Rash po raz pierwszy od otrzymania od Muzana, aktywował swoje dba i widząc, jak strzec się zbliżał z yari, wysunął ze swego ciała po kilka kości na długość około pięćdziesięciu centymetrów: z przodu na klatce piersiowej wyszły dwie kości na wysokości obojczyka, trzy na prawej ręce, która wcześniej robiła za sztylet, jak również na lewym piszczelu, a także kilka z tyłu pleców, które utworzyły tarcze przed strzałami.
Rash zamierzał osłonić się przed szarżującym yari właśnie za pomocą prawej ręki, doskonale zdając sobie sprawę, jak twarde są jego kości. Wątpił, aby yari dao radę przebić się przed jego osłonę, jednak w razie porażki tej blokady był przygotowany psychicznie i wytrzymałościowo.
Utrzymując ciężar ciała na prawej nodze, zamierzał kopnąć lewą nogą na wysokości jego żeber, jednocześnie zamiarem wbicia swoich kości w ciało starca.
— Wysłała. Niebawem zapewne raczy się zjawić — rzucił, nie dbając o obecność Niwy — Pragniesz ją poznać, czy to stara kochanka? Co jej zrobiliście?
Info: Wybaczcie kochani, że musieliście na mnie czekać, ale z przyczyn niezależnych i nagłych nie byłem wstanie dać go na czas. Kireiowi, dzięki za wyrozumiałość.~
Walka między dwójką honorowych na swój sposób przeciwników nabierała rumieńców.
- W końcu zetniemy ten jej przeklęty łeb. - odparł tylko. Najwidoczniej nie miał zamiaru odpowiadać dokładnie na pytania. Albo sprawy były zbyt zagmatwane, by tłumaczyć je w pierwszym pojedynku.
Rash wysunął swoje kości. Wyłoniły się z ciała z cichym dźwiękiem rozcinanej skóry i rozrywanych mięśni. Rany zagoiły się w mgnieniu oka, nie pozostawiając choćby śladu. Daichi jedynie wzdrygnął się lekko widząc przemianę demona, ale nie zmienił natarcia. Jego włócznia ze świstem przecięła powietrze, zderzając się z uzbrojoną ręką Rasha. Siła ataku przesunęła go ponownie, ale tym razem był przygotowany i utrzymał postawę. Kości też wytrzymały, ale nie zablokowały ostrza całkowicie - jego część zdołała rozciąć przedramię demona. Co najdziwniejsze, rana paliła żywym ogniem - bólem, którego dawno już w tym życiu nie czuł. Wisteria. Słowo wykwitło w głowie demona. Szczęście w nieszczęściu, że kości zablokowały włócznię w miejscu, nie pozwalając łatwo wycofać broni.
Rash korzystając ze sposobności do kontrataku wyprowadził kopnięcie, przed którym Daichi nie zdążył się zasłonić. Kościane kolce wbiły się w bok jego klatki piersiowej, zagłębiając się z nieprzyjemnym mlaśnięciem i zgrzytem kości o kość. Olbrzym zawył wściekle i odrzucił broń, chwytając jedną ręką za kość wystającą z obojczyka, a drugą - zgiętą w łokciu - celując tuż nad kolano wbitej w niego nogi.
Tymczasem wartownicy wypuścili kolejne strzały. Pierwsza odbiła się od wysuniętych kości demona i upadła na ziemię. Druga trafiła w bark Rasha, wbijając się całkiem głęboko. Podobnie ostry i palący ból co w przedramieniu pojawił się w trafionym miejscu. Na szczęście demona były to ostatnie pociski wypuszczone z murów. Przez chwilę nad głowami wojowników przemknął płomień tak intensywny, że żar parzył ich skórę. Ogień rozlał się po niebie i zajął mury, spopielając wartowników i rozgrzewając kamienie do białości.
Status: Rozcięte przedramię - parzy, nie chce się goić. Rana barku - pali, strzała tkwi w ranie, ograniczona ruchliwość. Rany poziomu 2. Daichi trzyma cię w miejscu i jeśli trafi w nogę, to od tej pory będziesz zginać ją w drugą stronę. Pocieszenie - jego rany wydają się poważniejsze. Inna sprawa, że raczej go to w tej chwili nie obchodzi.
Dalsza wędrówka po budynku nie przyniosła niestety nowych odkryć. Kolejne drzwi okazały się prowadzić tylko i wyłącznie do prywatnych komnat. Żadnych ukrytych przejść czy korytarzy prowadzących do posiadłości rodu. Widziane w pokojach przedmioty raczej miały wartość sentymentalną dla właścicieli, poza jednym. Mała figurka jadeitowego Buddy stała na małym ołtarzyku. Kto był jej właścicielem i co robiła w tym miejscu, ciężko powiedzieć. Ale skoro stała samotnie i kusiła, to czemu by nie znaleźć jej nowego domu?
Po tym odkryciu Suzume opuścił budynek w akompaniamencie ognia przedzierającego się przez dachówki by pochłonąć ściany a później też podłogę. Demon tymczasem wyszedł na plac i korzystając z panującego zamieszania zaczął drogę w kierunku głównego budynku. I pewnie wędrówka ta trwałaby w najlepsze, gdyby nie nagła eksplozja płomieni widoczna przed nią. Żywioł rozlał się z dachu wyższego budynku i uderzył w mur. Czyżby Tsuya zamierzała spalić wszystko?
Widowisko to nie uszło uwadze wojowników na placu, odwrócili głowy w tym kierunku, obawiając się kolejnego wroga. I paru z nich dostrzegło Suzume. Demon nie prezentował się strasznie ani chociaż wojowniczo. Kalkulacja trwająca ułamki sekund pokusiła ich do postawienia pierwszego kroku w jego stronę. I z pewnością nie ostatniego.
Status: Walka lub ucieczka. Mur przed tobą nie jest taki wysoki. A może trzecia opcja? Go raczej nie jest w stanie pomóc. Jest trochę zajęty. Jeśli wskoczysz na mur zobaczysz kolejnego znajomego demona w opałach.
I całą dyplomację trafił szlag. Tak to już w życiu się toczyło - raz na wozie, raz demonem. W każdym razie zdekoncentrowani i przestraszeni wartownicy nie zdołali się w porę opamiętać i stawić przykładnego oporu Suiren. Owszem, szarpali się z nią, walczyli przez chwilę z nieuniknionym, ale finał ich opowieści był taki, że ludzie nie potrafią latać. Nieważne, jak szybko machaliby rękami, to ziemia zbliżała się, zamiast oddalać. Dwa głuche uderzenia o ziemię później Suiren mogła ruszyć w kierunku nowego zagrożenia. Trzeci nieznajomy początkowo gorączkowo wspinał się po drabinie, ale widząc sromotną klęskę swoich ziomków nie zamierzał dołączać do martwych. Równie szybko co przed chwilą się wspinał, tak szybko też schodził z powrotem.
Cios Suiren w drabinę pomógł mu zejść szybciej. Mężczyzna szybko przeturlał się i prawie stał już na prostych nogach, gdy demonica znalazła się obok niego, gotowa do ataku. Przedstawienie tej dwójki zwróciło uwagę wartowników na murze kawałek dalej. W końcu mieli okazję się wykazać i z radością chwycili za łuki, szykując się do strzału. Tymczasem z otwartych drzwi budynku po prawej wyłoniła się jeszcze jedna postać, próbująca zrozumieć, co właściwie widzi. Cofnął się o krok, szykując się do zamknięcia drzwi na głucho.
Status: Mężczyzna przed Tobą jest zaskoczony, masz dużą przewagę. Strzelcy na murze szykują się do ataku. W drzwiach po prawej ktoś stwierdził, że nie będzie się mieszał w tę sytuację.
Sendo doskonale zdawał sobie sprawę, że w walce takiej jak ta liczyła się skuteczność, a nie honor i pojedynek twarzą w twarz. Obserwował, analizował i szukał dogodnej okazji do ataku. A ta nadeszła całkiem szybko, gdy Go po jednym ciosem potężnych rąk zmasakrował kolejnego nieszczęśnika. Haru odbił atak drugiej łapy wspierając się czwartą formą. Siła ciosu odrzuciła go delikatnie w tył. I wtedy do ataku ruszył mizunoto.
Zbierając energię w oddechu rzucił się wykonania wyćwiczonej wręcz do perfekcji formy. Jednego, potężnego cięcia mającego przechylić szalę zwycięstwa na korzyść zabójców. Głowa demona była w tym momencie odsłonięta, wrażliwa na cios mogący zakończyć tę walkę. Jednak obserwacja potwora pozwoliła dostrzec, że niezwykłe wzmocnienie obejmowało nie tylko ręce, ale też kark potwora. Pojedyncze łuski i wypustki były tam słabiej widoczne, ale jasno dawały do zrozumienia, że będzie to ciężki orzech do zgryzienia. Dlatego też ostrze płynnie pomknęło w stronę nogi potwora. Z mokrym mlaśnięciem przecięło skórę i zagłębiło w mięśnie i kości demona, ale też gwałtownie wytraciło pęd i moc. Ostatkiem sił Sendo doprowadził formę do końca, demonstrując tym samym jak nie wykonywać amputacji. Krew trysnęła z rany, a Go stracił równowagę, nadstawiając czuły punkt pod pachą na atak Haru. Czerwona katana przecięła powietrze ze świstem od dołu, ciągnąć za sobą falę płomieni i odciętą rękę demona.
