Po tym co zaszło w Edo, potrzebował chwili wytchnienia, by zregenerować ciało — dlatego oddalił się od stolicy, gdzie aktualnie za dużo się działo. Nie był najlepiej obeznany w tych terenach, rzadko się tu zapuszczał, więc poniekąd musiał zdać się na swoją intuicję i uwierzyć, że wędrówka na ślepo nie zaprowadzi go w większe bagno, niż obecnie się znajdował — nie żeby czuł się bezbronny, ale brak dominującej ręki z pewnością zadziałałby na jego niekorzyść z potencjalnym zetknięciem z kolejnym zabójcą. Im dalej więc od większych zbiorowisk ludzkich, tym lepiej.
Szedł jednak i szedł i nie był w stanie natknąć się na żadną żywą duszę, dzięki której mógłby poprawić swój stan. Nie dość, że to, co zaszło w Edo, wciąż budziło w nim frustrację, tak teraz jego aktualna sytuacja nie poprawiała mu humoru. Co więcej, godziny mijały, a wraz z nimi mijała noc — kiedy więc tylko niebo zaczęło nabierać kolorów, wrócił się do kapliczki, którą minął jakiś czas temu. Wcześniej dała mu nadzieję na to, że kogoś tam zastanie, by teraz dać mu nadzieję na przeczekanie w niej dnia aż do zachodu słońca.
Kapliczka była na tyle mała, że ledwo był w stanie w niej wygodnie usiąść. Przez większość więc spędzonego w niej dnia, jego ciało przesiedziało niemalże niezmiennie w tej samej pozycji, co później nie miało okazać się najwspanialszym na świecie uczuciem. Zanim jednak ją opuścił, korzystając z ofiarowanego mu czasu na wyciszenie, medytował. Zamknął oczy, oddychając miarowo i wsłuchując się w otoczenie — gotów wybudzić się z tego swego rodzaju czuwania, gdyby tylko doszły go dźwięki wskazujące na zbliżającą się czyjąś obecność. Do tego jednak nie doszło, a on opuścił kapliczkę, kiedy tylko zapadł zmierzch.
Druga spędzona w tym lesie noc okazała się bardziej owocna — w przeciwieństwie do wczorajszego dnia, tym razem nie zajęło mu długo, nim natknął się na samotnie wędrującego po okolicy człowieka. Obserwował go zza drzew i początkowo utrzymywał bezpieczną odległość, tak aby nie zostać zbyt szybko zauważonym i mieć pewność, że poruszał się sam. Kroki stawiał powoli, ostrożnie, byle tylko nie dać o sobie znać poprzez stąpanie po zagubionych gałęziach — a kiedy mu się to znudziło, podszedł do człowieka od tyłu, schwytał za uwieszony na plecach pleciony kosz i ściągnął go na podłoże, by w tej samej chwili przygnieść go ciężarem swojego ciała i wbić zęby w mięso.
Z ofiary zostało niewiele, a on odszedł już w lepszym humorze, czując, jak wracają mu siły.
[z/t] + rany zregenerowane w pełni (ucięta prawa ręka na poziomie ramienia [POZIOM 5], rany kłute na ciele [POZIOM 3], rana na wylot w torsie [POZIOM 3])
Idąc w stronę wioski, jego umysł był już w nieco lepszym stanie. Co prawda nadal nie było idealnie, ale przynajmniej był w stanie myśleć o czymś innym niż to jakim problemem dla rodziny się stał. Przemierzając las w drodze powrotnej z opuszczoną głową, przypomniał sobie o jednej z głupich gierek ze swojego dzieciństwa. Pomyślał, iż ta zabawa pomoże w odstresowaniu się. Nie zmieniając trasy, szukał na ziemi odpowiedniej wielkości kamienia. Po chwili udało mu się takowy znaleźć i zaczął go kopać przed siebie podczas ciągłego zmierzania naprzód. Szło mu całkiem nieźle i faktycznie skupiając się na kopaniu tego kamyka, nie myślał już o swoich zmartwieniach niczym mały chłopiec, którym kiedyś był. Gdyby ktoś go teraz widział, zobaczyłby szeroki uśmiech na twarzy mężczyzny. Po paru chwilach gdy znudził się już tą zabawą, z odzyskanym wigorem, kopnął z całej siły kamień w pobliskie krzaki. Kamień posunął swoją trajektorią w nieznane, wydając z siebie satysfakcjonujący świst.
Karasawa nie była kimś kogo należy lekceważyć, zwłaszcza gdy w grę wchodziły tak szalone zakłady. Każdy powód był dobry by się sprawdzić i rosnąć w siłę To ona była najważniejsza na świecie. Bo tylko najsilniejsi przetrwają, depcząc te słabe robactwo pełzające pod butami.
"No i gdzie ja do cholery jestem? To jakieś zapomniane przez wszystkie bóstwa zadupie jest!" warknęła w myślach wypełzając z krzaków na jakąś wydreptaną przez okolicznych mieszczuchów ścieżkę. - O! To już jakiś sukces.. czuję że znajdę cywilizację przed zachodem słońca.. - mruknęła przykładając dłoń do czoła, robiąc sobie z niej pseudo zadaszenie żeby mogła lepiej wytężyć sokoli wzrok w poszukiwaniu jakiś pierwszych zarysów cywilizacji w tym gąszczu. Coś jej mignęło na prawo, jakiś błysk czegoś bliżej nieokreślonego. Więc skierowała się w tamtą stronę zbaczając ze ścieżki na przysłowiowe skróty.
Może gdyby się trzymała tej pieprzonej ścieżki jak każdy normalny człowiek to gdzieś by doszła. Ale nie, ona wiedziała lepiej! Przedzierając się przez jakieś suche badyle usłyszała jakieś mocne puknięcie od lewej strony, więc oczywiście że się odwróciła w tamtą stronę i pożałowała z miejsca. Kopnięty przez Kiryu ze sporą siłą kamień odbił się od jednego z drzew i ze śmiertelną precyzją zdzielił dziewczynę w łeb z miejsca posyłając ją na glebę z głośnym hukiem. Zamroczyło ją od razu. Twardy obiekt latający rozciął jej skórę tuż nad lewa brwią sprawiając ze grubsza stróżka ciepłej, karmazynowej cieczy pociekła w dół gdy tak leżała na ziemi. Ból jaki ją uderzył sprawił że się skrzywiła niemiłosiernie łapiąc za ranne miejsce. - Rzesz kurwa jego.. - warknęła powoli się podnosząc do siadu. Zamknęła lewe oko żeby krew się do niego nie dostała. Prawe ślepie skanowało podłoże w poszukiwaniu tego czym oberwała. Dostrzegając kamień ze śladową ilością jej własnej krwi aż poczuła jak krew zaczęła się w niej gotować.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
"Wychodź! Wiem, że tam jesteś!"
Te słowa wwierciły się w umysł podsuwając jedyną słuszna konkluzję. To nie był przypadek ale ktoś w nią rzucił celowo. Dostrzegł jej zarys i rzucił w nią po chamsku wcale nie taką małą bryłą skalną! Irytacja szybko przeradzała się w gniew. Poderwała się na równe nogi w ułamku sekundy i to był zły pomysł. Adrenalina pompowana przez szybciej bijące serce wprawiła jej ciało w stan gotowości, spychając skutki uderzenia na ten moment. Zaciskając dłoń mocniej na dowodzie zbrodni, gwałtownie ruszyła w stronę męskiego głosu. - O jak ja ci kurwiu wyjdę! - warknęła przedzierając się przez gąszcz, między drzewami nieco chwiejnym krokiem. Krew obficie ciekła z rany nad brwią, zalewając sporą część jej lewej strony twarzy.
Widząc mężczyznę z płomiennym kolorem włosów stojącego z łańcuchem w ręki gotowym do walki aż się najeżyła bardziej. - Co jest twoim pierdolonym problemem szmaciarzu?! - warknęła nie szczędząc głosu na niego. Teraz idąc wydreptaną ścieżką w stronę zabójcy. Ubrana w czarną Yukatę z karmazynowej barwy obszyciem, sięgającą do połowy uda. Na to miała narzucone haori o ciemnej rubinowej barwie. Choć jej własna krew już zdążyła ubrudzić nie tylko nieco odsłoniętego dekoltu ale i fragment ubrania przy krawędziach.
Widział jak się poruszała pewnym krokiem ale krzywym. Czego winą musiało być uderzenie w głowę. Zatrzymała się na kilka kroków przed nim pokazując mu trzymany w ręce kamień. - Widzisz to kurwiu?! - wyciągnęła rękę przed siebie pokazując mu śladowe ilości krwi na bryłce, jak by w połowie zalana twarz od krwi nie była wystarczającym dowodem. - Myślisz że ci płazem puszczę ten atak z zaskoczenia?! - warknęła rzucając w niego 'jego własnością'. Choć rzucony przedmiot poleciał dosłownie obok jego twarzy ze świstem i prędkością podobną do jego. Mógł poczuć ruch powietrza przy poliku. Stojąc kilka kroków od niego powinna trafić z zamkniętymi oczami, ale ból głowy musiał ostro zaburzyć jej cela skoro nie trafiła. Choć mogła sprawić wrażenie osoby która chciała puścić rzucony kamień obok niego. - Chcesz się bić?! To chodź tu kurwa! Nie potrzebuję miecza by ci nakopać do dupy! - warknęła od razu.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Gdy już było widać, że zarośla przy samej drodze się ruszały, przyjął postawę obronną i szykował się na atak. Ku jego zaskoczeniu zamiast demona, wyłoniła się białowłosa dziewczyna. Była w porównaniu do niego malutka. Jej czarna Yukata widziała lepsze dni. Cała była w liściach i pomniejszych badylach. Jednak pierwsze co przykuło jego uwagę to ogromna ilość krwi na jej twarzy oraz wściekłość w oczach. Wiedział, że spartolił sprawę. Szukał szybko jakiejś wymówki, żeby wina nie spadła na niego, ale chyba było już za późno - Szmaciarzu? - Nigdy nie słyszał takiego słowa, lecz po tonie wiedział, iż jest to przezwisko. Nie było dobrze, kobieta była nieziemsko wkurwiona. Co więcej, nie zatrzymywała się.
Szła, kołysząc się, nie spuszczając z niego wzroku. Mężczyzna nie wiedział co zrobić, ale widząc, iż nie jest ona zagrożeniem, zluzował postawę i opuścił łańcuch, a obie bronie założył na plecy - Łooo zwolnij panienko, nie jesteś w najlepszej kondycji może lepiej się zatrzy... - zanim zdążył dokończyć stała tuż przed nim. Pomyślał, że jest oszołomiona i prawdopodobnie nawet nie wie, w jakim stanie jest aktualnie.
Z bliska widział, iż jej oczy o pięknym złotym kolorze skrywały za sobą wściekły płomień. Pokazała mu zakrwawiony kamień, który oczywiście rozpoznał i rzuciła kolejnymi wyzwiskami. Powoli działała mu już na nerwy. Jak niewyparzoną gębę można mieć - Uspokój się, jaki znowu atak z zaskoczenia, skąd miałem wiedzieć, że będziesz się szlajać po krzakach. - tuż po jego słowach kamień poleciał w jego stronę. Poczuł tylko delikatny wiaterek na policzku. - Ej ej ej... Czy ty poważna jesteś? - mimo że cała sytuacja powstała z jego winy, nastawienie dziewczyny wcale nie pomagało w naprawieniu sytuacji. Nie dało jej się przemówić do rozumu, niemniej jednak nadal starał się to naprawić - Daj sobie pomóc, cała krwawisz i pobrudzisz sobie ubranie panienko - nie wyglądało to dobrze. Jeszcze bardziej agresywnym tonem, zaczęła mu grozić. Tego już było za wiele. Próbował być miły, ale to się nie udało. Sfrustrowany postanowił odwarknąć w jej stronę - Nie będę się bił z jakąś zbłąkaną panienką z miasteczka, a tak w ogóle kto ci dał miecz, patrząc na ciebie, prędzej byś pomyliła strony i chwyciła za ostrze. - Porzucił całkowicie plan pokoju i wdał się w nią w przepychankę słowną. Nie obchodziło go to, czy to była jego wina, czy nie. Całkowicie zapomniał, jak cała sytuacja się rozpoczęła i ze wkurwionym wyrazem twarzy wpatrywał się w zakrwawioną kobietę.
Jej spojrzenie skupiło się od początku na jego czerwonych oczach i na nich się zatrzymało. Nie rejestrując przez chwilę niczego innego. - Czuję się zajebiście! - warknęła zaraz po tym jak się przed nim zachwiała, robiąc krok w bok i ledwo utrzymując równowagę przez kilka sekund.
- A kto normalny rzuca kamieniami po okolicy?! Jak by to był zwykły człowiek to być debila zabił na miejscu! - zaczęła go jeszcze opieprzać za nierozwagę. Nie było to jej winą że była taka wściekła, a cholerny ból głowy wcale nie pomagał się jej skupić. Nie wspominając o pozbieraniu myśli do kupy. Opanowanie szlag trafił w momencie kiedy usłyszała okrzyk z oddali sugerujący że rzucił w nią specjalnie.
- Co?! Ty możesz komuś w łeb rzucić ale tobie już nie wolno?! - odpyskowała robiąc kolejny krok w jego stronę i palcem prawej ręki tknęła go z nie małą siła w mostek naruszając jego przestrzeń prywatną. - Krwawię z twojej winy idioto! - warknęła wytykając mu po raz kolejny jego głupie zachowanie.
"Nie będę się bił z jakąś zbłąkaną panienką z miasteczka, a tak w ogóle kto ci dał miecz, patrząc na ciebie, prędzej byś pomyliła strony i chwyciła za ostrze."
W złotym oku błysnęła dzika furia po jego ostatnich słowach. Jako że był wyższy od niej to musiała na niego patrzeć z odchyloną lekko głową w tył. Aż się w niej zagotowało. Sięgnęła nagle za jego kimono, palce zaciskając na materiale ubrania. Coś nie pasowało. Faktura tkaniny była jej tak dobrze znana. Była w dotyku taka sama jak jej własna yukata, ze specjalnej tkaniny o wiele wytrzymalszej na ataki demonów i warunki atmosferyczne. Zabójcy nie mieli jednakowych mundurów ale tkanina była ta sama. Uderzyło ją jak grom z jasnego nieba że ma do czynienia z kimś swojego pokroju. Co nie zmieniło faktu że ostatnie słowa ją rozwścieczyły.
Pociągnęła go z całej siły, zmuszając do zrobienia kroku w jej stronę i zminimalizowania dystansu do minimum między ich twarzami. Jego oczy na wysokości jej oczu. Chwyt jak na 'panienkę z miasta' był zdecydowanie za mocny. - Masz tupet zabójco! - warknęła nie kryjąc irytacji w głosie. Zdradzając mu to że połapała się w tym kim był. Ze swoim wyostrzonym zmysłem dotyku mógł czuć jak dłoń, którą trzymała go za ubranie nieco drżała. Nie był to strach, ale emocje z niej się aż wylewały. - Mój miecz jest od ścinania demonów.. a nie ludzi.. - warknęła co jakiś czas mrugając prawym okiem. Dobrze że miała go teraz blisko bo miała dziwne wrażenie że wzrok jej się zamazuje. "Co jest psia mać.." syknęła w myślach czując jak z każdą chwilą co raz trudniej jej utrzymać pion. Adrenalina schodziła, a ból głowy robił się co raz bardziej natarczywy. Do tego stopnia że nawet skupienie wzroku na nim sprawiało jej trudność. Czyżby sieknięcie było aż tak mocne, a może to skuteczna utrata krwi dopomagała wszystkiemu. Przecież nie zatamowała krwawienia tylko poszła opierdolić osobę która była winna temu stanowi.
Mruknęła coś czując jak pochyla się w jego stronę nieco za bardzo. Dotknięcie czubkiem swojego nosa jego własnego uświadomiło jej że traci balans i żeby nie przekroczyć pewnej graniczy nagle odepchnęła go od siebie na odległość może dwóch kroków łapiąc się od razu za pulsującą ranę na czole zachwiała się bardziej i robiąc kilka kroków w bok oparła się o jedno z drzew. W głowie jej trochę zawirowało. - Nie powinnam była się tak gwałtownie podrywać wcześniej.. - wymamrotała pod nosem dopiero teraz czując skutki swojej głupiej decyzji. Oparła się plecami i zjechała po korze drzewa na ziemię tyłkiem. Nie odzywała się już do niego, zamknęła oczy na chwilę.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Mimo jakże energicznego najprawdopodobniej sarkastycznego zapewnienia, iż czuję się "zajebiście" było po niej widać, że wcale tak nie jest. Widząc, jak prawie wywraca się po wykrztuszeniu z siebie tych słów, złapał się za twarz i westchnął głośno. Kolejne słowa kobiety uświadomiły go, iż potrzebuje jakiejś wymówki. Nie powie jej przecież, że szedł sobie drogą, kopał kamień, aż zdecydował pizgnąć nim w dal. Było to wręcz niedorzeczne. Jaki zabójca demonów bawi się kamyczkiem w środku lasu, gdy zapada niedługo zmrok. Po dosłownie paru sekundach miał już pomysł jak z tego się wykaraskać. - To wcale nie było tak, najpewniej dostałaś kamieniem, który musiał odlecieć, gdy trenowałem tutaj w okolicy. - Nie wiedział, czy to przejdzie, patrząc na jej zachowanie. Było to najbliższe prawdy, a przynajmniej tak myślał. Gdy podeszła do niego i pstryknęła go w mostek, jego lewa brew zmarszczyła się i był lekko podirytowany. Mimo to opanował się i chciał raz jeszcze, dokładniej wyjaśnić. - Źle mnie zrozumiałaś, w nikogo nie można rzucać kamieniami i jak już mówiłem. Ja. W ciebie. Nie. Rzuciłem. Specjalnie. - Miał nadzieję, że wytłumaczenie jak małemu dziecku coś tutaj da.
Po wydaniu z siebie jego pierwszej obelgi w stronę kobiety. Został momentalnie ściągnięty na poziom jej oczu. Co prawda wzięła go z zaskoczenia, ale i tak zdziwienie na twarzy mężczyzny było widoczne na pierwszy rzut oka. - Hoho~, silna jesteś - zaraz po tym było widać uśmieszek na jego twarzy. Nie przypomina sobie, żeby ktoś a co dopiero kobieta, tak łatwo zrównała go do siebie. Jednak dopiero teraz mógł stwierdzić, jak piękne są jej oczy. Przez te wszystkie emocje, jakie ją opanowały, można było w nich ujrzeć wzburzone morze płynnego złota. Był to widok, którego łatwo nie zapomni. Kolejne słowa wypowiedziane przez kobietę wyciągnęły go z transu i sprowadziły na ziemię. Zabójco? Nie była zwykłą panienką z miasta. Zwykli ludzie nie wiedzą o istnieniu zabójców, a nawet jeśli wiedzą to na pewno nie rozpoznaliby ich członka w tak krótkim czasie. Wniosek sam się nasuwał, ta kobieta to zabójca demonów.
Nie miał jednak za dużo czasu do namysłu. Nieznajoma wypowiedziała jeszcze kilka słów, ale każde ciszej niż kolejne. Przez nieopatrzony krwotok i silne uderzenie traciła siły i mogła w każdej chwili zemdleć. Nim zdążył zareagować, jej twarz zaczęła się zbliżać aż za bardzo. Moment, w którym czubki ich nosów się dotknęły, stał się dla niego za szybko i aż cały zalał się czerwienią. Jego pierwszym odruchem było odsunięcie się od niej, lecz w tym również został uprzedzony. Tak szybko, jak się zbliżyła tak, też się oddaliła. Jednym pchnięciem odsunęła się od niego na kilka kroków. - Cholera. Mówiłem, że źle z tobą musisz odpocząć - po jego słowach kobieta oparła się o drzewo i osunęła się na sam dół. Nie mógł jej tak zostawić. Zmrok był coraz bliżej, a oszołomiony zabójca był łatwym kąskiem dla każdego demona. Co prawda nie była też tutaj bezpieczna z nim. Gdyby został przy niej, szansa, że demon ich zaatakuje, jest większa. A wszystko przez jego przeklętą krew. Mimo to razem mają większe szanse, o ile będą musieli martwić się o obronę własnego życia. Westchnął głośno po raz kolejny i podszedł do nieznajomej. Następnie kucnął, żeby być mniej więcej na jej wysokości i postanowił zacząć od nowa - Domyślam się, że to ostatnie co byś chciała usłyszeć odemnie.... - po krótkiej przerwie kontynuował - Mam na imię Kiryu, jak już wiesz, należę do organizacji łowców demonów. Pozwól mi opatrzyć twoje rany i naprawić mój błąd. - Gdyby otworzyła oczy, zobaczyłaby zakłopotany uśmiech na jego twarzy. Sądził, że tylko w ten sposób nie zrazi jej do siebie kompletnie. Zabójcy nie powinni być do siebie wrogo nastawieni. Demonów już i tak było za dużo na tym świecie. Posiadanie wrogów wśród swojej rasy byłoby niepotrzebnym problemem. Nie czekając na jej odpowiedź, zabrał się za poszukiwania swoich bandaży. Nie miał całego zestawu medycznego, potrzebnego do całkowitego pozbycia się problemu. Po ilości krwi, jaka się z niej lała, domyślał się, że potrzebowała szwów. - Masz może przy sobie środek do odkażania ran? Jedyne co mam przy sobie to bandaże. - Beznadziejny z niego medyk. Mimo to starał się jak mógł. Zazwyczaj to jego rany były opatrywane przez kogoś bardziej do tego upoważnionego. Jedyne co wyciągnął z jego bijatyk z demonami to jak się obandażować i wrócić do kogoś, kto wie jak mu pomóc.
Nie dawało mu spokoju jedno. Co ktoś taki jak ona robił tutaj? I to w środku dziczy. Jakby chciała iść do miasta to, byłaby raczej przy drodze, a w samym Edo nigdy jej nie widział. Czyżby była nie stąd? Postanowił spróbować i się czegoś dowiedzieć. - Wracając, co zabójca demonów robi w krzakach w środku lasu. Mieszkam tu całe życie i nigdy cię nie widziałem w Edo czy też jego okolicach, więc prawdopodobnie nie jesteś stąd huh? - próbował jakoś przełamać wrogość, jaka się utworzyła między nimi. Nawet jeśli nie odpowie, nikt mu nie zarzuci, że się nie starał.
"Ja. W ciebie. Nie. Rzuciłem. Specjalnie."
Coś tam jej świtało w głowie że po oberwaniu coś tam wrzasnął. Ale teraz jak próbowała sobie przypomnieć dokładne słowa chłopaka, nie była w stanie. Nie była w stanie skupić za bardzo wzroku na nim a co dopiero na tym co powiedział parę chwil temu, zanim na dobre się wkurwiła. Wraz z ubytkiem krwi, nieco i jej gniew zmalał.
"Hoho~, silna jesteś"
Ledwo bo ledwo, ale dostrzegła ten jego delikatny uśmieszek do pary z komplementem jaki w nią rzucił. - Nie masz pojęcia jak bardzo.. - szepnęła zaczepnym tonem. Mogła nie być zwinna i szybka, ale dla niej zawsze najważniejsza była siła i wytrzymałość. Te dwie wartości szpilowała od małego i sama oceniała innych na podstawie tych atrybutów. Była zainteresowana tylko silnymi osobnikami, takimi przy których nie będzie się nudzić. A im silniejszy delikwent, tym bardziej była nim zafascynowana. W końcu potrzebowała dobrych partnerów do sparingów, rywali przy których pięła by się na szczyt. Chcąc być najlepszą ze wszystkich.
Z bliska miała prawie że idealny wgląd na jego rubinowej barwy oczy. Choć teraz jej spojrzenie nie było już takie ostre to nadal była wystarczająco spostrzegawcza żeby zauważyć parę rzeczy. Zwłaszcza to jak wyższy zabójca po chwili obrał się mocną czerwienią, dorównującą jego płomiennym włosom i karmazynowym oczom. Gdyby miała teraz nieco więcej siły to pewnie by to skomentowała jakoś. O dziwo ta niewygodna dla niego bliskość nie wpłynęła na nią tak jak na niego. Może dlatego że gniew przyćmiewał inne emocje, może dlatego że ona kontrolowała sytuację? A może nie zarejestrowała tego jako zagrożenie, wiedząc że może w każdej chwili go odepchnąć? A może był inny powód?
"Cholera. Mówiłem, że źle z tobą musisz odpocząć.."
- Aha.. co ty nie powiesz.. - w tych słowach nie było już tyle gniewu jak na samym początku. Opierając się potylicą o korę drzewa, o które była oparta zamknęła obie powieki starając się skupić na wszystkim poza paskudnym bólem głowy. Nie wierzyła że akurat jej się musiało coś takiego przytrafić. Jebane szczęście, choć raz by się do niej uśmiechnęło odkąd rozdzieliła się z Yoną.
"Domyślam się, że to ostatnie co byś chciała usłyszeć ode mnie..."
Uchyliła prawą powiekę do połowy spoglądając na kucającego przy niej mężczyznę. Wysłuchała go bez wcinania mu się w słowo. - Zadość uczynienie.. huh? - spytała nieco ciszej i cicho westchnęła pod nosem. - Niech będzie, tylko nie spierdol tego bardziej.. Kiryu.. - skomentowała ze spokojem w głosie i uważnie mu się przyglądając. A przynajmniej na tyle na ile potrafiła w obecnej chwili. Poklepała po torbie dłonią delikatnie. - Mam tylko świeżą wodę.. - wymamrotała sięgając dłonią do środka i wyjmując z niej skórzany bukłak podając go chłopakowi.
- Szukałam drogi na skróty do Edo, liczyłam że skrócę swoją podróż o dzień.. a przynajmniej o parę godzin.. - mruknęła pod nosem dość cicho ale jednak wystarczająco wyraźnie żeby ją dobrze usłyszał. Bez najmniejszych skrupułów śledząc jego ruchy i całą sylwetkę na dobrą sprawę. Zastanawiała się co on właściwie ćwiczył że kamienie latały po okolicy. - Mam nadzieje że ten twój trening chociaż jakieś efekty przyniósł.. poza moim bólem głowy.. - mruknęła wbijając złote ślepie w jego krwistej barwy oczy.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Opadnięta z sił kobieta pozwoliła sobie pomóc. Widać było, iż nie miała sił na dalsze przekrzykiwanie się. Jej rana nie produkowała już tyle krwi, jak wcześniej. Prawdopodobnie zdążyła w części zakrzepnąć. Niemniej jednak chłopak po usłyszeniu aprobaty ze strony nieznajomej zabrał się za robotę. Wziął swój plecak, który leżał parę metrów dalej i wyciągnął z niego kilka bandaży i jakąś czystą szmatkę, o której sam zapomniał, że ma. Po wzięciu wszystkiego, co mu się przyda, wrócił do niej i w pierwszej kolejności zabrał się za opatrzenie rany. Chwycił bukłak z wodą, który podała kobieta i namoczył szmatkę. - Będzie musiało wystarczyć. - Następnie wziął mokry materiał i zaczął myć punkt uderzenia. - Uwaga może zaboleć - powiedział, zanim przyłożył szmatkę do jej brwi. Robił to najdelikatniej jak może. Zakrzepnięta krew wokół rany wcale nie pomagała.
Po obmyciu rany było widać, iż ta wcale nie była taka duża. Łuk brwiowy jest bardzo dobrze ukrwiony, dlatego nawet małe rany potrafią zalać całą twarz we krwi. Po uświadomieniu sobie, że prawdopodobnie nie potrzebuje wykwalifikowanego medyka, odetchnął z ulgą. - Całe szczęście rana nie jest duża, więc obejdzie się z niewielkim opatrunkiem - Po tych słowach obmył jeszcze niewielką okolicę wokół i zabrał się za zrobienie opatrunku. Część bandaża uciął i owinął w niewielki prostokąt. Taki, aby zasłaniał całkowicie ranę i troszkę miejsca poza nią. Gdy był już z niego zadowolony, przyłożył go do rany i zaczął owijać bandaż poziomo na czole. Aby móc zawiązać bandaż z tyłu przesunął się bardziej na jej bok, jedną ręką trzymając opatrunek z tyłu, żeby się nie rozwiązał. Gdy już był obok, bez słowa chwycił drugą dłonią jej podbródek, by odwrócić twarz kobiety w przeciwną stronę. Dzięki temu mógł bezproblemowo zawiązać z tyłu bandaż. Ostatnie co chciał to, żeby opatrunek spadł, bo wiązał go na oślep. - Heh... Jak na pierwszy raz wygląda całkiem nieźle. - Powiedział bez zastanowienia. Nie był luźny i zakrywał to, co musiał. - Wypadałoby zmyć resztę twojej krwi... pozwolisz... -Raz jeszcze chwycił szmatkę i namoczył miejsca, w których nie była jeszcze przesiąknięta krwią. Zaczął od obmycia całej lewej części twarzy. Momentami wpatrywał się po parę sekund w jej oczy. Ciężko mu było nie patrzeć. Były niespotykane i śliczne, a bez całej tej wściekłości wyglądały jak solidna, błyszcząca sztabka złota.
Gdy skończył obmywanie twarzy, zabrał się za resztę śladów. Po takim czasie krew zdążyła już powędrować znacznie niżej. Część szyi, obojczyku i dekoltu była skalana szkarłatno-brunatną wydzieliną. Spróbował odchylić jej głowę do góry i zająć się czyszczeniem. Następnie w milczeniu i pełnym skupieniu obmył jej szyję, potem zabrał się za obojczyk. Po uwikłaniu się z większością roboty przyszła czas na dekolt. Zanim cokolwiek zrobił, chwycił bukłak, namoczył ostatni skrawek już poplamionej szmatki i spojrzał pytająco w jej oczy. Jeśli na to mu pozwoliła, delikatnie zmywał resztki krwi, jakie tam zdążyły spłynąć. Gdy to robił, zauważył tatuaż, jaki miała ona nad piersiami. Jakoś wcześniej w całym tym chaosie nie udało mu się go zauważyć. Był to mały płomyczek. Czyżby to oznaczało, iż jest użytkowniczką oddechu płomienia? Postanowił nie pytać, a przynajmniej nie teraz. - Okej.. skończyłem. Najlepiej jeszcze nie wstawaj i napij się czegoś. -podał jej bukłak z wodą, licząc na to, że się go posłucha.
Nie mógł teraz jej powiedzieć, że kłamał o treningu. Był już za daleko, więc musiał w tym wytrwać do końca. Chciał coś dopowiedzieć, dlatego złapał się za głowę mówiąc. - Heh... musisz mi wybaczyć. Mój oddech jest dość destruktywny i wymaga sporo siły. Dlatego podczas uderzeń różne odłamki latają po okolicy. - nie było to kłamstwo, więc łatwo mu było to z siebie wykrztusić. Oddech kamienia w głównej mierze polega na atakach obszarowych. Nie jest to tak eleganckie, jak machanie kataną, dlatego wszystko co trafi w obszar ataku, rozlatuje się, a odłamki lecą, gdzie chcą.
W tej chwili uświadomił sobie, że nie zna jej imienia mimo to, iż podał swoje. Co prawda nie będzie jej za to winił, bo uderzył ją kamieniem w łeb, ale, tak czy siak, postanowił zapytać. - Nie wiem, czy usłyszałem twoje imię. Oczywiście nie musisz mówić, jak nie chcesz, ale licz się z tym, że będziesz nazywana panienką, panienko... - oznajmił jej z uśmiechem na twarzy. Szansa na to, że znowu się na niego wkurwi jest mała, dlatego pozwolił sobie na drobną docinke.
Wpatrywała się w niego jednym okiem, bo to drugie miała cały czas zamknięte odkąd krew zalała jej lewą stronę twarzy. Przyglądała się jak przygotowywał wszystko do opatrzenia jej rany. Zamknęła oko, widząc jak zbliża mokrą szmatkę do jej twarzy. - To rób tak żeby nie bolało.. - mruknęła i drgnęła nagle czując zimny, wilgotny materiał na rozgrzanej skórze wokół rany. Cicho syknęła, odruchowo zabierając głowę z dala od niego. Był to po prostu zwykły, ludzki odruch. Cicho posykując gdy przecierał miejsce przy ranie.
- Super.. do wesela się zagoi.. - zaśmiała się lekko rozbawiona tym jak to brzmiało. Jej mama zawsze jej to powtarzała gdy bandażowała lekkie zadrapania. A ona zawsze miała skwaszoną minę bo myślała że te ranki się nigdy nie zagoją. - To takie głupie powiedzenie.. ale karmi się nim dzieciarnię.. - dodała po chwili. Cicho mruknęła czując jak przyłożył opatrunek do łuku brwiowego i zaczął powoli owijać jej głowę bandażem. Wcale nie szło mu aż tak źle jak się spodziewała że mogłoby. - Huh. - mruknęła gdy pochwycił jej podbródek i przechylił jej głowę lekko w bok aby móc zawiązać bandaż z tyłu głowy. - Dobra robota.. nadal żyję.. - nie było w jej głosie złośliwości już. Z głosu wywietrzał sarkazm, barwa była nawet dość łagodna. Może to spowodowane lekkim zmęczeniem.
"Wypadałoby zmyć resztę twojej krwi... pozwolisz..."
- Na co niby? - powróciła wzrokiem do mężczyzny gdy ten nagle przyłożył wilgotną ścierkę do jej polika i zaczął powoli czyścić ją z krwi. Gdy oczyścił z posoki okolicę lewego oka to i ta powieka się uniosła. Teraz już patrzyła na niego normalnie. Z bliska, bez większego skrępowania. To było dla niej zaskakujące. Nie czuła się tak skrępowana jego bliskością jak myślała że powinna. No. Do momentu aż nie przejechał wilgotną tkaniną po jej szyi. Drgnęła nagle cała i złapała go odruchowo za przegub. - Tu.. już sobie poradzę.. - mruknęła pod nosem odwracając wzrok od niego. Przecierając nieco mocniej szyję a po chwili i ubrudzony dekolt. Gdy skończyła, wyjęła z torby czystą szmatkę i przetarła do sucha wilgotną skórę.
Złapała za bukłak z wodą od niego i przytykając końcówkę do ust przechyliła go upijając kilka łyków. Cienka stróżka poleciała kącikiem, po skórze w dół. Przetarła wierzchem dłoni wilgotne od wody wargi i podała mu. - Masz suche usta.. też powinieneś się nawodnić.. - była dość spostrzegawcza, jakby nie patrzeć jej złote ślepia widziały o wiele więcej niż innych.
- Destruktywny oddech? Tak mówią na płomień.. ale wiedziałabym gdybyś miał ten sam oddech co ja.. - zmarszczyła delikatnie nasadę nosa uważniej mu się przyglądając. Potrzebowała chwili żeby wyłapać to co powiedział. - Dużo siły? - przechyliła lekko głowę w bok. - Nie wyglądasz na aż takiego silnego.. - lewy kącik się nieco uniósł w bezczelnym uśmiechu. Czy ona go zaczepiała? Wszystko na to wskazywało.
"..będziesz nazywana panienką, panienko..."
Mógł poczuć jak znowu go pochwyciła za ubranie przyciągając tak samo blisko jak wcześniej. Że stykali się czubkami nosów. - Nie radzę się tak do mnie zwracać skarbie.. - nie zabrakło w tej wypowiedzi stanowczości, choć oczy błyszczały teraz czymś, czego nie dało się tak łatwo opisać. - Sayaka.. Karasawa Sayaka.. - przedstawiła się mu puszczając jego ubranie, pozwalając mu się odchylić w końcu w tył. Odchyliła lekko głowę w tył. Spojrzenie pomknęło po okolicznych drzewach. - Nie ma żadnych nacięć na pniach drzew.. więc wiatr można wyeliminować.. hmm.. czyżby.. Kamień? - uniosła brew wpatrując się w oczy młodzieńca.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Po zawiązaniu bandażu i usłyszeniu sarkastycznej uwagi uśmiechnął się i krótko zaśmiał pod nosem. Ocieranie reszty twarzy obeszło się bez problemów, więc uwinął się w miarę szybko. Po powiadomieniu o jego dalszych zamiarach poczuł szybki chwyt kobiety i wiedział, że trochę przesadził. Moment, w którym sobie to uświadomił, uderzył go mocno, bo znowu się speszył i lekko poczerwieniał. - Oh... racja, przepraszam - pozwolił jej zabrać szmatkę, a sam w tym czasie wstał i odwrócił wzrok. Rozglądał się za czymkolwiek innym, co by mogło przykuć jego uwagę. Postanowił sprawdzić za pomocą zmysłu czy coś się działo w okolicy. Zamknął oczy i przyłożył rękę do ziemi, skupiając się na wibracjach. Po krótkiej chwili, gdy skończyła się obmywać, podał jej bukłak, który wcześniej od niej wziął. Po trafnym stwierdzeniu, że mu również przydałoby się uzupełnić płyny, chwycił pojemnik i wziął dwa łyki wody. - Dzięki, również tego potrzebowałem. - wyciągnął rękę, żeby mogła odzyskać swoją własność.
Potwierdziła właśnie jego domysły. Faktycznie była użytkownikiem oddechu płomienia. Nigdy nie spotkał zabójcy z tym oddechem. Miał tylko nadzieje, że nie każdy z nich ma taki temperament jak ona. Natomiast druga uwaga lekko podirytowała młodzieńca. Nie wygląda na silnego? Jego ego nie pozwalało mu, żeby pominąć tę uwagę. - Nie oceniaj książki po okładce, jeszcze możesz się zdziwić - powstrzymał się z powiedzeniem czegoś złośliwego. Nie chciał, aby relacja między nimi znowu się popsuła. Głownie, dlatego że nie miał już ochoty na przekrzykiwanie się.
Nie mógł się jednak powstrzymać od nazwania ją panienką. Wiedział, że ją to zdenerwuje. Mimo to i tak to powiedział. Jej reakcja była do przewidzenia. Raz jeszcze siłą przyciągnęła go do siebie, aż ich nosy znowu się dotknęły. Czy o taką reakcję mu chodziło? Prawdopodobnie tak. Jej słowa brzmiały stanowczo. Ewidentnie nie lubi być tak nazywana i chłopak zanotował to sobie w głowie, by możliwie użyć tego w przyszłości. Karasawa Sayaka... nigdy nie słyszał tego nazwiska, więc prawdopodobnie nie była stąd, tak jak się spodziewał. Po jakże pasującej dla niego sytuacji puściła go ze swojego żelaznego uchwytu. - Ciekawy sposób przedstawienia się. Nie narzekałbym, ale twój nos jest strasznie zimny. - postanowił zażartować z jej ruchu. Po tej wypowiedzi ciepło się uśmiechnął i kontynuował. - Szlachcianka Sayaka-chan huh? Twoje nazwisko jest mi obce, pewnie nie jesteś stąd co? - sam fakt zgubienia się w lesie tak blisko Edo zdradzało odpowiedź, ale i tak chciał się upewnić.
Był zdziwiony, że od razu nie rozpoznała jego oddechu. Jego ogromny oręż, który nosił na plecach, powinien od razu zapalić lampkę, jak tylko dowiedziała się, że jest zabójcą demonów. Może nikogo z jego oddechem nie spotkała? - Bingo. Chyba jestem pierwszym zabójcą z tym oddechem, jakiego spotkałaś, bo bardzo łatwo nas rozpoznać - po wypowiedzeniu tych słów wskazał na odstający duży miecz i wielką metalową pałę z kolcami na jego plecach. Uśmiech nie znikał z jego twarzy podczas ich rozmowy. Cieszył się, że wszystko, co złe już za nimi i wrogość zmalała do minimum. - Stąd do Edo wcale nie jest tak daleko, możliwe, że gdyby nie nasze "przypadkowe" spotkanie to już byś była prawie na miejscu. - mówiąc to, rozejrzał się raz jeszcze, żeby stwierdzić, ile czasu im zostało w świetle słońca. Było go niewiele, musieli się sprężać, ponieważ w nocy mieli dużo mniejsze szanse na dotarcie tam bezproblemowo. - Jeśli chcesz, mogę z tobą pójść, akurat sam zmierzałem do miasta z racji, iż niedługo się ściemni. - przez jego krew był niezwykle wyczulony na pozycję słońca na niebie. Nie chciał, łazić po nocy jak nie musiał. Jeden demon nie stanowił dużego problemu dla nich obu, ale gdyby został zraniony, niewykluczone, że inne demony z okolicy rzucą się w ich stronę, a wtedy ich szanse na przeżycie są minimalne.
Uniosła brew wpatrując się w niego lekko zaskoczona i roześmiała się rozbawiona tymi słowami. - Hah, jeśli wierzyć temu staremu powiedzeniu, to ta rana nigdy mi się nie powinna zagoić.. - skomentowała wpatrując się w barwiące się innymi niż błękit barwami niebo. Lubiła patrzeć jak słońce zachodzi, jak niebieski ustępuje pomarańczy i jasnej czerwieni zanim zapadnie całkowity zmrok. Barwy niczym płomień, którym władała. - Wymigałam się już od tylu planowanych narzeczeństw że ojciec powinien już dać sobie z tym spokój.. - powiedziała to dumnie wypychając klatkę piersiową do przodu. Ona autentycznie się chełpiła tym że jeszcze nie ma męża, ani żadnego narzeczonego.
Przechyliła lekko głowę w bok obserwując go gdy się czyściła z krwi, jak się kręcił niczym pszczółka między kwiatkami, nie mogąc zdecydować na którym usiąść. Wyglądało to zabawnie z tej perspektywy, ale jeszcze nie komentowała jego zachowania. Uniosła brew gdy dotknął dłonią podłoża. "Czyżby.. huh.." urwała początek myśli zanim ją dokończyła nawet w głowie.
"Nie oceniaj książki po okładce, jeszcze możesz się zdziwić.."
- Hmmm.. sugerujesz że mam przeczytać 'Tą' konkretną książkę od deski do deski? Nie omieszkam.. ciekawa jestem czy mnie nie znudzi w trakcie zagłębienia się w jej treść.. - patrzyłam mu prosto w oczy gdy to mówiła. Kącik ust lekko się uniósł przy tym. Sam fakt że chłopak sugerował jej że do słabych nie należy już wzbudzało jej ciekawość.
Trochę się zdziwiła gdy nie oponował przed przyciągnięciem go bliżej siebie. Spodziewała się paniki, szoku, protestów słownych i fizycznych, nawet głupiego speszenia się. Tak każdy przecież robił brany z zaskoczenia. Co było nie tak tym razem? Zrobiła coś inaczej niż powinna? Ją to nie peszyło gdy sama to inicjowała.
"Nie narzekałbym, ale twój nos jest strasznie zimny."
- huh.. - mruknęła pod nosem zaskoczona jeszcze jego komentarzem. Zamrugała lekko zbita z tropu. Coś musiała zrobić źle tym razem. Tak to była jedyna opcja że Kiryu pozwalał jej na taką samowolkę. Albo był po prostu masochistą. - Może byłby cieplejszy gdybyś wiedział jak kogoś rozgrzać.. - skomentowała uśmiechając się bezczelnie. Tak! Ostatnie zdanie musiało do niej należeć.
Przechyliła lekko głowę w bok i powoli zaczęła się podnosić do pionu, podpierając się dłonią o pień drzewa. - A no.. nie miałam okazji wpaść na nikogo z twoim oddechem.. słyszałam że jesteście wytrzymali, ale czy silni? Nie koniecznie.. - skomentowała nadal się uśmiechając. W głosie nie dało się wyczuć chamstwa, po prostu się z nim droczyła. Yonie cisnęła o wiele bardziej momentami, z nim nie wiedziała na ile możesz sobie jeszcze pozwolić.
- I tak nie wygram już tego zakładu.. jakoś sobie to odbiję.. pociągnę cię do pełnej odpowiedzialności jak w onsenie nie będę pierwsza! - to mówiąc zrobiła może dwa proste kroki i nagle się zachwiała lekko. W ostatniej chwili łapiąc go za przedramię dla podtrzymania równowagi by się nie wypieprzyć. Wolną dłonią złapała się za skroń. - Uh.. zawirowało trochę.. chyba za szybko się podniosłam po prostu.. - mruknęła pod nosem.
- Możemy iść razem.. obronię cię przed demonami z lasu.. jak przestanie mi się w głowie kręcić.. - dodała po chwili, uśmiechając się radośniej.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Niemalże każda jej wypowiedź kończy się ripostą. Tak trudnego orzechu do zgryzienia jeszcze nie spotkał. Płomienny oddech niemalże równał jej temperamentowi. Role w tym mogło grać jej pochodzenie. Panienka z wyższych sfer uważająca życie prostych ludzi za nudne. Mogła też po prostu droczyć się z biednym chłopakiem, a może jedno i drugie? - Hahaha... bo napewno "twoja" księga byłaby bardziej interesująca od mojej co? - zaśmiał się głośno i kontynuował - Chociaż wpis z dzisiejszego dnia byłby przezabawny do przeczytania - uśmiechnął się podczas drobnego droczenia się. Jedno mógł stwierdzić od razu, rozmowa z nią nie była nudna. Nadal jednak nie wiedział, czy zachowuje się ona tak przy każdym nowopoznanym zabójcy. A może oddech płomienia wymagał od ciebie awanturniczej postawy? Za dużo pytań krążyło po jego głowie. Na szczęście nie były one warte wypowiedzenia, bo spędziliby tutaj całą wieczność.
Zdziwienie na jej twarzy było bezcenne. Widok zamurowanej Sayaki satysfakcjonował go wielce. Spodziewał się dalszej riposty i faktycznie się nie mylił. Lubiła mieć ostatnie zdanie, lecz na jej nieszczęście tak samo i on. - Twój płomienny temperament chyba tylko dorównuje niecierpliwości. Dopiero się poznaliśmy, a ty wymagasz już tak dużo - była zagadką. W jednej chwili chce go zrównać z ziemią, a w drugiej bawi się w bliskość i docinki. Zainteresowanie jej osobą rośnie z każdą minutą. Liczył, że to nie było ich ostatnie spotkanie.
Pasją Kiryu była siła. Nie można przypisać do niej, ile ktoś udźwignie czy też mocy jego uderzeń. On był tego świadom, dlatego nie dotknęła go jej uwaga, tak jak się spodziewała. Niemniej jednak duma zmuszała go do naprostowania jej wizji. - Sayaka-chan, siła to nie tylko mocne ciosy. - wyprostował się i dumnie kontynuował - Jej wyznacznikiem jest również to, jak długo możesz je podtrzymywać. Gdybyśmy mieli walczyć to, nawet jeśli nie pokonałbym cię od razu to z czasem, gdy walka by się wydłużała, nie miałabyś ze mną szans - uśmiechnął się dumny z siebie. Po tych słowach wiedział, że biedaczka nie miała jak tego sforsować. Po prostu miał rację, według niego przynajmniej, a to mu wystarczyło.
Kto by pomyślał, iż jakiś głupi zakład sprawił, że młody zabójca demonów narazi się na zgubienie w lesie tak blisko zmroku. Co prawda udałoby się jej trafić, gdyby nie ich spotkanie, ale było to ryzyko, którego on sam by się nie podjął w obcym terenie. - Odpowiedzialności? A w jaki sposób niby byś mnie ukarała? - ciekawiły go plany Sayaki. Może i była to jego wina, ale równie dobrze mogła nie zdążyć, wybierając tak ryzykowną ścieżkę.
Gdy widział, jak się podnosi, miał przeczucie, że zaraz upadnie. Przez chwilę wyglądało wszystko w porządku, ale ostatecznie po paru krokach jej następny ruch był niepewny. Na szczęście był w pobliżu i chwyciła jego przedramienia, używając go jako podpórki. Nie przeszkadzało mu to, w końcu była jedyną poszkodowaną w całej tej sytuacji. Jednak nie mógł się powstrzymać od skomentowania. - Pamiętasz, co mówiłem o niecierpliwości? -mówiąc to, uśmiechnął się i pomógł jej w utrzymaniu równowagi. Nie śmiał się z niej, w jego głosie można było wyczuć czystą troskę. Zupełnie jakby pouczał swoją młodszą siostrzyczkę.
Nadeszła pora, aby wyruszyć. Podróż z chwiejącą się zabójczynią nie będzie najszybsza. Na szczęście dobrze zna tę drogę, więc o zagubienie martwić się nie muszą. Jedynym problemem jest zapach krwi. Demony wyczuwają ją z dużą precyzją, więc jego zmysł musi być wyostrzony na te dziwne uczucie, które zawsze im towarzyszy. - Obroną się nie przejmuj. Z twoim aktualnym stanem nie prędko będziesz mogła dużo zdziałać w walce z demonem. Dlatego konfrontacje zostaw mi. - jakby przyszło im walczyć z jednym demonem, to mieli nadal spore szanse na zwycięstwo. Problemem jest kilka demonów. Było to dość niespotykane, demony są bardzo terytorialne i rzadko walczą w grupach. Gdyby naszła potrzeba, to upuszczenie trochę własnej krwi powinno odwrócić uwagę na tyle długo, aby Sayaka mogła uciec. - Potrzebujesz potrzymać mnie za przedramię przez chwilę? Przynajmniej dopóki ci trochę nie przejdzie. Lepsze to niż ciągłe podnoszenie się z ziemi. - mówiąc to, wyciągnął daną część ciała w jej stronę i skinął głową w kierunku ich marszu. Nie spodziewał się, że przyjmie jego pomoc, ale i tak postanowił zapytać.
Spojrzała na niego lekko zaskoczona jego słowami. Pokręciła lekko głową na boki w zaprzeczeniu. - Miłość.. jest dla słabych.. silni jej nie potrzebują.. - skomentowała ze spokojem w głosie. Brzmiało to może ozięble, ale nie sądziła że kiedykolwiek mogłaby się zakochać. Nigdy siebie nie widziała jako tej, która mogłaby do kogoś poczuć tak silne uczucie. Nikt jej nigdy tak bardzo nie zainteresował żeby chciała się angażować w cokolwiek więcej niż koleżeństwo.
"Hahaha... bo napewno "twoja" księga byłaby bardziej interesująca od mojej co?"
Pokręciła lekko głową na boki zaprzeczając jego słowom. - No właśnie wydaje mi się że nie.. że możesz mieć coś więcej do zaoferowania ode mnie.. - nie zamierzała się z nim spierać w tej kwestii. Wbrew pozorom umiała czasami spasować, jeśli była taka konieczność. Choć to się zdarzało naprawdę sporadycznie. - Hahahah.. tak.. mogę ci obiecać że takiej zabawnej sytuacji jeszcze nie miałam chyba nigdy.. będzie to dzień do zapamiętania. - potwierdziła lekko się uśmiechając pod nosem. Przyłożyła dłoń do miejsca gdzie miała opatrunek.
"Twój płomienny temperament chyba tylko dorównuje niecierpliwości. Dopiero się poznaliśmy, a ty wymagasz już tak dużo."
- Brzmisz jak byś nie był w stanie sprostać moim oczekiwaniom.. a przecież to nie moja wina.. że tak na mnie działasz.. - wymruczała nieco ciszej. Zaczynało się robić co raz ciekawiej. Typ wcale nie był taki łatwy do zagięcia. Czyżby za pierwszym razem się speszył przypadkowo? Czy już zdołał się oswoić z jej metodyką działania? Czy musiała podnieść poprzeczkę? Przygryzła nagle dolną wargę w zastanowieniu. Nie była ekspertem w tej dziedzinie zaczepek. Ona dopiero raczkowała, uczyła się chcąc opanować tą zaniedbaną przez tyle lat płaszczyznę. Shin otworzył jej oczy na nowe możliwości, nowe perspektywy. Ale czy chciała w to brnąć tak samo jak on?
"Sayaka-chan, siła to nie tylko mocne ciosy."
Podniosła na niego wzrok. Widział jak w oczach pojawił się dziki błysk. Fascynacja i euforia wręcz zaczęły mieszać się ze sobą w zawrotnym tempie. Ból głowy zszedł na dalszy plan, a zabójca z oddechem kamienia wpełzł na podium wręcz. Doskonale wiedziała o czym mówił. I nie był w błędzie. Kolejne słowa sprawiły że uśmiechnęła się zuchwale. Ten typ uśmiechu, którym nie raczyła byle kogo. - Teraz to mnie dopiero zainteresowałeś sobą.. chcę to poczuć na własnej skórze.. liczę na to że pokażesz mi co tak naprawdę potrafisz.. i dla własnego dobra, nie lekceważ mnie.. bo wylądujesz pode mną zanim zdołasz się zorientować w sytuacji.. - bezczelny uśmieszek nie schodził jej z twarzy. Szukała silniejszych przeciwników, bo tylko tacy mogli liczyć na jej szacunek.
"Pamiętasz, co mówiłem o niecierpliwości?"
- A i owszem.. jestem w gorącej wodzie kąpana.. ale nie zamierzam tu zapuszczać korzeni tylko dlatego że trochę mi się kręci w głowie. Choć mrok mi nie przeszkadza kompletnie.. a to że czuć ode mnie krew niczego nie zmienia.. jak ma się nawinąć jakiś demon to się nawinie.. i tak skończy jak pozostali.. pozwalając aby wiatr rozniósł jego prochy po okolicy gdy z nim skończę.. - skomentowała ze spokojem w głosie. Widząc jak ten oferuje jej swoje ramię nadęła policzki jak małe dziecko. - Chyba kpisz! Nie jestem jakąś słabą księżniczką, co to ją na rękach trzeba nosić gdy skręci kostkę! Sama dojdę.. - szła wolniej i co jakiś czas trochę chwiejnie ale szła bez trzymania jego ramienia. Jeszcze ktoś by pomyślał że sobie chłopaka znalazła. Yona to by jej żyć nie dała jak by ich nie daj boże tak zobaczyła. Na to nie mogła sobie pozwolić!
- A co do kary, to sobie tej ślicznej główki nie zaprzątaj pierdołami póki co.. jak przyjdzie czas to się dowiesz czego od ciebie chcę.. - odpowiedziała a końcu na wcześniej zadane przez niego pytanie. - To prowadź do Onsenu w Edo. - powiedziała w końcu, podając mu cel podróży.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Odpowiedź na jego zaczepkę z księgą trochę go zmyliła. Może napominanie o jej przeszłości nie było odpowiednie? Nawet szlachcianka mogła mieć mroczną przeszłość. Było mu trochę głupio. - Możemy mieć tylko nadzieję, że to nie ostatni taki wpis w twej księdze. - uśmiechnął się serdecznie do niej i kontynuował. - Tylko może następnym razem podaruje sobie lecące kamienie. - po tych słowach roześmiał się, ucieszony tym, że już całkowicie się nie gniewa za ich niecodzienne spotkanie.
Była tak cwana, jak lis. W przyjaznym obrażaniu się nie miał sobie równych, lecz w tych terenach już nie miał tyle doświadczenia. Nie wiedział, czy robi sobie z niego jaja, czy też nie. Po tak krótkim spotkaniu nie był w stanie tego wydedukować. Wnioskując po tym, co już wiedział, domyślał się, że to żart i dlatego sam nie zamierzał ulec. Zadowolony uśmiechnął się i powiedział. - Nawet jeśli tak na ciebie działam, to najpierw musisz wyzdrowieć. Przy następnym spotkaniu możemy wrócić do tego tematu. - mówiąc to, puścił jej oczko, a uśmiech nie zniknął z jego twarzy. Mimowolnie jednak się zaczerwienił. Nie był to dosłowny burak, ale nadal widoczny, gdy ktoś się przyjrzy.
Po jego wypowiedzi coś kliknęło w głowie Sayaki, a przynajmniej tak sądził. Błysk raz jeszcze pojawił się w jej oczach, lecz tym razem był to inny rodzaj. Nie wyglądała na zdenerwowaną. Nie wiedział, co dokładnie to oznacza, ale jej wypowiedź wszystko mu wyjaśniła. - Widzę, że moim wyzwaniem rozpaliłem twój entuzjazm. - raz jeszcze uśmiechnął się zadziornie. - Tym razem nie będzie tak łatwo. Wcześniej nie stawiałem ci oporu, więc licz na to, że poprzeczka będzie dużo wyżej - odpowiadało mu to wielce. Wiedział, że jest silna i jak poszturcha odpowiednio, to będzie w stanie ją odpalić. Sparing z tak piękną i silną kobietą był wszystkim, czego chciał. Nie miał zamiaru się powstrzymywać przy następnym spotkaniu.
Po tym krótkim monologu urosła w jego oczach dwukrotnie. Determinacja i pasja, z jaką mówiła o mordowaniu demonów była oczarowująca. Mimo iż mówiła spokojnie, to wiedział, że jej serce płonęło żywym ogniem. - Wiedziałem, że masz to w sobie. Spotkanie z demonem u boku kogoś z taką wolą walki byłoby wielce satysfakcjonujące. Masz mój szacunek Sayaka. - chęć zabijania demonów imponowała młodzieńcowi. Co prawda każdy zabójca demonów takową posiada, lecz nie każdy tak pasjonująco do tego podchodzi. Otaczanie się właśnie takimi sojusznikami było jego celem. Bo tylko takie osoby razem mogą pokonać wszystkie demony. Spodziewał się, że odmówi pomocy. Była zbyt dumna siebie na taki gest. Jedyne co zrobił, to pokiwał głową w zgodzie i zaczął iść jej tempem obok w razie czego.
Sekretna kara huh? Zaciekawiony chłopak tylko przytaknął. - W porządku, będę wyczekiwał twojej prośby - nie chciał drążyć tego dalej, bo wiedział, iż nie dostanie odpowiedzi. Chciał jednak się dowiedzieć troszkę więcej o niej. - Dobrze więc chodźmy. Może po drodze opowiesz, skąd pochodzisz? Ja jestem zwykłym chłopem, który dołączył w szeregi zabójców. Twoja historia pewnie jest nieco ciekawsza. - postanowił sobie pozwolić na nieco głębsze pytanie z racji, iż między nimi zrobiło się nieco cieplej.
Gdy spojrzał na nią z tym smutkiem w oczach, spięła się odruchowo. Nie podobała jej się emocja, którą eksponowały jego rubinowe ślepia.
"Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz kogoś na tyle bliskiego swemu sercu."
Słowa jakie padły w kombinacji z jego wzrokiem sprawiły że coś w niej pękło. "Czy to... współczucie?! On mi współczuje..?!" mruknęła w myślach wpatrując się w jego twarz. Nie miał nawet pojęcia jak bardzo ją ugodził teraz. Wzięła więcej powietrza, powoli napełniając płuca tlenem i równie wolno wypuszczając powietrze. Choć wiele osób spodziewałoby się po niej teraz wybuchu złości. To milczała. Wpatrując się w niego ze spokojem. Mogła się z nim kłócić o to kto miał racje, ale tego nie zrobiła. Temat miłości był dla niej tematem tabu, o tym się nie rozmawiało. Z nikim. Nawet przed Yoną się nie otwierała a co dopiero przed jakimś obcym. Postanowiła jednak się odnieść do jego pierwszej wypowiedzi.
- Jeśli potrzebujesz kogoś ważnego żeby mieć motywację do rośnięcia w siłę.. to czy to nie jest oznaka słabości? - spytała odwracając od niego wzrok. Nie mogła teraz na niego patrzeć, nie dlatego że była na niego wściekła. Przez chwilę czuła się źle z jego wcześniejszymi słowami. - Czy jestem aż tak pokraczną, żałosną namiastką kobiety żebyś mi życzył powodzenia w miłości? - kącik ust się lekko uniósł. - Zupełnie jakby tylko to miało znaczenie.. jakby posiadanie drugiej połówki definiowało naszą egzystencję.. ktoś jest sam to należy mu współczuć.. i składać dary do bogów żeby los się do niego uśmiechnął... - kontynuowała odwracając się do niego plecami i wpatrując się teraz w zachodzące na horyzoncie słońce. - To żałosne podejście.. prawdziwa siła tkwi w każdym.. jedyna różnica między ludźmi jest taka że jedni potrzebują innych aby ją wyciągnąć na wierzch.. inni potrafią to zrobić bez niczyjej pomocy.. a to czy ktoś chce w ogóle stać się silniejszym.. to już zupełnie inna bajka.. - mówiła ze spokojem w głosie, słowa zwieńczone chłodem. Zupełnie jakby jej żywiołem był lód a nie płomień. Odwróciła się w jego stronę dopiero po chwili i robiąc kilka kroków w jego stronę zrównała się z nim jak gdyby nigdy nic.
- No ja mam nadzieję że nie wejdzie ci w nawyk rzucanie we mnie kamieniem przy każdym spotkaniu na powitanie.. bo będę musiała znaleźć sposób na ciebie i to taki który skutecznie cię spacyfikuje.. nawet jeśli miałabym się posunąć do naruszania twojej strefy komfortu i peszyć cię za każdym razem. W końcu uroczo wyglądasz z czerwienią na buzi.. pasuje ci do oczu i włosów.. - powiedziała uśmiechając się cwaniacko. Czy serio byłaby w stanie posunąć się aż tak daleko? Mogła blefować teraz, żeby pochwycić go w ryzy i tam go utrzymać. Bo przecież kto jej zabroni trzymać rękę na pulsie? Nawet jeśli to były czcze groźby. A czy faktycznie były to musiałby już sam się przekonać.
"Tym razem nie będzie tak łatwo. Wcześniej nie stawiałem ci oporu, więc licz na to, że poprzeczka będzie dużo wyżej.."
Splotła palce dłoni ze sobą i uniosła nad głowę przeciągając się z cichym pomrukiem. - Hah.. no to byłoby rozczarowanie gdybyś nie był wyzwaniem.. nie lubię marnować czasu na słabszych od siebie.. więc będę cię trzymać za słowo.. że nie jesteś takim łatwym przeciwnikiem na jakiego wyglądasz.. - puściła mu figlarne oczko. Powoli acz skutecznie jej poruszanie stało się pewniejsze, już się tak nie chwiała jak wcześniej.
- Kto wie.. może kiedyś nam się trafi wspólna misja, to byłoby ciekawe zestawienie sił.. Kamień, który potrafi zmieść z nóg i Płomień, który może puścić cały las z dymem.. - roześmiała się na tą myśl splatając ręce pod piersiami gdy szła powoli ramię w ramię z zabójcą.
Spojrzała na niego gdy wypytał o jej historię. - Nie ma co opowiadać, nie straciłam nikogo bliskiego z rąk demona tak jak 90% członów korpusu zabójców. Moja matka jest zabójcą z oddechem wody, ojciec samuraj.. od małego wiedzieliśmy o istnieniu demonów.. ja już od dziecka chciałam być zabójczynią.. jak byłam wystarczająco dorosła to poszłam na trening do Yonezawy wraz z moimi braćmi.. od cała historia.. nudna, nie sądzisz? - zaśmiała się lekko rozbawiona tym jak mało dramatyczna jest jej przygoda z dołączeniem do zabójców.
Kiryu & Sayaka z tematu -> EDO
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Złożyłem ofiarę na ołtarzu, odmówiłem modlitwę dziękczynną dla bóstw i Ichiro. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu i mogłem spokojnie kultywować coroczny dziwny monolog z bratem. Wyciągnąłem tykwę z sake i wylałem połowę na ziemie przed ołtarzem. - Twoje zdrowie Ichiro. - Wziąłem kilka łyków i sapnąłem zadowolony. To był jedyny sposób w jaki mogłem się niby napić z nim alkoholu.
- Pewnie się zastanawiasz co u mnie? Skończyłem w końcu to mordercze szkolenie, zabiłem kilka demonów i jeszcze dycham. Rodzina dalej nie wie, że żyje. Nie spotkałem się z Mae i przestała mi odpisywać na listy. Z Dobrych wiadomości to poznałem kilka kobiet z korpusu, ale jak na razie nic z tego się nie urodziło. - Wziąłem kolejnego łyka i usiadłem po turecku między drzewami blisko kapliczki. Westchnąłem ciężko na bezradność w kilku kwestiach.
- Wspomnienia o Tobie już mi się zacierają, staram się sobie je przypomnieć, ale wszystko jest coraz bardziej rozmazane. Czemu to tak musi być, że śmierć zabiera, a czas odbiera wspomnienia?... Po co ja w ogóle pytam i tak mi nie odpowiesz.- Mówiłem smutnym głosem, ten dzień zawsze wprawiał mnie w Melancholijny stan. Znowu upił kilka łyczków z prowizorycznego butelki. - Mam tylko nadzieje, że jeżeli obserwujesz mnie czasami. To czujesz dumę, ze swojego młodszego brata, co prawda nie zostałem samurajem, nie znam bushido i nie jestem ideałem, ale chce pomagać ludziom, nawet jeśli ma to skrócić moje życie i będę musiał nieustanie toczyć głaz pod stromą górę.- Położyłem się na leśnej ściółce i przez dziury w poszyciu liście spoglądałem na chmury wędrujące po niebie. To zawsze mnie uspokajało i pozwalało zrelaksować się od kłębiących się myśli. Leżąc, jeszcze kilka razy upiłem trochę zawartości z manierki. Chyba oglądanie chmur za mocno mnie odprężyło, bo nim spostrzegłem, co się stało, odpłynąłem do Krainy snów.
albo ją przed sobą stworzę
Gdy tak dreptała dostrzegła nieopodal kapliczki jakieś rzeczy i leżącego w trawie jakiegoś chłopaka. Zatrzymała się na chwilę w miejscu dostrzegając płomiennej barwy czuprynę. Przełknęła ślinę głośniej, czuła nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Zrobiła krok w jego stronę, rozchylając delikatnie usta w niedowierzaniu. "To nie może być.." przemknęło jej przez myśl. Znała tylko jedna osobę o tej barwie włosów, ale on przecież nie żył.
Pokręciła głową na boki wypychając wspomnienia sprzed 5 laty. To musiał być głupi przypadek, Kagami nie był jedynym młodzieńcem o takiej barwie włosów, tak jak ona nie była jedyną dziewczyną o białych włosach. Kolejne kilka kroków i gdy mogła się przyjrzeć śpiącemu młodzieńcowi, upuściła koszyk na trawę. Dłońmi łapiąc się za usta, oczy miała większe. Wzrok się zamazał z miejsca gdy oczy naszły łzami. Z twarzy prawie w ogóle się nie zmienił. Zrobiła krok w tył próbując opanować drżenie całego ciała. - Ka.. Kaga.. mi.. - wydukała podchodząc w jego stronę powoli. Krok za krokiem. Zatrzymała się nagle i spojrzała na jego ciało, jak promienie słońca przebijające się przez obrośnięte liśćmi konary ogrzewały go miejscami. Był dzień a on beztrosko spał na trawie. Podeszła o wiele bliżej. - Kagami-kun.. - wyszeptała zdając sobie sprawę z tego że nie może być demonem.
Podeszła do niego i klękając przy nim sięgnęła delikatnie dłonią do jego torsu, delikatnie nim poruszając. Kilka kropel łez spłynęło po policzkach białowłosej i skapnęło w dół. O ile się wybudził, gdy tylko zobaczyła jego złote tęczówki to z miejsca przylgnęła do niego, wtulając się całą sobą, przygniatając go swoim drobnym ciężarem.
Pierwsze co przyszło mi do głowy, że to był sen, a przede mną znajdowała się oriana.
- Jestem już gotowy do kolejnej rundy. - Uśmiechnąłem się lubieżnie i klepnąłem ją w pośladek. Drugą dłonią chwyciłem delikatnie za jej podbródek i mrużąc oczy, pocałowałem prosto w usta, wsunąłem język do środka i drażniłem jej języczek. Dłonią z tyłka chwyciłem ją w tali i docisnął do mojego ciała. Nie potrzebowałem zbyt wiele czasu, żeby dotarło do mnie, że to nie był sen, gdy przyciągnąłem kobietę poczułem jak Tsuka miecza wbija mi się w pasie.
Otworzyłem szerzej oczy i odciągnąłem usta, byłem skołowany i nie wiedziałem, co się dzieje. Przez myśl mi przeszło, że może to jakiś demon, który używał na mnie swojego DBA, dojrzałem, że padały na nią promienie słoneczne, więc to nie mogło być to.
-Przepraszam, nie chciałem. Myślałem, że to sen. - Mówiłem szybko i brzmiałem jak potłuczony. Podniosłem się do góry i zobaczyłem twarz kobiety, a dokładnie jej różnokolorowe oczy. Nie miałem problemu z jej rozpoznaniem. Mimo że nie widzieliśmy się już od jakiś 5 lat.
- Yukino to ty? Wybacz, nie chciałem Cię obłapiać i całować. - Powoli się uspokajałem, chociaż to tak naprawdę była po części jej wina. Nie powinna była kłaść się na mnie i obejmować mnie, kiedy spałem. Męskie ciało potrafiło dziwnie odbierać bodźce, kiedy umysł nie miał kontroli. - Nie powinnaś się do mnie przytulać, kiedy jeszcze nie kontaktowałem. - Ciepłą dłoń płożył na jej głowie i głaszczę nią, jej białe włosy. Ta całą sytuacją mnie tak, zaabsorbowała, że kompletnie zapomniałem o tym, że dla niej nie żyłem przez ostatnie pięć lat. - Wyrosłaś, gdyby nie Twoje oczy to bym cię nie poznał. A więc już nie zasłaniasz swojego złotego oka? - Próbowałem zmienić temat i wrócić do normalnej rozmowy
albo ją przed sobą stworzę
"Jestem już gotowy do kolejnej rundy."
Głos był ciut zmieniony, ale w końcu Yui nie był już dzieckiem, nadal jednak miała pewność że to był on. Choć nie zrozumiała kompletnie jego słów, zdawał się nie do końca kontaktować. Ocierając łzę z jednego oka widząc jak się nagle uśmiechnął zuchwale? Nie widziała jeszcze takiego uśmiechu u niego. Klepnięcie w tyłek ją wybiło kompletnie z rytmu. Cicho oczywiście pisnęła bardziej zaskoczona tym że coś takiego miało miejsce. Po czym pochwycona za podbródek wbiła w jego twarz swoje dwukolorowe oczy. - Ka.. - szepnęła, nie będąc w stanie do końca wypowiedzieć jego nazwiska bo płomiennowłosy zamknął jej usta swoimi. Poczuła rumieniec na polikach, ale gdy wsunął jej język do ust pogłębiając jej pierwszy pocałunek to aż buchnęła karmazynem.
Przyciągnięta nagle do jego ciała wsparła się dłońmi na jego torsie, tsuka miecza wbiła się i w jej bok boleśnie i całe ciało się spięło. To wszystko działo się tak szybko że nawet nie była w stanie a żaden sposób zareagować. A nawet gdyby była to nie było się co oszukiwać. Yukino nie wiedziałaby co zrobić mając opcje przed sobą. Gdy w końcu chłopak oderwał się od jej ust to aż sapnęła, ciężko oddychając.
"Przepraszam, nie chciałem. Myślałem, że to sen."
Te słowa odbijały się echem w jej opustoszałej z myśli głowie. Czuła dosłownie jak mocno serce jej teraz biło. Przycisnęła dłonie do piersi. - Ka.. Kaga..mi.. kun.. - wydukała nie mając odwagi na niego teraz patrzeć. Białą grzywka zasłoniła kompletnie jej oczy. Ale ostra czerwień była nie do przeoczenia na tle jej białych jak śnieg włosów.
"Yukino to ty?"
Skinęła głową słysząc swoje imię.
"Wybacz, nie chciałem Cię obłapiać i całować"
Wzdrygnęła się na te słowa, dociskając dłonie mocniej do klatki piersiowej. - Um.. nic.. nic się nie.. nie stało.. - wydukała powoli podnosząc speszone spojrzenie na rudzielca. W oczach nadal miała zalążki łez sprzed chwili, zanim skradł jej pierwszego całusa.
"Nie powinnaś się do mnie przytulać, kiedy jeszcze nie kontaktowałem."
Odwróciła wzrok od niego. - Przepraszam.. Kagami-kun.. - wymamrotała drżącą dłonią łapiąc za biały kosmyk i chowając go za ucho wlepiając gdzieś w bok swoje speszone spojrzenie.
"Wyrosłaś, gdyby nie Twoje oczy to bym cię nie poznał. A więc już nie zasłaniasz swojego złotego oka?"
Pokiwała głową na potwierdzenie jego słów. - Od.. od niedawna.. odkąd.. - urwała nagle i teraz już na niego spojrzała, nadal cała czerwona na twarzy. - Ty żyjesz.. wszyscy mówili że.. Akaoni.. nie żyje.. było mi tak przykro.. myślałam że.. że już nigdy.. nigdy Cię nie zobaczę.. - dukała czując jak łzy powoli wzbierają w jej oczach, dopomagając w zamazaniu się wizji. - Tak się sieszę.. - wymamrotała przecierając dłońmi łzy. - .. że.. to nie prawda.. - dukała rozklejając się przed nim.
- Nie, nie to miałem na myśli. To moja wina, że Ci to zrobiłem. Wykorzystałem twoją troskę i nic mnie nie tłumaczy. Wybacz mi, nie mogę tego cofnąć. Mam tylko nadzieje, że nie ukradłem go jakiemuś chłopakowi, który Ci się podobał. - Było mi głupio, sam fakt pocałunku mi nie przeszkadzał, w końcu nikogo nie zdradziłem. Ale był to jej pierwszy pocałunek, a ja go sobie wziąłem jak gdyby nigdy nic. A może ona chciała go komuś podarować? Minęło pięć lat, dużo mogło się zmienić od naszego ostatniego spotkania, w końcu coś ją przywiało w okolice Edo. Widziałem, jak się zestresowała tym wszystkim, ale nawet pomimo tego próbował rozmawiać. Zdałem sobie sprawę, że moje nagłe zniknięcie wpłynęło nie tylko na życie mojej rodziny, ale i na Yukino.
Dostrzegłem wzbierające łzy w jej oczach, byłem beznadziejnym egoistą. Nie pomyślałem o tym, że ona będzie cierpieć, kiedy sfinguje swoją śmierć. Zapatrzony w siebie kretyn, zacznij zwracać uwagę na uczucia innych, nie jesteś już tym samym rozpieszczonym, butnym smarkiem. Objąłem ją i przytuliłem, głowę miałem przy jej uchu, patrzenie jak płacze z mojego powodu sprawiało mi dyskomfort.
- Yukino proszę, nie płacz z mojego powodu, nie zasługuje na to. Nie roń łez za takiego egoistycznego śmiecia jak ja. - Powiedziałem z żalem do siebie, byłem krytyczny i nawet nie szukałem wymówki. Wiedziałem, że znowu dałem ciała, chyba nawet pomimo rozwiniętego zmysłu wzroku, dalej byłem krótkowzroczny.
- Tam tego dnia... spotkałem demona.... który prawie mnie zabił.... nie mogłem ot, tak wrócić do domu i wieść normalnego życia. Nie chciałem być bezsilny... być skazany na ich łaskę... nigdy bym sobie nie wybaczył... jeżeli następnym razem napadałby nas, kiedy razem spędzaliśmy czas. Moi rodzice nigdy nie pozwoliliby mi zostać zabójcą demonów... dlatego zniknąłem i podałem się szkoleniu, nie przypuszczałem, że tak długo mi z tym zejdzie... Nie mogłem wysłać ci listu, ani odwiedzić w Nagoy. Bo ktoś na pewno bym mnie rozpoznał, miałem nadzieje, że po prostu powoli o mnie zapomnisz i ruszysz dalej. - Szeptałem ze smutkiem, trzymając ją w objęciach, chyba pierwszy raz odsłoniłem przed nią swoją wrażliwą stronę. Miałem do siebie dużo żalu, wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś poza moją rodziną przejął się tym. Myślałem, że po prostu zapomnij o mnie i w końcu ruszy dalej wieść szczęśliwe życie. Wolałbym, być zapomniany niż nawiedzać ludzi we wspomnieniach i odświeżać im traumę. Słyszałem, jak znowu się rozklejała, mi też nie było do śmiechu, ale nie chciałem, żeby roniła łzy z mojego powodu.
-Yukino krzycz na mnie, jeśli chcesz, bij mnie i obrażaj. Daj upust swoim emocją, tylko już nie.... - im dłużej trwała ta rozmowa, tym coraz podlej się czułem. W głowię, nie mogłem znaleźć usprawiedliwienia na swoje zachowanie.
albo ją przed sobą stworzę
Gdy podszedł bliżej i ją przytulił do siebie to aż cicho westchnęła, zaskoczona nie tylko gestem ale i słowami jakie wypowiedział jej na ucho. - Jak możesz tak o sobie mówić.. nie jesteś.. nigdy nie byłeś.. i nigdy nie będziesz.. żadnym śmieciem.. więc.. więc nie mów tak Yu.. - to mówiąc objęła go rękami, drobne dłonie zaciskając na materiale jego yukaty. Wtuliła twarz bardziej w jego tors, wcierając słone łzy w tkaninę.
- Nigdy bym o Tobie nie zapomniała.. nigdy, nigdy! Byłeś dla mnie taki dobry.. cieszyłam się jak się widzieliśmy.. za każdym razem.. - szeptała smutnym głosem. Może nie potrafiła powstrzymać łez. Ale nie były one wywołane złymi emocjami. Ona na prawdę się cieszyła że go widziała.
"Yukino krzycz na mnie, jeśli chcesz, bij mnie i obrażaj. Daj upust swoim emocją, tylko już nie...."
Pokręciła lekko głową na boki, puściła materiał jego ubrania na plecach i dłońmi powoli sunąc po jego bokach aż na tors, na którym oparła kończyny lekko się od niego odchyliła żeby spojrzeć mu w twarz. - Głuptasie.. - powiedziała łagodnym jak na nią głosem, sięgając palcem wskazującym do twarzy i starła nieco słonej cieczy ze szmaragdowego oka. Obdarowała go łagodnym uśmiechem przy tym. - .. przecież ja się cieszę.. że Cię widzę.. nie widzisz tego? - dodała po chwili i stając na palcach pocałowała go delikatnie w policzek. Tak jak pięć lat temu on ją. Po czym wtuliła się w niego mocno na powrót. - Tak się cieszę że nic ci nie jest.. że jesteś cały.. i zdrowy.. tak mi Ciebie brakowało Kagami-kun.. - wymamrotała wtulając twarz w jego tors.
Nie możesz odpowiadać w tematach