Jednak jeśli będzie choć w połowie tak tragiczna, jak ta poprzednia, na pewno będzie zadowolony i z dumą będzie mógł szerzyć historię tej wspaniałej nocy dalej. A wszystko się na to zapowiadało. W końcu w tej historii będzie "księżniczka", parę innych nieśmiertelnych bytów, matka z dziećmi. I marechi. Oraz grupa biednych dusz, która chce ich chronić. Historia nie wydawała się być piękniejsza. Choć szczerze, czy normalne jest, by łowcy wozili z tak daleka jakąś rodzinę. Ta ukryta historia, musi być jeszcze piękniejsza. Uśmiech Taishiro niemal promieniał, mimo iż nie był zbyt bardzo widoczny. Ubrany był w prostą samurajską maskę kabuki. Oraz niezbyt eleganckie czarne kimono. Jego rola tej nocy została mu dawno przypisana. A ta sztuka nie jest godna, by wystąpił w niej jako Taishiro. Miał już swój dzisiejszy pseudonim przygotowany. Monolog wyryty na pamięć. Scenariusz tej nocy również. Oraz potrzebne dodatkowe rekwizyty, bez których ta noc się nie odbyła. Pozostało tylko czekać skryty na jednym z wysokich drzew, na przybycie reszty obsady. I liczyć, że tym razem każdy zna swoją rolę. Mimo iż im jej nie podał. W końcu najlepsze spektakle, to te powstałe pod wpływem chwili. Nawet jeśli nikt nie jest tak dobrym aktorem jak on, emocje to coś, co nauczył się wyczytywać z twarzy, bądź też głosu. Inaczej nie byłby dobry w tym co robi. Dlatego na pewno da radę przypisać każdemu tej nocy rolę. Która go usatysfakcjonuje. I zmaksymalizuje uczucie tragizmu.
Ubrała się dość specyficznie jak na siebie, bo bezzwrotnie "pożyczyła" sobie od służby ich kimono, ale obwiązała je swoim pasem z emblematem rodu Uesugi. Skoro już i tak większość Japonii wiedziało, że była bestią w dziecięcym ciele, to była gotowa zrobić z tego jeszcze większą szopkę. Włosy spięte kilkoma spinkami z motywem lotosu idealnie dopełniały jej wygląd. Co dziwne, do pasa miała przewieszone małe, około litrowe, gliniane dzbanki.
Po dotarciu na miejsce szybko rozpoznała znajomy zapach Taishiro. Miała nadzieję, że tej nocy zobaczy coś ciekawego w jego wykonaniu. Dlatego też podobnie jak on, skryła się pośród drzew, czekając uważnie na rozwój wydarzeń. Nie była pewna czy wróci w jednym kawałku, czy znowu straci głowę, ale była pewna, że nie będzie się nudzić. W końcu czas wyruszyć na żer, a nuż uszczknie sobie odrobinę krwi marechi i zyska jeszcze więcej mocy?
[color=#990451][/color
Widok to mógłby być co najmniej dziwny: mężczyzna ubrany w niebieską skromną szatę, słomiany kapelusz i przerzuconą przez ramię materiałową białą torbę, wesoło kroczył drogą do wcześniej ugadanego miejsca.
Droga do wioski była spokojna, zdarzały się dni gdy na trakcie nie spotkali żywej duszy. Pogoda nie rozpieszczała - zimny wiatr dął dniami i nocami, dopiero postoje przynosiły ulgę. O dziwo szóstego dnia podróży aura zaczęła się rozpogadzać i jakby przychylniejszym okiem patrzeć na wędrówkę czwórki zabójców. Według map jeśli trochę przyśpieszą tempo zdołają dotrzeć do osady jeszcze tej nocy, zaledwie godzinę lub dwie po zapadnięciu zmroku. Decyzja w tej kwestii należała do nich - Hana miała nie ruszać się nigdzie przed ich przybyciem. A czym zabijali czas podczas tej żmudnej trasy? Rozmowami, przekomarzaniem się, a może wędrowali w zupełnej ciszy, sunąc prosto do celu.
I szli by tak pewnie dalej w najlepsze ścieżką z obu stron zamkniętą pozbawionym jeszcze choćby pędów liści lasem. Pojedyncze krzewy zachowały zieloną barwę, ale do wiosny zostało trochę czasu. Kiedy tak szli, do ich uszu dotarł pojedynczy, długi wrzask. Urwany nagle, w trakcie. Saiyuri usłyszała go najwyraźniej, ale i tak zdawało się, że dobiegał ze sporego dystansu, albo to drzewa potęgowały echo niosące się z głębi lasu. Przypominał krzyk cierpiącego człowieka, ale ciężko było powiedzieć coś więcej, bo wokół znowu panowała cisza zmącona tylko oddechami zabójców, oddelegowanych tu w zupełnie innym celu.
A być może ktoś tam potrzebował pomocy?
Osada musiała rozczarować księżniczkę demonów. Nie dość, że było to zaledwie jakieś piętnaście domów, to jeszcze okolica była dość paskudna. Jakby las otaczający wioskę toczyła jakaś choroba, której cząstki wisiały w powietrzu i rzucały na całą okolicę paskudny cień. Prawdę mówiąc niewiele więcej można było o niej powiedzieć, ludzie zdawali się tu żyć chwilą obecną, a całość zdawała się być zatrzymana w czasie. Mieszkańców nie interesowała jakaś wojna między demonami a zabójcami, mieli własne sprawy na głowie. No może poza rodziną w jednym domu, z którego unosił się prawdziwy miszmasz zapachów - gryząca woń smutku i rozpaczy, słodkie nuty tej ambrozji zamkniętej w skórze i mięśniach zwanej marechi... I drażniący wasze czułe nosy zapach palonej wisterii. Znalezienie było proste, ale dostanie ich w swoje ręce mogło być już pewnym wyzwaniem.
Zawitaliście tu w środku poprzedniej nocy, rozglądając ostrożnie po okolicy, wyznaczając ścieżki, szukając kryjówki i celu... Chyląca się ku upadkowi chata skryta głębiej w lesie służyła wam za kryjówkę przed słońcem. Wschód słońca przerwał wasze działania, dając nieświadomej niczego osadzie jeszcze jeden dzień odpoczynku. Wiedzieliście, że czas działał na waszą niekorzyść, mogliście jednak tylko obserwować jak znienawidzone słońce powoli wędruje po niebie. Na szczęście nie musieliście martwić się głodem - ostatnie posiłki były syte i energia pożartych ludzi będzie jeszcze krążyć w waszych ciałach jakiś czas.
Kwestie organizacyjne:
- Kolejność odpisów: dowolna
- Czas na odpis: 07.02.2022 godz 23:00
- Wszelkie pytania proszę na discordzie
Każde z nich musiało kierować się rozsądkiem a nie emocjami, bo te prowadziły do błędów. Mieli więc mały postój żeby trochę odpocząć i coś zjeść. Zerkając na mapę wraz z pozostałymi widzieli że od celu dzieliło ich już niewiele. Otarła usta po posiłku i schowała resztę prowiantu do materiałowej torby.
- Jesteśmy już nie daleko.. biorąc pod uwagę nasze tempo będziemy nie długo na miejscu.. - to mówiąc wyjęła ostrze z pochwy i zaczęła je czyścić, aby potem je na ostrzyć i na samym końcu wysmarować je solidnie specjalnym olejem. - Póki co mieliśmy sporo szczęścia że nic nie spowolniło naszej podróży.. - dodała po chwili chowając miecz do pochwy i przepasała go sobie za pasem. Drgnęła słysząc głośny krzyk i odwróciła się w stronę z której mniej więcej dobiegał. - Słyszeliście to..? Jakiś mężczyzna krzyczał.. Dystans między nami a źródłem jest spory.. mniej więcej w tym kierunku.. - starała się przybliżyć im nieco więcej informacji wskazując palcem w kierunku, skąd usłyszała krzyk. Po czym podniosła wzrok zerkając na pozycję słońca na niebie. - To raczej nie jest sprawka demona.. one nie atakują za dnia.. - gdyby nie byli na misji to by to poszła sprawdzić. Ale mieli priorytety. "Hana i dzieciaki czekają.. nie mamy czasu na fałszywe alarmy.." mruknęła w myślach zwracając się w kierunku swoich towarzyszy. - Powinniśmy ruszać dalej.. chyba że któryś z was uważa inaczej.. - głos był miękki. Nie była liderem grupy, dzieliła się swoimi przemyśleniami i obserwacjami. Byli sobie wszyscy na równi i zdanie każdego miało taką samą wartość. Mogli co najwyżej głosować otwarcie jeśli dochodzili do różnych różnicy zdań. Chyba że któryś z pozostałych piorunów chciał przewodzić grupie, to z tym też nie miała żadnego problemu. Jeśli pozostali również się z nią zgodzą to ruszą w dalszą podróż.