Na twarzy Go po raz pierwszy widać było zdziwienie, a może i strach przed śmiercią? Jego szyja i głowa zaczęły się zmieniać, puchnąć i pokrywać łuskami. Wykorzystał też swój upadek, by obrócić się nieco i wyprowadzić jeszcze jedno silne uderzenie drugą pięścią prosto w Sendo. Atak desperacki, być może ostatni w jego życiu, ale nie zmniejszało to jego szybkości czy druzgoczącej kości siły. Czasu na unik niewiele, a cennego tchu w piersi brak.
Status: Zbliża się w twoją stronę atak, który raczej na pewno połamie ci kości. Masz mało czasu i mało miejsca - brama z jednej strony i ogień z drugiej.
Kwestie organizacyjne:
- Kolejność odpisów: dowolna
- Czas na odpis: do końca dnia 26.02.2022
- Proszę o maksymalnie trzy akcje w poście. Akcje to atak/obrona/przemieszczenie się dalej niż doskok (metr-dwa).
- Jeżeli coś ma pozostać sekretem to zapraszam na pw/discorda, tak samo z pytaniami.
Mapka
- Spoiler:
Warta - dwóch uzbrojonych wojowników z dzwonkami
Boby - zwykli, uzbrojeni ludzie (grupa 5 osób)
Pierwszy przyszedł nagle, niespodziewanie. Warknął gardło, czując jak wisteria w jego ciele, pali go żywym ogniem. Przez chwilę miał ochotę wyszarpać się i odskoczyć, lecz zrezygnował z tego, utrzymując pozycje. Przetrzymał ból, pomimo iż wisteria działała na jego ciało, niczym rozżarzone żelazo na skórze hodowlanego zwierzęcia.
Drugi ból, również go zaskoczył, lecz nie na tyle, aby otępić jego zmysły — wręcz przeciwnie. Poczuł bijącą w sobie agresję; demona, którego krył pod pierzyną opanowania i spokoju. Oczy pobratymców zazwyczaj widziały rogatego demona jako postać zrównoważoną, lecz nikt nie znał jego prawdziwej natury — niepohamowanej, bezwzględnej i szalonej. Krew Muzana buzowała w jego organizmie, splatając się z toksyczną wisterią, co jedynie wywoływało gorszy efekt, a mianowicie — mobilizowało Rasha do ataku; do wyrwania wnętrzności każdemu, kto stanie na jego drodze; do całkowitej destrukcji nie bacząc na koszty.
— Byle równo — wyszczerzył kły, dostrzegając grymas bólu, spowodowany kopniakiem. O to właśnie mu chodziło, musiał tylko poczekać, aż trucizna zrobi swoje i pozbędzie się starca.
Werwa dziadka robiła wrażenie i Rash musiał przyznać, że mężczyzna swoją walecznością robił wrażenie, dlatego też, kiedy tylko dostrzegał łokieć wycelowany w jego kolano, szybko wycofał nogę.
Rana w plecach, utrudniała mu poruszanie się, jednak adrenalina pomagała nad zapanowaniem chęci wyszarpania się i ukojenia bólu.
Musiał wytrzymać.
Nie miał innego wyjścia.
Gęsta atmosfera nie sprzyjała do użalania się nad sobą, wręcz przeciwnie — hartowała i wystawiała na próbę. Blokując nadal ręką Daichiego broń, wysunął niespodziewanie na wysokości żeber z obu stron po dwie kości na stronę z zamiarem wbicia ostrych, zatrutych szpikulców w ciało starca.
⠀⠀Otoczenie rozmywało się w smugi czerni i bieli. Wylądowała na ziemi i bez zastanowienia wystrzeliła bezgłośnie przed siebie, prosto w objęcia mężczyzny. Nie zamierzała dać mu okazji do przybrania pozycji obronnej. Prosty, brutalny atak którego głównym aktorem miały stać się dwie pary pazurów wycelowane w grdykę wojownika. Mur za plecami miał mu odebrać pole do manewru, a samej Suiren posłużyć za osłonę przed ewentualnym ostrzałem.
⠀⠀Porzuciła całkowicie pomysł negocjacji, podrzędnych strażników było zbyt wielu, aby każdemu sprzedać wiarygodną historię. Poza tym w pewnym momencie z oczu zniknęła jej Tsuya oraz jej przeciwnik, kimkolwiek był. Zginęli w płomieniach? Ogień stał się teraz dominującą częścią tła, na którym przyszło jej walczyć.
⠀⠀Więcej was Stary nie miał? Sapnęła przez nos, gdy kątem oka wychwyciła po prawej jakiś ruch. Jeżeli udało jej się uporać w pasjonatem drabin już przy pierwszym cięciu pazurami, zamierzała doskoczyć do zamykających się drzwi z nadzieją, że uda jej się je zablokować wepchniętą naprędce stopą. Pokaż kotku, co masz w środku.
The silence is your answer.
Westchnął cierpiętniczo, już chyba z dziesiąty raz tej nocy, coraz bardziej czując, że nie powinno go tu być. Nie dość, że narażał swe cenne życie na niebezpieczeństwo, to jeszcze nie zapowiadało się, aby wrócił z jakimiś bogactwami. Nie był zachłanny, naprawdę. Marzył jedynie o paru błyskotkach, które mogłyby wzbogacić jego garderobę. Ewentualnie za które dostałby pokaźną sumkę, która z pewnością zostałaby spożytkowana odpowiednio.
Właściwie to rozważał zawrócenie i najzwyczajniej w świecie ucieczkę z tego miejsca, lecz w momencie, w którym dostrzegł dwójkę samurajów, a oni dostrzegli jego... cały świat zamarł.
Ożesztywmordecholerajasna
Zamarł na krótką chwilę wpatrując się z uwagą w ewentualnych przeciwników, a gdy jeden z nich przestąpił krok w stronę Suzume, ten nie zamierzał czekać na oklaski. Odwrócił się i pospiesznie wdrapał na mur, cicho licząc, że w ten sposób kupi sobie cenne sekundy oraz zwiększy dystans. Kiedy znalazł się już na szczycie, szybko omiótł spojrzeniem teren a gdy ujrzał jednego z jego braci w towarzystwie nieznajomego mu mężczyzny - odbił się od muru, by następnie bezczelnie skoczyć na najwyraźniej przeciwnika, który śmiał stanąć na drogę wysokiemu demonowi.
- Witam najpiękniej jak mogę. - powiedział do demona, kłaniając się przed nim zamaszystym ruchem dłoni, niczym prawdziwy artysta. Trwało to jednak zaledwie krótką chwilę, gdyż słysząc za sobą odgłos stóp Suzume momentalnie zeskoczył i ruszył dalej, od razu chowając się za Rashem.
- Oni do ciebie.
Nawet w takim zamieszaniu złodziej musiał wiedzieć, kiedy się ulotnić. A Suzume i tak już za długo cieszył się nietykalnością we wrogiej mu posiadłości. Wskoczenie na mur, czy raczej murek, było prostym zadaniem. Człowiek może miałby z tym więcej problemu, ale demon? Jeden sus i na górze. A to że się trzeba było ręką podciągnąć, to się łatwo z historii opowiadanej demonom wykreśli.
Z muru zaś, jak rasowy dachowiec, oddał kolejny skok. Wymierzony prosto w rozległe plecy Daichiego. Ten miał w tej chwili trochę ważniejsze sprawy na głowie, jak chociażby kolce przebijające jego klatkę piersiową. Dodatkowy ciężar lądujący na jego plecach sprawił, że mężczyzna przesunął się do przodu, nadziewając się jeszcze głębiej na kościste kolce rogacza.
Ale żeby zrozumieć co tu się stało, trzeba cofnąć się parę sekund, do wymiany ciosów między człowiekiem a demonem. Trzeba bowiem przyznać, że Rash, pomimo odniesionych obrażeń zachował zimną krew i nie pozwolił człowiekowi - nawet tak wspaniałemu jak ten stary niedźwiedź - sobą pomiatać. Cofnął nogę, której kolce z mokrym mlaśnięciem wyszły z ciała. Osobom o słabszej psychice treść żołądkowa podeszłaby do gardła. Ale demonowi? Co najwyżej ślina w ustach na myśl o nowym posiłku. W każdym razie, w ostatniej chwili zabrał nogę przed atakiem Daichiego. W kontrze wypuścił kolejne kolce z klatki piersiowej, jeszcze bardziej przypominając potwora czy shinigami niż człowieka, którym kiedyś był. Pociski wbiły się w ciało mężczyzny, a sprawę pogorszył (a może poprawił, zależnie od perspektywy) skok Suzume. Ostrza zagłębiły się o kolejne centymetry, a z ust starego wojownika pociekła krew. A to, jak wszyscy wiemy, było dowodem niewątpliwie poważnych obrażeń wewnętrznych i coraz bliższej śmierci.
