Jej stan zdrowia poprawiał się powoli po ostatniej misji. Wciąż notorycznie kichała, a jej glos był dalej zachrypnięty, jednak jej rany po poparzeniach zdawały się być mniej bolesne. Przynajmniej te na nogach. Jej lewa ręka dalej wyglądała paskudnie i bolała równie mocno co wyglądała. Ponoć istnieje spora szansa na pozostawienie po sobie blizny. Nie przejmowała się tym jednak zbytnio. W końcu to nie jej pierwsza i zapewne nie ostatnia blizna, a za jej słabość tej nocy, powinna ją spotkać kara. Chociaż była ciekawa, czym ta blizna będzie się różniła od tych kutych.
Mimo, iż jej ciało zdawało się czuć lepiej jej rany na umyśle były znacznie bardziej bolesne. Krzyki marechi dalej rozbrzmiewały w jej umyśle co noc. I zapewne nigdy nie przestaną do końca jej dni. Nawet jeśli początkowo, rozbrzmiały one z "durnych" powodów to przez nią zakończyły się tak jak skończyły.
Wchodząc do pustego przybytku, obdarzyła właściciela chłodnym spojrzeniem, prosząc o herbatę z jaśminem. Staruszek, jak zwykle wydawał się niewrażliwy na "jej aurę" i na widok jej ostrza z łańcuchem, zaczął opowiadać, jakim "bandziorem" był mistrz Takeshi, gdy po raz pierwszy postawił stopę jako młodzik w Yonezawie, jak zwykle zapominając, że opowiadał jej tą historię za każdym razem, gdy odwiedzała to miejsce. Aż dziw, że pamiętał, jak miała na imię.
Usiadła w spokoju na jednej z puf, w oczekiwaniu na jej napój. Który i tak musi wpierw wystygnąć, nim dane jej będzie się go napić, nie chcąc nadwyrężać jej gardła. Wpatrywała się bez emocji w naprzeciwległą ścianę, zastanawiając się jak szybko ogień tego demona mógłby pochłonąć tą herbaciarnie. I jak bardzo byłaby wtedy bezradna, mogąc uratować jedynie siebie...
Rany leczyły się powoli, ale skutecznie. Dlatego też w bardzo krótkim czasie możliwe było opuszczenie przez Hayato swojego pokoju. Nie mając za bardzo miejsca, w które mógł się udać - wybrał Hoseki. W końcu nie ma nic przyjemniejszego niż kubek zielonej herbaty - nieprawdaż?
Kiedy dotarł do przybytku, a zajęło to trochę czasu z konieczności używania drewnianych kul, rozejrzał się po wnętrzu. Jego wzrok od razu zatrzymał się na kobiecie, której twarz zapamiętać miał na długie lata. Była to bowiem uczestniczka ostatniej wspólnej misji - Tatsu. Starając się być jak najbardziej delikatnym, Kama - niczym słoń w sklepie z porcelaną - zaczął przemieszczać się między zabójcami, którzy znajdowali się w herbaciarni. Prawdopodobnie doszło do paru rozlań herbaty, a także zabrudzeń ubrań. W końcu jednak białowłosy dotarł do celu swojej podróży, a było nim miejsce obok Tatsu.
Wybierając jedną z puf, Kama delikatnie zmienił swoją pozycję ze stojącej na siedzącą. Zdawał sobie sprawę z tego, że w tym momencie wszyscy na niego patrzą. Ale bądźmy szczerzy - co mieli zrobić w takiej sytuacji? Zaatakować kalekę?
- Nie spodziewałem się, że tak szybko się zobaczymy Tatsu. - Posłał w stronę kobiety delikatny uśmiech. Jednakże zarówno on jak i ona byli świadomi iż nie miał aktualnie w sobie nic z dobrego humoru. - Jak się czujesz? Rany się leczą? - Zapytał troskliwie.
Prawda była taka, że Kama uważał iż niepowodzenie ich misji w zupełności leżało na jego barkach. To on lekkomyślnie wepchnął się w demona, którego mocy w żaden sposób nie znał. To on był odpowiedzialny za to, że dwie niewinne osoby umarły tamtej nocy.
Dopiero głos Kamy, sprawił że łowczyni skupiła swoją uwagę na źródle hałasu. Dalej jednak wpatrywała się w martwy punkt przed sobą, bez emocji niczym posąg, poprawiając jedynie nie poparzoną dłonią swoje luźne kimono, które dostała podczas swojej wizyty u lekarza.
- Powinieneś leżeć w łóżku Kama - stwierdziła z wyraźną chrypką kobieta, przesuwając naczynie z herbatą bliżej siebie. Wciąż było niestety gorące, więc musiała niestety czekać. Nie mogła nawet uraczyć się przyjemnym zapachem jaśminu, wiedząc że skończy się to ogromnym atakiem kaszlu. I jeszcze większym bólem..
Ona również powinna leżeć w łóżku. A o to jest i pije herbatę, w ubraniu które nie potrafiła nawet sama założyć, bez pomocy. Rozmawiając, pomimo bólu gardła.
- Żyje i mam się dobrze. - powiedziała chłodnym, choć dalej skażonym piętnem poparzenia wewnętrznego głosem ciemnowłosa - Oddech ochronił mnie przed ogniem, ale nie przed jego żarem, zostawiając drobne, choć rozległe poparzenia, po których zostaną tylko blizny. Szkoda jednak, że nie można powiedzieć tego samego o...
Łowczyni kaszlnęła kilkukrotnie, odchodząc mimowolnie z posągowego stadium. Powinna wtedy użyć trzeciej formy, a nie piątej. A najlepiej uciekać z ludźmi w las, zamiast bronić pustego budynku. Jednak, kto by przypuszczał, że ten niezbyt silny demon jest w stanie wytworzyć tak wielką falę ognia. Której rozmiar przyćmiewał możliwości niemal każdego użytkownika oddechu ognia.
- Mam nadzieję, że to coś w powietrzu czym dostałeś, nie posiada żadnych ukrytych skutków ubocznych. - odparła po chwili, wpatrując się w mężczyznę przeszywającym wzrokiem.
Wiedziała, że te dziwne demonie siły są ogromnie nieprzewidywalne. Sam fakt, że jest niemal pewna, że roznosiło się to w powietrzu podczas oddychania jest dużym wyczynem. Będzie musiała znaleźć sposób jak z czymś takim walczyć, bez ciągłego pilnowania oddechu całkowitej koncentracji. Oraz pomyśleć, jak rozpoznawać podobne sytuacje. Daleko jej do perfekcji w swoim zmyśle, by rozpoznać paraliż z dalekiej odległości, poprzez słuchania tętna, tak by nie pomylić go ze zwykłym zatrzymaniem.
- Leżenie nie jest wcale takie dobre Tatsu. Poruszanie się poprawia krążenie, a co za tym idzie wszystko powinno się zdecydowanie lepiej goić. No i siedzenie w pokoju jest co najmniej... depresyjne. - rzucił. Wszystko co powiedział Tatsu było całkowitą prawdą. Abstrahując już od sytuacji, która miała miejsce w gospodarstwie, to leżenie w swoim pokoju było dla Kamy dużo bardziej męczące niż ból spowodowany poruszaniem się.
Kiedy kobieta urwała swoją wypowiedź, Hayato zrozumiał, że cała ta sytuacja odbiła się na każdym z nich. Położył swoją dłoń na ramieniu kobiety. - Zrobiliśmy wtedy tyle ile tylko byliśmy w stanie. Okazało się, że nasze umiejętności nie wystarczyły. Nie zawsze uda nam się w pełni wykonać swoje zadanie Tatsu... - Uśmiechnął się delikatnie do kobiety. - Musimy wyzdrowieć i ćwiczyć, aby taka sytuacja już nigdy nie miała miejsca. Chyba się ze mną zgodzisz, prawda?
Kama sam wierzysz w słowa, która właśnie wypowiedział. Był świadom tego, że tylko i wyłącznie rozwój siebie - zarówno swoich umiejętności jak i mentalności - może im pomóc w wykonywaniu coraz to trudniejszych misji z pozytywnym skutkiem.
W końcu do jego uszu dotarły słowa kobiety na temat dziwnego zajścia, które miało miejsce podczas ich ostatniej misji. Kama spojrzał na Tatsu z lekkim zamyśleniem na swojej twarzy: - Ciężko jest mi stwierdzić co tak na prawdę się ze mną wtedy stało. Rzeczy, które widziałem zdawały się tak realne... Na szczęście puściły od razu kiedy tylko ten potwór stracił świadomość, dlatego też wydaje mi się, że nic mi już z jego strony nie grozi.
W międzyczasie do ich stolika przyszła kobieta, która przyniosła kalece kubek z jego zieloną herbatą. Hayato ujął naczynko w dłoń i spojrzał na jego zawartość: - Wiesz co z Mori? - Po tych słowach upił sporego łyka ciepłego napoju.
- Powiedz to tym lekarzom. Dla nich miesiąc w łóżku to podstawa jakiegokolwiek leczenia. Chyba robią to tylko po to, by nie robić zamieszania swoją osobą.
