Starał się skoncentrować na swoim zdaniu, jednak to w żadnym stopniu nie przeszkadzało mu znowu pognać myślami do przedziwnego spotkania, które miało miejsce jeszcze parę godzin wcześniej. Wracał więc do herbaciarni, a tym samym do postaci młodej dziewczyny, która postanowiła mu tam zakłócić odpoczynek. Niegrzecznie. Wydawała się w pewien sposób zdecydowana, przynajmniej by znaleźć zabójcę tamtego demona. Zastanawiał się, czy była to pierwsza taka przypadkowa rozmowa, którą postanowiła podjąć z nieznajomym tylko dlatego, że przypominał on szermierza z jej wspomnień. Niemniej jednak znaczyło tak, jak bardzo tamten wypadek musiał ją dręczyć, co z resztą wcale go nie dziwiło. Pamiętał bowiem wszystko co mu towarzyszyło, kiedy po raz pierwszy doświadczył ataku demona.
Skręcił w lewo, zatapiając się w ciszy kolejnego zaułka. Jego prawa dłoń przez cały czas spoczywała na rękojeści miecza, który znajdował się u jego pasa, a on sam był przygotowany. Pozornie rozluźniony, tak na prawdę spodziewał się demona za każdym rogiem i tu się nie pomylił. Pośrodku alejki, skulona nad leżącą osobą, pochylała się ciemna postać.
- Obawiam się, że to koniec zabawy - rzucił cicho, ale aura zaułka sprawiała, że jego głos niósł się wystarczająco dobrze, by dotrzeć do demona, który podniósł głowę. Ayumu natomiast pochylił się lekko na przodu, napinając mięśnie, poprawiając uchwyt na katanie i szykując się do ataku.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Tej nocy jedną z takich strażniczek była młoda Yamamoto.
Pokus było wiele, z czego do najbardziej oczywistych należały herbaciarnie, które w tych godzinach oferowały nieco inny asortyment; dla tych mających grubsze sakiewki. Część przybytków serwujących wyłącznie napoje procentowe również kusiła, nawet nie po to by spędzić w nich całą noc, ale dla szybkiego drinka lub dwóch i tym samym rozgrzania organizmu. Dla szukających wrażeń i spoglądających nie tam gdzie wypadało, nieco inne kwaterki również by się znalazły.
Pożądanie to nie tylko rzecz ludzka, prawda?
Póki co obywało się bez większych incydentów, za wyjątkiem rozdzielenia dwójki podpitych mieszczuchów. Scenariusz klasyczny, gdy panowie nie potrafili dojść do porozumienia w sprawie... posagu, chyba? Prawdę powiedziawszy to nie przysłuchiwała się im za mocno, bo i potrzeba nie zaistniała. Gdy na drodze staje ci ktoś w pancerzu, z naginatą w ręce i resztą arsenału przy pasie, większości załącza się zdrowy rozsądek i agresja pryska niczym bańki mydlane.
Rutynowe działanie.
Ciekawiej miało zrobić się po skręceniu w zaułki, choć nic tego nie zapowiadało, przynajmniej nie w tej dzielnicy. Echo lubiło nieść się po okolicy, szczególnie jeśli ta była cicha, w porównaniu do większych uliczek z lokalnymi atrakcjami. Pozycję miała również dogodną, zależy jak na to spojrzeć, bo pojawiła się za plecami mężczyzny, któremu uprzyjemniła pobyt w herbaciarni. Dalsza dwójka, czyli jedna duszyczka pochylająca się nad drugą, nie wzbudziła w Katsumi żadnych przesadzonych skojarzeń.
A powinna, jeśli uwzględnić późną porę i wątpliwej jakości oświetlenie?
