Owariya
Najstarsza restauracja w Japonii, założona w 1465 r. Specjalnością są tradycyjne makarony gryczane - zwane soba - i nawet rodzina królewska je tutaj, gdy przyjeżdżają do Kioto. Restauracja wykorzystuje „najświeższą” wodę ze studni z Kioto, aby przygotować pyszny rosół.
Honke Owarya zaczynała jako sklep cukierniczy. Później rozwinęła się jako sklep z soba, dzięki szefowi kuchni z Nagoi, któremu towarzyszyli w tym członkowie rodziny cesarskiej.
wikipedia.org
— Z-zostaw mnie!
An nie zwracała uwagi na całe zajście do momentu aż drewniany but nie poleciał w kierunku jej twarzy. Siedziała bowiem na tyle blisko, żeby móc tak naprawdę przewrócić drugi stolik już po samym odchyleniu się lekko na krześle. Uderzyła kilka razy palcami o blat po zwinnym wyminięciu obuwia i podniosła się z miejsca z widocznie niezadowoloną miną.
Milczała tak jak reszta sali.
Mężczyzna trzymał kurczowo materiał yukaty Japonki nie chcąc wypuścić go ze swoich objęć. Gniewnym spojrzeniem obdarował stojącą zabójczynię, by po chwili splunąć jej pod nogi.
— Siedź, gdzie siedzisz — wyszczerzył zęby w szerokim, parszywym uśmiechu, by po chwili wrócić znów do usiłowania posadzenia "pojmanej" przez siebie kobiety na krześle.
— Maniery wynosi się z domu — odezwała się w końcu złotooka, spokojnie, ale chłodno. Obeszła leniwie stolik, by stanąć zaraz za mężczyzną. Złapała go sprawnie za ramię zaciskając na nim swoje chude, drobne palce.
— A Ty ich najwidoczniej się nie nauczyłeś — szarpnięcie silniejsze od jego własnego. Osobnik momentalnie puścił bogu winną kobietę samemu zostając wręcz rzuconym na podłogę, zaraz przy wejściu do restauracji. An wpatrywała się w niego, bez żadnych większych emocji podnosząc dumnie podbródek ku górze.
— Sugeruję opuszczenie lokalu. Zwłaszcza że to miejsce, które wymaga, chociażby odrobiny kultury, której Panu brak.
Widocznie niewzruszony pijany Japończyk obrócił się na plecy na podłodze przejeżdżając dłonią po twarzy.
— Sądzisz, że się Ciebie boję? — rzucił rozbawiony widocznie całą tą sytuacją — Nie przeszkadzaj mi!
Zabójczyni demonów sięgnęła za swoje plecy by złapać za rękojeść wakizashi. Wysunęła go kciukiem z pochwy ujmując go tak, by ostrze znajdowało się pod przedramieniem skierowane w kierunku przeciwnika. Stal zalśniła w pomieszczeniu odbijając się nawet od złotych oczu kobiety.
— Nie, ale uważam, że jesteś głupi — mruknęła ukazując mu swoją broń jak i także to, że jeszcze chwila i poczułby ją na swoim gardle. Zbliżyła się na tyle, świdrując go swoim chłodnym spojrzeniem, że nie musiała wykonywać już żadnych dodatkowych ruchów. Mężczyzna sam po prostu zaczął przesuwać się w stronę wyjścia przestraszony widokiem ostrza.
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
- Od samego progu takie hałasy - Powiedział sam do siebie i zdjął z głowy kapelusz.
Rozejrzał się po wnętrzu sali i dostrzegł ludzi którzy to zakłócali spokój reszty biesiadników. Ku jego zdziwieniu jednym z awanturników była kobieta. Przeważnie o tej porze w lokalach awanturują się pijani mężczyźni, chociaż ostatnio i kilka kobiet które spotkał okazały się mieć czasami więcej zaciętości niż niejeden chłop.
- Proszę się uspokoić. Przeszkadzacie państwo innym - Powiedział z udawaną grzecznością.
Podszedł bliżej mężczyzny i złapał go za rękę, po czym wykręcił ją tak, by móc prowadzić go przed sobą. Teraz w żaden sposób nie mógł mu się wyrwać. Podszedł z rosłym mężczyzną do drzwi po czym je otworzył.
- Pora wyrzucić śmieci - Dodał po chwili i kopnął awanturnika w plecy tak że ten wylądował twarzą na ziemi.
Pech chciał że przed drzwiami zrobiło się niezłe błoto.
- Może deszcz ugasi wasze temperamenty - Mówiąc to uśmiechnął się do szyderczo do mężczyzny, po czym przeniósł wzrok na kobietę.
- Chcesz do niego dołączyć? - Zapytał, a na jego twarzy znów pojawił się udawany, życzliwy uśmiech.
#33ff00
Nie umknęło jej uwadze wkroczenie do lokalu osobnika w słomianym kapeluszu. Charakterystyczny dodatek do ubioru od razu rzucił się w oczy kobiecie, sygnalizując jej w ten sposób, że osobnikiem nie mógł być nikt inny jak samuraj. Wyprostowała się chowając swoje ostrze wakizashi do pochwy i nie odrywając spojrzenia złotych oczu od mężczyzny zrobiła mały krok w tył uginając tylną nogę, przednią prostując.
— Dziękuję za pomoc, ale sama dałabym sobie radę — odpowiedziała mu, dając mu też jasno do zrozumienia, że racze nie widzi siebie odwiedzającej mokrego podwórza. W każdym razie nie w tej chwili. Miała zamiar jeszcze zjeść i się napić, w czym jej przeszkodzono.
— Jemu raczej się to przyda. Może nauczy go to czegoś — dodała po chwili obracając się bokiem do mężczyzny w kapeluszu, a twarzą zwracając w stronę kobiety — Wszystko okay?
— T-tak... dziękuję... — jej głos drżał, co definitywnie znaczyło, że dziewczyna była nadal przerażona tym, co się wydarzyło. Zabójczyni demonów westchnęła cicho przesuwając ostrożnie dłoń po plecach kobiety chcąc dodać jej w ten sposób otuchy.
— Już wszystko jest w porządku. Jakbyś czego potrzebowała to siedzę tu obok — wskazała na stolik obok, po swojej prawej i odprowadziła Japonkę spojrzeniem, dopóki ta nie zniknęła za parawanem. W tej chwili An odwróciła się do mężczyzny, który pomógł jej pozbyć się nazbyt agresywnego gościa.
— Samotny samuraj w środku burzy. Pozwól, że odwdzięczę się za podanie mi pomocnej dłoni przy rozprawieniu się z delikwentem — ukłoniła się lekko czując potrzebę okazania mężczyźnie należytego szacunku. Wyuczone w rodzinie maniery, na które zwracała uwagę w przypadku innych. Stosowała je praktycznie w każdym elemencie swojego życia, nawet podczas treningów, które mogłyby wydawać się najbanalniejsze. Ale i w ich trakcie chciała zachować szczątki swojej przeszłości, które wiązały ją z rodziną.
— Nie przyjmuję odmowy.
Uniosła lekko podbródek ku górze łącząc stopy razem, a dłonie splątując za plecami. Obdarzyła go lekkim, prawie mało widocznym uśmiechem oraz łagodnym spojrzeniem złocistych oczu.
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
- Zgoda - Odpowiedział krótko.
Co prawda nie lubił towarzystwa ludzi, jednak czasami było dobrze z nimi po przebywać. Dzięki swojemu słuchowi mógł wyłapać jakieś ciekawe informacji, a może nawet usłyszeć coś o jakimś demonie który grasuje w okolicy. Taka pogoda jak ta sprzyjały im. Jako że w rogu sali znajdował się pusty stolik zaproponował aby przy nim usiedli.
- Kobieta z wakizashi to dosyć rzadki widok. Częściej są uzbrojone w naginatę - Powiedział rozglądając się po sali.
- Również Twoje zachowanie świadczy że nie jesteś taka jak większość tutaj obecnych - Dodał po chwili.
W tym samym momencie zaczął się zastanawiać kim ona jest. Możliwości było wiele, zbyt wiele.
- Jeśli potrzebujesz ochroniarza to od razu Ci mówię, odpuść sobie - Tymi słowami zakończył swoją wypowiedź.
To aż dziwne że tak się rozgadał. Przy okazji zerkał też w stronę drzwi czy nie wraca ich "kolega", ale po takiej kompromitacji chyba dał sobie spokój. Ewentualnie czeka na nich przed budynkiem razem ze swoimi kolegami.
#33ff00
— Choć muszę przyznać, że jest całkiem dobra, jeśli chodzi o broń. Mimo to wakizashi spełnia moje wymogi. Łatwiej komuś pogrozić dobrze ukrytym wakizashi, niż długą, widoczną prawie od razu naginatą — zwróciła uwagę siadając przy zaproponowanym stoliku i zakładając momentalnie nogę na nogę. Zaczęła taksować złotymi ślepiami mężczyznę z góry na dół, analizując każdy element, który dostrzegała.
— Aż tak idzie zwrócić na to uwagę? — uniosła brew poprawiając na sobie płaszcz, dźwięk zmieniających swoje ułożenie piór rozbrzmiał zza jej pleców. Naciągnęła nieco bardziej sznurki ochraniaczy na nadgarstkach i wróciła spojrzeniem na samuraja.
— Sama zadbam o swoje bezpieczeństwo. Nie każda kobieta może to powiedzieć — złote ślepia powędrowały do wcześniej ratowanej przez Isshiki niewiasty, która opatulona grubymi kocami siedziała teraz przy stoliku ze swoimi koleżankami. Współczuła im braku siły, odwagi, by postawić się przeciwnikowi i walczyć o swoje. Nie chciała skończyć tak jak one, nie mogąc powiedzieć ani słowa o tym co myśli. Zacisnęła dłoń w pięść chowając ją pod blat; ujawnianie słabości leżało w jej interesie.
