- Wybacz, wybacz. Po prostu nie chciałem ci przerywać w takim momencie, warto jest spisywać własne myśli na papier.
Jeszcze by przerwał w czymś ważnym i by mu wypadło z głowy, dlatego też wolał poczekać na swoją kolej.
- Wybacz za ten dym.
Dodał, następnie skierował główkę na bok i wyrzucił z płuc pozostałości dymu w pustą przestrzeń. Wracając jednak do rozmówki, bo widocznie start był dość kiepski. Co do alkoholu, staruszek po prostu lewą ręką delikatnie pomachał na znak odmowy.
- Może innym razem.
Jedyne co przez myśl przechodziło, to żeby może bardziej się poznać? W sumie nie ma co skakać od razu mostu i wysuwać propozycje, o ile w ogóle będzie ta propozycja wysunięta. Praca w samotności ma swoje plusy, ale rozwój jest też mile widziany. Chociaż bardziej chciał w swoim gronie wiernych ludzi, niż kolejne demony. Choć to też same plusy, mniejsza.
- Kolejna spokojna noc idealna na spacer, wybacz, nie przedstawiłem się. Gemmei, zarządza grupy czarnych kruków. Do usług.
Lekko się kłaniając, po chwili powrócił wzrokiem do nowego towarzystwa.
- Nic się nie stało. Uważaj na przyszłość. - Mruknął pod nosem chowając kartki za pazuchę. Pominięcie choćby łyka trunku, skwitował wzruszeniem swoich ramion i na koniec pociągnął jeszcze raz z butelki. Chociaż propozycja wspólnego przejścia w tę i z powrotem po mieście na pierwszy rzut oka wydawała się być dziwna. To szybko Yamato doszedł do wniosku, że może być również użyteczna. Starszy wyglądał na starego osackiego wyjadacza. Więc jeśli ktoś miał znać miasto to był to on.
- Yamato, zarządca… - Rozłożył ramiona w prezentacji samego siebie. - …tego. Póki co. - Zażartował lekko. Jednak nie rozrywki nie były jednym co mu było w głowie, bo jeszcze coś przykuło jego uwagę. - Grupa czarnych kruków? Wybacz moje niedoinformowanie, ale co to? - Czyżby miał do czynienia z jakimś lokalnym szychą? Osobiście póki co prowadził raczej spokojny, samotny tryb życia. Okresowo tylko przecinany współpracą z pojedynczymi demonami. Chociaż z drugiej strony niedawno podjął decyzję o stworzeniu własnego kąta na świecie, a to nieuchronnie zbliżało go jeśli nie do współpracy, to do kontaktów z pobratymcami. Dodatkowo znajomość niuansów wewnętrznych kontaktów w Osace była przydatna.
- Panie Gemmei, chociaż odwiedzałem miasto nieraz, to zawsze było to w biegu. Spokojne zwiedzanie dobrze mi zrobi. Może nawet coś ciekawego nas spotka? - Zgodził się uprzejmie na przechadzkę i chwilę czekając na siwego zaczął spokojnym krokiem kierować się dalej drogą w stronę zabudowań.
- Grupa łowców głów. A nasze motto - Jeżeli masz zlecenie, ubywa ci utrapienie.
Dobrze, że nie ugryzł się w język wymyślając to na poczekaniu. Było to dość słabe motto, które zostanie na pewno zmienione. Chociaż jakby się zastanowić, to może...
Przechodząc do propozycji wspólnego zwiedzania, no bo w sumie czemu nie.
- Oh jak ja pragnę jakiegoś ciekawego wydarzenia, ale tyle księżyców i na razie spacerowanie to jedno z kilku hobby jakie mi pozostało.
Odparł i ruszył tym samym tempem, by iść krok w krok z Yamato zarządzą tego. No, pierwsze wrażenie nie było zbyt dobre. Tak więc nadrabianie poprzez rozmowę będzie dobrym posunięciem.
- Powiedz Yamato, coś ciekawego się ostatnio wydarzyło na twojej ścieżce? Łowcy, może ktoś inny? Jakieś ciekawe bitwy albo łowy .
Zaczął mówić, nie przestając choćby na chwilę. No bo przecież milczenie jest dla osób aspołecznych, które nie chcą być dręczone w jakikolwiek sposób przez osoby drugie i trzecie oraz czwarte. Tutaj trzeba jakoś rozruszać atmosferę, chociaż rozruszać jest złym słowem. Bardziej rozkręcić? Nie ma znaczenia, po prostu tchnąć trochę życia w ten spacerek. A co nie jak słowa są najlepszą formą rozrywki na spacer z kimś.
