Pijalnia sake
Pijalnia sake. Przybytek idealny dla kasty średniej, martwy za dnia, otwierany popołudniami. Można tu znaleźć kupców jak i artystów, ale i nie brakuje chłopów, którym się powodzi, czy czasem biedniejszego szlachcica jak i samuraja. W ciepłe dni posiada niewielki plac przed wejściem, gdzie układane są stoliki na zewnątrz. Od lat miejsce przekazywane jest w rodzinie z pokolenia na pokolenie, tak i dziś pracuje tam ojciec jako głowa rodziny, a jego syn pomaga przybytek prowadzić. Miejsce zawsze huczy od plotek wszelakich.
A mimo tego to właśnie Edo przebijało wszelkie oczekiwania i standardy. Może i samo miasto było utrzymywane w zupełnie innym stylu niż Kyoto, to i tak zdawało się ono znacznie bardziej... żywe. Jak gdyby porównywać dzielnice wyższych sfer, które choć piękne, z natury zwykle były prawie nieuczęszczane, i znacznie bardziej przyziemne dzielnice klasy średniej, w których człowiek nie miał czasu na nudę pośród tych wszystkich wydarzeń, osobowości, historii. Owszem, Kyoto zapewne było piękniejszym miastem pod względem surowej estetyki - ale jeżeli jako ważny element całości obrazu wprowadzić aspekt ludzki, ten dynamizm, żywotność i energię, to Edo absolutnie dominowało.
Ciekawe, jak by wyglądało jego życie, gdyby z Yonezawy trafił właśnie tutaj, a nie do aktualnie cierpiącej na pewien drobny problem natury demonicznej starej stolicy. Czy byłby w stanie się wkomponować do tak... pięknego w swym chaosie miejsca?
No, ale estetyka estetyką, gadanina gadaniną. Chwilowo były ważniejsze sprawy do ogarnięcia niż zachwycanie się specyficzną urodą miasta.
Chociażby fakt, że skończył mu się alkohol w gurdzie. Trzeba będzie uzupełnić. I może też popróbować czegoś nowego.
Dlatego też, kiedy jego oczom rzucił się pewien niewielki przybytek specjalizujący się w alkoholach, jego kroki z automatu skierowały się w tamtą stronę. Zgodnie z podpowiedzią, którą kilka dni wcześniej otrzymał od Suki, chociaż nadal nosił na sobie standardowy przyodziewek oddziałów Zabójców Demonów (no, nie licząc sporego, białego szala wokół szyi), długowłosy mężczyzna o dwukolorowych oczach zakrył większość swojego umundurowania zwykłym, ciemnym haori bez żadnego monu. W efekcie, głównym wyznacznikiem tego że może być kimś więcej niż "zwykłym podróżnikiem" była przytroczona do jego obi katana ze stali Nichirin.
Po poproszeniu właściciela pijalni o małe naczynko z jakimś ciekawszym sake, Takayuki spoczął na jednej z ław, próbując nowego trunku. I musiał przyznać, to całe "amazake" smakowało całkiem nieźle. Ot, takie cieplutkie, słodkawe, fajnie grzało.
Pitch black night for my old town
Black oceans beneath shall now swallow me
Edo było piękne - i było piękną klatką. Jasne, niebieskie oczy podobne samemu niebu spoglądały na nie przez pryzmat jego granic, które były tak trudne do przekroczenia. Los Łowcy Demonów, rzekłbyś, to niemal ciągła podróż. Ciągła droga, by wyłapywać to, co złe i by chronić to, co dobre. Ale nie dla niego. Nie dla tego drobnego, filigranowego ciała odzianego w ciepłe ciuchy, byle tylko ochronić się przed dojmującym zimnem. Od środka spoglądało się na nie inaczej. Kiedy tkwisz w jednym miejscu przez cały czas to po wyjechaniu zaczynasz sobie myśleć właśnie tak: hm, a gdybym tak żył tutaj..? Gdybym się tu urodził, miał tu znajomych i rodzinę. Gdybym tu właśnie ćwiczył - a nie tam. Yua miał niewiele porównania. Do krajobrazów, do formy budynków, do ludzi. Nie to, że nigdy nie wyjechał, że tkwił tutaj cały czas, ale w przeciwieństwie do niektórych Łowców... bardzo chętnie nie sięgał po broń przy swoim pasie. I nie szukał demonów w zakątkach tego świata, żeby pozbawić je głowy. Mimo to czy mógł powiedzieć, że dobrze mu tu było bez poszukiwania odpowiedzi, czy gdzieś byłoby lepiej? Gdybanie stanowiło tutejszą rozrywkę, niemal lokalną grę, zupełnie jak ciągłe i niekończące się dysputy na temat honoru. Jak samuraj powinien postępować, co robić, czego nie robić. Czasami pozostawało tylko zastanowienie się nad jednym - na ile to tak naprawdę obchodziło samych łowców.
Lubiłeś to miejsce to i często twoje nogi tutaj gnały. Człowiek miewał po prostu takie dni, w których chciał oderwać się od codzienności i zamienić ja na coś o wiele łatwiej przyswajalnego. Przyjemniejszego. Jak na przykład na czarkę sake w chłodny, zimowy dzień. Zwłaszcza, kiedy gonił ciągle kac sprzed paru dni - i nie był on wcale kacem fizycznym. To ten moralny, chyba każdy go dobrze zna. Kiedy serce jest ściskane, a wraz z nim żołądek, jelita chyba wiążą się supłem wokół wątroby. Wszystko jest nie na swoim miejscu. To minie - jasne, że tak. Ale to właśnie ten kac morderca, pozbawiony serca, sprawiał, że na urodziwej twarzy nie było dziś uśmiechu i nie tryskała energia z niebieskich oczu. Były raczej melancholią - niebem przeciętym chmurami, co snują się i szukają miejsca na opad deszczu. W tym wypadku - raczej śniegu. Przybrany w piękne, granatowe kimono z wyszytym nań pięknym, biało-czarnym feniksem, który miał symbolizować poczucie obowiązku i mądrość w tych barwach, zdecydowanie odznaczał się na tle prostej gawiedzi. Nie tylko bogatym strojem czy pięknymi ozdobami w zaplecionych włosach, których krótsza część w nieładzie rozpadała się na jego głowie, ale i swoją posturą - drobną i malutką. I w końcu anielską urodą. Kroczył przez ulice miasta jak istota nie z tego świata z bielą włosów i długich, równie śnieżnych rzęs, które okalały jego niebieskie oczy. Katana i wakizashi skryte były pod ciepłym, białym futrem zarzuconym na ramiona, ale dla bacznych oczu była dostrzegalna. Za nim kroczył yoriki, w swojej ręce dzierżący parasolkę, czerwoną jak krew, jak nowy rodzaj broni. Nie była jednak rozłożona. Pochmurna pogoda i brak opadów sprawiały, że nie musiał nadążać za swoim Panem, by ją rozkładać.
Tak też wkroczyli do pijalni sake. Yoriki pośpieszył, by ściągnąć z ramion Yue futro i zamknął za nimi drzwi, zaś sam białowłosy potoczył spojrzeniem po znajdującej się tutaj klienteli. I jego wzrok wyłowił to, co wyławiać lubił najbardziej - ślicznego wojownika o dwukolorowych oczach, który siedział samotnie przy jednej z ław. Niemal ponuro. Albo to nie siedzenie było ponure tylko on sam..? Czy to jedno z tych ulotnych i mylnych złudzeń, które wyciągało się garścią z tego słynnego, pierwszego wrażenia? Obróciłeś lekko głowę w kierunku yorikiego, który nachylił się do ciebie i szepnąłeś, jakie sake ma ci przynieść. Ten kiwnął głową i wyłowił wzrokiem zaraz pierwszego lepszego służącego, udając się do niego sprężystym krokiem, a ty sam skierowałeś swój lekki, zgrabny krok w kierunku Takayukiego.
- Żadna sake nie smakuje tak dobrze w samotności, jak smakuje w towarzystwie. - Yua miał miły dla ucha głos, melodyjny. Kobiecy - równie kobiecy, co kobiecy był on sam. Ze swoją twarzą i ze swoją posturą. Teraz katana i wakizashi były już widoczne gołym okiem, tak jak i zresztą mon rodu Tokugawa wyszyty na rękawie i piersi. Odpowiadało mu szybsze ulotnienie się z głównego widoku, by nie robić niepotrzebnego zamieszania. Zanim cały ten przybytek padnie na kolana i trzeba będzie go z nich podnosić. Yua przesunął palcami po trzymanym w dłoniach wachlarzu - złożonym aktualnie. Obdarzyłeś Takayukiego uśmiechem - ciepłym. Jednym z tych uśmiechów, które wydają się być ograbione z całego zła tego świata, które swoją szczerością przynoszą ze sobą wyobrażenia o niewinności i delikatności. To zapewne przez to, że ten uśmiech odbijał się w jego oczach - nie był pustym grymasem.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Ale, na wspominki i rozplanowywanie tego wyżej wspomnianego lepszego jutra, trzeba było najpierw spełniać dwa warunki. Albo posiadać jakiekolwiek oleum we łbie, albo jakoś je zasymulować za pomocą nieco większej ilości napitków wyskokowych. A o ile to pierwsze raczej było warunkiem straconym (gdyż co jak co, ale latarnia intelektu Kaia nie była najjaśniejsza, i na pewno nie była napędzana olejem), to nad tym drugim na pewno będzie się dało chociaż trochę popracować. Dlatego też teraz po prostu nie zamierzał kminić nad jutrem, a po prostu - złapać za kielonek i go rączo wychylić, jednocześnie nucąc sobie pod nosem jakąś bliżej nieokreśloną melodię.
A przynajmniej taki był zamiar. Bo jego wyczulony zmysł słuchu dość szybko wyłapał, że ktoś kierował swoje kroki w jego stronę. Nie zamierzał jednak przecież komukolwiek przeszkadzać w chodzeniu - hej, może po prostu chcieli przejść obok. Wolny kraj, każdy ma prawo stawiać nogę za nogą. Dlatego też po prostu przymknął oczy, żeby móc nieco lepiej delektować się przyjemnym, słodkawym smakiem nieznanego mu jak do tej pory amazake. Jego powieki nadal się nie uniosły, kiedy odjął czarkę od ust i lekko westchnął, z widoczną satysfakcją. Nic nie działało lepiej na poprawienie popołudnia ukośnik wieczoru niż trochę poważniejszego napitku.
I wtedy nastąpiło coś, czego się nie do końca spodziewał.
