Nie zapominała jednak nigdy o tym, co skłoniło ją do powrotu do szkolenia na Zabójcę po tym, jak jeden z demonów pozbawił jej sielskiego życia, męża, dzieci, a także w pewien sposób brata. Prawdopodobnie gdyby nie ta jedna felerna noc, na jej barkach nie spoczywałoby teraz tyle poczucia winy i smutku. Być może jej szkolenie znów zostałoby przerwane kolejną ciążą, a ostatecznie zrezygnowałaby, chcąc całkowicie oddać się rodzinie. A może wręcz przeciwnie, w ciągu dziesięciu lat jej potomstwo obrałoby tę samą ścieżkę, a oni zapoczątkowaliby wielowieczny ród Zabójców?
Tym, co motywowało ją do bycia jednym z Zabójców (oczywiście poza chęcią zrobienia w życiu czegoś więcej niż bycia typową żoną, podróżami i poznawaniem nowych osób i ich historii) była chęć ochrony cywili, aby jak najmniej z nich musiało się czuć w ten sam sposób co ona. Aby jak najmniej z nich traciło bliskich.
I właśnie tego typu przemyślenia nachodziły ją najczęściej podczas początkowej medytacji. Chociaż jej założeniem jest wyciszyć się i odciąć od wszystkich przyziemnych rzeczy, Mori wielokrotnie przyłapuje się na „nieświadomym” myśleniu. Chwile, w których miała czas w ogóle zebrać myśli przynosiły zupełnie odwrotny efekt.
Kiedy w końcu udało jej się wyciszyć i rzeczywiście poddać medytacji, spędziła na niej około godzinę. Po tym podniosła się z desek ganku swojego domu i podjęła lekkich ćwiczeń rozgrzewających. Już tylko przy tym starała się skoncentrować na swoim oddechu w taki sposób, jakby za chwilę miała użyć którejś z technik Oddechu Kamienia. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak istotnym elementem były poprawne wdechy oraz wydechy — coś, co człowiek myślał, że nie mógł spierdolić, bo przecież całe życie jakoś sobie radził.
W pewnym momencie zdjęła swoje obuwie. Może ze względu na porę roku nie był to najmądrzejszy pomysł, jednak wierzyła, że chłód gruntu umocni jej ciało pod kątem wytrzymałości i odporności, natomiast bliskość do ziemi, trawy i kamieni w jakiś sposób przybliży ją do bycia niczym skała.
Zaśmiała się pod nosem, kiedy przypomniała sobie słowa brata, że wybrana przez nią broń była tak bardzo pozbawiona gracji. Mori odnosiła wrażenie, że cały Oddech Kamienia był jej pozbawiony, ale czy skale potrzebne były jakieś artystyczne uniesienia? Czy cokolwiek powiązane z kamieniem było majestatyczne?
Po rozgrzewce przyszła pora na rzeczywisty trening wytrzymałości. Mori, świadoma swoich słabych i mocnych stron, skupiła się na początku na umocnieniu mięśni brzucha i nóg. Ciężko było ukryć, że nienawidziła ćwiczeń wpływających na to pierwsze. Potem przyszedł czas na ramiona, których wytrenowanie polegało z początku na jak najdłuższym zwisie z gałęzi drzewa, a potem przenoszeniu różnej wielkości głazów wzdłuż ogrodu. Kącik jej ust unosił się za każdym razem, kiedy przypominała sobie zdziwienie na twarzy męża, gdy ten odnotowywał nowy układ ozdób w ogrodzie. I to, że tłumaczyła to feng shui.
Odetchnęła głośno, przeciągnęła się kilkukrotnie i ponownie skupiła się na stylu oddychania. W obie dłonie ujęła wachlarze o jak najbardziej zbliżonej wadze i rozmiarze, aby dalszą część swojego treningu poświęcić wymachom z ich użyciem. Może i mogło wydawać się to dla co po niektórych dziecinne, ale lubiła wyobrażać sobie atakujących ją przeciwników. I była w tym już na tyle dobra, że rzeczywiście oddawała się temu ćwiczeniu. Tym unikom, próbom zablokowania wroga lub skaleczenia go ostrymi krawędziami żelaznych przedmiotów. Chociaż w starciach jako Zabójczyni używała tylko jednego wachlarza, lubiła wymyślać nowe manewry, które mogłyby zaskoczyć potencjalnego przeciwnika.
