Tak naprawdę miała to wszystko w dupie.
Może nawet lepiej, kiedy tacy narwańcy próbują obejść swoje rany i obrażenia, chcąc pójść tylko chwilę pomachać bokkenem. Była trochę jak niektórzy zrzędliwi członkowie zastępu medyków w Yonezawie, podeszli i znudzeni życiem, którzy potrafili się obrazić na cały świat za chociażby przypadkowe pominięcie długiej listy ich zasług dla pracy oddziału Zabójców Demonów. Oni wszyscy mogliby sczeznąć, wraz z tymi młodzikami, którzy nie potrafią zrozumieć, że samą determinacją nie zdziałają niczego, a już szczególnie, kiedy nie mają na poparcie tego umiejętności. Na wszystkich bogów, jak ją irytują tacy egoistyczni samozwańczy zbawiciele świata, którzy nie potrafią wyjąć głowy z własnych tyłków.
Pokiwała głową w odpowiednich momentach. Przytaknęła tam, gdzie trzeba. To było w sumie dosyć dziwne uczucie, kiedy jednocześnie chciała się wyłączyć z tej rozmowy i udawać, że słucha, ale jednocześnie słuchała każdego elementu jego historii niemal z zapartym tchem. Gdyby miała po tej rozmowie ocenić Yuichiro, powiedziałaby, że jest niezwykle przewidywalny i nudny. Co jednak nie należało brać negatywnie, o nie, negatywnie wyrażała się przede wszystkim o osobach, których szczerze nienawidziła. Do nudnych osób żywiła coś w rodzaju politowania, jakby zachęcała do skoku pieska, który nie umie nic.
Tacy przewidywalni i nudni ludzie bardzo często robili swoje, co albo kończyło się stagnacją, albo zaskakującą karierą. Gdyby miała przewidzieć, w którym kierunku pójdzie on… Powiedziałaby, że raczej w kierunku udanej kariery. Chociaż potrafiła o nim powiedzieć tak nadużywane frazy jak „uprzejmy”, „miły”, „urokliwy”, to potrafiła zauważyć dedykację, jaka się kryła za każdym z jego ruchów. Za każdym jego słowem. Wierzył w to, co mówił. Był szczery i nie potrzeba było geniusza, żeby to zauważyć. A szczerzy ludzie są o tyle ciekawi do rozłożenia na czynniki pierwsze, że widzisz wszystkie słabości i mocne strony, a próbujesz się dowiedzieć, co za tym wszystkim się kryje.
Bardzo często nic. Bo szerzy ludzie rzadko kiedy mają cokolwiek do ukrycia. Bo gdyby mieli, to nie mogliby być szczerymi.
- Nie, nie, w porządku – zapewniła. Jak już zostało to ustalone, była to częściowa prawda. - Słucham z naprawdę ogromnym zainteresowaniem.
Chwilę się zatrzymała. Następny temat był grząski, należało przejść przez niego delikatnie, nie dając mu za dużo okazji do zadania pytań. Im więcej pytań będzie zadawać, tym bardziej będzie musiała się odkryć, a im bardziej będzie musiała się odkryć, tym gorzej się to mogło dla chłopaka skończyć. A wbrew pozorom wcale nie kręciło ją zabijanie. Zdecydowanie bardziej wolała bawić się nimi dopóki sami nie rozlecą się drobny mak.
- Rodzina jest ważna, jednak wiadomo, jak to wychodzi w praktyce. Są różne sytuacje życiowe, więc to, co dla mnie jest normalnie, dla kogoś nie musi być. – Były to zaskakująco prawdziwe słowa. W końcu na własnej skórze doświadczyła performatywność rodzin i ich silnej więzi. Posmakowała jak to jest całować stopy ojcu, jak bolesne jest uderzenie od siły wyższej, jak to jest być pozostawionej samej sobie w najgorszych sytuacjach. Jego rodzina myślała, że nie żyje? Przynajmniej jego rodzice żyją. Byłaby rozczarowana, gdyby zaczął opowiadać jej smutną historię jak to stracił swoich rodziców, jaki to on był biedny, jak zamierzał dorwać ich zabójcę, bla, bla, bla, bogowie, jakie to nudne. - Mogłabym powiedzieć, że jesteś tragicznym synem, ale też mogłabym powiedzieć, że zazdroszczę twojej pozycji. – W sumie to była ciekawa myśl. Co prawda wtedy nie żyłaby w luksusach z mężem, ale dałaby radę. Ostatecznie do życia wystarczyła jej wiedza medyczna i źródło pożywienia. Kanna mógłby podpijać z niej krew. Co jednak musiała powiedzieć, to posiadanie ogromnej rodziny miało swoje plusy, które już poniekąd podsunęła. - Wytłumaczenie swojej sytuacji rodzinnej jest zawsze… ciężkim zadaniem. Jest zbyt wiele niuansów, których nie da się wytłumaczyć podczas jednej rozmowy, bo trzeba byłoby to przeżyć.
Z tym stwierdzeniem akurat się całkowicie zgadzała. Ktoś mógłby powiedzieć, że jej ojciec jest okropną figurą na cesarskiej planszy, ale ten ktoś nie zrozumiałby dokładnie co to znaczy, że jej ojciec nie zasługuje na nazywanie go człowiekiem w najmniejszym stopniu. Mogłaby go dopytywać o szczegóły, kiwać głową ze zrozumieniem, ale oferowałaby mu tylko fałszywe poczucie zrozumienia. Nie da się zrozumieć tego, co drugi człowiek ma na myśli, dopóki nie przeżyje się tego na własnej skórze. Zatem tylko ładnie się uśmiechnęła i kontynuowała wątek.
- Potrafię docenić proste motywacje. Te wszystkie lotne ideologie potrafią być jedynie kurtyną z papieru, za którą kryje się prawdziwy powód, dużo bardziej przyziemny. – Spojrzała w swoją czarkę z herbatą. - Chęć do zabijania. Chęć do obrony. Nuda.
Jaka była jej motywacja? To jest jej sekret, który zabierze do grobu, haha (<3)”
Kiedy Yuichiro skończył jeść, uśmiechnęła się nieco szerzej. Zastanawiała się, jak on odczuwał smaki. W końcu nie wiedziała, jaki jest jego zmysł. Może tak jak ona smakował życie w każdym jego aspekcie? Albo podsłuchiwał jak biło jej serce? Widział jej prawdziwe oblicze przez jej starannie nałożoną maskę? Czuł jak życie tętni pod jego palcami?
Zostały resztki w jej czarce, ale nie zamierzała ich dopić. Raczej nie zamierzała.
- I jak? Smakowało? – zapytała z wyczuwalną ekscytacją w tonie. Jakby nie mogła doczekać się jego odpowiedzi. Nie warunkowała ona niczego konkretnego, może poza nic nie znaczącą uwagą na temat tego, czy znał się według niej na kuchni. Co jak co, ale każdy krytyk Owariyi musiał mieć coś nie tak z językiem. To było zdanie, którego zamierzała się trzymać do końca. Przecież ten tutejszy makaron tutaj jest taki dobry!
- Aż tak irytuje Cię takie podejście?... Czyżbyś lubiła być zdominowana i skarcona, czy może jest całkowicie odwrotnie? - Uśmiechałem się bezczelnie, byłem ciekawy jej reakcji i zachowania. Pytanie było śmiałe i z podtekstem, ale nie było one aż tak wulgarny, czy niegrzeczne no i na pewno dobrze przełamie atmosferę i ją ożywi. Przyglądałem się jej uważnie, jakbym próbował coś wyczytać z jej mimiki twarzy czy gestykulacji. Nie widziałem niczego szczególnego, chociaż momentami czułem, jak gdzieś uciekała myślami albo krótkie zawahania się i przerwy w wypowiedzi.
- Straszny ze mnie egoista to fakt, lepiej im będzie beze mnie. Za młodu nieustanie były ze mną problemy, ale kto chciałby żyć w złotej klatce jak kanarek, który nie może rozprostować skrzydeł..... Czego tu zazdrościć, samolub, który wolał uciec bez słowa wyjaśnienia, niż spróbować wywalczyć swoją wolność... Bardziej tchórz niż wojownik. - Mówiłem to z delikatnym uśmieszkiem na ustach, znałem swoje dobre i złe strony, wiedziałem, że niedojrzale się zachowałem wtedy i wcale nie można mnie tłumaczyć, tym, że chciałem walczyć z demonami. - W tamtym momencie chciałem przygody... - Wcześniej racjonalizowałem swój wybór, wmawiając sobie, że zrobiłem to dla Mae, żeby nie była sama, ale przecież nawet jej nie szukałem w Yonezawie, no może przez pierwszy tydzień później wyparłem ją ze świadomości.
- To fakt, nie można postawić się na czyimś miejscu, o ile wcześniej nie doświadczyło się dokładnie tego samego, nikt nie zrozumie utraty kogoś bliskiego jeśli nie poczuł takiej samej pustki. A tym bardziej nikt nie powinien podważać czyjeś determinacji czy umniejszać celą, które sobie obrał. Niejednokrotnie słyszałem, jak młodzi członkowie korpusu chcieli zbawiać świat albo zgładzić Muzana, czy podzielałem ich wizje?... Nie bardzo, ale nie miałem prawa im mówić, co powinni robić ze swoim życiem, mimo że będą gonić za białym króliczkiem do ostatniego dnia swojego życia.... Ja mam bardziej egoistyczną pobudkę... Po prostu nigdy więcej nie chciałem czuć się bezsilny i słaby, aby nikt nie dyktował mi warunków. - Uśmiechnąłem się w jej kierunku, nie zamierzałem się kłócić, czyje podejście było lepsze i które zasługiwało na zaszczyty, nie każdy robi, co chce i przejmuje się swoim sumieniem, a nie drugiej osoby. Gdyby tylko wiedziała, że podczas mojej krótkiej kariery, już dwa razy nie zaatakowałem demona, które spotkałem poza misją czy polowaniem.
