Kōsatsu
Tablica ogłoszeń umieszczona została tutaj głównie dlatego, że wioska znajduje się przy jednym z głównych traktów. Znajduje się ona niedaleko zajazdu, dzięki czemu podróżni z łatwością mogą przeczytać znajdujące się na niej informacje, czy to wjeżdżając, czy to opuszczając miasto. Wywieszane są na niej wszelkie ogłoszenia i rozporządzenia wydane przez szoguna lub daimyō.
Jeden z takich wypadów Otosuke właśnie trwał. Zniknięcie na kilka dni w ramach załatwienia interesów zawsze było dobrą wymówką. Ludzie się nie pytają o szczegóły, bo w końcu mało kto się zna na tym tak dobrze jak on. Ot zarzuci kilka dziwnych terminów i nikt nie drąży bardziej tego tematu, a on w spokoju rusza na łów. Dziś jego cień padł na Tachikawę. Był tu kilka razy? Może nawet mniej, nie pamiętał zbyt wiele ale wszystko mu się kojarzyło. Nie czekając na późniejszą noc i przypadkowych przechodniów, rozłożył małe stoisko przy tablicy gdy tylko słońce zaszło. Na kawałku materiału leżało przed nim kilkanaście świecidełek oświetlanych przez światło lampy. Sam zaś skryty pod płaszczem i szerokim kapeluszem, czekał cierpliwe na klienta oraz ofiarę...
- Gdzie on polazł... - mruknął tylko nastolatek, opuszczając przy tym swoje tymczasowe schronienie, kiedy pora dnia tylko na to pozwoliła. Być może to przez to, że pozwolił swojemu szefowi się oddalić, a może za sprawą tego, że zwyczajnie za nim nie poszedł. Nie zmieniało to faktu, że mimo niewielkiego dystansu do Edo, ciemnowłosy z pewnością stracił jakąś żywą tarczę, czy formę ofensywy. Mając więc krótką chwilę, postanowił sprawdzić tablicę ogłoszeń. W końcu raczej jeśli ktoś znalazł wielkoluda lub komuś zaginęły jakieś kury, jajka, czy ludzie to raczej by tam napisali. Mimo to, znajdywały się tam głównie jakieś rozporządzenia, czy zarządzenia i inne rzeczy, które nijak nie mogły ruszyć młodego demona. Zrezygnowany nastolatek podszedł więc do pobliskiego stoiska z jakąś biżuterią, aby następnie spytać ciut zaniżonym tonem: - ...widział Pan może białowłosego mężczyznę z rogami?
- Może widziałem, może nie. Jaki w tym mój interes jak nie jesteś człowiekiem ani zainteresowany moimi wyrobami? Informacje... kosztują. -
- Nieważne - stwierdziłby tylko z nieskrywanym zrezygnowaniem, mając zamiar wyminąć niewielki straganik, aby to ruszyć w dalszą drogę. Nie miał w końcu czasu na zabawę w różnego rodzaju przekomarzania. W końcu miał ważniejsze plany, aniżeli wykłócanie się o pomoc, czy chociażby jakiekolwiek wyjaśnienia dlaczego kogoś szuka. Tym bardziej że powinien lada dzień znaleźć się w samym Edo z lub też i bez białowłosego przełożonego.
- ALE! - rzekł stanowczo wyższym tonem, acz nie krzyczał. - W tamtym kierunku nie poszedł. - dodał po chwili odwracając głowę w jego kierunku w oczekiwaniu na dalsze ruchy chłopaka, być może chwilowej zabawki. Jak nic nie złapie to trudno, przynajmniej będzie miał ciut rozgrywki.
- H-uh? - mruknął tylko, a jego wyraz twarzy dało się przyrównać do czegoś pomiędzy zrezygnowaniem, a zdegustowaniem. Zupełnie, jakby chciał tym przekazać całe - 'what the fuck dude', czy coś. Zupełnie tak, jakby ta informacja miała jakkolwiek dopomóc mu w znalezieniu Razaro. Nie zmieniało to faktu, że mimo wszystko sprzedawca w końcu uraczył go jakąś sensowniejszą odpowiedzią. - Więc którędy, jak nie w stronę Edo? - dopytałby tylko, spoglądając na mężczyznę, jakby wyczekując na jego odpowiedź, chociaż z pewnością zdawał się nie mieć zbyt wiele cierpliwości w tej kwestii. Jakby nie patrzeć, to gdyby nie musiał, najchętniej nawet by tu nie przyszedł - ale co mógł poradzić na słowa Pana.
- Aż trochę zdrętwiałem od tego siedzenia. - zarzucił na początek. - A więc ano jak widzisz lub nie widzisz, nieco czasu tutaj już siedzę a już z samą pewnością byłem tutaj przed tobą. No i nie należę również do typów co uganiają się za ofiarą. Jestem... niczym rybak, pająk - czekam aż ofiara sama wpadnie w moją pułapkę. Toteż tej nocy wiele osób tędy przechodziło a tym bardziej już demonów. - co już niekoniecznie było prawdą w jego słowach, ale hej! Skąd drugi demon miałby wiedzieć, że Otosuke kłamie? Kontynuując rozłożył ręce z płaszczem, okazując tu i tam zwisające niewielkie ozdoby, pierścienie, naszyjniki:
- A do tego moja pamięć jest słaba jeśli wiesz o co chodzi. Póki co pamiętam jedynie, że nikt w obranym przez ciebie kierunku nie zmierzał... - po czym przyjrzał się chłopakowi dokładniej. Hmm, może i wyglądał dobrze ale musiał też wziąć pod uwagę, że to demon jak on. Odzienie raczej niezbyt wiele świadczyło o jego statusie choć mógł się mylić. Zresztą, po co miałby tracić na to czas. Odwrócił się na pięcie zgrabnie sprzątając swoje stoisko i ruszył w tylko jemu znanym kierunku...
- ...Ale widzę, że raczej nie sprawisz bym sobie przypomniał! -
[z/t]
- Nieważne... - mruknąłby tylko pod nosem, aby zrezygnować nawet z opcji odpoczynku, a następnie ruszyć w dalszą drogę. Edo, huh? Może przynajmniej znalazłby swojego przełożonego tam na miejscu. Cóż... przynajmniej tylko na to mógł liczyć i iść dalej przed siebie, bo ktoś tego tak chciał.
[ z/t ]
- Coś tak czułem, że przesiedzimy tam cały dzień. Chyba się nie obawiasz ataku demona, co Yonka? - wypowiedział z cwaniackim uśmiechem na twarzy w stronę rudowłosej kobiety, idącej obok niego. Był zadowolony z ich aktualnej sytuacji, jeśli chodzi o to co się między nimi działo. Nadal oczywiście nie było tak, jak oboje by chcieli. Jednak skoro udało im się tutaj spotkać po tak zawziętej popijawie w pijalni, to pewnie już było nieco lepiej.
- Dawno tutaj nie byłem. Może się przejdziemy troszkę? Chyba że jesteś śpiąca, to cię odprowadzę do jakiegoś noclegu. - znał już odpowiedź, ale nie mógł się powstrzymać od lekkiej docinki w jej stronę. Co jak co, ale ta kobieta jest wytrzymała, oczywiście nie tak jak on, a przynajmniej tak uważał. Może coś ciekawego ich spotka w tej okolicy, a może umrą z nudów i skrócą spacer całkowicie i udadzą się w osobne kierunki, aby spocząć i zakończyć ten dzień.
Jakże więc zawiedziona była, gdy dowiedziała się, że przed ostatecznym powrotem miała wziąć udział jeszcze w ostatniej misji (co zmusiło ją do znacznego zboczenia z trasy i nadrobienia sporej ilości kilometrów).
Trasę pokonywała prężnie, nucąc sobie pieśni maści wszelakiej, siląc się owocami zerwanymi ze znalezionych dzikich krzewów i podziwiając wiejskie okolice. Po drodze spotkała nawet znajome twarze (również w trakcie pracy), co nieco rozchmurzyło wówczas ponurą łowczynię.
Innymi słowy — nie było najgorzej. Ale nie warto oceniać dnia przed zachodem słońca, a kiwi kiwi kiwi.
Do Edo dotarła, gdy słońce już szykowało się do zniknięcia za horyzontem. Ziemia oblana była ciepłymi, żółtymi promieniami. Nostalgiczny widok. Ta pora dnia zawsze przypominała jej dziecięce letnie wieczory. I lańsko po zmroku!
Zmęczona, obolała i nieprzyjemnie lepkim czołem przystanęła przed tablicą ogłoszeń, bez zainteresowania rejestrując najnowsze wiadomości. Otarła lico rękawem i rozprostowała się. Głód i pragnienie zaczęły doskwierać coraz bardziej. Swój prowiant wchłonęła gdzieś w połowie drogi, a to co znalazła było bardziej przekąską niż pełnoprawnym posiłkiem.
Właściwie to powinna się znaleźć w Edo dopiero w dniu jutrzejszym. Chciała mieć jednak nieco czasu na rozejrzenie się po mieście na własną rękę. No i upragniony odpoczynek.
Sięgnęła do sakiewki, która służyła jej za portfel. Krucho. Być może starczy jej na solidniejszy posiłek i herbatę, ale o miejscu do spania czy gorącej kąpieli mogła pomarzyć.
Mogę spać pod gołym niebem, ale muszę coś zjeść.
Na pewno przyjmie ją jakaś świątynia.
Ciemnowłosa zmierzyła wzrokiem okolice, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, kierunkowskazu, szyldu, czegokolwiek, co wskazałoby dalszą drogę. W końcu nigdy tu nie była. A jeśli była, to nie pamiętała i kompletnie nie znała ulic. Jeszcze raz zerknęła na tablicę ogłoszeń, jak gdyby ta osobiście miała wskazać jej drogę.
Nie chciała kręcić się bezsensownie między ulicami. Robiło się coraz ciemniej. Po długich rozmyślaniach Junko zdecydowała się na jeden z prostszych, acz wymagających sposobów — poprosi o pomoc przechodnia.
Tylko gdzie są wszyscy? Miejsce, w którym się znajdowała, miało być częścią ważnego, handlowego szlaku.
Kobieca sylwetka mignęła jej kątem oka. Kobieta skręcała w jedną z uliczek. Nie myśląc, ruszyła pędem w stronę nieznajomej robiąc niemały hałas, kiedy łańcuch jej broni i wszystkie tobołki, które ze sobą nosiła, zaczęły rytmicznie uderzać o siebie.
— Przepraaaaszam, panienko, halo! Proszę się zatrzymać! — wyprzedziła kobietę z długim warkoczem, zmuszając ją do przynajmniej zwolnienia kroku. Nie chciała jednak bidulki wystraszyć (w końcu nieczęsto podbiegają do ciebie spocone baby z bronią), ukłoniła się więc z uśmiechem na twarzy — Mam niewielką prośbę. Nie zajmę Pani dużo czasu. Jestem tutaj pierwszy raz, umieram z głodu i pragnienia, kończą mi się pieniądze. Gdzie zjem dużo i tanio? — palnęła bez precedensów. Po co miała się rozdrabniać?
Pozwoliła sobie przyjrzeć się kobiecie. Na oko w podobnym wieku co Junko. Bardzo urodziwa. Miała znajomy wyraz twarzy, nie to, że łowczyni skądś ją kojarzyła, chodziło jej o emocje wyryte w twarzy. Nieważne. Nieznajoma była również elegancko ubrana. Kimono zdawało się być zrobione z wysokiej jakości materiału, ale jakie ona mogła mieć o tym pojęcie. Rozwinięty zmysł wzroku czy coś, ekhem. Innymi słowy — musiała być bogata, a to znaczy, że mogła kazać Junko spierdalać, nazwać ją brudną wieśniaczką i tyle by było z pomocy. Zabójczyni wstrzymała oddech, licząc, że trafi na łagodną i wyrozumiałą sz-szlachciankę.
Zaraz. Jeśli kobieta rzeczywiście pochodziła z klasy wyższej niż niższej, co robiłaby w takim miejscu? I to sama? Na myśl rzuciło jej się jedno — demon. Nie wyczuwała jednak żadnej demonicznej energii. Podniosła jednak czujność, przygotowując się na każdą ewentualność. Oby nie.
Potrzebowała wąskiego przesmyku, ciasnego ujścia, żeby nie władować się z pełną mocą w nieustępliwe skalne uskoki rzeczywistości.
Wymknęła się z Ruri-do o świcie, zanim większość jej koleżanek zdążyła się wybudzić. Zwykle odsypiały noce spędzone z klientami, jednak niektóre miały sen tak płytki, że właściwie budziły się przy każdym najmniejszym ruchu wewnątrz wspólnych sypialni (chociaż ciężko to było nazwać sypialnią; to był bardziej po prostu jakiś zwykły pokój komunalny z paroma poduszkami). Ubrała się nieco odświętniej, ale tak, żeby nie zwracać na siebie uwagi ubiorem. Jej kimono było wykonane z lepszego materiału, prawie zahaczającego o ten, który zwykle był zarezerwowany dla misternych haftów i czarowania klientów, jednak dalej były to neutralne kolory, które założyłby każdy szanujący się i podążający za zasadami Japończyk przy kasie. Swoje długie włosy splotła jedynie w warkocz luźniejszy przy głowie, lecz coraz mocniej zawiązany w miarę jak szedł w dół. Związała go jedynie wstążką o podobnie neutralnym kolorze.
Wyjątkowo wzięła ze sobą nawet trochę pieniędzy. Było to dosłownie trochę – wystarczało jej jedynie na maksymalnie dwa posiłki w porządniejszych miejscach, choć pewnie gdyby zeszła z jakości (co nie było dla niej żadnym problemem), to pewnie miałaby na jakieś nieprzewidziane wydatki. Zwykle wychodziła bez pieniędzy, ponieważ takie przechadzki normalnie służyły tylko i wyłącznie jako sposób na wkurzenie swojej matrony. Pałętała się wtedy po ulicach, podziwiała stoiska, ale starała się raczej nie zostawać w jednym miejscu zbyt długo sama. Zawsze było ryzyko, że ktoś jednak ją rozpozna z twarzy i wtedy zgłosi do najbliższego samuraja, że „kurwa pałęta się poza kurwidołkiem, zróbcie coś z tym!” Nie przepadała za takimi sytuacjami, bo zwykle wtedy Madame przez chwilę próbowała ją jakkolwiek ukarać, a Yairi jedynie wzruszała ramionami i żartowała o stalowych kratach w jej pokoju, podobnych do tych, za którymi zwykle siedziały prostytutki i robiły za żywe okazy do podziwiania.
Niezwykle zabawne.
Spacerowanie w Tachikawie miało swoje plusy – zwykle pojawiali się tu jedynie przejezdni, więc obrót ludźmi był niesamowity i kogo poznała jednego dnia, tego mogła już nigdy w życiu nie zobaczyć. Rzadko kiedy ktoś ze statusem pojawiał się w tanich zajazdach, zatem ludność znajdująca się tutaj nie była raczej w obrębie docelowego klienta. Nie z takimi cenami i nie w przypadku uprawiania „sztuki”, do której była edukowana. Ten, kto pracował, żeby przeżyć, nie miał czasu na podziwianie elokwentnych haików wypolerowanych do bycia ostrymi szpulami wbitymi w plecy osoby siedzącej przy innym stoliku czy nie mieli cierpliwości na całość trwania ceremonii parzenia herbaty, jeśli to nie była faktycznie ważna okazja.
Życie tutaj było wyjątkowo przyziemne i było to całkiem odprężające w momencie, kiedy świat wydawał się na nią napierać.
Przystanęła przy tablicy, choć jedynie przeskakiwała po wybranych ogłoszeniach, nie wgłębiając się nawet w ich treść. Nie było to dobre z punktu widzenia jej dodatkowej pracy, którą parała się między pocałunkami z nieznajomymi, ale też ciężko to było nazwać pracą. Było to trochę jak igranie z losem, jak tańczenie w sukience ze słomy nad ogniskiem, jak kaprys, który mógł się skończyć jej pogrzebem. „Nie ma kto jednak za mną tęsknić”, powiedziałaby, chociaż wewnętrznie nie chciałaby się z tym zgadzać. Była w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, i chociaż może z początku jej zamiary były odpowiedzią na nałożoną na nią bierność wobec upływającego świata, obecnie znajdowała też ukojenie, zupełnie jakby grała partyjkę go, a nie unikała kłapiących zębów osób i istot, z którymi nie powinna była nigdy zadzierać.
Z zadumy jednak wyrwała ją nagła sylwetka, która pojawiła się przed nią, kiedy znudziła się oglądaniem tablicy bez faktycznego jej czytania. Do jej uszu dotarł kobiecy głos, a po podniesieniu głowy do góry była w stanie dopasować ten głos do głowy, z której się wydobywał. Przystanęła i z uwagą przyglądała się jak nieznajoma się kłania i uśmiecha.
Na ustach Yairi też pojawił się delikatny uśmiech. Może to była kwestia dnia albo uroda dziewczyny sprawiła, że zamiast bacznego obserwowania i oceniania swoich opcji i możliwości w rozmowie, to jedynie zauważyła, że miała ze sobą bardzo dużo rzeczy. Była zmęczona, pot szklił się w promieniach zachodzącego słońca, a brak pieniędzy i orientacji w terenie musiał popchnąć ją do pytania przechodnia o pomoc.
Przemknęło oirance przez myśl, że może dziewczyna była kolejnym Zabójcą Demonów, z którym ma do czynienia. Coraz bardziej dochodziła do wniosku, że może była jednym z tych, którzy przyciągają ten element rzeczywistości, o którym zwykli śmiertelnicy dowiedzieli się relatywnie niedawno, jeśli przypadkiem nie dowiedzieli się tak jak ona o istnieniu międzyrasowej wojny między ludźmi a demonami, będącymi stworzeniami zrodzonymi z ludzkich ciał.
Jeśli dziewczyna przed nią była faktycznie Zabójcą Demonów, to nie miała za bardzo co na to poradzić.
- Ma pani szczęście – odpowiedziała pogodnie, po czym zaśmiała się delikatnie i zakryła usta rękawem. – Akurat Edo znam lepiej niż własne rękawy. Na szczęście najbliższy zajazd jest bliżej niż blisko. Proszę się nie przejmować pieniędzmi, trochę mi zostało, więc niech to pani potraktuje jak zaproszenie na posiłek.
Trochę czuła się jak oszust, ponieważ nagłe granie dobrej duszy wcale nie sprawiało, że będzie czystsza. Zbliżał się wieczór, słońce zachodziło i oblewało pomarańczowym światłem zielone liście i kartki wypełnione tuszem. Miała za pazuchą suszone liście wisterii, które stanowiły jej jedyną obronę przed ewentualnym demonem.
Jednak skoro dziewczyna przed nią bezproblemowo stała w blasku słońca, to przynajmniej ta opcja wydawała się niemożliwa.
- Jestem Yairi – przedstawiła się. – Co sprowadza panią do Edo?
Pobożność ta była dla Junko pełna obłudy, wywoływała swego rodzaju obrzydzenie. I choć naturalnie bogobojni i bogaci bywalcy byli swojaką skarbonką, która utrzymywała świątynny przybytek przy życiu, Junko żywiła do nich nieprzyjmne uczucia (sama uważając się za osobę mogącą wypowiadać się w imię bóstw, taka była w końcu jej praca).
Nie liczyła więc na tak łagodne i łaskawe traktowanie. Ale kimże byłaby, gdyby nie spróbowała? Jeśli ostatecznie i tak miałaby skończyć na bruku (czy też chłodnych, świątynnych tatami), nie traciła niczego. To pseudo-motto kwitowało jej przez większość życia, przynosząc więcej zysków niż strat. A na pewno więcej nauk. Będąc więc naturalnie skorą do brnięcia w nieznane (pomijając również oczywiście platoniczne zauroczenie urodą panny Yairi), poszerzyła uśmiech jeszcze bardziej.
Gdzieś z tyłu głowy mignęło jej ostrzeżenie do samej siebie. Zuchwała postawa, niegodna kogoś, kogo wybrały niebiosa. Niegodna zabójczyni demonów. Jak łatwo przychodziło jej dopowiadanie nieznanych historii i życiorysów, pisanie wielkich bohaterów i okrutnych złoczyńców. Jak gdyby mogła uważać się za kogoś więcej, niż zwykłego śmiertelnika.
Szlachcianka czy nie, okazała się być iście dobra! Bo Junko, choć posiadała jeszcze ostatki sumki, którą zdecydowała się zabrać w podróż, nie zamierzała udawać nad wyraz skromnej! W końcu nigdy nią nie była. Poza tym, to przecież niegrzeczne odmawiać podarunków! Choć teoretycznie jeszcze niczego nie dostała.
Pomimo całej obwoluty emocji, którą aktualnie czuła, postanowiła zejść na ziemię — co w jej przypadku było nie lada wyzwaniem — i zachować się jak przystało na znającą choć podstawy dobrych manier dziewkę. Wpatrywała się w ciemnowłosą, szukając emocji, które wcześniej w niej dostrzegła. Z powodzeniem.
— Będzie mi niezmiernie miło. — ukłoniła się lekko. — Mam jeszcze resztki własnych oszczędzności. Proszę mi pozwolić kupić sobie choć dobrą herbatę. Albo sake. Co panienka woli. — chrząknęła. — Za posiłek będę dozgodnnie wdzięczna. Proszę mnie tylko wołać w razie potrzeby! — czy przesadzała? Absolutnie nie. Nagły ścisk żołądka uświadomił Junko, jak bardzo potrzebowała teraz ciepłego posiłku. A w zamian za niego potrafiłaby nawet zabić! Kobieta jej postury musiała jeść co najmniej jak wysoki nastolatek — dużo!
Imię nieznajomej dźwięcznie wybrzmiało w uszach zabójczyni. Powtórzyła je w myślach trzy razy, by na pewno nie wypadło z pamięci. Kolejno zadane pytanie wprowadziło w chwilę konsternacji.
Jej wyostrzone zmysły, intuicja i ogólne warunki zdążyły już potwierdzić, że nie miała do czynienia z demonem. Mogła mieć natomiast do czynienia z otwartą przeciwniczką Zabójców. Choć dla wielu ich profesja nadal pozostawała nieodkrytą zagadką, głosy się niosły, a wielu Japończyków rosło w świadomość. Rosły również różnice w opiniach. Ryzykowała więc utratą ewentualnej kolacji. O dobrym słowie czy szacunku nawet nie myślała, tego potrzebowała w końcu jedynie od siebie.
Nie była jednak osobą, która lubiła szerzyć nieprawdę. Otaczać się złą i fałszywą energią. Ba, nawet gdy odwiedzali ją najbogatsi szlachcice, a wtedy główna kapłanka polecała jej wydać im dobrą wróżbę, Junko trzymała się swoich wizji i wierzeń! Za co obrywała często siarczystymi policzkami, ostatecznie jednak wygrywając ten marny bój, bo złowrogie wróżby stawały się przestrogami i wiadrami zimnej wody dla zupełnie pozbawionych świadomości społecznych czy politycznych szlachciców. Ah, czasami mogłaby zatęsknić za ważnością jej własnego dorobku i słów.
— Yairi-sama. — tak zwany bezpieczny grunt. — Proszę, mów mi Junko, nie przywykłam do formalności, trochę mnie kłopoczą. — zdecydowała się na szczerość. Zwykle od razu rezygnowała z honorariów, najczęściej mając do czynienia z osobami o podobnym wieku i randze. Uważała je za niepotrzebną sztywność czy wymyślny drobiazg, który nie wnosił niczego do relacji czy konwersacji. Aktualnie posiadała jednak istotny cel, mianowicie utrzymanie przy sobie Yairi na przynajmniej czas kolacji. — Jestem w trakcie misji. Prawie — rzekła lekkim tonem, znowuż decydując się na prawdomówność. Jak zwykle nie miała niczego do stracenia — Do Edo trafiłam nieco szybciej niż planowałam, co nieprzyjemnie mnie wyczerpało, ale dało też możliwość wypoczynku i kolacji w chyba miłym towarzystwie, taką mam nadzieję — przechyliła delikatnie głowę, uśmiechając się. Trochę jej się wymsknęło, trochę nie chciała grać już tej wcześniej zaplanowanej roli. — Szczerze mówiąc, to przez chwilę podejrzewałam, że panienka Yairi może być dla mnie zagrożeniem. Jakkolwiek głupio to nie brzmi. — paplała trochę na około, tworząc niepotrzebną tajemnicę (a miało być szczerze), nie przywykła jednak do przedstawiania się, zwykle ludzie przybywali do niej wiedząc już kim jest. Delikatnym ukłonem i ruchem ręki zasugerowała, że obie powinny już ruszyć do wybranej destynacji. Słońce niebezpiecznie szybko zbliżało się do horyzontu. Junko potrzebowała nieco paliwa, nim miałaby być gotowa do ewentualnych, niechcianych starć.
— Panienka, jak rozumiem, pochodzi z Edo? — zagaiła. — I zwykle spaceruje samotnie po mieście o takiej porze? Bez obaw? — uniosła brwi. Pytała nieco pędzona swoim wścibstwem, nieco wyraźną konsternacją o bezpieczeństwo Yairi. Jeśli młoda kobieta nie miała pojęcia o istnieniu demonów, poważnie się narażała. Jeśli była bardziej uświadomiona, popełniała ogromną głupotę.
Nie odrywała od niewysokiej dziewczyny wzroku, nieco zafascynowana jej urodą, a przede wszystkim ulegała swoim tendecją do korzystania z możliwości własnego zmysłu i doszukiwania się niewidocznego.
Nowopoznana była urodziwej urody, ale Junko najbardziej urzekł długi warkocz eleganckiej szlachcianki. Sama była posiadaczką długich, gęstych włosów, jednak połysk i rzucająca się w oczy miękkość i dobra kondycja włosów Yairi zdecydowanie przebijała jej zmatowiałe i niepielęgnowane strąki. Nadawały jej one delikatności i klasy. Wyglądała schludnie, niemal bosko! To chyba właśnie to najbardziej dotknęło Junko. Wyglądała przy Yairi bardzo... ludzko, zwyczajnie! Nie czuła jednak zazdrości, a podziw. Jakiś niepisany cel, który powinna osiągnąć.
— Pospieszmy się, proszę! — rzekła, kiedy poczuła jak żołądek nieprzyjemnie kurczy się z głodu, wydając przy tym piekielne odgłosy. Potrzebowała dużej ilości ryżu!
Yairi nie wydawała się jednak osobą, która proponowałaby coś podobnego pochopnie. Najwyraźniej była na tyle znudzona i łaskawa, że nie było jej żal wydać na Junko trochę grosza. Więc i sama zainteresowana nie powinna się tym specjalnie przejmować.
Skinęła głową z uśmiechem i niewielką dozą podejrzliwości. Znowuż, albo droga Yairi była niesamowicie nowoczesną szlachcianką, albo co..? Niemniej jednak Junko nie lubiła całych tych oficjalnych ceregieli, z zadowoleniem przystała więc na propozycję.
Zabójczyni zdawała się jednak dostrzegać ten manieryzm wykształconych, bogatych dziewcząt. Zakrywanie ust, przytłumione uśmiechy, ogólna próba stworzenia pozoru bycia delikatniejszą niż w rzeczywistości. Bycie damą, innymi słowy. Nie to, że Yairi oceniała. Po prostu takie gesty były jej tak odległe, że przyglądała się im z ciekawością, trochę onieśmielona, że one rzeczywiście działały! I uświadamiały kim ona sama nie była.
Mogła się wahać, mogła się porównywać, mimo to pewniakiem było dla niej pragnienie dobrego jedzenia. Niedobrego w zasadzie też.
— A więc Yairi. — rzekła śmiało. Tyle jej wystarczyło, żeby się co do jej osoby przestawić. No nie tak całkowicie, ale odpuszczenie sobie uprzejmości działało zdecydowanie rozluźniająco.
Aż kolejne słowa jej towarzyszki nieco zaburzyły wcześniejsze postanowienie.
Zaczerwienione od wysiłku i ostrego słońca policzki zdawały się na ułamek sekundy zaiskrzyć nieco mocniej. Po głowie przebiegło jej sporo najróżniejszych myśli, jednak postanowiła nie poświęcać im żadnej większej uwagi. Posłała Yairi ciepły, szczery uśmiech i planowała zrobić to, co wychodziło jej najlepiej — zignorować. Obrócić wszystko w wygłup. Może nieintencjonalną frywolność.
Jeśli nie potrafiła przetworzyć jakiegoś typu uczuć, po prostu je ignorowała. W szczególności, jeśli miały związek z jakimkolwiek odczuwaniem pociągu do drugiej osoby. Szczególnie tej samej płci!
Rzeczywiście, w wielu kwestiach była naiwna jak proste dziewczątko. Od wieku nastoletniego nie udało jej się przeprocesować niektórych emocji, tkwiła więc w swojej bańce wygodności. Bo jeśli się o czymś nie myślało, to to nie istniało, prawda? Jak do tej pory zawsze wychodziło, ale najprawdopodobniej było to wynikiem tego, że nie potrafiła zawierać głębszych relacji. Nikt więc nie musiał walczyć o jej szczerość. Ona sama nie musiała się dla nikogo starać, ot co.
Okazało się jednak, że Yairi nieumyślnie jej w tym pomogła.
— Skłamałabym, mówiąc że te obawy są nieprawdziwe. Może i nie wyglądam, choć wyglądam, ale potrafię zmieścić w siebie niemałe sumki. Bogowie obdarzyli mnie końskim zdrowiem i nieludzkim apetytem. — odrzekła, nie zastanawiając się nad grubiańskim brzmieniem własnych słów. Koniecznie chciała wycofać się z poprzedniej, nieco zbyt jednoznacznie bezpośredniej wypowiedzi. — Oczywiście nie będę nadużywać twej szczodrości, Yairi-sama — dodała, przedrzeniając jej ton sprzed chwili. Twarz miała wykrzywioną w lekkim, zadowolonym uśmiechu.
A więc rodowita mieszkanka Edo. Wzmianka o wymykaniu się zainteresowała i skonsternowała Junko. Co dokładnie miała na myśli, dlaczego Yairi miałaby się gdziekolwiek wymykać? Nie potrafiła połączyć kropek.
I chociaż wierzyła w znajomość infrastruktury miasta kobiety, nie myślała o niebezpiecznych slumsowych dzielnicach czy innych miejscach, w których łatwo stracić sakwę z oszczędnościami. Demonom wystarczyła w końcu osłona nocy. Czasem nawet niebo spowite ciemnymi chmurami.
— Jasne, zawsze pomogę damie w opresji.
Czując na dłoni dotyk Yairi, poczuła się speszona. Rumieniec znowuż oblał jej policzki, ale zamiast błogiego zadowolenia była zakłopotana. Bo równie słabo, co z emocjami, radziła sobie z fizycznym okazywaniem sympatii. Czy ona powinna to robić? Co to właściwie znaczy? Czy to nie jest gest zarezerwowany dla bliskiej przyjaciółki? Dlaczego się tak zachowywała? To jakiś żart wobec Junko? Może i zrezygnowały z honoryfikacji, ale przecież dopiero się poznały. Nie rozumiała. Całe szczęście, nie musiała, bo chwilę potem dotarły do karczmy, a jej myśli zgromadziły się wobec jednego z jej ulubionych tematów — jedzenia!
Zająwszy miejsce, rzuciła na stół ostatki pieniędzy, coby wiedzieć na co w ogóle mogły sobie pozwolić.
— W aktualnym stanie koń wcale nie brzmi jak zła opcja. — słodko-słony zapach zajazdu drażnił pusty żołądek, który w tej chwili wydawał się zabójczyni związany w ciasny supeł. Co za tortury.
Sama również zamówiła ramen, tofu gotowane w sosie sojowym i dużą miskę ryżu. Do tego herbatę. Poprosiła o dzbanek tej wybranej przez Yairi.
Zniecierpliwiona i rozdrażniona stukała palcami o drewniany stół. Źle radziła sobie z głodem i zmęczeniem. Z odliczania sekund do posiłku wyrwało ją pytanie towarzyszki.
Czarnowłosa wzruszyła jedynie ramionami. Naturalnie wszelkie szczegóły dotyczące misji pozostawały tajne, nie czuła jednak potrzeby, żeby nadal (czy też jakkolwiek) ukrywać swoją tożsamość.
Istnienie demonów powinno stawać się powoli częścią świadomości japońskiego społeczeństwa. W wielu przypadkach już nią była, tak? Poza tym co chwila dało się widzieć jakiegoś nieludzko szybkiego szaleńca wymachującego kataną w dziwnym mundurku. Żaden samuraj, żadna szlachta. Czasami z pysków biło im chłopstwo.
Coś się święciło, więc sprawiedliwym było informowanie cywili o stanie rzeczy.
— Ah, Yairi-san. Oczywiście, że są bezpieczne. — trochę nieumyślnie znowu ją przedrzeźniła, miał być to jednak koleżeński przytyk niźli prześmiewczość. Kiedy jednak łapała z nią kontakt wzrokowy, szybko odwracała spojrzenie. — Jesteś wierząca? — zapytała wprost. Siedziały na przeciwko siebie, więc mogła dokładnie przyglądać się jej twarzy. Skrupulatnie omijała jednak oczy.
— W zasadzie moja misja to żadna tajemnica. W końcu dotyczy was wszystkich. No, mieszkańców Edo. w każdym razie... Wiedziałam, że bóstwa są kapryśne i lubią robić ludziom na złość. Że nie ma zła bez dobra i inne bzdury, bla bla. Ale... — podziękowała skinieniem głowy kobiecie, która przyniosła im zamówienie. Nalewała do czarek herbatę, kontynuując swój wywód. — coś takiego... Jestem w stanie przysiąść, to coś więcej niż boży gniew. O demonach mówię. Zawodowo zabijam te skurwiele — udało jej się wreszcie dotrzeć do sedna. — Jeśli należysz do tej nieświadomej części społeczeństwa, Yairi-san, to proszę bardzo czy coś... — Prostolinijnie, bo jak inaczej o tym mówić? Wsunęła do ust makaron głośno przy tym siorbiąc. Poczuła jak jej mięśnie się rozluźniają.
Jej założenie o niewiedzy Yairi brało się stąd, że ona sama przez bardzo długi czas nie miała pojęcia o istnieniu demonów. Nie była pewna czy plotki do nich nie docierały, czy starsi kapłani byli zaślepieni własną wiarą i celowo zatajali wiarygodne informacje. Stosunkowo późno poznała prawdę. Może wcześniej sama nie chciała jej poznawać? Wszystko jedno. Poza tym, długowłosa towarzyszka mogła być zwyczajnym niedowiarkiem — szczególnie, że lubiła wieczorne spacery i igranie z własnym losem!
— Pewnie świadomie lub nie spotkałaś już jakiegoś samobójcę paradującego po mieście z bronią. — kęs ryżu, łyk gorącej zupy, trochę tofu. — No, więc jestem tutaj zająć się takim jednym, szczegóły nie są jednak takie interesujące. — łyk herbaty. — Dlatego ratujesz mi życie tą kolacją. Myślałam, że padnę trupem. — i jeszcze dwa kęsy. — A ty, Yairi, bez urazy, ale co tutaj robisz? Nie wyglądasz na osobę, która się powinna zapuszczać w takie miejsca. — posłała jej znad parującej zupy ciekawskie spojrzenie. — Moja teoria, to... jesteś uciekinierką, bo masz dosyć nudnego dworskiego życia. Albo z miłości! Zakazany romans. — znowuż najpierw mówiła, potem myślała. Ostatecznie jednak uznając, że to całkiem przyjemna gra na przełamanie lodów i poznanie nieco swojej nowej znajomej.
Nie możesz odpowiadać w tematach