Pokazywanie się innym w takim stanie, było wręcz żenujące dla łowczyni. Ta dziwna ludzka litość, życzliwość i opiekuńczość, jaką dostawała teraz w Yonezawie. Nie mogła zrozumieć, jak mogli ją tak traktować, kiedy zostawiła od tak bez opieki ludzi, w szczególności kobietę, która nie potrafiła się sama poruszać?
Dotknięcie jej ramienia przez Kamę, gdy ta była zajęta atakiem kaszlu wyraźnie ją zaskoczyła. Zmierzyła Kamę chłodnym spojrzeniem, z kamienną twarzą słuchając jego słów:
- To nie brak umiejętności zawinił tej nocy. - odparła neutralno-chrypliwym głosem kobieta - I wiesz o tym doskonale. Ten demon nie miał z tobą żadnych szans w walce. Słyszałam, jego żałosne jęki i dźwięk rozrywanych mięśni. A jednak on, bądź jego łuczniczy pobratymiec doprowadził cię do stanu, przy którym mogłeś jedynie czekać na nadejście Pani.
Odwróciła głowę delikatnie na bok, biorąc dość dużego łyka ostudzonego napoju. Porażka tej nocy utwierdziła ją w przekonaniu, że to jak dobrze ktoś macha mieczem, może niewiele znaczyć w walce z demonem. Podobnie, jak to, jak dobrze posługują się oddechem i całkowitą koncentracją. Bo to, że sam oddech uratował ją przed spopieleniem, a całkowita koncentracja przed dołączeniem do grupowego paraliżu, może mało znaczyć w starciu z innym demonem. Jednak, czy to oznacza, że wszystkie te trzy umiejętności, w połączeniu ze zmysłem są istotne? Czy, że potrzeba czegoś więcej, by okazać się zwycięzcą w tych potyczkach?
"Bolesna wieczna walka, pełna cierpień duszy i ciała, na które szczerze zasługuję."
- Jednak jednym się zgodzę Kama.
Odłożyła delikatnie naczynie z herbatą, wpatrując się prosto w oczy Kamy:
- Ta sytuacja nie może się powtórzyć.
Ale się powtórzy i była tego w pełni świadoma. Nie są w stanie uratować wszystkich. I nigdy nie będą w stanie.
- Ta moc sprawiła, że byłeś niczym martwy. Nie ruszałeś się, nie wydawałeś z siebie żadnych dźwięków. Jedynie fakt, że ten łucznik dalej strzelał w ciebie, świadczył że dalej żyjesz.
Na pytanie o Mori kobieta wzruszyła lekko ramionami:
- Nie ma jej w Yonezawie. Pewnie jest u siebie lub w terenie. Poza dostaniem tym czymś, nic jej się przecież nie stało.
Dopiła ostatni łyk herbaty, podnosząc się ze swojego siedliska:
- Wracajmy lepiej do siebie, zanim jakiś medyk nas tu przyłapie.
Popatrzyła na stopy mężczyzny wzdychając lekko pod nosem:
- Jeśli typowa dla samurajów upartość, nie zabrania, by ktoś ci pomagał w chodzeniu to służę ramieniem. Jednak spróbuj chociaż na chwilę spojrzeć w dół, a nie wyjdziesz z łóżka do lata.
Łowczyni poprawiła swoje kimono na wysokości piersi, obdarzając mężczyznę chłodnym spojrzeniem. Zdała sobie sprawę, że również padła ofiarą tej dziwnej "słabości". Jednak to może ona czyniła ich wszystkim ludźmi? I odróżniała ich od demonów...
Kama i Tatsu z/t
- To jeszcze dychasz staruszku? Mam nadzieje, że masz jeszcze trochę tej senchy co ostatnio. - Zaśmiałem się delikatnie i ukłoniłem przednim. -To jednak żyjesz młokosie. Myślałem, że jakieś szkaradzieństwa cię capnęły.- Dziadek wyciągnął rękę, złapał za ucho i zaczął szarpać. - Ja Ci dam tak długo mnie unikać, wysłałbyś, chociaż jakiegoś kruka albo przysłał egzotyczną herbatę. - Jego szarpanie nie sprawiało mi bólu, nawet gdyby się uparł, to pewnie nie miałby na tyle siły, żeby mi głowę przechylić, ale i tak podążałem za jego ręką. - Gomen...Gomen, to się więcej nie powtórzy, słowo. Tylko puść moje ucho, jeszcze mi się przyda na pewno. - Grałem w jego grę i udawałem, że faktycznie mnie to boli. Gdy mnie puścił, to jeszcze chwilę delikatnie pojękiwałem. Nie przejmowałem się tym, co pomyślą, pozostali klienci tego miejsca. Był to trochę nasz rytuał, chociaż to pierwszy raz jak wróciłem tutaj po tak długim czasie.
- Musiałem zwiedzić trochę świata, po tylu latach tutaj, ale teraz się wyszalałem i na pewno częściej mnie zobaczysz.- Uśmiechałem się szeroko, a on wskazał mi ręką na wolny stolik. - Siadaj tam młokosie, zaraz przyniosę Ci te Twoją Senche, tylko przygotuj pieniądze. Od kiedy zostałeś, zabójcą to skończyło się dawanie na zeszyt. Później opowiesz mi, co tam na wywijałeś w świecie. - Zająłem miejsce, które mi wskazał i rozsiadłem się tam, wygodnie na poduszczę. Staruszek zniknął na zapleczu, a ja mogłem sobie spokojnie zilustrować wszystkich siedzących w herbaciarni.
albo ją przed sobą stworzę
- Moje uszanowanie. Chciałbym napić się dziś czegoś nowego. Macie coś do polecenia? Cena nie gra roli. Po prostu chciałbym spróbować czegoś co mnie zaskoczy, a jednocześnie pozwoli mi odpocząć – powiedział Shōtarō. Propozycja dość niejasna oraz niecodzienna, ale w razie czego zawsze może odpowiedzieć na pytania.
Było to bardzo podobne uczucie do tego, gdy słowo znajduje się na końcu języka, ale za Chiny nie możesz niego z siebie wydusić. Po chwili uważnej obserwacji mnie oświeciło i wiedziałem, dlaczego go kojarzyłem. Saiyuri mi o nim wspomniała i w sumie potem Suki. Przysłuchałem się, uważnie co takiego powiedział do staruszka i wstałem, nim gospodarz zdołał od niego odejść.
-Yo Tachibana Shotaro.- Podniosłem otwartą dłoń ku górze z małym uśmieszkiem. - Dziadku, w takim razie daj jeszcze jedną czarkę. Pokaże mu jak smaczna i dobrą Senche masz. - Wziąłem tackę z przygotowanymi rzeczami i poczekałem, aż gospodarz dołoży jedną czarkę. Wróciłem wzrokiem do niższego kolegi i skłoniłem mu się delikatnie. -Nazywam się Kagami Yuichiro, jeżeli nie masz nic przeciwko. To chciałbym zaprosić Cię do mojego stolika. Nie wiem, czy piłeś kiedyś tę mieszankę roślin, ale wydaje mi się, że może na pewno cię zaskoczyć. Sam jak piłem ją za pierwszym razem, miałem problem, aby do czegokolwiek ją przyrównać. Chociaż może wtedy odrobinę, przesadziłem z ilością liści.- Obróciłem się i pokierowałem go do miejsca, w którym siedziałem. Wiedziałem, że musiał być odrobinę zdezorientowany, w końcu obcy gość znał jego imię i nazwisko, nawet nie tłumacząc skąd. Zamierzałem mu powiedzieć, ale dopiero wtedy gdy usiądzie ze mną. Nie chciałem, żeby na jego decyzje wpłynęły nasze wspólne znajomości z Saiyuri czy Suki i chciałem spłatać mu małego figla. Usiadłem na wcześniejszym miejscu i położyłem tace na stoliku, poczekałem aż Shotaro zajmie miejsce i nie patrząc na niego zacząłem, przygotowania do parzenia herbaty.
-Nie, nigdy się nie spotkaliśmy.- Rzuciłem luźno, aby nie wertował swoich wspomnień w poszukiwaniu naszego pierwszego spotkania. - Saiyuri opowiedziała mi o Tobie i uznała, że moglibyśmy się dogadać, dlatego postanowiłem do Ciebie podejść. Chociaż nie podała mi konkretnego powodu i tłumaczyła, że mamy ten sam zmysł. Przynajmniej możemy uraczyć się dobrym naparem w towarzystwie.- Mówiłem spokojnym i cichym głosem, byłem mocno skupiony na dozowaniu liści, zalaniu i odliczaniu czasu aż herbata będzie odpowiednio zaparzona.
albo ją przed sobą stworzę
Tachibana odwrócił się kiedy ktoś wypowiedział jego imię i nazwisko. Nie kojarzył głosu, ani tym bardziej jego właściciela. Może kiedyś gdzieś widział tę rudą głowę, ale raczej nigdy nie mieli zbytniego kontaktu ze sobą. Z pewnością zapamiętałby. Shōtarō patrzył z pewną dozą zaciekawienia na rudowłosego samuraja, który najwyraźniej skądś go znał i bardzo chciał się z nim napić herbaty.