Nawet jeśli to był dzień to była skupiona na otoczeniu, starając się wykorzystać swój najmocniej rozwinięty zmysł najlepiej jak tylko potrafiła. Żeby uchronić siebie i pozostałych przed ewentualnym niebezpieczeństwem podczas całej tej misji.
Musiał przyznać, że dość późno zorientował się, kim był Matsumoto Takashi. Nie omieszkał się blisko początku podróży podziękować wylewnie zabójcy za uratowanie mu tyłka, wszak bez tego Keiha by nie zdał, o ile w ogóle by przeżył. Może i miał trochę krzywy kręgosłup moralny, ale potrafił okazywać wdzięczność, gdy zachodziła taka potrzeba. Miał świadomość, że bliżej mu było do ciężaru niż pomocy w walce, dlatego wolał kultywować dobre relacje z trójką ludzi. Czasem dzielił się przygotowywanym przez siebie jedzeniem, gdy zatrzymywali się w zajazdach, a gdy musieli obozować w dziczy, brał na siebie obowiązek gotowania. I tak nie jadł niczego nieprzygotowanego własnymi rękami. Nie ufał umiejętnościom innych, a nie lubił chodzić głodny.
Podczas postoju usiadł na pierwszym lepszym sporym kamieniu i wyciągnął resztki ostatniego posiłku, a po zjedzeniu ich otworzył nieduże pudełko z nigiri sushi - wygodniejsze do jedzenia niż oshizushi, ten kto je wymyślił zasługiwał na tytuł boga - by następnie położyć je tak, by każdy mógł do niego łatwo sięgnąć. Na tym etapie był to bardzo jasny sygnał, że kto chciał, mógł się podzielić. Proteiny były potrzebne, jeśli chcieli mieć siły do walki! Biorąc pod uwagę to, że mieli targać za sobą marechi, natknięcie się na demony było wręcz nieuniknione. Co za ból.
Choć może nie zaszkodziłaby im odrobina rozrywki. Keiha na pewno cierpiał, umierając z nudów z każdym kolejnym przemijającym dniem podróży. Nie mając nic lepszego do roboty poszedł w kroki Saiyuri, ostrząc Kiiro, by następnie posmarować jej ostrze specjalnym olejem. Musiał chwytać się każdej drobnej pomocy, będąc jednym ze słabszych fizycznie zabójców. Gdy skończył, schował katanę z powrotem do pochwy. Już miał się odezwać, gdy nagle okolicę wypełnił czyjś krzyk. Odwrócił głowę ku jego źródłu, jednak byli za daleko, by dało się cokolwiek zobaczyć. Nogi świerzbiły go, by podążyć w tamtym kierunku. Wątpliwe, by były to demony, ale nie mógł powstrzymać chorobliwej ciekawości, która zawsze go wypełniała w takich momentach. Skrzywił się żałośnie na rozsądne słowa starszej kobiety.
- Saiyuri-san jest taka okrutna, nie pozwala zobaczyć co tam się dzieje... Kto wie, może właśnie stracimy okazję spotkać pierwszy przypadek demona odpornego na słońce? - rzucił pół-żartobliwym, pół-zbolałym do zabójczyni, ale zaraz się rozpogodził. - Ach, życie jest niesprawiedliwe, ale starsza siostra ma rację. Nie powinniśmy zwlekać. Jeśli zastanie nas noc i zostaniemy poszatkowani tuż przed dotarciem na miejsce, na niewiele się przydamy Hanie-san i jej pociechom~. - Przyznanie tego na głos kosztowało go wiele, mimo że ton jego głosu był lekki.
Zignorował nieprzyjemne mrowienie w nogach, czyszcząc dłonie odrobiną wody i wycierając je dokładnie o czysty kawałek materiału. Następnie chwycił kawałek nigiri sushi i wrzucił go do ust, żując niespiesznie rybie mięso i ryż. Oddychał pozornie bez żadnych zmian, ale skupiał się na owej czynności bardziej niż normalnie, starając się utrzymać swe mięśnie w jednej pozycji. Jego umysł mimowolnie snuł scenariusze na temat tego, co mogliby spotkać, podążając za krzykiem. Może zbrodnia człowieka na człowieku, tak dla odmiany? Ciekawe co jego towarzysze by zrobili w sytuacji, gdy sprawcą nie był demon, a zwykły śmiertelnik... Tak samo wymierzyli sprawiedliwość własnymi dłońmi, czy może zaciągnęli nieszczęśnika przed oblicze jakiegoś samuraja? Ach, w sumie część z nich prawdopodobnie sama należała do rodzin samurajskich. Pierdoleni szczęściarze, chciało się aż rzucić na głos. Hmpf. Pewnie nawet nie uświadamiali sobie jak upierdliwym było ukrywanie miecza przed tym całym ogólnojapońskim przypałem z demonami. Nie to że by ich znienawidził, gdyby wszyscy okazali się należeć do rodzin samurajskich, ale na pewno byłaby to dość irytująca rewelacja. Nie lubił czuć się najgorszy w grupie.
Pełen namysłu cichy pomruk wydarł się z jego gardła, gdy przełknął kąsek i upił łyk wody ze specjalnego pojemnika, który służył do jej przechowywania. Przynajmniej był na tyle rozgrzany, że chłód nie wgryzał się w jego skórę i mięśnie zbyt szybko, mimo postoju.
I love everything
fire's spreading all around my room
my world’s so bright
it's hard to breathe but that's alright
h u s h . . .
hold your breath and feel the tension
devils hide behind redemption
honesty is a one-way gate to hell
Nie przejmował się zbytnio odczuciami innych demonów. Wiedział, że pewnie prędzej czy później rzucą się sobie do gardeł w walce o tą rzadką zdobycz. Jednak mogą to zrobić znacznie później. Każdy z jego tymczasowych towarzyszy miał ułamek duszy artysty. A może zwyczajną chęć utarcia nosa zabójcą? Kto tam wie, ważne że ich dusze i intelekt mają większą głębość od tych, które posiadała ta para demonów, którą poznał Edo.
Dzisiejszy akt, zamierzał rozpoczął bardziej kuriozalnie, aniżeli do zwykłego skakania po drzewach. Mając cały czas samurajską maskę kabuki na sobie, z naciągniętą klapką na oczy, tak by ukryć ich czerwień, zamierzał wykorzystać swoją naturalną ogładę i umiejętność prowadzenie konwersacji jaką wykorzystywał w pracy takamochi oraz najważniejszą dla ludzkiego gatunku rzecz jaką był pieniądz, by dowiedzieć się od jednego z mieszkańców wioski na temat najbliższej okolicy. Tras, kierujących w kierunku wschodnim oraz dobrego miejsca na niej do przeprowadzenia spektaklu. Jednocześnie, chciał mieć oczy z tyłu głowy, na wypadek, gdyby "bohaterska" obstawa jedynie udawała swoją nieobecność. I szykowała jakąś brudną sztuczkę, niepasującą kompletnie do ich roli w tym spektaklu.
- Pamiętajmy, że nie jesteśmy na swoim terytorium i nie tylko demony mogą być nam wrodzy - Zauważył, stwarzając pewną hipotezę kto mógł stać za atakiem w środku dnia - Albo ktoś zwyczajnie wlazł do leża, a biorąc pod uwagę krzyk za długo to nie potrwało.. Jeśli jeszcze by żył, zakładałbym że nadal by krzyczał z cierpienia. - Stwierdził chłodno, kalkulując każdą możliwość, teraz na pewno mu nie pomogą bo marnują czas na dyskutowania kiedy wymagana była szybka decyzja.
- Nie znam tych terenów zbyt dobrze, nie chce tego mówić ale nasza powinność każe nam iść dalej.- Powiedział z niesmakiem, spoglądając spokojnie złotymi ślepiami na swoich towarzyszy. Bolało to, że porzucają osobe w potrzebie, jednak mieli do wyboru błąkanie się po nieznanym lesie albo wykonanie swojej misji.
Takashi od tego momentu, zwiększył swoją czujność i przygotował górą część ubrania tak aby łatwo było ją szybko zerwać w razie potrzeby by otworzyć się na zmysły.