— Ale nie przeczę, że nie przydałaby się pomoc —machnęła w stronę przechadzającej się obok kelnerki i poprosiła o dwa ciepłe posiłki oraz alkohol. Zreflektowała się jednak po chwili marszcząc nos.
— Chwilka, Ty możesz takie rzeczy pić? — zapytała go nagle dopiero teraz zwracając większą uwagę na to, że mężczyzna siedzący przed nią był znacznie młodszy od niej. Odchyliła się lekko na krześle jedną z dłoni kładąc swobodnie na kolanie, a drugą na blacie. Jej chude, smukłe palce zaczęły wybijać powoli pewien rytm, jakby kołysankę.
— Mam wrażenie, że bardziej to Ty potrzebujesz ochrony niż ja — uśmiechnęła się lekko w żarcie, choć przypuszczała, że bliżej temu do prawdy niż kozie do zostania baranem.
— Czemu samuraj samotnie przemierza Kioto? — w końcu musiała wiedzieć. Miała wrażenie, że nie bez powodu podróżował on sam, a raczej tak wnioskowała, skoro nie wszedł tu z żadnymi towarzyszami. Czyżby miał jakieś ważne zadanie? Znów uderzyła palcami o blat stołu, melodia jakby na moment przyspieszyła.
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
To była prawda. Wprawiony użytkownik mógłby wymachiwać swobodnie włócznią nawet w lesie utrzymując przy tym na dystans swojego przeciwnika. Brzmiało to imponująco, a jeszcze lepiej wyglądało. W jego zawodzie jednak rzadko kiedy zdarza się spotkać zdolnego użytkownika tej broni, a szkoda. Ryosen ostatnimi czasy zaczął się zastanawiać czy aby dodanie do swojego asortymentu broni włóczni, nie podniosłoby jego zdolności bojowych. Brał to jako możliwość, ponieważ jak dobrze wiadomo czasami próbowanie czegoś nowego w boju można przepłacić życiem. Słysząc że dzięki wakizashi łatwiej jest komuś pogrozić uśmiechnął się dość złośliwie.
- Takie zadziorne kobiety nie kończą zbyt dobrze - Odpowiedział cały czas się uśmiechając.
Dzisiejszy przypadek był łatwy. Zawsze mogło się okazać że na sali byłoby więcej jego towarzyszy, a ona byłaby sama. Wtedy starcie mogłoby się skończyć w jednostronną masakrę i nie koniecznie wyszłoby to na korzyść kobiecie. Kiedy mówiła o pomocy słuchał dalej jednak wtedy przyszła kelnerka a jego towarzyszka chciała zamówić coś do jedzenia i do picia.
- Nie piję alkoholu - Skwitował krótko to pytanie.
Nie dlatego że nie mógł, po prostu zawsze wolał zachować trzeźwość oceny sytuacji. Wystarczy że czasami jego emocje brały nad nim górę. Mówiąc, że to on wygląda na takiego coby potrzebował pomocy i pytając czemu sam przemierza przemierza Kioto zaczął się chwilę zastanawiać nad odpowiedzią. Nie mógł powiedzieć że jest zabójcą demonów. Po kolorze jej ostrza nawet przez chwilę przeszło mu przez myśl że ona również należy do organizacji, jednak nie było to jego sprawą więc nie pytał.
- Jeśli pozwolisz, wolałbym nie rozmawiać o celu swojej podróży - Mówiąc to spojrzał gdzieś w środek sali.
Nie miał chęci jej okłamywać, dlatego lepiej po prostu o tym nie rozmawiać.
#33ff00
Nie, żeby nie przyznawała mu racji. Nawet zwykłym kijkiem mistrz szermierki byłby w stanie pokonać przeciwnika, a nawet zadać mu śmiertelny cios. Wystarczyło jedynie wiedzieć jak się nim odpowiednio posługiwać, mimo to wymagało to właśnie doświadczenia. An pozostawała przy tradycyjnej walce kataną wykorzystując czasem nawet wakizashi; mimowolnie łapała za broń w ferworze walki zapominając o otaczającym ją wszechświecie. Zamach lewą ręką, potem prawą, obrót na lewej stopie by zaatakować zamaszyście ręką z kataną.
— Mm... Prawda. A mówi się, że z gówna bata nie ukręcisz, a mistrz gównem by i zabił.
Zaśmiała się cicho znów uderzając palcami o blat stołu, przy którym siedzieli. Jej złote ślepia próbowały objąć swoim zasięgiem pozostałą część lokalu, w którym przebywali, uważnie przypatrując się wszelkim rzucającym się w oczy szczegółom. Obawiała się czegoś? Czuła jak po kręgosłupie przechodzą ją nieprzyjemne ciarki związane z tym miejscem. Możliwe, że coś miało się stać, albo wydarzenia sprzed chwili miały przybrać zupełnie inny obrót? Cieszyła się mimo wszystko w duchu, że nie potoczyło się to zupełnie inaczej i wbijając już ostatecznie spojrzenie błyszczących się w świetle świeczki stojącej na stoliku tęczówek rozchyliła powoli wargi:
— Nie obawiam się niczego. A jeśli nawet, to osoba, która chce ze mną zadrzeć powinna dwa razy się nad tym zastanowić, nim faktycznie przystąpi do działania — oznajmiła dziękując lekkim uśmiechem kobiecie, która przyniosła im posiłek wraz z napojem. Isshiki słysząc już odpowiedź swojego towarzysza zagarnęła ręką alkohol polewając go sobie, kompletnie ignorując to jak powinno to faktycznie wyglądać. Ignorując kulturę i zasady. Chciała się po prostu napić. Westchnęła cicho przystawiając powoli naczynie do ust, zerkając znad niego na chłopaka.
— Tak coś czułam... — mruknęła ni to do siebie ni to do niego wypijając gorzki napój. Skrzywiła się łapiąc głęboki wdech przez usta i wydychając powietrze przez nos.
Tajemniczość młodszego od siebie mężczyzny sprawiała, że ciekawość rosła w niej z każdą chwilą. Zmarszczyła nos łapiąc w dłonie pałeczki i dopiero teraz zwracając uwagę na to, co im faktycznie podano. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech zadowolenia. Jakby mogła, to by weszła teraz do kuchni i ucałowała kucharzowi ręce za podanie tak idealnie dobranego dania do pogody. Gorący ramen z kaczką, tykwą oraz pysznym, długim makaronem. Na boku położony schab tonkatsu, który aż parował z ciepła. Ślina automatycznie napłynęła do buzi kobiety, ale starała się to skutecznie maskować ręką, która zaciśnięta w pięść oparta o blat stołu przystawiona została jej ust.
Zastanawiając się chwilę nad jego słowami złapała w pałeczki kawałek schabu i ugryzła.
— Coś ukrywa...?
— Jedz, bo Ci wystygnie. Ja stawiam — jak to mawiają "przez żołądek do serca", może się chłopak trochę przed nią w ten sposób otworzy? Nie zaszkodzi spróbować.
— Pytam, bo jestem po prostu stąd i pierwszy raz Cię tu widzę — wyjaśniła biorąc kolejny kęs schabu i oblizując się szybko wbiła spojrzenie w towarzysza — Nie trudno jest w sumie wyłapać, kto jest miejscowy, a kto nie — zaśmiała się cicho zaczesując włosy za ucho.
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
- To prawda, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nigdy nie słyszałem o kimś kto używałby... takiej broni - Powiedział to lekko zażenowany.
Nie spodziewał się po niej takiego słownictwa. Najprawdopodobniej zbyt długo przesiadywała w takich miejscach. To już jednak nie był jego problem. On sam również ciągle był skupiony na nasłuchiwaniu. Wątpił w to, że zajście które miało miejsce zakończy się w tak spokojny sposób. Większość takich awantur kończyło się zwykle wyciągnięciem miecza. Kiedy na stole pojawiło się jedzenie przełknął ślinę. Było to nieco krępujące, jednak nie jadł nic pożywnego od kilku dni. Kucharz był z niego nędzny, dlatego cieszył się że w końcu znalazł restaurację.
- Tak zrobię. Smacznego - Powiedział i zabrał się za jedzenie.
Smak tej potrawy był po prostu nieziemski, gdyby zestawić go z tym co jadł do tej pory. Nawet kuchnia jego matki najprawdopodobniej nie miałby z tym szans, a kobieta wcale źle nie gotowała.
- Dziękuję - Mruknął po skończonym posiłku.
Było mu nieco wstyd że tak szybko zjadł swoją porcję, jednak ciężko niekiedy przezwyciężyć pragnienie.
- Ponieważ pochodzę z wioski niedaleko Kioto. Do miasta przychodzę tylko kiedy jest taka potrzeba - Odpowiedział.
Nie chciał ciągnąć tego tematu, jednak po tym jak go nakarmiła czuł się zobowiązany odpowiedzieć chociaż na kilka pytań.
#33ff00
Wzruszyła lekko ramionami ignorując jego reakcje na jej słowa. Gdyby przejmowała się każdy negatywny wynik rozmowy, czy też walki już dawno odpuściłaby sobie ze swoją zemstą. Ludzie nie wiedzą z czym się mierzą, dopóki nie zajrzą złu prosto w oczy. A to często objawiało się w przeróżnych formach, nie tylko demonach. Te oczywiście były jednym z najgroźniejszych rezultatów ludzkiej chciwości i absurdu. Świat potrafił być niebywale okrutny, ale jeśli się ugiąć pod jego ciężarem to z miejsca się przegrywa. Trzeba zaciskać zęby i stać twardo na ziemi, w przeciwnym razie jak można brnąć do przodu?