- Znamy się? – rzucił szermierz, a następnie wysłuchał jego przedstawienia się, które w głównej mierze skupiało się na zachwalaniu mieszanki liści, którymi chciał go poczęstować. Cóż. Tachibana chciał czegoś co go zaskoczy i w głównej mierze to dostał. Kolejny powód, aby uważać, czego sobie się życzy, gdyż może to naprawdę zaskoczyć. Trzeba było jednak oddać Kagamiemu, że zainteresował go na tyle, aby usiąść wraz z nim przy jednym stoliku. Poza tym możliwość skosztowania nowej mieszanki była bardzo kusząca i przekonywująca. Tak więc niebieskooki udał się za swoim nowym znajomym do jego stolika i usiadł naprzeciwko niego. Jednakże jego postawa w dalszym ciągu wyrażała delikatne wycofanie. Trudno było mu się dziwić. Obca osoba zna jego nazwisko i zaprasza go od razu na herbatę. Odrobina wyjaśnień z pewnością byłaby miła.
- Tyle to już sam ustaliłem. Wybacz, ale staram się zapamiętać poznane osoby. Tak więc czekam na jakieś wyjaśnienia, gdyż z pewnością są one niezwykle interesujące – powiedział zabójca oddechu pioruna. Jego oczy skupione były na całej personie Yuichiro. Obserwował jak parzy herbatę, a jednocześnie jego postawę oraz mowę ciała.
- Więc znasz senpai – powiedział odnotowując sobie tą informację w umyśle, aby później porozmawiać ze swoją ulubioną blondwłosą zabójczynią na kilka tematów.
- Więc też jesteś zabójcą. Poznaliście się na misji? – zapytał, chcąc w międzyczasie wyciągnąć odrobinę informacji. Saiyuri chyba uznała, że brakuje mu znajomych. Musiał jednak przyznać, że chłopak wiedział co robi. Jego technika może nie była idealna, ale była bardzo dobra.
- Że znam to trochę za dużo powiedziane... raz się widzieliśmy. Tak jestem, ale nie poznaliśmy się na misji.- Upiłem kolejnego niewielkiego łyczka, nim rzuciłem więcej światła na początek naszej znajomości. - Spotkałem Saiyuri jednego wieczoru w karczmie, strasznie wtedy padało na początku wiosny istne oberwanie chmury, byłem kompletnie przemoczony. Miło spędziliśmy noc w swoim towarzystwie i następnego dnia odprowadziłem ją do Edo i tam poszliśmy w swoje strony. - Uśmiechałem się delikatnie, wzrokiem obserwowałem jego mowę ciała, byłem ciekawy, jaki typem osoby był. Z opisu, który otrzymałem, od blondynki wynikało, że jest on chłodny, wyrachowany i nie bardzo się uzewnętrznia ze swoimi emocjami.
- Jak smakuje ci ta mieszanka Senchy? Gospodarz dalej nie chce, powiedzieć czego dodał, a mi nie udało się jeszcze zgadnąć. Może ty masz jakiś pomysł? Na pewno nie jest to Ume czy Hurma, ale musi to być jakiś słodki owoc prawda? - Trochę zmieniłem temat, żeby odciągnąć go jak na razie od wątku blondynki. Chciałem go poznać, a nie rozprawiać o dziewczynie, którą oboje znamy. Gdybym tego chciał, to równie dobrze mógłbym poruszyć przykry temat o Suki. Może później to zrobię, wtedy mógłbym się dowiedzieć czegoś więcej i nie rozdrapałbym starych ran.
Tylko pytanie, czy ona w ogóle mu się z czegoś takiego zwierzyła. Czy to możliwe, że tylko mi napomknęła o tym? Z drugiej strony on mógłby jej powiedzieć, że pytałem i wtedy jeszcze pomyślałaby, że ją prześladuje albo zbieram wrażliwe dane. Miałem w głowie różne myśli, ale, jak na razie postanowiłem zobaczyć, co się kryje za fasadą Shotaro.
albo ją przed sobą stworzę
- Dziękuję – powiedział cicho, przyjmując czarkę z naparem. Wziął głęboki wdech i do jego nozdrzy doszedł charakterystyczny trawiasty zapach oraz delikatny owocowy akcent. Ciężko było jednak na tej podstawie określić czy herbata jest dla niego odpowiednia. Nie miał tak dobrze rozwiniętego zmysły węchu czy smaku, ale swoje w życiu już wypił. Suki pewnie od razu by rozpoznała wszystkie składniki w momencie wzięcia naparu do ust. Chwila. Dlaczego on o niej pomyślał, właśnie w tej chwili? Spotkał się z dziewczyną raz i już później nie miał z nią większego kontaktu. Nie wiedział co się z nią działo, a sam jej nie szukał. Bo po co? W końcu byli tylko znajomymi, a to też może być zwykłe stwierdzenie nad wyrost. Shōtarō potrząsnął delikatnie głową, aby pozbyć się głupich myśli. Powinien skupić się na tym co jest przed nim.
- Mhm – powiedział. Przyjął do wiadomości początek jego wypowiedzi i dał mu znak, iż może ją w dalszym ciągu kontynuować. Sam ciemnowłosy samuraj wziął łyk herbaty. Była całkiem niezła. Trawiasty aromat był najlepiej wyczuwalny, ale nie przyćmiewał pozostałych. Wręcz przeciwnie. Ich kontrast sprawiał, że były dzięki temu wyraźniejsze. W dalszym ciągu nie mógł jeszcze określić jakie to były owoce. W dalszym ciągu słuchał co rudzielec do niego mówił, choć na słowa o miłym spędzeniu nocy podniósł delikatnie brew do góry. Czyżby go testował? Tachibana doskonale wiedział, iż Kurayami nigdy nie zrobiła by czegoś nieodpowiedniego z nowo poznaną osobą. Nawet jeśli wcześniej wypiła alkohol, co prawdopodobnie się wydarzyło. Nie była tego typu osobą.
- Tak? A jak dokładnie spędziliście ten wieczór? – zapytał, dodając do swojego głosu delikatną nutkę zirytowania oraz ciekawości, które mogłyby świadczyć o tym, iż wyobraża sobie naprawdę złe rzeczy. Nawet sprawił, aby w jego oczach pojawił się delikatny rozbłysk. Niech kombinuje skoro chce z nim grać w tę grę.
- Bardzo smaczna. Trawa daje jej odpowiedni smak, ale nie czuć dzięki temu, aż tak bardzo goryczki. Nie jestem aż tak dobrze obeznany w różnych smakach, ale może to być Kaki, bądź Nashi. Naprawdę ciężko określić ze względu na zbyt małą ilość danych – powiedział Tachibana. Herbata była naprawdę dobra i spełniała jego wcześniejsze założenia. Zaskoczyła go. Trzeba było jednak ruszyć trochę do przodu.
- No dobrze – powiedział Shōtarō i odłożył pustą już czarkę na stół, a następnie spojrzał na chłopaka. – Jaki dokładnie był powód, że mnie zawołałeś. Bo raczej fakt, iż Saiyuri ci o mnie wspomniała przy waszej pierwszej i jak to ująłeś jedynej rozmowie nie przekonuje mnie do końca. Nie wyglądasz też na osobę, która spełnia życzenia nowo poznanych osób. Więc albo coś ukrywasz, albo się mijasz z prawdą kolego.
Samuraj był naprawdę spokojny, ale czasami spokojne niebo może w kilka chwil zasnuć się burzowymi chmurami.
- Chciałbyś wiedzieć co? Pewnie Saiyuri Ci chętnie opowie o tym jak zaprosiła mnie do swojego pokoju w karczmie na noc albo i nie. Zostawię to w jej gestii. - Przysłoniłem usta czarką i wziąłem kolejnego łyka herbaty. - Jedyne co Ci powiem to, że jej skóra ładnie pachnie liliami. Co by się zgadzało z jej imieniem. - Uśmiechnąłem się i uważnie przyglądałem się mojemu rozmówcy, analizowałem jego zachowanie i uważałem, żeby zaraz mi nie chciał sprzedać jakieś szmaty z zaskoczenia. Nie wiedziałem, jak zareaguje na te prowokacje, ale lepiej założyć najgorszy przebieg wydarzeń.
- Tachibana-san, ale ty wiesz, że Hurma i Kaki to to samo prawda, ale może to Nashi faktycznie. Nie pomyślałem o tym. Zobaczymy, co powie staruszek, jak znajdzie chwilę. Bo czuje, że możesz mieć racje w tym przypadku. - Może faktycznie to była ta gruszka, chociaż ten smak owoców był bardzo delikatny. Trudno było od, tak zgadzać, w sumie teraz wiedziałem jak czuła się Saiyuri, gdy ona musiała zgadnąć co to za herbata. Dobrze, że tutaj z obecnym się nie zakładałem. Wypiliśmy zaparzoną herbatę i nagle atmosfera jeszcze bardziej zgęstniała. Chłopak teraz otwarcie zarzucał mi nieczyste intencje i podważał moją dobroć. Gdy poruszył kwestie mojego wyglądu, nawet się tym nie przejąłem. W końcu nie był mi on nikim bliskim, już dawno przyzwyczaiłem się, że duża część ludzie odbierają mnie jako złą osobę. Nie wiedziałem co dokładnie to powodowało, oczy, kolor włosów czy może po prostu to jaki byłem.