Od rzeźbienie deski utwardzonym paznokciem przechodziły go przez długi czas ciarki i irytujący ból wbijających się drzazg. Nim nabrał względnej wprawy oraz nie postanowił cisnąć figurki proszącej go o zakończenie jej żywota, słońce niemal zaszło. Mając już dość siedzenia, wystawił lekko rękę przez wejście. Może akurat się tak złoży, że promienie słoneczne nie będą już na tyle silne by dalej go tu trzymać. Cóż, na demony pewnie podziała choćby najdrobniejszy słońca blask. Ale co mu szkodzi? Może akurat będzie mógł wyjść na zewnątrz w trakcie zachodu słońca?
Tak czy siak, czy się sparzył czy też nie, gdy mógł ruszyć - ruszył. Założył swój kapelusz, otrzepał się z kurzu jak i drewnianych otrębów. Spojrzał jeszcze raz na autystyczną figurkę spod swej ręki i ta chwila sprawiła, że w zasadzie czemu by jej tak nie zabrać ze sobą? Zawsze to jakaś... pamiątka. Zapakował ją ostrożnie do swojej torby, uważając na pozostałe pakunki, założył no i wyszedł. W końcu po co więcej owijać w bawełnę owijać tą kwestię? Plan odwiedzenia miasta zapewne leżał nie tylko w jego zamyśle, pytanie tylko czy plan jego oraz drugiego demona były jakoś powiązane. Nie no, oczywiście że muszą być powiązane! W końcu cel jest ten sam. Jaki więc Oto miał plan? Kurwa sprytny.
Kolejny postój według jego wyliczeń powinien być już ostatnim, jeśli przyspieszą tempo. Saiyuri również liczyła na to. Szkoda tylko, że tak długo zajmowało im sama zabawa w spożywanie posiłku. Tutaj priorytetem powinien być czas, a czasami niektórzy o tym zapominali. Byli na misji, a nie na jakiejś wycieczce.
- Dość dużo. Trochę to podejrzane, ale czasami lepsze to niż nic – powiedział Shōtarō przygotowując swój miecz. Musiał być pewny, że Inazuma jest w stu procentach gotowa. Odpowiednio wyczyścił ostrze oraz je nasmarował olejem, aby jego cięcia były jeszcze lepsze.
- Hmm? – rzucił ciemnowłosy, na pytanie Saiyuri i kiedy nadstawił ucho, to rzeczywiście. Słyszał czyjś krzyk. Demony?
- Nic nie widzę. Zbyt dużo drzew, a pomiędzy nami, a nimi raczej nie ma niczego podejrzanego. Muszą być gdzieś głębiej – powiedział zabójca demonów, patrząc w kierunku wskazywanym przez Kuroyami. Czyżby pułapka?
- Wszyscy mają rację. Nie mamy czasu zajmować się rozpraszaczami. Może być to próba ataku, bądź cokolwiek innego. W każdym razie już po wszystkim, a my tylko tracimy czas – powiedział chłodnym tonem Tachibana, chowając swoje ostrze do pochwy. Może i było to bezduszne, czy brutalne, ale w tym momencie nie mieli czasu na zabawę w bohaterów. Musieli być jak najbardziej efektywni.
- Idziemy. Musimy przyspieszyć tempo. Już i tak zbyt wiele czasu straciliśmy – powiedział Tachibana. Nie miał zamiaru bawić się w dowódcę, ale ktoś musiał wydać konkretne zarządzenie. Najwidoczniej padło na niego. Jego oczy cały czas przeczesywały teren w poszukiwaniu jakiegokolwiek zagrożenie. Ręka już praktycznie spoczywała na katanie.
Krew marechi nie była szczególnie motywująca. Oczywiście, nie mogłaby zignorować tej istnej ambrozji wśród całej dostępnej krwi, ale wolała nieco bardziej staromodne sposoby dochodzenia do siły. Dalej miała w sercu poważny niesmak po spotkaniu swojego stwórcy, a następnie po masakrze z Edo. Najchętniej nie brudziłaby sobie rąk, ale wśród demonów urodzenie definiowało tylko kilka drobnostek, prawdziwa władza brała się z siły. Dlatego też musiała się mierzyć z zabójcami, spotykać ich, poznawać sposób walki, a następnie ich niszczyć. Sukcesywnie, jednostka po jednostce, krok po kroku, aby stać się znaczącą figurą na tej szachownicy. Nigdy nie będzie królem, ale nie musiała stawać się najdelikatniejszym celem. Musiała móc radzić sobie sama nawet w najgorszym piekle.
Nie wybierała się nawet do wnętrza wioski w czasie nocy, mało interesowali ją mieszkańcy tego zaścianka. Zwykli ludzie, nawet nie liczyła na spotkanie kogoś na tyle inteligentnego, by móc porozmawiać na poziomie. Jedynie kto, to Taishiro mógł jej to zapewnić, ale z nim i tak utnie sobie pogawędkę jak będą po pracy. Kiyo postanowiła udać się na samotny spacer po lesie, szukając czegoś interesującego. Zimowa aura sprzyjała takim jak ona, z powodu dłuższej nocy. Niemniej cały dzień i tak musiała przesiedzieć w obskurnej chacie.
[color=#990451][/color
Może to co usłyszeli zabójcy było rozpaczliwym krzykiem przerażenia, ostatnią szansą na ratunek jakiegoś nieszczęśnika uwięzionego w głębi lasu. Misja okazała się ważniejsza i czy ktokolwiek mógł ich winić o taką, a nie inną decyzję? Ruszyli więc dalej nie mitrężąc więcej czasu na czczą gadaninę i puste dywagacje nad tym, czy ktoś tam tracił życie, czy może była to tylko zbiorowa halucynacja mająca zasiać w nich ziarno zwątpienia. Dalsza droga zleciała im szybko i bez większych problemów. Cel był jasny, słońce wędrowało po niebie by w końcu zacząć chować się za horyzontem, a oddział dalej wędrował utrzymując ładne tempo.
Na skraj osady zawędrowali już po zapadnięciu zmroku. Mieszkańcy w większości skryli się już w swoich chatach, a przybysze zdawali się być pozostawieni sami sobie. Tu i ówdzie ktoś taksował ich wzrokiem, ale skoro nie zaczęli siać śmierci i zniszczenia uznano ich za tych dobrych. Czy może raczej mniejsze zło. W każdym razie oddział nie musiał długo szukać domu swojego celu - jeden z kruków poderwał się i krakaniem wskazał domostwo leżące na obrzeżach wioski. Choć biorąc pod uwagę brak czegoś takiego jak centrum osady, to dom stał po prostu na uboczu, z rozległą łąką ciągnącą się na tyłach. Widać było że w budynek włożono dużo pracy - był duży, nawet w świetle księżyca prezentował kunszt rzemieślników. Jedynie wątłe światło zdradzało, że w środku ktoś jest. Tuż po kruczej serenadzie drzwi otworzyły się, a na powitanie wyszła wam wysoka postać.
- W końcu przybyliście! - zawołała Hana z westchnieniem ulgi. Głos miała roztrzęsiony, a ruchy niezdarne. Z bliska mogliście dostrzec, że była piękną kobietą. I czas przeszły był tu jak najbardziej na miejscu. Rozdarte serce, oczekiwanie w strachu na przybycie eskorty do bezpiecznego miejsca w której jej dzieci będą miały szansę dorosnąć i pójść w ślady ojca. Była pewnie przed trzydziestką, ale wydawała się znacznie, znacznie starsza. - P-przepraszam... Jestem Hana i pewnie już wszystko wiecie. Po prostu cieszę się, że już tu jesteście. - zatrzymała się na chwilę, taksując ich wzrokiem. Nie oceniała postaw czy sił, tylko jakby szukała wzorca. Aż w końcu połączyła kropki. - Wy... Wy wszyscy jesteście... - głos uwiązł jej w gardle. Opanowała się, wskazując ręką otwarte drzwi. - Wchodźcie, kolacja czeka. - przepuściła was, zamykając pochód do wnętrza domu. Pomieszczenie było duże, a powietrze wypełniała wisteria. Jej zapach na zewnątrz był ledwie przedsmakiem tego, co działo się w środku. Dom był do niej bardzo podobny, piękny w każdym calu, a jednocześnie martwy wewnątrz. Choć ogień w palenisku płonął, to trzaski nie kojarzyły się wam dobrze, z iskrami wzbijającymi się ku niebu, z ciepłem potraw i radością wspólnie spędzonego czasu. To miejsce było grobem. To oni? Dziecięcy szept spłynął z głębi korytarza jak mgła.
