- Nie dziękuję - odparła odnośnie śniadania. Jedzenie stanowiło tą najmniej przyjemną część dnia i miało się to chyba już nigdy nie zmienić. Nim się obejrzała ruszali w drogę. Na zewnątrz rzeczywiście ciężko było zobaczyć promienie słońca. Gęsta powłoka chmur zasłaniała wszystkie promyki pozostawiając ziemię wilgotną po wczorajszej ulewie.
Większość drogi szli w milczeniu, gdy w końcu dotarli do jednego z domów. Trzymała się boku Kyoyi rozglądając po okolicy. Starała się wypatrzeć jakieś poszlaki. Znamiona walki, zepsute domy czy zaschniętą krew. Nic jednak nie wskazywało na to, żeby demon walczył w wiosce. Zwyczajnie porywał swoje ofiary i zanosił je gdzieś indziej. Za pewne nikt również nie odważył się stawić mu czoła. Nic dziwnego. Zwykli ludzie byli na przegranej pozycji. Spojrzała na swojego obrażonego kruka, który od zawsze nie chciał z nią rozmawiać, a ich współpraca ograniczyła się do zwykłego minimum.
- Zobacz okolicę i też pobliskie lasy - zażądała od zwierzęcia, które niechęcie kraknęło za pewne coś niemiłego w odpowiedzi i odleciało.
Spoglądając na mężczyznę przywitała się skinięciem głową. Nie wtrącała się do rozmowy z początku. Widziała udrękę w oczach możliwe, że zrozpaczonego rodzica. Nie rozumiała tego uczucia. Jej ojciec był demonem i nie znał słowa litość, a matka sprzedała ją za ciepły posiłek. Nie miała jej tego za złe. Była zwyczajnie głodna. Miłość pozostawała dla niej czymś mistycznym i abstrakcyjnym. Zwłaszcza ta rodzicielska. Rozumiała głębokie uczucia takie jak rozkosz czy pożądanie. Znała też złość.
- Przyszliśmy zabić potwora - zagadnęła mężczyznę, który przyglądał się im sceptycznie. Westchnął pociągając nosem.
- Tak? Niby jak? - Rzucił niezadowolony, jednak opuścił przy okazji lekko ramiona spoglądając ponownie na Kyoyę. - Zabrało dwójkę moich dzieci. Nikt mi już nie pozostał. Nikt. Nikt mi nie wierzył, że to potwór. Mówili, że uciekły - wyznał kończąc szeptem. Spojrzał na dwójkę zabójców w nadzieją. - Ale wy mi wierzycie.
- Tak.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Weźcie mnie ze sobą, pomogę w walce. Przydam się jakkolwiek, to moje dzieci, chce poczuć satysfakcje, jeżeli już nie żyją. Muszę jako Ojciec je pomścić. - Rzucił mieszkaniec wioski, który domagała się sprawiedliwości i zadośćuczynienia. Pewnie chciał ubić stwora, który porwał jego dzieci i prawdopodobnie zjadł czy zabił.
- Nie możemy... Do czego wrócą Twoje dzieci, gdy Ciebie nie będzie? Kto je wyżywi? - Spojrzałem na niego nieco karcącym wzrokiem. Był o wiele starszy, ale kompletnie nie przeszkadzało mi patrzenie na niego jak na kogoś, kto zachowywał się jak gówniarz. Mógł być rozgoryczony, mógł czuć smutek, ale skoro nie widział czy jako ojciec powinien się podać i szukać chwały na polu bitwy, które nigdy nie zwróci mu dzieci. Potrzebował lekkiego bodźca, który przywróci go do pionu. Mężczyznę zatkało, nie odezwał się przez dłuższy czas, chyba ciężko było mu uwierzyć, że jego dzieci dalej żyły. Oby owoc
- Poza tym tylko byś przeszkadzał, żaden z Ciebie wojownik. Ledwo stoisz na nogach i pewnie nic nie jadłeś od kilku dni... - Westchnąłem ciężko. - Zostaniesz w domu i będziesz czekał na swoje dzieci. - Nie mogłem mu niczego zagwarantować, ale to nie przeszkodziło mi w tym, żeby bez cienia wątpliwości kazał mu zostać w domu. Czy jakoś szczególnie przejmowałem się jego losem? Nie bardzo po prostu nie chciałem, żeby się pałętał między nogami i dodatkowo utrudniał nam zadanie, jeszcze przez niego któreś z nas mogłoby zostać ranne.
- Rozumiem dobry panie, dziękuje wam naprawdę. Jesteście zesłaną opatrznością przez bogów. - Padł na kolana i załapał mnie za ramię, już gotowy je wręcz całować, ale gwałtownie ją wyswobodziłem z uścisku. Nie chciałem czegoś takiego, ponieważ wspomnienia wracałem do dni, gdy byłem sobie bogatym paniczem, a to od razu mi przypomniało o tym, co się wydarzyło później. Jakby ktoś otworzył pudełko z najgorszymi wspomnieniami, spojrzałem na niego chłodny i wyrachowany wzrokiem, zadarłem nosek i zmarszczyłem. Tak jakby to wszystko, co się wtedy wydarzyło było jego winną, była to reakcja instynktowna.
Shirei zdecydowanie mogła zobaczyć, że coś mi się w tym zachowaniu wyjątkowo nie spodobało, ale powód mógł być różny.
- Nie trzeba. Ja na pewno nie jestem opatrznością i światłem bożym. Jedynie zwodniczym ognikiem. - Odpowiedziałem mu wymijająco, moja twarz szybko wróciła do nieco neutralnego wyrazu. Odarte ze złych intencji i wrogości. Mieszkaniec wioski już się nie odezwał i powoli się wycofał, co jakiś czas kłaniając się i dziękując.
Reakcja Kyo na otwartość mężczyzny nie uszła jej uwadze, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. W końcu każdy z nich miał swoje problem, swoje własne demony, które zamieszkiwały czarne wspomnienia ukryte pod przykrywą obojętności. Czyżby byli do siebie podobni? Tak jej się wydawało, a jednak wychowali się w skrajnie innych okolicznościach. Urodzili się w całkiem przeciwnych klasach społecznych. Nie była ciekawska, nie wtrącała nosa w nie swoje sprawy. Szanowała sobie swoją prywatność, tak jak szanowała też cudzą. Może Zabójca kiedyś zechce sam się z nią podzielić swoimi wspomnieniami.
- Ruszamy? - Zagadnęła Kyoyę, ale zanim zdążył jej odpowiedzieć wcześniej wysłany kruk zatoczył nad nimi koło wyżej na niebie. Targany nieprzyjemnym wiatrem.
- Ślady demona! KRA! Krew! Kra!
Czyżby coś znalazł? Spojrzała porozumiewawczo w stronę Zabójcy i jeśli pomyślał to samo skinęła głową ruszając w stronę wyznaczoną przez kruka. W końcu jakaś wskazówka.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Jest to dziwne. - Rzuciłem w kierunku Shirei, aby miała świadomość, że coś musiało wpłynąć na zachowanie demona. Nie miałem pewności, o co dokładnie mogło chodzić, ale coś samo nasuwało mi się na myśl, tylko było jeszcze za wcześnie, aby mieć pewność.
Pokonywaliśmy kolejne zarośla, krok za krokiem w poszukiwaniu tej krwi i demona, którego jeszcze nie nie widzieliśmy, aż w końcu dotarliśmy do pobojowiska, gdzie ziemia była obficie zbrukana krwią. Głębokie odciski stóp w ziemi, połamane mniejsze drzewa i gałęzie świadczyły, że potwór faktycznie był spory i nie miał możliwości cichego zakradnięcia się do wioski, ale co takiego on tu zabił czy zrobił. To była jego krew, czy może kogoś innego. Co tu dokładnie się stało i gdzie jest ta wielka kolubryna.
- Hmmmm. - Powiedziałem, gdy wzrokiem omiatałem zdewastowaną okolicę, aż skierowałem wzrok nieco wyżej, a tam na gałęziach był nabity mężczyzna, którego spotkaliśmy wczoraj przy sake, który miał się z nami dzisiaj spotkać przed spotkaniem z demonem, ale jak widać, postanowił ponownie zjechać po swoim śliskim kręgosłupie moralnym. Pewnie chciał nas wystawić, ale jak widać, demon nie był skory do nowych umów i wypłacił mu całą należność. Widok nie należał do przyjemnych, ale widziałem, zdecydowanie gorszę rzeczy, które robili ludzie innymi ludziom. Nie było szansy, żeby wyszedł z tego, stracił za dużo krwi i jego narządy musiał przypominać szaszłyki od gałęzi.
- I po co Ci to było. - Rzuciłem w eter, nie spodziewałem się żadnej odpowiedzi, jedynie ujrzałem, jak gestem ręki wskazywał kierunek i mocno przy tym świszczał jak zepsuta piszczałka. Chwilę później osłabł i na końcu pogrążył się we śnie wiecznym, z którego nie szło się wybudzić.
Jeszcze.
Widząc wiszącego mężczyznę zatrzymała się rozglądając po okolicy w poszukiwaniu winowajcy. Demon zdążył się jednak ulotnić. Zanim jednak zdążyła podejść do drzewa mężczyzna odetchnął po raz ostatni. Jego głowa opadła bezwładnie. Pozostał im tylko kierunek. Spojrzała na Kyoyę przytykając palec wskazujący do pełnych ust. Wyciągnęła powoli ostrze Nichirin o mdło białym kolorze z przywiązaną białą wstążką przygotowując się na potencjalny atak. Zaczęła iść powoli w kierunku wskazanym przez mężczyznę.
Z każdym metrem zdawała się słyszeć chrapanie. Spojrzała na towarzysza unosząc brwi ku górze. Kilka metrów dalej, schowany za gęstymi gałęziami spał wielki demon. Jego rozłożone cielsko zasłaniało część wejścia do niedużej jaskini. Widocznie odpoczywał po posiłku. Z dala obydwoje mogli dosłyszeć płacz dzieci.
Mogli spróbować załatwić demona, jednak gdyby się nie udało śmierć maluchów byłaby nieunikniona.
Czy mogli go po prostu ominąć?
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym demon miał swoje leże, było go słychać już z kilkunastu metrów, ale zawsze mógł to być niedźwiedź czy inne duże zwierzę. Z groty zdało się słyszeć dziecięce szlochające głosy i tu właśnie pojawił się pewien problem, walka z samym demonem nie była większy problem, ale jeżeli on postanowi skrzywdzić osoby po stronę? Wiedziałem, że świat jest okrutny, a śmierci nie przeszkadza zabieranie młodych, to nie chciałem dokładać do tego swojej cegiełki, zwłaszcza że poniekąd obiecaliśmy to tamtemu rolnikowi.
Położyłem dłoń na ramieniu Shirei i spojrzałem porozumiewawczo, dając jej do zrozumienia, że musimy zakraść się do jaskini i w pierwszej kolejności. Ruszyłem ostrożnym krokiem w stronę przejścia, uważnie stawiałem każdy krok i rozglądałem się, aby niczego przypadkiem nie nadepnąć. Demon zdawał się chrapać jeszcze głośniej, a ja w głowie miałem krótką myśl, czy demony w ogóle śnią? W końcu czym jest spanie, jeżeli jest pozbawione możliwości śnienia.
W środku panował praktycznie całkowity mrok, a ciche poruszania wcale nie ułatwiały leżące na ziemi kamieni, kości i głazy. Płacz dzieci był jeszcze głośniejszy. W końcu oczy przyzwyczaiły się, chociaż ja dalej nie wiele widziałem, mogłem jedynie podążać za odgłosami, ale dźwięk wydobywający się z demona mocno przeszkadzał w tym. Liczyłem, że moja towarzyszka była w stanie lepiej zorientować się w otoczeniu, bo mój zmysł kompletnie nie nadawał się do tego.
Shirei udało się zlokalizować prowizoryczną celę, stworzona z drewna, w której było sporo dzieci, w pierwszej kolejności przestraszyły się jeszcze bardziej. - Ćśśś, będzie dobrze. - Wyszeptałem krótko. Myślały, że to demon, który przyszedł znowu je straszyć, ale szybko udało nam się jej uciszyć, nim wybudził się stwór. Ewakuacja przebiegała całkiem sprawnie i praktycznie obeszłoby się bez większych problemów, gdy jedna z dziewczynek przewróciła się i rozcięła sobie porządnie rękę. W pierwszej chwili podniosłem ją i zatkałem jej usta, aby nie rozległ się płacz, w obawie, że to zbudzi demona.
Nie potrafiła nawigować w ciemności, jednak sunąc dłonią po jednej ze śliskich i mokrych ścian jakoś udało jej się iść na przód. W końcu odgłosy wystraszonych dzieciaków zaczęły się nasilać i dzięki pojedynczym strugą światła wpadającego przez szczelinę między skałami zauważyli kontury poukrywanych maluchów. Kyoya bez problemu poradził sobie z zatrzaskiem trzymającym drewniane drzwi klatki, w której przetrzymywano dzieciaki.
Eskortowała dzieciaki jeden po drugim. Z początku szło mozolnie, potem sprawniej. Wszystko jednak wyglądało dobrze aż do tego jednego momentu, w którym dziewczynka się nie przewróciła. Shirei nie widziała zajścia, jednak w sekundę wszystkie jej włoski na karku stanęły dęba wskazując na nadchodzące niebezpieczeństwo.
- Znalazłem was! - Ryknął nagle wybudzony demon, jak by tylko czekał aż ktoś w końcu zwróci jego uwagę. W ostatnim momencie schyliła się, gdy wielki kamień poszybował w jej stronę roztrzaskując się o jedną ze ścian jaskini. Ta zatrząsła się grożąc rychłym zawaleniem. Skończył im się czas.
Dzieciaki w popłochu zaczęły krzyczeć i płakać.
- Zabawię go - rzuciła do towarzysza ruszając w stronę demona, którego wielkie cielsko zagrodziło wyjście z jaskini. Biegła ile sił w nogach prosto na potwora. I może to jego zdrowy rozsądek, może ta zawiść w jej oczach sprawiły, że cofnął się kilka kroków robiąc unik w bok, kiedy prawie na niego wpadła tnąc białym ostrzem chłodne powietrze.
- Pożałujecie! Zjem was wszystkich! - wrzeszczał. - Zjem mojego marechi!
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Biegnijcie i trzymające się razem. -Rzuciłem do grupki dzieci, która zaczynała popadać w strach i panikę. Sytuacja nieco się skomplikowała, bo stwór nie odpuści jej, tak długo, jak będzie czuł jej krew. A ja nie chciałem ściągać takiego dużego stwora do miasteczka, gdzie mógłby pozbawiać wszystkich mieszkańców życia. Kierowałem grupkę dzieci, w stronę wioski, aby nie wpadły z deszczu pod rynę, był nieco spanikowane, ale na szczęście nie wpadły w duży popłoch i trzymały się razem.
- Wytrzyj krew w moje ubranie. - Rzuciłem do dziewczynki, której ręką obficie krwawiła i następnie porwałem kawałek ubrania, aby mogła zatamować to krwawienie. Gdy już byłem solidne pokryty krwią, postawiłem dziewczynkę, której mocno zawiązałem dłoń i poinstruowałem, w którą stronę musiał biec dzieci, aby trafić do wioski. - Biegnijcie w tamtą stronę, niedługo dotrzecie do wioski... Już nie bójcie się. -
Skoro dzieci był już bezpieczne, to musiałem wrócić do Shirei i pomóc jej w walce z demonem, którego musimy się pozbyć. Załapałem za miecz, wydobyłem go z Sayi i pobiegłem w stronę jaskini. Liczyłem, że stwór złapie się na przynętę i będzie gonił mnie, skoro już byłem tak obficie wysmarowany krwią, która przyciągał dzieci Muzana, chociaż łakomstwo tego najprawdopodobniej dzisiaj zakończy się i pozostanie mu tylko smak stali w ustach.
Odskoczyła w ostatnim momencie zasłaniając sobą drogę, którą uciekały dzieciaki. Skrycie miała nadzieję, że Kyoya z nimi pójdzie. Nie potrzebowała pomocy. Była jedynie kolejnym Zabójcą walczącym z wrogiem. Nikt nawet by się nie obejrzał, gdyby wrócił z tego zadania sam. Umarłaby jak wiele przed nią, jak wiele jeszcze umrze. Skupiła się na przeciwniku, który swoją wielkością przeraziłby nie jednego. Szybko jednak doszła do wniosku, że nie był zbyt inteligentny, albo przynajmniej dobrze się chował. Zamiast się skupić na walce od razu ruszył w stronę uciekających dzieciaków.
- ODSUŃ SIĘ! - Wrzasnął biegnąc prosto na nią. Zgięła lekko nogi w kolanach skupiając się na swoim oddechu. Odsunęła się przed nim w ostatnim momencie tnąc mieczem w najbliższą sobie część cielska demona. Już sekundę później z głuchym łoskotem na ziemię opadła jego lewa dłoń. Demon ryknął z bólu i zamachnął się. Spróbowała odskoczyć, ale w ostatnim momencie jej kostka osunęła się na śliskim, od wczorajszego deszczu, kamieniu. Potwór trafił ją kikutem i odrzucił od siebie. Poszybowała w powietrzu upadając nieopodal. Spróbowała asekuracyjnie podtrzymać się dłonią, ale nie udało jej się zamortyzować upadku. Syknęła, kiedy jej bok zaorał w kamienne podłoże od razu zbierając się do pionu.
- Kurwa - zaklęła pod nosem widząc jak potwór rozglądał się za źródłem słodkiego, kuszącego zapachu. Nie czekając ruszyła z powrotem w stronę demona z charakterystycznym syczeniem zbiegając się do ataku.
Rana I stopnia - zadrapania na dłoni.
Rana II stopnia - mocno obite biodro i bok.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Tu jest mój smakołyk. - Z buńczucznym śmiechem rzucił do samego siebie i wychylił się za drzewa, gdzie wpadł w którą chwilę konsternacji. Gdy jednak tam nie czekało dziecko, a śmiertelna pułapka. - To nie ty! - Gniewnie podniósł łapsko do góry, a ja z wymachem puściłem w jego stronę kilka powietrznych sierpów po łuku, tnąc jego grubą skórę, ale nie zrobiła to na nim zbyt dużego wrażenia. Kark lekko draśnięty, a reszta to tylko rany powierzchowne. Łapa olbrzyma z dużym impetem spadła z góry, nie zdążyłem uskoczyć, a jedynie zasłonić się mieczem. Siła była tak dużo, że z impetem odrzuciło mnie do tyłu.
Wpadłem na grube drzewo, wypuściłem całe powietrze z płuc od uderzenia plecami i wylądowałem na kolanach. Kaszlałem i łapczywie łapałem powietrze, którego pozbawił mnie potwór. Szybko podniosłem się z ziemi i od razu zauważyłem wiszące ramie, demon wybił mi bark i nie miałem jak go teraz nastawić. Miał dużo sił, będę musiał uważać na jego ataki, teraz już tylko Shirei będzie mogła ściąć mu kark, zwłaszcza że z jedną ręką nie będę w stanie włożyć wystarczająco dużo siły, aby pozbawić go karku. Gdybym nie wyhamowała jego uderzenia tym blokiem, to pewnie połamałby mi kilka kości i przebił płuca, a tak tylko nie mogłem używać głównej ręki i przeogromnie piekły mnie plecy.
- Ale wiem, gdzie ona jest. - Rzuciłem do demona, który wpadł w lekką furię i zaczął robić demolkę drzew poszukiwaniu marechi. Moje słowa zwrócił jego uwagę i ponownie ruszył w moją stronę i rzucił w moim kierunku pniem drzewa, którego ledwo uniknąłem, Widziałem, że w zawodach siłowych nie mogłem się z nim mierzyć, ale jak długo było tutaj dużo drzew, a gdzieś tam czaiła się białowłosa, mogliśmy ciągle wygrać, jeżeli tylko zostanę przynętą.
Rany:
Poziom 3 - Wybity prawy bark.
Poziom 2 - Obite plecy.
Trzymała się w bezpiecznej odległości podążając niczym cień za demonem. Spięła się widząc jak zaatakował Kyoyę, jednak nie interweniowała. Jeszcze. Przygotowała się do ataku. Jedna prosta, szybkie cięcie. Tak jak ćwiczyli kiedyś na treningach, pod okiem Hashiry Wiatru. W końcu trenowali nie jednokrotnie razem. Teraz mogli pokazać swoje umiejętności, pochwalić się współpracą. Szczerze, żadne z nich nie było jednak mistrzem pracy zespołowej. Może dlatego obydwoje skończyli nieźle poharatani. Gdyby od razu ze sobą współpracowali nikt nie byłby teraz ranny. Niestety nic nie było idealne, a każdy plan miał jakieś luki i nieodpowiedzenia.
- Roku no kata: Kokufū Enran - szepnęła biorąc charakterystyczny dla Zabójców oddech. Skupiła się i ruszyła z miejsca w stronę demona Każdy krok wzniecał powietrze w ruch. W końcu zaskoczyła demona od tyłu. Zamachnęła się kataną, a przeciwnik w ostatnim momencie zasłonił się barkiem. Ryknął ze złości i bólu, gdy Nichirin jednym draśnięciem odcięło mu rękę i zatopiło się w jego szyi. Do połowy. W ostatnim momencie potwór zrobił dwa kroki do tyłu wraz z Zabójczynią na swoich plecach i e sporą siłą rzucił się tyłem o drzewo. Sapnęła czując jak obiła sobie plecy o pień, jednak nie puszczała.
- Kyoya! Dokończ go! -Krzyknęła siłując się z potworem, który próbował wyszarpać ostrze ze swojej szyi napierając na nią plecami, a ona próbowała odciąć mu głowę z mieczem ugrzęźniętym w połowie jego karku.
Rana I stopnia - zadrapania na dłoni.
Rana II stopnia - mocno obite biodro i bok.
- Spoiler:
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Wtedy padło słowa z ust kobiety, łatwiej powiedzieć niż zrobić z jednym sprawnym ramieniem, ale nie zamierzałem z tego powodu się poddać. Ruszyłem w ich stronę i następnie wybiłem się w powietrze, aby wylądować na barku demona ze strony, z której wychodził czubek ostrza z karku. Wbiłem głęboko miecze w jego cielsko, aby stworzyć sobie prowizoryczny punkt do zaparcia nogi i chwyciłem lewą dłonią za wystający kawałek ostrza, aby pociągnąć do w swoją stronę, aby pomóc Shirei przeciąć jego kark. Spiąłem wszystkie mięśnie, nogą odpychałem się od miecza, który tkwił w jego barku i starałem się wyprostować niczym struna.
Mięśnie miał twarde, a kość karku była jeszcze twardsza. Przez moment nawet zastanawiałem się, czy przypadkiem mój pomysł mógł się w ogóle udać, jednak chwilę później poczułem, jak jej ostrze wraziło się głębiej, dotarło do kości, aż w końcu nagromadzona siła przeszyła najtwardszą przeszkodzie i głowa oddzieliła się od reszty ciała.
Duże cielsko runęło bezwładnie na ziemie, a ja z niewielkim fikołkiem wylądowałem na dwóch nogach. Podniosłem dłoń ku górze, aby dojrzeć na jej wewnętrznej stronie krwawą pręg, z której obficie wypływała krew. Nawet nie poczułem, gdy zaciśnięta dłoni na ostrzu została rana.
- Dobrze, że to już koniec... Wszystko w porządku? - Przeniosłem wzrok z dłoni na Shirei, pytanie mogło być nieco dziwne, w końcu to chyba ja wyglądałem na kogoś, komu można by je zadać. Podszedłem do truchlejących zwłok demona i wydobyłem z nich mój miecz, aby schować go następnie w sayi.
Rany:
Poziom 3 - Wybity prawy bark.
Poziom 2 - Obite plecy.
Poziom 1 - Rozcięcie lewa wewnętrzna strona dłoni.
Brakowało jej powietrza, gdy demon dociskał jej ciało do pnia drzewa. Oddychanie stawało się niemożliwe, a powietrze nabierane przy każdym wyjątkowo płytkim oddechu niewystarczające. Robiło jej się czarno przed oczami, gdy resztkami sił siłowała się z potworem. Gdyby puściła czy byłby to koniec? Czy właśnie tak miał wyglądać? W jakimś zimnym i mokrym lesie z przeciwnikiem, którego nie znała, który nie był nawet jej prawdziwym celem. Bez dokończonych spraw, bez wiecznie szukanej zemsty. Po prostu, jak nie jeden Zabójca Demonów, poległaby w walce. Ale czy wtedy Kyoya mógłby wykończyć demona? Czy uratowałoby dzieciaki? Zostawiłaby na jego barkach spory obowiązek.
Wtedy usłyszała w głowie ten głos. Jego głos. Cichy, ale pewny. Jak by wyrył się doszczętnie w jej pamięci. Jak by na zawsze miał być jej częścią. Przestrogą i groźbą jednocześnie.
Postaraj się nie umrzeć, a spotkamy się znów.
Powiedział jej wtedy. W sekundę ogarnęła ją złość, zmysły lekko się wyostrzyły. Nie mogła umrzeć, musiała go przecież jeszcze pokonać.
Jak w zwolnionym tempie widziała jak chłopak dopadł do nich. Jak siłował się z grubą, twardą szyją demona. Miała wrażenie, że na krótką chwilę nic się nie działo. Demon ryczał, czas się zatrzymał. Ostrze przesuwało się wyjątkowo powoli, żeby w końcu ostatkiem sił przebić się przez kręgosłup. Głowa odpadła turlając się na ziemi. Ciężar cielska zelżał, a ona upadla na kolana. Oddychała głęboko szybko dochodząc do siebie. Podniosła się do pionu lustrując Kyoyę.
- Tak, ty? - Rzuciła spoglądając na jego ranę. - Trzeba to opatrzyć. Może w wiosce jest medyk - zdecydowała również chowając swoje ostrze Nichirin. - Gdzie dzieciaki?
Udało się, mogli spokojnie wrócić do wioski.
Przynajmniej tym razem.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- W takim razie wracajmy i sprawdźmy, czy wszystko ma się dobrze. - Nie było zbyt wiele już tutaj do roboty, ciało demon rozpadnie się na wietrze, natura zajmie się zniszczonymi drzewami a zwierzęta ciałem tamtego człowieka. Wróciliśmy razem do wioski, gdzie mieszkańcy byli w euforii. Przytulali swoje dzieci, ze łzami w oczach i dziękowali bogom za zesłanie pomocy z góry, mieszkańcy bardzo szybko nas otoczyli i wszyscy głośno przekrzykiwali się w podziękowaniach. Nie chciałem brać w tym udziału, dlatego przyszedł czas nas na mnie, skierowałem swoje spojrzeniem na Shirei.
- Skoro wszystko dobrze to czas na mnie... Do zobaczenia przy kolejnej okazji, miej się w zdrowiu. - Z ilustrowałem jej stan, była poobijana, ale miała się dobrze, powrót do formy nie zabierze jej zbyt dużo czasu i nic jej na ten moment nie zagrażało. Dlatego przyszedł czas na rozejście się naszych ścieżek, ale w końcu pewnego dnia znowu na pewno się przetną, a ja musiałem udać się do Tsurugii. Musiałem wyleczyć ramie i zapytać o kilka rad filara wiatru, skoro na własne oczy mogłem zobaczyć nowo powstały oddech w wykonaniu Shirei.
Rany:
Poziom 3 - Wybity prawy bark.
Poziom 2 - Obite plecy.
Poziom 1 - Rozcięcie lewa wewnętrzna strona dłoni.
Z/T x2
Nie możesz odpowiadać w tematach