Dzień był leniwy. Dłużył się, rozciągał niemiłosiernie i wprawiał w nieprzyjemny marazm. Naturalnie, przyprawiało to Ayumu niemal o ból głowy, bo jakkolwiek cenił sobie chwile rozleniwienia i odpoczynku, tak zbyt długie siedzenie w jednym miejscu absolutnie go nie bawiło.
Mróz panował na dworze, kąsając w odsłonięte fragmenty skóry i nie pozwalając o sobie zapomnieć nawet na chwile. Na szczęście jednak, w powietrzu brakowało zarówno przenikliwego wiatru, jak i wilgoci, która by wszystko tylko pogorszyła.
Gdzieś pomiędzy jednym znudzonym westchnięciem, a trzynastym wyjrzeniem przez okno swojego pokoju, postanowił wreszcie że nie miał zamiaru dłużej nędznieć w jednym miejscu. Swoje kroki skierował naturalnie w stronę posiadłości zabójców wody, szukając jedynej osoby, która bez sprzeciwu mogłaby mu umilić teraz czas.
- Kotone - powiedział, zadowolony idąc obok niej między budynkami, kierując się w stronę dojo, by pobrać ćwiczebne miecze. - Proszę, powiedz mi co cię bardziej przekonało. Moje znamienite towarzystwo czy może przecudowna pogoda, jaka nam dzisiaj sprzyja? - zapytał szczerząc się do niej, przelotnym gestem ręki wskazując dookoła, jakby chcąc podkreślić urokliwość zimowego dnia.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Trzymając dłonie w obszernych kieszeniach hakamy, ramię w ramię maszerowała razem z Ayumu w kierunku dojo. Musiała przyznać, że miał dobry pomysł, aby nieco rozruszać kości - choć mróz kąsał ją w blade policzki. W ciszy rozglądała się po wiosce, zerkając na towarzysza dopiero, kiedy się do niej bezpośrednio zwrócił. Prychnęła pod nosem, chowając podbródek w kołnierz swojego okrycia.
— Daj mi się chwilę zastanowić nad odpowiedzią — rzuciła, łypiąc na mężczyznę spod rzęs. — Nie wiem czy podbudowywanie twojego ego nie będzie dla mnie przypadkiem strzałem w kolano przed treningiem — dodała z przekąsem, trącając zaczepnie Nishiōjiego w ramię. Odpowiedź była raczej oczywista, z czego oboje doskonale zdawali sobie sprawę. — Rzecz jasna, to pogoda mnie urzekła.
Przyspieszyła kroku, żeby jako pierwsza wpaść do budynku dojo - i ukryć drobny uśmiech, który wygiął jej usta. Dla siebie wybrała klasyczną katanę - z kolei dla Ayumu, kierowana przyzwyczajeniem dobrała daishō o odpowiednich wymiarach głowni. Zmierzając prosto na plac, bez większego zawahania rzuciła miecze w kierunku swojego dzisiejszego partnera. — Jakiś konkretny plan na dzisiaj?
I caught you staring
- Ale dobrze. Powiem ci, że wgryzający się w kości mróz zawsze zachęca mnie do nadmiernego wysiłku - pokiwał głową, jakby była to najważniejsza z prawd rządząca jego życiem. Chociaż prawdę powiedziawszy, zwiększony wysiłek niepodzielnie pomagał w odgonieniu uczucia chłodu, które mimo piecyków zakradało się do pokojów w posiadłościach.
Kiedy dotarli do dojo, co nie zajęło znowu tak dużo czasu, pozwolił jej się wyprzedzić, a kiedy wyszła z budynku, przyjął podaną mu przez nią broń. Uśmiechnął się też lekko, do siebie, widząc że pobrała dla niego zestaw broni, następnie też kierując się za nią na znajdujący się obok placyk. Gdyby nie chłód i oczywiście, powód dla którego tutaj przyszli, mogliby z powodzeniem podziwiać widoki, bo położone na naturalnym podwyższeniu dojo, opływało w takowe w swoim otoczeniu.
- Myślałem nad celnością. Jak pewnie się domyślasz, ta może nieco u mnie kuleć - stuknął się w lewą skroń palcem, mając oczywiście na myśli brak swojego lewego oka, który mógł nieco utrudniać rozeznanie w przestrzeni. Z czasem oczywiście, nauczył się brać poprawki na to gdzie celować i przede wszystkim, jak się poruszać. Nie zmieniało to jednak faktu, że uważał zręczność i precyzje za najgorsze w wachlarzu swoich umiejętności.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— No tak, w końcu nie zawsze mogę być twoją drugą parą oczu — skwitowała pomysł Nishiōjiego na ich sparing. Nie, żeby sobie dodawała... ale sobie dodawała. Doskonale zdawała sobie sprawę ze słabych punktów mężczyzny, któremu w końcu nie raz i nie dwa partnerowała podczas misji. Często stawali razem, ramię w ramię - toteż zdążyli już nieco poznać się na swoich stylach walki i nauczyć się je niejako uzupełniać. Poza tym woda z piorunem tworzyła naprawdę porażający duet.
— W takim razie... — Wykonała szybkie, szerokie uderzenie sho-men - bynajmniej nie skierowane w zabójcę, a zawieszone w powietrzu. Jakby zadowolona ze swojego doboru oręża - choć nie był on jej własną kataną - chwyciła go pewniej. — Zostanę twoją żywą tarczą. Zobaczymy, czy przebijesz się przez moją gardę... albo ja dam radę unikać — bez szemrania podjęła się planu Ayumu, wykonując krótki ukłon, rei - po czym płynnie przechodząc w pozycję wyjściową kamae, z kataną tuż przy prawym boku. Kotone miała to do siebie, że do własnego stylu wiele czerpała z tradycyjnych technik - i choć na co dzień brakowało jej elegancji i klasy, to w czasie walki widocznie nadrabiała je z nawiązką. Zręczne uniki nigdy nie sprawiały jej problemu, jako użytkowniczce oddechu wody - choć w tym wypadku problematyczna mogła okazać się szybkość jej partnera. Obłoczki pary wypływały z jej uchylonych ust, gdy stabilizowała oddech.
— Jakiś bonus za trafienie w kolano? — zaproponowała, chowając uśmiech w kołnierz haori, kiedy powoli, półkoliście zaczęła przemieszczać się na lewą stronę przyjaciela. Cóż, na placu dojo nie stawiali na szali własnych żyć, toteż dodatkową motywację uznała za całkiem na miejscu pomysł.
I caught you staring
Widząc jak ta przed chwilą zaczęła się nieco rozciągać, sam w sumie zrobił to samo. Ostatnie w sumie czego potrzebowali po treningu, to naciągnięte i obolałe mięśnie. Nie trwało to długo, a kiedy skończył, jego postawa zmieniła się, układając w charakterystyczną dla użytkownika oddechu pioruna. Wyuczone przez długie lata odruchy ciężko było tak po prostu odsunąć.
Na jej słowa pokiwał tylko głową, całość zwieńczając szelmowskim uśmiechem. Myśli jednak zdawały się już błądzić wokół tego, co w ogóle chciał zrobić. Najlepiej chyba jednak było zacząć od najprostszej i najbardziej oczywistej w tym układzie rzeczy. Spojrzenie powiodło za nią, czujne i jakby wyczekujące, szukając najlepszego momentu i wreszcie też się poruszył.
Ayumu wykonał szybki wypad, wyciągając w nagłym geście drewniany miecz i prowadząc cios w stronę jej lewego kolana.
[10]
Ayumu: 24-1=23
Kotone: 9
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Gdybyś miał dwoje oczu, powiedziałabym, że masz zeza. — Zgrywała się, w przeciwieństwie do swojego partnera nie starając się zachowywać ciszy. Nie, kiedy byli w dojo sami. W innym wypadku raczej nie posuwałaby się do takich werbalnych zaczepek. Widocznie, kto z kim przystawał, takim się stawał...
— Przewidywalne, Ayumu-kun — mruknęła i ledwo pieszczotliwy zwrot opuścił jej usta, wysunęła się ostro w prawo - a w lewą stronę Nishiōjiego - próbując choć na moment zniknąć mu z pola widzenia i wyprowadzić szerokie cięcie z biodra, celując w jego żebra.
[14]
Ayumu: 23
Kotone: 9-1=8
I caught you staring
- Mógłbym powiedzieć to samo, Kotone-chan - specjalnie zwrócił się do niej w ten sposób, co w jego przypadku było niezwykłą rzadkością, bo zazwyczaj robił to w dokładnie taki sam sposób, jak ona do niego. Wykręcił rękę, przyciągając miecz do siebie i próbując zablokować prowadzone przez nią uderzenie w żebra.
Następnie znowu obrócił broń, tym razem wyglądając jakby chciał uderzyć ją zaciśniętą na rękojeści dłonią, prosto w splot słoneczny. Był to jednak tylko markowany cios i Ayumu miał nadzieję, że na tyle przekonujący w wykonaniu, że zmusi Kotone do szybkiej próby cofnięcia tułowia, a i przez to skoncentrowania się na zupełnie innej części ciała. W momencie kiedy jego dłoń znajdowała się blisko niej, chcąc oczywiście uderzyć we wspomniane wcześniej kolano. Jeśli miał ćwiczyć celność, co w sumie powinien celować w bonusowy punkt, prawda?
[19, 6, 12]
Kotone: 8
Ayumu: 25/24-3=21
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
I może właśnie dlatego, że paradoksalnie to on wytrącił ją ze skupienia - nawet nie próbowała obejść jego bloku, tylko pozwoliła, żeby impet szerokiego cięcia rezonował jej po przedramieniu w górę, aż do barków. Tym razem już po prostu zamilkła, czujnie, ostrożnie lustrując sylwetkę zabójcy, jakby chcąc przewidzieć jego następne ruchy. Było to o tyle trudniejsze (choć zdecydowanie mniej niebezpieczne), że nie korzystali ze swoich oddechów - przez co Ayumu nie był zmuszony do swojej typowej kamae i cięcia mógł wyprowadzać z jakiejkolwiek pozycji. Tym większe było to wyzwanie dla jej refleksu, jeśli miała brać poprawkę na szybkość Nishiōjiego.
Rzeczywiście, dała się zwieść markowanemu ciosowi - szybko wycofując się pół kroku w tył. Zorientowała się w porę, że celem Ayumu wcale nie był ten cios, tylko jej wysunięte w tej chwili kolano - na tyle w porę, żeby próbować wykonać unik; nie na tyle jednak, żeby próbować sparować cios. Mogła jedynie liczyć na to, że drewniany miecz nie sięgnie jej kolana - a ona wykonując swój zwodniczy piruet trzaśnie Nishiōjiego po jego własnym kolanie.
[10, 9]
Kotone: 8
Ayumu: 21
I caught you staring
Zaraz też cofnął się lekko, nieznacznie rozkładając ręce z zadowoleniem.
- Może jakiś mały zakład? Kto trafi więcej razy, wygrywa jakąś fenomenalną nagrodę? - zapytał, tymi paroma słowami dając i jej i sobie złapać oddech i lepiej przyjrzeć się przeciwnikowi. Nie trwało to jednak długo, bo Ayumu też niekoniecznie czekał na odpowiedź. A przynajmniej nie natychmiastową.
Zaraz ponownie ruszył w jej stronę, tym razem prosto na nią, drewnianym mieczem zamachując się od prawej strony i góry, celując w bark dziewczyny, a następnie chcąc ponownie obniżyć ruchy i poprowadzić drewniane ostrze na poziomie jej nóg, celując tym razem z drugie kolano.
Ayumu: 21-2=19
Kotone: 8-1=7
Nishiōji Ayumu carried out 2 launched of one k20 :
- 16 , 14
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Kirei nie wiedział, co o tym myśleć. Lista pewnych rzeczy w jego życiu ostatnimi czasy uległa znacznej redukcji. Pewne było to, że kiedyś umrze. Ale czy coś poza tym? Nie miał pojęcia, co przyniesie (a raczej odbierze) jutro. Niecierpliwił się. Siedział tu, czekając na nowe rozkazy a tymczasem demony pewnie już szykowały kolejny cios wymierzony w osłabiony już korpus. Co jeszcze mogą im zrobić?
Chciał działać. Już, zaraz. Chciał poczuć odurzający szum krwi, bicie serca i jasność umysłu jaka towarzyszyła mu czasem podczas walki. Szukał ujścia dla swoich emocji, szukał sposobu by odpłacić potworom z sowitą nawiązką.
Snuł się więc po osadzie, szukając okazji do pomocy, do zajęcia rąk i głowy. Filarzy debatowali, a reszta mogła czekać na efekty tych rozmów. Zastanawiał się, co znaczą przyznawane awanse. Szykowano ich do czegoś większego, czy może była to forma pocieszenia ich po przegranej?
— Czyżby w szpitalu w końcu się uspokoiło? — zagadnął do siedzącej pod ścianą Kumy. Dziewczyna wyglądała jakby nie spała cały ten czas. Blada skóra, worki pod oczami i trochę nieprzytomne spojrzenie sprawiło, że i Kirei przypomniał sobie ze szczegółami salę medyka tamtego ranka. Krzyki rannych i zapachy poddające żołądek próbie stały się na moment wręcz namacalne. — Co tu robisz? — zapytał jeszcze i ukucnął naprzeciwko niej. Wracała z wizyty kontrolnej czy po prostu spędzała krótkie chwile wolnego czasu?
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Namocz. Umyj. Wygotuj.
Ręce ją bolały. Głowa ją bolała. Plecy ją bolały. Na palcach dwóch rąk mogła policzyć łączną ilość snu jaką miała przez ostatnie dni. Jak nie nowo ranne osoby, to ci, których stan się gwałtownie pogorszył. Czuła się jakby wstała po nocy z dużą ilością Sake.
Siedziała oparta o ścianę Dojo w połowie drogi do swojej kwatery. Nie wiedziała, czy ma siłę się podnieść i iść dalej, czy po prostu zaśnie sobie tam i do łóżka dotrze jak już trochę się zregeneruje.
Kurz opadł, do wszystkich dotarło co się stało i teraz nadszedł czas na żałobę. Kuma nie radziła sobie z żałobą. Ostatni raz kiedy została do niej zmuszona to dołączyła do korpusu zabójców i parła do przodu z całych sił. Doprowadziło ją to do Yonezawy, gdzie myślała, że znalazła kolejny dom i ludzi o podobnych do niej historii. Niestety to był tylko ślepy zaułek. Nie stała się zabójcą demonów i nie opanowała oddechu. Prawdę mówiąc nawet ścieranie śladów krwi nie za dobrze jej wychodziło.
Dowódca korpusu umarł. Jej przyjaciele umarli. Nie wiedziała, co ma zrobić ze swoimi uczuciami, więc siedziała oparta o ścianę z przymkniętymi oczami próbując się skupić na cieple promieni słońca. Wsłuchiwała się w kroki ludzi dookoła i liczyła ile osób przechodziło ulicą po to żeby czymś zająć głowę.
Kiedy jednak kroki zaczęły się do niej zbliżać otworzyła oczy i spojrzała się na Kireia zdecydowanie zbyt nerwowo. Na szczęście to był znajoma twarz i napięcie zeszło z jej ciała.
- Tak, wszyscy wypoczywają u siebie -
Odgarnęła kosmyk włosów z twarzy, który wiatr wplątał jej w usta i spojrzała się na mężczyznę z lekkim uśmiechem. Dalej czuła zażenowanie incydentem przed domem medyka, ale była na tyle zadowolona z obecności Kireia, że wstyd znikał teraz na dalszy plan.
- Wietrzeję z zapachu krwi i śmierci, a Ty co tu robisz? Nie powinieneś nadwyrężać rany, bo puszczą ci szwy - odbiła sprawnie pytanie wdzięczna światu, że może w końcu odbyć normalną konwersację z człowiekiem.
— Tak? To ci się udało, bo ja nic nie czuję. — powiedział wesoło i teatralnie wciągnął i wypuścił powietrze — Nie świętujecie? Wielu z nas zawdzięcza wam życie. — ugryzł się w język, ale było już za późno. Sam też zawsze wypominał sobie błędy, które - choćby najmniejsze - potrafiły przyćmić nawet największe sukcesy.
— Ja... Dobre pytanie. — wzruszył ramionami i usiadł obok — Czekam, aż ważniejsi ode mnie namyślą się, co dalej zrobić. Póki co to chyba dobrze, że tylu zabójców czeka w domu, gotowi działać. — wątpił, by scenariusz miał się powtórzyć a demony raz jeszcze spadły na Yonezawę. Ale nikt się też nie spodziewał, że w ogóle się pojawią. — Spokojnie, wszystko ładnie się goi. I tak, pamiętam o maści. — żeby nie być gołosłownym wyciągnął kończącą się już paczuszkę gęstej mazi. Naprawdę czuł się dobrze. A na pewno lepiej od co poniektórych zabójców. Wieści o stanie zdrowia Takashiego i Saiyuri szybko się rozeszły. — Kiedy ostatni maruderzy wyjdą na wolność? — zagadnął jeszcze, zastanawiając się jak szybko staną na nogi. Korpus będzie ich potrzebował.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
- Większość medyków odsypia... a przynajmniej próbują - mimo, że zabójca nie miał na celu ją zasmucić, to trochę przygasła, kiedy wręcz poczuła jak w powietrzu się unosi ciężar niewypowiedzianych słów.
Reszta z nich nie żyje.
Według Kumy nie było czego świętować. To starcie nie smakowało zwycięstwem.
Na szczęście temat szybko zbiegł na inne tory i dziewczyna mogła skupić się na drobnych zwycięstwach. Skoro szwy na ranie Kireia się dobrze trzymały, a całość się zagoiła, to oznaczało dobrze zrobioną robotę. Powstrzymała ledwo chęć podwinięcia mu ubrania i zerknięcia czy oby na pewno jest jak mówi.
- Ostatni wyszli wczoraj. Nikt nie chce zbyt długo leżeć wśród chorych. Większość otrzymała opiekę od towarzyszy i co jakiś czas zaglądamy do tych bardziej chorych, ale odpoczywanie u siebie w pokoju jest znacznie bardziej komfortowe -
Po tych słowach zapadła między nimi cisza. Oboje byli zmęczeni i nie dało się ukryć, że ciężkie myśli przechodzą im przez głowę.
Nawet Kirei, który był jednym z walczących na pierwszym froncie z demonami był zmuszony do oczekiwania na decyzję góry. Takie zastój po tak tragicznej i stresującej sytuacji był po prostu zabójczy. Nic innego nie było do roboty niż ranienie się własnymi myślami, lękami i niepewnościami.
- Nie mogę zasnąć - rzuciła w końcu w przestrzeń przerywając tym samym ciszę między nimi - za każdym razem jak odpływam to się wybudzam, bo wydaje mi się, że wołają mnie do kolejnego rannego -
Ciężko nazwać te doświadczenia koszmarami, bo nawiedzały ją w chwili kiedy zacierała się granica między jawą a snem. W głowie powtarzają się scenariusze jak jest budzona przez innych NE po kilkuminutowej drzemce, bo ktoś właśnie został wniesiony, lub czyiś stan się pogorszył. Ona sama innych budziła i czasem po prostu pilnowali siebie nawzajem. Zastanawiała się czy pozostali też mają ten sam problem co ona, bo czuła się potwornie osamotniona dźwigając ten bagaż.
- Słyszę jęki bólu, przyśpieszone oddechy, chrupot kości, zatrzymujące się serca i nie potrafię wyrzucić tego z głowy - po tych słowach podciągnęła nogi pod klatkę piersiową i oparła brodę na kolanach - jak ty to robisz, że po prostu przechodzisz nad tym i jesteś w stanie walczyć dalej? -
Nie była w stanie wyobrazić sobie siebie w samym centrum walki jak zabójcy obdarzeni oddechem. Nie z tej gliny była zrobiona.
Trwające między nimi milczenie nie przeszkadzało mu. Prawdę mówiąc w tej chwili wolał to, niż paplanie bez ładu i składu. Czasem lubił, gdy ktoś chodził wokół i trajkotał. Mało tego - sam nawet był tą osobą. Ale nie tym razem. Nie czuł, by był to czas na nadrabianie zaległych plotek i historyjek. Dopiero wyznanie Kumy przerwało ciszę, ale nie śpieszył się z odpowiedzią. Nie chciał jej zbyć banałem. Wypruwała sobie żyły w szpitalu nie mniej, a może nawet bardziej, niż oni podczas swoich walk.
— Wiesz... — westchnął ciężko, dalej zastanawiając się nad odpowiedzią — Chyba nikt tak po prostu nad tym nie przechodzi. Jesteśmy tylko ludźmi. — mówił patrząc na swoje dłonie, wyrobione i spracowane od używania miecza. — Trzeba dawać z siebie wszystko i pamiętać o tym zwłaszcza wtedy, gdy to za mało. Nie każdego da się uratować. — zakończył cierpko i odetchnął ciężko. Szczerze wątpił, by ktoś w Yonezawie żył z tym brzemieniem jakby to było nic. Jedni szukali oparcia w fanatyzmie, innych ciągnęły używki a jeszcze nieliczni szczęściarze cieszyć się mogli wsparciem najbliższych. — Świetnie sobie poradziłaś. Zasłużyłaś na sen nie mniej od tych, których leczyłaś. — powiedział patrząc Kumie w oczy. — Każde uratowane życie jest bezcenne, a czasu nie da się cofnąć. — dodał jeszcze i spojrzał na błękitne, chłodne niebo.
Wszystkiemu były winne demony. Miał nadzieję, że niedługo wzbierająca się chęć zemsty wyleje się z Yonezawy szerokim strumieniem na pomioty Muzana.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Otworzyła usta słysząc słowa Kireia, ale za chwilę je zamknęła. W głowie pojawiła się jej nagła pustka.
- Nie każdego... świetnie by było chociaż większość z nich - odparła mu i przymknęła oczy.
Kuma nie miała prawdziwego sposobu na radzenie sobie ze stresem. Nie lubowała w żadnej konkretnej używce, nie miała rytuału odcięcia umysłu od traumatycznych wydarzeń. Zazwyczaj stawiała na stare i sprawdzone zaharowanie się do upadłego, ale w tej sytuacji i to wydawało się nie przynosić skutku.
Pierwszy raz w jej życiu zmęczenie było tak potworne, że nie była w stanie zasnąć, a kiedy już jej się udawało - wybudzały ją jej własne lęki.
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc pochwałę mężczyzny, nie spodziewała się tego. Z jej perspektywy była tylko pomocnikiem, który ma z całych swoich sił wspierać tych, którzy faktycznie walczą na pierwszym froncie. Zabójcy posługujący się oddechem na spokojnie mogliby poradzić sobie bez NE... Na odwrót sytuacja jest znacznie mniej kolorowa, co jasno pokazują statystyki z ataku.
- Nie da się cofnąć czasu – powtórzyła cicho po nim – Tak się zastanawiam... Czy to wszystko ma właściwie sens... - nie mówiła o żadnym konkretnie aspekcie funkcjonowania w Yonezawie, ale o obrazie walki z demonami ogólnie. Te potwory potrafiły odzyskać stracone kończyny, a przeszyte na wylot miały jeszcze całkiem spore szanse na przeżycie. Kuma wraz z innymi medykami walczyła o życie ludzi z podobnymi ranami, podczas gdy demon wylizałby się z nich po sytym posiłku.
Co raz częściej w głowie pojawiała jej się myśl, by porzucić to życie. Wrócić w rodzinne strony, zając się fachem ojca i udawać, że żadna z tych potworności nie miały miejsca a jej rodzic zmarł w równej walce ze zwierzyną. Schowała twarz w dłoniach i westchnęła głęboko.
Kiedy trafiła do Yonezawy jako dziewczynka to nigdy nie sądziła, że kiedyś tego pożałuje.
Czy to wszystko ma właściwie sens...
Jej słowa wskazywały, że nie tylko jego nachodziły wątpliwości co do słuszności ich sprawy. Zwłaszcza teraz, po ataku i dniu pełnym pracy nad rannymi mogła czuć się wyczerpana. I wcale się jej nie dziwił. Była młoda, może nawet młodsza od niego. W obecnym stanie ciężko było to ocenić, bo oboje wyglądali teraz na starszych. Starszych, zostawionych samym sobie. Korpus robił co mógł, by ratować ludzi. Szkoda, że nie starczało mu sił na własnych członków.
— Jeśli masz dokąd wrócić, zrób to. — szepnął po długim milczeniu — Jeśli nie masz, poszukaj sobie miejsca. — potarł czoło palcami i oparł głowę o rękę — Przerwa to nic złego, inaczej nawet nie zauważysz, kiedy pewnego dnia po prostu coś w tobie umrze. A potem jest już za późno. — nie był pewien, czy mówi z własnego doświadczenia, czy obserwacji innych. Pewnie po trochu z obu źródeł.
Czy on poza Korpusem mógł sobie znaleźć miejsce? Wiele razy zadawał sobie te pytanie. Poza Yonezawą był nikim i równie dobrze mógł nie istnieć. Nie widziało mu się życie w nędzy, tak samo nie chciał zostawać bandytą czy mieczem do wynajęcia.
— Obawiam się, że raczej marny ze mnie pocieszyciel w tej chwili. — podniósł głowę, przyglądając się jej na moment — Jadłaś coś dzisiaj? — może i nie umiał szyć ani wspierać duchowo, ale świat stawał się zwykle odrobinę lepszym miejscem gdy człowiek miał pełen brzuch.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Wziąłem kilka głębszych oddechów, wyrównując swoje tętno i uspokajając umysł. Myśli mknące z jednego punktu do drugiego jedynie by mi przeszkadzały. Pamiętałem lekcje ojca na ten temat, zresztą bardzo bolesną. Czysty umysł to potężna broń. Wiecie, miał cholerną rację. Im więcej myślałem i stawiałem sobie argumentów za i przeciw, czy obmyślałem strategię, tym bardziej dostrzegałem narastające we mnie niepewności. Zanim zastanowiłbym się, czy powinienem zaatakować od dołu, pchnięciem, czy księżycowym cięciem, to już dawno leżałbym na ziemi i był zjadany przez demony. Wdech, wydech...z każdym kolejnym czułem, jak moje ciało się rozluźnia i staje się gotowe do ruchu. Usiadłem na piętach na trawie, przymknąłem oczy i zagłębiłem się w chwilową medytację, korzystając z ciszy, przerywanej jedynie śpiewem ptaków.
@TOKUGAWA ERI
Skoro już mieliśmy walczyć, to potrzebowałem broń. Również odwiedziłem szopę, w której składowany był sprzęt treningowy i wybrałem bokutō w kształcie katany. Nieco cięższy niż jego metalowy odpowiednik, idealny pod trening siły i wytrzymałości. Wróciłem na plac, podchodząc na jego środek. Zaprosiłem gestem ręki kobietę, o ile ta już tam nie stała, żebyśmy mogli rozpocząć nasze małe zmagania. - Jakiś konkretny styl? Celujemy tylko w określony obszar ciała, czy wszędzie? - zapytałem, chcąc się upewnić, o co kobiecie chodziło poprzez "kilka ciosów".
Czy nie podobał mi się wybór kobiety? Niekoniecznie. Byłem po prostu nauczony dobierania broni własnoręcznie. Nie liczył się tylko kształt i ciężar, katana katanie nie była równa, każda posiadając swoje małe modyfikacje lub będąc po prostu lepiej wykonana. Wystarczyło, że rękojeść była nieco dłuższa lub krótsza, albo środek ciężkości broni przechylony w jedną ze stron, by walka wymagała zupełnie innego chwytu i stylu. Wybrałem bokutō które w największym stopniu odpowiadało moim preferencjom. I wcale nie było mi przykro, jeśli tym faktem w jakiś sposób uraziłem drugą osobę. To był zbyt ważny temat, by sobie go traktować w pobłażliwy sposób. - Owszem, nie jestem. - odparłem, po czym wykonałem lekki skłon. - Arato Takeshi. - Skoro miałem się pojedynkować, to wolałem wiedzieć z kim, aniżeli po prostu mówić później "kobieta z oddechem pioruna", wnioskując po jej wypowiedzi. - Niech będzie. - cofnąłem się o krok i przyjąłem pozycję : katana uniesiona wysoko, łokcie na wysokości głowy, zgięte i ustawione nieco w lewo. Plecy proste, a nogi zgięte w kolanach. Stopy ustawione nieco szerzej, zwiększając tym swój czworokąt podparcia. Przymrużyłem brwi, słysząc tą małą prowokację ze strony kobiety. Powinienem był zaczekać na ruch kobiety i dopiero wtedy wykonywać ruch, ale coś mnie porwało do wykonania szybkiego, dość niecelnego ciosu. Czy to broń była jednak nie do końca wywarzona, czy ja w jakiś sposób się rozkojarzyłem? Niezależnie od prawdy, wystawiłem się na cios przeciwnika. Błąd, który w normalnych okolicznościach popełniłbym tylko raz.
Wyprowadzona kontra była tak silna, że musiałem się cofnąć do tyłu. Próbowałem go sparować, ale impet uderzenia niemalże wytrącił mi broń z rąk. Oberwałem w tors, już parę sekund później czując narastające ciepło, pulsujący ból i uczucie zażenowania. Warknąłem i potrząsnąłem głową, mocno niezadowolony. No, tego to się nie spodziewałem. Sun Tzu w swoim stwierdzeniu miał cholerną rację. Mój brak znajomości przeciwnika sprawił mi tęgi cios. Musiałem się opanować, uspokoić umysł na tyle, by wyeliminować negatywne emocje i skupić swoją uwagę na tym, co było obecnie ważne : ruchu ciała i katany. - Dowiesz się później. - odparłem, nie mając zamiaru dawać swojej przeciwniczce kolejnej przewagi nad sobą. Rodzaj oddechu był częściowo powiązany ze stylem walki, jaki przyjmował zabójca. Była to bardzo ważna wiadomość i ułatwienie, na które w chwili obecnej nie mogłem sobie pozwolić. Nie, kiedy nie mogłem mieć pewności, że zdradzi mi swój. Zamiast odpowiedzi słownej, udzieliłem tej cielesnej. Cios od dołu, w połowie ruchu mając przejść w pchnięcie, wycelowany w prawy splot ramienny. Nieco brutalny, ale za to bardzo skuteczny. Oczywiście, o ile łaskawie zdołam trafić.
Nie możesz odpowiadać w tematach