Nie odpowiedział. Łypał na nią nieufnie spomiędzy osłaniających oczy palców, gdy zmniejszała odległość. Pomimo iż powinien cieszyć się z jej uległości, zaczęło ogarniać go coraz to większe zwątpienie. Czemu w ogóle chciał ryzykować? Nie tylko własne opanowanie, ale i możliwe, że własne życie? W końcu to ostatecznie spoczęło w jej rękach. Kiedyś już o tym rozmawiali — i choć kwestia została rzucona w akcie niewinnego, zabawnego kontekstu, tak szybko wpasowała się we wspólny konsensus. Klamka zapadła. Kto wie, czy Asano nie weźmie sobie tego dzisiaj zbyt do serca?
Przymknął oczy. Słyszał jak pod wolno postępującą podeszwą trzeszczy sucha ściółka. Nozdrza demona rozszerzyły się — chłonęły niesiony przez wiatr znajomy zapach. Gdy zabójczyni w końcu usiadła obok niego, miał wrażenie, że skostniały mu czubki palców. Obecność dziewczyny zdała się niemal przygniatająca. Parsknął, choć nie włożył w ten gest nawet krzty emocji; był do szpiku kości spięty.
— Musisz być tak cholernie uparty?
— A to ja chciałem informacji czy ty?
Mówił tonem zakrawającym się o pretensję — jakby to, co zaraz miało się wydarzyć, było jej winą, ponieważ zdecydowała się ugiąć. Bo odpowiedzi jakich szukała były dla niej zbyt ważne. Naprawę musiała wracać tą częścią lasu? Musiała go obudzić? Wyprostował się i odsłonił oczy, rzucając jej ukradkowe spojrzenie. Nie patrzała na niego — wpatrywała się w rozciągającą ciemność (nie musiał się nawet upewniać). Przed nimi nie znajdowało się nic nadzwyczajnego, jedynie gęste słupy drzew, które dla ludzkich oczów, nawet przyzwyczajonych do mroku, po niespełna dziesięciu metrach, były już zlepkiem ciemnej barwy.
— Jeden gwałtowny ruch. Jeden, Yatagarasu. Nie będę się powstrzymywać.
— I ty to mówisz?
Był gotowy na wszystko. Na jej wybuch wściekłości, choć nie potrafił go sobie wyobrazić; na jej zdziwienie, które być może przyczyni się do wysunięcia oręża, do... No do czego jeszcze, Rintarou? No jak mógł jeszcze zareagować człowiek?
Przez moment wydawało się, że wziął się w garść — jakby ostatkami sił zebrał potłuczone kawałki własnego zwątpienia. Każdy ruch sprawiał mu trudność. Nawet ta piekielna rana na obojczyku nie była tak uwłaczająca, jak cięcie zakrapiane wisterią; kiedy ściągał łopatki skóra piekła go żywym ogniem.
— Te informacje muszą być dla ciebie naprawdę cenne, skoro robisz to bez najmniejszego oporu, nawet nie będąc pewna czy coś na jej temat wiem. Sudo Chihayi — powtórzył zasłyszane nazwisko, które miękko odbiło się od jego podniebienia. Obrócił głowę i sam spojrzał przed siebie, kładąc zaciśnięte pięści na kolanach. Dopiero po chwili zaczął się rozluźniać; palce zaczęły prostować się na osłaniających udach szacie. — Myślałem, że nie mieszasz spraw prywatnych ze służbowymi. Dla kogo chcesz tych informacji?
Starał się nie skupiać na jej krwi, ale nie było to łatwe. Siedzieli od siebie w odległości kilkunastu centymetrów, nawet nie stykali się ciałami — przez szczelinę stworzoną z ich ciał, przedzierał się chłodny wiatr. Wyglądali jak dwójka małoletnich szczeniaków, które wstydziło się do siebie zagadać. Każde zapatrzone w dal. Asano, zaciskała palce na rękojeści katany, Yatagarasu wbijał uparcie palce w uda, aż pobielały mu knykcie. Przez tę krótką chwilę mógł nawet uwierzyć, że jest człowiekiem. Gdyby nie kumulująca się w nim niecierpliwość byłby w stanie dać temu wiarę, ale to jedna z tych rzeczy, o których lepiej nie myśleć, bo można zwariować. Kiedy przez drogę przebiega czarny kot. Kiedy uchylające się z wiecznego snu powieki wita ciemność i niepamięć. Kiedy widok dogorywającej ofiary, nie robi żadnego wrażenia. Kiedy ślepia zapatrzone w lustro wody, spostrzegają, że ich właścicielem jest potwór.
— Nie przeciągajmy tego.
Zawyrokował w potęgującej ciszy. Te słowa mogłyby zmrozić nawet gotujący się obiad. Zdawało się, że siedzący obok niej Yatagarasu westchnął jak zmęczony, stary człowiek.
— Szyja czy nadgarstek?
Nie wiedział, jak wyglądała jej twarz po tych niespodziewanie wyplutych przez usta słowach.
Nie chciał nawet sprawdzać.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Usłyszała pretensję w jego odpowiedzi. Przełknęła ślinę, bo miał cholerną rację, co w ogóle nie przypadło jej do gustu. Rzeczywiście to ona chciała czegoś od niego. Dlatego też znalazła się w tak niezręcznej sytuacji. Gdzieś między głupotą, a odwagą. Nim się obejrzała siedziała koło niego nawet nie zaszczycają go jednym spojrzeniem. Jej wzrok utkwiony był w nicości. Nie patrzyła na nic konkretnego, jednak nie mogła się zmusić, żeby na niego spojrzeć. Nie chciała go prowokować, przynajmniej tak sobie to tłumaczyła. Sekundy mijały, a nic się nie działo. Długo milczała. W końcu jednak Yatagarasu zdecydował się pociągnąć dalej ich rozmowę.
