Obchodzimy 3. urodziny forum! Limitowana odznaka, możliwość stworzenia własnej oraz urodzinowy jackpot.
12 listopada 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 października.
1 października 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 września.
1 września 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 sierpnia.
1 sierpnia 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 lipca.
1 lipca 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 czerwca. Ponadto w nowej aktualizacji znajdziecie informacje dotyczące zapisów na EVENT.
1 czerwca 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 maja.
1 maja 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 kwietnia.
1 kwietnia 2024
Pojawiła się nowa aktualizacja! Zmiany przy tworzeniu postaci, lista NPC, usprawnione oddechy i inne.
14 marca 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 marca.
1 marca 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 lutego.
1 lutego 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 stycznia.
1 stycznia 2024
Ostatni dzień naszego kalendarza adwentowego. Jest to również okazja, aby zdobyć odznakę!
24 grudnia 2023
Pojawiła się nowa aktualizacja! Nowy wpis do fabuły, wyjaśnienia w mechanice oraz zwiększone grono MG.
10 grudnia 2023
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 grudnia. Pojawił się także kalendarz adwentowy.
1 grudnia 2023
Najnowsza Aktualizacja już dostępna! Przebudowa forum i nowości.
12 listopada 2023
Najnowsza Aktualizacja już dostępna! Zakończenie Halloween 2023 oraz o tym co dalej z Forum.
7 listopada 2023
Nabór na Mistrzów Gry!
5 listopada 2023
Ruszył Event Halloweenowy!
22 października 2023
Aktualizacja Fabuły!
25 listopada 2023
Festyn Washi!
8 kwietnia 2023
Nowa aktualizacja, ruszyły także rzuty na ocalonych i zabitych.
1 marca 2023
Nowa aktualizacja. Zmiany w funkcjonowaniu oddechów i zmysłów, więcej o mieczach nichirin i inne.
4 lutego 2023
Nowa aktualizacja.
21 stycznia 2023
Nowa aktualizacja. Poszukiwanie śnieżynek, więcej slotów fabularnych, zakończenie rozliczeń i inne!
24 grudnia 2022
Nadchodzące wydarzenia!
6 grudnia 2022
Forum w przebudowie.
13 listopada 2022
Nowa aktualizacja.
16 września 2022
Pojawił się temat z propozycjami.
12 września 2022
Nowa aktualizacja. Zakończenie eventu, zmiany w administracji i inne.
12 września 2022
Nowa aktualizacja.
17 sierpnia 2022
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 lipca. Ponadto oficjalnie rozpoczął się event.
1 lipca 2022
Ruszyły zapisy na event!
11 czerwca 2022
Nowa aktualizacja! A w niej, między innymi, nowe odznaki i formy zdobywania punktów.
12 maja 2022
Zmiana w administracji forum!
26 kwietnia 2022
Na forum pojawił się minievent! Szukaj wielkanocnych jajek i znajdź nagrody!
17 kwietnia 2022
Aktualizacja. Ingerencje, HD, listy gończe i zawody dla grupy Humans.
28 lutego 2022
Aktualizacja. Witamy nowych Mistrzów Gry!
20 lutego 2022
Aktualizacja dotycząca marechi i nabór na Mistrzów Gry!
14 lutego 2022
Pojawiła się nowa aktualizacja.
13 lutego 2022
Ankieta dot. nawigacji i rozmieszczenia działów.
10 lutego 2022
Aktualizacja tematu dot. śmierci postaci.
8 lutego 2022
Ruszył minievent dla grupy Humans!
17 stycznia 2022
Zmianie uległ temat rany, leczenie i rekonwalescencja, a dokładniej czwarty punkt dot. regeneracji demonów.
11 stycznia 2022
Pojawiła się kolejna aktualizacja, z której dowiedzieć się można o nowych rzeczach, jakie pojawią się na forum, a także przedstawieni zostali nowi MG!
10 stycznia 2022
Informacje dotyczące minieventu! Szukaj śnieżynek i każdego dnia zdobądź PO!
23 grudnia 2021
Wpadła nowa aktualizacja, z której możecie dowiedzieć się więcej na temat możliwości prowadzenia większej ilości wątków fabularnych!
3 grudnia 2021
Na forum pojawiła się nowa aktualizacja dotycząca kruków kasugai, filarów i PO!
28 listopada 2021
Na forum pojawiła się nowa aktualizacja dotycząca PO!
15 listopada 2021
Zapisy na event! Przekonaj się razem z nami, że Wszystkie drogi prowadzą do Edo.
14 listopada 2021
Aktualizacja! Dowiedz się o zmianach na forum oraz o dodatkowej możliwości zebrania PO!
13 listopada 2021
Otwarcie forum.
12 listopada 2021
Latest topics
RZUT KOSTKĄDzisiaj o 7:23 amAdmin
Urodzinowy JackpotDzisiaj o 12:07 amAdmin
MostWczoraj o 10:46 pmOokami
Izakaya we wsi pod NagojąWczoraj o 10:42 pmSōsetsu
Odznaka - Rok SmokaWczoraj o 9:14 pmKonoe Nene
[ Zabójcy 3 ] - Cienka LiniaWczoraj o 9:06 pmSōsetsu
Spalona wioskaWczoraj o 8:23 pmMatsudaira Ryōyū
Ogród ziołowyWczoraj o 12:07 pmHanako
Z Tsurugi do pobliskiej wsiWczoraj o 9:18 amTokage Jin

Kosuke Ryūtarō
2 posters
PUNKTÓW
Kosuke Ryūtarō
https://hashira.forumpolish.com/t1458-kosuke-ryutarohttps://hashira.forumpolish.com/t1459-kosuke-ryutarohttps://hashira.forumpolish.com/t1461-kosuke-ryutaro-chronologiahttps://hashira.forumpolish.com/t1463-kosuke-ryutaro
WIATR
DEMON SLAYER




Kosuke Ryūtarō
06/06/1636 KIUSIU - SATSUMA | YONEZAWA | KLASA SAMURAJSKA
Ryūtarō jest niskim chłopakiem o szczupłej sylwetce, który nie wykazuje nadmiernych oznak ekscytacji bez względu na okoliczności. Wiecznie znudzony, a może i zrezygnowany zdaje się być osobnikiem, który pozbawiony jest wyraźnego celu i jakichkolwiek uniesień. Pozory potrafią być jednak mylące i ktoś o wyostrzonej intuicji może wyczuć od niego istną burzę tłumionych wewnątrz emocji. Po ruchach, mimice czy sposobie bycia tego nie widać, ale te oczy. Jaskrawożółte ślepia zdradzają nieopisane pokłady skonfundowania, niepewności i skonsternowania wymieszane z żalem, smutkiem i nostalgią. Ponad wszystko zaś wybija się czysta złość skierowana przede wszystkim wobec samego siebie. Tłumiona zawzięcie tak bardzo, że chłopak, aby móc jakoś funkcjonować, przybiera na twarz maski i przyodziewa się w pozory. Gęsta burza jasnoszarych włosów kłębi mu się na czerepie w nieładzie i rzadko napotyka ona na swej drodze grzebień. Kosuke nosi smoliście czarne proste kimono przewiązane białym obi. Młodzian tak jak i do fryzury nie przykłada zbyt wiele uwagi również do odzienia, przez co noszone przezeń ubrania mają już dawno za sobą czasy swej świetności. Liczne przetarcia, łaty czy poszarpania zadają kłam temu, iż Ryūtarō należy do znamienitego samurajskiego rodu. Wystudiowane ruchy przejawiające nie tyle grację, a bojowe wyszkolenie są w stanie zdemaskować jego przeszłość naznaczoną niekończącymi się treningami. Całość dopełnia głos chłopaka wyraźnie kontrastujący z powyższą prezencją. Nawet wypowiadany z typowym dla niego lekceważeniem wybrzmiewa bowiem łagodnym tonem i zazwyczaj kojąco wpływa na rozmówców. Niesie za sobą pokaźne pokłady empatii i zrozumienia uspokajając tych, do których dotrze.        

