- Czasem sobie myślę, że Najwyższy stworzył nas w parze, Siostro.
Tak niebezpieczne piękno nie mogło być przecież przypadkiem. Czy to by nie wyjaśniało tej więzi między nimi? Tej wyjątkowości? Nawet jeżeli sam ich Stwórca nie zrobił tego specjalnie, jakaś inna mroczna siła mu przychylna musiała się do tego w pewien sposób przyczynić. Nie istniało inne wytłumaczenie.
Gdy chwilę później, Arumionosi wyraziła na głos swoje obawy dotyczące DS'ów Katsu nieco się najeżyła na samo ich wspomnienie. Przeklęci zabójcy, w swoim durnym dążeniu do niszczenia wyższego gatunku aby rzekomo ocalić tych, którzy powinni podlegać demonom. Oni i te ich śmiertelne ostrza, które najchętniej powsadzałaby każdemu w...
Aru ujęła jej ręce w swoje dłonie, wyrywając jej umysł z pętli rosnącej nienawiści. Ten melodyjny głos powiódł Katsu z powrotem w stronę myślenia o obecnej nocy i wiążących się z nią przyjemnościach. Niczym miód na to kamienne serce.
Szmaragdowe ślepia wbiły się w oblicze Arumionosi, a ich wyraz pozostawał niebezpiecznie zaciekawiony. Odpowiedziała delikatnym zaciśnięciem palców na dłoniach przyjaciółki.
- Worek treningowy... - powtórzyła jej słowa, jakby smakowała ten pomysł, pozwalając żeby jego perspektywa rozpłynęła się po jej wyobraźni. To był przyjemny obraz. Kuszący. Lecz to dopiero kolejne słowa przyjaciółki zdecydowanie silniej wybudziły Katsu z transu. Rozleniwiony po posiłku drapieżnik podniósł głowę i nastawił uszu, a jego oczy zabłysły.
- Oh... Aru, wiesz jak dawno nie miałam okazji prawdziwie zapolować?
W tych czasach najbezpieczniejsza była dyskrecja. Cholerna farsa, cały teatr polegający na zwabieniu ofiary do siebie. Zabawne, przyjemne nawet, jednak z czasem zamieniało się to w tani spektakl. Ileż można było grać na głodzie? Ileż można było udawać, jeżeli zabawa z wolna po tak długim czasie zamieniała się w konieczność? Powtarzalność scenariuszy stawała się nudna, a nuda zabijała rozkosz. Coraz mniej prawdziwych bogatych uczt, coraz więcej jedzenia w ukryciu.
Czym był strach ofiary, jeżeli nie pozwalało się jej krzyczeć? Czym było polowanie, jeżeli zdobycz nie uciekała?
- Bardzo mi się podoba taki pomysł, kochana - uśmiechnęła się szeroko, a iskierki w jej oczach znów przybrały na sile. - Tyle czasu minęło odkąd naprawdę miałam okazję się zabawić w demona...
Westchnęła rozkosznie, żeby zaraz potem przeciągnąć się drapieżnie.
- Tak, Aru, chodźmy, zróbmy to. - Entuzjazm w jej głosie wyrażał wystarczająco dużo. Pochyliła żeby złożyć pocałunek na skroni Aru, odwzajemniając jej wcześniejsze pieszczoty, po czym rozłożyła ręce i zrobiła zgrabny piruet, idąc w stronę wyjścia z zaułku. Odetchnęła chłodnym powietrzem unosząc wzrok w stronę świecącego księżyca. Ta noc należała do nich.
- Pora naprawdę się zabawić! - Odwróciła się do przyjaciółki z niesfornym uśmiechem.
Skrajność zachowań Katsu była jej cechą charakterystyczną, o czym w końcu Aru miała okazję się wiele razy przekonać.
— Nasz Pan pewnie nie byłby tym nawet zainteresowany.
Kąśliwy, ale bardzo prawdziwy komentarz rozbrzmiał w jej głowie; na moment zamarła w bezruchu. Stały tak przez kilka dłuższych chwil w ciszy, Arumionosi rozchyliła powoli usta wciągając przez nie powietrze.
— Możliwe, że tak właśnie jest, moja droga. Jakby dwa nasze serca połączone jedną nicią przeznaczenia — zaprzeczenie rzeczywistości. W myślach ciskała piorunami w źródło, skąd dobiegał jeden z głosów. Czemu musiał psuć ten jeden z przyjemniejszych momentów? Jakby sygnalizował, że mimo wszystko bycie demonem to pewne wyrzeczenia, z którymi musiała się pogodzić. Jednak bycie wyższym, lepszym gatunkiem miało więcej zalet niż można było sobie wyobrazić. Zaliczało się do nich przede wszystkim bycie silniejszym, wyżej w łańcuchu pokarmowym, kimś naprawdę znamienitym. Demony były łowcami, a ludzie zwierzyną, na którą polowanie było niczym rozrywka, sport.
Obserwowała uważnie jak drobna, cichutka niewiasta o szmaragdowych oczach przepełnia się radością na rzuconą propozycję. Skóra szczypała ją lekko na kręgosłupie, łaskotała zachęcając do zrealizowania tego pysznie przyjemnego planu. Wiązał się on z wieloma korzyściami dla ów dwójki, a już zdecydowanie dla nieustannie łaknącej krwi Arumionosi. Czasami miała wrażenie, że głód był przekleństwem, karą za grzechy przeszłości, które popełniła w poprzednim życiu. Z czasem jednak zdołała zwrócić uwagę na to, że bliżej temu do cudownego daru. Mogła chłonąć moc, stawać się lepszą, piękniejszą wersją siebie. Wszelkie przeszkody stojące jej na drodze były niczym w porównaniu z tym, co ona sama mogła zgotować swoim przeciwnikom.
— Wiem, piękna... Dlatego to zaproponowałam — poczęła bawić się kosmykami włosów stojącej obok dziewczyny — Zapolujemy — urwała na moment uśmiechając się doń tajemniczo — Ale najpierw pozbierajmy się po uczcie i zakryjmy po sobie ślady. Nie chcemy mieć niechcianego ogona — w formie uprzykrzających życie zabójców demonów. Ich istnienie powinno się zakończyć, przeczyli oni wszelkim racjom Stwórcy Demonów, który zmieniał otaczających ich świat na lepsze.
— Twoja radość jest napawająca, skarbie — była niczym małe dziecko, które dostawało właśnie upragniony pod choinkę prezent. Cieszyło ją to niebywale, że ktoś podzielał jej własne pomysły i pasje. O ile polowanie i jedzenie dla sportu można było nazwać pasją. Było to również walką o przetrwanie, choć w tej walce miały zdecydowanie większe szanse.
— Chodź tu — ponagliła ją puszczając jej włosy delikatnie i wycierając kciukiem pozostałą na jej licu krew z obiadu. Posyłając jej lekki, tajemniczy uśmiech skinęła podbródkiem w stronę kości, które obwinięte w ubrania leżały na środku zaułka. Szybko sprzątając po sobie wcisnęła część z nich w pobliskie krzaki, przykrywając również śniegiem. Z niego nie dało rady pozbyć się czerwonego koloru. Ciche westchnienie wyrwało się z klatki piersiowej demona, a zaraz po nim padły krótkie słowa:
— W takim razie czas na nas.
Którz potrafiłby nad tym zapanować?
- Nie potrafisz kłamać, Aru – stwierdziła z rozbawieniem, wcale nie będąc zdziwioną tym, że demon nie podzielał jej zdania. Nie wyglądała nawet na zmartwioną tym faktem, jak gdyby ledwo ją to obeszło. Po namyśle dodała z szelmowskim uśmiechem – Przynajmniej nie mi.
Było to z pewnością daleko idące stwierdzenie, jednak Katsu lubiła uważać, że jej relacja z Arumionosi rządziła się zupełnie innymi prawami niż pozostałe relacje między demonami. Nade wszystko lubiła podkreślać, że to co między nimi było, było wyjątkowe. Miłość? Wątpliwe, były w końcu demonami. Ale próżność? Oh tak, to już zdecydowanie. Mordercza, uzupełniająca się i wściekle kobieca próżność.
Pozwoliła aby perspektywa polowania zalała ją, wywołując przyjemne mrowienie w klatce, przypominające rozbudzającego się ze snu potwora. Tego prawdziwego potwora, który krył się w jej wnętrznościach i właśnie podniósł łeb, zawęszył i przesunął językiem po zębach, wciągając w nozdrza zwiastun nadchodzącej masakry. A wszystko to ukryte pod skórą urokliwej radosnej brunetki.
- Ogona? - spytała po chwili, jakby z słów Aru, które zostały wypowiedziane po „zapolujemy”, niewiele do niej dotarło. Spojrzała na przyjaciółkę, a później powiodła wzrokiem po leżących trupach. Resztki jedzenia, które najchętniej zostawiłaby psom do zjedzenia. Jej twarz na chwilę przykrył wyraz niechęci. - Ah… No tak.
Aru oczywiście miała rację. Jak zwykle.
A Katsu miała ochotę wszystko pierdolić i zabrać się za tę przyjemną część. Jak zwykle.
Jeżeli faktycznie jakaś siła przyciągnęła do siebie obie panie, to najprawdopodobniej po to, aby Katsu uchronić przed niechybną śmiercią z zaniedbania zasad ostrożności. Czy w ogóle jakichkolwiek zasad.
Gdy Arumionosi wytarła jej krew z twarzy, Katsu wydęła wargi i uśmiechnęła się delikatnie, niemal niewinnie, żeby na koniec zbliżyć się i złożyć na jej ustach równie niewinny pocałunek. Drapieżny błysk w oczach pojawił się dopiero gdy się odsunęła.
- Dla ciebie wszystko.