- Tak było bardzo dobre, makaron był sprężysty i nierozgotowany, warzywa bardzo fajnie uduszone z mięsem i do tego ten bulion był przyprawiony odpowiednio i ostrawo tak jak lubię. Z reguły zawsze musiałem dodawać wasabi do jedzenia, żeby zrobiło się ostrzejsze, a tutaj już kuchnia zadbała, żeby nie było mdłe. Pozytywnie zaskoczyło mnie to miejsce, ten chłopaczek, który mnie tu przyprowadził, miał racje. Cieszę się, że na niego przypadkiem wpadłem, inaczej nie zjadłbym wybornego jedzenia, w dobrym towarzystwie. Chociaż w trasie nie miałem co wybrzydzać, ale dobrze zjeść coś pysznego raz na jakiś czas, delektowanie się posiłkiem to była jedna z niewielu przyjemności, które mogę robić w tym zawodzie. - Ciężko było mi ją rozgryźć, momentami była pobudzona i bardzo ciekawska, a innymi mocno neutralna i wycofana, chociaż to może przez to, że zadawałem jej pytania o rodzinę.
albo ją przed sobą stworzę
Gdyby Kanna kiedykolwiek chadzał na panienki, to dopilnowałaby, żeby każdy ślad po jednorazowej panience zastąpić własnym. Miłość romantyczna miłością romantyczną, ale jako małżeństwo mieli swoje powinności wobec drugiego. I jednym z tych przymiotów była lojalność. Odpowiedzialność za to, kogo się oswoiło, jak to by w przyszłości ujął pewien francuski pisarz.
- A co jeśli lubię? – zapytała, nie dając się za bardzo zbić z tropu. Potrafiła się w tym temacie obracać, nawet jeśli chciałaby jedynie zdzielić wszystkich, którzy wpadliby na tak durny pomysł. Mogłaby wymalować sobie na czole „Własność Matsumae Kanny” albo wyjąć drewniany mon jego rodu i uwiesić na szyi, jednak pewnie zwracałaby na siebie niepotrzebną uwagę. Niepotrzebną w sensie nieprzychylną, bo gdyby od niej to zależało, to bardzo chętnie nawet uniżyłaby się do bycia dodatkiem do imienia swojego męża. - Byłbyś w stanie wziąć za to odpowiedzialność?
Zbliżyła się i chwilę przeskakiwała wzrokiem po rudym Zabójcy Demonów, zupełnie jakby go oceniała pod kątem wizualnym. Jakby całkiem na poważnie przez chwilę to rozważała, ale szukała jakiejkolwiek skazy, która byłaby wystarczającym pretekstem, żeby to żartobliwe nawet zainteresowanie zdusić w zarodku. Tak, sprawiała wrażenie zainteresowanej, żeby wprawić chłopaka w zakłopotanie.
Odsunęła się.
- Zresztą przykro mi cię rozczarować, ale jestem mężatką – odpowiedziała, po czym zaśmiała się delikatnie i melodyjnie, zasłaniając usta rękawem. Mógł ten temat pociągnąć w jakąkolwiek stronę – na przykład zapytać czy to nie jest trochę sprzeczne z jej pozycją jako kapłanki, bo czy oddanie się mężowi to nie jest zbrukanie czystości? A ona by odpowiedziała, że chociaż jest kapłanką, to jest przede wszystkim córą Narukawów, którzy potrzebują każdego potomka, nawet jeśli potem skończyłby jako zapomniane dziecko z głównej gałęzi, o którym wszyscy myśleli, że jest z piątej wody po kisielu.
Słuchała Yuichiro ze spokojnym zainteresowaniem, bardziej notując informacje w głowie niż oferując swoje przysłowiowe ramię. Oczywiście kiwała głową i pomrukiwała w odpowiednich momentach, a jeśli chłopak podejrzewał, że się wyłączała – mogła łatwo odbić piłeczkę, że nie, wcale nie, dokładnie słuchała. Na przykład o tym, że opuściłeś rodziców w poszukiwaniu za jakąś dziewuchą, o której właściwie zapomniałeś, po czym oddałeś się – powiedzmy – duchowej drogi do samodoskonalenia się w korpusie odpowiedzialnym za posyłanie demonów do piachu (figuratywnie ujmując, w końcu demony znikają jak kamfora, co nie?).
- Zdecydowanie potrafię docenić twoją szczerość – odpowiedziała, jakby podsumowując wszystko, co jej powiedział. Nie czuła jakiejkolwiek potrzeby komentowania tego; zresztą miała na tyle obycia w społeczeństwie, żeby wiedzieć, że próba psychoanalizy lub rozwiązania problemów, których nie ma, byłoby strzałem w stopę. Pewnie nie odbierałby tego jako kardynalne naruszenie jego prywatności i nietykalności osobistej, ale raczej dałby znać, że nie życzy sobie tego rodzaju komentarzy. Albo inaczej – zacząłby siebie uniżać, wyrzucać sobie, atakować samego siebie. A takie sytuacje nudziły ją jeszcze szybciej niż mogłoby się to wydawać.
Pozytywnie została jednak zaskoczona jego bardzo wyczerpującym opisem kulinarnym. Zastanowiła się przez chwilę, czy może Yuichiro także operował zmysłem smaku, po czym jednak odrzuciła ten pomysł, bo pewnie dużo szybciej by się z tym ujawnił. Dużo szybciej dałaby radę to wyłapać. Co jak co, ale każdy Zabójca Demonów miał pewien zestaw odruchów związanych z jego zmysłem. Jej? Przełykanie śliny. Oblizywanie się. Skupianie się na smaku. Czasem zbyt ochocze lub zbyt niewielkie zainteresowanie zajadaną potrawą. Wystarczyło wiedzieć, czego szukać i w jakiej sytuacji, żeby móc stwierdzić, z kim ma się do czynienia.
- Bardzo mnie to cieszy – odpowiedziała. To stwierdzenie zawierało trochę szczerego zadowolenia – czy to ze względu na jedzenie, czy to ze względu na chłopaka, to już tylko Sua będzie wiedzieć. - Słyszę, że mam praktycznie do czynienia z prawdziwym koneserem.
Zwróciła się do jednego z kelnerów, którego zatrzymała gestem dłoni, kiedy przechodził obok nich.
- Proszę zapisać zamówienie mojego gościa na mój rachunek – powiedziała, a jej ton, choć uprzejmy, to dawał znać, że nie przyjmowała żadnej odmowy. Zapłaci za niego i już, niech nie próbuje jej przekonywać nawet. Przysługa zawsze zostanie zapamiętana i zamieniona w kartę przetargową. Ale to później, dużo później. - Przyślę później posłańca z pieniędzmi.
Kiedy kelner odszedł, wstała ze swojego miejsca i spojrzała na zewnątrz. Robiło się z każdą chwilą ciemniej i ciemniej, co oznaczało, że coraz więcej demonów wyłaziło ze swoich kryjówek.
- Obawiam się, że powoli czas na mnie. – Odwróciła do niego. - Powiedz, gdzie się zatrzymujesz? W końcu o zmroku jest tu bardzo niebezpiecznie.
Delikatnie nawiązała do jego poprzedniej wypowiedzi o jej bezpieczeństwie. Nawet nie wiesz, że nie ma żadnego innego miejsca, w którym czułabym się tak bardzo u siebie, jak tutaj. Nawet nie wiesz, że nie może być żadnego innego miejsca, które by mnie przyjęło. Nas przyjęło.
- No... jeżeli lubisz, to nie ma w tym nic złego... gorzej jeżeli byłoby odwrotnie.- Odpowiedziałem na jej pytanie, nie byłem w stanie stwierdzić czy po prostu podtrzymywała rozmowę przez hiperbole, czy może faktycznie lubiła, być pod kimś dosłownie jak i przenosi. Chociaż, czy byłoby to aż tak dziwne? Chyba tak naprawdę każda kobieta lubiła w większym lub mniejszy stopniu, dopóki był odpowiedni mężczyzna. Drugie pytanie nieco podkręciło tempo, tego z pozoru niewinnego pytania. Może była kapłanką, ale jak widać moja teza z początku, miała pokrycie ina pierwszym miejscu ciągle była kobietą.
- Nie dowiemy się jeżeli nie spróbujemy, ale ostrzegam... potrafię być gorący, czasami aż za bardzo. - Na mojej twarzy pojawił się pewny siebie uśmiech. Odpowiedziałem jej i pozostawiłem lekki niedosyt, tak jak nie miałem pewności czy bym sprostał jej oczekiwaniom, tak samo nie mogłem powiedzieć, żeby mi się nie udało. Przyglądała mi się uważnie i obcinała mnie z bliska, dlatego nie pozostałem jej dłużny i sam również zawiesiłem wzrok na jej kobiecych atrybutach i twarzy.
- No to prawdziwy szczęściarz z niego. Żeby ktoś zyskał, ktoś musiał stracić, oby wam się dobrze wiodło. - Powiedziałem ze szczerym uśmiechem na ustach, a w głosie nie można było usłyszeć nawet grama fałszu czy zawiści. Miała męża, ale była kapłanką, czy to nie powinno się w jakiś sposób wykluczać? Przynajmniej w teorii, ale mi to nie przeszkadzało, nie byłem fanem krepujących ograniczeń, tak długo jak nikt nie kogo nie krzywdzi, każdy powinien być sobie sam sterem, żaglem i kadłubem. Jeżeli była zadowolona ze swego życia, to jedyne co mogłem to jej przyklasnąć i cieszyć się jej szczęściem. Pokiwałem twierdząco głową, gdy tak jakby skomplementowała moją szczerość, nie uznawałem jej za coś wartego uwagi, po prostu taki byłem. Potrafiłem rozmawiać prawie na każdy temat i nie wiele było rzeczy, które wolałbym przemilczeć czy zachować dla siebie.
- Nie przesadzałbym, po prostu lubię dobrze zjeść no i sam co nieco gotuje, ale to nie moja liga, przyznam szczerze. Chociaż kto wie może za kilka lat uda mi się zbliżyć do takiego poziomu. - Zaśmiałem się delikatnie i podrapałem po potylicy. Jej zachowanie było miłe, ale nie musiała tego robić, nie musiała robić mi takiego prezentu, nie była mi nic winna, ale nie zamierzałem odtrącać jej gestu i dobroci. Tylko będę musiał później się jej jakoś zrewanżować, jedzenie tutaj nie kosztowało fortuny, ale liczyły się same chęci.
- W sumie to trochę się zasiedziałem, miałem coś zjeść, zrobić zakupy i ruszyć dalej w drogę, ale tak miło mi się z Tobą rozmawiało, że straciłem rachubę czasu... Mogę Cię odprowadzić do Twojej posiadłości, co by twój mąż nie musiał się martwić, a później najpewniej opuszczę miasto i ruszę do innej wioski, w oczekiwaniu na kolejne wezwanie. Taki już był mój los, nigdzie nie mogłem zbyt długo zagrzać miejsca.- Nie obawiałem się demonów, byłem wypoczęty, najedzony i gotowy, gdybym na któregoś wpadł, na pewno tanio skóry bym nie sprzedał, ale nie zaszkodzi odprowadzić pani doktor do jej domu. Nawet jeżeli była rozpoznawana i szanowana w tym mieście, to dla demonów nie była niczym innym jak apetycznym kąskiem.
albo ją przed sobą stworzę
Czy można to było potraktować jako sprzyjający omen? Zdecydowanie, pytanie tylko brzmiało sprzyjający czemu?
Zasłoniła w końcu usta rękawem, a jej ramiona trzęsły się jeszcze od tłumionych chichotów i parsknięć. Wzięła dwa głębokie oddechy, po czym znowu zwróciła się do chłopaka. Wyraz jej twarzy był pełen radości i rozluźnienia, nawet jeśli myśli w jej głowie obecnie przypominały czarną smołę.
Gorące to są węgle piekieł, do których cię sprowadzę, jeśli kiedykolwiek mi się napatoczysz, chłoptasiu.
- Widzę, że ktoś tu jest bardzo pewnych swoich umiejętności – powiedziała lekkim tonem. Nie był to ton stawiający do pionu, o nie. Brzmiała dokładnie tak, jak się prezentowała – czyli jakby Yuichiro po prostu bardzo ją rozbawił. W kącikach oczu znajdowały się malutkie łzy, które otarła z gracją. Ponownie: ktoś mógłby to odebrać jako jawną zniewagę, ktoś jako oznakę ogromnego zadowolenia. - Twoja wybranka będzie na pewno zadowolona z twoich możliwości.
Zakłopotanie chłopaka wyglądało na dobrą inwestycję w przyszłość. Przysługa za przysługą, aż w końcu uzbiera się taki dług i/lub zaufanie, że może będzie miała jedną szansę na zażądanie od niego czegoś naprawdę ogromnego. Jedną szansę, ponieważ mogłoby to znacząco wpłynąć na ich relację. Jedną szansę, ponieważ nigdy nie wiadomo co przyjdzie jej do głowy.
- Gotujesz? To bardzo ważne – powiedziała, podtrzymując jeszcze rozmowę. Dodatkowe słodkie słówka nie zaszkodzą, dodatkową korzyścią było obserwowanie jak rudowłosy z pewnym skrępowaniem przyjmuje jej komplementy. Ot, taka drobna zabawa. - Ja pod tym względem jestem beznadziejną żoną. Potrafię mieszać mikstury i dobierać leki z należytą dokładnością, ale gotowanie mi jakoś nie wychodzi. – Westchnęła. - Mój mąż jest doprawdy wyrozumiały.
Nie to, żeby to teraz miało jakąkolwiek wartość, pomyślała. I tak niczego poza krwią i flakami zjeść nie może, więc niewielka to dla niego strata. Plus i tak niczego nie pamięta. Nie pamięta pałeczek tańczących wokół moich oczodołów za spieprzenie tak prostej czynności jak ugotowanie ryżu i jajek. Ciekawe czy któregoś dnia by przyszedł i wysmarował mi całą twarz cudzą krwią.
- Ach, rozumiem. Wieczny wędrowiec. – Pokiwała głową z uznaniem. To była poniekąd dobra wiadomość. Zawsze najniebezpieczniejsi byli ci, którzy tu przyjeżdżali na stałe, którzy mieli regularne tu misje i patrole. Należało wtedy rozplanować wszelkie ich spotkania w czasie, żeby przypadkiem nie postanowili przeszukać okolic jej posiadłości w czasie, kiedy mężuś akurat szaleje z głodu. - Zatem życzę ci udanych podróży i szerokich dróg.
Zaprowadzić ją do posiadłości… Cóż za romantyk. Uśmiechnęła się jedynie uprzejmie i pokręciła głową. Absolutnie nie. Pomijając jej mały sekret w postaci jej demonicznego męża, Narukawowie chyba mają w genach tą taką chorobliwą skrytość w sobie, jakby zajmowali się czymś absolutnie wzbudzającym pogardę i plamiącym honor. W przypadki jej ojca było to dosyć adekwatne, ale przecież ten ród wcale nie był taki nawiedzony. Mimo że byli duchownymi i opiekowali się duchowością mieszkańców Kioto, jej przodkowie byli przyziemnymi ludźmi pełnymi szacunku do innych i aspirującymi do oddania się ludowi. W którym momencie przestało to być potrzebą prywatności, a obsesyjnym patrzeniem ludziom na ręce?
- O mnie się proszę nie martwić. Dam sobie radę. – Wstała i otrzepała odruchowo swoje ciuchy. - Kiedy jesteś tutejszy, to znasz nie tylko miasto, ale i jego wszystkie cienie.
Ukłoniła się i skierowała się do wyjścia. Zanim jednak przekroczyła przez próg przybytku, odwróciła się do młodego Zabójcy Demonów i posłała mu delikatny, trochę formalny uśmiech. Ponownie wykonała ukłon głową.
- Udanej podróży, pomyślnego ukończenia misji i do zobaczenia, Yuichiro.
I wyszła.
//ZT//
- W końcu pewność siebie to dość kluczowa cecha prawie w każdym fachu... Dla lekarza, czy wojownika to już praktycznie żadna różnica... Byleby nie przerodziło się w pychę, która przysłoni własne słabości i doprowadzi do zguby. - Uśmiechałem się na jej słowa, w końcu nie powiedziała tego negatywnie, żeby mi to wytknąć a tylko stwierdziła fakt. Bo taka była prawda, byłem pewny siebie, ale nie brało to się z niczego, tylko mojego doświadczenia, które mogłoby się zdawać bardzo krótkie dla niektórych osób, ponieważ nie należałem do najstarszych osób. - To miło, że tak myślisz... W końcu mężatka na pewno wie, co mówi. - Uśmiechnąłem się do niej szerzej, jej komplementy nie peszyły mnie. W końcu już nie byłem młokosem, no i jeszcze często to słyszałem, więc czas spędzony na naukach z Orian nie poszedł na marne. Chociaż nie uważałem siebie za najlepszego amanta w naszym kraju, to i tak wiedziałem, że potrafię przywołać szczery uśmiech na ustach kobiet i wzbudzić w niej ciepłe myśli, jak długo tego chciałem.
- Trochę tak. Chociaż na początku zrobiłem to bardziej z nudy i chęci spełnienia babcinej potrzeby... To później bardzo to polubiłem, jest w tym coś takiego, że czuje się spełnienie. Oczywiście o ile to, co się ugotuje, komuś smakuje, nic dziwnego, że szefowie kuchni starali się jak najlepiej wywiązywać ze swoich obowiązków... Nie uważam, żeby do tego był potrzebny jakiś szczególny talent, ale jeżeli nie sprawia Ci to przyjemności, w żaden sposób to nie ma sensu się z tym męczyć i zmuszać. - Odpowiedziałem jej krótko, w końcu nie każda kobieta musiała umieć gotować, nie lubiłem tych płciowych podziałów obowiązków.
- Lubie czasami zażyć trochę luksusu, żeby przypomnieć sobie lata młodości... Ale w naturze jest coś majestatycznego, tam nie trzeba nikogo udawać, można być sobą. - Brzmiałem, jakbym delikatnie odpłynąłem myślami, to nie tak, że w mieście udawałem kogoś innego. Po prostu tam było się całkowicie wolny i nie skrępowanym, normami społecznymi, tam wszyscy byliśmy równi.