Ten, kto kroczył, podszedł do niego i zagaił do niego bezpośrednio. Z zaskoczenia Kai aż wypuścił kubek z ręki, i odruchowo zasłonił się rękami i kolanem w iście komiczny sposób. I głównie dzięki szczęściu jedna z jego rąk pomknęła w taki sposób, że zdołała schwycić upadające naczynie zanim to spotkało się ze swoim smutnym końcem na podłodze. Chwilę później uderzył się z impetem otwartą dłonią w okolice serca, jednocześnie wypuszczając głośno powietrze.
- Na jaja Kagutsuchiego, prawie mi pikawa wyskoczyła - sapnął. - Ale na przyszłość proszę mi tak nie, oke...j?...
Dopiero w tym momencie zauważył, z kim tak rzeczywiście miał do czynienia. I jeżeli mógł coś przyznać, to na pewno to że stojąca przed nim istota zdecydowanie nie wyglądała jak coś naturalnego. Była... zbyt piękna. Wyglądała niemalże jak yuki-onna - śnieżnobiałe włosy i wszelkie inne owłosienie ciała, porcelanowa cera, kształtne rysy twarzy, które potrafiły przyciągnąć uwagę niemalże od razu. Na dodatek sądząc z tego, że miała bogate odzienie przyozdobione jakimś monem, mógł wnioskować że na pewno nie była to osoba pochodząca z niższych sfer. To, że ten mon należał do Tokugawów, nie robiło specjalnej różnicy - nawet nie do końca wiedział, kim do cholery był ten ród, kto zacz i dlaczego. Uroki samotniczej ignorancji. Przez chwilę po prostu tak patrzył, zupełnie zaskoczony; nawet nie był w stanie dodać jakiegokolwiek dodatkowego słowa, bo nie wiedział nawet o czym mógłby powiedzieć.
Dopiero po chwili wzdrygnął się i klepnął dwa razy po policzku, żeby jakkolwiek się ocucić z nagłego otępienia. Mordo, ktoś do Ciebie gada, wypadałoby odpowiedzieć, a nie gapić się jak kretyn.
- Ou. Znaczy, ten. Tak. Picie w grupie, zabawa. - Podrapał się z zakłopotaniem po skroni. - ... znaczy, nie wiem jak się pije w grupie, ale skoro tak Pan...i?... mówi. Mogę spróbować. Znaczy, no.
Nie wiedząc co do końca powinien zrobić, uniósł lekko kubek i wypił z niego resztę alkoholu. A przynajmniej to by zrobił, gdyby nie to że zapomniał że już to zrobił chwilę wcześniej.
W końcu odetchnął i ponownie spojrzał na nienaturalnie piękn...yyyy... przykład człowieka? Cholera, ciężko stwierdzić. Wygląda jak kobieta, brzmi jak kobieta, uroda jak stąd do Osaki przez Hokkaido i Okinawę. Tylko jakoś tak... coś mu kuźwa nie leżało w kontekście. Znaczy, i tak zamierzał jakoś przywrócić się do stanu "zbalansowania duchowego" i wyrwać się ze stanu otępienia, i niezależnie jakiej płci byłby rozmówca, i tak traktowałby go na równi i z szacunkiem. Ale póki co - chaos skondensowany w człowieka. Taki obraz jego.
Pitch black night for my old town
Black oceans beneath shall now swallow me
- Obiecuję, że szlachetne dziecko Izanami i Izanagi oraz jego części ciała nie są zawarte w tej wizycie. - Zachichotałeś na całą tą odzywkę, na jej zupełną niepoprawność i na to, że mężczyzna bardzo gładko poradził sobie jednocześnie w tym wszystkim z przypilnowaniem tego, żeby alkohol się nie zmarnował, a czarka nie potłukła. Ten gest był naprawdę bardzo szybki i bardzo zwinny. Czekałeś, co będzie po tym "na przyszłość proszę mi tak nie...", które nie brzmiało nawet nadmiernie stanowczo. Ale nie było dokończenia. Stałeś, wyprostowany, spoglądałeś na swojego rozmówcę, a ten gapił się, jakby dojrzał jeden z cudów tego świata. Kłamstwem byłoby powiedzenie, że nie byłeś do takich spojrzeń przyzwyczajony. I tak nie było wstydu, nie było fałszywie pruderyjnych odruchów. Przesunąłeś dłonią po policzku, przymykając oczy poprawione i podkreślone makijażem, okolone długą linią białych rzęs, przesuwając je na białe, uplecione włosy. Czy byli ludzie, którzy nie lubili być podziwiani? Na pewno. Ludzie wstydliwi, albo ci, którzy nie lubili być w blasku światła. Ale ty to uwielbiałeś. Spojrzenia, które chociaż przez moment nie dostrzegały świata wokół. Tylko ciebie.
- Jak to? Jesteś, Panie, samotnikiem z wyboru? - Usiadłeś na wolnym miejscu ławy, naprzeciwko rozmówcy. Wyglądał, jakby drżał od środka - i to nie z powodu strachu. Z jakiegoś innego, niewiadomego widma. Drżał? Nie. Trząsł się cały w posadach. Jeszcze nie wiedziałeś, że to chaos, który drążył jego ciało tak samo stanowczo, jak krew przesuwała się po żyłach. Ta jedna reakcja i parę słów było zdecydowanie za mało, by to odkryć i stwierdzić. - Yua. Skoro już zaczęliśmy na Ty, możesz mi mówić po imieniu. A moje imię brzmi Yua. - Uśmiechnąłeś się uroczo w jego stronę, mając wrażenie, że masz do czynienia z mocno wyrośniętym dzieckiem. Po przejściach, ale nadal dzieckiem. Chyba była to, w jakimś stopniu, cecha wspólna mężczyzn - zwłaszcza wojowników. I nie pośpieszyłeś się wyjaśnić, czy to Pan czy to Pani. ZNOWU. A powinieneś, zdecydowanie. Bo z tego zazwyczaj potem wynikały tylko tragedie. - Demon cię gonił? Co to za napięcie?
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Osobnik był piękny, uprzejmy i na swój sposób szarmancki. Ale fajnie by było, cholera, wiedzieć, czy ma do niego mówić "Pan", "Pani", czy "okręcie bojowy". Jakoś daje to nieco większy komfort dla umysłu, wiesz.
Kiedy Yua zażartował na temat jego dość bezpośredniego komentarza na temat niedoszłego ataku serca, ciemnowłosy tylko zachichotał nerwowo i podrapał się po potylicy, nie bardzo wiedząc co innego mógłby powiedzieć. W sumie, jeśli by tak spojrzeć, to ten komentarz który rzucił na początku rozmowy mógł przez niektórych zostać odebrany za dość... obrazoburczy. W końcu kto normalny opowiadałby w sposób tak otwarty i dwuznaczny na temat bogów, nawet jeśli oni sami zdawali się mieć to zupełnie w dupie? Niektórzy kapłani kręcący się tu i ówdzie pewnie mogliby Takayukiemu teraz przejechać z plaskacza po paszczy. Na szczęście wyglądało chociaż na to, że Yua nie należał do tych którzy cierpieli na syndrom kija w rzyci. Zawsze był to chociaż jeden pozytyw na który można spojrzeć.
-Jassssne - powiedział nadal nieco rozkojarzonym tonem, starając się w jakiś sposób przywrócić się do normalnego stanu ducha po zobaczeniu tej przedziwnej istoty, jaką był(a) Yua. Co jak co, ale w Kyoto i Nagoyi nigdy nikogo takiego nie widział. - Wybacz, po prostu nie spodziewałem się rozmówcy.
Miał ochotę nieco unieść brwi, widząc gest białowłosego reagującego na świadomość bycia obserwowanym przez Takayukiego. No rzeczywiście, nie dość że wizualnie interesujący, to jeszcze ekscentryczny z zachowania. Czyżby aż tak mu schlebiało to, że ktoś na niego patrzył? Zwłaszcza gdy ten kto go obserwował doceniał jego piękno, ale nie podszywał tego jakimkolwiek aspektem ponad "no ładny/a jest, no"? Nie podnosił jednak tego tematu na głos - jeszcze Yua by poczuł się tym jakoś dotknięty. A Kai nie lubił dotykać ludzi w zły sposób.
... Czekaj, to źle zabrzmiało.
Yua zadał kolejne pytanie, a Kai tylko westchnął, uśmiechając się przy tym lekko. Jego dwukolorowe oczy w końcu przestały skanować osobę swojego rozmówcy, a tylko najzwyczajniej w świecie spojrzały w stronę podłogi.
-Ano, można tak powiedzieć. Jak się większość życia mieszka na zadupiu, to po jakimś czasie człowiek się odzwyczaja od innych. - Poderwał się. - Nie żeby mi to przeszkadzało, lubię być na swoim. Znaczy, to też nie tak że nie lubię ludzi, nie przeszkadza mi to. Czy jeszcze inaczej, dawkuję sobie kontakty z ludźmi, ot, dla komfortu. Czekaj, to też źle brzmi. Wróć...
No i się znowu zakałapućkałeś, Kai. Westchnął ciężko.
- Dobra, im dalej w las, tym gorzej, więc pozostanę na "tak".
Następnie skinął lekko głową, pozwalając sobie na nieco pewniejszy swego uśmiech. Pierwsze zaskoczenie zaczęło mijać, to i nieco powrócił mu rezon.
- Yua, tak? Miło mi. Takayuki jestem, chociaż sporo ludzi mówi mi po prostu Kai. Chociaż się spotkałem też z "Tak", "Ta-bo" i "dzban jeden". Do usług.
Na ostatnie pytanie zaś tylko podrapał się po podbródku, przez chwilę się zastanawiając. Czy gonił go demon? W sumie, jeśli tak spojrzeć, to w każdej chwili kogoś może gonić demon, a tylko może o tym nie wiedzieć. Być może nawet jakiś się kręci nawet teraz w okolicy, i tylko czyha na to żeby napatoczył mu się jakiś nabzdryngolony człeczyna. Kai co prawda nie zamierzał dzisiaj kończyć w czyimkolwiek żołądku, ale hej - taka opcja zawsze istniała. W sumie, kiedy ostatnio był goniony przez demona?
- Jak tak mówisz, to... w sumie nie wiem. Ostatnio byłem przez jednego goniony ze trzy dni temu. Liczy się? - Dopiero po chwili zmarszczył brwi. - ... chwiiiiiiiila moment, wiesz o demonach?
Pitch black night for my old town
Black oceans beneath shall now swallow me
- Dobry rozmówca nigdy się nie spóźnia, nie jest też zbyt wcześnie, przybywa wtedy, kiedy ma na to ochotę. - Odpowiedziałeś z uśmiechem, unosząc lekko palec w górę na wzór wszystkich tych mentorów i uczonych, którzy lubili strzelać dumne pozy i tak wysławiać ludowi prawdy objawione. Mądrości, na które wszyscy czekali, ale na pewno nie wszyscy zasłużyli. Zaraz też dłoń opuściłeś i oparłeś ją z powrotem na złożonym wachlarzu. Chyba tą żywiołowością można się było po prostu od Takayukiego zarazić i dać się porwać tej żywotności, która tryskała z każdej komórki jego ciała. Zupełnie jakby był naładowany siłą, która tylko czekała na uwolnienie. Taka przenośna bombka, która skrywała... Hm. Na pierwszy rzut oka zdawał się człowiekiem, który miał bardzo wiele do ukrycia. W końcu - te dwukolorowe ślepia...