- Zrobiłem to z czystej ciekawości i kaprysu. Chciałem zobaczyć czy faktycznie jesteśmy podobni, ale Saiyuri i Suki musiały się pomylić albo nie dojrzały prawdy. Jesteśmy przeciwieństwami, wspólna to może jest pasja do herbaty, kolego. Niczego przed tobą nie ukrywałem, to ty musiałeś coś opacznie zrozumieć i wysunąłeś kilka odważnych tez, w głowie malując sobie obraz, osoby, jaką jestem. - Siedziałem spokojnie i obserwowałem go. Jeszcze nie powiedział i nie zrobił niczego co by spowodowało u mnie złość czy gniew.
albo ją przed sobą stworzę
- Z pewnością było pikantnie. Skończyłeś pod stołem czy w futonie? – zapytał Tachibana i pozwolił sobie na kpiący uśmieszek. Na boga, to było wręcz urocze. Jak chciał mu dokręcić śrubę taką insynuacją. No, ale dostanie plusa za starania oraz tekst o skórze Sai. Musiała go pewnie zacząć tulić. Musi też poruszyć ten temat, aby nie dała się obwąchiwać nowo poznanym osobom.
- Prawda, choć mógł użyć różnych odmian tego samego owocu. Jest cała masa możliwości, ale warto zgadywać. Może uda ci się rozwikłać zagadkę – powiedział uprzejmie Tachibana. Zabawa w zgadywanie herbaty mogła być zabawna, ale na dłuższą metę. Kiedy już wypiło się tego naparu trochę litrów i można zacząć próbować odgadnąć składniki. Następnie jednak dochodzą proporcje. Jeśli Kagami chce podjąć się tego wyzwania to on mu nie będzie stał na drodze. Ciemnowłosy samuraj lubił poznawać nowe smaki i delektować się swoimi ulubionymi, bez zbędnego dostarczania sobie problemów. No, ale przyjemności się skończyły. A przynajmniej na chwilę.
- Możliwe – powiedział, a następnie delikatnie się odchylił, by po chwili znów się wyprostować. Słuchał dokładnie słów swojego rozmówcy. Z pewnością chłopak czuł się urażony. Jednakże Tachibana zareagował na imię Suki. Coś czuł, że chodziło o jego poranioną znajomą. Los naprawdę to wredna suka.
- Czasami wyobrażenie o drugiej osobie zmienia się, kiedy spotykamy taką osobę na żywo. Nie każdy jest identyczny. Czasami myślimy, że łączy nas naprawdę wiele, że jesteśmy podobni. Później zaś życie wszystko weryfikuje. Niestety jest to smutna prawda. Prawdą jest również to, że całkiem nieźle idzie ci kombinowanie i prowokowanie, ale masz jeszcze sporo do poprawy – rzekł Tachibana i uśmiechnął się delikatnie. – Przestań robić minę, jakbym ci zjadł ulubione ciastka. Kiedy próbujesz kogoś podejść warto się upewnić ile ta osoba wie. Przyjemnie było cię lekko podpuścić. Czy myślisz, że skoro znam Saiyuri tyle lat to dałbym się złapać na tak oczywistą podpuchę?
- Równie dobrze mógł tutaj dorzucić tylko suszoną skórkę albo jakiś inny fragment owocu. Ze staruszkiem nigdy nie wiadomo, już od dawna prowadzi ten lokal, pewnie na herbacie zna się jak nikt inny. - Zacząłem składać powoli wszystko z powrotem na tace, którą to przyniosłem. Shotaro zachowywał się, jakby miał lekkie rozdwojenie jaźni, czasami się uśmiechał, a innym razem patrzył ze zirytowaniem w moją stronę. Gdy padło imię drugiej kobiety, zauważyłem, jak na nie zareagował, pewnie o wiele łatwiej byłoby go prowokować za pomocą Suki. Tylko że straciłem chęć do dalszej zabawy, a przynajmniej na jakiś czas.
- To nie tak, że jestem zawiedziony. Wręcz przeciwnie, wole widzieć twoje prawdziwe obliczę, a nie to jak widzą cię kobiety. - Uśmiechnąłem się zadziornie, kompletnie nie wiedziałem, o jakim on ciastku mówił, ale w sumie to niech sobie mówi, co chce. Chłopak myślał, że to on rozdawał tutaj karty, a sprawa miała się zgoła inaczej.
- Tylko że ja Tachibana-san nawet nie próbowałem jakoś za specjalnie Cię prowokować. Żadne słowo, które dzisiaj wypowiedziałem o Saiyuri nie było kłamstwem. To ty trochę źle zrozumiałeś pierwsze moje słowa i chyba głodnemu chleb na myśli co? Gdybym chciał Cię prowokować to nie użyłbym do tego twojej Senpai, a porozmawiał o innej kobiecie, którą oboje znamy. - Zaśmiałem się lekko, zmrużyłem oczy i poklepałem po swoim kolanie.
- Swoją drogą, jeżeli mogę zapytać, zaznałeś już Ciepła kobiety? - Badawczo mu się przyglądałem. Chciałem zobaczyć, jak zareaguje na te słowa. Chociaż i tak miałem już swoją teorię na ten temat, skoro jego pierwsza myśl, gdy słyszał o spędzeniu miłego wieczoru z kobietą, kojarzy mu się z jedną rzeczą. To musiał jeszcze nie dać upustu swoim żądzom, nie ma się co dziwić w sumie. Przez ciągłą chuć, wszystko może się kojarzyć z jednym.
albo ją przed sobą stworzę
- Możliwości jest tyle ile pomysłów. Prawdopodobnie ta mieszanka była dość skrupulatnie tworzona, aby dość prędko nie zostać rozpracowaną. Jednak życzę powodzenia – rzekł Tachibana. Najwyraźniej spotkanie powoli dobiegało ku końcowi, bądź jego nowy znajomy chciał uniknąć straty oraz potencjalnych zniszczeń, jeśli by do czegoś doszło. Jednakże fakt, iż zna Suki zainteresował go. Na tyle, aby jakoś zareagować, czym pewnie zwrócił jego uwagę.
- Jak mnie widzą kobiety? Myślisz, że oszukuje je, bądź udaję inną osobę, niż jestem? Jeśli tak, to tym razem ty wyciągnąłeś pochopne i moim zdaniem mylne wnioski – powiedział Tachibana. Musiał jednak przyznać, że pomysł drugiej twarzy celem zbałamucenia niewiast był dość zabawny.
- Prowokacja nie zawsze oznacza kłamstwo. Może to być subtelne słowo. Niedopowiedzenie. Delikatne naciśnięcie w odpowiednie miejsce. Nie zawsze najbardziej oczywista droga jest tą najlepszą – powiedział Shōtarō, a następnie delikatnie podniósł brew. O proszę, Czyżby komuś kończyły się pomysły? Jeśli takie miał intencje, bądź myślał o takich możliwościach, to miał sporego minusa u samuraja. Chce wiedzieć jakim jest człowiekiem? Niech go pozna, ale uczciwie. Ostatnie pytanie jednak sprawiło, że ciemnowłosy o mało nie wybuchł śmiechem. Musiał użyć sporej siły woli, aby jedynie delikatnie się uśmiechnąć. Czyżby czekał z tym od samego początku? Najwidoczniej dla co poniektórych kopulacja jest jedyną odpowiedzią na wiele kwestii, a już w szczególności na przypuszczenia innych osób. Wyrażasz opinię i od razu można to podciągnąć pod ten jeden temat.
- Może tak, może nie. Z szacunku do siebie oraz znanych mi osób odmawiam odpowiedzi na to jakże nietaktowne pytanie. Nie jest ono zbyt rozważne i zadane w nieodpowiednim towarzystwie, nieodpowiednim osobom może prowadzić do konsekwencji. Strefa miłosna człowieka jest jego prywatną rzeczą, a nie jakąś formą przetargu. Rozważę to twoim wyjaśnieniom, a teraz chyba będę się zbierał. Wolę zakończyć tę rozmowę w takiej formie i oczywiście przekażę Saiyuri pozdrowienia od ciebie – rzekł Shoto i zaczął powoli się zbierać. Tutaj nie było już niczego do dodania. Wolał też nie dodawać, iż gdyby spotkał się z takim zachowaniem jako członek klanu Tachibana, to kazałby chłopakowi odszczekać słowa.