- Michio, idź spać! - zawołała nagle patrząc gdzieś w głąb korytarza. Blond czupryna zniknęła szybko zza drzwiami. - Przepraszam, kazałam im się wyspać przed drogą. - powiedziała łagodniej. - T-to jaki macie plan? zapytała i zamilkła, obejmując się w talii rękami. W korytarzu leżały już ułożone paczki, gotowe do drogi. Skromny dobytek, ale patrząc po ich ilości to każdy zabójca będzie miał co nieść lub kogo pilnować.
Harce rozpoczęte wieczorową porą rekompensowały z nawiązką konieczność przeczekania dnia. Co prawda dzień był tu całkiem pochmurny, a okolica drzew i ogólna posępność miejsca sprawiały wrażenie, że demonom nic nie grozi nawet na słońcu... Każdy z nich wiedział jednak, jak naiwnym byłoby wyjście z kryjówki. Poparzenia nie były niczym przyjemnym. Dopiero pod osłoną nocy trójka potworów ruszyła, każdy w w swoją stronę - jak przystało na grupę indywidualistów.
Zaczynając od rosnącej sławy ludzkiego miasta, panny Kiyo. Zupełnie nie zainteresowana maluczkimi żyjącymi w tym zaścianku wyruszyła na wyprawę po okolicznych lasach. O tej porze roku nie towarzyszyła jej piękna sceneria, a odgłosy nocnego życia przypominały jej o nieustannej walce toczonej przez wszystkie stworzenia. Drapieżniki polowały, ich ofiary starały się przetrwać. Najbliższy czas miał być podobny. Poza tym miała okazję poznać nieco ścieżki wijące się wśród drzew, zauważyć miejsca w których bardzo ciężko byłoby ją dostrzec - gdyby oczywiście trwała bezruchu i schowała dumną prezencję w kieszeń. Najciekawszym miejscem była polana skryta wśród drzew - pełna rozciętych na połówki i ćwiartki głazów, zniszczonych kukieł treningowych. Gdy księżniczka znalazła się w tym miejscu od razu poczuła jak włosy na całym ciele stają jej powoli dęba. Nie ze strachu, tego uczucia nie znał boski wybraniec... Przypominało to raczej moment tuż przed uderzeniem pioruna.
- K-kto... - szepnął ktoś cicho do jej ucha. Głos bez tonu, głos bez głębi, a jednocześnie pełen emocji. Niepokoju i lęku. Nawet jeśli Kiyo się odwróci, nikogo nie zobaczy. - Odejdź... - nakładające się na siebie głosy zderzył się na przeciwległym końcu polany i zniknęły szybciej niż rozbrzmiały.
Jego towarzysz miał więcej szczęścia, czy to z racji stroju, szczęśliwej gwiazdy czy może zwykłego przypadku. Artysta roztaczał bowiem wokół siebie niezwykłą aurę niezdrowej ciekawości. Choć każda komórka ciała mogła stroszyć się i wyrywać do ucieczki, jasno czując z kim, a raczej z czym ma do czynienia, tak ludzki umysł potrafił wyprzeć pierwotne instynkty i znaki ostrzegawcze. Może to jego urok, a może to
- Kim jesteś? - Pierwsze słowa nie zdradzały, by się go bała, głos miała spokojny. Może tylko delikatnie zdenerwowany.
Kwestie organizacyjne:
- Kolejność odpisów: dowolna
- Czas na odpis: 12.02.2022 godz 8:00
- Wszelkie pytania proszę na discordzie/pw
- Macie jeszcze przed sobą jakieś pół nocy do nastania świtu, możecie spać, polować, udać się w drogę do Yonezawy... Co tylko chcecie. W kuchni macie wszystko czego dusza zapragnie, Hana ostatnie dni spędzała na gotowaniu i pakowaniu dobytku.
"Wy... Wy wszyscy jesteście..."
Na te słowa lekko się uśmiechnęła do niej i delikatnie skinęła głową na potwierdzenie domysłów kobiety. Wchodząc do środka rozejrzała się po wnętrzu. Zapach wisterii uderzył dopiero teraz swoją ostrością. Podejrzewała że dla kogoś z wyczulonym węchem to musiałoby być ostre pierdolnięcie. Zajęła miejsce przy stole w oczekiwaniu na pozostałych. Spojrzeniem omiotła wszystkie pakunki, które czekały pod ścianą. Zmrużyła lekko powieki i opierając łokcie na blacie, splotła ze sobą dłonie. Po czym przyłożyła usta do nich, fioletowe oczy śledziły poczynania zestresowanej wdowy. - Dziękuję.. - odezwała się gdy dostała porcję ciepłego posiłku. Widząc blond czuprynę w z oddali aż dech jej zaparło, młody wyglądał niczym miniaturowa wersja ich poległego towarzysza. Ciepła strawa była akurat tym czego teraz potrzebowali.
"T-to jaki macie plan?"
Wzięła głębszy wdech układając myśli w głowie. - Shoto rozwiń proszę swoją mapę na stole.. trzeba dobrze to wszystko rozplanować. - odezwała się ze spokojem w głosie. - Droga do Yonezawy zajmie nam około 7 dni.. jeśli nie natrafimy na żadne trudności po drodze. - zaczęła równie opanowanym tonem. - Musimy się liczyć z najgorszym.. że trafimy na demony. Nie mogą się poruszać w dzień, ale my też nie możemy funkcjonować przez całą dobą. Może rozsądniej byłoby podróżować nocą a odpoczywać za dnia? - to było pytanie do pozostałych piorunów. - Jedno z dzieci jest Marechi.. będzie przyciągać okoliczne demony.. ale z tym się liczymy.. mamy przy sobie specjalną maść z wisterii dla maluchów i dla ciebie Hana. To jako dodatkowe zabezpieczenie. - powiedziała ze spokojem zwracając się teraz do gospodyni domostwa. - Przykro mi to stwierdzić, ale nasza misja polega na bezpiecznym eskortowaniu Ciebie i dzieci do Yonezawy.. a żeby tego dokonać, nie możemy marnować energii na taszczenie ze sobą pakunków. Sama widzisz że mam przy sobie bardzo nie wiele. I będziemy musieli cię poprosić abyś wzięła ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy.. coś co nie będzie ciebie zbytnio obciążać.. po rzeczy można przysłać kogoś innego, gdy wy już będziecie bezpieczni. - jej głos był spokojny ale nie brakowało w nim stanowczości. - Wiemy że sytuacja jest dla ciebie wyjątkowo ciężka ale mamy nadzieje że rozumiesz.. - kontynuowała ze spokojem patrząc na kobietę. - Zrobimy wszystko co w naszej mocy, abyście byli bezpieczni.. - dodała na koniec. Po czym zwróciła swoją uwagę na pozostałych w oczekiwaniu na wspólne dogadanie co do podróży i tego jak ma ona przebiegać. Czy będą wracali tą samą, już sprawdzoną trasą? To miało sens, ale wolała żeby każdy się wypowiedział.
Pomimo tego że byli w bezpiecznym miejscu to nadal starała się wyostrzyć swój słuch na tyle na ile tylko potrafiła. Nie zamierzała opuszczać swojej gardy ani na chwilę.
- Nichirin:
- KIRO
Ostrze katany jest jasno złotego koloru. Pochwa miecza jest czarna, Tsuba jest koloru złota i ma wyrytego smoka oplatającego się w koło. Rękojeść katany opleciona jest czarnymi, jedwabnymi pasami, niegdyś oplatającymi rękojeść katany jej brata.
- Mori:
Chatę Hany odnaleźli dość szybko. Ciemnowłosy nie wiedział czego oczekiwać po tym jak drzwi się otworzą, ale nie dawał po sobie poznać niczego. Hana wyglądała na osobę, która przeszła bardzo wiele, w dość krótkim odstępie czasu. Dostrzegał świeże zmarszczki, siwe włosy czy cienie pod oczami. Kobieta znajdowała się w naprawdę ciężkim położeniu, a oni musieli jej pomóc wyrwać się z tej matni. Tachibana tylko kiwnął głową. Nie wiedział co miałby jej powiedzieć. Najlepiej jakby zajęła się tym Saiyuri. W końcu obydwie były kobietami i z tego co już widział to Kurayami zaczęła działać.