Jego wulgarność była... przedziwna. Tak jak i ty właśnie miałeś do czynienia z naprawdę przedziwnym typem... ronina? Zdaje się, że ronina. Ronina, który przy pasie nosił tylko katanę. A teraz wojował tylko i wyłącznie sake, ale akurat w tym nie było niczego dziwnego i oryginalnego. Nawet tacy dumni kuge JAK TY chodzili w końcu na sake. Nie, nie, bo to w końcu nie tak, że byłeś tym specjalnym płatkiem śniegu. Och, cóż, jak każdy twór oryginalnych twórców, gdzie oryginalność zaczynała się zatracać, gdy każdy kolejny płatkiem śniegu się okazywał. No ale nic. W tej przedziwności było orzeźwienie. Właśnie takich osobistości poszukiwałeś - niebanalnych. Takich, które będą inne i odmienne od tego, co prezentował sobą dwór Tokugawa.
- To brzmi szokująco normalnie. - Zapewniłeś mężczyznę, jeszcze śmiechem nie wybuchając, ale jego podźwięk był bardzo wyraźnie słyszalny w każdym pojedynczym słowie. Może w szlachetnych uszkach tych wyniosłych paniczysk brzmiałoby to rzeczywiście źle, ale w ich uszach już brzmiałby skandalicznie sam początek. Na tyle, żeby nie chcieli tutaj dłużej zostać. Dla ciebie to było po prostu zaintrygowanie. - Dawkowanie ludzki jest naturalną reakcją obronną przy zrachowaniach stadnych. - Dodałeś z rozbawieniem, właściwie nawet niepewny tego, jak Takayuki to odbierze - i ciekaw tego jednocześnie.
- Mm, "dzban-jeden"? Oryginalne imię. - Kreatywność ludzi chyba nie miała granic, chociaż niektórzy twierdzili (mędrcy z... zachodu), że była ograniczona jak najbardziej. Wszystko przez to, że sztuka, koniec końców, była odtwórcza, ponieważ zawsze była jedynie kopią otaczającego nas świata. Zebranymi z niego elementami i posklejanymi w nowe formy, ale nadal - gotowymi już, które jedynie przelepiasz jak plastry miodu z ula do ula. Jeśli to ma sens, bo plastrów miodu się raczej nie przelepia. Mniejsza z tym. To "imię" było w ogóle akurat nie oryginalne i w sumie - przykre. A jeszcze bardziej przykre było to, że Kai tak się o tym wysławia. Aż chciało się go pogłaskać, jak trzymanego przy boku szczeniaczka, ale... nie. Kontakt fizyczny w tym momencie byłby co najmniej dziwny. I nie to, że tobie ta dziwność przeszkadzała, nie. Za bardzo lubiłeś testować ludzi. Co jednak było taką wstrzymującą to jego następne słowa. Och?
- Jak miałbym nie wiedzieć? Kto nie jest świadom istnienia złych duchów? - Przesunąłeś ręką, wskazując na cały ten przybytek, w którym tłoczno nie było, ale nie było też zupełnie pusto. Yoriki właśnie przyszedł i stanął przy ścianie, zaś służba przyniosła zamówiony alkohol - sake z czarką. Od razu nalał. W tym świecie było pełno dziwów i cudów. Demony... na przykład sławne kitsune. Dla jednych opiekunowie, ale były wierzenia, że istnieją też te złe, które uwodzą chociażby mężów. Bajki. Dla Łowców Demonów bajki. Ale Yua nie lubił za bardzo się uzewnętrzniać z tym, że do Łowców należy. Chyba dlatego, że odszedł z żywej służby. I wolał to życie zostawić za plecami, jakie prowadził. Tylko jeszcze nie był pewien, czy to obecne mu odpowiadało.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
- Hm. To fajnie by było, gdyby się zjawiał bez takiej nagłej pompy - odpowiedział z nieco krzywym uśmiechem, ponownie sięgając po stojące obok niego naczynie z amazake. Napełnił ponownie czarkę którą przed chwilą tylko dzięki szczęściu złapał w powietrzu, i wychylił praktycznie jednym haustem. - W Kyoto nie za takie rzeczy ludzie by się sobie rzucili do gardeł. Niektórym wystarczy krzywe spojrzenie, żeby od razu łapać krzesło i hajda na wroga.
Nagle zrobił zamyśloną minę i spojrzał gdzieś w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Wyglądało to tak, jakby całkiem stracił wątek tego o czym przed momentem mówił. Ten typ tak miał - mówił o jednym, po czym nagle jego myśli same nakierowywały się na zupełnie inny temat tylko luźno powiązany z poprzednim. No mówiłem, chaos.
- Hm. To może dlatego tak lubili we mnie rzucać krzesłami przy izakayach w Kyoto. Krzywo patrzyłem. Czy ja krzywo patrzę? Myślałem że nie patrzę.
Ostatecznie jednak i ta myśl mu umknęła, co skwitował tylko swobodnym machnięciem na to ręką. Co zrobi jak nic nie zrobi. Oczywiście, rozmowy z Suki dobrze mu uświadomiły, że region Kansai aktualnie był dla Zabójców Demonów sektorem równie bezpiecznym jak skok z pagody To-ji na główkę, więc doskonale wiedział o tym że mieszkańcy Kyoto po prostu bardzo niechętnie reagowali na wszelkich przedstawicieli Oddziałów - a Kai był po prostu na tyle nieogarnięty, że nawet tego wszystkiego wcześniej nie zauważył, więc najzwyczajniej w świecie paradował zwykle po mieście w swoim umundurowaniu i z Hikarizaką przytroczoną do obi. Tak jakby aż się sam prosił o widły w plecach. Ale jak widać, idiota ma zawsze szczęście, i pomimo licznych sytuacji przypadkowych i mniej przypadkowych jakie doświadczył, wychodził z nich zwykle zupełnie bez jakichkolwiek obrażeń, albo z tak minimalnymi że nawet nie było sensu ich liczyć.
Mężczyzna skinął tylko lekko głową, gdy Yua potwierdził że jego dość pokręcone słowa nie zostały przez niego odebrane w jakiś dziwny sposób. Jednocześnie jednak białowłosy/a cały czas zasłaniał twarz tym swoim wachlarzem z jakimś dziwnym monem, którego nie rozpoznawał - tak jakby próbował w jakiś sposób ukryć to, co tak naprawdę myśli. Ha, czyżby jednak mówił jedno, a myślał drugie? Do diabła, gdyby wiedział jak na tego typa zareagować, to by po prostu albo doprecyzował, albo założył że wszystko jest okej... AAAAAGH, czemu kontakty międzyludzkie muszą być tak cholernie problematyczne!
- Znaczy, no TAK. Z jednej strony ludzie patrzą krzywo na samotników, z drugiej jednak kiedy taki samotnik próbuje zmienić ten stan rzeczy, to dochodzi do nieporozumień, koło zamknięte, psy szczekają, karawana jedzie dalej. Więęęęęęęęc, żyć trzeba. Jakoś to opędzi.
Podrapał się po głowie.
- Waści zas jesteście zaskakująco... kulturalni, jak na kogoś odzianego jak mieszanka yuki-onny z pawiem. Bez urazy, znaczy, wiadomo. Co ktoś taki robi w miejscu takim jak... no, to?
Na komentarz na temat jego jakże pieszczotliwego pseudonimu nadanego mu jeszcze przez swojego nauczyciela Oddechu Pioruna, Kai tylko lekko wzruszył ramionami. Tak szczerze, niezależnie jak bardzo ludzie próbowali mu ubliżyć, ten nigdy szczególnie tego nie brał do siebie. Głównie dlatego, że większości takich sytuacji nawet nie zauważał - ot, ktoś do niego mówi nieco innymi słowami niż zwykle, po co się nad tym rozwodzić. Nie pierwszy raz miał do czynienia z obelgami, nie ostatni, a jeśli ktoś nie potrafił pozbyć się tego kija w dupie i brał do siebie wszystkie tego typu bzdury, to tylko sam się później pchał w kłopoty.
Nie żeby Kai się nie pchał w kłopoty. Oj, zwykle to trafiał w ich sam środek. Ale zwykle z zupełnie innych powodów.
Na następne słowa Yuy, Takayuki tylko lekko zmarszczył brwi, nie do końca wiedząc co białowłosy/a ma na myśli. Co do kurwy. Najpierw mówił do niego tak, jak gdyby doskonale wiedział o jakie demony tu chodzi, a teraz mu wyjeżdżał z tekstem o "złych duchach"? No, znaczy wiadomo, parchata rodzinka Muzana na pewno nie należała do dobrych, ale raczej ciężko ich porównywać z yokai, które po prostu istniały po to by ludziom pomagać, przeszkadzać, zabijać, wkurwiać lub srać do ryżu. Raczej ciężko mu było sobie wyobrazić jakiegoś posiadającego resztki godności demona, który zajmowałby się tą ostatnią czynnością. Trzeba było jakoś oddzielać kitsune, koropokkuru i wszystkie inne od potworów które eliminowali Zabójcy. A po tym jak to sformułował Yua... to w końcu Kai ni chuj nie wiedział, o który wariant dokładnie mu chodziło.
- Czej czej czej, to teraz o jakich demonach mówimy? Jak chodzi o yokai, to nie nie, tych nie widziałem od jakiegoś czasu. Chyba. Nie jestem pewien czy tamto był yokai, możliwe że to po prostu karzeł jaki. Ale faktyczne demony demony - to tak, kilka dni temu. - Westchnął ciężko. - Dobra, wrć. Jak waść słyszysz słowo "Yonezawa", to co przychodzi na myśl?
Pitch black night for my old town
Black oceans beneath shall now swallow me
Nie mając wiele do czynienia z prostym ludem z innych krain i miast, Yua usłuchał tego z lekkim zdziwieniem. Fakt, ich goście w domu byli zdecydowanie bardziej zdystansowani - ci, którzy przybywali z tych terenów, o których właśnie rozmówca wspomniał. Tak i teraz trafił na dość oczywistą wzmiankę i wspomnienie - że ten demon o dwóch barwach tęczówek pochodzi właśnie stamtąd. Tylko co w sumie miał na myśl przez tą "nagłą pompę"..? Cóż, to prawda, że byłeś dość bezpośredni jak na tutejsze kurtuazje, woląc je pominąć dla własnej uciechy - wystarczająco wiele ich było w posiadłości Tokugawa - ale żeby mówić o pompatyczności to zdecydowanie było wyolbrzymienie! Dość zabawne wyolbrzymienie, które podtrzymało rozbawiony uśmiech na twoich ustach.
