Shinrin-yoku
Kapliczka położona na uboczu miasta. Jest dosyć zapomnianym miejscem i mało kto wie o jego istnieniu. Tuż obok kapliczki znajduje się niewielkie jeziorko, gdzie pływają dzikie karpie koi. Jezioro jest otoczone bujną roślinnością oraz drzewami wiśni. Całe miejsce za dnia wydaje się bardzo urokliwe. W pobliżu znajduje się wydeptana ścieżka prowadząca to terenów zalesionych. Gdzieniegdzie można zauważyć kamienne ławki, które kiedyś miały zachęcić ludzi do odwiedzania kapliczki. Mieszkańcy, którzy wiedzą o jej istnieniu, często mawiają, że nocą nie wolno się tam zapuszczać. Podobno miejsce jest nawiedzone przez złośliwe duchy, ale kto wierzyłby w takie rzeczy?
Obecnie nie posiadała konkretnego celu. Siedziała w ciszy machając stopami i tworząc niewielkie fale w lodowatej wodzie. Było przeraźliwie ciemno i pewnie jako człowiek nie zapuszczałaby się w takie miejsca samotnie. Nie bała się już ciemności. Odkąd Muzan uczynił noc jej sprzymierzeńcem. Jedynym źródłem światła był piękny srebrny księżyc wiszący tuż nad jej głową, wysoko na niebie. Teraz jednak nie musiała się już niczego bać, prawda? Była silna, wystarczająco szybka. Stała się drapieżnikiem, przestała być ofiarą. Mogła decydować o własnym losie, chociaż to nie okazało się najprostsze. Nie wiedziała co dalej ze sobą począć. Nieśmiertelność była tak samo przekleństwem jak błogosławieństwem. Jeszcze nie zdecydowała o swoim planie. O tym co mogła dalej począć. Wydostała się z więzienia i wciąż trwała w chwili, napawając się wolnością. Nocami polowała, dniami czekała w ukryciu. Czasami rozmyślała nad wyruszeniem do Kyoto. Do rodzinnego domu. Chętnie spotkałaby się ze swoim rodzeństwem, ich rodzinami. Przywitała ze słodkim uśmiechem i wygrzebała z nich szponami wszystkie wnętrzności. Powinni odpokutować za to co jej zrobili. Wiedzieli co się z nią stało, mimo to nikt nie przyszedł jej na ratunek. Była dla nich potworem, więc czemu jako potwór nie miałaby ich wykończyć? Istniało jednak spore prawdopodobieństwo, że większość z nich przeniosła się do Edo. To tam gromadziła się kolebka szlachty. Najważniejsi, najbardziej wpływowi. Rodzina Konoe nie mogła sobie przecież odpuścić jakiejkolwiek możliwości zdobycia większej władzy, grania grubszej roli w polityce. Tak przynajmniej jej opowiadano. O rodzinie, o ich życiu, o jej rodzeństwie i rodzicach. Tak naprawdę nie posiadała o nich żadnych wspomnień. Nie było jej ich szkoda, nie było jej smutno. Wręcz przeciwnie. Mimo wszystko chciała, żeby ktoś jej zapłacił za te wszystkie lata spędzone w zamknięciu. Najlepiej własną krwią.
Wraz ze zbliżającym się zachodem słońca te myśli zupełnie się rozwiały. Najwidoczniej Kurokaze źle ocenił drogę i teraz mogło się to dla niego źle skończyć. Wydawało mu się, że o zmierzchu będzie już w Osace. Nic bardziej mylnego. Najprawdopodobniej była to ta mała przerwa po drodze. Był wtedy bardziej zmęczony niż wcześniej zakładał i przez to musiał wtedy odpocząć. Najwidoczniej wydarzenia w Edo odcisnęły się na jego ciele bardziej niż by tego sobie życzył. Znacząco przyspieszył tempo i zdecydował się skorzystać ze skrótu, aby szybciej znaleźć się w "bezpieczniejszej" części świata, a przynajmniej względnie bezpieczniejszej. Przeszedł do truchtu przedzierając się przez dość sporą ilość drzew wiśni i bujną roślinność. Dotarł w końcu do miejsca, które kojarzył tylko z opowiadań i legend. Rzeczywiście w pierwszej chwili nie wiedział gdzie się znalazł gdy ujrzał starą kapliczkę. Przez chwilę nawet myślał, że się zgubił, aczkolwiek dopiero po chwili do niego dotarło gdzie się znalazł. Nigdy wcześniej się tutaj nie zapuszczał, z prostej przyczyny - to miejsce nie dość, że było dawno opuszczone, to jeszcze miało dość nieciekawą reputację. Szczęście w nieszczęściu nie było mowy tutaj o zapuszczających się w tych rejonach demonach, tylko po prostu słyszał o jakichś złych przesądach. Takuya nigdy nie był zbyt wierzący, więc nie przejmował się takimi rzeczami, aczkolwiek uważał, że skoro wiele osób coś powtarzało, to rzeczywiście coś innegoo musiało za tym stać. Od dłuższego czasu musiał już się mieć na baczności, więc wkraczając tutaj jeszcze bardziej uważał, o ile w ogóle się dało. Biegł dalej rozglądając się dookoła i uważnie słuchając co dzieje się dookoła. Na ten moment niczego nie widział, niczego nie słyszał, ani niczego nie wyczuwał. Miejsce wydawało mu się na prawdę ładne, szczególnie w świetle księżyca, aczkolwiek miał świadomość, że nie mógł sobie teraz pozwolić na oglądanie widoczków. W końcu znalazł się niedaleko jeziora. Ciągle był bardzo czujny, jednak ku jego szczęściu w okolicy był względny spokój... Do czasu.
W pewnym momencie poczuł coś. Ruch. Krótki, ale miarowy. Jednostajny, bardzo nikły. Z prawej. Poruszał się dotychczasowo bezszelestnie, jak na Zabójcę Demonów przystało. Nie chciał przecież zwracać na siebie uwagi, jednak teraz... Nie był pewien, czy coś zaraz na niego nie wyskoczy. Momentalnie sięgnął ku swojemu ostrzu i od razu je dobył starając się dostrzec pobudziło jego zmysły. Musiał podejść nieco bliżej, po łuku, aby zobaczyć źródło tych wibracji. Ku jego zdziwieniu i koniec końców zmartwieniu była to kobieta. Stała w tym momencie do niego bokiem, prawie, że tyłem, przez co ciężko było coś więcej dostrzec oprócz jej białych, długich włosów i białego kimona zasłaniającego jej ciało. Na głowie... Chyba coś miała? Wianek? Jakieś spinki? Ciężko było powiedzieć, a tym bardziej stwierdzić: człowiek, czy demon? O tej porze, w takim miejscu? Stawiał na to drugie. Przygotował się. Wziął głęboki oddech i przyjął odpowiednią postawę.