Tachibana wszedł za senpai do środka i w nozdrza od razu uderzył go mocny zapach wisterii. To co było czuć przed wejściem było nieporównywalne do tego co było w środku. Niebieskooki rozejrzał się po domostwie. Było śliczne, ale jakieś puste. Brakowało tutaj czegoś. Jakiejś cząstki, która została wyrwana z tego domu, jak z Hany i jej dzieci. Kiedy usłyszał cichy głos jego wzrok zdołał złapać blond czuprynę dziecka, które szybko zniknęło z ich pola widzenia. Jego uwadze nie umknęły też pakunki. Shōtarō westchnął. To z pewnością będzie ciężki temat.
- Dziękuję – odparł, siadając obok Sai. Był cichy, ale cały czas w gotowości. Atmosfera jaka panowała w wiosce była niezbyt przyjemna.
Kiedy padło zapytanie o plan, to Saiyuri przejęła inicjatywę. Pozwolił jej działać z dwóch powodów. Była jego senpai, to po pierwsze. Po drugie, że jak już się rozgada to nie było możliwości, aby wejść jej w słowo. Dlatego najlepszym rozwiązaniem było siedzieć cicho, albo czekać na swoją kolejkę.
- Proszę – powiedział, rozkładając mapę, którą miał cały czas przy sobie. Niektórzy tego nie doceniają, ale możliwość odpowiedniej logistyki była naprawdę przydatna. Zwłaszcza w sytuacji taka jak obecna.
-Jest to dość rozsądne, jednak musimy wziąć pod uwagę fakt, że będziemy ścigani. Ciężej jest uciekać, więc zawsze dochodzi możliwość starcia. W takim przypadku nie możemy jednocześnie walczyć i chronić ciebie i dzieci. Będziemy musieli wyznaczyć osobę, która z wami się wycofa, gdy reszta zajmie się demonami. Możemy też pomyśleć o mniej uczęszczanych traktach. Takich, o których demony nie pomyślą. Masz jakiś pomysł Takashi? – powiedział Shōtarō, zwracając się na koniec do kolegi, z którym podczas podróży przeglądali mapę. Trzeba było mieć plany na różne możliwości, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jak dojdzie do konfliktu, to wszystko może się bardzo różnie potoczyć.
"Zobaczymy, jak bardzo przydasz się dziś tu. I czy będziesz cicho, czy drzeć się niczym wół."
Demon ukłonił się delikatnie mówiąc udawanym, twardym męskim głosem:
- Me miano Matsuura Makoto. Jam podróżnik z Kioto. Co traktem wędrował pośród gór, lecz zapodział szlak dróg. Teraz błąkam się po nocach i dniach, szukając prawdy o lasach ciemnych niczym kruk. Lecz ludzie dziwnie chowają przede mną swe liczę. Jakby strach maski mej, był niczym krwawa mara. Co niczym zaraza wypełnia jej skaza...
Mężczyzna zrobił drobny piruet nie spuszczając oczu z dziewczyny:
- Co zaś porabiasz ty biedna pani, w tą ciemną lutową noc? I czy będziesz łaskawa wskazać mi tą prawdę oraz inne o które raczę zapytać, za którą otrzymasz tuzin srebra monet?
Taishiro przyjrzał się uważnie twarzy kobiety będąc świadomy istotności momentu tej chwili. Jeśli nie będzie łaskawa przyjąć jego łaskawości, weźmie udział w tej sztuce w zupełnie innej roli, aniżeli przypadkowego przechodnia o morzu pełnych informacji. Jednak nie zawsze każdy jest na tyle mądry, by przyjąć szczęśliwe zakończenie. Wpychając się w wir gorszego, znacznie mniej litościwego.
Niemniej zmrużył oczy i uśmiechnął się łagodnie do Hany, skłaniając się jej w geście przywitania. Zignorował na tę chwilę jej nerwowe zachowanie, mając jedynie nadzieję, że w razie kłopotów nie rzuci się prosto w paszczę demonów próbując uciec. Nie takie rzeczy się słyszało od tych, którzy często zajmowali się eskortowaniem ludzi. Nawet Keiha nie był pewien czy by przetrwał oglądanie tak żałosnej śmierci na własne oczy.
Wnętrze śmierdziało, jakby każdy jego skrawek obłożono kadzidłami i olejkami z wisterii. Czy Hana naprawdę uważała się za tak ważną, że przy pierwszej okazji demony oblężyłyby jej dom i pożarły ją oraz jej dzieci? A może po prostu paranoiczny lęk ją skłonił do tak skrajnych zachowań? Jedno było pewne - ci wysoko postawieni robili dużo absurdalnych rzeczy. Na większość demonów wystarczyłoby zdecydowanie mniej, by dwa razy zastanowiły się nad postawieniem tu stopy.
Albo to on nie widział całego obrazka, będąc z zewnątrz. Kto wie, może demony co noc czaiły się pod domem biednej Hany i tylko czekały, aż woń wisterii wywietrzeje na tyle, by mogły zaatakować. Nie jemu oceniać... co oczywiście nie oznaczało, że nie zamierzał tego robić w swoim umyśle. Szczególnie po tygodniu absurdalnie nudnej, monotonnej podróży, podczas której jedyną rozrywką było gotowanie i ten krzyk, który wcześniej usłyszeli w oddali.
Usłyszawszy dziecięcy głos odwrócił się i pomachał w jego kierunku, nim dwójka maluchów została przegoniona do snu przez matkę. Następnie dołączył do towarzyszów, lustrując wzrokiem paczki. Musiał przyznać, że było ich zaskakująco mało, ale i tak skrzywił się w środku na perspektywę taszczenia czegokolwiek więcej niż swoją torbę. Na szczęście dla niego, głos Saiyuri sugerował, że nie zamierzała pozwolić kobiecie wziąć wszystkiego. Całokształt jej planu również wydawał się wcale nienajgorszy; między obozowaniem a podróżowaniem nocą z marechi pod pachą, lepiej już być w ruchu i uniemożliwić demonom otoczenie ich pod osłoną ciemności.
Jeśli jakiekolwiek jedzenie zostało mu zaoferowane, grzecznie go odmówił. Nie to że nie był ani trochę głodny, ale trudno było mu się zmusić do jedzenia nieprzygotowanych przez siebie posiłków. Rzadko mu smakowały, a nie lubił nie czuć przyjemności z jedzenia. W końcu nie byli aktualnie w żadnej kryzysowej sytuacji.
- Hmm, Saiyuri-san ma rację. Z marechi pod opieką lepiej być nocą w ruchu, niż dać demonom czas na otoczenie nas i atak z zaskoczenia, gdy większość śpi. Na dodatek i tak już pół nocy za nami, więc zamiast wyruszać niewyspani z samego rana możemy zacząć przygotowania do podróży po południu - skwitował plan zabójczyni. - Z pakunków najlepiej wziąć odzież na zmianę na czas podróży, wodę i prowiant, który wytrzyma trochę dłużej. Och, no i coś do przykrycia się, bo pewnie będziemy musieli trochę spać na otwartej przestrzeni. Nie ma nic gorszego niż podróżowanie nocą po odmrażaniu sobie tyłka cały dzień... - Brr! - Chociaż nie jestem pewien czy jedna osoba wycofująca się z Haną-san i dziećmi to dobry pomysł, bo co jeśli wpadnie wraz z nimi na kolejne demony, silniejsze od poprzednich? Zawsze są na to jakieś szanse, prawda? Wtedy ta osoba będzie musiała na raz bronić i walczyć. Ale w sumie to nie wiem czy mamy jakieś lepsze alternatywy... - Przygryzł koniuszek lewego kciuka, rozważając wraz z pozostałą trójką ich sytuację.
On na pewno nie chciałby zostać wytypowany do wycofania się z kobietą i jej dziećmi. W końcu w razie ich śmierci to na niego spadłaby odpowiedzialność, a że nie był zbyt silny, to cóż... Może potrafił być przekonywujący, ale nie oznaczało to, że zamierzał się pchać do tak ryzykownej roli! Już wolałby zostać i walczyć z demonami. W obu sytuacjach i tak potencjalnie groziła mu śmierć, ale w tej drugiej przynajmniej nie walczyłby sam, a więc miałby większą szansę na przetrwanie.
I love everything
fire's spreading all around my room
my world’s so bright
it's hard to breathe but that's alright
h u s h . . .
hold your breath and feel the tension
devils hide behind redemption
honesty is a one-way gate to hell
- Hm? - Mruknęła, kiedy pierwsze słowo dotarło do jej uszu. Przecież wąchała powietrze, gdyby był tutaj jakiś człowiek, raczej powinna była o tym wiedzieć. A może jej zmysły wciąż nie były tak ostre jak myślała i pod tym względem nadal bliżej jej było do zjadaczy ryżu. Rozejrzała się po okolicy, ale nie udało jej się nikogo dostrzec, co ją zaskoczyło. Jak to było możliwe, czy trafiła na tropiciela?