- Dzięki, to również bezpiecznej drogi... Do zobaczenia, obyś była w domu medyka, kiedy zajdzie taka potrzeba, Sua.- Ukłoniłem się, w jej stronę. Nie zamierzałem się jej narzucać, dlatego uszanowałem jej decyzje. Poprawiłem ubranie i miecz za sznurem. Wyszedłem na zewnątrz, odprowadziłem ją wzrokiem i ruszyłem po mały prowiant, a następnie opuściłem miasto.
Z/T
albo ją przed sobą stworzę
Rintarou kroczył frywolnie przy jego boku, całą drogę do Kioto gęba mu się nie zamykała — wręcz zachowywał się, jakby czerpał z tego spotkania jakiś rodzaj frajdy. Jednakże za każdym razem, gdy jego dwulicowe, błyskające srebrem spojrzenie opadało na sylwetkę demona, zalążek podobnej myśli pękał, nim zdażył się jakkolwiek zakorzenić.
Zdawali się dotrzeć na miejsce. Poprowadził Ichitarō w uliczkę, na tył restauracji, gubiąc się w ciemnościach; w jej gęstym odcieniu widać było jednak poruszające się długie poły szat i szkarłatną wstążkę oplątującą wysoki kucyk. Stanął przy zdezelowanych drzwiach, obrócił się i oparł o nie plecami, przywdziewając na usta niepoprawny uśmiech.
— Pamiętasz te okolice? — zapytał, gapiąc się na niego w tym kompletnym mroku. Przekrzywił zaciekawiony łeb. — Wielu sądzi, że nie dotrzymuje słowa, że kłamię i mataczę. Że jestem ZŁY, pomyślałbyś? — Na ostatnie słowo parsknął, choć nie słychać było w nim nawet grama rozbawienia. — Oooo rany... — Obrócił od niego twarz, patrząc gdzieś w bok, jakby błądził we wspomnieniach. — Cóż. Chyba jednak nie jestem, prawda?
Srebro jego oczu błysnęło w mroku, kiedy znów na niego spojrzał. Nie przestając go obserwować, zastukał ponad swoje ramię do wrót, a jego usta już się nie uśmiechały.
Drzwi rozsunęły się po paru chwilach, dokładnie w momencie, gdy Rintarou odbił się od przejścia, jakby pierwszy usłyszał nadciągające kroki. W przejściu nie pokazał się nikt inny jak Hizuren — bardzo dobrze znana im twarz. Rozejrzał się konspiracyjne po ciasnej uliczce, ostatecznie spoglądając również na nich.
— Wchodźcie — szepnął zagadkowo. — Tylko cicho.
Schował głowę w ciemnościach pomieszczenia. Najwidoczniej drzwi prowadziły do rzadko uczęszczanego w lokalu schowka.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
W końcu dotarli i do miasta i ruszyli w uliczki gdzie było na tyle ciemno iż przez chwile poczuł strach, nie obawiał się ciemności a tego co w niej mógł spotkać, może Rintarou uzna iż go się pozbędzie? Usypiał jego czujność i wprowadzał go teraz w pułapkę. Dotarli jednakże pod jakieś zniszczone drzwii co sprawiło iż zamaskowany demon westchnął.
- Zaczynam odnosić wrażenie iż lubisz siedzieć w ruderach co? - Rzucił po czym przeciągnął się i czekał na to co przygotował Rintarou.
Wysłuchał wywodu swego pana i zaczął rzeczywiście rozglądać się wokół, skądś kojarzył te miejsce ale nie mógł skojarzyć skąd. Prawdopodobnie gdy tu był myślał o tym gdzie można się położyć i stąd nie zwracał uwagi na otoczenie. - Coś mi świta, Rintarou. Ale nie wydaje mi się iż przyszliśmy tutaj słuchać tego co sądzą o tobie inni co nie? Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie o Tobie myślał źle więc czym się przejmujesz? Jesteśmy demonami, jemy ludzi przez co dla nich jesteśmy tymi "złymi" a tu chodzi tylko o przetrwanie, kłamstwa też są metodą na przetrwanie. - Odparł i wbił wzrok w Rintarou, próbując zrozumieć jego wahania nastroju i chcąc przygotować się na jego potencjalny wybuch agresji. Wątpił by dał mu radę, ale chciał umrzeć w lepszym miejscu niż jakaś rudera.
Błękitnooki spiął się gdy uśmiech zniknął z twarzy Rintarou i ten zapukał do drzwii, czyżby był to jakiś umówiony sygnał? Ktoś miałby go teraz skrócić o głowę? Czy istniała możliwość iż to Rintarou zajmował się tresurą zabójców? Tyle możliwości wprawiło go w niepokój stąd przełknął nerwowo ślinę i rozejrzał się na boki szukając dróg ucieczki.
Cały jednakże stres uleciał z niego gdy ujrzał tego drania Hiruzena, tego samego któremu nakazał przygotować posiłek. Danie, którego jeszcze nie otrzymał. Demon o bladej skórze wypuścił z siebie powietrze z ulgą i pokręcił głową na boki niedowierzając temu. Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech skryty pod maską. Poczuł się bezpiecznie, choć coś mówiło mu iż nie powinien czuć się w pełni komfortowo. Jednakże nie spodziewał się tu Hiruzena i był tym pozytywnie zaskoczony, czyżby Rintarou pamiętał o obiecanym jedzeniu?
Ichitarō był ciekawy tego, co czeka go w środku, posiłek, zasadzka? Może jedno i drugie, to nie było teraz ważne. Ciekawość przeważyła nad zdrowym rozsądkiem. Stąd spojrzał jeszcze w niebo by móc zapamiętać widok gwiazd nad nimi i ruszył do środka starając się przy tym zachować ciszę.
— Czyli zgadzasz się z tą opinią i również uważasz, że kłamię? — odpowiedział na jego słowa, wychwytując tę niewinną aluzję. Nie wyglądał na zdenerwowanego. To pytanie zdawało się go rozbawić; w cieniu nocy drgnął delikatnie kącik cienkich warg. — Zgadza się, nie taki był cel tej podróży, ale ciekawość jest integralną częścią mojej osobowości. Jestem ciekawy co, o mnie myślisz, to chyba możesz mi zdradzić, hm?
W oczach Rintarou Ichitarō był niesamowicie niewinny. Sądził, że chodziło mu o opinie ludzi, o opinie tych, którzy właściwie go nie znali. Jak bardzo się mylił.
Odwrócił od niego wzrok i uśmiechnął się pod nosem. Wraz z jego ruchem poły długich szat popłynęły z wiatrem, unosząc delikatną czarną tkaninę, jak mistyczny dym.
— Nie spodziewałem się, że będziecie we dwójkę — odezwał się mężczyzna stojący pośrodku sali i wpatrujący się w nich intensywnym spojrzeniem. Nic się nie zmienił. Jego twarz wciąż przyrumieniona była kupieckim sprytem i inteligencją. — Ale myślę, że będziecie zadowoleni.
Mężczyzna podpalił lampkę i ruszył z nią w kierunku ściany; długie powłóczyste cienie tańczyły pomiędzy półkami pełnych skrzyń i drewnianych beczek. W pomieszczeniu unosił się zapach mięsa i warzyw. Hiruzen w końcu się zatrzymał. Położył jedyne źródło światła na niskim stoliku i spoglądnął przed siebie. Prosto na związanego i zakneblowanego człowieka z raną po lewej stornie skroni. Wyglądał na nieprzytomnego. Jego klatka piersiowa unosiła się delikatnie w rytm płytkich oddechów.
— Od ostatnich wydarzeniach wiele się zmieniło — zaczął konspiracyjnie, jakby te okropne sceny stanęły ponownie przed jego oczyma. — Pewnie doszły was słuchy, ze Heruko został pokonany? — Tu rzucił spojrzeniem na dwójkę demonów. Wyprostował się. Widać było, że mimo upływu czasu, nadal czuł się z tą wieścią nieco zagubiony. — Jednak... Dotrzymuje słowa. — Przeniósł spojrzenie na jeńca. — To zdrajca, którego nakryłem na spiskowaniu. Mam nadzieję, że... — zawiesił głos, trochę zbity z tropu. W końcu po raz pierwszy serwował komuś żywego człowieka, jako wykwitną przekąskę. Przełknął nerwowo ślinę. — że... Będzie wam smakował.
Po tych słowach odszedł, znikając za następnymi drzwiami, zza których słychać było głosy zebranych ludzi. Musieli więc znajdować się w spiżarni. Rintarou, patrzał wymownie w kierunku Ichitarō, zdając się gapić na niego już od dłuższego czasu. Jego oczy iskrzyły zaczepnie, nic jednak nie mówił. Wskazał podbródkiem ofiarę, dopiero wtedy pozwalając sobie na krótki komentarz:
— Nakryjesz do stołu?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
-A czy moja opinia coś znaczy? Czy tego chcę czy nie, zostałem twoim sługą. Nie mam jeszcze chęci odchodzić z tego świata, wręcz przeciwnie. Zamierzam przeżyć większość z naszego gatunku. - Odparł chcąc uniknąć udzielenia odpowiedzi wprost, głównie dlatego iż nie znał się na tyle z Rintarou by móc na to pytanie odpowiedzieć, na razie go nie okłamał ale to mogło szybko się zmienić. Powiedział to też by zaznaczyć iż nie chce na to pytanie odpowiadać, w końcu jego żywot był teraz w rękach Rintarou. Zaraz też padło drugie pytanie, które to sprawiło iż Ichitarō westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem, uważał to pytanie za dziwne. W końcu jego zdanie niewiele znaczyło, a wydawało mu się iż mężczyzna zapraszający go do podejrzanego budynku chce poddać go jakieś próbie.