Zbyt pochłonięta tym, co działo się w jej głowie, nie zwracała szczególnej uwagi na otoczenie. Nie przejmowała się tym co działo się wokół. Tak naprawdę co mogło się stać? Gdyby jakiś człowiek zamierzał ją zaatakować tym lepiej, miałaby swój posiłek, o którym tak nieustannie marzyła. Mogłaby się posilić i może łatwiej przyszłoby jej podejmowanie jakichkolwiek decyzji. Tak więc Zabójca Demonów, który pojawił się w okolicy, nie miał za pewne najmniejszych problemów, żeby podejść ją od tyłu. Siedziała sobie na brzegu mocząc stopy. Woda była zimna, ale także przyjemnie orzeźwiająca. Nie była już słabą, ludzką dziewczynką. Nie musiała bać się przeziębienia czy jakiejś poważnej choroby. Te czasy miała już za sobą. Nowe życie, które podarował jej Muzan, było na swój sposób wyjątkowe, ale czy lepsze? Nie potrafiła określić. I n n e. Czy warto było trwać tyle lat w zamknięciu w zamian za nieśmiertelność, siłę i niezależność? Nie potrafiła stwierdzić.
Wtedy właśnie usłyszała słowa, które wyrwały ją z zamyślenia. Wzdrygnęła się lekko, jak gdyby ją wystraszył. Jej lisie uszy drgnęły razem z nią. Bez problemu mógł określić, że ją zaskoczył. Westchnęła cicho wstając z brzegu. Zarzuciła długimi włosami, które mieniły się liliowym odcieniem w świetle księżyca. Nie wykonywała gwałtownych ruchów, nie chciała biedactwa wystraszyć. W końcu jeszcze nie wiedziała z kim miała do czynienia. Odwróciła się powoli spoglądając na swoją dzisiejszą ofiarę. Jej szkarłatne tęczówki najpierw powędrowały na katanę, jaką chłopak dzierżył w ręce. Spojrzała na nią, a słodki uśmiech zniknął z jej twarzy. Czyżby tak wyglądała broń Zabójcy Demonów? Jej brat, kiedy zamykał ją w więzieniu, posiadł podobny. Nie mogła być jednak pewna, czy rzeczywiście były takie same. Jej pionowe źrenice powędrowały do góry, na twarz nieznajomego skąpanego w księżycowym świetle i zamarła. Przekrzywiła delikatnie głowę. Nie odzywała się kilka dłuższych sekund. Potem kąciki jej ust delikatnie drgnęły.
- Kim jest Saya? - Zapytała w końcu melodyjnym głosem. Założyła ręce na piersi i wydęła pełne usta, jak gdyby była z jakiegoś powodu niezadowolona. Może zazdrosna? Oczywiście, że pamiętała tą śliczną buzię swojej pierwszej ofiary. Praktycznie nic się nie zmienił. Wciąż czuła na końcu języka smak jego słodkiej krwi. Mimowolnie oblizała dolną wargę, znów przypominając sobie o tym okropnym pragnieniu.
Na szczęście nie musiała gorączkowo szukać wymówki. Nie musiała silić się na atak czy obronę. Wystarczyło jedno niewinne pytanie, którego odpowiedzi sama była ciekawa. Nurtowało ją od ich spotkania. Kto wymawia imię innej kobiety, kiedy jest gryziony przez potwora? Niedorzeczność. Posilała się jego cudowną i smaczną krwią, a on myślał o kimś innym - rzeczywiście była po prostu zazdrosna. Tłumaczyła sobie, że to dlatego, że był pijany. Mimo wszystko nie czuła się z tego powodu przeszczęśliwa. Obojętnie kim była ta cala Saya. Już przeszły ze sobą na noże. Gdyby kiedyś ją spotkała chętnie powyrywałaby jej rączki, tak dla zasady.
Nie uszło jej uwadze jak jej słowa na niego podziałały. Jak poluźnił uścisk na swojej katanie, jak zdecydował się nie atakować. Wciąż był czujny, walczył ze sobą. Wzbudziła w nim tyle emocji, że aż chciało jej się chichotać.
- Pytaniem na pytanie - odparła przewracając teatralnie oczami. Takie wymiany nigdzie ich nie prowadziły. Jedynie zniechęcały do prowadzenia kolejnych rozmów. Mimo wszystko nie mogła się powstrzymać. Zaśmiała się cicho pod nosem. Do tego momentu się nie ruszyła. Nie wykonywała praktycznie żadnego ruchu. Doskonale wiedziała, że ciężej było mu zaatakować bezbronny cel. Gdyby sama szykowała się do ataku, nie zawahałby się ani sekundy. Jej przewagą był spokój. W końcu to ona wiedziała co tutaj się działo. A on? Czy zaczął się już domyślać? Postanowiła odrobinę mu w tym pomóc.
- Chciałabym Cię znowu skosztować - westchnęła z prawdziwą udręką w głosie. Okropnym było pożądanie czegoś, co było tak nieuchwytne. Tak doskonale pamiętała ten cudowny smak, tak bardzo chciała go ponownie spróbować. Posiliła się na jeden, malutki krok w przód, w jego stronę. Delikatny niczym podmuch wiosennego wiatru. Każdy jej ruch był lekki niczym piórko. Jak gdyby nic nie ważyła. Nie podeszła jednak już bliżej. Jej ręce zwisały swobodnie po jej bokach. Na jej ustach zagościł słodki uśmiech. - Mogę? - Zapytała w stu procentach poważnie. Ponownie przekrzywiła delikatnie głowę czekając na jego odpowiedź. Naprawdę miała cichą nadzieję, że ten się po prostu zgodzi. W końcu już raz jej „pozwolił”, prawda? Czemu miałby teraz odmówić?
Niestety nie chciał podzielić się z nią cudowną, życiodajną posoką - jeszcze. Zachmurzyła się lekko, a jej lisie uszy opadły delikatnie w dół jak u niezadowolonego szczeniaka.
- Zmienisz potem zdanie? - Zapytała z nutką nadziei w głosie. Naprawdę chciała ponownie spróbować jego krwi. Nie było co ukrywać. Nawet nie siliła się, żeby jakkolwiek maskować swoje emocje. Następnie wykonała półobrót odwracając się do niego tyłem. Niedorzeczność, głupota i niebezpieczeństwo w jednym? Zdawała sobie z tego sprawę, nie przejęła się jednak swoim rozsądkiem zbytnio. U niej odwaga mieszała się z głupotą i chyba obydwie były na tak samo wysokim poziomie, kiedy chodziło o przetrwanie i pilnowanie własnych czterech liter. Może dlatego, że nigdy przedtem nie miała do czynienia z Zabójcą Demonów? Może dlatego, że czuła do niego jakiś dziwny sentyment.
Podeszła do kamiennej ławki nieopodal i usiadła na niej wygodnie. Podwinęła delikatnie białe kimono, żeby go nie ubrudzić. Spojrzała na chłopaka jeszcze raz z tym samym słodkim uśmiechem słysząc jego kolejne pytania. Był ciekawski, chciał znać odpowiedzi. Dlatego właśnie jej nie zaatakował? Mogła grać na zwłokę, chociaż nie było to w jej stylu. Przerzuciła sobie długie włosy przez ramię z jednej strony i poklepała miejsce obok siebie na ławce. Posłała mu znaczące spojrzenie, chociaż szczerze wątpiła, żeby skusił się skorzystać z jej zaproszenia.
- Powiedziałeś jej imię, kiedy piłam Twoją krew. Saya. To Twoja żona? A może siostra? - Wyjaśniła rzeczowo i zachichotała cicho pod nosem. Założyła nogę na nogę zastanawiając się czy w końcu zrozumie o co tutaj chodziło, czy wciąż będzie ją wypytywał. - Zamierzasz uciąć mi tym głowę? - Rzuciła w końcu unosząc jedną brew ku górze i smukłą dłonią zakończoną szponami wskazała na jego katanę. Znów przekrzywiła delikatnie głowę, co była dla niej typowe kiedy coś ją ciekawiło.
Czy to wszystko było jakąś taktyką? Pewnie, po części tak. Rzeczywiście bardzo chciała ponownie spróbować jego krwi. Nawet momentami zastanawiała się, czy nie spróbować wziąć ją sobie siłą. Raz jej się przecież udało. Wtedy spoglądała na jego katanę i jednak rezygnowała z takiego pomysłu - przynajmniej na razie. Nie odpowiedziała mu jednak, pewnie i tak by jej nie uwierzył, obojętnie co by od niej usłyszał. Zdecydowała się jednak na brawurowe zajęcie miejsca siedzącego. Wychodziła z założenia, że czyny mówiły więcej niż słowa. Przyjął do wiadomości, że nie zamierzała go atakować?
- Przyjaciółka - powtórzyła za nim, jak gdyby to miało jakiekolwiek znaczenie. Nie obchodziło ją przesadnie co się z nią stało. Obojętnie czy zabił ją demon czy nie. Nie mogła również być pewna czy sama przypadkiem jej nie dziabnęła bazując na tak niewielu informacjach jakie jej przedstawił. Prawdą było, że nie pamiętała większości swoich ofiar. Było ich zbyt wiele, żeby wszystkie zliczyć. Nie wiedziała też ilu przeżyło, a ilu nie tęgo Zabójcę Demonów zapamiętała jednak doskonale. W końcu pierwszych razów podobno nigdy się nie zapominało. - Nie podoba mi się, że myślisz o innej kobiecie w moim towarzystwie - powiedziała w końcu znowu lekko nachmurzona. Nie miało znaczenia, że Saya już dawno gryzła piach. Zwyczajnie dla babskiej zasady. Była trochę zazdrosna i nie mogła nic na to poradzić. Nawet tak bezduszne istoty jak demony nie mogły wyzbyć się wszystkich ludzkich uczuć. Samolubność i zazdrość były tego przykładem. Nie miała zbytniego doświadczenia w rozmowach z płcią przeciwną. Za ludzkiego życia pewnie spędzała większość czasu z kobietami, rodzeństwem i pewnie nigdzie nie wybierała się bez swoich przyzwoitek. Tak przynajmniej zgadywała. Obecnie, odkąd udało jej się uwolnić, jej kontakty międzyludzkie skupiały się głównie na polowaniach i próbach przetrwania. Brakowało jej wprawy. Tyle lat w zamknięciu na pewno sporo na nią wpłynęło, czy tego chciała czy nie.
Widząc jak trochę poluzował swoją postawę nie potrafiła powstrzymać uśmiechu zadowolenia. Zachichotała pod nosem. Była z siebie całkiem dumna, że skłoniła go do jakiejś cywilizowanej rozmowy. A podobno to demony miały więcej instynktów zwierzęcych niż ludzie.
- Tak. Byłeś aż tak pijany, że nie pamiętasz? - Zapytała unosząc brwi ku górze. - Jestem raczej charakterystyczna - dodała a jej lisie uszy drgnęły lekko, jak gdyby miały to potwierdzić. Jej szkarłatny wzrok mimowolnie powędrował za jego dłonią na bliznę, która odrobinę wychodziła ponad jego ubranie. Była całkiem dobrze widoczna w księżycowym świetle. Nieźle go wtedy uwaliła. Nie była delikatna, trochę szarpała się z jego skórą. Nie, żeby go jakoś specjalnie żałowała. W końcu mogła równie dobrze rozszarpać go na kawałeczki i zjeść w całości, jak pewnie zrobiłby to inny demon. Tamtej nocy miał szczęście. Teraz nie był już bezbronny. Wierzyła, że więcej nie pozwoliłby sobie na takie zachowanie jak kiedyś.
- Trzy krople, Panie...? - wciąż się targowała nie znając nawet jego imienia. Założyła, że pewnie jakieś posiadał. Tylko t r z y. Wygładziła dłońmi fałdy białego kimona. Podciągnęła nogi do siebie, opierając obydwie stopy o krawędź ławki. Położyła brodę na kolanach wciąż patrząc na niego z czystą ciekawością. - Może jednak? Będę grzeczna.
-To prawda, jesteś charakterystyczna. Teraz już raczej nigdy bym cię nie pomylił z żadnym innym demonem.- zaczął od przyznania jej racji. Unikalny wygląd i atrybuty sprawiały, że na prawdę odróżniała się od reszty. Oprócz swoich szponów i uszu była bardzo, bardzo ludzka. Gdyby nie to, zapewne można by się pomylić. -Nie bardzo pamiętam Cię z wyglądu, ale jest sposób na to, abym się upewnił, że to rzeczywiście byłaś Ty. Może nie pamiętam twojego wyglądu, ale... Jak Cię dotknę, to będę w stanie stwierdzić, czy to byłaś Ty, czy nie.- powiedział spokojnym tonem samemu dając sobie czas na zastanowienie. On na prawdę to rozważał. Tak bardzo chciał wiedzieć, ale z drugiej strony było to cholernie niebezpieczne. Jakby się nad tym zastanowić to dotyk skóry tamtego demona był dziwnie człowieczy. Delikatna, aczkolwiek chłodna skóra. Tak, wyraźnie to pamiętał. Niektóre demony miały przecież zupełnie inną strukturę skóry, ale z drugiej strony była ona też bardzo różna. Były takie co ją nieco przypominały, ale nie do końca.