- Skoro tak mówisz. - Przewróciła oczami, czując mieszankę znużenia i irytacji. To miał być spokojny spacer, miała spotkać myśliwych, albo zagubionych ludzi... Zamiast tego trafiła na to. Miejsce przypominało polanę treningową, ale miała wrażenie, że jest opuszczone, nawet jeśli słyszy głosy. Rozejrzała się ponownie, szukając kogoś lub czegoś, co mogłoby pomóc jej wyjaśnić zaistniałą sytuację.
Jeśli nic nie znalazła, to złapała mocno za pas i rzuciła się biegiem na przeciwległy koniec polany, szukając wszystkimi zmysłami potencjalnych pułapek po drodze. Nie chciała przecież dać się nadziać zanim wyruszą w pościg, a odrobina zdarzeń raczej jej nie zaszkodzi, chociaż kto wie, może zaraz będzie pluć sobie w brodę, że nie była ostrożniejsza.
[color=#990451][/color
Tak też postanowił spróbować złowić jeszcze kilka osób nim rozejdzie się wieść o jego dziwnym "zachowaniu", gdy ujrzał sojusznika łapiącego jakieś dziewczę na aktorskie sztuczki. Stał przez moment wryty z zażenowania. To on wnosi się na wyżyny swojej manipulacji i sztuczek rzemieślniczych, literalnie próbując zmienić gówno w złoto, aby znaleźć człowieka o którym słuch może zaginąć i nikt się nie zorientuje, a on po prostu łapie pierwszą lepszą dziewkę tanim podrywem. I to działa. To działa jego mać! Chciałby podejść i zapytać wprost "jak" szarpiąc go za fraki, ale tak nie postąpił. Zresztą nie miał nawet pewności czy miałby je skierować do niego czy też może do siebie. Po chwili postanowił odejść nie chcą przypadkiem zepsuć mu polowania - bądź co bądź, lepiej będzie gdy zabójcy w trakcie walki skupią się na kimś silniejszym. Najedzony będzie znacznie trudniejszy do pokonania a nóż ich robota pójdzie z płatka.
Tylko co by tu mógłby jeszcze Otosuke zrobić przed powrotem do kryjówki... w sumie to już wiedział. Ba, nawet czuł. Dom w którym skrywał się marechi był jego celem. Jednak odpuścił sobie wbicie do środka - wyczuwalna atmosfera podpowiadała, że musieli już przybyć zabójcy. Mówi się trudno i obojętnie wzruszył ramionami. Skoro nie miał szczęścia wcześniej to niby czemu teraz miałby mieć? Poprawił swój kapelusz i udał się w drogę powrotną do kryjówki.
- Nie ma wielu alternatyw - Odpowiedział spokojnie, rozciągając mapę - Musielibyśmy nałożyć wiele dni drogi, aby całkowicie zmienić trase którą mielibyśmy podążać, a w tej perspektywie będzie to bardziej niebezpieczne niż podążanie głównym traktem. - Mówił pokazując po kolei wszystko na mapie, aby utrzymać w pewności Hane, że wiedzą co robią oraz dla czystej informacji swoich towarzyszy - Jednak zdołalibyśmy odbić lekko od dotychczasowego szlaku, aby nie podążać bezpośrednio nim, a obok niego kosztem jedynie komfortu, a nie czasu na którym bardzo nam zależy. - Wyjaśnił, tak czy inaczej czekała ich długa droga, jednak dzięki temu mogli uniknąć potencjalnych pułapek jakie demony mogły na nich zastawić, oczywiście jeśli te się po nich pofatygują.
- W całym rozrachunku będziemy podróżować sześć dni, a siódmego będziemy u celu.. Niestety większość noclegów będziemy musieli odbywać w dziczy, tylko dwa razy będziemy przechodzić przez jakąkolwiek osadę. - Dodał, podsumowując wszystko i oddając Shotaro mapę nie mając już nic więcej do powiedzenia oraz pokazania, wiele razy analizował ich trasę więc doskonale wiedział, że naprawdę nie ma zbyt wielu rozwiązań. Mógł mieć tylko nadzieje, że uspokoiło to żone Tsuny w ten czy inny sposób.
- Co do sposobu eskorty.. - Zaczął w swoim standardowym tonie - Zgadzam się, że jedna osoba bez względu na sytuacje powinna znajdować się obok, nawet dla spokoju ich ducha. - Odparł, nie był pewny która persona z grupy byłaby odpowiednia do takiego poważnego zadania, jak bezpośrednia obrona rodziny w razie zagrożenie, zapewne ustalą to dziś w swoim gronie już poza Haną, aby nie dokładać jej dodatkowych zmartwień potencjalną dyskusją na temat swoich umiejętności. - Wycofanie nie powinno być zbyt dalekie, aby reszta grupy mogła w razie potrzeby zareagować gdyby faktycznie demony gdzieś miały się dodatkowo zaczaić. - Zakończył wywód.. Nie mając nic już więcej do powiedzenia, a gdy tylko zostały omówione dodatkowe szczegóły i decyzje, dokończył ciepły posiłek.. Zapewne w późniejszym oczekiwaniu miał zamiar porozmawiać z Haną, uspokoić ją w paru kwestiach i złapać jakikolwiek kontakt by czuła się z nimi pewniej.. No i wypadałoby poznać te dzieci, które mieli eskortować.
Kondolencje przyjęła cicho, z ledwo widocznym nowym smutkiem w oczach. Strata była potężna i świeża, nie potrafiła nad nią przejść. Wysłuchała zebranych mizunoto podczas omawiania planu, pozwalając wam uzgodnić szczegóły i zgodziła się na nie bez podważania żadnego aspektu. Chciała po prostu odejść z tego miejsca i zapewnić dzieciom bezpieczeństwo.
- Oczywiście, paczki poczekają. A co do drogi to dwa dni drogi stąd jest rozwidlenie - jedna ścieżka jest mniej używana i może będzie na niej spokojniej. - odpowiedziała. - A teraz wybaczcie, idę spać wiedząc że jesteście obok. Wisteria się już prawie skończyła, ale oto jesteście. - jej głos był pełen smutku, ale też i odrobiny nadziei. Opuściła was szybko idąc do sypialni. Ostatnie noce pewnie spędziła bezsennie, czekając na atak lub ratunek. W końcu mogła odpocząć.
Zostaliście jeszcze by omówić plany, upewnić się co do bezpieczeństwa domu - wszystko wskazywało na to, że jest bezpiecznie. Nie pozostało wam nic innego, niż udanie się na zasłużony odpoczynek przed najgorszą częścią misji...
Choć nie zakładaliście tak wczesnej pobudki, to Takashi został wyrwany z objęć morfeusza. Dosłownie. Ktoś dźgał go palcem prosto w policzek. Słońce nie śmiała wpadało do pomieszczenia, prosto na blond anioła. Mała dziewczynka o pięknych, niebieskich oczach patrzyła na zabójcę w skupieniu. Kiedy w końcu oprzytomniał pokazała na swoją pyzatą buzię i powiedziała cichutko jedno słow.
- Boli. - a potem otworzyła usta i wskazała na palcem na wysunięty język i zbliżyła się jeszcze trochę. Chyba próbowała powiedzieć raz jeszcze, że coś ją boli, ale z palcem na języku ciężko było cokolwiek zrozumieć. Takashi patrzył zaś na najzwyklejszą w świecie buzię i różowy język. Jej ciepła, kluskowata rączką zacisnęła się na jego dłoni. - Booo-li. - powiedziała raz jeszcze, głośniej i otworzyła buzię trochę szerzej. I jeszcze odrobinę, i jeszcze trochę... Aż nie rozległo się głuche trzaśnięcie jej zwichniętej żuchwy. Wtedy usta rozszerzyły się ponad to, co potrafi ludzkie ciało a zgłębi jej gardzieli prosto w Takeshiego wystrzeliła pokryta krwią ręka, która chwyciła go za szyję. Dłoń była gorąca, wręcz parzyła jego skórę, a pazury na czubkach palców rozcinały skórę. Nie był w stanie krzyknąć.
