Narukawa Sua / 生川子愛
12/12/1624, Kameyama, Kioto, Duchowieństwo
Niezwykle długie włosy, najczęściej zawiązane w jakiś fikuśny warkocz. Najczęściej złote ozdoby we włosach. Bardzo często uniform DSa zamienia na strój charakterystyczny dla kapłanek. Wzrok, który wydaje się jednocześnie śmiać szyderczo z drugiej osoby, jak i przeszywający człowieka na wylot.
Przebitka. Sua je sam ryż, bez żadnych przystawek. Jest to bardzo neutralny smak, ale sam ryż jest niezwykle zapychający, a w sumie zależy jej jedynie na zapchaniu się, stłamszenia głodu.
Przebitka. Przybliżenie na jej usta. Gryz, otwiera buzię, zamyka buzię, gryzie, mieli, smakuje, oblizuje tył zębów, przełyka, koniec czynności. Powtórka. Według Sui (odmiana jak statua – przyp. aut.) jest wiele różnych smaków, których nie da się tak jednym określeniem opisać.]
Pierwsze smaki mają być nie za mocne, szczególnie kiedy dziecko dopiero odchodzi od mleka matki i jego dieta jest stopniowo, stopniowo urozmaicana. W jej przypadku była urozmaicana coraz to innymi rękoma, które ją trzymały, dbały o nią i karmiły. Potem doszedł smak własnej krwi z rozciętej wargi, smak ziemi, na którą wielokrotnie upadała podczas nauki chodzenia i fizycznych nauk ojca, oraz smak psychicznej presji, jaką figura ojcowska na nią wywierała.
[Piąta córka czwartej żony. Pierwszej, która dożyła drugiego dziecka.] Smak straty w tak młodym wieku jest niemal niewidoczny, niewyczuwalny. Nie ma jeszcze możliwości zapamiętać twarzy, nie jest jeszcze pewna swojego istnienia, więc nie miała żadnego pojęcia o tym, co się dzieje za jej plecami. Choć może łatwiej powiedzieć bez jej udziału, obok niej, spoza jej zasięgu. [Po niej było jeszcze parę kolejnych, a potem jej ojciec już nawet dał sobie spokój z organizowaniem ślubu. Nawet wtedy wszystkie jego kobiety albo umierały podczas porodu, albo ginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Może odbierały sobie życie, może ginęły w nieszczęśliwych wypadkach, może zostały pożarte przez demony lub grasują w okolicy, w rejonie, w kraju jako jedne z nich.]
Nie lubiła gorzkich lekarstw, jakie podawały jej matki, znachorki czy nauczyciele medycyny. [Wszystkie kobiety w rodzinie zajmowały się albo zielarstwem, albo medycyną. Sua zajmuje się tym drugim.] Chociaż może były gorzkie jak samo życie i proces regeneracji dla samego organizmu, było też w tym coś wstydliwego, jakby słabość i upokorzenie. Oczywiście to jeśli chodziło o nią. Bo kiedy widziała, że jej rodzeństwo z jej powodu muszą przyjmować lekarstwa, one nagle przypominały najlepsze kawałki ryby, najsłodszy miód czy najbardziej luksusowe mięso. Jednakże trzeba zaznaczyć, że smaki związane z pogrzebami nie były wcale dobre. Właściwie ich nie lubiła. W pewnym momencie już nawet nie było albo były, tylko już odbywały się za zamkniętymi drzwiami ojca, kiedy grzmocił kolejną kobietę, którą znalazł i natchnął duchowo.
Przez cały okres jej dorastania smak rodzinnych potraw ewoluował. Z gorliwych modlitw coraz bardziej przypominały szaleńcze majaki zgubionych we mroku, którzy lecą do swojej zguby jak ćmy do otwartego ognia. [Jako córka Narukawów, wspaniałej rodziny z Kioto, która pomagała ludziom kultywować swoją wiarę i wierzenia, była też przyuczana odpowiednich sutr, prowadziła niektóre obrzędy lokalne i oczyszczała ziemię ze złych duchów. Ona jako jedna z nielicznych – właściwie jako jedna z nielicznych, którzy pracowali wewnątrz tej całej organizacji, bo czy można nazwać działania jej rodziny jako działania klanu? – potrafiła wskazać moment, w którym czczenie japońskich bogów i Buddy przeistoczyło się w czczenie tajemniczego Najwyższego.]