Momentami była świadoma, jak duże wrażenie na nim wywierała. Każdy mógł zauważyć, że inne demony, z jakimi dotychczas się mierzył, były agresywne i nie traciłī czasu na rozmowę. Czasami jednak nie była pewna co chodziło mu po głowie. Nie wiedziała co myślał, chociaż bardzo by tego chciała. Poznać chociażby malutkie strzępki jego myśli. Kpił z niej? Żartował sobie? Był zły? Nie wiedziała czemu zależało jej na jego zdaniu. Czemu przejmowała się jego opinią. Był przecież jedynie kolacją, posiłkiem, a ona zwyczajnie bawiła się w tym momencie jedzeniem. Mimo wszystko chciała, żeby myślał o niej przychylniej. Widocznie brakowało jej akceptacji ze strony innych. Jej umysł był już wystarczająco spaczony. Jedna dodatkowa cecha w tą czy w tą nie robiła specjalnej różnicy.
- Nie lubię się dzielić - odpowiedziała na jego, zapewne retoryczne pytanie. Z jednej strony zdawała sobie sprawę, że było ono prześmiewcze. Jego zdaniem nie miała do niego żadnego prawa i oczywiście się nie mylił. Nie wyśmiał jej jednak, nie tak otwarcie, prosto w twarz. Zachował jakąś formę spokoju, może był po prostu zainteresowany. Ciekawy dlaczego. Ona także była tego ciekawa. Mimo wszystko chyba chciała mieć jakieś prawo, coś do powiedzenia. Może to przez jej szlacheckie wychowanie. Może ją rozpieszczano i zawsze dostawała to czego chciała? Miała dziwne uczucie, że się do niego przywiązała i chciała mieć go po prostu dla siebie. T y l k o dla siebie. Czy życzyła sobie aż tak wiele? Była samolubna, chociaż nie do końca zdawała sobie o tym sprawę.
No i potem usłyszała komplement, który totalnie ją zaskoczył. Teraz to ona była wybita z tropu i odrobinę zagubiona. Może i nie miał nic pozytywnego na myśli. Stwierdził jedynie fakt, że była charakterystyczna. Nie równało się to jeszcze z ładna lub wyjątkowa. Tak czy tak zrobiło jej się dziwnie miło. Nie odpowiedziała na to w żaden sposób. Nie rumieniła się jak typowa ludzka dziewczyna, chociaż gdyby nią była pewnie jej policzki przybrałyby kolor soczystej truskawki. Jej uszy za to lekko drgnęły i uniosły się ku górze, wracając na swoje standardowe miejsce. Nie opadały już jak jedno, wielkie nieszczęście. Potem stwierdził pewien fakt, który ją zaintrygował. Jego dotyk był tak czuły? Potrafił po nim rozróżniać konkretne osoby? Ciekawa umiejętność. Czy przez to czuł wszystko inaczej niż reszta świata? Było to jednak problematyczne. W końcu trzymał w ręce katanę. Sama zastanawiała się nad tym kilka chwil. Przyjęła nową, bardziej skuloną pozycję. „Zapomnij” - nie spodziewała się niczego innego. W końcu powiedział jej swoje imię. Zdecydowanie łatwiej było z kimś rozmawiać, kiedy się je znało.
- Jeśli się ze mną nie podzielisz, będę musiała zjeść coś innego, Ta-ku-ya - odpowiedziała spokojnie chociaż kąciki jej ust uniosły się ku górze w łobuzerskim uśmiechu. Pozwoliła sobie użyć jego imienia. Specjalnie je sylabując, jak gdyby chciała poznać jego smak na własnym języku. Sprawdzić jak brzmiało. Nie użyła też żadnej formy grzecznościowej, co pewnie nie wypadało. Ale czy można było wymagać zachowywania pozorów kiedy demon rozmawiał ze swoim zabójcą? Coś czy kogoś? Wciąż się z nim droczyła, przekomarzała, ale było w tym ziarenko prawdy. Musiała jakoś się posilać i nie było co nawet ukrywać.
Kiedy zapytał ją o imię przed przemianą znowu trochę spochmurniała. Była zmienna, często poddawała się chwili. - Nie pamiętam co było przed przemianą - powiedziała trochę chłodniej niż by sobie tego życzyła. Znała swoje imię, opowiadano jej o poprzednim życiu, jednak były to tylko historie. Nic więcej. Westchnęła w końcu. - Kitsune. Mówią na mnie Kitsune - dodała z przyjemnym uśmiechem. Czy do niej pasowało czy nie, musiał już ocenić sam. Po raz pierwszy przestała go obserwować. Spojrzała na swoje dłonie i po chwili jej szpony zaczęły się zmniejszać przyjmując formę smukłych kobiecych dłoni. Ponownie na niego spojrzała i z wyraźną niepewnością uniosła jedną dłoń ku górze, w jego stronę.
- Chciałbyś mnie dotknąć? - Zapytała cicho śledząc jego ruchy czerwonymi ślepiami.
Słysząc jego pytanie nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Zasłoniła jednak szybko usta wierzchem dłoni jak na damę przystało. W końcu nie wypadało reagować tak otwarcie w towarzystwie, prawda?
- Nie. Niektóre trochę, ale większość wcale - wyjaśniła odrobinę poważniejąc. Z początku wesoły uśmiech nie opuszczał jej twarzy. Potem im bardziej przyszło jej wyjaśnić, tym bardziej się peszyła. Dlaczego powodzenie czegoś tak błahego przychodziło jej z trudem? Bała się, że będzie ją oceniał, a może zwyczajnie nie lubiła o tym mówić. - Byłeś moją pierwszą ofiarą - wydusiła z siebie w końcu. Jej głos był bardzo cichy, ledwie słyszalny. Miała nadzieję, że może Takuya nie dosłyszy. Chociaż tak naprawdę doskonale zdawała sobie sprawę, że nie było takiej opcji. Czekał na jej odpowiedź i ją uzyskał. Można powiedzieć, że był dla niej kimś wyjątkowym.
Spotkały się dwa przeciwieństwa. Jej emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie, kiedy chłopak pozostawał opanowany i chłodny. Ogień i woda. Dzień i noc. Drapieżnik i ofiara - które jednak było którym? Jak ktoś mądry kiedyś powiedział, często przeciwieństwa się przyciągały. Czy tak było właśnie w tamtym momencie, w środku nocy w pobliżu małej, zapomnianej świątyni, gdzieś na obrzeżach Osaki? - To dlatego zdecydowałeś się zabijać demony? Bo Cię zraniłam? - Zapytała odwracając odrobinę temat. Teraz to ona chciała poznać prawdę. Nie miała zamiaru oddać mu całkowitej władzy nad ich konwersacją. Skoro uzyskał od niej odpowiedź, teraz ona chciała się czegoś dowiedzieć. Ciekawiła ją jego historia. Co i jak i dlaczego. Jego życie zmieniło się przecież o 180 stopni. Z bezbronnego, pijanego chłopaka w pewnego siebie Zabójcę Demonów.
Ich rozmowa toczyła się jednak dalej. Na mniej lub bardziej przyjemne tematy. Tematy o jedzeniu.
- Przecież nie muszą umierać - odparła szybko odwzajemniając jego chłodny ton. Wyczuła w jego słowach sugestię. Ktoś tej nocy zginie. Kitsune czy Takuya? Chyba jeszcze nie zostało to do końca rozstrzygnięte. Potrafiła się powstrzymać, jeśli bardzo tego chciała. Wystarczała jej jedynie ludzka krew. Czy to też było zbyt mało? Po chwili jej rysy złagodniały, jak gdyby straciła całą motywację do tej małej sprzeczki. - Widzisz? Jeśli mnie poczęstujesz, nie będziemy mieli problemu, Takuya-san - dodała ponownie się uśmiechając. Pewnie widział w niej natrętną muchę, która próbowała wydębić jego krew. Zwyczajnie nie chciała walczyć, a rzeczywiście była przeraźliwie głodna.
- Nie pamiętam nic - zaczęła wyblakłym tonem, jak gdyby opowiadała mu o pogodzie. Wpatrywała się w niego czerwonymi ślepiami z pionowymi źrenicami jak u gada. Czy to one były jej najbardziej demona, przerażającą częścią? - Nie znałam ich, więc nie byli mi bliscy. O b c y. Dowiedziałam się o nich od kogoś innego. Nie dodało to im jednak żadnego znaczenia, a ich los był i jest mi obojętny - kontynuowała. Tak naprawdę gdyby mogła bardzo chętnie by ich zabiła. Nie przeszkadzał jej fakt, że ją porzucili, zostawił i znienawidzili. Było jej to obojętne. Nie znała ich, więc ich zdanie nic dla niej nie znaczyło. Chciała jednak, żeby ktoś zapłacił jej za te wszystkie lata spędzone w zamknięciu. Brat, siostra czy kto jeszcze pozostał. Ktokolwiek. - Od początku mnie zamknięto i byłam sama. Czemu tak Cię to interesuje? - Powiedziała w końcu czując się trochę nieswojo. Nigdy nikomu o tym nie mówiła i też nigdy nie zamierzała. Nie rozumiała czemu chciał to wszystko wiedzieć. Nie zmieniało to faktu, że była demonem, który żywił się kosztem innych. Mówienie na głos tego, co się kiedyś wydarzyło, nie przychodziło jej z łatwością. Wręcz przeciwnie. Na samą myśl o jednej i tej samej komnacie przez dziesiątki lat, zaczynała delikatnie drżeć. Nie potrafiła tego nawet powstrzymać. Gdyby mogła najchętniej zapomniałaby również o tym.
Potem coś głupiego strzeliło jej do głowy i wymyśliła, pod wpływem chwili, że mógłby rzeczywiście sobie udowodnić z kim miał do czynienia. Po co? Ona wiedziała, czemu zależało jej, żeby on też wiedział? Chciała nadać temu spotkaniu więcej sensu, jak gdyby to miało cokolwiek zmienić. Był Zabójcą Demonów. Jak sam wcześniej zasugerował: tylko jedno z nich dotrzyma dzisiejszego świtu. Wyciągnęła w jego stronę dłoń. Słysząc jego odpowiedź zamarła na chwilę. Westchnęła i cofnęła dłoń odrobinę bardziej zdecydowanie niż ją wyciągnęła. Nie spodziewała się jednak niczego innego. Wciąż nie wykonywała gwałtownych ruchów, ale wstała z ławki. Stanęła na prosto przed nim. Był od niej wyższy, o czym pewnie przyszłoby jej się przekonać dopiero z bliższej odległości. - Każdy ma jakieś wymagania. Jakie są Twoje? - Zapytała ponownie wędrując wzrokiem na jego katanę. Chyba nie myślał, że podejdzie do niej dzierżąc broń? Zwłaszcza, że sam chciał ją przecież sprawdzić. Z drugiej strony wszystko przypominało trochę grę, zabawę. Nie mogła sobie odpuścić, prawda? Ani Takuya ani Kitsune nie lubili przecież przegrywać.
Wzruszyła jedynie ramionami, na jego uwagę o byciu sentymentalną. Nie wiedziała czy ją ganił, czy jedynie oznajmiał czysto informacyjnie. Nie zmierzała się tego czepiać. Rzadko kiedy borykała się z zapamiętywaniem swoich ofiar. Nie pożerała ich, piła jedynie ich krew. Czy przeżywały? Nie potrafiła stwierdzić. W końcu jego też oszczędziła, jednak do tej nocy nie wiedziała czy przetrwał czy nie. Mógł się wykrwawić leżąc na bruku, rana mogła się zakazić lub ktoś inny mógł go dobić, kiedy leżał nieprzytomny i bezbronny. Nie odpowiadała za to co stało się potem. Nie była bohaterem wśród demonów. Nie była dobra ani zła, jednak jak sam Zabójca Demonów zauważył ten świat nie był ani czarny ani biały.
- A podobno demony potrafią je tylko odbierać - zażartowała śmiejąc się pod nosem. Czyżby wyciągnął wnioski z tamtego ataku? Zaczął o siebie dbać? Słusznie. Bycie bezbronny, bezużytecznym i niepotrzebnym nie pasowało do niego. - Teraz wyglądasz lepiej. Drugie życie i wykorzystujesz je na zabijanie demonów? - Dopytała, jednak szybko zaczął ponownie rzucać w nią pytaniami. Nie mogła wiecznie robić uników, chociaż miała ku temu straszną ochotę. Rozumiała jednak jego chęć wiedzy o tamtym zdarzeniu. Był ciekawy tego co się wtedy stało. Dlaczego przetrwał starcie z demonem, a powinien był zginąć. Ona też przez wiele lat w zamknięciu zadawała sobie setki, tysiące pytań dlaczego. Dlaczego ją porzucono, dlaczego ją zamknięto, dlaczego ja przetrzymywano.