Sudo Chihayia
Przymknęła powieki na dźwięk znajomego nazwiska. Parsknęła cicho pod nosem, kręcąc prawie niezauważalnie głową. Czego innego mogła się po nim spodziewać? Oczywiście wiedział więcej, niż dawał po sobie poznać. Nie potrafiła stwierdzić czy blefował czy rzeczywiście posiadał tak nieograniczone zasoby informacji. Dlatego jednak go wybrała.
- Gdybym potrzebowała tylko informacji o demonach załatwiłabym sobie drugiego kruka - odparła wciąż obserwując ciemność przed sobą, jak gdyby byłą wyjątkowo interesująca. Dobrze, że wysłała swojego z wiadomością dla Masanoriego. Inaczej miałaby teraz spore kłopoty. - Powiedzmy, że to dla tych informacji zdecydowałam się odszukać informatora. Musiałam sprawdzić czy się nadawałeś - wyjaśniła spoglądając na niego ukradkiem. Jego profil wyglądał idealnie w nocnym świetle. Fioletowe cienie pod oczami świadczyły o zmęczeniu, jednak nawet w takim wydaniu był imponujący. Diabeł we własnym wydaniu. Piękny i niebezpieczny.
I chociaż nie stykali się nawet ramieniem czuła jego obecność. Znajdował się blisko. Słyszała jego oddech. Powietrze wokół nich stawało się coraz cięższe, a napięcie było prawie namacalne. Czekali. Obydwoje czekali. Na ten jeden moment. Na te trzy słowa, które były niczym ucieleśnienie ich niepisanej umowy. Rin mogła udawać, jednak nie była głupia. Wiedziała na czym miała polegać ta wymiana.
Nie przeciągamy tego.
Jej upadek znajdował się coraz bliżej.
Kącik jej ust uniósł się delikatnie w nerwowym geście, a drobna dłoń zacisnęła się z całej siły na rękojeści katany, aż pobielały jej knykcie. Wiedziała, że nie był wart zaufania. Wiedziała, że był nieprzewidywalny. I doskonale wiedziała, że będzie tego żałować. Wciąż jednak grzecznie czekała.
Szyja czy nadgarstek?
Zimny oddech śmierci na karku.
Teraz to ona westchnęła przegryzając policzek od środka. Nie była to trudna decyzja. Jeszcze kilka chwil wpatrywała się w ciemność, a jej śliczna buzia pozostała pełna obojętności; chociaż całe jej wnętrze paliło i krzyczało. Był to ostatni raz, kiedy odważyła się na niego spojrzeć. Jeśli zblokował z nią spojrzenie, co zobaczył?
Odwróciła wzrok. Nie minęły sekundy a powolnym ruchem wyciągnęła w jego stronę wolną dłoń. Wewnętrzna strona nadgarstka była wyjątkowo szczupła i blada. Każda żyła odznaczała się na niej wręcz idealnie. Druga dłoń pozostała wciąż w gotowości zaciskając się na katanie. Jeśli wciąż ją oglądał mógł zobaczyć delikatny rumieniec, który oblał jej policzki i zszedł niżej na szyję. Wstydziła się tego, co miało się zaraz wydarzyć? Nie wiedziała czemu ta wymiana wydawał jej się tak bardzo intymna. Tak jak by przez jedno ugryzienie mógł spróbować więcej niż tylko smaku jej krwi. Z całej siły zacisnęła powieki odwracając głowę w przeciwną stronę niż znajdujący się u jej boku demon. Nie chciała patrzeć na swoje chwile słabości. Praktycznie nie oddychała, spięta niczym struna, w wyczekiwaniu na pierwsze ukłucie; na chłód jego zimnej skóry.
Nie wiedziała, jak wyglądała jego twarz.
Nie chciała nawet sprawdzać.
Tęczówki demona drgnęły, gdy spostrzegł ruch. Na początku nie pojął, że coś zawisło przed nim w mroku. Zrozumiał to później. Dopiero gdy głodny wzrok spoczął na pergaminie przeźroczystej skóry, tak dobrze widocznej dla jego szkarłatnych ślepi. Jak we śnie przyjrzał się siedzącej obok właścicielce. Delikatny karmazyn, jaki oblał szyję i policzki, spowodował, że organy wykręciły się w jego trzewiach. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek poczuł się zawstydzony, ale teraz gdy na nią patrzał, mógł przysiąc, że był bliski stanu, w którym śmiertelnicy oblewali się z zażenowania. Czy ta chwila, naprawdę nadawała dziwnej intymności, na którą nie zwrócił wcześniej uwagi?
Nie patrzała na niego. Odwróciła się najdalej jak mogła. Oprócz poczucia obrzydzenia, jakie przyszło mu na myśl, wydawała się spięta. Nie pozostało mu nic innego jak w końcu zlustrować podarunek. Przełkną ślinę i się wyprostował, aż strzeliły mu łopatki. Uchylił usta i nabierał powietrza, ledwie panując nad ogarniającą go żądzą. Coś skumulowało się w okolicy lędźwi i zakuło prymitywnym pragnieniem, kojarzącym się z niecierpliwieniem. Wszystko, co przed chwilą się między nimi stało, choć nie wymagało wcale słów, w końcu uwolniło potwora z uwięzi; łańcuchy przesunęły się po wiotkich palcach, a on w przypływie impulsu wolno pochwycił za jej kończynę. Zdawało się, że gdy chłód palców zacisnął się na wnętrzu jej dłoni, już zatracił kontakt z rzeczywistością. Nie było już odwrotu. Druga dłoń poprowadziła delikatny dotyk po wyraźnie wyrysowanych cienkich żyłach, łaskocząc wrażliwy naskórek. Była taka blada i szczupła. Sprawiała wrażenie zaskakująco kruchej. Co za pozerka. Łowcy nie byli krusi. Łowcy byli zabójcami. Niemal takimi jak on.
Niczym zachęcony padliną dziki zwierz, przysunął usta do podstawionego mu przedramienia. Przywarł ustami do ciepłej skóry i ruszył wolno w kierunku nadgarstka; jego nos zaczepnie pobudzał okolice. Wysunął język i musnął skrawek naznaczonego żyłami ciała, pozostawiając po sobie mokre ślady śliny. Kiedy pochwycił Asano ciaśniej? Nie wiedział — wbił palce po obu stronach kończyny jak człowiek, który wisi nad przepaścią i uparcie trzyma się życia.
