- Tsk! - był jedynie w stanie z siebie wydusić. Stracili jednego, lecz wychodziło na to iż po stronie ludzi z tego faktu również miały wyniknąć straty. Z trudem poruszał rękoma z których miał teraz największą ochotę skorzystać. Może i dałby radę je podnieść do twarzy lecz zapewne mierzący się z nim zabójca nie dałby mu na to czasu. Potrzebował więc czegoś innego. Na jego szczęście w nieszczęściu, nie obyło się bez słynnego rozlewu krwi, szczególnie że nieco ubabrał się nią Takeshi. Z bólem się uśmiechnął widząc, że wreszcie może coś więcej zdziałać. Jeżeli nadal posiadał zgromadzoną krew w dłoniach, spróbował nią nadal chlapnąć w chłopaka, używając na nim jednocześnie swojej demonicznej sztuki. A co dalej? Cóż, od początku nie mógł wiele zdziałać, a do tego można było uznać iż ich robota była nieaktualna poprzez uśmiercenie szefa, toteż udając że jego morale zostały złamane, wziął nogi w zapas dając swemu ciału czas chociaż na częściowe zregenerowanie. Tym bardziej, że jego przeciwnik miał ulec spowolnieniu aby go nie dogonił...
- Ni! Kiba! - Wydarł się, odskakując od demona i wycierając krew z twarzy - Wycofajcie się! Dorwaliśmy go! - Zakrzyknął ponownie, wracając myślami do tego co martwy demon wykrzyczał. Czy to w ogóle możliwe? Hana? Nie.. To nie mogła być ona, prawda? Potrząsnął głową, wyrzucając z głowy myśli. Teraz liczyło się tu i teraz.. Jednak drżenie ręki powróciło, także blady strach intuicji która wydała mu polecenie - Ten atak będzie kosztował ciebie życie, cierpliwie czekaj na dogodną okazje. Skutecznie zmuszając go do zwiększenia dystansu między demonem, a nim.
- Ao! Zadbaj aby nas nie gonił, przygotuje bandaże! - Powiedział, choć nie mógł go bezpośrednio wesprzeć to jednak był gotów w jakimkolwiek przypadku użycia demonicznej krwi nawet go zasłonić, a potem wspomagając ramieniem przyśpieszając odwrót, gdzie mógł wstępnie go wyprowadzić z pola bitwy i opatrzyć za pomocą opatrunków jakimi dysponował. Jeśli Demon zaczął uciekać, a Ao nazbyt chciał się oddalić to skutecznie go powstrzymał, ciągnąc w przeciwną strone. Plan rysował się następująco, gdy tylko uda się przegrupować z resztą drużyny, mieli zabrać dziewczynę oraz ognistego Ao by się wycofać, w obu przypadkach mógł ich nawet nosić.. Zasadniczo mógł nosić całą swoje towarzystwo niedoli, nie miał zamiaru pozwolić im tutaj zginąć. Wykonali misje, nie było sensu bardziej się narażać zwłaszcza, że demony mieli niebezpieczny dostęp do tajemnej sztuki eksplozji i pożogi.
Ni nie potrzebował zachęty w postaci przeklętej sztuki Taishiro by ruszyć z pomocą Kibie. A nawet jeśli krew demona na niego wpłynęła, to nie było tego widać. Postawny mężczyzna w kilku susach dopadł do płonącego miejsca, a Kiyo cisnęła w jego stronę kolejnymi bombami domowej roboty. Tyle że tym razem jej przeciwnik był bardziej przygotowany na jej możliwości. Łańcuch ze świstem przeciął powietrze tworząc przed nim falującą ścianę. Dzbany wybuchły między nimi, ale eksplozja rozniosła się wokół, nie czyniąc mężczyźnie większej krzywdy. Może to kwestia lepszej formy obrony, a może zabójca ten faktycznie był twardy jak skała? Wpadł miedzy płomienie nie bacząc na nie i wyciągnął z nich Kibę. W tej chwili nie interesowała go dalsza walka z demonami. Jak się okazało, z wzajemnością.
