Nie wątpił jednak w to, że jeśli tylko będzie mogła, to go znajdzie. Już dawno uświadomił sobie, że posiadała ku temu o wiele lepsze predyspozycje, niż on do szukania jej. Nie wiedział jednak czy wynikało to z kobiecej zaradności, potrzeby charakteru czy faktu, że może fakt że czasem zdawała się wiedzieć o wiele lepiej niż on, co mu chodziło po głowie.
Wreszcie też doczłapał się do mostku, który znajdował się na jednym ze skraju wioski, a który pozwalał przekroczyć niewielką rzeczką. Zwykle bywało tu cicho i spokojnie, biorąc pod uwagę położenie z daleka od serca Yonezawy. Woda szemrał cicho, a jemu nie pozostawało tak właściwie nic więcej jak przysiąść na deskach i dopiero teraz w pełni skupić się na zbyt ciasno związanym opatrunku. Przez moment dłubał w suple palcami, ale wreszcie uniósł ramię nieco wyżej, próbując tym razem zębami.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Zwłaszcza, że straciła z oczu nie tylko narwanego Yagyū, młodego Satoshiego, ale przede wszystkim Ayumu. Z uporem prawdziwego maniaka, tylko skoro świt, wskoczyła na grzbiet Shun próbując wyłapać wśród panującego rozgardiaszu i harmidru choćby półnutę znajomego tonu. Warknięcie pełne irytacji, lekceważące prychnięcie, wycedzone pod nosem przekleństwo - cokolwiek. Jak na złość do jej uszu nie docierał żaden dźwięk, który trąciłby znajomą strunę. Postanowiła sobie, że ostatni raz dała się odsunąć od frontu. Znając mężczyzn, swoje pierwsze kroki skierowała do medyków - i to z duszą na ramieniu. Zawsze liczyła się ze stratami, to była nieodłączna część jej życia - ale nigdy nie byłaby zdolna się z nimi pogodzić.
Kłusem przemierzała ubity trakt od baraku uzdrowicieli, kierując się wąskimi uliczkami wyłącznie czystą intuicją. Ta jednak jak zwykle jej nie zawiodła - bo na mostku oddalonym od centrum dostrzegła już z daleka znajomą sylwetkę. Aż pozwoliła sobie na pełne ulgi westchnienie, czując jak napięcie mimowolnie odpływa z jej spiętych ramion.
Zwalniając Shun do stępa, podjechała spokojnie do mężczyzny, zerkając na niego z góry chłodnym, uważnym spojrzeniem - maskując swoją ulgę i zmartwienie ironicznym uśmieszkiem.
— Kolejne blizny do kolekcji, Ayumu? Nie przeginasz czasem? — podjęła, pozornie swobodnie, zsuwając się z wprawą z końskiego grzbietu. Automatycznym ruchem poprawiła kołnierz haori, sprawdzając zapięcie na szyi.
— Zostaw, daj. — Przerwała mu szarpanie się z opatrunkowym węzłem gordyjskim, przykucając tuż obok, by sama, chudymi palcami podjąć się tej nierównej walki. — Zdajesz sobie sprawę, że on powinien Cię lekko uciskać? — mruknęła jeszcze burkliwie znad bandaża, łypiąc na przyjaciela spod czarnych rzęs. Mówiła co innego, a robiła co innego - doskonale wiedząc jaką awersją do wszelakich opatrunków pałał Nishiōji. I licząc się z młynkiem zielonego oka na swoje zwyczajowe marudzenie.
— Gdzie Cię noc poniosła, co? — Musiała zapytać. Zbyt wiele różnych głosów słyszała - i zbyt wiele wersji. Jedni panikowali i wróżyli początek końca - drudzy z kolei potrafili już od świtu świętować zwycięstwo nad butelką sake. Gato pozostawała sceptyczna, nadstawiając uszu i zbierając informacje.
Sama nie wytrzymała i przy pomocy zębów szybko szarpnęła opatrunek, pozerkując na Ayumu, czy aby nie sprawiła mu bólu.
I caught you staring
- Tym razem, zaręczam ci - uniósł prawą dłoń ku górze, w geście przysięgi - to nie była moja wina - jego mina świadczyła dobitnie o tym, że był o tym święcie przekonany. Przynajmniej w pierwszej chwili, bo zaraz wkradła się w nią jakby odrobina zwątpienia - Chyba - dodał, wciąż niby pewny siebie, jednak uśmiechając się przy tym lekko. Wszystko działo się wtedy na tyle szybko, że wciąż ciężko było mu odpowiednio poukładać to sobie w głowie. Z tego co pamiętał, to była to nagroda od demonicy za to, że rzucił w nią wakizashi i nawet trafił. Osobiście był z siebie wtedy wybitnie zadowolony, przeciwniczka jednak wydawała się bawić nieco gorzej. Po tych słowach znowu wrócił do szarpania się z węzełkiem, który miał wrażenie, że był jeszcze bardziej zaciśnięty jak wcześniej. No pięknie. Ta czynność jednak, znowu została mu przerwana. Podsunął rękę w jej stronę, żeby było jej nieco wygodniej.
- Przecież wiem - westchnął zbolałym tonem, krzywiąc się przy tym lekko. Co jednak było pocieszające, to fakt że mimo tychże upominających słów, próbowała jego problem rozwiązać. - Nic nie poradzę jednak na to, że to wcale nie jest lekko. Spójrz tylko. Jestem pewien, że palce już zaczynają sinieć. A oprócz tego, to prawie już ich wcale nie czuję, bo opatrunek odcina mi dopływ krwi poniżej łokcia - zamarudził zrzędliwym tonem, jednak z łatwością dało się w nim wyłapać żartobliwe nuty. Oczywiście, nabijał się i zmyślał, bo tak źle nie miało prawa być, jednak nie zmieniało to faktu, że było mu niewygodnie. - Odrobina luzu, nikomu więc nie zaszkodzi - zawyrokował ostatecznie, przyglądając się, jak sama pochyla się i próbuje rozwiązać jego problem zębami. Uśmiechnął się tylko lekko i nawet jeśli czuł lekki ból, to nie dał tego po sobie znać. Biorąc pod uwagę, jak fenomenalnie radzili sobie z prostymi supłami, raczej nie była im wróżona kariera medyków czy też żeglarzy.
- Edo. Piękne miasto, tysiące ludzi - wyglądał, jakby na moment się rozmarzył - Chociaż jeśli mam być szczery, o wiele bardziej preferuję wsie - wzruszył ramionami, uśmiechając się z lekką kpiną - Zaatakowała nas demonica, która była w stanie zatrzymać ruch broni lub zmusić inne nieożywione materiały do ruchu. Całkiem ciekawe doświadczenie, jeśli mam być szczery - nagle drgnął, prostując się lekko, jakby jej działania faktycznie przysporzyły jej bólu, nie to jednak było w tym momencie problemem. W sumie, to nie było żadnego problemu, bo twarz Ayumu rozjaśniło podekscytowanie.
- Byłem z Mori i takim jednym jeszcze chłopaczkiem. Chisana się nazywa i ten idiota, uwielbiam go po prostu, kiedy ta prukwa próbowała podciąć mi gardło, rzucił się na nią i wgryzł jej się w gardło - widać było, że był absolutnie zachwycony tym aktem głupoty, jednocześnie całkiem swobodnie wplatając wzmiankę o tym, że w sumie to było o wiele za blisko tego, że to on mógł wrócić bez głowy. Ale przecież ostatecznie nic się nie stało, prawda?
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Przerwała jednak, kiedy ten (mężczyzna, nie bandaż) zaczął marudzić. Obrzuciła go chłodnym, oceniającym spojrzeniem - choć gdzieś w tej granatowej głębi zatańczyły radośniejsze iskry.
— Bredzisz jak zwykle. — A to oznaczało, że mimo wszystko było z nim dobrze. — Prędzej opaska odcina Ci dopływ krwi do mózgu, niż ten bandaż do przedramienia — burknęła, choć kącik ust drgnął jej w namiastce uśmiechu, gdy nachylała się nad jego ręką, by rozsupłać opatrunek. Medycy w Yonezawie to jednak znali się na rzeczy - żeby nawet sami zabójcy demonów mieli problemy z ich bandażami, to co dopiero same demony?
— Mów, jak zaboli — poleciła jeszcze, gdy Nishiōji uśmiechnął się w odpowiedzi na jej pytające spojrzenie. Właściwie nie wiedziała po co to mówiła - była niemalże w stu procentach pewna, że Ayumu i tak jej nie powie. A jeśli powie, to tylko w formie zagrywki, a nie faktu rzeczywistego. Zamilkła więc, z zadziwiającą delikatnością odwijając opatrunek na ramieniu przyjaciela - po pierwsze, żeby go poluzować, po drugie - żeby zobaczyć czym do cholery oberwał. Skupiła się na tej czynności, jednocześnie uważnie przysłuchując się sprawozdaniu, a z każdym kolejnym zdaniem jej brwi coraz bliżej zbiegały się przy lwiej zmarszczce na czole.
— Dosłownie czekam, aż jakiś demon będzie nam mógł rozwalać głowy pstryknięciem palcami — sarknęła. — Nasze nichirin też tak zatrzymywała? — Niemal podskoczyła, kiedy Ayumu nagle drgnął. Właściwie na usta już cisnęły jej się przeprosiny, ale z pantałyku zbiła ją emocja rozświetlająca twarz mężczyzny. Kolejna część przyjacielskiego raportu z kolei właściwie wycisnęła jej powietrze z płuc - zupełnie jakby dostała pięścią w splot słoneczny. Oczywiście, Kotone usłyszała przede wszystkim "ta prukwa próbowała podciąć mi gardło", automatycznie piorunując wzrokiem szyję Nishiōjiego w szybkim rekonesansie.
— Jesteś, kurwa, niepoprawny — skwitowała, nagle wyraźnie nachmurzona, w przeciwieństwie do drugiego zabójcy. — Ale temu Chisanie to będę musiała pogratulować. Nie wiem tylko czy głupoty, czy brawury, czy... Czekaj, dał radę przegryźć jej skórę? — Kompletnie zdębiała, prostując się nieco, aż musiała potrząsnąć głową - zarówno w rozbawieniu, jak i niedowierzaniu. — Człowiek się całe życie uczy. Po co komu nichirin? Nie wpadłabym na to, żeby próbować ugryźć demona... — Chcąc nie chcąc, po prostu musiała docenić pomysłowość domniemanego Chisany. — I co, zagryźliście ją? — mruknęła jeszcze, cmokając z dezaprobatą nad raną Ayumu, którą odsłoniła na chwilę - żeby zaraz na nowo przykryć ją opatrunkiem. — Bo ona was chyba nie — podsumowała, rozpoznając proludzki rozstaw szczęk odciśniętych na ramieniu mężczyzny. Z pieczołowitością zaczęła ponownie owijać jego ramię bandażem, pilnując, żeby zostawić odrobinę luzu.
I caught you staring
- W gorączce - jęknął rozbawiony, ciągnąc jeszcze przez moment wspomniane bredzenie. Fakt; utrzymywanie, że prowadzone przez nią operacje mogły być bolesne, jak najbardziej i jak najprawdopodobniej mogły zostać przez niego wspomniane tylko po to, żeby się z nią podroczyć. Rana bowiem wcale nie była aż taka poważna. Oczywiście, bolała i była uciążliwa, ale wciąż nie była złamaną ręką czy wyłupionym okiem. Ayumu zwyczajnie nauczył się ból ignorować, przynajmniej większość jego przejawów.
- Oj, nie mów tak, bo jeszcze wykraczesz - skrzywił się, z niechęcią podążając za myślami, które już układały się w jakże barwne obrazy, przedstawiające oczywiście wspomniane przez Kotone scenerie. Jakby nie było, na prawdę lubił swoją głowę i wolał utrzymywać ją w całości i na karku przez okres dłuższy, jak krótszy. Co zaś tyczyło się szyi, to sam nie był pewien, czy cokolwiek się na niej nie znajdowało. Ostrze niby dostało przystawione, ale zanim demonica zdążyła zrobił cokolwiek, Chisana zareagował. Jedyne co może ewentualnie dziewczyna była w stanie wypatrzeć, to niewielkie zadrapanie, które równie dobrze mogło być wynikiem czegokolwiek innego.
- Ranisz mnie - odpowiedział jej z boleściwą miną, odwracając głowę w teatralnym geście absolutnego urażenia. Przymknięte oko jednak zaraz otworzyło się i spojrzało na biegnącą pod mostkiem wstęgę wody. - Myślę, że z chęcią przyjmie twoje gratulacje, kiedy tylko skończy rzygać, bo zatruł się chłopaczyna okrutnie, tym heroicznym aktem. Mówiłem mu, że nie wiadomo gdzie się szlajała, ale nie chciał mnie słuchać - westchnął, jakby nie patrzeć, to szczerze współczując chłopakowi. - Chociażby po to, że po odgryzieniu jej głowy, zaczęłaby, prędzej czy później, i tak się regenerować - wzruszył ramionami. Wiedział, że wiedziała, że mimo szczerych chęci to nie mogło być aż takie proste, ale zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Zaraz jednak ponownie przeniósł na nią spojrzenie.
- Niestety nie, ale może to i lepiej. Nie chciałbym skończyć tak struty jak on. Na szczęście wystarczyły tylko miecze - uśmiechnął się zadowolony, starannie omijając temat tego, jak rzeczywiście wykonał koniec ich starcia z demonicą. Nie było przecież sensu przywoływać faktu, że praktycznie próbowała ich wszystkich podusić, jakby nagle zyskała nową moc, prawda?
Z wyraźnym zadowoleniem też przyjrzał się jej pracy z bandażem. Odwinęła ranę i po przyjrzeniu się jej, czemu nawet się nie opierał, zaczęła znowu ją zawijać, tym razem o wiele lepiej, przynajmniej w jego guście, jak zrobił to medyk jeszcze parę chwil temu.
- A ty? Jak się bawiłaś?
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Na szczęście żadna ze mnie wieszczka... — szybko sprostowała swoje opryskliwe słowa, widząc jak wyobraźnia przyjaciela zaczyna pracować - w niekoniecznie najlepszym kierunku. Czasem chyba powinna ugryźć się w język i pozwolić Ayumu popsioczyć choćby na te opatrunki, niż tak bezwzględnie sprowadzać go do parteru. A chociaż już tyle lat go znała, to ciągle dawała się łapać na jego teatralne zagrywki, za każdym razem, kiedy ten udawał urażonego, czując uderzenie ciepła, charakterystycznego dla dziecka przyłapanego na gorącym uczynku. Zupełnie jakby naprawdę go raniła.
Szybko więc przyjmowała obronną postawę w postaci kamiennej twarzy i ust ściągniętych w wąską linię, gdy wysłuchiwała o herosie zrodzonym na deptaku w Edo i zajmowała się opatrunkiem.
— A co z Mori? Wszystko w porządku? — Nie byłaby sobą, gdyby nie zapytała - choć prawda była taka, że kobiety praktycznie nie znała. Wiedziała o niej tyle, co wspominał o niej sam Ayumu, czy Satoshi - a więc bracia wspomnianej. A też profilu zabójczyni brakowało jej do oglądu całości sytuacji - skoro Chisana cierpiał na zatrucie, ale żył, a trzeci element układanki siedział cały i (mniej-więcej) zdrowy tuż przed nią. Jeśli miała już teraz wydać jakikolwiek osąd nad tą nocą w Edo... Stolica pozostała chyba bardziej ludzka.
— Nie bawiłam — odparła krótko na pytanie, zaciskając mocno wiązanie opatrunku, tak, że nie powstydziłby się tego najbardziej nadgorliwy medyk. — Cierpiałam katusze i umierałam ze zmartwienia, jak zawsze — dodała z lekkim wzruszeniem ramion; zaraz jednak dodała: — Osłaniałam ewakuujących się, tylko nie miałam przed kim. Takie to moje kulawe szczęście.
Westchnęła krótko, podnosząc się na równe nogi, tylko po to by zaraz przysiąść na mostku, zwieszając z niego nogi. Przesunęła ciemnym spojrzeniem po wodzie, ostatecznie lokując wzrok na Shun, która zeszła bliżej koryta, żeby się napić.
— Pozostałe miasta chyba nie utrzymały się tak dobrze — sama nie wiedziała, czy bardziej stwierdza, czy bardziej pyta. — My mieliśmy tutaj niedobitki.
I caught you staring
To, że jego wyobraźnia pracowała, nie było jeszcze niczym złym. Nie pierwszy, nie ostatni raz dryfowała w mniej przyjemne rejony i raczej nic nie miało z tego wyniknąć. Przedstawiona przez nią wizja była po prostu... ciekawa. Przerażająca, jeśli miałaby być prawdziwa, ale mimo wszystko zachowująca wystarczającą dozę niemożliwości.
Niezmiernie go bawiło, że wciąż łapała się na to samo. Nie był pewien w sumie, czy robiła to celowo, czy może faktycznie zdawała się zapominać o jego skłonnościach, albo brać zbytnio poważnie cokolwiek miał jej do powiedzenia. Wciąż jednak starał się być odpowiednio... delikatny, w tym co jej mówił i jak. Wiedział, że ironicznymi uśmiechami czy zniecierpliwionym marszczeniem brwi, kryło się zwykłe ludzkie zmartwienie. Za co na prawdę w pewien sposób był jej wdzięczny.
- Tak, jej akurat nic się nie stało - wzruszył ramionami. Jego siostra co najwyżej poćwiczyła sobie mięśnie rąk, biorąc pod uwagę, że trochę sama musiała podyndać na łańcuchy, który był częścią jej broni. Może parę zadrapań i to wszystko.
- Wspaniale - rozpromienił się, może nieco w złym momencie, bo kiedy tylko krótko odpowiedziała na zadane pytanie, a potem nadmieniła coś o cierpieniu i umieraniu. Przedmiotem jego zachwytu jednak, był oczywiście ostatecznie zawiązany opatrunek, który teraz leżał już o wiele wygodniej na ręce. Odchrząknął.
- Znaczy, tak to przykre. Ale też jesteś niesamowita. Leży idealnie. Jak mogę ci się odwdzięczyć. Powiedz, a spełnię jedno twoje życzenie - do wypowiedzianych słów załączył szelmowski uśmiech, podążając za nią wyraźnie zadowolonym uśmiechem, który spoważniał, kiedy tylko usiadła obok niego. - Niestety, ani trochę. Gdzieniegdzie zabici ludzie ścielili się gęsto. Demony przez niektóre ulice przeszły niczym fala, pochłaniając wszystko na swojej drodze...
Po części rozumiał jej frustracje tym, że musiała zaledwie ochraniać uciekających w panice cywilów. Po części jednak, i do czego nie miał zamiaru się absolutnie przyznać, cieszył się, że nic jej się nie stało.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Tak jak każde pytanie, na które zyskało się odpowiedź. Choć rysy jej twarzy zdawały się nieco rozluźnić na wieść o nietkniętym stanie Mori, to jednak Kotone wyciągnęła zaraz swoje wnioski. Chisana zatruł się demoniczną krwią, bo ratował Ayumu, Mori nic się nie stało; wniosek? To Nishiōji znajdował się z tej trójki w najbardziej podbramkowym położeniu, z nożem na gardle. Dosłownie. Zdając sobie z tego sprawę, kobieta poczuła jak po kręgosłupie przebiega jej lodowaty dreszcz.
— Nie jesteś niezniszczalny, pamiętaj o tym — wychrypiała jeszcze, nagle ze ściśniętym gardłem. Chciałaby powiedzieć zupełnie co innego, ale miała na uwadze kilka innych faktów. To, że byli zabójcami, jak i również to, że wszelkie obietnice w ich profesji prędzej czy później - chcąc czy nie chcąc - będą łamane. Po co więc obciążać nimi sumienie?
Szybko więc postarała się choć trochę rozchmurzyć - w czym niewątpliwie pomógł jej rozpromieniony przyjaciel. Musieli stanowić przezabawny kontrast osobowościowy.
— Zazdroszczę Ci cieszenia się z tak małych rzeczy, naprawdę — przyznała, dalej tym swoim niskim, poważnym tonem, gdy przysiadała obok. Smutek w jej uśmiechu walczył jednak z drobną radością, a pomimo zdecydowanie niewesołego tematu, który sama zarzuciła - to właśnie ta radosna iskierka zdawała się wygrywać. — Skoro demony są falą, to my musimy być mocniejszym i uważniejszym falochronem. A co do życzenia...
Westchnęła krótko, opierając nieco nieśmiało - a na pewno sztywno - swoje ramię o ramię Ayumu. Potrzebowała fizycznej pewności, że żaden z niego onryō - a przytulanie i uściski nie leżały w jej zdystansowanej naturze.
— Nauczysz mnie grać w shōgi — oświadczyła. Co równie dobrze mogło znaczyć - nauczysz mnie cierpliwości. Miałaby tysiące innych, bardziej wzniosłych i na pewno poważniejszych życzeń - ale sprawa z nimi miała się bardzo podobnie do obietnic. — I nie zrezygnujesz, kiedy zasnę czołem w planszy albo po raz setny pomylę figury — zastrzegła, uśmiechając się lekko kącikiem ust.
A może to właśnie Nishiōji będzie musiał nauczyć się cierpliwości.
I caught you staring
Potem był egzamin. Egzamin, który z resztą razem z Kotone dzielili. Ich przeciwniczka punktowała ich błędy z zastraszającą precyzją, co niemal przypłacili życiem. Wszelkie obawy znowu były tylko natrętnymi myślami, które ostatecznie i na szczęście, nie ziściły się. Męczyły tylko, aż wreszcie rozpłynęły, kiedy wreszcie obudził się, połatany i opatrzony.
W końcu też, stracił oko. Stracił razem z nim szwagra, a także siostrzeńców. Jakkolwiek mocno się nie martwił, nic to nie przynosiło. Podszepty były złośliwe, niepotrzebne i tylko mąciły w głowie. Niepotrzebnie zjadały nerwy i po jakimś czasie doszedł do wniosku, że równie dobrze mógł sobie to darować.
Udawał więc, głównie przed samym sobą, że się nie martwi. Często zmuszał się, by robić to co powinno być zrobione, a nie to czego żądały od niego emocje. W pewien sposób, tego właśnie oczekiwało się od zabójców, że ich priorytety będą odpowiednio posortowane. Że ich celem będzie przede wszystkim zmniejszanie liczebności przeciwników, a nie martwienie się o swoich towarzyszy.
- Przecież wiem - machnął ręką, jakby odganiał się od natrętnej muchy, która latała mu koło ucha. Może poniekąd tak było. Słyszał te słowa nie pierwszy i nie ostatni raz. Były niczym mantra, której nie potrzebował.
- To na prawdę nic wielkiego, ale najlepiej wychodzi mi w najwyśmienitszym towarzystwie - uśmiechnął się do niej zawadiacko i posłał jej oczko. Jej wizja była na prawdę poetycka. Oni, jako falochron. Szkoda tylko, że demony, tak samo jak fale, wydawały się nieskończone. Kiedy oparła się o jego ramię, ledwo zauważalny, zadowolony uśmiech przyczaił się w jeko kącikach ust, a jego głowa przechyliła się w jej stronę by szturchnąć ją jekko w jej własną. Oboje w tym sensie byli do siebie podobni; uściski nie były w ich stylu. Nawet jego, mimo że Mori nieustannie go nimi katowała.
- O nie - westchnął, absolutnie nieszczęśliwy, kiedy powiedziała swoje życzenie. Faktycznie chyba, ta nauka miała być raczej skierowana w jego stronę, jak w jej. - Ale dobrze, niech będzie, ale nie obiecuję, że to ja nie zasnę.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Z kolei każdy podchodził do tej nierównej walki inaczej. W istocie, wymagano od nich swego rodzaju bezwzględności, ale również tego, by dalej pozostawali ludźmi - bo to dla nich walczyli, mimo wszystko. I mimo wszystko, mimo tego, że Gato zdawała sobie sprawę ze słabości swojego podejścia, to nie potrafiła (i nie chciała) tego zmieniać.
Zwyczajnie nie mogłaby spisać na straty kogoś innego poza sobą. Tak jak Ayumu kiedyś osłonił ją - tak teraz ona osłaniała wszystkich. A przynajmniej się starała.
— Ale dalej sprawdzasz wytrzymałość swojego łba — prychnęła cicho, marszcząc brwi, kiedy mężczyzna machnął ręką na jej upomnienia. Nigdy nie prosiła go o nie ryzykowanie - bo ryzykowali każdego dnia - ale żeby przynajmniej robił to z głową. Albo najlepiej, oczywiście, z nią za plecami, wtedy ryzyko naturalnie dzieliło się po połowie.
Przewróciła oczami na jego filuterne gadki.
— Naprawdę potrafisz brzmieć czarująco. Moja samoocena winduje w górę — sarknęła, widocznie rozbawiona tą przewrotnością przyjaciela. Gdy ten trącił jej głowę swoją, wydała z siebie cichy pomruk - który w istocie był zduszonym chichotem. — Chyba, że nie chodzi Ci o moje towarzystwo, a po prostu swoje. To wiele by tłumaczyło — dodała jeszcze zaczepnie, jednocześnie cmokając cicho do Shun. Klacz podniosła łeb, zerkając kontrolnie na Gato - nim nie wróciła do skubania trawy na brzegu rzeczułki.
— Za to ja obiecuję, że w takim wypadku Cię obudzę — odparła, wciskając swój kościsty łokieć między żebra Ayumu. — I już więcej nie zaśniesz. — Brzmiało jak groźba i właściwie nią była. Gato rzeczywiście chciałaby się nauczyć grać w shōgi - dotychczas jednak wszelkie podjęte próby nauki kończyły się fiaskiem. Jeśli nie roztrzaskaniem planszy, to przynajmniej drzemką.
Zdawała się przynajmniej na moment być po prostu młodą kobietą, a nie śmiertelnie poważną zabójczynią.
I caught you staring
- Tylko po to, żeby mieć absolutną pewność, że wytrzyma - odparł rzeczowym tonem, przyglądając jej się rozbawionym spojrzeniem. Im więcej przechodził, tym więcej mógł znieść potem, prawda? Dla niego był to jak najbardziej prawidłowy tok rozumowania.
- Moje? Jak możesz. Ewidentnie nie doceniasz przyjemności, jaką może sprawiać sama twoja obecność. Fakt, że znajduję się przy okazji w obecności również siebie samego, jest tylko dogodnym efektem ubocznym - sarknął, podciągając ku górze lewy kącik ust. Swoje własne towarzystwo traktował jako skaranie boskie, co głównie wynikało z momentami zbyt dużej samoświadomości. Gonitwa myśli, najczęściej tych ponurych i nieprzyjemnych, zwyczajnie męczyła, jednak skutecznie rozpraszała się w momencie, kiedy mógł zwyczajnie zająć się obecnością kogoś innego.
Jakkolwiek przyjemnie siedziało im się na drewnianym mostku, mężczyzna zaczynał powoli odczuwać, jak listopadowe zimno wgryza się w dłonie. Nie wątpił, że w jej przypadku sprawy miały się podobnie, nie mówiąc już w ogóle o tym, że przed chwilą zsiadła z konia, a to znaczyło, że miała za sobą podróż.
Podskoczył, krzywiąc się przy tym dramatycznie i dłonią próbując osłonić miejsce jej ataku.
- Chciałbym powiedzieć, że z tobą mógłbym i nie spać całą wieczność, ale chyba jednak za bardzo lubię ten okazjonalny spokój ducha, który gwarantuje drzemka - krzywił się nieco, z wyraźnym przekąsem i wciąż trzymając dłoń na chwilę wcześniej zaatakowanym boku. - W każdym razie; co powiesz na to, że pójdziemy do stajni? - zaproponował, posyłając jej zaczepny uśmiech, po którym nastąpiła jakby wymowna pauza.
- Zostawimy Shun i może pójdziemy zjeść coś ciepłego? Na pewno jesteś zmęczona.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Co nie zmieniało faktu, że za każdym razem, kiedy Nishiōji wychodził we względnie jednym kawałku z jakichkolwiek potyczek, Kotone niezmiennie odczuwała ulgę. Nawet jeśli nieco gorzką - zupełnie jakby za każdym razem cudem nie rozgryzała ziarna pieprzu, a jedynie lekko nadgryzała jego otoczkę. Nie miała złudzeń co do tego, że w końcu i ten łut szczęścia przestanie jej przysługiwać. Niemniej, póki co, cieszyła się z niego bezczelnie - choć po cichu.
— W takim razie cholernie niewdzięczna bestia ze mnie. — Teatralnie przewróciła oczami - po raz kolejny - w reakcji na szelmowskie uśmieszki przyjaciela. — Będę musiała wziąć u Ciebie lekcje samouwielbienia — dodała z przekąsem, choć doskonale wiedziała, że akurat jeśli o to chodzi, to byli siebie warci. Kwestia tego, że Ayumu zadawał temu teatralny kłam, w przeciwieństwie do niej.
Z niemą satysfakcją przyjęła gwałtowny odruch obronny mężczyzny w reakcji na jej bezpośredni atak, nie zamierzając go jednak kontynuować. Najbardziej zabawne uważała właśnie to ziarno niepewności przed kolejnym kuksańcem; nawet Nishiōji się na to łapał - zupełnie jakby nie wiedział, że nigdy nie uderzała dwa razy w to samo miejsce.
— Niepoprawny — powtórzyła się cicho, kwitując niedorzeczne słowa mężczyzny. Na jego propozycję okraszoną dwuznaczną pauzą jedynie uniosła brew i przekrzywiła głowę niczym zaciekawiona ptaszyna. — Chcesz uciąć sobie drzemkę na sianie? — Wysnuła zupełnie opaczne wnioski, mając w poważaniu zarówno zaczepny uśmiech swego rozmówcy, jak i lekki ton, którym się posłużył. Dwuznaczności nigdy się jej nie trzymały - w przeciwieństwie do pragmatyzmu.
Dopiero wspomnienie o ciepłym posiłku sprawiło, że poczuła chłód przegryzający się przez warstwy jej ubrań. Bogowie jej świadkami - dotychczas w ogóle nie czuła zimna.
— Dobry pomysł — stwierdziła, podnosząc się do pionu i podciągając również Ayumu. — Mój żołądek zaczyna grać pieśń swego ludu. Kompletnie zapomniałam o jedzeniu, kiedy Cię szukałam — przyznała bez większej refleksji, gwizdem przywołując do nich Shun. Zgrabnym ruchem wskoczyła prosto na grzbiet siwki - opadając na siodło tak lekko, jakby w ogóle z niego nie zsiadała. Jednocześnie przesunęła się bliżej łęku i wyciągnęła ramię do przyjaciela.
— Wskakuj — zachęciła, a uśmiech wykwitł w jej ciemnych oczach. Kiedy tylko Nishiōji usadowił się za nią - popędziła Shun w kierunku stajni.
I caught you staring
"Miała takie same oczy! Tylko bardziej zimne.."
"I długie, piękne, czarne włosy.."
Przygryzła dolną wargę prawie że do krwi przypominając sobie ostatnią rozmowę z Aratą. - Szlag by cię! - warknęła i zamachnęła się nagle prawą dłonią, po czym cisnęła kamyczkiem w stronę strumienia pod kątem nisko na tyle aby ten odbił się od powierzchni wody kilka razy zanim poszedł na dno.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Gdy tylko dotarł na miejsce, odwiedził swój pokój i pozostawił tam zbędne rzeczy. Chciał się przejść po okolicy z racji, iż dawno tutaj nie zawitał. Nie miał jakiegoś szczególnego celu podczas spaceru. Wchłaniał scenerię i w myślał rozpamiętywał swoje taktyki na nadchodzące starcia. Nawet nie zauważył jak trafił w miejsce gdzie przebywała pewna znana mu osoba. Siedziała sobie na mostku z jedną nogą zwisającą w stronę wody, a druga była podciągnięta pod samą klatkę piersiową. Od razu rozpoznał, że to Sayaka.
Gdy podchodził do niej to zanim zdążył coś wypowiedzieć ta cisnęła kamieniem o wodę i przeklęła. Ewidentnie była czymś zdenerwowana. Jednak to go nie zniechęciło. Postanowił spróbować rozchmurzyć zabójczynie. - Kogo próbujesz upolować tym kamieniem? - sądził, że nawiązanie do ich spotkania nieco ją rozbawi. Mimo, iż uderzenie samym kamieniem nie należało do najprzyjemniejszych, ale mógł śmiało stwierdzić, że wspomnienia jakie razem stworzyli z grubsza należały do tych pozytywnych. - Nie sądziłem, że spotkam cię w takim miejscu. Niemniej jednak, miło cię znowu zobaczyć płomyczku. - uśmiech zawitał na jego twarzy. Może i nie minęło sporo czasu od ich ostatniego spotkania, ale jak tylko zobaczył, że to ona, to coś go złapało w sercu. Dopiero teraz zrozumiał, jak za nią tęsknił.
- Huh..? - mruknęła obracając nagle głowę w bok aby spojrzeniem natrafić na mężczyznę stojącego obok niej, oddalonego o parę kroków. Wzrok powędrował w górę aż zatrzymał się na twarzy mężczyzny. Zamrugała kilka razy. - A nie wiem.. może jakiegoś przystojnego blondyna o niebieskich oczach? Słyszałam że mają w sobie coś, czemu ciężko się oprzeć.. - powiedziała zadziornie się do niego uśmiechając kącikiem ust. Czy podpuszczała go specjalnie? Całkiem możliwe! Przypatrywała się mu przy okazji, uważnie obserwując jego reakcję na jej słowa.
"Nie sądziłem, że spotkam cię w takim miejscu. Niemniej jednak, miło cię znowu zobaczyć płomyczku"
- W takim miejscu.. że przy wodzie? Ten strumień sięga tylko potąd.. - przyłożyła dłoń do połowy łydki podciągniętej pod klatkę piersiową nogi dla zaznaczenia mu wizualnie głębokości jaką miał strumień. - Poza tym Onseny nie są mi straszne.. dopóki mam grunt pod stopami i woda nie sięga nie wiadomo jak wysoko.. - dodała po chwili.
- A ty .. "Kamyczku" co tutaj robisz? Myślałam że jeszcze jesteś w Edo.. nie wiem czy kontaktowałeś jak się z tobą nad ranem żegnałam.. w końcu wyglądałeś jeszcze na mocno zaspanego.. - skomentowała wystawiając mu figlarnie język. Przy nim samopoczucie samo zaczęło się poprawiać. A przynajmniej łatwiej było jej odłożyć nieprzyjemne myśli gdzieś na bok. Na twarzy zagościł miły uśmiech gdy na niego patrzyła, choć jak stał przed nią to musiała się mocno odchylić w tył żeby utrzymać z nim kontakt wzrokowy. W końcu był bardzo wysoki a ona siedziała.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
- Haha... nie o to mi chodziło. Po prostu zabawne jest to, że nie potrafimy na siebie nie wpadać. - zaśmiał się krótko na myśl o tym losowym zdarzeniu. Co prawda spotkanie jej w Yonezawie nie było, aż tak niespotykane. W końcu jest to główne miejsce gdzie przychodzą zabójcy. Niemniej jednak nadal było to zabawne w jego oczach.
Patrząc na jej niekomfortową pozycję w której jej trzymał stojąc nad nią, postanowił usiąść obok niej, aby być twarzą na równi z jej własną. - Niedługo wyruszam na misję, więc postanowiłem odwiedzić moje mieszkanie przed wyjazdem i może potrenować. W końcu każdy czas jest dobry na doszlifowanie swoich umiejętności. - dumny uśmieszek zawitał na jego twarzy. Nigdy nie jest za późno, ani za wcześnie, aby potrenować. Teraz skoro znalazł swoją ulubioną partnerkę do takich zabaw miał nadzieję, że zaszczyci go dogrywką. Jednak na to przyjdzie czas nieco później. - Jedyne co pamiętam z tamtego poranka to to, że uciekła mi moja przytulanka. Ehh... a było tak wygodnie. - powiedział z zadziornym uśmieszkiem. Spał wtedy jak dziecko z pluszowym misiem. Ten nawyk miał od dziecka, kiedy jeszcze spał ze swoją starszą siostrą. Można powiedzieć, że to przez nią nabawił się tego uzależnienia.
- A co ciebie tutaj sprowadza? Również zostałaś wezwana na zlecenie? Współczuje demonom, które się z tobą mają zmierzyć. - było to najbardziej prawdopodobne. Jednak i tak chciał się upewnić. Jeśli faktycznie tak było, to szansa na znalezienie partnera do treningu przed misją wzrosło diametralnie.
Uniosła brew słuchając jego odpowiedzi na wcześniejszą zaczepkę. - No nie wiem czy powinnam.. jeszcze mi go spłoszysz.. i co wtedy? - spytała lekko rozbawiona i po chwili westchnęła z ulgą. Tak, humor już jej się zaczął poprawiać. Wystarczyła jego obecność żeby uśmiech sam wpełzł na jej usta z jakiegoś niezrozumiałego powodu, a ona nie chciała się zagłębiać póki co w ten powód.
"Haha... nie o to mi chodziło. Po prostu zabawne jest to, że nie potrafimy na siebie nie wpadać."
- Dobra dobra.. już ja swoje wiem! Pewnie mnie śledzisz odkąd na siebie pierwszy raz wpadliśmy! Choć nie nazwałabym tego wpadaniem na siebie.. - to mówiąc uśmiechnęła się bezczelnie, nie zamierzała kończyć. Mógł sobie sam resztę dopowiedzieć a ona pewnie by się z nim zgodziła ostatecznie! W końcu mieli podobne poglądy na różne tematy. Może nie na wszystkie, bo to byłoby dziwne gdyby byli swoimi lustrzanymi odbiciami w każdym możliwym aspekcie.
"Niedługo wyruszam na misję.."
Skinęła lekko głową gdy to usłyszała. - No to jest nas dwoje, słyszałam że dostanę przydział z jakimiś innymi zabójcami na misję na dniach. Kazali mi się nie ruszać z Yonezawy, żebym była pod ręką.. więc czekam na dalsze instrukcje.. - powiedziała z lekkim uśmiechem. To że i on miał na jakąś wyruszyć wcale jej nie dziwiło, w końcu też był zabójcą takim samym jak ona. Tylko że z innym oddechem. - Ciekawe z kim mnie sparują.. - dodała nie kryjąc zaciekawienia w głosie.
- "Twoja przytulanka?" - powtórzyła unosząc brew w górę wpatrując się w niego z zaciekawieniem. - Ciekawy dobór słów.. czy jest coś o czym nie wiem a powinnam? - dodała po chwili nie odrywając złotych ślepi od mężczyzny.
"Współczuje demonom, które się z tobą mają zmierzyć."
- A i słusznie.. bo nie zamierzam na nie szczędzić oddechu.. - powiedziała z bezczelnym uśmieszkiem malującym się na ustach. - Ty już wiesz z kim idziesz na misję? - spytała z czystego zaciekawienia. A nóż znała ktoś kogo miała już okazję poznać.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
- A skąd mam wiedzieć, że to ty nie pojawiasz się specjalnie tam gdzie mam zamiar iść? - zaśmiał się serdecznie przez ich wymianę poglądów. Najpierw kamień teraz losowe spotkanie na mostku w Yonezawie. Nie można tutaj mówić o przypadku. Parę sekund później spojrzał jej głęboko w oczy, a w jego głowie narodził się pomysł. - Może faktycznie jesteśmy sobie przeznaczeni... - powiedział do niej cicho, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Chciał sprawdzić czy uda mu się ją zakłopotać chociaż trochę tym komentarzem. Ostatnio wyczuł, że głębsze docinki doskonale na nią działają. Nie spodziewał się jednak, że za niedługo to on stanie się ofiarą swoich własnych słów.
"Moja przytulanka..." jak tylko podkreśliła jego słowa to uświadomił sobie jak to zabrzmiało. Zupełnie nie o to mu chodziło. Chciał ją zawstydzić, ale ostatecznie to on dostał własnym ciosem. - No nie pamiętasz, że... - wypowiadając te słowa cała jego twarz zalała się czerwienią i aż odwrócił wzrok w stronę rzeki nie wierząc, że powiedział jej coś takiego. Realizacja uderzyła w niego jakby stos kamieni wylał się na jego łeb. - N-nie chciałem powiedzieć, że należysz do mnie... nie tak to miało zabrzmieć... - był teraz jak zawstydzony chłopczyk chowający się za kiecką mamy. Miał tylko nadzieję, że nie obrazi się na niego za te słowa. No debil no.