Zerwał się z łóżka zlany potem z niemym krzykiem na ustach. Słońce wpadało nieśmiało do pokoju w którym spał wraz z pozostałymi zabójcami. Towarzysze spali jeszcze w najlepsze. To tylko zły sen. Dom był jeszcze cichy i spokojny. Warto zawracać głowę pozostałym zabójcom głupim koszmarem? Nastroje i tak były ciężkie.
Kiedy w końcu obudzili się pozostali, czas było szykować się do drogi.
- To Sakura i Mikio - powiedziała, trzymając dzieci przed sobą. Dwa blond aniołki patrzyły na was nieśmiało, ale chłopak zdawał się bardziej przerażony nieznajomymi. Najchętniej schowałby się za matkę. Sakura zaś uśmiechała się do wszystkich piorunów uśmiechem tak rozczulającym, że nie dało się jej nie kochać. Widać jednak było, że jest zmęczona i smutna, starając się dodać odwagi całej trójce.
- Nie wiem które z nich jest tym... Pechowcem. Są nierozłączni, a ten potwór zginął, nie mówiąc po które przyszedł. To było lata temu. - powiedziała i rozłożyła ręce. Wiedza o tym, że którejś z jej dzieci jest chodzącą ambrozją dla demonów była już wystarczająco przytłaczająca. Nie chciała też pewnie przekonać się o tym, które.
-Weźmiemy tylko zapasy jedzenia i to - wskazała na dwie pary zapieczętowanych butelek - to mikstura z przepisu mojej babci. Zdejmuje z człowieka zmęczenie i dodaje sił. - podała każdemu z was po jednej butelce. Shotaro mógł dostrzec, jak jej ręce delikatnie drżą. - Działa parę godzin, ale niestety na więcej nie starczyło mi składników... - powiedziała ze smutkiem i jakby strachem o waszą reakcję. Chciała pewnie dopilnować, by w razie zagrożenia każdy z was mógł działać na pełnych obrotach.
I tak oto zaczyna się wasza podróż, tuż po południu gotowi byliście wyruszyć traktem. Jeśli faktycznie ktoś planował wokół dzieci roztoczyć ochronę wisterią, to był to najlepszy moment. Jak długo zamierzacie wędrować i gdzie zamierzacie odpocząć?
Dziewczyna była oczarowana nieznajomym. Choć może oczarowana i przerażona jednocześnie to lepsze słowo? W końcu nie co noc spotyka się kogoś tak niezwykłego. W każdym razie jego przemowa zatrzymała ją w miejscu, jakikolwiek by miała wcześniej powód by wyjść z domu, teraz skupiła się na Taishiro.
Z widocznym pożądaniem sięgnęła po wystawione w jej stronę monety. W miejscu takim jak to z pewnością nie było łatwo o tak szybki zarobek. A pokusa była tuż tuż. Dlatego też odbyła z demonem rozmowę, trajkocząc wesoło o wszystkim i niczym zarazem. Z morza słów udało mu się jednak wyłowić najważniejsze informacje. W osadzie mieszkała Hana i dwójka jej dzieci - blondwłose bliźnięta - Mikio i Sakura. Dwa urocze szkraby, gdzie chłopak był zawsze tym bardziej wycofanym, ale matka zdawała się traktować je bardzo po równo. Głowa rodziny rzadko zjawiała się w osadzie, ale wtedy było tu jakby weselej. Teraz zaś, po jego śmierci wszystkich dopadł smutek. Był tym, który nawet w najgorszej sytuacji dostrzegał promyk nadziei. O tym, że Hana szykowała się do podróży było już wiadomo od paru dni. Nikt się jej zresztą nie dziwi, w końcu co ma tu robić sama jedna, w miejscu przypominającej jej o wszystkich szczęśliwych chwilach? A droga to tam, prosto na trakt prowadzi. W jednym czy drugim zagajniku dalej można w spokoju odpocząć, ale kto by chciał po tych chaszczach w taki ziąb chodzić. Droga się rozwidlała dopiero po dłuższym czasie, inaczej to trzeba by się przez las przedzierać żeby na inny trakt wyjść. A komu to potrzebne?
W miarę jak padały kolejne pytania przerażenie zaczęło brać górę. Zbrzydły jej monety, życie było przecież cenniejsze. Było jednak za późno i posłusznie jak cielę prowadzone na rzeź odeszła wraz z Taishiro...
Duet który miał mniej szczęścia w swoich poszukiwaniach finalnie zawitał do wspólnej kryjówki. Choć wędrówka Otosuke była zwykła stratą czasu, tak Kiyo przedzierając się przez chaszcze miała okazję zauważyć kilka miejsc w okolicach osady, w których mogłaby zastawić pułapkę. Tylko w jaki sposób skłonić zabójców do opuszczenia domostwa albo zejścia z zaplanowanej trasy? Cóż, to już problem zaprzątający głowę demonicznej księżniczki. Otosuke nie miał tyle szczęścia poza obserwacją, że wiosce z jednej chaty niósł się cichy szloch straty. Tylko czyj i za kim? Ciężko było powiedzieć.
Natomiast w środku czekał na was wasz towarzysz, który z widocznym zadowoleniem spoglądał na wasze twarze. Na ustach miał jeszcze trochę krwi z ostatniej ofiary ale zdawał się tym faktem nie przejmować.
- Tak, oczekiwanie potrafi zabić. - zaśmiał się głęboko i spojrzał na was raz jeszcze, tylko uważniej. - A gdzie trzeci? - zapytał, jakbyście byli nierozłącznym pakietem który wykupił na tę misję. Machnął ręką i kontynuował. - W każdym razie, zabójcy już tu są. Na trakcie naliczyłem ślady czterech osób, nie maskowali się za bardzo. Przez chwilę nawet myślałem, że usłyszą mój ostatni posiłek. - westchnął przypominając sobie smak tego nieszczęśnika. Zanim się znowu odezwał do drzwi chaty zawitał Taishiro ze swoją towarzyszką. Dziewczyna zdawała się być oczarowana nowym znajomym i bez lęku weszła do środka.
- Oh, miło z twojej strony że przyprowadziłeś deser. - uśmiechnął się do niego mnich. - Umili nam czekanie na ruszenie za nimi... Tylko niech jej zniknięcie nie sprowadzi nam na głowę nieproszonych gości... - zacmokał i spojrzał na pozostałych. Ewidentnie był najedzony.
Kwestie organizacyjne:
- Kolejność odpisów: zabójcy->demony
- Czas na odpis: 16.02.2022 godz 23:59 (jak będziecie tak sprawnie odpisywać, jak nie to dajcie znać, przesuniemy trochę)
- Demony - zdecydujcie co chcecie zrobić z dziewczyną i kiedy (oraz w jaki sposób kierujecie się za zabójcami)
- Zabójcy - jeśli chcecie pogadać jeszcze z Haną i dziećmi przed wyruszeniem, to proszę śmiało, dorzucę taki mikro odpis po waszych postach
- Wszelkie pytania proszę na discordzie/pw
Gdy już obgadali wszystko i wszyscy poszli się położyć ona zrobiła jeszcze obchód po domostwie, sprawdzając wszystkie możliwe miejsca przez które nieprzyjaciel mógł wtargnąć. Po czym poszła się położyć na przygotowanym posłaniu. Kładąc się na brzuchu, wsunęła obie dłonie pod poduszkę i przycisnęła policzek do poszewki poduszki. Czując momentami jak żołądek podchodzi jej do gardła z obawy przed całą tą misją. Nie martwiła się jednak o siebie. Jej obawy krążyły wokół całej trójki cywili. Rozgrywała scenariusze w głowie na wypadek różnych sytuacji. Różnych ilości demonów od całej hordy po jednego bardzo silnego tak jak w ogrodzie w Edo. Palce zacisnęły się na pościeli pod poduszką.
Poderwała się do siadu nagle i przycisnęła poduszkę do piersi, wzrok wbił się w okno pokoju, a raczej to co było za nim. Nic. Kompletna pustka. Myślami wróciła do białowłosego zabójcy, zastanawiając się czy jest bezpieczny. Palce zacisnęły się mocniej na poduszce i wygięła się, rzucając się bezgłośnie brzuchem na swój futon. Westchnęła ciężko, zamykając oczy i powoli odpływając do krainy snów z myślą o swoim ukochanym.