Tymczasem Takashi i Otosuke doszli do podobnych wniosków. Obie strony poniosły straty i lepiej było wycofać się teraz, niż wybić się nawzajem. Takashi miał na głowie rannych sojuszników, a demon nie miał żadnej korzyści w dalszym konflikcie. Bardzo pragmatyczne i słuszne podejście. Na odchodne jeszcze zdołał poczęstować zabójcę swoją krwią. Rzut posoką był co prawda okupiony dużym wysiłkiem, ale część ładunku dotarła do celu. Kiedy tylko krew trafiła na skórę Takashiego ten mógł odczuć silne pieczenie i zauważyć, że krew wnika w jego ciało. Żadne próby zerwania jej z siebie nie zdałyby rezultatu. Bardzo szybko odczuł, jak jego ciało gwałtownie słabnie. Jakby ktoś lub coś próbowało zatrzymać albo chociaż spowolnić jego ruchy.
Piorun miał inne zmartwienia na głowie by gonić za demonami które szybko zniknęły w lesie. Miał trzech rannych. Kiba na pierwszy rzut oka był w fatalnym stanie - rozległe i poważne poparzenia zajmowały prawie całe ciało mężczyzny od frontu. Jednak jego towarzysz pozostawał dobrej myśli. Ao kontrolując swój oddech zdołał ograniczyć krwawienie i starał się je szybko zatamować z pomocą Ni, który swoimi wielkim dłońmi sprawnie opatrywał i bandażował swoich kompanów. Widać nie był to pierwszy raz, gdy jako jedyny zachował trochę oleju w głowie i nie pchał się w najgorsze sytuacje. Takashi w tym czasie mógł zając się bogu ducha winną dziewczyną. Jej poparzenia też były rozległe, ale wydawał się mniej poważne niż te u Kiby. Dodając do tego ranę po ugryzieniu i całokształt tej nocy to cud, że żyła... Przeżyła koszmar, którego jej umysł mógł nie ogarnąć. Czy życie w wiecznym strachu i lęku przed czymś, co nie powinno istnieć miało sens?
W drogę byli w stanie wyruszyć dopiero po południu kolejnego dnia. Ao był stabilny, a dziewczyna odzyskała przytomność. Ni był sanitariuszem pełnym delikatności i empatii. Dziewczyna nie odezwała się jednak ani słowem, łypiąc na mężczyzn pełnym przerażenia wzrokiem. Decyzja o jej losie należała do Takashiego. Mógł zabrać ją do Yonezawy tłumacząc się przełożonym, albo odesłać ją tam skąd przyszła. Albo zrobić cokolwiek tylko chciał.
Dalsza droga do Yonezawy obyła się bez większych przygód. Tu i ówdzie dzieciom zdarzyło się marudzić, jednak Hana zdawała się odżywać z każdym krokiem. Na jej ustach zagościł nieśmiały uśmiech, a i w oczach na nowo zapłonęły iskry. Nadal wyglądała na bardzo zmęczoną, ale przestała już stać nad własnym grobem. Jej pociechy też stały się bardziej wesołe i wygadane kiedy przemierzali kolejne lasy i wzniesienia.
Za dnia dotarł do nich też kruk Takashiego, który niósł im prostą nowinę. Przeżył i zamierzał wrócić do Yonezawy jak tylko nowa drużyna będzie na siłach do dalszej wędrówki. Ptasi kurier przekazał też tropicielowi prośbę, by otoczył on Hanę wyjątkową opieką i nie spuszczał z niej ani dzieci swoich czujnych oczu. Reszta drogi była jednak spokojna, poza coraz bardziej dokazującymi bliźniętami, zwłaszcza Sakura zadręczała drużynę pytaniami odnośnie Takashiego. Ile miał lat, jaki kolor lubił i czy nie szukał sobie żony. Ot, dziecięca ciekawość i mrzonki.
Do stolicy zabójców dotarli zgodnie z planem, siódmego dnia o zmierzchu. Hanie i dzieciom przydzielono pokoje wśród domów cywili, a jej eskorcie podziękowano za bezpieczne sprowadzenie ich do osady. Wiedziano tam już o zmianie planów i wymianie dokonanej w lesie. W końcu nic nie umyka zwierzchnictwu.
Liczył, że wybuch Kiyo będzie bardziej morderczy. A z tego łowcy wiatru zostanie zwykły popiół. Nie mógł się spodziewać żadnej potęgi, po ogniu który jest czerwony, a nie czarny. Jednak dla artysty, to niebywałe zaskoczenie okazało się bardziej tragiczne niż normalne. Ponieważ dawały one spore szanse na przetrwanie płonącej gwieździe tego spektaklu, której życie powinno się dziś skończyć. Jakież ogromne cierpienie musiało ją spotkać. Czy warto byłoby je zakończyć? Czy czekać, aż rozkwitnie w coś ciekawego?
Szczęście Taishiro nie trwało zbyt długo, gdy rozległ się w powietrzu donośny krzyk Takashiego. Użycie liczby mnogiej jasno świadczyło, że walczyli z co najmniej czterema łowcami...
"Jak czterech zrobiło się więcej. Bo głupi nie są, by sami przez las puszczać zwierzynę..."
Uśmiech demona szybko jednak powrócił na jego twarz, gdy zauważył wycofującego się Oto.
"Brak liczenia śmiercią się skończył. Dla niewinnego, co sprawiedliwości dziś pragnął. Jakiż to tragiczny finał. Choć mógłby być jeszcze tragiczniejszy..."
Demon zaśmiał się donośnie, dołączając do grupowego odwrotu, którym udzielił się wszystkim walczących. Zakończenie sztuki, nie było takie, jakie pragnął. Sprawiedliwość została w nim całkowicie zapomniana. Jednak nie oznacza to, że nie może przerobić je na własne. Sprawiając, by to szczęśliwe zakończenie, nie było takie szczęśliwe. Nadając tym samym tej kurtynie nadzieje na jej ponowne otwarcie.
Nie czekając na swoich "powolnych" towarzyszy demon powrócił do Chize. Jeszcze tej nocy (lub następnej, gdy księżyc był bardzo bliski stanięcia na nogi) powrócił do wioski. Mógł zakończyć ten rozdział na wiele sposobów. Mógł ją spróbować wybić, jednak pozostawi to sobie na ciekawszą okazję. Pamiętał jednak wyraźnie słowa Sakury, jakoby szczęście tej osady było nadane im przez głowę rodziny, która odeszła na wieki. Był ich słońcem, co rozjaśniał mrok nocy. Teraz to demon rozjaśni mrok tej nocy. Ukazując im, jak wielki mrok spętał ich wioskę. Oraz dając im jasno do zrozumienia, że ich słońce już nigdy więcej nie powróci. A raczej nie powinno, dla ich własnego dobra. Jednak wpierw po cichu odbierze swoje "trofeum". Pamiętając doskonale, z którego domu wyszła ta iskierka. Pamiętając również, by zostawić niemałą ilość złota. Na wypadek, gdyby wróciła...
Obserwował z uśmiechem, jak pożar ogarniał ten budynek. Tą jakże piękną budowlę, w której mieszkała Hana z dziećmi. Tragiczne, ulatające piękno, w najtrwalszej, a zarazem najlotniejszej postaci. Oczekiwał, na pierwszego "szczęśliwca", na tyle zaciekawionego, bądź odważnego, by sprawdzić lub spróbować ugasić pożar. I gdy tylko ten znalazł się w zasięgu jego wzroku, użył siły krwi, by zwabić go na ubocze, w stronę lasu. By posilić się jego ciałem, czując trudny do stłumienia głód, po nieudanej uczcie.
Opuścił wioskę nucąc pod nosem, zlizując resztki krwi spod jego brody. Nie interesując się zbytnio, czy i jak udało im się ugasić ten "mały" pożar. Liczy się symbol i strach. Że ich dom może być kolejny. Miał to, na czym mu najbardziej zależało. Koślane zapiski Sakury, owiane aurą niewinności i radości. Od iskry, która zgasła, a może znowu zaświeci? Czas pokaże, co przyniesie kolejny rozdział tej historii. Którą z przyjemnością spisze i będzie opowiadał przez wieczność...
z/t
[z/t]
Z całej grupy tylko jeden zabójca wrócił po swoich śladach by zboczyć z nich w pewnym momencie i trafić tam, gdzie wcześniej nie było mu dane. Las zdawał się teraz przyjemniejszym miejscem, więcej było w nim życia i zieleni. A może to po prostu świadomość, że na jego barkach nie spoczywała już odpowiedzialność za ludzkie życie tak bardzo odmieniła sposób odbioru świata.
W każdym razie po dłuższej chwili pokonywania kolejnych delikatnych wzniesień i spadków udało mu się dotrzeć do małej polany, na której stała rozpadająca się drewniana konstrukcja. Kapliczka, świątynia czy może po prostu azyl jakiegoś pustelnika? W każdym razie to jedyne miejsce które wyróżniało się w okolicy. Po upewnienie się, że wokół nie było pułapek a z środka nie dobiegały żadne niepokojące odgłosy Takashi wkroczył do środka.
Wnętrze było ciemne, powietrze zatęchłe i przesycone zastygłą krwią. Demon musiał się tu pożywiać, inne bestie zostawiłyby po sobie ślady - futra, kości... Tutaj dominowały strzępki ubrań i taniej biżuterii. Jeden kolczyk wyróżniał się ponad inne - był zdecydowanie bardziej kosztowny. Poza tym niewiele było tu rzeczy wartych uwagi. Trochę nieczytelnych notatek nadgryzionych zębem czasu zapisanych językiem, którego Takashi nie znał. Dopiero gdy przyjrzał się ścianom zauważył, że wszędzie, w każdym możliwym miejscu wyciosane były setki jak nie tysiące znaków układających się w jedno słowo - Marechi.
Może więcej informacji czekało na niego w osadzie?
- Roku no kata: Dengō Raigō.. - Spokojnym i płynnym ruchem chwycił za katanę, puszczając w strone dachu wyładowania elektryczne. Konstrukcja sama w sobie była materiałem dowodowym więc wolał jej nie niszczyć, jednak nie miał zamiaru ułatwiać demonom przesiadywanie w okolicy.. Pioruny miały przeszyć dach zabudowania, wpuszczając przez wiele dziur światło słoneczne.
Po dokładnym przeszukaniu kryjówki demona Takashi wyszedł na zewnątrz, ale nie miał zamiaru pozostawiać tego miejsca samemu sobie. Może i skrócił o głowę potwora który żerował w tym miejscu, ale nie znaczyło to wcale, że obszar ten będzie już na zawsze wolny od tych bestii. Wyćwiczona latami forma pioruna przecięła powietrze i zabójca mógł obserwować, jak nadszarpnięty zębem czasu budynek traci resztki swojej stabilności. Nie zawalił się co prawda, ale przez ilość dziur i pęknięć groził tym w każdej chwili. Pewnie nie doczeka nawet najbliższej burzy.
Tymczasem Takashi mógł powędrować dalej, do osady w której zaczęły się ich problemy. Na miejscu niewiele się zmieniło - ludzie byli posępni i raczej milczący, a dom w którym wcześniej witała go Hana - teraz jawił się jako spalona ruina. Przynajmniej z dystansu tak wyglądał, być może gdy podejdzie bliżej to odnajdzie coś, co przetrwało płomienie.
Ale zanim tam pójdzie, była jeszcze jedna osoba związana z całą sprawą w sumie przypadkiem. Sakura - dziewczę które znalazło się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. I tak jak jej życiu nie zagrażało już niebezpieczeństwo, to jej nagłe zniknięcie z wioski nie uszło bez śladu. Zwłaszcza dla jej rodziców, którzy gdy zobaczyli Takashiego w osadzie, pędem udali się w jego stronę. Byli to starsi ludzie, pełni lęku i zmartwienia które łatwo mogło przerodzić się w gniew. Teraz jednak potrzebowali informacji, bo zżerała ich niepewność i strach o los ukochanej córki. Nie mogli nic zdziałać w wielkim świecie, ale oto wielki świat przyszedł do nich.
Podbiegli więc do niego i zasypali pytaniami - gdzie kluczowym było, czy ich córka żyje.
Nie możesz odpowiadać w tematach