- Jak to dobrze być w takim razie bezpiecznym. - Zażartowałeś, chociaż chyba twojemu towarzyszowi wcale nie było tak daleko od łapania za nogi krzesła, sądząc po jego reakcji. Właśnie - nic dziwnego, że ludzie tam byli bardziej nerwowi. Biorąc pod uwagę, jak nieciekawa sytuacja tam panowała... ten świat potrzebował bohaterów jak nigdy wcześniej. Yua jednak się do nich nie zaliczał i nawet nie lubił tak o sobie myśleć. Za to ewidentnie jego rozmówca lubił o sobie myśleć w negatywach. Ach, to chyba nie na moją głowę... Kiedy jesteś zmęczony, emocjonalnie zmęczony, takie towarzystwo przestawało być mocno zabawne. Pewnie dlatego, że nie chciało się robić za kolejną mamę dla kolejnego chłopca. Trochę szkoda. Tylko trochę, bo właściwie Kai wydawał się bardzo zabawnym towarzystwem, które w normalnych warunkach byłoby wręcz pożądane. A w tym momencie był jednostką rozpraszającą. - Twoje oczy mogą wiele osób wprawiać w dziwny nastrój. Te dwa kolory. - Pokazałeś palcem najpierw na jedno swoje oko a potem na drugie. Były śliczne, ale... naprawdę przedziwne. Nawet ciebie rozpraszały.
- Jak to tak? Krzywo patrzą na samotników? Człowiek przecież potrafi być samotny nawet w wielkim tłumie, a krzywo tam wzajem na siebie ciągle nie zerkają. - Nie, nie, wachlarz już został złożony i teraz spoczywał na blacie, na którym to Yua opierał swoje paluszki. Czy nie miał niczego do ukrycia? Czy mówił jedno - myślał drugie? Co najwyżej nie dopowiadał wszystkiego, co naprawdę myślał. Nie wypowiadał wszystkich myśli, które kłębiły się w jego głowie i przesuwały po niej jak zimowy wiatr. Ale i ten wiosenny, ale i ten letni. Różne fronty zmieniały się w zależności od tego, z kim miał do czynienia. A teraz sam nie był pewien. Chyba z jakimś szaleńcem. Jakiego rodzaju jeszcze nie wiedział, ale Kai zdecydowanie wymykał się z ram ludzi ułożonych i normalnych. Jeśli w ogóle znajdziemy w tych czasach, czym ta normalność była. Nazywanie kogoś szaleńcem jednak mówiło o nim źle - a Yua źle o swoim rozmówcy nie myślał, wręcz przeciwnie - był pocieszny. Tylko bardzo toporny do włączenia w codzienność, a to zaś sprawiało też, że interesujący. Inny - więc przyciągający. Tylko... tylko... ach, no właśnie. Yua był w pułapce wspomnień zimowej nocy.
Porównanie do yuki-onny było jednak... otwierające szeroko oczy ze zdumienia. Yua aż zaniemówił przez moment - a przywykł do komplementów. Może jako łowca demonów powinien się obrazić jednak? Za przyrównanie go do demona? Ale nie potrafił wynieść z tego negatywnych uczuć. Jeśli to była obraza to jego rozmówca był bardziej elokwentny niż się wydawał. Ale nawet kiedy był to komplement to nadal - niebanalny. Nawet przy tym gdzieś umknął mu zupełnie ten tekst o pawiu.
- Szukam towarzystwa. Rozmówcy. A alkohole, jakie tu oferują, są chyba najlepsze w całym mieście. - Dość szybko otrząsnął się z tego pierwszego wrażenia zaskoczenia. Umysł Takayukiego naprawdę chodził przedziwnymi ścieżkami. - Miasto? - Zapytałeś z żartem na ustach, a i zaraz ten śmiech nie został powstrzymany, ale cichy i delikatny. - No już, już, przepraszam, mości Łowco. Tylko trochę się przedrzeźniam. - Łał... więc Takayuki tak mówił wszem i wobec co robił, czym się zajmował? Chodził i rozpowiadał o demonach? Aż się chciało obejrzeć za plecy, żeby się upewnić, że nikt tego nie słyszał, ale tego nie zrobiłeś - z grzeczności. Kai nie musiał się już tak gorączkować, a chyba w ogóle ta gra go zirytowała. Co za ciężki człowiek!
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Rozejrzał się wokół, kiedy Yua stwierdził(a) że miło być w bezpiecznym miejscu. Znaczy, zapewne gdyby spojrzeć z perspektywy kogoś przyzwyczajonego do bardziej rozwiniętych dzielnic Edo, przebywanie w tym miejscu ciężko było nazwać jakkolwiek bezpiecznym. Ale gdyby porównać to nawet z największymi ulicami Kyoto? Ha, to była istna przystań spokoju. Może dlatego jakoś czuł się nieco bardziej komfortowo stając twarzą w twarz z kimś nieznajomym. Gdyby to był ktoś z Kansai, to pewnie Kai już musiałby się zbierać z podłogi. Albo ten ktoś by z tej samej podłogi musiał zbierać zęby, jedno z dwóch. No ale, to już inna sprawa.
A to, że ta wypowiedź to był żart ze strony Yuy, po prostu mu umknęło. Lub po prostu uwierzył mu na słowo, nie mając powodu by reagować inaczej. Dlatego po prostu spokojnie wypił jeszcze odrobinę alkoholu, i wypuścił ciężko powietrze z płuc kiedy takowy w końcu wszedł tak jak powinien.
Kiedy jednak Yua wspomniał o jego oczach, Kai znowu spojrzał na niego jak na raroga, robiąc przy tym nieco otępiałą minę. Dwu... a, no tak. Ktoś mu już chyba kiedyś wspominał o tym, że to dość nietypowe zjawisko, mieć oczy o dwóch różnych kolorach. Zwłaszcza, gdy jedna z tych barw kojarzy się raczej z czymś pozytywnym, a druga sprawia że co poniektórym dreszcz spływa po karku. Tak by być szczerym, to zupełnie o tym fakcie zapomniał. Na jego codzienne życie to nie wpływało ani trochę. Chyba.
Nie zmieniając głupkowatego wyrazu twarzy i nie spuszczając oka z Yuy, Kai wskazał palcem na swoją twarz, po czym pomachał dłonią przed swoim nosem, jak gdyby w ten sposób miał zweryfikować działanie swoich oczu. Oczywiście nie zrobiło to absolutnie nic, ale hej - próba została podjęta.
- Ou. A, no tak. Serio mogą wprawić w dziwny nastrój? Jakoś nie zwróciłem uwagi. - Jego spojrzenie znów pomknęło w bliżej nieokreśloną przestrzeń. - Hm. Może by to przerobić na jakiś ukryty atut. Opaska na oko, albo bandaż chociaż. Chociaż, wrć. Więcej z tym pierdzielenia się niż to warte. Tak w sumie, to w jaki nastrój mogą wprawiać? Znaczy, jak dla mnie, oczy jak oczy.
Lekko kiwnął głową na następne pytanie ze strony Yuy. Na jego twarzy zaś pojawił się już jego sztandarowy, krzywy, lecz wciąż z nutą serdeczności uśmiech.
- Znaczy, tak mi to tłumaczył Munehisa. Znaczy, mój opiekun i szef. Twierdził że przez to że u nas pełno różnego rodzaju problemów naturalnych, trzęsienia ziemi i inne tałatajstwo, to społeczeństwo jest dość... nastawione na pracę grupową. I, ten... kontem... konfre... koman... konfor... no, pasowanie do grupy. Więc jak ktoś się wyróżnia, to to zlewają albo odrzucają jeszcze bardziej. No i tak to się kręci. - Podrapał się po podbródku. - Ale do tego jak działają tłumy to nie skomentuję, nie wiem, nie znam się, z latarni jestem.
Yua przez ten czas już spokojnie usiadł i dołączył do popijania różnego rodzaju napitków, przy okazji obserwując czarnowłosego który głowił się nad odpowiednim powiedzeniem słowa "konformizm". Które i tak mu uciekło. Kątem oka zauważył lekkie zaskoczenie białowłosego mieszkańca Edo na jego komentarz co do wyglądu, ale no... taka była prawda. Przeważająca barwa bieli i swoista zwiewność przybysza, podkreślana tylko jego odzieniem i zadbanymi włosami, naprawdę przywodziły na myśl jakąś istotę nadnaturalną. Gdyby spotkał go gdzieś pośród śniegu poza miastem, to na sto procent wziąłby go/ją za yuki-onna. Dlatego też sam również poczuł zaskoczenie na zaskoczenie Yuy, ale nie skomentował tego. Po co wypunktowywać to jeszcze bardziej.
Kiwnął jednak głową na komentarz o alkoholu.
- A to fakt, jest dobry - powiedział wesoło, ponownie wypijając kolejny łyk. - Będę musiał wziąć zapas jak będę wracać do Kyoto.
Kiedy zaś w końcu wyszło, że Yua wiedział czym się zajmuje Takayuki, mężczyzna tylko spojrzał na niego w dość wymowny sposób. Czyli miał do czynienia z kimś kto znał oddziały Zabójców Demonów, tylko nie chciał się do tego przyznać, cholera jedna. Westchnął ciężko, ale ostatecznie tylko pozwolił sobie na kolejny, lekki uśmiech. Cóż, przynajmniej jedna zagadka z głowy. Piona, mózgu. Czasem zdarzy Ci się zadziałać.
- Przedrzeźnianie? Na fikuśną czapkę Ebisu, a już myślałem że to jakieś poważniejsze sekrety. - Podrapał się po potylicy. - To skoro mniej więcej wiem z kim gadam, to można się napić. Zdrowie.
Podniósł czarkę z alkoholem na znak toastu.
Jaki tam ciężki człowiek. Ważył tyle ile trzeba.