Gdzieś w połowie tych ćwiczeń, odłożyła jeden przedmiot i kontynuowała tylko z drugim. Również próbowała opracować nowe strategie, z tym, że miały one zawierać moment zmiany ręki dzierżącej przedmiot. Nishiōji już miała kilka razy w życiu okazję, by musieć zmierzyć się z przeciwnikiem tylko z jednym wachlarzem, kiedy została z jakiejś innej przyczyny pozbawiona młota. Dlatego tak bardzo oddawała się temu „tańcu”: na wypadek, gdyby to od tej umiejętności miało zależeć życie jej lub kogoś z zespołu.
Wybiło południe w momencie, w którym uznała, że na ten moment więcej się nie wyćwiczy. Odłożyła przedmioty na ich miejsce, a więc na ścianę w domu, napiła się, opłukała nogi i już w obuwiu wyruszyła na dłuższy spacer. Ten miał posłużyć jako krótka przerwa, ale także do dalszej części treningu konieczna była zmiana lokalizacji.
Środek lasu był miejscem, w którym przyszło jej już wielokrotnie zmierzyć się z demonem, a w którym używanie broni na tak długim łańcuchu jak jej młot mogło być problematyczne. Dlatego też zdecydowała się na praktyki w tej okolicy.
Z worka na plecach wyjęła swoją broń z nichirin i podpięła do niej wachlarz, który złożony służył za trzonek. Po tym wzięła kilka głębszych wdechów i wyobrażając sobie przeciwnika rozpoczęła za nim pościg. Ulepszony zmysł wzroku ułatwiał manewrowanie młotem między kolejnymi pniami, a dobrze zakręcony wokół grubych gałęzi mógł posłużyć niczym hak do zawieszenia się i wdrapania na drzewo lub przeskoczenia z jednego na drugie. W końcu podczas jednego z tych manewrów spadła na ziemię — szczęśliwie nie z dużej wysokości, ale wystarczającej, aby odczuć skutki swojego błędu.
Kontynuowała.
Ostrza wydobywające się ze środka broni raz na jakiś czas ścinały cieńsze gałęzie, zaznaczając obecność kobiety w tym lesie. Nie wszystko, oczywiście, szło jak po maśle, bo raz na jakiś czas musiała użyć znacznej siły, aby wydobyć wbity w konar młot. Świadoma była jednak, że z każdym kolejnym treningiem była coraz lepsza w unikaniu pni, jakby będąc w stanie natychmiastowo wykalkulować jakiej siły musi użyć, aby tą cisnąć do celu.
Odwróciła się za siebie i popatrzyła na pościnane gałęzie. Tego dnia przynajmniej powrót do domu miał być prosty. Ale nie bezproduktywny. Zatrzymała się w miejscu, które, jak podejrzewała było mniej więcej środkiem zalesionego terenu.
— Go no kata: Garin Gyōbu — wyszeptała, kiedy po krótkim odpoczynku i z pewnością pozbawiona publiki zdecydowała się na zakończenie wypróbować najbardziej niszczycielski atak użytkownika Oddechu Kamienia.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
50 / 300
A po tym wszystkim, odkąd wróciła do domu, musiała udawać, że zupełnie nic się nie stało. Że nie opuściła Osaki nawet na kilka minut. Ktoś by powiedział, że praca Zabójcy Demonów jest ciężka, ale w rzeczywistości ciężkie to było dopiero to podwójne życie; ukrywanie się niczym kryminalista nie tylko przed demonami ale i służbami prawa, rodziną oraz znajomymi. No i poczucie, że się zawiodło.
