- Jestem, zapatrzonym w siebie egoistą. - Wymamrotałem bardzo cicho pod nosem. Czułem jak jej drobne dłonie ściskają moją Yukate. Jak wtuliła twarz w mój tors, mogła poczuć lekką woń cedru z nutką cytrusową. - Taki byłem dobry, że nawet nie... pomyślałem, jak się z tym wszystkim poczujesz... kiedy zostaniesz tam sama. Nie jestem dobry... - Jej smutny głos nie pomagał mi z zaakceptowaniem tego faktu, naprawdę byłem porażką. Nie miałem żadnej wymówki, która w moim mniemaniu mogłaby mnie rozgrzeszyć z tego wydarzenia.
- Widzę, ale nie powinnaś się cieszyć... Powinnaś na mnie krzyczeć, wyzywać i bić. Nie musisz akceptować moich czynów, zwłaszcza że na pewno sprawiły Ci wiele przykrości. Nie powinno ujść mi to płazem... To nie tak, że znowu miałem szlaban, ja usunąłem się z Twojego życia. - Żal wzbierał we mnie aż do momentu, gdy poczułem jej usta i wilgotny policzek. W końcu dotarło do mnie, co próbowała mi przekazać.
Wspomnieniami wróciłem do naszego pierwszego spotkania. To po prostu było podziękowanie za to, że jesteś. Kącik ust lekko podniósł mi się do góry i mocniej objąłem Yukino. Naprawdę jestem skończonym kretynem, pogrążałem się w negatywnych emocjach, kiedy ona cieszyła się z faktu, że żyłem. Nie obchodziło jej, dlaczego i po co zrobiłem to, co zrobiłem. Cieszyła się, że jednak to wszystko okazała się nie prawdą i dalej pomimo mojego podłego zachowania żyłem, że będzie mogła znowu ze mną porozmawiać i spędzić chwile czasu.
- Wybacz. Też się cieszę, że masz się dobrze, że jesteś zdrowa i przestałaś nosić te głupią opaskę. Mówiłem Ci, że nikt nie będzie zwracał na to uwagi, jak sama przestaniesz się tym przejmować... Mamy trochę lat do nadrobienia prawda? - Starałem się mówić, ciepłym i odrobinę entuzjastycznym głosem. Zdałem sobie sprawę, że dopiero teraz powiedziałem jej, że się cieszę na jej widok. Tak bardzo skupiłem się na czarnych chmurach, że nie dostrzegłem promieni słońca.
albo ją przed sobą stworzę
- Nie mów tak Yu.. nie jesteś egoistą.. nigdy nim nie byłeś.. - nie pozwoliła mu na te słowa. Nie pozwoliła mu tak o sobie myśleć. - Nie ważne jak się z tym czułam.. to nie ma najmniejszego znaczenia Yu! Było mi tak przykro jak usłyszałam że nie żyjesz.. ale.. ale.. - odsunęła się od niego patrząc na niego od góry do dołu i wracając wzrokiem ponownie na twarz. Znowu zmniejszyła dystans między nimi, kładąc obie dłonie na jego policzkach i patrząc mu w oczy.
- Ty żyjesz.. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to Cieszy.. - nadal trzymała dłonie na jego policzkach gdy do niej mówił. Pokręciła lekko głową na boki. - Jak możesz tak mówić Yu? Nie mogłabym się na ciebie gniewać przecież.. - zsunęła powoli dłonie w dół, opuszkami delikatnie przesuwając po policzkach w dół.
Czuły pocałunek jaki złożyła na jego policzku w końcu wyrwał go z tych ponurych myśli. Gdy nagle wziął ją mocniej w ramiona i przycisnął ją bardziej do siebie, sama się wtuliła na powrót w chłopaka. Na prawdę się cieszyła że go widzi.
Odchylając się lekko od niego wpatrywała się w jego oczy z łagodnym uśmiechem. - Nie mam Ci czego wybaczać.. ale tak.. mamy aż 5 długich lat.. - powiedziała uśmiechając się do niego już nieco bardziej radośnie. Dłońmi sięgając do oczek i przecierając ostatnie łzy jakie jeszcze zdołały jej się nazbierać w oczkach.
- Tylko Akaoni dalej musi być martwy dla każdego z naszego rodzinnego miasta. Nie chciałbym, aby rodzice się dowiedzieli. Musisz to zachować dla siebie Yukino. - Uśmiechnąłem się i powiedziałem ciepłym tonem. Chciałem po prostu, żeby nie było niedomówień między nami. Popatrzyłem w jej różnobarwne tęczówki, dalej mnie fascynowały, jak w dniu, w którym pierwszy raz je zobaczyłem. - Może opowiesz mi co Cię tutaj sprowadza?... Mieszkasz może teraz w edo? - Zapytałem, faktycznie zaciekawiony co ją sprowadziło w te strony, w końcu to ogromny szmat drogi był z nagoyi. Raczej nie znalazła się tutaj przypadkiem, może się przeprowadziła?
- Praktycznie ostatnie pięć lat spędziłem w jednym miejscu. Było to trochę jak życie pod kamienia i przez pół roku nadrabiałem, co takiego się działo w świecie... - Do tego momentu mówiłem dalej spokojnym ciepłym głosem. Chociaż moja mina trochę się skrzywiła gdy poruszyłem kolejny temat. Chyba była to hipokryzja, ale coś podobnego.
- Czy to złe, że chciałbym wiedzieć co u rodziców, nawet gdy chce dla nich pozostać martwy? - Nieporadnie się uśmiechałem, ale mówiłem to smutny głosem, skierowałem swój wzrok w bok. Wcześniej jakoś o tym nie myślałem, miałem jakieś chwile słabości, ale jednak nie wybiegały one tak daleko. Spotkanie z białowłosą odświeżyło mi wiele wspomnień z domu i ciężko mi było odrzucić ten natłok myśli. Potrzebowałem chwili, aby zawładnąć nad tym chaosem. Pochyliłem się, aby sięgnąć po koszyk, który leżał na ziemi, wcześniej go tutaj nie było, więc musiał należeć do niej.
- To co będziemy zbierać? Mam teraz całkiem dobry wzrok powinienem się w tym sprawdzić. A ty mi opowiesz więcej o swoich przygodach i planach. - Zaśmiałem się i zmrużyłem swoje złote ślepia.
albo ją przed sobą stworzę
- Nie ma w tym nic złego że się troszczysz o bliskich.. to znaczy że Ci zależy na nich.. - skomentowała patrząc jak zbiera koszyk z trawy. Przyłożyła lekko zwiniętą w piąstkę dłoń do ust. - To pewnie nic ciekawego dla Ciebie ale szukam kwiatów z takimi drobnymi fioletowymi płatkami.. ciężko je znaleźć, to bardzo rzadkie okazy.. więc twój sokoli wzrok z pewnością się przyda.. - powiedziała z zadowoleniem wskazując mu kierunek w którym podążała. Wolnym krokiem ruszyła rozglądając się po większych kępach trawy w poszukiwaniu opisanej rośliny.
- Trochę się zmieniło.. po twojej śmierci.. trzy lata temu moi bracia poznali zabójcę demonów.. pomogli mu w pokonaniu bestii i.. postanowili wyruszyć z nim żeby dołączyć do korpusu.. - zaczęła dostrzegając kwiaty przy jednym z krzewów, do którego podeszła i kucnęła przy nim. Zerwała jeden i pokazała go chłopakowi. - Trzy lata.. się nie odzywali.. martwiłam się że coś się stało, więc ruszyłam w podróż żeby ich odnaleźć.. - kontynuowała zrywając pozostałe trzy zioła. Po czym podeszła do niego i włożyła je do koszyka. - Szukałam informacji o zabójcach i o demonach.. szukałam czegokolwiek.. jakiejś informacji że.. że nadal żyją.. - w głosie dało się wyczuć nutkę smutku. - Aż w końcu trafiłam na.. demona.. - zawiesiła na chwilę głos. - .. w sumie to na dwa demony.. - poprawiła się nadal idąc przed siebie ramię w ramię z nim. - Okazało się że ten woreczek, który zawsze przy sobie nosiłam od dziecka, miał w sobie wisterię.. i to ona odstraszała skutecznie demony ode mnie.. no.. przynajmniej te słabsze.. - w głosie nie było strachu, ani złości czy smutku. Brzmiało to tak jakby opowiadała zwykły dzień z życia przeciętnej wieśniaczki. - .. podobno jestem Marechi.. - dodała zatrzymując się nagle w miejscu i spuszczając lekko głowę w dół, tak że biała grzywka przysłoniła jej oczy całkowicie. Kącik ust lekko drgnął.
- Hmmmm, a jak się nazywają? Może coś zasłyszałem i mógłbym Ci pomóc z tym. Najwyżej wysłałbym Kruka i może co nieco byśmy ustalili. - uważnie przyjrzałem się roślinie i zacząłem ich wyszukiwać. W krótkim czasie znalazłem tuzin kolejnych roślin. Chociaż nie było to nic niezwykłego, w końcu ich barwa raziła mnie w oczy na tle zieleni. Jej słowa były nacechowane smutkiem, ale nie było w tym nic dziwnego. Skoro wszyscy bliscy zniknęli i opuścili ją. Czułem irytację na jej braci, ale byłem hipokrytą, bo zrobiłem to samo.
- Wybacz Yukino. - Po raz kolejny ją przeprosiłem, musiała wiele wycierpieć w samotności. Gdy wspomniała o demonach, moje źrenice się rozszerzyły. Już miałem coś powiedzieć gdy wspomniała o wisterii, faktycznie to zawsze ten zapach od niej czułem, ale wcześniej nie wiedziałem, że to ta roślina. Gdy wspomniała o byciu marechi, moje usta się rozchyliły, ale żadne słowa nie opuściły mojego gardła. Czemu ona? Dlaczego, ktoś, kto zawsze był prześladowany, musi mieć krew, która sprawia, że będzie ich celem. Jaka była w tym sprawiedliwość, gdzie tu wolna wola.