— Nie straszna wojownikowi żadna broń, jeśli wie co znaczy walka na śmierć lub życie.
Spoważniała uderzając leciutko pałeczkami w talerzyk, by je wyrównać w dłoni. Złapała kolejny kawałek schabu i wsuwając go do buzi zerknęła na stojącą butelkę z sake. Alkohol pasował idealnie do tego rodzaju mięsa, tak więc nie czekając zbyt długo dolała sobie do czarki, zakręciła nią w dłoni i wypiła duszkiem krzywiąc się nieznacznie. Gorzki, palący napój rozlał się po jej przełyku, a złote ślepia zabójczyni wbiły spojrzenie na moment w sufit.
Skinęła głową na jego słowa, zadowolona, że takowa forma podziękowań za pomoc, choć niepotrzebną, była przyjęta z uśmiechem. Sama uwielbiała tu jadać, zwłaszcza z wujem, kiedy po ciężkim wysiłku fizycznym, treningu potrzebowali się najeść. Niekiedy nawet Hisashi pozwalał napić się ciężkich trunków dziewczynie, a ta podejmowała niejednokrotnie wyzwanie. Przecież nie chciała wyglądać na słabą przy tak tęgim mężczyźnie.
Zajęła się sama swoim jedzeniem, a będąc w połowie miski gorącego bulionu z warzywami podniosła zaskoczone spojrzenie na samuraja. Prędkość z jaką pochłonął posiłek była zadziwiająca. Czyżby nie jadł nic od rana?
— Nie ma za co. Widzę, że potrzebowałeś tego. Nie będziesz mi teraz na stole umierać z głodu — zwłaszcza, gdy planowała go przepytać na wszelkie możliwe sposoby. Dociekliwość zabójcy widzącego drugą osobę z bronią i to jeszcze samuraja sprawiała, że musiała koniecznie dowiedzieć się co było celem podróży mężczyzny.
— Na służbie? Czy pochodzisz z rodziny samurajów? — spytała nabierając makaron pałeczkami i zjadając go dość sprawnie. Mruknęła cicho analizując ile jeszcze jej zostało jedzenia i wzdychając cicho wróciła ciekawskimi, złotymi oczami na swojego towarzysza.
— "Do miasta przychodzę tylko kiedy jest taka potrzeba."
— A co to się stało, że przybyłeś do Kioto? Jaki demon wyskoczył z nory i zaczął grasować? — niby żartem, a jednak nadal poważnie. Narzuciła na swoje lico kamienną maskę doszukując się nieustępliwie odpowiedzi na pytanie. Może było ono zbyt bezpośrednie albo nawet i bardzo odważne w obecnych czasach. Jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś ciekawszego kryło się za tymi zbywającymi odpowiedziami ze strony samuraja.
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
- Tak, pochodzę z samurajskiego rodu. Aktualnie zajmujemy się prowadzeniem dojo - Odpowiedział.
- Przychodzę do Kioto głownie po rzeczy które są potrzebne mojemu dziadkowi. Niekiedy są to zioła, czasami jakiś miecz. Demon też czasami się trafi. - Mówiąc to spojrzał jej głęboko w oczy po czym się zaśmiał.
Chciał by wstawka o demonie wyglądała na żart. Najwyraźniej obydwoje już wiedzieli że są zabójcami. Czy mogli więc zacząć rozmawiać bardziej szczerze? Owszem.
- Kolor Twojego wakizashi jest nietypowy. Z jakiego materiału został wykuty? - Zapytał.
Kojarzył że żółty odcień należał chyba do zabójców korzystających z oddechu pioruna. Jeśli naprawdę była zabójcą nie musiał wcale się o nią martwić, a może nawet mogliby się kiedyś udać wspólnie na polowanie. Musiał się więc upewnić.
#33ff00
— Ciekawe zajęcie. Niegdyś sporo czasu spędzałam w Dojo na treningach u mojego wuja. Jak sobie radzicie? — wciąż ją zżerała ciekawość; jej towarzysz był tajemniczy, a ona planowała tę niewiadomą rozwiązać. W międzyczasie miała zamiar dokończyć swój posiłek, za co też się zabrała. Zresztą przecież miała już tylko do wypicia bulion, tak?
Niewzruszona wsłuchiwała się w słowa mężczyzny odstawiając w końcu pustą miskę na bok, by ponownie nalać sobie sake. Nie chciała się upić, ale nie miała zamiaru odstępować sobie przyjemności z picia alkoholu. Nawet jeśli była w towarzystwie młodszego od siebie.
— Te potrafią wyskoczyć często niespodziewanie. Dobrze, że umiesz sobie z nimi poradzić — podniosła powoli złote oczy na niego posyłając mu równie rozbawione spojrzenie, którym on ją obdarzył. Rozsiadając się wygodnie na swoim miejscu pozwoliła, by kręgi kręgosłupa ułożyły się poprawnie i wydały z siebie znany dźwięk strzelania kości. A dokładniej - pęcherzyków powietrza, które znajdują się pomiędzy kośćmi.
— "Kolor Twojego wakizashi jest nietypowy."
Uśmiechnęła się nieco szerzej pod nosem przystawiając czarkę wypełnioną alkoholem tuż pod swoje usta. Przechyliła ją szybko krzywiąc się nieznacznie i odsapnęła cicho.
— Akurat wakizashi mam pozłacane. W naszej rodzinie było przekazywane z pokolenia na pokolenie w ręce kolejnego wojownika, który miał stać w obronie shioguna — jej spokojny, łagodny głos wydobył się spomiędzy lekko wykrzywionych ku górze warg. Mimo to, doskonale wiedziała, że wcale nie chodziło o to, że mężczyzna chciał poznać jego historię. Chciał mieć pewność, że rozmawia z równym sobie, z kimś, kto wie jak ukrócić demona o głowę. Przejechała kciukiem po dolnej wardze zakładając nogę na nogę.
— Ciekawe, że zwróciłeś na to uwagę — uniosła podbródek — Z reguły mało kto wie, że broń może być w innym odcieniu — a raczej tylko zabójcy demonów mieli tego świadomość. Oraz kowale, którzy zajmowali się konkretnie wytwarzaniem broni z rudy nichiri. Jeśli jej przeczucie było słuszne oznaczało to, że możliwe odnalazła swojego towarzysza walk. Kogoś, kto byłby w stanie jej równać. Obecnie miała samych "uczniów", z Saiyuri rzadko kiedy wybywała na misję. Wolała mieć kogoś, o kogo nie musiałaby się nieustannie zamartwiać.
— W podobnym odcieniu mam katanę. Może się już domyślasz co mam przez to na myśli — spojrzała w stronę kelnerki i machnęła do niej ręką zapraszając do siebie. Poprosiła grzecznie, aby zabrano naczynia i obrzucając ją jeszcze łagodnym spojrzeniem złotych tęczówek westchnęła głęboko.
— Masz na coś jeszcze ochotę? Na pewno nie będziesz pić alkoholu? — spytała kontrolnie. Nie lubiła pić samotnie, choć w większości przypadków właśnie to jej się zdarzało. Teraz jednak posiadała kogoś po drugiej stronie stołu, więc głupio by było samej moczyć mordę w procentach. Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę, jakby zachęcająco i odgarnęła włos na bok.
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
- Nasze dojo radzi sobie całkiem dobrze. Jest wielu chętnych do nauki. Następnym razem może dasz się zaprosić? Tak w ramach rewanżu za jedzenie - Powiedział z delikatnym uśmiechem.
Wiedział już mniej więcej z kim ma teraz do czynienia dlatego o wiele spokojniej mógł z nią rozmawiać. Dokończył swój posiłek podczas jej wypowiedzi i zaśmiał się lekko. Nie było już żadnego powodu do dalszego ukrywania tego kim są, a raczej próby ukrywania. Rzadko kiedy bronie ludzi nie będących zabójcami miały inny kolor, ale mogło się zdarzyć jednak nie tym razem.
- Jednak wcale nie tak ciężko wpaść na innego zabójcę demonów. Powiedz, żółte katany są u pioruna czy kamienia? - Zapytał zaciekawiony.
Wcześniej spotkał tylko kilku członków ich organizacji w Yonezawie jednak nie przyglądał się ich uzbrojeniu. Tutaj miał też o wiele lepszą partnerkę do rozmów niż Ci z którymi miał wcześniej do czynienia.
- I w sumie też możemy teraz pogadać na kilka innych tematów. Polujesz tutaj na demona? - Po raz kolejny zadał pytanie.
Była to jego rodzinna okolica dlatego też trochę się tym przejął. Gdzieś z tyłu głowy miał obraz z dzieciństwa.
#33ff00
— Póki jestem w Kioto chętnie skorzystam z oferty — nie zrobiła jeszcze wszystkiego w rodzinnym mieście. Miała wiele rzeczy do wykonania, a czas kurczył jej się, szybko przesypywał jak w klepsydrze. Z racji obowiązków rzadko udawało jej się znaleźć choćby kilka dni na sprawy prywatne, ale zawsze o tej porze roku starała się, aby przybyć do Kioto. Teraz nie było inaczej.
— Kolor mojej katany zawdzięczam oddechowi Pioruna. Amaterasu była niezwykle łaskawa obdarzając mnie nim — mówiąc to wyciągnęła sakiewkę z pieniędzmi wręczając je oczekującej na zapłatę kelnerce. Ta ukłoniła się im lekko i nie czekając dłużej wróciła do swojej pracy pozostawiając An i drugiego zabójcę samych. Złotooka uderzyła kilka razy palcami o blat stołu, rytmicznie i marszcząc nos wbiła spojrzenie w towarzysza.
— Kamień nie ma przypadkiem innego koloru? Nie miałam okazji ćwiczyć, czy też walczyć z kimkolwiek kto włada Oddechem Kamienia — zakładała, że prędzej byłby to jakiś szary odcień, albo co najwyżej coś brązowego. Zastanawiała się skąd przyszło mu do głowy, że to akurat kamień. Nawet nie wyglądała na osobę, która by się nim posługiwała. Była zbyt drobna, jedynie dobrze umięśniona. Pozostałe jej zalety kręciły się wokół gibkości i zwinności.
— Nie, przybyłam tu akurat w prywatnej sprawie. Jak co roku zresztą — wzruszyła ramionami zakładając nogę na nogę i dopijając nalaną jej sake.
— Nie zabawię tutaj zbyt długo. Skończę swoje rzeczy i wracam do Yonezawy.
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
- Jesteś chyba pierwszą osobą z pioruna którą spotykam - Powiedział przyglądając się jej katanie.
Wyglądała dosłownie jak zrobiona ze złota. Tak się teraz zastanawiając, ciekawe czy sprzedanie ostrza nichirin na czarnym rynku byłoby w ogóle opłacalne? Lepiej tego nie sprawdzać. Pewnego razu podczas pobytu w Yonezawie usłyszał rozmowę dwóch zabójców, z których to jeden zgubił swój miecz. Najprawdopodobniej kowale wykuwający ich broń są jeszcze bardziej przywiązani do swoich dzieł niż sami właściciele. Kiedy dziewczyna rozliczyła się z kelnerką on również się ukłonił w geście podziękowania za jej obsługę.
- To co powiesz na to, abyśmy urządzili sobie mały sparing? - Zapytał skupiając na niej swoje spojrzenie.
Na samą myśl o jakiejkolwiek walce, w jego oczach można było dostrzec determinację. Był wychowany do walki. Tak jak cała jego rodzina także i on był gotów oddać życie w walce. Taki był los samurajów.
- Też nie spotkałem chyba nigdy nikogo z kamienia. Sam zaś posługuję się oddechem wiatru - Odpowiedział.
Słysząc że ma jakieś sprawy do załatwienia, które też wykonuje co roku zaczął się domyślać o co mogło chodzić. Wiele osób straciło rodzinę podczas tych ciężkich czasów. On sam na szczęście ma kompletną rodzinę, jednak niejednokrotnie słyszał straszne historie o demonach napadających wioski, roninach grabiących słabszych oraz innych strasznych rzeczach.
- Oczywiście to tylko propozycja. Zrozumiem jeśli odmówisz - Odniósł się znów do sparingu.
Nie chciał wywierać na niej w żaden sposób presji. Jeśli nie teraz, był przekonany że na pewno jeszcze się spotkają.
#33ff00
Lekki uśmiech przemknął jej po twarzy, a palce ponownie zadudniły o blat stołu, tym razem zatrzymując się na nim na dłużej. Osobiście znała może kilku użytkowników oddechu Pioruna i szczerze nie była do końca przekonana, czy było ich więcej. Wyglądało to tak, jakby właściwie tylko trzy-cztery osoby miały zdolność do panowania nad nim. Niektórym potrafiła się przyglądać podczas treningów z czystej ciekawości. Jednak tak jak to powinno wyglądać - głównie skupiała się na swoich umiejętnościach i na doskonaleniu samej siebie, niżeli interesowaniu się innymi. Potrzebowała sporego doświadczenia jak i nowych technik, które pozwoliłby osiągnąć jej cel.
Westchnęła cicho.
— Chciałbyś teraz spróbować swoich sił? Nie, żebym uważała siebie za najlepszą, ale możemy się mocno różnić doświadczeniem — nie tyle, co doświadczeniem, nawet nie wiedziała co mogłaby się po nim spodziewać. Było to niepokojące, ale tylko w ten sposób można walczyć. Z demonami bywało przecież dokładnie tak samo. Nie od razu poznajesz ich umiejętności i to, jaki mają sposób na walkę.
— Pozwól, że rozważę tę propozycję — odsunęła od siebie pustą czarkę po sake i odgarnęła włosy sprzed oczu rozsiadając się nieco wygodniej na krześle. Wpatrywała się w młodego mężczyznę z pewną dozą spokoju i wyrachowania. Od dziecka trenowała najpierw w rodzinnym Dojo, a następnie u swojego wuja. W obu przypadkach miała wielu przeciwników, którzy uginali się pod jej drewnianą kataną. Nie była wyjątkowo silna, ale mogła pochwalić się szybkością i reakcją. Były to jej główne atuty. A jeśli nie walczyła, to robiła za wsparcie, bo dzięki swojemu obszernemu treningowi nauczyła się nie tylko walczyć, ale też leczyć rany.
— Cóż, ja z kamienia też nikogo nie poznałam jeszcze. Ale z wody zaś już tak — pokiwała kilka razy głową i po dłuższej chwili zastanowienia podniosła się z miejsca poprawiając swój płaszcz.
— Dobra, jeśli chcesz sparring to możesz liczyć, że chętnie dołączę. Tak więc przyjmuję Twoją ofertę.
I thought wearing your mask
Would let me understand
Now I'm just covered in
The dirty blood of man
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Jest niewiele rzeczy doczesnych, które faktycznie są w stanie poruszyć Suę. Mogło to wynikać z jej patologicznego dzieciństwa, ale też z niej samej – życie z rozwiniętym nadmiernie smakiem sprawiało, że mogła być naprawdę wybredna, jeśli chodzi o przyrządzanie jedzenia. Mogła być, bo nie jest, ponieważ… niekoniecznie ją to obchodzi. Uwielbia różne smaki, jednak bardzo łatwo jest się przebodźcować, zatem nic dziwnego, że czasem można zobaczyć ją jedzącą sam ryż czy nawet zwykłe paski wodorostów nori.
Jednakże Owariya było jednym z nielicznych miejsc, do którego bardzo chętnie przychodziła z własnej woli i nie byłaby w stanie odmówić zjedzenia tam posiłku. Była w stanie rozpoznać, który kucharz przyrządził dane danie, ale jednak nie miała swojego ulubieńca. Makarony były cudowne i gdyby nie była tak niezainteresowana gotowaniem, to przyrządzałaby je sobie dużo częściej.
Szkoda, że nie może już spędzać wieczorów przy kolacji z Kanną. Znaczy, mogłaby, ale nie byłoby to samo, skoro on nie może jeść tego samego co ona, a ją… niezbyt interesował kanibalizm, tak szczerze mówiąc. Dalej mogą siedzieć razem, to fakt, ale… to nie jest to samo. Takie proste rzeczy coraz częściej kłuły ją w serce, zwłaszcza kiedy była z powrotem w Kioto, choć nie siedziało to na jej głowie aż tak długo. Takie ot, chwilowe uczucia nostalgii, które zaraz potem się rozpływały, ponieważ jej mąż tak naprawdę żyje, nawet jeśli teoretycznie nie powinien, a jego istnienie w oczach organizacji Zabójców Demonów było grzechem samym w sobie.
No tak. Zabójcy Demonów.
Usiadła bardziej w kącie restauracji i zamówiła to, co zwykle zamawiała (najprostsze menu, dużo makaronu), choć była pewna, że kucharz będzie chciał trochę jej zaimponować. Nie miała nic przeciwko temu, naprawdę jest w stanie zjeść od nich tu wszystko, co jej podadzą. (W granicach rozsądku, oczywiście, ale jednak.)
Na dworze robiło się coraz ciemniej, więc zdecydowała się ubrać na swój strój miko bardziej „cywilną” narzutkę, a z włosów zdjęła złote dekoracje i ornamenty. Włosy miała związane w dwa długie warkocze, które potem splotła wokół siebie (coś jak DNA, ale wtedy nie mogli tego wiedzieć – przyp. aut.). Oczywiście miała za pazuchą kimona jeszcze swój kaiken i wisterię, tak na wszelki wypadek. Nie zamierzała być dzisiaj napadnięta, ale demony niekoniecznie dzieliły z nią podobne plany.
Ciekawe co Kanna porabia. Pewnie znowu dręczy biedne rybki ze stawu. Chociaż powinnam się cieszyć, że demoniczna natura nie wykrzywiła całkowicie jego osobowości. Pewnie trzeba będzie jednak niedługo zakupić ponownie nowe ryby, jeśli będzie je w takim tempie zamęczać.
Z zamyślenia jednak wyrwała ją postawiona przed nią miska, za którą grzecznie podziękowała, a potem zaczęła pałaszować. Ach, na bogów, jaki ten makaron jest dobry! Gdyby jej zadowolenie dało się bardziej graficznie przedstawić, wtedy tryskałyby z niej gwiazdki i serduszka, tak wesołe jak jej obecny nastrój.
Jakie dobre!
Chociaż z drugiej strony może to po prostu był przypadek i tak się złożyło, że dostawałem co raz więcej zadań prowadzących na południe. Na szczęście kruk od ponad dnia milczał i mogłem sobie odpocząć. Ten dzień zacząłem od wizyty w onsenie, gdzie zmyłem z siebie trud podróży i polowania oraz zaczerpnąłem relaksu. Nie wiedziałem, ile dokładnie czasu miałem przed kolejnym zadaniem, dlatego nie chciałem przesiedzieć całego w ciepłej wodzie.
Odświeżony i pełen energii wyszedłem na ulice. Zbliżała się pora obiadowa, a czułem, jak żołądek zaczął mnie ssać. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu woda zawsze pobudzała apetyt. Rozglądałem się, za jakimś lokalem i przypadkiem wpadłem na młodego chłopaczka, chociaż bardziej to po prostu go stratowałem, a on upadł na cztery litery.
- Wybacz, to moja wina... Rozglądanie się za dobrą restauracją mnie za bardzo pochłonęło. - Wyciągnąłem w jego stronę dłoń, aby pomóc mu podnieść się do pionu. Uśmiechałem się, ale nie trzeba było być mistrzem mentalizmu, żeby zauważyć, że jest mi również trochę głupio. - Nic się nie stało proszę Pana, ale dobrze się składa. Zapraszam do restauracji Owariya, wszystko jest tam smaczne i na pewno znajdzie Pan coś dla siebie. - Dzieciak złapał mnie za rękę i nie tylko wstał, ale zaczął żwawo prowadzić do przybytku, dla którego pozyskiwał klientów. Nie protestowałem, może to był dar od losu? A przynajmniej w taki sposób wyrażę swoją skruchę.
Skręciliśmy kilka razy i już byliśmy na miejscu, od razu wciągnął mnie do środka, posadził przy jednym z wolnych stolików i z powrotem wyszedł, opuszczając lokal był bardzo dumny z siebie i wymienił kilka słów z jedną z kobiet. Nie było w ogóle mowy, że ktoś nie zauważył mojego wejścia, w końcu był to bardzo niecodzienny widok. Aby wysoki dobrze zbudowany młody mężczyzna o krwistoczerwonych włosach, ubrany w czarne kimono z białym haori został wciągnięty przez dwie głowy niższego dzieciaka. Miecz miałem włożony za grubą czerwoną linę, która oplatała mnie w pasie.
Nie czekałem długo na obsługę, bardzo szybko ktoś podszedł do mnie i przyjął moje zamówienie. Dzisiaj postanowiłem zjeść, Tsukemen z kaczką i popić to jaśminową herbatą. Gdy tak czekałem, na zamówienie rozejrzałem się po pomieszczeniu i mój wzrok przykuła różowo włosa kobieta siedząca w rogu pomieszczenia. Miałem nieodparte wrażenie, że gdzieś ją wcześniej widziałem, a pierwszy raz byłem w Kioto. Spoglądałem na nią i zacząłem szukać w myślach jakiegoś wspomnienia, które mogłoby mi pomóc w rozwiązaniu tej zagadki.
albo ją przed sobą stworzę
Jakie głębokie pytanie. Zdecydowanie nie na taką restaurację.
Omiotła wnętrze Owariyi spojrzeniem, kiedy napotkała wzrok jednego z klientów, który musiał przed chwilą wejść. Młody mężczyzna był karykaturalnie wręcz wysoki i miał na głowie czuprynę ogniście czerwonych włosów, które wydawały się wręcz płonąć w odpowiednim świetle. Bardziej jednak zwróciła uwagę na jego ubiór, który był jej dobrze znany, bo sama w bardzo podobnym chodziła po terenie i kompleksie Yonezawy. W jej oczach od razu rozpaliła się ciekawość, bo choć samego młodzieńca nie kojarzyła, to było w nim coś znajomego, oprócz oczywistego zauważenia uniformu Zabójcy Demonów.
Wstała od swojego stolika i podeszła pewnym krokiem do siedzącego tuż na wejściu chłopaka. Gdyby jeszcze jadła, to najpewniej w ogóle zignorowałaby jego obecność, nawet jeśli od razu wiedziała, że musiał należeć do Zabójców Demonów. Ale skoro już zjadła… nic nie stało na przeszkodzie, żeby trochę teraz poudzielać się społecznie, czyż nie?
W końcu kiedy była już przy nim, mogła podejrzewać, że teraz chłopak sam przeszukiwał swoją pamięć, żeby tylko przypomnieć sobie, gdzie mógł wcześniej ją widzieć. Nic dziwnego, bo nawet jeśli mignęli się gdzieś w korytarzu, to łatwiej było ją rozpoznać w tym samym zestawie ubrań, a nie w tym, w którym chodziła podczas swoich przyjazdów w rodzinne strony. Wtedy stawała się jedynie zwykłą kapłanką odmawiającą zwykłe modły do zwykłych(?) bogów. Właśnie tak.
- Przepraszam za moją zuchwałość, ale czy nie widzieliśmy się już wcześniej? – zagadała uprzejmie, dodając do swojego tonu grzeczną niepewność, z jaką próbujesz sobie przypomnieć twarz osoby pracującej w tym samym miejscu, ale której kompletnie nie jesteś w stanie rozpoznać, co byłoby dosyć wysoce żenujące. To miało też na celu nawiązanie nieco bardziej przychylnego kontaktu, bo wyglądało na to, że mogli myśleć o tym samym. Logiczne, prawda?
- Możliwe, że wpadłeś do domu medyka? – zapytała nieco ciszej, sygnalizując przejście na temat, który wymaga pewnego wtajemniczenia. Od razu powinien mieć konkretne skojarzenia, ponieważ każdy, ale to absolutnie każdy przewinął się w końcu kiedyś przez dom medyków. Jeśli nie z powodu własnych obrażeń, to z powodu obrażeń kolegi, koleżanki, kompana, towarzysza broni, kogokolwiek tam jeszcze. A jeśli nie dlatego, to pewnie z powodu przyhaczenia przez kogoś na korytarzu, komu akurat nie chciało się iść aż do medyków. Każdy, ale to absolutnie każdy musiał kiedyś tam zajść, czy to z własnej woli, czy też nie. - Stosunkowo od niedawna pozwalają mi przyjmować własnych pacjentów, ale możliwe, że widzieliśmy się, kiedy pomagałam któremuś z mistrzów medycyny – dodała, nie mogąc powstrzymać tej dumnej z siebie nuty przy wspomnieniu o własnych pacjentach. Stopniowo, stopniowo całe to gremium medyczno-eksperckie widziało w niej kompetentnego medyka, co było absolutnie wyborne w smaku. Oprócz oklepanego stwierdzenia, że „jej ciężka praca w końcu się opłacała”, zdawała sobie sprawę z tego, że powiększa swoją wiedzę, jak i umiejętności, a co za tym idzie – pięła się wyżej i wyżej po drabinie hierarchii. A kiedy będzie już na szczycie, to będzie mogła powoli, powolutku przystępować do swoich wielkich małych planów. Ale to już jest ściśle tajna informacja, hihi. - Swoich pacjentów jednak zawsze pamiętam – odpowiedziała z figlarnym uśmieszkiem.
Zaraz jednak się wyprostowała i przyjęła nieco poważniejszą minę. Formalne przedstawienia były absolutną podstawą wszystkich spotkań w ważnym towarzystwie. Nawet jeśli jej towarzystwo składało się z jednej osoby i znajdowali się obecnie w restauracji. Jednej ze starszych, ale wciąż restauracji.
- Ale gdzie moje maniery. – Ukłoniła się nisko, po czym wyciągnęła rękę. Słyszała, że to sposób, w jaki witają się ludzie spoza Japonii, mężczyźni zza oceanu. Jeśli jednak chłopak jej nie uściśnie, to od razu zabrała ją i ułożyła z drugą na wysokości pępka, żeby znowu się zaraz ukłonić. - Narukawa Sua, obecnie bardziej kapłanka niż medyk w oddziale Zabójców Demonów.
Na dźwięk jej nazwiska mogły pojawić się różne reakcje, jednak ostatecznie dało się jej podzielić na dwie, góra trzy kategorie – tych, którzy nie znali go w ogóle, oraz tych, którzy je znali. Opcjonalnie trzecią grupą mogli być ci, którym wydawało się, że je znają, jednak nie mogą sobie przypomnieć żadnego powodu dlaczego tak miałoby być, żadnego powiązania stojącego za tym wrażeniem czy też żadnej rozmowy, tabliczki czy osoby, z którą mogliby kojarzyć to nazwisko. Którąkolwiek by jednak nie wybrali, ostatecznie Sua nie miała w tym żadnego interesu. Oczywiście dopóki druga strona też nie miała do niej żadnego interesu.
A do tego potrzebowała jeszcze dokładnej wiedzy, z kim rozmawiała.
Kiedy przed młodym mężczyzną pojawiło się jego zamówienie, pokiwała z udawanym uznaniem głową. Puste komplementy były kolejną cechą charakterystyczną dla ludzi z wyższych sfer, w których zresztą dane było jej się obracać, więc tę sztukę opanowała wręcz do perfekcji.
- Bardzo dobry wybór. Choć ja zawsze będę wielbić tutejsze makarony – skomentowała, po czym wcale nie tak dyskretnie się po prostu dosiadła. - Jesteś tu na misji czy, tak jak ja, nie służbowo?
Było to oczywiście utrzymane w tonie pozornej ciekawości, trochę pod taką typową gadkę-szmatkę, ale w taki sposób, żeby nie zrazić do siebie młodego Zabójcy Demonów.
Inną sprawą jest to, że jeśli była jakaś misja w pobliżu, to powinna jak najszybciej powiadomić Kannę. Nie chciałaby, żeby jej demoniczny (dosłownie) mąż się przypadkiem napatoczył pod nogi jakiegoś byle początkującego Zabójcy Demonów.
Ach, jakaż ona była dla niego kochana, dla tego jej niewdzięcznego z lekka męża! Ale to było w porządku. W końcu wszystko robiła dla niego z powodu dozgonnej i ponadto miłości, czyż nie?
- Nic się nie stało. Też mam nieodparte wrażenie, że gdzieś już panią spotkałem raczej nie raz, ale szkopuł w tym, że od dłuższego czasu nie odwiedzałem żadnych dużych świątyń. Także nie mam zielonego pojęcia, gdzie mogliśmy się spotkać. - Zmrużyłem lekko swoje złote ślepia, jakbym nad czymś intensywniej się zastanawiał. Naprawdę była to trochę żenująca sytuacja i to nie tylko dla niej. Skoro oboje słyszeliśmy, że biję dzwon, ale nikt nie wiedział w którym kościele. W końcu gdy powiedziała dom medyka, coś zaczęło mi świtać, musiała należeć do korpusu. Tylko w Yonezawie spotkałem się z takim określeniem, ale czemu była ubrana, jak kapłanka?
- Na przestrzeni lat, zdarzyło mi się zaliczyć kilka wizyt. Intensywny trening idzie, w parzę z kontuzjami. Także bardzo możliwe, że przelotnie się widzieliśmy. - Również ściszyłem głos, niby był środek dnia, ale Kioto nie za bardzo sprzyjało zabójcą demonów. Mieszkańcy i zarządcy woleli się układać z potworami, a na ludzi zawsze trzeba uważać. Omamieni obietnicą lepszego życia, na pewno spróbowaliby przypodobać się demonowi, przez dostarczenie mu zabójcy na tacy.
- Gratuluje w takim razie, to nie lada osiągniecie i od razu chciałbym podziękować za przyszłe udzielenie pomocy. Prędzej czy później na pewno będę jej potrzebował – Uśmiechnął się szeroko i spojrzałem w jej oczy. Lubiłem utrzymywać kontakt wzrokowy z osobą, z którą prowadziłem konwersacje.
Faktycznie dziwnie zaczęliśmy tę znajomość, gdy ona zaczęła się kłaniać, ja również wstałem.
- Kagami Yuichiro. - Przedstawiłem się i odwzajemniłem jej ukłony, chociaż moment, w którym wyciągnęła w moją stronę dłoń, wprawił mnie w drobną konsternację. Nazwisko Kagami straciło stary blask, po wojnie w okresie Azuchi-Momoyama, odebrano im przywileje szlachty dworskiej i ród został zdegradowany do rangi rodu samurajskiego. Tylko starsi ludzie albo znawcy historii i heraldyki znali o nich prawdę. Ale za to nazwisko Narukawa gdzieś słyszałem albo przeczytałem, tylko kompletnie nie pamiętałem, czemu zapadło mi w pamięci. Obsługa przyniosła moje zamówienie, a ja zaczepiłem kelnerkę. - Po proszę jeszcze jedną czarkę do herbaty. - Spojrzałem wymownie na Narukawe, chyba chciała porozmawiać, a nie ma nic lepszego niż rozmowa przy aromatycznym naparze.
- Jesteś tutejsza? - Zapytałem gdy dosiadła się do stolika, sam zająłem wcześniejsze miejsce. Uśmiechnąłem się na myśl, że dokonałem dobrego wyboru, byłem ciekawy jak smaczna będzie potrawa w Kioto, ale najpierw położyłem czarkę przed kobietą i napełniłem ją herbatą. - Skończyłem zadanie w małej mieścinie za Kioto i postanowiłem zażyć trochę normalnego życia. Ostatnio nieustannie kruk przynosi kolejne zadania, potrzebowałem normalnego dnia. - Mimo że moje słowa mogły brzmieć, jakbym zrzędził. Ja cały czas się delikatnie uśmiechałem. Złożyłem dłonie i podziękowałem za posiłek, ostrożnie zacząłem próbować jedzenia. Między kęsami i po przeżuć rozmawiałem z Sue. - Narukawa-san kojarzę twoje nazwisko, mogłabyś co nieco powiedzieć, aby mógł odświeżyć pamięć? -
albo ją przed sobą stworzę
- Dziękuję bardzo za miłe słowa – odpowiedziała. Ach, jak dobrze było wpaść w rutynę uprzejmości, szczególnie tych związanych z nowopoznanymi osobami. Zawsze wtedy czuła się jakby wracała na dobrze jej znaną wydeptaną ścieżkę, a w głowie wytyczała już kolejne trasy związane z daną osobą. - Choć powinnam życzyć, żebyśmy nie musieli się widzieć w domu medyka, to jednak poniekąd czekam na to spotkanie. – Powiedzieć „czekam” było trochę dziwne w tym kontekście, ale jednocześnie mogło wyrażać jej chęć do niesienia pomocy. Nie miała nic konkretnego na myśli, więc była w stanie pójść w każdą stronę, jeśli Zabójca Demonów jej wytknie to dziwne użycie słowa. - Jest to tylko naturalna kolej rzeczy, więc życzę, żeby to się skończyło tylko na bandażach, a nie usztywnieniach.
Kagami, Kagami… Nic jej to nazwisko nie mówiło. Znaczyło to zatem, że albo ta rodzina nie była wystarczająco wpływowa, żeby o niej słyszała, albo stracili w przeszłości większość swojego honoru, albo wręcz odwrotnie – dopiero się rozwijali i próbowali piąć po drabinie hierarchii, która bardzo chętnie podstawia wszystkim wspinającym się nogę i łamie szczeble. Nie musiała zatem za specjalnie wyszukiwać go, zwłaszcza jak nie pochodził z okolic Kioto. Może ewentualnie jakby była znudzona albo jakoś wyjątkowo zaciekawiona. Jak na razie mogła kompletnie zignorować kwestię jego pochodzenia i nazwiska.
Podziękowała za czarkę wypełnioną herbatą i upiła łyk. Chwilę ją smakowała… Nie była to najlepsza, jaką piła, ale jednak Owariya bardzo rzadko ją zawodziła, nawet w przypadku czegoś takiego jak wybór herbaty.
Uśmiechnęła się pogodnie.
- Powiedzieć, że jestem tutejsza, to nie powiedzieć nic, tak naprawdę – odparła. Powoli wchodziła na terytorium, które wymagało od niej nieco większej uwagi i ostrożności. Na zewnątrz jednak nie było niczego takiego widać – żadnego zakłopotania, żadnego skupienia, żadnego załamania w mimice lub postawie.
Wysłuchała cierpliwie i pokiwała głową ze zrozumieniem. Małe zadanie? Będzie musiała potem zapytać Kannę czy nie wychodził gdzieś w poszukiwaniu dodatkowego pokarmu, kiedy ona najpewniej spała. Będzie musiała mu i tak powiedzieć o Yuichiro, żeby przynajmniej kojarzył krążące w okolicy twarze. Poruszanie się po Kioto i budowanie relacji społecznych były jak partie szachowe, partie shougi, które musiała bardzo ostrożnie rozgrywać, żeby nie pomylić plansz, pionków czy nie wpaść przypadkowo i nierozważnie w jakieś koślawo zastawione sidła przez jakiegoś początkującego żółtodzioba, wyjątkowo szczęśliwego dzieciaka.
Cały jej plan mógł na tym bardzo ucierpieć. Plan na życie, plan na Kannę, plan na odnalezienie swojego miejsca, które potem zamierzała bronić za wszelką cenę.
Wydała z siebie potwierdzający pomruk.
- Zrozumiałe. Przyjazd z Yonezawy tutaj zawsze wydaje się jak podróż przez inny świat. Do innej rzeczywistości – powiedziała, po czym upiła kolejny łyk herbaty. Niekoniecznie zgadzała się z własnymi słowami, ale czym była sztuka rozmowy, szczególnie tak niezobowiązującej rozmowy jak ta, jeśli nie wygłaszaniem utartych frazesów, klisz oraz ostrożne szukanie miejsca na wykonanie kolejnego kroku? - Przełączenie się znów na zwykłe życie bywa bardzo zajmujące, a wręcz bardziej męczące niż praca. A przynajmniej takie są moje obserwacje.
Przez chwilę zastanowiła się, na ile jej rodzina miała wpływ na obecną sytuację w Kioto, jaką było stronnictwo ludzi po stronie demonów. Na pewno jej ojciec i jego sprytnie ukryty kult Najwyższego przyczynił się do skuszenia ludzi do wiary w demony, ale ile z tego oznaczało ich odpowiedzialność? Czy ona, posiadając nazwisko Narukawa, mimowolnie przyczyniała się do przekonywania ludzi do demonów? Czy w przyszłości będą mówić, że Narukawowie sprowadzili zagładę na ludność Kioto? Czy też może demony będą ich wychwalać nad niebiosa i bóstwa, kiedy już pożrą ostatniego człowieka w Japonii?
Przestała się nad tym zastanawiać. Zbyt abstrakcyjne, zbyt rozgrzebujące przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, zbyt… oczywiste. Moralne dylematy potrafiły być tak przewidywalne i męcząco nudne. Dlatego też zwykle nie marnowała na nie czasu w jakiejkolwiek formie.
- Nie chcę brzmieć zuchwale, ale zdziwiłabym się, gdybyś nie słyszał. – Poprawiła swoją pozycję. Zauważyła, że Yuichiro bardzo chętnie patrzył jej w oczy. Potrafiła to docenić. Nawiązywała z nim zdrową ilość kontaktu wzrokowego, chłepcąc tę formę uwagi. - Chociaż byłaby to zdecydowanie miła niespodzianka.
Zdecydowanie miła, jeśli nie będzie ktoś próbować poruszać tematu jej męża i podejrzanej pracy, o której wszyscy wiedzieli, ale którą tolerowali, ponieważ była wtedy w żałobie, ponieważ przyjeżdża tutaj służyć ludowi, Najwyższemu i rodzinie, ponieważ to był drobny detal, który można było w jej przypadku pominąć.
- Jestem z rodziny duchownych, którzy od pokoleń zajmują się życiem duchownym w samym Kioto, jak i w okolicznych wioskach. Jest ona dosyć rozległa, więc zawsze któryś Narukawa się w danej chwili wybije nad innych. – Zaśmiała się delikatnie. Nie było w tym śmiechu cienia nienawiści, jaki zawsze wydawał się barwić jej ton głosu, kiedy tylko zaczęła wspominać o swojej rodzinie. Za wyłączeniem Kanny, oczywiście. - Dlatego też jestem ubrana jak jestem ubrana. Ale proszę się nie martwić, nie będę rozliczać z wizyt w świątyni.
Dopiła herbatę do końca. Przedstawiła się, on też się przedstawił, zaliczyli podstawowy poziom znajomości, teraz mogła powoli zacząć wypytywać o to, co ją interesuje. Oczywiście w granicach etykiety, kultury i dobrego wyczucia. A Sua potrafiła znakomicie udawać, że takie rzeczy ją obchodzą.
- Jak się miewają sprawy? – zapytała, odstawiwszy już pustą czarkę. Napiłaby się w sumie znowu. Ale nie była głodna. Smaki przyjemnie łaskotały ją pod językiem jak ogniki przyjemności, jak pomruk zadowolenia, jak westchnienie satysfakcji. - Nie widzę żadnych poważnych ran na pierwszy rzut oka, więc chyba poza częstotliwością pojawiania się nowych misji, to chyba całkiem nieźle sobie radzisz. I to w tak… - zawiesiła chwilowo głos - niebezpiecznej okolicy.
Mówiła prawdę, jeszcze ostatni raz taksując Yuichiro wzrokiem. Zdecydowanie wyglądał jej na takiego, który swoje powinności wykonywał co do joty, trenował za dwóch czy nawet trzech, a potem spędzał wieczory na zastanawianiu się, jak może jeszcze bardziej się samodoskonalić. Wyglądał jak wzorzec idealnego wojownika stąpającego po drodze prawowitości oraz honoru.
Jak bardzo takich nienawidziła czasami.
Uniosła delikatnie rękę, żeby zwrócić uwagę jednego z kucharzy czy kelnerów.
- Poprosimy po dokładce herbaty – odparła, kiedy ktoś ją zauważył.
Miała nadzieję, że Yuichiro nie ma nic przeciwko chwili rozmowy o wszystkim i niczym, co mogłoby się jej przydać i co mogłaby potem sprzedać mężowi za cenę grzecznego zachowywania się niczym zwykły, szary człowieczek.
-No jasne, że tak. Nieważne jak wielkim talentem człowiek by nie dysponował i tak prędzej czy później trafi na ścianę, która go skutecznie wyhamuje... Możemy dorównać demonom w wielu aspektach, ale ciągle ogranicza nas żywotność ciała. Dzięki waszej pracy, chociaż mamy pewność, że ktoś stanie na głowie, by nam pomóc. - Była, odrobinę specyficzna, ale nie było w tym nic złego. W sumie to pierwszy raz, gdy rozmawiałem prywatnie z członkiem korpusu, który zajmował się leczeniem, a nie walką. Chociaż jakby nie patrzeć na każdej osobie w korpusie ciążyła duża odpowiedzialność, żeby ta machina działała, wszyscy musieli wywiązywać się ze swojej pracy jak najlepiej. A więc jej rodzina była aż tak wpływowa w Kioto? Obym tylko nie popełnił jakieś gafy i nie obraził jej bądź jej bliskich, ludzie wpływowi często źle odbierali moją szczerość i otwartość.
- Faktycznie ciężko się pozbyć nawyków z pracy, ale to pewnie dlatego, że nie da się pracować na pół gwizdka w tym zawodzie. Poza Yonezawą niechętnie rozstaje się z mieczem i to jest coś, co zaszczepiło mi się z pracy. Chociaż w takim świecie jest to bardzo roztropne działanie, no i może w ciągu dnia czuje mniejszy dyskomfort bez broni. Zabawne jako dzieci boimy się ciemności, ale nawet nie wiemy jakie potwory w niej czyhają, to chyba lęk przed nieznanym prawda? - Zapytałem zaciekawiony czy ona również podzielała tę teorię, w końcu to chyba jedna z najgorszych rzeczy. Niepewność co przyniesie czas i jaki będzie skutek naszych działań. Uważnie słuchałem jej wywodu o rodzinie i raczyłem się w ciszy obiadem.
- Rodzice nalegali, abym poznał inne ważne rody, ale niestety jako dzieciak nie bardzo interesowały mnie sprawy dyplomacji i heraldyki. Rozumiem, musisz mieć bardzo dużą rodzinę, praca duchownych chyba nie należy do prostej i jest w niej wiele wyrzeczeń? - Nie do końca wiedziałem, jak to dokładnie wygląda, ale chyba nie mogło być, to takie proste skoro religia zrzeszała tak dużo ludzi.
- To dobrze, bo jakoś nigdy nie było mi tam po drodze, oczywiście nie jestem uprzedzony do ludzi wierzących. Po prostu wole być panem swojego losu i nie zawierzać go kapryśnym bogom. - Chciałem być wolny i nieskrępowany wiarą, zresztą ludzie często obwiniali bogów za własne porażki albo przypisywali im swoje sukcesy. Nie mogłem tego zrozumieć, aczkolwiek szanowałem wybór innych, każdy miał prawo robić ze swoim życiem, to na co miał ochotę.
- Całkiem dobrze, zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym oraz uczuciach. Chociaż jakiś czas temu moją głowę ciągle zajmowała pewna rozterka i nękały mnie koszmary, ale trening z koleżanką i list pomógł mi z tym. - Uśmiechnąłem się szeroko i byłem zadowolony z siebie. - Nie mogę narzekać, chyba urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą. Ale faktycznie demony tutaj są bardziej zuchwałe i nie kryją się praktycznie, a do tego trzeba uważać na ich sympatyków.... W sumie rozumiem, że to Twoje rodzinne miasto, ale powinnaś bardziej uważać, co prawda nie polujesz na nich i twoja praca sprowadza się do ratowania zabójców w Yonezawie. Tylko nigdy nie ma pewności, czy ktoś Cię nie wsypie za własne życie. - Mówiłem z troską i obawami w głosie, wspomniałem tylko o demonach i ich sympatykach, ale przecież na trakcie byli też rabusie i bandyci, którzy równie chętnie okradliby i zabili świadków.
- A co u Ciebie? Skoro już sama możesz zajmować się rannymi, to może miałaś jakiś trudny przypadek, z którego jesteś dumna? - Odniosłem wrażenie, że jest bardzo skrupulatna, a to duża zaleta dla lekarza.
albo ją przed sobą stworzę
- O tak, zdecydowanie – przytaknęła. W rzeczywistości w ogóle się nad tym nie zastanawiała, aczkolwiek zdawała sobie sprawę z tego, że poniekąd ryzykowała dużo więcej niż inni. Zdecydowanie więcej niż inni. I nie chodziło jej o tak abstrakcyjne pojęcia jak honor czy wierność ludzkości, ale życie jej i Kanny. To było dla niej stukrotnie ważniejsze niż cokolwiek innego. - Chociaż moja praca nie jest chociażby w połowie tak niebezpieczna jak chociażby Mizunoto. Jeśli jednak jest wspólny element łączący nas… to pewnie byłby to fakt, że przez każdą chwilę nieuwagi możemy doprowadzić do śmierci niewinnej jednostki – powiedziała poważnym tonem, kiedy jej palec przejeżdżał po krawędzi czarki. Brzmiało to niezwykle szczerze nawet w jej uszach, mimo że zdecydowanie bardziej zamiast śmierci ciążącej na jej sumieniu po nieudanej operacji odczuwała niewyobrażalną złość, która pilnie potrzebowała jakiegokolwiek ujścia. Czy to w postaci czerwonych bruzd na ciele męża, czy to w postaci stłuczonej porcelany – cokolwiek, co pomogłoby jej uporać się z tak przejmującymi uczuciami. Smak takiej furii był ciężki do odczucia, kiedy każdy nerw wydawał się skwierczeć od płomieni, które wtedy pochłaniały jej ciało i umysł. Obrzydliwe. - Lęk przed nieznanym… - Pauza. - W koncepcji nieznanego zawsze jest coś pociągającego. Oczywiście do momentu, kiedy to nieznane nie próbuje postarać się odłączyć głowy od kadłuba, prawda?
Zachichotała delikatnie, zasłaniając usta rękawem. Gdyby tylko Yuichiro wiedział, ile osób wchodzi w skład obecnej generacji Narukawów… Na pewno by się zdziwił!
- O tak, mam wyjątkowo dużą rodzinę. Kiedyś był żart, że jedna na pięć osób w Kioto jest w jakiś sposób z nami związana. – Uśmiechnęła się rozbawiona. - Oczywiście teraz ciężko powiedzieć czy to aby na pewno tylko żart, ale też to nie oznacza, że jesteśmy jakimiś… włodarzami Kioto, o nie. – Nawiązała z nim kontakt wzrokowy, po czym na jej usta wypłynął pewien wyjątkowo specyficzny uśmiech. Nie był krzywy, nie był w jakikolwiek sposób niepokojący, ale było w tym jej spojrzeniu coś niezwykle przenikliwego, coś jak spojrzenie przeszywające drugą osobę na wskroś. - Władzę tutaj mają jedynie siogun i bogowie.
Zatrzymała się, żeby chwilę się zastanowić. Rozmowy brzmiące na nostalgiczne zawsze były wyjątkowo irytujące, ponieważ musiała się wypowiadać o rodzinie w sposób taki, w jaki nigdy by się o niej nie wyraziła. A przynajmniej w większości przypadków i o większości jej członków.
- Czy dużo wyrzeczeń… Kiedy wszyscy dookoła zajmują się w większości tym samym, to człowiek nie widzi tego jako poświęcenie. Mam dosyć spore rodzeństwo, część z nich w zbliżonym mi wieku, więc byli najbliższymi mi rówieśnikami, którzy tak jak ja pomagali w codziennych obowiązkach związanych ze świątynią w pobliżu domu czy przy przygotowaniach do lokalnych wydarzeń. Kiedy jest to całe twoje życie, to nie widzisz tego już jako coś, co jest powszechnie uznawane za odchyłek od normy.
Uśmiechnęła się nieco łobuzersko, po czym pochyliła się do niego w nieco konspiracyjnym geście.
- Czy jesteś pewien, że powinieneś to mówić kapłance? – zapytała, po czym się roześmiała. Tak naprawdę miała gdzieś jego przekonanie o bogach. W końcu nawracanie innych nie było jej zadaniem. A przynajmniej nie podziałałoby to na niego w tym konkretnym wypadku.
Musiała pohamować uśmiech, który chciał wykrzywić jej twarz w pewnej rodzaju kpinie. O tak, znała zuchwałego demona. Mało tego, mieszkał u niej i pozwalała mu kosztować swojej krwi. Gotowa była obrócić cały znany jej świat w płomienie, jeśli tego by sobie zażyczył. Czy gdyby Yuichiro to wiedział, to starałby się ją zlikwidować? Nawrócić? Dać jej szansę na odkupienie, jeśli wydawałaby swojego męża? To byłaby niezwykle urocza próba. Zaprowadziłaby go do niego tylko po to, żeby móc oglądać jak Kanna rozprawia się z ciałem chłopaka na własne oczy.
- Tak, tutejsze demony zdecydowanie należą do zuchwalszych. Dziękuję za troskę. – Ukłoniła się delikatnie na swoim miejscu. - Staram się dbać o siebie tak bardzo jak mogę. Akurat plus tak ogromnej rodziny przedstawia się też w postaci dosyć sporych zasięgów pod kątem informacji. Wbrew pozorom w Kioto jestem dużo bezpieczniejsza niż w innym miejscu w Japonii – odpowiedziała całkowicie szczerze. - No, może poza Yonezawą, oczywiście – i dodała, kłamiąc.
Dolali im po czarce herbaty, więc wzięła łyk i udała zastanowienie się. Ile mogła powiedzieć faktycznej prawdy, a ile musiała teraz zmyślać?
- U mnie także wszystko w porządku. Przyjechałam teraz do Kioto trochę na dłużej, żeby móc spędzić czas z rodziną. – Kanna był dalej jej rodziną, nawet jeśli demon tego nie pamiętał i to całe małżeństwo było dla niego jak zabawa w dom. Nic głębszego poza zabawą i wygodną relacją. - Podejrzewam jednak, że w przyszłym miesiącu czeka mnie podróż z powrotem do Yonezawy.
Ostatnie pytanie Zabójcy Demonów sprawiło, że naprawdę szczerze zastanowiła się nad odpowiedzią. Rozmowy o jej profesji należały do zupełnie innej kategorii niż każda inna rozmowa. Pozwalała sobie na więcej szczerości, bo wiedziała, że wychodzi z faktycznego miejsca w jej umyśle. Chowała skrzętnie swoje motywacje i wygładzała pewne szorstkie detale, ale ostatecznie był to relatywnie bezpieczny temat do poruszenia.
- Nie wiem czy nazwałabym to konkretnie dumą, ale to jest pewnego rodzaju spełnienie, że mogę w końcu działać też sama. Dotychczas pracowałam bardziej jako pielęgniarka niż pełnoprawny medyk, wiesz? – Było to momentami absolutnie wkurwiające, kiedy z powodu jej rangi była niczym piastunka, która pilnowała śpiące dzieci. No ile można? - Moim głównym zadaniem było obsługiwanie rannych, leczenie mniejszych dolegliwości i kontakt z zielarzami, żeby zapasy lekarstw były cały czas uzupełniane. Do moich obowiązków należało głównie opatrzenie rannego, żeby wyższy rangą i stażem medyk mógł przejąć go ode mnie i zdziałać cuda swoją przysłowiową magią. A teraz… teraz ja trochę też znam tę magię. – Smak upajającej władzy zaiskrzył na jej podniebieniu niczym malutkie fajerwerki. Małe wybuchy wspaniałego uczucia. - Nie jestem tak cudowna jak najlepsi z medyków w Yonezawie, ale ambitnie wspinam się po tej drabinie do nich.
Upiła łyk herbaty, żeby nieco nawodnić wysuszone od mowy gardło. Obserwowała jak chłopak pochłania swój posiłek, ale nie czuła się głodna. Ten makaron zdecydowanie jej wystarczał na pewien czas.
- Teraz twoja kolej, żeby opowiedzieć coś więcej o sobie – rzuciła lekko. W rzeczywistości wiedziała, że to będzie po prostu rozsądna wymiana. Że teraz on powinien nieco się odsłonić, żeby mogła ewentualnie wypatrzeć jego czułe punkty. Teraz twoja kolej. Co ciekawego mi powiesz?
- Może to kwestia szkolenia, wiedzy czy predyspozycji. Ale wole działać w terenie i walczyć, niż być odpowiedzialnym za czyjeś życie tak jak medycy. W końcu to nie jest tak, że gdy ktoś umrze, to jest to wasza winna. Gdyby lepiej walczył albo był sprytniejszy, nie skończyłby z tak poważnymi ranami. Nie można od nikogo wymagać niemożliwych rzeczy prawda? - Śmierć była wokół nas, nie dało się temu zaprzeczyć, w końcu dołączyliśmy do korpusu, który zajmował się najgorszą robotą w historii. Każdy, kto wchodził w szeregi tej organizacji, musiał sobie zdawać sprawę, że niewiele osób przechodzi tutaj na emeryturę z powodu wieku. Nigdy nie wiadomo gdy przyjdzie na nas czas, lepiej więc chwytać dzień i cieszyć się z każdej chwili normalności.
- Jasne, że czujemy ekscytacje czy podniecenie, ale tak jak mówisz do pewnego momentu. Można się cieszyć z poznania nowej osoby i to nie jest lęk, ale jak już coś wychodzi poza naszą strefę komfortu i jest nieznane, to nie czujemy tych uczuć, tylko obawy. - Wyglądałem, jakbym się mocno nad czymś zastanawiał, w sumie gdy spotkałem Seiyushi to ciekawość skłoniła mnie do rozmowy z nią i traktowania jak człowieka pomimo tego, że była demonem. Ciekawe co się jej wtedy roiło w głowie, w końcu mogła ukraść mój miecz albo rozpłatać mi gardło. Gdyby tamta trójka nie wparowała, może bym się tego dowiedział. Gdy tylko zaczęła tłumaczyć, sprawy związane ze swoją rodziną otrząsnąłem się i skupiłem na rozmowie. Wszystko wydawało się mocno pogmatwane i skomplikowane, ale w końcu duże rody miały to do siebie, a jeszcze w duchowieństwie pełnym wszystkich tych obrządków i poświęceń. Kiwałem głową i popijałem ciepłą herbatę, chociaż nie byłem pewny czy mówiła tak, bo pasował jej ten los czy może po prostu nie miała wyboru. Chyba to drugie skoro postanowiła dołączyć do korpusu, inaczej oddałaby się bez reszty pracy przy rodzinnym interesie.
- Jestem szczery, może nie spadnie na mnie boski piorun albo chociaż, żeby dach go powstrzymał. - Również zaśmiałem się, nie miałem problemu z mówieniem o swoich przekonaniach. Pewnie do jej ojca również powiedziałbym to samo, a na pewno stał wyżej w hierarchii niż ona i był bardziej pobożny. - A to ciekawe. Znaczy na pewno w ciągu dnia, jest bezpiecznie. Demony też nie są głupie więc nie jedzą ludzi na ulicach i nie afiszują się zbytnio. - Faktycznie niby Kioto było pod ich wpływem, ale nie miałem wrażenia, żeby ktoś cały czas mi się przyglądał czy śledził, ale może po prostu jeszcze nie trafiłem na ich zwolenników.
- Od czegoś trzeba zacząć, my na początku biegaliśmy po górach, nosiliśmy ciężkie wory i machaliśmy drewnianymi mieczami. To też nie był żaden powód do dumy, ale była to droga do większego celu. Chociaż może bardziej do kolejnych drzwi, za którymi kryją się kolejne możliwości rozwoju czy awansu. Chyba droga do samodoskonalenia się nie miała końca? - Kończyłem już swój obiad, faktycznie tutejsze jedzenie było bardzo smaczne i dobrze zrobione. Chociaż i tak chodził za mną węgorz z Nagoy, którego nie mogłem skosztować. Bo musiałem uważać, jeżeli chciałem dalej być martwy dla własnej rodziny.
- Długo szkoliłem się w Yonezawie, chociaż filar płomienia nie do końca chciał mnie przyjąć. Chyba nie podobało się jej moje nastawienie, bo dołączyłem do korpusu tylko z powodu koleżanki, która zrobiła to samo bo chciała mordować demony. Co z perspektywy czasu okazało się głupotą, bo postanowiła się odciąć ode mnie.... Doprowadziłem do tego, że rodzice myślą, że jestem martwy. Wiem, że brzmi to źle, ale to jest bardzo trudny temat, a nie chciałbym Cię nim zanudzać. ….No i w sumie, wpadłem w sidła miłości, tylko ciężko powiedzieć co z tego będzie. - Mówiłem spokojnym i opanowanym głosem, jakbym rozmawiał o tak neutralnym temacie jak pogoda. Nie miałem problemu ze szczerością, więc nie widziałem sensu, abym miał się przed nią krępować. W końcu ona opowiadał o swojej rodzinnie i osiągnięciach.
albo ją przed sobą stworzę
Nie możesz odpowiadać w tematach