Pitch black night for my old town
Black oceans beneath shall now swallow me
- Niektórzy uważają, że dwa kolory oczu oznaczają, że pożarło się duszę kogoś bliskiego. - Wyjaśniłeś usłużnie. Czy sam w to wierzyłeś? Cóż... brałeś taką możliwość jako opcję. Jako ciekawostkę. Kiedy widziało się demony i to, co robią, co potrafią to jakoś słowo "niemożliwe" przestawało mieć ten sam smak co kiedyś. Mnóstwo dziwów goniło ten świat i potrafił on tak zachwycać jak i porażać. Co to bowiem za myśl - mieć przed sobą kogoś, kto być może posiada w sobie nie jednego ducha a dwa? - Zostaw, zostaw! Szkoda takich pięknych oczu. - Uśmiechnąłeś się serdecznie w jego kierunku, wyciągając własną dłoń, by złapać tą jego, którą tak zawzięcie machał. Delikatnie i łagodnie. I przesunąć nią w dół, żeby już nie przysłaniał własnej, ślicznej twarzyczki. Twarzy, która zupełnie nie pasowała do jego głosu i do jego charakteru - przynajmniej tak uważał aktualnie białowłosy. Wzięto plebejusza i wciśnięto w ciało, którego pragnęliby najwyżsi tego świata. Jego charakter rysował się topornie i ostro, tymczasem, oto jest - śliczny chłopiec, delikatny, którego włosy chciało się przeczesywać rano palcami na pościeli. Cały był tak samo nietypowy jak jego oczy. Jak to kiedyś usłyszał... ach, tak. Specjalny płatek śniegu.
- O tłumach można się rozpowiadać a rozpowiadać! - Lekko machnąłeś ręką na znak, że w sumie nie ma o czym mówić. A było. Ludzie byli fascynującym tworem, tak w jednostce jak i w całej gromadzie. Kiedy znalazł się ktoś silny, by tłum prowadzić, zaczynała dziać się... magia. - Latarnik? Ooo, nigdy nie miałem okazji spotkać żadnego latarnika! Zupełnie jakbyś już nie był wyjątkową istotką. - To tak teraz jeszcze odrobina ciekawości wkroczyła do świata Yua, żeby trochę bardziej porwać tą codzienność ku nieznanemu. Albo raczej ku nieznajomemu. - Konformizm. - Uprzejmie go poprawiłeś, żeby się już nie męczył z tym jednym, magicznym słowem. Bo zdaje się, że z tym "k" o to właśnie mu chodziło. - Bycie samotnikiem podkreśla twój charakter. Albo go wyjaśnia? Jakoś tak. - Przedrzeźniłeś odrobinkę nowego znajomego, ale brońcie bogowie żeby go wyśmiewać! Tak czysto z sympatii.
- Ach, gdzie tam! Sekrety są jak sny - każdy je ma. - Uniosłeś czarkę w toaście. - Tylko nie każdy o nich pamięta. Ale tutaj nie ma żadnej tajemnej historii. Natomiast otwarte obchodzenie się z tym jest dla mnie nowe. Odważne. - Uzupełniłeś od razu myśl, żeby mężczyzna nie musiał się nad tym głowić i wypiłeś duszkiem czarkę, mrużąc oczy od przyjemnego drapania alkoholu w gardle.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
I być może to właśnie dlatego Yua nie do końca byłby w stanie zrozumieć tego typu osoby jak on. Podczas gdy białowłosy zdawał się być przyzwyczajony do niezwykłych istot, wielkich intryg i jeszcze większych przeżyć, dla Kaia to wszystko było bardzo... obce. Żaden zapalnik na niego by nie zadziałał, gdyż po prostu byłby on niewypałem. Mężczyzna nie miał żadnych ambicji by stać się kimś wielkim - być może w przeciwieństwie do Tokugawy.
Słysząc historię na temat tego, skąd mogli się wziąć ludzie z dwukolorowymi oczami, Kai aż uniósł brwi, a na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie. O kurde, o czymś takim to jeszcze nie słyszał. Zdarzało mu się usłyszeć teksty typu "opętany żeś", "demony trącały Ci matkę" i inne tego typu pierdoły. Ale że on sam mógłby być odpowiedzialny za pożarcie duszy kogoś bliskiego... ha. To by w sumie sporo tłumaczyło, jakby tak spojrzeć. Nagle oświecony, mężczyzna przyłożył zgięty palec do ust w geście zastanawiania się.
- ... o proszę. Ciekawe. Tylko kto to mógłby... Munehisa?... nah, żył dość długo, a takie oczy miałem zawsze. Ojciec? Raczej nie, ponoć go zadźgali jak już kilka lat żyłem. Matka... huh. W sumie mogła być matka. Psia mać. Znaczy, niedosłownie. Tfu. Jeszcze raz. Cholera jasna.
Złożył dłonie i uniósł je nieco wyżej, jak gdyby w modlitwie, i na chwilę opuścił głowę.
- Wybacz, że pożarłem Ci duszę. Za młody byłem by rozumieć! Odpracuję, przysięgam - a jak sczeznę, to oddam!
Kiedy zaś Yua uniósł dłoń i złapał go za rękę, Kai nagle zamarł - a jego spojrzenie, wyrażające zdziwienie z lekkim zabarwieniem niepokoju, spoczęło na twarzy białowłosego. Nie miał za bardzo pojęcia, jak powinien interpretować ten gest. W Kyoto coś takiego byłoby gestem wyjątkowo ryzykownym, ale znowu... być może w Edo takie coś było jak najbardziej normalne, a przecież nie powinien reagować nazbyt energicznie na gesty kogoś z innych krain. Co kraj to obyczaj, jak to mawiają, a gdyby wyrwał rękę, to może jeszcze by Yua poczuł się tym urażony?
Cóż, szlachcic na pewno trafił na ciężki przypadek. Bo Takayuki, choć doceniał niezwykłą urodę swojego rozmówcy, był na dość... silnej defensywie. Jak to człowiek dojrzewający w samotności, który nagle trafił do cywilizacji.
Pokiwał głową, udając że doskonale wie co Yua ma na myśli mówiąc że tłumy ludzi to temat rzeka. Bo jeśli miał być szczerym, to zupełnie nie wiedział co jego przepiękny rozmówca tak w ogóle chciał przez to przekazać. A miał nadzieję że jeśli będzie się zachowywać nieco bardziej... cywilizowanie i luźniej, to może przynajmniej będzie wyglądał jak ktoś z jakimkolwiek doświadczeniem w kontaktach międzyludzkich. Za to kiedy Yua podjął temat jego bycia latarnikiem, to Kai lekko pokiwał głową - chociaż na jego twarzy można było zobaczyć lekki wyraz dumy.
- Ano, byłem. W Nagoyi, przez dość długi czas. Znaczy, teoretycznie Munehisa był, ja tylko pomagałem i się uczyłem fachu. Jak się zaś szefu kopsnął do Yomi, to przejąłem robotę i kontynuowałem. - Westchnął i wziął kolejny łyk alkoholu. - Robota nudna, ale przynajmniej spokojna. Trzeba, to wejdź na górę, zapal ogień i obróć klosz by nakierować światło, tadam. Za to dzięki temu miało się sporo czasu na cokolwiek innego.
Yua podsunął mu podpowiedź na temat uciekającego słowa, Kai pstryknął palcami i pokazał w stronę białowłosego, jak gdyby chciał jednocześnie wyrazić tym gestem "o to to, o to chodziło" oraz "no przeca mówiłem że to to". Nasza język trudna język, co poradzić. Nie do końca zrozumiał zaś co białowłosy miał na myśli gdy podsumował bycie samotnikiem jako "podkreślenie lub wyjaśnienie charakteru", co sprawiło że Kai tylko przekrzywił głowę, robiąc nieco skonfundowaną minę. Ostatecznie zaś po prostu podrapał się palcem po skroni, a jego twarz wyraziła takie "wierzę". Filozofia to był jeden temat, do którego lepiej było go nie zaprzęgać.
Również uniósł czarkę, gdy Yua wykonał gest. Wypił odrobinę napitku, jednocześnie słuchając jego słów.
- Czyli się pomyliłem. No proszę. Może to i dobrze, nie jestem najlepszym sędzią charakterów - powiedział, pozwalając sobie na cichy śmiech. - Odważne? Nie powiedziałbym. Po prostu nie widzę powodu by cokolwiek ukrywać. Zwłaszcza gdy jestem dumny z tego co robię.
Wyszczerzył zęby dla podkreślenia swoich słów. Bo i rzeczywiście, był dumny z tego że jest Zabójcą Demonów.
I nie bał się konsekwencji czegokolwiek. W końcu raz już umarł. Wiedział, na czym polegała śmierć... i że nie jest ona czymś czego tak bardzo trzeba się obawiać. A jeśli mógł skończyć, pełniąc swój obowiązek który poprzysiągł... to czy to nie jest dobry, prosty i szczery sposób na życie?
Dokładnie taki sam jak on.
Pitch black night for my old town
Black oceans beneath shall now swallow me
Yua wytrzeszczył oczy na znajomego, który nagle zaczął się modlić i... że co? Ale że co? To była tak dojmująca i jednocześnie kuriozalna scena, że białowłosemu brakowało języka w gębie. Obejrzał się na ludzi tutaj siedzących, czy czasem ten popis nie zwrócił wszem i wobec uwagi na nich, ale chyba nie, nie. Ze dwie osoby spojrzały na Kaia jak na ostatniego wariata, ktoś tam burknął, żeby ciszej tam siedzieć, ale afera z tego nie powstała - i żadne widowisko. Zwrócił oczy znowu na niebanalnego jegomości, istne kuriozum wsadzone w ciało człowieka.
- Spokojnie, Takayuki, tak się tylko mówi... - Nie bardzo wiedział, czy teraz będą tutaj przeżywali małe załamanie nerwowe, czy może powinni się śmiać, bo Kai robił to dla żartu, nie na poważnie. Ale wyglądał przy tym poważnie. I jednocześnie... wcale nie wyglądał na smutnego. Słusznie - człowiek nie powinien się smucić, gdy bliscy odchodzą. To bezcześciło ich pamięć, sprawiało, że mogli czuć niepokój podczas wędrówki duszy, która miała odrodzić się w nowym ciele. Widząc jego reakcję na dotyk, chociaż nie była gwałtowna, to w tych dwukolorowych oczach nagle wydawało się zmieniać wszystko. Była w nich ta... uwaga i niepewność. Właśnie - ta defensywa. Ale jednocześnie skojarzył się białowłosemu ze zwierzęciem, które jest ciekawe tego, co się wydarzyło i jednocześnie niepewne tego, co może stać się dalej. Pewnie słusznie. Taka wylewność i dotyk wcale nie były w końcu tu wielce popularne. Z tym, że Yua nie miał złych intencji.
- Kim jest Muehisa? - Zapytałeś w końcu, kiedy to imię padło ponownie. Jego mistrz? Ojciec? Nie, ojciec chyba nie, bo poprzednio wymienił osobno jego i osobno Muehise. Zresztą ojciec zmarł... Więc to jakiś opiekun czy inny krewny? Nie trudno było zobaczyć, jak pęka z dumy, jaki jest zadowolony - ewidentnie tamten czas dobrze mu się kojarzył. Uroczo. - Nudna i odpowiedzialna. Wyobraź sobie, gdyby nagle zabrakło światła dla statków. - Różne wypadki się zdarzały i każdy mógł się pomylić. Niestety niektórzy mylili się tylko raz. Nie było potem szans na odkupienie grzechów.