Gdy otworzyła oczy Takashi już nie spał. Powoli zaczęła się ogarniać, razem z szykowaniem się do podróży. Gdy Hana w końcu przyprowadziła maluchy aby je pokazać. Kurayami wyciągnęła z torby specjalną maść. - Hano czy mogłabyś wysmarować swoje pociechy tym? To maść z wisterii, powinno wystarczyć na oba szkraby. Keiha ma też taką samą maść dla Ciebie. Więc też się nią dobrze wysmaruj. Najlepiej zużyj wszystko co jest.. dodatkowej ochrony nigdy za wiele. - powiedziała z łagodnym uśmiechem. Blondynka uśmiechnęła się promiennie do maluchów i podeszła powoli bliżej. Przechyliła lekko głowę w bok zerkając na chłopca. "Miniaturowa wersja Tsuny.. tylko taki nieśmiały.. słodziak.." przeszło jej przez myśl gdy kucnęła przy nich. - Sakura i Mikio, tak? Ja jestem Saiyuri.. bardzo miło mi was poznać.. - powiedziała z lekkim uśmiechem wyciągając w ich stronę dłoń ale powoli i ostrożnie. Zwłaszcza żeby nie spłoszyć wystraszonego chłopca.
- Nie pozwolimy by cokolwiek się wam stało.. macie na to moje słowo.. - głos miała bardzo łagodny, pełen czułości. Sama chciałaby kiedyś mieć takie twa urocze szkraby. Przyjęła od Hany jedną z butelek i schowała ją do swojej torby. Spakowała jeszcze prowiant przygotowany przez wdowę i zajęła się mentalnym przygotowywaniem do podróży. Mieli jeszcze kilka godzin zanim chcieli wyruszyć, decydując się na marsz nocami i odpoczynek za dnia. Planowali wyruszyć na około trzy, cztery godziny przez zapadnięciem zmroku.
Wypoczęta i psychicznie gotowa na podróż, przez całą podróż zamierzała skupić się na swoim słuchu najbardziej. Żeby w porę wyłapać ewentualne zagrożenie. Podróż planowali przebyć w formacji rombu. Gdzie Shotaro był z przodu przed Haną i dziećmi. Takashi zamykał formację idąc za wdową. Zaś Saiyuri szła po prawej stronie od wdowy, gdzie Keiha szedł po lewej stronie od Hany.
- Nichirin:
- KIRO
Ostrze katany jest jasno złotego koloru. Pochwa miecza jest czarna, Tsuba jest koloru złota i ma wyrytego smoka oplatającego się w koło. Rękojeść katany opleciona jest czarnymi, jedwabnymi pasami, niegdyś oplatającymi rękojeść katany jej brata.
- Mori:
Z racji informacji jakie dostałem od graczy, czas na odpis piorunków wydłuża się do końca dnia 17.02.
Demony na odpis mają kolejne 72h czyli do końca 20.02
Po omówieniu planu udał się w ustronny kąt, których w niemal pustym domu nie brakowało i oddał się medytacji by uspokoić ciało oraz umysł, wsłuchując się w swój oddech próbując zrozumieć go jeszcze bardziej - szukając sposobu aby wykorzystać go ponad swoje możliwość. Zapewne z bolącym skutkiem i dużym ryzkiem, jednak musiał być gotowy na taką ewentualność, przeciążenia organizmu w zamian za szanse uratowania siebie oraz innych.
- Boli? - Powtórzy powoli, mrużąc brwi i nadal dziwiąc się, kto go właściwie obudził. No bo kto by się spodziewał, że akurat przyjdzie do całkowicie obcego mężczyzny zamiast do Hany albo choćby do swojego brata, tak dzieci zdecydowanie były dziwne.
- Zaraz pójdziemy do twojej.. - Powiedział, chcąc podnieść swoje nichirin, aby przytroczyć je sobie do boku ale dziewczynka chwyciła go za dłoń, otwierając usta szerzej i szerzej. Zabójca z przerażeniem spojrzał, jak tylko paszcza otworzyła się do nienaturalnych rozmiarów, łamiąc żuchwę niepozornego i niewinnego dziecka. Nim zdążył jakkolwiek zareagować, krwawa ręka chwyciła go za szyje, dusząc go oraz raniąc. Czuł jak pulsujący ból rozchodził się po ciele, zmysły wariowały, a umysł pogrąża się w coraz większej panice. W ostatnim geście wyciągną rękę ku katanie, musiał ją tylko sięgnąć..
I obudził się, tak po prostu.
Spędził ten czas na przygotowaniu ekwipunku, swojego oraz towarzyszy, który tak smacznie spali.. Zjadając samotnie śniadanie, szykując kruka z wiadomością i medytując choć z marnym skutkiem. Ta chwila spokoju pozwoliła mu na pozbieranie myśli.
- Te mikstury mogą się okazać nieocenioną pomocą - Po raz kolejni wysilił się na uśmiech by uspokoić kobiete - To jest więcej niż mogliśmy się spodziewać, doceniamy wasz wysiłek. - Dodał po chwili, zostawiając dzieci Sai by samemu udać się na strone by uspokoić myśli.
Gdy tylko znalazła się chwilka czasu, a dzieci nie było w pobliżu. Takashi zapytał o demona który zaatakował ich rodzinne przed laty, naturalnie przepraszając za przywoływanie złych wspomnień.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale lepszy taki plan niż żaden. Najważniejszą kwestią jest by działać na spokojnie i nie poddawać się panice. Jest ona naszym największym wrogiem zaraz obok tych gnojków, a równocześnie wodą na ich młyn – powiedział Shōtarō. Głos miał spokojny i wyważony. Nie chciał bawić się w optymistę czy też pesymistę. Po prostu musieli do tego podejść jak do zadania i zminimalizować wszelkie problemy czy niedociągnięcia. Tyczyło się to również jego. Nie chciał być tym, który zawiedzie, czy przez którego zginie jeden z jego towarzyszy.
Przed snem oczyścił jeszcze umysł krótką sesją medytacji. Wiedział, że to może być ostatnia szansa na tego typu rzeczy, więc chciał ją wykorzystać. Marzyła mu się filiżanka herbaty, lecz o tej godzinie raczej już nie wypadało bawienie się w takie rzeczy. Kiedy wrócą postawi im wszystkim.
Sen był dość krótki i bardzo nijaki. Praktycznie nic z niego nie pamiętał, a kiedy się obudził to zauważył, że Takashi i Saiyuri byli już na nogach. Tachibana czym prędzej się ogarnął i zaczął przygotowywać do wymarszu. Właśnie sprawdzał Inazumę kiedy przybyła Hana wraz z dziećmi. Ciemnowłosy dokładnie je obejrzał, aby zapamiętać ich wygląd w razie jakiegoś problemu. Musiał reagować jak najszybciej, a zapamiętanie wyglądu w tym mu pomoże.
- Żadne z nich nie jest pechowcem – rzekł Shōtarō i nawet uśmiechnął się do dzieciaków. Chłopak o dziwo był bardziej wycofanym z tej dwójki, zaś dziewczynka była tą bardziej rezolutną i z pewnością sprawiającą więcej kłopotów. Trzeba będzie ją mieć na oku, aby nie podchodziła do obcych. Mogła być zbyt ufna. Hana również denerwowała się tym wszystkim. W końcu mieli w końcu opuścić ten dom. Nic więc dziwnego, iż jej ręce drżały, kiedy przekazywała im mikstury. Takashi przejął dary od pani domu, zaś Sai dała im przygotowane maście, które miały im pomóc. Tyle ile o ile.
Lekko przewrócił oczami kiedy Kurayami bawiła się w starszą siostrę. Było to urocze, lecz jest ostatnie słowa delikatnie go zirytowały. Popełniła błąd. Kiedy Na chwilę zostali sami zwrócił jej na to uwagę.
- Nie powinnaś składać tego typu obietnic. Nie wiemy co się stanie i czy nikt nie zginie. Potem będziesz się obarczać winą, bądź to ciebie będą oskarżać iż nie dotrzymałaś obietnicy. Czasami lepiej powiedzieć mniej – powiedział Tachibana. Może i było to zimne czy nawet okrutne, ale zakładał, że jedno dziecko czy Hana może zginąć w najgorszym scenariuszu. Nie wiedział co ich czeka, dlatego nie chciał niczego obiecywać. Nie chciał żałować.
Kiedy wyruszyli to nawet cieszył się, że idzie z przodu. Mógł spokojnie się rozglądać i nie martwić o swoje plecy. Był ich oczami i pierwszą linią frontu. Ich celem było zdobycie przyzwoitego dystansu, lecz nie mógł forsować tempa. Mieli sporo drogi do pokonania. To będzie długa wycieczka.
Nie możesz odpowiadać w tematach