— Przyłóż mi, gdy zacznę przesadzać — wyszeptał tylko. Nie chciał tracić źródła informacji w postaci ciemnowłosej demon slayerki, więc za wszelką cenę, chciał ratować, to co i tak sprowadził na straty. Przeczuwał, że nagiął granice dobrego smaku i od tej chwili wszystko się zmieni.
Nie minęła chwila, a ostre zęby chłopaka gwałtownie i zbyt nerwowo wbiły się w mokry nadgarstek. Pił bez opamiętania, wysysając krew z rany, niemal jak za czasów niemowlęctwa; doświadczając tej szczególnej przyjemności ssania pokarmu całym ciałem, skupiając się na tym jedynym źródle życia. Nie był w tym jednak schludny. Był tak zachłanny, tak pochłonięty żądzą, że krew spływała kroplami między jego wargami, tworząc na kamiennej posadzce nakrapiane plamy. Z każdą chwilą Asano mogła odczuć, jak uścisk na jej przegubie wzrasta, a siedzący obok niej demon zabiera dla siebie coraz więcej.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Wszystko działo się wyjątkowo szybko. Nim się zorientowała miała zaciśnięte powieki i głowę odwróconą w inną stronę. Łączył ich tylko wiszący w powietrzu, blady nadgarstek. Pieczenie na policzkach było nieznośne. Dlaczego tak się spięła? Czemu czuła się zawstydzona? Oczywiście pomijając fakt, że dawała swojemu wrogowi to czego pragnął, odsłoniła się bezsensownie i mogła przypłacić to własnym życiem. Dlaczego cała sytuacja była taka krucha i delikatna? Nie tego się spodziewała podczas posiłku samego demona. Zwłaszcza tak silnego jak Yatagarasu.
1, 2, 3 sekundy później poczuła dotyk zimnej dłoni na swojej rozgrzanej skórze. Zadrżała mimowolnie kiedy jego oddech załaskotał jej odkryte przedramię. Teraz czekała już tylko na ostre ukłucie, ból i szarpanie. Nic takiego jednak się nie stało, przynajmniej nie od razu. Poczuła się dziwnie zagubiona. Nie tego się spodziewała. Zaskoczył ją. Chociaż była zbyt spięta, żeby trzeźwo analizować całą sytuację. Dziwny uścisk w żołądku jedynie się nasilił, kiedy demon przywarł ustami do jej delikatnej skóry. Zaraz za jego dotykiem pojawiła się gęsia skórka. Przygryzła policzek od środka z konsternacją wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Uchyliła lekko usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, jednak nie było jej to dane. Dokładnie w tym momencie demon zatopił swoje ostre kły w jej ręce, a ona zachłysnęła się powietrzem. Ból przeszył jej nadgarstek promieniując na całe przedramię. Poczuła dziwne mrowienie w koniuszkach palców. Bolało, jednak nie było to coś nie do zniesienia. Zwłaszcza, że jeszcze przed chwilą pobudził ją w tak specyficzny, całkiem jej nieznany, sposób. Czy była to forma uśmierzenia bólu? Nie potrafiła określić, jednak zadziałała.
Kolejne sekundy mijały przerywane jedynie jego zachłannym ssaniem i mlaskaniem.
Robiła to dla niego czy dla siebie?
- Wystarczy - poinformowała go zdając sobie sprawę jak słabo jej głos zabrzmiał. Przełknęła ślinę i odwróciła się w jego stronę. Wszystko działo się w dziwnie spowolnionym tempie. Nie zwróciła nawet uwagi na swój nadgarstek. Uniosła drążąca, drugą dłoń i położyła ją na jego torsie. Była już całkowicie zwrócona w jego stronę. Starała się go odepchnąć. Czy potrafił przestać? Jeśli nie, zamierzała kontynuować.
- Yatagarasu już wystarczy - warknęła trochę głośniej, co sporo ją kosztowało. Każdy miał jednak swoje słabości, a w przypadku Rin były to jej pogmatwane i burzliwe myśli. Nie mogła siłą wyszarpać mu swojego nadgarstka, bo pewnie przeorałby ostrymi kłami wszystkie jej naczynia krwionośne i ścięgna.
- Przestań - wyszeptała ciszej, a mroczki zaczęły tańczyć przed jej oczami. Jeśli nie odpuścił mógł usłyszeć charakterystyczne syczenie, znane tylko łowcom demonów. Jej głowa opadła na jego ramię. Oparła się o nie czołem, jak gdyby potrzebowała podpórki, a wolna dłoń Rin ponownie kierowała się w stronę katany zaczynajac ja wyciągać...
Czy miała jednak siłę, żeby go powstrzymać?
Czy chciała go powstrzymać?
Czy on miał jednak siłę, żeby przestać?
Czy chciał przestawać?
Jak przez mgłę usłyszał jej słowa.
Wystarczy.
Odetchnął ciężko w odpowiedzi, sprawiając wrażenie rozzłoszczonego; nie przestawał ssać. Ściągnął wyraźnie brwi — nie zdawał sobie sprawy, że pozbawiał ją energii, nie pojmował, jak niewiele minut potrzebował, by osłabić bijące w piersi serce. Wtedy pojawiło się pierwsze uderzenie, które kompletnie ignorował. Później drugie. Kiedy usłyszał jej głos po raz trzeci, coś nim wstrząsnęło. Oderwał gwałtownie szczeki od rany i spojrzał w nią z wrogo błyszczącymi karminem tęczówek, łypiąc niemal jak gotowy do ataku potwór, pełny ociekającej z kącików warg krwi. Miał już zamiar rzucić się na nią bez opamiętania, jednakże widok, jaki dostrzegł, otrzeźwił go i przywrócił zdrowy rozsądek. Dopiero kiedy jego spojrzenie spełzło na podpartą na ramieniu głowę, poczuł chłód w całym swoim ciele. Ta wściekłość, żądza, płomień rozgrzewający żołądek zamienił się w bezlitosny, surowy chłód. Reakcja na to mogła być tylko jedna.