Dlatego też z uwolnieniem całej tej wściekłości na siebie i towarzyszy musiała poczekać aż jej małżonek uda się do pracy. Może nie do końca jej to wyszło, biorąc pod uwagę, że szybko zaczęła się wyżywać na mężczyźnie za swoją porażkę, ale kiedy tylko ten opuścił dom, ona złapała swój łuk i kołczan, po czym przeszła do ogrodu.
Jeden z jej przeciwników tamtego dnia także dzierżył łuk. Dlatego teraz świadoma, że demony korzystają i z takiej broni, postanowiła upewnić się, że będzie się nim posługiwać lepiej niż jakiekolwiek „dziecko Muzana”.
Niestety każda kolejna strzała mijała się z wyznaczonym celem, którym był przyczepiony do drzewa kawałek płótna. Wiedziała, że nie osiągnęła jeszcze mistrzowskiego poziomu łucznictwa, ale nie wątpiła, że w „normalnych warunkach” trafiłaby przynajmniej te cztery z pięciu razy. Westchnęła głośno i kopnęła leżący obok kamień, po czym obrażona niczym dziecko, z impetem usiadła na trawie, głównie po to, aby ze złością pouderzać stopami o grunt, a następnie... się popłakać. W tej histerii trwała długą chwilę, aż w końcu zmęczona swoim własnym zachowaniem zdecydowała się na sesję uspokajającej medytacji.
Wróciła na taras i to na nim usiadła po turecku, łuk odłożyła obok, a w ręce wzięła kamień wielkości pięści. Po co? Nie wiedziała. Czy miało jakkolwiek pomóc? Tym bardziej nie wiedziała, ale w obiekcie tym było coś kojącego – jego chłód, faktura, kształt i fakt, że nie była w stanie go zniszczyć. Po kilku głębszych wdechach i wydechach całkowicie oddała się wyciszeniu i wewnętrznemu przetrawieniu wspomnianej przegranej. Mięśnie na jej twarzy poruszyły się nerwowo, gdy przypomniała sobie o tym, jak demon w zbroi samuraja wykorzystał jej paraliż i pozbył się jej z okolicy. A mógł zabić.
W końcu odłożyła głaz obok siebie, a zamiast niego sięgnęła ponownie po łuk. Tamta przegrana wciąż ciążyła jej na sercu, ale medytacja pomogła pozbierać myśli i pogodzić się ze stanem rzeczy. Nieco pewniejsza siebie, w pewien sposób natchniona i zmotywowana Mori stanęła ponownie naprzeciwko swojego celu w maksymalnej odległości, na jaką pozwalał jej teren domu. Przykładała się do każdego strzału, sprawiając, że osiemnaście z dwudziestu jeden podejść było mniej lub bardziej skutecznych. Zadowolona z tego wyniku (chociaż wątpiąca, że nie mogła lepiej), pozbierała strzały i odłożyła broń na jej miejsce w domu.
Skoro już przećwiczyła skuteczność swojej „broni bocznej”, zdecydowała się na kontynuację treningu z Nichibotsu. Zanim jednak do niego przeszła, zaczęła od części, której nie lubiła najbardziej: rozgrzewki. Być może zalecana była jeszcze przed używaniem łuku, jednak wtedy chciała po prostu w jakiś sposób spożytkować swoją wściekłość. Teraz spokojniejsza, a i świadoma, że posługiwanie się młotem wymaga od niej więcej ruchu, wykonała truchtem kilka okrążeń po ogrodzie. Rozciągała się różnymi skłonami i wypadami, ale także ruchami ramion i nadgarstków, które w najbliższej przyszłości miała szczególnie narazić na urazy.
Jeden z ostatnich treningów z jednym z innych Zabójców pokazał jej jedno: potrzebowała więcej technik ataków i uników ze swoją bronią, a także powinna dalej kształtować celność. Dlatego zaczęła od podstaw samych podstaw, a mianowicie zamachów. Cały czas trzymając łańcuch w rękach raz po raz zarzucała rękoma w taki sposób, jakby chciała cisnąć kulą w jakieś konkretne miejsce. Po kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt prób do każdego miejsca w ciele wyobrażonego przeciwnika. Następnie dołączyła do tego trening wytrzymałościowy – ten tym razem polegał na jak najdłuższym kręceniu młotem bez przerwy, w różnych pozycjach: nad sobą, po prawej, po lewej, przed sobą, trochę za sobą.