- Tak mnie nauczono. Przede wszystkim pije krew. Było to moje pierwsze samodzielne polowanie. Nie wiedziałam czy przetrwasz czy nie. Wypiłam całkiem sporo… - wytłumaczyła tak jak potrafiła, nie wdając się specjalnie w szczegóły, o których po prostu nie chciała mówić. Pamiętała jednak powolne falowanie jego klatki piersiowej, kiedy składała pocałunek na pożegnanie na jego czole. - Żyłeś kiedy odchodziłam.
Nie była ideałem, nie była aniołem. Wciąż zaliczała się do demonów i nie mogła tego zmienić. Nawet nie chciała. Nie znała nic innego, lepszego czy gorszego. Oczywiście mogła jeść ludzi. Pożerać ich jak sam powiedział. Nie, żeby ludzkie mięsko jej nie smakowało. Zaraz po przemianie właśnie tak ją karmiono: świeżymi szczątkami. W miarę szybko jednak przerzucono się na krew i tak już pozostało.
- Każdy robi to co musi, żeby przetrwać - odparła głosem szorstkim jak papier ścierny. Według niej jej ofiary miały szczęście. Miały szansę na przetrwanie. Wybór zależny od siły ich własnej woli i własnej chęci przetrwania. Czegoś co praktykowała przez tak wiele lat, w samotności. Mógł bez problemu wyczuć jej niezadowolenie. Nie była zła, jednak w takim kierunku zmierzała. Czy rozsądnym było rozzłoszczenie demona, o którego umiejętnościach nie wiedział? - Gdybym chciała Cię zabić, nie przeżyłbyś naszego pierwszego spotkania. Teraz też nie siliłabym się na rozmowę, bo po co? - odparła cicho. Nie była wyjątkowa. Była zepsuta. Demony jadły ludzi, więc czemu ona tego nie robiła? Może w oczach Takuyi wyglądało to jak coś pozytywnego. W oczach innych demonów na pewno wiele traciła. Była słaba, zbyt ludzka. Plugawiła wszystko to za czym stały potwory wychodzące nocą. Każdy mógł odebrać tą historię po swojemu. Nie tłumaczyła mu już tego, bo wcześniej powiedziała o tym co ją nauczono. Miała nadzieję, że to zrozumie. Zrozumieć Ciebie. Wstała i od razu zauważyła, że nie wywołało to w nim żadnej reakcji. Jego słowa ją uspokoiły, znowu wróciła do tej figlarnej dziewczyny, która bawiła się życiem. Posiliła się na jeden, niewielki krok w jego stronę, skoro już się jej aż tak nie bał. Potem wyjaśnił jej wszystkie zasady gry, w jaką obecnie grali. Może tego nie wiedział, ale Kitsune - niesforne lisie duszki - miały problemy z przestrzeganiem zasad. Zamyśliła się na chwilę wpatrując z niego trochę nieufnie.
- To ty chcesz mnie dotknąć, nie ja Ciebie - zauważyła z lekkim uśmiechem. Nie było to jednak typowe nie. Rzeczywiście rozważała jego zasady. Gdyby mu nie zależało pewnie dawno by ją zaatakował. Z drugiej strony może w taki sposób badał jej możliwości i chciał doprowadzić do sposobności i swojej przewagi? - Zgodzę się, jeśli schowasz miecz. Nie musisz go odkładać. Chciałabym zachować głowę - powiedziała w końcu wciąż nie do końca mu ufając. Jeśli zdecydował się zgodzić na ten jeden warunek spojrzała w górę na księżyc. Był to ostatni raz, kiedy go widziała? I odwróciła się tyłem, tak jak sobie tego zażyczył. Co znaczyło jego słowo? Co znaczyło słowo obcego? Zabójcy Demonów?
- Obławie? - Przekrzywiła delikatnie głowę jak gdyby nie rozumiała o czym mówił. - Nigdy nie byłam w Edo. Ładnie tam? - Zapytała nonszalancko specjalnie zmieniając temat. Czy to znaczyło, że on brał udział w tamtej bitwie? Ile demonów ukrócił o głowę? Te rzadko kiedy pracowały w grupie. Raczej każdy zajmował się sobą. Samolubnie dbał o siebie. Jeśli rzeczywiście doszło do jakiś zorganizowanych ataków, nigdy przedtem o tym nie słyszała. Miała brać w czymś takim udział? Nie zamierzała mu tłumaczyć, że przez większość swojego życia egzystowała w zamkniętej komnacie. Ostatni czas spędziła na zbieraniu sił. Nic innego nie miało znaczenia. Była stosunkowo starym demonem, w porównaniu do innych, więc musiała sporo nadgonić. Tyle lat pożywiania się minimalną ilością krwi niekorzystnie wpływało na jej rozwój. Zresztą z powodu swojej „specjalnej” diety stawała się silniejsza powoli. Do dzisiejszej nocy nie zdawała sobie sprawę jak bardzo potrzebowała się wzmocnić. Takuya mógł nie być ostatnim Zabójcą Demonów, jakiego spotka na swojej drodze - jeśli oczywiście przetrwa dzisiejszą noc. Do świtu było jeszcze daleko, jednak i ten w końcu nastanie. Ich c z a s był policzony.
- Tak. Każdy z nas jest inny, Takuya-san. Uważasz mnie za wyjątkową? - Odpowiedziała pytaniem, tym razem siląc się na formę grzecznościową. Nie chciała prawić mu kazań i nie to miała na myśli. Zgodziła się z nim, jednak chciała wydusić z niego trochę więcej informacji, jego opinii, własnego zdania. Czy wolał być tak nazywany: -san? Badała jego reakcję raz pozwalając sobie na
- Jesteśmy jeden - jeden w takim razie? Następnym razem spróbujesz mnie zaatakować? - Dopytywała, bo rzeczywiście była ciekawa jego stanowiska. Skoro wyrównali stare rachunki to od teraz ruszą dalej jako wrogowie? O to mu chodziło? Zastanawiała się czy było to w ogóle możliwe. Specjalnie zapytała o atak, nie o jej unicestwienie. Może trochę przezornie nie chciała dać mu pomysłu, że był od niej silniejszy. Wolała błogą niewiedzę. Teraz mierzyli się ze sobą jako równi. Nikt nie wiedział kto z nich wygrałby to starcie.
Oczywistym było, że nie mogła się zgodzić na wszystko. Chociażby dla zasady musiała dodać coś od siebie. Uniosła brwii ku górze, kiedy mimo wszystko przystał na jej poprawki. Była szczerze zdumiona. Czyżby trzymał asa w rękawie? Przez chwilę zastanawiała się czy nie powinna jednak cofnąć swoich słów. Potem mimowolnie się odwróciła i było jej już wszystko obojętnie. Skoro los zgotował ich spotkanie po raz drugi. Skoro przyszło im ponownie na siebie wpaść. To tym razem zamienił ich rolę? Takuya był drapieżnikiem, a ona ofiarą? Wydawało jej się, że walczenie z przeznaczeniem było bezsensowne. Jeśli miała zginąć tej nocy, tak musiało się po prostu wydarzyć.
5, 6, 7 długich sekund stała w bezruchu czekając na cokolwiek miało nadejść. Stanie do swojego oprawcy tyłem było zdecydowanie niekomfortowe. Niby stała luźno, dłonie spuszczone po bokach ciała, jednak czuła narastające napięcie gotowa w każdej chwili zrobić jakiś unik. Cokolwiek. Słysząc jego słowa skinęła delikatnie głową, ale nie wiedziała czy w ogóle zobaczył ten gest. Niby wiedziała co miało nadejść, ale kiedy jego ciepła dłoń dotknęła jej nagiej skróty, wzdrygnęła się mimowolnie. Był to pierwszy raz, kiedy ktoś jej dotknął. Pierwszy, który pamiętała. Jakimś cudem udało jej się powstrzymać piśnięcie, ale bezproblemowo mógł usłyszeć jak szybko wstrzymała powietrze. Kiedy ucisk jego skóry zelżał poczuła się dziwnie lekko. Jej nogi z waty, jak gdyby schodziło z niej całe napięcie. Nie mogła jednak tracić całkowicie czujności. Odwróciła się do niego powoli przyswajając jego słowa i ich znaczenie. W końcu znaleźli się na tej samej stronie. Każdy wiedział z kim miał do czynienia. Czy to coś zmieniało?
- Czy mógłbyś mnie dotknąć jeszcze raz?
Dopiero po chwili do niej dotarło, że wypowiedziała swoje myśli na głos.
- Ominęło - zgodziła się przytakując głową. Co się wydarzyło? Nie wiedziała. Coś gdzieś słyszała, ale nic konkretnego. Może zwyczajnie nie chciała słuchać. Nie była zainteresowana. Nie miała z kim dzielić się takimi informacjami. Przytaknęła ponownie słysząc o tym jak wyglądało Edo. Temat został natychmiast wyczerpany. Żadne nie miało nic do dodania. Nie było tutaj miejsca na zapewnienia i obietnice. Przymilne uśmiechy i rozmowy o przyszłości.
- Tak? - Zdziwiła się ewidentnie. - Nigdy o takich demonach nie słyszałam - powiedziała szczerze nie kryjąc odrobiny zdumienia. Tak naprawdę niewiele słyszała, niewiele widziała, więc było to całkiem prawdopodobne. Nie zamierzała podważać jego słów. Mimo, że był od niej znacznie młodszy znał ten świat o niebo lepiej. Potem jednak wszystko zaczęło się zdrowo pierdolić. Wszystkie zasady, normy i reguły zaczęły być łamane. Jeśli takie w ogóle istniały. Wystarczyła jedna, krótka chwila nieuwagi. Jeden niewinny dotyk.
Wstrzymywała oddech mając jakąś nadzieję na prawdziwy cud. Na to, że jej nie usłyszał, że mogła cofnąć własne słowa. To co jednak zostało już wypowiedziane na głos wisiało teraz między nimi. Nie było już odwrotu, którego tak bardzo sobie życzyła. Użyła wszystkich przekleństw w głowie, jakie w ogóle znała. Karciła się za głupotę, lekkomyślność. Co ona sobie myślała? Co sobie wyobrażała? Po co to powiedziała? Przecież nie chciała, żeby ją dotykał, prawda? Po co miałaby pragnąć czegoś tak absurdalnego. Był jej ofiarą, pożywieniem. Nie przedstawiał sobą absolutnie nic z wyjątkiem jej obiadu. Była na tyle skupiona na własnych myślach, że nie ogarnęła momentu, w którym uniósł dłoń. Dopiero ciepło jego skóry w okolicach jej szyi i policzka sprawiło, że zadrżała. Ponownie na niego spojrzała całkowicie zagubiona. Wszystkie jej myśli odeszły w niepamięć, a w głowie zapanowała absolutna cisza. Nic nie mówił. Ani tak ani nie. O czym myślał? Gdyby teraz wyciągnął swoją katanę pewnie nie byłaby w stanie nawet się ruszyć.
Mimowolnie, odruchowo nakryła dłonią dłoń Takuyi. Przytuliła się do jego cieplej skóry chłodnym policzkiem. Nie ruszyła się kilka dłuższych chwil wciąż bacznie wpatrując się w niego czerwonymi ślepiami. Czuła jak serce kołatało jej jak szalone, chociaż nie był to strach. Nie bała się, że zrobi jej krzywdę. Czy ktoś, kto tak delikatnie się z nią obchodził, mógł ją zranić? Odpychała od siebie wszystkie myśli o tym, że był przecież drapieżnikiem, a ona tak łatwo mu się właśnie wystawiała. Powolnym ruchem pociągnęła jego dłoń. Przejechała nią po swoim policzku aż dotarła do pełnych, miękkich ust, którymi dotykała jej wewnętrznej części. Tak samo chłodnych jak cała reszta. Wciąż nie odrywała od niego wzroku. Trzymała go bardzo delikatnie, w każdej chwili mógł wyrwać dłoń, jeśli sobie tego zażyczył. Kiedy na nią spojrzał mógł zobaczyć w jej oczach pytanie. Jedno i to samo. Ponownie i ponownie. „Mogę”?
Istniały dwie opcje. Dwa wyjścia z tej skomplikowanej sytuacji. Jeśli Takuya zabrał swoją dłoń, nie stało się nic. Kitsune nie ruszyła się z miejsca stojąc dalej niczym posąg. Zbyt zagubiona, trwającą w szoku, żeby się ruszyć. Była na tyle zdruzgotana, że nie wiedziała do końca co ze sobą począć. Spodziewała się, że właśnie wybierze tą pierwszą, bezpieczną opcję i nie miałaby mu tego za złe. Obydwoje stali się wyrzutkami. Przestali pasować do panujących zasad i norm. Obojętnie czy ludzkich czy tych demonich. Zdawała sobie sprawę, że już nigdy nie będzie mogła wrócić do tego co było. Jeśli jednak nie cofnął dłoni w następnych trzech sekundach mógł poczuć nieprzyjemne ukłucie czegoś ostrego na wewnętrznej stronie swojej dłoni. Kitsune wgryzła się w jego skórę bez żadnego ostrzeżenia i zaczęła spijać ten cudowny, życiodajny nektar patrząc się ciagle w jego oczy. Czy potrafiła się powstrzymać?