Sua lubiła słodkie smaki. Najsłodszy z nich było poznanie swojego przyszłego męża. [Głos ojca z oddali: „Poślubisz mężczyznę z rodu Matsumae. Wiesz, których, bronią naszych terytoriów przed barbarzyńcami. Ten jednak jest nimi tak zafascynowany, że główny ród boi się, że zapomni gdzie jest jego ojczyzna. Trzeba go trochę naprostować na nowo, co oznacza możliwości przy stole do negocjacji. Zaoferowałem im twoją rękę. Przyjęli ofertę. Będzie trochę szopki, a potem będzie można się go pozbyć. Nie obiecywaliśmy mu dziecka.”] Jest to chyba jeden z niewielu smaków, przy których odczucia Sui można nazwać za względnie szczere. Ekscytacja była jak bezsenne noce stracone na rozmyślaniu o przyszłym mężu, niewinne poddenerwowanie było przygryzaniem wargi podczas najbardziej zuchwałych fantazji; jednak nic nie mogło się równać z narkotyzującą słodyczą dnia, w którym mogła poznać wybranego dla niej mężczyznę.
[Scena: Sua ma 16 lat, została ubrana w najlepsze materiały, jakie można było sprowadzić. Wzór na jej kimonie był niezwykle delikatny i przypominał bardziej rozmazane fragmenty pejzaży akwarelowych na śnieżnobiałym materiale. To jeszcze nie jest ślub; dopiero zobaczą się po raz pierwszy. Jej ręce drżały z podekscytowania, czekające tylko na wymianę pierwszego kontaktu, na złapanie przyszłego męża za rękę, za wybadanie całego jego ciała tak, żeby poznali siebie oboje na wylot.]
Ujrzenie swojego ukochanego po raz pierwszy było eksplozją wszystkich możliwych i znanych jej smaków, możliwych i tych, których jeszcze nie miała okazji poznać i nazwać. Ślina zbierała się wokół jej języka. Szczęście objawiało się niezwykłym rumieńcem na jej policzkach i smakowało jak suchość w gardle przed powiedzeniem pierwszych słów, jak słodko-słone łzy radości, jak rozluźnienie w najgłębszych zakamarkach jej ciała, które w końcu ma okazję zasmakować pierwszych wrażeń jako narzeczona, jako przyszła żona.
[Zbliżenie na Suę, emocje: radość, delikatna nieśmiałość, pożądanie. Przebitka, zbliżenie na Kannę, fanatyka barbarzyńców z północy, emocje: stłumiona nienawiść, napięcie i wściekłość, wyraźne odtrącenie siedzącej przed nim dziewczyny. Przebitka, zbliżenie na Suę, jej twarz wypełnia prawie cały kadr, emocje: obsesja, pożądanie, ekstaza.]
Sua wiedziała od pierwszego wejrzenia, że to jest mężczyzna, któremu poświęci całe swoje życie, jeśli będzie trzeba.
[Sceny usunięte.]
Słodki smak nie stracił dla niej uroku, nawet jeśli miłość do Kanny często kończyła się ogromnymi kłótniami. Obrzucali siebie nawzajem słowami, które wręcz ociekały gorzkim jadem, żeby tylko potem albo je przełknąć i liczyć się z konsekwencjami swoich działań, albo zastąpić je kwaskowatą słodyczą więzów małżeńskich. [Rozmazany kadr. Jedno ujęcie: Sua siedzi w pokoju, widać cień jej męża zza parawanu, za którym się prawdopodobnie przebiera. Rozmawiają w języku Ajnów. „Jesteś godną pożałowania kobietą. Żałuję, że w ogóle ciebie poznałem.” Nauczył ją ich języka tak jak matka uczyła jego. Miało być to wyznanie miłości i oznaka zaufania, a zamieniło się to w obusieczny miecz, który mógił ociekać najgorszym jadem. Stało się to ich sekretnym kodem, w którym obiecywali sobie wszystko, jak i wbijali najboleśniejsze szpile. „Kochanie, nieładnie tak mówić. Przecież dobrze nam się żyje.” Oczy Sui skupiły się na czymś bardzo intensywnie. Nie widać jednak co to jest. Można podejrzewać: siniaki? Zadrapania? Nic? „Kocham cię bardzo mocno, wiesz? Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.”
