Przekraczanie tematu jego małżeństwa było dla Hayase niezwykle trudne. Teraz gdy Yona postanowiła bez krępacji wkroczyć na tę, niewygodną dla niego granicę, nie szczędząc w słowach, poczuł, jak jego trzewia kolejny raz tego wieczoru, zapalają się żywym ogniem. Czemu się tak denerwował? Czy jego spojrzenie znów stało się ciężkie? Coś poruszyło się w nim, budząc tłumioną wściekłość.
— Posłuchaj, mnie Hiryū — wycedził, zniszczonym głosem, naprawdę starając się zabrzmieć wyraźne, ale jego głos był już kompletnie starty. Nie brzmiał przyjaźnie. Nie spodziewał się nawet, że dzisiejszy wieczór będzie tak produktywny.
Ale ona mówiła dalej, nie szczędziła w słowach, bez krępacji pozwalając zagłębić się w jego życie, mknąc chytrze przez rozstawioną przez mężczyznę barykadę. Nie bez powodu nie pozwalał innym przez nią przechodzić. Stara płachta skrywała jego prywatne sekrety, jego najgorsze obawy i stare nawyki, które doprowadziły go do miejsca, w którym właśnie się znalazł. Nikt nie miał prawa jej odkrywać; nikt nie miał prawa sięgać do jego prywatnych spraw — zwłaszcza takich, które dotyczyły spraw oczywistych — jego relacji z innymi. Czegoś, w czym nigdy nie był dobry.
Jego stosunki z Yenną Kashiyamą pozostawiały wiele do życzenia. Pomimo iż zdawali się swoimi przeciwieństwami, nigdy nie ukazywali publicznie względem siebie niechęci. Jednakże czujne, cwane oko na pewno zdołałoby zauważyć, że nie łączyła ich żadna czuła pieszczota, żaden mechaniczny, lekki jak piórko gest. Ich postawy były zawsze oficjalne — takich, jakich po nich oczekiwano. Kiedy teraz poruszyła niewygodny dla niego temat, na nowo powrócił do ostatnich dni, w których rozstał się z kobietą w Yonezawie. Znów ujrzał jej zawiedzione spojrzenie, dokładnie jakby oczekiwała od niego czegoś znacznie więcej — zdecydowanie nie tego, co ukazała jego surowa twarz. Czy przez ostatnie miesiące zdawał się czegoś nie dostrzegać? Czy to brak jakiegokolwiek ciepła, zadecydował o tym, kim się stał? Czemu tak trudno było mu zrozumieć innych? Oboje nie spełniali swoich oczekiwań, kręcąc się w kole pełnych sprzeczek i cichych ostrzegawczych spojrzeń. Jakby nigdy nie miało to ulec zmianie. Będąc już kilka lat w związku małżeńskim, nie doczekali się dziecka. Mimo iż nikt nigdy nie pytał otwarcie, co jest tego powodem, podejrzewał, że oczekiwano po nim zupełnie czegoś innego. Czegoś, czego nie był w stanie sprostać. I czego nie była w stanie sprostać Kashiyama. Chłód panujący w jego sercu mieszał się niebezpiecznie z paraliżująca go wściekłością.
Kiedy dobiegł go głos siedzącej na nim Yony — jakby został wybudzony ze snu, znów uważnie się jej przyjrzał. W tych wszystkich usłyszanych słowach narodziło się złe przeczucie. Po dzisiejszym dniu był już pewny, do czego skłonny był ród Hiryū. Do czego zdolna była sama Yona — niepozorna dziewczyna, w której nieustannie było mało. Spętała go w sieć, napawając się tym widokiem, jakby spoglądała na długo wyczekiwany, obiecany jej prezent. Teraz gdy miała go w garści, wywnioskował, że to jedynie początek do tego, co szykowała. Zdał sobie o tym sprawę zdecydowanie zbyt późno.
Kiedy wyszeptane czułe imię, zostało przez nią zaakcentowane, a twarz przysunęła się bliżej, Hayase zmruży oczy, przyglądając się jej w obawie przed głupotą, jaką byłaby w stanie zrobić. Czający się w niej wąż, pochłaniał wszyscy, co znalazł na swojej drodze, kolejną ofiarą miał był on sam.
Kiedy usta Yony w jednej chwili przyczepiły się jego chłodnej, szorstkiej skóry, zdębiał. Nie przypominał sobie, aby ktokolwiek, kiedykolwiek był na tyle zuchwały, by przekraczać tak ostentacyjnie jego wybudowaną barierę prywatności. Mimo iż znajdowali się wokół ludzie, a on znalazł się głównym bohaterem tego teatrzyku, tak, sytuacja, która właśnie miała miejsce, spowodowała, że przestał dalej w to brnąć, jakby nagle zaczerpnął powietrza, po długim pobycie pod wodą. Odepchnął ją i wstał w chwili, gdy kobieta sama się odsunęła i z szerokim zadowoleniem na ustach siadała na swoje miejsce. Jednak ślad, jaki po sobie pozostawiła, nie miał być jedynie chwilowym atrybutem dla ich odgrywanej sceny. Miał pozostać z nim na dłużej, ukazując tym samym część jego nieprawdziwego oblicza.
Zakrył szyję dłonią, patrząc na nią z niesamowitą wrogością, w której gdzieś na dnie wściekłości kryła się niepewność. Przerażenie, obawa, zatopiona w rozgrzanych złotych ślepiach. Czy właśnie w tym momencie uświadomił sobie, że kobieta rozegrała to nad wyraz podstępnie? Pozostawiony ślad nie mogła pozostawić mu Yenna — co jeśli sama to ujrzy? Kompletnie oszołomiony i wściekły wpatrywał się w nią, a dłonie drżały mu z rosnącej wściekłości. Jaki był głupi, że pozwolił się tak łatwo podejść. Jeśli miała konkretne motywy, by go nienawidzić, zapewne chciała rozbić jego życie od środka. Nie spodziewał się, że będzie jednak tak świetnym obserwatorem; że zdołał dostrzec w tym aspekcie lukę, którą z łatwością da radę wykorzystać. Śmiałość tej dziewczyny, byłą dla niego kompletną nowością. Z pewnością dlatego nie miał pojęcia, jak powinien się zachować — jedyną chęcią, jaka przechodziła mu teraz przez myśli, było wyciągnięcie ku niej ostrza. Nie był jednak tak zdesperowany, aby wszczynać z nią otwartą bójkę.
— Cokolwiek chcesz zyskać — pochylił się w przód, wyrzucając z siebie groźnie, gdy w końcu odzyskał język w gębie. Uderzył agresywnie w stół, który zatrząsł się pod siłą jego dłoni. Złote oczy, które na nią patrzały, płonęły żywą wściekłością, której zdawała się nigdy jeszcze nie ujrzeć. — Powinnaś na siebie uważać. Los nie lubi nieostrożności. Nie zamierzam tracić na ciebie czasu.
