Seiwa Gemmei
25/08/1600, Kioto, Kameyama, Szlachta spoza dworu
Zwykły starszy pan z dość bladą cerą i chorobą na światło słoneczne.
Zupełnie pusto i ciemno, bez iskry wspomnień i jakichkolwiek ambicji by przeć na przód. Spoglądając na księżyc spowity gwiazdami, bezchmurne niebo oraz ciszę otaczającą jego ciało. Gemmei powoli starał się ruszyć, wpierw dłońmi i stopami, później głową oraz plecami. Ciało powoli przyzwyczajało się do nowego, nim minęła chwila powstał na wyprostowane nogi. Rozglądając się powoli i niepewnie, jedyne co dostrzegł to kilka ciał i sporą ilość papierów walających się na wietrze. Księgi, skrzynie i krew. Czy to on zrobił, dokonał takiego mordu? Kobieta, mężczyzna oraz dwójka dzieci. Wszyscy rozszarpani i w połowie zjedzeni. Jednak on, on był nienaruszony. Tak więc jak?
- Witaj.
Głos zza jego pleców dotarł do jego uszu, a reakcja była natychmiastowa. Lekko przerażony mężczyzna odwrócił się za siebie i dostrzegł przez chwilę nieznajomą osobę. Stojąc nieruchomo i w milczeniu, mężczyzna starał się nie drgnąć. Po prostu wpatrywał się w krwiste oczy osobnika, który po chwili w skrócie wytłumaczył mu całą sytuację. Muzan zaznaczył najbardziej ważną rzecz, którą jest brak jakichkolwiek wspomnień na jego temat. Nigdy go nie spotkał, ani nigdy z nim nie rozmawiał. To tak w razie konieczność, gdyby miał spotkać na swojej drodze nieproszonych ludzi.
Schylając się po mały notes, Muzan otworzył go i przez chwilę skupił na czytaniu. Minęło kilka chwil, a następnie oddał go mężczyźnie.
- Seiwa Gemmei, liczę na owocną współpracę w przyszłości.
Na tym spotkanie się zakończyło, a sam Muzan poszedł w swoją stronę. Nie wiadomo dlaczego akurat wybrał się tędy i dlaczego akurat ta rodzina była jego ucztą, jednak jeden członek rodziny przeżył. A mianowicie pozostałość po nim. Sam Gemmei zebrał wszystko co miał w okolicy, same papiery oraz książki. Po czym udał się daleko poza sferę wydarzenia, z czasem znalazł opuszczony dom w środku lasu, gdzie postanowił się ukryć i zanurzyć w lekturze, którą zdobył. Wpierw notatnik, który chyba należał do jego poprzedniej osoby. Seiwa Gemmei.
Rodzina Seiwa wybierała się akurat Matsudo, by tam zacząć nowe życie i otworzyć jakiś biznes. Tyle w skrócie było opisane, reszta to tylko dzienne notatki, które zostały odpuszczone na rzecz innych książek. Był rok tysiąc sześćset pięćdziesiąty pierwszy, listopad dwudziestego czwartego. Dzień w którym Gemmei stał się demonem i postanowił kroczyć tą ścieżką do samego końca. Po spędzeniu kilku tygodni w lesie oraz polowaniu na okoliczną zwierzynę, która niezbyt dawała jakiekolwiek zapotrzebowanie oraz ludzi, mężczyzna przejrzał wszystkie zebrane księgi. Od opowieści aż po podstawy nauk, jednak nic z tego go nie interesowało. W głowie było jedno, jakoś przetrwać i się dobrze wtopić w ludzi. Czyli trzeba po prostu było zamieszkać pomiędzy nimi, tak więc w pierwszej kolejności było wybrać miasto i tam się usadowić. Wypadło na Kioto, Kameyama. Pozostawione pieniądze w wozie, zabrał ze sobą by móc kupić coś w mieście. Jakiś budynek na własność i tam otworzyć biznes. Były to niebezpieczne czasy, więc wymagały też jakiegoś pomysłu. Tak więc padło na grupa łowców głów, w sumie czemu by nie polować na potencjalne ofiary i jeszcze na tym zarabiać? Czarny kruk, taki szyld został wywieszony nad drzwiami.
Sam Gemmei był raczej radosną osobą, która miała bardzo pozytywne nastawienie do wszystkiego. Otwierając się w środku miasta, szybko przyjął się w środowisko ludzkie.
Dzień zazwyczaj spędzał pod podłogą w swoim biurze, przesypiał aż do zachodu słońca. Wtedy też otwierał i spędzał trochę czasu pośród ludzi, paląc to fajkę i kręcąc się po mieście. Jednak całej nocy nie przeznaczał na lenistwo, trzeba było też jeść i tuszować zniknięcie ofiar. Najczęściej udawał się na ścieżki, gdzie zabłąkane duszyczki udawały się w samotności na spacer. Jednak głupotą było też żerować w okolicy miasta, koniec końców ktoś by się połapał. Dlatego też co drugi dzień wybierał się coraz to dalej w poszukiwaniu jedzenia, ale ostatecznie kończyło się na dzikiej zwierzynie.
Ubrany zazwyczaj w swoje czarne kimono, drewniane trzewiki oraz czarny kapelusz jingasa. Gemmei przemierzał miasto w tą i z powrotem, z czasami nawet poznał miejscowego myśliwego u którego zaczął zamawiać upolowaną zwierzynę, żeby to sobie ułatwić w miarę życie.
Z czasem męczyło go, że nie mógł wychodzić na słońce. Jednak nie mając na to wpływu, musiał być cierpliwy. Choć nie raz nachodziły go myśli, czy istnieje jakiś sposób na to, by pozbyć się tej słabości. Nie mniej jednak, nikt nie był wstanie mu odpowiedzieć. A sam Muzan był pewnie w posiadaniu takiej wiedzy, może kiedyś uda mu się z nim ponownie spotkać. A na tą chwilę pozostaje wieść swój żywot i czekać.
Podczas jednej z niewielu pełni, w pogoni za celem. Gemmei spoglądał uważnie w niebo, mając nadzieję iż nie nadejdą chmury i nie zniszczą tego cudownego blasku, który wylewa się na ziemię. Tuż pod jego nosem dokonano kradzieży na większą skalę, tak więc idealna chwila nastała na zawitanie klientów w swoim biznesie. Mała kwota, ale za to szybka reakcja, gdyż mieszkańcy nie chcieli czekać aż policja się tym zajmie. Pozostawili wszystko w rękach starszego Gemmei'a. A on nie zważając na nic, ruszył w pościg. Oczywiście nie mógł zbytnio szybko tego zakończyć, tak więc musiał droczyć się ze złodziejaszkiem, który pędził co sił ku polanie. Rozglądając się nerwowo, po jakimś czasie postanowił zatrzymać się oraz odetchnąć. Był to mężczyzna w wieku koło czterdzieści, jego ubiór wskazywał na niezbyt zamożnego, jakiś włóczęga i złodziej. Poszarpane spodnie, podarta gdzieniegdzie koszula. Brudka czarna opaska na czole i nóż przy pasie.
- Bardzo dobrze ci szło.
Głos Gemmei'a gdy tylko dotarł do złodzieja, ten natychmiast odskoczył na bok i się wywrócił. Dostrzegając starca, wpierw lekko się zdziwił, ale po chwili nabrał pewności i wstał na proste nóżki. Tym samym wyciągnął nóż i skierował go ku niemu.
- Heh, już myślałem, że policja. Odsuń się, to nic ci się nie stanie.
Odparł drwiąco, ale nie otrzymał zbytnio jakiejś ciekawej reakcji od dziadzi. Ten tylko radośnie uśmiechnięty ukłonił się lekko, po czym zdjął swój kapelusz i przyłożył go do klatki
- Właściciel czarnych kruków, Gemmei do twoich usług.
Po przedstawieniu się, ponownie założył kapelusz i postawił dwa kroki w przód.
- Ee? Nie słyszałem
Odparł złodziej, stojąc twardo i kierując ostrze w gardło starszego.
- Ponieważ jest to nazwa, którą słyszysz tylko raz. Staram się, żeby moja grupa łowców głów była w formie.
Po tych słowach złodziej ruszył i zamachnął się ostrzem, które błyskawicznie leciało w stronę Gemmei'a. Jednak nim go dosięgnęło, zostało wyrwane mu z ręki i wbite prosto w jego czoło. Kilka sekund i zimne ciało złodzieja runęło na ziemię, a jego martwy wzrok skierowany był ku księżycowi.
- Może powinienem dawać im czasami uciec... Lepsza reklama i takie tam...
Radośnie mamrocząc sobie pod nosem, dziadzia przykucnął by zabrać skradzione rzeczy i następnie przystąpił do konsumpcji. W końcu takie świeże mięso nie może się zmarnować, a nim raczej nikt nie będzie się przejmował.
- Gemmei ogólnie jest radosnym i pozytywnie nastawionym osobnikiem, nigdy się nie wścieka ani nie przejmuje byle czym. Zachowuje zimną krew kiedy tylko może. Jego ulubionym hobby jest palenie fajki.
- Wierzy w bóstwa bardziej niż nie jeden człowiek, choć nie robi z siebie osoby wierzącej. Po prostu stawia na fakty, którymi są demony.
- Nigdy się nie wywyższa nad ludźmi czy też zwierzętami, jest on po prostu innej rasy. A to, że demony są lepsze we wszystkim, to już inna bajka.
- Jest założycielem oraz szefem czarnych kruków, grupy łowców głów leżących w Kameyama.
- Po kryjomu szuka sposobu na pozbycie się wady jakim jest słońce oraz natarczywie stara się odmłodzić.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które wydać możesz na zakupy w Sklepiku Mistrza Gry lub zamienić je na punkty do statystyk. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach