delikatnie Ginkatsu po główce po czym zabrał swoją dłoń. Spojrzał ponownie na kapliczkę po czym wskazał na nią palcem.
-Istnieje masa historii które ludzie opowiadają między sobą, jeśli istnieją demony czemu nie miałyby istnieć również i duchy jak i inne istoty. Czy świat nie stałby się o wiele ciekawszy gdyby dodać do niego gdyby okazały się one prawdą? - Uśmiech rozpromienił się na jego twarzy wraz z kolejnymi słowami. Wydawał się prawdziwie szczęśliwą osobą.
-Nasze ziemie mają więcej historii do opowiedzenia niż osób które mogłyby ich wysłuchać , każda taka kapliczka czy to zbudowana w tak pięknym miejscu jak to czy w środku lasu ma swoją własną historię. Spytaj o to kiedyś któregoś z kapłanów zobaczysz jak chętnie podzielą się z tobą swoją wiedzą. Zaś jeśli masz jakieś wątpliwości lub pytania postaraj za wszelką cenę odnaleźć odpowiedzi, to prawdziwie wpłynie na twoją przyszłość. Masz jeszcze wiele przed sobą mała. Starzec przysiadł się bliżej Ginkatsu, pozwalając by jego nogi zamoczyły się delikatnie machając.
-Świat jest naprawdę ogromny, nie wiem czy nawet przez całe moje demoniczne życie zdołam poznać go w całości. Jego twarz wyrażała pewną zadumę.
W końcu jednak Yamato zapragnął nieco bardziej rozpieścić swoje podniebienie i skierował się do znanej już sobie Osaki. Łączyło go z tym miejscem zaskakująco wiele pozytywnych wspomnień. W końcu było to miejsce polowań zarówno Kitsune jak i Katsu, z którymi miał wiele… ciekawych wspomnień. Jednak bawidamstwo nie było w jego planach tego dnia. Zwyczajnie zamierzał się najeść czymś lepszym niż zapity, wychudzony wieśniak.
Póki co jednak postanowił odetchnąć chwilę po podróży. Więc gdy tylko zobaczył niewielką kapliczkę doszedł do wniosku, że było to miejsce, którego szukał. To nie tak, że demon był wyczerpany podróżą. Zmęczenie wysiłkiem fizycznym się po prostu czartom nie zdarzało, ale nie oznaczało to, że nie znudził mu się miarowy rytm wystukiwany przez jego własne stopy. Od tylu dni już mu pod czaszką dudniło od stąpania. Dodatkowo podchodził pod jego gust fakt, że kapliczka nie była w środku miasta, więc nie było znienawidzonych przez mnicha tłumów. Mógł spokojnie rozłożyć się na kamiennej ławeczce i przez półprzymknięte oczy wsłuchać się w szmer wody.
W dłoni Yamato szybko pojawiła się butelka z sake. Nie potrzebował alkoholu i właściwie to na niego nie działał. Jednak ostry smak i rozgrzewające uczucie w gardle przypominały mu jakąś dawno zapomnianą przeszłość. Demon smakował powoli płyn, wprowadzając się w stan bliski medytacji. Cisza była jednym z najcenniejszych darów tego miejsca. Po długiej wędrówce mnich cieszył się zasłużonym spokojem, cichym odpoczynkiem od drogi. To była chwila, w której mógł zatracić się w prostocie chwili. Przez chwilę zapomnieć o otaczającym go świecie.
Yamato pozostawał tam przez dłuższy czas, delektując się naturą, oczyszczając się z przebytej drogi zarówno fizycznie jak i psychicznie. Kapliczka stała się dla niego zaskakującym miejscem regeneracji, oazą spokoju w tym burzliwym świecie.
Słuchając szmeru strumienia i obserwując delikatne płatki kwiatów unoszące się na wietrze, zanurzał się w głębokich rozmyślaniach. Przez wiele lat wędrował po kraju, poszukując siły i władzy. Jednak powoli zaczynał dochodzić do wniosku, że nadszedł czas znaleźć stałego miejsca zamieszkania, które pozwoliłoby rozszerzać jego wpływy. Wiele z tych miejsc, które odwiedzał, było przepełnionych demonami czy łowcami, lub po prostu nie spełniały jego oczekiwań.
Siedząc w przy sadzawce, demon rozmyślał o swoim dążeniu do zdobycia bazy wypadowej, stałego miejsca zamieszkania, czy miejsca gdzie w razie czego może odpocząć. Przypomniał sobie, jak wiele razy zostawał na dłużej w lokacjach, tylko po to, by opuścić je, gdy zaczynały się kłopoty, lub po prostu nie było co tam więcej robić.
Może nie istniała idealna siedziba, ale Yamato wciąż wierzył, że mógłby stworzyć miejsce, które od czasu do czasu by się przydało. Chociaż preferował polowania, to był przekonany, że garstka wiernych sług, niezależnie jak gardził kultystami, od czasu do czasu była przydatna. Może po części nawet zazdrościł takiej Katsu, która miała własne stado bydła gotowe do posilenia się.
Siedząc w parku, zapatrzony w kwitnące drzewa wiśni, Yamato poczuł w sobie iskrę złośliwej pomysłowości. Może wystarczy, żeby zaatakować jakąś drobną świątynię górską. Podbić ją i na własną modłę uczynić z niej swoje legowisko. Zastraszyć mnichów, a może i nawet rozszerzyć swoje wpływy na jakąś pobliską wioskę. Cel nie mógł być duży, wtedy atak wzbudziłby podejrzliwość. Idealnie gdyby klasztor nie cieszył się wyjątkowo dobrą sławą. Wtedy nawet prosty lud mógłby nie zauważyć, lub po prostu się nie przejąć drobnym przewrotem.
Yamato opuścił park z nowym zapałem i determinacją. Wyjął z szaty kawałek papieru i zaczął pisać plan działania. Zbierał swoje myśli i ustalał konkretne cele, które chciał osiągnąć. Wiedział, że nie będzie to łatwe, ale zdecydował, że spróbuje. Nie wiedział, co dokładnie znajdzie, ale był gotowy na to, co nadejdzie. Był pewien, że zdobycie takiej budowli może nie być bardzo łatwe i przyniesie wiele nowych zadań i komplikacji. Jednak musiał porzucić pustelniczy styl życia aby w końcu zacząć znaczyć więcej i stworzyć swoją strefę wpływów.
Postanowił, że poszukiwania siedziby będzie dobrze zacząć od rozglądnięcia się po Osace. Miasto to było dosyć mu bliskie i choć na pewno nie zamierzał osiedlić się w centrum, to krótki patrol po okolicy mógł przynieść mu całkiem niezły ogląd na szczegóły osady. Jeśli przy okazji zabłysnąłby przepłoszeniem jakiegoś szpiega zabójców to tym lepiej.
Nieznajomy co prawda miał zajęte ręce, widząc iż coś sobie pisał, Gemmei niezbyt chciał mu na tą chwilę przerywać. Tak więc najlepszym sposobem będzie po prostu podróżowanie zza nieznajomym, ostatecznie zwróci uwagę i wtedy będzie można porozmawiać. Nie ma co na siłę odrywać go od własnych spraw, trzeba zachować jakiś poziom kultury. Nawet jeżeli jest się demonem.
Kierując swój wzrok na otoczenie oraz niebo, staruszek już nawet nie był zbytnio podekscytowany spacerem. Codziennie to samo, ta sama noc. Jedynie wyczekiwanie na pełnię. Krajobraz też niezbyt się zmienia, przez wszystkie te lata zdążył dobrze zapamiętać sporą ilość miejsc, którą to odwiedził. Czy to polowanie, spacerowanie, knucie planów na przyszłość.
Wyciągając z kieszeni drewnianą fajkę, staruszek zaczął nią stukać w łokieć by wyrzucić resztkę wypalonego tytoniu. Po chwili zapełniając świeżym i zapalając, zaciągnął się dość mocno i niedługo po tym wypuścił ustami dym w stronę nieznajomego.
- Szczęść bogom, jeśli czegoś pan od nich potrzebuje? - Zapytał spokojnym tonem wyrażającym umiarkowane zmęczenie życiem. - Jeśli tak, to można podejść, zapytać, a nie tak się czaić za winklem jak jakiś bandyta. - Tradycyjnie już na jego ustach zagościł szeroki uśmiech, lecz oczy pozostały bez ciepłego wyrazu. Z demonicznej natury nie podchodził zbyt ufnie do nieznajomych i wolał go uważnie obserwować.
Kiedy chmura aromatycznego dymu dotarła do jego twarzy brew lekko drgnęła z irytacją. W żadnej cywilizowanej kulturze, taki gest nie był wyjątkowo przyjazny. Jednak mając niezły humor, Yamato postanowił, że nie będzie dziadkowi dłużnikiem, więc zbliżył swoją butelkę do ust. Chwycił korek zębami i z satysfakcją splunął nim pod nogi siwego. Następnie pociągnął z niej porządnie roniąc kilka kropel kącikiem ust. Dalej w swojej niesłychanej uprzejmości skierował szyjkę w stronę rozmówcy z prostą propozycją.
- Poczęstujesz się? - Grymas sztucznej radości nie opuszczał jego ust. Zwyczajnie był ciekaw reakcji.
Nie możesz odpowiadać w tematach