Przebitka. Kadr skierowany jest na wejście do ich sypialni, jednak zaraz obraz znika. Zostaje sam dźwięk. Słychać rytmiczne uderzenia otwartą ręką. Jęki i postękiwania. Niezrozumiałe błagania. Szlochy i popłakiwania. A potem nie słychać nic. Wraca obraz i widać obściskujących się małżonków w półmroku. Szepty przypominają powtarzane „kocham cię, kocham cię, kocham cię”, ale ciężko stwierdzić, kto to mówi. Może ona. Może on. Może oboje jednocześnie. A może nikt. Może to wszystko jest jednym wielkim złudzeniem i nic takiego tak naprawdę nie miało miejsca.
[Koniec scen usuniętych.]
Gorzki smak jest jak przerwanie dziennej rutyny informacją, że powóz jej męża został napadnięty. Kanna został nagle wezwany do rodzinnej posiadłości na północy kraju po ciszy, w trakcie której Matsumae wydawali się udawać, że nie jest jednym z nich. [Kiedy Sua o tym usłyszała, wybiegła z posiadłości, gotowa przebyć całą drogę pieszo, byle dotrzeć do miejsca, w którym ostatni raz widziano jej męża. „Gdzie on jest?” Pytała gorączkowo przypadkowo napotkanych ludzi, domagając się odpowiedzi. „Proszę się uspokoić!” Złapano ją i próbowano siłą zaprowadzić z powrotem do posiadłości, żeby nie robiła niepotrzebnych scen. "Nigdzie nie jedziesz!" Pod jej paznokciami znalazła się zaschnięta krew i zerwana skóra, kiedy rzuciła się na jednego z nich, zadrapała mu twarz i próbowała wyłupić oczy.]
[Najazd na las. Ani jej mąż, ani nikt z obstawy nie wrócili z tego lasu. Widok z góry. Las nie był wcale wielki, jednak nie było po nich żadnego śladu.]
Kwaśny smak fermentacji, jaki wydobywał się z każdego słowa jej ojca był jak kwas wypełniający jej usta zamiast śliny. Im więcej mówił, tym więcej było kwasu, tym bardziej zalewał jej jamę ustną, ulewał się spomiędzy ust i ściekał po tylnej ścianie gardła. Najgorsze były reakcje organizmu, które oscylowały między odruchem wymiotnym a dławieniem się. Smak nie był taki zły; godnie przyjmowała każdy, jaki zawitał na jej języku. Ale te reakcje były męczące, irytujące i kłopotliwe.
[Przez całą głowę ojca rozciąga się uśmiech podobny do hieny. „Twój mąż wyświadczył nam przysługę. Masz w ten sposób pretekst, żeby zaciągnąć się do Zabójców Demonów”] Smak nienawiści ma posmak rozgrzanego żelaza, miesza się z gryzącym i duszącym posmakiem zemsty, ogarnia całą długość języka. [„To dla dobra Najwyższego. Musisz zinfiltrować ich szeregi. Nadajesz się do tego najlepiej ze wszystkich moich dzieci.”] Niektóre bodźce smakowe były tak intensywne, że od razu pobudzały inne zmysły – przed oczami pojawiały się mroczki wywołane niesamowitą chęcią wbicia czegokolwiek ostrego w oczodół mężczyzny, którego musiała nazywać ojcem, włos jeżył się na głowie nie ze strachu, ale z szoku, jak bardzo człowiek może stać się demonem bez potrzeby przemiany w takowego. Chociaż czy jeszcze była zdolna do szoku? [„Plus być może wyleczą cię z tej twojej chorobliwej bezużyteczności fizycznej. Umiesz podnieść na kogoś rękę, umiesz poskładać człowieka, ale nie masz kondycji fizycznej. Może w końcu cokolwiek z tobą zrobią, zanim doprowadzimy do ich zguby.”]
[Przebitka. Sua jest we własnym pokoju. Czesze swoje włosy. Nie można zobaczyć jej twarzy. Właśnie wróciła od rozmowy ze swoim ojcem, którzy obwieścił informację o jej nowym zadaniu. Nie można więc zobaczyć jej reakcji. Kadr stopniowo oddala się od niej, pokazując jej sylwetkę w jeszcze większej ciemności. Nie widać już nic.]
[Scena: nieokreślona. Sua, lat 22, jej męża nie ma od pięciu miesięcy. Las został przeczesany i nie znaleźli po nim nawet sandała.
