Fuyuzora
Świątynia Fuyuzora wznosi się majestatycznie pośród górskiego krajobrazu, otoczona bujną zielenią lasu. Jej drewniane ściany zdobione są mistycznymi wzorami, a dach pokryty szarymi deskami harmonizuje z naturalnym otoczeniem. Otaczają ją kamienne posągi wojowników, które strzegą tajemniczych ścieżek prowadzących do głównego wejścia. Świątynia od lata odwiedzana przez miejscowych i turystów nieustannie tętni życiem, będąc pod opieką klanu Konoe, których dom znajduje się również na tym obszarze.
Pięć lat niewoli odbiło się na niej w bardzo przykry i bolesny sposób. Choć przy życiu utrzymywała ją nadzieja na lepsze jutro, tak gdzieś na skórze rozciągającej się po jej karku odczuwała niepokój. Przez tych kilka lat nie była sama w obozie bandytów. Twarze innych porwanych osób przewijały się przed jej oczami niczym długie zwoje pergaminów, które dziadek wyciągał podczas nauk. Te potrafiły mieć nawet i dwadzieścia metrów długości, choć zapewne dodała kilka tych metrów sama w swojej wyobraźni. To właśnie te, wypłowiałe, pełne smutku i bólu postaci przypominały jej uschnięte rośliny, które właśnie obserwowała trzymając w ręce długą starą miotłę.
„Niedługo wyrosną na pełne szczęścia i nadziei rośliny”, powiedziała Nene do siebie pod nosem wykonując krótki ruch obiema rękoma. Wprowadziła miotłę w ruch poruszając kurz, który zebrał się na drewnianej podłodze świątyni. Czasami trwała w zamyśleniu, które potrafiło trwać długie minuty. Wtedy nie ważne, jaką czynność wykonywała, tak jak jej myśli zamierały, tak samo działo się z jej ciałem.
„Powinnam wrócić do sprzątania…”, znów rzekła sama do siebie, tym razem spuszczając spojrzenie i faktycznie wracając do swoich obowiązków. Pomieszczenie, którym się zajmowała nie wymagało od niej polerowania, ani kolejnych minut spędzonych nad zamiataniem podłogi. Kupka, którą utworzyła miotłą już tylko czekała, aż zostanie zamieciona w stronę podwórza. Niebieskowłosa wzięła zamach i energicznym ruchem narzędzia pozbyła się brudu.
Czynność tę wykonywała codziennie, przez co doszła już do wprawy. Jako strażniczka świątyni i kapłanka miała wyuczone zachowania; jej pamięć mięśniowa bywała niezastąpiona. Łapała się nieraz na tym, że udało jej się posprzątać całkiem prędko świątynie, choć wcale o tym nie pamiętała.
Odłożyła miotłę, której włosie zapewne za niedługo będzie musiała wymienić. Postrzępione i rzadkie włoski nie zdawały już egzaminu celująco. Spojrzenie piwnych oczu pokierowała na przygotowany mały stoliczek z dzbankiem i filiżankami. Akihito nie pojawił się, unikał jej. Tak więc cały rytuał parzenia herbaty będzie musiała przeprowadzić sama. Siadając twarzą na wprost wejścia na teren świątyni pod daszkiem złożyła ręce odmawiając najpierw modlitwę. Jeśli było coś, do czego Nene przykładała uwagę, to była tradycja. Nie wypadało jej pomijać, nawet podczas tak prozaicznej według niektórych ceremonii parzenia herbaty. Potarła zmarznięte dłonie nim uniosła chłodny gliniany dzbanek. Postawiła go obok małego paleniska, na którym położona była żeliwna kratka. Biorąc dwa drobne kamienie rozpaliła ogień i naciągnęła swój gruby płaszcz aż do uszu. Materiał w kolorze ciemnej popieli z czarnym haftem przedstawiającym wznoszące się do lotu żurawie i złotymi detalami dokładnie osłaniał ciało kobiety. Płaszcz podszyty był dodatkowo grubą wełną, dzięki czemu Nene nie czuła aż tak doskwierającego jej chłodu. Odetchnęła cicho, a powietrze wypuszczone spomiędzy jej warg w zetknięciu z zimnem zamieniło się w białą parę.
Dziedziniec, który rozciągał się przed nią nie był duży. Osłonięty posągami wojowników od strony lasu i wejścia ze strony miasta wyglądał jak małą warownia. Zimą i jesienią świątynia wyglądała najbardziej ponuro. Sam ten widok przywodził jej na myśl ciężki okres jej życia, wprawiając serce w przyspieszony ruch. Przymknęła oczy stawiając chwilę wcześniej z powrotem dzbanek na żeliwnej kratce, aby woda w nim zagotowała się. Miało to potrwać dobrą chwilę, więc postanowiła zmówić jeszcze jedną modlitwę.
Spotkałem wiele demonów, ale żaden z nich nie był w stanie udzielić mi odpowiedzi, poszukiwania pochłonęły mnie bez reszty, musiałem skupić się na tym celu, aby się nie rozpaść na dnie otchłani. Ostatnio w moim życiu brakowało dobrych chwil, ale nie przywiązywałem do tego uwagi, wpadłem w pracoholizm, w którym ścianie głów demonów miało wręcz terapeutyczne działanie, a tak naprawdę było to tylko i wyłącznie krótkie uczucie ulgi. Maskowało to problem, którego jeszcze w pełni nie przepracowałem, bo nie pozwoliłem sobie na żal i żałobę, która powinienem odbyć. Dlatego jak na razie zakopywałem ten problem głęboko w swojej jaźni, przynajmniej aż do momentu, w którym szambo nie wyjebie.
Zaślepiony jednym cele dotarłem w okolicę gór w prowincji Owari, wiele demonów przebywało w tych lasach. Szukałem tam odpowiedzi przez kilka dni, nim na dobre wytępiłem wszystkie stwory Muzana, które tam się krył, ale żaden nie wiedział nic, o Kitsune. Byłem przemoczony, głodny i zmęczony już nawet nie pamiętałem, kiedy ostatnio miałem coś w ustach, już nie wspominając o poszarpanych i zniszczony ubrany, którym mógł się poszczycić nie jeden bezdomny włóczykij. Skierowałem się do świątyni, którą zauważyłem z daleka, czułem jak miałem coraz mniej siły, wszedłem wolnym krokiem na teren Fuyuzory, z daleka mogłem wyglądać jak na drogowego bandytę. Kierowałem się w stronę świątyni i czułem, jak zmęczenie zaczyna brać we mnie górę, oczy same mi się zamykały, mruganie zdawało się trwać coraz dłużej z każdy kolejnym blackoutem, byłem coraz bliżej budynku świątyni.
albo ją przed sobą stworzę
Kolejny głębszy wdech, odchyliła się delikatnie w tył, jakby chciała nabrać jak najwięcej się dało powietrza w płuca. Trochę jak wilk, który miał zdmuchnąć domki trzech świnek, choć ona grała w roli owieczki, która to wszystko zamiatała pod dywan. W tej historii, powiecie, nie było żadnej owieczki. O zespołach sprzątających z reguły się nie opowiada, ponieważ nie są tak ważni dla samej historii. Jednak nie można wykluczyć ich istnienia. Oczy dziewczyny, która powoli rejestrowała od nowa okolice leniwie otwierały się, a obraz w jej mózgu jeszcze mało klarowny z chwilą opóźnienia zaczął jej się budować.
Choć mogła się spodziewać nierychłego nadejścia kogoś, kto mógł przetrwać spalenie obozu bandytów tak myślała, że będzie bardziej przerażona. Widok postaci, która przypominała napastnika, choć z daleka każdy z bronią w ręku mógłby tak wyglądać, jedynie przycisnął jej serce do gardła. Łomoczące, trzepoczące jak kanarek w klatce, który próbuje wyrwać się z niewoli. Doskonale znała to uczucie i była na miejscu tego kanarka. Teraz jednak po ucieczce, odebraniu swojej długo upragnionej wolności nie mogła pozwolić na to, by ktoś na powrót jej ją odebrał.
Zastanawiała się chwilę, ponieważ cień osoby zbliżał się w jej kierunku, ale dość powoli, jak powinna właściwie zareagować. Może gdyby nabawiła się jakiejś traumy związanej z pięcioletnią niewolą trwałaby w bezruchu lub krzyczała jak podpalona, żeby zbudzić kogo się da z domostwa obok. Natomiast zaskoczyła siebie swoim własnym spokojem. Wspierając się na kolanie wstała powoli z zimnej ziemi i przemacała swoje kieszenie. Tak jak w zwyczaju miała, przy pasie zawieszony na sznurku wisiał złoty sierp. Wyczuła go pod całkiem grubym materiałem płaszcza, który podciągnęła aż do nosa.
"Wybrał sobie bardzo wczesny miesiąc na podróż tutaj...", wyszeptała do siebie łącząc dłonie przy brzuchu, by w niewidoczny dla możliwego napastnika sposób mieć łatwy dostęp do sierpa. Była to jej jedyna broń do samoobrony, ale tutaj na tym terenie nie potrzebowała zbyt wiele. "Jeśli to ktoś z nich... Co powinnam zrobić?", zadawała sobie to pytanie od dłuższego czasu w głowie, wyobrażając podobną scenerię, która mogła jej się przytrafić. Nie mogła spodziewać się, że to właśnie ten moment, że to właśnie tak szybko nadejdzie. Zawsze tylko gdybała, "Rzucę w niego miotłą, albo dzbankiem z herbatą. Trochę szkoda dzbanka, ale chociaż oparzy go i zdezorientuje na tyle, że nie będzie wiedział kiedy rozetnę mu tętnicę szyjną..." Teraz, jednak gdy stała przed rzeczywistością, chwilą, która często odgrywana była wieczorami za zamkniętymi powiekami młodej kapłanki, nie do końca wiedziała, czy to było słuszne podejście.
Teren świątynny należało czcić i zachować w jak najlepszym stanie. Jakikolwiek rozlew krwi, który miałby tutaj miejsce momentalnie odciąłby rodzinę Konoe od jakiejkolwiek więzi z przodkami duchów. Była to zwyczajna świętość. Dodatkowo nie mogła w pełni zakładać, że zbliżającą się osoba, to właśnie mroczny jeźdźca z jej koszmarów. Zamierzała mimo wszystko zachować powagę, tak jak dnia, kiedy na to miejsce najechali bandyci.
Apatyczny wyraz twarzy, chociaż na moment nie zmienił się podczas tej wewnętrznej batalii, którą toczyła. Czy oblać cień wrzątkiem, obrzucić go kamieniami, zwyzywać, wypędzić talizmanem, opluć... Możliwości było wiele, ale ta jedna decyzja, jaką podjęła wykluczała wszelkiego rodzaju agresję. Zrobiła najpierw jeden krok, następnie drugi. Spojrzała przez ramię na herbatę, dłonią przeciśniętą przez rozpiętą krawędź płaszcza do rękojeści sierpa. W razie czego przecież by sobie poradziła. Już raz uciekła...
"Uciekłaś głupia, ale przez pięć lat nie byłaś w stanie zrobić nic poza zwykłym pożarem. Czy nie jesteś tchórzem?", nieznajomy głos wyszeptał, wysyczał w jej głowie przykre słowa, które jedynie czasem ją zniechęcały do dalszych prób walki o samą siebie. Nie na długo, ponieważ wiara i nadzieja w niej były większe niż cokolwiek innego. Przeszła kolejne kilka metrów dziedzińca, teraz dokładniej widząc obraz bandyty, który zbliżał się do chronionej przez nią świątyni. Uścisk na sierpie był na tyle mocny, że aż na moment musiała rozluźnić go, ponieważ zdrętwiała jej dłoń. Przyglądała się postaci, która umorusana w błocie, przemoknięta kroczyła w jej stronę. Niczym nie przypominał ludzi z obozu, z którego uciekła. Mógł to być jednak podstęp, musiała być czujna.
"Wędrowcze, długą drogę przeszedłeś, by dotrzeć do naszej świątyni", zaczęła Nene spokojnie, z widoczną dumą w głosie. "Opuść broń, jeśli chcesz wejść na teren Fuyuzory. Na czas pobytu w naszym świętym sanktuarium dobytek, w tym broń, zostanie zamknięta w skrzyni...", dodała dziewczyna, urywając na moment wypowiedź. Wzięła głębszy wdech, znów zaciskając palce na rękojeści sierpa, piwne oczy wbijając w postać, która już była tak blisko, że mogłaby bez problemu w jednym susie być przy niej. "Jeśli jednak... Masz niegodziwe zamiary, będę zmuszona chronić tego miejsca i poprosić o odejście." Dalekim od bycia miłym było to co planowała w głowie, gdyby bandyta jednak zamierzał się stawiać i mierzyć do niej bronią. Lata w obozie, bycia torturowaną i nękaną zahartowały ją. Odczuwała strach, ale paradoksalnie ten napawał ją odwagą i nadzieją. Teraz wszystko zależało od intencji przybysza, którego nie mogła zidentyfikować.
Do moich uszy docierały słowa, które były zniekształcone, jakby ktoś mówił pod wodą, nawet zacząłem się czy faktycznie kogoś widziałem, czy to miejsce było prawdziwe. Czy może moje wykończone ciało i przemęczony umysł plątał mi figle? Dlatego chciałem to sprawdzić, pochodziłem coraz bliżej bez słowa, wodzony i mamiony własnymi zmysłami. Potrzebowałem przerwy w ciepłym miejscu, posiłku i długiego snu, aby wrócić do normalnego stanu, nawet eksploracja terenów zamieszkałych przez demony nie sprowadziło na mnie takiego zmęczenia, chociaż wtedy nie byłem sam, nie niosłem tego brzemienia całego, albo nigdy nie wypocząłem.
- Czy jesteś prawdziwa, czy może przyszłaś mnie zabrać już z tego świata? - Rzuciłem pytanie w eter, ciepły nieco przygaszony i wątpiący głosem, Który nie brzmiał wrogo czy groźnie. Nawet nie byłem pewny, czy ktokolwiek słyszał moje pytanie, ale to nie był już problem. Przynajmniej nie w tej chwili, ponieważ chwilę później po prostu dotarłem do limitu wytrzymałości, gdzie wyziębione ciało po prostu odmówiło posłuszeństwa, a przejście w stan nieświadomy było niczym pstryknięcie palcami, po prostu opadłem na ziemie i zasnąłem.
albo ją przed sobą stworzę
Jej słowa pozostały bez odpowiedzi, rzucone na wiatr. Przez moment myślała, że będzie musiała się powtarzać. Wzięła głęboki wdech przymykając po raz kolejny oczy i odliczając w głowie do dziesięciu. Każda sekunda to była modlitwa, krótka, skierowana do jej przodków, by dali jej siłę. Kolejny krok w jej stronę zmniejszył odległość między nimi, a niebieskowłosa już była gotowa wyciągać sierp. „Wędrowcze… Jeśli nie zamierzasz zaprzestać… Będę musiała w bardzo bezpośredni sposób kazać Ci zawrócić”, dziewczyna spokojnym głosem odezwała się do postaci lekko pochylając się w jego stronę. Choć mogłaby przysiąc, że nie wyglądał w żaden sposób jak bandyci, którzy ją porwali, tak nadal był uzbrojony i mógłby jej zrobić krzywdę. Ostatnią deską ratunku była lampa, którą już miała wyjmować zza płaszcza. Ta wisiała przy jej biodrze, obijając się pod materiałem o skórę dziewczyny, drażniąc ją kanciastymi kształtami. Wszystko to jednak musiała zatrzymać, ponieważ do jej uszu dobiegł głos tak miły, tak ciepły, że nie sposób było nie zwrócić na niego, chociaż na chwilę uwagi.
Piwne oczy kobiety zatrzymały się na postaci. Irracjonalne pytanie, które padło wywołało na jej twarzy lekki grymas. Musiała sama się upewnić, w tym wszystkim, czy to nie sen, bo przecież równie dobrze mogło tak właśnie być. Dziwniejszym było jednak to, że przybłąkany mężczyzna jak się zdawało wziął ją za posłankę śmierci. Kolorystycznie nawet było jej do tego daleko, zaprzeczyła. „Nie… Jestem strażni-…”, zdania nie dokończyła. Opadającego ciała na ziemię nie sposób było złapać. Nie miała na tyle siły, nie trenowała swoich mięśni po to, by łapać w locie coś, co mogłoby być dwa razy, ba, nawet trzy razy cięższe od niej. Zawahała się na moment, wpatrując w wędrowca, który leżał w błocie zaraz u progu świątyni. „Kim… Jesteś?”, nie było sensu zadawać tego pytania, lecz pchało jej się ono na usta. Uklękła przy nim odwracając jego twarz od ziemi, ujmując ją w ciepłe, drobne dłonie. Przez moment wydawało jej się, że jego zmarznięta skóra była niczym płatki śniegu z samego rana. Takie delikatne, mokre, ulotne. „Akihito nie ma… dziadek pewnie ma teraz popołudniową drzemkę… Muszę sobie jakoś poradzić sama…”, zadecydowała ocierając brud z twarzy czerwonowłosego. Ten kolor był równie wyjątkowy co jej własny. Kosmyki włosów mężczyzny przeszły pomiędzy jej palcami przez moment, kiedy wyciągała z nich zaschłe liście. Z troską i ostrożnością, wsadziła swój bark pod jego ramię, starając się go podnieść. Nie mogła odmówić strudzonemu gościnności, zwłaszcza że nie skończyła ceremonii parzenia herbaty. Tradycja ta nakazywała każdego wpuścić do domostwa i zaopiekować się nim należycie. Tak więc też zamierzała zrobić.
Teren świątynny skrywał kilka dodatkowych pomieszczeń, które często były wykorzystywane przez rodzinę Konoe do leczenia strudzonych wojowników. Sanktuarium, do którego dotarł mężczyzna było więc idealnym miejscem na chwilę wytchnienia. Mała łaźnia, która musiała mieć ze trzy metry ze wszystkich stron zalała się nagle ciepłą wodą, którą Nene podgrzewała w piecu od kilku dłuższych minut. Wystarczył sam dotyk, by młoda kapłanka dostrzegała potrzebę ogrzania nowo przybyłego gościa. Nim jednak przystąpiła do tego zamierzała zabezpieczyć swoje życie. Wyciągając wpierw kryształową lampę przystawiła ją do twarzy czerwonowłosego przyglądając się jej. Chciała dostrzec w niej jakikolwiek obraz, który mógłby wskazywać na to, że ów przybyły gość miał złe zamiary. Niepewność jednak związana z prawidłowym działaniem przedmiotu popchnęła Nene do kolejnych czynności. Odkładając na bok swoją lampę złapała za oręż mężczyzny. Przyglądała mu się przez długą chwilę, podziwiając kunszt rzemieślnictwa. Choć nie znała się na tym aż tak dobrze, była w stanie docenić piękno i pracę innych. Schowała broń do skrzyni przy wejściu do budynku świątyni. Nie było potrzeby zamykać jej na klucz. Zwyczajnie chciała zaufać przybyłemu, choć wyglądał nadal na zbója, którego powinna pogonić miotłą. Jednak dobroduszność i bycie kapłanką samą w sobie zabraniało jej takiego zachowania. Powróciwszy do śpiącego zdjęła z niego brudne, przemoczone ubrania, rozbierając go jedynie do koszulki i bielizny, którą miał na sobie. Następnie ostrożnie, samej wcześniej zdejmując z siebie płaszcz i zostając w biało-błękitnym stroju o motywie opadających płatków sakury posadziła mężczyznę w gorącej już wodzie. „Musiał być bardzo zmęczony… Kim on właściwie jest?”, zastanawiała się Nene, powoli maczając skrawek materiału w wodzie, by przemyć jego twarz.
Nie mogłem nic zrobić, żeby ją uratować, nieważne jak wiele demonów ściąłem, jak szybko bym nie biegł, było ich coraz więcej, a jej ból zdawał się rosnąć poza granice, które ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić, aż w końcu otoczenie zmieniło się, wbiegłem las gdzie dostrzegłem Sayaka, która była przebita włócznią i właśnie wypluwała własne płuca, po drugiej stronie jakiś Demon wyrywał Saiyuri kończyny jedna po drugiej, a gdy tylko spróbowałem się poruszyć, ciało odmówiło mi posłuszeństwa, nie chciało nawet drgnąć. Widok Kyoran uciekającej z dzieckiem od demona, Rengoku, których ze wszystkich sił próbował ich ochronić, ale nie dał rady. Fukuro i Kinami, nad których ciałami żerowały demony i wiele, wiele innych znajomych twarzy. Nagle poczułem narastającym ciężar, aż w końcu nie uniosłem niesionego brzemienia i upadłem na kolana, kark zgiął się w pół, a wzrok wbił w ziemie.
W uszach przewijały się różne znajome głosy, wołające o pomoc i proszące o łaskę i wypominające mi obietnice, które złożyłem, była to wizualizacja wszystkich najgorszych lęków i ciężarów, które na siebie nałożyłem. A na końcu rozbrzmiewał słodko gorzki śmiech Kistune i Katsu, które ze mnie drwiły. Śmiały się z mojej słabości, że nie dałem rady ich pokonać i obronić przed śmiercią, która czyhała w powietrzu.
Nagle ocknąłem się ze snu, przytłoczony tym wszystkim. Otworzyłem szeroko oczy i poderwałem się nerwowo do góry, rozejrzałem się, gdy znajdowałem się w kąpieli, krótką chwilę musiałem poświęcić na przypomnienie sobie, w jakiej ostatniej sytuacji byłem świadomym. Szedłem gdzieś w stronę świątyni i widziałem tylko sylwetkę postaci, w końcu mój wzrok podążył za ruchem szmatki, która była trzymana przez niebieskowłosą kobietę. Była to dość niespodziewana sytuacja i wprawiała w zakłopotanie, ale, tak czy siak, nie znalazłem się tutaj o własnych siłach i padłem gdzieś na dworze.
- Przepraszam za kłopot... Dziękuje za goście, ale będę się zbierał. - Skłoniłem się, mimo że kosztowało mnie to wiele wysiłku, a i tak nie udało mi się wytrzymać zbyt długo w skłonie i jeszcze straciłem równowagę. Nie wiedziałem, ile spałem, jak długo tu byłem, ale na pewno czułem, że ciało potrzebowałem więcej czasu, tylko ja nie chciałem być dla niej kłopotem.
albo ją przed sobą stworzę
Wielokrotnie pomagała mamie przy opiekowaniu się rannemu bratu czy innym wojownikom, którzy za sprawą odbywanych w pobliżu bitew zbierali się w sanktuarium Fuyuzora, aby odpocząć i zregenerować swoje ciało. Bandyta, który według lampy był bezpiecznym osobnikiem, który według jej pamięci ani razu nie pojawił się w bandyckim obozie, wyglądał, właśnie jak jeden z tych utrapionych wojów. Mogłaby przysiąc, że każdy z nich miał dokładnie te same sfrustrowane rysy twarzy. Ostrożnie i z troską ocierała jego twarz mokrym skrawkiem materiału sama mocząc się w wodzie do pasa. Powód tego nie był jakoś bardzo skomplikowany, sama zmarzła. Dodatkowo mogła z bliższej perspektywy opatrzeć ciało osobnika, który wyglądał tak, jakby nie jadł też od co najmniej tygodnia.
„W jakich walkach musiałeś brać udział…?”, zapytała wiedząc, że mimo wszystko odpowiedzi nie otrzyma. Nadal jednak potrzebowała mówić, czuła się niespokojnie w takiej ciszy, z drugą osobą. Gdy była sama, mogła godzinami milczeć, medytować, ale teraz, kiedy było tak wiele tajemnic ciężko było jej się powstrzymać. Odgarnęła czerwone włosy z jego twarzy wpatrując się w jego fryzurę leniwie. Obmywała go z resztek błota, wycierała mu włosy, a następnie ręce i szyję.
Otaczającą ich ciepła woda była kojąca, rozgrzewająca. Spięte mięśnie dziewczyny po przeniesieniu wędrowca do łaźni rozluźniały się teraz powoli. Miała poniekąd nadzieję, że tak samo czuje się chłopak, który wyglądał nadal na zmęczonego i na takiego, który nie miałby się obudzić przez jeszcze długi czas.
Bardzo się myliła, ponieważ nie minęło dziesięć minut, gdy mężczyzna ocknął się. „Och… Witaj, wędrowcze”, przywitała się grzecznie, z tym swoim apatycznym wyrazem twarzy. Piwne oczy z odrobiną smutku rejestrowały jak wojownik podnosi się i próbuje ukłonić. Nie mogła pozwolić mu wyjść w takim stanie. Tak jak mówiła wcześniej, musiałaby przejść do bardziej bezpośredniego rozwiązania. Widząc, że nie miał zbyt wielu sił położyła dłoń na jego ramieniu z całkiem dużą siłą zmuszając go do tego, by wrócił do poprzedniej pozycji. „Nonsens. To sanktuarium takie właśnie ma przeznaczenie”, wyjaśniła siadając razem z nim w wodzie i łapiąc ponownie za materiał, by otrzeć niedopatrzony brud na jego szyi. „Możesz pozostać w naszej świątyni tak długo jak tylko będziesz chciał. To miejsce jest dla wszystkich wojowników… Od wojowników”, dodała zabierając dłoń. „Jestem kapłanka Konoe Nene, będę się Tobą opiekować podczas Twojego pobytu w naszym rodzinnym sanktuarium”, przedstawiła się kładąc dłoń na swojej klatce piersiowej i wykonując drobny, delikatny ukłon. Zamierzała w pełni poświęcić się opiece i okazaniu jak najlepszej gościnności temu komuś. Trochę zawierzała kryształowej lampie oraz faktom, które wskazywały na to, że mogła mu zaufać.
W tym wszystkim jedynie pozostała kwestia tego, skąd wziął się tak naprawdę ten osobnik i przez co przeszedł. Nie zamierzała od razu go o to wypytywać, ponieważ to było również niegrzeczne. Zamierzała poczekać, aż nadarzy się moment, aby móc porozmawiać z nim na spokojnie. Zresztą, nadal miała do przeprowadzenia ceremonię parzenia i picia herbaty. Zaproszenie go do niej było jednym z etapów, którego nie mogła pominąć. Miała tylko nadzieję, że będzie chciał wziąć w tym udział, nie tylko dla niej, ale i dla siebie samego.
- Nie dla takich wojowników jak ja... - Powiedziałem zrezygnowanym tonem, a mój wzrok był jakby za mgłą, ciężko było mi się skupić na otoczeniu, gdy w głowie szalało wiele myśli. - Nie powinnaś tego robić, nie znasz mnie... Mogę ściągnąć na Ciebie tylko niebezpieczeństwo... Czy to właśnie powinna być zapłata za Twoją dobroć? - Specjalnie się jej nie przedstawiłem i to nie z powodu bycia gburem czy chamem, po prostu nie chciałem, żeby kiedyś ktoś mógł ją brutalnie wypytywać o mnie. Może momentami popadałem w paranoje, ale gdy ktoś zginie z twojego powodu, tylko dlatego, że po prostu była wtedy ze mną. Wystarczyło, żeby zobaczyli ją ze mną i już obrali za cel, bo miał to być cios, który miał boleć. Miałem obawy, że każda spotkana osoba może w przyszłości doznać krzywdy z powodu mojej osoby. Wiedziałem, że praca w korpusie była bardzo niebezpieczna, że walka z demonami to nie jest hodowanie ryżu, ale to wydarzenie mocno zachwiało mną i nie pozwalało zaakceptować prawdy, jeszcze nie. Jeszcze nie potrafiłem pogodzić się z tym wszystkim, mimo że widoczny gniew i złość już dawno ze mnie uleciały, gdy wyżyłem się na Katsu, kiedy czułem się, jakbym stał obok się i obserwował wiele niepotrzebnego bólu, który wtedy jej zadałem.
- Powinnaś mnie zostawić na dworze... Tam, gdzie moje miejsce. - Próbowałem ją zniechęcić do siebie i nakłonić do przegnania, może średnio miły ton i opryskliwość pomoże jej podjąć decyzję. Miałem sobie wiele do zarzucenia, zwłaszcza że to bardziej instynkt wiódł mnie do zabudowy, w której mógłby szukać pożywienie i schronienia. Nie chciałem być ciężarem dla nikogo, a zwłaszcza dla ludzi, którzy spokojnie sobie tutaj żyli. Ciężkim wzrokiem omiotłem najbliższą okolicę w poszukiwaniu swoich rzeczy i przede wszystkim ostrza. Byłem pewnym, że miałem jej przy sobie, gdy tu zmierzałem. - Widziałaś mój miecz? -
albo ją przed sobą stworzę
"Dla wszystkich, bez wyjątku", ucięła przyciskając mocno język do podniebienia. Cokolwiek go trapiło, wyglądało na bardzo poważny temat. Nieprzerywanie przemywała jego ciało, wpatrując się na przemian w jego twarz, włosy, ramiona. "Jeśli próbujesz mnie przestraszyć, to muszę Cię rozczarować, wojowniku. Jestem ulepiona z całkiem twardej gliny i choć mogę wydawać się krucha, to swoje przeżyłam", żadnej zapłaty i tak by nie przyjęła. Niebezpieczeństwo było jej mało straszne, bo sama wciąż siedziała na szpilkach, często budząc się spocona przez koszmary o bandytach, którzy przychodzą ponownie do świątyni. "Nie chce żadnej zapłaty, a teraz zamilcz. Ciało powinno odetchnąć", powiedziała niebieskowłosa maczając materiał w ciepłej wodzie i ostrożnie wycierając po chwili czerwone włosy wojownika, które nadal były oblepione błotem. Każdy pracował na siebie, niezależnie od tego czego by się człowiek łapał, powinien być dumny z tego co robił. Nie było gorszych bądź lepszych, a niektórzy brali na swoje barki naprawdę poważną pracę, która wymagała wielu wyrzeczeń. Widziała to po swoim bracie, Akihito, który czasem wyglądał jak bez ducha powracając do domu z bitwy, czy wojny.
"Nie, powinnam była zaopiekować się Tobą, tak też robię. Moim obowiązkiem jako kapłanki jest, owszem chronić tego miejsca, ale też zajmować się strapionymi duszami. A Ty definitywnie do takich należysz", mógł sobie próbować, ale Nene wiedziała jakie jest jej zadanie. Choć wiele zostało jej w życiu odebrane, tak nadal szła przed siebie, ku światłu, z nadzieją w sercu. "Tak, widziałam", odpowiedziała czyszcząc ostatnie czerwone kędziory, by znów zamoczyć materiał w wodzie i wyżęła go. Złapała jego ramię. Jej dłonie były delikatne, wodziły wraz z materiałem po jego skórze oczyszczając ją z wszelkiego rodzaju brudu i zanieczyszczeń. Przykładała się do swojej pracy, chcąc zadbać o to, by chociaż odrobinę czerwonowłosego uspokoić.
"Pewnie jesteś głodny. Nie masz nic przeciwko rybom?", zapytała podnosząc piwne tęczówki na wysokość jego złotych. Akurat to był dzień na spożycie złowionych przez nią rano ryb w jeziorze za świątynią. To przy tym samym zbiorniku wodnym bawiła się ze swoim starym przyjacielem, którego od tylu lat już nie widziała. Rodzina odmawiała jej wyjaśnienia jego zniknięcia, ale przypuszczała co mogło go spotkać. W słowach wędrowcy było ziarno prawdy, ale niestety nie tam gdzie myślał. Niebezpieczeństwo, które przyszło samo do drzwi Konoe zebrało krwawe żniwa. "Jeszcze drugą rękę obmyję... I przyniosę Ci suche ubrania. Twoje wypiorę", powiedziała łagodnie, choć nadal ze swoim dziwnym, niewyjaśnionym zmęczeniem, lub może obojętnością na twarzy. Kłóciło się to z jej głosem, który delikatnie, przyjemnie pląsał po przestrzeni, która dzieliła tę dwójkę. Podniosła jego rękę na wysokość swojej twarzy, przypatrując się jej uważnie. Cokolwiek wywnioskowała z tej krótkiej obserwacji, zachowała dla siebie znów z wyczuciem wycierając jego ciało.
Młoda kapłanka odgarnęła swoje jasnoniebieskie włosy, które moczyły się razem z nimi w wodzie. Struga wody poleciała na bok, za plecy dziewczyny, kończąc na tafli łaźni. Zastanawiała się, czy będzie drążyć temat swojej broni. Nie jego wina, że nie słyszał jej słów, gdy docierał do bram świątyni, jednakże postąpiła dokładnie tak jak mówiła. Można było powiedzieć, że dotrzymała słowa. W każdym aspekcie. Jednak pytanie o jego broń mocno ją skonfundowało. "Co było tak ważnego w tym rzemiośle, które jakiś czas temu doceniałam?", domyślała się, że niedługo odpowiedź na te nurtujące ją pytania w końcu nadejdzie. Na wszystko było czas, nie można było niczego, ani nikogo poganiać. Zwłaszcza podczas rekonwalescencji, która musiała przebiec poprawnie, aby ciało wróciło do pełni sił.
Ona nie rozumiała, że to nie jest groźba. To nie była próba przestraszenia jej, a po prostu troska, strach i obawa ze sobą połączona. Sporo czasu spędziłem w tych górach, uganiałem się za demonami, raczej wytępiłem wszystkie, ale nigdy nie można było mieć pewność. Może kilku z nich ocalało albo w tym czasie nie było ich w tej okolicy, a ktoś przysłowiowo po przestawiał meblem podczas ich nieobecności i teraz mogą chcieć się zemścić. Nie kwestionowałem jej woli czy siły, ale już na pierwszy rzut oka widziałem, że nie miała dużo masy mięśniowej, może nie brakowało jej wdzięków, ale to tylko stanowiłoby jeszcze większy powód ze strony agresorów.
- Skąd możesz to wiedzieć? Czy to bóstwa Ci to podpowiadają?.. Co, jeżeli jestem wilkiem w owczej skórze? - Siedziałem w wodzie, nie miałem wystarczająco siły, żeby podnieść się i normalnie wyjść z tej wody, a nawet jeżeli bym tyle z siebie wykrzesał to zawroty głowy i jej pomoc, na pewno sprowadzą mnie z powrotem na ziemie. Nie było sensu jak na razie podejmować kolejne próby, dlatego siedziałem z nieco skwaszonym wyrazem twarzy. Nie chciałem być jej problem, czy odpowiedzialnością, nie chciałem, aby ucierpiała przez swoją dobroć i naiwność.
- Niektóre strapione dusze lepiej byłoby odesłać do czeluści. - Nie każdemu można było pomóc, widziałem wielu ludzi, którzy nie poradzili sobie z wyjściem z otchłani, do której trafili przez wybory życiowe, nie chciałem być jednym z nich, ale nie mogłem w stu procentach powiedzieć, że to się nie stanie, gdy dopełnienie już zemsty i pozwolę sobie na żałobę. Dziwnie się czułem, jak za każdym razem o tym myślałem, powinienem być zły i wściekły, nikt nie mógłby mnie winić za to, ale ja czułem tylko narastający żal, od momentu, kiedy zabiłem Katsu, tak jakbym tak gdzieś w środku zrozumiał, że to nie wróci życia Suki.
- Możesz mi dać cokolwiek, nawet suchy ryż wystarczy. - Nie lubiłem nadużywać gościny i przysparzać więcej problemów, komuś, kto i tak zdawała się i tak mieć już ich wystarczająco. Jak na razie widziałem ją tylko tutaj, czyżby sama tutaj mieszkała i doglądała tego miejsca. Wcześniej wspomniała o tym, że nie jest taka bezradna, jak może się wydawać, ale wątpiłem mocno w to, czy mogłaby ochronić się przed Demonem.
- Takim razie gdzie on jest? - Zapytałem krótko i z powagą w głosie, jeszcze tego by brakowało, że straciłbym jedyne narzędzie, które mogło zabijać demony. Wtedy na pewno musiałby wrócić do siedziby i czekać, aż nowe ostrze przygotowałaby mi Akoya, a przy okazji suszyłaby mi głowę każdego dnia zagubienie Hitetsu.
- Nie ma sensu tego prać, są zniszczone. - Mój ubiór na pewno miał lepsze dni za sobą, masa dziur, w wielu miejsca poszarpane krawędzie i przetarte szwy. Cud, że jeszcze trzymało się to w jednym kawału.
albo ją przed sobą stworzę
„Gdybyś chciał zrobić mi krzywdę już dawno byś to zrobił, wojowniku”, odpowiedziała na jego pytania powoli zwiększając między ich twarzami odległość. W końcu usiadła z powrotem w ten sam sposób i trzymając jego rękę przed sobą wytarła ją jeszcze kilka razy. Jej teoria polegała na tym, że skoro kryształowy przedmiot nie jarzył się czerwienią, nie dzwonił, ani nie robił innych dziwnych rzeczy, które mogłyby wskazywać na to, że mężczyzna jest niebezpieczny, to znaczy że taki nie jest. Zapewne jednak nie uwierzyłby jej na słowo, więc postawiła na logiczne fakty. Dodatkowo wyglądał na niezwykle zmęczonego, to też nawet jeśli chciałby zrobić jej krzywdę, ona nadal posiadała przy sobie przedmioty, którymi mogłaby się obronić.
„Każdy zasługuje na powrót na właściwą ścieżkę. Trzeba mieć dużo wiary i nadziei. A przede wszystkim…”, odkładając jego jedną rękę i biorąc drugą zrobiła pauzę ostrożnie przejeżdżając palcami po wilgotnej skórze. „A przede wszystkim należy być wytrwałym. Jeśli samemu nie jesteś w stanie poradzić sobie w takiej sytuacji, toteż warto wykorzystać czyjąś pomocną dłoń”, jej delikatny głos zamilkł po skończeniu wypowiedzi. Nene obracała kończynę czerwonowłosego dokładnie ją czyszcząc. Uważała, że dla każdego było wyjście z ciężkiej sytuacji. Dla każdego człowieka. Nie ważne jak bardzo starałaby się jednak mu to wytłumaczyć, zapewne upierałby się przy swoim. To też uznała, że lepiej będzie okazać mu dobroć i wskazać kierunek w inny sposób. Co prawda nie chciała odgrywać tutaj roli kogoś niesamowicie obytego, jakiegoś mnicha czy starszego kapłana, który w swoim życiu widział więcej niż cała okoliczna wieś razem wzięta. Mimo to wiedziała, że skoro już się odezwała i powiedziała jedno, to wypadałoby powiedzieć też i drugie.
„Nie jestem barbarzyńcą”, jej skwaszona mina na komentarz o suchym ryżu, była możliwie jedynym znakiem dezaprobaty, jedyną inną reakcją na wszystko, co się tu działo, jaką mógłby złotooki zarejestrować. Grymas na jej twarzy utrzymywał się przez dłuższą chwilę, a ona niedowierzająca w jego słowa pokręciła kilka razy głową. „Do ryby oczywiście będą warzywa. A dokładnie rzepa i marchew”, wyjaśniła kończąc doglądać jego obmywaną część ciała i puszczając ją ostrożnie. „Jeśli zaś będziesz chciał coś do picia, innego niż herbaty, daj mi proszę znać”, zrobiła lekki, bardzo grzeczny ukłon i zrobiła krok na brzeg łaźni. Ukucnęła przy nim wyciągając do niego rękę i wpatrując się z tym samym apatycznym wyrazem twarzy w jego zwierciadła duszy. „Bezpieczny. Zabezpieczony. Uznajmy to za formę mojej karty przetargowej oraz jako formę ufności wobec Ciebie. Otrzymasz swoją broń w momencie, kiedy Twoje ciało będzie gotowe do powrotu na szlak, w momencie kiedy Twoja dusza nie będzie stargana emocjami i kiedy Ty sam będziesz chciał opuścić to miejsce”, rzekła spokojnie niebieskowłosa na moment zatrzymując oddech. Kilka ostatnich lat nauczyło ją, że należało zabezpieczyć się na wszelkie możliwe sposoby, nawet jeśli dla kogoś innego mogą nie być wcale wygodne. Młoda kapłanka nie chciała bowiem, aby doszło do tragedii, a tylko w ten sposób mogła zapewnić sobie, chociaż odrobinę komfortu.
Zniszczone ubrania nie były wcale sporym problemem, ponieważ wystarczyło je naprawić, albo zastąpić nowymi. Konoe nie byli ubodzy, to też nie przejmowała się jego słowami, które mogłyby dla kogoś innego stać się kłopotliwe. „Jeśli nie jesteś do nich przywiązany, to je zamienimy. A na razie…”, poczekała, aż skorzysta z jej pomocy i gdy oboje stali już gotowi do wyjścia, Nene wyprowadziła go powoli z łaźni i przeszli kawałek po cichych korytarzach świątyni. Podróż nie trwała długo, bo zaledwie dwa metry dalej znajdowało się pomieszczenie pełne półek do góry do dołu wypełnionych przeróżnymi materiałami. Kapłanka stała przez chwilę w środku przebierając w tkaninach. Niektóre z nich błyszczały się, inne były bardzo pospolite, wręcz nudne. Po kilku dłuższych minutach wyszła ze środka wręczając mężczyźnie kupkę ubrań. Były to tkaniny dość grube, wystarczające, aby nie zmarznąć o tej porze roku. Miały czarno, czerwono, złote akcenty, ale tylko koszula i skarpetki były w kolorze perłowym. „Ubierz się, bo zmarzniesz. Możesz skorzystać z tego pokoju”, wskazała na pomieszczenie, z którego chwilę temu wyszła. Wyglądało na to, że jej gościnność naprawdę nie znała granic.
- Yu... - Wypowiedziałem krótko, gdy po raz kolejny nazwała mnie wojownikiem. Kiedyś bym powiedziała, że jestem szermierzem, ale teraz sam do końca nie wiedziałem, kim byłem i jak mógłbym się nazwać, aby nie poczuć zgniłego odoru, który wydobywał się z najgłębszych zakamarków mojej podświadomości. Każdy według niej zasługiwał na drugą szansę, na powrót do właściwej ścieżki, momentami zastanawiałem się, czy to naiwność, czy po prostu dobroć przyćmiewała jej osąd. Bo aż ciężko było mi w coś takiego uwierzyć, każdy był wart czegokolwiek, sam normalnie nie widziałem siebie w odmętach dna, ale przy zaistniałej sytuacji i lekkiej depresji rzucającej cień na mój portret, miałem w tym momencie inne zdanie. Wszystko było nie tak, nawet momentami słowa wypowiedziane przez Katsu zdawały się odbijać echem.
- Nie jesteś mi nic wina i tak ta opieka jest, aż nadto czego mógłbym oczekiwać. - Wdawanie się z nią w dalszą dyskusję wiązałoby się z kolejnym grymasami i kwaśnymi uśmiechami dezaprobaty. Dlatego darowałem sobie dalsze wyjaśnienia i próby jej zniechęcenia, może po prostu ona potrzebowała się kimś zająć, aby poczuć się potrzebna. Może dawno nikogo tutaj nie było i wręcz nużyło jej się w tej samotności od niezmiennej rutyny. Z jej perspektywy mogłem być wybawieniem, gdy z własnej ostatnio uważałem siebie za zły omen, który sprowadza nieszczęście na nic nieświadomych ludzi.
- Dobrze. - Odparłem krótko w kwestii miecza, skoro był bezpiecznym i nie zgubiłem go nigdzie w krzakach, to nie było sensu teraz robić burdy i wymuszać na niej jego odzyskanie. W końcu nie mam pojęcia, gdzie mógł się znajdować, a nie chciałem spędzić tutaj kilku tygodni, nim na dobre przejrzałbym wszystkie dziury i schowki. Wstałem z jej pomocą, chociaż starałem się jak najbardziej polegać na sobie, a gdy to okazało się niewystarczająco, mogła poczuć delikatny ciężar na swoim ciele. Lekko chwiejnym i powolnym chodem, przeszliśmy dalej.
- Nie ma w nich nic cennego.- Odpowiedziałem młodej kapłance, gdzie w rzeczywistości znajdowała się tam gdzieś mieszek z pieniędzmi i naszyjniki z rubinem, który miał pewną ciekawą skazę w swoim wnętrzu. Żółta plamka tworzyła złudzenie płomienia w środku. Jedyne co z tej całej zbieraniny ubrań wydawało się do odratowania to białe Haori, które od wewnętrznej strony było pokryte motywem kwietnej łąki i nieba.
Zrzuciłem z siebie resztki ubrania, które miałem i po prostu przebrałem się w miejscu, w którym stałem. Nawet nie zwróciłem uwagi, że jej mogłoby to przeszkadzać, ale w końcu chwilę wcześniej byliśmy we wspólnej kąpieli, więc raczej nie powinno jej to przeszkadzać, bo ja uświadomiłem sobie to dopiero po fakcie.
albo ją przed sobą stworzę
"Yu?", powtórzyła wypowiedziane przez niego słowo, którego nie umiała do końca zidentyfikować. Na jej twarzy pojawiło się widoczne zmartwienie, ponieważ nie chciała być nieuprzejma i doprowadzić do nieporozumienia. Strapiona odwróciła spojrzenie, które ujawniało jej myśli. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że możliwe, iż się przedstawił. W normalnych okolicznościach wymieniliby się uprzejmościami już na samym początku, kiedy to sama zainicjowała. Teraz przez jej myśl przechodziło jedynie pytanie, z jakiej rodziny pochodził. Niestety nie uczyła się tego zbyt przykładnie podczas nauk dziadka, co teraz było widoczne. Jednak jeśli nie pochodził z żadnej znanej rodziny, nie mogła wtedy winić siebie za nieznajomość rodów japońskich.
"W takim razie przyjrzę się dokładniej Twoim ubraniom. Może uda mi się je naprawić, a cokolwiek cennego w nich zostało dostaniesz z powrotem", zapewniła go, gdyby przez przypadek jednak nie wspomniał o niczym drogocennym lub zapomniał o tym. Często zdarzało się to ludziom gdy byli zmęczeni. Dlatego Nene była dla czerwonowłosego bardzo wyrozumiała, widząc jego niemoc. Oraz czując, gdy oparł się na niej odrobinę. Nie było to dla niebieskowłosej problemem, nawet jeśli jej ciało wyglądało na kruche i delikatne. Miała schowane pokłady siły oraz energii.
Po wręczeniu mężczyźnie ubrań zakładała wręcz, że skorzysta z jej sugestii przebrania się w wygodnym miejscu. Mimo spędzonych kilkunastu, długich minut wspólnie w łaźni, nie mogła ukryć zaskoczenia, kiedy to przebrał się przy niej. Dokładnie tam, gdzie stał. Zaskoczona młoda kapłanka nie potrafiła oderwać od tego widoku spojrzenia, a lekko rozdziawiona buzia podkreślała to, jak bardzo niedowierzała w obecną sytuację. Możliwe, że zajęło jej to około 30 sekund po skończeniu tego całego widowiska na podniesienie spojrzenia na twarz mężczyzny. Jej twarz prawie momentalnie po tym zalała się czerwienią. Odchrząknęła zakrywając usta dłonią okrytą rękawem swojego jasnego ubrania. Ta wymowna cisza była dla Nene wyjątkowo krępująca, bo choć jako małe dziecko opiekowała się rannymi i nie raz widziała ich pół nagich, tak ten mężczyzna zachował się dla niej zupełnie niepodobnie do tych wykutych w jej pamięci. Odwróciła się bokiem do niego, próbując zachować powagę i z głębokim wdechem wydukała w końcu z siebie następujące słowa: „Z…Zapraszam na poczęstunek i odpoczynek”. Z ciężkością wydusiła z siebie słowa prowadząc mężczyznę przez proste, a jednak puste korytarze świątyni.
Dotarli w końcu do pomieszczenia, po którym unosił się delikatny, słodki zapach owoców. Był to ten sam, którym pokryte były ubrania. Nene gestem ręki i z lekkim ukłonem zaprosiła mężczyznę do środka. Pokój, w którym się znaleźli był średniej wielkości, jeśli można to tak ująć. Na samym środku znajdował się tradycyjny stół pokryty materiałem, a przy każdym boku na ziemi leżała poduszka. Na samym środku postawiony został duży talerz z rybą i warzywami, obok niego stał garnek z ryżem oraz dwie miski z pałeczkami. „Siadaj, podam nam coś do picia”, zachęciła go miłym tonem głosu podchodząc do jednej ze ścian pomieszczenia. Drewniane panele zamiast kamienia, czerwono-pomarańczowe poduszki, zasłony oraz ciemno-brązowe meble, wskazywały na to, że to miejsce musiało być często użytkowane. Było tam przytulnie, ciepło, cicho... Za oknem, które o tej porze zamknięte było na cztery spusty pogoda powoli się pogarszała. Młoda kapłanka złapała za dwa małe kubki i zalała je najpierw ciepłą herbatą, wnioskując po zachowaniu mężczyzny, że raczej potrzeba by było mu czegoś mocniejszego po najedzeniu się. Ostrożnie i powoli postawiła parujące naczynia na stolik i usiadła wpatrując się w czerwonowłosego. „Długo jesteś w podroży?”, zagaiła odgarniając swoje długie włosy z twarzy i nakładając im do misek obiadu.
Wcześniej też doświadczałem podobnych akcji, gdy trenowałem zbyt długo i mięśnie nie miały wystarczająco czasu, aby się zregenerować. Starałem się ukryć ten fakt przed niebieską włosom kapłanką, aby nie dokładać jej zmartwień. Skoro i tak zdecydował się tyle zrobić dla mnie, gdy nawet mnie nie znała, gdy nawet nie wiedziała jakie zagrożenie mogła za tym iść. Musiałem pozwolić jej sobie pomóc, aby czym prędzej móc ruszyć dalej i zabrać ze sobą potencjalnie nadchodzące czarne chmury, które mogłem tutaj ściągnąć za sobą.
- Dobrze. - Ruszyłem za nią wolniejszym krokiem. Czułem, jak krew po gorącej kąpieli łatwiej przemieszcza się żyłami i pozwala mi poruszać się nieco łatwiej niż godzinę temu, gdy byłem przemarznięty. Nawet czułem, jak żołądek domaga się jedzenie, gdzie wcześniej z powodu zimna i zmęczenie nie zwracałem na to kompletnie uwagi.
Usiadłem wygodnie na poduszce, czułem się jakbym ważył kilkanaście razy więcej, nogi jak z waty teraz mógł odpocząć, nim będę musiał pokonać kolejne metry, aby dostać się do miejsca, w którym przyjdzie mi spać. Poprawiłem ubranie i zbierając się do pionu, zająłem odpowiednią pozycję z prostymi plecami. Wziąłem od niej miskę z ryżem i pałeczkami i nim wpakowałem coś do ust powiedziałem "Itadakimasu” Złapałem bryłkę sklejony ziarnek pałeczkami, dwa razy dmuchnąłem i włożyłem do ust, aby ją w spokoju przeżuć. - Kilka tygodni, chociaż mam wrażenie, że od ostatniego kilku lat i gdzie ta droga mnie zaprowadzi? - Odpowiedziałem jej i na końcu dodałem filozoficzne pytanie retoryczne, na które chyba nikt nie znał odpowiedzi, a przynajmniej odpowiedz, która przychodziła mi na myśl, mnie nie satysfakcjonowała.
- Długo żyjesz na tym od ludzi, gdzie nawet ciężko o dobra drogę? - Nie chciałem być niegrzeczny, dlatego również zadałem jej pytanie, aby nie wyjść na gbura i prostaka, mimo że chyba wcale by mi to nie przeszkadzało, ale w żaden sposób by to nie przyspieszyło końca tego wszystkiego.
albo ją przed sobą stworzę
"Każdy w swojej podróży ma jakiś cel. Zakładam, że nie bez powodu męczysz swój organizm i duszę", choć zdawała się być z wyglądu naprawdę młodą kobietą, tak w swoim życiu widziała wiele złego. Pewnie inny rodzaj potworności niż on, który odbił na niej swoje własne wyjątkowe piętno. Matka zawsze powtarzała jej, że traumatyczne przeżycia ludzie zwalczają na różne sposoby. Wojownik, którego miała przed sobą musiał się do nich zaliczać. Wnioskowała po jego słowach oraz zachowaniu, a momentami nawet przypominał jej brata, który wpadał w depresję z powodu śmierci swoich kolegów. "To, gdzie droga Cię zaprowadzi, zależy w zupełności od Ciebie. Ale meta wcale nie musi być dla Ciebie zadawalająca. Czy warto w takim razie przeżywać swoją przeszłość od nowa po stokroć?", spytała wpatrując się w mężczyznę źrenicami otoczonymi piwnymi tęczówkami, które w porównaniu do jej włosów były bardzo pospolite. "Czasem myślimy, że ścieżka, którą dążymy jest właściwa", rzekła Nene i złapała za kawałek ryby i pochylając się nad stolikiem położyła ją na ryżu czerwonowłosego. "Ehh... bardzo ciężkie tematy poruszamy", pokręciła głową i rozchyliła znów wargi z kolejną wypowiedzią: "Jeśli masz choć trochę nadziei w sobie, to jest ona w stanie wykiełkować i poprowadzić Cię ku prawdziwemu spełnieniu". Choć brzmiało to bardzo filozoficznie niebieskowłosa chciała przekazać w jak najbardziej neutralny sposób choć odrobinę swojego doświadczenia życiowego.
"Ciężko powiedzieć", dziewczyna zamyśliła się na moment wpatrując w parę unoszącą się z nad herbat. "Nie wliczając ostatnich pięciu lat... To całe swoje życie poświęcałam się opiece tego miejsca i ludzi, którzy do nas przychodzili. Już jako małe dziecko pomagałam przy nawet najdrobniejszych rzeczach", apatyczna buzia dziewczyny podniosła się lekko, utrzymując na wysokości splecione spojrzenia dwójki usadowionej przy stoliku. "Zwyczajnie nie chciałabym, żeby kogokolwiek spotkało to, co dotknęło mnie. A wiem, jak przerażającym doświadczeniem, uczuciem, jest niemoc i rozpacz", odpowiedziała nabierając posiłek pałeczkami i spożywając go powoli, chcąc poczuć każdy drobny smak i przyprawę.
"Nie jesteś zwykłym wojownikiem, prawda?", spytała Nene, nie odrywając spojrzenia od wędrowca. "Mój brat służy siogunowi, ale nigdy nie widziałam takiego kunsztu rzemieślnictwa jakim jest Twoja broń", wyjaśniła biorąc w obie dłonie kubek herbaty, by najpierw zagrzać lekko zmarznięte dłonie, a następnie ogrzać się cała po wzięciu dużego łyka. "Jak Ci smakuje?", zapytała trochę nieśmiało, ponieważ od dawna nie gotowała tylko dla siebie i chciała zapewnić jak najlepszą opiekę mężczyźnie, który przedstawił jej się jako Yu. Posiłek starała się przygotowywać zawsze według przepisów dziadka, który zjadł na gotowaniu swoje zęby z pięć razy. Wiedziała, że nie mogła mu dorównać, ale chociaż w pewien sposób próbowała naśladować go.
- Odcięcie się od przeszłości zdecydowanie było łatwiejsze. Łatwiej było po prostu obrać nowy cel, nie zważając na wcześniejsze wybory.... Trzymanie trupa w szafie nie spowoduje jego zniknięcia, a prędzej czy później smród i tak Cię dogoni. - Nie zamierzałem zapominać o konsekwencjach, które poniosłem po swoich zachowanie, nie zamierzałem zakryć oczy jak dziecko i przeczekać, kiedy strasznie cienie przejdą, żeby znowu było dobrze.
- Nic w tym życiu nie jest proste, gdy nie zna się ceny, którą dopiero nadejdzie... Wiara nie sprawi, że moje brzemię zniknę, nie sprawi, że przestanę odczuwać emocje. Bogowie nie cofną tego, bo wolą obserwować ludzie cierpienie. - Moja wiara w bóstwa i cały ten eteryczny świat była mocno ograniczona, czasami zdarzyło mi się przemawiać do zmarłego brata, ale nigdy nie dostałem od niego żadnej odpowiedzi czy znaku. Nie byłem głośny, mimo że moje słowa był stanowcze. Stan, w którym się znajdowałem, sam sobie zafundowałem, bo nie mogłem po prostu zaakceptować. Pożar, który trawił moje wnętrze, zdawał się ugasić, gdy oddzieliłem głowę Katsu od karku, ale pomimo braku płomienia popioły i węgle był dalej rozgrzane, mimo zewnętrznego spokoju i chłodu, byłem dalej zbyt mocno skupiony na zemście, aby pozwolić na kojący deszcz. Sięgnąłem po kawałek ryby, który położyła mi w misce, chyba nie zamierzała pozwolić mi siebie karać tym ryżem, aż by się chciało westchnąć, ale byłoby to w stosunku do niej niegrzeczne.
- Nie chciałaś nigdy spróbować czegoś innego, poszerzyć horyzonty i sprawdzić co kryje za kolejnym wierzchołkami? - Nie wiedziałem, czy określenie jej doświadczonej było odpowiedni wyborem, gdy w sumie może nie była ograniczona, ale nie posiadała zbyt szerokiego doświadczenia, zajmując się tym, do czego przygotowali ją rodzice. - Tego nigdy nie osiągniesz. - Dodałem krótko, gdy wspomniała o niemocy i rozpaczy, którą chciała tak bardzo powstrzymać.
- Może ją po prostu ukradłem i nie należy do mnie? - Czy ona wiedziała o demonach? Czy może do tego odludzia nie dotarła ta informacja? Jeżeli nie wiedziała, to nie chciałem dodawać jej kolejnego zmartwienia czy problemu, kolejnych negatywnych emocji, które mogły prowadzić do rozpaczy i bezsilności. - Smaczne, dziękuje. - Odparłem zdawkowo, jedzenie było smaczne, przyprawione i najważniejsze, że ciepłe i soczyste mięso.
albo ją przed sobą stworzę
"Dlatego lepiej stawić czoła problemom, niż dać temu... trupowi, tak? Gnić w szafie i zasmradzać otoczenie", zauważyła podnosząc głowę znad swojej miski ryżu, która wcale tak szybko nie pustoszała. "Może zabrzmieć to trochę...", próbując znaleźć odpowiednie słowo odłożyła na bok jedzenie biorąc w dłonie herbatę. "Trochę... tak jakbym zjadła wszystkie rozumy, bądź próbowała na siłę wcisnąć Ci swoje racje, ale...", przerwała znowu upijając łyk ciepłego napoju. "Ale myślę, że im bardziej będziesz od tego uciekać, tym w gorszy stan popadniesz. A już mogę powiedzieć, że to, co widziałam na dziedzińcu mocno mnie wystraszyło", dokończyła w końcu Nene spoglądając na czerwonowłosego z troską w oczach. Fakt, że był dla niej kompletnym nieznajomym sprawiał, że czuła potrzebę naprowadzenia go w dobrym kierunku i wiedziała, że jej słowa, choć czasem zbyt prawdziwe mogą dotrzeć do niego lepiej niż wypowiedziane przez osobę mu bliską. Ona nie użalała się nad nim, nie musiała mu współczuć, bo wcale nie znała jego przeszłości, tak jak on nie znał jej. Przedstawiała mu natomiast fakty i mądrość, którą uważała za potrzebną, by móc podnieść się z dołka, w którym on właśnie przebywał.
"Oczywiście", zgodziła się z jego słowami kiwając lekko głową, co mogło przypominać ruch mnichów, którzy w podobny sposób modlili się w swoich świątyniach. "Niemniej jednak... Jak zamierzasz się z tego w takim razie podnieść? Nie ważne, w co wierzysz tak naprawdę. Należy uwierzyć w samego siebie, bo to jest pewne bardziej niż każda inna w życiu rzecz", dodała po chwili odstawiając na bok kubek herbaty, który okazał się być już w połowie pusty. Przed jej oczami na moment stanął jej obraz przeszłości, pogrom, jaki spotkał jej rodzinę, a potem niewola, która dotknęła jej samej. Machinalnie łapiąc się za nadgarstki, które teraz zakryte były materiałem z tym swoim apatycznym wyrazem twarzy podniosła się na kolana i sięgnęła w stronę stojącego obok niej regału. Nie minęło kilka chwil, gdy w jej dłoniach pojawił się gliniany dzbanek z kurkiem. Wskazała podbródkiem na kubki herbaty, stawiając naczynie obok siebie. "Wypijmy, to naleję nam czegoś na pobudzenie", rzekła spokojnie znów biorąc w blade dłonie swoją herbatę.
"Za kolejnymi wierzchołkami...", utkwiła przez moment wzrok w parę unoszącą się nad napojem, próbując zebrać się do odpowiedzi. Choć dokładnie nie wiedziała, co powiedzieć. "Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Od dziecka byłam uczona, żeby doglądać tego miejsca. A ostatnie kilka lat spędziłam na ciężkiej próbie powrotu do znanej mi normalności... Może, jakby ktoś miałby mi pokazać to co tam jest za tymi wzgórzami, w dolinach i gdzie rzeki prowadzą...", wzruszyła ramionami w odpowiedzi. W jej piwnych oczach jednak kryło się zainteresowanie i podniecenie poruszonym tematem. Nadal uważała, że chciałaby zostać strażnikiem świątyni Fuyuzora, ale poznanie skrawka świata poza kamiennymi murami brzmiało aż nazbyt kusząco.
"Czy są jakieś miejsca warte odwiedzenia?", zapytała niby to od niechcenia, aby pociągnąć dalej temat, ale z drugiej strony była zafascynowana. Mężczyzna poruszył w jej głowie wyobraźnie, a oczami duszy dostrzegała już w oddali piękne wodospady i góry, których nawet podczas niewoli, nie dane jej było zobaczyć. Na następne słowa wojownika nie odpowiedziała już, wiedząc, że w pewnym sensie ma rację. Nie chciała czynić z siebie wyzwoliciela, kogoś, kto uratuje świat przed złem. Jednak jeśli ktoś miałby pojawić się w jej życiu, na jej drodze i byłby zagubiony, to nie chciałaby aby stała mu się żadna krzywda.
"Jeśli tak, to nadal wygląda przepięknie. Nie mnie sądzić Cię za to, że ukradłeś coś komuś", wyjaśniła mu swój pogląd na całą sprawę i dopiła w końcu herbatę. "Broń mojego brata zawsze wyglądała tak samo. Zadbana, wysmarowana... Twoja wygląda na równie zadbaną", mówiąc to chciała przede wszystkim uwierzyć w to, że to faktycznie do niego należało to ostrze. Nene twierdziła, że jeśli ktoś o coś bardzo dba, to na pewno musi do niego należeć. Do czyjejś zguby nie przykładałby człowiek takiej wagi.
Założyła wpadające niebieskie kędziory za ucho i przyjrzała mu się dokładniej. Ta zdawkowa odpowiedź trochę ją zmartwiła, ponieważ zaczęła zastanawiać się, czy przeszkadza mu jedzenie, gościnności czy może ona sama. Kiwając już tylko głową na jego słowa nalała sobie trunku z glinianego naczynia i wbiła w mężczyznę piwne oczy wyczekująco. Nie chciała go pośpieszać, ale sądziła, że mógłby się lepiej poczuć po wypiciu czegoś z procentami, zamiast zwykłej prostej kapłańskiej herbaty. Wszystko to wywnioskowała po jego słowach i zachowaniu, tak więc miała nadzieję, że nie myliła się zbytnio.
- Nie mi decydować, po prostu muszę doprowadzić to do końca... Wybacz. - Odparłem krótko i bez dodatkowego zagłębiania się w szczegóły i przerosiłem za napytanie jej strachu, ale równie dobrze mogła po prostu zostawić mnie tam i pozwolić marznąć. Wtedy nie musiałaby zajmować się zgorzkniały niewdzięcznikiem, który marudzi i nie pozwala sobie nawet na gram refleksji po jej słowach. Byłem świadomy swojego uporu i tego, że ciężko było mnie przekonać do cudzej racji, zwłaszcza gdy była to swojego rodzaju pokuta i kara. Sięgnąłem dłonią po czarkę z herbatą, abym dmuchnął dwa razy i wypić ją wręcz duszkiem. Rozgrzewająca kąpiel, ciepłe jedzenie i kojąca herbata stopniowo pomagały mi na samopoczucie, ciało też czuło się lepiej, ale było to tylko złudzenie, bo siły tak szybko nikomu nie wracały.
- Zobaczmy, chociaż ciężko odzyskać, to co ktoś Ci odebrał na własne życzenie. - Wiara w siebie w tym momencie kłóciła z tym jaką klęskę poniosłem, jak nie dopilnowałem tego i zbagatelizowałem problem, który był tuż pod moim nosem, konsekwencje wybór i opieszałość.
- Świat potrafi zadziwić swoim majestatem... Nie powinnaś być ptaszynom w klatce. Przez wybór, na które nie miałaś wpływu, w końcu w tym nie ma miejsca na wiarę w siebie czy bogów, skoro ludzie dyktują Ci warunku. - Nie oceniałem jej życia, to nie był ten ton. Po prostu mówiłem, co myślę bez negatywnych emocji, może w trakcie tych wszystkich przygotowań, uznała, że to jej droga, ale z drugiej strony w jej prawie dało się usłyszeć zaciekawienie innym światem, który mógł być dla niej bardzo niebezpieczny.
- Mam już go, od jakiegoś czasu i został zrobiony specjalnie dla mnie. Pewnie mógłby być w lepszej kondycji, jeżeli byłby w rękach lepszego szermierza. - Jej słowa były miłe, na pewno Akoya mogłaby ją polubić, jeżeli chodziło o dbanie o rzeczy. Hitestsu miało jedną wspólną cechę ze mną, nic nie mogła stanąć jej na drodze i pokonać. A przynajmniej to była nasza wspólna cecha, gdy teraz nie byłem w za dobrej formie. Sięgnąłem dłonią po glinianą czarkę i przechyliłem ją szybko i odstawiając na miejsce, nie byłem pewny czy powinienem to robić, ale widziałem, jak na mnie patrzyła i jak zareagowała na moją odpowiedz odnośnie jedzenia.
albo ją przed sobą stworzę
"Z tym się zgodzę", rzekła łagodnie młoda kapłanka, spuszczając na moment swój wzrok. Gdyby w przeszłości nie stawała okoniem, gdyby nie była taka dumna i nieustraszona, może nie musiałaby męczyć się przez tyle lat w niewoli. Wielokrotnie odgrywała scenę przeszłości w swojej wyobraźni, dobierając różne słowa, różne rozwiązania, ale efekt końcowy zawsze był taki sam. Z biegiem czasu przestawała siebie obwiniać, ale to, co jej odebrano trzymała teraz kurczowo, niepewnie, trochę strachliwie w swoich dłoniach, wypełnionych nadzieją i wiarą. Gdzieś z tyłu głowy lękała się, że to się zmieni, dlatego też pierwszą myślą na widok wędrowcy w oddali była defensywa. "Mimo wszystko, ważnym jest by nie wypuszczać już później tego z rąk", dodała po dłuższej chwili Nene przygryzając dolną wargę. Możliwe, że po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy, odkąd czerwonowłosy ocknął się, pokazała jakąś inną emocję niż pewność siebie, czy obojętność. Dziewczyna westchnęła głęboko odpuszczając spierzchłej wardze, która zmoczona była lekko trunkiem.
Niebieskowłosa uśmiechnęła się... ale nie ustami, a oczami. Jej wargi nadal w tej samej pozycji, jakby niewzruszone i lekko rozchylone nie zdradzały tak wielu emocji co jej własne piwne oczy. "Nikt mnie tutaj nie trzyma", sprostowała go melodyjnym głosem, wypijając alkohol, który nalała sobie chwilę wcześniej. Zacisnęła mocno powieki chowając głowę we włosach na kilka chwil, co by czerwonowłosy nie dostrzegł jej grymasu. Dawno nie piła niczego co miało więcej niż 15% zawartości alkoholu, a to sake, przyrządzone przez jej tatę było wyjątkowo mocne. Odetchnęła cicho odgarniając włosy z twarzy i spoglądając ponownie na czerwonowłosego. Przez moment miała wrażenie, że oczy płatają jej figle, bo choć dopiero co się napiła, tak odnosiła wrażenie, że jej gość wyglądał jeszcze atrakcyjniej niż gdy go obmywała w łaźni. Wtedy pilnowała się, żeby nie zrobić byle głupoty. "Tutaj... czuje, że jestem we właściwym miejscu. To bardzo dziwne uczucie, ciężko je wyjaśnić...", zaczęła tłumaczyć się niebieskowłosa zakładając kilka pasm włosów za ucho. "Ale...", urwała na moment znów przygryzając dolną wargę. "Też wiele przykrych wspomnień związanych z tym miejscem chowam w sercu, które uważam za swoją kotwicę. Jeśli nie naprawię swojego błędu sprzed lat, to jak będę mogła stąd odejść? Jak będę mogła zobaczyć co jest tam dalej...?", sięgnęła ręką w przód wyobrażając sobie polany kwiatów, góry pokryte śnieżnym puchem, niekończące się lasy. Przy rodzinnej świątyni mogła podziwiać jedynie jezioro. "Zostawienie czegoś w szafie jest równie trudne, jak obejście szafy i zapomnienie o niej. Dopóki nie zmierzę się z nią i nie naprawię tego, co w niej zostało...", piwne oczy kapłanki powędrowały znów w kierunku złotych oczu wędrowca, "To jak mogę powiedzieć: Jeszcze tu wrócę, skoro wiem, że jeszcze dalej od tego wszystkiego uciekam?". Dolała sobie alkoholu, widząc jak mężczyzna opróżnia też i swoje naczynie. Jego czarkę też napełniła. Nie zastanawiając się nawet sekundy dłużej Nene wypiła zawartość swojego naczynia tym razem nie kryjąc już grymasu twarzy.
"Nadal wygląda na niesamowitą broń. Nie znaczy to jednak, że w innych rękach wyglądałby lepiej... Czyli jesteś szermierzem?", wydedukowała niebieskowłosa z jego wypowiedzi pochylając się trochę bardziej w jego kierunku, pokazując tym samym zainteresowanie rozmówcą. "Pewnie nie możesz zbyt wiele powiedzieć... Jak mój brat", urwała wywracając piwnymi oczami i spoglądając gdzieś w bok. "Czy... Twoje utrapienie związane jest z Twoim zawodem, jeśli można to tak nazwać?", zapytała młoda kapłanka, choć nie była pewna czy powinna. Alkohol nieco rozplątał jej język, podnosząc szlabany tam, gdzie wyraźnie starała się nie zachodzić. Piwne oczy Nene wróciły po kilku długich chwilach na mężczyznę, pozostając na nim już na resztę rozmowy. Była nim widocznie zafascynowana i nie mogła odepchnąć od siebie wrażenia, że choć chwila nieporozumienia wkradła się między nich w trakcie rozmowy, tak przechodzili oboje przez coś, co w jakimś stopniu oboje rozumieli.
W końcu nie ten jest niezłomny, który nigdy się nie złamał, a ten, co pomimo przeciwności losu za każdym razem wracam na swoją drogę. Trzeba uparcie iść przed siebie i wyszarpać złodziejowi ją z gardła, a później zmusić, aby słono zapłacić za każdy swój uczynek. Jak na razie mój płomień, był bardziej żarem, potrzebowałem czasu, aż żar ponownie będzie mógł przerodzić się w płomień, który strawi wszelkie problemy.
Mówiła, że nikt jej tu nie trzymał, ale to nie była prawda. W końcu ona też była kimś i to właśnie ta osoba ją tu trzymałą w wyniku czegoś, czego mi nie mówiła, jednak nie padały z jej ust słowa i cele, które mogłaby chcieć zrealizować gdzieś indziej. Marzenia, które mąciłoby jej w myślach i popychało do podjęcia ryzyka, które wcale nie musiało być opłacalne czy dobre. Lekka chandra, która ostatnio rzadko pozwalała mojemu prawdziwemu ja dojść do głosu. Nie mogłem odmówić jej pewnej słuszności w tym podejściu, ale równie dobrze sama sobie przeczyła w pewnym momencie.
- Czasami błąd, wcale nie jest błędem. Czasami nie wszystko jest tym, czym się wydaje, zwłaszcza gdy były w to zaangażowane inne osoby, ale... Jeżeli jesteś własnym więźniem, to nie możesz pomóc innym w wyjściu z otchłani, gdy sama się w niej znajdujesz... Wtedy nigdy nie zobaczysz, co będzie dalej... - Czy mogło to w moich ustach brzmieć wręcz niedorzecznie? Oczywiście, że tak w końcu to ja chwilę wcześniej leżałem w błocie i miałem ogromne problemy z pozwoleniem sobie na żałobę, aby tylko odpychać coraz dalej piętrzące się uczucia. Piłem z nią alkohol, ale mój nastrój był mocno mieszany, momentami delikatnie pogody, w końcu ciepły posiłek i odpoczynek, na pewno były czymś przyjemny, ale zaraz przypomniałem sobie, dlaczego się tutaj znalazłem, chyba nie powinienem innym mówić, jak powinny żyć i podejmować decyzję.
- Wiem, że raczej przypominam banitę z lasu czy rabusia, przynajmniej w ostatniej kreacji, ale tak bym to nazwał. To, czym się zajmuje... Nie jestem samurajem żadnego szoguna, ani też wasalem żadnego rodu. Tylko nie ma o czym mówić w tej pracy, nic przyjemny. Więcej w tym cierpienia niż radości, ale ktoś musi to robić. - Odpowiedziałem Nene i korzystałem z jej gościny w normalnych okolicznościach, sam odradzałbym sobie picie większej ilości alkoholu, ale byłem już zmęczony tym wszystkim, tym ciągłym uciekaniem.
albo ją przed sobą stworzę
Otchłań, którą jej towarzysz przytoczył niczym nie przypominała miejsca, w którym obecnie znajdowała się kapłanka. Kolejne dni wolności i wyzwolenia spod jarzma bandytów były przeprawą, długą i monotonną, po głębokiej rzece z wieloma deltami. Wybór tej jednej mógłby wpłynąć na to, do jakiego miejsca dopłynęłaby młoda kobieta, czy też porwałoby ją ciemne, mroczne morze, które nie pozwoliłoby na wzięcie oddechu, a zalewałoby najpierw krtań, potem płuca. Wierzyła, że jej podróż nie zmierzała właśnie w tym kierunku, a do brzegu, który usłany był zimnym, drobnym piaskiem czasem delikatnie podlewanym przez chłodne morskie fale.
"Ciężko się z Tobą nie zgodzić...", wyszeptała niebiesko włosa z lekkim uśmiechem na ustach, przełamującym tę znudzoną maskę przyklejoną do jej twarzy. "Może za jakiś czas... Jak będę na tyle odważna, by przekroczyć próg tej świątyni...", rozmarzony głos młodej kapłanki wskazywał na to, że coś jeszcze kryło się za niechęcią do opuszczania tego miejsca. Dziewczyna nadal obawiała się, że ktoś z bandytów przeżył. Sądziła, że jeśli opuści Fuyuzorę może stać się kilka rzeczy. Pierwszą z nich mógł być kolejny najazd na sanktuarium, który tym razem zniszczyłby ją doszczętnie. Życie wielu ludzi mogło być zagrożone, a nawet mogłoby się skończyć w bardzo tragiczny sposób. Drugą rzeczą, która mogłaby zajść było prostsze odnalezienie Nene i jej niewola, a nawet śmierć. Pierwsza sytuacja nie wykluczała drugiej, mogły równie dobrze obie się wydarzyć, a Konoe nie chciała dopuścić do żadnej z nich. Musiała schować te mroczne scenariusze do głębokiego wora, który rozchylała bardzo sporadycznie i niechętnie.
"Faktycznie, z daleka wyglądasz na rabusia", pokiwała głową młoda kobieta, wydając z siebie cichy, zbliżony do świergotu jaskółki, chichot. "Mówisz, że tak to wygląda... to znaczy chodzisz po lasach, górach, miastach i straszysz ludzi swoim wyglądem, człowieka, który zaraz padnie na ziemię z wycieńczenia?", uniosła brew nieco zaskoczona jego porównaniem, ponieważ widok, który nadal zakodowany był w pamięci jej umysłu niejednego zapewne by przestraszył. Łatwo byłoby w takiej sytuacji oskarżyć go o bycie banitą, wygnańcem, ale za tym szło tak wiele niepodobnych równań, że jeśli ktoś miał na tyle oleju w głowie co Nene, nie wzniósłby alarmu. "Nie będę wypytywać więc o szczegóły, bo widać, że nie sprawia Ci żadnej przyjemności rozmowa o tym", zauważyła kapłanka i nie zwlekając znów polała im alkoholu, swoją czarkę jak kilka poprzednich szybko opróżniając. "Chcesz zobaczyć coś ładnego? O tej porze roku nasze jezioro jeszcze nie zakwita barwnymi kwiatami, ale... można nazwać je na pewno czymś wyjątkowym", propozycja była zachętą do dalszej rozmowy, spędzenia wspólnie czasu. Skoro już zgodził siebie nakarmić i napoić, Nene uznała, że pokaże mu coś więcej z tego miejsca. Choć zakładała, że mógłby odmówić wstała ostrożnie przytrzymując się krawędzi stolika i podeszła do jednej z komód, by wyciągnąć puszysty, miękki materiał. "Nie musimy nigdzie stąd iść, po prawdzie widok na jezioro mamy stąd", wskazała na zasunięte drzwi shoji, przysuwając się do wojownika z kocem, zarzucając go na jego ramiona. "To po to byś nie zmarzł", oznajmiła ciepło Nene i na czworaka przeszła do papierowych drzwi rozsuwając je.
Widok, który rozciągał się po drugiej stronie przypominał schodzącą po stopniach gór Panią Wiosny, mijająca się z Królową Zimy. Szczyty gór, widoczne w oddali, były jak płaszcz, który osuwał się i zanikał w kłębach chmur spowitych na niebie. Jezioro, o którym wspomniała niebiesko włosa zdążyło już przywitać wstępnie wiosenne klimaty, choć miejscami nadal gdzieś zamarznięta woda przypominała o pogodzie, która jeszcze się utrzymywała. Rośliny wyschnięte, powoli szykowały się do zakwitu, który miał przyjść za jeszcze długi czas. Kamienne posągi dookoła wody chroniły tego miejsca w pozach bezwzględnych i odważnych wojowników, nie dając przejść złu, które czaiło się w czeluściach otaczającego lasu. Kapłanka siadła obok mężczyzny opierając się nieświadomie o jego ramię, biorąc głęboki wdech i uśmiechając się pogodnie.
"Czyż nie jest to przepiękny widok?", zapytała z lekko zarumienionymi policzkami.
– Wiem, że teraz wyglądam jak ktoś, kto nosi ciężar większy, niż jest w stanie unieść – powiedziałem, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie, choć wewnętrznie czułem się, jakbym walczył z burzą. Nene słuchała mnie uważnie, choć widziałem, że w jej oczach kryło się coś więcej – może troska, może pragnienie, bym choć na chwilę odpuścił. – Może rzeczywiście przypominam odrobinę banitę, każdy miewa gorszę lepsze dni. Dziękuje za jedzenie i napitek. - Nie miałem ochoty, żeby rozmawiać, o tym, czym się tak dokładnie zajmowałem, zwłaszcza że nie ostatnim czasem przynosiło to więcej cierpienia.
Kiedy zarzuciła mi na ramiona koc, poczułem chwilowe ciepło, jakby na moment udało jej się po raz kolejny przebić przez lodowaty mury zmartwień, które zbudowałem wokół siebie. Jednak to ciepło szybko zniknęło, a ja znów wróciłem do swoich myśli. Myśli, które były niczym ciernie wbijające się głębiej z każdym krokiem, jaki stawiałem na tej drodze zemsty. Nie zbliżałem się do realizacji celu, a cienie zdawały się przeszywać nieustanie moje myśli. Wiedziałem, że nie mogłem pozwolić sobie na pokazanie, jak bardzo jestem zniszczony. Nie przy niej, nie potrzebował kolejny zmartwień i więcej powód do uznania mnie za wrak.
– Widok, który mi pokazujesz, jest piękny – wyszeptałem, choć moje serce było daleko stąd, w miejscu, gdzie wspomnienia przeszłości ciągle mnie dręczyły. Gdzie momentami przypomniały mi się wspólne chwile z Suki, kiedy jej pomagałem i ściągałem ciężar z jej barków. Widok naprawdę był niezwykły zwłaszcza, dla mnie gdzie ja mogłem dostrzec znaczniej więcej oczami.
Nene siedziała obok mnie, patrząc na jezioro, jakby w jego odbiciu szukała odpowiedzi na pytania, które nigdy nie zostały wypowiedziane. Dla niej to miejsce mogło być symbolem spokoju i nadziei. Dla mnie było jedynie przypomnieniem tego, co straciłem. Mimo jej prób nie potrafiłem zobaczyć w tym miejscu niczego więcej niż kolejnej przeszkody na mojej drodze do zemsty. Wiedziałem, że to, czego szukam, nie przyniesie mi ukojenia, ale mimo to nie mogłem się cofnąć. To nie wróci jej życia, ale nie mogłem tak po prostu zapomnieć o jej morderczyni.
– Dziękuję, Nene, że jesteś tutaj, ale... – zacząłem, czując, jak moje słowa stają się cięższe z każdym oddechem. – To nie jest miejsce, które będzie w stanie zmienić przeszłość, czy naprawić błędy, które popełniłem. - Spojrzała na mnie z mieszanką zrozumienia i smutku, jakby wiedziała, że nie jestem w stanie odłożyć na bok swojego bólu, choć bardzo tego pragnęła. Widziałem, że chciała mi pomóc, ale ja nie byłem gotów na żadną pomoc. Każdy moment spędzony tutaj przypominał mi o tym, co straciłem, i choć doceniałem jej troskę, wiedziałem, że jedyną rzeczą, która mogła mi przynieść ulgę, była zemsta. Ale w głębi duszy, czułem, że nawet wtedy nie zaznam spokoju. Oszukiwałem się, przykrywałem problem celem, który miał przysłonić mi wzrok i uciszy głosy. Alkohol i miłe towarzystwo nieco tępiły zmysły i jasność osądu, ale ciągle delikatne echo rozlegało się w środku.
– Wybacz mi, Nene, ale będę musiał, jak najszybciej opuścić to miejsce nim nadciągną tutaj czarne chmury. – powiedziałem, patrząc na jezioro, które teraz wydawało mi się zimne i odległe, jakby należało do innego świata, którego już chyba nigdy nie będę częścią. Chciałbym móc odciąć się od tego wszystkiego, pogodzić ze śmiercią Suki i przejść żałobę, ale nie pozwalałem sobie na nią. Moje ciało ciągle było słabe, nie miałem zbyt dużo siły, a tym bardziej nie powinienem ruszać w dalszą drogę, ale obawiałem się, że jeden z demonów, który mógł uciec, wróci i zapragnie dokończyć dzieła.
albo ją przed sobą stworzę
Przysunęła się bliżej, delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu, starając się, by jej dotyk przyniósł, choć chwilową ulgę. „Zrozumiem, jeśli będziesz musiał odejść. Choć droga, którą obierzesz może okazać się być usłana cierniami i łzami, musisz przygotować się na nią. Zatem dopóki nie odzyskasz sił, nie odbierz tego źle, ale nie chcę byś opuszczał to miejsce bez odpowiedniego odpoczynku”.
Jej głos był cichy, ale wypełniony szczerym współczuciem. „Wiem, że to, co cię dręczy, jest głębokie jak otchłań, której nie sposób szybko zasypać. Ale jeśli kiedykolwiek poczujesz, że jesteś gotów, by spojrzeć na ten ból z innej perspektywy, wiedz, że znajdziesz tu miejsce, w którym nie musisz walczyć z samym sobą. Może nie jest to teraz, może nie będzie to jutro, ale kiedyś... może”. Pozostała przy nim w milczeniu, pozwalając, by cisza między nimi mówiła więcej niż jakiekolwiek słowa. W końcu towarzystwo kogoś, kto nie ocenia i nie wymaga, było tym, czego potrzebował, nawet jeśli jeszcze tego nie dostrzegał.
"Nie obawiałabym się czarnych chmur", spojrzała naiwnie Nene na niebo, nie dostrzegając ani grama mrocznego puchu. Użyta przez jej towarzysza metafora nawet na moment nie dotarła do skręconych w głowie niebieskowłosej zwojów mózgowych, które obecnie lekko bujały się pod kopułą za sprawą alkoholu, który im nalała. Dziewczyna powoli obróciła twarz stronę czerwonowłosego, a na jej twarzy pojawił się promienisty, ciepły, a zarazem uroczy uśmiech. Wydawać by się mogło, że dostrzegła coś, co ucieszyło ją tak jak otrzymany przez małe dziecko prezent w formie lizaka. Piwne tęczówki kapłanki rozbłysły na moment, a apatyczny wyraz twarzy pękł na kilka chwil. Można było powiedzieć, że sprzyjała ku temu atmosfera, ale Nene również po raz pierwszy od utraty przyjaciela i wolności, poczuła się faktycznie dobrze. Opieka, którą otrzymywała ze strony dziadka i rodziny była nieoceniona, powoli sklejała rozpadającą się figurę młodej kobiety, ale psychicznie była silniejsza niż mogłoby się zakładać. Dlatego z każdym kolejnym słowem, z którego sączyła niepewność wojownika, strach i ból, który powoli unosił się na podmuchach wiatru między nimi, próbowała otulić go kocem dobroci, jaki powoli szyła.
"To miejsce nie jest rozwiązaniem", zaczęła mówić młoda kapłanka znów nalewając im alkoholu, nawet jeśli już odrobinę przesadziła co można było dostrzec po samym jej uśmiechu oraz pulsujących wypiekach na bladej twarzy. "Nie jest też narzędziem, które można wykorzystać do rozwiązania problemu", dodała po chwili obracając się w stronę mężczyzny, lekko pochylona w jego stronę nie zdając sobie sprawy, że przygryza dolną wargę i od czasu do czasu zerka niżej, niż usta swojego gościa. "Natomiast... Im bardziej będziesz zastanawiać się nad tym, że coś nadejdzie, jak te czarne chmury... Nigdy na moment nie ustaniesz", mówiąc to Nene starała się zasugerować, by faktycznie spróbował zostać dłużej w świątyni. Przeczuwała, nie, ona widziała, że nie dałby sobie rady przejść kolejnych kilka dłuższych kroków bez jej pomocy. "O rany... He he", zaśmiała się kapłanka, czując jak trochę kręci jej się w głowie od alkoholu, "Raczej nie powinnam więcej pić" , ale myślę, że nie tylko mi przyda się odcięcie od rzeczywistości, dodała sobie w myślach zakładając włosy za ucho i położyła dłoń na jego dłoni, chcąc dodać mu otuchy i okazać wsparcie, którego widocznie mu brakowało.
Jej słowa były jak letnia bryza, która pomagała zrelaksować się. Nie musiała mi mówić, że widzi mój ból; to, jak na mnie patrzyła, wystarczało. Czułem, jakby próbowała odjąć mi choć część tego ciężaru. Wiedziałem, że Nene miała dobre intencje, ale byłem świadom, że nie mogła zrozumieć pełni tego, co we mnie siedziało. Mimo to, jej obecność była pocieszeniem, którego nawet ja, w swej wiecznej walce, nie mogłem zignorować. Kontynuowała, a ja poczułem, jak jej słowa delikatnie rezonują we mnie. Może to nie jest jeszcze czas, może nie będzie to jutro, ale może... Kiedyś... jak pokonam swoje demony.
Spojrzałem na nią, a jej twarz była spokojna, niemal promieniująca. To, co mówiła, miało sens. Nene, mimo swojego własnego bólu, próbowała mnie pocieszyć. Może faktycznie potrzebowałem tego miejsca bardziej, niż chciałem to przyznać. Było w niej coś, co przyciągało mnie jak magnes. Czułem, że jej obecność ma moc, by złagodzić mój ból, choć na chwilę.
Patrzyła na niebo z naiwnym uśmiechem. Widząc jej pogodny wyraz twarzy, poczułem ukłucie zazdrości. Była tak... beztroska, mimo wszystkiego, co przeżyła. To coś, czego już dawno nie potrafiłem. Gdzie ja nie potrafiłem tak po prostu rozproszyć mroku tkwiącego we mnie. Nene obróciła się do mnie, nalewając kolejny kieliszek alkoholu. Jej policzki były lekko zarumienione, a oczy błyszczały odrobiną pijańskiego rozbawienia.
Miała rację. To ciągłe czekanie na burzę, ciągłe trzymanie się swojego bólu, tylko mnie wyniszczało. Jej słowa miały sens, choć nie byłem pewien, czy mogłem sobie pozwolić na taki luksus, jak spokój. Czy byłem wstanie pozwolić na to sobie, gdy wiedziałem co spotkało Suki, ale to nie był tylko mój ból, inny też cierpieli w tym wszystkim. Tachibana, Katsumitsu i pewnie wielu jej innych przyjaciół, to dla czego ja nie potrafiłem przejść obok tego obojętnie. Może nie powinienem dopuszczać ludzi tak blisko siebie...
Nene zaśmiała się, lekko bełkocząc od alkoholu, i założyła włosy za ucho. Jej dłoń spoczęła na mojej, a ja poczułem, jak przez moje ciało przebiega ciepły prąd. Ponownie to delikatnie odciągnęło ode mnie mysli, które zalewały mnie cały czas, a ja nie wiedziałem jak mam się czuć. Odmawiałem alkoholu jakby szukał w nim odpowiedzi, moje problemy z poruszaniem się nie wynikały z ilość trunku, a ogólnego zmęczenia. Chociaż bardzo powoli wracałem do siebie.
Spojrzałem na nią, czując, jak jej obecność łagodzi mój ból, choć na chwilę. Może rzeczywiście warto było odpocząć. Może to miejsce miało mi coś więcej do zaoferowania niż tylko kolejny przystanek w drodze do zemsty, ale czy zasługiwałem na to. Czy powinienem ją narażać i wykorzystywać w taki sposób.
– Dziękuję, Nene – wyszeptałem, pozwalając sobie na pierwszy raz od dawna poczuć coś innego niż gniew i smutek. – Może zostanę tu na trochę dłużej. - Jej uśmiech odpowiedział na moje słowa, a ja wiedziałem, że choć walka wciąż trwa, znalazłem miejsce, w którym mogłem choć na chwilę odnaleźć spokój. - Będzie padać. - Rzuciłem do Nene, gdy uważnie przyjrzałem się nocnemu niebu.
albo ją przed sobą stworzę
Nie możesz odpowiadać w tematach