- Żadna, która by mnie mogła zabić - odparła w końcu, nie potrafiąc przy nim udawać. Nie było to ani tak, ani nie. Martwił się o nią? Przecież była twarda, silna. Potrafiła sobie radzić. To on wymagał ochrony, przynajmniej tak uważała. Był wyjątkowy, kruchy, a ona czuła się z niego odpowiedzialna. Był od niej kilka lat starszy, a ona mimo wszystko miała wrażenie, że powinna się nim zajmować. Za pewne było one obupólne. Zerknęła na niego ukradkiem. Kiedy w końcu się odsunął wypuściła cicho powietrze. Nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymała oddech. Czy wystarczająco dobrze się odżywiał, kiedy jej przy nim nie było? Jej ciemnoniebieskie spojrzenie odrobine za długo zatrzymało się na jego odsłoniętej części ciała. Potem powędrowało w stronę nieba. Znała jego opinię. Chciała jedynie poprawić sytuację, zażartować - w czym była okropnie kiepska. Osobiście nie uważała, żeby posiadała jakąkolwiek duszę. Była jedynie ludzkim bytem, stworzonym do wykonywania zadań. Bez zbędnych pytań. Oczywiście miała też coś z życia dla siebie. Jak na przykład ta krótką chwilę spędzoną z Masanorim na mostku. Była szczęśliwa.
- Mojej duszy pewnie nie da się już uratować, ale zaopiekujemy się Twoją - skomentowała wciąż patrząc w niebo. Jej chłodne oblicze ociepliło się przez zwykły, szczery uśmiech. Mówiła poważnie. W końcu on był tutaj ważniejszy. Nie wiedział o tym?
- Ah, prawie zapomniałam - zdecydowała się uratować go z opresji zabierając głos, chociaż sama ją stworzyła. - Znalazłam nowego informatora. Jest dosyć… specyficzny - był demonem. Tak, Rin spotykała się potajemnie z demonem, żeby zdobyć informacje między innymi o Chihayi. Pewnym siebie, aroganckim, nieprzewidywalnym i
- Nie możesz, ile mogę słuchać tych smutnych melodii? Mam lepszy pomysł na poprawę humoru - zagadnęła zabierając od niego instrument, jeśli jej na to pozwolił, i ostrożnie kładąc go obok. Oczywiście żartowała. Uwielbiała słuchać jak grał Był wyjątkowo utalentowany, zdawał sobie z tego sprawę? A potem? Powoli i ostrożnie położyła dłonie na jego ramieniu. Potem iskierki rozświetliły jej ciemnoniebieskie oczy, gdyż zwyczajnie zamierzała go zepchnąć z mostka prosto do lodowatej wody. Rzeczką pod nimi nie była głęboka, ani za płytka. Idealna, żeby Masanori do niej wpadł. Czy jej się udało?
- Mam jednego zielonookiego malca, którym się zajmuje. Póki co wystarczy - odpowiedziała niby poważnym tonem, jednak kąciki jej ust lekko drgnęły. Ciekawe kogo miała na myśli? Było to chyba logiczne. Była to niespotykana chwila. Zazwyczaj Rin zachowywała się poważnie, może nawet trochę za bardzo. Była skupiona na swojej pracy. Teraz jednak wydawała się zrelaksowana. Może dlatego, że Masanori wyglądał na smutnego? Może była to jakaś forma próby poprawienia jego humoru? A może jego towarzystwo tak na nią wpływało. Ciężko było powiedzieć. - Na pewno jednak polubię Twoją rodzinę, jak już się pojawi - dodała umyślnie zmieniając temat i odrobinę wymigując się od odpowiedzi. Planował założenie rodziny ze swoją przeszłą, niedoszłą narzeczoną? A może znalazł już kogoś innego, od kogo nie potrafił oderwać wzroku? Wspierałaby każdą jego decyzję, obojętnie jak głupią czy szaloną.
- Nie ma takiej opcji! - Praktycznie pisnęła. Szybkim ruchem oplotła go dłońmi w pasie przyklejając gorący, czerwony w odcieniu soczystej truskawki, policzek do jego mokrej skóry na torsie. Skoro chciał się zemścić, nie chciała mu tego ułatwiać. Jeśli chciał ją wrzucić do wody, będzie musiał wrzucić przy okazji tylko siebie. Rin trzymała się go raczej mocno i nie zamierzała puszczać, dopóki istniało zagrożenie wylądowania w lodowatej wodzie. Chociaż lubiła wodę, nie przepadała za zimnem. Bardziej niż zimna, Rin nienawidziła jednak przegrywać. Tak więc i tym razem nie zamierzała dać za wygraną. Masanori, twój ruch.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
- Ale … - zaczęła, jednak Tsuchida nie czekał ani sekundy dłużej. Chwilę później została objęta i zwyczajnie pociągnięta w stronę lodowatej wody. Chlusnęło, a zimno od razu omiotła całe jej drobne ciało. Nie zdążyła zareagować, a zaraz została ponownie pochwycona i siłą wynurzona wody. Nie mogła marudzić. Jego pewny uchwyt na jej biodrach był czymś nowym i obcym. Nieznane dotąd, dziwne uczucie w żołądku narastało, a ona doszczętnie je ignorowała. Przecież byli jak rodzeństwo i nigdy nie spojrzeliby na siebie w inny sposób, prawda? N i g d y. Rin posiadała sporo doświadczenia w walce, potrafiła posługiwać się bronią i dobrze znała się na walce wręcz. Jednak jej doświadczenie w obcowaniu z płcią przeciwną zaczynało się i praktycznie kończyło na Masanorim. Można po prostu stwierdzić, że w ogóle nie istniało. - O ty - skomentowała, jednak w następnym momencie zawtórowała mu szczerym śmiechem. Była przemoczona do suchej nitki. Mokre ubrania przywarły do jej ciała nie pozostawiając wiele do rzeczenia, włosy przykleiły się do jej karku; i chociaż było jej zimno, a lekki dreszcz powędrował po jej kręgosłupie wywołując gęsią skórkę, dawno nie była taka szczęśliwa.
- Kogo mam ukrócić o głowę? - Zapytała chyba całkowicie szczerze. Kto sprawił, że Masanori znajdował się w takim stanie. Ona? Chihaya? Rin nie zawahałaby się ani na sekundę, gdyby mogła w taki sposób naprawić ból i zawód jaki widziała w jego oczach. Zrobiłaby wszystko, żeby tak nie wyglądał. I zrobiłaby wszystko, żeby winowajca za to zapłacił. Zacisnęła dłonie w pięści. Szczery śmiech, niewinny dotyk i drobne gesty; wydawały jej się teraz tak odległe. - Przysięgam, Masanori, jak tylko ją zobaczę - kontynuowała śmiertelnie poważnie. Czy byłaby w stanie skrzywdzić obcą, ludzką kobietę? Oczywiście, w końcu chodziło o niego. Zapomniała o zimnie, o jego dłoniach na jej biodrach. Nic innego nie miało już znaczenia.
- Zrobię tak jak sobie zażyczysz, Masanori - odpowiedziała ciszej wypuszczając powoli powietrze z płuc, jak gdyby próbowała się uspokoić. Ruszyła za nim posłusznie wychodząc z wody. Zajęła miejsce obok, na trawie. Zamieniła się w słuch, tak jak wcześniej kiedy słuchała jak grał. Nie zamierzała mu przerywać, nie wymagała usprawiedliwień. Była przyzwyczajona do wykonywania rozkazów bez jakichkolwiek wyjaśnień. Mimo wszystko zdecydował się zaspokoić jej ciekawość. Siedziała grzecznie, zerknęła jednak na niego. Widząc błysk w jego oczach zacisnęła mocniej szczęki. Gniew ponownie w niej narastał, jednak nie odważyła się mu przeszkodzić. Wydłubałaby jej oczy własnymi rękami, gdyby tylko pomogłoby to jakkolwiek zapobiec temu całemu smutkowi, z jakim musiał się obecnie borykać. Niestety przemocą - przynajmniej zdaniem Tsuchidy - miała tutaj nic nie wskórać. Słuchała go, miała inne wyjście? Wiedziała, że by jej nie wybaczył, gdyby sprzeciwiła się jego
- Twoje poszukiwania nie były nadaremno - odezwała się w końcu chłodnym, spokojnym tonem. - Gdybyś jej nie odszukał, na zawsze byś żałował. Obojętnie jaka była jej reakcja, obojętnie jakie konsekwencje ze sobą przyniosła. Teraz możesz sobie wybaczyć, wiesz? - Ciągnęła spoglądając w końcu na niego. Smutny uśmiech ozdobił jej buzię. Był to jeden z tych szczerych uśmiechów, zarezerwowanych dla tych specjalnych osób, tylko na te specjalne okazje. Taki, który mógł zmiękczyć nie jedno ludzkie serce. - Masz teraz czystą kartę. To jak będzie wyglądać Twoja przyszłość zależy tylko od Ciebie. Możesz spróbować poznać Chihayę na nowo, albo obrać inną, nową drogę. Teraz możesz po prostu wszystko - dokończyła milknąć nagle. Ale walnęła mu kazanie, chyba nie mogła inaczej. Nie ruszyła się ani o milimetr. Wciąż miała ochotę udusić ją gołymi rękami za złamanie jego serca. Nie mogła jednak nic zrobić. Teraz wszystko leżało już w rękach Masanoriego. Co zamierzał zrobić ze swoim życiem? Było jej obojętne. Wiedziała, że podąży za nim choćby nie wiem co. Zaakceptuje każdą jego decyzję. Jeśli nie zamierzał jej zatrzymywać zdecydowała się powoli podnieść na nogi. Wyciągnęła rękę w jego stronę, żeby pomóc mu wstać.
- Przeziębisz się - wyjaśniła. W końcu była odpowiedzialna za jego przemoczony stan. Powinien się wysuszyć i przebrać. Chociaż pewnie sam doskonale o tym wiedział.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
Gdy dotarłem do drewnianego mostku, oparłem się rękoma na starannie wykonanej barierce i oparłem na niej swój tułów wpatrując się najpierw w niebo. Zimna fraktura drewna przy moich wyczulonych zmysłach sprawiła, że poczułem swego rodzaju komfort. Gdy zaś patrzyłem na gwiazdy zastanawiałem się czy tam na górze, też jest tak zimno... Czy gdybym żył tak wysoko, to czułbym się spełniony? Byłbym niczym ptak, nie przejmujący się sprawami demonów i ludzkimi sprawami. Po krótkim jednak czasie przypomniałem sobie kim jestem i świadomość tego, że to się nigdy nie zmieni ściągnęła mnie w dół. Z tym samym zaś spojrzeniem spojrzałem w dół spoglądając na swoje odbicie w wodzie. Idealna tafla wody, bez skazy. Tylko ja ze swą stalą na plecach... No prawie. Po sekundzie niemal mój wzrok spostrzegł kobiecą postać, zapewne również zabójczynię demonów. To co zaś bardziej przykuło moją uwagę był fakt, że była całkiem do mnie podobna. A podobieństwa te były widoczne gołym okiem: dwa miecze nichirin, białe włosy i niebieskie oczy. Ciekawy zbieg okoliczności. Ponad to, oboje w tym samym miejscu... Niesamowite. Mimo to, jeśli faktycznie jesteśmy podobni to zapewne nie chciała by, by jej przeszkadzano. Dlatego nie odezwałem się słowem, tylko znów zacząłem spoglądać w niebo, ku marzeniom.
Może ciche skrzypnięcie balustrady albo wibracje spowodowane krokami zabójcy w jej zasięgu, ale wiedziała że od krótszej chwili nie jest sama. Powoli uchyliła powieki i wbiła jasne, błękitne tęczówki w rozgwieżdżone niebo. - Tak rzadko mamy okazje je podziwiać nocami.. w wiecznym pościgu za demonami.. - powiedziała ze spokojem i lekko obróciła głowę w jego stronę, tam gdzie stał. Dopiero zauważyła że kolorystycznie byli prawie jak rodzeństwo. Przez chwilę mu się przyglądała z zaciekawieniem. Oddech wiatru miał zabójcę z białymi kudłami, ale tamten miał krwiste czerwone oczy.
- Mam wrażenie jak bym patrzyła w krzywe zwierciadło trochę.. przez kolor twoich włosów i oczu.. - powiedziała z lekkim rozbawieniem w głosie i wróciła spojrzeniem na nieboskłon.
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
Wtem gdy zaś skończyłem odpowiadać nieznajomej odwróciłem wzrok od pięknych gwiazd, by zobaczyć coś równie pięknego. Dziewczyna faktycznie była do mnie podobna, jednakże... Bardziej? Ciężko to opisać słowami, jednakże biło z niej coś co mnie ciekawiło: - Być może jesteśmy krewnymi? A być może to cholerny zbieg okoliczności. Nie mam bladego pojęcia. - Odpowiedziałem pół żartem pół serio mając nadzieję, że dziewczyna zrozumie żart. Ja zaś odwracając wzrok z powrotem na taflę wody kontynuowałem: - Długo już ich ścigasz? - Zapytałem oczekując na odpowiedź.
"Wbrew pozorom ten pościg nie jest taki zły."