Nie rozwinął swoich enigmatycznych słów. Po prostu patrzał prosto w usatysfakcjonowaną kobiecą gębę, mając okropną chęć sprawić jej najpodlejszą krzywdę; podtrzymywali go jedynie ludzie i okoliczności. Karasawa wyprostował się w jednej chwili i minął ją. Wyglądało jednak na to, że zamierzał odejść, nawet jeśli przez kobietę zostanie uznane to za zwykłą ucieczkę. Nie uzyska od niej żadnych informacji — proszenie ją o informacje dotyczące Araty, były bezskuteczne. Po tej frywolnej grze zdał sobie sprawę, że stał się jedynie pionkiem w jej grze. Pozostanie z nią w jednym pomieszczeniu, zapewne skończy się rozlewem niepotrzebnej krwi. Już teraz trzymał się na ostatkach opanowania.
— Za dwa dni, przed zachodem — zawiesił głos. Tą krotką informację zapewne zrozumiałby Arata, gdyby została mu przekazana. — Arata ma szanse jeszcze zmienić swoje zdanie. — Zdawał sobie sprawę jednak, że to czy opowie mu o ich dzisiejszym spotkaniu, zależy wyłącznie od niej. Gdy miał wykonać kolejny krok, odezwał się, jakby długo powstrzymywał w sobie tę myśl: — Niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, że robiąc sobie wrogów z innych, zabijają samych siebie... Chociaż tę prawdę zna nawet rosnąca na polu trawa.
Spoglądnął na nią dwuznacznie, suchym ostrzegawczym wzrokiem.
— Arata nie jest osobą, która wejdzie za tobą w ogień. Naiwna jesteś dziewczynko, sądząc, że jest ci wierny jak pies.
Może powinien zostawiać niektóre sprawy własnemu biegowi? Za każdym razem, gdy próbował coś poprawić, zawsze wychodziło na gorsze. W końcu są sprawy, w których po prostu nie da się pomóc.
Rozkwit nastąpił w momencie opuszczenia kurtyny. Poczuła, że dłonie odpychają ją od siebie, gdy było na to za późno. Spodziewając się podobnego scenariusza, przeniosła pospiesznie wzrok za siebie, wystawiając prawą rękę. Na krótką chwilę dotknęła ona płaskiego podłoża, aby wybić ciało za siebie. W kilka ulatujących sekund przesunęła środek ciężkości, lądując w przykucnięciu - Prawie mnie dorwałeś, ale ciut po czasie - rzuciła ledwie słyszalnym szeptem, wiedząc, że pamiątka znalazła swoje miejsce na jego szyi - Teraz jesteśmy kwita - wyrównywanie rachunków również należało do jej obowiązków. Tak długo tolerowała jego samowolkę, że w końcu postanowiła dać mu stosowną lekcję. W jej mniemaniu nie pozwoliła sobie na za dużo. Otwarcie nie mogła go zranić, przez co dostosowała formę do scenariusza, tak aby bolało.
Jego ekspresja była właściwym dowodem, że trafiła w czułe dla niego miejsce. Uderzenie w stół, ciche pęknięcia, które nie wyszły na wierzch. "Jaki straszny", pomyślała z dumnym siebie uśmiechem. Delikatnie mrużąc powieki, postanowiła nieco zmienić taktykę, odganiając kelnera, któremu chciała złożyć zamówienie - Mój wybranek dalej szargany jest przez emocje - rzuciła spokojnym głosem, nie pokazując grama strachu. Mógł jej grozić, ale i tak wszystko sprowadzało się do umiejętności, nie, pustych słów, jakie śmiało wygłaszał.
Pierwsze słowa, sprawiły, że odruchowo się podniosła, wygładzając założone ubranie. Poprawiła pas obi, przesuwając go nieco wyżej, tuż pod linię piersi. Dopiero po tym, uniosła pewnie głowę, dając mu chwilę, aby dokończył - Pewnie rozważy Twoją propozycję. Nie gwarantuję sukcesu - zawiesiła shamisen na plecy i upewniła się, że saya dobrze została przytwierdzona do pasa ukrytego pod cienkim materiałem. Gdy wszystko było na swoim miejscu, mogła powoli ruszać do wyjścia. Oczywiście, Hayase przodem, tak, aby dać mu sztuczne uczucie wygranej.
Uniosła jedną brew, znudzonym wzrokiem sunąc po jego facjacie - Przekonam się w praktyce, ale patrz, nawet ty umiesz udzielać dobrych lekcji - zakpiła sobie z niego, mając serdecznie dość. Jeszcze chwila i mogło się ziścić jego przemyślenie o przelewie krwi.
- Nie zauważyłeś, prawda? Dalej nie dostrzegasz istoty relacji, jaką mam z Aratą. Jeśli myślisz, że polegam na nim do tego stopnia, by dopuszczać do takich wniosków.... Krótko mówiąc, jesteś w błędzie. Nie o to w tym chodzi - nie rozwijała swojej myśli. Pozostawiła ją w tajemniczej otoczce, głównie dla własnych korzyści - Wiesz... Los bywa przewrotny i mam złudne wrażenie, że niedługo znowu się zobaczymy. Tym razem bez Twoich działań. Może tym razem obejdzie się bez świadków? - uśmiechnęła się do samej siebie i ruszyła przodem. Po krótkiej chwili spięła mięśnie nóg i wystrzeliła, skręcając w najbliższą uliczkę. Potrzebowała ochłonąć, a ta metoda zaczęła coraz bardziej jej odpowiadać.
[z/t dla Hayase i Yony]
- Dobrze, postaram się Ciebie już nigdy nie ratować, wedle życzenia - uśmiechnąłem się i wsłuchiwałem w jej dalsze słowa. Pewnie faktycznie kiedyś mnie uratuje przed czymś. W końcu byłem zwykłym człowieczkiem, który nie potrafił zbytnio walczyć. Biedny ja, jedyne co to wiecznie wpakowywałem się w kłopoty. Może i nie w każdej sytuacji wiedziałbym co robić, ale jedno trzeba przyznać, rozeznanie w sytuacji i szybkie obmyślanie działania to moje bardzo dobre zalety, a to może i kiedyś pozwoli mi jeszcze raz uratować jej dupe.
Jak się okazało wisteria nie zabije demona, ona jest do osłabiania, czyli nie pozwoli to stworzyć trucizny. Część założeń była prawidłowa, ale to, że słońce może je też zabić, było dość przydatną informacją. Przynajmniej wiedziałem, kiedy i gdzie zapuszczać się na poszukiwania. Wystarczyło unikać ciemnych miejsc, dość proste. Sayaka w milczeniu wysłuchała moich słów odnośnie mojego wkroczenia na drogę zabójcy demonów. Ucieszyłem się, kiedy stwierdziła, że mi pomoże i od razu zaczęła wymyślać zasady. Po pierwsze, miałem się jej słuchać, a to znaczyło pewnie w większej mierze nic nie robienie i obserwowanie. Nic trudnego, chyba najlepszy sposób, żeby się nauczyć to obserwować i wyciągać wnioski. Z ćwiczeniami też się zadeklarowała, że mi pomoże. Dobrze to już coś.
- Tym razem tak, nie zapominaj, że teraz wiem iż oczy to Twój najbardziej wyczulony zmysł - odpowiedziałem żartem na żart i kiedy zaproponowała, żebym pokazał jej miejsce, gdzie można zjeść coś mądrego to wpadłem w stan zamyślenia. Coś dobrego i w sumie chyba było nawet niedaleko, wyobraziłem sobie plan miasta i w jednej chwili znalazłem. Asahi, dobre miejsce do zjedzenia, dość popularne, ale ceny nie były takie złe. - Znajdzie się coś takiego, chodź za mną - to powiedziawszy, ruszyłem w stronę wyjścia z zaułku. Następnie rozejrzałem się i wskazałem stronę, w którą idziemy. To nie było daleko, a droga była też dość spokojna, pewnie już nikt jej nie będzie próbował okraść, więc powinno być bezpiecznie. Na jednym skrzyżowaniu zatrzymałem się i spojrzałem w jego lewą odnogę. Zamyśliłem się na chwilę i spojrzałem na Sayakę. - Tędy - ta droga powinna być krótsza, tam było za dużo ludzi, więc tędy powinno pójść szybciej.
W końcu udało nam się dojść do Asahi. Stanąłem przed wejściem i płynnie się kłaniając wskazałem rękoma wejście do restauracji. - Panie przodem - uśmiechnąłem się i kiedy już weszła, ja podążyłem za nią. Na szczęście był wolny stolik, więc wskazałem na niego i zająłem miejsce. - Polecam herbaty, chyba że wolisz coś kopiącego, to mają bardzo dobre sake - zacząłem przyglądać się spisowi potraw i chyba udało mi się wymyślić co w końcu zamawiam. - Jak w ogóle będzie wyglądał taki trening na zabójcę? Będę miał chodzić za Tobą i obserwować jak mordujesz demony z odpowiedniej odległości, czy co dokładnie będę musiał robić? - zapytałem z czystej ciekawości, lepiej dowiedzieć się jak najwięcej teraz niż później, przynajmniej będzie można się przygotować do ćwiczeń. - Wiesz już co Ci zamówić? - zapytałem i dałem jej chwilę do zastanowienia się, a kiedy już odpowiedziała, poszedłem zamówić nam jedzenie. Zapłaciłem za niego i czekałem, aż będzie gotowe. Nie musieliśmy czekać zbyt długo, na szczęście nie było dużo świeżych klientów, którzy czekali na jedzenie. Wziąłem zamówione rzeczy i wróciłem do stolika, po czym zabrałem się za jedzenie. - No to smacznego!
but only a blind man can truly see
Ruszyła za nim do lokalu, droga nie była długa i kiedy chłopak pokazał jej drzwi, kłaniając się przed nią w sposób pokazując szacunek jedynie się lekko uśmiechnęła. - No proszę.. jakiś ty dobrze wychowany.. - skomentowała przykładając dłoń do dekoltu. Po czym grzecznie minęła go, wchodząc do środka. Rozejrzała się po sali w poszukiwaniu znajomych twarzy ale nic. Widząc pusty stolik, wskazany przez jej kompana, uśmiechnęła się miło. Ruszyła za nim i usiadła na przeciwko niego. - Zwykła jaśminowa herbata mi wystarczy do szczęścia.. odpuszczę sobie sake.. za krótko się znamy a ja mam za słabą głowę.. jeszcze faktycznie skończę w tym lochu.. - dodała z rozbawieniem w głosie.
- To w sumie dobre pytanie.. - skomentowała zastanawiając się chwilę nad tym co mu odpowiedzieć. - Każdy zabójca inaczej wstąpił w szeregi korpusu.. - zaczęła ze spokojem w głosie. - Zdecydowana większość podczas tragedii w której stracili bliskich z rąk demona.. u ciebie to trochę inna sytuacja bo tamten zabójca zginął.. więc nie miałeś kogo prosić o pomoc.. niefortunnie.. ale takie sytuacje się zdarzają.. - mówiła ze spokojem.
- Ja też jestem innym przypadkiem.. pochodzę z klasy samurajskiej.. ale moja matka była zabójcą demonów.. podobno ojciec się w niej zakochał od pierwszego wejrzenia.. - wzruszyła lekko ramionami na bezradność tego typu miłości. - Więc ja od małego wiedziałam o istnieniu demonów, już w okresie kiedy jeszcze nie każdy o nich wiedział.. gdy ludzie myśleli że to legendy i bajeczki dla dzieci żeby się słuchały rodziców.. - mówiła z uśmiechem na ustach.
- Od małego chciałam być zabójczynią demonów.. mój ojciec samuraj uczył nas walki mieczem.. a mama.. ona pomagała z treningami.. jest zabójczynią z oddechem wody.. więc jak nie było możliwości nauki nas oddechu to wyruszyliśmy do siedziby zabójców żeby zobaczyć jaki oddech mamy.. mój najmłodszy brat Arata okazał się mieć wiatr.. drugi średni brat ma taki sam oddech jak ja.. czyli płomień.. widocznie oddechu się nie dziedziczy po rodzicu.. kwestia losowa.. - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Szczerze to jesteś pierwszą osobą, która mnie prosi o dołączenie do zabójców.. więc.. zobaczymy.. wiem co jest ci potrzebne, żeby móc dać radę demonowi więc na nauce tego się skupimy.. jak wyjdzie w praniu że masz potencjał żeby zostać pełnoprawnym zabójcą, to wtedy zabiorę cię na spotkanie z jednym z naszych Filarów.. najwyżej postawionych zabójców w organizacji poza naszym Mistrzem.. To oni mogą zdecydować czy nadajesz się na zabójcę czy jesteś stratą czasu.. więc ostatecznie wszystko zależy od ciebie.. - wyjaśniła z zadowoleniem w głosie.
- A co do jedzenia, to.. kurczak w sosie teriyaki i warzywa w tempurze brzmią dobrze.. - dodała odkładając kartę z jedzeniem na bok.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Zaśmiałem się, kiedy wróciła do żartu o lochu, podniosłem menu i zacząłem szukać czegoś ciekawego, po czym odpowiedź na żarcik wpadła mi sama do głowy. - Wiesz jak tak bardzo chcesz to możemy znaleźć jakiś, specjalnie dla Ciebie, żaden problem - uśmiechnąłem się zadziornie i wtedy znalazłem to co chciałem zamówić. Chwilę po tym zaczęła opowiadać historię, wpatrywałem się w nią i uważnie słuchałem każdego słowa. Czyli, zapewne łatwiej by mi było gdyby tamten zabójca mi wtedy pomógł. Mogłoby być szybciej, ale teraz pojawiła się ona. Magicznie znikąd wbiegła zaułek, piękna białowłosa, która pomoże mi osiągnąć cel. No chyba, że wcześniej nie wytrzyma ze mną psychicznie i mi odetnie język i przywiąże do drzewa, a potem zniknie. Tak, to też jest jedna z opcji. Sayaka wywodziła się z klasy samurajskiej, czyli była wyżej postawiona ode mnie, a jej matka była zabójcą, a potem miłość od pierwszego wejrzenia i bum jest Sayaka, to już rozumiem. Nie przerywając słuchałem dalej. Od zawsze chciała być zabójcą, a wiedzę na temat posługiwania się mieczem nabyła od ojca. Szkoda, że ja tak nie miałem, chociaż moje życie też mi się podobało. Mama pomagała jej z treningami, czyli od małego była przygotowywana do tej roboty. W siedzibie poznała oddech, który jak się okazuje nie jest dziedziczny po genach, a ja byłem pierwszym, który ją prosi o coś takiego.
- Użyłaś czasu przeszłego w zdaniach, czyli Twoi rodzice nie żyją? Tak stwierdziłem jeśli wcześniej dodałaś, że najczęściej jest to przez stratę kogoś bliskiego? Jeśli tak to przykro mi, zawsze lepiej mieć przy sobie jakieś bliskie osoby lub ludzi, którym można ufać - powiedziałem poważniej, kiedy skończyła wypowiedź. Po czym dodałem - jeśli wszystko zależy ode mnie, to raczej nie ma się o co martwić - na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Chwilę potem powiedziała co chce zamówić. Przytaknąłem głową i udałem się po jedzenie. Zamówiłem herbatę jaśminową, zieloną z wiśnią i to tyle było z herbat, a do tego dwa razy kurczaka teriyaki i warzywa w tempurze. Chwilę poczekałem, zapłaciłem i przyniosłem jedzenie do stolika. Rozdzieliłem nasze zamówienia i chwyciłem za pałeczki po czym zabrałem się za pysznego kurczaka. Oj ona wiedziała co wybrać. Nim cokolwiek zdążyła dalej powiedzieć, zabrałem głos pierwszy - po pierwsze jeśli wpadnie Ci do głowy, że musisz oddać za to pieniądze, to nie, nie musisz. Powiedzmy, że postawiłem jedzenie ładnej kobiecie, albo nie wiem, dzięki temu łatwiej będzie zaprowadzić mi Ciebie do lochów czy coś - zażartowałem, po czym kontynuowałem. - A po drugie, to jak to teraz robimy? Kiedy, gdzie i jak chcesz zacząć trening? O i jeśli szukałabyś miejsca do spania to możesz spać u mnie, ale pod warunkiem, że nie udusisz mnie w nocy. Zajmiesz moje posłanie, a ja sobie zrobię miejsce gdzieś na podłodze to nie będzie problem - zaproponowałem z czystej uprzejmości, po co ma przepłacać za wynajęcie pokoju, skoro może spać za darmo. No chyba, że jej to będzie przeszkadzało to niech robi co chce, żaden problem. Czekając na odpowiedź popijałem powoli gorącą herbatę, była przepyszna, zielona z wiśnią, może nie najlepsza, ale dobrze się komponowała z teriyaki.
but only a blind man can truly see
"Użyłaś czasu przeszłego w zdaniach, czyli Twoi rodzice nie żyją?"
Uniosła brew zaskoczona jego spostrzegawczością. Chłopak chłonął każde jej słowo tak dokładnie że nawet forma w jakiej mówiła, mu nie umknęła. Uśmiechnęła się lekko rozbawiona. - Użyłam czasu przeszłego w moich zdaniach bo moi rodzice nie mają mnie już czego uczyć.. to wszystko było we wczesnej młodości.. ale moi rodzice żyją i mają się bardzo dobrze.. choć wiadomo, starość nie radość a młodość nie wieczność.. - skomentowała upijając łyczek herbaty.
"..jeśli wszystko zależy ode mnie, to raczej nie ma się o co martwić.."
Odstawiła gliniany kubek na blat stołu. - Mówisz to w kontekście chęci brnięcia w trening jako przyszły zabójca demonów.. to dobrze że jesteś na tyle zawzięty i masz wystarczającą motywację żeby nie marnować mojego czasu. Ale zobaczymy co powiedz po pierwszym dniu treningu. A potem po tygodniu.. - uśmiechnęła się do niego bardzo miło. Nie chciała go straszyć, ale trochę przygotować na to co może go czekać jeśli postanowi podążać tą samą ścieżką co inni zabójcy.
Skinęła w podziękowaniu za talerz z jedzeniem, gdy postawił go przed nią na stoliku. Już chciała się odezwać gdy uprzedził ją z bardzo jasnymi instrukcjami odnośnie zapłaty. - Jak będziesz stawiał jedzenie wszystkim ładnym kobietom w okolicy to szybko sam będziesz przymierał głodem.. a co do tego lochu, to jedzeniem mnie do niego nie zwabisz.. - uśmiechnęła się i złapała za pałeczki. Złożyła dłonie w geście modlitewnym. - Itadakimasu.. - szepnęła pod nosem i ujmując oba patyczki w prawą dłoń zaczęła powoli delektować się tym co miała na talerzu.
- Mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia, ale wydaje mi się że w przyszłym miesiącu możemy zacząć.. nie będzie to jednak tutaj w Edo.. nie mogę cię też zabrać do siedziby od razu.. więc wezmę cię do Osaki na jakiś czas.. tylko będziesz musiał trzymać buzię na kłódkę co do bycia przyszłym zabójcą demonów.. tak się składa że Osaka jest siedliskiem tego tałatajstwa, w końcu będę musiała cię też sprawdzić.. - wyjaśniła jak to widziała.
- Więc jak masz jeszcze jakieś sprawy do załatwienia to radziłabym to zrobić przez ten czas.. więc w skrócie tak to by wyglądało. Teraz jest ten moment żeby przemyśleć moją propozycję.. nie pogniewam się jak zrezygnujesz.. nie ma wstydu w chęci prowadzenia spokojnego życia.. bo jak już będziesz jednym z nas.. to o spokoju będziesz momentami marzył wręcz.. - dodała z lekkim uśmiechem, upijając kilka łyków herbaty.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Zaśmiałem się, kiedy wspomniała o zbudowaniu własnego lochu, ale bym go zagospodarował, w jednym miejscu bym eksperymentował i prowadził badania, a w drugim, to lepiej nie wspominać co mogłoby się dziać. Zaśmiałem się cicho pod nosem i spojrzałem na Sayake - nie głupi pomysł, chcesz zostać testerką, jak się kiedyś takiego dorobię? - zapytałem po czym puściłem do niej oczko. Jak ja uwielbiam sobie tak zażartować, a jak się znajdzie jeszcze osobę, która ma podobne poczucie humoru to już w ogóle.
Jak się okazało jej rodzice żyli, po prostu to było kiedyś i te rzeczy już minęły. A już myślałem, że ich straciła, jakby nie patrzeć to pewnie na co dzień dużo ludzi traciło rodziny, przyjaciół, sąsiadów lub znajomych przez te demony. Trochę ich chodziło po świecie, a to mnie motywuje, żeby jeszcze szybciej przedrzeć się przez trening i powybijać ich co do nogi.
- Ja już wiem co powiem po pierwszym dniu treningu. Spojrzę na Ciebie i powiem coś w stylu: "Co tak łatwo?" albo "Taki trening to dla mnie rozgrzewka" - zaśmiałem się i zacząłem zastanawiam jak może takie coś wyglądać skoro ma być, aż takie ciężkie? Chociaż podejrzewam, że demony muszą mieć niezły refleks jak i zwinność, więc trzeba dotrzymywać im kroku, a co za tym idzie, trzeba wyrobić sobie pewnie odruchy, które przydadzą się podczas walki. Jak na przykład ja teraz, mówiąc o tym, że nie musi płacić. Wiedziałem, że pewnie chciałaby się odpłacić, jak to wspominała, nie lubiła być dłużna. Trzeba zapamiętać na przyszłość. - Zacznijmy od tego, że nie stawiam każdej ładnej dziewczynie obiadu - powiedziałem łapiąc pałeczkami jedzonko i powoli rozkoszując się smakiem teriyaki. Przełknąłem i kontynuowałem - Ty jesteś pierwsza, więc możesz sobie pomyśleć, że na razie jesteś wyjątkowa, jeśli kiedykolwiek uda mi się znaleźć kogoś innego komu mogę postawić obiad - uśmiechnąłem się i chwyciłem za herbatę, wziąłem kilka łyków i przyjrzałem się jej, kiedy złożyła ręce. "Itadakimasu" nie słyszałem, żeby ktoś tak robił, w sumie to mało co ostatnio miałem okazję rozmawiać z normalnymi, cywilizowanymi ludźmi, pewnie dlatego.
- Nigdy nie byłem w Osace. Daleko to jest? A jeśli mowa o milczeniu to może i tego nie widać, ale jestem mistrzem w trzymaniu języka za zębami! - nie, żebym się przechwalał, ale byłem ostatnią osobą, która by sprzedała jakąś tajemnicę, bądź coś ważnego. Także nikt się o niczym nie dowie. Kiedy zabrała się za herbatę, parsknąłem lekko śmiechem i, aż popiłem trochę swojej, a to przez to co powiedziała na koniec. - Czekałem ponad rok na tą okazję, żeby wkroczyć na tą ścieżkę. Wiesz ile rzeczy się nauczyłem w trakcie tego? Najważniejsze jest przeć do celu i się nie poddawać, bo jeśli człowiek raz zwątpi to zwątpi za każdym kolejnym razem. Zrezygnuję z tego dopiero wtedy jak zginę, innej opcji nie ma. Nie mam też tutaj już nic do roboty, więc jestem gotowy w każdej chwili, na Twój znak ruszamy! - byłem dość zmotywowany po tym wszystkim, ta kobieta dała mi nadzieję i nie wiem jak jej się w życiu odpłacę, ale liczę, że będę miał ku temu sposobność.
- Jednak jak już wkroczę na tą ścieżkę, to powiedz mi jedno jak wygląda zamiana w demona, czy oni mogą to zrobić wbrew czyjejś woli? Bo jeśli by mogli to obiecaj mi jedno zanim zaczniemy trening, że jeśli kiedyś stanę się demonem to chciałbym, żebyś to ty odcięła mi głowę, dobra? - mój wyraz twarzy zrobił się śmiertelnie poważny, chciałem mieć pewność, że jeśli w najgorszym wypadku się coś stanie to pochłonę najmniej ludzi jako ten stwór.
but only a blind man can truly see
"Ja już wiem co powiem po pierwszym dniu treningu. Spojrzę na Ciebie i powiem coś w stylu: "Co tak łatwo?" albo "Taki trening to dla mnie rozgrzewka""
Uniosła brew na jego słowa. - No ja myślę.. nie oczekuję innej odpowiedzi od ciebie.. nawet jakby te słowa miały paść z twoich ust tuż przed utratą przytomności z wycieńczenia.. - zaśmiała się. Oj już ona go będzie zajeżdżać dzień w dzień aż nie przygotuje go do tego żeby nie zginął z miejsca od spotkania z demonem. "Będę musiała mu ogarnąć jakiś tymczasowy nichirin, chyba mamy takie dla zabójców idących na ostateczną selekcję.." przemknęło jej przez myśl. Ale to oznaczało że będzie musiała iść do Yonezawy po broń dla chłopaka.
"Zacznijmy od tego, że nie stawiam każdej ładnej dziewczynie obiadu.."
"..Ty jesteś pierwsza.."
Uniosła brew na jego sprostowanie sytuacji i uśmiechnęła się bezczelnie. - Jeszcze pomyślę że się zakochałeś.. - roześmiała się mieszając pałeczkami w posiłku, zanim wyłowiła jakieś warzywo w tempurze i uniosła do ust. - .. tak mi tu słodzisz że jestem wyjątkowa póki co.. - dodała wsuwając jedzenie do ust, delektując się smakiem. - Osaka jest kilka dni drogi stąd.. zaopatrz się w najpotrzebniejsze rzeczy do podróży.. - powiedziała z uśmiechem na ustach.
"A jeśli mowa o milczeniu to może i tego nie widać, ale jestem mistrzem w trzymaniu języka za zębami!"
- Mam nadzieje.. bo jak nie to nam obojgu się to odbije czkawką.. - skomentowała, biorąc kolejnego kęsa kurczaka tym razem. Po czym sięgnęła po czarkę z herbatą i upiła większy łyk.
- Widzę że entuzjazmu Ci nie brakuje, to akurat dobrze. Z takim zapałem ten trening może nie będzie trwał długo.. kto wie, może zmieścimy się w mniej niż 2-3 latach.. - powiedziała z rozbawieniem w głosie. Bo chyba nie sądził że wystarczy kilka tygodni żeby z poziomu zwykłego śmiertelnika stać się kimś kto może mierzyć się z potworami z regeneracją, nieśmiertelnością, niebywałą siłą, nie kończącą się wytrzymałością i Demoniczną Sztuką Krwi. - Twoja wola będzie testowana więcej niż raz.. czasami po całym dniu będziesz miał dość.. będziesz chciał wrócić do siebie.. mówię o tym bo widziałam nie jednego zabójcę który tak się czuł.. ja sama miałam momenty zwątpienia.. ale tak jak mnie wspierano.. tak i ja będę wspierać Ciebie podczas tej wędrówki.. - mówiła ze spokojem w głosie, prawie jak nie ona. Ale nie kłamała go. Wszystko co od niej słyszał, mógł być pewien że było szczerą prawdą.
"Jednak jak już wkroczę na tą ścieżkę, to powiedz mi jedno jak wygląda zamiana w demona, czy oni mogą to zrobić wbrew czyjejś woli?"
- Jest jeden demon, nazywa się Muzan.. i tylko on może przemienić człowieka w Demona.. nie wiem jednak czy robi to na czyjąś prośbę czy wbrew tej osoby woli.. nigdy nie byłam świadkiem przemiany w demona.. ale można śmiało założyć że oba powody mają miejsce.. - odpowiedziała na jego pytanie na tyle na ile potrafiła.
"..obiecaj mi jedno zanim zaczniemy trening, że jeśli kiedyś stanę się demonem to chciałbym, żebyś to ty odcięła mi głowę, dobra?"
Zaskoczył ją tą prośbą. Złote oczy wpatrywały się w jego twarz ze śmiertelną powagą. - Jeśli będę miała taką możliwość.. to nie dopuszczę do tego żeby ktoś zrobił z Ciebie demona.. - zaczęła stanowczym głosem. - .. ale jeśli do tego faktycznie dojdzie.. to daję Ci moje słowo.. że będę tą osobą, która zakończy twój żywot jako demona.. - dodała już nieco łagodniejszym tonem głosu nadal się mu uważnie przyglądając.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Zaśmiałem się, kiedy wspomniała o wycieńczeniu po treningu, wziąłem łyka herbaty i podjadłem trochę teriyaki. - Idę o zakład... - przełknąłem i wskazałem na nią pałeczkami - że nie stracę przytomności podczas treningu i nie będę narzekał, że nie daję rady. Co ty na to? - uśmiechnąłem się i odłożyłem pałeczki, następnie podałem rękę w celu zawarcia zakładu, czy go przyjmie? Nie wiem, zobaczymy.
Westchnąłem cicho, kiedy powiedziała, że się w niej zakochałem i spojrzałem w ziemię, unikając kontaktu wzrokowego. - Noo.. bo wiesz, może to od pierwszego wejrzenia czy coś, ale jesteś taka piękna, że nie wiem... nie wiem jak to ująć - zrobiłem dramatyczną przerwę, ale nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. Po chwili parsknąłem i zacząłem się śmiać. W końcu przestałem i popiłem herbaty, kurde kończy się, niedobrze. - Żartuje, żartuje, żebyś sobie nie myślała. O jeju nie mogę, ciężko było wytrzymać, żeby się nie roześmiać. Ale wracając do tematu, to miałem taki kaprys, żeby Ci postawić obiad, poza tym bierzesz mnie pod swoje skrzydła, więc mogę Ci postawić obiad. Kiedyś to może być na Twój koszt, bo pewnie trochę czasu spędzimy razem - wytłumaczyłem i zabrałem się do kończenia jedzenia.
Słuchałem jej w międzyczasie przegryzając kawałki kurczaka. No tak, wypaplanie każdemu, że szkoli mnie na zabójcę mogłoby się źle skończyć. Sayaka może i była wybuchowa jak ktoś ją wkurzy, patrząc na ten rzut wcześniej, ale czasami mówiła takie miłe rzeczy, że aż się łezka w oku kręciła. Cieszyłem się, że będzie mnie wspierać, była chyba pierwszą taką osobą.
Potem wytłumaczyła mi jak działa przemiana, czyli można się zamienić nawet jak się nie chce, mógłby pewnie teraz wparować i mnie przemienić. No dobrze rozumiem. Uspokoiło mnie też to, że w razie czego zabije mnie. Teraz mogłem bez nerwów wkroczyć na tą ścieżkę. Dokończyłem swoje danie i dopiłem herbatę. Jakie to było pyszne. - Zgaduję, że wyjedziemy dopiero za kilka dni, więc zdecydowałaś gdzie będziesz spać? Wynajmujesz coś czy może chcesz u mnie? Za nic nie będziesz musiała płacić, może nawet catering w zestawie z posłaniem będzie!
but only a blind man can truly see
Słuchała z uwagą właściwości różnych ziół i gdy na odurzających Kamezo się dyplomatycznie zamknął, aż uniosła lekko brew w górę. "Urocze.." przemknęło jej jedynie przez myśl gdy wzięła kolejny kawałek do ust w spokoju przeżuwając w spokoju. Po czym upiła kilka łyków herbaty. Nie zamierzała komentować tego, ale jego wiedza odnośnie zielska była dość imponująca jak na takiego młodzieniaszka.
"Idę o zakład..."
I aż jej oczy zabłysnęły dzikim blaskiem na te słowa. Odłożyła pałeczki na bok i splotła palce dłoni przed sobą, opierając łokcie na stole. Usta przytknęła do do splecionych ze sobą rąk i wpatrywała się w niego bardzo zaciekawiona dalszą wypowiedzią.
"..nie stracę przytomności podczas treningu i nie będę narzekał, że nie daję rady."
Czy on wiedział w co się pakował rzucając jej wyzwanie? I to takie?! Nie tylko Karasawa była po szkoleniu na zabójcę, ale jej parametry fizyczne przekraczały możliwości najwybitniejszych ludzi. Między świetnie wyszkolonym samurajem a zabójcą demonów była przepaść. Ale każda przepaść można pokonać determinacją i regularnymi treningami. Nie miał szans na wygranie tego zakładu, Sayaka gotowa była stanąć na głowie żeby biedaka zajechać tylko po to żeby pokazać mu jak wiele ich dzieli, ale też jak wiele może zyskać jeśli wytrwa ten okres.
Rozplotła dłonie i wyciągnęła dłoń przed siebie nad stołem w celu pochwycenia jego a następnie uścisnęła ze sporą siłą. - Nie ignoruję zakładów i przyjmuję każde możliwe wyzwanie.. - uśmiechnęła się cwaniacko. Oczy dziko błyszczały. Ile z siebie da zanim padnie? Ile z niego wyciśnie zanim straci przytomność? Chciała to zobaczyć, bo na tym będą budować jego przyszłość.
Po jego teatralnym zagraniu i nagłym wybuchu śmiechu, sama przyłożyła dłoń do piersi. - Kamień z serca.. bo musiałabym ci złamać serduszko.. nigdy bym się nie zainteresowała słabszym od siebie mężczyzną.. - powiedziała z uroczym uśmieszkiem na ustach i sięgnęła po pałeczki w spokoju kończąc posiłek. Po tym co jej pokazał, była pewna że będzie miała z nim dużo dobrej zabawy. A przynajmniej podstawowe szkolenie nie będzie nudne.
Gdy skończyła jedzenie, odłożyła pałeczki i dopiła herbatę. - Jeszcze zdążysz się znudzić moim towarzystwem Kamezo.. podaruję Ci tę noc w świętym spokoju.. znalezienie noclegu to nie problem, mają w Edo od groma dobrych Ryokanów.. pozałatwiaj wszystko co musisz.. niebawem wyruszamy.. znajdę Cię.. - powiedziała puszczając mu oczko gdy wstawała od stołu. Włożyła miecz za pas i poprawiła swoją yukatę. - Nie rób niczego głupiego.. nie będę uczyć kaleki.. - dodała i machnięciem dłoni ruszyła do wyjścia.
Z tematu
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Po jakże mojej pięknej grze aktorskiej, samo przedstawienie się nie skończyło, Sayaka pociągnęła to dalej i odegrała się złośliwym komentarzem. Podniosłem prawą brew do góry i zacząłem ją przedrzeźniać. Jeszcze zobaczymy. - Nie? Jakby spojrzeć na to inaczej, trochę swojego czasu dla mnie dzisiaj poświęciłaś, a mogłaś mnie olać, do tego chcesz mi pomóc. Czymże to jest jak nie zainteresowaniem się, bo coś czuję, że byle kogo byś nie wzięła pod swe skrzydła - złowieszczy uśmieszek pojawił się na mojej twarzy, no to się odegrałem na koniec.
Po skończonym posiłku, wystarczyło tylko dopić herbatę, wszystko ładnie ułożyć i się pożegnać. Niedługo wyruszamy, więc musiałem spakować to co ważne i przygotować się do wyprawy. Dam radę, w końcu zacznie się to na co tyle czekałem, teraz nie ma już odwrotu. Skinąłem głową na pożegnanie i uśmiechnąłem się, siedziałem chwilę samemu jakby próbując ogarnąć co się dzisiaj właśnie stało, po dłuższym bujaniu w obłokach, wstałem i ruszyłem do mieszkania.
// zt
but only a blind man can truly see
Cała moja przygoda po przemianie w demona wydawała się być jednym, długim, przyjemnym snem. Od razu po "Narodzinach" miałam okazję sprawdzić moje nowe zdolności i pożarłam jakieś małżeństwo mieszkające obok kuźni w której się obudziłam. Jakże przyjemne dla ucha były ich krzyki. Wyglądało również jakby znali mnie już wcześniej, nazywając mnie Sumi, jednak nie sprawiło to że mój apetyt jakkolwiek zelżał. Po skończonej uczcie z ekscytacją spaliłam dom i pobliskie miejsce robocze po czym ruszyłam przed siebie, najedzona, zadowolona i ciekawa świata.
Czas mijał mi w sporej części na paleniu i pożeraniu, nieświadoma potencjalnych zagrożeń, nie liczyłam się z konsekwencjami takiego dzikiego trybu życia, jednak szczęśliwie nim na miejsce przybył jakiś zabójca demonów, ja byłam już gdzieś indziej, szukając nowych wrażeń. Po pewnym czasie poznałam również drugą demonicę, która okazała się o wiele bardziej zorientowana w tym jak działa świat, więc zadowolona z możliwości pozbycia się części odpowiedzialności za podejmowanie decyzji, zgodziłam się połączyć z nią siły.
Po jakimś czasie dotarłyśmy wspólnie do Edo w prowincji Musashi. Wspólnie z demonicą zatrzymałyśmy się w karczmie Asahi w której spotkałyśmy się z kupcem... Jakimś tam. Mężczyzna podobno miał coś co moja wspólniczka chciała mieć albo coś, więc ucięłyśmy sobie z nim pogawędkę przy szklance umeshu. A przynajmniej ja piłam umeshu, nie wiem co piła reszta, ale niezbyt mnie to interesowało. Nie byłam do końca nawet pewna czemu zamówiłam właśnie ten napój ale kiedy tylko przeczytałam tą nazwę, poczułam że chcę go wypić. W smaku okazał się... Nijaki. Z resztą jak każde inne ludzkie jedzenie. Czułam spore rozczarowanie, ale chyba po prostu nic nie jest na tyle smaczne żeby mogło się równać ze smakiem krwi i mięsa ludzi.
Nie do końca przysłuchiwałam się rozmowie wspólniczki z handlarzem, ponieważ zawinięta w ciemny płaszcz sączyłam mój napój a moje oczy strzelały po całym lokalu jak rozglądałam się z ciekawości. Kręciło się tutaj dość sporo ludzi, każdy w swojej własne grupce, nie zważając na wszystkich innych dookoła. Nagle do mojej głowy przyszła myśl, więc zdecydowałam się uzewnętrznić ją do reszty mojej "grupki".
- Jak myślicie? Co jest gorsze, śmierć przez utopienie czy spalenie żywcem? Gonbe-san? - zapytałam się, kierując ciekawski, lekko nieobecny wzrok na mężczyznę. Mężczyzna słysząc te słowa wyprostował się i zbladł. Przekrzywiłam ciekawsko głowę, zaskoczona jego reakcją. PFFF, chyba ktoś tu nie ma polotu żadnego. Pokręciłam zrezygnowana głową i oklapłam na stół. - Poróbmy coś ciekaweeeegooooooo. - powiedziałam, w zasadzie zawodząc, poniosłam nieco głowę i złapałam wspólniczkę za łokieć i zaczęłam lekko szarpać jej rękę. Ta jednak niemalże niewzruszona poleciła mi zaczekać kiedy ona załatwi do końca sprawy z Gonbe i zmierzyła chłodnym spojrzeniem nim wstała od stolika. Rzuciłam jej zrozpaczone spojrzenie kiedy się okazało że nie dość że mam się tutaj dalej nudzić to jeszcze do tego ona pójdzie sobie z tym handlarzem gdzieś indziej. Jęknęłam przeciągle i ponownie opadłam na stolik, wzdychając ciężko. Bardzo ciężko. Obserwowałam z mojego miejsca jak wspólniczka i handlarz oddalają się a następnie opuszczają lokal. Z braku laku spojrzałam jeszcze raz na malutki kieliszek i buteleczkę z umeshu, po czym zabrałam się za wypijanie kolejnej kolejki napoju.
Jęknęłam przeciągle i wyprostowałam się, rozglądając znudzona po pomieszczeniu. Zupełnie nie było nic ciekawego do robienia w tej dziurze. Nie chciałam też zamawiać żadnego jedzenia a umeshu również nie zapewniało żadnej przyjemności z picia. Miałam po prostu nadzieję że nie będzie trzeba czekać teraz nie wiadomo ile aż wspólniczka wróci z rozmów z handlarzem. Byłam również zainteresowana tym co było celem negocjacji, jednak chyba po prostu musiałam cierpliwie czekać... Ugh, nienawidzę cierpliwie czekać. Z niezadowoloną miną przeniosłam wzrok z kubeczka z umeshu na siedzącą przy stoliku w kącie grupkę młodych dziewczyn. Wszystkie piły jakieś coś ciepłego, pewnie herbatę i rozmawiały przyciszonymi głosami. Jeżeli wspólniczka nie wróci w przeciągu dziesięciu minut to chyba będę musiała poszukać towarzystwa przy innym stoliku... Byłaby wielka szkoda jakbym popsuła tamtym dziewczynom wieczór. Z tą myślą w głowie uśmiechnęłam się mimowolnie po czym zaśmiałam na głos. Okazało się jednak że śmiech wybrzmiał nieco głośniej niż planowałam i przyciągnęłam na siebie kilka par oczy z pobliskich stolików, jednak szybko ucichłam i opatuliłam się ciaśniej płaszczem i po raz kolejny oparłam się o stół, obracając w palcach pusty kubeczek.
Wyszedłszy z Tsuki no Tsuki, kluczyła ulicami w zgodnym, harmonijnym rytmie. Miała przeczucie, że istnienie Asahi, miejsca, w którym zostawiła Sumi samą sobie, może być już zaledwie kwestią wciąż żarzących się belek. A nie per se tego, co opuszczała wraz z Gonbe. Tak czy tak, na tyle, jak dalece poznała owo dziewczę, prędzej założyłaby, iż podpaliła to i owo, niźli grzecznie siedziała cały ten czas. Cóż – nie łkałaby nad zrównanym z ziemią budynkiem. Był jej obojętny. Właściwie… Sporo spraw było Aose obojętne. Większość czynów popełniała z kaprysu, impulsu. Bo tak. Bo nie. Oczywiście, na każdą decyzję miała uzasadnienie i zwykle całkiem logiczną, to jednak nic nie zmieniało: niewiele spraw w tym świecie jeszcze potrafiło ją zaskoczyć, a co dopiero poruszyć.
Jednakowoż brak stęchlizny palonego drewna i krzyków agonalnych przed podwojami herbaciarni, kolejnej zresztą, wywołał w demonicy nieuzasadniony, maluczki niepokój. Nie zwlekała więc i czym prędzej przedarła się przez drzwi, zawirowała głową w środku przybytku i, natrafiwszy na „zgubę”, przedostała się do wcześniej zajmowanego stolika. Nie siliła się na tłumaczenia zwłoki w powrocie, nie uznała bowiem, iż winna jest dziewczęciu cokolwiek więcej, niż to ponure, dręczące spojrzenie złożone na jej licu. I owszem, patrzyła na Sumi wyniośle, wręcz uzurpatorsko, niemniej bez niej kwestia Gonbe mogłaby nie rozwiązać się tak szybko. Dlatego też rozpalone tęczówki po chwili zasnuły się do połowy powiekami.
— Podpisał — powiedziała, kładąc na stole „pakt”, później zaś zasiadła naprzeciw niej. Cóż, pewności co do tego, iż Sumi potrafi czytać, nie miała, natomiast z jakiegoś powodu uznała to za zbędną informację. Ruda nie musiała przecież rozumieć tekstu, ot, wystarczyło, by rzuciła okiem na odbitą karmazynem pieczęć rodową Gonbe. Nieco rozlaną po papierze, ale wyraźnie wskazującą na to, iż plan się powiódł. Plan ten, rzecz jasna, znany był tylko samozwańczej kapitance tego okrętu. Co nie zmieniało jednak faktu, iż pewnie istniał i był dość konkretny. Ludzie… Demony… Nie. Istoty. Istoty takie jak Aose nie ulegały pokusom, wszystko miały odmierzone od linijki. — …Skąd w tobie ta ciekawość śmierci?
- Hę? - zapytałam zdezorientowana, starając się sobie przypomnieć co wcześniej było mówione o jakichś dokumentach czy podpisywaniu. Po krótkiej chwili moja twarzy rozchmurzyła się kiedy połączyłam kropki i wróciło do mnie dlaczego w ogóle się tutaj znalazłyśmy. Chwyciłam więc ochoczo za kawałek papieru i zaczęłam mozolnie przedzierać się przez jego treść. Wszystko było zapisane jakimiś bardzo nudnymi słowami, więc szło mi baaardzo wolno. Kiedy czwarty raz musiałam czytać piąte zdanie dokumentu skrzywiłam się mocno i oddałam go Aose. - Nuuuudyyyyyy. Co teraz będziemy robić? Chodźmy coś zjeść może. Albo.... No wiesz, kogoś ten teges. -powiedziałam podekscytowana tym jaki wspaniały pomysł wykiełkował w mojej głowie a moje ostatnie słowa podkreśliłam dość znaczącym gestem polegającym na przejechaniu palcem po gardle, zwieszeniu głowy na bok, wystawieniu języka i zamknięciu oczu, aby zobrazować że "ten teges" w rzeczywistości odnosiło się do zabicia kogoś co również bezpośrednio łączyło się z propozycją spożycia posiłku. Zaczęłam się już wiercić na krześle czekając na odpowiedź mojej towarzyszki, kiedy ta zadała mi jedno proste, pytanie. Przekrzywiłam w zaciekawieniu głowę zastanawiając się nad sensem tego pytania ale przede wszystkim nad odpowiedzią na nie.
- Eeeee... Nie wiem. Tak jakoś chciałam się zapytać. No bo w sumie ciekawi mnie to, które z tych dwóch uzna za gorsze. No i tyle właściwie... Nudzę się i tyle. - powiedziałam na koniec i wzruszyłam ramionami - To co teraz robimy? - zapytałam się na koniec i wlepiłam wyczekujące spojrzenie w Aose.
Nie możesz odpowiadać w tematach