- Tylko tak jak mówiłem, nie miałem zamiaru Cię prowokować do niczego. Tak opacznie zrozumiałeś moje słowa, że aż Ci twarz wykręciło i coś zabłyszczało w oczach. Więc jaki był sens, żebym Ci opowiedział o naszym spotkaniu, skoro już wszystko wiedziałeś. - Wzruszyłem ramiona i pokiwałem głową. Tak się dzieje, gdy nie chcesz rozmawiać, tylko z góry zakładasz co druga osoba, chciała powiedzieć czy przekazać i masz błędny obraz sytuacji. Kiedyś podobnie postąpiłem w przypadku Sayaki i skończyło to się jej fochem na 4 miesiące. Tylko teraz to ja byłem na tym miejscu, ale ja nie zamierzałem się obrażać na niego.
- Zabawne, czyli to jest nietaktowne pytanie, ale już pytanie o przebieg nocy jak najbardziej przeszło Ci przez gardło... Widać jesteś bardzo skryty Tachibana-san, nie pytałem Cię, z kim to robiłeś, w jakich pozycjach i czy było dobrze.... No ale mniejsza, bo jeszcze doprowadzi to do konsekwencji.... Skoro się nie rozumiemy, to nie ma sensu tego ciągnąć dalej, miłego wieczoru i oczywiście pozdrów ją ode mnie, na pewno się ucieszy. -Uśmiechałem się niewinnie, nie czułem się w żaden sposób winny czy przerażony tymi konsekwencjami, o których wspomniał brunet. Gdybym miał złe zamiary, to męczyłbym go za pomocą Suki, a ja chciałem tylko porozmawiać. Shotaro strasznie sobie przeczył podczas naszej rozmowy, tak jakby miał rozdwojenie jaźni. Poczekałem chwile, aż on opuści herbaciarnie, oddałem zastawę właścicielowi przybytku i zapłaciłem za wszystko, pożegnałem się z nim i ruszyłem do swojego pokoju.
Z/T Yuichiro & Shotaro
albo ją przed sobą stworzę
Jednak dla córy grabarza, ta pogoda była nad wyraz przyjemna. Uwielbiała przyjemny dźwięk lejącej się wody z nieba. Idealny do medytacji. Ogłupiający w pewien sposób jej zmysł. Szczególnie, kiedy zaczynała słyszeć tak ciche dźwięki, których istnienia sobie nawet nie wyobrażała. Jednak to bardzo przyjemne ogłupienie. Nie bolesne, nie męczące. Takiemu ogłupieniu wręcz chciała się poddać. Znaczne przyjemniejsze otumanienie od tego, na które byłe skazana podczas spędzania najbliższych tygodni w Yonezawie. Słysząc rozmowy, które nigdy nie chciałaby usłyszeć. Oraz nocne zabawy, których istnienie wybiłaby ze swojej świadomości. W końcu, dla jej niezbyt doświadczonego w tych sprawach umysłu, było wręcz nie do pomyślenia, jakie dźwięki niektórzy potrafili wydawać na futonach zaledwie parę pokoi dalej. Oraz jakim cudem, wydaje je tylko dwójka mężczyzn...
Nie przejmując się ani trochę tą pogodą, przekroczyła próg herbaciarni. Ściągając z głowy kasę, wylała znajdującą się na niej wodę, ciesząc się z ogromnej niezawodności jaką posiadało to bambusowe nakrycie głowy. Dzięki której niemal całkowicie uniknęła zmoknięcia. Zakładając z powrotem swoją czapkę, rozejrzała się po wnętrzu, w którym panował niemały gwar. Nie było w tym nic dziwnego. W końcu mało kto decydował się na trening w taką pogodę. A jeśli nie można trenować, najchętniej schronić się w miejscu, gdzie dają ciepłe napitki.
Niemal natychmiast po zajęciu miejsca na pufie została powitana przez podeszłego wiekiem właściciela herbaciarni. Który, jak zwykle na widok jej ostrza z łańcuchem, zaczął opowiadać z ogromnym uśmiechem na ustach, jak wielkim rozrabiaką był filar Takeshii, gdy zaczynał swoją przygodę jako łowca demonów, kiedy jej jeszcze nawet nie było na świecie. Aż dziw, że pamiętał jej imię, z tak słabą pamięcią do opowiadanych historii.
Wiedząc, że jej lodowate spojrzenie jest kompletnie nieskuteczne, pozwoliła mu się wygadać, czekając aż ktoś inny przykuje jego uwagę. Gdy mężczyzna odszedł łowczyni odetchnęła wewnętrznie z ulgą. Zamknęła powoli oczy, skupiając się na swoim ulubionym dźwięku. Oraz oczekując na serię innych dźwięków, zwiastujących nadejście jej rozmówczyni.
Ludzie nie znali prawdziwej twarzy Yenny Kashiyamy, dlatego też łatwiej było jej stworzyć wokół siebie bezbronny pozór przeciętności, który pod warstwą fałszywego płaszczyku, stawał się jej najlepszą bronią.
Ostatnia wizyta w Yonezawie zakończyła się nieprzyjemnie w skutkach, przez co zniknęła z pola widzenia całego świata; trawiąc pakiet informacji, jakimi została poczęstowana. Kilka tygodni pozwoliło jej przyjrzeć się pewnym kwestiom z innej strony oraz domknąć nurtujące sprawy.
Surowość gór działała na rozchwiane zmysły bardziej kojąco, aniżeli jakiekolwiek rozmowy; w naturze nie było niczego niedopowiedzianego, rządziła się swoimi prawami i zasadami. Zasadami, o których inni zapominali.
Otrzymując od Tatsu kruka z informacją, o lokalizacji, wyruszyła przed siebie na jej spotkanie. Ich ostatnia rozmowa odbywała się kilka miesięcy temu, a następnie każda z nich ruszyła w swoją stronę. Tatsu posiadała w sobie coś, co lubiła w niej Yenn — najpewniej chodziło o podobną niechęć do sztywnych samurajskich tradycji albo może o fakt, że łowczyni na tle innych zabójczyń potrafiła być ciekawa.
Ich znajomość zaliczała się do tych z góry nieokreślonych, być może dlatego Kashiyama w jej towarzystwie czuła się swobodnie i bez oporów popędzała konia w stronę HŌSEKI.
Docierając do Yonazewy, zapadł już zmrok. Wieczór okazał się paskudny; deszcz siarczyście lał się z nieba i kiedy dotarła do herbaciarni, przemokła do suchej nitki.
Drzwi herbaciarni otwarły się z charakterystycznym jękiem, skrzypiących zawiasów, a blada postać przekroczyła próg gospody. Yenn zsunęła z głowy mokry kaptur, wzrokiem szukając dobrze jej znanej sylwetki. Szybko zlokalizowała, siedząca przy stole Tatsu, ruszając jej naprzeciw. W butach chlupała jej woda, jak gdyby wcześniej wpadła do kałuży.
— Miło cię znowu widzieć, Tatsu — Przywitała się, stając z boku stolika, a następnie ciężko opadając na krzesło naprzeciwko niej.
Odwróciła głowę w stronę starszego barmana i gestem palców poprosiła go o dwie herbaty.
— Gdzieś ty tyle czasu się podziewała, sądziłam, że przepadłaś — Przemoczony do cna płaszcz, rzuciła na oparcie krzesła obok, w międzyczasie wykręcając długie, jasne włosy na zdezelowane deski.
Staruszek doniósł dla nich dwie parujące w glinianych kubkach zielone herbaty, które uderzały swoim aromatem w nozdrza.
W herbaciarni standardowo panował swoisty gwar, dzięki któremu ich rozmowa nie pozostawała wystawiona na posłuch ciekawskich uszu. Swoboda szumu sprawiała, że mogły całkowicie odetchnąć z ulgą i obniżyć swój głos do normalnej tonacji ze względu na ich wyczulony zmysł.
Wsłuchując się w hałasy natury i ludzki, ciemnowłosa łowczyni zastanawiała się czemu toleruje, a nawet akceptuje towarzystwo Yenny. Była przecież córką samuraja. Z krwi i kości, nie tak jak Suki. Żyjąc za murem statusu przez całe swoje życie ma na pewno jakieś do niej uprzedzenia. Tak, jak Tatsu miała do samurajów i innych szlachciców, którzy przez dziwne reguły wmawiane od pokoleń zawsze mają być o niebo lepsi od niej. Żyć z dala od ludzi, niczym zwierzę. Tylko dlatego, że jej ojciec był grabarzem, a matka miała być garbarką...
Jednak głupi samurajski porządek nie rodzi tylko mury statusu, ale też mury płci. Co było jeszcze bardziej niezrozumiałe dla burakuminki. To, że samurajem mógłby być tylko mężczyzna, to jeden z przykładów głupoty tego kraju. Na którą wspólnie narzekały, co wydawało się silnym spoiwem ich znajomości.
Dźwięk nadchodzącego pośpiesznie w jej stronę kobiecego chodu sprawił, że łowczyni skupiła swój wzrok na drzwiach wejściowych do Hoseki. Gdy po typowym dla nich charakterystycznym skrzypieniu, wyłoniła się zza nich jasnowłosa postać skupiła na niej wzrok przez kilka sekund, ułatwiając jej odnalezienie swojej osoby, po czym ponownie patrzyła przed siebie w drewnianą ścianę budynku, czekając cierpliwie, aż do niej podejdzie:
- Również dobrze cię widzieć Yenna - odpowiedziała neutralnym tonem głosu łowczyni przesuwając leniwie wzrok w kierunku Kashiyamy - Niestety, niemal całą wiosnę spędziłam tutaj lecząc rany po ostatniej misji. Nawet mnie można zranić tymi demonimi sztuczkami.
Tatsu podwinęła lewy rękaw swoich ubrań ukazując ośmiocentymetrowy kawałek zaczerwienionej skóry na jej ramieniu. Będący wyraźnie blizną po oparzeniu.
- Fala ognia o wysokości od pół do dwóch metra. Długości około pięciu metrów. A szerokości... niemal na całe gospodarstwo. Na szczęście dzięki oddechowi i medykom to będzie jedyna pamiątka z tej nocy. Po której przez niemal tygodnie nie mogłam pić nic gorącego. Duszne ogniste powietrze jest bardziej bolesne od samego ognia.
Łowczyni ostrożnie napiła się łyka herbaty, zachowując kompletnie niewzruszoną kamienną mimikę twarzy. Tej nocy nie była przecież bohaterem. Była co prawda jedyną czujną zabójczynią, która nie skompromitowała się tej nocy. Nie odjeżdżając w siną dal i nie tnąc własnej stopy. Ale jakie miało to znaczenie, skoro misja zakończyła się niepowodzeniem?
- A co ty porabiałaś przez ten czas? Byłaś łowczynią, czy żoną samuraja? - zapytała bez ogródek, komponując głośność swojego głosu do tego w otoczeniu. Wiedziała doskonale, że te nazbyt głośne lub te nazbyt ciche rozmowy, mogą przyciągnąć zainteresowanie ciekawskich łowczych z rozwiniętym słuchem. Dlatego lepiej nie wyróżniać się w ten sposób...
Klan Kashiyama owiany był ponurą sławą, być może nawet jedną z bardziej enigmatycznych na tle reszty rodzin — ich zamiłowanie do spisków, planowania ruchów na szachownicy, wzbudzała wiele kontrowersji i niepokoju pośród reszty, zwłaszcza że w aspekcie militarnym również nie oszczędzali swój rod. Nie ufano im, gdyż do końca nikt nie mógł być pewien prawdziwości ich intencji oraz interesów. Zawsze blisko szoguna, pozbywali się niewygodnych dla niego przeszkód, w końcu otrzymując miano zjaw, którymi się stali; stojący za plecami innych, mistrzowie marionetek. Być może, dlatego Yennie ciężko było zawiązać jakieś bliższe relacje z innymi osobami, gdyż od dziecka wpajano jej podejrzliwość oraz nieufność — wychodząc poza próg rezydencji Kashiyama, Yen mogła zrzucić ciężar rodu i samej zdecydować o postrzeganiu jej osoby, chociażby w szeregach łowców demonów.
Tatsu była jedną z pierwszych osób, do których zapalała sympatią w Yonezawie i o ile ją pamięć nie myliła, wówczas podczas ich pierwszego spotkania, również z nieba lał się srogo deszcz.
— Niestety, niemal całą wiosnę spędziłam tutaj lecząc rany po ostatniej misji. Nawet mnie można zranić tymi demonimi sztuczkami.
— Słyszałam, że demony zajmują kolejne miasta i wioski. Stają się coraz bardziej zuchwałe w swoim działaniu — mruknęła pod nosem niechętnie na myśl o tych kreaturach. Kiedy Tatsu podniosła rękaw ubrania, Yen przyjrzała się z uwagą oparzeniu, które na pewno zostanie z nią do końca życia. — Przykro mi, pewnie długo musiałaś tu siedzieć — W końcu, który łowca demonów lubił spędzać całe dnie w siedzibie dodatku pod czujnym okiem medyka. Dałoby się paru na jednej ręki wymienić, lecz najczęściej każdy z nich rozjeżdżał się w różne stony.
— Byłaś sama na misji czy ktoś ci towarzyszył? Ilu was było? — zagadnęła, zastanawiając się, czy ktoś jeszcze poza Tatsu ucierpiał, czy straty w ich szeregach dotkliwie zmniejszyły ich pozycję. Yenna złapała się na zbyt przewidywalnym, wyuczonym schemacie. W głowie analizowała straty, kiedy nagle opamiętała się; nie musiała kompletnie tego robić. To nie była jej sprawa, to jej nie dotyczyło.
— Zresztą nieważne. Ważne, że tobie nic nie jest — Machnęła ręką, rozmyślając się. Upiła łyk herbaty, obejmując gorący gliniany kubek w obie dłonie. Gorąc rozszedł się po zmarzniętych opuszkach, promieniując aż do przedramienia, a kończąc na czubku nosa.
— A co ty porabiałaś przez ten czas? Byłaś łowczynią, czy żoną samuraja?
Tatsu nie obawiała się zadawać niewygodnych pytań, co lekko rozbawiło Yen. Lubiła bezpośrednich ludzi, którzy otwarcie wykładali karty na stół; z takimi łatwiej się grało.
Cień uśmiechu wkradł się na blade, wręcz można pokusić się o stwierdzenie trupie oblicze.
— Zawsze na pierwszym miejscu jestem łowcą. Moje małżeństwo nigdy temu nie zaszkodzi, Tatsu — odparła, wspierając głowę na dłoni i przyglądając się jej z uwagą.
— Poza twoimi niefortunnym przygodami coś ciekawego działo się w siedzibie? Na jakiś czas zaszyłam się w górach, więc nawet nie wiem, co tu się działo. Co mnie ominęło — Nie miała niczego konkretnego na myśli, po prostu Yonezawa słynęła z różnych opowieści, a przecież wiadomo, że dla łowców o ich zmyśle, ściany wydawały się niezwykle cienkie.
Słyszałam, że demony zajmują kolejne miasta i wioski. Stają się coraz bardziej zuchwałe w swoim działaniu
- Raczej coraz bardziej głupie i zaślepione potęgą swojej mocy. - odparła z wyraźnym chłodem w głosie - Dlatego ten demon postanowił spalić całe gospodarstwo, nie zważając na to, że spali również marechi. Podejmując najgłupszą decyzję z możliwych.
Przykro mi, pewnie długo musiałaś tu siedzieć.
- Na tyle długo, że za niedługo wracam w teren. - odparła ze spokojem w głosie - Do lata coraz bliżej. Warto zabić, jak najwięcej z nich do tego czasu.
Nie jest godna zaszczytu bezpieczeństwa jaką dawała jej Yonezawa. Szczególnie, kiedy nie ciążyły na nią te denerwujące "upokorzenia" słabości, które bardziej stanowiły nagrodę za jej cierpienie, aniżeli karę za jej porażkę.
Wsłuchała się w pytanie Yenny, biorąc głęboki łyk gorącego napoju. Nim zdążyła odpowiedzieć, chęć uzyskania odpowiedzi zdawała się przez nią zniknąć. Mimo iż wyraźnie nad czymś rozmyślała...:
- Było nas trzech. Wszyscy łowcy przeżyli, jeden został ciężko ranny w stopy. Dodatkowo padli ofiarom dziwnego gazu powstałego najprawdopodobniej z demoniej krwi. Po którym dostali paraliżu i widzieli coś nierealnego. Łatwy cel do eliminacji bądź wyłączenia z walki dla demona.
Nie było powodu, by ukrywać jakąkolwiek informację o tej nocy, ani wstrzymywać się nad odpowiedzią. Wiedza o poczynaniach w terenie innych łowców, nie stanowiła dla Tatsu żadnej tajemnicy. Nawet jeśli to głupie statystyki, których sens znajomości, była dla córki grabarza kompletnie zbędna. A zawsze lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć
Zawsze na pierwszym miejscu jestem łowcą. Moje małżeństwo nigdy temu nie zaszkodzi, Tatsu
Łowczyni lekko przytaknęła głową w geście zrozumienia. Mimo, iż jej oczy mimowolnie powędrowały do góry, nim zdążyła je zaczynać. Zdradzając wyraźnie lekkie niedowierzanie. Wierzyła, że takie rzeczy, jak rodzina, sprawiają, że życie łowcy mimowolnie odchodzą na dalszy plan. Nawet jeśli chcemy twierdzić, że jest inaczej. Dlatego może to i lepiej, że Izanama-sama zabrała już jej własną. Oraz że nikt nie przymusi ją do żadnego małżeństwa wbrew jej woli.
- W Yonezawie zawsze coś się dzieje. - odparła łowczyni odkładając gliniane naczynie na stolik - Filary trenują młodzików. Wielu zabójców ciężko trenuje. Na tyle, że ponoć jakiś wysoki rudowłosy mężczyzna odnosił na rękach nieprzytomną białowłosą łowczynie, w kierunku posiadłości zabójców. Niektórzy nie znają granic swoich możliwości.
Wcale nie należała do tych, którzy sami cisnęli siebie na treningach. Na tyle, że nieraz padała ze zmęczenia na swojej polanie treningowej, nie mając sił na powrót do domu. Jednak na szczęście, nikt ją jeszcze nie znalazł nieprzytomną. I oby tak pozostało... Bo kto wie co ten rudowłosy mężczyzna mógł jej zrobić.
- Wielu zabójców zostało wysłanych w teren na przeróżne zlecenia. Większość na polowania na demony w odległych zakamarkach kraju. Niektórzy zostali wysłani do posiadłości jakiś bogatych samurajów, czy szlachciców. Którzy za jakąś przysługę, będą mogli ograbić ich dom z kosztowności. Najciekawsza plotka wydarzyła się dość niedawno. Ponoć z nieba spadł jakiś kamień. Z którego ponoć może być dobry materiał na ostrze. Ekspedycja młodzików wyruszyła niedawno, by zbadać ten kamulec, który ponoć wylądował po demoniej stronie świata.
Łowczyni zamyśliła się chwilę, zastanawiając się, czy czegoś nie przeoczyła. Trudno określić jakie wydarzenia, można uznać za "ciekawe". Jednak jeśli Yenna szukałaby jakiejś konkretnej informacji, na pewno o nią dopyta...
- Czemu zaszyłaś się w górach? Ukrywałaś się przed kimś... - spytała pełnym obojętności głosem, który miał oznajmić, że nie zależy jej na odpowiedzi. Najpewniej ukrywała się przed jakimś łowcą. Bo inaczej ukrywałaby się w Yonezawie, aniżeli w jakiś górach...
— Sama mówisz, że są zaślepione, ale ja sądzę, że one również się rozwijają. Decyzja zabicia marechi mogła być wyrazem zaznaczenia swojej siły, wyższości nad ludźmi bądź innymi demonami — Wzruszyła ramionami, upijając łyk herbaty. Yenna nie uważała, że demony były głupie; wręcz przeciwnie. Charakteryzowały się sprytem i przebiegłością; chociażby spoglądając, jak bardzo potrafiły się zasymilować do społeczeństwa, żyjąc tuż koło swoich ofiar i zachowując pozory. Bezmózgie stworzenie nie było wstanie, wykazać się tak dużą siłą woli, aby przechodzić codziennie obok świeżego mięsa i polować jedynie w taki sposób i tylko wtedy, aby nie ściągnąć na siebie niczyjej uwagi.
— Na tyle długo, że za niedługo wracam w teren.
Pokiwała głową. Odstawiła kubek z herbatą, wpatrując się w kręgi na jej powierzchni.
— Ja również chce jak najszybciej wyruszyć. Yonezawa nigdy jakoś specjalnie mnie nie interesowała, jeśli chodzi o stacjonowanie — Ona również nie zamierzała ukrywać swoich intencji. Nie traktowała siedziby jak domu, a raczej jak tymczasowy zajazd. Yenna od bardzo długa nie mogła powiedzieć, że jakiekolwiek miejsce może nazywać domem. W Nagoi, pomimo własnego rodu i wychowania nie czuła się akceptowana. W posiadłości Karasawa również niewiele się zmieniło. Wolała być w ciągłym ruchu; w podróży.
— Było nas trzech. Wszyscy łowcy przeżyli, jeden został ciężko ranny w stopy. Dodatkowo padli ofiarom dziwnego gazu powstałego najprawdopodobniej z demoniej krwi. Po którym dostali paraliżu i widzieli coś nierealnego. Łatwy cel do eliminacji bądź wyłączenia z walki dla demona.
Przemilczała to. Nie chciała umniejszać ich umiejętnościom, lecz podobne wnioski nasuwały się same, kiedy Tatsu nakreśliła jej sprawę. Yenna, jak każdy Kashiyama, myślała strategicznie i taktycznie, podskórnie przypuszczała, że w planie łowców brakło pomysłu, co skończyło się tragicznie w skutkach.
— W Yonezawie zawsze coś się dzieje. Filary trenują młodzików. Wielu zabójców ciężko trenuje. Na tyle, że ponoć jakiś wysoki rudowłosy mężczyzna odnosił na rękach nieprzytomną białowłosą łowczynię, w kierunku posiadłości zabójców. Niektórzy nie znają granic swoich możliwości.
— Niestety ja jestem z tych, którzy twierdzą, że trzeba te granice ciągle przesuwać, zwłaszcza kosztem własnych możliwości — Wzruszyła ramionami. Pomimo swojej aparycji, ciężko jej było odmówić wysiłku i trudu, jaki wkładała w treningi. Styl życia łowców zabójców był dla niej pasją, życiową drogą, którą wybrała świadomie i wbrew wszystkim; nawet małżeństwo z Karasawą Hayase nie stanowiło dla niej takiego priorytetu, jak poświęcenie życia dla misji.
— Spadł kamień? — Podniosła brew zaintrygowana. — A w jakim dokładnie rejonie on spadł? — zapytała, gdyż otrzymana informacja, niezwykle ją zaciekawiła. Na chwilę rozbłysnęły się jej oczy, a ciekawość przejęła górę nad chłodną i opanowaną mimiką.
— Czemu zaszyłaś się w górach? Ukrywałaś się przed kimś...
Wypuściła z płuc powietrze, oczami wędrując ku drewnianemu sufitowi. Zawiesiła na chwilę spojrzenie w tamtym miejscu, zastanawiając się, czy chciała się dzielić z Tatsu takimi informacjami.
W końcu podejęła decyzję.
— Nie od dziś wiadomo, że jestem beznadziejną żoną, a jedyne co potrafię robić to trenować i zabijać, więc po części się ukrywałam, a po części robiłam to, na co miałam ochotę. Co tu oszukiwać – jeśli mam wybierać między tym, co muszę a tym, co chcę, to wybiorę to drugie. Często z różnym skutkiem — rzuciła, opuszkiem palcem obrysowując krawędź naczynia. Nie wyglądała na przejętą czy zasmuconą, raczej świadomą tego, że im dalej podążała i dłużej trwała we własnych przekonaniach, tym musiała liczyć się z coraz to poważniejszymi konsekwencjami własnych czynów. Nie przeszkadzało jej to w zupełności, jednak wielokrotnie potrafiło wprawić w irytację.
— Widziałaś ostatnimi czasu tutaj jakiś Karasawa, czy szczury pochowały się w różnych zakątkach świata? — zapytała, gdyż samej nie kwapiło się jej do podejmowania prób ich szukania.
Łowczyni delikatnie zmierzyła uważnie wzrokiem Yenne, zastanawiając się uważnie nad jej słowami. Czy ludzie, którzy oddali człowieczeństwo, za nieśmiertelność, mogli w jakiś sposób się rozwijać jako gatunek? Aniżeli tylko jako pojedyńcze jednostki?
- Jakkolwiek ten rozwój tych zwierząt się rozwijał, zawsze szedł w kierunku jakiejś formy dominacji i siły. Jeśli zaślepiła go ta forma dominacji i szukał w niej siłę to jest jeszcze głupszy od tych, co byli zaślepieni zapachem krwi. Bo żadnej tej nocy nie zyskał.
Odmówienie sobie siły, kiedy jego brzemię nie jest silne. Głupota jest w stanie przyćmić instynkt podobnie jak mądrość. Dlatego każde słowo demona poddawała pod ogromną wątpliwość. By nie dać się oszukać...
- Jednak niestety, w tej ich głupocie jest jakaś mądrość. W ich niewinnych słowach jest zawsze jakiś podstęp. A ich najbardziej nieudanych ruchach, kompletnie niespodziewany dla człowieka manewr. Lekceważenie potęgi demona, jest w stanie przebić w głupocie nawet nowonarodzonego demona.
Dlatego nienawidziła zabójców, którzy uznają zabijanie demonów za "zabawę". Którzy czują się na tyle pewnie, by upijać się w terenie. I którzy myślą, że są w stanie zabić każdą z tych istot bez problemu. Bo nie są... A gdy przyjdzie czas spotkania, to dziecinne podejście do zabijania demonów spowoduje zgubę nie tylko jego, ale każdego człowieka w okolicy. Tak jak być może tej nocy pod Nagoi...
Niestety ja jestem z tych, którzy twierdzą, że trzeba te granice ciągle przesuwać, zwłaszcza kosztem własnych możliwości.
- Trening łowcy bez przekraczania swoich granic nie jest treningiem. Jest co najwyżej samurajską popisówką. - odparła chłodno opierając sztywno plecy o swoje siedlisko - Jednak niektórzy są na tyle głupi, by przekraczać kilka barier na raz. A potem kończą "zabawę" w korpusie z powodu jakiejś głupiej kontuzji treningowej. Lub nieprzytomni, zdani na łaskę obcych.
Niby też zdarzało jej się nadwyrężyć nieraz swoje ciało. Ale była na szczęście kamieniem. Mogła sobie pozwolić na większą brutalność w tym zakresie od innych użytkowników oddechów. W końcu i tak musiała się hartować przed znacznie silniejszym bólem. Przed którym nie będzie w stanie uciec...
A w jakim dokładnie rejonie on spadł?
- Gdzieś na terytorium wrogim zabójcom. - odparła kompletnie pozbawiony emocji głosem - Rzemieślnicza i Mieczowska część Yonezawy, aż huczy z ekscytacji... Nie mogąc się doczekać, aż roztrzaskają ten dar od bogów.
Tatsu nie podzielała ekscytacji większości korpusu w tym zakresie. W końcu, ta skała nie pochodzi z ziemi, czyli nie jest darem od Niej. W porównaniu do nichiri, dzięki której demony zawitały do Yomi, gdzie czekały na nich ci, którym ta przyjemność została odebrana. Nie potrzebują żadnego daru niebios...
Nie od dziś wiadomo, że jestem beznadziejną żoną, a jedyne co potrafię robić to trenować i zabijać, więc po części się ukrywałam, a po części robiłam to, na co miałam ochotę. Co tu oszukiwać – jeśli mam wybierać między tym, co muszę a tym, co chcę, to wybiorę to drugie. Często z różnym skutkiem.
Ciemnowłosa skinęła głową w geście zrozumienia, odkładając delikatnym ruchem gliniane naczynie z herbatą na stół:
- Wy "wielcy" samuraje bywacie w tych sprawach bardziej konserwatywni od podrzędnych chłopów. Tam wśród wielu dzieci, wystarczy ponoć by tylko jedno z nich zdecydowało się dalej uprawiać rolę. I nie szukają polityki w małżeństwie. Ale tak to już jest, kiedy robi się z tego narzędzie polityczne, decydując z kim można się żenić...
"A kto z kim żenić się nie może"
Bo ludzie są na tyle głupi, by bać się tych obdarzonych piętnem Izanamy. Bo niby takie zawody są kegare. Wcale profesja zabójcy demonów, nie jest obdarzona większym kegare. Ale nikt tam u góry nie miałby odwagi, postawić na równi klasowej zabójcę demonów z grabarzem.
Widziałaś ostatnimi czasu tutaj jakiś Karasawa, czy szczury pochowały się w różnych zakątkach świata?
Tatsu zaśmiała się w duchu, z tego porównania. Jakże trafnego do nie jednego samuraja. Który pojawia się, gdzie popadnie, próbując ugryźć w stopy każdego wyzywając kogoś na pojedynek. Jakby liczył, że powie tak, tylko z szacunku dla jego "honoru".
- Możliwe, że spotkałam parę miesięcy temu w Sakai jednego z nich o imieniu Arata. Czarnowłosy młody dupek z siwiejącymi włosami, władający oddechem wiatru. Oraz usłyszałem piski szczurzycy, o imieniu Sayaka, która uznała, że dobrym pomysłem będzie jazgoczeć o swoim bracie, swoim dziecinnym donośnym głosem, dosłownie parę metrów od niego. Uważająca się za boginie ognia...
Przyglądała się uważnie reakcji Yenny, nie mając pewności, czy ta dwójka szczurów faktycznie należała do rodu Karasawa. Znała głównie ich imiona i oddechy. Być może również wspomniała o ich wyglądzie, jednak Tatsu zwracała bardziej uwagę na głos, aniżeli wygląd. Go zdecydowanie trudniej ukryć. Zapamiętywała cechy szczególne wyglądu, tylko kiedy ktoś sobie na to zasłużył. W pozytywny i negatywny sposób.
- Jeśli twój mąż jest choć trochę podobny do nich, to nie dziwie się, czemu się przed nim ukrywałaś.
Tak to jest z tymi samurajskimi rodami zabójców, które zachowują się jakby dostały miecz nichiri na swoje czternaste urodziny. Przekonane o swojej epickości, wspaniałości i nieśmiertelności. Niczym nie różniących się w myśleniu od tych, których chcą zgładzić.
— Dobrze, że ty jako jedna z nie licznych to dostrzegasz. Wielu ignoruje fakt ich siły i sprytu. Demony to świetni aktorzy i lekceważenie takiej bestii przez pryzmat, chociażby aparycji to głupota — Zgodziła się z nią. Yenna również była wielokrotnym świadkiem brawury łowców demonów, których potem zwłoki przykrywała lnianymi szmatami, posyłając kruki do rodzin z wieścią o ich śmierci.
— Jednak niektórzy są na tyle głupi, by przekraczać kilka barier naraz. A potem kończą "zabawę" w korpusie z powodu jakiejś głupiej kontuzji treningowej. Lub nieprzytomni, zdani na łaskę obcych.
— Dlatego podstawą do przekraczania własnych granic jest doświadczony mistrz, bez niego wykańczanie swojego organizmu jest bezsensowne — Wzruszyła ramionami.
Yenna być może ze zbyt dużą łatwością wypowiadała się na temat przekraczania granic własnego ciała, gdyż samej niezwykle prosto przychodziło doprowadzanie się do skrajnego wyczerpania w imię osiągnięcia jak najwięcej, wyciśnięcia z powierzchownej powłoki maksymalnych wyników. Często zbyt duża ambicja prowadziła ją w ciemne odmęty, co wiązało się z grząskim gruntem, po którym się poruszała. Miała wrażenie, że ostatnimi czasy staje się to dla niej codziennością. Błądziła i brnęła w ciemnościach, zostawiając gdzieś za sobą światło, zafascynowana tym, co nieznane, obce i niedostępne, wręcz zakazane.
Czy chciała się zatrzymać? Nie.
Czy chciała zawrócić? Nie była tego pewna.
— Kruszywo zapewne jest niezwykle cenne — Zamyśliła się na chwilę, wzrokiem błądząc po zebranych w środku lokalu ludziach. Gdyby tak zdobyła to kruszywo, co by z nim zrobiła? Jak wykorzystała? Zawiesiła się w tych myślach, na krótką chwilę, gdyż jej uwagę przykuły kolejne słowa Tatsu.
— Od zawsze gardziłam tą zasadą dla osób wyżej urodzonych od innych. Zaaranżowane małżeństwo to sprzedaż własnych dzieci i ich godności, jednak sprzeciw wobec prawa szoguna równa się ze śmiercią, dlatego wiele klanów decyduje się na takie śluby, przy okazji zagarniając dla siebie korzyści. Dawniej ślub nie był aż tak upolityczniony, jak jest obecnie, ale każdy widzi, że rody zaczynają przejmować wiele inicjatyw i każdy obawia się o swoje ziemie i włości. Niestety — Yen zdawała sobie sprawę z intencji, jakimi kierowała się jej rodzina, wydając ją za Hayase, jednak nie oznaczało to, że nie miała do nich ogromnego żalu, iż zrobili to własnej, jedynej córce, która wbrew świętym prawom miała zostać posłuszną żoną samuraja, a zadecydowała o własnym losie. Zagrała na nosie szoguna, dając im to, czego pragnęli, samej manewrując sytuacją wedle własnego uznania, aż w końcu stając się łowcą demonów.
Cierpkie myśli rozwiała Tatsu. Jej sposób wypowiedzi o samurajach niezwykle bawił Yennę, mimo iż ta również należała do grona obrażanych.
— No proszę. Arata potrafi sobie jednać ludzi — Zaśmiała się na samą myśl, gdyż podskórnie przeczuwała, jak mocno musiał ją zirytować. Arata posiadał do tego niezwykły dar. Dar, którego brakowało pozostałemu rodzeństwu.
— A co Sayaka takiego jazgotała o bracie? — zapytała, upijając łyk herbaty.
Yen podchodziła z dużym dystansem do wypowiadanych słów przez innych ludzi. Na wiele rzeczy potrafiła przymknąć oko, jak również przyjąć ich punkt widzenia. Nie zamierzała przekonywać Tatsu o wspaniałości i sile Karasawa; zabójczyni sama wyrobiła sobie o nich zdanie i zapewne w większości słuszne.
— Jeśli twój mąż jest choć trochę podobny do nich, to nie dziwie się, czemu się przed nim ukrywałaś.
Słysząc te słowa, cicho parsknęła pod nosem. Przesłoniła połowę twarzy palcami, ukrywając rozbawienie na samą myśl o Hayase.
— Hayase kompletnie różni się od swojego rodzeństwa. Jest bardziej...konserwatywny. Honor rodziny i zasady to jego świętość.
Dziwnie było się jej wypowiadać na jego temat, gdyż ich relacja należała do tej burzliwej. Skrajnie rywalizujący ze sobą, skrajnie niedopasowani, skrajnie lojalni towarzysze broni i skrajnie bliscy, i dalecy jako małżeństwo. Nigdy nie było im łatwo utrzymać na długo wspólną niepodległość, ale również nigdy żadne z nich nie odważyło się zerwać przyrzeczenia.
— Czasem lepiej zniknąć, niż kogoś zabić na śnie — odparła z nikłym uśmiechem na ustach. Nie, żeby wielokrotnie przeszło jej to przez myśl.
— A ty? Nikogo nie masz obok siebie?
Nie możesz odpowiadać w tematach