- Zabawa dopiero się zaczyna i szybko przybierze niemiły obrót, jeśli wolicie używać ostrzy zamiast słów - odezwała się, mając broń gotową do użytku. Rozdzielanie pijaczków to jedno, dwójka facetów gotowych sięgnąć po broń, z braku dobrej widoczności założyła podobne intencje u tamtego pochylającego się, to nieco inny kaliber. W takich sytuacjach zawsze zakładała najgorszy scenariusz, na czym zwykle wychodziła najlepiej; bo żywa i jedyne rozczarowanie następowało co najwyżej wtedy, gdy finał był pokojowy.
Z jej perspektywy, miała przed sobą kolejno: cwaniaka co podszył się niegdyś pod członka jej eskorty, pana tajemniczego oraz nieszczęśnika co wolał zmienić swój status na nieprzytomnego, śpiącego lub martwego; ewentualnie udającego coś z tych trzech opcji.
- Więc radzę skupić się na wyjaśnieniach. - dodała.
I wtedy przekąska zrobiła krok naprzód, choć jeszcze nie miała nikogo w zasięgu naginaty.
Najpierw poczuł kroki i szczerze mówiąc, zrobiło mu się jakby słabo. Było to jednak uczucie przelotne i ledwo zauważalne, które zaraz zastąpiło pomstowanie do bogów, którzy najwyraźniej nie chcieli mu dzisiejszej pracy ułatwiać. Miał bowiem nadzieję, że to starcie obejdzie się bez ofiar. No, może raczej bez dodatkowych ofiar, biorąc pod uwagę, że demon pożywiał się kimś, kogo trzymał w swoich ramionach. To, czego się jednak definitywnie nie spodziewał, to to kim właściwie była osoba, która zawitała do zaułka. Nie obejrzał się nawet; spojrzenie spoczywało na demonie i ani myślał go od niego odrywać, ale wystarczył głos, by ją rozpoznał. Dziewczynę z herbaciarni.
Tym razem na jego ustach pojawił się lekki, gorzko-kpiący uśmieszek. Los zwyczajnie z niego kpił i to już nie były żadne jego domniemania. Nie dość że przysyłał mu do tej zapomnianej przez boga uliczki dodatkowego gapia, to w postaci osoby poczuwającej się do stanowienia prawa i do tego w formie ledwie podlotki.
- Wracaj do domu, dziewczyno - rzucił definitywnie do niej, ale wciąż ani się nie poruszając, ani też najwyraźniej nie przejmując się jej słowami. Jego głos też zyskał na szorstkości i zdecydowaniu; na próżno było w nim doszukiwać się poprzedniej, wyuczonej grzeczności, którą raczył ją w herbaciarni. Teraz nie było na to czasu.
Tym bardziej, że demon zdecydował się wykonać ruch. Wyraźnie zdenerwowany, że ktoś postanowił przerwać mu w śniadaniu, skoczył w kierunku intruzów. Ayumu w pierwszym odruchu chciał zwyczajnie uskoczyć, pozwalając zdać się na swoją szybkość i nie dać przeciwnikowi szans na wykorzystanie definitywnie większej siły. W ostatnim momencie jednak uświadomił sobie, że nie może tego zrobić. Gdyby spróbował zastosować tę taktykę, demon najpewniej przemknąłby dalej, w kierunku znajdującej się za nim dziewczyną, a na to nie mógł pozwolić. Jednym, szybkim ruchem dobył więc ostrza, blokując nim uderzenie oponenta i mimowolnie stękając, kiedy poczuł siłę uderzenia biegnącą wzdłuż miecza.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Jak każdy wojownik, wychowany na bushido, młody i nieznający realiów prawdziwych wojen, tak i Kasumi nie ominęła pewna wada w postaci... arogancji? W końcu umiała walczyć nie gorzej niż inni w jej wieku; a może nawet i nieco lepiej sobie radziła? Do tego miała cały arsenał przy sobie, wliczając w to zbroję. Dodatkowo nic nie wskazywało na to, by ktoś zaraz miał wpaść na jej plecy lub flankę. I wreszcie dochodziła do tego kwestia uprawnień, prawa nie stanowiła ale pilnowała, by było przestrzegane. Tym samym nie powinno dziwić, że jedyną reakcją na słowa nieznajomego, było zwykłe prychnięcie pod nosem.
Kto im dał prawo do obijania sobie ryja na ulicy?
O ironio, kodeks wyznawany przez samurajów, mniejsza o to że mało gorliwie w tym okresie przestrzegany, był głównym powodem, dla którego nie palnęła konesera herbaty pierwszego. Akurat mało kto, spoza uprawnionych, chodził po mieście z widoczną kataną, więc tutaj była skłonna uznać go za przedstawiciela uprzywilejowanej kasty. Plus stołowanie się w lepszym lokalu wcześniej... drobne, potencjalne potwierdzenie tej tezy. Obyczaj nakazuje walczyć twarzą w twarz, a nie jak pizda z ukrycia.
To, kto rzucił zapałkę na beczkę prochu, też nie uszło jej uwadze.
Była przygotowana na scenariusz, w którym mężczyzna z kataną uskoczy i to na nią zaszarżuje nieznajomy. Zostałby szaszłykiem, tego była pewna, choć niekoniecznie w takiej formie jaką zakładałby przeciętny obywatel. Powiedzmy, że udawanie posągu z ostrym kijem nie zawsze było najlepszą opcją, skoro można wykorzystać ciężar przeciwnika przeciwko niemu. To, czy kontrolowane upadnięcie na plecy i przerzucenie, z pomocą nóg, nadzianego na naginatę demona wchodziłoby w grę... gdybanie nie boli; na ludzi ta sztuczka działała.
Tak czy inaczej, lepiej było spacyfikować siłą jednego i dogadać się z drugim, niż napierdalać od razu wszystkich na raz.
Przerzuciła naginate na drugą stronę i jednocześnie chwyciła ostrzem do dołu. Zamierzała skorzystać z okazji, że dwójka samców siłuje się ze sobą, i wyłonić z lewej strony jednookiego. Następnie uniosła wyżej broń, z zamiarem pierdolnięcia obuchową częścią w głowę tego, który wcześniej pochylał się nad śpiochem. Nie zależało jej na finezji, więc soczyste "bonk" powinno rozejść się po okolicy, być może wbijając awanturnikowi rozumu do głowy. To, że równie dobrze mógłby po tym nie wstać, to nieistotny detal; ostrzeżenie padło i drugi raz nie zamierzała się powtarzać.
Powinno zadziałać, w końcu to był tylko człowiek...
... i to nie była powtórka sprzed pół roku...
... prawda?
Dziewczyna zdawała się mieć zupełnie inny plan na życie, jak robienie za przysłowiowy słup soli. Najwyraźniej podświadomie musiała czuć, że życie wcale nie było jej miłe i czym prędzej chciała się udać w podróż na tamten świat. Pewnie w zupełnie innych warunkach śmiałby się z tego, dostrzegając w tym podobieństwo do swojego wpychania się tam, gdzie wcale go nie chciano lub też absolutnie nie powinien się znaleźć. On jednak, w przeciwieństwie do jasnowłosej, miał jakiekolwiek szanse przeżycia.
Kiedy dziewczyna przełożyła naginatę do drugiej ręki, zacisnął mocniej zęby, wciąż siłując się z potworkiem, jednocześnie wciąż głowiąc się nad tym, jak najlepiej rozwiązać aktualną sytuację. Sam jej atak wydawał się go zaskoczyć - głównie dlatego, że podeszła do jego lewej strony, wykorzystując jego martwy punkt, ale jednocześnie też go zapełniając. Nie wiedział czy bardziej w tym momencie był jej wdzięczny, czy może na nią zdenerwowany, biorąc pod uwagę fakt, że absolutnie jej nie ufał.
Demon nawet się nie skrzywił, kiedy dostał w cymbał. No dobrze, może trochę, ale Ayumu miał wrażenie, że raczej było to wynikiem elementu zaskoczenia i zwykłego zmuszenia go do przekierowania uwagi. Zabójca demonów poczuł, jak jego przeciwnik odpuszcza i całe szczęście, bo takie długie pozostawanie w zwarciu, było dla samuraja mało przyjemną rozrywką. Może faktycznie powinien nieco więcej czasu poświęcić na rozwijanie swojej fizycznej siły...
- Powiedziałem - warknął w jej stronę, widząc jak demon napina mięśnie by wykonać ruch i on zrobił to samo, tylko odrobinę szybciej - Odejdź - odepchnął Kasumi lewą ręką, praktycznie w ostatniej chwili samemu cofając się i odginając do tyłu. Wciąż jednak niewystarczająco szybko, by całkowicie uciec z zasięgu ostrych pazurów, które rozdarły skórę przedramienia.
Syknął, zaciskając zęby, jednak powstrzymując się od zwykłego odruchu sięgnięcia do rany. Jego spojrzenie powędrowało w kierunku dziewczyny. Było widać, że cała ta sytuacja tylko działa mu na nerwy, a w szczególności jej obecność tutaj. Jednak mimo tego, że tak bardzo jej tutaj nie chciał, wiedział że jeśli tylko rzuci się do ucieczki, demon najpewniej od razu rzuci się za nią w pogoń. I to w sumie byłaby chyba najkorzystniejsza sytuacja, bo zwyczajnie wiedział, że w końcu ich szczęście się wyczerpie i nie będzie mógł jej przepychać z miejsca na miejsce i bronić.
- Albo skończysz tak samo jak twoi strażnicy pół roku temu - dorzucił też wreszcie, jakby nigdy nic kontynuując wywód. Nie był pewien, czy była to odpowiednia taktyka, by sprowokować ją do czegokolwiek innego jak próby naparzania się z demonem po mordzie, ale na pewno była to jakaś próba.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Do tego fakt, że jej uderzenie nawet nim nie zachwiało...
Co kurwa? To chyba jedyna myśl, która w takim momencie zakorzeniłaby się w umyśle nawet najmądrzejszemu z filozofów. Facet powinien kiwać się na nogach i trzymać za głowę i to w najlepszym dla siebie scenariuszu. Gorszy zakładał padnięcie na ziemię i jęczenie. Kolejne to utrata przytomności lub śmierć. Zamiast tego, jedynie na nią spojrzał, tak jakby zabiła mu matkę lub była cytrynowym ciasteczkiem, które właśnie podano do stołu.
Mimo to przekręciła naginatę, tuż po pozostaniu odepchniętą, tak by mieć ostrze w gotowości.
Myśl.
Lub jak kto woli, nie panikuj. Nie zamierzała odejść, to powinno być oczywiste, z kilku powodów. Po pierwsze, samuraj nie podkuli ogona, chyba że otrzyma rozkaz od przełożonego któremu winien (lub winna) jest posłuszeństwo. Tchórze ratują życie, to prawda, z tym że posyłają nazwisko i wszystkich za nim stojących do rynsztoka; hańba i pośmiewisko; a to waleczniejsi czasem awansowali do miana legendy lub przynajmniej zdychali zgodnie z obyczajem. Po drugie, jakie miała gwarancje, że ten jednooki dziwak ubije to coś; i jeśli nie to ilu kolejnych padnie łupem tajemniczego stwora? Warstwa rządząca, poza życiem jak pączek w maśle, obiecywała bezpieczeństwo, a słowo Yamamoto miało namacalną wartość. I wreszcie, a co gdyby to na niej skupiła się uwaga przeciwnika i ten dopadłby ją pierzchającą z zaułka? W zaświatach byliby tym faktem niepocieszeni...
Wspomnienie o towarzyszach sprzed pół roku podziałało na Kasumi niczym płachta na byka i trudno było określić, któremu z dwójki mężczyzn miała ochotę przywalić w mordę jako pierwszemu. Jeśli sugerować się błyskiem w oku... najlepiej dla obu na raz. Gdyby nie strzępki wspomnień z tamtej nocy, pewnie puściłyby jej nerwy. Na szczęście w nieszczęściu, pewne fakty potrafiły to zrównoważyć. Jeśli chciała dowiedzieć się, co tu się wypra... ODPIERDALA, wpierw wypadało przeżyć starcie. Ostatnim razem to udało się tylko dlatego, że jednooki użył swej kolorowej katany, dokładnie tej dzierżonej w tej chwili.
I miał ku temu odpowiednią okazję.
Innymi słowy, potrzebna była przynęta, na którą złapie się demon i pechowo dla niektórych, jedynym człowiekiem w zasięgu była ona sama. Skoro nie mogła się wycofać, pozostało zaryzykować i rzucić wszystko na jedną kartę, czyli sprowokować dziwadło i liczyć na w miarę dobre wystawienie jego pleców oraz to, że nie skończy się marnie; wiadomo jak jest z niechcianymi świadkami.
Jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, pyskówka sprowokuje przeciwnika do szarży na nią i nabicie się na przygotowaną naginatę. Skoro ostatnio tego typu oręż nie robił na demonie wrażenia, dlaczego tym razem miałoby być inaczej; po co kłopotać się z uskokiem? Oczywiście coś tak szybkiego i silnego wygrałoby bezdyskusyjnie przepychankę, dlatego Kasumi miała w planie polecieć na plecy, i wspomagając się nogami, przerzucić rozpędzonego gnojka ponad sobą. To nic więcej jak odrobina fizyki i obrócenie jego atutów na własną korzyść. W lepszym scenariuszu, ten wyląduje niezdarnie, w gorszym pozbiera się szybko; ale to nadal doskonała okazja by Ayumu zrobił użytek z własnej broni. W najgorszym... zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele mogło pójść nie tak, od wspomnianego czynnika ludzkiego (pasywność lub zbyt pospieszną ingerencję), przez ominięcie broni, na jej złamaniu się w trakcie kończąc. I to wszystko przy założeniu, że prowokacja będzie udana, czego podstaw doszukiwała się w arogancji, analogicznej do tej prezentowanej przez samą siebie. W końcu coś tak mocarnego powinno postrzegać ludzi jako śmiecie; niczym samurajowie i szlachta chłopów.
Najwyżej najbliższe śniadanie zje w doborowym towarzystwie zabitych wcześniej kamratów.
- Gdyby nie to, że przede mną stoi siusiumajtek niepotrafiący upolować niczego innego jak dzieciaka, i to atakując go po ciemku od tyłu, może tak by się stało. Tego padlinożercy na więcej nie stać - odezwała się, bez cienia strachu w głosie, za to z wieloma nutami pogardy. Do tego jej spojrzenie, mocno wlepione w demona, było dalekie od tego towarzyszącemu tchórzowi. Patrzyła na niego jak chodzącą kupę gówna; kogoś podrzędnego; paproch który zaraz zostanie zmieciony z ramienia; zapewne tak jak on postrzegał jej osobę i oby ten fakt mocno go zabolał.
Więc bądź tak miły, szarżuj, daj się nabić i przerzucić...
W przeciwnym razie o dokładnym "albo" może nie zdążyć pomyśleć.
Zabójca obserwował demona, jak ten wykręca i znowu rzuca się w ich stronę, jakby nieco bardziej ochoczo i z większą werwą. No tak, krew. Zadrapania nie było głębokie, ale wystarczające by cienka strużka krwi popłynęła po jego przedramieniu i przykuła uwagę przeciwnika. Wciąż jednak wydawał się o wiele bardziej opanowany niż co niektóre, świeżo co przemienione demony. Niewątpliwie był to plus całej tej sytuacji, dający nadzieję, że nad przeciwnikiem nie weźmie w całości góry głód. Chociaż do tego mógł przyczyniać się także fakt, że jego poprzednia przekąska, wciąż leżąca na środku zaułka niedaleko nich, wydawała się nieco napoczęta.
