- Odbudową po czym? - zapytała jeszcze, chociaż powód dla którego wioska została zniszczona chyba nie był aż tak ważny. A przynajmniej niewiele zmieniał. Czy kapłanka udzieliła odpowiedzi, czy też nie, w końcu Atsuko podniosła się i pomogła również wstać Nanami. Nie zdziwiłaby się, gdyby kobieta wciąż była bardzo słaba, więc jeśli była taka potrzeba, użyczyłaby jej swojego ramienia i oparcia. Podziękowała też Miyuki za dotychczasową pomoc, pozwalając Rengoku uregulować ewentualny rachunek. Nie pozostawało im też chyba już nic więcej, jak wyruszyć w dalszą drogę, tym bardziej, że według słów Ueno, wcale nie miało im to zająć aż tyle czasu.
She might not make it home tonight.
[z/t - tutaj]
Kolejność: Dowolna
Czas na odpis: 72h
Dodatkowe informacje:
> Nanami
> Ueno Naofumi
Przysiadła na jednym ze schodów gdzieś po środku innych ludzi znajdujących swoje miejsca. Przedstawienie miało niedługo się rozpocząć. Nie była zawziętą fanką sztuki, ale potrafiła docenić miejską rozrywkę. Przywiana do Kyoto kolejnym zadaniem była gotowa do drogi powrotnej. Zamierzała wyruszyć w stronę Yonezawy z samego rana, teraz jednak skuszona tym co mogło zaoferować nocne miejskie życie zdecydowała się zostać jeszcze na tę jedną noc. Miała na sobie typowe czarne kimono zakończone spodniami przepasane paskiem, o którego zaczepiona była katana. Było to jedno z tych typowych ubrań, jakie zakładała podczas misji. Nie krępowało jej ruchów i było przede wszystkim wygodne. Białe włosy urosły znacznie. Związane w luźnego koka. Kilka niesfornych kosmków wydostało się na zewnątrz opadając na jej ramiona. Obojętne spojrzenie jak zawsze z brakiem zainteresowania wpatrywało się w przestrzeń przed sobą. Chociaż siedziała w tłumie ludzi tak naprawdę była sama.
Wyciągnęła tytoń i fajkę zapalając ją umiejętnie. Kilkoro zdenerwowanych rodziców spojrzało w jej stronę z niezadowoleniem, jednak nikt nie odważył się jej upomnieć. Nie wyglądała na przejętą biorąc pierwszego bucha.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Czy tobie już całkiem odpierdoliło?! - wysyczała zaciekle. Przed oczami pociemniało jej ze złości i przez dosłownie krótką chwilę miała wrażenie, że rozszarpie go na kawałki tutaj przed tymi wszystkimi ludźmi. Wydawało jej się, że śniła kiedy w końcu odwróciła głowę spoglądając na demona siedzącego obok jak gdyby nigdy nic. Wyglądał na zadowolonego z siebie, co tylko bardziej ją podkurwiło. W końcu śmiechy i oklaski ludzi wokół wyrwały ją z osłupienia. Przedstawienie właśnie się rozpoczęło, a aktorzy wychodzący na prowizoryczną scenę zaczęli recytować pierwsze linijki wyuczonego tekstu. Miała wrażenie, że prawdziwe przedstawienie działo się jednak tuż przed jej oczami i nie potrafiła określić czy był to dramat czy może jednak chora komedia.
Jej dłoń ociężale powędrowała w stronę rękojeści miecza zaciskając się na niej mocno. Dotyk broni przywrócił jej odrobinę spokoju, chociaż w środku cała wrzała. Jej martwym tęczówką wciąż brakowało tej ludzkiej iskierki, jednak grymas na twarzy zdradzał zdenerwowanie. Zapomniała o ludziach wokół, o wszystkim co ją otaczało. Przez ten ułamek sekundy zostali sami we dwójkę. Wspomnienia ostatniego spotkania niosły ze sobą jedynie posmak obrzydzenia. Bardziej do niego? Czy samej siebie?