W końcu, już rzeczywiście trochę zmęczona, dołączyła do wszystkiego „kamienny” sposób oddychania. Nie wykonywała przy tym jednak żadnej techniki łączącej się z manifestacją żywiołu, a jedynie umacniała swoje ciało oraz wyrabiała odruch do oddychania tą wyuczoną metodą. Kontrolując więc tę równomierną wymianę powietrza w płucach, zaczęła wykonywać pełne, wymyślone przez siebie ataki. Czasem z kucek, czasem z wyskoku, jednak większość z ziemi ale pod różnymi kątami. Do tego zdecydowała się wypróbować pomysł dynamicznego ukracania łańcucha poprzez oplatanie go wokół różnych części ciała przy ataku. Zdarzyło jej się w przeszłości wykorzystywać do tego swoje udo np. - dla zmylenia przeciwnika wtedy łańcuch oplątywał się wokół jej nogi po to, aby mogła kopnąć w kulę, której trajektoria lotu wtedy była inna niż na pełnym dystansie. Teraz uświadomiła sobie, że oplatając swoją broń wokół broni lub części ciała demona, w resztę łańcucha mogła sama się okręcić, aby nie było mu tak łatwo wyrwać młot z jej rąk.
Testując użytkowanie własnego ciała przy atakach popełniła w pewnym momencie jeden zasadniczy błąd, tj. pozwoliła, by łańcuch obwiązał się jej wokół szyi. Szczęśliwie udało jej się wyswobodzić, jednak ślad na skórze pewnie miał pozostać jeszcze przynajmniej kilka godzin. Sprowadzona przez to na kolana zakaszlała głośno i wstała nieco otępiała. To przypadkowe, niedoszłe samobójstwo pozwoliło jej zrozumieć swoje błędy, aby tych więcej nie powtórzyć, ale także zniechęciło do dalszego treningu tego dnia.
Co jakiś czas pokasłując i pocierając się dłonią po szyi, wróciła do domu, z impetem zasuwając za sobą drzwi. Medytacja uspokajająca przestała działać.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
100 / 300
Ocena treningu
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
— Spierdalaj, później.
Od samego rana zdenerwowana obecnością członka rodziny w swoim pokoju w Yonezawie, otworzyła przekrwione oczy. Podniosła się na łokciu i spojrzała na jedno z rodzeństwa z taką miną (a do tego ułożeniem włosów), że ten dyskretnie się wycofał. Miał jednak rację - musiała wstać i podjąć się treningu. Kolejnego, do którego sama nie potrafiłaby się zmotywować, toteż poprosiła rodzinę o wsparcie, któremu ostatecznie się zapierała jak tylko mogła.
Ziewnęła przeciągle, zjadła resztę ryżu odstawionego z kolacji i udała się przed dojo zaraz po tym jak zmieniła strój i związała włosy w coś przynajmniej przyzwoitego.
Przeciągnęła się i znużona wzięła głęboki wdech, rozglądając się jednocześnie po okolicy. Większość Zabójców preferowała treningi z samego rana albo chociaż w południe, Mori zaś najlepiej czuła się wieczorami. Ten był nieco chłodniejszy niż ostatnio i być może dlatego poza nią nie było w tym miejscu dosłownie nikogo.
Rozpoczęła tradycyjnie — od rozgrzewki. Ale ta trwała krócej niż zazwyczaj, bo Japonka była pozbawiona cierpliwości do takich ćwiczeń. Skłony, przysiady, wymachy, rozciąganie ramion i nóg. Zrobiła nawet serię brzuszków, pomimo tego, że w połowie dostała kolki od zjedzonego niedawno posiłku.
Po krótkiej przerwie postanowiła wzmocnić ręce. Wykonała kilka zwisów z drzewa i pompek, a także klasycznego dla siebie już przenoszenia głazów.
Ćwiczenia z bronią nichirin “odbębniła” na szybko, bardziej dla zasady. Odnosiła wrażenie, że ostatnimi czasy młot zabierał dużo jej uwagi, a zaniedbała łucznictwo i rozwój zmysłu wzroku razem z celnością. Przetrenowała więc trzy techniki, które jej zdaniem szły jej najgorzej, tym razem bardziej uważając, aby samej nie zabić się łańcuchem.
W końcu sięgnęła po łuk. Kilkadziesiąt razy naciągnęła cięciwę raz jedną, raz drugą ręką, aby być w stanie strzelać z obu kierunków w przypadku konieczności schowania się za jakimś obiektem. Kolejne kilkanaście razy oddała strzał z pozycji stojącej; była zirytowana faktem, że nie wszystkie trafiły do celu, jednak z każdym kolejnym tygodniem odnotowywała postępy.
Kolejnym etapem jej treningu było dalej strzelanie do tarczy, ale w pozycjach, których części prawdopodobnie nawet nie będzie jej dane użyć podczas rzeczywistego starcia. Raz stała na jednej nodze, raz na drugiej, czasem próbowała zsynchronizować strzał z podskokiem, wyskokiem z biegu, kucając, stojąc tyłem ale z obróconym tułowiem, idąc, siedząc, a nawet stojąc na jednej nodze ale wychylając się do przodu pod kątem prawie dziewięćdziesięciu stopni. Wymyślała dużo, jak koń pod górę, paranoicznie obawiając się, że ta jedna nie wytrenowana pozycja doprowadzi do jej klęski, a może i śmierci.
Ponieważ męczącym było ciągle chodzić po strzały, żeby je zebrać, jej następnym ćwiczeniem było “przeładowywanie”. Opuszczała łuk, a strzałę chowała do kołczanu na plecach, po czym jak najszybciej próbowała dobyć pocisku i umieścić go w odpowiedniej pozycji, aby jednocześnie wycelować w obrany przez siebie na początku obiekt.
— A więc łucznik, tak?
Wystraszona Nishiōji prawie strzeliła do nieznajomego Zabójcy, który postanowił ją zaczepić.
Kilkuminutowa wymiana zdań doprowadziła do tego, że nowo poznany Ne rangi Hinoe zdecydował się nie tylko dać jej kilka wskazówek, ale i pomóc w dalszym rozwoju tego wieczora.
Nie obyło się od dawania jej po łapach za najmniejsze błędy. Uważał, że jeżeli ona celowała w bycie dobrym łucznikiem to musiała mieć ambicje, by stać się perfekcyjną. Na jej nieszczęście też miał rozwinięty wzrok, toteż każdy milimetr i odpowiednie napięcie mięśni miało znaczenie. Podrzucał do góry różne obiekty, na przykład małe owoce i kazał jej w nie strzelać. Była to zupełna odmiana po trafianiu do celu nawet mniejszego, ale nieruchomego. Raz na jakiś czas ciskał nimi też w nią, aby wyrobić w niej refleks i pokazać, że wciąż była daleko od tak szybkiego przygotowania strzału, jak powinna umieć. Nic więc dziwnego, że jej strój wymagał prania po tym ćwiczeniu.
W końcu zdecydowali się razem opuścić centrum Yonezawy i oddalić od niej o kilka kilometrów, na nie porośniętą równinę. Była druga w nocy, blask księżyca wspomagał ich ulepszone zmysły.
Mężczyzna wymyślał dla niej kolejne ćwiczenia, samemu zajmując się także przenoszeniem worka z piaskiem, który miał być dla niej celem. Raz kazał jej strzelać wprost, z nieco większej odległości niż ta w Yonezawie. Innym razem oddalał worek i uczył Mori strzelania pod skosem, w niebo, aby strzała lecąc po łuku trafiła w cel. Już niebo zaczynało się rozjaśniać, kiedy wreszcie udało jej się tego dokonać trzy razy z rzędu, co dopiero miało być ewentualnym wyznacznikiem dla jej opanowania tej sztuki. Nie planował jednak zakończyć tego szkolenia, bo jego następnym pomysłem było, że poruszał się z workiem w jakiś określony sposób, a celem Nishiōji było zrozumienie tego wzoru, synchronizacja i trafienie w cel. Mężczyzna z każdą kolejną turą przyspieszał albo wymyślał inne wzorce poruszania się, często doprowadzając uczennicę do szaleństwa, a nawet na skraj toczenia piany z ust.
Aż w końcu… uciekł w las.
Zabójczyni ruszyła w pogoń, mając zaledwie pięć strzał przy sobie. Była głodna, zmęczona, ramiona bolały niemiłosiernie. Poruszali się zarówno po ziemi jak i po drzewach, przeskakując nad przeszkodami i pułapkami rozstawionymi przez Zabójców na wypadek, jakby ktoś za bardzo zbliżył się do ich ośrodka.
Zużyła cztery strzały, została ostatnia. Straciła mężczyznę z oczu, kiedy potrzebowała wziąć chwilę oddechu — różnica między nią a Hinoe pod względem wytrzymałości była znaczna. W końcu ruszyła dalej, aż jej uszu dobiegł dźwięk człowieka. Zbliżyła się po cichu, a kiedy dostrzegła swój cel, naciągnęła cięciwę, wystrzeliła strzałę…
…i nie trafiła.
— Musisz się jeszcze dużo nauczyć, Mori. Ale… postęp jakiś jest. Ze dwie osoby były gorsze od ciebie.
— Z ilu?
Rozmówca zastanowił się.
— Jakichś czterdziestu… sześciu.
Brunetka poczuła, jak na jej czole pojawia się żyłka irytacji, a policzki przybierają czerwony kolor. Warknęła głośno i cisnęła łukiem o ziemię, obrażając się niczym dziecko. Skrzyżowanie rąk na klatce piersiowej nie pomagało.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, podniósł worek i trzymając go pod pachą ruszył przed siebie. Obejrzał się na dalej zirytowaną kobietę, po czym machnął ręką ponaglająco.
— Chodź, pozbierajmy nasze śmieci i wracajmy. O północy spróbujesz jeszcze raz. W końcu wstyd, żeby człowiek, któremu demon rękę upierdolił strzelał szybciej od ciebie.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
200 / 300
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
250 / 300
Słońce ledwo wychyliło się ponad horyzont, a Mori już była w trasie, kierując się ku swojemu ulubionemu miejscu do treningu — polanie, na której niegdyś poprawiała umiejętności strzeleckie. Wydawać się mogło, że skoro posiadała Oddech, łuk był dla niej zbędny. Nic bardziej mylnego: nie dość, że preferowała potyczki z dystansu, to jeszcze strzelectwo stanowiło dla niej pewien sposób na odprężenie. A tego właśnie potrzebowała chwilę po tym, jak dowiedziała się, że jej mąż nie tylko był w Korpusie Zabójców Demonów razem z nią, ale i… go zdradził.
— Nishiōji-sama!
Zwolniła galop konia, na którym podróżowała, niespiesznie obracając się w kierunku nawołującego ją głosu. Widząc zmierzającego w jej kierunku samotnego, na oko siedemnastoletniego chłopaka, powoli sięgnęła ręką w kierunku swojego nichirin. Czy możliwym było, że jakiś demon ją znał i przyczaił się tak blisko Yonezawy?
— A ty to..? — spytała oschle, podejrzliwie mrużąc oczy.
— Jirō, Mizunoto — przedstawił się, wykonując lekki ukłon. — Poznaliśmy się w Kioto. Azuchi. — Mori jęknęła cicho. Nie lubiła wspominać ostatnich wydarzeń z tamtego miasta. — Chciałem… chciałbym potrenować z panią. Też używam oddechu kamienia. — Nie czekając na jej reakcję, zaprezentował oburącz swoją broń.
— Nie jestem Hashirą…
— Wiem, ale Mistrz Takeshi nie ma zbytnio czasu. Poza tym, też umiem strzelać z łuku. — Rozpromieniony wskazał palcem na broń na jej plecach. Przez twarz Nishiōji przemknął cień uśmiechu; momentami przypominał jej syna, Reizeia, którego nie raz wyobrażała sobie jako podobnego w tym wieku.
— W porządku — sapnęła, dając za wygraną. Być może towarzystwo podczas treningu nie było złą opcją, biorąc pod uwagę, że czasem, przez przypadek, była bliska zrobienia krzywdy samej sobie. — Gdzie twój koń?
— W Yonezawie. Chciałem potrenować w okolicy. — Gestem ręki wskazał na las, w którym się znajdowali.
— Wskakuj.
Do miejsca, w którym chciała trenować od początku, dojechali w ciągu kilku godzin.
— To od czego chcesz zacząć? Łuk czy nichirin?
— Niech będzie nichirin, przy łuku łatwiej odpocząć.
Mizunoe uśmiechnęła się, w zgodzie przytakując głową. Nie mieli przy sobie treningowego oręża, dlatego doskonalili użytkowanie broni razem z oddechem nie przeciwko sobie, a bez konkretnego oponenta; byle, żeby użyć techniki w taki sposób, jak się zamierzyło. Na przykład trafiając w konkretny, narysowany wcześniej w ziemi, punkt. Mori kilkukrotnie prezentowała koledze tricki, na które wpadła przez te lata korzystania z Oddechu Kamienia.
Razem z chłopakiem zdecydowali się później na krótki pojedynek bez używania form — to zapewniło im wzajemne bezpieczeństwo w starciu, chociaż latające kolczaste kulki i ostrza wcale temu nie sprzyjały.
— Hej, uważaj! — zawołał chłopak, w pewnym momencie ledwo unikając jej ciosu.
— Sam uważaj, to nie ja chciałam ze sobą trenować — odparła półżartem, już przygotowując się do następnej ofensywy. Oboje korzystali ze zmysłu wzroku, a to ułatwiało im unikanie wzajemnych ataków.
Pod koniec “sparingu” zbliżyła się do Zabójcy i spróbowała podpowiedzieć mu w bazowych kwestiach takich jak szacowanie odległości i trafianie w cel; jak się zamachnąć, aby zwiększyć swoje szanse na uderzenie w sam środek.
— To co, łuk? — zaproponowała w końcu, opierając się dłońmi o uda. Oboje byli już zmęczeni, Jirō głęboko dysząc leżał na plecach.
— Łuk.
Mori wybrała dla nich kilka celów; oddalone od kilkudziesięciu do kilkuset metrów (jeżeli niczym nie zasłonięte) drzewa na skraju polany. Próbowała zrobić młodszemu koledze podobny trening, co ten, który nie tak dawno sama miała — strzelanie do małych, podrzucanych obiektów czy w dal, aby strzała poleciała po łuku, do celu. Sama również nie próżnowała, obierając dla siebie podobne cele i wymagania.
— Głupia kurwa.
Mori uniosła jedną brew, oglądając się na towarzysza. Ten akurat naciągał cięciwę i szykował się do strzału. Zgadując, że po prostu coś mu nie wyszło, także wróciła do celowania.
— Tchórze i dziwki, których głowy spadną na ziemię.
Otworzyła szerzej oczy, jednocześnie marszcząc brwi. Doskonale znała ten cytat. Ponownie odwróciła się twarzą do kolegi, ale ten, zamiast być — jak chwilę wcześniej — w odległości jakichś pięciu metrów od niej, teraz stał o połowę dystansu bliżej. Chociaż jego ciało było skierowane tam, gdzie wtedy, głowa nienaturalnie zwrócona była w jej stronę. Jirō uśmiechał się nieludzko szeroko, a długi język zwisał aż do brody.