- Znam tylko jedną osobę z moich przyszłych towarzyszy. O drugim za to słyszałem co nieco i wiem, że na pewno będzie ciekawie. - na ten moment członkowie jego zespołu nie byli już sekretem. Yue znał, aż za bardzo, a Takayuki był dla niego nowością. Był ciekaw jego możliwości i niecierpliwił się, aby je zobaczyć na własne oczy. - Jednak potrzebuję się jeszcze rozgrzać przed misją, nawet jeśli wyjeżdżam dopiero za parę dni. Może chciałabyś mi w tym pomóc. Wolałbym sprawdzonego partnera do sparingu. - był praktycznie pewny, że nie odmówi takiej okazji. Wszakże mieli jeszcze zrobić dogrywkę z racji, iż poprzedni pojedynek skończył się remisem. Na misji wiele może się zdarzyć. Jedno z nich może nie wrócić, więc trzeba było korzystać póki jest okazja.
"Może faktycznie jesteśmy sobie przeznaczeni..."
Słysząc to otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nic się nie wydostało z rozchylonych lekko warg. Za to lekki rumień wpełzł na jej policzki i minęło kilka sekund zanim odzyskała rezon i posłała pięść w stronę jego ramienia. Odwracając przy tym twarz w bok zdając sobie sprawę z tego że sobie z niej żartuje znowu. - Bardzo śmieszne.. prosisz się o lanie.. - burknęła pod nosem zapominając o tym że mogła przecież odbić jego piłeczkę bez problemu! A może potrzebowała chwili żeby przetrawić to co zaszło między nimi w Ryokanie? Stosunkowo często się łapała na tym że wspominała tamtą noc czerwieniąc się z zażenowania.
Widząc jak strzelił buraka po tym jak wytknęła mu jego własne słowa i odwrócił nagle wzrok postanowiła wykorzystać ten moment. Gdy odwróciła twarz od niej ona się pochyliła w jego stronę i sięgnęła prawą dłonią do jego twarzy. Opuszkami palca wskazującego i środkowego dotknęła jego lewego policzka i przesuwając pieszczotliwie wzdłuż linii szczęki, zmusiła go aby powrócił wzrokiem w jej stronę. Złote oczy błyszczały, widać było że nie odpuści teraz tak łatwo. Zwłaszcza że miała go zagonionego do rogu. - Oh doprawdy? A jak miało w takim razie zabrzmieć..? - spytała powabnym tonem głosu czekając aż wyduka wyjaśnienie. Napawała się teraz tym że zdobyła przewagę i nie zamierzała tak łatwo odpuszczać. Zabrała jednak paluszki z jego szczęki, nie przestawała się jednak bezczelnie uśmiechać w jego stronę.
"Jednak potrzebuję się jeszcze rozgrzać przed misją.."
"..Może chciałabyś mi w tym pomóc.."
- Powiedziałabym że już pomogłam Ci się rozgrzać .. do czerwoności skarbie.. - puściła mu oczko i zachichotała pod nosem nie kryjąc rozbawienia. - Ale sparingu nie odmówię.. w końcu trzeba sprawdzić kto jest lepszy! Remis nigdy mnie nie satysfakcjonował.. i nigdy mnie nie usatysfakcjonuje! - powiedziała dość entuzjastycznie.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Jego słowa podziałałby tak, jak się spodziewał. Sayaka zrobiła się czerwona jak jej opaska we włosach. Uczuciowe komentarze z zalążkiem prawdy przychodziły mu z łatwością i najwyraźniej były niezwykle skuteczne. Na uderzenie zareagował tylko lekkim śmiechem. Całe szczęście, że nie próbowała go zepchnąć do wody. - Może właśnie o to mi chodzi? Zobaczyć ten płomień w twoich oczach, jak tak na mnie patrzysz z drugiej strony maty podczas sparingu... Taką cię lubię najbardziej. - te ostatnie słowa wypowiedział przybliżając się do jej ucha, cicho je szepcąc. Wykorzystał fakt, że się obróciła, aby pójść za ciosem. Wszystko co powiedział było prawdą, a jak było widać wcześniej, to właśnie prawda najlepiej na nią działa.
Tak samo ona nie potrafiła ustąpić, jak tylko zyskała przewagę. Momentalnie zwróciła jego zawstydzoną twarz ku sobie i postanowiła się z nim troszkę pobawić. Nie zdążył jeszcze ochłonąć, więc nie mógł przejść do kontrataku, za to postanowił podejść od innej strony. - Może niedługo się przekonasz... Spytaj mnie później, a może ci odpowiem. - w głowie pojawił mu się plan. Nie chciał go zdradzać od razu, dlatego postanowił kupić sobie trochę czasu i trochę zaciekawić białowłosą. Co prawda wypowiadał te słowa z burakiem na twarzy, ale tym razem się nie jąkał i wypowiadał się w spokojniejszy sposób. Wiedział jedno... na pewno nie pozwoli jej tak łatwo się pokonać.
Zgoda na sparing ucieszyła rudowłosego. Teraz przyszedł czas na fazę pierwszą. - No i to ja rozumiem. Mam jednak pewną propozycję... co ty na to, żeby urozmaicić nasz rewanż drobnym zakładem? - po ich pierwszym spotkaniu wiedział, że to ją zainteresuję. Niemal był pewny, że nie odmówi takiej okazji. - Zwycięzca może poprosić przegranego o cokolwiek chce do końca tego dnia... Cokolwiek... - chciał zaakcentować te ostatnie słowo. Nie miał na myśli nic zbereźnego co by przekraczało wszelkie granicę. Nie był, aż takim potworem. Po prostu ten warunek był zapewnieniem, aby Sayaka się zgodziła na zakład. Miał tylko nadzieję, że nie odmówi. Jednak to było prawie niemożliwe.
Uśmiechnęła się bezczelnie gdy wspomniał o jej zawziętym spojrzeniu z dojo gdy razem walczyli. Oj długo pamiętała tamten sparing. Cała podróż do Yonezawy z Edo zajęła jej trzy dni dłużej przez dyskomfort poruszania się przez obitą nerkę. Ale bawiła się na macie przednio.
"Taką cię lubię najbardziej."
Szept przy uchu sprawił że poczerwieniała bardziej nagle. Nie tylko przez to co powiedział, ale sposób w jaki to zrobił. Ciepły oddech i cichy szept wystarczyły żeby serce zabiło mocniej. Przełknęła głośniej ślinę wbijając spojrzenie w swoje własne uda, przygryzając dolną wargę z niczego. Jego bezczelność była aż namacalna w tej chwili.
Jak oblanego czerwienią dorównującą jego oczom to dość sprawnie składał słowa w zdania. Praktycznie bez zająknięcia, podsuwając jej myśl że chłopak coś mógł planować. Bo dlaczego miałaby powtórzyć to pytanie później? Dlaczego nie chciał jej teraz odpowiadać? Zmrużyła nieco ślepia wpatrując się w niego z zaciekawieniem.
Oczy aż jej rozbłysnęły na wzmiankę o zakładzie. Mógł dostrzec jak złoty kolor tęczówek emanuje czym więcej niż dotychczas. Czekała aż rzuci pomysłem.
"Zwycięzca może poprosić przegranego o cokolwiek chce do końca tego dnia... Cokolwiek..."
- Cokolwiek.. - powtórzyła po nim nieco ciszej ale z nie ukrywana ekscytacją w głosie. - Tak.. - szepnęła przygryzając dolną wargę delikatnie w ekscytacji. Pochyliła się nieco w jego stronę. - Zróbmy to! - powiedziała nie kryjąc entuzjazmu, podrywając się nagle na równe nogi o wiele zwinniej niż by to zrobiła ostatnio. Zupełnie jakby zrobiła się nieco bardziej gibka, nawet jeśli tylko trochę. Od razu ruszyła na solidny grunt przy mostku wyjmując miecz zza pasa i odkładając go na bok. Zaczęła się rozciągać i przygotowywać ciało do starcia z zabójcą oddechu kamienia. Ciekawiło ją czy on też ćwiczył przed tym spotkaniem. - No chodź.. pokaż mi czy od ostatniego razu stałeś się lepszy! - zachęciła go przyjmując gardę na lekko ugiętych nogach, w średnim rozkroku. Dłonie przed sobą luźno, ramiona wzdłuż ciała blisko żeber. Złote ślepia utknęły w rudzielcu.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Na jego szept zareagowała tak, jak się spodziewał. Nie przekomarzał się w tym aspekcie. To, co w niej uwielbiał to sposób, w jaki na niego patrzy podczas walki. Od ostatniego sparingu gdy tylko o niej sobie przypominał, to widział ten płomienny wzrok. Nie mógł się doczekać, aż znowu go ujrzy.
Wspomnienie zakładu również podziałało tak, jak miało. Coś zabłysnęło w jej oczach, nadając jej złotym oczom połysku. Wiedział, że nie odmówi. Takie warunki były praktycznie nie do odrzucenia. Oboje działali w podobny sposób, on również nigdy by nie odmówił na taką propozycję. Po usłyszeniu aprobaty z jej strony udał się z nią na solidny grunt obok mostka. Ostatnie czego chciał to, żeby wylądowała w wodzie. Doskonale pamiętał jej reakcję na wzburzoną wodę w onsenie. Odszedł na parę kroków od białowłosej i odłożył swój ekwipunek tak, aby nie zawadzał w pojedynku na pięści. Również zabrał się za krótką rozgrzewkę i gdy był już gotów skierował całą swoją uwagę na Sayakę. - O takim spojrzeniu mówiłem... Obyś się nie przeliczyła skarbie. - nie przyjmując żadnej pozycji, ruszył do ataku, próbując szybkim ruchem swoją prawą nogą podciąć jej własne i wywalić na ziemię. Sądził, że nagły atak z zaskoczenia nieco ją rozproszy.
Atak: 13
- Masz rację to twoja sprawa.. i nic mi do tego z kim się mizdrzysz.. - od razu mu odpyskowała nawet się nie zastanawiając czemu do powiedziała. A głosie pobrzmiewała nutka niezadowolenia. Miał rację że nie miała prawa ingerować w to co z kim robił. Więc czemu ją tak zirytowały te słowa? Czuła wręcz nieprzyjemne uczucie ściskające ją w żołądku, ale stosunkowo szybko się go pozbyła. Spychając niechciane myśli wgłąb siebie, nie zwróciła uwagi na jego ostatnie słowa wypowiedziane znacznie ciszej. W końcu miała świetny wzrok a nie bezbłędny słuch.
Przyglądała mu się uważnie gdy odkładał swoje rzeczy na bok, widząc jak i on postanowił walczyć w ubraniu uśmiechnęła się. Czy to była siła niemej sugestii? Czy dobrze zrobiła pozostawiając na sobie szmaty za które mógł pochwycić tylko po to aby i ona miała tą możliwość? Ostatnio nie miała za co go łapać i może dlatego skończyło się remisem. Była ciekawa jak teraz to będzie wyglądać. Zamierzała wykorzystać wszystko przeciwko niemu. Przegrana nie wchodziła w grę!
"O takim spojrzeniu mówiłem... Obyś się nie przeliczyła skarbie."
Uśmiechnęła się jedynie bardziej zadziornie. - Chyba jesteś pierwszym facetem, któremu tak żarliwie się przyglądam.. - warknęła czekając aż się na nią rzuci. Gdy doskoczył zdawało jej się że jest gotowa przyjąć każdy jego atak. Może powinna była z tym swoim rozwiniętym wzrokiem obserwować całego zabójcę a nie tylko jego dzikie, karmazynowe oczy na które się zagapiła najzwyczajniej w świecie. Z piskiem tracąc równowagę poleciała w tył na ziemię. Wyciągając prawą dłoń na której wylądowała amortyzując upadek, przekręciła ciało w bok wyprowadzając kopnięcie w dół podkolanowy żeby i jego podciąć. Oko za oko, choć w tym przypadku chyba bardziej gleba za glebę.
Obrona: 12 | Atak: 5
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Tym razem oboje nie zdjęli z siebie ubrań. Jakoś nie przyszło mu to do głowy, patrząc, że ona również tego nie zrobiła. Tym lepiej dla niego. Może to pokusi ją o chwycenie go, a wtedy będzie miał szersze pole do popisu. W końcu walka w zwarciu to jego ulubione zajęcie.
Na jej słowa posłał jej buziaczka i nawet nie sekundę później poleciał w jej stronę, wykonując swój ruch. Atak się powiódł i wylądowała na ziemi. Nie mógł się powstrzymać od skomentowania. - Nie wiedziałem, że uwielbiasz mnie na tyle, aby się tak zagapić. - puścił jej swój zadziorny uśmieszek i wyczekiwał jej kontrataku. Spodziewał się kopnięcia, patrząc na jej aktualną pozycję. Nie musiał czekać długo na potwierdzenie jego podejrzeń. Wyprowadziła atak na jego kolana, ale on w porę pochwycił jej nogę oburącz. Miał zamiar to wykorzystać. - Tylko nie wstawaj za długo. - po tych słowach z rozmachem przeciągnął ją całym ciałem w powietrzu, aby rzucić ją parę metrów dalej na ziemię z dala od mostku. Kątem oka upatrzył miejsce, w którym nie było twardych przedmiotów czy też kamieni. Jeśli mu się to uda to pośle ją jedynie na "miękką" trawę.
Obrona: 10
Atak: 14
Nie możesz odpowiadać w tematach