- Tak się składa, że zdarzyło mi się w ostatnich czasach nieco wkroczyć na twój rewir. - Powiedział z uśmiechem odsłaniając przytwierdzoną do pasa głowę pewnego kowala. Czaszkę, którą nie tak dawno temu za pomocą demonicznego rytuału zakonserwował. - Oto Hanshin, najlepszy kowal na świecie. Nasza walka była piękna. - Dodał uśmiechając się do wspomnień znad rzeki.
- Ciekawe te twoje Kruki. Wybacz wścibskość, ale kim są wasze cele? Zwykli ludzie? Łowcy? Czy może nawet demony? - Zapytał ze szczerą ciekawością. Ta ostatnia opcja również była ciekawa. Zabicie pobratymca nie było prostą sprawą. Dla czartów poza wrzuceniem delikwenta na słońce nie pozostawało wiele opcji. Choć ściganie renegatów mogło być całkiem ciekawym zajęciem. Ciemnowłosy uśmiechnął się do swoich myśli mimowolnie zaciskając i otwierając dłoń.
- Coż, może nawet znajdziemy jakąś głowę do i twojej kolekcji? Jakieś preferencje? Może szpieg łowców? - Zapytał z drapieżnym uśmiechem lekko się skłaniając ku niemu.
- Nic tak nie przepełnia duszy, jak walka na śmierć i życie.
Odparł łagodnie, powracając swoim wzrokiem na drogę.
- Szkoda talentu, jednak pewnie sporo jest kowali, którzy pędzą po tytuł najlepszego.
Ludzie mają o wiele lepiej, jeżeli chodzi o emocje. Żyją na krawędzi i mają tylko jeden wybór - Iść jedną ścieżką do samego końca lub spaść. Koniec końców i tak umrą, ale często to od nich zależy w jaki sposób. Śmierć w boju jest jednym z najlepszych scenariuszy. Oh emocje towarzyszące od początku do końca, to musi być wspaniałe.
Wyrwany z rozmyślania nad głupotami, został zapytany o swoją grupkę. Cóż, mało kto o nią pytał i wręcz go cieszy fakt iż ktoś chce poznać ją bliżej.
- Ludzie, łowcy, zwierzęta, demony, anioły.
Zaśmiał się, po czym wypuścił dymek z ust.
- Równowaga mój przyjacielu, to jest klucz do każdego biznesu w tych czasach.
Dodał jeszcze, przy okazji masując swoją bródkę. Polowanie na samych ludzi byłoby nudne, tak więc jego grupa oferuje każdą możliwość.
- Demony nie są wyjątkiem, ale tylko takie które nie przestrzegają żadnych zasad. Żyjąc pośród ludzi, trzeba też budować z nimi jakieś więzi. Dzięki czemu zawszę masz jakieś miejsce, do którego możesz wrócić. Gdybyśmy wyżynali wszystkich jak leci, niedługo by zabrakło miejsc, w którym demony mogłyby spokojnie żyć.
No cóż, wszystko i tak zależy od zlecenia. Ktoś musi wpierw je dać, wtedy można działać. No ale tak działa każda organizacja łowców. Co do preferencji i kolekcjonowania główek.
- Wiesz, ostatnio myślałem nad łowcami i po prostu zbieraniem ich oręża, by tak sobie ściankę w mojej chałupce udekorować. Jednak nigdy jeszcze nie udało mi się spotkać czy też zawalczyć z łowcą. Można powiedzieć, że mam dość pacyfistyczny styl życia ostatnio.
Zaśmiał się pod nosem.
- Jednak z chęcią bym zapolował, a nawet zawalczył. Dawno moich kości nie rozruszałem. A samych łowców jeszcze nie skosztowałem.
link
Yamato również cenił dobrą walkę, można było nawet powiedzieć, że dla niej żył. Dla demona nie istniało wiele zagrożeń, nie starzał się, więc postrzeganie świata i związanych z tym okazji było zupełnie inne. Zagrożenie życia przy krzyżowaniu pazurów z zabójcami jednak było czymś wyjątkowym. Sprawiało, że czart stawiał swoje życie na ostrzu miecza. Po części właśnie wtedy czuł, że żyje.
- Szkoda czy nie, nie wiem. Jednak skończył swój żywot na szczycie, przynajmniej nie patrzył jak z wiekiem stacza się jego talent i żywot. - Wzruszył ramionami. Naturalnie gdyby stworzył więcej mieczy, to świat byłby upiększony cackami Hanshina. Jednak mnich daleki był od płaczu za jego osobą. Spełniał jego ostatnie życzenie, którym było sławienie jego imienia, a nie opłakiwanie jego śmierci.
Yamato pokierował dalej przechadzką w stronę miasta. Nie kierował się jednak bezpośrednio do centrum, a nieco bokiem na przeciętnie bogate dzielnice.
- Czyli nie pytacie kto, tylko za ile? - Zapytał żartobliwie o klientelę Czarnych Kruków. Ciemnowłosy nie był, aż tak pozytywnie nastawiony do śmiertelnej populacji co starzec. Słysząc więc jego słowa uniósł brew w lekkim w powątpiewaniu. Osobiście widział relację z ludźmi raczej podobną do tej co z bydłem, ale to były już jego sceptyczne wizje świata. Naturalnie wśród zwierząt hodowlanych dobrze było mieć również psy pasterskie, ale koniec końców głębszych więzi zawierać póki co nie zamierzał. - Głodować nikt nie lubi. - Dyplomatycznie przyznał rację w kwestii globalnej rzezi ludzi.
- Trzeba było mnie wcześniej spotkać. - Roześmiał się lekko. - To bym ci zabrał miecz Hanshina. - Ponownie akcentując słowa klepnął czaszkę na biodrze. - Piękna to była broń, właściwie to od niej się zaczęła nasza walka. Nie chciał mi jej pokazać. - Prychnął na koniec w dobrym humorze. Rzeczywiście z perspektywy czasu powód do walki był absurdalny, ale ze strategicznego punktu widzenia była to spora rana dla Zabójców. Gdyby tylko się Yamato ekscytował konfliktem wszechojciec-korpus.
- Może się jakiś napatoczy na drodze. - Urwał przez chwilę. - A może nawet takiego zabójcę byśmy poszukali? To miałbyś pierwszy miecz na swoją ściankę trofeów. Hm? - Zapytał ze szczwanym grymasem na twarzy.
Spacer trwał dalej, był przyjemny i pełen ciekawych tematów. Można było wygadać się za wszystkie czasy, zwłaszcza ostatnie, gdzie mało kto wpadał do kruków.
- Można tak powiedzieć. Pieniądz co prawda jest tylko narzędziem, czasami przydatnym.
Demonowi to potrzebne jak słońce, można bez tego żyć. Choć można też kupić potrzebne rzeczy, albo kogoś jak dobrze się zapłaci. Jednak Gemmei skupia się na zbieraniu, może kiedyś będzie chciał postawić sobie dom lub zamek albo miasto. Cholera wie, czas jest po jego stronie. Ciężej powiedzieć o losie.
Słowa na temat miecza Hanshina skupiły uwagę starca, ale z lekkim uśmiechem pokiwał główką.
- Byłby to ciekawy podarunek, ale muszę wysilić się i sam zdobyć własną nagrodę.
Kim będzie, jeżeli nie będzie nawet wstanie zabić jednego łowcy. Słabe demony często nie mają prawa bytu. W tym świecie trzeba brać pod uwagę, że największym drapieżnikiem są właśnie oni.
- Z jednej strony wielka strata, piękny oręż jest dość rzadki.
Dodał, po czym kontynuował palenie fajki.
Na temat szukania łowcy, Gemmei radośnie przytaknął. Ma całą noc i nigdzie mu się nie śpieszy, tak więc możesz a wręcz będzie towarzyszył Yamato ile się da.
- Bardziej namówić mnie nie mogłeś, ruszajmy więc.
Wypuścił z ust dym, po czym odwrócił fajkę i zaczął nią stukać o łokieć by wyrzucić resztkę tytoniu.
- Nieczęsto się z nim obchodzę, ale racja, ma swoje zalety. Zwłaszcza jeśli chce się ukrywać przed korpusem. - Kiwnął twierdząco głową na słowa Gemmeia.
Odpowiedź na temat miecza kowala się nawet spodobała ciemnowłosemu. Sam również wolałby kolekcjonować broń zdobytą przez samego siebie. Ewentualnie jakieś dary okolicznościowe, a nie trofea z cudzych bojów. - Słusznie. - Przyznał ponownie rację starszemu. - Strata stratą, ale pozostawiłem mu jego broń. - Wzruszył ramionami tłumacząc los miecza. - Doszedłem do wniosku, że hołota powinna wiedzieć, że to grób wojownika, a nim z całą pewnością Hanshin był. - Walka zapadła w pamięć demonowi i pokusiłby się nawet o wytworzenie jakiejś więzi z przeciwnikiem. Nawet jeśli owa więź trwała, krótko i została brutalnie przerwana.
- Trzeba tylko takiego łachudrę wywęszyć. - Powiedział pocierając ręką o niedbały zarost. Rzeczywiście mogło być to problemem. O samej obecności szpiegów korpusu był wręcz pewny, lecz w mieście pod kontrolą demonów żaden z nich otwarcie by nie chodził po ulicach. - Jakoś by trzeba było takiego wywabić z tłumu. Jakiś pomysł? - Ostatecznym pomysłem było przedręczenie garstki wieśniaków licząc, że szlachetny Zabójca Demonów ujawni się ratując sytuację. Jednak była to gra na kliszowy łut szczęścia. Na co nie mnich wielce nie liczył.
- Cóż, to możesz zostawić mi.
Odparł Gemmei, jeżeli chodzi o znalezienie, a tym bardziej wywabienie kogoś takiego jak łowcę. To chyba jego umiejętność będzie najbardziej odpowiednia.
- Nie ma sensu robić zamieszania w mieście, a najlepiej będzie po prostu poczekać.
Dodał, po czym wystawił prawą rękę do przodu. Kekkijutsu: Kuroi Zencho: Sain. Chwila po wystawieniu ręki, na dłoni uformowała się czarna maź, która po kilku sekundach przybrała postać czarnego kruka. Ptaszysko trochę się otrzepało i pomachało delikatnie skrzydłami.
- COOOO!
Wydarło się, po czym przyglądało na obydwa demony. Jednak Gemmei nie zwlekając podrzucił kruka do góry, by ten wzbił się ku niebu.
- Wystarczy, że łowca będzie podążał za gadającym krukiem?
Spytał starzec, bo nie do końca pamiętał jak to wszystko działa u łowców. Jednak był pewien, że posługują się krukami. Tak więc najlepszą opcją, będzie po prostu zrobić szybkie przeczesanie.
Kruk po prostu poleciał w centrum miasta, by po chwili przekazywać jedną wiadomość. Jeżeli nawet kila osób to usłyszy, to nic się nie stanie. Zwierzę po prostu przez chwilę będzie latać i co jakiś czas powtarzać słowa.
- Pilne wieści!
W tym samym czasie, Gemmei skierował swoje kroki w bardziej odludną część.
- Jeżeli dobrze pójdzie, to sami przyjdą do nas.
- Wystarczy. - Odpowiedział nieobecnym tonem obserwując lot przywołańca i zastanawiając się nad możliwościami tej umiejętności. Otrząsnął się jednak zaraz i kontynuował bardziej świadomym głosem. - Praktyczne. Zgaduje, że latająca przynęta to jedna z tych mniej skomplikowanych zastosowań. - Rzucił kiwając głową z uznaniem sztuki krwi.
Również spokojnym krokiem ruszył we wspomnianym kierunku. Trochę nawet żałował, że zorganizowali obławy, lecz z całą pewnością fortel był wygodniejszy i co ciężko było mu przyznać - pewniejszy.
- Zasadzkę można nawet jakoś przygotować. - Zaproponował drapiąc się po podbródku. - Problem, że pewnie taki szpieg ma zakazane angażować się w los innych śmiertelników. Więc zakładnik na przynętę raczej nie przejdzie… a miałem taki piękny plan. - Skrzywił się z niesmakiem.
W końcu zaszedł na niewielki placyk pomiędzy skromniejszymi, drewnianymi budynkami. Za dnia zapewne był tu nawet jakiś mały targ. Teraz jednak królowały tu uszkodzone kosze, drobne odpadki i nawet garstka szczurów. Jeśli był tu jakiś mieszkaniec to szybko ukryty pod kapturem uciekł po kątach razem z gryzoniami. Yamato jednak wszedł tu raźnym krokiem rzucając uważne spojrzenia po większości oznak życia.
- Tutaj? - Zapytał, a w jego głosie czuć było delikatną nutę ekscytacji nadchodzącym polowaniem. Nie czekając zbyt długo zebrał jakiś rozklekotany wóz, odwrócił go do góry kołami i przysiadł na nim pociągając jeszcze raz z butelki.
- Myślę sobie o tych twoich Czarnych Krukach… - Zaczął rozmowę dla zabicia czasu oczekiwania. - i podoba mi się ich filozofia. Na świecie jest mnóstwo osób, którym ktoś siedzi kością w gardle. Dajmy na to nawet jakiś Łowca zawsze chciał się wspiąć w hierarchii, ale ktoś go wyprzedził. Cyk, zgłasza się do ciebie. - Zakończył na koniec z prychnięciem. Niestety nie wierzył w altruizm korpusu i był przekonany, że było tam mnóstwo osób żyjących dla prestiżu.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Kiedy jednak zbliżał się do słynnej kapliczki, a do jego uszu dochodziła powoli rozmowa. Dzięki swojemu lepszemu zmysłowi, mógł szybciej wyłapywać dane słowa. Mimowolnie na jego ustach zagościł uśmiech. Pomimo tej całej zabawy i walki o stołki, to zawsze było dobrze widzieć swoje małe siostrzyczki całe i zdrowe. Nawet jeśli relacje jakie pomiędzy nimi panowały nie były takie jakie być powinny.
Nie zbliżał się do nich jeszcze, ale oparł o drzewo i obserwował. Wiedział, że po chwili zostanie dostrzeżony, ale dał sobie tą chwilę, aby delektować się tym widokiem.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Obserwowanie sióstr Nishiōji w ich prawie naturalnym środowisku jest czymś, na co warto patrzeć – mówił z szerokim uśmiechem na twarzy.
Widząc lecący w jej stronę przedmiot, z łatwością go złapała i przytaknęła z wdzięcznością. Dwoma palcami otworzyła woreczek, żeby poczuć trochę jego zapachu. Ten wydawał się osobiście znajomy; tak jak Kirei przewidział, Fukurō stanął na wysokości zadania.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Tak jak przewidywał reakcje na jego pojawienie się były skrajnie różne. Na twarzy Tsuru pojawił się uśmiech i ciężko nie było usłyszeć jej serca. Zawsze ten sam ton, kiedy byli razem. On też się do niej uśmiechnął. Dobrze było widzieć ją całą i zdrową, zwłaszcza po tym wszystkim co w ostatnim czasie się wydarzyło. Mori zaś zareagowała podobnie do tego jak się spodziewał. Gotowa na atak i nawet kiedy już zobaczyła, że to on w dalszym ciągu wyglądała jakby chciała go ubić. Widział jej wzrok oraz to co za nim się kryło. Nie była szczęśliwa, że go widzi. Czuł, że z chęcią rzuciłaby go na pożarcie demonom, gdyby miała teraz taką okazję. Zastanawiał się jaką krzywdę jej wyrządził, że w taki sposób go postrzega. Czy też może chodziło o coś zupełnie innego? Od dłuższego czasu naprawdę nie wiedział co siedzi w jej w głowie. Zanim jednak doszło do czegoś odezwała się Tsuru, która postanowiła przerwać ciszę, jaka panowała pomiędzy rodzeństwem.
- Kto wie. Może jestem duchem. Może umarłem i teraz powróciłem, aby was prześladować. A może zwyczajnie lubię patrzyć na swoje siostry – powiedział samuraj odpychając się od drzewa i ruszając w ich stronę. Widział też, że Mori wróciła do normalnej pozycji, choć jej oczy w dalszym ciągu wyglądały jakby myślała gdzie może go utopić. Przynajmniej tak mu się wydawało, gdyż szybko odwróciła wzrok w stronę Tsuru.
- Ubodłaś i zraniłaś mnie kochana siostro, uważając, że o was nie pamiętam – odparł Ryōta i uśmiechnął się do niej. Może to był zły pomysł, ale nie miał zamiaru patrzeć na nią jak na wroga, gdyż nim nie była.
- Poza Yonezawą. Pracowałem. Zarówno jako Zabójca, jak i Policjant. Demony nie ułatwiają życia, tak samo jak zwykli ludzie. Byłem też u rodziców. A wy? Co robiłyście? – zapytał ciemnowłosy, teraz już stoją niecały metr od sióstr.
@Nishiōji Ryōta @Nishiōji Tsuru
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
„Myślałem, że ciebie też znam” pomyślał Ryōta patrząc na swoją siostrę i walcząc z olbrzymią chęcią, aby powiedzieć coś więcej. Nie mógł jednak tego zrobić, bo byłoby to tylko dorzucanie do ognia. Całą ta sytuacja była niczym woda na młyn dla Mori, a każde jego słowo tylko bardziej ją nakręcało. Tak samo jak jego nakręcało jej zachowanie. Nawet nie wiedział kiedy stał przed nią i patrzył na jej twarz z góry. W dzieciństwie byli do siebie podobni, lecz w miarę upływu lat i dorastania zaczynali się zmieniać i iść w swoje strony. To było aż dziwne jak bliźniaki mogły się od siebie oddalić.
Tsuru najwyraźniej próbowała ich powstrzymać od starcia. Od zawsze byli najsilniejsi i najbardziej charakterni w rodzinie, lecz teraz widział, że Mori była jeszcze mocniej. Miała do niego olbrzymią zadrę. Widział to doskonale.
- To, że nie poświęcam wszystkiego na lataniu za demonami i słuchaniu tego co robią nie znaczy, że się obijam – warknął, ewidentnie ignorując bliznę na twarzy siostry. To ją bolało? Że zdobywała kolejne ślady starć, a on nie? Z pewnością to była jedna z rzeczy, ale to nie był główny powód.
- Jak zwykle. Wielka Nishiōji Mori ma wszystko w dupie. Jej racja jest największa i najlepsza. Chuj z innymi – warknął, a wściekłość powoli zaczynała się z niego wylewać. Naprawdę zalazła mu za skórę. Jakiś głos z tyłu głowy mówił mu, że powinien zareagować. Że powinien pokazać jej, że za głupie słowa się płaci. Lecz to nie byłby on. Nie podniósłby ręki na siostrę. Nawet jeśli zachowywałaby się jak ostatnia pizda.
- Odsuń się Tsuru. Jak widzisz Mori ewidentnie chce mi coś przekazać, ale jak to ona nie umie rozmawiać. Zamiast tego rzuca jadem na wszystkie strony – powiedział samemu przybierając identyczny uśmiech jak siostra. Nie ruszył się nawet o krok, kiedy wyciągnęła topór i nawet nie drgnął jeden mięsień w jego ciele, gdy ostrze zatrzymało się przy jego szyi. Gdyby uderzyła to sprowadziłaby na siebie koniec. Tyle powinna wiedzieć. Pytanie tylko czy jej logiczne rozumowanie jeszcze istnieje, czy już zostało wyparte przez czystą niechęć w stosunku do niego.
- Jakbyś przez chwilę przestała myśleć tylko o sobie to może by do ciebie dotarło, że świat nie kręci się wyłącznie wokół Korpusu czy Demonów. Sendo był Policjantem i narobił syfu, który może pociągnąć konsekwencje. Możesz mi wierzyć, bądź nie, ale nie potrzeba wplątywać tego świata, aby narobić syfu w życiu zwyczajnych osób – mówił chłodnym tonem, jakby przeprowadzał przesłuchanie. Mori miotała się i machała rękami. Nawet nie patrzyła na to co robi. A kiedy do tego dochodzi, to nieszczęście murowane.
- Tsuru! – krzyknął, patrząc jak ostrze topora tnie po twarzy ich najmłodszej siostry. – Chyba ciebie pojebało już do reszty Mori. Schowaj tą broń!
Nawet nie patrzył czy zrobiła to. Po prostu teraz miał ważniejszą rzecz do zrobienia. Wyciągnął jakąś chustę, którą miał przy sobie i zaczął delikatnie pozbywać się krwi z policzka siostry. Trzeba było sprawdzić czy rana jest głęboka i czy nie będzie jej potrzebne szycie. Już z tego co widział mógł jasno powiedzieć, że może jej zostać blizna.
- No tak. Bo ty jesteś krystalicznie czysta i niewinna. Idealna, że nie wiem co. Już przynajmniej się nie ośmieszaj siostro – warknął w stronę swojej bliźniaczki. Naprawdę zaczynała mu działać na nerwy.
- Jak się czujesz Tsuru? – zapytał najmłodszą z rodzeństwa. A miało być miło i spokojnie.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Nie możesz odpowiadać w tematach