Przebitka. Najazd na nią. Stoi przy wyjściu ścieżki leśnej prowadzącej do bram osady, która obecnie jest pod protekcją Zabójców Demonów. Jej wzrok: mętny, wybiegający w przyszłość i dal, nieskupiony. Rozplątuje swój warkocz, mierzwi włosy, gniecie swoje ciuchy, krzywo zawiązuje się w pasie.
Akcja.
Wchodzi niepewnym i chwiejnym krokiem. Dwóch młodych Zabójców Demonów – wyglądali jakby ledwo co zdali egzamin – zauważa ją i odruchowo kładą ręce na klingach swoich broni. Musieli ocenić czy zbliżająca się kobieta, która wyszła nagle z lasu, jest człowiekiem czy demonem. Sua dla dramatycznego efektu – a czymże była skutecznie emocjonalna scena, jeśli nie ma ani grama dramatyzmu w niej? – powlokła nogami i prawie potknęła się o własne stopy. Wyglądali na niepewnych, ale niekoniecznie bojowo nastawionych. Ujęcie pokazuje przelotny kontakt wzrokowy między dwoma młodymi chłopakami. Najwidoczniej jeden z nich był w stanie określić jej człowieczeństwo na odległość.
„Tu jesteście” Emocje u Zabójców Demonów: zdezorientowanie, lekka panika, nie rozpoznają jej, a czy powinni? „Wszędzie was szukałam.”
Złapała jednego za ręce, a przerażenie wypłynęło na jej twarz. Jednocześnie jej uścisk był mocny, zdecydowany, jak na błagającą żonę przystało. Faktyczne emocje Sui: brak danych. „Błagam, pomóżcie mi.” „O czym pani wygaduje?” Chwyciła się drugiego jak topielec każdej wyciągniętej ręki. „Mojego męża porwali, zabrali, zaginął! Tyle krwi było, tyle krwi, a nie mogło to być żadne dzikie zwierzę!” Przebitka. Twarz Sui nie zdradza ani krzty fałszywości. Można podejrzewać, że część z tego było prawdziwe. Ale równie dobrze mogło to być wszystko szyderą, cynizmem i sarkazmem. Przebitka na jednego Zabójcę Demonów, drugiego. Ich emocje: panika, szukają w pamięci co należy robić dalej, zawstydzenie. Zakłopotanie. Dezorientację. „Przykro mi, ale…” „Jestem medykiem. Błagam, jeśli jesteście w stanie znaleźć to, co zabrało mi męża... Jestem medykiem, chcę być jakkolwiek użyteczna, błagam!” Słowo klucz: medyk. Oni zawsze będą potrzebni, dopóki ludzie robią sobie krzywdę, dopóki demony potrzebują jedzenia, dopóki Zabójcy Demonów wykonują swoją pracę. Słowo klucz: błagam. „Dajcie mi jakiś ponowny cel w życiu. Dorwijcie tego, który odebrał mi męża!”
Słowo klucz: cel w życiu. Słowo klucz: dorwać. Słowo klucz: odebrany mąż.
Implikacja: zabijcie tego demona, który miał czelność podnieść rękę na mojego ukochanego.
Używanie słów kluczy było niezwykle proste, a przy odrobinie chęci i umiejętności aktorskich udało się Sui pójść dalej. Do końca jednak nie przestała grać swojej roli. Emocje Sui: brak satysfakcji, brak bólu, brak szydery.]
Słone smaki najbardziej jej się będą kojarzyć z potem. W szczególności z potem przelanym na mordercze treningi, które musiała znieść podczas szkolenia. [Nie zabrali jej do Yonezawy od razu. Byłoby to strasznie głupie z ich strony, bo wtedy oznaczałoby, że każdy jakkolwiek zaniepokojony wieśniak byłby w stanie od razu wejść do ich siedziby. Adnotacja z boku, dopisana ołówkiem - długo czasu minęło, zanim zaufali jej na tyle, żeby dali sobie opatrywać rany. Jeszcze więcej czasu minęło, zanim faktycznie wzięli ją do Yonezawy. Koniec adnotacji. „Chcesz zostać jedynie medykiem?” „Tak.” „Rozumiem. Jednak mimo wszystko musisz przejść podstawowe szkolenie, żebyś nie zginęła podczas misji.”] W tym okresie szczególnie pokochała mdły i nijaki smak samego ryżu, który praktycznie stanowił jej trwałe połączenie z obecnym światem. Za dnia smakowała jedynie słone krople potu na własnej skórze, a nocami przypominała sobie gorycz straty, cierpkość nienawiści i niestrawność tęsknoty. [„Robisz postępy. To dobrze. Jednak faktycznie się przydasz.”]