- Nie trzeba być dobrym sędzią, wystarczy mieć instynkt. - A tego tutaj ewidentnie nie zabrakło. Może z przypadku, może faktycznie poczuł to nosem. Tak czy siak, cokolwiek było tego powodem, trafił swój na swego pod tym względem. Czystym przypadkiem, albo zgodnie z wolą boską.
Tak porozmawiali chwilę, Yua chętnie się z nim napił, gdy wraz z biegiem czasu mijało to poczucie braku dopasowania i stawało się to towarzystwo gładkie. Kiedy przy oknie pojawiły się kruki - dwa, wzywające do pełnienia obowiązku. Yua kiwnął głową w kierunku Kaia i udał się najpierw do swojej posiadłości - wypadało się, przede wszystkim, przebrać i przygotować.
[z/t]
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
- Tylko nie każ mi za długo czekać - pokazała mu język, zapewniając tym samym, iż jego zegar zaczął głośno tykać. Jeśli wystarczająco znudzi ją oczekiwanie, postanowi sama powęszyć, zabierając się za to, co było w zasięgu jej ręki. Innymi słowy, Sayaka mogła pierwsza paść ofiarą, nie wiedząc nic, o ich dzisiejszej rozmowie.
- Nigdy nie wiesz, kiedy sobie odpuścić? - parsknęła, wierząc, że nie ważne, ile murów postawi, ten będzie niszczył jeden po drugim. Właśnie taką był osobą - Pozwól w takim razie, że opatrzę Twoje rany. Chociaż tyle jestem w stanie zrobić, dla tego głupka jak ty - dodała z wesołym uśmieszkiem. Oczy psotnie błyskały, lecz daleko im było do dawnego światła. Jaskrawe złoto jeszcze nie było w stanie się przebić przez głębie miedzi.
- No i to jest nastawienie - powiedziała zanim wylądowała na ziemi. Specjalnie zwolniła kroku, aby był w stanie za nią nadążyć. Nie chciała być goniona, bo to mogło prowadzić do bezpośredniego pochwycenia. Na dotyk jeszcze nie była gotowa.
Pracującego tutaj syna poprosiła o dużą butelkę sake oraz shōchū. Przekąsek, póki, co nie zamawiała, gdyż na nie przyjdzie czas później. Z zainteresowaniem przesunęła wzrokiem po pijalni, aby się dowiedzieć, ile ludzi jeszcze im towarzyszy. Kilka przedstawicieli chłopów gwarnie dyskutowało, o czymś w kącie. Na pierwszy rzut oka czwórka rosłych mężczyzn oraz dwójka podchmielonych młodzików. Z drugiej strony zauważyła przedstawicieli nieco bogatszej klasy. Zarówno samuraje, jak i kilku szlachciców również się przyszło napić.
Odwróciła głowę w kierunku rudzielca, starając się zgadnąć, na co się skusi. Przyniesioną czarkę, obróciła w dłoni i ostrożnym ruchem polała, aż po czubek. W świetle ciecz delikatnie połyskiwała, kusząc, aby skosztować. Tradycyjnie poczekała, aż naleje sobie trunku do swojego "kubeczka" i wtedy postanowiła uraczyć się ogniem. Bez zbędnych słów, czy życzenia sobie jakimś absurdalnych marzeń. Paliło ją w gardle, ale w przyjemny sposób. Niczym w amoku, polała drugą kolejkę, odkładając sake na środek - Byłeś tutaj kiedyś? Niechętnie mówię, że to mój pierwszy raz w pijalni. Zawsze jest tyle osób? - zapytała zainteresowana neutralnym tematem. O nich pogadali już wystarczająco, teraz wolała nieco ukoić umysł, racząc się dobrymi napojami.
Sam lokal nie był jakiś ogromny, ale widać było, że mu się powodzi. Dobre paręnaście osób zajmowało stoliki w przeróżnych częściach lokalu. Od zwykłych mieszczan po szlachciców czy samurajów. Idąc za rudowłosą, porozglądał się i zauważył, jak paru z bywalców skierowało wzrok w jego stronę. Wcale się nie dziwił, dla niego był to normalny piątek. Ogromny facet z piękną kobietą u boku na pewno są niemałą sensacją w tego typu miejscach. Gdy już nakarmił swoje ego, skupił uwagę na rudowłosej. Czekał, aż ta wybierze stolik, przy którym zasiądą. Nie musiał czekać długo, bo wybrała stół bardzo blisko wyjścia. Nieco go to zdziwiło, ale u to nie robiło różnicy. Zasiadł po stronie mu wskazanej i odłożył swój ekwipunek na bok.
Gdy przyszła obsługa to poprosił o dodatkową butelkę sake. Znając swój limit, wiedział, że dwie butelki na niego nie starczą. Był ciekaw jednak jaki zawodnikiem była jego kompanka. - Sake i shōchū huh? Czyżby trafił na wytrwałą kompankę w piciu? - zaśmiał się lekko z lekkim niedowierzanie. Całkiem możliwe, że pod powłoką, jaką kreowała, siedział alkoholowy demon. Miał tylko nadzieję, że nie jest to jej pierwszy raz, bo to oznacza, że ma zamiar zalać się w trupa, a na to nie chciał jej pozwolić.
Uchylił z nią czarkę i patrzył w lekki szoku jak polewa im następną. To nie wróży nic dobrego, ale póki co nie chciał interweniować. - Akurat w tej pijalni jeszcze nie byłem, ale taka ilość osób wydaję się normalna. Bywałem w innych, które były wypchane po brzegi. Może za niedługo i tutaj ludzie zaczną się zlatywać. - przykładem było Asahi. Koło tej godziny już powoli ciężko było o miejsce przy stole. Co prawda tam było go trochę mniej, w końcu nie posiadała drugiego piętra tak jak ten lokal. Czekał teraz na rozwój wydarzeń. Ciekawy czy cały ten wypad to jakiś sekretny plan Yony... tylko czas pokaże.
- To zależy. A co, chcesz przetestować? - puściła mu figlarnie oczko, uśmiechając się w złowieszczy sposób. Jeśli Kiryu miał słabą głowę, pewnie wykorkuje przed nią. Tym samym szykowała się, do ewentualnego zaniesienia go do jednego z dostępnych pokoi. Patrząc po gabarytach kompana, zapewne będzie to śmiesznie wyglądało, ale cóż, miała dostatecznie dużo pary w łapach, aby się tego podjąć. W konsekwencji przez chwilę mu się w ciszy przyglądała, co z jego miejsca mogło to wyglądać dość dwuznacznie.
Na jego chwilowy szok, pokazała mu język. Nie zamierzała pić powoli. Mieli tyle alkoholu, że jeśli pierwsza butelka im nie zejdzie, wyjdą na słabych. Należało reszcie pokazać, iż do lokalu przyszli zawodowcy. Co ostatecznie nawiązywało do jej wielkiego planu - Jakiś wpadł Ci w oko? - dłonią pewnie chwyciła za kieliszek i uniosła go w geście, którym oznajmiał tylko jedno. Czekało go teraz wyzwanie - To co, na zdrowie - rzuciła słodkim głosem, kusząc się o porzucenie wszelkich norm. O ile wcześniej, nic nie powiedziała, teraz za każdym razem miała to robić. Przechyliła zawartość szybkim ruchem w stronę gardła, prawie nie czując pieczenia. Zdążyła się przyzwyczaić do smaku, który wpadł w jej gusta. Niezbyt ciepła, nie za zimna, taka w sam raz. Zabrała się za trzecią kolejkę, polewając i zabójcy. W momencie, gdy wypił pierwszą, stał się jej rywalem w piciu. Tylko, kto pierwszy polegnie?
Wraz z czwartą kolejką, zamówiła porcję soby z surowym jajkiem. Nigdy go nie jadła, a przynajmniej nie w tej formie - Ty też coś chcesz? Czy wolisz hartować żołądek za pomocą sake? - nie była głupia. Mogła mieć mocną głowę, ale nie wielu potrafiło pociągnąć bez dodatkowego jedzenia. W tym wypadku zwyczajnie wolała się zaopatrzyć w prowiant. Później niechętnie będzie szukała restauracji, zachęcona myślą o jakimś noclegu. Na przykład tutaj - Poza tym, czemu nie wykorzystać tego czasu, żebyś mi opowiedział... O tym jak zostałeś zabójcą. To musi być dobra historia, patrząc na Twój charakterek - palcem obrysowała pustą czarkę, co jakiś czas zerkając w jego stronę. Leniwe spojrzenie zwykle sięgało jego oczu, a później uciekało, gdzieś za okno. Nie zamierzała go ciągle podziwiać, ot upewniała się, czy przypadkiem nie wpadnie na pomysł, żeby zabrać jej czarkę.
- Owszem, Asahi to naprawdę przyjemny lokal. Mam tam kilka dobrym wspomnień i sama atmosfera nie jest najgorsza. - aż mu się przypomniały spotkania z Yue. Co prawda nie tylko z nim tam się widywał, ale jakoś to, co się stało między nimi, przyćmiło resztę jego interakcji w tamtym miejscu. Było to zbiorowisko głównie bogatszych mieszkańców, ale często hołota Edo też tam witała i robiła burdy przed samym lokalem. Zawsze się zastanawiał, skąd oni mają na to pieniądze.
Kolejna kolejka przyszła naprawdę szybko. Nie zamierzał zostawać w tyle, więc razem z nią uchylił czarkę i patrzył w zdziwieniu jak polewa kolejną. Jednak to zdziwienie zmieniło się w zaciekawienie jej osobą. W końcu miał kogoś swojego kalibru. Kolejka za kolejką to był ulubiony styl picia rudowłosego. Dlatego też z chęcią przyjmował kolejne polewki tej gorzkiej trucizny.
- Jasne, czemu nie. Wezmę to samo co ty, ponieważ sam też nie łączyłem tego nigdy z alkoholem. - jedzenie było niezwykle ważne podczas takich popijaw. Picie na pusty żołądek to zaproszenie na szybki zgon, a przy takiej kobiecie to ostatnie czego by chciał dostarczyć młodzieniec. Jeszcze tego by brakowało, aby dać jej kolejne powody do przekomarzania się przy następnych spotkaniach. Jeśli chce, żeby zezgonował to musi się naprawdę mocno postarać. Może i nie powiedziała tego wprost, ale czuł, że jest to wyzwanie rzucone w jego stronę, a on nigdy nie odmawiał wyzwaniom.