- Mogę, choć nie rozumiem po co ci ta wiedza. Jesteś dla mnie zagadką Rintarou, nie jestem w stanie przewidzieć tego co zaraz zrobisz, jesteś bardzo zmienny. W jednej chwili uśmiechasz się niewinnie, w drugiej widzę ten krwiożerczy błysk w twym oku. Nie wiem czy kiedy wystawiasz do mnie rękę to po to by mi ją podać czy by mnie za coś ukarać. Czuje się przy Tobie jakbym obcował z pozornie oswojoną bestią, nigdy nie wiem kiedy możesz mnie ugryźć. - Rzekł białowłosy po czym ruszył za swym Panem licząc iż ten nie wyrwie mu zaraz głowy. Powiedział zgodnie z jego życzeniem prawdę, swoją opinie na jego temat. Przynajmniej taki miał jego obraz na ten moment, kto wie bowiem co się stanie jeszcze tej nocy.
Zaraz też demon o bladej skórze spojrzał na Hiruzena, tego człowieka nie musiał się obawiać i wręcz przeciwnie mógł się z nim nieco zabawić. Oczywiście słownie gdyż nie miał ochoty gonić tego człowieczka.
- Stęskniłem się za Tobą Hiruzen. Wciąż jestem ciekaw jak smakujesz - Rzucił w stronę kupca, licząc iż nastraszy go choć trochę. Szukał tym rozluźnienia dla samego siebie, póki nie określi jasno na czym stoi z Rintarou nie mógł pozwolić sobie w pełni na zrelaksowanie się.
Gdy to dotarli do miejsca przypominającego magazyn, wypuścił zawiedziony tym powietrze. Liczył na posiłek, a nie na poćwiartowanie i schowanie do beczki. Zaraz jednakże prędko poprawił mu się nastrój gdy ujrzał ich posiłek, co prawda jeden człowiek to mało ale kim on był by gardzić darmowym ludzkim mięsem. Mięso o które nie musiał się starać smakowało najlepiej. Zaraz też usiadł na beczce, w pewnej odległości od Rintarou i ich ofiary.
Słowa Hiruzena były ciekawe i z pewnością ważne ale nie w tej chwili, Heruko za wystawienie ich dostał to na co zasłużył natomiast teraz były ważniejsze sprawy, jak choćby to czy kupiec dołączy do nich podczas posiłku
- - Na pewno nie chcesz zjeść z nami? Szkoda - Powiedział do człowieka zaczepnie i odprowadził go wzrokiem, musiał przyznać iż był pod wrażeniem oddania tego człeczyny, był ciekaw czy to zwykły strach czy też może jego bliźni mu wyrządzili coś złego iż tak chętnie pomagał demonom.
Z przemyśleń o Hiruzenie wyrwały go słowa Rintarou, westchnął niezadowolony i spojrzał na niego, wprost w jego oczy. Dopiero co usiadł, a ten już chciał by się podniósł. Pokręcił więc głową wyrażając swą dezaprobatę i spojrzał na związaną ofiarę. - Dopiero co usiadłem, po za tym to Ty tu jesteś gospodarzem czyż nie? Czyń honory. - Odparł i wrócił wzrokiem na Rintarou, mógł pożałować tych słów ale jego leniwa natura nakazała mu zmusić do przygotowania tej wieczerzy swojego pana.
Kiedy demon odezwał się do Hiruzena, Rintarou drgnął kącik zimnych warg. Oparł się swobodnie ramieniem o najbliższy regał i zarzucił ręce na klatkę piersiową; cienie tańczących płomieni przemieszczały się po jego twarzy w tę i z powrotem. A on wciąż milczał. Jego ostatnie zapytanie zdawało się odbijać od ścian, jak echo, które nie dawało o sobie zapomnieć.
Srebrne tęczówki pokonały ze spokojem drogę ciągnącą się od twarzy Ichitarō, aż po zgięte nogi. Beczka nie wydawała się stanowić z nim jedności. Była materialnym tworem, który z łatwością mógł złamać w drzazgi. Powinien mu o tym przypomnieć? Podniósł spojrzenie i spoglądnął w jego ślepia; w tęczówkach wciąż błąkał się cień niezrozumiałych intencji. Odchylił głowę, eksponując jasną skórę szyi — na jej powierzchni nie znajdowała się najmniejsza skaza.
— Naprawdę? — Mogli usłyszeć ciężki oddech związanego mężczyzny. — Naprawdę powstrzymuje cię fakt, że dopiero usiadłeś? Uważasz, że przy rozpruwaniu wnętrzności tego biedaka się nie nasiedzisz? A może... — przeciągnął ostatnie słowo, przysuwając palce do swoich bladych ust, kryjąc powstający na nich podstępny uśmiech. — Lękasz się go zabić?
Otoczenie zmartwiało, nawet płomień zastygł w bezruchu.
— Zdradź mi, czy odpowiedziałbyś w ten sam sposób, gdyby zamiast mnie stał tu sam Kizuki? Podczas ostatniego wydarzenia w końcu zrozumiałem, o czym mówił Tadao. Szeregi demonów potrzebują ambitnych jednostek, zdolnych wdrapać się na szczyt. Takich, które przynoszą sukcesy. Wstydzisz się pokazać przede mną swoje brzydkie maniery? — Wydawał się rozbawiony, ale szybko spoważniał. Nic dziwnego, że wspomniał Tadao, w końcu w jego oczach był tym, który miał wszystko. Zwłaszcza szacunek, na który wcale nie musiał pracować. Potęga i siła od zawsze mamiła Rintarou obietnicami. Tak samo było podczas wydarzenia w Fudai. Potężny demon, którego tak pragnął uwolnić nieraz nawiedzał go w myślach. Snuł wyobrażenia o masakrze, której nie było mu dane ujrzeć. — Ale masz rację. Nie znamy się. Nie jesteś w stanie przejrzeć kim naprawdę jestem, możesz jedynie snuć przypuszczenia, domniemywać, wnioskować po tym, jak się prezentuję. Zdaję sobie z tego sprawę, lecz musisz wiedzieć, że zapytałem cię o to, jak już wspominałem, z ciekawości. Reakcje są bardzo ważne. Lubię je obserwować. — Przekrzywił z zainteresowaniem łeb. — Czy gdybyś wisiał nad przepaścią, podałbym ci rękę, czy może przygniótł butem trzymające się dachu palce? Nie wiesz tego. Tak jak ja nie wiem tego o tobie. Tak się złożyło, że możemy w końcu spędzić trochę czasu razem. To źle, że próbuję poznać cię lepiej? — Mówiąc to, obracał pochwycony podczas rozmowy krótki nóż, który znalazł na jednej z półek. Uważnie przyglądał się świetlistej powłoce światła, mieniącej się na powierzchni ostrza. — Już wiem, co o mnie sądzisz, doceniam twoją szczerość. Chcesz wiedzieć, co sądzę o tobie? Może zechcesz zrehabilitować się, nim pozwolę słowom wyrazić swoją opinię?
Trzymany dotąd nóż wysforował się w kierunku demona. Wystawiona dłoń podawała mu go. Wystarczyło, by po niego sięgnął i objął w uścisku zimne ostrze, niczym rękojeść.
— Chcę zobaczyć, jak to robisz. Wydaje mi się, że na tyle przyjemności jesteś w stanie mi pozwolić, hm? Chyba że istnieje powód dla którego się tak wahasz?
Po tych słowach mroczny cień uśmiechu popsuł delikatny — i jak złudnie człowieczy — wyraz twarzy długowłosego demona.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Owszem, to mnie powstrzymuje. Przecież i tak nam nie ucieknie. Czemu mamy się śpieszyć? - Odparł na pierwszą część zdania po czym uniósł brew w górę gdy zarzucono mu tchórzostwo, naprawdę? - Naprawdę uważasz iż boję się zabijać? Dlatego byłem gotów zwrócić na siebie uwagę zabójcy? Wtedy gdy ścigaliśmy informatora? Nie boje się zabijać, po prostu nie widzę powodów do pośpiechu. Dopiero co usiadłem, a to mięso nie wygląda jakby miało wstać i nas zabić czy też uciec. - Rzucił w ramach odpowiedzi i czekał na reakcje demona.
Nie podobało mu się iż wszystko wydawało się takie, martwe wokół nich. Jakby nie było niczego innego niż On i Jego Pan zdolny zapewne pozbawić go głowy w ułamku sekund. Pytanie jednakże jakie zadał Rintarou sprawiło iż parsknął śmiechem, chciałby powiedzieć iż zachowałby się inaczej w obliczu Kizukiego ale to byłoby sprzeczne z nim.
- Odpowiedziałbym tak samo Kizukiemu, tak jak i tobie. Nie widzę bowiem powodu do pośpiechu, mógłbym to tłumaczyć na wiele sposobów, choćby tym iż chce okazać szacunek by silniejszy ode mnie skosztował pierwszy, ale prawda jest taka iż gdy już mam ofiarę związaną to nie widzę potrzeby by kroić ją od razu, tu jestem względnie bezpieczny. Nie muszę się śpieszyć, ani skracać cierpień tego nieszczęśnika. Im dłużej czekam tym on bardziej się boi, niektórzy zaś lubią patrzeć na ludzki strach. A co do ambicji, ilu zbyt ambitnych trafiło na ostrza zabójców? I ilu jeszcze trafi, naszą przewagę jest czas. - Odpowiedział po czym zamknął oczy myśląc czy tak bardzo ubodło demona naprzeciw niego iż nie chciał mu pokroić posiłku, cóż nawet gdyby się wziął za to nie dałby najlepszych kąsków Rintarou stąd uważał iż silniejszy demon powinien mu być wdzięczny za to. - Lubisz obserwować powiadasz, dlaczego więc nie spędzasz więcej czasu wśród ludzi? To wśród nich dostrzeżesz najwięcej różnych reakcji. - Rzekł zaś na jego twarzy skrytej pod maską pojawił się uśmiech - Nie wiem? Wydaje mi się że uratowałbyś kogoś kto twym zdaniem jest ciekawy, czy ja taki jestem ?Nie wydaje mi się, czy ja ocaliłbym ciebie? To zależy Rintarou, obecnie ani nie jestem do ciebie przywiązany ani nie czuje do ciebie negatywnych uczuć. Mógłbym to zrobić, choć pewnie zastanawiałbym się czy byś nie zrzucił mnie w przepaść. Mówisz iż chcesz mnie poznać lepiej, czy to nie działa w dwie strony? Jesteś pełen sprzeczności przez co nie mogę cię dobrze poznać, potrafisz zmienić swój nastrój w chwilę, zdejmij te maskę, a może ja zdejmę swoją. - Przemówił patrząc na swojego rozmówce chłodnym wzrokiem pełnym obojętności. Choć zaraz to jego wzrok przykuł nóż, taki mały a tyle można byłoby nim zrobić. - Zrehabilitować? Nie dałeś rozkazu, a zapytałeś na co ja ci odpowiedziałem Rintarou
Chwilę wpatrywał się w nóż wystawiony w jego stronę, w końcu jednakże wyciągnął po niego swą dłoń i odebrał ostrze. Przyglądał się temu narzędziu po czym spojrzał na ich posiłek.
-Istnieje, nie rozumiem skąd ten pośpiech Rintarou. Mamy przed sobą wieczność, a wszystkim demonom tak się śpieszy by szybko zyskać na silę, czasem wystarczy poczekać. Rozumiem pośpiech gdy jesteśmy w niebezpiecznym miejscu, ale tutaj? Pośpiech może doprowadzić do nagłego końca, pamiętaj o tym. - Powiedział wstając i podchodząc do związanego człowieka. Chwilę go obserwował nim to wziął się za działanie. Zbliżył wpierw nóż do oka mężczyzny by je powoli wydłubać, najpierw jedno, potem drugie. Obie gałki oczne rzucił Rintarou i spojrzał na demona. - To twoja porcja, tyle ci starczy prawda?
Uśmiech pod maską Ichitarō po tych słowach powiększył się, był ciekaw czy sprowokuje tym Rintarou czy uda mu się sprawić iż demon pokaże swe prawdziwe oblicze.
— To nie pośpiech, a ciekawość. W końcu wokół niej toczy się nasza rozmowa, czyż nie? — naprostował, kiedy Ichitarō skończył mówić. Przechylił w zainteresowaniu łeb, przytykając do bladego policzka długie, chłodne palce, wydając się lustrować demona w zamyśleniu. Wtem jego źrenice zwęziły się odrobinę. — Już rozumiem. A więc o to chodziło. — Uśmiechnął się niepoprawnie. — Chciałeś spędzić ze mną więcej czasu? — Widać było, że śmieszyła go ta sytuacja. Był jak mały diabeł, który tylko czekał na sprowadzanie swoich potencjalnych ofiar do sytuacji iście niekomfortowych.
Oczy Rintarou zmrużyły się jak u rozleniwionego kota, błyszcząc w ciemnościach.
— Ale kiedy powiedziałem, abyś się nim zajął, oznaczało to, że chcę, abyś się nim zajął. Proste, prawda? Nie oczekuje wywodu, który ma naświetlić moje kulawe postępowanie. Chcę czynu. Kiedy pozwoliłem ci zając się tym biedakiem, powinieneś czuć wyróżnienie. Myślisz, że zabrałem cię do tej restauracji — Na samo słowo „restauracja” uśmiech pogłębił się subtelnie. — Aby pokazać ci dominacje? Ukazać kim przy mnie jesteś? Sądziłeś, że podejdę do tego faceta i pożywię się przepysznymi organami, pozostawiając ci jedynie marne kąski?
Nagle spoważniał, choć szare tęczówki bezustannie skupiały się na swoim podopiecznym.
— Przyjemność to nie samo polowanie. Obserwacja również mi ją dostarcza. Chciałem ci go podarować.
Uniósł spojrzenie w momencie, gdy demon wstał. Kiedy przekazywał mu broń, Rintarou zdawał przytrzymać ją na krótką chwilę w geście niewinnego psikusa, jednakże szybko odpuścił.
Pierwsza rana poniosła się głośnym jękiem; krzykiem zduszonym przez kawałek szmaty. Rintarou przyglądał się jego poczynaniom ze znacznej odległości, czując zadowolenie, chorą fascynację, która powoli kumulowała się w opuszkach palców; zaczynała dawać przyjemność. W jego słowach było dużo prawdy. Naprawdę czerpał uciechę, gdy mógł przyglądać się poczynanemu barbarzyństwu.
— Lubisz obserwować powiadasz, dlaczego więc nie spędzasz więcej czasu wśród ludzi? To wśród nich dostrzeżesz najwięcej różnych reakcji.
— Spędzam. Więcej niż sądzisz. Ludzie są głupkowaci i naiwni, łatwo ich sobie podporządkować, zadowolić, zaskoczyć... uwieść.
A później coś odbiło się od jego przedniej szaty i upadło miękko na ziemię. Demon uniósł brew, spoglądając na leżące pod jego stopami gałki oczne, a potem bardzo powoli podniósł wzrok na demona.
— A więc w końcu się przede mną otwierasz. — skomentował sucho, nie dając się sprowokować. — Jednak źle rozumujesz moje pobudki. Nie kazałem ci go zabijać. Chciałem jedynie lepiej cię poznać. Nie wiedziałeś, że charakter zbrodni ściśle odpowiada charakterowi kata?
Na te słowa walczący z bólem człowiek szarpnął się agresywnie, próbując się uwolnić — to jednakże było niemożliwe.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Nie zaprzeczył. Karty zostały odsłonięte. Ichitarō doskonale wiedział w jakiej pułapce został zamknięty i kto pociąga za sznurki tego przedstawienia; nie miał w zwyczaju zaprzeczać. Rozumowanie Rintarou w tej kwestii było proste. Nie lubił, gdy sprawy wymykały się z jego rąk, dlatego sam sprawiał, iż stawał się panem we wszystkich konwersacjach; w takim przypadku istniała nikła szansa, aby zaskoczył swojego rozmówce niekontrolowaną reakcją — to zawsze zabijało w nim pewność siebie. Dlatego też nigdy nie pozwalał sobie opuścić gardy i sprowadzić się do parteru. Strzegł swojej prawdziwej twarzy, jakby była skarbem zakopanym pod głębokimi piaskami. Co prawda — nie znał jej, ale wiedział, iż nie może za nią w żaden sposób ręczyć.
Milczał, gdy Ichitarō snuł przypuszczenia o jego potędze — która za wszelką cenę miała go zdominować; która miała zrównać go do poziomu owada zdeptanego na drodze. Wtedy też pojawił się pierwszy leciutki uśmiech na jego ustach. Przypomniało mu się, jak uwielbiał obserwować zachowania ludzkie. To tak jakby rzucał maleńki kamyk do stawu, a potem cicho się wycofywał, przyglądając się powstałym zmarszczkom na wodzie. Nie był to co prawda szlachetny nawyk, ale czy Rintarou dążył do szlachetności? Wielu uważało, że nie warto było mu zawierzać. I cóż, mieli racje.
„Choć z pewnością obserwujemy inne rzeczy i dziękuje za podarunek. Podarunki to coś co wśród naszych braci i sióstr jest zazwyczaj nieprzyjemną rzeczą."
Zanotował w myślach, aby zapytać się go później o jedną rzecz, bo już chwilę później mimowolnie powiódł wzorkiem po swoim smolistym odzieniu, po szkarłatnym pasie obwiązującym talie. Ostatecznie spoczął na flecie z ciemnego drewna. Zerknął na Ichitarō wymownie, usta już nie szczędziły uśmiechu.
— Tak myślisz? A co jeśli go nie potrzebuje? Może wystarcza mi odpowiednie podejście? — Niespodziewanie oderwał się od regału przy którym dotąd stał i ruszył swobodnie w jego kierunku. Pewny krok niósł szamoczącą się przy stopach szatę, niemal zlewając się dźwiękiem z odgłosem gniecionych ubrań przyciskanego przez Ichitarō mężczyzny.
Rintarou niespodziewanie kucnął tuż przy nim i łypnął na Shingetsu tajemniczo. Długie wyplatane z wysokiego upięcia włosy okalały z bliska tą złudnie wyglądającą młodą twarz, do której nie pasowały rozpalone niespodziewanym szkarłatem, toksyczne ślepia; migotały osobliwie w mroku jak przeklęty rubin. Zapach posoki ożywił kolor. Nigdy nad tym nie panował. Zmieniał kolor oczu bezwiednie. Głównymi czynnikami zawsze była silna ekscytacja, a tą, co prawda wywoływały różne rzeczy — teraz trudno był przyznać czy był bardziej zaintrygowany zapachem krwi, czy grą, w którą pragnął zagrać z nim ktoś taki jak Ichitarō.
— Naprawdę byś ją ściągnął? Rozczarowałbym się gdybyś nic za nią nie krył.
