Nie tylko wojownik miał burzę myśli, przeplatającą się uczuciami, których nie potrafił zidentyfikować i nie wiedział, co z nimi począć. Nene przyłapywała siebie samą na to, że zawieszała długo maślane, psie oczka na swoim towarzyszu, a gdy tylko zdawała sobie z tego sprawę przechylała głowę w bok, przygryzając dolną wargę i co drugi, trzeci unik opróżniała zawartość swojej czarki z alkoholem. Trunek rozluźnił ją już w znacznym stopniu, pozwalając jej dziecięcej osobowości na wyciągnięcie nibynóżki poza mury poważnej i ostrożnej kapłanki. Ściągnięta zasłona osuwała się powoli niezauważenie na podłogę, a piwnooka dziewczyna uśmiechała się coraz szerzej. Delikatnie, z wyczuciem zacisnęła dłoń na jego ręce i gdy jej podziękował zachichotała melodyjnie.
"Koniecznie... Musisz odpocząć, Yui, a ja postaram się, żeby tak właśnie było", podniosła powoli drugą rękę, wskazując prosto w jego nos chudym palcem. W swoich rękawach kapłanki miała jeszcze wiele sposobów na urozmaicenie i umilenie czasu tym, którzy trafiali do Fuyuzory. Choć większości z nich i tak nie mogła wykorzystać, ponieważ nad jej ramieniem zazwyczaj czyhała matka albo dziadek teraz poczuła wiatr w skrzydłach. Poczuła dziś, że to był właściwy moment, by z nich skorzystać.
Wspomnienie złej pogody trochę ją zaskoczyło, ponieważ dosłownie chwilę temu zerkała w niebo i nie dostrzegła nic podejrzanego. Nie umiała stwierdzić, czy miał rację, czy też nie. Jej umiejętności ograniczały się do pewnych specjalizacji, nie mówiąc już o tym, że była pod wpływem dość sporej dawki alkoholu. Tak jak była zawsze ciekawska oraz zdarzało jej się wierzyć w istnienie rzeczy i zjawisk, które ją otaczały podniosła się powoli, chwiejnie z podłogi, wysuwając się spod koca. Gołymi stopami stanęła na kamieniu przed zadaszeniem podnosząc głowę wysoko do góry marszcząc przy tym badawczo czoło i nos.
"Będzie padać?", powtórzyła w pytaniu słowa towarzysza obracając się dookoła, chcąc obejrzeć całe niebo. Przeszkadzał jej w tym dach i wiele drzew, które otaczały sanktuarium. Z zawiedzioną miną, że nie może znaleźć ani wskazać tego samego co udało się wojownikowi spojrzała na niego lekko naburmuszona, przypominając trochę wiewiórkę, która schowała kilka orzechów do swojej pojemnej buzi.
"Po czym wnioskujesz?...", zadała kolejne pytanie Nene, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że chłopak robi sobie z niej żarty. "Dopiero co zamiatałam podwórko, a już miałoby napadać i nanieść kolejnych liści i kurzu?", w głosie młodej kapłanki można było wyczuć frustrację. Wskazała gniewnie na wyczyszczony posąg wojownika, który stał niedaleko przejścia na taras mówiąc: "I co sobie Wielki Rakuyi pomyśli? A co dopiero mój dziadek?!" Pokręciła głową, bezradna i kopnęła pobliski kamyk wydając z siebie pisk bólu, cichy, ale nadal słyszalny. Spojrzała na swoją stopę poirytowana widząc lekkie przetarcie na palcach, nieświadoma tego, jak bardzo alkohol wpłynął na jej zachowanie.
– Nie chodzi tylko o chmury, które widzisz na niebie, Nene – powiedziałem, spoglądając w jej błyszczące, piwne oczy. – Chodzi o te, które noszę w sobie. Te, których nie możesz dostrzec, nawet gdybyś patrzyła najdokładniej, jak potrafisz. -
Przerwałem na chwilę, czując, jak jej ciepła dłoń zaciska się i wciąż leży na mojej. Część mnie pragnęła odpoczynku, ale wiedziałem, że to tylko złudzenie, które przyniesie chwilową ulgę.
– Mówiłem o deszczu, bo wiem, że prędzej czy później nadejdzie – dodałem, a mój głos stał się cichszy, jakby te słowa miały większą wagę niż wcześniejsze. – Nie taki, który zmoczy twoje pięknie zamiecione podwórko, ale taki, który wpadnie na mnie jak lawina. I choć teraz mogę się uśmiechać, żartować... wiem, że w końcu mnie dopadnie. –
Czułem, że powoli zaczynałem mówić to, co od dawna trzymałem w sobie. Nene patrzyła na mnie z pełnym zrozumienia wyrazem twarzy, ale w jej oczach dostrzegłem również zaskoczenie, jakby dopiero teraz zaczynała rozumieć, jak głęboki jest ten ból, który noszę.
– Ale nie musisz się martwić o Rakuyi ani o liście. Pomogę Ci je posprzątać – dodałem, chcąc złagodzić atmosferę. – Wielki Rakuyi wybaczy, a twój dziadek? Cóż, nawet on musiał kiedyś stawić czoła własnym burzom. Także niech nie zapominam wół, jak cielęciem był. -
Spojrzałem na nią, próbując uśmiechnąć się, choć wiedziałem, że nie do końca mi się to uda. Była jedną z niewielu osób, które próbowały mnie zrozumieć, i to wystarczało, żeby na moment zapomnieć o ciężarze, który nosiłem.
– Czasem deszcz jest nieunikniony... Czasem musimy pozwolić mu spaść, żeby potem znów zobaczyć słońce. - Skierowałem wzrok na wschód, tam, gdzie dostrzegłem zbierając się chmury. Były jeszcze daleko i rzadkie, ale szybko przybierały na gęstości i zbliżał się coraz bardziej. - Teraz... - Wypowiedziałem cicho pod nosem, a po krótkiej chwili dało się usłyszeć pierwsze uderzenia małych kropli w daszek.
albo ją przed sobą stworzę
Nene przygryzła dolną wargę powoli wracając pod daszek. Usiadła z powrotem koło mężczyzny gładząc go opuszkami palców po dłoni i kolanie. Nim odpowiedziała na jego słowa, postanowiła wyjaśnić swoje zachowanie. "Moja mama...", zaczęła powoli, "Robiła tak, gdy coś mnie bolało. Każdy kolejny kreślony przez nią krąg był milszy i z każdą kolejną chwilą czułam się coraz lżej...", piwne oczy dziewczyny wpatrzone były w twarz czerwonowłosego, a jej palce na jego dłoni kreśliły esy-floresy, często przypominające litery, a nawet kształty. Wykonywała te ruchy bardzo ostrożnie i delikatnie, mając nadzieję, że jej wsparcie pomoże mu nawet odrobinę. "W każdym z nas szaleje burza i tornado... Czasem warto dać im ujść, a czasem trzeba je zwalczyć...", niebieskowłosa podniosła drugą, wolną rękę kładąc mu ją na piersi. Przez kilka chwil wydawało się, że wsłuchuje się w rytm bicia jego serca i tak też właśnie było. Z lekkim, ciepłym uśmiechem na ustach powiedziała: "Nie muszę ich widzieć... Ale je czuję."
Przez kilka kolejnych godzin wpatrywała się to w kapiącą z dachu na ziemię wodę, to na gościa, który nad wyraz zmęczony twardo próbował przemówić Nene, że będzie się zbierać jak tylko uda mu się stanąć na własnych nogach. Młoda kapłanka raz po raz pokazywała mu, że sił mu na to zabraknie. Gdy oboje już byli zmęczeni pokierowała mężczyznę do pokoju, który znajdował się tak naprawdę całkiem blisko pomieszczenia, w którym dotychczas przebywali. Łapiąc go pod rękę przespacerowała kilka metrów i uchyliła drzwi do chłodnego pokoju.
"Hm...", zamruczała kapłanka, wchodząc do środka i zapalając świeczkę na stoliku, którego położenie znała na pamięć. Ogień rozbił ciemność, która ich otaczała, na tyle, by móc bliżej przyjrzeć się temu co znajdowało się w pomieszczeniu. Grube posłanie na macie tatami leżało zaraz pod oknem, natomiast stolik znajdował się po prawej stronie. Lewa ściana pomieszczenia zajęta była przez wysoką szafko-półkę ze schowkiem, na której odbijały się w ciemności od światła statuetki i kapłańskie relikwie. Nene obróciła się powoli do wojownika zachęcając go ręką do skorzystania z przestrzeni.
"Zaraz przyniosę ciepłe ręczniki, bo tu strasznie zimno jest", poinformowała potykając się o własne nogi i uderzając nosem w klatkę piersiową swojego gościa. Mruknęła cicho łapiąc się kurczowo jego ubrania, nie chciała stracić równowagi. "Ciemno jak w piwnicy...", bąknęła cicho pod nosem odgarniając niebieskie włosy sprzed twarzy.
Nim jednak zdążyła wyjść z pomieszczenia, przeprosić za wpadnięcie na wojownika, zza okna usłyszała głośne trzaskanie łamanych gałęzi. Ręka momentalnie powędrowała do jej pasa, przy którym zawieszoną miała lampę i sierp. "C...co to było?", zapytała cicho zerkając w stronę otwartego okna. Choć w pomieszczeniu było ciemno, a jedynym źródłem światła była stojąca na stoliku świeczka, dostrzec można było zmianę w kolorze kryształowej lampy Nene. Błękitny, mętny kolor ustąpił miejsca krwawej czerwieni. Skupienie dziewczyny nadal było skierowane na odgłosach poza terenem sanktuarium, więc owa przemiana nie została przez nią zarejestrowana. Mocniej zacisnęła dłoń na ramieniu wojownika, a przed jej oczami stanęła wizja najgorszej z możliwości - bandyci, którzy chcieli ją dopaść. Momentalnie zmienił jej się oddech, a piwne oczy, które parę chwile temu były rozbawione i ciepłe, zamarły. Jej strach i odwaga walczyło na przemian, a sama nie była pewna czy powinni się wychylać i zaglądać w głębie otaczającego świątynię lasu. "To chyba...", młoda kapłanka nie skończyła swojego zdania, ponieważ to zostało przerwane przez głośny, mroczny warkot, którego nie umiała zidentyfikować. W gęstwinach faktycznie coś się kryło, ale nie miała pojęcia co to mogło być.
Nie możesz odpowiadać w tematach