- Ale masz dalej ten woreczek prawda? - Zapytałem i przełknąłem głośno ślinę. Oby go miała, tylko to mogło ją w jakiś sposób uchronić przed omamionymi demonami.
albo ją przed sobą stworzę
- hmmm.. dobrze.. jak rozsypię worek ryżu to po ciebie pobiegnę.. żebyś mógł je dla mnie policzyć.. - wystawiła mu język lekko rozbawiona tą wizją.
- Ostatnio wpadłam na Ibashiego.. mojego najstarszego brata. Został zabójcą z oddechem pioruna.. ale Jiro.. mój drugi starszy brat.. nie mam o nim pojęcia.. Ibashi sam nie wie jakiego żywiołu się uczył.. i czy już skończył szkolenie.. czy może jest na misji.. - powiedziała ze spokojem w głosie. Starała się nie martwić o Jiro, ale z pewnością lepiej by jej to szło gdyby chociaż mogła się z nim zobaczyć. - Sama nie mogę iść do siedziby łowców.. Ibashi tłumaczył mi że jest jakiś .. protokół.. że tylko Ci co chcą zostać zabójcami mogą się o to ubiegać..a ja.. ja nigdy nie byłam zwolenniczką walki.. - powiedziała ze spokojem w głosie zatrzymując się nagle.
"Ale masz dalej ten woreczek prawda?"
- Ja.. ja oddałam go.. Saidaiowi.. w chramie w Edo.. tam gdzie go spotkałam.. wypłoszył inną demonicę która chciała mnie pożreć.. on.. On się mną zajął.. zabrał mnie do swojej posiadłości.. pozwolił mi tam zostać.. był dla mnie naprawdę dobry.. nawet jako demon.. dla kogoś kto jest tylko pożywieniem dla nich.. - dokończyła swoją krótką opowieść. - Wiem że jesteś zabójcą.. ale.. ale czy spotkałeś kiedyś dobrego demona? - spytała nagle podnosząc na niego wzrok. W oczach czaiła się nadzieja na to że jest takich istot więcej.
- Nie chciałem się tak zachować w stosunku do Ciebie. - Nie wiem, co dokładnie to spowodowało, może to była chwila słabości. Jakby nie patrzeć w rocznice śmierci Ichiro zawsze nawiedzały mnie różne wspomnienia. Nie tylko te złe i bolesne, ale również te dobre i przyjemne.
- Możliwe, że tak jest... raczej na pewno, ale już nie jestem dzieckiem. Chce kroczyć własną drogą, a nie być prowadzonym za rękę. Teraz moja kolej, żeby zadbać o ich bezpieczeństwo. Nie będę mógł tego zrobić, jeżeli zaczną mnie szukać. Jestem przekonany, że ojciec pod naporem matki poruszyłby niebo i ziemie. Już nie wspominając, ile bym się od niego nasłuchał od najgorszych i niewdzięcznych. - Nie byłem smutny z tego powodu, po prostu taka była prawda. A przynajmniej tak mi się wydawało, chociaż kto wie, może po prostu zapomnieli o mnie i nikt już nawet nie wspominał. Chyba z dwojga złego wolałbym być zapomniany. - Pamiętaj, że będziesz ze mną to zbierać. - jej słowa o ryżu rozbawiły mnie i zaśmiałem się krótko. Wiadomo, że to był żart, ale oczami wyobraźni widziałem, jak wpada i ciągnie mnie za ramię, żebym policzył wysypany ryż.
Gdy wspomniała o braciach, zacząłem się zastanawiać i szukać w głowię skojarzeń z tymi imionami. Ibashi Ibashi, coś mi to mówiło. Chyba kiedyś słyszałem o nim jakieś plotki, tylko nie jestem sobie w stanie, przypomnieć co dokładnie w nich było. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to mogłoby się do czegoś przydać, a to drugie imię Jiro w ogóle nie kojarzę. Więc raczej na pewno nie uczył się on na zabójcę płomienia, aczkolwiek nie wykluczyłbym tego na pewno. W końcu mocno się izolowałem w tamtym okresie, mogłem go po prostu nie zarejestrować.
-No to dobrze, przynajmniej jeden z twoich braci jest cały, ale nie martwiłbym się o Jiro, co prawda nie poznałem go. Może po prostu wolniej się uczyć niż Ibashi, tam nie chodzi tylko o talent. Sam coś o tym wiem, moja mistrzyni wertowała mnie prawie 5 lat, gdzie w ostatnie półtoraroczu w ogóle nie czułem, abym jakkolwiek się rozwinął fizycznie... Nie jest to prosta sprawa, samo trafienie na miejsce jest problematyczne i musi zostać zachowane w tajemnicy. Za równo ja, jak i twój brat jesteśmy tylko mizunoto, czyli najniższej rangi żołnierzem. Nasz głos się nie liczy tam i musimy przestrzegać zasad, jak będę w Yonezawie spróbuje popytać i wyślę Ci list, gdybym się czegoś dowiedział o Jiro. - Spojrzałem na nią z troską, może nie chciała, żebym to zauważył, ale widziałem, że na pewno się martwi o brata. Gdy wspomniała, co zrobiła z woreczkiem i w jakich okolicznościach aż na moment zamarłem, nie sądziłem, że spotka w Edo demona zdolnego oprzeć się wisterii. Nie wiem, jaki w tym miał cel? Marechi to jest dla nich ogromna pokusa, czemu miałby sobie ją odpuścić? Z drugiej strony zabrał jej to, co mogło ją chronić, przed innymi słabymi demonami.
- To nie jest takie proste Yukino, spotkałem tylko jeden przypadek, którym mógłbym nazwać w jakiś stopniu dobrym, ale też nie mam co do tego pewności. Na pewno nie zabiła mnie, gdy miała ku temu okazje, z drugiej strony widniała na liście polowań naszego mistrza, a tam nie trafia się za byle co. Sam nie wiem, co o tym myśleć, może demony po prostu lubią się czasami zabawić naszym kosztem? Tylko że ja nie mam tej samej krwi co ty, nie jestem pokusą dla każdego demona, niestety oni muszą jeść ludzkie mięso, mogą przeżyć na samej krwi, ale to bardziej wegetacja... Nie będę Ci, mówił jak masz żyć, nie mam do tego prawa, ale chciałbym, żebyś znalazła męża, miała dzieci i cieszyła się długim życiem takim, jakim chcesz..... - Mówiłem spokojnie i uważnie przyglądałem się białowłosej, chciałem, żeby mogła wieść spokojne życie.
albo ją przed sobą stworzę
Podniosła na niego wzrok z zaciekawieniem wsłuchując się w to jak upierał się że nie był już dzieckiem. - To prawda.. jesteś dojrzałym młodym mężczyzną, takim przed którym cały świat jest na wyciągnięcie ręki.. wierzę że będziesz w stanie wiele osiągnąć.. zawsze byłeś zawzięty w tym co robiłeś.. - zaśmiała się lekko rozbawiona tym jaki potrafił w młodości być uparty. Ale nigdy jej to nie przeszkadzało, lubiła go właśnie takiego jakim był. Zdawał się być szczery.
"Pamiętaj, że będziesz ze mną to zbierać."
Zrobiła obrót wokół własnej osi z radosnym uśmieszkiem malującym się na ustach. - Nic z tych rzeczy Yu! - zakrzyknęła nie kryjąc radości w głosie. - Ale! - zatrzymała się w miejscu i przyłożyła dłonie do dekoltu. - Z przyjemnością będę Ci towarzyszyć podczas tego liczenia ziarenek.. choć może nie do końca w ciszy.. - wystawiła mu język w figlarnym geście. Takiej Yukino nie miał okazji chyba widzieć. Choć to dzięki niemu wypełzała ze swojej muszelki i to dzięki niemu była taka radosna, zwłaszcza teraz gdy wiedziała że on jednak żył i był cały i zdrowy! To było najważniejsze!
- Wiem jak to działa.. teraz przynajmniej.. Ibashi mi wszystko wyjaśnił.. i rozumiem to.. Szczerze myślałam czy by się nie zatrzymać w Edo, nie chcę wracać do rodzinnego miasta.. za dużo złych wspomnień stamtąd mam.. więc jak byś nie miał gdzie się zatrzymać, to zawsze mogę Cię ugościć.. jeśli będziesz w okolicy.. - powiedziała już nieco radośniej. Nie było sensu żeby ruszać w dalszą podróż w poszukiwaniu Jiro, wiedziała że Ibashi przekaże mu gdzie jest Yukino i niedługo natrafi też na niego.
- Rozumiem.. w sumie nie uważam że wszystkie demony są złe.. czasami ludzie są gorsi od demonów.. z resztą.. sam pamiętasz.. nasze dzieciństwo.. gdyby nie ty..nie miałabym życia w Nagoya. Byłeś pierwszą osobą która traktowała mnie jak człowieka a nie potwora. Dlatego jesteś dla mnie bardzo ważny Yu! - skomentowała. Lekko się zmieszała słysząc o mężu i dzieciach. - Brzmisz jak Ibashi.. ale ja nie wiem sama.. żeby mieć męża to chyba trzeba się zakochać najpierw w kimś.. a to chyba nie jest wcale takie łatwe.. - skomentowała zgarniając białe włosy za ucho gdy szła ramię w ramię z Kagamim między drzewami. - Czy ty.. wiesz może czym jest miłość? - spytała zaciekawiona. Już zadała to pytanie Izo i usłyszała ciekawą odpowiedź. Teraz była ciekawa co rudzielec miał na to do powiedzenia.
- Każdy powinien robić to, na co ma ochotę, kroczyć własną ścieżką i nie zważać na słowa innych ludzi. Ty też musisz mieć własny cel w życiu, a nie żyć poszukiwaniami własnych braci. - Jej słowa były miłe, a śmiech przyjemny. Faktycznie zawsze, jeżeli się na coś uparłem. To dążyłem do osiągnięcia celu, nawet jeżeli nie było lekko. - No tak było. Pamiętasz, jak ubzdurałem sobie, że załatwię tamtego gburowatego nastolatka, który zniszczył nam latawiec? Chyba nigdy nie miałem takiego dużego lima, ale na szczęście on wyglądał gorzej. Ojciec kazał mi później przez cały dzień stać na baczność w dojo, ale było warto. - Zaśmiałem się głośno na wspomnienie naszych młodzieńczych wybryków, zawsze coś działo się nie po naszej myśli, ale nigdy nie żałowałem żadnego spotkania. Chociaż po nich najczęściej miałem szlaban i burę w domu.
- Ciekawe ile razy zgubie się w liczeniu, chociaż kto wie, może będę robił to specjalnie. - Zmrużyłem złote ślepia i pokazałem białe zęby. Cieszyłem się, że była inna. Bardziej pogodna, otwarta i uśmiechnięta, dużo się zmieniło przez ostatnie pięć lat, ale jak widzę to raczej na lepsze.
- Na pewno zawsze jak będę w pobliżu, to wpadnę do Edo, chociażby na chwile. Nikt nie zrobi mi bury, jak nadłożę trochę drogi, tylko w razie czego. Nie mów innym zabójcom, jak ich spotkasz.- Zaśmiałem się lekko, nie obawiałem się żadnego ochrzanu. A nawet jeśli to i tak bym go nie żałował. - W pewnym stopniu Cię rozumiem, sam też nie kategoryzuje świata na ludzi i demony. A na dobro i zło, nieważne, w jakiej postaci zło powinno zostać pokonane. Po prostu, ze swoją krwią nie powinnaś sprawdzać tego, który demon jest prawy, a który nie. Może to zabrzmi jak hipokryzja albo kłamstwo, ale ty też jesteś dla mnie ważna. Nie chce widzieć jak dzieje Ci się krzywda albo, że się smucisz. - Mówiłem Ciepłym i pewnym głosem, zamilkłem, gdy wspomniała o swoim bracie i o tym, że mówimy podobnie.
- Czym jest miłość? Kiedyś wydawało mi się, że poczułem to. Myślałem, że zakochałem się w kimś, ale nie było to niczym więcej jak zauroczeniem. Prawdziwa miłość nie powinna tak łatwo zgasnąć... ale teraz już znam różnice. Miłość to bezgraniczne oddanie drugiej osobie, to chęć bycia przy nim w dobrych i złych chwilach. Wtedy już nie żyjesz tylko dla siebie, żyjesz dla osoby, która darzy Cię tym uczuciem. - Mogła odnieść wrażenie, że głęboko wierzyłem w te słowa.
albo ją przed sobą stworzę
- Problem w tym że ja nie wiem co chcę robić.. nie zastanawiałam się nad tym zbytnio. Moim celem było odnalezienie braci.. ale jak już wiem gdzie są, to.. nie wiem co miałabym dalej robić. Podróż z Nagoya była ciekawa, była ekscytująca! Była czymś innym, ale nadal miała jakiś cel. Teraz nie mam celu i nie mam pomysłu. Ale nie czuję żebym chciała dołączyć do zabójców tak jak tego chce Ibashi.. ale zastanowię się nad tym.. - kontynuowała ze spokojem w głosie. Ona na prawdę nie wiedziała co ma teraz z sobą zrobić i potrzebowała czasu żeby to wszystko jakoś poukładać sobie w głowie.
- Twoim rozwiązaniem na wszystko była walka.. zawsze chodziłeś poobijany ale z uśmiechem na ustach.. czasami miałam wrażenie że lubisz po prostu ból.. - skomentowała patrząc na niego z lekkim zatroskaniem w oczach. - Ale każdy się Ciebie bał.. a przynajmniej miał do Ciebie wystarczająco szacunku by schodzić Ci potem z drogi.. - dodała nadal uśmiechając się łagodnie w jego stronę.
- Obiecujesz? - spytała wyciągając w jego stronę dłoń zwiniętą w piąstkę z wyciągniętym małym paluszkiem jak do obietnicy.
- Cieszę się że widzisz to w ten sposób Yu.. że nie każdy człowiek jest dobry, tak samo jak nie każdy Demon jest zły.. choć pewnie dla Ciebie jako zabójcy nie jest to łatwe.. - skomentowała ze spokojem w głosie. Uśmiechnęła się delikatnie gdy powiedział jej że jest dla niego ważna.
Oczy aż jej rozbłysnęły gdy mówił o miłości, wsłuchiwała się w każde jego słowo. - Skoro znasz różnicę, to znaczy że się zakochałeś, prawda? Opowiesz mi o swojej ukochanej? Jaka ona jest? Długo jesteście razem? Jak się poznaliście? Czy ona też jest zabójcą tak jak ty czy może zwykłym cywilem? - kontynuowała z pytaniami zafascynowana tym wszystkim. Izo jej opowiedział o swojej pierwszej miłości a był dla niej kompletnym obcym. Więc tym bardziej Kagami powinien się bardziej otworzyć. Była ciekawa jaka była osoba która skradła serce rudzielca.
- Byłem młody i gniewny, prawie nikt mnie nie rozumiał. Wszyscy traktowali mnie jak rozwydrzonego paniczyka z wielkiego rodu, który podupadł. Szczerze to właśnie, wtedy kiedy walczyłem, czułem, że żyłem.... Że jest to prawdziwa wolność, a nie życie w niewoli.... Gdzie już całe twojej życie było zaplanowane od początku do końca. A poza tym mogłem udręczyć swoich nieskazitelnych rodziców. - Zaśmiałem się lekko i wzruszyłem ramionami, rzeczywiście kiedy wdawałem się w bójki czułem, że miałem pełną kontrolę nad swoim losem. Że nikt nie wybrał moje przeznaczenia za mnie, a każdy skrawek bólu był prawdziwy. Pokiwałem głową i splotłem z nią swój paluszek - Tak obiecuje. - Delikatnie zacisnąłem palec i potrząsnąłem dłonią. Wiedziałem, że teraz będę musiał pamiętać, żeby do niej zajść albo chociaż wysłać wiadomość. Nie chciałem, żeby znowu poczuła się porzucona czy coś w tym w stylu.
- Zło może kryć się w każdej postaci, ale nie zapominaj jednego faktu nigdy. Tak jak kot lubi męczyć mysz przed zjedzeniem, demony również mogą czerpać z tego satysfakcje. Także, jeżeli już chcesz coś takiego robić, to miej przy sobie coś, co Cię obroni, przy ewentualnej pomyłce. - Nie podobał mi się ten pomysł, ale nie mogłem ingerować w jej życie, skoro nie byłem jej stałą częścią. Nie mogłem jej czegoś zakazać i pojawiać się w jej życiu raz na jakiś czas, a na pewno nie chciałem jej ograniczać. Nie zdążyłem, nawet jeszcze do końca mówić czym jest dla mnie miłość, a Yukino zaczęła zalewać mnie pytaniami. Nie powiem, faktycznie wychwyciła, co próbowałem przekazać między wierszami.
- Tak, spokojnie zaraz Ci odpowiem na pytania..... No to zacznijmy od początku. Nie jesteśmy jeszcze razem, nawet nie poznałem jeszcze jej nazwiska i spotkaliśmy się raz. Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że po naszym pierwszym spotkaniu coś zagnieździło się w moim sercu, nie wiem co ona czuje, do mnie. To tyle ze złych wiadomości, teraz możemy przejść do tych dobrych . Jest zabójcą, spotkaliśmy się przypadkiem w karczmie podczas burzowej wiosennej nocy, byliśmy strasznie przemoknięci i przez zrządzenie losu wylądowaliśmy w jednym pokoju. Chociaż bardziej trafne byłoby powiedzenie, że to ona zaproponowała aby się nim podzielić. Jest miłą, troskliwa, łatwo ją zawstydzić, prawie cały czas się rumieniła, gdy tylko komentowałem jej wygląd. Na pewno byś ją polubiła.... Mam tylko lekkie obawy, że ona może mieć już kogoś albo nie jestem w jej typie. Nie trafiliśmy na siebie, a minęło już jakiś czas... może mnie unika. -
albo ją przed sobą stworzę
- Młody i gniewny.. ale nigdy się przy Tobie nie nudziłam.. nawet jak większość czasu spędzałam na opatrywaniu twoich ran i bandażowaniu cię.. mam całkiem sporo wprawy przez Ciebie Yu.. - zaśmiała się przyglądając mu się uważnie. Teraz nie widziała żadnych ran na jego ciele. Teraz zdawał się być o wiele lepiej zbudowany, ale był dorosłym mężczyzną a nie smarkaczem.
Gdy owinął swój palec wokół jej i zacisnął go delikatnie, dziewczyna rozpromieniała. - No ja myślę Yu! - w głosie dało się wyczuć istną radość. Nie tylko odnalazła jednego z braci ale i wrócił jej dawno zapomniany przez życie przyjaciel. I cieszyła się z tego fakty niezmiernie. Puszczając jego dłoń, wtuliła się w niego cała, choć była drobna i słaba w porównaniu do niego. To zrobiła z całej swojej żałośnie małej siły. - Tak się cieszę.. że na prawdę żyjesz.. że to wszystko to było pomówienie.. - szeptała mu przy uchu, nie posiadając się z radości. Po chwili go puściła i zrobiła krok w tył przecierając oczka z radosnym uśmiechem malującym się na twarzy. Krocząc dalej z nim wydeptaną ścieżką zdołała zebrać jeszcze kilka kwiatków. Gdy klęczała przy jednym z krzewów ostrożnie łapiąc za łodyżkę jednego z ziół, zerknęła na niego przez ramię. - Łał.. poczułeś coś po pierwszym spotkaniu już? Huh.. - ewidentnie była zaskoczona jego wyznaniem. - To faktycznie miło z jej strony że podzieliła się pokojem z Tobą.. - dodała po chwili obserwując chłopaka gdy opowiadał o swojej miłostce. - Hmm.. rozumiem że nie pytałeś jej wtedy wprost, skoro masz obawy że może być zajęta.. i co wtedy zrobisz? Jak się okaże że z kimś jest? Powiesz jej o swoich uczuciach? - spytała z zaciekawieniem w głosie. Chciała dla niego jak najlepiej. W głosie dało się wyczuć troskę.
- Może coś jej się stało skoro się nie odzywa.. sam mówiłeś że jest zabójczynią tak jak ty.. Może jest ciężko ranna.. albo.. - nie dokończyła. Nie chciała tego mówić na głos. Ale to byłoby chyba lepsze niż takie ignorowanie istnienia drugiej osoby. - Boże to jak szukanie igły w stogu siana.. płomiennowłosy w dupę kopany.. - oboje oboje usłyszeli męski głos dochodzący nieopodal nic zza krzaków. Ewidentnie ktoś się przedzierał przez gęste chaszcze w ich kierunku. - W okolicach Nagoya chuja znalazłem.. Jak go w Edo nie dorwę to pierdolę to.. żadne pieniądze nie są warte takiego zachodu.. - psioczył czarnowłosy młodzieniec wypełzając nagle z spomiędzy krzaków, z gałązką wplecioną we włosy, które było mocno rozczochrane na wszystkie strony. Pierwsze na co jego szare oczy natrafiły to na białowłosą Yukino, przed którą się pojawił. - O witam..? - głos ze sfrustrowanego szybko przeszedł w łagodny i przyjemny dla ucha. Dziewczyna podniosła się na równe nogi i sięgnęła delikatnie dłonią do jego włosów bez mniejszego skrępowania, co wywołało delikatny rumień na twarzy młodego posłańca. Biedak zamarł w bezruchu zawstydzony nagłym naruszeniem jego strefy komfortu. Delikatne paluszki wplotły się w czarne, krótkie włosy i wygrzebały z nich małą gałązkę, którą pokazała posłańcowi. - Miałeś we włosach.. - zachichotała lekko rozbawiona, obracając ją w palcach. - Zgubiłeś się? - spytała zaciekawiona. - N.. nie.. j.. ja.. aaa.. - gdy speszony odwrócił głowę w bok dostrzegł dopiero Yuiego i wymierzył w jego kierunku wskazującym palcem. - AAAA TY! ZNALAZŁEM CIĘ! - warknął ruszając w jego stronę z miejsca. - Całą Nagoyę i okoliczne wiochy za Tobą przetrzepałem! Płomiennowłosy ze złotymi oczami i mieczem przy pasie.. Yuichiro! To musisz być ty! - sięgnął do skórzanej torby i wygrzebał z niej zalakowaną kopertę. - Mam dla Ciebie list.. - wyjaśnił młodzik zatrzymując papierowy przedmiot przed twarzą Kagamiego.
- Będzie dobrze, nie popełniam tych samych błędów dwa razy. Nie musisz się martwić o to już, nie zniknę z Twojego życia. - Skryłem ją między swoimi ramionami i przycisnąłem do siebie. Nie mogę znowu jej tego zrobić, naprawdę za mną tęskniła. Nawet ślepy by to zauważył, że jestem jej bliski, ale nie było to nic dziwnego. Byliśmy swoimi pierwszymi prawdziwymi przyjaciółmi, akceptowaliśmy się takimi, jakimi byliśmy i nikt nie zwracał uwagi na plotki o drugim. Nigdy nie żałowałem, że stanąłem w jej obronie i dalej zrobiłbym to samo, nawet jeżeli moje życie bardziej się skomplikowało.
- Hmmmm.... bardziej coś we mnie dojrzewało od tamtego czasu.... zdałem sobie sprawę z tego uczucia dopiero kilka dni temu, po rozmowie z Hayamir. Naszło mnie na refleksje i szczerą rozmowę ze samym sobą.... Wiesz, jaki jestem.... nie rezygnuje łatwo... poddam się dopiero, jeżeli ona mi powie, że nic do mnie kompletnie nie czuje i ma mnie dość. - Mówiłem spokojnie, a na mojej twarzy pojawił się lekki mimowolny uśmiech na same wspomnienia o niej, kiedy Yukino powiedziała, że coś mogło się stać na moment zamarłem. Nie myślałem o tym wcześniej, nie dopuszczałem takiej myśli do siebie. Czy to przez arogancję, czy też ignorancje bardziej. Miała znacznie większy staż niż ja i poradziła sobie nawet z demonem podczas walki bez broni. Szybko otrząsnąłem się z tych myśli, już miałem odpowiedzieć białowłosej, ale usłyszałem, jak ktoś chyba mnie obraża? Nie wiedziałem, kto się zbliża, nie pamiętałem, żebym komuś tak podpadł, żeby miałby mnie po całym kraju ganiać, dłoń odruchowo spoczęła na rękojeści miecza. Jednak bardzo szybko się uśmiechnąłem szeroko, gdy zobaczyłem, jak moja przyjaciółka beztrosko gmera mu we włosach, a on się peszy. Nic, a nic się nie zmieniła, dalej dotyka obcych ludzi bez pozwolenia, a oni nie wiedzą, co mają zrobić, gdy widzą jej niewinność. Mężczyzna przyniósł dla mnie list, ale naprawdę nie wiedziałem kto mi go wysłał, korpus komunikował się ze mną za pomocą kruka, rodzina myśli, że nie żyję, więc niewiele osób mogło to zrobić.
- Że dla mnie? - Wskazałem na siebie palcem, jednak nie było mowy o pomyłce, chłopak dość dokładnie wymienił moje znaki szczególne. Gdy machał mi listem przed twarzą, poczułem słodki zapach lili, czy to faktycznie ona? Wziąłem kopertę do ręki i przez moment się mu przyglądałem, bardzo dawno nie otrzymałem żadnego listu, a to jeszcze mialbyć wiadomość od Saiyuiri. Byłem nie pewny co w nim znajde. Ostatnie korespondencje odbywałem ze swoimi dziadkami, ale już od bardzo dawno tego nie robiłem. Drugą ręką sięgnąłem do kieszeni, w której trzymałem pieniądze i wręczyłem mu kilka dodatkowych monet za fatygę, w końcu nie miał łatwego zadania. Przełamałem pieczęć na kopercie i wyciągnąłem złożoną karteczkę ze środka. Z każdym kolejnym przeczytanym słowem, coraz bardziej się uśmiechałem, a źrenice poszerzały.
Odetchnąłem z ulgą, gdy się okazało, że nic jej nie jest, ale końcówka wbiła mnie w lekkie osłupienie. Kurayami? Czy ja dobrze pamiętam, to ten ród, z którym Madarame miał mieć mariaż? Czemu to nie doszło skutku? Dotarło do mnie, że to właśnie Saiyuri miała wyjść za mąż za mojego środkowego brata. No cóż, dobrze, że do tego nie doszło, bo jeżeli to przeznaczenie krzyżowało nasze losy, to mógłby powstać z tego dramat rodzinny do sztuki kabuki i to ja byłbym złym charakterem. Nie spodziewałem się tego, ale teraz nie przywiązywałem do tego zbyt dużej wagii, ponieważ zauważyłem jak brunett zaczął się wycofywać.
- Przepraszam pana, chciałbym nadać list zwrotny. - Kopertę z listem wręczyłem Yukino do dłoni. Nie przeszkadzało mi, że ona przeczyta jej zawartość. - Tylko musiałbym pan mi użyczyć wszystkich niezbędnych akcesoriów. - pochyliłem głowę i złożyłem dłonie, prosząc o wyrozumiałość.
- No dobra byle szybko, oby z blondynką łatwiej poszło niż z Tobą. - Wyciągnął, ze swojej torby wszystko, co było potrzebne i wręczył mi. Nie traciłem czasu i zabrałem się do pisania. Czułem przypływ weny i słowa same się łączyły w spójną całość. - Dziękuje i proszę. - Podałem mu wszystko, ukłoniłem się i wręczyłem sowitą zapłatę za usługę. Mężczyzna odpowiedział ukłonem i ruszył w swoją drogę. Momentalnie przeniosłem wzrok na białowłosą. - I co myślisz, jest jakaś szansa? - Zaśmiałem się lekko, teraz miałem pewność, że mnie nie unikała i pamiętała. Byłem jeszcze bardziej rozpromieniony niż chwilę temu.
albo ją przed sobą stworzę
- Nawet nie próbuj Yu! Bo wyruszę w podróż żeby Ciebie znaleźć.. - zachichotała cicho pod nosem. Po czym wróciła do zbierania kwiatów do koszyka, który Kagami nosił w dłoni za nią.
Wpatrywała się w niego zaciekawiona, gdy tłumaczył o swoich uczuciach. - Hayamir? To twój kolega? - spytała dla pewności. Sięgnęła dłonią do podbródka zastanawiając się nad czym bardzo intensywnie. - Poddasz się jak kompletnie nic nie będzie do ciebie czuć.. hmmm.. to chyba nigdy się nie poddasz bo nie da się niczego chyba nie czuć.. uczucia mogą być negatywne i pozytywne ale zawsze jakieś są.. - uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę.
Listonosz nie mógł się chyba pojawić w lepszym momencie niż ten. Widziała jak uśmiech na twarzy jej przyjaciela zaczął się powiększać, gdy oczy śledziły zawartość pergaminu. Stała tak blisko że widziała nawet ten niespotykany blask w jego oczach, taki jakiego jeszcze nigdy nie dostrzegła. Biorąc list do ręki od niego zerknęła z czystej ciekawości. Rudzielec zdawał się nie oponować przed tym i po wyżebraniu niezbędnych przedmiotów do napisania listu zwrotnego od posłańca zabrał się do bazgrolenia na kolanie. W między czasie białowłosa prześledziła zawartość listu zaadresowanego do Kagamiego.
"I co myślisz, jest jakaś szansa?"
Podniosła wzrok znad kartki na swojego przyjaciela. - Ciężko mi powiedzieć.. ona chce cię karać za każdą ranę, jaką dostaniesz.. - skomentowała wpatrując się w listo ponownie. Po czym oddał go chłopakowi. - Czy ten obiecany sparing.. to chodzi o walkę? Będziecie się okładać bronią? - spytała zaciekawiona. Nie umiała siebie wyobrazić w takiej sytuacji. Była pacyfistką, a kobieta w której Yuichiro się podkochiwał ewidentnie należała do tej drugiej grupy. Sama Yukino nie rozumiała konceptu walki i chęci zadawania sobie nawzajem bólu. - Jeśli chcesz się z nią bić.. jesteś pewien że to miłość? - rzuciła jeszcze dla pewności podając mu list do ręki.
-Nie Suki to też jest znajoma z pracy, chociaż nie jesteśmy tak blisko. Ma swoje powody i ciężko jej zaufać nowym ludziom. Starałem się jej z tym pomóc i jej zauroczeniu, ale koniec końców ona pomogła mi coś zrozumieć. - Uśmiechnąłem się na wspomnienie tamtego wieczoru, wtedy zrozumiałem co się we mnie gnieździło. Byłem wdzięczny, ze Suki przypadkiem pomogła mi to odkopać, nawet jeśli potem nie przespałem kilku dni, spiąłem się z Shotaro i potrzebowałem pomocy Sayaki. - Dziwna sprawa, ale nie mam żadnych męskich kolegów w gronie zabójców demonów. - Faktycznie nie miałem żadnego przyjaciela, może po prostu nie był mi pisany i zostałem skazany na damskie towarzystwo. Chociaż to dla mnie żadna kara, a nawet nagroda.
- Dobrze… Poddam się jak przestane czuć, ale na to chyba się nie zanosi skoro od kilku miesięcy jej nie widziałem i to uczucie samo się zrodziło w międzyczasie. - Odpowiedziałem z delikatnym uśmieszkiem, nie spodziewałem się, że Yukino zrozumie ta aluzje, bylem pozytywnie zaskoczony jej dojrzałością. Na jej słowa odnośnie mojego pytania zacząłem się śmiać, jednak dalej była w pewnych kwestiach bardzo niewinna.
- To nie tak Yukino. - Przetarłem palcem powiekę. - To jest troska. Chce bym wrócił Cały i zdrowy bez żadnej rany. Nie każdy potrafi otwarcie mówić o uczuciach… Tak umówiliśmy się na sparing, aby sprawdzić kto jest lepszy. Wiem, że tego nie rozumiesz, to jest rywalizacja… Bez broni na pięści, nikomu się duża krzywda nie stanie, a jak ją pokonam, to na pewno jej zaimponuje i zyskam w jej oczach. W walce nie ukryjesz emocji i tego kim jesteś… Wiem, że brzmi to bardzo głupio, ale bardzo czekam na ten dzień i przygotowuje się do niego. Nie chce jej bić,... chce jej pokazać, jak silny jestem. A czy miłość nie sprawia, że robimy szalone rzeczy? -
albo ją przed sobą stworzę
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
- Ciężka noc, demonie? - Rzuciła w końcu w jego stronę specjalnie akcentując ostatnie słowo i zarazem przerywając nieskończoną ciszę, jaka dotychczas ich dzieliła. Dziarsko skrzyżowała ręce na piersi spoglądając na niego z góry. Na jej szyi widniała śmieszna apaszka, w ogóle nie pasująca do jej bojowego wyglądu. Niestety Zabójca, z którym ostatnio się spotkali, nalegał. Podobno zadrapania na jej szyi wzbudziłyby zbyt wiele ciekawskich spojrzeń, a Rin nie miała przecież zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Teraz wyglądała niczym typowa młodziutka żonka, której mąż miał problemy z gniewem i temperamentem, co pasowało również do ponownie rozciętego policzka i blizny pod okiem. Ciemnoniebieski odcień materiału współgrał z jej czujnymi tęczówkami, które nie opuszczały postaci przed sobą chociażby na jedną sekundę.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Teraz jego spokojna twarz, skąpana w pochylającym się ku ziemi blasku księżyca, wydawała się niewinna —bardziej niż ta obdarzona w cwane spojrzenie i frywolny uśmiech. Blade usta były leciutko rozwarte, jakby łapał w płuca wilgotne powietrze lasu; jego głowa przechylała się nad prawym ramieniem, które przywarte było do ozdobnej belki podtrzymującej zadaszenie. Pomimo iż wyglądał, jakby był pogrążony w najspokojniejszym śnie, nie śnił. Czuwał, nasłuchując zbliżającego się niebezpieczeństwa. Nic więc dziwnego, że kiedy nocny spokój przecięły pierwsze słowa Ame, Yatagarasu uchylił powieki. Spojrzenie znanego jej demona zdawało się nieco zamglone, nie do końca trzeźwe, jednak delikatny uśmiech już tak. Był tą samą, niepodrabianą wizytówką. Przymknął na powrót oczy i próbował się nie zaśmiać — naprawdę się starał. Czego oczekiwał od niego los, podsyłając mu ją jak na tacy?
— Asano. Asano Risa, Ruri, Ryōko... — wymieniał wolno, mając z tego niezłą zabawę. — Jakie imię kryję się pod tajemniczym „R”?
Wyglądał na słabego. Zapewne również się tak czuł. Poruszył się, aby zmienić pozycję, a niewielki grymas na twarzy Yatagarasu sugerował, że rany nie pozostawiły go bez dotkliwego wspomnienia. Choć nie czuł z jej strony bezpośredniego zagrożenia, czuł się znacznie lepiej, gdy Ame znajdowała się w tej wyznaczonej przez siebie odległości. W smugach opadającego przez korony drzew nocnego świata, czujne oko łowczyni mogło zauważyć, iż krew z policzka demona zniknęła, zastąpiona trzema podłużnymi ścieżkami ciągnącymi się aż po podbródek. Dostrzegł jej apaszkę.
— Co to za nowy dodatek do ubioru? Nagroda za odpędzenia demona i odzyskanie ludzkiego spokoju? Tak nagradza się elitarnych obrońców sprawiedliwości? Trochę tanio. Myślałem, że dostajecie odznaki, aby potem się nimi chwalić przed kolegami.
Nie liczył na taką okoliczność konfrontacji. Do tej pory znali się jedynie przez listy. Służbowe. Ich dwa kolejne spotkania też miały podłoże służbowe, a teraz? Teraz Yatagarasu wydawał się nie wiedzieć, jak powinien się zachować, jakby zapomniał zabrać ze sobą maskę, którą zazwyczaj przygotowywał na takie okazje. Bacznie ją obserwował, zdawał się dwa razy bardziej ostrożny — obawiał się, że wpadnie na pomysł, aby się do niego zbliżyć, a jego żądze podtrzymywały ostatnie popękane liny. Był głodny i frustrowany. Nie wiedział, czy bardziej frustrowany tym, że ją zobaczył, czy tym, że żołądek owijał się wokół jego żeber. Nie było żadnej pewności, jak zareaguje — zwłaszcza po tym, jak obiecał sobie, że nie skusi się skosztować jej krwi, a nie mogąc wygrać z ciekawością, zlizał ostatnie krople ze skóry. Teraz kiedy sobie o tym przypomniał, jego nozdrza poruszyły się, a serce zabiło o jeden ton szybciej. Obrócił głowę w gąszcz wciąż szczerząc się idiotycznie, rozbawiony żałosnością tej całej sytuacji. Nie zamierzał plątać ją w toczącą się w jego wnętrzu walkę. Musiał rozegrać ją sam.
Jakim musiał być pechowcem, aby do tego czasu nie znaleźć żadnej ofiary; żadnego idiotycznego człowieka (najlepiej takiego szukającego drogi w ciemnościach) — takiego na którym mógł się posilić? Sen — a raczej to, co miało go przypominać — nie wiele mu pomógł. Jedynie uśpił zaogniony wilczy apetyt. Nie powinna się tu znajdować. Czy gdyby miał okazję teraz kogoś zabić, byłaby w stanie się temu przyglądać? Nie liczył na tak wielkie pokłady zrozumienia względem jego preferencji. Mimo iż Yatagarasu był świadkiem jej morderczych technik, tak nie sądził, aby Asano była równie zepsuta co on i ze spokojem na twarzy obserwowała śmierć niewinnych ludzi. Przecież ich chroniła. Sama była człowiekiem. Yatagarasu był inny. Żył na własne konto, na własny rachunek. Dopóki otaczający go ludzie zdawali się przydatni, mieli dla niego jakieś znaczenie.
Teraz w nocnym podszyciu lasu można było zapomnieć o tym, że siedzący przed nią długowłosy młody mężczyzna marzył o miękkim, soczystym ludzkim mięsie. Ame i Yatagarasu spotkali się jak starzy znajomi. Ludzie. Przy tak człowieczo wyglądającym osobniku, takie rzeczy naprawdę potrafiły wywietrzeć z głowy.
— Widzę, że wciąż ci mało, Asano. — Pozwolił sobie ponownie użyć jej poznanego nazwiska, jakby się z nią droczył. Nie wiedział, czy ją to wkurzy, czy nie i chyba za wszelką cenę pragnął się o tym przekonać. A może chodziło tu o coś zupełnie innego? Może chciał jej udowodnić, jak wiele już o niej wie? — Noc kończy się za parę godzin. Nie spodobały ci się pokoje? Lokatorzy nie przypadli ci do gustu? Jeden chyba zadawał się być tobą zainteresowany. Ach, no tak, zapomniałem. Nie był blondynem, racja.
Spoglądnął na nią niezbyt zachęcająco. Wciąż wytwarzał aurę przemawiającą „idź dalej. Po co właściwie się zatrzymałaś?”. Miał nadzieję, że to odczuje. Ukazywanie swojego słabego oblicza nigdy nie leżało w jego dumnej osobowości. Co mu więc pozostało? Nieudolnie próbować się od niej odgrodzić.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Asano Rin - wywarczała przez zaciśnięte zęby, a jej dobry humor gdzieś uleciał. Wpadła jak śliwka w kompot. Prosto w sidła przygotowane przez demona. Rodzina Asano była przecież znana wśród każdej osoby, która interesowała się trochę Zabójcami. Mimo wszystko Rin była zaledwie jej nic nie znaczącą częścią. Małą pchłą, niechcianą córeczką, nikim szczególnym. Posłała w jego stronę pytające spojrzenie, jednak nie zadała żadnego pytania. Oczywiście też chciała wiedzieć jak się nazywał. Nie spodziewała się jednak, że by w ogóle jej odpowiedział, dlatego też pytanie nie zostało wypowiedziane na głos. - Za pewne się nie przedstawisz - stwierdziła jedynie wzruszając lekko ramionami, żeby odgonić od siebie złość. Rin miała z nią spore problemy. Przybywała w ułamku sekundy i czepiała się jej gładkiej, ludzkiej skóry; odbierała możliwości trzeźwego myślenia. Dlatego też wzięła głębszy wdech. Jego następne słowa na szczęście ułatwiły jej sprawę. Yatagarasau wiedział jak rozładować sytuację.
- Podrapał mnie niesforny kot - odparła z nonszalancją w głosie. Bardzo niesforny - dodała w myślach. W końcu nie musiał jej krzywdzić. Nie wiedziała, że zrobił to nie do końca z zamiarem. Mimo wszystko była mu wdzięczna. Przecież mógł dotrzymać tylko połowy ich umowy. Zabrać to po co przyszedł i ją zostawić. Nie zrobił tego, dlatego też czuła się w pewien sposób zobowiązana. Uniosła jedną brew bawiąc się w dłoni jednym końcem ciemnoniebieskiej apaszki, nieświadomie za nią ciągnąc i odsłaniając koniuszek wciąż pieczących, świeżych ran na szyi.
Asano. Asano. Asano. Asano.
- Rin - poprawiła go odruchowo, jak gdyby wypluła z siebie swoje imię. Nie lubiła swojego nazwiska. Nie była z niego ani zadowolona, ani dumna. Przywiązanie do rodziny było męcząca. Niczym smycz przypięta do jej szyi. Tak się z nią czuła, jednak nigdy nie zamierzała tego zmieniać. Nie była wolna. Nie potrafiła taka być. Uwiązanie pozbawiało jej odpowiedzialności za swoje czyny. Była to wygoda, z której nie chciała rezygnować. Wolała udawać, że nie miała innego wyjścia.Tak było zwyczajnie łatwiej.
- Jesteś niepoprawny - skwitowała wciąż lekko rozbawiona. Nie przybliżyła się do niego. Nie była aż tak lekkomyślna i nie zamierzała ryzykować. Wyglądał jak by coś go bolało i chociaż się starał, nie potrafił tego do końca ukryć. Ukucnęła w miejscu. Oparła się ramionami o uda i zadarła głowę do góry. Teraz to on górował, a ona wpatrywała się w niego niczym jakieś zwierzątko gotowe do skoku i ataku. Przekrzywiła lekko głowę. - Wyglądasz jak byś chciał zostać sam. Poczekam z Tobą do wschodu słońca - powiedziała z tym zadziornym uśmiechem, który specjalnie skopiowała od niego. Była z siebie ewidentnie zadowolona i nie próbowała tego nawet ukryć. Lubiła mieć nad nim przewagę. Przynajmniej z pozoru. Jej spojrzenie na sekundę powędrowało w górę, jak gdyby chciała zwrócić jego uwagę na szarość nieba. Po czym ponownie na niego spojrzała. Jej wzrok starał się mówić „co teraz zrobisz?”.
Westchnęła w końcu.
- Co wiesz na temat Sudo Chihayi? - Zaczęła lekko poważniejąc. - I co chcesz w zamian za te informacje? - Dodała milknąc. Wyglądała trochę inaczej niż zawsze. Dotychczas wykorzystywała Yatagarasu jako Informatora tylko w sprawach dotyczących jej polowań. Nigdy prywatnych. Ta sprawa była jednak inna. Dotyczyła Masanoriego. Rin nie ufała demonowi za grosz, jednak dowiódł jej swoją przydatność. Wiedziała, że w sprawach biznesowych potrafił zachować umiar. Przynajmniej chciała tak myśleć. W końcu po to go wybrała, po to korzystała z jego usług, żeby pewnego razu zadać właśnie to pytanie. I choć starała się to ukryć mógł zauważyć, że ta sprawa znaczyła dla niej więcej niż poprzednie. Dała im to, czego pewnie obydwoje potrzebowali. Nadała ich spotkaniu cel. Biznesowy, dobrze im znany. Ponownie wkraczali na przetarte szlaki.
Rin.
Czy dała radę dostrzec to krótkie zaskoczenie, które wdarło się niepostrzeżenie w jego spojrzenie? Jeśli nie spuszczała z niego oka, zapewne tak. Ale czy było coś dziwnego w imieniu Rin? Impresja pasowała bardziej do reakcji na usłyszane nazwisko, a nie zwykłe niewyróżniające się imię. Asano było nazwiskiem pełnym dumy i chwały. Kiedy docierały do niego informacje wspominające ten ród, Yatagarasu nigdy nie dosłyszał epitetów świadczących o ich niedbalstwie czy hańbie. Jednak ilu mogło być tak naprawdę tych Asano? Rin nie musiała przecież być częścią plotek, przenoszonych przez krnąbrne usta.
Ciemnoniebieski skrawek przewiązanej wokół szczupłej kobiecej szyi apaszki zdążył przynieść za sobą odpowiedzi, których szukał. Podłużne zaognione rany spowodowały, że marmurowe ślepia Yatagarasu, uważnie zlustrowały ten kawałek ciała w przyklejonym do jego twarzy skupieniu. Mogło się wydawać, że płynne srebro kolorytu tęczówek nabrało niezdrowego barwnika szkarłatu, którego nawet nie starał się przed nią ukryć — zaczął błąkać się tam zaintrygowany, szukając swojego miejsca jak bezpański zwierz Niesforny kot. Czyżby mówiła o nim? Demon zdawał się przekrzywić głowę. Nie mógł już ukryć rozbawienia.
— Zapominam, że ludzie są zrobieni z pergaminu. Jedno złe pociągniecie pędzla i cała sztuka idzie na marne. — Zacmokał i skierował wzrok na blady policzek. — Ale ty zdajesz się zaznajomiona z ranami. Mam nadzieję, że nie będziesz jej ukrywać, jak wstydliwą malinkę zrobioną przez nieznanego nikomu kochanka. To uwłacza moją dumę.
Właściwie nie zależało mu, aby Asano specjalnie się z nią obnosiła, ale widok pozostawionego po sobie znaku był dowodem bliskiego kontaktu, otarcia się o śmierć — takie pamiątki zawsze przynosiły satysfakcję. Wystarczyło jedynie na nie spojrzeć, a tryumf zapełniał każdą najmniejszą komórkę ciała. Co jak co, ale w końcu to było jego dzieło.
— Yatagarasu ci nie odpowiada, Asano? — Uważnie ją obserwował. Czerpał zadowolenie z każdej minimalnej zmiany rodzącej się na tej poharatanej buźce. — Ach tak! Rin, a nie Asano. Dziwne. Na temat tego nazwiska słyszałem wiele dobrego, nie lubisz pławić się w zaszczycie? Ludzie, których zazwyczaj spotykałem, uwielbiali mieć dobrą reputację. Tak bardzo, że bez mrugnięcia okiem przypisywali sobie nieswoje zasługi. Myślałem, że to już taka wasza natura. — Uśmiechnął się figlarnie, wciąż przytwierdzając skroń do lodowatego filaru. Zadumał się. — Rin. Kto by pomyślał? Imię, które nie chce się ode mnie odczepić. Czuję się trochę przerażony. To trochę jak klątwa. Zaczynam myśleć, że naprawdę jestem jej częścią — mruknął tajemniczo.
— Wyglądasz jak byś chciał zostać sam. Poczekam z Tobą do wschodu słońca
Gdy Yatagarasu usłyszał te słowa, a jego wzrok podążył w dół, prosto na przykucniętą w bezpiecznej odległości Rin, roześmiał się tak głośno, że nocne ptaki ukryte w gęstych koronach drzew poderwały się do lotu. Wyprostował się, odklejając od budowli, lekceważąc ból w klatce piersiowej — jego twarz wyglądała już wystarczająco żałośnie. Zmęczona i wyczerpana; w padającej smudze światła księżyca, Asano mogła dostrzec ciemne plamy pod jego oczami, dokładnie takie same jak u człowieka, który nie spał zbyt dobrze.
— I co potem zrobisz? Spalisz mnie?
Humor go nie opuszczał, a gdy usłyszał padające z jej ust pytanie, jego źrenice zwęziły się jak u nocnego kota. Wcześniej stawiany przez niego dystans względem łowczyni zaszedł niewyraźną mgłą.
— Sudo Chihayi? Och Rin. Nie zamierzasz mi dać nawet na chwilę odsapnąć, hm? Wy łowcy ciągle żyjecie pracą?
Oczywiście nie zamierzał po sobie pokazywać, że Ame zdołała mu pomóc rozluźnić wcześniej spięte, twarde mięśnie. Już na nią nie spoglądał. Poprawiał swoją szatę, odsłaniając rąbek przyklejonego do rany materiału. Ukazał głęboką ranę, na całej powierzchni zalaną gęstą krwią — przesunął po jej nierównej powierzchni długim smukłym palcem.
— Wydaje mi się, że to, czego aktualnie pragnę, może nie przypaść do twojego moralnego gustu. Chyba że masz na liście kogoś, kogo nie znosisz i przyniesiesz mi go na talerzu?
Nie zamierzał przed nią udawać. Był zmęczony i głodny, a błąkające się rozdrażnienie nie zanikało — kąsało jak jadowity wąż i owijało się wokół żołądka, zaciskając mięśnie. Zapach jej krwi nie pomagał, nawet nie wiedział, kiedy jego oczy w całości zapłonęły czerwienią i rzuciły jej niewiele mówiące ostrzegawcze spojrzenie.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Wykonuję tylko rozkazy - powtórzyła mu starą śpiewkę, którą już chyba kiedyś słyszał z jej ust. Była tak nudna i mdła, aż sama to widziała. Spięła się zauważalnie. - Te chwalebne i te inne. Nazwisko oznacza przynależność. A ja wolałabym nie być oceniana przez pryzmat moich krewnych - odparła oschle i mógł bez problemu zauważyć, że nie lubiła o tym mówić. Był to jeden z tych tematów, który nie przychodził łatwo; który nie miał dobrej ani złej odpowiedzi. Chociaż skrupulatnie wykonywała rozkazy swojego daimyo, swojej rodziny, nikt nie kazał jej przy tym ich lubić. Nie chciała żyć w cieniu Daisuke, tylko dlatego że mieli tak samo na nazwisko.
Klątwa.
- Rin Ci się nie podoba? - Zapytał głupio zdając sobie z tego dopiero po chwili sprawę. - Chyba rzeczywiście jesteś częścią mojej klątwy, skoro tak bez powodu -
Słysząc jego głośno śmiech ponownie uraczyła go spojrzeniem chłodnych, ciemnoniebieskich tęczówek.
Spalisz mnie?
- Nie kuś - mruknęła pod nosem przymrużając lekko powieki.
- Mam nadzieję, że nie będziesz jej ukrywał - mówiła kopiując jego wcześniejsze słowa i wpatrując się w jego ranę. Już żałowała swoich słów - jak wstydliwą malinkę zostawioną przez tajemniczą kochankę - dokończyła na jednym tchu ponownie wracając wzrokiem na jego kocie źrenice, przystojną twarz i ten obłędny, sarkastyczny uśmiech. To właśnie ten uśmiech zwiastował zagrożenie. Niczym dowód zbrodni, której się dopuściła. Wiedziała, że miał na nią zły wpływ. Zamilkła.
Odpowiedział jej uśmiech, który na tle słabego, zmęczonego spojrzenia, wydał się odrobinę zbyt niecny.
— Wiem, że chciałabyś to ode mnie usłyszeć, Rin. Ale powiedz mi, który autor nie chciałby podziwiać dzieła, z którego jest dumny?
Nie musiała wcale wiedzieć, że zadrapanie, które odsłonił przed nim ciemnoniebieski materiał, było jedynie aktem ratującym sytuacje. Yatagarasu nie był znany z wylewności czy szczerości, a większość swoich pobudek trzymał raczej dla siebie — bardzo rzadko decydował dzielić się nimi z innymi. Dlatego w tym przypadku nie przebiegło to wcale inaczej. Jedyną różnicą była zmiana spojrzenia. Krwawe tęczówki były jak oblepione kryształem ślepia, które na próżno próbowały skupić się na innej części jej ciała. Asano, mogła zauważyć, że każde słowo, jakie wypłynęło z jego ust, podkreślało nerwowe spoglądanie na zranioną, nagą część ciała.
— Jesteś doprawdy rozkoszna, gdy próbujesz zgrywać podłą łowczynię, Rin — zmrużył powieki, wyglądając jak człowiek walczący z bólem. Ale w porównaniu do zwykłego skrzywdzonego śmiertelnika drżał, podśmiewując się cicho. — Czy mi się nie podoba? Wręcz przeciwnie. Imię to niosą jedynie jednostki o bezgranicznych możliwościach.
Uchylił powieki, dostrzegając swoje zaciśnięte palce na przedniej części szaty. Nie pamiętał, kiedy był prowokowany w tak jawny i perfidny sposób. Czuł, jakby się nad nim znęcano, jakby wyrywano z jego głowy kolejne kosmyki włosów. Błędem było poszczenie przed stawieniem się na miejsce — ta z pozoru niewinna decyzja zadecydowała o tym, w jakim stanie skończył. Rany nie zregenerowały się, a przecież minęło kilka godzin. Wisteria rozpalająca ranę była tak samo uciążliwa — łapał się na tym, że nie panował nad własnym ciałem; to spinało się niczym pod dyscyplinarnym biczem.
Właśnie wtedy dosłyszał to prowokacyjnie zdanie, którym był autorem. Niepoprawny dźwięki wydobywający się spomiędzy jej warg zaalarmował karminowe oczyska. Zdumiał, ale wyglądał na zadowolonego. Yatagarasu sprawiał wrażenia nauczyciela, który dumny ze swojego ucznia, rzuca mu pełne pochwały spojrzenie.
— Rozczaruję cię, ale długo się nią nie nacieszysz, więc lepiej korzystaj z okazji. Dam ci pięć sekund.
Rozsunął szatę, ukazując dziewczynie większy kawałek zakrwawionego torsu. Wyglądał paskudnie — jakby ktoś wysmarował go konfitura aż do części zasłanianej przez ubranie. Gdyby Yatagarasu był człowiekiem, tak wielki upływ krwi z pewności powaliłby go do nieprzytomności. Na dźwięk uwagi o powstrzymaniu swojej zachłannej żądzy, ścisnął jeszcze mocniej poły przedniej szaty i się zaśmiał. Zarzucił na powrót na siebie ubranie; nie dało się ukryć, że zrobił to dość niedbale. Sądziła, że to takie proste? Teraz kiedy myśli znów skupiły się wokół słodkiej, metalicznej woni, umysł chłopaka odsłoniła czerwona płachta. Nie był w stanie kontrolować już tego pragnienia — nie wystarczyło zwykłe napicie się wody z rzeki, czy zjedzenie leśnych owoców. Teraz kiedy to wywlekła, ogarnęło go jeszcze wyraźniejsze rozdrażnienie. Potwór spętany w jego wnętrzu wyrywał się i szarpał, a uchwyty, do których był przymocowany, drżały niebezpiecznie. Przez moment przed ślepiami ukazało mu się rozwiązanie tego problemu — nie inne niż ten, który dostrzegał cyklicznie od paru minut. Wracało do jego umysłu jak rzucony bumerang, który on uparcie odsyłał w dal.
— Umowa? — Odrzucił niespodziewanie głowę w nerwowy, wkurzonym śmiechu, jego oczy płonęły jak pochodnie, niemal wysypywały się z nich iskry. Długie spięte włosy, mimo iż w zazwyczaj dodawały delikatności jego obliczu, teraz nie potrafiły ukryć wściekłości na słowa, jakie usłyszał. Mimo iż był zmęczony, zdawał się czujny. Najpewniej dlatego, że jego pragnienia nieustannie obracały się wokół posiłku, którego ona nie zamierzała mu dać. — W co ty ze mną grasz Asano? Umowa, z której nie mam żadnych korzyści? Starasz się mnie oszukać? — Pomimo iż nie unosił głosu, nie krzyczał, ostatnie słowo rozbrzmiało dość niebezpiecznie w jego ustach. Poruszał się niecierpliwie, mogła zauważyć, że wierci się bez większego celu — jakby chciał wstawać, ale coś go powstrzymywało. I nim mogła cokolwiek powiedzieć, do jej uszu dobiegły kolejne słowa, tym razem spokojniejsze:
— Nie mogę tego powstrzymać. Myślicie, że to wybór, który można porzucić w każdej chwili? Dla was może być to przepyszne ramen, o którym tyle słyszę, ale dla nas jest to mięso. Krwawe i surowe. Ludzkie. Czym ten posiłek nie jest, to wciąż pozostaje jedynie pożywieniem, bez którego nie można istnieć. Jeśli stąd nie odejdziesz i nie przestaniesz mnie prowokować...
"Co chcesz w zamian?"
Odchyli głowę. Osłonił przedramieniem oczy i się zaśmiał. Jaki był żałosny. O czym on do cholery myślał? Bardzo długo milczał.
— Zawsze możesz... — Zabrał z oczu ramię i spojrzał na ciemne jak mrok niebo, na którym nie malowała się nawet jedna gwiazda. Dopiero w tamtym momencie uświadomił sobie, do czego tak naprawdę dążył i co zamierzał tak naprawdę powiedzieć. Poczuł się dziwnie strapiony momentem własnej słabości. Ale gdy odzyskał zdrowy rozsądek na wyjście z patowej tej sytuacji, było już za późno. — Chce byś podeszła. Usiadła obok mnie. — Yatagarasu dokończył kulawo, prostując się i patrząc na nią niepewnie. W jego oczach malowała się obawa na własną prośbę. Język w ustach tknął podniebienie. Na ten moment nie był w stanie powiedzieć jej jednoznacznie, czego chce. Nie potrafiło przejść mu to przez gardło. Czy Rin go przejrzała? Czy mogła domyślać się, o co może poprosić ją głodny demon?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Nie spodziewała się wyjaśnień, czy szczerej odpowiedzi. Taki już był. Musiała zadowolić się półprawdą i niewypowiedzianymi słowami. Starannie ignorowała jego zabiegany wzrok, który odrobinę zbyt często zjeżdżał na jej szyję. Była doświadczoną Zabójczynią Demonów. Wiedziała, że był głodny, a jednak mimowolnie zdecydowała się ten fakt najzwyczajniej w świecie zignorować. Jak gdyby był nic nie wartym pyłkiem kurzu zamiecionym pod gruby, puchaty dywan.
- Jakie bezgraniczne możliwości we mnie widzisz w takim razie, podły demonie? - Zapytała popędzana ciekawością, jaką w niej wzbudzał. Robił to specjalnie? A może był to jedynie skutek uboczny jego tajemniczej osobowości.
- Pięć - zaczęła spoglądając w jego tlące się czerwienią tęczówki. - Cztery - kąciki jej ust drgnęły lekko ku górze ujawniając chamski uśmiech samozadowolenia. - Trzy - kontynuowała na jednym tchu kierując ciemnoniebieskie tęczówki na ścięgna budujące jego męską szyję. - Dwa - praktycznie szeptała wpatrując się w idealnie poszarpaną, czystą ranę, o jaką własnoręcznie go przyprawiła. - Jeden - dokończyła biorąc głębszy oddech samozadowolenia i ponownie zaszczycając go swoim spojrzeniem. Rzeczywiście każdy artysta lubił podziwiać swoje działa sztuki. Nie dało się tego ukryć.
Umowa.
Jego nerwowy wkurzony śmiech lekko ją zaniepokoił. Wstała z ziemi otrzepując dłonie. Poprawiła swoje ubranie nie spuszczając z niego wzroku. Nie ruszyła się jednak o milimetr, jak gdyby jej stopy zostały przyrośnięte do podłoża.
i nie przestaniesz mnie prowokować...
- Lubię Cię prowokować. Patrzenie na Twoje zdenerwowanie sprawia mi przyjemność. Nic nie poradzę - weszła mu w słowo wzruszając niedbale ramionami. Chociaż z pozoru mogła wyglądać na obojętną, wciąż dokładnie go obserwowała. Testowała go i prowokowała, bo chciała zobaczyć ile potrafił wytrzymać. - Oceniam Twoją samokontrolę - wytłumaczyła cierpliwie, a lewy kącik jej ust drgnął lekko. Czy bawiła się jego uczuciami? Tak, chociaż miała dziwne wrażenie, że nawet mimo swojego stanu to on panował nad całą sytuacją.
Chce byś podeszła. Usiadła obok mnie.
- Żartujesz sobie? - Zaczęła z nutką oskarżenia w głosie. I chociaż nie potrafiła czytać jego myśli, wciąż powoli wyrabiała sobie zdanie do czego dążyła ta rozmowa. Jak mogła się zakończyć i jakie konsekwencje potencjalnie mogła ze sobą przynieść. - Siedzenie koło Ciebie za tak ważne i trudne do zdobycia informacje? Yatagarasu bądźmy poważni - kontynuowała jawnie sobie kpiąc, jednak w końcu zamilkła. Wiedziała, że nie chodziło o spędzanie czasu w jego towarzystwie. Ta rozmowa miała przecież drugie dno. To, które chciała usłyszeć.
Teraz to ona długo milczała.
Praktycznie niezauważalnie wypuściła powietrze z płuc przegryzając policzek od środka.
- Powiedz dokładnie co chcesz zrobić - wycedziła cichutko, jednak na pewno bez problemu wyłapał jej słowa wyostrzonym, nieludzkim słuchem. Założyła ręce pod biustem w obronnym geście, jednak nim się powstrzymała, wykonała w jego stronę dwa bardzo powolne kroki. Jej czyny przeczyły słowom. A ten jego niecny uśmiech stanowił potwierdzenie jej upadku.
— Tylko tyle i aż tyle. Widzisz w tym jakiś problem? Jeszcze chwilę temu chciałaś otrzymać informację bez najmniejszego wkładu. Teraz na najbardziej błahy stroszysz sierść?
Nie dało się ukryć, że Yatagarasu zatracił swój pozerski wizerunek. W końcu role się odwróciły, ukazując go jako ofiarę własnych słabości. Zaciskał palce na materiale osłaniających kolana, wiercił się, prostował, rozglądał dyskretnie, jakby czekał na kogoś porządnie spóźnionego. Ten obraz nie pasował go kogoś, kto zawsze miał dobrze doprecyzowane odpowiedzi; do kogoś, kto wyprzedzał oczekiwania rozmówcy. Teraz — co niestety z obawą można było stwierdzić — sprawiał wrażenie osoby niepoczytalnej.
— Po prostu... — Założy dłonie w pięść, opierając łokcie na kolanach, pochylając się jak do modlitwy. Szybko jednak drżące palce przytknął do wilgotnego czoła. — Usiądź, dobra? Usiądź — poprawił się już ciszej i zdecydowanie spokojniej. Wyglądało na to, że gdy ciężkie powieki opady na krwiste tęczówki udało mu się w końcu złapać zbiegające myśli. — Pytałaś się mnie, jakie bezgraniczne możliwości w tobie widzę. Widzę bezgraniczną ciekawość.
Spoglądnął przed siebie spod palców, dostrzegając jej wyniosłą butną postawę. Znajdowała się jednak bliżej. Miał racje. Ciekawość. Emanowała z jej ciała w obezwładniających ilościach. Kąciki warg chłopaka drgnęły nerwowo. Znów przymknął zmęczone oczy.
— Ciekawość, która zmusi cię w końcu do podejścia. Wiesz, że przede mną nie musisz udawać i stwarzać żadnych pozorów?
Zdał sobie sprawę, że podjął decyzję. Zamknął za sobą inne możliwości i nawet jeśli dziewczyna się rozmyśli i zrezygnuje, on podąży za nią, jak wodzony krwią drapieżnik. Wszystko zależało teraz od tego, jaki okaże się finał ich umowy. A to pozostawało wyłącznie w jej rękach.
— Chcesz, abym powiedział to na głos... Niech będzie.
Ciężki oddech. Znów się zawahał.
— Chcę, abyś mi zaufała i tu podeszła. A potem usiadła. Boisz się, czy co?
Tak jak chwilę temu, w ułamku chwili niemocy, był skłonny wyjawić jej swoje pragnienia, tak w ostatnim momencie znów zdominował go zwodniczy temperament. Znów zrobił to, co umiał najlepiej — znów zaczął owijać w bawełnę.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Nawet więcej niż jeden - odparła bez zastanowienia wciąż wpatrując się w niego z widoczną rezerwą. Może i lubiła igrać z ogniem, jednak tak totalna głupota jak zbliżanie się do rannego i głodnego demona, wychodziło ponad jej samobójcze kompetencje. Zagiął ją trochę swoimi następnymi słowami, na co jedynie westchnęła teatralnie. Rzeczywiście sama wyszła z propozycją wymiany. Chciała uzyskać informacje i już żałowała, że zapytała go o to w tej sytuacji. Kiedy obydwoje znajdowali się gdzieś w lesie na małej polance tuż obok kapliczki. Mogła napisać do niego za jakiś czas. Nie spieszyć się i wyczekać odpowiedni moment, zamiast reagować od razu. Była zbyt narwana, żeby odłożyć coś na później. Może chciała już mieć to z głowy? W końcu to z powodu byłej narzeczonej Masanoriego zdecydowała się poszukać informatora. To dla niego wplątała się w takie kłopoty. Jednak nie mogła zwalać na niego winy. Sama podjęła serię głupich decyzji. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. A może jednak ta sytuacja okaże się jej ostatnią? Nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy, ale podświadomie brała taką możliwość pod uwagę.
Bezgraniczna ciekawość.
- Tak, bo ty akurat sam jesteś mistrzem szczerości - prychnęła kręcąc z rezygnacją głową. Chciał, żeby przestała udawać, kiedy on jedynie karmił ją kłamstwami. Ukrywał się za sarkazmem, za obojętnością. Nawet teraz miała wrażenie, że udawał. Chociaż z początku zamierzała zrobić odwrotnie to co mówił, bo nie zamierzała przyznawać się, jak bezwysiłkowo ją rozpracował. Chciała zaprzeczyć, że jakiś obcy demon znał ją lepiej niż przyjaciel, niż rodzina; więc dlaczego wciąż stawiała w jego stronę te cholerne kroki? Była na siebie tak okropnie wściekła. Rozterka, która malowała się na jej twarzy, była prawie namacalna.
Chcę, abyś mi zaufała i tu podeszła. A potem usiadła. Boisz się, czy co?
- Kurwa - syknęła pod nosem, jak przystało na prawdziwą damę. - Musisz być tak cholernie uparty - dodała cicho, zaciskając jedną dłoń na rękojeści swojej katany. Chciała pokazać mu, że nie podchodziła bezbronna. - Jeden gwałtowny ruch. Jeden, Yatagarasu. Nie będę się powstrzymywać - dodała stając tuż przed nim. Oddychała płytko. Nie wyglądała na przestraszoną, raczej na skupioną. Jak gdyby wykonywała jakieś wymagające i ciężkie zadanie. Czy mu ufała? Absolutnie nie, jednak gdzieś w jej niebieskich oczach tlił się ledwie zauważalny płomyk nadziei, że to co zamierzał jej zrobić, będzie chociaż warte tej całej szopki. Czy go dostrzegł?
- Oczywiście, że się nie boję - dodała tańcząc do muzyki, którą jej zagrał. Zmanipulował ją jak sobie tego zażyczył. Czy było warto? Spojrzała na niego ukradkiem czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Przygryzła policzek od środka w wyczekiwaniu. Nie mógł w niej zobaczyć ani krztyny strachu, jednak wyglądała na spiętą niczym struna. Na gotową.
Nie możesz odpowiadać w tematach