OPIS POSTACI
ROZDZIAŁ I

~ Pisklę Pliszek ~

Urodziłem i wychowałem się w posiadłości klanu Kosuke. Jako jedyny męski potomek zostałem w chwili narodzin dziedzicem rodu. A dziedzic rodu musi umieć więcej, być mądrzejszy i szlachetniejszy niż zwykłe dusze, gdyż później to na niego będą spoglądać oczy wszystkich. To on będzie brany za przykład, wytykany palcem i traktowany jak porcelanowy wąż. Z przesadną ostrożnością, ale i skrywaną niechęcią. Ot, przekleństwo bycia kimś ponad resztę. Musiałem umieć się wyrzec siebie, gdy zaszła taka potrzeba. Musiałem trzymać się w cuglach, bo kiedy jest się głową rodu, nie ma już nikogo innego, żeby mnie kontrolować. Głowa rodu niesie na swoich barkach los innych, dlatego nie byli wobec mnie pobłażliwi. Głowa rodu nie może kierować się gniewem, kaprysem, zachcianką, ani pożądaniem. Miały dla mnie istnieć tylko honor, tradycja i służba. Tak mówiły odwieczne kodeksy i zgodnie z nimi mnie wychowywano.

Początkowo większość czasu spędzałem z matką i służkami, nie brakowało mi niczego i jeszcze długo z rozrzewnieniem i tęsknotą wybiegałem myślami za tamtym okresem. Mimo braków w pamięci nigdy nie zapomniałem tego hipnotyzującego, kojącego głosu mej matki. Potrafiła ona jednym wypowiedzianym słowem ukoić wszelkie smutki dziecka, ujarzmić wzburzonego ojca, czy uspokoić skołatane nerwy poddanych. Dowiedziałem się później, że należała ona do klanu shinobi z Iwa, a jej małżeństwo przypieczętowało pewien pakt. Plany zakładały stworzenie idealnych wojowników dla samego sioguna - skrytobójcze wyszkolenie ninja połączone z perfekcyjnym fechtunkiem samurajów. Podobno. Czy moi rodzice naprawdę się kochali, czy też ich mariaż był podyktowany wyłącznie obowiązkiem wobec przełożonych i rodzin? Tego nie wiem, ale czułem, że darzyli się wzajemnie ogromnym szacunkiem, co napawało mnie prawdziwą dumą. Byli dla mnie idealni, niczym kami z baśni, które uwielbiałem słuchać co wieczór. Niczym Izanagi i Izanami. Moja ulubiona opowieść.

- Pamiętasz Ryūtarō, jak opowiadałam ci o Izanagi i Izanami? - melodyjny głos matki od razu wprowadzał mnie w uczucie beztroski.
- Oczywiście, hahaoya. - odparłem.
- Mówiłam ci o włóczni wysadzanej klejnotami, jaką otrzymali od niebios jako symbol władzy i potęgi. Oboje stanęli na Ama-no-uki-hashi -  moście unoszącym się na niebie i dźgnęli ostrzem wodę, żeby zamieszać pramaterię. Gdy wyjęli yari z mórz powstała w tym miejscu wyspa Onogoro. - kontynuowała.
- A gdzie znajduje się ten most, matko? - zapytałem z nieukrywaną ciekawością.
- Podobno pozostałością tego mostu jest olbrzymi cypel porośnięty sosnami w zatoce Miyazu, na zachodnim brzegu Honsiu. - wyjaśniła. Zawsze cierpliwie wyjaśniała.
- Chciałbym się tam kiedyś udać matko.
- Kto wie, może będzie ci to dane moja mała pliszko.
- Czemu zawsze mnie tak nazywasz, matko?
- Ponoć Izanagi i Izanami nauczyli się sztuki miłości, właśnie podpatrując parę pliszek na tym moście. To właśnie dlatego te wierne ptaki kojarzone są z nimi.
- To dlatego nie płoszy ich kami stracha na wróble! - wykrzyknąłem z zadowoleniem.
- Dokładnie Ryūtarō. Pliszki u zarania dziejów zostały pobłogosławione przez parę bóstw i są też one zwierzętami opiekuńczymi naszego domu. Nie zapominaj dosypywać dla nich ziarna do karmnika synu.
- Nie zapomnę matko!
   
Wracając do mojego wychowania, życie toczyło się wedle surowego trybu i nie dane mi było zbyt długo pozostawać w objęciach matczynej opieki. Gdy tylko byłem w stanie utrzymać w dłoniach bokken, rozpoczęły się lekcje szermierki. Codziennie po wiele godzin, bez wytchnienia. Z początku nienawidziłem tych treningów i z zazdrością patrzyłem na inne dzieci, których dzieciństwo wypełnione było zabawami, igraszkami i swobodą. Znacznie później doceniłem ich wartość, hart ducha i ciała, jaki z nich wyniosłem. Wreszcie nastał czas, gdy ojciec uznał, że jestem gotów na prawdziwe ostrze. Wymarzyło mi się pełnoprawne daisho - dumna samurajska katana i równie znamienite wakizashi, ale wtedy też ojciec uraczył mnie zimnym prysznicem.
- Odkąd mój ród połączył się z klanem twojej matki, zaczęliśmy doskonalić i łączyć wzajemne sztuki wojenne, a także narzędzia, którymi się posługujemy synu. - to mówiąc, ojciec wydobył z pomarańczowej sayi swe średniej długości ostrze.
- To shinobi-gatana.
Była dłuższa od wakizashi, ale krótsza od katany. Miała znacznie dłuższą tsukę bez wyraźnej głowicy. Posiadała kwadratowy, tarczowy jelec i jednosieczne ostrze z kształtem wykutym na wzór shinobi ken. Upierałem się, że wolałbym katanę, ale za pomocą paru bolesnych przykładów podczas sparingu z ojcem udowodniono mi, że to tylko głupi kaprys. Miałem za to dostać o wiele bardziej uniwersalne narzędzie.
- Możesz nią walczyć w kilku różnych stylach. - oznajmił ojciec, wyprowadzając cios posyłający mnie na ziemię.
- Możesz go używać jako tarczy. - kolejny cios i znów przywitałem się z podłożem.
- Jedną ręką. - rzekł bez zająknięcia, demonstrując swe słowa poprzez praktykę. Ponownie leżałem na piasku.
- Oburącz. - zero zadyszki, gdy poleciałem na glebę.
- Możesz się nią fechtować, walczyć w stylu ken-jutsu albo nawet rąbać niczym Ō-dachi.
Podnosząc się obolały, byłem bezbronny wobec jego argumentów i mądrości popartej wielowiekowym doświadczeniem. Skinąłem tylko głową i starałem się ukryć podekscytowanie, gdyż następnego dnia mieliśmy udać się do prowincji Hoki - kolebki płatnerskiej do jednego z najznamienitszych kowali, ponoć potomka samego Amakuni, aby ten wykuł dla mnie moją shinobi-gatanę.

Weszliśmy razem do siedziby płatnerza, człowieka, którego ojciec darzył olbrzymim szacunkiem, o czym przekonałem się z pierwszej ręki. Mój rodziciel skłonił się nisko, a z jego słów po raz pierwszy byłem w stanie wyczuć szczerą pokorę:
- Dziękujemy za twoją cierpliwość sensei. Mój syn ma już niemal piętnaście lat, wchodzi w wiek męski. Szuka mieczy, ponieważ wkrótce zawiąże kok.
- A co ty powiesz, młody człowieku? - kowal zwrócił się do mnie tubalnym, głębokim głosem. Długa siwa broda sięgała mu niemal kolan.
- Sensei, jestem niedoświadczony, ale zrobię wszystko, żeby być godzien twoich mieczy.
Płatnerz uśmiechnął się promiennie, oznajmiając:
- Jestem tylko miernym rzemieślnikiem, ale tworzę dusze samurajów.
- Dusze? Nie rozumiem. - odparłem skonfundowany, rumieniąc się lekko.
- Miecz to nie tylko broń, to także zwierciadło, które pokazuje obraz duszy samuraja. Tak jak ostrze można wyszczerbić, tak samo dusza może mieć rysy. - jego słowa przyjąłem z pokorą, ale byłem wtedy zbyt młody, aby je w pełni zrozumieć. Wyryły się jednak wewnątrz mnie na tyle głęboko, iż wątpię, bym zapomniał o nich kiedykolwiek.
Wyszliśmy od kowala, a ojciec widząc me zmieszanie, oznajmił:
- Masz nad czym myśleć młoda pliszko. Obyś nie musiał używać swego ostrza zbyt często.
Słowa te zmieszały mnie już kompletnie. Rozdziawiłem szeroko buzię, a oczy przypominały spodki miseczek. Ojciec zauważył to i zaśmiał się szczerze i długo co było niecodziennym widokiem.
- Najczystsze dusze stale tkwią w pochwie. - dodał zagadkowo i ruszył, zostawiając mnie stojącego niczym słup soli. Wyciągnął z podróżnego worka dwie persymony i rzucił mi jedną. Pomarańczowy owoc wylądował w mojej dłoni, a jego kolor przypominał mi sayę mego rodziciela.
- Chodź pisklaku, czas byś został wilczym szczenięciem.  - rzekł zagłębiając zęby w twardej skórce by dobrać się do miękkiego miąższu.




ROZDZIAŁ II

 
~ Wilcze Szczenię ~
 

Następne miesiące składały się przede wszystkim z zabójczych niemalże treningów ostrą bronią. Ani ojciec ani inni senseie nie dawali mi żadnej taryfy ulgowej i katorżnicze ćwiczenia były najbardziej męczącym okresem w całym moim życiu. Nie tylko nie obchodzono się ze mną pobłażliwie, ale wręcz w okrutny sposób starano się mnie przekuć raz za razem na nowo niczym wykuty przez płatnerza miecz.
- HAYAAAAAA! - ryk senseia był tak donośny, niemalże bolesny jak zawsze. Byłem szczerze ciekaw, jak ten starszy już mężczyzna nie zdarł sobie strun głosowych drąc się na całe gardło przed każdym pojedynkiem. Było to Enkyō - kiai, którym szczycił się nasz klan, a który wlewał strach w serca wrogów, stojących na przeciw szermierzom z mego rodu.
- Są dwa rodzaje rudy żelaza. Ruda kopalna i żelazny piasek, czyli żelazo wypłukane przez górskie strumienie, zniesione w doliny i wymieszane z piachem. - Higen rozpoczął kolejny ze swych wykładów.
- Ten pył, to prawie czyste żelazo i łatwiej z nim pracować. Jednak czyste żelazo nie nadaje się na broń, zbyt łatwo się odkształca i tępi. Trzeba dodać do niego węgla i utworzyć stal. Potrzebny jest węgiel drzewny. Kopie się głęboką jamę, a w niej układa warstwami na przemian rudę żelaza i węgiel. Na szczycie jamy pozostawia się komin, a resztę zabudowuje gliną i ziemią. - wykładał mi jeden z senseiów, którzy szkolili mnie w szermierce i sztukach walki. Higen był z nich najstarszy i najwięcej umiał. Był też z nich najsurowszy i nigdy nie kończyłem jego treningów bez kilku siniaków.
- Ale sensei, czemu mi to mówisz? - dopytywałem.
- Bo póki co jesteś ledwie tą gliną szczeniaku. Musimy rozpalić w tobie ogień i dopiero wtedy przystąpimy do wytapiania stali. - odpowiedział.
- Przez miesiąc, dniem i nocą, kowale pompują powietrze, żeby karmić siedzącego pod ziemią żarłocznego smoka. - to mówiąc celny cios kashirą jego miecza, trafił mnie prosto w mostek tak, że nie potrafiąc złapać powietrza, zacząłem się dusić.
- Oddychaj mały wilku! To klucz do wszystkiego. Stań się żarłocznym smokiem, Ryūtarō. - zakończył.

W międzyczasie otrzymałem od matki kunsztowny kunai, obwiązany na rękojeści fioletowymi wstążkami, pachnącymi glicyniami, rosnącymi gęsto w okolicy. W odróżnieniu od zwykłych kunaiów, jakie służyły ogrodnikom i farmerom w ich przyziemnych pracach, prezent od matki miał wyłącznie jedno przeznaczenie, a była nią walka. Idealnie wyważony, smukły i wykuty z najlepszych stopów stanowił skrytobójcze narzędzie godne nie jednego shinobi. Matka wyjawiła mi, iż jest to broń, którą sama dostała jeszcze, wykonując profesję ninja w Iwa. Gdy nikt mnie nie obserwował, lubiłem go wyciągać i wwąchiwać się w aromat, jaki wydzielał. Uspokajało mnie to i zapewniało irracjonalne poczucie bezpieczeństwa. Do tego przypominał mi rodzicielkę, jej balsamiczny głos. Matka oznajmiła, że jest to dar jej klanu i że pragnie, abym nauczył się władać także sztukami shinobi. Ojciec nie był temu przeciwny, gdyż od początku takie było założenie ich mariażu. Traktował on to wszystko jako święty obowiązek, matka zaś jako błogosławieństwo przyczyniając się do tworzenia silnych wojowników mogących bronić przed złem i mrokiem tych, którzy są na to zbyt słabi. Wezwała mnie ona do siebie któregoś razu, wręczając także niewielką sakiewkę pachnącą tak samo jak ostrze. Przyozdobiony był motywami fioletowego półksiężyca - symbolami jej klanu.
- Noś go zawsze przy sobie, a będzie cię chronił przed złem. Wypełniony jest ususzonymi płatkami wisterii, a kapłanki roztoczyły na nim ochronne zaklęcia. - jakby na potwierdzenie tych słów odwiązała woreczek, ukazując mi jego zawartość.
- Wykorzystaj wszystko to, czego się od nas nauczyłeś i nauczysz do obrony zwykłych ludzi Ryūtarō. Na świecie jest mnóstwo zła, okrucieństwa i krzywd, które osoby silne takie jak my mamy obowiązek zwalczać. Nigdy nie pozostań na to obojętny synku. - powiedziała to twardo i stanowczo jak na nią, po raz pierwszy słyszałem u niej taki ton pozbawiony jej typowej melodyjności i kojącej gracji, gdy wtuliła się we mnie mocno. Zawiązała na powrót sakiewkę i wsadziła mi do jednej z wielu kieszeni mego kimona, wybierając tą znajdującą się przy piersi.
- Nie jesteś już pliszką Ryūtarō. Stałeś się wilkiem, który musi bronić swoich.- uszczypnęła mnie w policzek i wygoniła na zewnątrz. Kątem oka dostrzegłem jeszcze, jak wyciera z policzka łzę cieknącą jej po alabastrowym licu.
- Bronić swoich. - powtórzyłem sam do siebie, zastanawiając się, czy matce chodziło o ród i rodzinę, czy może o ludzi ogółem, co było raczej dziwne, ale długo nie zaprzątałem sobie tym głowy. Jutro skoro świt miał czekać mnie morderczy trening jak zawsze.

Następnego dnia ćwiczenia zakończyły się nieco wcześniej, co wprawiło mnie w lekkie zdziwienie.
- Wykuwanie miecza to akt religijny. - rzekła stara kapłanka shinto, która sprawowała pieczę nad rodową jinja opodal naszego dojo. Byłem kompletnie wyczerpany i zdyszany, gdyż po odbytym treningu kazano mi wbiec po stu kamiennych stopniach do świątyni.
- Kuźnia musi zatem zostać oczyszczona, zanim pojawi się w niej nowy metal. - jej głos pomimo starczego wieku był dźwięczny i mocny. Miałem wrażenie, że zmówiła się razem z Higenem, by zadręczać mnie tymi płatnerskimi opowiastkami podczas tortur.
- Połóż tutaj swoją broń. Będziemy teraz przez całą noc inkantować święte sutry, aby odpędzić demony i poświęcić ostrza.
Zrobiłem, jak kazała i choć było mi to nie w smak do rana, ledwo przytomny powtarzałem za nią jej religijne zaśpiewy, nie do końca wierząc w całe to gadanie o złu, o demonach i innych mało wiarygodnych opowieściach. Miało się to jednak wkrótce diametralnie zmienić.

Klan mojego ojca specjalizował się w Jigen-ryū - stylu szermierczym zakładającym, że odpowiednie oddanie i poświęcenie podczas pierwszego ataku, sprawi, iż kolejne nie będą już potrzebne. Ponoć był sławny w całej prowincji Satsuma i większość ludzi parających się szermierką na Kiusiu kojarzyła dojo, które prowadził. Nie mniej sławny i zapewne jeszcze bardziej uzdolniony był Higen - sensei, który torturował mnie każdego dnia swym szkoleniem.
- W piecu umieszcza się małe kawałki metalu, które wkrótce połączą się w jedno. - kontynuował dalej mój nauczyciel, przechodząc do ofensywnej postawy. Przerwał w połowie wyprowadzony zamach mieczem tylko po to, by znienacka uderzyć mnie kopniakiem w brzuch. Wyplułem z siebie niedawno wypitą herbatę i tylko dzięki wytrenowanemu ciału byłem w stanie ustać dalej na nogach.
- Potem są kute i kształtowane bez końca! - ryknął, zasypując mnie gradem ciosów. Nawet nie zauważyłem, kiedy schował miecz i przeszedł do walki wręcz. To były Atemi - ciosy które w domyśle mogły zabić albo pozbawić mnie dalszych zdolności do walki. Pierwszy cios w splot słoneczny udało mi się sparować rękojeścią mojej shinobi-gatany, podobnie uderzenie w skroń, ale niespodziewany kopniak wyprowadzony z niesamowicie niskiego pułapu prosto w krocze był już ponad moje zdolności unikania.
- Kucie usuwa zanieczyszczenia, takie jak drobiny węgla drzewnego, które są wybijane uderzaniami młotów. - kontynuował, nie bacząc na moje pojękiwania, gdy zwijałem się z bólu na ziemi.
- Kucie także rozciąga płytkę metalu. Potem jest zginana i przekuwana na nowo. - kolejny grad ciosów i kolejne uniki. Tym razem trafnie odczytałem jego ruchy co, chyba zaskoczyło nawet jego samego.
- Kucie do pożądanego kształtu. Zginanie płytki daje mieczowi siłę. - znów dobył miecza i tym razem wykonał Kesagake mający w zamyśle rozciąć przeciwnika na skos od ramienia do pasa. I znów unik, choć z niemałym trudem.
- Jednak trzeba to robić ostrożnie. Przy nieuważnym kuciu lub składaniu mogą się pojawić skazy w stali, które zniszczą ostrze. - perorował bez znużenia, a jego ostrze wreszcie mnie dosięgło, rozcinając odrobinę policzek. Wyczułem specyficzny posmak krwi, która skapywała mi do kącika ust.
- Na miecz potrzeba trzech rodzajów stali. Najtwardsza pójdzie na krawędź ostrza. Taką stal składa się pięćdziesiąt razy, co daje ponad trzydzieści dwa tysiące warstw. - mój nauczyciel przeszedł teraz do postawy hassō-no-kamae, nie pozostawiając zbyt wielu miejsc na kontrofensywę. Higen wysunął lewą stopę nieco do przodu, zaś miecz trzymał lekko pochylony do tyłu w górze z rękojeścią przed prawym ramieniem. Kolejny grad pchnięć i cięć, kolejne uniki i wyczekiwanie na jakąkolwiek lukę w jego gardzie.
- Miękka stal, która da rdzeniowi głowni elastyczność, jest składana pięć razy. - sensei upuścił coś niepostrzeżenie z ręki, a niewielka kulka dotknęła podłoża, uwalniając kłęby gęstego, gryzącego dymu. Odskoczyłem instynktownie do tyłu, spodziewając się niespodziewanego skoro w grę wchodziło także ninjutsu.
Chwilę później wyskoczyła ku mnie dłoń, łapiąc przy pomocy jednego z chwytów yawara za poły kimona, zaś noga podcięła mnie od dołu, a ze wznieconej chmury poszybowało ku mej szyi ostrze.
- I jeszcze średnio twarda, składana dziesięć razy, która utworzy boki i grzbiet klingi - elastyczna, ale i dość twarda, by znieść ciosy wroga. - wygiąłem się niczym gałązka wierzbowa, cudem unikając jego ofensywy i zmieniając przy tym zupełnie pozycję. Podpierając się teraz na dłoni z dołu, spojrzałem na nauczyciela i obracając się niczym zabawkowy bączek, wytrąciłem kopniakiem ostrze z ręki senseia. Następnie stanąłem na nogi i dobyłem miecz przechodząc do ofensywy.
- Węgiel musi mieć odpowiednią temperaturę. Jeśli będzie za zimny, metal nie utwardzi się dostatecznie. Jeśli za gorący - stanie się się zbyt kruchy. - teraz to on wybił ku górze moją shinobi-gatanę, podbijając z olbrzymią siłą mój nadgarstek kantem dłoni. Odbiłem się z impetem z jego ramion i złapałem w powietrzu długą rękojeść, kończąc całość półobrotem. Spadłem, wirując w taki sposób, że sensei zatoczył się do tyłu, unikając mojego ostrza ale stracił równowagę i nim zetknął się z podłożem ostry koniuszek broni zatrzymał się o cal o jego krtani.
- Po długim szlifowaniu, skrobaniu i cyzelowaniu miecz jest prawie gotowy. - odparł z uśmiechem.
- Wreszcie zostaje już tylko zahartować ostrze. To najświętsza część procesu. - zakończył swoją lekcję, podnosząc się zgrabnie z ziemi. Uczucie dumy i samozadowolenia uleciało ze mnie szybko gdy zauważyłem, że sam ledwo stoję na nogach, dysząc ciężko, zaś mój nauczyciel nawet się nie zasapał. Jego głos przez cały czas był spokojny, a oddech bezszelestny. Dopiero teraz wypuścił z szelestem powietrze z płuc, patrząc mi w oczy.
- Koniec treningów wilcze szczenię. Liczę, że zostaniesz doskonałym ostrzem. - poklepał mnie po ramionach, poprawiając rozświechtane kimono.
- Jutro udasz się w podróż, prowadzącą cię ku swej ostatniej próbie.
- Ale jaką próbę? - odparłem zdziwiony.
- Egzamin na zabójcę demonów. - rzekł zupełnie poważnie i zostawił mnie pogrążonego w myślach na środku placu.



 ROZDZIAŁ III  


~ Ryczący Smok ~


Powiadają, że nigdy nie spotykają nas tylko te nieszczęścia, których się spodziewamy, dlatego tak trudno się na nie przygotować.
Wieczorem odbyła się uroczysta kolacja z okazji zakończonego szkolenia, jakiego zaserwowano mi, odkąd po raz pierwszy w moich dłoniach znalazł się bokken. Byłem podobno gotów spotkać swoje przeznaczenie, przywitać się z celem istnienia i prawdziwym powodem mariażu moich rodziców i łączenia samurajów z shinobi. Ojciec zaczął snuć podczas posiłku mroczną opowieść o istotach zwanych demonami, o istotach, które dotychczas towarzyszyły mi jedynie w baśniach, będących częścią folkloru, opowiastek służących straszeniu dzieci. Normalnie potraktowałbym to jako kolejną bajkę, w najlepszym wypadku jakąś przypowieść z morałem, ale mój ojciec mówił to śmiertelnie poważnym tonem, a nie miał w zwyczaju niczego koloryzować, bądź tym bardziej zmyślać. Mówił o progenitorze, o początkach tej zarazy, o słabościach i przewagach tych nocnych istot. Z jednej strony przerażało mnie to, a z drugiej nawet krzesało we mnie iskry podniecenia. Wreszcie wyjawiony mi został prawdziwy cel całego tego katorżniczego treningu, tysiącach godzin poświęceń, hektolitrach przelanego potu i mnóstwa wyrzeczeń. Gdy wiedziałem już po co to wszystko, niemal rwałem się do udowodnienia, że te lata nie były zmarnowane. Dodatkowo chciałem z głębi szczerego serca udowodnić każdemu, że przyjęte nauki zaprocentowały, chciałem przynieść dumę memu rodowi i ujrzeć na twarzy rodziców dumę. Wtedy nie pragnąłem niczego innego, ale los obszedł się z mymi życzeniami bardzo okrutnie, zamieniając je w mrzonki. Na zgliszczach dawnego życia miały wykiełkować inne życzenia i inne marzenia.
Ale po kolei.
Mój sensei napisał długi list polecający moją osobę, otrzymałem glejt pozwalający mi swobodnie przemieszczać się po wszystkich prowincjach, a także zostałem poinstruowany o czekającej na mnie łodzi, która miała zabrać mnie z Kiusiu na Honsiu, by stawić się w wyznaczonym do miejscu. Miałem tam być szkolony pod okiem elitarnych zabójców, by móc przystąpić do egzaminów. Spakowano mnie i zaczęto już żegnać. Z trudem powstrzymywałem łzy, gdy po raz ostatni wtulałem się w miękkie kimono mej matki, a także już mniej poufalej zostałem uściskany przez ojca.
- Wierzymy w ciebie Ryūtarō. Byłeś pisklęciem, wyrosłeś na szczenię z kłami, a teraz czas, abyś został ryczącym smokiem. Przynieść nam dumę i pamiętaj, aby twa dusza pozostała czysta. - oznajmił ojciec delikatnie drżącym głosem, przypasując mi do boku czarną sayę goszczącą mój miecz.
- Bądź wierny swemu sercu i pamiętaj, że zawsze będziemy z tobą bez względu na wszystko. - dodała matka, podając mi kunai, schowany w odpowiednią sakwę przypinaną do pasa.
- Jest jeszcze tyle rzeczy, o których chcemy ci powiedzieć, ale to musi poczekać, gdy... - urwała w pół zdania, a może i mówiła nadal, ale przenikliwy dźwięk uderzanego dzwonu zagłuszył całą resztę.
Ojciec bez słowa skinął na małżonkę i nim wybiegli, zwrócili się do mego senseia:
- Higen, natychmiast zabierz stąd Ryūtarō. Powóz czeka z tyłu ogrodu. Niech bez zwłoki zmierza ku portowi.
Nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, a rodzice obdarzyli mnie jeszcze jednym spojrzeniem zawierającym w sobie zarówno niepokój, jak i żelazne poczucie spełnienia obowiązku. Złapali oni za bronie, zdobiące dotychczas dumnie pomieszczenie, wisząc na stojakach. Ojciec założył na nogi nagolenniki i pancerz z bawolej skóry, a na głowie znalazło się kabuto. Przypasał do boku parę mieczy, a matka bezszelestnie zerwała z siebie powłóczyste kimono, ukazując pod spodem strój skrytobójcy. Niczym lisica doskoczyła do niewielkiej skrzyni, skąd wyjmowała co raz to wymyślniejsze uzbrojenie ninja. Wtedy po raz pierwszy ujrzałem ją taką, jaką była kiedyś - kunoichi z krwi i kości. Sam przepełniony byłem strachem i niezrozumieniem, gdzieś w głębi czułem, że nastąpiło coś okropnego, coś przerażającego, od czego nie ma już powrotu. Że moje dawne życie zostało właśnie brutalnie przecięte, ale nic nie powiedziałem tylko, dusząc łzy skinąłem posłusznie i wybiegłem za nauczycielem, kierując się ku tyłom posiadłości. Wtedy też ostatni raz widziałem swych rodziców żywych.

Higen w biegu przewiązał na czole przepaskę pokrytą blaszkami. Zapinał pod brodą okute osłony policzkowe, gdy próbowałem zapytać go co dokładnie się dzieje, jakby chcąc potwierdzić swe grobowe przeczucia.
- Nie mamy teraz czasu, niech wystarczy ci wiedza, że w alarmowy dzwon na południowej wieżyczce można zabić tylko w jednym przypadku - ataku demonów. Nikt nie wierzył w to, że te potwory tutaj na Kiusiu mają swoją główną siedzibę. Niedawno jednak dochodziły do naszych uszu co raz bardziej niepokojące pogłoski. Nikt nie przypuszczał, że ośmielą się na bezpośredni atak.
Przełknąłem głośno ślinę i zająkniętym głosem odparłem, z trudem siląc się na odwagę:
- W takim razie czemu nie walczymy?! Matka z ojcem ruszyli do walki, my też musimy! - ostatnie zdanie wypowiadałem już z werwą, bowiem narodziła się w mnie chęć do stanięcia w szranki z agresorami. Chęć do obrony swego domu i jego domowników.
- Dostaliśmy jasne rozkazy, priorytetem jest twoje bezpieczeństwo paniczu. Nie pozwolę, aby poświęcenie innych poszło na marne. - wypowiedział twardo głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Wybiegliśmy na zewnątrz i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to płomienie ogarniające całą okolicę, nie tylko nasz dwór.
Smoliste kłęby dymu unosiły się niemal wszędzie gdzie sięgnąć okiem - znad świątyni, budynków gospodarczych, chat wieśniaków, czy nawet z miasteczka położonego w dolinie. Nie to było jednak najgorsze. Najgorsze były krzyki przerażenia, krzyki niewysłowionej rozpaczy i bólu. Krew w żyłach zmroziły mi jednak nie one, a śmiechy, porykiwania i ekstatyczne okrzyki istot, które najwyraźniej czerpały z zadawania cierpienia niewysłowioną radość. Wtedy też uczułem po raz pierwszy przypływ nienawiści i już miałem dać jej upust krzycząc do senseia, że tego już za wiele. Że musimy stanąć do walki i bronić każdego. Spojrzałem jednak na niego i zamarłem.
Rzadko można było zobaczyć gniew na twarzy Higena, ale tej nocy powiedzieć o nim, że był rozgniewany, to tyle, co nazwać smoka jaszczurką. Oczywiście nie purpurowiał, nie ciskał się ani nie miotał jak chłop. Miał po prostu bladą twarz i zaciśnięte szczęki, ale w jego wyglądających jak studnie oczach płonął żywy ogień.
Pociągnął mnie mocniej, nie puszczając. Mój nadgarstek zakleszczony był w jego żelaznym uścisku, gdy przedzieraliśmy się przez strasznie obcą mi teraz posiadłość. Widzieliśmy wybuchające pożary obejmujące także ogród i płonącą wisterię wokół posiadłości. Huczące różnokolorowe pociski na tle nieba, przemykające w cieniach postacie. Słyszeliśmy szczęk uderzanej o siebie broni, krzyk z setek gardeł, bestialskie ryki. Nie pamiętam, ile to trwało, nie wiem, czy spałem, czy biegłem na jawie, ale modliłem się do wszystkich kami, aby wybudził się z tego koszmaru. Wreszcie stanął na naszej drodze potwór o sześciu kończynach i głowie przechylonej pod nienaturalnym kątem. Jego krwistoczerwone ślepia wpatrywały się w nas łapczywie, a szczęka przeżuwała ochoczo jakieś strzępy mięsa. Higen wystąpił do przodu, dobywając miecza. Ja zaś miałem pójść w jego ślady, ale dostrzegłem w łapskach demona dziecięce kimono ozdobione różowymi kwiatami sakury. Takie samo jakie nosiła jedna z moich sióstr. Zamarłem i opadłem na kolana, nie mogąc poradzić sobie z tym co widzę. Potwór uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc moją reakcję, a z jego paszczy wydobył się bulgoczący, nieprzyjemny dla uszu głos:
- Hehehehehe... Trochę żylasta była ta mała, ale jednak młode mięsko to... Ughh! - nie skończył zdania, gdyż ostrze Higena zdekapitowało demona.
- Sensei on, on... Moriko... - wyłkałem, dławiąc się łzami. Dłoń zacisnąłem na piersi, miętosząc zupełnie kimono. Oddychałem ciężko i zwyczajnie nie wiedziałem co mam robić. Nauczyciel stanął przede mną i wyprowadził mi siarczystego policzka, otrzeźwiając przy tym.
- Wiem, ale nie pozwól by ofiara tych wszystkich, którzy stracili tej nocy życia poszła na marne. Myśl o sprawiedliwiej pomście i niech to daje ci siłę. Gdybyś teraz stanął tutaj do walki, jedynie odrzuciłbyś swoje życie. Jest ich zbyt wielu, a ty jesteś jeszcze zbyt słaby.
Dotarły do mnie jego słowa i choć były ciężką do przełknięcia pigułką, musiałem przyznać mu rację. Czułem nienawiść do tych potworów, ale także nienawidziłem w tej chwili samego siebie. Ruszyliśmy dalej, a ja nie miałem nawet czasu pożegnać się z moją ukochaną siostrzyczką. Wreszcie dotarliśmy na skraj ogrodu, gdzie opodal miał czekać na nas konny powóz. Jeszcze kilka kroków i... - zewsząd dobiegł szelest i świst. Na niewielkiej polanie wyrosło zewsząd kilka, może kilkanaście demonów. Higen jakby nic sobie z tego nie robiąc, przerąbywał się przez nich, a ja po raz pierwszy widziałem na swoje oczy, by ktoś tak walczył. Żadnego niepotrzebnego ruchu, jedność z mieczem i hipnotyzująco wyprowadzane cięcia. Głowy demonów padały jedna za drugą, a ja wreszcie dostrzegłem, co potrafią zabójcy demonów, gdyż nie miałem wątpliwości, że mój nauczyciel musiał takowym być. Choćby i w przeszłości. Jego ubranie było całe mokre od juchy przeciwników, ale szermierz nie zamierzał się zatrzymywać. Wreszcie dosłyszałem czyjś głos, o wiele bardziej ludzki, ale nadal niepokojący, aż dreszcz przebiegł mi po plecach:
- Zostawcie go. - spiczasty palec wskazał na starszego mężczyznę.
- Kizuki się nim zajmą . - dodał równie władczo.
Sensei pojawił się przy mnie i wyszeptał mi jeszcze do ucha:
- Stań się doskonałym mieczem Ryūtarō. - następnie znokautował mnie ciosem w potylicę tak, że nie czułem już potężnego kopniaka, który wyrzucił mnie tak daleko, że spadłem z pobliskiej skarpy do rzeki płynącej przy ogrodzie. Lecąc, uderzyłem jeszcze głową o kamienie i szum rwącej wody otulił mnie, oddając ciemnościom.

Nie wiem, ile płynąłem, ani ile byłem nieprzytomny, ale woda wyrzuciła mnie wreszcie na brzeg. Czaszka bolała mnie niemiłosiernie, jakby ktoś kamieniem próbował rozłupać ją, by przekonać się, co jest w środku. Krew ściekała z czoła, a ubranie było przemoczone i postrzępione. Słońce wschodziło, rzucając na mnie delikatne ciepło, ochraniając przed hipotermią. Jak przez mgłę zaczęły do mnie dochodzić szczątki wspomnień minionej nocy, a także tego, kim w ogóle jestem i gdzie jestem. Wyciągnąłem zza pazuchy polecający list od Higena i poskładałem wszystko w jakąś namiastkę całości. Wtedy też zapłakałem, ale płakałem jak dorosły. Jak żołnierz. Bez dźwięku i żadnego grymasu, tylko po policzkach płynęły mi łzy. Wstałem i na wpół żywy ruszyłem ku portowi, aby przedostać się na Honsiu.
Później wszystko potoczyło się szybko, a może po prostu wyzuty z emocji przestałem przywiązywać uwagę do mijającego czasu. Cząstka mnie umarła tamtej nocy, miałem dziury w pamięci i wydawało mi się, że już na niczym mi nie zależy. Niczym nakręcane katakuri dotarłem po wielu perypetiach we wskazane miejsce, gdzie miałem przekazać list od Higena mężczyźnie zwanemu Yoshiro. Z pozoru proste zadanie przerodziło się w nie lada wyzwanie. Adresat wiadomości od mojego senseia okazał się jakąś wielką szychą pośród tajemniczej organizacji zwanej zabójcami demonów. Żaden z szermierzy, a także całej służby rezydującej w siedzibie Yoshiro nie pozwolił mi się z nim spotkać. Większość kwitowała moją prośbę śmiechem, politowaniem, a niektórzy nawet agresją. Ani myślałem się poddać, gdyż nic innego tak naprawdę nie trzymało mnie szczególnie przy dalszym egzystowaniu. Bez słowa przesiadywałem w ich ogrodach, przyglądałem się pracy tutejszych ludzi, a także uczęszczałem na liczne treningi, które odbywały się regularnie na okolicznych placach. Z pewną dozą zaciekawienia spostrzegłem, że styl walki, jaki tutaj prezentowano, do złudzenia przypominał charakterystyczny dla prowincji, z której się wywodzę, styl Jigen-ryū. Zacząłem podejrzewać, że mój klan i szkoła szermierki, jakiej nauczała, musiała mieć coś wspólnego z fechtunkiem obecnym tutaj. Po kilku miesiącach doczekałem się spotkania z jednookim szermierzem. Yoshiro okazał się być wysokim mężczyzną po pięćdziesiątce z przepaską na oku. Emanowała od niego trudna do opisania aura. Wydawał się jednocześnie spokojny, pełen beztroski, ale podświadomie wszystkie moje zmysły krzyczały, alarmując o tym jak niebezpieczny i zabójczy mógłby się stać mgnieniu oka. Niczym drobny powiew wiatru, który nagle zamienia się w rozszalały huragan zmiatający wszystko na swojej drodze. Kropla potu zrosiła me czoło, a nogi zadrżały lekko, obserwując jego nienaganną figurę bojową. To było bez wątpienia Tonbo-no-kamae - postawa ważki, swoista wariacja znanej szerzej Hasso-no-kamae. Wiedziałem to, gdyż bez końca sensei kazał mi ćwiczyć ją za młodu. Hashira trenował, mając za przeciwników przeszło dziesiątkę swoich uczniów ale i taka liczba nie wystarczyła, by choćby jeden z nich trafił swego mistrza. Patrzyłem osłupiały, przyglądając się po raz pierwszy komuś, kogo szermierka była idealna, pozbawiona jakichkolwiek wad. Jakbym obserwował samego księcia Yamato-Daké walczącego Kusagi-no-trurugi - mieczem pożeraczem traw. Nie mogłem uwierzyć, że człowiek mógł tak operować kataną. Żadnego niepotrzebnego ruchu. Żadnego zmarnowanego oddechu. Perfekcja.
- Teraz ty. - rzucił raczej luźnym tonem i choć nawet na mnie nie spojrzał, to podświadomie wiedziałem, że kieruje swe słowa ku mnie. Starałem się uspokoić, biorąc głęboki wdech w płuca i odszukując w pamięci wszystkie odbyte lekcje szermierki. Cokolwiek, co mogłoby okazać się przydatne w walce z tym monstrum.
Pamiętam jeszcze delikatną bryzę, omiatającą mi kosmyki włosów i to było tyle. Leżałem na ziemi, zastanawiając się kiedy zostałem znokautowany. Mój wzrok nie był w stanie zareagować na ruchu Hashiry. Dla niego musiało być odwrotnie - postrzegał moje ruchy jak mucha uwięziona w gęstej smole.
- Jeszcze raz. - oznajmił pogodnie, być może wypowiedziane tak, abym się nie zrażał. Efekt był taki, że podrażniło to moje ego i z niespotykanym dotąd zapałem ruszyłem na niego, mieszając szermierkę ze skrytobójczymi ciosami.
Na niewiele się to zdało.
Tak upłynęły mi dwa lata, po których Yoshiro stwierdził, że nadaję się już na podejście do egzaminu.
Będąc szczerym, niewiele pamiętam z tamtego wydarzenia. W mechaniczny sposób rozprawiłem się z napotkanymi podczas testu demonami, nie czując ani gniewu, ani satysfakcji z eliminowania tych potworów. Wszystko działo się jak w amoku. Na jawie. W każdym razie przeżyłem i miałem możliwość wybrać rudę, z jakiej później wykuto moje nichirin, choć trafniejszym określeniem byłoby - przekuto, gdyż zadośćuczyniono mej prośbie i użyto do tego rodowej shinobi-gatany. Otrzymałem także swego kasugai garasu i wreszcie zostałem oddelegowany do siedziby zabójców - Yonezawy, aby na dobre rozpocząć pełnoprawną służbę w ich szeregach.  

 


CIEKAWOSTKI
- Ryūtarō cierpi na amnezję wynikłą z traumatycznych przeżyć. Słabo pamięta swoją przeszłość i tylko poprzez sytuacje wywołujące w nim skrajne emocje jest w stanie odzyskać tak cenne dla niego wspomnienia. Wydarzenia łudząco podobne do tych, które już miały miejsce w jego życiu także są w stanie odsłonić przed nim to, co było. Podobnie sprawa ma się z jego nabytymi onegdaj umiejętnościami i wyszkoleniem. Poza sytuacjami, gdzie działa instynktownie, nie jest on w stanie w pełni korzystać póki co z całego wachlarza dawnych technik i umiejętności. Liczy, że poprzez praktykę jego ciało będzie w stanie je sobie na powrót przypomnieć. Pamięć Ryūtarō zawodzi go nieustannie, przez co chłopak boryka się z nieuporządkowanymi, zamglonymi wspomnieniami, jakie wracają do niego z różną intensywnością. Fragmentaryczność tych reminiscencji jest dla niego tym bardziej bolesna, gdyż podświadomie zdaje sobie sprawę, że nie wolno mu zapomnieć, że za wszelką cenę powinien pamiętać, bo pamięć to niemal wszystko, co zostało z jego dawnego życia. Zapomnieć znaczy wyrzec się swojego rodu, swojego dziedzictwa i przede wszystkim swoich rodziców, więzi, jakie udało mu się wytworzyć, a bez tego wszystkiego zostaje ledwie pustą skorupą człowieka i to chyba przeraża go najbardziej.

- Ostrze nichirin którym włada to shinobi-ken . Jest to niejako owoc połączenia samurajskiej rodziny ojca i skrytobójczego rodu matki. Chłopak podchodzi niezwykle emocjonalnie do posługiwania się nim, traktując swoje nichirin jako świadectwo własnego dziedzictwa, przypominają mu bowiem o jego rodzicach i rodach, z jakich się wywodzili. Podświadomie wie, że spoczywa na nim brzemię podtrzymania tejże pamięci. Niestety przeszłość nadal przesłonięta jest przed nim woalem zapomnienia, co doprowadza go niemal do furii. Nie ma dla niego ważniejszych rzeczy aniżeli ten miecz i kunai właśnie. Potrafi godzinami je polerować, czyścić i dbać o nie, co wyraźnie go uspokaja i wycisza. Jego ostrze przybrało szmaragdowy odcień. Dodatkowo zawsze nosi przy sobie kunai otrzymany od matki.

- Jego odzienie także zdradza konsolidację pomiędzy samurajskim kimonem z hakamą a skrytobójczym strojem shinobi shozoku. Rękawy i nogawki są więc specjalnie zwężone (bądź obwiązywane ciasno) umożliwiając noszącemu pełną swobodę ruchów i znacząco lepszą zwinność. Czarna bluzka pod kimonem ma specjalnie wydłużony kołnierz, pozwalając naciągnąć go na twarz niczym maskę. Ponadto strój ten posiada wiele kieszeni i miejsc pozwalających ukryć przeróżne drobiazgi tak, aby nie rzucały się one nikomu w oczy, co ma wymiar praktyczny.

- Pod okryciem wierzchnim nosi niezwykle cienką kolczugę przypominającą koszulkę kolczą. Nie zapewnia ona niesamowitych walorów defensywnych, gdyż priorytetem jej posiadacza nadal pozostaje zwinność i szybkość, ale zapewne była by w stanie oprzeć się ciosom wyprowadzonym przez słabsze demony.
 
- Białowłosy ma wyraźną słabość do onigiri i w czasie wolnym od misji i treningów najczęściej można go spotkać w miejscach, gdzie ten ryżowy przysmak jest serwowany. Zawsze przed wyruszeniem na misję, bądź w jakąkolwiek podróż Ryūtarō przygotowuje sobie zapas ryżowych kulek. Nie ma też żadnych problemów ani oporów przed spałaszowaniem na raz kilkunastu nawet sztuk ulubionej przekąski.

- Młody Kosuke ma słabą głowę do alkoholu i wystarczy ledwie parę czarek sake, aby procenty uderzyły w niego z pełną mocą. Robi się wtedy nieznośny, wyraźnie dokazuje, a nawet potrafi szukać zaczepki, co jest kompletnie nie w jego stylu. Szybko jednak zasypia i zapomina o wszystkim.

- Ryūtarō nienawidzi słabości i gardzi nią, przeklinając samego siebie w duchu za to, że dał się jej ponieść. Pokłada w sobie znaczne pokłady poczucia winy, za to co się stało. Z tego samego powodu ma wyraźną słabość do ludzi ją okazującą, bo widzi w nich własne odbicie. Nie potrafi przejść obojętnie obok kogoś, kto przez brak silnego charakteru, czy ubytki w umiejętnościach doznaje krzywd, bądź porażek. Bez względu na wszystko gotów jest takiej osobie pomóc, nierzadko pakując się przez to potem w kłopoty.  

- Jego rodowe nazwisko - Kosuke - oznacza wschodzące słońce i właśnie solarna ornamentyka towarzyszyła małemu Ryūtarō wszędzie, gdzie dorastał. Mon klanu układał się w słoneczną tarczę, z której wychodzą dookoła jasne promienie. Podobnym wzorem przyozdobiona jest tsuba miecza który dzierży młodzian, a pamiątka po matce - jedwabna sakiewka z ususzonymi płatkami wisterii, którą otrzymał od niej ma na sobie wzór w purpurowe półksiężyce. Obecnie młodzian z ironią podchodzi do tej symboliki i prędzej skłania się ku oznaczeniom klanu matki - lunarnym sygnaturom shinobi. Zarówno jego wspomnienia, jak i serce przesłania bowiem mrok i przygnębienie, aniżeli światłość i radość.  

- Kojące właściwości głosu Ryūtarō sprawiały, że był popularny u matek z małymi dziećmi, które często prosiły go o uspokojenie zawodzących niemowląt. Pomagał również rolnikom i hodowcom ujarzmiać niesforne zwierzęta gospodarcze, czy też stajennym z narowistymi rumakami. Pospólstwo lubiło białowłosego, gdyż nie stronił on od pomocy i nigdy nie pozostawał głuchy na prośby kierowane ku niemu. 

- Jego kasugai garasu ma ciemnogranatowe upierzenie co odróżnia go od większości kruków, do tego wydaje się niezwykle małomówny i oszczędny w słowach, zupełnie jak przydzielony mu zabójca. Zwykle woli obserwować i wyciągać o dziwo całkiem trafne wnioski.




Kosuke Ryūtarō
Ikonka postaci :
Kosuke Ryūtarō  Cq4JoOv
Klasa :
klasa samurajska
Cytat :
“The breath of life is in the sunlight and the hand of life is in the Wind.”
Zawód :
Demon Slayer
Wiek :
16
Gif :
Kosuke Ryūtarō  C5a1d9de9dd84dddfcd26e36cac0811b09f2fff8
Wzrost :
160
Siła :
C
Wytrzymałość :
D
Szybkość :
C
Zręczność :
C
Hart Ducha :
D
Punkty :
0
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
PUNKTÓW
Admin
admin

https://hashira.forumpolish.com/t34-wzory-kart-postacihttps://hashira.forumpolish.com/t39-wzor-chronologiihttps://hashira.forumpolish.com/t40-wzor-relacji


Witaj, RYŪTARŌ!Twoja Karta Postaci została zaakceptowana, a ty właśnie wstąpiłeś w szeregi Demon Slayerów. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, uzupełnij swój profil, a następnie przystąp do uzupełnienia informatora, do którego wzór znajdziesz tutaj.

Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które wydać możesz na zakupy w Sklepiku Mistrza Gry lub zamienić je na punkty do statystyk. Do zobaczenia na fabule!




Admin
Ikonka postaci :
Kosuke Ryūtarō  Cq4JoOv
Cytat :
omae wa mou shindeiru
Wiek :
---
Gif :
Kosuke Ryūtarō  Tanjiro-demon-slayer
Wzrost :
---
Siła :
S
Wytrzymałość :
S
Szybkość :
S
Zręczność :
S
Hart Ducha :
S
Punkty :
922
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
Twoje zezwolenia

Nie możesz odpowiadać w tematach