- Moja historia zostania zabójcą nie jest zbyt kolorowa. Nie zostałem nim z własnej woli, ale jeśli chcesz posłuchać to czemu nie, ale najpierw kolejna kolejka. - nie przeszkadzało mu mówić o jego przejściach. Spotkania z różnymi ludźmi wykreowały w nim odporność na swoje wspomnienia. Teraz mógł o nich opowiadać, nie popadając w ogromny smutek. Po tych słowach on sam polał kolejną kolejkę i szybko opróżnił naczynie. Nie spodziewał się sprzeciwu, w końcu sama nadawała takie tempo.
- Czyżby dobre towarzystwo? A może kolejne przeżycia warte zachowania? - zapytała wyraźnie zaintrygowana. Z jego charakterkiem i skłonnością do flirtu, mogła go podejrzewać o wszystko. A skoro była nie pierwszą oraz nieostatnią, wiele takich Yonek mógł sobie upatrzyć. Niby mówił jej słodkie słówka, lecz im więcej czasu mijało, tym coraz boleśniej sobie uświadamiała prawdę. Pokręciła głową na boki, chcąc odegnać burzowe chmury. To nie był czas na zadawanie sobie ciosów.
- Soba z jajkiem ma to do siebie, że odpowiednio syci żołądek oraz jest tłusta, więc zostaje tam na dłużej. Wiesz, mogłeś zamówić coś innego, na przykład z tofu albo wakame - właściwie istniało wiele sposobów podawania tego makaronu. W rodzinnych stronach często go jadła, będąc pod wrażeniem umiejętności matki. Ta robiła wszystko sama, opierając się o najwyższej jakości składniki. Za dzieciaka, prosiła o minimum jedną porcję na tydzień, aby nigdy nie zapomniała tego smaku. Gdy przypomniała sobie o tym, musiała spróbować. Czy dorównają mistrzyni, którą uwielbiała? Oparła prawy łokieć o stół, lekko mrużąc oczy. Spojrzenie przeniosła na chłopaka, co przekazał ich zamówienie na tyły.
- Kolejna? Ktoś tu się wkręcił - bez wahania złapała za czarkę i upiła ją bez grymasu na buzi. Powoli oblizała usta, patrząc na zawartość pierwszej butelki. Zostało raptem na ostatnią serię, za nim otworzą nową. Poczekać? Uśmiechnęła się sama do siebie, pewnym ruchem uzupełniając oba naczynka - Opowiadaj, dotrzymałam swojej części obietnicy, teraz Twoja kolej.
W międzyczasie jeden ze szlachciców wyciągnął flet i zaczął na nim grać.
- Może i mogłem, ale to, co zamówiłaś, brzmiało smacznie. Poza tym masz rację, im tłustsze jedzenie przy piciu, tym lepiej. - sprawdzanie nowych potraw jest niezwykle ciekawe. Sam zazwyczaj nie zajadał się przesadnie podczas picia. Drobne przekąski co jakiś czas mu nie przeszkadzały, ale wolał delektować się procentami i rozbierać ich smak na czynniki pierwsze. Nie był w tym za dobry, ale lubił myśleć, że jest.
Gdy oboje uchylili czarkę, przyszła pora na zwierzanie się ze swojej przeszłości. Skoro obiecał, to tak zrobi. - Może cię to zdziwi, ale nie zostałem zabójcą demonów z własnej woli. Było to na mnie wymuszone przez to, jaki się urodziłem. - wypowiadał się, nie urywając kontaktu wzrokowego z rudowłosą. - Jak byłem mały, demon zaatakował mój rodzinny dom i zostaliśmy uratowani przez mojego przyszłego Mistrza. Wtedy też dowiedziałem się, że posiadam w sobie krew Marechi. Gdy tylko mi wyjaśnił, co to oznacza, to wziął mnie ze sobą i wyszkolił na zabójcę. Nie przychodziło mi to łatwo, byłem jednym z tych, którzy potrzebowali maksymalnego czasu trenowania, aby pojąć wszystkie techniki i aby nabrać odpowiednią kondycję oraz siłę. Jednak dzięki tak długiemu treningowi, udało mi się przejść selekcję w rekordowym czasie. Demon nawet nie wiedział, co go trafiło. - jego podróż w zostaniu zabójcą może i nie była wesoła, ale wybór nie należał do niego. Teraz jak na to patrzył, to w sumie był wdzięczny za to, że tamten demon przyszedł do jego domu. Co prawda mieli ogromne szczęście, że nikt nie ucierpiał, bo mogło to się źle skończyć. - Skoro znasz już moją historię, to może opowiesz mi dokładnie, jak to wyglądało u ciebie, samuraju? - był troszkę ciekaw, jak to wyglądało ze strony kogoś urodzonego w wyższych sferach. - Ale najpierw kolejeczka. - pochwycił czarkę i wypił ją wraz z nią. Teraz oczekiwał odwzajemnienia gestu i wylaniu swojej historii przez Yonę.
- Zdecydowanie za mało wypiłam, aby pytać o więcej detali, a pewnie masz czym się podzielić - puściła mu zadziornie oczko, spoglądając już nie na niego. Interesowała ją atmosfera, która wskazywała na drobną zmianę. To właśnie wtedy spostrzegła, że jeden z gości wyciąga swój instrument.
Nie mogła się z nim nie zgodzić. Im tłustsze potrawy się wybierało, zwykle osoba ciągnęła dłużej, niż normalnie. Ktoś o słabej głowie znacznie lepiej przyswoi procenty, a w przypadku kogoś doświadczonego w piciu znacznie wydłuży picie trucizny. Jeśli oboje zaczynali z tego samego pułapu, wiedziała, że to, co wzięli, im nie wystarczy. Będą potrzebowali dodatkowych butelek i to nie sake, ale shochu lub czegoś mocniejszego.
Przyszedł moment na historię. Dotrzymawszy danego słowa, oparła się wygodnie i skupiła na jego osobie. Dłonie ulokowała na kolanach, natomiast bursztynowe ślepia nawet na moment nie odrywały się od rubinów. Spokojna melodia, która docierała do jej uszu, dobrze oddawała nastrój opowieści. Była inna od tych, które słyszała. Atak demona, posiadanie rzadkiej krwi, innymi słowy musiał to zrobić, aby chronić najbliższych. Osoba, która później została jego mistrzem, najpewniej była filarem Kamienia.
Nie współczuła mu w żadnym stopniu. Rzadko się wzruszała. Życie wystarczająco ją wyhartowało, aby siedzieć z delikatnym uśmiechem na ustach. Nie do końca wiedziała, co powiedzieć. Miała z tym pewne trudności, lecz chyba nie musiała. Na jego buzi nie pojawił się smutek, ani żadna inna oznaka wskazująca na zmianę humoru - Co teraz robią? W sensie Twoja rodzina. Ktoś ich ochrania? - zadała kilka pytań, chcąc uzupełnić kilka luk. Następnie miała opowiedzieć nieco o sobie. Pociągnęła dużego łyka z czarki, odstawiając ją na bok. Decyzje w sprawie otwarcia nowego trunku pozostawiła w jego interesie, a sama zebrała kilka potrzebnych wspomnień.
- Powiedziałeś, że zostałeś nim nie z własnej woli. W moim rodzie poniekąd jest podobnie - wzięła głęboki wdech, przybierając łagodny uśmiech - Hiryū od pokoleń współpracują z organizacją. Proces jest dość prosty. Kiedy w jednej linii urodzi się kilka dzieci, wśród nich przeprowadza się pomniejszą selekcję. Z niej wybierają jedną osobę, tak zwanego reprezentanta. Jestem jedynaczką, dlatego zamiast walki z rodzeństwem od małego musiałam ciężko trenować. Dzień w dzień ćwiczyłam z ojcem, który jest emerytowanym zabójcą. Tytuł samuraja właściwie był niczym, do tego co przeszłam. Najgorsze były piętnaste urodziny. Poznałam wtedy Fujiwara Nobu, który zabrał mnie na szkolenie do rezydencji - parsknęła, przypominając sobie, przez co musiała przejść z powodu jednej pomyłki - Szkoliłam się trzy lata - policzyła szybko w głowie, aby nie strzelić gafy - Później przeszłam selekcję, która nie należała do najprzyjemniejszych. Na wyciągnięcie dłoni miałam małą dziewczynkę, której wtedy nie mogłam uratować. Później wielokrotnie śniłam ten sam koszmar - wyraźnie posmutniała. Wiele nocy w Yonezawie spędziła na budzeniu się z krzykiem, bądź na spaniu po trzy, maksymalnie cztery godziny.
- No, ale to stare dzieje - uniosła kąciki ust, pokazując, że nic jej nie jest.
- Nie wiem jak teraz, bo od tamtego czasu nie miałem siły ich odwiedzić, ale jak odchodziłem to mój wujek, były zabójca obiecał, że się nimi zaopiekuję. Dlatego nie martwię się o nich... są w dobrych rękach. - niedługo pewnie ich odwiedzi. W końcu po tylu latach wypadało dać znać, że wszystko z nim w porządku. Może i nie był pewny swoich umiejętności, ale przecież nie będzie musiał sam ich bronić jeśli przyjdzie co do czego. Tęsknił za rodzicami i rodzeństwem. Jego młodsza siostra pewnie bardzo się zmieniła przez te sześć lat. Starsza natomiast najpewniej wyszła już za mąż. Lecz na to, jakże trudne spotkanie przyjdzie czas.
Sposób, w jaki wybierano przyszłego zabójcę demonów w jej rodzinie, trochę go dziwił. Kazać rodzeństwu walczyć ze sobą o to, kto zostanie zmuszony do zostania zabójcą, był barbarzyński nawet dla niego. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, jakby on musiał walczyć o to ze swoimi siostrami. Jednak nie mu oceniać sposoby rodzin szlacheckich i samurajskich. W końcu był tylko zwykłym chłopem. Mógł być tylko wdzięczny losowi za to, w jakiej rodzinie się urodził. - Najwyraźniej każdy ma jakieś złe przeżycia związane z naszym zawodem. No nic... ważne, że to już za nami. - po tych słowach sięgnął po shōchū i nalał im je do czarek. - Po takich zwierzeniach chyba czas na coś mocniejszego. - następnie uchylił naczynie, aby zalać nim swój przełyk. Shōchū było zdecydowanie mocniejsze od sake. Był ciekaw czy po tej butelce, dalej będzie się tak dobrze trzymać jak teraz.
Wpadł mu do głowy niezwykle ryzykowny pomysł. - Może zagramy w pewną grę... - wpatrywał się w jej oczy, przeszywając ją wzrokiem. - Zadajemy na zmianę pytania i jak nie chcesz odpowiedzieć, to musisz wypić kolejkę... ale skoro oboje tak lubimy pić, to dodam jeszcze jeden warunek. Jeśli nie odpowiesz na więcej niż trzy pytania, to stawiasz cały alkohol, który dzisiaj wypijemy. - dość nietypowy sposób na rozmawianie. Wiedział, że jest przy kasie, dlatego w ten sposób zagwarantował sobie darmowy wieczór alkoholowy. Lepiej sobie tego nie mógł wymyślić. - Pozwolę ci zacząć, możesz spytać o cokolwiek. - uśmiechnął się zadziornie i oczekiwał na to, co takiego rudowłosa wymyśli.
On również miał zabójcę w swojej rodzinie. Wujek nawet jeśli nie działał aktywnie na rzecz Yonezawy, z pewnością mógł zapewnić reszcie bezpieczeństwo. Sama nie widziała rodziców od dłuższego czasu. Doszły ją słuchy o ich przeprowadzce do Edo, ale wiedziała, że ciężko to przeżyli. Tyle lat poświęcili na życie w Osace, nie wiedząc, iż pewnego dnia będą musieli ją opuścić. Nawet jeśli ruszyli w długą drogę, z pewnością nic im nie groziło. Oboje potrafili walczyć oraz posiadali broń zdolną zabijać te poczwary.
Jednocześnie w środku czuła ulgę. Z dala od terenów zajętych przez ród Uesugi, mogła się skupić na otaczającej ją rzeczywistości. Ciągle pamiętała tamtą noc, gdy spotkała Kiyo. Mogła aktualnie wykonywać dobrą robotę, utrzymując porządek w zasięgu jej wzroku, ale nie wierzyła, że taki stan utrzyma się dłużej. Każdy miał jakieś limity oraz moc, którą władał. Jej siła... nie wystarczyła, aby czuła się pewnie. Wolała ich z dala, zwłaszcza tutaj, gdzie mogła ich spokojnie odwiedzać.
- Masz dość sake? A smakowała tak dobrze - odpowiedziała słodkim głosem, palcem dotykając stojącej jeszcze butelki. Wystarczył lekki ruch, aby ta upadła z brzękiem na stół, niczym kostki domino. Uśmiechnęła się delikatnie, zabierając dłoń od szklanego naczynka. To nie czas, aby zwracać na siebie uwagę. Posłusznie wypiła czarkę nowego alkoholu, smakując się w jego płomiennej naturze. Znacznie mocniejsze, ale dobre. Przyniesiono im po chwili dzbanek wody, która mogła działać w dwie strony. Zalała dostarczony jeden z dwóch kubków do połowy, aby wypić go chwilę później. To, co poczuła była niekończąca się słodycz trunku. Gdyby najpierw uraczyła się chłodną cieczą, a później napojem wyskokowym prawdopodobnie odkryłaby czystą lawę o ostrym charakterze. Spojrzała na swojego kompana, zachęcając go dłonią, żeby zrobił to samo. Chciała, aby razem z nią odkrywał paletę kolorów, które nie musiały być dyktowane samymi procentami.
Gra obudziła w niej chęć rywalizacji. Oczy się zaświeciły z radości, natomiast buzia wyrażała czystą fascynację połączona z psotną naturą - Zgadzam się - odpowiedziała śpiewanie, polewając shochu do obu czarek - Skoro ja zaczynam, pozwól, że zapytam co się wydarzyło tej najlepszej nocy w Asahi? - sam dał jej tę amunicję, a teraz musiał ją przyjąć na klatę. Najpierw obserwowała jego twarzyczkę, lecz po chwili przeniosła wzrok na dłoń w pobliżu kieliszka. Będzie miał odwagę, aby odpowiedzieć na pytanie, czy może stchórzy, racząc się słodką kolejką? Dzień był jeszcze długi, a dana kwestia zawsze mogła wrócić, doprowadzając go do finansowej ruiny.
Postanowił pójść za zachętą rudowłosej i on również uraczył się kubkiem wody. Dzięki temu palenie w gardle na początku nieco się wzmocniło, ale po chwili całkowicie zeszło i został sam słodki posmak owoców. W końcu shōchū było niezwykle słodkie jak na alkohol i powinno się pić je z wodą. Co prawda nie tak zazwyczaj je pił, w końcu miał dość wywalone na to czy alkohol pali go, czy nie. - Faktycznie tak jest lepiej. - lekko zdziwiony, że jakiś samuraj nauczył go ciekawego faktu związanego z piciem alkoholu, postanowił zapamiętać ten sposób spożywania go na przyszłość.
Nie spodziewał się innej reakcji na jego propozycję. Tak samo wiedział, jakie będzie jej pierwsze pytanie. Oczywiście padło na jego ciekawą przygodę w Asahi. Nie chciał oczywiście mówić wszystkiego od razu, bo w końcu gdzie by była w tym zabawa. - Spotkałem tam niezwykle piękną osobę ze sfery szlacheckiej i razem spędziliśmy dość ciekawy wieczór, o którym prędko nie zapomnę o ile w ogóle. - uśmiechnął się w jej stronę, pokazując, że nie ma problemu w rozmawianiu na ten temat. Już dawno się z tym pogodził i to, co zaszło między nim a Yua nie było ani trochę wstydliwe dla rudowłosego.
Teraz nadeszła jego kolej na zadawanie pytania. - Skoro teraz moja kolej, to z kim się do tej pory całowałaś? Ktoś tak śmiały pewnie ma czym się pochwalić. - skoro ona wyciągała ciężkie działa, to nie zamierzał jej odpuścić. Oko za oko, ząb za ząb.
Nauczyła się tego jeszcze w rodzinnych stronach. Właściciel jednego z barów miał smykałkę do takich rzeczy. Uwielbiał dobre trunki, ale jeszcze bardziej kochał odpowiednie ich picie. Wymyślał to nowe sposoby, aby wydobyć z przezroczystych cieczy jak najwięcej. Również mogłaby śmiało określić go mistrzem mieszania. Dobre połączenie kilku sprzecznych napoi dla niego było formą dobrej zabawy. Niczym alchemik odkrywał to nowe mikstury, później serwując je swoim klientom. Dla wielu wykolejeniec, który nie potrafi docenić czystości procentów, dla niej prawdziwy artysta, który nie bał się iść za głosem serca - Znam jeszcze kilka sztuczek, ale na to przyjdzie czas - mrugnęła do niego na zachętę, oblizując usta po słodkim smaku.
Jego historyjka specjalnie ukryła przed nią pikantne szczegóły. W złości nadęła policzki, przeszywając go spojrzeniem. Nie o to prosiła! Jednakże, skoro tak stawiał sprawę, postanowiła grać według jego reguł. Chwilowa frustracja zaczęła znikać, natomiast w jej miejsce zaczęło wychodzić zainteresowanie. Z kim się całowała? Spojrzała do góry, opierając głowę o okno obok - Z Sayaką, z Tobą i kilkoma osobami, których nawet nie kojarzę z imion - postukała się palcem po policzku, próbując przywołać jakieś imiona, lecz wtedy dodała - Gdy sobie przypomnę, od razu powiem w ramach zapłaty - uśmiechnęła się zadziornie, odrywając sylwetkę od zimnego szkła. Haori powoli zsunęła z siebie, składając je po prawej stronie - Mówiłeś, że to był ciekawy wieczór. W takim razie, do czego doszło? - zapytała bezczelnie, wyłudzając szczegóły. Nie zamierzała jeszcze porzucić tematu. Dopiero się rozkręcała.
W międzyczasie grajek zmienił melodię i harmonia, którą stworzył, zaczęła się zmieniać. Żywe dźwięki zachęcały pijących do zabawy. Kilka osób zaczęło tańczyć, pląsając po parkiecie. Z każdym momentem robiło się coraz żywiej, przez co mimowolnie zerknęła na ludzi. No no, robiło się coraz ciekawiej.
- W takim razie nie mogę się doczekać, aż zobaczę, co jeszcze ukrywasz przede mną. - ciekawość zdecydowanie wzrosła po jej słowach. Był bardzo otwarty na nowe horyzonty w piciu alkoholu. Sam nie zagłębiał się w jakieś wyszukane sztuki spożywania tej jakże przepysznej trucizny. Jedyne co było dla niego ważne to, aby trunek był mocny i nie smakował jak gówno. Jeśli faktycznie pokaże mu kolejne sposoby na wyciągnięcie smaku, to rudowłosa otrzyma jego ogromną wdzięczność.
Liczył na bardziej barwną odpowiedź. To, że całowała się z nim oraz Sayaką było mu znane. Szkoda, że przynajmniej nie powiedziała, ile tych nienazwanych osób było, ale nie chciał drążyć tego tematu. W końcu odpowiedziała na jego pytanie tak, jak o to poprosił. Natomiast zapewniła go, że jak tylko sobie przypomni, to go powiadomi o takowych osobach. Nie wymagał tego od niej, ale skoro tak chciała, to nie będzie jej zabraniał. - Było ich aż tyle, że nie pamiętasz imion? No no... nie wiedziałem, że taka całuśna jesteś Yonka. - kto by się spodziewał, że taka ułożona panienka bawi się w taki sposób. Po jej reakcji na ich poprzednie spotkanie sądził, że jest bardziej konserwatywna, ale jak widać, pozory lubią mylić.
Jego odpowiedź na jej pytanie, aż się prosiła o dalsze szperanie. Tak też się stało. Ciekawska rudowłosa nie chciała obejść obok tematu obojętnie, ale skoro tak bardzo chciała szczegółów, to proszę bardzo. - Od pierwszego wejrzenia się sobą zainteresowaliśmy, wcale się nie dziwie... w końcu wystarczy na mnie spojrzeć. - nie mógł się powstrzymać od nakarmienia swojego ego podczas tej opowieści. Jednak to, co mówił, było prawdą. Samym istnieniem zwracał na siebie uwagę większości kobiet w okolicy. - Ta osoba przyszła ze swoim ochroniarzem do mojego stolika i postawiła nam alkohol. Następnie chwilę porozmawialiśmy, oczarowaliśmy się nawzajem i skończyliśmy razem w pokoju. Resztę chyba jesteś w stanie sobie wyobrazić, w końcu nie wypada mówić, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami sypialni. - nie była to do końca prawda, ale skąd ona mogła o tym wiedzieć. Nie dawał jej żadnych sygnałów, że kłamie, a wykrywaczem kłamstw raczej nie była. Może taka odpowiedź ją usatysfakcjonuje i zostawi ten temat.
- Zadam bardziej pasywne pytanie. Jakie jest twoje największe marzenie? Kim chcesz zostać, lub co chcesz zrobić. - odbił piłeczkę nieco lżej, niż pewnie się spodziewała. Skoro już byli tutaj ze sobą po dość ciekawym spotkaniu, to czemu nie mieliby się lepiej poznać. W końcu jeśli chciał, aby zostali przyjaciółmi, to wypada wiedzieć coś o drugiej osobie.
Nie możesz odpowiadać w tematach