Jednocześnie w tym okresie poznała uzależniający smak, jaki daje władza. I to nie byle jaka władza – władza nad cudzym życiem, która wpada w jej ręce w momencie, kiedy ktoś nowy trafia do domu medyka w Yonezawie. Ślina zbierała się wokół języka na widok bezradnych Zabójców Demonów, którzy przybywali z połamanymi żebrami, rozciętymi wargami i ranami kłutymi, szarpanymi czy wygryzionymi. Oni wszyscy byli zdani tylko i wyłącznie na jej łaskę. Wystarczył jeden ruch, żeby wywołać ból niedokładnym zszyciem, dać nad wyraz gorzkie lekarstwo czy ścisnąć bandaż za mocno. [„Co pani robi?” „Pomagam.” „Jest pani niemoralna.” „Nieładnie tak mówić. Jeszcze jedno oszczerstwo, a obudzisz się jutro bez swojej biednej ręki. Właśnie tak. Grzecznie siedzimy. Wspaniale.”] I chociaż absolutnie uwielbiała ten smak, doskonale wiedziała, że delektować się nim może jedynie podczas naprawdę wyjątkowych sytuacji. Inaczej nie traktowaliby jej na równi lub podejrzewali ją o jakieś niemoralne zapędy. Naprawdę gorzkie to były słowa.
[„Tylko nie do tej wariatki.” „Sua? Wariatką? No co ty gadasz. Przemiła kobieta.” „To jest diabeł wcielony.” „Chyba masz skrzywiony pogląd na nią. Pokłóciliście się o coś?” „Ach, nieważne, i tak byś nie zrozumiał.”]
Przerwą między hektolitrami soli i uzależniającą rozkoszą była nieśmiała słodycz historii małżeńskich. Była to prawdziwa uciecha dla niej, bo mogła faktycznie odwołać się do wspomnień z mężem, jednakże im więcej czasu mijało, tym mniej opowieści miała do opowiedzenia. Tym ona była starsza, tym dłużej go nie było, tym mniej było szans na to, że kiedykolwiek odnajdzie jakiekolwiek szczątki po Kannie. Zatem tak jak ta nieśmiała słodycz nabierała z czasem coraz pełniejszego aromatu, jednocześnie pojawiała się coraz to większa nuta mięsnego smaku amalgamacji tęsknoty, szału i ziejącej pustki. [„Musimy poskładać pana do kupy. W końcu nie chcę, żeby pańska żona się na mnie gniewała, że nie umiałam się panem zaopiekować pod jej nieobecność.”]
[Scena: nieokreślona, krzywy kadr, panuje ogólny pośpiech.]
Najlepsze są mimo wszystko te smaki, które okazują się zaskakująco dobre. Są najbardziej zapadające w pamięć. Oczywiście mógł wystarczyć sam element zaskoczenia, żeby Sua też poczuła się usatysfakcjonowana. Takim zaskoczeniem może się okazać na przykład odnalezienie zagubionego męża. A właściwie to ona została odnaleziona przez niego. [„Kim jesteś?” W pierwszej chwili nie wiedziała, czy aby na pewno przypadkiem już nie umarła. Przed jej oczami stał on – jej mąż, Kanna, jej Kanna. Pierwszy raz od zawsze? Tak, chyba od zawsze. Pierwszy raz od zawsze popłakała się szczerze, z własnych emocji, bo to odczuwało jej ciało, ona, jej psychika. Widziała, że w Kannie zaszły jakieś zmiany – Najwyższy, zasyczał ojciec gdzieś w odmętach jej świadomości i wyobraźni, Najwyższy to zrobił – ale nie przejmowała się tym. „To ja, Sua” Jej głos się prawie załamał. Wystawiła ręce w jego kierunku i zaczęła się zbliżać ku niemu.] Nie mogło temu przeszkodzić nawet nutka zdradzenia, goryczka niezrozumienia i taka szczypiąca w język ostrość gniewu, jaki się zebrał w jej skroniach. Nie, dalej ten smak zapamiętała jako coś pozytywnego, mimo takich nieprzyjemnych i obrzydliwych tonów, jakie dało się wyczuć na języku. [„Nie znam cię.” Mężczyzna przed nią wyglądał jednak zupełnie jak jej mąż. Jakie były szanse, że ktoś skradł wygląd jej męża? Albo panoszy się w jego ciele? Umiejętności demonów