Przyglądał mu się krótko — w zaciekawieniu. Później spoglądnął na zalewającego się krwią mężczyznę. Smugi krwi przypominały karmazynowy potok łez. Cały był umorusany. Zwinięta między jego zębami szmata, była mokra i od śliny, i od posoki. Ten zapach wirował w jego nozdrzach, a on czuł rosnącą żądzę — uwielbiał ten bezmyślny stan. Bez odpowiedzi złapał powoli faceta za przednie ubranie i subtelnie rozerwał jego odzienie, odsłaniając krzepkie ciało o delikatnym, pergaminowym odcieniu.
— Powiedzmy, że to uczciwy zakład — odpowiedział na jego propozycję, po czym z błyszczącymi w półmroku ślepiami wbił paznokcie w okolice nagiego mostka i poprowadził cięcie w dół. Ofiara wygięła się na ten ruch i jęknęła głośniej. Rintarou wpatrywał się w tą brudną twarz, jakby czerpał z tego niesłychaną radość. Czując jak bladą dłoń zalewa gorąca krew, wysunął bezwiednie język, kosztując suchych warg.
Był niecierpliwy. Czy to dlatego tak pospieszał Ichitarō?
— Wcześniej wspomniałeś, że się różnimy. Obserwujemy różne rzeczy. Co miałeś na myśli?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Kiedy wbite w ciało palce Rintarou dosięgły podbrzusza ofiary, szkarłatne niczym pajęcze lilie tęczówki przeskoczyły gwałtownie na znajdującego się w jego towarzystwie Ichitarō. O czym wtedy pomyślał? Żadna emocja nie wyróżniała się w głębokiej, zagadkowej toni — dokładnie jakby wnętrze długowłosego demona było zupełnie puste; jakby ciało stanowiło podstawę robota, który delikatnymi odruchami, jak na przykład uśmiechem, ukrywał przed światem charakteryzujący go zupełny brak emocji. Nie była to jednak prawda. Przez wiele lat dręczyły go dziwne odczucia, których nie potrafił w żaden sposób nazwać. Dawały o sobie znać uciskiem w ciele, czy powodując zamęt w głowie. Dzisiaj zdawało się, że był tak samo zaintrygowany, jak i skonsternowany.
— Chcesz, abym zademonstrował to podejście na tobie? Komu chcesz zaimponować? — zapytał. I choć dotąd nieogarniona, moda twarz pozostawała niezmiennie zimna, tak, gdy wypowiadał ostatnie słowa, kącik warg uniósł się arogancko. Od tego momentu, Rintarou zdawał się go naprawdę widzieć. Wcześniej Ichitarō mógł być utożsamiany z zakurzonym meblem stojącym gdzieś w kącie pomieszczenia — z czymś, na co nie zwracało się szczególnej uwagi. Pewność, jaką w tym momencie mu przedstawiał, była czymś, na co nie sposób się przygotować. Nie spodziewał się, że Shingetsu stać na takie słowa, jak i na te kolejne, na które Rintarou zmrużył kocie ślepia i przechylił zaciekawiony głowę, obejmując spojrzeniem ukazującą mu się zamaskowaną twarz. Karmazynowe tęczówki przesuwały się z jasnych oczów, po zakryte usta, jakby samym swoim spojrzeniem chciał rozwiązać skrywaną przed nim tajemnicę.
— Zranić? Mało co może mnie zranić, Ichitarō.
Imię. Dla jednych podstawa konwersacji, a dla innych wyróżnienie. Dopiero dzisiaj jasnowłosy mógł je usłyszeć po raz pierwszy. Swoje imię. Ichitarō, wypowiadane spomiędzy tych wątpliwych warg. Izayoizuki nigdy nie zwrócił się do demona bezpośrednio — nigdy nie używał jego godności, zachowując się jak człowiek, któremu ta informacja wyleciała kompletnie z głowy i nie warto było o nią dopytywać. I wbrew przypuszczeniom, że Rintarou, zwyczajnie wyparł tę niepotrzebną wiadomość ze swojego umysłu, ten zdawał się doskonale wiedzieć, jak się nazywa. Ale kiedy Shingetsu zniszczył pomiędzy nimi ostatnią przestrzeń, gdy przybliżył się tak zuchwale, obejmując go bezceremonialnie ramieniem; w momencie, kiedy szeptał w odsłonięte ucho Rintarou, ten pierwszy raz od bardzo dawna poczuł dziwny dreszcz przebiegający w okolicy bladego karku. Pewność, która do niedawna z niego emanowała, wtopiła się w ciało. Nadal błyszczący szkarłat ślepi, nie posiadał już zimnych barw — zastąpiło je ciepło zaskoczenia i niepewności, a może i nawet obawy? Czym było to spięcie mięśni na całej długości ciała?
Kiedy Ichitarō skończył mówić i zaczął się odsuwać, Izayoizuki zrobił coś, czego chyba sam do końca nie by świadomy — było to czystym odruchem tuszującym słabość, która odbiła się w jego krwistych ślepiach i być może została zauważona przez Ichitarō. Kiedy demon się wycofał, Rintarou wykorzystał to niczym zwierzę, które wcześniej zapędzone w kozi róg, postanowiło zaatakowało w momencie, gdy napastnik dawał za wygraną. Wyrywając uprzednio zatopioną w ciele ofiary dłoń, pochwycił zwinnym ruchem demona za kark — zacisnął zakrwawione palce z tyłu szyi i przyciągnął go do siebie, tak że uderzyli się czołami. Ichitarō mógł poczuć przy swoim ciele jeszcze jedną obecność. Była nią druga ręka Rintarou. Dokładnie palec wskazujący. Błądził gdzieś w okolicy obojczyków, znacząc drogę ostrym pazurem. Mroźny dotyk przesunął się aż po wyraźnie odstającą grdykę, powodując na powrót utracone rozbawienie w tęczówkach właściciela.
— Ciekawa teoria. Wiedz jednak, że wieczność może oznaczać wiele różnych rzeczy. Czasem trwa sto lat, a innym razem po prostu tę jedną chwilę, która mogłaby się ciągnąć w nieskończoność. W wieczności ważne jest tylko to, że trwa, czyż nie? Gdzie ten niepewny, niechętny do podjęcia działań demon, który pokazał mi się w Kioto, hm? W co ze mną pogrywasz?
Po tych słowach, chłodny dotyk tknął dolną część maski Ichitarō; szczupły palec wsunął się zaczepnie pod ciemny kraniec, delikatnie ją podnosząc.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Gdy niespodziewany uścisk oplótł blady nadgarstek Izayoizukiego, spoglądnął na pochwyconą przez demona rękę — w ruch zostały zainicjowane same migoczące i ociekające szkarłatem ślepia. Rintarou zlustrował zaciskające się na jego skórze palce z podręcznikowym spokojem, a później wzrok się uniósł. Wtargnął bezczelnie w błękitną toń, unosząc figlarnie jedną brew. To spojrzenie mówiło: „I co teraz?”. Wyglądał jak brojące dziecko, które zostało przyłapane na gorącym uczynku; które zamiast poczuć skruchę, ma niezdrowy apetyt na więcej.
— Nie wątpię w swoje umiejętności ani w twoje słowa. Jestem pewny, że nie zechciałbyś mnie oszukać — odparł pewnie, zaniżając ton; słowa, jakie wypełzły z jego obłudnych ust były wyraźnie dźwięczne. Głos będący wizualizacją harmonii w obliczu świdrujących czerwonych ślepi, był słodyczą nadzianą igłami. Lepką trucizną. — Ponieważ to byłoby głupie.
Pomimo iż Ichitaro go powstrzymał, nie zablokował jasnego palca, który niespodziewanie wycofując się spod ciemnego tworzywa, tknął skórę w okolicy podbródka. Twarz Rintarou zdawała się oblana ciemną tajemnicą. Pomimo iż ich odległość nie była wielka — w końcu druga zakrwawiona dłoń demona trzymała Shingetsu za kark, dając o sobie znać wbijającymi się w skórę pazurami — nie wiele mogli wyczytać ze swoich twarzy.
Uśmiechnął się lewym kącikiem ust i spojrzał na podstawiony flet. Wyglądał jak człowiek, który wracał do dawnych odległych wspomnień. Kiedy go puścił, pozostawił na jego szyi rudą smugę krwi. Wykręcił zwinnie nadgarstek, wyplątując się z uścisku i wstał. W momencie, gdy uniósł się na równe nogi, w palcach obracał już pozyskaną przez Ichitarō zgubę. Założył lewą rękę za plecy, robiąc kilka kroków; długa, czarna szata poruszała się za jego sylwetką jak rozwlekły cień, długie spięte włosy zdawały się ginąć w mroku. Flet przetaczał się miękko pomiędzy szczupłymi palcami. Zatrzymał się kilka kroków od Shingetsu i konającego mężczyzny, z którego warg wydobywał się świszczący dźwięk.
— Podstępne. Mówisz o masce, którą zakłada każdy z nas? Sugerujesz, że może mnie rozczarować twoja zdrada? Twój okropny charakter, który być może przede mną ukrywasz? — Zamknął oczy, uśmiechając się arogancko. — Każdy, komu ufamy, na kogo, jak nam się wydaje, możemy liczyć, kiedyś nas rozczaruje. Pozostawieni sami sobie kłamiemy, mamy tajemnice, zmieniamy się i znikamy. Czasem za inną maską lub osobowością, a innym razem w gęstej porannej mgle nad brzegiem rzeki. — Spoglądnął na niego przez ramię. "Może Tobie Rintarou, a może mam kogoś komu pokazuje kim tak naprawdę jestem". Na wspomnienie tych słów oczy Rintarou rozbłysły w ciemnościach i choć usta zdobił subtelny uśmiech, trudno było stwierdzić czy był prawdziwy. — Uczucia. Powiedz mi. Czujesz coś? Tak naprawdę. Czy może jesteś jedynie maszyną, która nigdy nie zasypia i która nie potrafi okazywać uczuć? — Bo ja nie czuje nic. — Jesteśmy demonami. Jesteśmy czystą formą samotności. Niespełnieniem. Powinniśmy wykrzyczeć innym tę prawdę? Ale po co? Dla oklasków? Mało zajmujące. A zresztą, po co się w ogóle angażować? Ważne jest tylko płynięcie. Raz, dwa, trzy, odpłyniesz ty... — Zaśmiał się melodyjnie, odliczając fletem trzy postawione na regale naczynia. — Jak nie dziś, to jutro. Tylko to jest pewne.
A potem uderzył końcówką fletu w usta. Taki właśnie był. Za wszelką cenę chciał ukryć rzeczy, które czyniły go innym od reszty. Czasem myślał, że nie bardzo lubił samego siebie, więc udawał, że nie obchodzi go, czy inni darzą go sympatią. Ale ta lekceważąca postawa stanowiła jedynie iluzję. W końcu na samym początku spotkania nie dopytywałby się go, co o nim sądzi, prawda? Kiedy Suna przedstawił mu część przeszłości, należącej do zapominanego ludzkiego wcielenia, uświadomił go, że nigdy nie był dobrą jednostką. Chyba wtedy coś się w nim zmieniło. Suna potrafił wykrzyczeć mu w twarz, że kocha swojego brata Sachiego — był wręcz tego pewny; Inu potrafiła przejawiać względem niego psie przywiązanie, a on? Wszystko, co w nim tkwiło, było takie cierpkie, jakby wszedł w za ciasne ubranie.
— Nie wiem czemu tak się upierasz — skwitował, stukając się tworzywem w podbródek. — Ale zrobię to tylko dzisiaj.
Przybliży instrument do warg. Usta niemal tknęły ciemnego drewna; wydobyły się pierwsze dźwięki. Musiał przyznać, że granie w tych warunkach było dla niego osobistym testem wytrzymałości i opanowania. Bezustannie myślał o ciele tamtego mężczyzny, dlatego, gdy oparł się o przeciwległą do Ichitarō ścianę i przymknął blade powieki, podkreślone lekkim cieniem barwy astrów, co jakiś czas spoglądał w jego kierunku. Melodia, jaka wydobyła się instrumentu, była spokojna, a mimo to cięła niczym ostrza trwająca między nimi ciszę.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Z uwagą otaksował przedstawioną mu jasną twarz. Przez chwilę w półmroku czerwone ślepia migotały jak wypolerowane kamienie. Uśmiechnął się, zadzierając podbródek; grzywka opadła na jego prawe oko.
— Żadnych okropnych zębisk. — Oparł tył gotowy o znajdującą się za nim ścianę, flet podłożył pod podbródek. — Po co ją nosisz? Masz kompleksy?
To, co ukazał mu Ichitarō, było w pewnym sensie poświeceniem, odsunięciem od siebie złudnej powłoki, w której widzieli go inni. I choć twarz, która mu się pokazała, przywodziła na myśl ludzką, mógł przez chwilę tak o nim pomyśleć — jak o dawnym człowieku, który tracąc życie, zmienił się w potwora, którego oskórowano i upośledzono. Właśnie gdy podczas rozwlekłej kontemplacji jego osoby — co mogło wydawać się dość niekomfortowe; Rintarou bowiem potrafił wpatrywać się wręcz czysto bezczelnie i ostentacyjnie — padły słowa jego podopiecznego, demon przywdział na wargi uśmiech. Ten jednak był inny. Tkwił przyklejony do warg, był zmartwiały — skamieniały.
— Czy wyglądam ci na kogoś, kto zna na to odpowiedź? — Wzniósł spojrzenie i wzruszył ramionami. — Czemu demony tak robią? Z pewności przez żądzę, bo chyba nie sądzisz, że kierują się „uczuciem”? Spośród niezliczonych ciążących w nas wad żądza wydaje się najbardziej sensowna. Przypisywane ludziom rozterki w tej sprawie wywodzą się przeważnie ze słabości lub innego tego rodzaju upośledzenia duszy. Ale nas one nie dotyczą. Inaczej tak jak oni bylibyśmy żałośni, prawda?
Rintarou nie zamierzał dzielić się z Ichitarō pozyskanym przez siebie na przestrzeni lat przemyśleniem. Nie chciał, aby jego podopieczny dostrzegł w nim wadę, dziurę, w którą wartko można było wepchnąć kij. Zresztą — nawet jeśli chciałby się z nim tym podzielić, nie umiałby tego ubrać w słowa; nazwać w żaden sposób. Przecież nie lubił samotności. Był demonem, który prowokował innych, by zwracali na niego uwagę — każdy sądził, że to jego złośliwy charakter, ale była to niezaprzeczalna próba skierowania na siebie uwagi. Dostrzeżenia go. Wstydził się tej mętnej prawdy, dlatego jego obawy nie opuściły ust. Miał wrażenie, że człowiecze życie, choć już dawno zakrył ciemny płaszcz nieśmiertelności, wciąż w nim tkwiła. Cząstka przeszłości może i chowała się pod zmartwiałym sercem, przypominając o tym, kim naprawdę był; co kiedyś naprawdę czuł.
Raduje mnie spotkanie stąd, zmieniłeś mój pogląd na parę spraw, sprawiłeś iż mam kolejny cel.
Długowłosy demon na moment zmrużył oczy. Nic nie powiedział, po prostu obserwował, jak białowłosy zbliża się do tego biednego mężczyzny. Próbował rozszyfrować, co miał na myśli:
— O czym mówisz?
I choć był pewny swoich umiejętności muzycznych, tak komplement zdawał się połechtać jego ego, bo śledzące go karmazynowe ślepia niemal pękały z dumny. Nie ruszał się jednak z miejsca. Wciąż odsłaniając jasną szyję, założył ręce — musiał skomentować kolejne słowa — wyglądał na wysoce rozbawionego:
— I czego jeszcze byś chciał? Nie za dużo tych życzeń? Jedzenie, muzyka, moje towarzystwo. Nikt ci nie mówił, że co za dużo to niezdrowo?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
— Nie zrozumiesz w pełni czegoś, co do ciebie nie należy, co jest wytworem organu, którego nie posiadasz. Czy patrząc na roślinę, dasz radę przedrzeć się spojrzeniem przez warstwę zielonej powłoki i całym sobą doświadczysz procesu, jaki zachodzi w kiełkujących pędach, w grubiejących łodygach? — Przymknął oczy i westchnął. — Możesz jedynie snuć przypuszczenia, wyciągać wnioski, jednak sam nigdy tego nie poczujesz i nie zrozumiesz, tak jak nie zrozumiesz, czemu ludzie nie potrafią żyć w pojedynkę. My potrafimy. Nie wiem jak ty — zrehabilitował się, po dłuższej chwili. — Ale ja tak.
Kolejne kłamstwo — jakże prosto opuszczało jego wargi. Wizja samotności miała jednak w jego mniemaniu zupełnie inne podłoże — i podejrzewał, że nie o takie chodziło Ichitarō. Rintarou uwielbiał być w centrum uwagi, czerpał niepohamowane zadowolenie, gdy ktoś zwracał na niego uwagę, albo kiedy on sam miał wystarczające pole do psot uwłaczających drugą personę. Jednakże — to nie miało nic wspólnego z łączeniem się w pary w zamyśle partnerskim. Czy kogokolwiek w ogóle kochał? Oczywiście, że nie. Nie znał tego uczucia, stąd trudność w wytłumaczeniu tego, czego nigdy nie doświadczył. Wielokrotnie obserwował siedzące w herbaciarni pary trzymające za ręce, łowców na polu walki gotowych oddać życie za swoją drugą połówkę; dostrzegał te niejasne dla niego spojrzenia pełne uczuć. On mógł tylko na to patrzeć, ale nie rozumieć. Jedyne co znał to żądza i w jego mniemaniu wydawała się nie leżeć daleko. Ale musiała się różnić, prawda?
Uchylił powieki w momencie, gdy paliczek człowieka miał się odbić od ściany, tuż przy jego głowie — pochwycił go dwoma palcami: środkowym i wskazującym, wpatrując się w swojego podopiecznego tajemniczo.
— Z pewnością — skwitował krótko, nie rozwlekle jak miał w zwyczaju. Wcale się nie uśmiechał. — Dlatego też człowiek jest twój, już o tym mówiłem. Poznaj hojność gospodarza — W padających słowach Ichitarō mógł wyczuć szczyptę prowokacji i ironii. Udawał, że nie zrozumiał co miał tak naprawdę na myśli. Oderwał się od ściany i wsunął flet za pasek. Usiadł na niewielkiej skrzynce i podparł podbródek na dłoni. Palec położył tuż obok, nawet go nie tknął. Cienkie wargi Rintarou wykrzywiły się parszywie, a szkarłatne ślepia z uwagą otaksowywały drgania ciała ich ofiary, która mimo tylu zadanych ran, wciąż próbowała walczyć.
Dreszcz przyjemności przebiegł mu po plecach.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
[Z/T]
Nie możesz odpowiadać w tematach