Daichi, ranny, otruty i krwawiący jak prosię wzrok miał jednak przytomny. A w spojrzeniu tym była iskra przed którą Demon poczuł nie tyle nawet respekt, co głęboko w nim zakorzeniony, nie ludzki, a zwierzęcy wręcz lęk. W czasach swojej młodości ten człowiek mógłby przybić go włócznią do ściany i spokojnie czekać na wschód słońca. Jednak te lata minęły, a siła uleciała... Ciało mężczyzny oparło się o kolce jeszcze trochę... Koniec włóczni opadł na ziemię, wypuszczony z olbrzymiej dłoni. Dłoni, która zaciśnięta w pięść mknęła z zatrważającą prędkością prosto w twarz Rasha. Przed tym ciosem nie było ratunku. Głowa demona odskoczyła gwałtownie w bok w akompaniamencie trzasku kruszonych kości. Krew tryskająca z ust Rasha i ze zniszczonych knykci wojownika rozlała się po ścianie, zdobiąc ją wyjątkowym wzorem.
- G-gratuluję... - wyrzucił z siebie ostatkiem sił i skonał. Wszystko to trwało sekundy, a zza upadającego ciała widać było nadbiegających wojowników, gotowych pomścić swojego dowódcę lub umrzeć próbując.
Rash: Rozcięte przedramię - parzy, nie chce się goić. Rana barku - pali, strzała tkwi w ranie, ograniczona ruchliwość. Zwichnięta żuchwa, rozbita warga i sześć wybitych zębów. Rany poziomu 2. Duże problemy z mówieniem.
Suzume: Powiedziałeś co chciałeś i stoisz obok Rasha (bo ten był już przyparty do ściany). W waszą stronę biegnie pięciu wojowników, mają jeszcze jakieś 8 metrów.
Nie można było odmówić jej wielu atrybutów. Od piękna, przez swego rodzaju słabość do rodzaju ludzkiego, po zdolność do błyskawicznego reagowania na zmienne sytuacje. Jednym szybkim ruchem doskoczyła do biednego mężczyzny i kolejnym ciosem stworzyła mu nowy otwór do wymiany gazowej. Wojownik zalał się krwią i próbował rozpaczliwie utrzymać w sobie cenne powietrze. Rzężąc osunął się na ziemię, nie stanowiąc już zagrożenia. Mur i prędkość ruchów osłoniły ją przed strzałami, ale po pierwszej salwie nie padły kolejne. Najwidoczniej zmienili plan ataku, albo mieli coś jeszcze ważniejszego na głowie.
Suiren miała. Zamykane przed nią drzwi tylko zachęciły ją do przyśpieszenia ruchów. Cokolwiek lub ktokolwiek tam był, nie miał prawa się przed nią skryć. I udało jej się, cudem wsunąć nogę, a właściwie stopę między drzwi. Drewno uderzyło z obu stron, ale nie był to ból, którego demon nie mógłby znieść. Za to fala ognia przeszywająca jej kończynę od dołu była czymś niecodziennym. Ostrze włóczni z mlaskiem i trzaskiem zagłębiło się w jej stopę, wprowadzając do organizmu znienawidzoną wisterię. Z środka zaś słychać było ciężki tupot, jakby uciekał ktoś słusznej wagi. Ciężko było powiedzieć, ile osób było w środku.
Suiren: przebita stopa, ostrze utrudnia cofnięcie kończyny, ale rozcinając ją wzdłuż dasz radę ją wycofać. Pali jak cholera i już wiesz, że się szybko nie wygoi. Rana poziomu 2
Dwaj dzielni zabójcy i ludzie którzy pisali się na wojnę nie wiedząc, z czym tak właściwie przyjdzie się im zmierzyć. Wszyscy zjednoczeni w jednym, prostym celu - by dekapitować te butne bydle które wtargnęło do ich domu. No, może Sendo czerpał motywację z innego źródła, ale była ona równie skuteczna, a to najważniejsze. Pozbawiony ręki i nogi potwór zaatakował po raz ostatni, nie dbając o swoje bezpieczeństwo w nadziei, że zabierze ze sobą choć jednego zabójcę. Dlaczego się nie wycofał gdy nikt nie przyszedł mu z pomocą? Czy zastanawiał się, dlaczego pobratymcy zostawili go samego sobie w tym najlepiej chronionym miejscu? A może furia i rządza mordu zaślepiała go do końca? Wszystko było możliwe.
Sendo zaś przygotował się jak najlepiej do osłabienia siły uderzenia tej gigantycznej pięści zdolnej kruszyć mury. Plan przyjęcia ciosu na miecz i wolną rękę nie był głupi. Lepsze to, niż oberwanie frontalnie. Jednak siła która go trafiła i tak była miażdżąca. Dłoń dzierżąca miecz zaprotestowała przeciw takim manewrom, ale wytrzymała. Gorzej z lewą ręką, w której słychać było głuche puknięcie barku wybijanego ze stawu. Cały zabójca zaś uniósł się w powietrze i pchany siłą uderzenia zatrzymał się na murze, wpadając na niego drugim barkiem i połową pleców. Opadł na ziemię próbując złapać oddech. Sądząc po bólu w piersi przy oddechach to i któreś żebro odmówiło pozostania w jednym kawałku. Póki co jednak adrenalina robiła swoje i ból nie był dotkliwy. Nie szło to łatwo, ale po paru sekundach udało mu się opanować i w pełni skupić na tym, co się wokół działo.
A sprawy, przynajmniej na placu malowały się w końcu w jasnych barwach. Dokładniej to pomarańczowo-żółtych płomieni ścinające głowę demona zdecydowanym ciosem. Zaraz po tym ruchu Haru zachwiał się lekko, próbując złapać oddech. Najwidoczniej i on na ten moment dotarł do swojego limitu. Walka w innych miejscach się wcale nie zakończyła.
- Daichi-sama zginął! - niosły się krzyki z głębi placu. Paru wojowników biegło w stronę schodów, najwidoczniej mierząc się z kolejnym zagrożeniem. Pozostali patrzyli na Haru, czekając na rozkazy.
Status: Wybity bark, możesz nastawić go sam, albo z czyjąś pomocą. Będzie bolało. Głębsze oddechy gwarantują ból z prawego boku, ale da się to wytrzymać i zachować sprawność, póki co.
Kwestie organizacyjne:
- Kolejność odpisów: dowolna
- Czas na odpis: do końca dnia 02.03.2022
- Proszę o maksymalnie trzy akcje w poście. Akcje to atak/obrona/przemieszczenie się dalej niż doskok (metr-dwa).
- Jeżeli coś ma pozostać sekretem to zapraszam na pw/discorda, tak samo z pytaniami.
Mapka - W TRAKCIE TWORZENIA
- Spoiler:
Warta - dwóch uzbrojonych wojowników z dzwonkami
Boby - zwykli, uzbrojeni ludzie (grupa 5 osób)
Nie drgnął ani nie zawahał się, kiedy ostre kości wbiły się w ciało wojownika; agonia porażki oraz bólu miała nadejść, a później mętny martwy wzrok.
— G-Gratulacje.
Na słowa przeciwnika zareagował lekkim skinienie głowy, jednak ostatni cios, jaki wymierzył w jego stronę starzec, kompletnie go zaskoczył. Nie zdążył go uniknąć, a jego twarz spotkała się z solidnym uderzeniem. Głowa mimowolnie odchyliła się w tył, a oczy szeroko rozwarły w zdumieniu. Czuł, jak coś chrupało mu w żuchwie, jak z wargi puściła się krew, a dźwięk łamiących zębów potwierdził siłę Daichiego; w dawnych czasach musiał robić wrażenie, wzbudzać lęk, lecz teraz mijał właśnie jego kres. Rash okazał się ostatnim przeciwnikiem, z jakim mógł się zmierzyć.
Cholerny — pomyślał i uśmiechnął się nikle. Dotknął palcami wargi, spoglądając na zabarwioną na czerwoną dłoń. Rana sączyła się obficie.
Skupił się na mężczyźnie i w pierwszej chwili nie zarejestrował obecności drugiego demona, jakby ta była mu do czegokolwiek potrzebna. Skok nadszedł szybko, podobnie co śmierć Daichiego.
Nie szukał sojuszników, nie szukał przyjaciół, a postawa Suzume jedynie zirytowała demona.
Daichi skonałby na jego kościach, a Rash dałby sobie radę bez ingerencji pobratymca, lecz sytuacja rozwinęła się do tego stopnia, że gówniarz ściągnął na nich dodatkowych pięciu strażników, chowając się tuż za nim.
Tchórz, przeszło przez myśl.
Nie zamierzał go bronić, nie zamierzał pomagać.
Odsunął martwe ciało starca od swoich kości, łapiąc go w obie ręce, a następnie pomimo trudności i chęci warknięcia z bólu przez paląca wisterię, podniósł go do góry na wyprostowanych rękach .
Strażnicy mieli do nich niecałe osiem metrów, a Rash wykorzystał martwe ciało ich dowódcy jako swoistą broń. Cisnął ciałem Daichiego wprost na nich, mając nadzieję, że chociaż kilku to zatrzyma.
Podniósł z ziemi włócznię swojego przeciwnika i ją również wykorzystał do ataku — gdyby jakiś przeciwnik ostał się na nogach po wcześniejszym rzucie martwym ciałem, zamierzał cisnąć yari w natręta, minimalizując ich liczebność.
⠀⠀Nie spuszczając głowy spojrzała w dół, na stopę przebitą zatrutym ostrzem. Zacisnęła wargi pamiętając doskonale, co musi zrobić, choć nie będzie to przyjemne. Wciągnęła powietrze do płuc i wstrzymała oddech. Tam, gdzie mieściła się stopa powinna zmieścić również dłonie, dlatego zamierzała wcisnąć je środka i objąć nimi włócznię posługując się nią jako oparciem. Barkami i własną masą naciskała na uchylone skrzydło, a potem odbiła drugą stopę od ziemi i kopnęła z całej siły w drzewnie włóczni mając nadzieję, że starczy jej sił do przełamania kija, którego część nadal pozostałaby wciśnięta w ciało.
⠀⠀Ułożenie drzwi działało na jej korzyść. Kryjący się wewnątrz przeciwnicy nie mieli jak zabarykadować przejścia, ani za co uchwycić zewnętrznego skrzydła. Jeżeli więc demonicy udało się w ten sposób otworzyć przejście, sięgnęła po ułamaną broń i wyszarpnęła ją ze stopy gotowa użyć zatrutego wisterią ostrza jako kołka, który wyląduje w twarzy właściciela drugiej połowy kija.
⠀⠀Roślina była w końcu trująca także dla zwykłych ludzi, choć gdyby ostrze wbiło się miękko w czyjąś czaszkę, konsekwencje krążącej ze krwi toksyny byłyby jego najmniejszym zmartwieniem. Na siebie również miała plan, ale wymagał on przede wszystkim rozeznania się sytuacji. Jeżeli ofensywa poszła zgodnie z jej zamiarem, rozejrzała się po wnętrzu szukając czegokolwiek, co mogłoby zwrócić na siebie jej uwagę. Nie wkroczyła od razu do środka, wychwyciła powiem odgłosy kroków, których nie mogła ot tak zignorować. Może ktoś czaił się na nią z wiadrem zatrutej wody?
⠀⠀Jeżeli pomieszczenie okazało się czyste zamierzała pożywić się najpierw na najbliższym pokonanym przeciwniku. Musiała pobudzić ciało do regeneracji, żeby pozbył się z rany piekielnej toksyny, a dodatkowa porcja mięsa wraz z wcześniej przyswojoną tkanką powinny dać sobie radę z cięciem po włóczni.
⠀⠀
The silence is your answer.
Kiedy mięśniak chwycił ciało starca, mniejszy demon wybałuszył oczy na to, co robił, jednocześnie czując wewnętrzną ekscytację z małego przedstawienia, jakie było mu dane obserwować. Jednakże w przeciwieństwie do tej kupy mięśni, chłopak nie zamierzał przebywać tu zbyt długo, zwłaszcza w obliczu nieuchronnego starcia. Gdy demon chwycił za włócznię, Suzume z pełną powagą poklepał go po ramieniu, niczym najlepszego przyjaciela, któremu chciał dodać otuchy.
- Tak trzymaj. Dobrze ci idzie. - powiedział unosząc obie dłonie nieco wyżej i pokazał mu kciuki w górę dając tym samym aprobatę na jego zdolności. Następnie, bez jakiegokolwiek zbędnego słowa bądź spojrzenia, odwrócił się na pięcie, by następnie pognać co sił w nogach w stronę głównego budynku, a przynajmniej czegoś, co w jego mniemaniu tym było. Mimo wszystko nie zamierzał rezygnować ze swego pierwotnego planu i wrócić z pustymi rękoma. Nie dbał też o bezpieczeństwo umięśnionego demona, bo choć te był ranny i stał naprzeciwko piątce uzbrojonych mężczyzn, to w głębi serca wierzył, że sobie poradzi!
Co jak co, ale Suzume zawsze wierzył w swych braci!
A przynajmniej tak udawał. Najważniejsze było, aby tamci skupili się na mięśniaku uznając go za większe zagrożenie i odpuścili ewentualny pościg za tym, który wydawał się mizerny i sprawiający wrażenie kogoś, kto mógłby połamać się od zwykłego podmuchu wiatru.
Duet ten tak naprawdę był dwójką indywidualistów który raczej nie miał nic miłego do powiedzenia o drugiej stronie. Suzume ulotnił się z miejsca walki tak szybko, jak się na niej zjawił. Rash zaś nie miał zamiaru uciekać, ale widząc nadciągających przeciwników postanowił ich zatrzymać. Dźwignięcie tego sporego ciała było w aktualnym stanie demona lekkim wyzwaniem - zwłaszcza przez strzałę tkwiącą w barku. Jednak demonowi udało się je podnieść i cisnąć w nadciągających ludzi. Trzech z nich zostało zatrzymanych, jeden zatrzymał się w pół kroku, jakby zszokowany tym ruchem. Piąty zaś oberwał włócznią, która przebiła jego pancerz, zagłębiła w ciało i odrzuciła w tył. Wątpliwe było, by jeszcze wstał. Jednak kolejni ludzie już nadbiegali, a pośród nich znajdował się też pełnoprawny zabójca gotowy pomścić swojego ojca. Trochę dużo się zrobiło tych osób do zabicia, a rany jakoś nie zamierzały się goić. Dodatkowo, gzieś z głębi posiadłości dobiegły go gwizdy i dźwięk dzwonów.
Suzume zaś odbiegł w kierunku głównego budynku. Droga była spokojna, bezpieczna, czyli dokładnie taka, jaką demon lubił. Na murze dostrzegł dwóch wojowników robiących hałas. Oni też go dostrzegli, ale nie ruszyli się z miejsca tylko mocniej i głośniej korzystali ze swoich instrumentów.
Rash: Rozcięte przedramię - parzy, nie chce się goić. Rana barku - pali, strzała tkwi w ranie, ograniczona ruchliwość. Zwichnięta żuchwa, rozbita warga i sześć wybitych zębów. Rany poziomu 2. Duże problemy z mówieniem.
Odniesione nagle rany nie zdołały jej zniechęcić a tym bardziej zatrzymać. Między uchylone wrota powędrowały blade ręce, łapiące za drzewiec włóczni by złamać go celnym kopnięciem. Ktoś odskoczył zaskoczony, a druga osoba nie była w stanie zatrzymać jej w pojedynkę. Ostrze wyślizgnęło się z rany z mokrym mlaśnięciem, by za chwilę pomknąć w stronę ofiary. Mężczyzna chciałby pewnie wrzasnąć z bólu, ale ostrze przeszywające mu twarz miało na ten temat inne zdanie.
Drugi mężczyzna nie miał zamiaru podzielić losu swojego kompana i pomknął w głąb pomieszczania, zostawiając ten duet samym sobie. Nie była to żadna sprytna taktyka mająca odwrócić jej uwagę - biegł przed siebie nie oglądając się nawet, czy podjęła za nim pościg. Mogła w spokoju zająć się swoimi ranami i rannym mężczyzną. Prawdę mówiąc ten już konał, a życie uciekało z niego w akompaniamencie jęków i coraz płytszych oddechów. Sam budynek zaś od środka prezentował się nijak - był niski, zimny i pozbawiony okien. W środku więc panował mrok, pośród którego leżały resztki jedzenia i dóbr rodu. Reszta pewnie powędrowała z rodzinami w bezpieczniejsze strony. Zostawiona samej sobie Suiren szybko zaczęła uzupełniać deficyt ludziny w jadłospisie i jej rana zaczęła się powoli goić. Tylko gdzie podziali się pozostali mężczyźni? I dlaczego uciekli?
Na zewnątrz zaś niosły się głośne gwizdy i dzwony. Czyżby wartownicy ściągali jej na plecy kolejnych wojowników? A może był to sygnał do odwrotu?
Mizunoto nie poddał się bólowi - świadomość zabicia demona działała kojąco na odniesione rany. Śmierć starego przywódcy musiała odbić się na woli walki pozostałych mężczyzn, a i sam Haru zdawał się płonąć żądzą zemsty nie zwracając większej wagi na taktykę. Słowa Sendo podziałały na wojowników trzeźwiąco - ruszyli w kierunku rogatego demona by wspomóc swoich towarzyszy.
Zabójca zaś nastawił sobie bark i przez chwilę pociemniało mu przed oczami. Opanował się jednak i już niemal tradycyjnie dla siebie, rozpoczął kolejne kroki od rekonesansu. Przed bramą nie było żywej duszy. Wspięcie się na dach zajęło mu chwilę i mógł z niego podziwiać jak ciało seniora rodu zwaliło wojowników z nóg. Poza tym do jego uszu doszły dźwięki dzwonów i gwizdy z głębi posiadłości. Dobrze wiedział, jakie zagrożenie mogło to oznaczać...
Status: Głębsze oddechy gwarantują ból z prawego boku, ale da się to wytrzymać i zachować sprawność.
A na najwyższym poziomie dachu głównego budynku przysiadła postać przyglądając się wydarzeniom na placu z uśmiechem pełnym zadowolenia.
Kwestie organizacyjne:
- Kolejność odpisów: dowolna
- Czas na odpis: do końca dnia 06.03.2022
- Aktualnie brak limitu akcji w poście, wierzę w wasz rozsądek
- Jeżeli coś ma pozostać sekretem to zapraszam na pw/discorda, tak samo z pytaniami.
Mapka - W TRAKCIE TWORZENIA
- Spoiler:
Warta - dwóch uzbrojonych wojowników z dzwonkami
Boby - zwykli, uzbrojeni ludzie (grupa 5 osób)
EDIT - Suzume ma przedłużony czas na odpis do końca dnia 07.03.
⠀⠀Szósta musiała wieść niezwykle nudny żywot, kiedy tak rzadko pojawiał się przeciwnik godny jej umiejętności.
⠀⠀Suiren uniosła się znad przekąski wycierając usta o rękaw. Czasu miała wyłącznie na tyle, aby pobudził organizm do regeneracji, a przy okazji zastanowić się nad własnym położeniem. Pokój sam w sobie nie skrywał najwyraźniej niczego intrygującego. W powietrzu unosił się zapach kurzu. Nie wyczuła nigdzie wisterii, której ukrytych zapasów obrońcy mogliby użyć w akcie ostatecznej desperacji. Najwyraźniej po prostu kryli się po kątach, bez większego planu na odparcie ataku. Wyprostowała się.
⠀⠀Kierunek z którego uciekła tłum to epicentrum niebezpieczeństwa. Siebie nie uważała za dostatecznie groźną, aby nikt nie próbował nawet podjąć się walki, stąd myśl, że wnętrzności Minamoto skrywają więcej sekretów. Tylko, czy zależało jej na tym, aby pchać się do paszczy potwora? Bawić się w dywersję i przeczesywać korytarze, których układu nie miała nawet prawa znać?
⠀⠀W żadnym wypadku.
⠀⠀Wycofała się więc przez drzwi i skierowała wzrok tam, skąd dochodziły ku niej odgłosy walki. Kliknęła językiem, gdy ponad posiadłością uniosła się kakofonia najróżniejszych słuchowych bodźców. Z przyzwyczajenia spojrzała w niebo, ponad dachy budynków, ale wartowników nie zjawiło się więcej, niż uprzednio, a nawet ci obecni już na murach zajęli się najwyraźniej uprzykrzaniem wszystkim życia poprzez walenie w co popadnie.
⠀⠀Ostatecznie jej wzrok zawędrował na wąski fragment muru na wewnętrznym placu, zza jakiego wychylał się strop kolejnej budowli. Pośród płomieni wydawała się to jedyną bezpieczną drogą, która wymijała uzbrojonych w łuki wartowników, więc to właśnie tam skierowała swoje kroki. W nadziei, że ze środka placu będzie miała lepszy widok na sytuację, chciała przedostać się tam, gdzie trwała potyczka.
⠀⠀Troska o swoich demonich towarzyszy nie miała z tym nic wspólnego. Tym razem chciała po prostu zabijać, udowodnić sobie i innym, że wynik walk pod Edo nie był jedynie dziełem przypadku. Korzystając z zasłony dymu i płomieni zbliżyła się do głównego placu stąpając pod rozgrzanym dachu. Obuwia nie uratuje, ale może po zakończonej walce starczy im czasu, aby odkuć się grabiąc właściwe budynki. Najpierw należało jednak wygrać.
⠀⠀— Odsiecz? Poważnie? — krzyknęła ponad odgłosami ognia. Nie przejęła się, że walczący w dole mogą ją usłyszeć. Specjalnie chciała zwrócić na siebie ich uwagę. — Sądziliście, że zwabicie tutaj Kizuki, a potem złapiecie nas wszystkich w pułapkę? Wasza odsiecz zdycha właśnie na wzgórzu — zakpiła. Wyciągnęła przed siebie ramię i wolną dłonią rozcięła fragment skóry upuszczając trochę drogocennej krwi. Zamachnęła kończyną w nadziei, że rozbryzga szkarłat na ziemi.
⠀⠀Demoniczna sztuka krwi, oh tak... sama jej groźba była wystarczająca.
The silence is your answer.
Rash niewiele myśląc, podjął najlepszą decyzję, jaką mógł podjąć w tej chwili — wycofać się i posilić, aby chociaż część ran zaczęła się regenerować.
Lekko obrócił głowę przez ramię, spoglądając na mur za swymi plecami. Niewielki budynek tuż po jego lewej stronie wydawał się dobrym wyjściem ewakuacyjnym; złapał się ściany i wskoczył na dach, a z niego przeskoczył na kolejny dach budynku, tym samym dystansując się od dwóch zbliżających się przeciwników.
Zauważył, że jeden z nich również korzystał z dachu jako drogi, lecz miał do rogatego demona spory kawałek. Rozejrzał się uważnie, ale szalejące płomienie skutecznie utrudniały szersze pole widzenia. Płomienie trawiły wszystko na swej drodze. Musiał wykorzystać zasłonę dymu.
Warknął pod nosem, poruszając barkiem. Strzała w plecach nadal go uwierała i niesamowicie paliła, podobnie, jak ta w przedramieniu. Sięgnął ręką do tyłu i zamaszystym ruchem wyszarpał strzałę z pleców. Splunął krwią, w końcu mogąc wypluć sześć wybitych zębów. Pomasował twarz w obrębie żuchwy, czując, jak chrupie. Nie wiele myśląc, szarpnął nią i nastawił. Zawył bezgłośnie z bólu, a kilka niechcianych łez nabiegło w kącikach oczu.
Pieprzeni łowcy zabójczy.
Pieprzeni Kizuki.
Nie zamierzał czekać na komitet powitalny, ruszył dachem w stronę tyłu posiadłości, mając nadzieję, że na niższych poziomach tzn. murach znajdzie jakieś martwe ciała. Ruszył biegiem przed siebie, a jeśli zauważył konającego strażnika, to zszedł niżej i posilił się na biedaku. Robił to niezwykle szybko, aby móc rzucić się ponownie do biegu.
Jeśli Suiren udało się przedostać w tę część posiadłości i jeśli Rash mógł, to dojrzał ją.
Kiedy miał już wdrapać się na mur, przy którym się znalazł w celu pobieżnym rozeznaniu w okolicy, do jego uszu dobiegło irytujące dzwonie. Cholerni grajkowie na dachu.
- No i na cholerę tak tym wymachujecie. - mruknął bardziej do siebie aniżeli do nich, wiedząc doskonale, że nie było szans aby go usłyszeli, nawet jeżeli miałby wykrzyczeć i wypluć swoje płuca. Rozejrzał się po ziemi i jeżeli dostrzegł coś w stylu buta bądź kamienia, to sięgnął po to a następnie zamachnął się i rzucił tym w jednego z nich. Nie sądził, że trafi. Ale chociaż mógł w ten sposób ulżyć samemu sobie i się wyżyć.
Dopiero potem (albo i wcześniej, jeżeli nie znalazł niczego, czym mógłby rzucić) wskoczył na mur, przy którym się znajdował i rozejrzał dookoła. Wypatrywał martwych ludzi, których mógłby okraść z broni bądź jakiegoś znajomego demona. Jeżeli takowego dojrzał - bezczelnie ruszył w jego stronę dogłębnie wierząc, że ten poprowadzi go ku bogactwu. Albo ku ucieczce z tego przeklętego miejsca. Jedno z dwóch.
Bycie złodziejem i tchórzem nie było może życiem pełnym honoru i uznania, ale z pewnością było życiem we względnym bezpieczeństwie. Przynajmniej w porównaniu do demonów które tej nocy obrały inną ścieżkę działania. Ale nawet i w jego przypadku nadszedł czas, by stawić czoła zagrożeniu. Co prawda zagrożenie nie zdawało sobie sprawy z tego, że Suzume zamierza dołożyć do walki swoją własną, małą cegiełkę. A dokładniej rzecz ujmując - własny kamień ciśnięty z nikłą jak na demona, ale niezwykłą jak na człowieka siłą. Pocisk przeciął powietrze ze świstem i uderzył strażnika na wysokości klatki piersiowej. Mężczyzna zachwiał się i powoli osunął na flankę muru. Stracił przytomność? Umierał? Ciężko powiedzieć, ludzie byli w końcu tak krusi.
Zadowolony z siebie Suzume ruszył w kierunku muru i wskoczył na górę. Widząc Suiren, połączył z nią siły. Dwóch to już kompania, prawda?
Rogaty demon nie był w najlepszym stanie. Prawdę mówiąc, wielu osobom zdarzało się być w lepszej kondycji. Na szczęście w okolicy było wiele chętnych osób do zdjęcia ciężaru z jego barków. Co prawda ciężaru głowy, ale liczył się gest. Nie zmieniało to jednak faktu, że Rash żył, dychał i nie planował przestać. Dlatego też zdecydował się na najmądrzejszą opcję, czyli ucieczkę. Wspięcie się wyżej było dobrym wyborem, choć rany i pociski trochę w tym przeszkadzały. W kilku ciężkich susach dotarł na górę, gdzie uporał się z odniesionymi ranami. Lepiej późno niż wcale, bo wisteria paliła go dalej żywym ogniem, a presja czasu i brak martwych ciał do konsumpcji utrudniały skupienie, jak i obniżały jego bojowe talenty.
Na szczęście dla siebie, nie był już sam. Suiren i Suzume zmierzali w jego stronę. Podobnie zresztą, jak zabójcy demonów i żądni krwi wojownicy z drugiej strony. A tym ustępował w kwestii szybkości ruchów. Dlatego też nie miał jak zareagować na to, co się właśnie stało. Kiedy pozbywał się strzały i nastawiał żuchwę na miejsce, kolejny pocisk przeciął ze świstem powietrze. Metalowe ostrze włóczni wbiło się głęboko w jego ciało tuż pod żebrami. Cios zabójczy dla człowieka. Irytujący dla demona. Ból choć duży, to nie palił ogniem jak poprzednie rany. Ot, szczęście w nieszczęściu, na ostrzu nie było już wisterii.
Rash: Rozcięte przedramię - parzy, nie chce się goić. Rana barku - ograniczona ruchliwość. Rozbita warga i sześć wybitych zębów. Rany poziomu 2. Włócznia w plecach - rana poziomu 3.
Wizja zwiedzenia komnat rodu nie była tak kusząca, jak ponowne stawienie czoła ludziom na zewnątrz. Nawet jeśli wokół niej nie było już chętnych do walki, to Suiren była gotowa sobie znaleźć nowych przeciwników. Ruszyła w kierunku, który do tej pory jej nie interesował. Dyplomacja nie była już opcją. Podobnie jak ukrywanie się, co mogło tłumaczyć obecność Suzume u jej boku. To gdzie podział się trzeci wybraniec?
Jak na zawołanie na dach budynku wskoczył Rash. Brakowało w jego ruchach tej drapieżnej zwinności. Krok miał ciężki i zmęczony. A kiedy pozbył się z ciała strzał i gotów był dołączyć do pozostałych, zachwiał się nagle postępując krok do przodu. Nie zrobił tego samoistnie - z jego pleców wystawała bowiem włócznia. Ta sama, którą jeszcze przed chwilą dzierżył Daichi. A w ślad za Rashem zjawili się zabójcy. Ludzie którzy dalej byli gotowi walczyć, choć wszystko wokół było trawione przez płomienie. Ich przyjaciele zginęli tej nocy, a oni stali tu, gotowi do walki. Czy słowa Suiren mogły złamać ich wolę? Sztuka krwi zdawała się być lepszym rozwiązaniem...
Sendo - przykładny mąż, waleczny zabójca, a kto wie jakie jeszcze talenty mógł posiadać ten młodzieniec? Cóż, to już pewnie czas pokaże. Póki co całe serce i wolę walki wkładał w to, by nie złamały się morale wojowników. Nawet jeśli powinna być to rola Haru, to mężczyzna w tej chwili zdawał się płonąć żądzą zemsty ponad którą nie widział już nic. Cała grupa ruszyła w ślad za uciekającym demonem i nie była to długa gonitwa.
Przeciwnik był bowiem widocznie zmęczony walką i odniesionymi ranami. Uciekł co prawda wojownikom, ale zabójcy szybko skrócili dystans. Haru byłby może nawet na równi z Rashem, gdyby nie to, że złapał jeszcze za włócznię i cisnął nią w demona. Atak przepełniony gniewem i żalem okazał się celny. Zabójcy dopadli pozycji na dachach, a ludzie zaraz mieli do nich dołączyć. Demony też zebrały się w jednym miejscu. Pytaniem pozostawało - czy szykowały się do walki, czy ucieczki?
Sendo: Pęknięte żebra z prawej strony. Użycie formy może pogłębić obrażenia. Rana poziomu 2.
Kruk wylądował na wyższym fragmencie muru i przekrzywił głowę, przyglądając się scenie. Otrząsną się gniewnie, strosząc mokre pióra.
- Mapka:
- Kolejność odpisów: dowolna
- Czas na odpis: do końca dnia 10.03.2022
- Poproszę do trzech akcji w poście.
- Jeżeli coś ma pozostać sekretem to zapraszam na pw/discorda, tak samo z pytaniami.
A przynajmniej ów sformułowanie cisnęło się na usta demona po celnym rzucie kamieniem w przeciwnika. Nie sądził, żeby go zabił. Znając swoje fizyczne możliwości najpewniej mężczyzna stracił przytomność. Jednakże nawet jakby pozbawił go życia, cóż, trudno. Kto jak kto, ale Suzume nie przejmował się takimi błahostkami. Zadowolony z siebie i pełny satysfakcji wskoczył na mur, aby dołączyć do reszty. Pierwsza napatoczyły się dziwna demonica, której imienia nie znał. Albo nie pamiętał. Nie przywitał się, nie powiedział ani słowa, tylko ruszył za nią, niczym cień, choć z tą różnicą, że nie krył swojej obecności. Ciężko było to wytłumaczyć, aczkolwiek w tej chwili wydawało się to dość naturalnym odruchem dla niego, jakby robił to wielokrotnie. Mimo wszystko większość radość wywołała osoba innego demona.
Widząc demona o sporych gabarytach, uniósł dłoń ku górze i zamachał.
- Oooo pan duży demon! - rzucił na powitanie z uśmiechem na pysku, jednocześnie nieco przyspieszając w jego stronę. Mina mu jednak nieco zrzedła, kiedy zobaczył, że ów demon nie jest sam.
Są jak cholerne mrówki, pomyślał lekko zirytowany. Doskoczył do Rasha jednocześnie wbijając pazury jednej dłoni w drugą.
- Omoide no gensō - powiedział znalazłszy się obok Rasha, o którego na bezczelnego oparł się jedną ręką, jednakże słowa skierował do najbliżej stojącego człowieka.
- Ta dwójka to moi przyjaciele. - wskazał na Rasha i stojącą za nimi kobietę. - Dlatego proszę cię, abyś zatrzymał goniących nas teraz ludzi za wszelką cenę, dobrze? - uśmiechnął się do nich i odsunął od Rasha mając nadzieję, że jego technika podziała a oni kupią sobie w ten sposób kilka drogocennych sekund.
⠀⠀Zamierzała jednak zrobić to w swoim stylu, bez ciskania się w sam środek walki. Wystarczyło spojrzeć na Rasha, którego ciało z taką ilością wbitych strzał zaczęło przypominać ułomnego jeżyka, aby stwierdzić, że nie jest to taktyka dla kruchych jak ona demonów. Wyglądało na to, że demony... wycofują się. Przecież dopiero dotarła na miejsce walki, dlaczego rozkład sił tak bardzo się zmienił?
⠀⠀— Zaboli — ostrzegła Rasha. Chwyciła wystającą z jego ciała drzewnie włóczni, a potem z wyczuciem kopnęła demona, zapierając się nogami. — Liczymy na ciebie. Jeszcze nie czas umierać — uśmiechnęła się krzywo w nadziei, że odrobina kpiny pobudzi rogatego do działania.
⠀⠀Jeżeli udało jej się odzyskać broń, prześlizgnęła zranioną wcześniej dłonią po ostrzu, żeby wymieszać oblec ją swoją krwią, a potem nabrała krótki zamach i cisnęła włócznią w kierunku jednego z nadciągających zabójców (Sendo), w nadziei, że trafi, zanim jeszcze mężczyznom uda się ustawić stabilnie na dachu.
⠀⠀Kwitnijcie, moje drogie... zamruczała do siebie licząc na to, że jej krew sięgnie celu.
⠀⠀— Widzę tu same trupy. Chodzące trupy! — krzyknęła, nie chcąc, żeby zabójcy poczuli się na siłach stawić im czoła.
The silence is your answer.
Cholerni łowcy demonów.
Cholerne demony.
Cholerny M.
Trafienie włócznią jedynie spotęgowało jego rozwścieczenie, a ślepia zwróciły się w stronę Haru. Zapłonęły ogniem wściekłości, obnażając zęby niczym najeżone zwierzę. Chciał gniewnie szarpnąć włócznią, której grot wystawał praktycznie po drugiej stronie. Był gotów wrócić na plac i zaryzykować własne życie, jedynie dla zabicia gnojka, który ośmielił się wycelować w niego włócznią starego Daichiego. Dłonią ujął rękojeść, czując coraz bardziej buzującą w nim agresję. Instynkty odezwały się, a on ledwo panował nad nimi. Odwrócił się bokiem w stronę Haru, praktycznie myślami znajdując się na dole. Dyszał ciężko, co mogło stwarzać pozory zmęczenia, lecz prawdę mówiąc, jedynym bólem, jaki odczuwał, był ten z ran naznaczonych piętnem wisterii. Zapał rogatego demona ostudziła obca, kobieca dłoń. Obudzony niczym ze snu, spojrzał zaskoczonym wzrokiem na dawną towarzyszkę z Edo – Suiren, stała tuż przy nim wraz z Suzume. Nawet nie spostrzegł, kiedy tych dwoje się zbliżyło, co mogło świadczyć, jak mocno zaczynał odcinać się od opanowanej i kontrolującej się powłoki.
Cofnął rękę od włóczni, pozwalając kobiecie na wyciągniecie jej. Spojrzeniem wrócił na Haru, w tym samym czasie regenerując wybite zęby i wargę, a także ranę, jaka została po wyciągniętej przez Suiren włóczni.
— Liczymy na ciebie. Jeszcze nie czas umierać.
— Coś nadciąga. Nie wiem, czy wy też to czujecie, ale musimy stąd uciekać — Zasugerował, mając nadzieję, że i oni podejrzewali, co nadciągało, a raczej kto.
Rogaty demon spojrzał na Suiren, która zamierzała rzucić włócznią w stronę nadciągającego Sendo. Jeśli trafiła, to łowca zabójców mógł mieć nie lada problem, gdyż na grocie włóczni znajdywała się również zatruta krew Rasha.
Wcześniej tchórzliwy Suzume, również zademonstrował popis swoich możliwości, tym samym stwarzając dla nich drogę ucieczki. Jeśli wszystko poszło zgodnie z założeniami demonów, Rash wycofał się, unikając zbliżającego się ataku Sendo, cofając się praktycznie na sam koniec długiego dachu.
Wokół nich robiło się coraz bardziej tłoczno. Musiał wziąć najgorszy scenariusz pod uwagę, że być może zostaną otoczeni, bądź w najgorszym razie to, co nadciągało, okaże się ich zgubą. Każdy z nich miał wiele do zaoferowania, nie mógł pozostać w tyle, gorszy. Spojrzał na swoją ranę na przedramieniu i ostrymi pazurami zatopił się w niej, chcąc wydrzeć sobie palącą w jego ciele wisterię. W międzyczasie obserwował, co się dzieje wokół, aby móc w ostatniej chwili wykonać unik.
Użycie regeneracji
Obrażenia po ranie z włóczni Daichiego poz.3 na poz. 1
Rzeczy zaczęły się dziać bardzo szybko, w końcu w jednym miejscu zebrali się wszyscy, którzy jeszcze stali na nogach. Oba demony doskoczyły z pomocą do swojego rannego pobratymca, co jak na samotników i indywidualistów było ciekawą odmianą. Może całe wydarzenie stanie się początkiem pięknego sojuszu? To by ci dopiero było. Może trochę za późno na pomoc pozostałej dwójce wybranków Niwy, ale trzech to całkiem niezły wynik. Może to kwestia wcześniejszych doświadczeń Rasha i Suiren?
A jeśli o nich mowa, to demonica dopadła do rogatego, pomagając mu usunąć włócznię z ciała. Ostrze wysunęło się z mokrym mlaśnięciem, by zaraz znowu przeciąć ze świstem powietrze, tym razem w stronę Sendo. W międzyczasie do dwójki dopadł też Suzume, aktywując swoją umiejętność. Najbliżej nich był wtedy Haru, który już rozpoczynał ognisty atak wymierzony w Rasha. Sztuka krwi Suzume sprawiły, że uniesiony w górę miecz opadł powoli, nie czyniąc nikomu krzywdy, a sam zabójca potoczył wokół siebie nieprzytomnym wzrokiem, szukając zagrożenia swoich nowych przyjaciół. Znalazł je w postaci Sendo, ale jego atak był spóźniony - płomienne cięcie od dołu minęło drugiego zabójcę, przypalając mu szaty i włosy. Sam Hotta w tym czasie dotarł do walczących i atakował pierwszym z kilku cięć w najbliższego sobie demona, czyli Suiren. Nie baczył na ból w klatce piersiowej ani fakt, że minął włócznię o włos. Gdyby był choć trochę wolniejszy i mniej zwinny, to broń tkwiłaby w jego barku, zamiast tylko go rozciąć. Gorsza od ostrza była krew demona na ostrzu, którą poczuł jak przyłożenie rozżarzonego do czerwoności żelaza.
Nie zaprzestał jednak i wykonał swoją formę, wijąc się na wąskim dachu wśród demonów niczym rzeka. Czy może raczej górski strumyk. Jego cięcia okazały się trafne - Suiren udało się uniknąć większości ataku, ale płytka rana na brzuchu zabarwiła jej szaty ciemną czerwienią. Rash odczuł cięcie w bok, ale w porównaniu do poprzednich ataków te było prawie że delikatne. Suzume oberwał najmocniej, a głębokie rozcięcie lewej nogi na wysokości uda z pewnością ograniczy jego mobilność.
Sendo zatrzymał się za demonami, oddychając ciężko. Nie znał dokładnego momentu, gdy pęknięte żebra dotarły do swojego kresu, pękając z cichym trzaskiem. Kiedy brał zamach do pierwszego cięcia, czy może po trzecim ciosie? Nie wiedział, ale ostry ból nie był niczym przyjemnym. Nie dla niego. A kiedy odwrócił się w stronę demonów, mógł ze zdziwieniem zauważyć, że z dachu zniknęli Rash i Suiren, a Haru zmierzał w jego stronę z podniesionym mieczem, ignorując Suzume między nimi. A potem rzeczy działy się za szybko, by Sendo mógł je w pełni zarejestrować. Przypominało to obrazy pokazujące najważniejsze wydarzenia z przestrzeni setek lat. A wszystko to stało się niemal równocześnie.
Jakaś postać pojawiła się na dachu pomiędzy walczącymi. Wszystkie zmysły, rozum i dusza Sendo krzyczały wyraźnie, że cokolwiek to jest, oznacza pewną śmierć. To nie był człowiek ani nawet demon. Skumulowana potęga okupiona setkami jak nie tysiącami pożartych serc. Zaatakowała go otwartą dłonią, jakby był tylko natrętnym robakiem. Trafienie oznaczało śmierć i nie było w tym nawet cienia wątpliwości. Powietrze wokół nich stało się ciężkie i mokre. Jednak zamiast ostatniego dotyku śmierci Hotta poczuł coś innego. Coś żywego i blisko z nim związanego. Cięcie o sile godnej tsunami spadło tuż przed nim, zagradzając mu drogę do zaświatów. Za atakiem (a może wraz z nim lub jeszcze przed nim?) z rykiem morskich fal rozbił się smok utkany z hektolitrów wody. A potem nastała ciemność.
Pobudka nie należała do przyjemnych. Ból przypomniał o sobie szybciej niż wydarzenia, które do niego doprowadziły. Krople wody spadały leniwie z dachówek i zwęglonych resztek spalonych budynków. Ich nadpalone kikuty sięgały do nieba w niemej skardze na swe rany. Po chwili mógł też poczuć, że ktoś zdjął mu maskę. Chłodne powietrze szczypało go w policzki. Ubranie miał przemoczone i zimne. A nad walecznym mizunoto pochylała się postać dobrze mu znana. W końcu to dzięki Nobu został tak naprawdę zabójcą demonów.
- Wstajemy wstajemy. - zawołał wesoło, widząc jak Sendo wraca do żywych. - Przepraszam za spóźnienie, ale te kruki się strasznie powolne ostatnio zrobiły- powiedział Nobu, pomagając mu wstać. Kruk na jego ramieniu nastroszył się gdy usłyszał potwarz o sobie i swoich pobratymcach, szykując się do dziabnięcia filara wody w ucho. - No dobra, to moja wina. Chyba nadrobiłem wejściem, co nie? Szkoda, że uciekły na mój widok. - autentycznie było mu przykro. - A teraz będzie trzeba ich znowu szukać. Słyszałem już, że i wy sobie całkiem nieźle poradziliście.- zatrzymał się na chwilę i delikatnie spoważniał - oczywiście za pewną cenę... - ale zaraz wrócił jego uśmiech i optymistyczne spojrzenie. - Resztę dorwiemy później. Ród przetrwał, a Niwa gdzieś tam pewnie gotuje się ze złości. - widząc jego zdziwione spojrzenie dodał. - To ten ostatni demon. Z Minamoto miała na pieńku jeszcze za młodości Daichiego... Nie ma jednak co zaprzątać nią sobie teraz głowy. Jestem z ciebie dumny. - powiedział i poprowadził go na spotkanie z Haru. On i jego syn przeżyli zawieruchę. Byli więcej niż wdzięczni za pomoc tej nocy. Ciało Jina znaleziono o świcie. Niewiele z niego zostało. Ciało jego przeciwniczki najpewniej rozsypało się w proch. Życie zaś toczyło się dalej, wraz ze słońcem wędrującym coraz wyżej po niebie... Do osady już niedługo mieli wrócić ludzie, by żyć jak dawniej, wspominając tych, którzy zginęli tej nocy. Sendo był zaś wolny. Wrócić do domu lub wyruszyć gdzie go nogi poniosą. Choć w tym stanie najlepsze byłoby miejsce z medykiem.
Suiren i Rash w jednej chwili stali na dachu przyjmując kolejne ciosy, aż nagle świat wokół nich rozmazał się do poziomu kolorowych plam. Nagle znaleźli się pośród drzew otaczających posiadłość. Mogli dojrzeć, jak w zamku gwałtownie znika łuna pożarów, jakby coś zdusiło je w zarodku. Niwa pojawiła się obok nich, a świat znowu gwałtownie przyśpieszył.
Bardzo szybko znaleźli się w jaskini, w której jeszcze nie tak dawno temu planowali zabójstwo. Suiren i Rash pod jedną ze ścian, a Niwa krążyła z Suzume po pomieszczeniu. Przez chwilę nikt się nie odzywał, a ciszę przerywały jedynie kolejne krople krwi ściekające z ich ran. Właściwie to większość brała się z Suzume, który wyglądał jak sztuka mięsa, do której dorwały się na chwilę dzikie psy. Ciało miał poszatkowane, kończyny zredukowane do krótkich i krwawych kikutów. Jedynie głowa, zdawała się być w jednym kawałku. Może dlatego, że to za nią trzymała go cały czas Niwa?
- No i spójrz na siebie. - zaczęła i cmoknęła kilka razy, zdegustowana jego stanem. - Oj no tak, przecież nie możesz. Chwileczkę, coś na to poradzimy. - uśmiechnęła się do niego ciepło i uniosła drugą dłoń z wyprostowanymi palcami. Jednym płynnym ruchem oddzieliła głowę Suzume od jego zdewastowanego korpusu. Uniosła go wyżej za same włosy, pokazując mu jego ciało. - No i teraz spójrz jak cię urządził. Widzisz, a filar ledwie cię drasnął. - uśmiechnęła się smutno i wzruszyła ramionami, a Suzume zachybotał w jej ręku. - Gdyby nie Nobu, to dałabym się wam jeszcze z nimi chwilę pobawić... - Zamilkła na chwilę, obdarzając Rasha i Suiren ciepłym, jak na demona, spojrzeniem. - Bo to czasu wam zabrakło - prawda? Nie woli walki czy chęci zabicia osób, które poleciłam wam zabić. - zapytała, a jej ciepło ulotniło się błyskawicznie. - Bo przecież moja prośba była jasna. Mieliście zabić trzy osoby. Reszta mnie nie obchodziła. A zginęła tylko jedna z nich. - zatrzymała się i kolejne słowa powiedziała patrząc na Rasha. - Jestem z ciebie taka dumna. Dobrze walczyłeś. - otarła teatralnie łzę. - Wierzę, że mnie nie zawiedziesz. Ty zaś... - spojrzała na Suiren. - Czego szukasz, drogie dziecko? - nie dając jej czasu na odpowiedź dodała - tylko przemyśl swoją odpowiedź... -
A potem usiadła okrakiem na ziemi, kładąc głowę Suzume przed sobą. - Dlaczego mnie zawiodłeś? Powiedziałam czego chcę, a ty nie zaprotestowałeś. Nie dopytałeś. Zaufałam ci. A ty... A ty tak się odpłacasz? Może powiesz, że nie miałeś do tego głowy? - zaśmiała się i potoczyła Suzume po ziemi. Jego ewentualne protesty w tej sprawie nie były brane pod uwagę. - Żebyś jednak źle o mnie nie myślał, to pomogę ci stanąć na nogi. - powiedziała i potoczyła go do zwłok leżących w kącie. Suiren mogła rozpoznać w nich strażników, których bezskutecznie próbowała nauczyć latać. - Jesteś żałosnym tchórzem. Ale wierzę, że możesz się zmienic. - dodała jeszcze, pogłaskała go po głowie i zostawiła go samego sobie z myślami i obiadem.
- A co do was to mam nadzieję, że się niedługo spotkamy. Haru pewnie liczy na to samo. Gniew robi z ludźmi straszne rzeczy... - dodała jeszcze, po czym wyszła z jaskini.
⠀⠀Nie. Nie traktowała tego jako porażki. Każdy demon, który uszedł z życiem po napotkaniu zabójcy odchodził jako zwycięstwa. Ucieknie, a następnie wzmocni się żerując na ludziach, których korpus miał chronić. Zaleje ulice krwią pozostawiając za sobą wiadomość dla tych, którzy nie zdołali go powstrzymać. Oh tak, demon mści się po stokroć.
⠀⠀Rana na brzuchu goiła się. Nawet teraz była wyłącznie wąską linią wyczuwalną pod naciskiem palca. Skórę łatwiej było zastąpić od dobrego odzienia, żałowała więc, że ofiarą starcia okazała się jej szata. Nawet teraz mieliła materiał opuszkami słuchając wywodu Niwy.
⠀⠀Szósta ją... irytowała. Mimowolnie czuła szacunek do osoby, która niemalże sięgała szczytu, ale zapomniał wół jak cielęciem był. Jeżeli mając za sobą dopiero rok, Suiren przeżyła pojawienie się Hashiry, wróciła sobie wspaniałą przyszłość. To nie tak, że spoczęła na laurach, bo udało jej się przetrwać w Edo. Już wtedy czuła, że zachodzące w niej zmiany są nieodwracalne, że konflikt który nigdy nie był jej problemem zaczyna wpływać na jej zachowanie. Wyciągnęła ręce ku sile świadoma, że sukces jest wyłącznie kwestią czasu.
⠀⠀Przetrwała również Minamoto. Doświadczenia takie jak to mogły ją uczynić wyłącznie silniejszą.
⠀⠀— Nie potrafi załatwić nawet własnych spraw... tsk. To moja historia, nie jej — wymamrotała pod nosem, kiedy Niwa zniknęła. Przesunęła spojrzeniem po reszcie demonów. Powróciła trójka z pięciu, o ile oderwaną od ciała głową dało się zaliczyć jako jednego z nich. Odchrząknęła i spojrzała na zewnątrz, całkiem przypadkowo mówić dość głośno: — Kawałek drogi od Osaki, z dala od głównego traktu wiodącego do Nose znajduje się ryokan - Hatsuyuki. Wystarczająco duży, żeby pomieścić kilku dodatkowych lokatorów. I wystarczająco ukryty, aby nie zwracać na siebie uwagi zabójców...
⠀⠀Spojrzała przez ramię na Rasha. Jeżeli ich ponowne spotkanie nie było wyłącznie przypadkiem, to być może przyjdzie im toczyć wiele wspólnych bojów. Każdy demon, który mógł przyczynić się w jakiś sposób do jej rozwoju był warty odrobiny uwagi.
⠀⠀Złapała broń w postaci parasola w obie ręce i delikatnie, kroczek po kroczku zeskoczyła w dół, oddalając się od jaskini.
z/t
The silence is your answer.
z/t
Cel był wysoko, a aby móc dosięgnąć zakazanego owocu, musiał, niestety zbliżyć się do samego słońca, nawet za cenę ślepoty.
Potaknął jedynie na słowa Niwy, a słowa więzły mu w gardle. Nie miał ochoty brnąć w dyskusję, zwłaszcza, w którym momencie demonica urządziła teatrzyk umoralniający Suzume. Obserwował przedstawienie ze spokojem i bez poruszenia; w końcu zdecydowała wyjść z jaskini, pozostawiając ich samych sobie.
Rash również chciał wstać, ale uprzedziła go Suiren.
— Kawałek drogi od Osaki, z dala od głównego traktu wiodącego do Nose znajduje się ryokan — Hatsuyuki. Wystarczająco duży, żeby pomieścić kilku dodatkowych lokatorów. I wystarczająco ukryty, aby nie zwracać na siebie uwagi zabójców...
Drugi raz ich drogi się ze sobą skrzyżowały, w dodatku za każdym z tych razów kobieta okazywała się cennym sojusznikiem; dwa razy nadstawiając własne życie, pomimo własnej, demonicznej natury. Czyżby mógł jej ufać?
Rogaty demon obserwował jej plecy w skupieniu, analizując słowa. Gryzł je i przeżuwał wewnętrznie, nie bardzo potrafiąc zdefiniować ich główne założenie. Nie należał do zwolenników tworzących stada – z podjęciem decyzji musiał się przespać.
— Rozumiem - odparł z chrypą w gardle, dopiero teraz uświadomiwszy sobie, jak długo milczał.
Suiren wyszła, a on chwilę później, pozostawiając Suzume samemu sobie.
— z tematu
Nie możesz odpowiadać w tematach