Złapał ją gwałtownie za ramiona i odepchnął, sam zrywając się na równe nogi i odchodząc parę metrów dalej, jakby miał zaraz odejść od zmysłów; w mroku majaczyły tańczące poły jego szat — niemal zlewały się z tym głębokim, nocnym kobaltem. Zatrzymał się w tym szybkim marszu i przytknął palce do warg nabierając na opuszki pozostałości posoki z kącików ust. Milczał, czując niezidentyfikowaną obawę. Nigdy nie potrafił brać odpowiedzialności za swoje czyny. Teraz było tak samo. Był obrócony do niej tyłem; w ciemnościach odznaczała się jedynie przepasana przez włosy czerwona wstęga.
Zdawał sobie sprawę, że powinien przerwać tę ciszę i coś powiedzieć. Powinien choćby obrócić się i upewnić, że z jego informatorką wszystko w porządku. Nie miał odwagi. Zwłaszcza gdy język machinalnie tknął rozpalone wargi, kosztując jej pozostałości. To by błąd.
— Informację na temat Sudo Chihayi przekażę ci przez informatora w Nagoji — powiedział kulawo, czując, że jego głos nie należał do żadnego ze znanych mu dotąd tonów. — Będzie na ciebie czekał pojutrze o wchodzie słońca, tam gdzie zawsze.
Nie poruszył się, choć wiedział, że najlepszym wyjściem z tej pułapki będzie ukrycie się w gęstwinach — zwłaszcza po tym, jak tą drobną ofiarą przywróciła mu część energii. Ramiona Yatagarasu uniosły się w mroku i delikatnie opadły, w końcu zbierał w sobie siłę, aby się jej przyjrzeć — tylko ukradkiem. Unoszący się w powietrzu zapach krwi nie pozwala mu odejść, on jednak wiedział, że to jedyne rozsądne wyjście.
— Jeśli naprawdę ci na tym zależy, nie spóźnij się.
Potem rozległ się szelest, a stojąca pośrodku lasu postać, zdawała rozpłynąć się w powietrzu. Jedyną pamiątką, jaką po sobie zostawiła, to rozległa rana na kobiecym nadgarstku — wcale nie tak złudnie przypominającą atak wściekłego zwierzęcia.
— zt
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Ja przez mgłę zarejestrowała moment, w którym ją złapał i odepchnął niczym szmacianą lalkę. Była zbyt słaba, żeby jakoś zareagować. Zatoczyła się do tyłu z cichym jęknięciem opadając na ziemię niczym bezużyteczne, zużyte odpady. W ostatnim momencie podparła się obolałą ręką chroniąc twarz przed spotkaniem z podłożem. Skrzywiła się, kiedy ostry ból przeszył jej ciało. Oddychała ciężko powoli wracając do siebie. Skupiła się na oddychaniu.
Mówił coś. Powoli zaczynała rozumieć znaczenie jego słów. Informator. Nagoja. Sudo Chihaya. Już zapomniała po co tutaj przyszła? Nie spojrzała na niego, wciąż mroczki przed oczami nie pozwalały jej na gwałtowne ruchy. Zrobiło jej się niedobrze. Zasługiwała na taki los. Pogwałciła wszystkie możliwe kodeksy i reguły bycia Zabójcą Demonów. Chciało jej się rzygać. Wyglądała jak śmieć i tak też się czuła.
Nie spóźnij się.
- Pożałujesz - wychrypiała przez zaschnięte na wiór gardło. Ona żałowała. On chyba też. Wściekła na niego, jeszcze bardziej wściekła na siebie. Odszedł, a ona została sama. Sama ze sobą. Osobą, której w tym momencie najbardziej nienawidziła na świecie. Czuła łzy pod zaciśniętymi powiekami, jednak nie pozwoliła im spłynąć po policzkach. Nie wiedziała jak długo tak trwała. Kiedy wyruszyła do Yonezawy słońce wesoło majaczyło nad horyzontem. Jak gdyby ono także się z niej śmiało.
zt
Postanowiłem nieco wcześniej zacząć swój trening, w końcu po szkoleniu na polanie z mistrzem miałem dodatkowe formy do przećwiczenia, nawet jeżeli nie byłem w stanie, ich używać na zawołanie to jednak musiałem jej przećwiczyć, żeby były ona dla mnie instynktowne i naturalne, tak jak w przypadku oddechu płomienia. Uważnie sprawdziłem okolicę, nim przystąpiłem do ćwiczeń, w końcu jeszcze było ciemno i gdzieś mógłby się czaić demon, a ja nie chciałem zostać zaatakowany w takiej sytuacji.
Zabrałem się do starannego ćwiczenia każdej formy oddechu słońca po kolejki, w głowie przywoływałem obraz wykonującego ich mistrza, gdy pokazywał je za pierwszy razem. Nie śpieszyłem się, bo nie polegało to na wymachiwaniu szybki tysiąc razy, a dokładnym i idealny odwzorowaniu ruchów jak najstaranniej się tylko dało, nie było żadnego pośpiechu.
Gdy ten etap miałem już za sobą przeszedłem do regularnych ćwiczeń, które robiłem przy pomocy oddechu płomienia, aby w końcu coraz lepiej się nim posługiwać i wspiąć na kolejny poziom. Później natomiast po prostu wygodnie się rozsiadłem i zabrałem za ćwiczenie całkowitej koncentracji, aby tyle samo trwał wdech co wydech i za każdym razem dostarczał dokładnie taką samą ilość powietrza do mięśni poprzez krew i płuca. Jedyne co musiałem teraz zrobić co czekać, aż Kosuke się pojawi. Dlatego ten medytacyjny trening trwał, aż do momentu, w którym białowłosy się pojawił, Zastał mnie w takiej pozycji z zamkniętymi oczami, może nawet przypomniałem trochę statuę w tym bez ruchu.
albo ją przed sobą stworzę
- Ciekawe ile różnych oddechów istnieje, a także czy kombinacje i możliwości z nimi związane są nieograniczone? - przemknęło mu przez myśl.
W międzyczasie mijał stragany ulicznych sprzedawców, jakiś mężczyzn grających w kości, oraz paru pijaków zataczających się w wąskim zaułku. Światła latarni oświetlały mu drogę, aż wreszcie doszedł do bramy domostwa, gdzie zaoferowano mu nocleg. Z początku odmówił, gdyż nie chciał nastręczać swoją obecnością nowo poznanych ludzi, ale ci nalegali w związku z tym, że Ryūtarō uratował ich synka przed demonem poprzedniej nocy. Nie wypadało więc odmawiać, skoro była to ich forma wdzięczności, aby nie obrazić samych gospodarzy.
Leżąc już na posłaniu, Kosuke wyjrzał kątem oka na zewnątrz przez okno i zamyślił się, wpatrując w tarczę księżyca. Ta była częściowo schowana za chmurami, ale lunarne światło oświetlało pomimo tego obojętną twarz zabójcy.
- Moje ciało wspaniale się zregenerowało wizytą w onsenie. Jutro muszę dać z siebie wszystko podczas umówionego treningu. - rzucił do samego siebie pośród nocnej ciszy. Ustało nawet cykanie owadów w ogrodzie.
Ryūtarō ujął w dłoń niewielki woreczek otrzymany onegdaj od rodzicielki i przyciskając go mocno do piersi usnął.
Kagami nie sprecyzował, gdzie odbędzie się ich wspólny trening, więc Kosuke uznał to za część ćwiczeń. Miasto było naprawdę ogromne, a okalające go okolice rozległe. Pomimo szczerych chęci i determinacji, białowłosemu odnalezienie Yuichiro zajęło parę godzin. Omal by go nie przeoczył, gdyż czerwonowłosy niczym posążek Jizo nie poruszał się, a trwał tak zamarły. Czy była to jakaś forma medytacji? Tego Ryūtarō nie wiedział. Był jednak pod wrażeniem tego, że zabójca władający oddechem płomienia niemalże nie wydzielał z siebie w tym stanie ni to żadnej aury, ni emocji, przez co wykrycie go zdawało się piekielnie trudne. Jedynym, co pozwoliło Kosuke go odnaleźć był jego ostry jak brzytwa wzrok. Gdy chłopak stanął wreszcie przed Kagamim otarł pot z czoła i skinął z szacunkiem.
- Jestem, Kagami-senpai.
Następnie cierpliwie czekał na respons, wyrównując własny oddech. Aby nie zawieść nowo poznanego kolegi, nie szczędził on sił i włożył je wszystkie w próby odnalezienia czerwonowłosego.
Wczorajsze rozmyślenia i dzisiejsze wyciszenie pomogło, zwróci wzrok przed siebie, niż za siebie zdecydowanie przyniosły pozytywny rezultaty i możliwość zamknięcia tego rozdziału, nim ponownie przypadkiem zostanie otwarty. No, ale to nie był problem na ten moment, teraz czekałem na młodego białowłosego, żeby wywiązać się z przysługi, na którą się zgodziłem. Jeżeli będzie tak samo zaangażowany, jak wczoraj podczas rozmowy to na pewno coś z tego treningu wyniesie i może nawet zrobi kolejny krok w dobrą stronę.
- Ohayo, Kosuke-san. Widzę, że całkiem sprawnie Ci poszło. - Wzniosłem otwartą dłoń do góry na powitanie, mówiłem spokojnie i szczerze, otworzyłem oczy i zwróciłem wzrok na białowłosego, moje słowa nie miały mu umniejszyć, zdecydowanie poszło mu całkiem przyzwoicie. W końcu nie dostał żadnej podpowiedzi, nie znał mnie i nie miał punktu zaczepnego, ale pomimo tego udało mu się to zrobić.
- Mamy całkiem sporo czasu, ale najpierw może zechcesz przez chwilę ochłonąć i oczyścić umysł? - Zapytałem i dałem mu chwilę, żeby sam zdecydował czy jest mu potrzebny, czy nie, w zależności od jego reakcji sięgnąłem ręką do ziemi, aby złapać boken w dłoń i rzucić w jego stronę, gdy się tego nie spodziewał. - Łap. - Rzut nie był silny i wymierzony w niego, był to bardziej niegroźne podrzucenie, chciałem zobaczyć jakim refleksem dysponuje młodzieniec.
Taki niewinny teścik, który niejednokrotnie wykonywał mój nauczyciel szermierki w domu, który chciał, żebym spodziewał się niespodziewanego zawsze i wszędzie i ja niestety nigdy się nie spodziewałem gdy byłem młody, dlatego bardzo często kończyło się to na sinikach, bo on nie znał umiaru w tej zabawie.
- Wiem, że zabrzmi to trochę hmmmm... Niewłaściwie?.. Ale zdejmij górę swojego odzienia, będę mógł dokładnie przyjrzeć się twoim ruchom i odszukać w nich skazy, jeżeli w ogóle takowe będę występować. - Mógł to źle odebrać, ale miałem nadzieje, że po moim wyjaśnieniu zrozumiałem, że chodzi tu głównie o efektywność treningu, a nie jakieś niecne czy niestosowne rzeczy.
- Na pierwszym etapie chce zobaczyć, jak do tej pory ćwiczyłeś i w czym masz braki, dlatego ćwicz, tak jakby tu mnie nie było, a ja się będę po prostu przyglądał przez chwilę. - Musiałem zrozumieć jak do tej pory ćwiczył i co mogłoby mu pomóc rozwinąć się bardziej, dlatego taki pokaz zdecydowanie jest dobrym pomysłem.
albo ją przed sobą stworzę
Na wzmiankę, że sprawnie mu poszło młodzian automatycznie zerknął ku górze, szukając na niebie słonecznej tarczy. Próbował wymiarkować jak wysoko promienista kula wisi nad widnokręgiem, a także gdzie i jak długi rzucany jest przez wszystko cień. Chciał przy pomocy słońca zorientować się, która może być godzina i ile tak naprawdę zajęło mu odnalezienie czerwonowłosego. Wyliczenia przerwały dalsze słowa zabójcy, a także fakt, iż ten rzucił w jego stronę ćwiczebnym mieczem. Kosuke specjalnie odczekał do ostatniego momentu, w którym był jeszcze w stanie złapać drewniany przedmiot i wystawiwszy dłoń z ukosa pod niewielkim kątem, uchwycił go obracając delikatnie palcami. Zrobił to z gracją i starannością, co sprawiło mu nielichą przyjemność. Gdzieś wewnątrz siebie odezwały się wspomnienia, gdy uczył się na bokkenie pierwszych postaw, pierwszych ruchów i wyprowadzania cięć. Początkowo szło mu to raczej żałośnie, zwłaszcza, że miał niewiele więcej, jak sześć, może siedem lat. Z czasem udało mu się okiełznać posługiwanie się ćwiczebnym mieczem do tego stopnia, że jego ciało uznawało go za dodatkową kończynę. Obecność tego przedmiotu stała mu się niezwykle bliska i nawet zasypiając, układał go obok siebie tak, jak dzieci kładą się spać przy szmacianej lalce, czy pluszaku.
- 18+:
Białowłosy otrząsnął się z nostalgicznych wspomnień, gdy jego rozmówca poprosił go o zdjęcie odzienia wierzchniego. Zaraz potem Kagami wyjaśnił dokładnie, jaki był zamysł tej prośby, więc młodzian odłożył z szacunkiem na bok bokken i ściągnął z siebie ubranie zostając w hakamie. Jego ciało, choć szczupłe, nie wyglądało na wątłe, czy pozbawione siły. Wręcz przeciwnie - mięśnie pod skórą były dobrze uwydatnione i proporcjonalnie rozwinięte. Kosuke starał się dbać zarówno o sprawność fizyczną, jak i dietę będącą podstawą odpowiednio zbudowanej muskulatury. Na wyraźnych konturach mięśni gdzieniegdzie można było zauważyć mniejsze, bądź większe blizny. Świadectwo ostrych treningów i zażartych walk. Ryūtarō usłuchał Yuichiro i po ustabilizowaniu w pełni oddechu rozpoczął swoją zwyczajową rozgrzewkę. Na początku proste ćwiczenia rozciągające i medytacyjne, a następnie próby okrzyków kiai do wtóry z wymachami podniesionym uprzednio z podłoża bokkenem. Kosuke wedle życzenia nie zwracał uwagi na obecność Kagamiego i przechodząc do trenowania znanych mu postaw szermierczych, wykonywał je jedna za drugą poprzedzając każdą z nich doniosłym okrzykiem.
- EIII! EIII! EIII! - niosło się raz za razem w leśnej głuszy.
Kosuke radził sobie dobrze, nie dostrzegałem jakiś zawahań, niepotrzebnych ruchów, czy złego przenoszenia ciężaru, ataki nie były pchane, a wystrzeliwane i dociągane do końca. Widać było, że przykładał dużą uwagę do tego co robił i na pewno trenuje tak już od kilku lat, bo wszystko było praktycznie perfekcyjne zgrane, więc w jego przypadku ten rzekomy problem znajdował się gdzieś indziej. Nie leżał po stronie jego stylu walki czy drogi miecza, a po prostu potrzebował, czegoś, co pomoże mu nabrać siły fizycznej i może doświadczenia w walce, które nie układa się pod jego dyktando.
- Nie widzę, żebyś miał problem z wykonywaniem katy czy ćwiczebnych wymachów, dobrze je odwzorowujesz, dużo lat spędziłeś na tym... Dlatego sprawdzimy jak sobie radzisz gdy masz mniej czasu na podjęcie decyzji i czy wtedy się coś nie plącze. - Wstałem, zrzuciłem z siebie swoje białe Haori, które jest narzutą bez rękawów, a od wewnętrznej strony jest motyw kwiatów i łąki, a może nieba? Wyprostowałem się, rozciągnąłem nieco i przekręcając głowę, tak aby strzeliło mi w karku, trochę się zasiedziałem na medytacji, a teraz trzeba się poruszać i sprawdzić, do czego był zdolny Kosuke.
Sięgnąłem po drugi boken, który leżał również w trawie i pewnym krokiem wyszedłem z krzaczków, w których siedziałem, na bardziej otwarty teren, na którym stał białowłosy. Oboje byliśmy tylko w hakamach, sam też zdjąłem, bo nie lubiłem przepacać ubrania na ćwiczeniach. Moje ciało różniło się od Ryutaro, nie miałem żadnych blizn, czy otarć na torsie, czy ramionach, gdzieś tam może jakieś drobne skaleczenie, które jeszcze się doleczało, ale żadnych pamiątek z walk.
- Gotowy jesteś? - Spojrzałem na niego, mimo że stałem luźno na postawie, a boken miałem skierowany do ziemi, to moje oczy spoglądałem na niego z nieukrywaną dzikością, tak jak bestia, która spoglądała z zamiarem zabicia, żądza w jednym momencie, po głębszym wdechu po prostu się ulotniła, wraz z wypuszczonym powietrzem. Chciałem, żeby wiedział jakie to uczucie, gdy ktoś chciał go swoją żądzą przygnieść, żeby wiedział, że walka to nie tylko szybkie ruchy i siłą, ale również to, co ma się w głowie i jaki sposób się to wykorzystuje. Jak tylko wykazał gotowość, ruszyłem na niego, stopniowo zalewając go ciosami o różnym nasileniu, sile i szybkości. Bez zbędnych wzorców czy kombinacji, tak aby nie mógł się spodziewać, z której strony nadleciał cios, Tak jakby walczył z bezmyślną bestią, która chciała się do niego dobrać.
albo ją przed sobą stworzę
Młodzieniec wziął potężny haust powietrza i wykonał nogą półkolisty ruch omiatający piaskowe podłoże.
Równie ważna była koncentracja, toteż Kosuke starał się oczyścić umysł ze wszystkich niepotrzebnych myśli, jakie mogły zaprzątać teraz umysł. Miał zamknięte oczy, toteż wyczulił wszystkie pozostałe zmysły, mocniej chwytając za bokken. Wykonał następnie całą serię wymachów i pchnięć skupiając w pełni na precyzji ruchów. Otwierał na moment oczy po każdym zamachnięciu, aby przyrównać jak bliski jego zamierzeniom, okazywał się wyprowadzony na ślepo cios. Powtarzał ową czynność tak długo, aż odchylenie było minimalne.
Gdy Yuichiro skończył przyglądać się i obserwować ruchy białowłosego, nadszedł czas na właściwy sparing. Kosuke spojrzał w stronę starszego kolegi, gdy ten zrzucił z ramion jasne haori i podjął z ziemi drewniany miecz ćwiczebny. Właśnie był w trakcie wykonywania jednej z górnych postaw, toteż obrócił finezyjnie bokken w dłoni tak, aby było wycelowane wprost w oponenta. Wzrok Ryūtarō spoważniał, skupiając się w pełni na Kagamim. W jego mieniących się na żółty kolor oczach można było dostrzec determinację i niezłomnego ducha walki. Sam chciał treningu, więc miał mnóstwo motywacji, aby wyciągnąć z niego tyle, ile tylko zdoła. Zwłaszcza mając za sparing partnera kogoś od siebie silniejszego.
- Ready!:
- Gotowy! - potwierdził z odrobinę drżącym głosem. Wynikało to nie tylko z podekscytowania, ale i przytłaczającej żądzy mordu. Na ulotny moment nogi ugięły się pod Kosuke, a kropla potu zrosiła mu czoło.
- Co to za aura? - zdziwił się w myślach, nie pozwalając sobie na dekoncentrację. Wykrzesał z siebie całe pokłady hartu i siły woli, jakie posiadał, aby przetrzymać mordercze spojrzenie użytkownika oddechu płomienia. Pamiętał słowa senseia traktujące o dążeniu do doskonałości we wszystkich aspektach sztuki miecza i w każdym, z pozoru błahym i najdrobniejszym ruchu, czy detalu. Dzięki temu odbywane ćwiczenia prócz hartowania cielesnego miały także wymiar duchowy - nieustanne zmierzanie drogą do samodoskonalenia i rozwoju osobistego. Wzmacniały ciało, ale przede wszystkim umysł i charakter. Dlatego też Ryūtarō nie zlekceważył ofensywy Yuichiro i ze wszystkich sił starał się odczytać i sparować ciosy czerwonowłosego. Było to diabelnie trudne, gdyż Kagami zasypał go niezmiernie nieregularnymi atakami o przeróżnym stopniu nasilenia, szybkości i wkładanej weń siły. Zupełnie jakby jego przeciwnikiem nie był szermierz, a dziki demon. W leśnym zaciszu niosły się teraz odgłosy uderzania o siebie drewnianych kijów, do wtóru leśnego ptactwa i wiatru szumiącego pośród koron tutejszych drzew.
Trening ruszył z kopyta, chciałem zobaczyć, jak poradzi sobie chłopak w sytuacjach, w których nigdy nie miało się pewności, co dokładnie zrobi przeciwnik.
Gdzie dzięki uważnej obserwacji, mogłem dostosować swoje tempo w przybliżonym stopniu do jego możliwości, żeby po prostu, nie zalać go uderzeniami, na które nawet nie będzie mógł zareagować, nie miałoby to sensu, gdy obrywał każdym razem po głowie, nawet by nie wiedział, co go dokładnie trafiło. Ciosy wyprowadzałem jeden za drugim, w różnej częstotliwości, do której Kosuke ciężko było się przyzwyczaić, bo nie dawałem mu takiego komfortu, nie mógł złapać rytmu i nieustannie musiał pracować stopami, aby zająć jak najbardziej dogodną pozycję do obrony, aby nogi mu się nie poplątały. Huki ścierającego się drewna niosły się po lesie niczym, jakby jakiś nieudolny bębniarz nie potrafił się zdecydować na rytm czy tempo uderzenia, no ale nie robiliśmy tutaj muzyki, a sprawdzaliśmy, na co dokładnie było stać białowłosego.
- Pilnuj pracy stóp. - W trakcie sparingu rzucałem w jego stronę różnymi sugestiami, gdyby od natłoku myśli i planowania, znacząco się opuścił, w którymś z aspektów. Taki jak praca na stopach, oddech, ułożenie ramion czy błądzącym wzrokiem. W końcu w pośpiechu łatwo o drobne błędy a od tych błędów zależało nasze życie, dlatego musiał nauczyć się walczyć na śmierć i życie instynktownie i perfekcyjnie. Tak, żeby nawet z zamkniętymi oczami miał pewność, że każdy ruch zawsze jest taki sam, że nawet zaskoczony w środku nocy i wybudzony ze snu wiedział, co ma robić bez myślenia.
Teraz wywierałem na nim coraz większą presję, nie tylko szalonymi atakami drewnianym mieczem, ale i również spychałem oraz zganiałem go w kierunku drzew, w stronę trudniejszego terenu, gdzie nie byłem jego jedynym przeciwnikiem, bo chodziło do tego trudny teren pokryty korzenia, konarami i samymi drzewami. Staranie kontrolowałem jego położenie i gdy tylko próbował się wydostać z kierunku, w którym go spychałem, od razu nieco przyśpieszałem swoje ruchy, aby jeszcze bardziej go przycisnąć. Nie zamierzałem mu zrobić krzywdy, dlatego jeżeli w ferworze walki, po prostu by się potknął albo stracił boken hamowałem uderzenie tuż przed nim.
albo ją przed sobą stworzę
- Pilnuj pracy stóp. - słowa oponenta wybrzmiały niczym budzący z drzemki dzwonek. Kosuke zganił się w myślach poniewczasie zdając sobie sprawę z tego, że zaniedbał ruchy dolnych kończyn i rzeczywiście zaburzało to całą jego sylwetką i płynnością ruchów.
- Hai! - odkrzyknął w przerwie od kolejnych sapnięć. Krople potu zraszały mu czoło i skapywały po nosie. Młodzian był wdzięczny, że ściągnął wierzchnie odzienie, gdyż i tak byłoby one po takim treningu całe przepocone. Dawno już nikt nie dał mu takiego wycisku podczas ćwiczeń i choć nie zipiał jeszcze, to nie mógł zapomnieć o właściwym oddychaniu. Czynność ta była przecież kluczem do zachowania swej staminy jak najdłużej, a to z kolei przekładało się na efektywność całego przedsięwzięcia.
Jakby dotąd było niewystarczająco trudno, Yuichiro zaczął sukcesywnie spychać młodszego kolegę w kierunku drzew i reszty leśnej roślinności. To zaś wiązało się z ograniczeniem ruchów, uboższym operowaniem wszelakimi manewrami i zamykało niejako Ryūtarō sprawiając, że otoczenie także obracało się przeciwko niemu. Odtąd Kosuke musiał przykładać podwójną uwagę do każdego stawianego kroku i stąpnięcia. Czy to zdradziecki korzeń, czy to ostre pnącza - jeden niewłaściwy ruch i chłopak mógł potknąć się i wylądować na ziemi.
- Hah. Robi się ciekawie. - wydyszał Ryūtarō sprawiając wrażenie równie podekscytowanego, co przypartego do muru. Cała ta sytuacja, choć diabelnie uciążliwa, była dla młodzieńca równie motywująca, aby wyrwać się z ram narzucanych mu przez własny organizm i by nieustannie progresować. W końcu najlepsze ostrza były wielokrotnie hartowane, aby gdy przyjdzie godzina ich próby nie zawiodły. Czyż nie podobnie było z umiejętnościami zabójców? Teraz młodzieniec zdawał się na swój instynkt i to jemu zawierzał wykonując kolejny blok, kolejny unik i parowanie. Napór oponenta stawał się bowiem tak nieznośny, że Kosuke nie był już dalej w stanie radzić sobie wyłącznie stawiając na swoje dotychczasowe umiejętności. Musiał wspiąć na aktualne wyżyny i wspomagany przez intuicję i czysty, zwierzęcy instynkt, spróbować wskoczyć jeszcze wyżej. Wykonać ten ryzykowny, niepewny skok ku wyższemu szczytowi.
Brał sobie moje rady do serca i faktycznie próbował pracować nad tym, co zdawało się nie nadążać za resztą, aby nie popełnić głupiego błędu, który w prawdziwej walce mógłby go kosztować życie. Zagoniłem go na gorszy teren, gdzie teraz musiał jeszcze większą wagę przykładać do tego co robił nogami, jeden fałszywy ruch, złe postawienie stopy i mogłoby to się skończyć lądowaniem na twarzy.
- To dopiero początek. - Odpowiedziałem krótko, delikatnie się uśmiechając, sparing z nim przypomniał mi czasy kiedy to ja się uczyłem wszystkiego, gdy znałem podstawy, ale brakowało mi siły, żeby przeskoczyć, przepaść dzielącą mnie z innymi. Dalej miałem jeszcze sporo schodów do pokonania, nie uważałem się za najlepszego zabójcę, po prostu czasami ciężko mi było wyobrazić, siebie samego pokonanego i rozbitego, co mogło świadczyć o mojej małej arogancji.
Delikatnie zwiększałem intensywność i szybkość wyprowadzanych ataków, żeby jeszcze dołożyć mu trudnych chwil, tak aby jego okienko reakcji było jak najmniejsze, bez jakiegokolwiek miejsca na błędy i zawahania. Drewniana imitacja miecza wręcz huczała od zderzeń i świszczała od przecinanego powietrza. Byłem ciekawy, jak długo wytrzyma wszystkiego moje ciosy, bo jak na razie radził sobie bardzo dobrze i nawet trudny teren nie odbierał mu tego, chciałem, żeby tego jego desperackie bloki trwały, żeby w jego głowie zbierało się doświadczenie.
Po dłuższej chwili ciężkiego natarcia wiedziałem, że zbliżamy się już do jego limitu i nie chodziło tutaj tylko o nadążanie, ale także wytrzymałość, która z każdą sekundą topniała w oczach. W końcu nie ma się czemu dziwić, nasz sparing chwilę czasu już trwał, raczej żadna walka nie trwałaby tak długo, na koniec postanowiłem mu pokazać coś w nagrodę.
Poziom doświadczenia i walki, który udało mi się zdobyć w ostatni czasie, chociaż w walce z kimś na równym poziomie na pewno nie robiło to, aż tak dużego wrażenia.
Przerwałem natarcie, wziąłem głęboki oddech, przyjąłem pozycje z mieczem trzymanym nisko, następnie w ułamku sekundy zrobiłem wypad w jego stronę i zamaszystym ruchem po kręgu wykonałem cięcie, którego w jego oczach mogło wyglądać jakby mój bokken uderzyła z trzech stron jednocześnie. Nie hamowałem się, ale moja siła była wymierzona w drewniany miecz, a nie niego.
- No dobrze, tyle wystarczy, tak myślę. Musisz popracować nad tym, ale nie jest źle. Co prawda do Nagoi Cię nie zabiorę, ale za to dostaniesz ode mnie małe zadanie. Przeżyj miesiąc na górze fudzi im wyżej, tym lepiej, oczywiście każdego dnia ćwicz z zapałem... Do zobaczenia za jakiś czas Kosuke. - Pokazałem mu jeszcze kilka ćwiczeń, które mogłyby mu pomóc w rozwoju, a sam ruszyłem do swojego rodzinnego miasta.
Z/T
albo ją przed sobą stworzę
Nie możesz odpowiadać w tematach