Z tymi słowami odwróciła się i zabrała za sprzątanie. Idąc za przykładem Aru, kości wrzuciła pod krzaki i przysypała śniegiem. Widząc pozostawioną plamę krwi, która ewidentnie nie dawała jej towarzyszce spokoju, Katsu rozejrzała się po zaułku. Na widok kosza z resztkami jedzenia z pobliskiej karczmy, na jej ustach pojawił się przebiegły uśmiech. Bez trudu podniosła spory kosz i, z uwagi na dość specyficzną jego zawartość, niemalże nie wywołując zbędnego hałasu rozsypała resztki po ziemi, tak aby przykryły większość plam krwi. Na koniec położyła kosz tak, żeby wyglądało jakby ktoś go przewrócił, a pozostałości po ludzkim jedzeniu zostały wygrzebane przez jakieś zwierzę.
Efekt był całkiem przekonujący, a smród tuszował woń krwi.
Wzięła w garść nieco czystego, świeżego śniegu żeby przetrzeć nim dłonie i odwróciła się do Arumionosi. Jej wyraz twarzy nawet nie starał się ukryć tego charakterystycznego uroczego samozadowolenia.
- Czy to jest ten moment, w którym idziemy szukać zabawki na dzisiejszy wieczór? - spytała, a uśmiech który wpłynął na jej wargi był zabójczy.
Za dobrze ją dziewczyna znała; każdy demon był indywidualną jednostką, która albo podporządkowała się alphie, albo działała na własną rękę. Istnienie dwóch demonów, które w różnym czasie zostały stworzone nie miało prawa połączyć ich w jakikolwiek większy sposób. Tutaj w grę wchodził szacunek i to dziwne uczucie, zwane przywiązaniem. Arumionosi nie uważała siebie za alphę w tej relacji, ale na pewno w przypadku innych demonów już bardziej. Stawiała siebie ponad innych, była przecież od nich silniejsza, przebieglejsza. Były to cechy, którymi musiała się kierować by przetrwać, poza chciwością i doświadczeniem, które nabyła przez tych kilka lat swojego żywota jako gatunek wyższy.
— Nic nie umknie Twojej uwadze, Katsu... — westchnęła cicho zamykając już ten temat. Wolała nie mówić nic cnotliwego, ani przepraszać. To nie leżało w jej naturze; była boginią mórz, kajanie się, błaganie o wybaczenie za takie coś było ujmą dla niej.
Czasami ta bezmyślność i brak doświadczenia u jej przyjaciółki bywały nie do przyjęcia. Niejednokrotnie zaznaczała, że należy dbać o swoje bezpieczeństwo i to, by przypadkiem nie dać się złapać. Obiady na mieście bywały niebywale niebezpieczne, zwłaszcza w przypadku podróży, czy też spacerów po miejscach, w których mogliby znajdować się zabójcy demonów. Szczęście, że takowych nie spotkały; szczęście, że mogły w ciszy i spokoju smakować krwi swoich ofiar.
Uległość w czynnościach objawiająca się ze strony Katsu niezmiernie radowały Aru, bo tak jak miała niewyparzony język w kierunku innych, tak nigdy nie spotkała się z tym, żeby dziewczyna ją w jakimkolwiek sposób uraziła. Wciągnęła nosem zapach krwi z szarfy na oczach i swojej przyjaciółki, która prawie rozpływała się pod jej dotykiem, jak i od samego głosu trójokiej. Niewinny pocałunek wywołał u niej mrowienie, które przebiegło po całej długości jej kręgosłupa. Wbiła w Katsu wygłodniałe, tajemnicze spojrzenie, po którym na jej usta wstąpił lekki, zadziorny uśmiech.
— Oj Katsu... — zamruczała cicho pod nosem, a widząc jak dziewczyna zwinnie, całkiem oryginalnie poradziła sobie z pozostałościami po posiłku objęła ją rękoma w pasie. Złote ślepia podniosły się zza szarfy na drugiego demona błyszcząc zza niej delikatnie.
— Tak, kochana. Już nie będziemy zwlekać. Idziemy polować — musnęła opuszkami palców jej policzek, tak delikatnie, jakby pieściła niebywale delikatny kwiat. Taki, który miałby się zaraz na śniegu rozpaść od mrozu. Odsuwając się powoli od niej zaprosiła ją gestem ręki do przemierzenia kilku kolejnych ulic miasta, w którym się znajdowały. Miała w planach poprowadzić ją do w miarę dogodnego miejsca do zabawy z ofiarą. Liczyła też, że znajdą w nim chociaż jedną zbłąkaną duszyczkę, która będzie dla nich idealnym kąskiem.
forwarded to — Brzeg rzeki Kamo
"Legenda o mnichu, wieśniaku i księżniczce" będzie jednym z wspanialszych jego utworów. Nie tak wspaniała, jak historia o "Krwawym odbiciu chwały". Wszak dzieło, którego scenariusz wymyślił sam Stwórca, tej głośnej dla wszystkich nocy, żadna jego demoniczna eskapada nie będzie w stanie zbyt szybko dorównać. Nawet ta, ukazująca zgniliznę ludzką, w najszczerszym dla nich wydaniu.
Jednak w końcu nastał zmrok. Zmrok po którym musi udać się na żer, by nie zamienić się w zwierzę. Na szczęście jego naturalne środowisko znajduje się dosłownie tuż pod nim. Wystarczy tylko, że upoi jakiegoś nieszczęśliwca przy piwie. Pozna jego tragiczną historię, którą na pewno posiada. A następnie zakończy jego żywot w odludnym zakątku Kioto. Jakże piękna to rutyna i jakże wręcz banalna.
Dlategóż pewnym i tanecznym wręcz krokiem zszedł na dół, poprawiając wpierw swoje czarne włosy. Lokal był pełny, jednak nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Tak długo, jak nie pojawiłby się jakiś demon, co swoją niepotrzebną otwartą brutalnością popsuje mu kulturę sztuki. Zajmując miejsce przy stole, zamówił proste wręcz sake. Którego picie będzie udawać. Aż nie zobaczy celu godnego pozbawienia życia, w tym potwornym dla ludzi świecie...
Edit(12.06.2022): Niestety daję zt, z racji braku posta rozpoczynającego od drugiego gracza.
-W porządku jeśli tak bardzo wam zależy. W takim razie jeśli chodzi o opowieść zastanówmy się.. Może rokurokubi z miasta Fuchū?
Dawien temu żył pewien jegomość podróżujący tutaj do stolicy naszego pięknego kraju.
Posłał wszystkim słuchającym delikatny uśmiech, przyglądając się przy tym twarzy każdego z nich. Cieszył się z tego że słuchali go z takim zainteresowaniem choć poprzednia opowieść była jedynie jedną z wielu legend które znał.
-Mężczyzna nie przejmował się nadchodzącym zmrokiem, jego pospieszne kroki rozbrzmiewały na trakcie przez przełęcz Sawaya. Nagle gdy jego uwagę przykuły ciarki rozchodzące się po jego ciele, każdy włosek wydawał się stawać dęba , choć on sam nie rozumiał co się dzieje.
Głos Kamezō przybrał odpowiednią barwę stał się bardzo niski, jego wzrok spoglądał skupiony na tafli herbaty w jego czarce oraz pojedynczym kiełku który unosił się na samym środku. Jego dłonie były schowane w długich rękawach jego szaty. Twarz zaś przyjęła zimy srogi wyraz .
-Gdy obejrzał się za siebie zza drzew wyglądała na niego kobieca twarz, która powoli wysuwała się zza drzewa. Mężczyzna chciał coś powiedzieć do momentu gdy nie zamarł w bezruchu widząc jak zamiast ciała kobiety wychyla się jedynie olbrzymie nienaturalnie długa szyja która unosiła na sobie jej głowę. Mężczyzna chwycił za miecz i niczym oszalały ruszył w stronę potwora. Wyciągnął swój miecz i zamachnął się, głowa zaś zaczęła uciekać. Mężczyzna ruszył za nią pośród drzew. Biegł pośród drzew aż nie dotarł do miejsca zwanego Kamiichi w mieście Fuchū. Głowa wleciała do jednego z domostw a mężczyzna zdezorientowany stanął przy oknie ciekaw co się zaraz wydarzy. Usłyszał głos kobiety która zaczeła budzić swojego męża. Spojrzała w jego oczy i zaczęła mu opowiadać jak śniła koszmar w którym spacerowała ścieżką przez przełęcz Sawaya i nieznany mężczyzna zaczął gonić ją z mieczem. Zaskoczonym tym co słyszał mężczyzna zapukał do domostwa po czym wszedł do środka, zaskoczona para patrzyła na niego, a wtedy kobieta rozpoznała w nim wojownika który gonił ją we śnie. Mężczyzna opowiedział wtedy o spotkaniu i pogonią za nią aż do tego domu. Po skończeniu opowieści uznał że była ona bardzo wstydliwa i opuścił ich domostwo.
Twarz Imube uniosła się delikatnie by popatrzeć na słuchaczy. Jego twarz ponownie odzyskała kolorytu, gdy zagościł na nim ciepły uśmiech.
-Gdy małżeństwo się rozpadło, kobieta została mniszką i zgoliła głowę do końca życia modląc się o szczęście w zaświatach. Oto i cała historia, mówiłem że ta nie będzie taka radosna. Musicie więcej czytać przyjaciele.
Zaśmiał się mówiąc te słowa po czym rzucił młodszemu chłopakowi nieduży mieszek.
-Wracajcie już do domów, czas na was. Jutro czeka was ciężki dzień, gdy będziecie mnie szukać dalej tu będę.
Pożegnał swoich towarzyszy po czym został dalej w swoim siedzeniu popijając delikatnie herbatę.
- Historia do szczęśliwych należeć nie musi. Gdyż ludzkie życie pełne radości nie jest. Lecz morał jakiś posiadać musi.
- Jakiż morał ma twa historia?
- Mało wiele bytów pije herbatę o takiej porze.
- Za historii usłyszenie, gotów jestem odwdzięczyć ci się własną. Jeśli chęć masz na jej usłyszenie.
-Miło mi Pana poznać, nazywam się Imube Kamezō.
Przywitał się łącząc swoje dłonie. Przyjrzał się bardziej demonowi, zwykle nie lubił rozmawiać bez przedstawienia się.
-Rozumiem że byłeś słuchaczem mojej opowieści, może delikatnie cię to zawiedzie lecz morał jest czymś o czym samemu musimy zdecydować. Dlatego chętnie usłyszę twój. Tak samo jak historię którą masz do opowiedzenia.
Wyciągnął dłoń do czarki i napił się łyka herbaty po czym z zainteresowaniem przyjrzał się demonowi. Czuł w nim artystyczną duszę, warto było poznawać takich ludzi. Starzec równie bardzo jak opowiadanie, cieszył się słuchając historii innych.
Z teatralnym i przerysowanym wręcz zawstydzeniem za głowę się złapał i delikatnie się ukłonił.
- Taishiro, co przez z Kizukiego Pierwszego Piekielnym Artystą nazwanym został.
Wygodnie na siedlisku siadając z rękoma przed sobą. Z dziecinnym wręcz uśmiechem, na pytanie o morał rzekł:
- Morał mój jest prosty, lecz oczywisty zarazem. - rękoma lekko zwrócił palcami krążąc wokół kieliszka swego - Kobieta zamiast czekać na śmierć, powinna spotkać się z nią twarzą w twarz. Jeśli rozwód i historia ta taka nieszczęście na nią sprowadziła.
Delikatny łyk biorąc krwi, cieszył się z tego, że jednym był z tych co cierpień życia mógł ją wywabić. Gdyby miał szczęście ją spotkać, jej opowieść byłaby jedną z jego. Wieczność zyskałaby, jako ktoś więcej niż epizodyczna postać w historii, gdzie z imienia nie podana nawet była.
- A więc historia ma działa się rok wcześniej. W noc, która w historii demonej głośna była. Przez wielu Krwawą Pełnią nazywaną.
Nie będąc pewny, czy demonem starzec był, aż tak długo, poszukał w jego twarzy oznak wiedzy, co działo się wtedy. I jeśli nie uzyskał jej wyjaśnił głosem prostym:
- Jest to noc, gdzie ludzie o dzieciach Stwórcy się dowiedzieli. A ich kult rozsiał się z Oguni, aż na kraniec Osaki. Gdzie dominację Kizuki nad Hashirami jednoznacznie okazali.
Ręce podnosząc do góry wysoko, gestukulować lekko zaczął mówiąc:
- Lecz ma historia dzieje się w uliczce jednej z wielu Edo. Pierwszej ze względu na epickość wyczynów tam nazywaną. Gdzie trzech wybrańców demonich wolę Boską spełniali. Siły szukając w pożywieniu z ludzi.
Delikatnym gestem na palenisko, co ciepło zapewniając ze spokojem mówiąc:
- Nim jednak wolę dane im spełnić było na drodze stanął im zabójca ogniem władającym Kyoya Rin zwanym. Co definicję swoją litości sprawił. Uciekający tłum ludzi ognistym smoczym cięciem zgładził. Ich krzyki przerywając, a ciała do nieużytku pożywienia nadać.
Biorąc delikatny łyczek napoju krwistego, by gardło swe nawilżyć historie swą kontynuował:
- Demony na początku swej drogi były. Mocą krwi swą nie dysponowali, lecz pomimo słabości swej walkę z potworem w ludzkiej skórze stoczyć musieli. Rany obszerne otrzymali, lecz w decydującym momencie Giichi moc krwi swej objawił, wizję prawdziwego wcielenia przeciwnikowi swemu ukazując. W której widział się jako potwora i rzeźnika, którym był w rzeczywistości. Widok wstrząsnął im dość mocno, co wykorzystał demonim łucznik Rintarou zwany, co kochankiem skrytym Gichiego był.
Ręce swe w niewidzialnym łuku ułożył i wypuścił strzałę:
- Oko na wylot wnet mu przebito i życie z ciała jego ulatywać zaczęło. Trzeci demon widząc słabość rywala, w bohaterskiej szarży na niego się rzucił. By krwawienia swego ustopować nie dał. Kyoya śmierć swą widząc, wyzwolił czarną furię ogni cienistych, z mroku duszy jego pochodzącej. Co pochłonić miała jego i demony z nim walczące. Jednak mrok rozpoznał złego prawdziwego i pochłonął jedynie demona w ludzkiej skórze.
Budował napięcie w sekundzie każdej, by kulminacyjnie energicznie rękoma ruszyć. Kieliszek z napitku swoją końcówką, gdzieś w bok wywalając. Susem szybki złapał go w locie, ratując napitku moc:
- Gdy walka ucichła łupami z ubitej bestii trójka herosów się podzieliła. Giichi wziął miecz i głowę, co trofeum cennym być miało. Rintarou ciało w desperacji zjadł, by rany swe uleczyć, przed świtem zbliżającym. Trzeci zaś zdobył coś cenniejszego, co tylko on wykorzystać potrafił.
Opierając się ze spokojem o siedlisko, pytającym wzrokiem zapytał swojego rozmówcę:
- Co to być mogło?
-Jeśli chcesz to wykorzystać usunąłbym nazwanie tych demonów bohaterami. Brzmi to na zbyt wymuszoną próbę zmiany postrzegania owych demonów. Uciąłbym także część dotyczącą żywienia się demonów. Ludzie to wiedzą ale przypominając im to w czasie spektaklu robisz z nich potworów podobnych do tego którego pragniesz tak przedstawisz. Urozmaić część dotyczącą ich zabicia powinieneś tam umieścić większą wagę opowieści . Cała reszta późniejsza można delikatnie podkoloryzować.
Pojawił się delikatny uśmiech. Postawił czarkę przed sobą kończąc pić. Zastanawiał się nad celem tego mężczyzny.
-Ma jednak potencjał mój drogi.
Wyjmuje z swojego rękawa długą fajkę. Nabija ją po czym zaczyna palić wpatrując się w dal tak jakby nad czymś rozmyślał.
Artysta lubiał opowiadać historie o rzeczach zapomnianych. Lecz dla niego historie zapomniane, należały do ludzi, którym zapewnił nieśmiertelność na pergaminu płótnach. Wiedział jednak, że historie niektóre, dla ludu mają wydźwięk większy, niż mniejszy. To w nich siła drzemała najsilniejsza, którą obrobić w sposób odpowiedni trzeba było. Wiedział o tym Eiji-sama i to dla niego był autorytet większy znacznie, od demona nowospotkanego. Ale może dlatego, że celu nie zrozumiał, który zawarty był w pytaniu, na które odpowiedzi nawet on nie mógł już podać:
- Każdy jest bohaterem w swojej historii...
Odparł demon, w zamyśleniu lekkim będąc, pedantycznie czując, że brak odpowiedzi na pytanie poprzednie zaburzyła ją na tyle, że musiałby być nie miły, by w tym układzie rozmowę tą kontynuować.
- ...zaś jak z chęcią do twej opinii i informacji o potencjale wypowiedział, tak niekompletność jej w momencie kluczowym, prosi bym zadał pytanie ponownie, nim na zarzutów resztę odpowiem.
Uśmiechając się lekko, czułym pełnym niewinności uśmiechem, zadał pytanie znowu, będąc niczym kawalarz z żartach o pukaniu, któremu ktoś musi powiedzieć "kto tam?"
- Co trzeci z demonów zdobył, co cenniejsze od miecza i ciała potężnego wojownika było? I tylko on wykorzystać potrafił?
Pytanie było zadane w sposób tak miły, że Kamezo odmówić udzielenia odpowiedzi na nie nie był w stanie. Jakby w nim była jakaś magia, drzemiąca wewnątrz uśmiechu i uroku była. Delikatnie i podświadomie. Niemal niezauważalnie kompletnie.
- W takim razie podam najbardziej oczywistą z odpowiedzi, zyskał przebudzenie, swoją własną sztukę krwi która zmieniła go już na zawsze. Może sprawiła że ten się rozwinął. Niektóre pytania zdają się nasuwać oczywiste odpowiedzi, ale czasem te właśnie najprostsze są najbardziej wartościowe. Chcesz coś osiągnąć, szukasz lub próbujesz zrozumieć własne możliwości ? Każdy z nas obiera czasami jakąś drogę której początkowo nie rozumiemy, dopiero z czasem przeradza się w kompletnie coś nowego.
Zastukał pacem w stół i wyjął z swojej kieszeni niewielki mieszek. Odrazu można było wyczuć woń która z niego dochodziła, była to lawenda. Na samym woreczku znajdowała się naszywka z ptakiem rozpościerającym skrzydła. Starzec otworzył saszetka po czym wyjął z niej niewielką probówkę z której kropelkę wlał do naczynia. Następnie wrzucił trochę herbaty i zalał całość gorącą wodą. Zastukał w czarkę dwa razy.
-Czego szukasz przyjacielu ?
- Czy sztuka, która ma zawierać w sobie moc, musi być krwawa? Musi być częścią krwi jego.
Stukając delikatnie o drewnianą podłogę rozejrzał się po tym ludzkim niewinnym tle, jakie go otaczał. Pełne owieczek, które mógłby bez problemu zjeść, gdyby chciał wykorzystując swoją krew. Jednak, czy faktycznie tak się stało.
- Jak sądzisz, ile demonów uznałoby twoje historie za ciekawe? Ilu z nich uznałoby twoje picie herbaty z krwią za marnotractwo czasu? Ilu uznałoby, że powiniśmy teraz zrobić otwartą rzeź i pożreć w najbardziej trywialny sposób tych ludzi?
Westchnął głęboko teatralnie swoje pytanie retoryczne tym razem robiąc:
- Wielu. Prawie wszystkie. Każdy widzi proste ścieżki na szczyt potęgi demoniej. Najprostsze z nich wybierając. Oparte na zabijaniu prostym. Jednak nikt nie docenia potęgi umysłów ludzkich, które są podatne na wiele. Są bagatelizowane i zbywane. Jednak to się zmieni za niedługo.
Pokazując swe tatuaże z numerem Ósmym na obu dłoniach rzekł:
- Za wstawiennictwem tego co dziś Siódmy numer wśród Najwyższych posiada, sztukę wielką w Nagoi planuje. Sztukę, która otworzy przed ludem ciemnym ścięzke nową. Jakoby zabójcy światli, światłymi tak naprawdę nie byli. I nie różnią się zbyt wiele od demonich braci naszych. Potrzebuje demony, co ludzi dobrze znają i emocje ich również, by na tłum podczas sztuki długiej wpływały. Co w zamian nagrodę i sławę zdobywcy Nagoi zdobędą. W sposób bezkrwawy, który żaden demon dotąd nie podjął.
Uśmiechając się niewinnie, rzekł ze spokojem w głosie:
- Czy w histori demonów gotów zaistnieć jesteś?
Czy mógł użyć bardziej wyszukanych argumentów? Może, lecz równie dobrze mógł nie dawać Imube wyboru żadnego. Jednak nie potrzebował demonów, co służyć mu nigdy nie chcieli. Przekonał się już raz, że to donikąd prowadzi, gdy jedna z nich ma ambicje na władze niegodne. Lepiej zaproponować współprace. To działa lepiej niż służba i korzyści przynoszą obu.
zt z powodu przejścia gracza do nieaktywnych
Pukanie do drzwi mogło wydawać się natarczywe. Jak by ktoś zdecydowanie nie zamierzał się odwalić. Nie było nachalne, jednak pojawiało się niczym nieugięta mucha. Raz na jakiś czas. Dopiero, kiedy Sora zdecydował się je otworzyć - ustało. Jego oczom ukazała się średniowysoka dziewczyna w czarnym kimonie i o pustym spojrzeniu. Miała ładną buzię i dosyć szczupłe ciało. Dla niektórych uchodziłaby może za okaz piękna, gdyby nie te martwe spojrzenie jak od trupa. Komponowało się z bladą skórą i cieniami pod oczami, jak by nie spała od dawna. Do tego jej szyję, jak i resztę zakrytego materiałem ciała zdobiły pajęczyny blizn po ugryzieniach. Ludzkich zębach.
- Tutaj się zaszyłeś, Sora - mógł usłyszeć lekko zdarty od fajek, zblazowany głos młodej dziewczyny o białych włosach spiętych w luźnego koka i szarych tęczówkach całkiem podobnych do jego własnych. Jej jednak były w dwóch odcieniach. Jedna jasna, a druga ciemniejsza. Wpatrywała się w niego z typową dla niej obojętnością. Westchnęła męczeńsko, jak by jego widok ją zirytował. Wyminęła to wchodząc do środka, jak by było to coś cholernie normalnego. Jak by robiła to już tysiące razy. Bez problemu mógł stwierdzić, że go znała. Nie tylko po imieniu. Jej spięte mięśnie rozluźniły się lekko w jego towarzystwie. Przeszła przez pomieszczenie wyciągając zza pasa ostrze Nichirin w butelkowym kolorze i rzuciła je na pobliski stolik. W końcu była przy nim bezpieczna. Prawda? Stali znajomi. Dwójka zwykłych ludzi.
- Gdzie się do cholery podziewałeś? Myślałam, że zdechłeś - rzuciła karcąco podchodząc do okiennic i zasłaniając szczelniej zasłony. Widocznie ceniła sobie prywatność. Jej słowa miały być pewnie namiastką żartu, nie mogła jednak wiedzieć jak bliska prawdy była. W końcu nie znali się od dziś. Wręcz przeciwnie. Widzieli się wielokrotnie. I to spotkanie nie miało być inne niż cała reszta. Ich dwójka, upragnione zapomnienie i alkohol. Nic więcej i nic mniej. Skąd mogła wiedzieć, że on jej nie pamiętał?
Odwróciła się do niego lustrując go chłodnym spojrzeniem.
- Masz jakiś alkohol? - Dopytała od niechcenia nie czekając na odpowiedź. Zaczęła szperać po szafkach i dopiero, kiedy znalazła butelkę czegoś mocnego, jej pełne usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Nie czekając wzięła o kilka za dużo sporych łyków. Była zmęczona i potrzebowała wyzwolenia. Biorąc ostatniego łyka odstawiła butelkę na blat stolika. Nie przełknęła jednak palącego trunku. Ruszyła w jego stronę z tą pojedynczą iskrą w martwych tęczówkach. Nie zatrzymała się, pokonując dzielącą ich odległość. Praktycznie zderzyli się klatkami, kiedy stanęła tuż przed nim. Wspięła się na palce, wpijając się prosto w jego usta i pompując w nie alkohol. I chociaż nie dotykała go żadną inną częścią ciała, to jej wystarczyło. Fizyczność którą zawsze jej oferował. Moment zapomnienia, bez pytań i bez usprawiedliwień. Tak było po prostu łatwiej. Pamiętała go jeszcze, kiedy przebywał z tym swoim mnichem, a ona była zaledwie zbuntowaną nastolatką. Dawno się nie widzieli. Jej dłonie powędrowały na własne ramiona zaczynając powoli ściągać z siebie materiał kimona.
@Sora
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Nie grzeszył wesołością, czerpiąc jakąś chorą satysfakcję z pogrążania się we własnych czarnych myślach. Tak, jak ludzie cierpieli na depresję, tak Sora potrafił pochłonąć się ciemności jeszcze bardziej, jak postać tonąca w gęstej, palącej skórę smole. Jego ciemność była jakaś taka ciemniejsza, jakaś taka cięższa… i czasami miał wrażenie, że sięga już tak dalekiego psychicznego dna, z którego nie było możliwości powrotu. Wrażenie przerażająco definitywne, okazywało się złudne, choć jedyną osobą zdolną do wyciągnięcia go z otchłani, był demon-pasożyt mieszkający w jego ciele, a teraz zaszyty gdzieś w głębi świadomości. Nawet w takich chwilach jego obecność była wyczuwalna i mimo tego, jak bardzo Sora nie chciałby myśleć o Akumie, jako o drzazdze wbitej w palec, nie potrafił.
Depresja.
Nie był to stan do końca odpowiadający temu, co czuł, choć chyba stanowił najbliższe prawdzie porównanie.
Pokoik, w którym się zatrzymał był nieduży i zawierał w sobie wszystko to, czego człowiek potrzebował, nic natomiast z rzeczy, które mogłyby się przydać demonowi. Butelka alkoholu stała odkręcona, ledwie napoczęta, gdyż żołądek Sory odmówił przyjęcia zbyt dużej ilości jej zawartości. Bałagan na sienniku mógłby sugerować, że ktoś w nim spał, w rzeczywistości jednak postać lokatora miotała się jedynie między czterema ścianami, niezdolna do odnalezienia spokoju. Chciał wyjść, powstrzymywała go jednak obawa przed konsekwencjami takiego wyboru, siedział więc w tym pokoju, z wolna pałając nienawiścią do każdego jego jednego elementu, w tym do samego siebie. Nadchodząca noc miała być jedną z tych najbardziej ponurych, o czym świadczył chociażby fakt, że Akuma odpuścił sobie próby wpłynięcia na ten stan. Zdarzało się to raz na jakiś czas i zawsze związane było z kompletnym brakiem współpracy między umysłem mężczyzny a… czymkolwiek, tak naprawdę.
Pukanie do drzwi przebiło się przez stagnację, mimo swojej natarczywości, bardzo powoli. Sora wstał nieprędko, jakby nie do końca przekonany, czy odgłos dobiega z rzeczywistego źródła, czy może rozlega się jedynie w jego głowie. Otwierając drzwi nie spodziewał się znaleźć za nimi kogokolwiek… tym bardziej kogoś, kto spojrzy na niego parą srebrnych tęczówek, z tym charakterystycznym wyrazem, z którym patrzyło się na osoby sobie znajome.
To wrażenie uderzyło go niczym obuch, wytrącający spokój z jego osoby w sposób najbardziej brutalny. Chłodne przywitanie, brak choćby najmniejszego zawahania z jej strony sprawiły, że nie mógł zrobić nic więcej, poza wpuszczeniem jej do środka.
Tu się zaszyłeś, Sora
Była rozluźniona, w przeciwieństwie do niego, choć najwyraźniej sama odebrała jego zaskoczenie, jako coś całkowicie normalnego. Wtedy jednak, gdy rozgaszczając się w jego pokoju wyciągnęła ostrze Nichrin, odkładając je na bok, momentalnie poczuł jak Akuma rozbudza się w jego umyśle, niczym odpalona w ciemności flara.
- Zabójca.
Było to oczywiste i całkowicie niepotrzebne stwierdzenie i chociaż miało rozbudzić w nim natychmiastową obronną reakcję, Sora zgasił ją, tak samo jak gasiło się płomień zapałki szybkim strzepnięciem. Tej nocy był w swojej ciemnej aurze, w której Akuma nie miał nad nim żadnej kontroli.
Kimkolwiek była ta kobieta, znała go. Znała go… a to oznaczało…
- …nic dobrego.
Sora pozwolił, aby zaintrygowanie wyparło wszelki rozsądek. Zdążył przesunąć swoim spojrzeniem po twarzy i sylwetce jasnowłosej. Tak charakterystycznej, tak nietypowej… i całkowicie mu nieznanej. Żaden jeden, z bardzo wielu szczegółów, które w sobie posiadała, od delikatnie różnokolorowych tęczówek, po wąskie linie zdobiące jej ciało, niczym kreska okrutnego artysty, nie mówił mu absolutnie nic. Przez moment po prostu stał przyglądając się jej, wspomnienia z życia przed opętaniem jednak nigdy nie przychodziły do niego wtedy, gdy ich potrzebował.
Gdy się do niego odwróciła, nie pozwolił aby jego twarz wyrażała ten szok, który wciąż czuł. Była więc ponura, jak zwykle, lekko być może… zaintrygowana.
- Niemalże… - odpowiedział ostrożnie na osobliwy żart, którego trafność nadała mu tragicznie zabawnego drugiego dna.
Śledził jej ruchy, rzucając tylko krótkie spojrzenie w kierunku miecza, odłożonego z boku, najwyraźniej uznanego za całkowicie niepotrzebny. Dopóki był poza jej zasięgiem, mógł być względnie spokojny. Prawda?
- Jest okrutnie idiotyczne założenie, nawet jak na ciebie…
Zignorował go, skupiając się na osobie nieznajomej i próbując obmyślić jakiś plan działania. Wtedy jednak, zabójczyni ruszyła w jego stronę, a Sora, pozwalając, aby wszelkie sensowne myśli opuściły jego głowę, po prostu przyglądał się jej - temu błyskowi w chłodnych, pustych tęczówkach i temu jak staje na palcach, aby sięgnąć jego ust.
Jego ciało zareagowało instynktownie, jakby to Akuma poruszył ramionami, które chwyciły kobietę w talii, to jednak Sora powstrzymał je przed odsunięciem jej od siebie, w efekcie zatrzymując szczupłe ciało po prostu w tym miejscu, w którym było.
Coś w tej bliskości, zdawało się być tak łatwe, tak banalnie proste i oczywiste…
Nie miał innego wyboru, jak przełknąć płyn i spojrzeć na nią z góry gdy ich wargi się rozłączyły. Zmarszczył lekko czoło, czując jak jej zapach zalewa mu umysł i chociaż jako człowiek nie mógł tak dobrze go znać, było w nim coś znajomego. Coś, co rozbudzało zmysły.
Gdy sięgnęła do swojego kimono, jego palce zacisnęły się mocniej na jej ciele.
- Co tutaj robisz? - spytał, zaskakująco spokojnym głosem, chcąc kupić sobie nieco czasu i umożliwić wzięcie głębszego oddechu. Jego spojrzenie jednak mimowolnie opadło na jej palce, które zdążyły odsłonić nieco ponaznaczanego bliznami ciała.
Materiał zjechał odrobinę w dół odsłaniając szczupłe obojczyki. Zatrzymał się dopiero wraz z jej dłońmi. Zamarła na chwilkę słysząc jego pytanie. Dwie sekundy wydawały się trwać całą wieczność, po których jak gdyby nigdy nic wzruszyła lekko ramionami. Jej dłonie opadły bezwładnie po bokach zmęczonego egzystencją ciała. I przez chwilę milczała wpatrując się w napięte ścięgno jego szyi, opierając swój ciężar na jego dłoniach. Ufała mu, bo czemu miałaby nie?
— Czy to nie oczywiste? - Rzuciła z kpiącym uśmiechem odsuwając się od niego nieznacznie. Pokiwała ledwie zauważalnie głową, jak by jego słowa miały dla niej większy sens. Jak by nie słyszała takiego pytania z jego ust po raz pierwszy. Parsknęła cicho pod nosem bez cienia wesołości. Nie rozumiała czemu wszystko utrudniał, chociaż nie było to dla niego niezwykle. Czasami gnębiły go te głębsze myśli, te które starannie spijała z jego ust próbując je wszystkie wyłapać. Widocznie był to jeden z tych momentów, w których nie radził sobie ze sobą. A ona przecież nie należała do kandydatek na głębsze rozmowy. Nie wiedziała jak mówić szczerze. Tak, żeby zrozumiał. Nie potrafiła mu pomóc. Jak zawsze zresztą mogła jedynie zaoferować mu swoje ciało i tylko po to tutaj przyszła. Nie szukała filozofa. Potrzebowała kochanka. Chciała zapomnieć, przyćmić wszystkie nieprzyjemne wspomnienia dotykiem jego szorstkich dłoni. Oddać się jego bliskości i pozwolić sobie na uśmierzenie tego wiecznie gotującego się gniewu. Sora był tym wentylem. On rozumiał jej potrzebę fizycznej bliskości. Tylko po to, żeby dać sobie upust. Bez zbędnej cukierkowości. Bez pytań i zobowiązań. Nie potrafiła inaczej.
- Szukam zapomnienia - dokończyła ciszej robiąc dwa kroki w tył, jeśli jej na to pozwolił. Jej pusty wzrok nie odrywał się od jego przystojnej twarzy, kiedy oparła się zgrabnymi pośladkami o kant stolika za sobą. Podparła się jedną dłonią o blat, drugą bez patrzenia odnalazła butelkę. Chwytając za smukłą szyjkę, przyłożyła szkło do ust. Wpiła kilka łapczywych łyków mocnego alkoholu nie krzywiąc się przy tym ani razu. Z hukiem odłożyła butelkę obok, a kilka zabłąkanych kropel trunku spłynęło po jej brodzie, na smukłą szyję. Nie zamierzała go kokietować. Nie należała do tych uwodzicielskich istot, które potrafiły odwinąć sobie mężczyznę wokół palca. Była na to zbyt zimna.
- Co ty tutaj robisz, Sora? - Powtórzyła za nim wpatrując się w jego szare tęczówki bez wyrazu. Chociaż kąciki jej ust lekko drgnęły wciąż pozostawała tak okropnie pusta. Martwa. Nawet wtedy, kiedy dłonie powędrowały do pasa zawiązanego w smukłej talii. Nawet wtedy, kiedy pociągnęły za niego sprawiając, że materiał kimona rozszedł się lekko na boki ukazując nieprzyzwoicie wiele z kobiecej sylwetki.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Nie odpowiedział na zadane pytanie, bowiem wbrew przekonaniom nieznajomej, odpowiedź nie była dla niego choćby w najmniejszym stopniu oczywista. Milczał, przyglądając się, jak swoista gorycz wstępuje na to chłodne oblicze, a rozbawienie dalekie wesołości sprawia, że wargi wyginają się w grymasie.
Szukam zapomnienia…
Być może zdołałby się roześmiać na tę ironię losu… wtedy jednak… i to być może dlatego, że nieznajoma zabójczyni była niczym brama do dotychczas nieznanej mu przeszłości, być może dlatego, że mogła posiadać tak wiele odpowiedzi na jego nieskończenie wiele pytań… wtedy właśnie, gdy zdecydowała się odsunąć, on przytrzymał ją, powstrzymując przynajmniej w pewnym stopniu jej zamiar, za co zapewne powinien siarczyście przekląć się w duchu.
Potrzebował dystansu, żeby móc zapanować nad tą niespodziewaną sytuacją, zamiast tego pozwalał, aby jego ciało reagowało instynktownie, zgodnie z chuj wie jakimi tak właściwie instynktami…
Zreflektował się, wypuszczając ją z kilkusekundowym opóźnieniem, pozwalając aby jego dłonie opadły po bokach, a ciało cofnęło się o krok.
- Zapomnienia - powtórzył głucho, niczym echo, jakby po prostu godził się z tą odpowiedzią, jednocześnie nie odrywając od niej swojego spojrzenia, w obawie, że zabójczyni wyłapie jakikolwiek objaw niepewności. Na to nie chciał sobie pozwolić.
Kącik jego ust drgnął, nie mogąc powstrzymać reakcji na okrutną grę losu, który ewidentnie kpił sobie z niego w tym momencie, rechocąc cicho pod nosem. Patrzył jak butelka znów sięga jej ust, a gardło przełyka kolejne porcje alkoholu. Jej kimono odsłaniało wystarczająco dużo ciała, aby spojrzenie demona mogło wychwycić długą drogę kilku kropel płynu, zanim nie zniknęły one za zasłoną materiału.
Oglądanie jej było dziwnie przyjemne i to jeszcze zanim sięgnęła do pasa swojego kimono. Sora uniósł lekko podbródek, jakby tym samym miał pomóc powstrzymać się przed spojrzeniem w dół, jakby utrzymywał pozory, że wcale nie ma ochoty oglądać tego, co przed nim odsłaniała.
Nie będę oceniał, jeżeli zechcesz wykorzystać tę sytuację, Sora… - Akuma zachichotał na dnie jego umysłu, niczym odległy głosik samego diabła.
Co za cholerna kobieta.
Poczuł głód na dnie gardła, dziwną potrzebę, aby dotknąć tego ciała, jednak być może nie w taki sposób, w jaki ewidentnie była przez niego dotykana wcześniej.
Przełknął ślinę, czując że sytuacja bardzo szybko mogła wymknąć się spod kontroli. Coś jednak nie pozwalało mu porzucić gry pozorów… Zrobił w jej stronę dwa kroki.
Jaki inny miał wybór? Odsłonić się?
- Czy to nie oczywiste? - odbił w jej stronę, niczym piłeczkę, jej własną odpowiedź, a w cichym głosie słychać było chłodny spokój.
Mógł ją zabić tu i teraz… A przynajmniej spróbować, dopóki była nieuzbrojona. Była w końcu zabójczynią, stanowiła realne zagrożenie, nawet jeżeli nie teraz, to z pewnością w chwili, w której jego nowa tożsamość mogłaby wyjść na jaw.
- Zapominam - dorzucił dobitnie, czując wyraźnie, jak to pragnienie na dnie gardła skłania go, do położenia dłoni na jej ciele. Czuł pod palcami nierówności w miejscach blizn, które ani trochę mu nie przeszkadzały. Była niczym piękna porcelanowa filiżanka, która upadła na ziemię i potłukła się… niemalże, bo jakimś cudem pozostając w swojej pełnej postaci z ciemnymi liniami jedynie na swojej niegdyś idealnie gładkiej strukturze.
Z jakiegoś powodu wprawiło to jego umysł w fascynację.
Powinien wgryźć się w tę skórę, zakończyć to spotkanie tu i teraz. Może nie lubił zabijać, ale to morderstwo było przecież konieczne. Ona z pewnością nie wyglądała na kogoś, kto by się zawahał przed ubiciem tego, do czego ubijania została stworzona.
Zsunął kimono z jej ramion, pozwalając aby opadło na szafkę, o którą się opierała, odsłaniając całe jej ciało, a stalowe spojrzenie zawisło nad nią, ciężkie, ponure, pełne pewnego nieskrywanego napięcia. Pozwolił, aby jego dłonie przesunęły po jej ciele.
- Niech więc będzie - odparł, pochylając się nad nią, nie mogąc sprawić, aby na jego ustach pojawiło się cokolwiek cieplejszego, niż grymas zniecierpliwienia. - Ty też zapomnij.
Zmniejszył dystans między nimi do zera, chwytając ją znów w talii po czym ją pocałował.
Kąciki jej ust uniosły się ledwie zauważalnie, gdy stało się jasne, że dostanie to po co przyszła. Lekko ociężale powieki mrugały wolniej niż przedtem, bo ciepło trunku rozluźniło lekko wiecznie spięte mięśnie. Nie była pijana, a jedynie idealnie wstawiona. Tak, żeby mogła odczuć tę chwile bliskości i zapomnienia w pełni. Widząc jak przyglądał się jej nagiemu ciału, uśmiechnęła się zadowolona, rozsiadając wygodniej. Eksponując to, co i tak było już dla niego całkowicie odkryte. Blada skóra okrywająca zarysowane mięśnie, pokryta pajęczyną wyblakłych z czasem blizn po zębach. Było ich tak nieprzyzwoicie wiele i nie szczędziły praktycznie żadnego odkrytego skrawka jej ciała. Oprócz twarzy nie było części, która nie zostałoby w ten sposób naznaczona. Ktoś musiał się natrudzić.
- Nie raz liczyłeś je już wszystkie, a jednak wciąż wyglądasz, jak byś oglądał je po raz pierwszy - skomentowała unosząc podbródek ku górze, żeby spojrzeć na niego z dołu. Był wysoki nawet, kiedy stała wyprostowana. Teraz górował nad nią całkowicie, chociaż nie wyglądała jak by jej to przeszkadzało. Nie była ani niespokojna ani zaalarmowana. Przede wszystkim nie było w niej cienia zawstydzenia. Wszystko działo się tak jak zawsze. Blokowała z nim spojrzenie nieświadoma tego, że widział ją dzisiaj po raz pierwszy.
Dostrzegając jego zniecierpliwienie zaschło jej w gardle na myśl tego, co miało nadejść. Wystarczył jeden jego gest, a zareagowała automatycznie. Nie potrzebowała, żeby ją podziwiał czy wielbił. Potrzebowała jego. Chciała żeby zapomniał tak samo mocno jak ona. Puściła drewnianą krawędź, a jej dłonie w tak cholernie znajomy sposób owinęły się wokół jego szyi. Zawisła nad blatem zawieszając ciężar swojego ciała na jego karku. Rozsunęła lekko nogi, żeby mógł między nimi stanąć. Jej wargi machinalnie odszukały jego usta. Pocałunek nie był delikatny. Nie było w nim ani niepewności ani ckliwości. Wpiła się w niego z tak samo mocno odczuwalnym głodem jak jego własny, chociaż każde z nich głosowało na swój własny sposób. Przyciągnęła go bliżej przeciągając językiem po jego podniebieniu. Jedna z dłoni zsunęła się z karku ciągnąc za materiał otulający jego prawe ramię, bo wiedziała czego chciała i nie ukrywała po co tutaj przyszła. Błądziła dłonią po jego mięśniach ramienia, aż po łokieć i z powrotem. Uczepiając się jego barku, żeby nie stracić równowagi, chociaż wiedziała, że w jego ramionach nie mogło ją spotkać nic złego. Był dla niej tym co zawsze. Ponurą chmurą szarości. Nie doszukiwała się w nim kogoś obcego, czegoś nowego. Jeśli bal się, że mogła go przejrzeć, jego obawy były bezpodstawne. Widziała go takim jakim chciała, żeby dla niej był. Zbyt przyzwyczajona do niego po latach, żeby dopuszczać do siebie inną możliwość. Dla niej była to kolejna noc podczas której mogła zapomnieć o wszystkim. Nieświadoma tego, że zawdzięczała ten spokój tragedii jaka go spotkała.
Przełknął rosnący w gardle głód, zmuszając się do spojrzenia w tę różnokolorową stal jej tęczówek, nieświadomie pozwalając, aby udzielił mu się ten rozkład sił, który przyjęła. Chłonąc fakt, że górował nad nią, w tym zdradzieckim poczuciu, że mógłby zrobić z nią tak wiele… Złudnym zapewne, choć jej własne spojrzenie zdawało się mówić coś zgoła przeciwnego.
Zdawało się, że mimo dłoni błądzących po ciele zabójczyni, w umyśle demona, który ledwie nad nimi panował, wciąż istniał scenariusz, aby to nie w pocałunku złączyły się ich wargi. Niemalże oczekiwał, że zamiast gorącego oddechu, poczuje smak krwi wypełniającej jego usta, że zaciskające się na ciele dłonie, wbiją również długie szpony w tkankę, dziurawiąc ją i unieruchamiając ofiarę, aby ta nie mogła sięgnąć po miecz. Szybka śmierć, bo tylko na taką mógł sobie pozwolić. Atak niespodziewany, taki, który uniemożliwi kontrreakcję.
Mimo tego pustego, pozbawionego wszelkiej motywacji spojrzenia, które w niego wbijała, Sora wciąż próbował sobie wmówić swoją szczerą wiarę, że właśnie to mogła zrobić - ściąć mu głowę przy pierwszej okazji, gdyby tylko w jej umyśle pojawiła się myśl zwątpienia.
Tak działali zabójcy, czyż nie? Okrutnie. Bezmyślnie.
Dał się przyciągnąć tym dłoniom zarzuconym na szyję, które z niecierpliwością równą jego własnej przyciągnęły ich do siebie. Usta wpiły się w siebie zachłannie, jakby spijały pierwszy łyk wody, gasząc to pragnienie, które powoli odbierało już zmysły. Wbił się biodrami między jej uda, zmuszając je do rozchylenia się jeszcze bardziej. Poniekąd została przez niego unieruchomiona, choć jego umysł w tej chwili nawet przez moment nie pomyślał o tym przez pryzmat zabezpieczenia się przed czymkolwiek innym, poza zwiększeniem dystansu.
Całował ją, pozwalając aby bodźce rozchodziły się po jego ciele z każdym uderzeniem serca, dobitnie udowadniając mu, że robili to już tak wiele razy wcześniej. Że znał te usta, ten język, te niecierpliwe dłonie. Uczucie było tak nierealne i tak rzeczywiste jednocześnie. Jego palce przesuwały po jej ciele, po udach, talii, piersiach, ramionach, zaciskając się raz za razem na jego zaokrągleniach, na twardych mięśniach, zdradzając jednocześnie całkowity brak kontroli, który zabójczyni mogła poczuć tak wyraźnie.
Ten Sora nie hamował się z pożądaniem, nie utrzymywał gry pozorów, żeby droczyć się z nią w tej odwiecznej walce kto kogo bardziej pożądał, kto nad kim górował.
Nie… ten Sora chłonął ją w całości, głodny napływających wrażeń, które właśnie powracały do każdej komórki jego ciała, tak doskonale znajome. Czuł to, bo choć nie mógł przywołać żadnego konkretnego wspomnienia, bodźce między nimi przepływały tak szybko i sprawnie, że musiały biec po idealnie wydrążonych już szlakach.
Ubranie, które zsunęła z jego ramienia zaczęło ograniczać mu ruchy, niecierpliwie więc pomógł się go pozbyć, nie odrywając się od jej ust. Wtedy też, gdy już uwolnił w końcu obie dłonie z rękawów, a materiał odsłonił jego szeroki tors, pochwycił jej twarz unieruchamiając ją, jakby tylko w ten sposób był w stanie odsunąć się od tych nabrzmiałych ust.
Oddychał szybko, nierówno, a stalowe spojrzenie przez moment zawisło na czerwieni warg, która tak zachęcająco pulsowała, przekrwiona od ich pocałunków.
- Kim ty jesteś? - spytał na wydechu, jakby to jedno pytanie miało być odpowiedzią na wszystkie inne, które tylko mogłyby pojawić się w umyśle demona.
Miał ją w dłoniach, zblokowaną. Wystarczyło jedno szarpnięcie, a kark poddałby się z tym znajomym chrupnięciem łamanych kości i rozrywanych ścięgien. Jeden prosty ruch, który sprawiłby, że to piękne ciało zwiotczałoby, opadając na podłogę pokoju… gdyby się postarał, mógłby z pewnością posprzątać po sobie do końca nocy i opuścić to miejsce. Z pełnym brzuchem. I milionem dodatkowych pytań.
Nabrał głębiej powietrza, czując jak jej zapach wpływa na jego zmysły, jak gorąc jej ciała pali skórę na jego torsie. Dłonie na bokach jej żuchwy rozluźniły się lekko, zsuwając niżej, czując pod palcami pulsujące na szyi naczynia.
Uniósł na nią swoje ciężkie spojrzenie.
- Kim jesteś…- powtórzył ochrypłym głosem, czując jak głód znów odbiera mu zdolność kontroli. - I co ze mną zrobiłaś? Co… - urwał, zsuwając spojrzenie na pulsujące naczynie na jej szyi. Odchylił jej głowę nieco na bok, sprawiając że stało się jeszcze bardziej wyraźne… - Co się ze mną stało?
Wyraz, który przez moment przebiegł przez jego twarz, był poza jego kontrolą. Bolesny i pełen niezrozumienia, tak bardzo niepasujący do jego osoby, tak bardzo niepokojący, a jednocześnie tak przelotny, że mógłby zostać uznany za grymas lub po prostu przewidzenie.
W następnej chwili wpił się w jej szyję i chociaż pierwsze co mogła poczuć na skórze, to jego zęby, jakimś cudem powstrzymał je w ostatniej chwili, zanim zdołały przegryźć jej delikatną strukturę, zmieniając ugryzienie w kolejny, choć pewnie bardziej bolesny pocałunek.
Uśmiechnęła się chytrze, kiedy mocniej chwycił jej szczękę. Dyszała ciężko przez nos, niczym rozszalałe zwierze. Otaksowała wygłodniałym spojrzeniem jego odsłonięty tors. Widok jak zawsze był zniewalający. Wytrzymała jego ciężkie spojrzenie i przez chwilę wydawało jej się, że naprawdę nie wiedział co się dzieje. Tylko przez chwilę. Przewidziało jej się?
- Dalej ta sama Shirei co zawsze - odparła beznamiętnie blokując z nim puste spojrzenie, bo jego grymas nie robił na niej żadnego wrażenia. Uniosła wyzywająco jedną brew zważając na to, że siedziała przed nim kompletnie bez jakiegokolwiek odzienia. - A wolałbyś, żeby ktoś inny, Sora? - Zapytała kpiąco pozwalając sobie na cichy śmiech bez grama wesołości.
Ostrość jego zębów na miękkiej skórze odbiła się echem po całym jej ciele. Mógł wyczuć jak wszystkie jej mięśnie spinają się niekontrolowanie. Oddech zamiera na sekundę. Reagowała odruchowo. Niczym typowa ofiara, którą ktoś gryzł już nie jeden raz. Blizny rozsypane po skórze niczym dowody poprzednich zbrodni. I chociaż wiedziała jak kończyło się takie ugryzienie, mogła jedynie zastygnąć w bezruchu. Niezdolna do walki czy obrony. Nie, kiedy jego szczęki znajdowały się tak blisko. Za blisko. Fakt, że w jej oczach był nadal człowiekiem nic nie zmieniał. Mięśnie podbrzusza skurczyły się w ekscytacji, a żołądek ścisnął się w obrzydzeniu. Wszystko jednak puściło, kiedy twardość zębów zamieniła się na mokrość wymaltretowanych przez nią ust, zostawiających czerwone ślady na kolejnym skrawku jej skóry.
- O co ci chodzi? Brałeś coś? - Rzuciła między jednym urywanym oddechem a drugim. I o dziwo w jej tonie nie było zaskoczenia, jak by nie panował nad sobą przy niej nie pierwszy ani nie ostatni raz. Mogła wydać się odrobinę bardziej zaalarmowana jego stanem, wciąż nie podejrzewająca absolutnie niczego. Odchyliła głowę w bok i lekko w tył odsłaniając szczupłą szyję. Przymknęła lekko powieki uchylając nabrzmiałe od jego pocałunków usta. Oddychała nierówno i w taki sam sposób unosiła się jej klatka piersiowa walcząc z rozszalałym pulsem, który reagował na jego bliskość i dotyk. Nie przeszkadzało jej, że trzymał ją w garści. Nagą i bezbronną. Jego ramiona dawały jej bezpieczeństwo.
Jedną dłonią wciąż trzymała się jego karku, kiedy drugą zjechała w dół po idealnie zarysowanych mięśniach brzucha, poniżej linii bioder. Chwyciła resztki okalającego go materiału ubrania ciągnąc za niego perfidnie i pewnie boleśnie, jak by chciała przywrócić go do porządku.
- No właśnie - wychrypiała zdartym od pożądania głosem wciąż odchylona w tył. Oddychała nierówno, ale wcale nie przeszkadzało jej to w prowadzeniu z nim dalszej rozmowy. Jak by fakt, że praktycznie pożerali się wzajemnie nic nie znaczył. - Gdzie się do cholery podziewałeś przez te kilka miesięcy? Znowu wróciłeś z podkulonym ogonem do zakonu? - Prychnęła prześmiewczo zaciskając dłoń wokół wypukłości na jego luźnych spodniach. Nienawidziła rozmawiać. A jednak mówiła swobodnie w takich okolicznościach. Jak by słowa wypowiedziane w tym momencie zostały pozbawione konsekwencji.
Bo o to właśnie w tym wszystkim chodziło. O brak konsekwencji. O zapomnienie.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Shirei
Imię rozbrzmiało w jego umyśle i chociaż pragnął, aby tym samym odblokowało jakąś niedostępną dla niego część wspomnień, pozostawiło go jedynie z tym po prostu irytująco znajomym echem.
- Shirei - powtórzył w jej usta, chwilę przed tym, jak przystawił zęby do jej szyi, niemalże rujnując swoją przykrywkę. Ostre, butne spojrzenie pewnych siebie oczu, zdawało się odbić od niego, niczym od stalowej tafli. - Nie - odpowiedział jeszcze. - Żadne inne imię by do ciebie nie pasowało.
Wtedy też wpił się w jej szyję, a reakcja jej ciała na to działanie spowodowała wybuch pragnienia w jego umyśle. To jak oddech zatrzymał się w jej gardle, uwiązany silnym bodźcem, jak mięśnie zesztywniały, poddając się całkowicie, tym bardziej pozostawiając go z przekonaniem, że mógłby z nią zrobić, co tylko chciał. Chora przyjemność z wpływania na jej ciało była zbyt silna. Ugryzienie, które zmieniło się w pocałunek, zaraz znów dało o sobie znać zębami, kawałek niżej, choć już nie aż tak mocno, jak za pierwszym razem.
Brałeś coś?
Roześmiał się wprost w jej szyję, krótko i bez cienia wesołości.
- Być może - warknął tylko, poddając się słodyczy jej skóry i całując jej obojczyki i dekolt, czując pod wargami blizny, przesuwając po nich językiem. Podczas gdy jedna z dłoni wciąż trzymała jej kark, druga zsunęła się na pierś, zachłannie zagarniając jej krągłość w swoje palce. Pomruk wyrwał się z jego gardła, gdy po tym, jak dała poczuć swoje paznokcie na jego torsie i brzuchu, na koniec pociągnęła za materiał jego ubrania, jeszcze trzymającego się na biodrach, wywołując dokładnie odwrotny efekt od zamierzonego i zamiast doprowadzając go do porządku, sprawiła, że jeszcze bardziej stanowczo wbił się między jej nogi. Urywany oddech zachęcił go do pochylenia się jeszcze niżej, pocałowania jej dekoltu, wzięcia w zęby tego sutka, który wystawał spomiędzy jego palców, zaciśniętych na piersi, zassania go między wargi, żeby język mógł poczuć jego oszałamiająco przyjemnie twardą strukturę.
Gdy zaczęła mówić, on wyprostował się, a dłoń trzymająca jej kark miała naprowadzić ich usta na siebie. Wtedy zawisł jednak minimetr nad nimi, wyrwany z transu przez jej następne słowa.
- Zakonu? - wychrypiał zaskoczony, zanim zdołał się powstrzymać. Wtedy też świat zawirował, a Sora poczuł się jakby właśnie wykręcił w powietrzu niekontrolowane salto i z ogromną siłą uderzył po nim w ziemię, dokładnie w tym samym momencie, w którym dłoń zabójczyni zacisnęła się na nim bez ostrzeżenia, pozbawiając go większej części tchu z piersi.
Zacisnął szczęki, mimowolnie napierając na te cudowne palce, które na moment swoim jednym prostackim ruchem zyskały sobie kontrolę nad całym jego ciałem.
Umysł jednak zmuszony został do przywołania obrazu spalonego klasztoru, opustoszałego, tego samego, w którym się obudził bez pamięci o czymkolwiek. Osaczony przez demona, który chichotał w jego głowie, tak głodny, tak zagubiony. Poszukujący prawdy i tak tragicznie niezdolny do ustalenia czegokolwiek, co wydawałoby się prawdziwe.
Zakon… cały czas czuł, że to miejsce nie było przypadkowe.
Wziął głębszy oddech, nie odrywając wzroku od cudownie czerwonych warg, lekko rozchylonych w potrzebie nabierania głębszych oddechów, wykrzywionych w zuchwałym uśmiechu. Próbował pozbierać myśli.
- Czemu miałbym chcieć tam wracać? - spytał, choć z początku wcale nie dał jej udzielić odpowiedzi, już w następnej chwili zamykając usta pocałunkiem, gdy tylko zdołały wypuścić ciężki oddech, uniemożliwiając im nabranie kolejnego. Dłoń z karku przesunęła się na jej szyję, chwytając ją mocno. Druga chwyciła jej rękę, tę zaciśniętą na materiale jego ubrania i tym co pulsowało pod spodem i choć można było pomyśleć, że stanowczo miał zamiar ją stamtąd zabrać, zrobił coś zgoła przeciwnego. Palce zacisnęły się na nadgarstku, jakby chciały go przytrzymać na dłużej w tym konkretnym miejscu.
- Czego jeszcze mógłbym od nich chcieć? - spytał, gdy w końcu wypuścił jej wargi z objęć, a palce na gardle poluźniły nieco uścisk, umożliwiając na powrót pełen przepływ powietrza. Zdawało się, że pytanie było najlepszą odpowiedzią, na jaką mogła liczyć.
Mógł stąpać po cienkim lodzie, drążąc temat, który był zatarty w jego świadomości niczym czarna gęsta plama. Nie był jednak w stanie powstrzymać się przed próbą wyciągnięcia czegoś więcej… nawet jeżeli okoliczności mocno nie sprzyjały strategicznemu planowaniu, działając przeciwko niemu, jak i jednak poniekąd również na jego korzyść.
- Może - zaczęła z wyraźnym trudem, bo chociaż to ona zaczęła rozmowę widocznie to jego poczynania miały ją zakończyć. Wygięła nieznacznie plecy, gdy językiem spijał z jej biusty resztę własnych myśli. - Czy kurwa na pewno?
Po co miałbym tam wracać?
Pytanie zawisło między nimi. Pełne niedopowiedzeń i niezrozumienia. Nie zdążyła udzielić odpowiedzi. Słowa były zbędne, a jednak wciąż co jakiś czas się nimi wymieniali. Po raz pierwszy tego wieczoru doszczętnie odebrał jej mowę. Miała wrażenie, że także nie ostatni. Zachłysnęła się powietrzem, kiedy niespodziewanie chwycił jej szyję. Zaciskajace palce odbierały jej minimalną ilość tlenu rozchodząc się falami gorąca do każdej z kończyn. Zamknięte usta pocałunkiem odwzajemniły go łapczywie, a jego gorący oddech stał się jedynym czym mogła oddychać. Słowa wydawały się jej tak odległe, kiedy obraz przed oczami lekko się rozmazywał. Zamrugała powoli, ale odzyskanie ostrości okazało się niemożliwe. Pod naporem jego palców zacisnęła swoje szczelniej, brutalniej. Zdecydowanie chciała, żeby zrobiło mu się zbyt ciasno. Niewygodnie. W końcu żadne z nich nie dbało o komfort tego drugiego. Byli egoistami czerpiącymi wspólne korzyści. Podświadomie widziała, że nie łączyło ich nic głębszego. Nigdy też nie próbowała tego zmienić. Sora także nie próbował, czego nie miała mu za złe. Ich relacja była prosta i łatwa. Przynajmniej do momentu aż nie szarpnęła z całej siły w dół za materiał całkowicie go ściągając.
Poluźniający się uścisk silnej dłoni na szyi z powrotem pozwolił jej łapczywie zaczerpnąć powietrza. Policzki zaróżowiły się, gdy drżała lekko czując jak przywrócony obieg tlenu mieszał się z ekscytacją i rozchodził mrowieniem aż po koniuszki palców.
- Masz rację - zgodziła się z nim, chociaż w tym momencie była gotowa zgodzić się na wszystko. - Z altruizmem ci nie do twarzy. Zdecydowanie rola złodzieja bardziej pasowała - dokończyła zachrypniętym od jego uścisku głosem. Na nowo trzymając go w garści zjechała drugą dłonią z jego włosów przez obojczyk, kładąc ją płasko na jego mostku. Dała mu zrobić dwa kolejne wdechy zanim nie spróbowała naprzeć na niego dłonią tym samym zmuszając do cofnięcia się. Testowała jego upór. Chociaż gest był stanowczy, nie zamierzała się z nim siłować. Może zwyczajnie chciała wszystko przyspieszyć? Może miała dość rozmów? A może pragnęła zgarnąć go w końcu tylko i wyłącznie dla siebie. Bez ostrzeżenia mocno przejechała paznokciami po jego torsie zostawiając na nim długie pręgi. Musial nieźle ją zająć, jeśli nie chciał, żeby zobaczyła jak nienaturalnie szybko goiły się jego rany. A może potrafił to zahamować?
I chociaż wiedział, że powinien czuć do siebie obrzydzenie z tego powodu, nie potrafił pozbyć się tego wrażenia, świdrującego umysł niczym pasożyt, który wgryzając się w tkankę, zakrzywiał umiejętność odczuwania właściwych emocji.
- Tak.
Odpowiedział po prostu, nie przerywając pocałunków składanych na jej piersi, czując, że inna odpowiedź nie miała sensu i nie mogłaby przejść przez jego zawężoną do jednego punktu świadomość. Czy brał coś? A czy krew Stwórcy, która zmieniła go w kogoś, kim nigdy nie powinien się stać, nie była jednoznaczną odpowiedzią? Czy może to krew niezliczonych już niewinnych ofiar, których krzyki wciąż słyszał w nocy, mogła zostać podciągnięta pod zbiór substancji mających wpływ na jego zachowanie?
Skąd do cholery mógł znać odpowiedź na to pytanie?
Tracił grunt. Zarówno w rozmowie, która z pewnością zaczęła zdradzać Shirei, że coś w osobie mężczyzny, którego tak dobrze znała, uległo zmianie. Jak i w tym zbliżeniu, które przecież powinien krwawo zakończyć. Zamiast tego spijał oddechy ze skóry swojej niedoszłej ofiary, która przecież była w posiadaniu jednej z bardzo niewielu rzeczy, które mogły wyrządzić mu trwałą krzywdę. Jakiś cudem, szczęśliwym trafem sprawił, że była bezbronna, naga, nieświadoma niebezpieczeństwa. Miał ją w garści, odsłoniętą, z naczyniami tętniącymi niekontrolowanie, od których dzieliła go jedynie cienka warstwa skóry.
Dłoń na jej szyi mogłaby z łatwością zmiażdżyć krtań, mimo to wolała zacisnąć się jedynie na tyle, aby odebrać możliwość zarówno dyskusji jak i oddechu na te kilka długich sekund. Jej reakcja, odpowiedź na pocałunek i palce zaciskające się na nim, mieszające przyjemność z dyskomfortem, sprawiły że zęby zacisnęły się mocniej na jej wardze, sprawiając że podbiegła ona krwią w tym miejscu, szybko tworząc drobną opuchliznę, lekkiego krwiaka.
Szybkie szarpnięcie pozbawiło go do reszty ubrań, on natomiast pochylony nad nią, wdychał gorąc gwałtownie wypuszczanego i nabieranego na przemian powietrza, gdy odzyskała możliwość oddychania.
Pozwolił aby jej kolejne słowa zawisły między nimi, bo jego świadomość korzystała z informacji ze skrajną wybiórczością. Pozwolił się odsunąć, przez moment dając jej nieco kontroli nad swoim ciałem, gdy jednak poczuł jej paznokcie na torsie z lekkim opóźnieniem zrozumiał, że nie może pozwolić, aby dostrzegła zbyt wiele. Bo chociaż zazwyczaj miał problem zupełnie odwrotnej natury, w obecnych okolicznościach nie zaufałby swojej złudnej kontroli nad procesami gojenia ran. Chwycił jej dłoń i przyciągając jej szczupłą sylwetkę do siebie, zmusił do odwrócenia się tyłem, aż nie uderzyła pośladkami o jego biodra, czując napierającą na nie twardość. Blokując jedną rękę z przodu, tuż pod jej piersiami, drugą niemalże czułym ruchem odgarnął jej włosy na bok, odsłaniając sobie szyję. Pocałował odsłonięty kark, raz za razem zostawiając gorące ślady swojej obecności na jej szyi i ramionach. Druga dłoń w tym czasie wsunęła się między uda, zmuszając je do rozchylenia się. Żeby zrobić mu miejsce, którego nie miał.
Bo przecież seks nie był konieczny.
Miał ją tylko zająć czymś, tylko na chwilę, dowiedzieć się jak najwiecej, wyciągnąć z tej sytuacji jak najwięcej, a później zakończyć tę nieszczęśliwą znajomość. Humanitarnie. Sprawnie. Szybko.
A jednak nie mógł przestać jej całować, każdą jedną bliznę po ugryzieniu na jej ramionach, każdą jedną cienką linię, która lśniła subtelnie w bardzo marnym świetle dusznego pomieszczenia.
- Shirei… - wypowiedział jej imię ochrypłym głosem, jakby zaczepnie a jednak jakby smakował jego dźwięk. - Nie wiem czy jestem jeszcze którymkolwiek z nich.
Znajoma szorstkość jego dłoni, znajome ciepło pocałunków i drażniący jej uszy niski ton. Wszystko pozostało takie same, a jednak różnice były subtelne. Sposób w jaki zaciskał zęby na jej skórze. Jak by rzeczywiście chciał się w nią wgryźć. Niwelował to uczucie pocałunkami, które na powrót podpowiadały jej, że wszystko było w porządku. Chciała więcej, bo była popaprana, ale Sora dotychczas nigdy nie dawał jej więcej. Znał jej przeszłość, wiedział o niej wiele. Może podświadomie zdawał sobie sprawę, że tego pragnęła a jednak nie chciał spierdolić jej głowy jeszcze bardziej. Dzisiejszej nocy te opory zniknęły, a ona pozostała nieświadoma, że przyczyną była okrutna tragedia, która go spotkała.
Trzymał ją w swoich dłoniach z obietnicą zapomnienia. Nie mogła wiedzieć jaką wewnętrzną walkę toczył. Była tak cholernie odsłonięta, tak bezbronna. Czy demoniczna natura pochłonęła go już na tyle, że decydowanie o ludzkim życiu dawało mu chorą satysfakcję? Odwzajemniała każdy szalony pocałunek nie przejmując się obolałą, opuchniętą wargą. Oddychała nierówno, gdy znów przywrócił jej możliwość nabrania tlenu. Sposób w jaki kontrolował jej oddech jedynie ją nakręcał. Przyciągnięta do siebie nie protestowała. Nie protestowała przecież na nic co z nią robił.
Oparła się plecami o jego tors, bo własne ciało jej ciążyło. Lepka od potu skóra przykleiła się do jego własnej, jak by stała się jednym. Zaduch potęgowany gorącem ich ciał w niewielkim pokoiku. Jednym z wielu. Jedną dłonią chwyciła się jego przedramienia traktując go jak ostatnią deskę ratunku kurczowo trzymającą jej ciało. Druga luźno zwisała wzdłuż jej boku.
- Sora - wydyszała w odpowiedzi przechylając lekko głowę w bok, rozpływając się pod każdym kolejnym pocałunkiem. Stanęła odrobinę szerzej jak chciał. Dłoń zwisająca z boku powędrowała na jego udo, gładząc odsłoniętą skórę tak niepasująco delikatnym ruchem. - Bądź po prostu sobą - wyszeptała w odpowiedzi tak bardzo nieświadoma tego, jakim sobą mógł teraz być.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Nie możesz odpowiadać w tematach