Stali w bezruchu, dłoń na dłoni. Niewinny gest, a jednak znaczył tak wiele. Był bezinteresowny i łagodny. Przypominał obietnicę, której przecież sobie nie składali. Był to pierwszy moment, w którym przestała żałować, że o to poprosiła. Oczywiście, gdzieś z tyłu głowy, tliły się wątpliwości: robił to, bo czuł się przymuszony? Nie dopuszczała ich jednak do siebie, zbyt skupiona na tym co się działo. Nie mogła odczytać jego emocji. Nie wiedziała czy był na tak, na nie czy na nie wiem. Nie mogła być nawet pewna czy zrozumiał jej intencje. Czy wiedział co miało nadejść, co zamierzała zrobić. Nie cofnął jednak dłoni. Minęło kilka sekund i nic się nie działo. Jej miękkie usta dotykały jego wewnętrznej strony dłoni. Była dużo większa w porównaniu z jej smukłą i małą, niepewnie spoczywającą na wierzchu tej pierwszej. Chociaż się wahała i w środku wiedziała, że był to okropnie zły pomysł, wciąż postanowiła go ugryźć. Tylko jedno, malutkie, niewinne ugryzienie. Tylko kilka kropel. Nic więcej. Tak przynajmniej sobie wmawiała. Nim się obejrzała perfidnie wgryzła się w jego dłoń, a on szybko ją wyszarpał. Poczuła okropne uczucie zawodu i frustracji, chociaż nie miała mu tego za złe. Jęknęła nieszczęśliwa zakrywając sobie usta dłońmi. Teraz już wiedziała, że popełniła błąd. Nie mogła go jednak cofnąć i nic więcej zmienić. Stała nieruchomo, bo tak było jej łatwiej walczyć samej ze sobą. Każda cząstka jej ciała nakazywała jej atak. Czuła pojedyncze krople jego krwi na swoich ustach, których nie odważyła się oblizać. Ten drażniący, przyjemny zapach. Wyciągnął swoją katanę, szykował się do obrony i ataku w jednym, a ona stała jak słup soli. Widziała wszystko jak w zwolnionym tempie. Mogła zareagować, chociaż nie potrafiła. Gdyby zdecydowała się poruszyć na pewno rzuciłaby się na niego oszalała z żądzy i głodu. I wtedy właśnie się zatrzymał. Dlaczego? Ściągnęła brwi ku sobie w ogóle nie rozumiejąc co się działo. Czy on również toczył właśnie ze sobą walkę?
1, 2, 3 sekundy zajęło jej zrozumienie tego co się działo. Kiedy ponownie wystawił swoją dłoń nie czekała ani chwili. Nie mogła. Zrobiła kilka kroków w jego stronę praktycznie na niego wpadając. Trochę się o niego oparła, szybko chwyciła jego dłoń, jak gdyby bała się, że mógł zmienić zdanie. Trzymała jego nadgarstek tak mocno aż pobielały jej knykcie. Wgryzła się na nowo w to samo miejsce i piła łapczywie. Każdą pojedynczą kropelkę. Nie chciała żadnej zmarnować. Potrafiła być bardziej delikatna, jednak w tym momencie po prostu się nie dało. Było jej ciężko, bo najpierw spróbowała jego krwi, a potem jej ją odebrano, co tylko spotęgowało jej pragnienie. Mijały sekundy i wiedziała, że musiała przestać. Nie było innej opcji. Tak bardzo nie chciała, tak bardzo było trzeba. Każda cząstka jej ciała chciała więcej i więcej i nigdy nie było wystarczająco. Zwłaszcza teraz, kiedy tak ją pokusił. Dał i zabrał. Musiała p r z e s t a ć. Natychmiast. Nie bała się, że zrobi mu krzywdę. Wiedziała jednak, że wkrótce sam pewnie zdecyduje się ją powstrzymać. Był tak blisko. Wykończyłby ją wyjątkowo łatwo. W końcu z całych sił odepchnęła jego dłoń. Jej usta i broda ubrudziły się na czerwono, jednak nie miało to najmniejszego znaczenia. Było jej ciężko, zbyt ciężko. Zrobiła szybkie trzy kroki, tym samym zwiększajac ich dystans. Odwróciła się do niego tyłem, żeby nie musieć patrzeć na ten soczysty, czerwony kolor. Ukucnęła, zacisnęła z całych sił powieki. Rękami nakryła swoje lisie uszy przyciskając je płasko do swoich włosów. I trwała tak niczym mała, zagubiona, zrozpaczona kulka.
- Ni-e - powiedziała cicho walcząc ze sobą. Nie wiedziała, czy mówiła bardziej do siebie czy do niego. Ale co nie? - Nie podchodź.
z.t. x2
Shinrin-Yoku było odwiedzone przez niego po raz pierwszy lata temu. To tutaj bowiem zawędrował niedługo po przemianie - zostawiając za sobą stosy ludzkich, nadjedzonych ciał. To tutaj pierwszy raz dał radę zapanować nad swoją żądzą krwi i pragnieniem siania mordu. Do dziś dzień nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale ta zapomniana przez wszystkich kapliczka była miejscem, w którym nawet najcięższe myśli po prostu zanikały.
Zapewne duża część nocy minęłaby Imagawie na samotnych rozmyślaniach o tym co było, jest i będzie z jego misją, a także o tym jak wróci do swojego domostwa niezauważony. Niestety nic z tych rzeczy na ten moment nie miała mieć miejsca. Kiedy tylko demon pojawił się przy kapliczce, od razu zauważył postać siedzącą w samotności. Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy na samą myśl nadchodzącej uczty. W końcu nie oszukujmy się - jaka bestia byłaby w stanie odmówić posiłkowi, który sam do Ciebie przychodzi? Im bliżej jednak tym bardziej do nozdrzy Saidaia dochodził zapach krwi, śmierci, ludzkiej zagłady - innymi słowy miał przed sobą demona.
Imagawa nie spieszył się. Każdy krok, który wykonywał w stronę demonicy siedzącej nieopodal był skrupulatnie przemyślany. Znajdował się bowiem na terenie, do którego na ten moment praw rościć sobie nie mógł. Nie wiedział również jak silna jest istota znajdująca cię przed nim. Kiedy doszedł na wystarczająco małą, ale jednocześnie bezpieczną odległość, ujrzał resztki krwi w kąciku ust demonicy. Patrząc na nią swoimi karmazynowymi oczami rzekł: - Czyżbyś należała do osób, które nie zwracają uwagi na kulturę podczas jedzenia? Resztki zostały Ci w kącikach ust. - Na twarzy demona pojawił się delikatny uśmiech - ukazujący za sobą zestaw ostrych kłów.
Nie możesz odpowiadać w tematach