- Tak myślisz? Czasami mam wrażenie że to podróż która nie ma końca.. zupełnie jakby celem tego biegu był bieg sam w sobie.. aż do utraty tchu w piersi.. aż w końcu nasze siły nas opuszczą na dobre.. nigdy nie docierając do mety.. nie wiedząc czy ona faktycznie istnieje.. - dodała ze spokojem w głosie. Dla niej to życie było takim właśnie nie kończącym się maratonem, zwłaszcza że była istnym przysmakiem dla demonów.
"Być może jesteśmy krewnymi? A być może to cholerny zbieg okoliczności. Nie mam bladego pojęcia."
- Krewnymi? - powtórzyła wpatrując się w niego z zaciekawieniem. Uśmiechnęła się delikatnie i poklepała dłonią miejsce obok siebie, na jej rozłożonym Haori, na którym leżała. - .. no to nie wstydź się 'bracie'.. - powiedziała z lekkim rozbawieniem w głosie. Wiedziała że nie mógł być jej bliskim krewnym, ale wzmianka o zbiegu okoliczności brzmiała ciekawie.
- Jak długo? - powtórzyła po nim i wróciła spojrzeniem na niebo. - hmm.. będzie jakieś.. półtora roku.. coś koło tego.. - odpowiedziała licząc w głowie miesiące od jej udziału w ostatecznej selekcji. - A ty? Jak długo jesteś zabójcą? - sama była ciekawa, skoro nie przypominała sobie żeby kiedyś rzucił jej się w oczy. Z pewnością by go zapamiętała.
Po dłuższej chwili poderwała się z trawy, zabrała swoje miecze, haori i ruszyła w stronę swojego pokoju. - Ah! wybacz ale zapomniałam o czymś! - zawołała w stronę Orochiego zanim zniknęła mu z oczu.
z tematu
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
Jesienne liście, które zdążyły już opaść w czasie ostatnich miesięcy, gniły teraz pod białą, zimną pierzyną. Jadąc na koniu, przemierzając lasy na drodze do Edo, opatulona byłam ciepłym płaszczem, pod którym skrywał się mój mundur, a głowę chroniło przed zimnem tenugui, z którego tyłem wylatywały moje czerwone włosy. Zmierzałam właśnie zbadać sprawę pewnej wioski, która wydaje się być nękana przez demona. W głębi duszy miałam nadzieję, że to Haru, ale nie nastawiałam się na to. Znając moją siostrę, raczej zaszyła się gdzieś niedaleko Kioto, może nawet zamieszkuje teraz nasz rodzinny dom, jakby wcale nie zabiła naszych rodziców i sąsiadów, tylko po to, żeby pożywić się ich mięsem i krwią, jakby nic wcześniej ją z nimi nie łączyło, tak jak teraz ona nie jest już moją rodziną, a największym wrogiem, na którego tylko czekam, żeby ukrócić go o głowę. To było moje jedyne marzenie, na razie odległe, ale wierzę, że kiedyś mi to się uda. Mój partner miał jechać z innego miejsca, więc mimo samotnej podróży, nie powinnam być sama podczas ewentualnej potyczki. Wiedziałam też, że nastroje po porażce w Kioto i wieść o zdradzie, skutecznie obniżyły nasze morale i ufność między innymi członkami korpusu. Starałam się być głucha na te wieści, ale też wyczuwałam niepewność w większych grupach. Kto wie, może mój partner też wbije mi nóż w plecy?
Spojrzałam tylko w górę, gdy usłyszałam znajomy odgłos kruczego posłańca. Lekko się zdziwiłam, bo przecież miałam już przydzielone zadanie, ale zatrzymałam wierzchowca, żeby go uważnie wysłuchać:
- Wracaj do Yonezawy! Wioska jest atakowana! - Wykrakał szybko, tylko po to, żeby zaraz mnie zostawić i odlecieć, a ja zamarłam w bezruchu w lekkim szoku. Musiałam przez moment przepracować to w swoim mózgu, żeby dotarła do mnie ta wiadomość. Dałam znać swojemu rumakowi, że koniec wolnego spaceru i galopem zawróciłam w stronę Yonezawy.
Nad rankiem wreszcie dotarłam do wioski. Nie czułam zmęczenia, choć dawno powinnam, bo nie zmrużyłam powiek przez ponad dobę, ale całą noc jechałam w takim stresie i adrenalinie, że do teraz nie czułam jeszcze skutków mojego wysiłku. Spalone budynki, ślady krwi w śniegu, których jeszcze nikt nie zdążył sprzątnąć, sprawiły, że poczułam ukłucie w sercu. Czy to jest zemsta za próbę przejęcia Kioto? Może tylko zaprezentowali swoją siłę i dominację nad nami. Trzymali nas w garści, a ja czułam się okropnie bezsilna.
Odstawiłam konia do stajni i skierowałam się w stronę kwater, żeby tylko dowiedzieć się, co się stało minionej nocy. Nie musiałam długo nikogo szukać, żeby zauważyć Ayumu na okolicznym mostku, który przetrwał bitwę.
- Ayumu..? Przybyłam najszybciej, jak tylko mogłam po dostaniu informacji od kruka... Co tu się stało? - Bałam się spytać o bilans ofiar, bo w tej liście mogły pojawić się nazwiska bliższych mi osób. Śmierć jest dla Korpusu czymś bardzo powszechnym, ale wciąż trudno się przyzwyczaić do utraty zabójców, którzy zginęli w imię wyższych ideałów.
Zostawił kobietę w domu medyka, wyraźnie dostrzegając, że ta garnie się do tego, by jak najlepiej pomoc tym, którzy nieśli pomoc medyczną poszkodowanym po nocnym najeździe. Nie dziwił jej się i rozumiał jej zapał, ale sam nie miał zamiaru dłużej niż to konieczne inhalować się intensywnym zapachem ziół i krwi, które mieszały się ze sobą w zamkniętych pomieszczeniach i tworzyły mieszankę wręcz zabójczą.
Wyczuł kroki, które zmierzały w jego stronę, w pierwszym odruchu i z pewną dozą nadziei uznając, ze te należą właśnie do Gato, ale bardzo szybko poprawił się, rozpoznając ich inny rytm i sposób stawiania. Zorientowawszy się o tym, zwyczajnie uznał, że to kolejny przechodzień, śpieszący się z miejsca na miejsce, który szybko pokona drewnianą kładkę i ruszy dalej w swoją drogę. Jego imię jednak zawisło w powietrzu, skutecznie zwracając jego uwagę, chociaż z pewnego rodzaju otępieniem zareagował na nie, podnosząc spojrzenie na zabójczynię płomienia.
- Aki - w tonie jego głosu brzmiało jakby zdziwienie, że postanowiła w tym całym bałaganie zwrócić na niego uwagę i podjąć rozmowę. W końcu jednak westchnął, nie przez niechęć do samej konwersacji czy kobiety, a zwyczajnie zbierając się w sobie i podnosząc. Żebra zabolały jak na zawołanie, uskarżając się na nadmierny ruch.
- Demony - odpowiedział prostolinijnie, stając przed nią i zaciskając na moment zęby, aż irytująca fala bólu rozlała się i przeminęła. - Zaatakowały niczym fala, niszcząc wszystko na swojej drodze. Tsuya została ciężko ranna, aa mistrz... mistrz nie żyje. - zamilkł na moment, nie będąc pewnym jak w ogóle czuł się z tą informacją. Mężczyzna był stary i w pewien sposób Ayumu domyślał się, że prędzej jak później zejdzie z tego świata, ale wciąż ta wizja wydawała się niezwykle abstrakcyjną.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
- Fuku- - zaczęła już wołać do niego z daleka, gdy tylko dostrzegła jego sylwetkę gdzieś w okolicach mostu, ale w tej samej chwili potknęła się i na moment straciła równowagę. Być może los chciał ją upomnieć, by nie próbowała wpędzić floroznawcy do grobu swoimi wrzaskami. Znała go na tyle, by móc zwracać się do niego po imieniu i wiedzieć, że na nagłe oraz głośne zaczepki reagował bardzo... specyficznie.
- rō.- dokończyła już niemal szeptem i raczej sama dla siebie. Zaczepiany Ne raczej nie potrzebował więcej sylab, by zwrócić na Amalię uwagę. Wciąż będąc kilkanaście metrów od niego pomachała mu, a następnie dość pospiesznie zbliżyła.
- Wybacz, że Cię niepokoję. - mając już możliwość przyjrzenia się mężczyźnie z bliska w pierwszej chwili skłoniła się krótko, nie mając ani pewności co do tego, czy jej list dotarł, ani czy jego treść w jakikolwiek sposób poruszyła bruneta. Zwłaszcza, że nawet nie próbowała przekazywać w nim niczego konkretnego. Niepokojenie go być może miało się wręcz dopiero zacząć, gdyby tu i teraz zaczęła dzielić się z zielonookim swoją pokręconą logiką i domniemanie odmieniającym świat pomysłem. Uśmiechnęła się, acz dość nieświadomie. Chyba po prostu cieszyła się, że znów tu była i miała okazje ujrzeć kilka znajomych twarzy. W tym i osobę, z którą dzieliła choć część zainteresowań.
- Nie wiem, czy... - zaczęła powoli, po czym celowo zrobiła niewielką pauzę, poszukując zrozumienia i prób domyślenia się, o co jej mogło chodzić. Liczyła, że zdążył się zapoznać z listem i będzie mogła ujrzeć reakcję związaną właśnie z treścią jej korespondencji. Jeżeli nie, nie chcąc przedłużać ciszy zwyczajnie dodałaby wzmiankę o napisanym liście.
Przesunął wzrokiem po kolejnym liściu, który prędko rozpoznał, a który wiedział że mógł być przydatny. Nic dziwnego, że wręcz od razu jego torba się otworzyła, a on sam zajął się przycięciem rośliny i wiązaniem, choć w trakcie tego niczym spłoszona surykatką rozejrzał się po okolicy, słysząc krzyk, choć nie do końca pewny czy skierowany w ogóle do niego.
Westchnął cicho, kręcąc delikatnie głową, dostrzegając znajomą sylwetkę. I uświadamiając sobie, czyj w rzeczywistości był to głos...
Podniósł się z ziemi, kiedy tylko zielarka się do niego zbliżyła. Odwzajemnił ukłon, choć w pierwszej chwili miał ochotę zaprzeczyć odnośnie niepokojenia siebie. W rzeczywistości... jak wiele osób uznawało, że mogło go niepokoić? Oprócz kwestii, że nie przepadał za towarzystwem, w końcu jego obowiązkiem była pomoc. Wolałby oczywiście wszystkim zajmować się bez niepotrzebnych słów, ale te były często wręcz niezbędne do dobrej oceny stanu pacjenta...
Zawahał się na moment, widząc wzrok dziewczyny, który niekoniecznie... nie rozumiał...
Dość prędko odwrócił wzrok. Nie wiedziała? Niepokoiła go? Nie wiedziała czy miał czas? Nie był pewny, nigdy nie był najlepszym rozmówcą w końcu. Wolał słuchać, szczególnie gdy druga strona nie wymagała od niego odpowiedzi. Wolałby, żeby ludzie prosto się wyrażali.
Nie będę wiedział, co masz na myśli jak nie dokończysz, przeszło mu przez myśl, choć zaraz uświadomił sobie, że te słowa nie należały nawet do niego, a do innej zabójczyni z korpusu. Miała rację, wiedział o tym, a jednocześnie tak trudno było zebrać się na odwagę do wyrażenia na głos myśli, które kłębiły mu się w głowie.
Możliwe, że nawet stał w ciszy przez przeciągającą się minutę lub dwie, możliwe że mógł wydawać się jeszcze bardziej zestresowany lub nie rozumieć do końca sytuacji, w której się znalazł i dlaczego Maya właściwie się do niego zwracała, ale było to dalekie od prawdy.
Sięgnął do swojej torby w końcu, otwierając ją i zaczynając wyciągać niewielkie pojemniczki i drewniane słoiczki, ale i woreczki, które z trudem trzymał w dłoniach.
- Przepraszam, nie udało mi się zapakować wszystkiego, ale też starałem się nosić przy sobie najważniejsze rzeczy, nie byłem pewny kiedy dokładnie się zjawisz, a mogłem nie być w domu, albo w ogrodach, żeby mieć dostęp łatwy do tego wszystkiego... - zaczął w końcu, choć wzrok skupiony miał na tym co wyciągał i co starał się utrzymać w dłoniach, zamiast na dziewczynie. - Pisałaś, że potrzebujesz mojej... opinii? Przepraszam, nie byłem pewny czy twoja rozterka jest praktyczna, czy teoretyczna, więc starałem się zebrać bardziej uniwersalne środki... Trochę samych ususzonych również mam... - powiedział znów, wyraźnie angażując się ponad własną wiedzę do problemu, o którym nie miał najmniejszego pojęcia.
dialog #7d9360
PRZERWA!
W związku z wydłużającą się nieobecnością jednego z graczy i brakiem odpisów, wątek zostaje zakończony, a lokacja oddana do użytku reszty użytkowników.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Nie możesz odpowiadać w tematach