- Odsuń się - warknęła z pogardą wciąż wpatrując się w jego profil. Skostniałe ciało zamarło w wyczekiwaniu, chociaż zaciskającą się dłoń ja rękojeści Nichirin wskazywała na rychły wybuch. Musiała go zaatakować. Czy miała inne wyjście? Zdawała sobie sprawę z niczego nieświadomych ludzi wokół, jednak w jednym kawałku staranował dla nich jeszcze większe zagrożenie. Na nieszczęście jej nieznośny kruk, z którym wciąż nie potrafiła się dogadać wyruszył na patrolowanie obrzeży Kyoto. Była w ciemnej dupie, ale Ichitaro chyba specjalnie wybierał właśnie takie momenty, żeby złożyć jej wizytę.
- Nie jestem twoją marionetką, żebyś mógł mi coś kazać - odparła patetycznie. Tonem tak bardzo zimnym i wyprutymi z emocji, którym zazwyczaj odstraszała do siebie innych. Na ludzi działało, jednak wątpiła żeby zrobiła tym na Ichitaro większe wrażenie. Był tak kurewsko pewny siebie za co szczerze go nienawidziła. Jego wybujałe ego nie było jednak bezpodstawne, bo ich ostatnie spotkanie, jej sromotna porażka, właśnie to mu pokazały. Był od niej po prostu silniejszy i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Jego bliskość napawała ją czystym obrzydzeniem. Wezbrana pogarda kontrastowała z nieprzyzwoitym uciskiem w podbrzuszu, które zagnieździło się w niej niczym jakaś choroba. Usilnie zdecydowała się zignorować to drugie. Wypuszczała powietrze przez lekko uchylone, spierzchnięte wargi. Świszczący oddech jak u dzikiego zwierzęcia zamkniętego w klatce.
- Naciesz się cholernym przedstawieniem, bo może być tym ostatnim - rzucila beznamiętnie patrząc uporczywie przed siebie. Przyciśnięta bliżej do jego ciała wydawała się drobna, tak bardzo zimna. Mógł wyczuć jak jej spięte mięśnie drżały lekko. Czuła jego radość z jej katorgi. Oczami wyobraźni widziała ten uśmiech samozadowolenia błąkający się po jego twarzy. Nie musiała nawet na niego spoglądać, żeby ze wszystkich sił zapragnąć siłą go zmazać.
W końcu westchnęła męczeńsko. Wyglądała na zmęczoną. Fioletowe cienie od oczami dodawały jej lat, poszarzała blada skóra wyglądała niezdrowo.
- I tak tej nocy spróbuję cię poćwiartować. Wiesz o tym, prawda? - mruknęła obojętnie przyciszając głos przed ciekawskimi ludźmi siedzącymi wokół. Nie potrzebowała widowni ich własnego przedstawienia. Wiedziała, że jej szanse były marne. Demon był silny. Zdecydowanie silniejszy niż ona i wątpiła, żeby przez ostatnie miesiące próżnował. Rósł w siłę, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ona ostatni czas spędziła w okolicach Kyoto. Po ostatniej walce z demonem skończyła z połamanymi żebrami tygodniami kiblując u pobliskiego medyka. Była zdrowa, ale zdecydowanie nie w pełni sił.
Odwróciła lekko głowę w jego stronę. Nosem prawie dotykając odsłoniętego skrawka skóry koło jego obojczyka. Dusząc się jego zapachem.
- Miałeś się do kurwy odsunąć - wyszeptała mając nadzieję, że ten gest odwróci jego uwagę od palców, które ponownie spróbowały dotknąć rękojeści Nichirin. Dla ludzi wokół musieli wyglądać jak zwykła para. Nic bardziej mylnego.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Jest ci zimno tak?
Gniew wypalał ją od środka.
Przeniósł jej skostniałe i spięte ciało jak mu pasowało. Nie robiła scen, chociaż bez problemu mógł wyczuć jak bardzo było jej niekomfortowo. Oddychała płytko, wściekłe. Delikatny dotyk jego dłoni na zakrytym cienkim materiałem brzuchu odbijał się mdłościami i smakiem żółci. Brzydziła się nim, ale zdecydowanie bardziej brzydziła się sobą czując ten cholerny uścisk na dole brzucha, zasysanie w żołądku. Siedziała tak jeszcze kilka chwil kompletnie nieruchomo. Przypominała pewnie martwy posąg wykonany z marmuru, a jedyne co pozostało w niej ludzkie to delikatnie unoszące się ramiona z każdym kolejnym oddechem. Brakowało jej tlenu chociaż znajdowali się na zewnątrz. Lekkie muśnięcie jego warg na potylicy rozlało się czymś zimnym i obślizgłym wzdłuż jej kręgosłupa. Było elektryzujące. Mogła pozostać bierna. Dać mu się obracać w zuchwałych dłoniach niczym kolejna laleczka bez żadnej perspektywy. Bo właśnie to jej odbierał. Możliwość reakcji. Tłamsił ją w swoich silnych ramionach próbując pozbawić jej odpowiedzi. Mogłaby poczekać aż się nią znudzi. Nie byłaby jednak sobą, gdyby chociaż nie spróbowała się odegrać. Musiała postawić na swoim nawet jeśli narażała nie tylko siebie, ale także resztę ludzi wokół. Szarpał i naciągał jej zdrowy rozsądek do granic możliwości. Czy rzeczywiście chciał, żeby pękł?
Zachowuj się proszę
Niedoczekanie.
Nie zastanawiając się dłużej odwróciła się trochę w jego stronę. Zblokowała z nim szare tęczówki jedynie na ułamek sekundy. Jej spojrzenie pozostawało martwe w kontraście do kpiącego uśmieszku, który wykrzywił jej pełne usta. Od razy mógł zauważyć, że coś knuła. Ale czy właśnie tego od niej nie oczekiwał? Zdawała sobie sprawę, że szukał wyzwania. Tylko dlatego się nią interesował. I może gdyby była mądra zwyczajnie pozostałaby obojętna. Dałaby mu się rozczarować. Niestety za bardzo musiała postawić na swoim, żeby po prostu sobie odpuścić.
Usadowiła się na jego kolanach bokiem. I kilka karcących spojrzeń wskazywało na to, że zachowywali się co najmniej nieprzyzwoicie. Jak zawsze zresztą miała to gdzieś. Nie byli pierwszą ani ostatnią „parą” nie potrafiącą się od siebie oderwać. Nic kurwa bardziej mylnego - przeszło jej przez myśl.
Jak gdyby nigdy nic zarzuciła jedną dłoń na jego kark, druga wciąż błąkała się wokół Nichirin przyczepionego do jej boku, teraz swobodnie opierającego się o jej wystające biodro. Już raz straciła kontakt ze swoją kataną w jego towarzystwie i obydwoje wiedzieli jak się to skończyło. Nie zamierzała powtarzać tego samego błędu. Przylgnęła do niego ciałem opierając krągłości kobiecej figury na jego torsie. Jej dłoń zsunęła się z jego karku wędrując na ścięgna uwydatniające się pod powłoką skóry. Palec wskazujący i kciuk zaparła na boku jego szczęki. Przełknęła ślinę próbując jakoś zwilżyć wysuszone na wiór gardło.
- Może załatwimy to na osobności? - wychrypiała ciężko omiatając oddechem płatek jego ucha. Jej szczupłe palce z premedytacją zaczęły zaciskać się na jego szyi i szczęce. Wkładała w to całą swoją siłę aż pobielały jej knykcie. Nie była delikatna. Nie chciała przy nim być. Szczerze starała się go uszkodzić. W końcu i tak był już martwy.
- Potrzebujesz widowni, żeby się ze mną podroczyć? To takie żałosne - prowokowała go umyślnie, przyciskając usta do jego skroni. Jednak to czysta szczerość w jej głosie była najbardziej uderzająca. Pozostali tylko oni. Złączone ciała i szpetne słowa. Nic więcej nie miało znaczenia. Siła z jaką zaciskała dłoń mogłaby złamać nie jedną szczękę.
- Zabierz mnie stąd.
Słysząc jego pytanie zamarła. Pluła sobie w brodę z takiego obrotu spraw, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Przecież to nic nie znaczyło - tłumaczyła sobie, bo tak było łatwiej. Obydwoje wiedzieli, że nie mogla odpuścić. Żadne nie zamierzało przegrać we tę gierkę, którą prowadzili już od pierwszego spotkania. Może i znajdowała się na przegranej pozycji, ale nie brakowało jej pomysłowości. I tak nie była gotowa się poddać. Nie teraz, nie nigdy. Chociaż doskonale wiedział jak bardzo nie zależało jej na życiu, tak wciąż zamierzała walczyć z nim do końca.
Odsunęła się lekko nie potrafiąc zahamować prześmiewczego parsknięcia.
- Jeśli oszukujesz zmierzymy się tutaJ. Wielu ludzi ucierpi a ty w Kyoto będziesz skończony - warknęła niezadowolona z takiego obrotu spraw. Zblokowała z nim wyprane z emocji spojrzenie unosząc brwi ku górze. Nie ufała mu za grosz. Mógł równie dobrze się zgrywać. Kłamać. Był przecież zwykłym demonem. Potworem. Niczym więcej. Mimo to wypuściła powoli powietrze z płuc siląc się na namiastkę cierpliwości. Wiedziała, że wszczynając walkę w takim miejscu naraziłaby mieszkańców, ale czy aż tak się tym przejmowała? Była przecież samolubna a Ichitaro mógł dostrzec, że nie żartowała. Kyoto tolerowało obecność Dzieci Nocy, ale wszystko miało swoje granice. Po rzezi w centrum miasta nawet on nie miałby czego tutaj szukać.
Zbliżyła się do niego z ociąganiem. Przymknęła powieki nie chcąc patrzeć na swój własny upadek. A przecież w tym momencie upadała tak cholernie nisko. I to ten jego piekielny uśmiech był tego powodem. Te jasnoniebieskie tęczówki i wybujałe ego.
- Tak strasznie cię nienawidzę - szepnęła w jego usta a dzieliły ich zaledwie nie całe trzy centymetry. Czuła jego oddech na swojej skórze, chłód potwora bijący od jego ciała. Nachyliła się jeszcze odrobinę zastygając, żeby przełknąć gulę w gardle. Atmosfera między nimi stała się cięższa, prawie namacalna. - Tego chcesz? - wychrypiała z zaciśniętym gardłem. I nie byłaby sobą, gdyby mu tego nie utrudniła. Chciała odebrać mu tę chorą satysfakcję, którą perfidnie czerpał z jej cierpienia. - To kurwa nic nie znaczy - wysyczała. W następnej krótkiej sekundzie, z nierówno bijącym sercem, wpiła się zachłannie w jego usta. Nie był to jeden z tych delikatnych pocałunków. Miażdżyła jego wargi swoimi przelewając całą wezbraną frustrację, całą złość. Całowała go namiętnie z tym nieopisanym gniewem. Czuła jak obrzydzenie do siebie samej rosło, ale nawet ono nie było jej w stanie zniechęcić. Pocałunek przeczył brzydkim słowom, którymi go częstowała. A może jedynie je potwierdzał?
W końcu spróbowała odsunąć się gwałtownie. Przerwać to co sam zaczął. Nie zdała sobie nawet sprawy, kiedy jej dłoń ponownie z całej siły zacisnęła się na rękojeści katany. Jak by w gotowości. Teraz już ludzie nie kryli oburzenia. Jakaś starsza pani zaczęła się głośno modlić, jakaś matka zakryła swojemu dziecku oczy. Jeśli nie chciał ciągnąc widowiska musieli się stamtąd ulotnić.
Postawiona na ziemię w przesiąkniętym krwią salonie od razu zakończyła ich kontakt wzrokowy.
- Podnieca cię, że mnie brzydzisz? - Wypaliła bez jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego. W końcu znajdowała się w ciasnej przestrzeni z drapieżnikiem, który mógł ją pożreć w ułamku sekundy. Ruszyła przez pokój rozglądając się ukradkiem. Zapamiętując szczegóły stanęła przed jadalniany stolikiem. Stanęła do niego plecami. Dłonie zaciskając na krawędzi blatu. Oparła na wyprostowanych rękach ciężar ciała, a jej smukłe ramiona unosiły się co jakiś czas miarując oddech. Zawiesiła głowę przymykając powieki. Zbierała cierpliwość.
- To twoja jebana jadalnia? - Sarknęła nie szczędząc sarkazmu. Nie musiał odpowiadać. Ślady krwi były same w sobie wyjaśnieniem. Czuła, że wybuch złości wisiał w powierzu. Ciężar atmosfery ciążył na jej ramionach z każdym kolejnym oddechem zaciskając się wokół jej płuc i nie pozwalając nabrać wystarczająco powietrza. Przestrzeń w jakiej się znaleźli wydała się niewielka. Niewystarczająca. Ściany zbiegały się do wnętrza, a ona po prostu dusiła się jego towarzystwem. Jego arogancja przechodziła powssechne ludzkie pojęcie. Miała wrzenie ze nawet wśród demonów musiała sięgać zenitu.
- Rozumiem, że myślenie nie jest twoją mocną stroną, ale fakt że przyniosłeś mnie akurat tutaj jest naprawdę śmieszny - skwitowała lodowatym tonem zaskakując siłą własnych słów nawet samą siebie. Odwróciła się w końcu do niego. Powoli i niespiesznie. Normowała oddech próbując się jakoś uspokoić. I teraz ciężko było powiedzieć, które z nich bardziej przypominało powłokę z drzemiącym potworem w środku.
Nie czekała i nie zamierzała się hamować. Jej dłoń od razu zacisnęła się na Nichirin wyciągając butelkowe ostrze zza pasa, jedynie zachęcona jego prośbą. Nie było miejsca na słowne przepychanki i nic nie znaczące gesty. Przyszli tutaj żeby się pozabijać, a wygrać mógł tylko jeden - przynajmniej w jej oczach.
- Nie hamuj się, Ichitaro - rzuciła chamsko blokując z nim spojrzenie. Wciągnęła powietrze z typowym syknięciem, tak dobrze znanym u zabójców. Skupiła się na swoim przeciwniku jak i na ostrzu w swojej dłoni. Była przegranym, a jednak wciąż zamierzała spróbować. Wiedziała, że musiała natychmiast przejść do ataku. W każdym innymi wypadku ponownie podszedłby ją podstępnie. W końcu wyprowadzanie z jej równowagi zachodziło pod jego hobby. Słyszała jego ostrzegawcze słowa, ale i tak musiała przejść do walki. Nie mogła odpuścić. Nie dobrowolnie.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Czy ty musisz zawsze tak dużo mówić? - Westchnęła męczeńsko próbując się pozbierać. Gniew wzbierał w niej samoistnie niczym niewielki płomień podsycany każdym jego słowem. Zdawała sobie sprawę, że robił to specjalnie. Spokojem perfidnie ją irytował. Delikatnością z premedytacją chciał ją zdenerwować. Najgorszym było jednak to, że musiała przyznać mu rację. Nie mylił się co do jej zagmatwanych uczuć. Przejrzał ją idealnie. Bezproblemowo. Świadomie reagowała dokładnie tak jak sobie życzył. Nie potrafiła inaczej. Pod powłoką obojętności chowała w końcu problemy z agresją. Nie potrafiła odpuścić ani jemu, ani sobie. - Jesteś takim idiotą, Ichi - prychnęła prześmiewczo specjalnie zdrobniając jego imię, którego smak pozostawiał gorycz na podniebieniu. Rozglądała się po całym krwiożerczym bałaganie, jaki zostawił. Był pyszny i przerastało go własne ego. Doskonale wiedziała, że kiedyś się na tym przejedzie. Niestety zdawała sobie także sprawę, że nie był to ten moment. Dzieliła ich zbyt wielka przepaść w sile i w doświadczeniu. Chociaż często przypominała zmęczonego życiem starego człowieka, tak naprawdę była zaledwie młodą dziewczyną z tragiczną przeszłością. Jedną z wielu.
Lekki uśmiech odejmował mu lat. Wyglądał tak cholernie ludzko. Obłudnie. A jednak nie dała się zwieźć. Przynajmniej tak sobie wmawiała. Wszystko co kiedyś przypominało w nim człowieka już dawno umarło. Nie miała co do tego wątpliwości. Trzymając rękojeść miecza poczuła się pewniej.
- Jesteś dla mnie nikim - skłamała gładko, bo był tym ckliwym przypomnieniem wszystkiego czego pragnęła i czego nienawidziła - myślisz, że śmierć z twojej ręki mnie usatysfakcjonuje?
Pokręciła głową w rozczarowaniu, jak by był małym dzieckiem, które powiedziało coś niedorzecznego. Jej druga dłoń powędrowała na szyję. Zblokowała z nim puste spojrzenie rozświetlone jedną iskierką. Iskierką zarezerwowaną tylko dla niego. Świecącą się wyzwaniem. Jej palec wskazujący dotknął pierwszej blizny na odsłoniętym skrawku bladej szyi. Nic więcej nie mówiąc zaczęła wędrować dłonią po własnym ciele od jednej do drugiej blizny. Nie przestała nawet, kiedy dotarła do materiału ubrania, specjalnie odkrywając przed nim kolejne milimetry kobiecego dekoltu. Pajęczyna blizn nie miała końca. Zatrzymała się przekrzywiając lekko głowę. Nie byłaby sobą, gdyby go nie sprowokowała.
- Nigdy mu nie dorównasz. On zawsze będzie tym bardziej znienawidzonym.
Przyszedł moment, w którym musiała się z nim zmierzyć. Inny final tego spotkania nie miał sensu. Musiała chociaż spróbować i to nie z powinności jako Zabójczyni. Nie czuła się przynależna do korpusu, chociaż to właśnie on zapewnił jej wykształcenie i przyszłość. Była wdzięczna i to musiało wystarczyć. Musiała zaatakować go dla siebie. Dla własnego spokoju. Beznamiętnie wpatrywała się w szkarłat jego krwi formujący się w żyjące istoty. Śliskie, stworzone jedynie z czystych mięśni. Były piękne w swoim własnym przerażającym wydaniu. Tego nie mogła mu ująć. Z pogardą zerknęła na dwa śnieżne węże Sunēkudansu i ich właściciela nonszalancko opierającego się o ścianę. Widocznie lubił się wysługiwać i nie chciał brudzić sobie rąk. Nie mogła się już wycofać.
Zbierając się w sobie specjalnie zignorowała jego ostrzeżenie.
- Niech przyjdą. W końcu to ty będziesz musiał wtedy podzielić się swoim posiłkiem - rzuciła czerpiąc uciechę z jego egoizmu. Żaden demon nie lubił się dzielić. A ten nie był wyjątkowy. Wiatr zebrał się wokół jej miecza, kiedy ruszyła z miejsca w stronę pierwszego węża. Butelkowe ostrze zalśniło, kiedy z koncentracją zamachnęła się próbując ściąć głowę pierwszego potwora.
- Spoiler:
Siła: 26
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Blefował. Tak sobie tłumaczyła. Chociaż cichutki głosik podświadomości podpowiadał, że i w tej kwestii mógł mieć trochę racji. Czy naprawdę istniała możliwość, żeby ktoś taki jak o n został całym jej światem? Tą najważniejszą osobą? Skarciła się za samo myślenie na ten temat.
Cholerny demon. Specjalnie mieszał jej w głowie.
Dlatego skupiła się na ataku. Odrzuciła wszystkie krzywdzące myśli próbując zagłuszyć je walką. Nie wymyśliła konkretnego planu. Zaatakowała pierwszy cel, który znajdował się najbliżej. Wielki wąż ugiął się pod naporem jej ostrza, szyja zaczęła się członować, kiedy ostre Nichirin przecięło śliską skórę i kolejne mięśnie. Niestety brakowało jej siły. Mogła się tego spodziewać, kiedy ostrze ugrzęzło w połowie szyi potwora. Warknęła pod nosem niezadowolona zapierając się twardo nogami. Szarpnęła z całej siły kataną ledwo wyrywając ją z na w pół odciętej głowy węża. Nie miała czasu na kolejny atak, bo drugi twór nie czekał. Kątem oka dostrzegła ruch i w ostaniej chwili udało jej się zareagować. Uskoczyła przed szczękami węża, które dały radę jedynie przedziurawić jej ubranie i drasnąć odsłoniętą skórę. Nie udało jej się jednak w porę odskoczyć, więc cielsko potwora z pełnym impetem wpadło w jej nogę powalając ją przy tym na ziemię. Syknęła upadając z hukiem. Zaorała bokiem o drewnianą posadzkę, przejeżdżając po niej dwa metry dalej. Szybkim ruchem zebrała się wstając. Zignorowała ból obitego biodra i pulsującego uda. Bo chociaż się nie połamała wciąż zebrała cały impet ataku.
Udało jej się pozbierać w ostatniej chwili, kiedy demon stanął tuż przed nią. Nie spieszył się. W końcu posiadał całą wieczność przed sobą. Chwycił ostrze jej katany, tak jak planował. Uniosła harde spojrzenie. Pamiętaj Shirei gniew jest twoim największym wrogiem, mówił Yoshiro dawno temu. Miała zamiar go posłuchać. Naprawdę. A jednak teraz stojąc w obliczu tego cholernego demona nie potrafiła myśleć o niczym innym niż o czystej nieposkromionej złości.
1, 2, 3 nierówne oddechy walczyła ze swoją porywczością, ale w jego towarzystwie walka była przegrana już na samym starcie. Warknęła pod nosem zamiast spróbować wyszarpać ostrze Nichirin, którego klingę trzymał w garści, zrobiła coś skrajnie odwrotnego. Zbliżyła się w jego stronę skracając dzielący ich dystans. Katana szurała nierównym ostrzem po wewnętrznej stronie jego dłoni. Stanęła dopiero tuż przed nim. Blisko. Za blisko. Stykali się praktycznie ciałami. Dłoń koło dłoni. Jedna zaciśnięta na ostrzu, druga kurczowo na rękojeści. Z czystą furią, która przyćmiła nawet tę chłodną obojętność, z którą wpatrywała się w błękit jego tęczówek. Oddychała ciężko przez nos. Zacisnęła z całej siły szczęki prawie krusząc sobie przy tym kły.
- Jest za wcześnie? Niby dlaczego - warczała na niego jak w amoku plując brzydkimi słowami. - Miejmy to już za sobą Ichitaro, żeby w końcu było to nasze ostatnie spotkanie!
Echo jej słów osiadło między nimi. I chociaż hardo blokowała z nim spojrzenie. Z takiej odległości błękit jego gadzich oczu wydawał się jeszcze intensywniejszy. Miała wrażenie, że to wciąż nie było to ostatnie spotkanie. Jak by los robił sobie z niej żarty, a przeznaczenie śmiało się w prosto twarz. Skupiła na nim całą swoją uwagę przestając zawracać sobie głowę wężami czyhającymi za swoimi plecami. Miał ją jak na tacy, a wciąż nie było w niej ani krztyny strachu. Chociaż bardzo się pilnowała jej wzrok tylko na sekundę opuścił jego oczy zahaczając o kontur ust. Była tak cholernie pojebana.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Bawisz się ze mną czy mną, demonie? - Rzuciła z grymasem, gdy jego dłoń złapała za jej podbródek. Stawiała opór, jednak w końcu udało mu się go nieco unieść. Zblokowała z nim spojrzenie. Patrzyła na niego jak zawsze. Z tą dozą obrzydzenia i niechęci otuloną bezdenną pustką. Nawet on nie mógł tego zmienić. Nie wierzyła mu. Już zawsze miał być dla niej tym złym. Jej źrenice lekko się rozszerzyły na widok długich kłów jadowych. Nie musiał jej tłumaczyć czym skończyłoby się takie ugryzienie. I chociaż często śmierć nie wydawała jej się najgorszym rozwiązaniem, wciąż miała coś do zrobienia. Wciąż chciała pokonać j e g o. Zmorę własnych wspomnień. I chociaż Ichitaro awansował na jej liście demonów do ubicia. Wciąż był jedynie tym drugim. Spięła się, gdy tylko się do niej przybliżył. Jej dłonie odruchowo powędrowały na jego tors próbując go od siebie odepchnąć. Siłowała się z nim czując gorący oddech na swojej szyi. Oczami wyobraźni widziała jak zatapiał w niej swoje kły.
- Po moim trupie - odwarknęła z pozoru nieprzejęta. Jedyne co tym wskórał to podscenie jej gniewu. To wychodziło mu idealnie. Bawił się, a ona jeszcze bardziej się denerwowała. Nie potrafiła przestać. Na im więcej sobie pozwalał, tym bardziej chciała z nim walczyć. Traktował ją niczym ulubioną zabawkę, bo pewnie tylko tym dla niego była. Wiedziała o różnicy w sile, jaka ich dzieliła, a mimo to nie potrafiła dać za wygraną. Musiała walczyć do końca. Nawet teraz, gdy pozbawił jej jedynej broni, która mogła wyrządzić mu krzywdę. Do czego zmierzał?
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Całkiem cię już popierdoliło - westchnęła z pewną rezygnacją zdając sobie sprawę, że mieli nigdy się nie zrozumieć. On widział w tym wszystkim samą przyjemność. Czerpał radość z jej wściekłości. Podobało mu się, gdy stawiała jawny opór. A ona nie potrafiła inaczej. Wiedziała, że może by się nią znudził, gdyby poddała mu się dobrowolnie. Był to sam w sobie jakiś sposób walki. Mogłaby pozwolić mu na więcej. Milczeć, udawać niewzruszoną i niedostępną. Nie potrafiła jednak. Była zbyt narwana, żeby nie odpowiedzieć na jego zaczepki. Chociaż ich relacja była burzliwa, poznał tą jej jedną, najważniejszą cechę. Nie potrafiła sobie odpuścić.
- Pozbawiłeś mnie broni, więc co teraz, demonie? Dasz mi kiedyś spokój czy zagadasz mnie na śmierć? - Rzuciła z pogardą blokując z nim na chwilę spojrzenie. Wpatrywała się w niego odrobinę za długo, próbując zrozumieć jego popaprane myślenie. Im bardziej się starała tym bardziej uderzała ją jego samolubność. Wychodził z niego egoizm. Naprawdę myślał, że robił jej teraz przysługę? Próbując ją sobie podporządkować potęgował jej chęć walki. Wiedziała, że podczas ich pierwszego spotkania przypieczętowała swój własny los. Zainteresowała sobą o jednego demona za dużo. Ten, o pięknych błękitnych tęczówkach, śnieżnobiałych włosach i łobuzerskim uśmiechu, nie zamierał jej odpuścić. Miał przed sobą całą wieczność, żeby ją niszczyć. Kawałek po kawałki.
Odkąd się spotkali zmieniła się w nim jedna ważna rzecz.
- Nie jesteś już znudzony - zauważyła ponuro zdając sobie sprawę, że to właśnie ona dostarczała mu rozrywki. Nawet teraz, kiedy stała nieruchomo z jego długimi kłami ociekającymi śmiercionośnym jadem. Nie bała się. Sam wiedział, że śmierć nie wywierała na niej większego wrażenia. Jak by nic nie mogło jej już złamać. Nawet on sam. Była pusta i zimna. A jednak skoro potrafił tak mocno ją zdenerwować, może mógł także przywołać jej inne emocje? Czy ktoś tak zepsuty jak sam Ichitaro mógł naprawić kogoś takiego jak ona? Wiedziała doskonale, że chciał spróbować. A ona mogła jedynie stawiać opór.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Kurwa świetnie - skwitowała zastanawiając się krótko czy nie mógł wrócić do bycia zbudzonym dupkiem, który miał wszystko gdzieś. Oczywiście musiała przyciągnąć jego uwagę. Jak by inaczej. Od zawsze miała talent do takich chorych akcji. Swoim wybuchowym temperamentem sprowadzała na siebie kłopoty i tym razem nie było inaczej. Spróbowała się od niego odsunąć. Spróbowała odepchnąć go od siebie. Wiedziała, że jej szanse były tak cholernie marne, a jednak wciąż nie przestawała walczyć. Można było powiedzieć, że grała na czas. Starając się znaleźć jakieś zwycięskie wyjście z tej sytuacji. Czy było to w ogóle możliwe? Pozbawił ją jedynej broni, jaką posiadała. Jedynej, jaka mogła zrobić mu krzywdę. Bez niej była nikim więcej niż zwykłym człowiekiem. A on bardzo szybko stał się przez to niezwyciężony.
- Nagrodzę? - Powtórzyła głupio, gotując się ze złości. Bez problemu mógł dostrzec jak żyły na jej szyi zaczęły bardziej się odznaczać. Jak puls przyspieszył zalewając ją falą gorąca. Jak. On. Ją. Wkurwiał. Wiedziała, że robił to specjalnie, a jednak nie potrafiła reagować inaczej niż czystą złością. - Coś sobie ubzdurałeś! Masz mi dać do cholery spokój! Walcz ze mną albo mnie zabij, ale przestań się bawić! - Uniosła się puszczając wszelkie hamulce. Rozsądek ponownie ulotnił się wraz z narastającym gniewem. Prawie zapomniała, że jeszcze przed chwilą chwalił jej się swoimi kłami jadowymi. Może potrzebowała przypomnienia? Nie miała zamiaru dać się zastraszyć, więc krzyczała po nim ile tchu w płucach.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Nie możesz odpowiadać w tematach