potrafiły być przerażające, jednak czy nie próbowaliby wcześniej jej zaatakować, gdyby o to chodziło? Ona by tak zrobiła. Jeszcze lepiej – trwałaby w swoim mirażu jak najdłużej, by w nagłym i najmniej spodziewanym momencie wbić szpony w plecy. Satysfakcja z fortelu, absolutna bezradność ofiary… Ach, jakie to wszystko byłoby po prostu rozkoszne. „Ale ja ciebie tak.” Odpowiedziała do niego w języku Ajnów. Zobaczyła po raz pierwszy na twarzy Kanny coś w rodzaju rozjaśnienia spowodowanego rozpoznaniem znajomego elementu, w tym wypadku języka. Jej serce zabiło dwa razy mocniej. „Więc nie szkodzi.” W jej głowie zaskoczyła odpowiednia zapadka. Demony zapominają. Może nie wszystko, ale zapominają. „Pomogę ci przypomnieć najważniejsze rzeczy.”] Chciała mieć nadzieję, że Kanna pamiętał smak ich małżeństwa. Nie wiedział co to jest, nie potrafił tego nazwać, ale potrafił wyczuć to, co łączyło ich już prawie dekadę, z której mogli spędzić wspólnie tylko jej połowę. Chociaż już parę lat nie miała okazji go poczuć, nigdy nie byłaby w stanie go zapomnieć. Była to jedna z tych rzeczy, które człowiek pamięta do końca swoich dni. W jej przypadku to smak małżeństwa, aromat żyć podległych jej umiejętnościom i kwasek szyderstwa w kierunku swojego ojca. [Kanna patrzył na nią z taką samą niechęcią, którą teraz delikatnie kolorowano zdezorientowanie. Próbował zrozumieć zachowanie kobiety przed nią. Dlaczego ludzka kobieta traktowała go jak równego sobie, skoro on miał zamiar się nią pożywić? „Czemu miałabyś to robić? Czemu miałbym ci ufać?” Można by się zastanawiać, dlaczego zadał to pytanie. Brzmiało to, jakby przystał na jej propozycję. Miał ochotę przystać. Co widział demon, czego nie widziała Sua i co widziała Sua, czego nie widział demon? Kadr przedstawia najpierw jego, potem ją, wyrazy ich twarzy w ogóle się nie zmieniają.]
Nadzieja smakuje najlepiej. Bez względu na potencjalne szramy na języku, na niestrawności czy problemy żołądkowe. Zawsze smakowała najlepiej.
[„Bo jestem twoją żoną, a ty moim mężem.”]
Chociaż to bardzo upokarzające, czasem ma problemy ze ślinieniem się - głównie w momentach poddenerwowania czy niepohamowanej ekstazy.
Jej imię jest pisane znakami na "dziecko" i "miłość", co czyni z niej "dziecko miłości". Niezwykle ironiczne imię, jeszcze bardziej ironiczne przez wzgląd na to, kim i jaki jest jej ojciec.
Ma ogromną rodzinę i stara się utrzymywać z jak największą jej częścią kontakt.
Bardzo często kursuje między Yonezawą a Kioto. Nie może zamieszkać na stałe w siedzibie Zabójców Demonów, ponieważ mimo wszystko dalej spoczywają na niej obowiązki kapłanki.
Została przyuczona jak posługiwać się kaikenem i tantou, jednak zdecydowanie preferuje kaikeny. Ceni je za swój rozmiar i dyskretność, bo może z łatwością ukryć nóż w połatach kimona.
Zna parę tańców z gałęzi satokagury. Nie miała okazji tańczyć na dworach i szczerze mówiąc, jakoś aż tak jej nie ciągnie do nich. Zdecydowanie bardziej podoba jej się atmosfera w pomniejszych miastach i wioskach.
Nauczyła się od Kanny mowy ludów Ajnu, chociaż osobiście nie podzielała zainteresowania tymi ludami. Pociągała za to ją wizja własnego języka-kodu, którym mogłaby się porozumiewać tylko ona i mąż.
Bardzo kocha swojego męża :hearts:
Co więcej, na start dostajesz 45 punktów, które wydać możesz na zakupy w Sklepiku Mistrza Gry lub zamienić je na punkty do statystyk. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach