Zasiadł przy jednym ze stolików i przyglądał się oraz nasłuchiwał rozmowom. Katany wcześniej położył obok siebie, nadal mając za pasem krótki nóż i pełno ukrytych ostrzy. Raczej nikt nie odważyłby się atakować cesarskiego samuraja.
Minęło już trochę czasu odkąd widział swojego ojca. Nie żeby tęsknił, ale był on jednym z jego nielicznych kontaktów z demonami. Wolał z nimi rozmawiać, ale teraz musiał wyjątkowo uważać. Nadal planował zostać jednym z nich, nawet jeśli zapomni rodzinę. Nic nie wartą, troszczącą się tylko o reputacje. Nie zasługiwali ani na niego, ani na jego rodzeństwo.
Upił łyk alkoholu i odetchnął cicho. Nie powinien teraz się tym zadręczać.
Przeczekała w budynku do momenty aż słońce kompletnie nie zaszło i podrywając się ze swojego miejsca, ruszyła w stronę wyjścia z pomieszczenia.
Z powodu zaginięcia postaci Z Tematy!
Chłodna zima gościła w pełni w sercu ludzi. Dążąc donikąd układała świat do snu, a sen ten wił się wokół ich nóg, zapraszał na ciepłe maty i spychał ludzi prosto w swoje objęcia. Dlatego ludzie, zamiast szukać ciepła i mat w domu, szukali ich tam, gdzie domu nie było. Serca niosąc w opakowaniach swoich klatek piersiowych, z bijącym mięśniem, wędrowali przez ulice miast. Zupełnie jak wędrował Tokugawa Yua. Z Ciepłym futrem z białego wilka, które go otulało, z jednym samurajem, który szedł za nim cicho i prężnie. Nie wiedząc, że Yua potrafiłby się obronić doskonale sam. Trzymał czerwony, czerwony parasol. Jak krew, co strzelała prosto z tętnicy i nie mówił nic. Jak nie wypowiadały słów różane usta kryjące się za wachlarzem. A oczy, przypominające osnute bielmem chmur niebo, z błyskami radości spoglądały to w jedną to w drugą stronę. To zatrzymywały się na dzieciach zaganianych do domu, to na ashigaru, którzy pilnowali na ulicach porządku, a teraz rozmawiali w jednej zwartej kupie, kłócąc się o to, czyja żona ma bardziej okrągłą i uroczą twarz. A może kto ma większego pecha w małżeństwie?
Chłodna zima nie gościła w Asahi, ale na pewno gościła przed nią. W tym przybytku, który człowiek wolał wybrać, zamiast gnieździć się tam, gdzie obowiązki, gdzie dzieci, gdzie ciągle ktoś czegoś mógł chcieć. Tam? Tak. Tu? Nie. W miejscach takich jak to potrafiły nieco zamrzeć obyczaje, potrafiły się rozluźnić i zasiąść na jakiejś niezapisanej nigdzie zmowie. Yua często bywał w takich miejscach, choć zdecydowanie nie często tak oficjalnie, jak dziś. Ale dziś, po zaproszneniu na naprawdę nudny występ, z którego wysmyknął się, bo boli brzuszek, nie zamierzał się bardzo nad tym rozwodzić. Dziś błękit jego oczu skierował się na tą knajpkę, przed którą właśnie dwójka mężczyzn stała naprzeciwko siebie i patrzyli na siebie morderczym wzrokiem, a reszta gości albo tłoczyła się w drzwiach, albo już zdążyli wyjść i właśnie robili na tym pustym placyku przed knajpką miejsce dla... chyba walczących. Dwóch większych mężczyzny, prawdziwych samców alfa, którzy właśnie chcieli sobie wzajem udowodnić, kto ma... ekhem.
Yua nie podszedł bezpośrednio do nich. Zatrzymał się w tym mroku na ulicy, która oświetlana była blaskiem latarni i światłem padającym z okien. W ciepłym blasku odbijanym przez śnieg, w zimnym świetle księżyca, który rozpraszał mrok nocy i zabarwiał ją srebrzystą łuną, czerwień i biel wyglądały zjawiskowo. Yua był zjawiskowy. Pod trzymaną przez samuraja parasolką, z twarzą zasłoniętą czerwonym wachlarzem, z oczami podkreślonymi ciemną czerwienią makijażu i czernią, ze spiętymi wysoko, białymi włosami, w których pląsały ozdoby. Jak istota nie z tego świata, która nawiedziła rażąco prostą codzienność. I właśnie obdarzała swoim zainteresowaniem prostych ludzi, którzy wpadli na siebie z mocą napiętych mięśni, rozdmuchując na boki śnieg. O co toczyła się walka? Chyba nikt nie wiedział. Pewnie sami interesanci nie wiedzieli. Ale skandy ludzi podnosiły się i niosły poprzez ulicę i cichą noc.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Na dworze było dość chłodno, dlatego też nosił na sobie nieco grubszą wersję swojego odzienia. Kolorystycznie nie odbiegało ono od jego normy. Dominujący kolor szkarłatu z obsydianowymi akcentami, czyli dwa jego ulubione kolory. W pasie zaciskał jego kimono mały, cienki, złoty łańcuch. Odzienie zakrywało prawie wszystko oprócz jego górnej części klatki piersiowej, na której widniały dwie lustrzanie odbite głowy czerwonego smoka ze złotą grzywą, a ich szyję wędrowały, aż za jego plecy. Jego oręż nosił jak zwykle na plecach. Jeden koniec z ostrzem nichirin na kształt nieco przerośniętego tsurugi wystawał z jego lewej strony, natomiast po drugiej strony wystawało mu nieco grubsze niż poprzedni koniec, kolczaste kanabo. Reszta broni, czyli łańcuch, była schowana w dużym plecaku, jaki nosił z tyłu.
Zawsze jak przechadzał się przez miasto, przyciągał wzrok normalnych mieszkańców. Był dużo wyższy od przeciętnego mieszkańca Edo, a jego broń wcale nie pomagałą wtopić mu się w tłum. Podobnie było i tym razem. Idąc w stronę knajpki, która bardzo dobrze znał, zdecydowana większość osób przechodząca obok niego, zerkała na jego osobę. Zdążył już się przyzwyczaić do atencji, jaką go ludzie darzyli. Co więcej, bardzo mu ona odpowiadała.
Gdy zbliżał się do Asahi, zauważył zamieszanie przed samym wejściem. Duża grupa ludzi układała się w mały ring. Rzadko ludzie się tutaj okładali pięściami. Gdyby nie został zabójcą demonów, prawdopodobnie to dla niego teraz by tworzyli arenę do bitki pod jakąś knajpą. Przez wiele lat nauki i dyscypliny patrzył z góry na takich ludzi, był obrzydzony faktem, że tak łatwo jest im atakować siebie nawzajem, podczas gdy w mrocznych zaułkach czai się ich prawdziwy wróg.
Podchodząc, zauważył coś, a raczej kogoś, kto przykuł jego uwagę nawet bardziej niż banda idiotów sprzed knajpy. Była to bogato odziana osoba wraz ze swoim samurajem. Co prawda ludzie z wyższych sfer co jakiś czas pojawiali się w tych okolicach, ale nie to zdziwiło młodzieńca. Sposób, w jaki ta osoba była ubrana, wielce go intrygował. Krwisto czerwone kimono z białym jak śnieg futrem. W rękach równie czerwony wachlarz skrywający połowę twarzy. Ochroniarz dodatkowo trzymał parasol w podobnej kolorystyce jak większość ubioru. Wnioskując po całej otoczce, była to szlachcianka z bogatej rodziny. Podchodząc bliżej, zauważył coś, co chwyciło go za serce. W śnieżnobiałych włosach zawiniętych z tyłu osadzony był przepiękny ornament, idealny zgrywający się z kolorem włosów, brwi, jak i całego stroju. Poczuł się, jakby zobaczył ducha, ktoś tak piękny nie powinien istnieć, a jednak stał nie tak daleko od niego. W tym momencie złapał się na tym, że wpatruje się w nią za długo, nawet samuraj stojący obok dawał mu wrogie spojrzenia. Lekko speszony, nie zatrzymując się, odwrócił wzrok w kierunku wkrótce zaczynającej się bijatyki.
Nie chciał stać na zewnątrz i patrzeć na tę przepychankę. Przechodząc obok, patrząc w ich stronę, rzucił tylko zniesmaczony do siebie - Heh... banda bezmózgich dzieci... - powiedział to na tyle głośno, że spora część osób to usłyszała i obróciła się w jego stronę z pretensją na twarzy. Natomiast gdy tylko zobaczyli, kto wypowiedział te słowa, to bez gadania odwrócili się, wyczekując, aż walka się zacznie. Niewzruszony, ruszył w stronę wejścia do knajpy, myśląc co zamówić sobie do jedzenia przy jednej bądź dwóch butelkach sake.
Gdy wszedł do środka, zauważył, iż prawie nikogo nie było. Prawdopodobnie zdecydowana większość była na zewnątrz. Zadowolony z obrotu spraw, wybrał swoje ulubione miejsce w rogu niedaleko wejścia i usiadł. Nie musiał długo czekać, aż ktoś do niego podejdzie i złoży zamówienie. Wziął to, co zwykle i dwie butelki sake. Miał bardzo dużo spraw do przemyślenia, a jedna butelka na pewno mu nie wystarczy.
Niektórzy jednak przyciągali sobą spojrzenia. Mieli styl. Klasę. Styl - to właśnie pamiętali ludzie. A tego nie Yue nie brakowało. I nie chodziło nawet o czerwień i biel, nie chodziło o kosztowności, czy yorikiego, który czuwał nad nim tego wieczoru. Chodziło o to, że oni wszyscy otwierali tu butelki sake - a on jedyne, co otwierał, to parasol.
Nie bardzo wiedział, ile czasu nieznajomy mu się przypatrywał, zanim wyczuł jego spojrzenie. Instynkt? Człowiek wtedy jest najbardziej bezbronny, kiedy nie oczekuje ataku. A przecież atak mógł nadejść zawsze. To nie walka. Spotkanie dwóch spojrzeń (trzech?) walką nie było - szkarłat oczu nieznajomego ukoronowany płomieniem jego włosów, które w barwach pomarańczy rzucanych z pochodni i latarni zdawały się same płomykami kołysanymi przez wiatr, przeczesywane podmuchami powietrza od niechcenia. Leniwie. Hipnotyzująco. Hipnotyzująco lśniły spokojne, twarde oczy, które same były jak uśpiony węgielek wrzucony między drwa. Pozbawione tego pijaństwa. Pozbawione tego świństwa. A gdyby je... ubrudzić? Uśmiech na twarzy Yua poszerzył się i choć za wachlarzem nie było to widoczne to po oczach - jak najbardziej.
Ruch za twoimi plecami wskazywał, że yoriki poruszył się, obracając ewidentnie w kierunku nieznajomego. Traktując go jak potencjalne zagrożenie, które zbyt długo wpatrywało się w jego Kuge. I chyba to zniechęciło mężczyznę do dalszego przypatrywania się. Cokolwiek sobie myślał, cokolwiek chodziło po jego głowie, chyba odkrył jedną prostą rzecz: za wysokie progi na twoje nogi.
Choociaż...
Chociaż kiedy Yua zobaczył wyposażenie mężczyzny, gdy światło przesunęło się kusząco po jego tatuażach, gdy on sam zbliżył się do samego przybytku - a nikt przy tym nie śmiał mu przeszkodzić czy zatarasować drogi! - poczuł się co najmniej zaintrygowany. I dopiero wtedy uświadomił sobie, jaki mężczyzna był... wielki. Jego brwi powędrowały do góry, kiedy odprowadzał nieznajomego spojrzeniem... i już wtedy wiedział, że nie pozostanie on nieznajomym.
- Już zima, Wiatr zamraża oddech W moich płucach. - Odezwał się śpiewnie, przesuwając parę razy wachlarzem w powietrzu. Nie dlatego, że było za gorąco, oj nie. Chociaż nagle ciepło się zrobiło. Z bezkarnej ekscytacji. Czuł na sobie spojrzenie yorikiego, a potem usłyszał, jak ten się skłania, kiedy zrobił krok naprzód. Złożył parasol, wyprzedził cię i podszedł do mężczyzn.
- Z drogi! Won! - Rozległ się głęboki, męski głos z piersi samuraja, który zaczął rozpędzać tuszę sprzed wejścia. Kiedy Yua spokojnie kroczył sobie drogą i kiedy poczekał, aż yoriki wypracuje mu przejście. A czekać długo nie musiał. Jednak wyposażony dobrze samuraj, jak przed momentem pokazał Łowca Demonów, robił robotę. Sprawnie. I szybko.
Yua wkroczył do pustego teraz przybytku i pozwolił, by yoriki ściągnął z niego futro. Lepiej. Zdecydowanie lżej. - Służba! - Ryknął zaraz yoriki. - Przynieść sake! Najlepszą, jaką macie! - Ale tą sceną sam Yua nie był zainteresowany. Jego wzrok znad wachlarza powiódł po wnętrzu przybytku... i znalazł w końcu, co znaleźć chciał. Czy raczej KOGO chciał znaleźć. Yua miał gładki i lekki krok. Tym smukłym, trenowanym latami krokiem całkiem szybko znalazł się przy stoliku Kiryu.
- Ależ ostre słowa. - Trzasnął wachlarz, kiedy Yua go złożył, spoglądając na siedzącego wojownika. Teraz, bez futra, katana i wakizashi były jawnie widoczne. I przełożył je właśnie na drugą stronę - by sugerować, że czuje się tu bezpiecznie i nie uważa, by miał się czego obawiać. - Taki samuraj, jak pan, nie lubi oglądać wiejskich przepychanek..? - Yua wskazał wachlarzem z rozbawionym uśmiechem na broń czerwonowłosego.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
W trakcie zdejmowanie z siebie broni już przy stoliku po złożeniu zamówienia. Momentalnie było słychać bardzo niski głos, każący komuś zejść z drogi. Prawdopodobnie należący do ochraniarza szlachcianki. Czyżby mieli zamiar przyjść do knajpy? Lekko zestresowany chłopak położył swój ekwipunek między sobą a drzwiami i wpatrywał się w wejście. Chwilę później widział, jak wchodzi jego piękność, złapał się na patrzeniu, jak ochroniarz zdejmuje z niej futro, dlatego odwrócił wzrok, zanim jeszcze zdążył on pozbyć się okrycia szlachcianki. Lekko speszony nagłym rozwojem starał się skupić na czymś innym. Aż tak wpadł jej w oko, żeby za nim wejść do knajpy? A może taki był jej zamiar od początku i to nie ma nic z nim wspólnego. Na ten moment ciężko było powiedzieć.
Jego tok myślenia przerwał kolejny głośny komunikat samuraja. Ewidentnie służył on bogatej rodzinie. Najlepsza sake w Asahi nie była tania. Sam nie mógł sobie na taką pozwolić, dlatego trochę pozazdrościł statusu młodej kobiecie. Smak alkoholu był dla niego ważny, ale pieniądze nawet bardziej. Nawet jako zabójca demonów nie miał tyle kapitału, żeby za każdym razem delektować się najlepszymi trunkami z najwyższą jakością. Musiał się zadowolić średnim alkoholem. Na ten moment mu wystarczyło, chciał po prostu się napić i pozbyć się zmartwień, choć na tę noc.
Chwilę później wyczuł, że ktoś się do niego zbliża, zaskoczony tym obrotem sytuacji zerknął w kierunek, z którego wyczuwał czyjś chód i ujrzał właśnie nią, zmierzającą w jego stronę. Pierwsze co mu rzuciło się w oczy to dwa miecze u boku. Rozpoznał je od razu. Jednym z nich była katana, natomiast drugie nieco mniejsze ostrze to najprawdopodobniej było wakizashi. Co szlachcianka robiła z takim orężem? Obecność ochroniarza tym bardziej go zastanawiała. Z takim ekwipunkiem powinna być w stanie się obronić przed jakimkolwiek zagrożeniem w środku miasta. Czyżby były na pokaz?
Gdy była już przy nim skomentowała jego wcześniejszą obelgę w stronę awanturników przed knajpą. Jej głos był miękki i melodyjny, idealnie pasujący do kogoś z wyższych sfer. Młodzieniec znowu nie mógł się oprzeć spojrzenia w te błękitne ślepia. Z bliska wyglądała jeszcze lepiej. Zauważył również, że jest dużo niższa od niego. Nie było to zaskoczeniem, każdy w okolicy i jego wujek prawdopodobnie byli od niego niżsi.
Samuraj? Po tym pytaniu było widać zaskoczenie na twarzy młodzieńca. Zastanawiał się, czy widziała już samuraja z podobnym orężem. Co prawda zwykły chłop nie panoszyłby się po mieście z bronią. Prawdopodobnie nie wie, kim są zabójcy demonów. Nie zamierzał chwalić się tym tytułem. Lekko zestresowany tak pomyślnym obrotem sytuacji postanowił odpowiedzieć. - Bezsensowne obijanie sobie mord mnie nie interesuje. - odpowiedział zadowolony ze swojej wyższości nad tymi przed knajpą. - Nie nazwałbym się również samurajem, lecz schlebia mi to porównanie - uśmiechnął się serdecznie w jej stronę. Kątek oka szukał również jej ochroniarza, który prawdopodobnie przyglądał się im z któregoś miejsca. Niestety nie był w stanie go zlokalizować, dlatego iż nie chciał zdejmować wzroku z osoby która stała przed nim. - Jednak zakładam, że ty sama nim jesteś? Chociaż zastanawia mnie czy twe ostrza są tylko do zastraszania. Wnioskując po tym, że chodzisz również z ochroniarzem. - duma wojownika kazała mu skomentować aktualny stan rzeczy. Mimo iż bardzo nie chciał, atakować dumy kobiety to jego własna mu na to nie pozwalała. Ludzie, z bronią której nie potrafią używać, nie są stawiani w dobrym świetle z jego perspektywy. Dlatego był niezwykle ciekawy, jaką odpowiedź zaserwuje mu nieznajoma.
Takim sposobem Królowa Śniegu dała się zwabić Pięknemu Wojownikowi jego powabom i błyskowi stali, którą nosił na plecach. Ponoć broń zdobi człowieka - aach? Ale jakoś to nie na niej spoczywały niebieskie oczy, kiedy już wszedł do środka i kiedy stanął przed stolikiem, teraz już chwaląc się swoją twarzą z nałożonym makijażem. Delikatnym - bo nie było potrzeba wiele. Mocniej pokreślone oczy okolone długimi, białymi rzęsami, nieznacznie wybielona twarz. Po jego karnacji widać było to, co po całym stroju - że zdecydowanie ze szlachty musiał pochodzić. Opalenizna, którą zdobył podczas szkoleń na Łowcę Demonów zdążyła już wyblaknąć z jego skóry. Niektórzy zresztą nie zostali obdarzeni przez Matkę Natury darem opalania się na brązowo. W tym wypadku było to błogosławieństwo. Jego długie palce trzymające wachlarz były wypielęgnowane, paznokcie równo wypiłowane, piękne migdałki, ale gdyby tylko podał swoją dłoń to dałoby się wyczuć, że to jednak nie była do końca dłoń szlachcica. Owszem, zadbana, owszem, pachniał, och, pachniał delikatnością wiosny, choć jeszcze ta nie wychylała się zza rogu.
Yoriki właśnie dorwał zaskoczonego właściciela, który również, razem z tuszą, oglądał występ dwóch wojowników. I teraz musiał tu, już i teraz zająć się nowym gościem. Yua sam się obejrzał, kiedy yoriki właśnie machaniem ręki zaganiał prostego człowieka do pracy, żeby zajmował się konkretami, a nie oglądał właśnie organizowane igrzyska. Zatargany do kuchni, pilnowany... Yua nie patrzył, jak ten za nim idzie, zobaczyć osobiście, co za wino będzie wybierał - może zaraz wyjdzie? Może zaraz znowu usłyszą jakiś krzyk? Nie, białowłosy wolał skupić się na osobie, którą miał przed sobą.
- A może walczą o swój honor? - Zapytałeś, uśmiechając się - ciepło i anielsko, przymykając przy tym oczy, które choć miały zimne barwy, spoglądały z ciepłem na osobę czerwonowłosego. To był bardzo niewinny uśmiech. Jeden z tych, które zdawały się być całkowicie pozbawione zła i trosk tego świata. Szczery. I nie było w nim ani krztyny fałszu, choć, jak dobrze każde dorosłe dziecko wie - nie było też prawdy w bezinteresowności. Człowiek zawsze czegoś chciał. Nawet jeśli był to taki banał, jakiego właśnie chciał Yua - czyli konwersacja. Odbierał zresztą wrażenie, że nie była jednostronna. To chyba po tym płomiennym spojrzeniu. Nie udawał nawet pruderyjności wobec użytego słowa. "Morda", ha! To głównie go rozbawiło w ten przyjemny sposób. Prostota człowieka, który nie zerwał się z miejsca i nie próbował tutaj czynić niepotrzebnych honorów. Nie szukałeś ich. Szukałeś odrobiny normalności w całkowicie nienormalnym świecie... o ile takową można znaleźć przy Łowcy Demonów.
- Racja. - Oceniłeś krytycznie, spoglądając teraz jawnie na jego broń. Naprawdę gabarytową, robiącą wrażenie i co najważniejsze - pasującą do niego. Aż chciało się w niej przeglądać. Jak w lustrze. Ciekawe, czy stal wyszeptałaby kto jest najpiękniejszy w świecie..? Zaraz jednak wrócił do kontaktu wzrokowego i bez żadnego skrępowania usiadł obok, nie pytając nawet, czy może, nie pytając, czy czasem nie czeka na kogoś, czy ma czas... może i czasu nie miał. Może na kogoś czekał. Ale jeśli tak - to Yua zamierzał ukraść mu ten czas, który mu pozostał. Co natomiast go absolutnie zauroczyło to... sama. Lekkie zdziwienie objawiło się na jego twarzy na całą wypowiedź, połączone z tym ewidentnym zabawieniem. Zainteresowaniem drugą osobą, które to zainteresowanie okazywał bez żadnego skrępowania.
- Oo? Mam to potraktować jako wyzwanie? Chciałbyś, Panie, sprawdzić, czy moja dłoń pociągnie za miecz pewnie? - Zapytał, opierając podbródek na dłoni trzymającej złożony wachlarz. Niebieskie oczęta błyszczały psotliwymi iskrami. - Rzadko widuję osoby, które noszą ze sobą tak ekstrawaganckie uzbrojenie. - Grę można było kontynuować. Tylko... czy potem czerwonowłosy nie będzie miał tego za złe? Jeszcze nie myślałeś o konsekwencjach. Jeszcze to była po prostu myśl, byście oboje miło się bawili wieczorem. - Mój yoriki gotowy byłby Panu rzucić wyzwanie na pojedynek za nazwanie mnie samurajem. - Bardzo w sumie celowo teraz unikał wypowiadania się konkretnie jako "on" czy "ona".
Och, naprawdę uwielbiałeś takich mężczyzn. Prostych wojowników. Silnych. A ten... ten naprawdę zachwycał swoją urodą. Chciałeś go złapać w drobne dłonie i unieść płomyk, by zamknąć go w słoiku. Tylko dla siebie. Choćby na jeden wieczór. Ciekawe, jakich ciekawych rzeczy będzie można się tego wieczoru o tym Łowcy Demonów dowiedzieć..?
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Niemniej jednak to, co się działo poza jego stolikiem, go nie interesowało. Miał przy nim tę piękność, którą widział przed knajpą. Zaskoczenie obrotem sytuacji było widoczne na jego twarzy. Nie rozmawiał z nikim o takim statusie. Co prawda nie wiedział, z jakiej rodziny pochodziła, ale to, w jaki sposób się wyraża, styl ubioru i te zgrabne przemyślane ruchy ciała mówią, że progi są wysokie. Czy chciał spróbować swojego szczęścia z panną z wyższych sfer? Była to trudna decyzja. Postanowił poczekać, jak relacja się rozwinie. Może zaraz sobie pójdzie, bo zanudzi ją rozmową o przyziemnych tematach? Tylko czas pokaże.
Wspominanie o honorze przy walce przed barem było dla niego zabawne. Nie mógł się powstrzymać od zaśmiania się. Ostatnie miejsce, w którym szukasz honoru to miejsce, w którym ludzie upijają się do nieprzytomności. Jedyne co tutaj znajdziesz to głupie spory i bezsensowne kłótnie. Nie spotkał tutaj nikogo, kogo mógł nazwać honorowym. Może pod jego nieobecność sami wielcy wojownicy odwiedzają to miejsce? Na samą myśl o tym zaśmiał się w głowie i postanowił przekazać swój punkt widzenia nieznajomej. - W pijackich bijatykach nie ma honoru. Chyba że można tak nazwać, sprzeczki o to, kto komu na nogę nadepnął. - pokręcił przecząco głową, patrząc się w stół. Po krótkiej chwili podniósł wzrok i spojrzał raz jeszcze w te błękitne oczy. - Ale możesz mieć rację albo też moja wizja honoru może być mylna. Jeśli znasz prawdziwe znaczenie tego słowa, to z chęcią posłucham. - czy miała pojęcie o honorze? Jeśli te miecze nie są na pokaz, to powinna. Nie znał się na szkoleniu szlachciców na mistrzów miecza. Jego założeniem było, że rodziny szkolące swoje dzieci w ten sposób wpajają przynajmniej zalążek honoru w ich młode główki. Nie przeszkadzałoby mu się dowiedzieć więcej.
Po wspomnieniu o swej broni zauważył, jak z zaciekawieniem przyglądała się jego ekwipunku. Wcale się nie dziwił. Taki oręż był wręcz niespotykany. Dla zwykłych ludzi był on nieporęczny i wymagał niezwykłej precyzji, aby samemu nie oberwać jednym z końców. Natomiast chwilę później ich wzrok znowu się spotkał, a ta bez słowa usiadła obok. Co prawda nie czekał na nikogo i to miejsce zostałoby puste, gdyby nie ona. Nadal uważał, że wypadałoby zapytać. Jednak jak widać szlachcianka, dostaje to, czego chce. Nie przeszkadzało mu to na tyle, aby zwrócić uwagę. W końcu tego chciał prawda?
Następne słowa, które opuściły jej usta, chwilowo go zamurowały w procesie myślowym. Sposób, w jaki to powiedziała, nie mógł nie brzmieć dwuznacznie. Pogrywała sobie z nim, czy może prawdziwie próbowała coś zasugerować. Miał za mało informacji, aby dojść do prawidłowej konkluzji. Po dosłownie chwili postanowił "zatańczyć" słownie z nieznajomą. - Jeśli chciałabyś mi zaimponować, to byś musiała pokazać umiejętności operowania nieco większym kalibrem - na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek. Nie przerywał kontaktu wzrokowego, oczekując reakcji szlachcianki. Czy pozwolił sobie na za dużo? Możliwe. Nie obchodziło go to. Wiedział, że jeśli po tym ucieknie, to jej towarzystwo nie sprawiłoby mu przyjemności.
Insynuowała, iż widziała już kogoś z takim wyposażeniem jak on. Zainteresowanie jej osobą wzrosło. Musiał wypytać o jej znajomość z oddechem kamienia, lecz nie tak od razu. - Czyli jednak widziałaś już kogoś z podobnym orężem? Chciałbym o tym posłuchać więcej - mówiąc to, splótł swoje palce i podparł nimi głowę, trzymając łokcie na stole, nachylając się z zainteresowaniem. Nie mogąc odczepić wzroku, wpatrywał się w jej hipnotyzujące oczy. Wspomnienie o jej yorikim trochę go zmartwiło. Nie chciał na samym początku znajomości obijać jej ochroniarza. Postanowił przeprosić i naprostować sytuację. - Najmocniej przepraszam, jednak chyba możesz wybaczyć moją pomyłkę. Jednak szlachcianka z dwoma mieczami potrafi zmylić zwykłego człowieka - głos miał spokojny. Próbował trzymać tor rozmowy w jednym kierunku. Konfrontacje były ostatnim, czego chciał.
Przecież jedynym sposobem, by wygrać z pokusą, było jej ulec.
Brak zainteresowania ich zespoilił. Zamknął w tej jednej chwili. Dla ciebie nieznajomy był motylem - motylem latającym poza złotymi ramami twoich krat. Unoszący się w powietrzu, o płonących skrzydłach. A ty, ptak w tej klatce, stworzony, by inni mogli podziwiać jego piękno i słuchać jego świergotu. I cóż? Przecież to takie smutne. Smutne, jak ptak zza krat uważa, że latanie motyla to choroba. I śledzi te ruchy z fascynacją, bo nie było, w istocie, na ubraniu nieznajomego żadnego monu szkoły, żadnego godła rodziny, na jego broni, powierzchownie, też nie dostrzegłeś żadnych odznaczeń. Wolny motyl. Czy w ogóle można nazwać takiego wojownika motylem? Czy to się godzi? Powinien być niedźwiedziem - tym, co wielkimi pazurami był w stanie dostać się wszędzie. Wilkiem, który wytrwale pędził przez leśne osnowy. Lwem, który wzbudza strach, gdy podniesie się ze swego legowiska. Lecz nie. Dla ciebie był motylem, któremu płonęły skrzydła. Bo właśnie takiego motyla można zamknąć w słoiku i zachować dla siebie na dłużej. A kiedy zaprzędziesz sieć - czy motyl będzie się w niej szamotał? Spokojnie, nie było tu złych intencji. Przecież Yua nie był pająkiem...
... prawda?
Tak więc brak zainteresowania ich zespolił - tym światem zewnętrznym. Ale to zainteresowanie sobą wzajem ich złączyło.
Miał bardzo przyjemny śmiech, tak jak przyjemny głos - każdy kawałek kroczka dalej sprawiał, że Yua bardziej chciał. Chciał tu być. Chciał powoli prząść sieć tego spotkania i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Jak się to potoczy. Przecież to nie była sieć, która prawdziwie wiązała. To była tylko sieć, która tworzyła okazję. Słyszałeś, że ponoć mężczyźni właśnie na takich się dzielili? Na tych, co ledwo okazję wykorzystują. I na tych, którzy nie tylko ją wykorzystują, ale również potrafią ją stworzyć. Yua zdecydowanie zaliczał się do tych ostatnich. A to przez to, że nie posiadał wstydu, a różnice społeczne były dla niego ledwo marginalne.
- Haha, głębokie dysputy o honorze przy czarce sake? Pewnie nasłuchałeś się ich już tysiące. Zupełnie jak ja. - Samurajowie kochali o tym rozprawiać - i nie tylko oni. Mądrości bushido, jak należy żyć i jak funkcjonować. Yua żywił wobec nich szacunek, a jakże! Ale ileż można wałkować o tym samym? - Zostanę przy twierdzeniu, że ludności po sake wydaje się, że są tygrysami, podczas gdy zamieniają się w stado bezdomnych kundli. - Uśmiechnął się z rozbawieniem, opierając przedramiona na blacie, by lekko pochylić się, tak całkiem naturalnie, w kierunku rozmówcy. Nie przekraczał żadnych granic - nadal przecież dzieliła ich całkowicie swobodna odległość. Bacznie za to obserwował reakcję na to dosiadnięcie się. Wypatrywał skrzywienia. Niezadowolenia. Gotów podjąć dialog - gładki i bezproblemowy. Wszystko dało się przegadać, kiedy spędzasz wystarczająco czasu na dworze to właśnie do takiego wniosku dochodzisz. Ale Yua spędził też wystarczająco czasu na placu boju, żeby wiedzieć, że niektóre rzeczy można załatwić tylko ostrzem miecza. Bezpardonowego dosiadania się nie zaliczał do tego drugiego. Tym nie mniej nie doczekał się negatywnej reakcji, więc uznał to za cichą zgodę. Dobrze. Długo nie spędziłeś czasu na rozmyślanie na ten temat, bo przyszła jego reakcja na psotliwe słowa - zamurowanie. Zaśmiałeś się perliście, ale to nie była ta reakcja, w której kogoś wyśmiewasz - oj nie. Yua miał twarz anioła. I taki też miał uśmiech, taki miał śmiech. I wierzcie lub nie - jego intencje też nie miały w sobie niczego złego. Owszem, szukał sam zabawy, ale na pewno nie chciał się bawić kosztem innych. Coś odbierasz, coś dajesz. Równa wymiana.
- Więc chyba będę Panu w stanie zaimponować. - Odparłeś ze śmiechem wciąż słyszalnym w głosie. Przesunąłeś palcem po kąciku oka, w którym z tego śmiechu zebrała się aż łezka. - Aach, nie było pomyłki co do Pana. Ogień w oku i ogień w charakterze. To bardzo pociągające połączenie. - Przyznał całkowicie otwarcie. - W dodatku inteligentny. - Dodałeś, uśmiechając się szerzej, kiedy wyłapał tę delikatność. Subtelność wplecioną między słowa, a po prawdzie nie była ona nawet do końca celowa. - Nagrodzę tę błyskotliwość - owszem, nie spotykam się pierwszy raz z podobnym orężem, choć moja wiedza jest raczej podstawowa. Pilne uczenie się nie leżało w moich obrębach zainteresowania. - Powiedziałeś żartem, kurtuazyjnie rozkładając przy tym wachlarz na nowo, by ukryć lekkie rumieńce twarzy. Czułeś, że jest ona ciepła - to od tego śmiechu. Szczerego i miłego. Służba podeszła i nieco drżącymi rękoma położyli tackę, by wyłożyć buteleczkę sake i czarkę. Jedną... - Och, ale proszę przynieść również dla mojego towarzysza... - Upomniałeś łagodnie służbę. Mężczyzna pokłonił się dwa razy w pół, pot na czole już mu się perlił, parę razy poprosił i pobiegł do kuchni po drugą buteleczkę sake - i drugą czarkę. Te postawione zostały przed Kiryu. A w tym czasie Yua już nalał sake do czarki i wysunął ją w kierunku Kiryu, gestem wskazując, by się częstował. A kiedy on się nachylił... Yua również, dość szybkim ruchem, sprawiając, że ich nosy dzieliło może 5 centymetrów.
- Biała twarz kobiety skrywa wiele defektów, Panie. - Odezwał się psotliwym tonem i zaraz wrócił do poprzedniej pozycji. By nalać teraz sobie sake, kiedy druga została przyniesiona. Yoriki nie przeszkadzał. Stał przy ścianie i czuwał. - Żadna uraza nie została przyjęta. W takim razie, by nie psuć tego wieczora pięknymi tytułami i pozostać jak równy równemu, pozwolę sobie wznieść za to toast. - Uniosłeś czarkę. - Yua. Tak brzmi moje imię, drogi wojowniku. - Lekko pochylił głowę i wypił czarkę.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Miał zamiar spędzić ten wieczór w jej towarzystwie. Zdążył już zapomnieć, dlaczego przyszedł tutaj w pierwszej kolejności. Może to właśnie tego potrzebował? Kogoś z kim może porozmawiać na wszelakie tematy. Co prawda nie był jeszcze pewny, tego, czy będzie to właśnie ta osoba. Jednak uświadomił sobie, że życie samotnika nie jest najlepszym wyborem. Poznał już paru zabójców demonów, których można nazwać jego znajomymi. O ile to spotkanie dobrze pójdzie, to będzie mógł zaliczyć do tego grona kogoś z wyższej sfery.
Honor to honor tamto. Miała racje, ciągłe gadanie o tym, co dla kogo jest ważne w honorze, trochę mu już zbrzydło. Zdecydowana większość osób odpowiadała tak samo. Rzadko kiedy, można było znaleźć kogoś, kto ma zupełnie inny pogląd na honor od reszty. Nie zamierzał ciągnąć tego tematu dłużej, prawdopodobnie oboje by się zanudzili. - Każdy wojownik się różni, ale większość podąża za tą samą wizją honoru - pokręcił lekko głową i zaśmiał lekko. Następne porównanie płynące z ust kobiety było strzałem w dziesiątkę. Sam mógł pochwalić się mocną głową do alkoholu. Czego nie można było powiedzieć o większości przebywających w takich miejscach. Zawsze znajdzie się ktoś, kto myśli, że jest największy i najsilniejszy w danym lokalu. Alkohol dodawał skrzydeł, temu nie można było zaprzeczyć. Jednak te skrzydła były z wosku i gdy ktoś podlatywał za wysoko, to równie szybko spadał. - Lepiej bym tego nie ujął. - odpowiedział jej z uśmiechem na twarzy. Był zadowolony, iż ich zdanie się podzielało w tej sprawie. Po tym wszystkim wiadome było, że ona również lubi sobie popić. Miał tylko nadzieję, że jej gadanie będzie również poparte czynami.
Zaskoczenie na jego twarzy nie umknęło jej ani na chwilę. Jej śmiech nie wydawał się szyderczy. Ot po prostu dobrze się z nim bawiła, wymieniając się podtekstami. Tak jak i on dobrze spędzał czas w jej towarzystwie. Kto by pomyślał, że osoba tak wysoko postawiona potrafi stąpać po ziemi, jak zwyczajny człowiek i nie oburzać się o byle co. Dawało mu to nadzieję, że reszta szlachty, też potrafi taka być. Poznał zaledwie parę takich osób, ale doskonale wiedział, że ta ilość to jak kropla w morzu.
Bombardowanie komplementami działało niezwykle dobrze na młodzieńca. Karmione ego sprawiało uczucie zadowolenia. Dodatkowo pochodzące od kogoś, kogo śmiało można nazwać, iż jest nie z jego ligi, tylko potęgowało to uczucie. Czuł się jak pączek w maśle. Oczywiście sam również nie stronił od komplementowania swojego rozmówcy. Jej uroda i charakter zasługiwały na odznaczenie. - W twoim przypadku pociągające to mało powiedziane. Twa uroda idealnie zgrywająca się z ubiorem wręcz onieśmiela. - skomentował, wpatrując się w oczy jeszcze nieznajomej - Możesz wydawać się chłodna na zewnątrz, lecz wnętrze masz równie ciepłe, jak moje, tego jestem pewny - wszystko, co mówił było szczerą prawdą. Nie znał jej za długo, ale czuł pociąg w jej stronę, którego nie był w stanie wytłumaczyć. Czy był nią zauroczony? To chyba już jest pewne. Każdy głupi da radę to zauważyć po tym, jak wpatruje się w jej kuszące ślepia.
Nie dowiedział się za wiele o podobnych osobnikach, których spotkała. Jakoś mu to nie przeszkadzało. Wieczór się jeszcze nie kończył, zawsze mógł wrócić do tematu, jak już wypiją kilka czarek. - Co więc pochłania większość twojego czasu? - zaciekawiony postanowił poszperać trochę w jej prywatnym życiu. Nie uważał, iż pytanie było nie na miejscu. Po wcześniejszej wymianie zdań nie spodziewał się oburzenia z jej strony. Niedługo później służba przyniosła zamawiane przez panienkę sake z jedną czarką. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, ta już go uprzedziła. Biedny człowiek widocznie zakłopotany ukłonił się pospiesznie i poleciał, bo dodatkową czarkę dla młodzieńca. Takie były zalety wyższego pochodzenia co? Nawet nie minutę później, zdyszany mężczyzna przyniósł brakujące naczynie. Kobieta szybkim ruchem już zdążyła, nalać do niej sake i przesunąć w jego kierunku zachęcającym gestem. Gdy ten postanowił sięgnąć po nią, nagle zauważył jak nieznajoma, przybliża się do niego w taki sposób, że ich twarze oddziela może parę centymetrów. Jej słowa mogły znaczyć wiele. Chodziło o makijaż? Chciała powiedzieć, że nie jest wcale taka piękna bez niego? Nonsens, pomyślał Kiryu. - Każdy ma coś do ukrycia droga damo. - zaśmiał się krótko i chwycił za czarkę.
Zadowolony, iż jego uwaga nie została odebrana w zły sposób, również podniósł czarkę w górę. - Kiryu. Miło mi cię poznać Yua - nie dał po sobie pokazać zdziwienia. Odpowiedział serdecznym uśmiechem, jaki dotychczas miał na twarzy. Nie przedstawiła się pełnym imieniem swego rodu. Zaintrygowało go to trochę, lecz nie chciał drążyć tematu dalej. Samo Yua mu wystarczy.
Mimo iż nie uraził jej przyrównaniem do samuraja, to sam fakt noszenia mieczy przy sobie był niezwykle ciekaw dla niego. Bardzo chciał wiedzieć, o co z tym chodzi. - Nadal nie daje mi spokoju jedno. Skoro nie jesteś samurajem, to dlaczego nosisz przy sobie katanę oraz wakizashi. Nie spotkałem się jeszcze ze szlachcianką, która chodzi z takim wyposażeniem. - Nie była to prawda, ale nie do końca. Tak, widział już szlachciankę z bronią w pasie. Tylko że była to zabójczyni demonów i ona sama nie była ubrana tak ekstrawagancko, jak Yua. Rozmowa się rozkręciła, więc przyszedł czas na zabawę w pytania i odpowiedzi. Każda relacja jest na tym zbudowana. Nie poznasz kogoś, dopóki go nie wypytasz o to, kim jest. Miał tylko nadzieję, że nie wpadnie na kolejną minę.
- Ponieważ jest bardzo łatwy do zdefiniowania. Honor bez inteligentnego polotu jest zwyczajnym chamstwem. - Schowany teraz znowu częściowo za wachlarzem, kiedy odstawił czarkę sake i lekko się powachlował, był całkiem zadowolony. Nie, całkiem to kiepskie słowo. Zupełnie jak jego towarzysz - był naprawdę zadowolony z obrotu rozmów. Teraz zachichotał cicho do bardzo, ale to bardzo odważnych słów, po których wielu już gotowych rzucać swe wyzwania. - Zupełnie jak sama inteligencja bez serca i moralności. - Uzupełnił swoją wypowiedź po tej króciutkiej pauzie. Może i jego pojęcie honoru nie różniło się również wiele od innych... choć podchodził do tego o wiele bardziej... przywoleńczo. Jak zresztą słychać było po jego wypowiedzi. Bardzo odważnie i zarówno bardzo zdystansowanie. Kto to widział w końcu zestawiać honor i chamstwo ze sobą razem wzajem? Nie, zdecydowanie takich słów z ust przeciętnego samuraja nie da się usłyszeć. Nachylił się znowu w kierunku czerwonowłosego, ale tym razem bez przekraczania takich granic. Leciutko, żeby nadać temu, co miał do powiedzenia jakże tajemniczej tajemniczości. - W sekrecie ci zdradzę, że większość wojowników ma po prostu kija w tyłku. - I odchylił się z powrotem, roześmiany wręcz na twarzy z tego jakże bezczelnego żarciku.
Nadzieja była ślepą Matką. Jedną z tych matul, co lubiła przygarniać do swoich piersi dzieci, ale potem się gubiły, każde po kolei. Znikały. Najczęściej jednak to właśnie ona o nich zapominała, bo przygarnęła kolejną dziadkę i kolejną... Nie mogły się wszystkie pomieścić pod panieńską sukienką. Mam szczerą nadzieję, że jednym z tych wysuniętych z tych ciepłych i bezpiecznych objęć nie będziesz Ty.
- Doprawdy? - Zapytałeś niemal pruderyjnie, obniżając wachlarz, by widoczny był ten ciepły uśmiech. Akurat skupiłeś wzrok na sake, by nalać im kolejną kolejkę. Przecież nie mogło być tak, że skoro już częstował na własny koszt wojownika to jego czarka była pusta. Samuraj-nie-samuraj. Łowca Demonów - po prostu. Ten, co broń nosił na potwory różnorakie. A najgorszymi były te, co ludzką nosiły skórę. - Czujesz się więc onieśmielony? - Czasami może być tak, że każde słowo zostanie użyte przeciwko tobie. W tym wypadku tak było - ale wyłącznie w celu zabaw, bo Yua nie chciał być uszczypliwy czy złośliwy. Natomiast nie potrafił się powstrzymać (nie chciał) przed gierkami słownymi. Bo nawet jeśli nie był wredny to był psotliwy. Jak biały kitsune, którego kapliczki można było znaleźć ciągle między miejskimi zabudowaniami i w zaciszu gór. - Nie uważasz, że to ekscytujące? Kiedy Kochanek Ognia i Oblubienica Śniegu spotykają się na jednej drodze? - To była chyba jedna z tych pierwszych myśli, które zabarwiły twoją głowę, kiedy go zobaczyłeś. Jeśli to nie było przeznaczenie - czym ono było? Od zawsze powiedziane jest, że nasze dusze krążą po tym świecie, by wykonać jakąś misję, nim dane im się będzie odrodzić. Według ciebie samego - musiałeś popełnić okropne grzechy, by skończyć tak, jak skończyłeś. Ale spotkania takie jak te były błyskawicą dla nocnego nieba. Pokazywały, że nawet w najczarniejszą noc nie trzeba czasem wyczekiwać dnia, by pojawiło się światło.
- Hahaha... drogi Kiryu, a cóż może pochłaniać czas osoby takiej jak ja? Moje walki prowadzone są zazwyczaj słowem pośród jedwabi, bo zazwyczaj nikt nie ma pod ręką katany, by zrobić z niej użytek. - Pozwolił sobie dalej zażartować, tak delikatnie. Ponieważ to była półprawda. Noszenie broni na dworze nie było odbierane jako coś dobrego. Wręcz przeciwnie. Nawet jeśli nikt siłą nie mógł rozbroić samuraja czy yorikiego to ich noszenie broni na dworze było uznawane za przejaw nieufności. W końcu na dworze powinien cię chronić tamtejszy rezydent, czyż nie? - Przepadam za sztuką, ale koniec końców największą sztuką tego świata są ludzie. Więc przesuwam się między uliczkami i korytarzami, jak duch, szukając kolejnych, najpiękniejszych wierszy tego świata. - Yua przesuwał palcem po blacie, jakby kreślił drogę na mapie, którą Kiryu miał zapamiętać... i jego palec był przez to coraz bliżej samego Kiryu. Ale na blacie zakończył wędrówkę. I cofnął rękę. - Każdy ma coś do ukrycia, paniczu. Między nami jest jednak drobne nieporozumienie. Pozwolisz, że wyjaśnię je nieco później. - Potwierdziłeś, zaproponowałeś i uniosłeś czarkę sake. - Wypijemy za to? - Tak, zabawę można ciągnąć, ale nie cudzym kosztem, a jednak pozwalanie mu wierzyć, że było się, kim nie jest... chciałeś w tym zatonąć przez kilka chwil. Nie pierwszy raz i nie ostatni ktoś pomylił cię z kobietą. Zresztą - czy nie do tego cię przyuczano? Nawet ruchy Yue były bardziej kobiece.
- Kiryu? Pisane znakami smok i radość? - Nie wypiłeś już drugiej czarki od razu. Trzymałeś ją w swoich palcach, a wachlarz znów został złożony i teraz już odłożony również na bok. By czasem nie uległ zniszczeniu. - Piękne imię. Mocne. Mi również miło. - Uniósł ponownie czarkę w geście kolejnego toastu. Odstawił ją po wypiciu ponownie na stolik i przez moment zastanowił się nad pytaniem. Nie to, że to był sekret. Zwłaszcza, że mężczyzna był również Łowcą.
- To była chyba potrzeba przekonania się, czy długość miecza ma znaczenie. - Chochliki znowu zatańczyły w niebieskich oczach. - Raz otrzymanej broni nie złożysz już w starej szafie, gdy twoje ręce nauczyły się nią władać. To jedna z powinności wobec mojego Mistrza i wobec mojego Pana. - Odparł już bardziej wprost i szczerzej. Przysunął się lekko do Łowcy i oparł dłoń na jego stalowym ramieniu. Same mięśnie. Był dokładnie tak ciepły, na jakiego wyglądał. Pochylił się do jego uszka, by zostawić na skórze ciepły oddech i szepnąć.- Poza tym, panie Kiryu, jestem typem kochanka. Nie wojownika. Nawet mimo broni przy pasie.
Oj tak, Yua bawił się tak dobrze, że to aż nielegalne.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Onieśmielony? To prawda, ale tylko na początku. Wpadł po same uszy w ich konwersacje i jej charakter. Nie było odwrotu, za dobrze się bawił, aby teraz odpuścić. Nie wiedział, czy jeszcze kiedyś nadarzy mu się okazja na rozmowę z taką osobą. - Na początku jak ciebie zobaczyłem, byłaś jak zakazany owoc poza moim zasięgiem. Teraz natomiast, z każdą chwilą hipnotyzujesz i przyciągasz mnie coraz bardziej swoją urodą i charakterem. - takiej niespodzianki, jak Yua nigdy się nie spodziewał tutaj spotkać. Jego wypowiedź była szczera, on naprawdę nie był w stanie się oprzeć temu, co miał przed sobą. A im więcej wypił, tym ciężej mu było z tego uciec. Porównanie ich do dwóch totalnie przeciwnych rzeczy było strzałem w dziesiątkę. On, czyli zwykły chłop, który został zabójcą demonów z płomiennym sercem i zapałem. Ona, na pierwszy rzut oka mroźna niczym lód z wnętrzem pięknym jak płatek śniegu. - Mawiają, że przeciwieństwa się przyciągają. Może to przeznaczenie zwołało nas do tego miejsca. - oparł głowę o swoją dłoń, wpatrując się jeszcze głębiej w jej spojrzenie. Czy wierzył, w to co powiedział? Po części tak. Ich spotkanie było nagłe i aż za bardzo zgrane, aby to był przypadek.
Spodziewał się takiej odpowiedzi. Życie szlacheckie było dla niego nudne. Ciągłe gadanie i intrygi. Kto komu lepiej sprzeda nóż w plecy tak, aby nie zostać wykrytym i zyskać na tym jak najwięcej. Kolebka szantaży i znajomości. Mieli oni najmniej wspólnego ze stylem życia, jaki obrał sobie Kiryu. Gdy zaczęła mu tłumaczyć i rysować palcem po blacie, nie mógł nie śledzić jej ruchów, zbliżających się do niego. Gdy skończyła myśl, cofnęła rękę. Był lekko zdziwiony stwierdzeniem, iż pomiędzy nimi jest jakieś nieporozumienie. Zaciekawiło go to, bo nie był w stanie wpaść na to, o co może jej chodzić. Może wcale nie była szlachcianką? Co prawda nie powiedziała swojego nazwiska, co mogło na to wskazywać. Niemniej jednak postanowił ją trzymać za słowo, że wyjaśni ten fakt. Po swojej wypowiedzi zachęciła go do wypicia kolejnej czarki sake. Nie mógł odmówić. Drogiemu alkoholu się nie odmawia. - Drobne nieporozumienie? Mam tylko nadzieję, że nie obraziłem cię nieświadomie. - następnie chwycił czarkę i opróżnił ją, wlewając w siebie rozgrzewający alkohol.
Jako chłop nie potrafił czytać i pisać. Co prawda jako zabójca demonów został nauczony ten sztuki. Jednak momentami nadal miał z tym problemy. Jego imię oznaczało "Smok", tyle wiedział na pewno. Rodzice chcieli silnego chłopca dlatego dali mu takie mocne imię. Zupełnie jakby miało to znaczenie. Jednak nie pomylili się, wyrósł na silnego mężczyznę, a przynajmniej on tak uważał. Na ten moment to ona wyznaczała tempo picia. Nie chciał konkurować o pozycję inicjującego. Nie znał jeszcze jej możliwości. Pozwolił jej wybierać, kiedy będą pić, sam też nie pokazywał wszystkich swoich kart od razu. Był przekonany, że niedługo alkohol uderzy jej do głowy i sam będzie mógł dopić resztę sake.
- Długość miecz pomaga, lecz nie jest wymagana. Liczy się technika i doświadczenie we władaniu nim. - psotny uśmieszek raz jeszcze pojawił się na jego twarzy. On również potrafił zamienić zwykłe słowa w podtekst. Przy niej przychodziło mu to niezwykle łatwo, bo wiedział, że ona sama zabawia się w ten sposób. Po kolejnych słowach poczuł jej dotyk na swoim barku. Nie miała tak gładkich dłoni, jak się spodziewał. Były twardsze, niż przeciętnego szlachcica, a przynajmniej tak uważał. Gdy nachyliła się mu do ucha, serce zabiło nieco szybciej. Jej słowa sugerowały to, że nie jest tym, kim Kiryu myślał, że jest. Jednak chłopak nie tak to zrozumiał. Był zaślepiony urodą i całą ich rozmową. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że rozmawia z facetem. Nie potrafił sobie wyobrazić tak kobiecego mężczyzny, dlatego "wyznanie" prawdy Yue przeleciało mu nad głową i zostawiło tylko ciepłe uczucie po oddechu na jego uchu. - Chciałbym zobaczyć, jak próbujesz to udowodnić - totalnie zaślepiony tymi słowami i bliskością, chłopak był już w dole, z którego nie wydostanie się bez rzucenia mu drabiny. Jeszcze nie wiedział, że jeśli dostanie to, czego chce, to zdziwi się jak nigdy.
Z jakiegoś powodu dreszcz przeszył twoją skórę, kiedy te twarde dwa słowa nie pasujące do ust kobiety pojawiły się w konkretnym zestawieniu w ustach Kiryu. Brzmiące membraną pod czaszką rozchodziły się czymś niebezpiecznym po skórze sprawiając, że krew przyśpieszała biegu. I takim sposobem właśnie odkrywało się, że niektórzy mężczyźni są każdego grzechu warci. Że zrobisz wszystko, żeby ich spojrzenie przeszywało cię dłużej, żeby zatrzymać ich uwagę, żeby ich dłonie przytrzymały łamane wpół ciało. Nie było w tym zdziwienia. Była pełna akceptacja swoich zachcianek. Piękne sny, niestety, miały to do siebie, że szybko się kończyły, a czar pryskał, kiedy wizja ślicznej kobiety, szlachcianki, ulatywała w prawdzie. Dlatego jeśli tylko się dało chciał zatrzymać ten piękny sen na jeszcze kilka chwil, nim pryśnie. Smutne. Och, jakże żałował, że nie przyszło mu się urodzić kobietą. Ciekawe, czy wtedy naprawdę mógłby zachować dla siebie ten płomień? I spotykać go - od czasu do czasu - w zakurzonej knajpce po tym, jak świat spłonie i wszyscy już o niej zapomną?
- Raczej - nieokrzesaną... bestię. - Zaakcentował ostatnie słowo, wypowiedziane cicho, jakby było brzydkim sekretem, o którym można tylko szeptać. Chyba to i dobrze, że Kiryu dodał wzmiankę o yoriki, bo atmosfera nagle zrobiła lekko napięta. A to wcale nie było złe napięcie. Zaśmiałeś się cicho i puściłeś do mężczyzny oczko, chcąc tym samym potwierdzić, że bardzo dobrze się domyśla. - Jesteś na tyle piękny, że gdyby była taka możliwość zostałbyś zamknięty, Płomyku, w szklanym słoiku. Postawiony na półeczce przynosiłbyś ciepło każdego chłodnego dnia. Rozświetlałbyś drogę nocą. - Pierwsze wrażenia były prawdziwą sztuką, o której można nagrać cały spektakl. I oni tu byli tak reżyserami jak i aktorami. Grali sobie pierwszoplanowe role, a miejsce i czas były tylko iluzoryczną mgławicą odepchniętą na bok. To mógłby być stolik z sake w pustej przestrzeni. Na szczycie chmur. Na górze Byakko. Nawet gdyby sami bogowie teraz robili paradę, albo zodiaki znów ścigały się o pierwszeństwo do Bram Niebios, nadal wszystko byłoby tak samo zamazane. Wszystko, poza tym konkretnym stolikiem.
Wiedziałeś, że nie można mówić o onieśmieleniu tego człowieka. Kolejna z rzeczy, których o nim nie można było powiedzieć. Czy to w ogólnym rozrachunku było ważne, jacy byli? Szczerze w to wątpiłeś. Wątpiłeś, że Kiryu w swoich rozgorzałych oczach szuka głębi uczuć wyższych, gdy pożerała ich obu fascynacja i pragnienie. Chęć, by smakować dalej, by zbliżać się coraz bardziej, by w końcu w swoim zwycięstwie dotknąć skóry tego drugiego. Z chwili na chwilę byłeś o tym coraz bardziej przekonany. I być może kiedy te pierwsze emocje opadną, gdy dusza zostanie już nakarmiona, bestia wróci do swojej budy, wtedy tak - może wtedy będzie można mówić o poznaniu. Bo teraz to był prawdziwy taniec. Muzyka serca była mu rytmem.
- Więc bogowie planowali mnie roztopić? - Zaśmiałeś się perliście z jego pięknych, słodkich słów. Tak odważnych i pewnych jak i czułych jednocześnie. Nie znałeś wielu ludzie, którzy nie wierzyli w przeznaczenie. Jednak o tym, by mówić, że bogowie celowo splotły wasze losy nie często mówiło się już tak, jak zrobił to właśnie on. Ale to tylko pokrywało się z tym, co pomyślałeś sam. Przeciwieństwa się przyciągają, bo fascynuje nas egzotyzm. Tak i ciebie fascynował Kiryu. Jak rasowy tygrys, którego piękne futro było na wyciągnięcie ręki. By poczuć jego siłę. By przekonać się, czy... - Zakazane owoce stworzono po to, by je kosztować. - Dodał jeszcze w nawiązaniu do poprzednich słów. Niemal jak zaproszenie. Niemal?
Yua utrzymywał tempo picia i może nie polewał i nie pił jedna za drugą, to zdecydowanie MOCNO odbiegało to od szlachcianki z dobrego domu. A przynajmniej odbiegało od norm, bo przecież wyjątki znajdą się wszędzie. Czy zaś miał bardzo mocną głowę? Można powiedzieć - jak na taką posturę to tak. Lubił pić. Lubił przyjemność płynącą z sake i rozmazany świat. Lubił to, jak alkohol otwierał ludzi i na ludzi, jak sprawiał, że robiło się cieplej. Przy nim zawsze przyjemniej się rozmawiało. I tak kiedy nalewał kolejną kolejkę roześmiał się głośno, słysząc wzmiankę o tym, jak ważna jest technika. Oczywiście, oczywiście. W końcu rozmawiali o szermierce. Tak, zdecydowanie rozmawiali o szermierce.
- Wnioskuję w takim razie, że możesz popisać się nie tylko dużą bronią, ale również techniką. - Kiedy rozmówca nie ustępował ci miejsca w takich żartach to rozmowa sama się kleiła. A chyba nadawali na podobnych falach, jak to się lubiło mówić. Czy to... naprawdę przeznaczenie? Niesamowite było, jak bogowie potrafili postawić przed sobą dwie osoby z różnych światów, których łączyła tylko czarka sake. To, że oddechy mieli teraz smakujące owocowym winem. Podana sake, przyjemnie ciepła, miała posmak wygrzanych w letnim słońcu owoców. Ale to wcale nie ten alkohol tak upajał Yue. To był raczej człowiek, o którego ramię był teraz oparty dłonią. Który wodził go na pokuszenie. I tak Kiryu miał się zdziwić. A Yua był teraz lekko zdziwiony na tę reakcję. Przygotowany na przykrą codzienność i pryśnięcie czaru. I tak nieco się odsunął ustami od jego ucha, ale tylko troszeczkę, żeby spojrzeć w ogniste oczy Łowcy Demonów.
Ludzie potrzebowali miłości. Potrzebowali bliskości. Bo to właśnie bliskość, koniec końców, definiowała to, że nadal nosisz serce w piersi. Że ból, troski i smutek nie pozbawiły cię go po śliskiej drodze, po której się poruszałeś.
I tak Yua, równie oczarowany, przełamał odległość, żeby musnąć swoimi ustami kącik warg czerwonowłosego. A jego druga dłoń znalazła się na jego udzie. Uśmiechnął się psotliwie.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Samo nazwanie go pięknym wystarczyłoby w zupełności dla niego. Chęć zatrzymania go dla siebie natomiast... ciekawiła chłopaka. Co przez to sobie myślała, zastanawiał się. - Więc chciałabyś mnie zachować tylko dla siebie? Nie powiem kusząca propozycja. - flirciarskość młodzieńca nie miała już hamulców. Nie spodziewał się negatywnej reakcji, ot cała ich rozmowa wokół właśnie takich tematów krąży i tak się też zaczęła. Dawno tak dobrze się nie bawił. Podrywanie kobiet nie sprawiało mu takiej satysfakcji jak wygrywanie pojedynków. Jednakże ich spotkanie nie było zwykłą rozmową. Była to swego rodzaju bitwa. Bitwa na słowa. Oboje sprawdzali bariery drugiej osoby, jednocześnie uchylając coraz to więcej ze swojego arsenału wypowiedzi. Całkiem możliwe, że otworzyła przed nim nowe horyzonty.
- Sądzę, iż bogowie wiedzieli jedno. Aby rozpuścić twardą powłokę z lodu, potrzeba pasjonującego ciepła. Całkiem możliwe, że to dlatego się spotkaliśmy, moja droga - sam nie spodziewał się takiej bajeczności po sobie. Może to przez kontakt z klasą wyższą jego słownik zmienił się niczym kameleon, aby wpasować się w rozmówce. Sądząc po atmosferze, Yue to doceniał. Na pewno nie był w stanie przewidzieć jakim człowiekiem jest Kiryu. Wyglądał na faceta z mięśniami zamiast mózgu. Jednak ze środka w niektórych momentach wypływała jego bardziej delikatna strona. - Jakże słodki ten owoc musi mieć smak. - podczas tej wypowiedzi, pozwolił sobie na chwycenie prawą dłonią Yue za rękę, delikatnie pocierając jednocześnie kciukiem wierzchnią część dłoni. Chciał w ten sposób nadać wagi swoim słowom. Zrobił to, nie odrywając oczu od jego wzroku. Penetrując je jeszcze głębiej spojrzeniem pełnym pożądania. Po krótkiej chwili zabrał dłoń, uwalniając jego ręce.
Widok rozbawionej twarzy Yue, wielce go radował. Wiedział, iż nie jest to śmiech szyderczy. Był on taki sam jak wcześniej. Oznaka dobrej zabawy. Nie mógł się powstrzymać od uśmiechu na ten widok. Był uradowany, że jego towarzystwo sprawiało Yue taką radość. - Zgadza się. Tak samo możesz mi wierzyć, że bardzo lubię popierać moje słowa czynami. - co prawda miał jakieś obejście w sprawach łóżkowych. Nigdy nie robił tego z miłości owszem. Swego czasu odwiedził pewne miejsca, gdzie kobiet od tego było wiele do wyboru. Jednak czymś innym było robienie tego za pieniądze, a z czystych chęci bliskości z drugą osobą.
Moment zbliżenia "szlachcianki" przesłał prąd po ciele młodzieńca. Słowa, które wypowiedział, na długo zostaną w jego pamięci. Jednak to nie było wszystko. Gdy tylko Yue się odchylił lekko, raz jeszcze spojrzał w jego oczy, tym razem z naprawdę bliska. Tak blisko jeszcze ich nie widział. Ta błękitna barwa tęczówek wraz z jego śnieżnobiałymi rzęsami i brwiami same w sobie tworzyły idealny obraz zimy. Niedługo później poczuł lekki chłodek na jego ustach, gdy twarz Yue zbliżyła się jeszcze bliżej, podczas gdy dłoń "kobiety" powędrowała na jego udo. Nie zwlekał ani na chwilę i nieco bardziej przycisnął swoje usta, aby odwzajemnić pocałunek. Jednocześnie delikatnie położył swoją prawą dłoń na jego lewym policzku. Zupełnie jakby chciał pokazać, że potrzebuje jeszcze kilka sekund w tym stanie. Był chłodny, ale też miękki. Dokładnie tego się spodziewał, bo jego twarzy. Po tych paru sekundach uwolnił Yue od pocałunku. - Ależ słodki jest ten owoc... - powiedział cicho, raz jeszcze wpatrując się w te piękne oczy.
- Na jedną noc szeptanie modlitw i przykazań. Modlenie się do nowego bożka. - Czy to już była herezja? Szeptana i wypowiadana tak cichutko. Ludzie kochali komplementy, ten Anioł doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Czy były puste? Nie wypowiadał ich z taką intencją. Wypowiadał to, co czuł w danym momencie. Czerpał ciepło i życie, którym tętnił Kiryu jak spragniony szuka wody na pustyni. A kiedy już ją odnalazł to nie mógł się nią nacieszyć. Pierwsze pragnienie nie zostało ciągle zaspokojone. To był ledwo przedsmak - cień, zapach, obietnica wypoczynku zupełnie innego od samotniczego siedzenia samemu z czarką sake. Żadna sake, nawet najlepsza, nie smakowała tak dobrze jak ta, którą możesz dzielić z kimś. Nie chciał, żeby Kiryu odniósł wrażenie, że to, co się tu dzieje, to obietnica wieczności. Jedyne, co Yua mógł mu obiecać, to nieskończoność. Na tę jedną, ulotną noc - słodką nieskończoność.
Och tak, Słodki Płomieniu, doceniał to bardzo. I przede wszystkim - dawał się zaskakiwać i dawał sobą okręcać. Sądził, że to będzie jednostronna, dość niewinna zabawa. Że przyjdzie mu mówić językiem prostym z równie prostym człowiekiem - już zdążył poprawić swoją opinię i mniemanie. Oto był ktoś, kto brzmiał na oczytanego. Albo kogoś, kto przynajmniej chyba nasłuchał się pięknych słów czy poezji. Nawet nie zakładał, że to tak silne zdolności adaptacyjne. Albo tak silna potrzeba zbliżenia się, że gotów był wypowiedzieć wszystkie słodkości tego świata. Czar jednak robił swoje. Zaklęcie działało. Rozmiękczało białowłosego, nawet jeśli ten słyszał komplementów w swoim życiu całkiem sporo. Ale widzisz, drogi Kiryu, słowa jesteś piękny można wypowiedzieć tak, że nawet nie zostaną zauważone. Ale można je też wypowiedzieć tak, że staną się najcenniejszym komplementem pod blaskiem Amaterasu.
- Twoje słowa są dla mnie jaśniejsze od gwiazd na niebie. - Pochwaliłeś czule mężczyznę, czując przyjemne uderzenia serca i trzepot motylich skrzydeł, kiedy męska dłoń przesunęła się po twojej. Nawet przymknąłeś lekko oczy, poddając się temu przyjemnemu, krótkiemu kontaktowi. To wszystko było tym tańcem - płomiennym tangiem, które sprawiało, że nadawali sobie wspólne tempo. A to było szalone. Pewnie dlatego, że jakby to prostackie nie było, było boleśnie wręcz ludzkie. Gdy wracasz z bitwy chcesz czuć, że żyjesz. Chcesz żyć.
Zamknął oczy. Zamknął oczy, smakując ust i dotyku. Ciepłego dotyku chłodnej dłoni, gdy ta jego powędrowała przez ramię na bark i na szyję, wsuwając smukłe, długie palce w te niesforne, ogniste włosy. Jak lot komety. Jego słowa, jego jestestwo, jego obecność musiały być jaśniejsze od gwiazdy, bo były jak kometa, która nagle przecina niebo - spadająca gwiazda, która snuje się ze swym ognistym ogonem i nie zwleka, by uderzyć w ten świat. A uderzyła z impetem.
Yua odetchnął, kiedy ich wargi się rozdzieliły, teraz jego serce już naprawdę waliło młotem i wtulił policzek w dłoń, rozchylając powieki. I teraz już naprawdę był pijany. I nadal - to wcale nie była wina takiej ilości alkoholu. Ciepłe i głodne usta. Doprawdy - jak ogień i śnieg.
Oderwał tylko na moment powłóczyste, pełne uwielbienia spojrzenie od Kiryu, by spojrzeć na yorikiego. Ten stał kompletnie niewzruszenie. Po prawdzie - przyzwyczajony do takich widoków, których wstydziliby się bogowie. Wyłapawszy spojrzenie swojego pana przeszła między nimi jakaś nić porozumienia. Yoriki skinął głową i twardym krokiem ruszył znów szukać gospodarza. Tym razem... nie drąc się na całą karczmę. A wzrok Yua wrócił do osobistości, która utrzymywała tyle jego zainteresowania. Przez moment na niego spoglądał... Na kształt jego oczu, jasnych i wyrazistych. Na jego nos, jak czubek rzucał cień na usta. Usta. Usta.
To był na tyle smaczny owoc, że Yua znów się w nie wpił - tym razem o wiele bardziej chciwie, choć nadal - łagodnie.
Nie trzeba było czekać długo, jak yoriki wrócił i pokłonił się w pas. Meldując, że karczmarz zwolnił i przygotował jeden pokój.
Yua znów oderwał się od Kiryu tylko po to, by na niego spojrzeć. Odziana w czerwień Królowa Śniegu swoim spojrzeniem w pełni namawiała do złego. Choć rzeczywiście - nie mówił tego głośno. Nie musiał. Bo między nimi w tej chwili nie było potrzeba słów.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Gdy na chwilę ich usta się rozdzieliły, otworzył oczy i spojrzał, co też Yua kombinuje. Jego dłoń z policzka przeniosła się na kark. Lekko masując w miejscu, gdzie kończą się włosy, a zaczyna się skóra karku. Sam uwielbiał być tam masowany. Był przekonany, że Yua również się tym zadowoli. Po krótkiej przerwie, jaką mieli od siebie. Ich spojrzenia raz jeszcze się spotkały. W tym lodowym spojrzeniu roztlił się płomień. Wydawało się, jakby tęczówki topniały od środka, zostawiając po sobie miękki błękitny lód. Nie mógł się powstrzymać i w jednym momencie oboje wrócili do kosztowania swoich ust. Tym razem nieco bardziej z wigorem, lecz delikatnie. Oboje pochłonięci chwilą i bliskością. Ręka na karku tym razem nieco się zacisnęła i przycisnęła lekko głowę Yue w jego stronę. Natomiast jego druga wędrowała już po udzie, nie zachodząc za daleko, za każdym razem mniej więcej w połowie zatrzymywał się i wracał na dół powolnym ruchem.
Nie wiedział, ile czasu minęło od ich poprzedniej przerwy. Nie obchodził go teraz czas, miał inne ważniejsze sprawy na głowie. Mimo to, w pewnym momencie yoriki powrócił z informacją, że zwolnił się jeden pokój. Właśnie na to liczył młodzieniec. Yua znowu oderwał się od niego. Tym razem bez słowa wpatrując się w jego oczy. Słowa były zbędne. Wzrok mówił sam za siebie, chce go teraz. Dał jeszcze ostatniego całusa, zanim oboje wstali i ruszyli w stronę pokoi. Yoriki z przodu, a za nim Yua ciągnący Kiryu za rękę. Gdy byli już na miejscu, ochroniarz otworzył im drzwi i stanął obok. Bez zastanowienia oboje weszli do środka. Będzie tak stał pod drzwiami? A może sobie pójdzie? Pytania krążyły przez sekundę po jego głowie. Jednak gdy tylko jeszcze raz spojrzał w te piękne oczy, zapomniał o nim całkowicie. Byli teraz we dwoje, nikt inny go nie obchodził.
Zostawiając za swoimi plecami karczmę, przed którą nadal brzmiały wiwaty, gdzie na zewnątrz wciąż się tłukli, teraz już chyba każdy po kolei, na pewno pomiędzy rękoma przesuwały się pieniądze i stawiali zakłady, kto kogo zepchnie do parkietu, szli za yorikim. Wcale nie wypili tak dużo, tylko ile to było duże jak na tutejsze standardy? Bo alkohol na pewno szumiał we krwi, kiedy tak raz za razem, przy rozmowie, wymieniali się czarkami. Dla Yua każdy ten krok, z tym alkoholem we krwi, z czerwonymi policzkami od podniecenia, był cięciem więzi, które znajdowały się poza tymi murami i paleniem mostów. Bo chyba o tym nie wiesz, Kiryu. Bo chyba nigdy się tego nie spodziewałeś, ale każdy twój krok niósł siłę tajfunu, który mieszał w jego sercu. Teraz niosłeś ze sobą ogień i mosty paliłeś. Zajmowałeś cały świat. Jeszcze nikt nie myślał o tym, że ktoś tu chyba dziś zapłaczę, ktoś inny poczuje się oszukany. I czemu? Cóż, niektórzy byli po prostu popsuci. I tak jednak ktoś zapłacze, jednak ktoś zostanie oddany. Ktoś inny przeżyje szok. Tymczasem jednak Yua chciał tylko paść na kolana przed swoim nowym bożkiem i zachwycać się nim, jego spojrzeniami i jego gestami. Jego słowa zamieszały w głowie - jeszcze został tam jakiś rozsądek? Teraz przez głowę przesuwały się tylko modlitwy - pacierz zmawiany dłońmi i ustami. Bożku, uwolnisz mnie? Chociaż na tę jedną noc...
Yoriki otworzył przed nimi drzwi, a białowłosy nawet nie obejrzał się na ochraniarza. W pokoju panował półmrok rozświetlony jednym kagankiem. Dość przestronne pomieszczenie, gdyby tak się rozejrzeć - naprawdę ładnie urządzone, z całą pewnością nie wydatek dla zupełnie prostego chłopa na przenocowanie. Tylko czy któryś z nich się rozglądał - ha... No właśnie. Drzwi zostały zamknięte, a co działo się już na korytarzu zupełnie umykało uwadze Yua. Ach, te Twoje oczy, Kiryu... Granica nowego świata.
- Spoiler:
- Zamiast szukać wzrokiem maty poprowadził kochanka do stojącego naprzeciw drzwi stolika i obrócił się ku niemu, kładąc dłoń na jego bicepsie, by go prowadzić dalej - zamienić się z nim miejscami i na tym stoliku go usadzić. Niecierpliwie przesunął ręką po swoim pasie obi rozluźniając go, by kimono, które miał na sobie jeszcze bardziej się rozluźniło. Cienka warstwa przejrzystego materiału, która była tą wierzchnią, opadła z jego ramion, gdy on klęknął przed swoim bożkiem, przesuwając rękoma po jego bokach, by samemu znaleźć dostęp do jego obi. Rozwiązać je. Pewien, że jest właśnie takim, jakiego Kiryu tej nocy pokocha. Pewien, że zrozumiał, że nie ma teraz między nimi żadnych barier - och, przecież tylko dlatego go pocałował. Tylko dlatego była cała ta sytuacja. Pobłogosław mnie. Białe dłonie przesuwały się po materiale, by usunąć go z ciała z Kiryu. Wyzwól mnie. Chciał sprawić, by osobie, która obdarzała go takim spojrzeniem, było dobrze, gdy dłonie dostały się pod ubranie i powędrował po tej skórze swoimi ustami.Wyzwól mnie z mojego strachu.
W końcu i obi białowłosego powędrowało na ziemię. Wysunął ornament z włosów sprawiając, że te teraz cienkimi, długimi pasmami opadły na jego plecy. W blasku księżyca i kaganka wyglądały jak babie lato plączące się na ludzkim ciele. Przejrzysty materiał zsunął się sam z jego ramion, gdy on zsuwał z ramion kimono, by zaraz usiąść na nogach czerwonowłosego. I coś tu było nie tak, co? Jakoś tak brakuje jednak cycków tej babie, a czegoś chyba ma za to w nadmiarze... Hej Kiryu, znaczy takie powiedzenie?
Uważaj, czego sobie życzysz, bo możesz to dostać.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
- Spoiler:
W pokoju było cicho, jedynym dźwiękiem były ich oddechy. Yue nie marnował ani sekundy. Chwycił go za rękę, prowadząc w stronę stolik. Lekkim pchnięciem nakazał mu na nim usiąść, jednocześnie obluzowując swoje kimono. Wzrok Yue był niczym drapieżnika, który dopadł swoją ofiarę. Kiryu to nie przeszkadzało, mimo swojej postury czasami też lubił się podporządkować w łożu. Czuł każdy jego dotyk, jak delikatnie zjeżdża w dół w poszukiwaniu dojścia do jego obi, umysł młodzieńca krążył już po tym, co chciał z nim zrobić. Nie spodziewał się jednak, że tak się zdziwi w ciągu minuty. Wyzwolenie nagości Kiryu nie zajęło mu długo, jednym szybkim ruchem jego kimono uwolniło to, co Yua tak bardzo chciał zobaczyć. Wyczulony zmysł sprawiał, iż każde zetknięcie ust z jego ciałem przesyłało przyjemne pulsy po całym jego ciele. Gdy Yua wstał i opuścił swoje kimono, jednocześnie rozpuszczając swoje włosy, wyglądał jak prawdziwa zimowa panna. Nie mógł oderwać wzroku od niego. I to właśnie w tym momencie coś klikało w jego głowie. Nie widział ani grama cyca na jego klatce piersiowej. Dziwne prawda? Nawet kobiety z małym biustem posiadały jakiekolwiek wybrzuszenie, które by przypominało biust. Może po prostu tak się urodziła? Nie oceniał. Nie obchodziło go to na tyle, żeby zaprzestać tej sytuacji. Jednak moment, w którym Yua dosiadł go, wszystko stało się jasne. Poczuł kontakt tam, gdzie się go nigdy nie spodziewał. Przez tą ich grę wstępną zarówno Kiryu, jak i Yua byli ekstremalnie podnieceni. A co się dzieje z facetem, gdy tak się czuję? No właśnie. Dokładnie taki kontakt poczuł na swoim przyrodzeniu Kiryu. Nagle w ułamku sekundy przypomniał sobie słowa Yue. "Poza tym, panie Kiryu, jestem typem kochanka. Nie wojownika..." dokładnie w tym momencie uświadomił sobie, że Yua to tak naprawdę facet.
Poczuł złość, ale nie na niego tylko na siebie. To on był głupi i zaślepiony jego urodą. Przecież sam mu nawet powiedział o tym, że nie jest kobietą. Co prawda nie w oczywisty sposób, ale próbował. Bo próbował, prawda? - Zaczekaj. - powiedział krótko, jednocześnie lekko zdejmując Yue z siebie. Gdy był już uwolniony z jego jakże przyjemnego uścisku. Wstał i zakrył swoją twarz rękoma, by po chwili przejechać nimi w górę po całej głowie w realizacji. - Chyba popełniłem ogromny błąd. Yua, cały ten czas myślałem, że jesteś kobietą. I dopiero teraz przypomniałem sobie twoje słowa. - mówiąc to, obrócił się w jego stronę. Owszem, nadal był cały goły, nie wstydził się swojego ciała. Pokazanie się w pełni nago drugiemu mężczyźnie nie było niczym wstydliwym, jak się ma takie ciało jak on. - Nie obwiniam cię, jesteś wspaniałą osobą, piękny i inteligentny. - zaśmiał się nerwowo. - Aż się nie dziwię, że tak łatwo wpadłem po uszy - czuł konflikt w środku. Wszystko, czym był Yua, pasowało mu. Wszystko tylko nie to najważniejsze. Zrobił się cały czerwony na twarzy ze wstydu. Nawet sobie nie wyobrażał, co teraz czuje ten, kto stał przed nim. - Przepraszam, że nie zauważyłem tego wcześniej. Cała ta sytuacja mogła się nie zdarzyć i pomiędzy nami nie byłoby teraz tej niezręczności. - raz jeszcze spojrzał na niego. Nadal wyglądał przepięknie, mimo braku biustu to od pasa w górę wyglądał jak kobieta, dopiero patrząc nieco niżej, mógł zmienić zdanie o jego płci. Nie chciał uciekać. Chciał to naprawić, ale nie wiedział jak. Nie wiedział, czy był w stanie machnąć ręką na to, kim Yua jest naprawdę. Nie spał nigdy z facetem. Nie interesowali go faceci w ten sposób. Może dlatego, że nigdy nie spotkał kogoś takiego jak on. Był w pułapce myśli. Potrzebował ratunku, pomocy, żeby znaleźć wyjście z sytuacji.
Nie zdążył szukać dalszej przyjemności, kiedy twarde dłonie oparły się po jego bokach i ściągnęły go - właśnie na bok. Lekkie zdziwienie, odrobina braku zrozumienia dla nagłej przerwy, dla tego "stop" wyraźnie wypowiedzianego słowem. Rzecz tak szybka, że nawet nie zdążyło zbyt wiele myśli przemknąć przez głowę, a ciało nie zdążyło odtajać, gdy jego niedoszły kochanek umknął i wstał, sięgając dłońmi do swojej twarzy. Oh? Nie było problemu - mógł zaczekać. Zbyt szybkie tempo? Nie wydawało mu się. Nie porównałbyś Kiryu do cnotliwej niewiasty, co to wstydzi się własnego ciała i nigdy nie zaznała smaku drugiego człowieka. Więc grzecznie siedziałeś, teraz ty, na stoliku, wpatrując się w plecy, szerokie ramiona, pracę mięśni. Właściwie mógłbyś oglądać ten obrazek w ciszy i nie dotykać. Mógłbyś. Sama jego obecność była żywą inspiracją, poematem życia, który postanowił wykuć piękno z ciała człowieka. Tylko że nie było czasu na zachwyty, na ckliwe westchnięcie i na uśmiech, bo cisza, która przez moment zagościła w pomieszczeniu, została przecięta znów tym głosem. Teraz już nie takim czułym i ciepłym. Teraz jakby... obcym. Chyba oddalonym, bo sam Kiryu się zagubił. Zwątpił, zabłądził i w szoku przyszło mu odkryć całkiem zabawną niespodziankę. Bo to w końcu najlepsza z komedii - gdy chłop za babę się przebierze. Tak, zabawne. Bardzo śmieszne, tylko... nie dla tej dwójki tutaj.
"Chyba popełniłem ogromny błąd" spadło na ciebie jak kubeł lodu wylany na głowę. Wpatrywałeś się w niego, zamrugałeś, jakby nie rozumiejąc. Z tymi wypiekami i z oddechem uchodzącym ciała. Ktoś otworzył okno? Naprawdę było tu ciągle tak zimno? No tak, oto więc i gorzkie efekty zabawy, która miała być tylko zabawą. Cios dla obu stron, po którym nie zostanie nawet blizna. Bo serduszko Yua nagle przeciął sztylet. Jego ciało nie było doskonale - nie. Białe ciało stroniące od słońca pocięte było pojedynczymi bliznami, które wcale nie były przypadkowe, nie wyglądały jak cięcia po mieczu czy szponach. Były dokładne, symetryczne. Pieczołowicie wykonane. Tu się kończył ideał. Yua nawet ciągle lekko się uśmiechał, kiedy Kiryu się do niego odwrócił, choć na jego twarzy widać było, że chyba nie do końca od razu przyswoił słowa, które właśnie padły i sytuację, w jakiej się znalazł. "Nie obwiniam cię". Ach, jaki słodki i uroczy Kiryu... Niebieskie oczy nabrały blasku, kiedy wynurzył się z szoku i uśmiech pogłębił się, ten ciepły, ten kochany, ten anielski. Jakby zupełnie nic się nie stało, jakby go to nie zabolało - a to było kłamstwo. Nie chciał tylko, żeby ten mężczyzna czuł się przez tą sytuację jeszcze gorzej, niż ewidentnie teraz się czuł. Ostatnie zdanie sprawiło, że trochę przygarbił ramiona i położył dłoń na swojej klatce piersiowej na drobny moment, starając się zachować klasę i spokój. Dokładnie tak, jak go przyuczano. Założył nogę na nogę, przesunął następnie palcami z klatki ku srebrzystym w blasku księżyca włosom, by je przeczesać. Nie potrafił od razu niczego powiedzieć, bo czuł, że gardło mu ściśnięte. I jeśli się odezwie to głos mu się złamie. Ale hej, hej, przecież nie po to tu był. Nie tak miał wyglądać ten wieczór, nie to chciał ofiarować Kiryu.
Twój wzrok mnie hipnotyzował i gotów byłem zrobić wszystko. Wszystko, zanim mi powiesz, że nie ma Nieba.
Niestety rzeczywistość przyszła szybciej, niż z piersi wydobył się krzyk.
Oczekiwałeś chyba tego, że Kiryu złapie za swoje ciuchy i ucieknie. Nie, nie oczekiwałeś - spodziewałeś się po prostu. Ale ten moment ciszy nie sprawił, że uciekł. Wpatrywał się w ciebie jak zagubiony szczeniaczek. Jakby potrzebował kogoś, kto mu powie, co ma robić. Może to mylne wrażenie? Ale sam fakt, że nie uciekał, po prostu wybijał z rytmu. I sprawiał, że sam poczułeś się... dziwnie. Niezręcznie? Nie, to złe słowo. Wstyd nie był łatwy do zdefiniowana w twoim wnętrzu, ale przecież zranienie pozostawało. To był jednak twój problem. A problem Kiryu chyba drzemał na zupełnie innym podłożu. Przesunąłeś więc rękę i popukałeś parę razy w stolik, drugą wyciągając ku niemu zapraszającym gestem.
- Chodź tutaj. - Zaprosiłeś go łagodnym tonem. Zdobyłeś się w końcu na to, zebrałeś swoją siłę. Chyba czas na to, żeby pokazać temu dużemu chłopcu, że nie popełnił żadnego grzechu. - Nic nie szkodzi, Kiryu. To nie grzech. Pożądanie drugiego mężczyzny też nie jest grzechem. Miłość to miłość. Wybacz, mój Płomieniu. - Za całą tę sytuację. I tak patrzyłeś na niego tym pełnym uwielbienia wzrokiem czegoś, czego dostać już nie można. I mimo tego uśmiechu tkwił w tym smutek. - Cóż zrobić, że bogowie skazali mnie na to ciało. - Wstyd, właśnie. Yua nie wstydził się nagości, dopóki nie docierał do niego ten głęboki kompleks. Dopóki nie myślał o szkaradnych bliznach na tym ciele. Dopóki nie myślał o byciu odrzuconym. Wtedy nagle chciał się skryć gdziekolwiek. Ale teraz zacisnął palce, by zatrzymać swoje fałszywe odruchy. Zamiast tego sięgnął łagodnie do twarzy Kiryu. Bardzo ostrożnie i delikatnie, by przeczesać jego włosy. - To nie jest niezręczne, Kiryu. To jedynie drobne nieporozumienie. - Oo? Czy nie o tym właśnie mówił? O tym. I potem sądził, że wszystko stało się jasne. Jak widać - jednak nie. - To ja powinienem cię przepraszać, mój Ognisty Bożku. - Przymknąłeś oczy w ciepłym i szerokim uśmiechu - na jaki tylko było cię stać. I nie był nieszczery, nie. Bo nawet z takim finiszem chciałeś dla tego człowieka jak najlepiej. Czy to nie lepiej skończyć w takim problemie, miast walczyć z demonami?
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Jednak wspomnienie o miłości trochę go zmieszało. Wina na chwilę powróciła. Nie mógł mu dać miłości. Realizacja czego chciał Yue, skruszyła odbudowaną lekko pewność, że wszystko jest w porządku. Czy źle go zrozumiał? Może tak naprawdę on również nie szukał miłości. Tego nie wiedział, dlatego musiał naprostować wizję tego jakże potrzebnego człowiekowi uczucia. - Miłość... Jest to uczucie, którego nie mogę ci dać, nie chcę zabrzmieć nieczule, ale okłamać cię również nie chcę. Pragnąłem cię z innego powodu niż miłość Yua... - pożądanie drugiego człowieka przez animalistyczną chęć czucia przyjemności. Zaprawdę był jak bestia, szukająca ukojenia swoich rządz. I dlatego czuł się głupio. - Jeśli tego ode mnie oczekujesz, to wina leży po mojej stronie. - mówił prawdę. Jego wizja miłości została zakrzywiona przez jego przeżycia związane z rodziną. Rodziną, której z drugim mężczyzną nie stworzy razem. Od małego miał wpajane do głowy, że kontynuacja jego rodziny jest najważniejsza. Nie mógł w ten sposób zawieść swoich rodziców.
Dla Kiryu, ciało Yue jednocześnie pobłogosławione przez bogów i przeklęte. Yua był zamknięty w ciele mężczyzny, podczas gdy bycie kobietą byłoby dla niego bardziej naturalne. Tak się mu wydawało. Na samą myśl o jego sytuacji zrobiło mu się go żal. On też wiedział, jak to jest być w klatce swojego ciała. Jednak w jego przypadku była to klatka z jego własnej krwi. - Mimo to nadal widzę w tobie piękno, które widziałem wcześniej. - nie chciał, żeby czuł się źle ze swoim ciałem. Wiele kobiet i zapewne też facetów, pozazdrościłoby mu takiej urody. Odpowiedział na jego uwagę szczerze, nadal uważał go za pięknego. - Pewnie nie jestem pierwszy, który pomylił się w taki sposób co? - zaśmiał się lekko. Było to dla niego zabawne po części. Nie miał złych myśli, wypowiadając te słowa. Nie śmiał się z niego, tak naprawdę śmiał się z samego siebie.
On również doczekał się przeprosin. Jednak nie wiedział dlaczego. Może był zbyt zaślepiony swoją winą, aby dostrzec jego. Czy sytuacja wyglądałaby inaczej, jakby Yua powiedział mu, wprost jak jest? Możliwe, że nadal śmialiby się w knajpie, upijając się drogim alkoholem, rozmawiając i opowiadając sobie przeróżne historię z życia jak starzy znajomi. Jednak nie tak potoczył się ich loch. Siedzieli tutaj nadzy, dosłownie i w przenośni. Karty zostały odkryte i oboje nie byli zadowoleni z wyniku ich partii. Odwrócił go w swoim kierunku, raz jeszcze spoglądając w jego piękne oczy z uśmiechem na twarzy. - Widać oboje potrafimy być nierozważni. Nie mam ci tego za złe. Mam nadzieję, że ty również. - po tych słowach chciał go przytulić. Nie robił tego, bo myślał, że Yua tego potrzebuje. On sam najwyraźniej potrzebował tego. Zakłopotanie sprawiło potrzebę bliskości życzliwej osoby. I za taką właśnie uważał białowłosego.
Chyba było mu lepiej - tak ci się wydawało. Chyba troszkę się uspokoił, jego czerwona teraz twarz przypominała niemal piwonię! Prawdziwy Płomyk, doprawdy, nieokrzesany i niepewny. Jeśli tego potrzebował - mogłeś mu dać siłę. Bo pozór mógł istnieć - żeś kruchy, żeś delikatny. Bo przecież wyglądałeś, jakbyś miał się złamać pod mocniejszym podmuchem wiatru, a gdyby nie obecność katany przy boku to byłbyś taki, taki bezbronny. Gra pozorów czasami potrafiła uratować życie. I nie było wielu osób na tym świecie, którzy traktowali cię poważnie z tą delikatną, androgeniczną posturą. Tak samo jak nie było wielu ludzi, którzy kończąc tak jak Kiryu... zachowywali się jak on. Nie, to był właściwie przypadek specjalny. Zachowywał się... zadziwiająco wręcz tolerancyjnie. Och, nie to, że dla Imperium Tokugawa homoseksualizm był tematem tabu, wręcz przeciwnie! Co toczyło się za zasłoniętą kurtyną pozostawało w zaciszu czterech ścian. Byle ludzie o tym nie gadali. Oto piękno ich społeczeństwa. Więc jego następne słowa przywiodły ociupinę zdziwienia, które już w drugiej chwili zamieniły się w cichy, krótki śmiech z twojej strony, taki łagodny. Pełen zrozumienia dla tego, jak opacznie powiedział to, co powiedziałeś.
- Skąd, głuptasie. Miłość fizyczna to również miłość. Przez jedną noc można się poczuć, jakbyś był dla kogoś całym światem, nie uważasz? Wtedy te gwiazdy są tylko dla ciebie. I ten oddech jest tylko Twój. Płomyk ze słoika. - Przypomniał mu słowa, o których sam mówił, kiedy jeszcze rozmawiali przy sake. Ach, doprawdy, chyba takiego rodzynka nie spotkałeś jeszcze nigdy. Jak zabawnie... prosty i szczery. Nie bojący się mówić o uczuciach, swojej niepewności i niebojący się przepraszać. Sam zaprzeczył wcześniej, że nie należy do rodziny samurajskiej, ale z chwili na chwilę przekonywałeś się, jak głęboka jest to prawda. Nie wiedział, skąd pochodził, co robił za młodu i jak skończył jako Łowca Demonów. Że miał przykry sekret, który sprawiał, że pewnie sam uciekał od rodziny. Bo co, jeśli demon wykorzystałby jego uczucia przeciwko niemu..? Zastawił pułapkę, byle tylko zdobyć jego krew?
- Nie, nie jesteś pierwszy. Choć z pewnością jesteś pierwszym, który zareagował w ten sposób. - Jeszcze wiele panien miało dać Niebo Kiryu i nie miałeś co do tego żadnych wątpliwości. Ale jakiekolwiek słodkie słówka by nie padły, pozostanie ból. Wspomnienie zimowej oczy, wspomnienie czerwonych oczu, wspomnienie żaru - gwałtownie wygaszonego. A spójrz - wiedziałeś, prawda? Że na takich jak on trzeba uważać. Że ten dotyk będzie jak narkotyk - a potem musisz się uczyć bez niego żyć. Myślisz sobie teraz, że nawet by nie zauważył, gdybyś rozpłynął się w tłumie. Ciekawe, czy chociaż zapamięta..? W porządku. Mogłeś się więcej tu nie pojawiać. Ale chyba... chyba Kiryu nie był jednym z tych mężczyzn. Inna sprawa, czy ty byłeś na tyle wyrozumiały, by zobaczyć go raz jeszcze i samemu zapomnieć o tym bólu, który ściskał serce. Powodował, że rozsypywałeś się na kawałeczki.
- Nie byłbym zwykłym chamem, gdyby tak było? - Gdybyś miał mu to za złe. Nie miałeś. Nawiązanie znów do tego, kiedy rozmawiali o... honorze, zdaje się. Objąłeś go ramionami, przylegając głową do jego piersi, ciepłej, silnej, pod którą biło szybszym tempem, choć chyba uspakajającym się, równie silne serce. Jak dobrze, kiedy dasz jakiejś swoje ogniste oczy. I dasz jej te serce. Przesunąłeś ze dwa razy dłonią po jego plecach w uspakajającym geście, pozwalając chwili się przeciągnąć do momentu, w którym Kiryu się nie uspokoi. Dopiero wtedy się odsunąłeś - albo dopóki on sam nie zechciał się odsunąć. - Już? Lepiej ci, Płomyku? - Zapytałeś i lekko przejechałeś palcem po jego nosie. - Słodki jesteś. Szkoda, że nie mogę cię zjeść. - Podniosłeś się, by podejść do swojego odzienia i zacząć się ubierać. Pierwsza warstwa kimona, druga warstwa, trzeecia, pas obi, katana, wakizashi... odszukał też swoim spojrzeniem szpilę z pięknym ornamentem, ale nie wsunął jej już we włosy.
- Tokugawa. - Podniosłeś na niego wzrok. - Moje nazwisko to Tokugawa. - Obróciłeś się do Kiryu plecami, kierując w stronę drzwi. A na plecach rzeczywiście pięknił się herb rodu, który władał ziemiami, na jakich przebywali obecnie.
Chyba nie miałeś już do dodania. Smutno ci było - znów. Pora zatopić słodkie łezki w sake. Ale teraz już - w samotności.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Wcale się nie dziwił, że nie był jedynym zakręconym w urodę Yue. Nie wiedział, co miał na myśli przez to, że jako jedyny tak zareagował. Czyżby inne spotkania kończyły się gorzej? Nie chciał sobie tego wyobrażać. Białowłosy nie zasługiwał na złe traktowanie. Chciał być kimś, kim nie mógł zostać. Po części wcale się tak nie różnili. Yua chciał być kobietą, a on silniejszy od każdego demona na świecie. Oboje mieli nieosiągalny cel. Oboje również inaczej podchodzili do swojego celu.
Kolejna odpowiedź tym bardziej potwierdziła, że jego zmartwienia są bezsensowne. Całkowicie już zniknęły, zostało tylko zmieszanie i dziwne myśli. Myśli, których nigdy się nie spodziewał. Potrzebował czasu na przemyślenie tego, co tutaj się stało. Wiedział jedynie to, że nie chcę, żeby to było ich ostatnie spotkanie. Towarzystwo Yue było zbyt przyjemne dla niego. Możliwe, że znów chciał się upić jego osobą. Nie był pewny, ale na pewno kiedyś się dowie. - Tak, potrzebowałem tego, dziękuje - spojrzał w jego oczy i wypuścił z objęcia.
Widząc, jak Yua zabrał się za ubieranie, musiał oznajmić swoją chęć spotkania z nim przynajmniej raz jeszcze - Chciałbym jeszcze raz się z tobą spotkać. Nie prędko... muszę przemyśleć, co tutaj zaszło, ale wiem, że nie zapomnę o tobie tak łatwo. - po tych słowach Yua skończył się już ubierać i zwrócił się w jego stronę. Ich wzrok spotkał się po raz ostatni tego wieczoru. Yua przytaknął i wypowiedział swoje nazwisko. Po czym wyszedł z pokoju, zostawiając go samego. Młodzieniec również się ubrał i wiedząc, że nie tylko on chce się spotkać raz jeszcze, uśmiechnął się i wyszedł z knajpy.
z/t
Gdy był już w zasięgu wzroku od miejsca docelowego. Przypomniał sobie, jak pierwszy raz ich oczy się tutaj spotkał. Ten hipnotyzujący wzrok nie opuścił jego pamięci ani na chwilę. Przed knajpą nie było tym razem zbiorowiska. Tylko pojedyncze osoby, a miejscami pary czy mniejsze grupki rozmawiające na jakiś temat. Przechodząc w stronę wejścia, jak zwykle ściągał ich wzrok na siebie swoją niecodzienną posturą. Takie już życie przesadnie wielkiego użytkownika oddechu kamienia. Sensacja w każdym mieście jakie odwiedzał.
Wchodząc do środka, zauważył, że tym razem było dużo więcej osób niż poprzednio. Brak sensacji na zewnątrz w postaci bójki, trzymał każdego pijaka tam, gdzie więcej alkoholu. Mimo to poszukał raz jeszcze miejsca na uboczu i zasiadł przy stole. Położył swój ekwipunek za sobą, tak aby nikomu nie zawadzało i postarał wtopić się w tłum. Nie było to łatwe z jego wyglądem. Co jakiś czas zerkając po lokalu, widział jak kolejne stoliki obracał się w jego stronę i szeptał do siebie. Gdy ten odwzajemniał ich spojrzenia, to od razu się odwracali. Zaśmiał się tylko krótko na ich reakcje i wrócił do czekania na serwis.
Gdy ten nadszedł to postanowił zamówić tę samą sake, która pił tutaj wcześniej z Yue. Co prawda była niezwykle droga jak na jego środki, ale pomyślał, że tym razem sobie pozwoli na to z racji, iż ostatnim razem nie musiał płacić. Nie czekał długo na zrealizowanie zamówienia i otrzymał trunek wraz z czarkami. Nie pozostawało mu nic innego jak oczekiwanie nadejścia jego wcześniejszej sympatii. Tym razem wiedział z kim na do czynienia i nie zamierzał uciec tak, jak to zrobił wcześniej.
Look at me
Look what you've done to me
Never let me go after tonight.
Kruczy przybysz był zwiastunem grozy. Dobrze prawili ludzie - zwiastun Śmierci. Poprzedzający ją i zarazem idący zaraz za nią. Jeśli Śmierć miała swój koniec i miała swój początek, jeśli wszystko nie było zielonymi polami Ni no Kuni rosnącymi nad żółtą rzeką, to wyobrażałeś sobie Ją jako Damę okrytą białym woalem. Wiedziałeś? To właśnie biel, nie czerń, była kolorem żałoby w tych stronach. Ta sama biel, która osnuwała całego Yua. A jednak to kruki były straszne. W swojej czerni, w swojej mądrości. W tym, że wabiła je padlina. I w tym, że niosły wiadomości od Łowców. Ale ten kruk nie niósł nowiny tragicznej, nie. Ta nowina była tylko zła. Przygryzłeś dolną wargę wpatrując się w zaproszenie, które sprowadziłeś do swego domu na własne życzenie. Zabiło raz mocniej serce, w ten bolesny i nieprzyjemny sposób. Są osoby, dla których lepiej, by biło szybko i mocno jak i te, przy których lepiej, by biło bardzo wolno. W tym wypadku lepiej, by nie biło wcale. By było spokojne, o, może tak? Jedno spotkanie wcale nie było piętnem Śmierci, tak i ten ptak, o dziwo, się jej posłańcem nie okazał. Co nie znaczyło, że było to łatwe. Ciekawe, czy prościej byłoby stanąć przed demonem niż przed swoim własnym obliczem wstydu? Zwlekanie z odpowiedzią wcale nie przynosiło rezultatów ani nie sprawiało, że suma plusów czy minusów po którejś ze stron przeważała szalę. Dlatego zamiast smęcić nad tą wiadomością - wziąłeś pędzel i odpisałeś. Krótka zgoda. Kiedy powiedziałeś "a" trzeba powiedzieć "b", czy nie tak? Przecież to nie tak, że nie chciałeś się znowu spotkać. Przecież to nie tak, nie, to zupełnie nie tak...
Piękna biel połączona z błękitem i drobiną granatu zdobiła tego dnia Yue - yuki-onna, jak przyrównał go jeden z wojowników, stąpała po zaśnieżonych uliczkach, by udać się raz jeszcze (i chyba nie ostatni) do ryokanu, jakim było Asahi. Wysoko upięte włosy ozdobną szpilką sprawiały, że te nie plątały się na twarzy - i nie przeszkadzały. Choć część z nich, niezmiennie, opadała na jego czoło i spływała po bokach twarzy nieco dłuższymi kosmykami. Dziś nie był tak strojny, nie. Dziś był o wiele bardziej delikatny, niewinny... czysty. Nie kuszący czerwienią, a wręcz płaczący zimą. Nie było jednak jego intencją pokazywać tutaj jakąkolwiek żałobę - bo w żałobie nie był, a jego strój był skromny tylko jak na jego standardy czy standardy kuge, nie na standardy pogrzebowe. Nie na standardy prostych ludzi. Właśnie tak wkroczył Yua do lokalu - bez swojego yorikiego. Pozostawił go w posiadłości, nie życząc sobie jego towarzystwa tej nocy. Przy boku miał swoje miecze, katanę i wakizashi, z którym się nie rozstawał. Taki nawyk. Tak i gdy wkroczył do lokalu zatrzymał się, automatycznie czekając, aż ktoś ściągnie z niego płaszcz. Nie doczekał się. Zreflektował się na szczęście na tyle szybko, by nie wyglądać jak śnięty. Przewiesił płaszcz przez przedramię i rozejrzał się za tym, co tak próbował się wmieszać w tłum... i aż uśmiechnął z lekkim rozbawieniem, zakrywając usteczka dłonią. Jak kura na grzędzie - oto jak się aktualnie prezentował Kiryu. Taki dumny, taki ciepły i taki szczery, a teraz ewidentnie starający się NIE RZUCAĆ W OCZY. Wiecie, jak to jest, kiedy próbujesz się chować z czarnym kapturem na łbie? No właśnie - wszyscy się, koniec końców, na ciebie gapią. Tutaj ewidentnie też czerwonowłosy przyciągał uwagę. Na szczęście ta miała zostać mu lekko skradziona.
Gładkim krokiem przemierzył salę i pokłonił się przed towarzyszem.
- Jestem zazdrosny o wszystkie spojrzenia, które przyciągasz. - Powiedziałeś na powitanie, siadając naprzeciwko i kładąc płaszcz zaraz obok siebie. Niebieskie oczy spoczęły na stoliku i na sake, uśmiechnąłeś się pod nosem. - Nawet wysiliłeś się, żeby zapamiętać, jaką lubię sake. Jak miło. - To prawda, to było miłe. Nawet bardzo.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Nie możesz odpowiadać w tematach