— K-kim jesteś? — wydukała, drżącymi rękoma wciąż trzymając napięty łuk. Nie mogła uwierzyć, że Mizunoto był demonem; nie czuła żadnej aury, nie widziała nic sugerującego ten fakt. Czy aż tak łatwo było ją oszukać? Czy mógł to być Kizuki?
Na samą myśl, że mogła mieć do czynienia z jednym z najpotężniejszych potworów, zaczęła się powoli wycofywać, delikatnie kręcąc głową. Zniekształcona twarz Zabójcy na jej oczach przybrała wizerunek Sendo.
— Jestem Sendo, twój mąż. — Jego wargi nie ruszały się, a mimo to Mori usłyszała odpowiedź w swojej głowie. Ostatnie słowo dobitniej podkreślił, jakby drwiąc z jej niewierności. — Wiedziałem, że jesteś szalona, ale teraz zupełnie ci odjebało.
Wykonała gwałtowny obrót, chcąc zacząć uciekać. Jeżeli słońce go nie paliło, to…
Obróciła się, ale przeciwnik już był przed nią. Tak blisko, że niemalże na niego wpadła. Nie był to jednak jej małżonek, a Haruto — stalowy demon, z którym zmierzyła się zaledwie kilka dni temu.
—Zapłacisz mi za to!
— Ty nie żyjesz — wychrypiała, pamiętając, jak chwilę po tych samych słowach znikał na jej oczach. Jej, i Kireia.
— Mori?
Ponownie obróciła się za siebie, słysząc znajomy głos. Przeciwnik znów był przed nią, tym razem przybierając kolejną twarz. Wspomnianego chwilę temu Rybaka.
— Tylko mnie nie postrzel.
— Nie chcę… — szepnęła, prawie na skraju płaczu. “Nie chcę cię skrzywdzić”, chciała powiedzieć, znów cofając się, aby uniknąć skutków tego, co mogłaby jej zrobić wyciągnięta do niej dłoń.
Cofała się krok po kroku, powoli, cały czas celując w chłopaka. Już miała strzelić, kiedy potknęła się o kamień za sobą i upadła na pośladki, w międzyczasie posyłąjąc strzałę gdzieś ponad przeciwnikiem.
Kiedy znów na niego spojrzała, ten miał jednocześnie dwie twarze — w połowie Yorinobu, w połowie Gozu — jej kochanków. Imiona obydwóch rozbrzmiały w jej głowie jednocześnie; człowieka od lewej strony, demona od prawej. Pochylał się nad nią, wciąż wyciągając rękę w jej kierunku.
— Jestem…
Wypowiedź przerwał jej pisk, podczas którego, z zaciśniętymi powiekami zamachnęła przed sobą żelaznym wachlarzem, który stanowił element jej broni nichirin. Chociaż poczuła ciepłą posokę na swojej twarzy, dalej bała się otworzyć oczy.
— …J-Jirō… — wychrypiał mężczyzna, trzymając się za rozciętą krtań.
Natychmiastowo popatrzyła na skutki tego, co zrobiła; młody członek Korpusu głośno upadł na ziemię zaraz obok niej. Mori przeniosła się na kolana, zbliżyła na czworakach i spanikowana przyglądała umierającemu chłopakowi. Kiedy w końcu wróciła do zmysłów, spróbowała jeszcze wyrwać go z objęć śmierci; na próżno jednak.
Wciąż spanikowana zabrała swoją broń z ziemi i podbiegła do konia, na grzbiecie którego dostała się w to miejsce. Nie zdążyła się poprawnie usadowić, z początku prawie spadając, a już uciekała z miejsca zdarzenia.
Cały czas miała nadzieję, że śni lub umysł płatał jej figle i zaraz, już za chwileczkę, uświadomi sobie, że nic z tych rzeczy nigdy nie miało miejsca.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
300 / 300
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
Twój trening został zaakceptowany.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
349 / 500
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
399 / 700
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
449 / 700
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
499 / 700
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
549 / 700
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ocena treningu
599 / 700
Nie możesz odpowiadać w tematach