Ayumu pochylił się lekko, czekając aż demon zbliży się na tyle, by móc zadać cios. W tym momencie to on właśnie najbardziej go przyciągał i może to lepiej, przynajmniej dla znajdującej się też w zaułku dziewczyny. W końcu wreszcie, samuraj znowu machnął mieczem, celując oczywiście w szyję demona. Ten jednak biegł nisko i kiedy zobaczył ostrze, próbował uskoczyć, wystawiając korpus i na nie przyjmując cięcie broni. Ayumu przeklął pod nosem, nawet nie kwapiąc się, by w jakikolwiek sposób wyartykułować głoski, jednocześnie chowając miecz do pochwy w szybkim, sprawnym ruchu.
Demon mimo że ranny, oczywiście wyglądał, jakby absolutnie nic mu nie było. Po odskoczeniu otrząsnął się nieco, jakby zdziwiony że broń w ogóle go dosięgnęła i że człowiek faktycznie był w stanie dorównywać mu szybkością. Zmrużył oczy, jakby kalkulując i wtedy właśnie odezwała się Kasumi, przypominając o swojej obecności.
Jeśli miał być szczery, to przez całe to poświęcanie większości swojej uwagi demonowi, przez moment myślał, że jasnowłosa mówi o nim. Zmarszczył brwi, krzywiąc się nieco w odpowiedzi na jej słowa. Potem jednak trybiki ruszyły, wpychając jej kwestie na właściwe miejsce i kierując do prawidłowego adresata, którym nie był przecież on. Zerknął na demona, który przez moment jego nieuwagi wyprężył się do ataku i wreszcie też skoczył. Celował w pierś, po prostu rzucając się masą swego ciała i odrzucając zabójcę na ścianę zaułka. Na moment go zamroczyło, kiedy głowa uderzyła o mur, a ciało osunęło się po nim na chodnik. Demon jednak nie miał zamiaru dalej się nim interesować, zwyczajnie decydując się na zaatakowanie potencjalnie prostszego przeciwnika i Ayumu wcale mu się w tym momencie nie dziwił. Nie zmieniało to jednak faktu, że taki obrót spraw wcale mu się nie podobał.
Sapnął, próbując podnieść się i jednocześnie zogniskować spojrzenie na miejscu, gdzie powinna znajdować się dziewczyna. Kiedy wreszcie mu się udało, zobaczył że planowany przez nią manewr się powiódł, w pewien sposób go to pocieszyło. Tyle że w żaden sposób nie był on w stanie skutecznie zatrzymać demona. Złapał za rękojeść miecza, uznając że chyba jest to odpowiedni moment, bym wreszcie użyć oddechu, decydując się na jego pierwszą formę. Powietrze zaiskrzyło do wyładowań, które przebiegły po jego sylwetce, a on sam zaraz wystrzelił w kierunku przeciwnika, w ostatniej chwili wyciągając ostrze i tnąc nim szyję.
Głowa potoczyła się na bruk, a Ayumu oparł się o znajdującą obok ścianę, czując jak każdy kolejny oddech sprawia mu ból. Plecy musiały być mocno obite. Do tego krwawił, ale to wcale nie wydawało się problemem. Wystarczyła odrobina bandaża i powinno szybko się zagoić. Zaraz też podniósł spojrzenie, przenosząc je na dziewczynę.
- Nic ci nie jest?
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Sądziła, że ta noc już jej nie zaskoczy i, znowu, była w błędzie. Widocznie dziwaczne katany i potwory to za mało i w grę musiała wejść... magia? To chyba jedyne wytłumaczenie dla tego, co miało miejsce na jej oczach; wyładowania elektryczne i zgilotynowanie oponenta jednym precyzyjnym cięciem. Nie żeby na to narzekała, cudza głowa, tocząca się po chodniku, była zdecydowanie przyjemniejszym finałem niż jej własna.
Dla formalności, gdy jednooki względnie zbierał się po walce, ona upewniła się że pierwotna ofiara potworka jest faktycznie martwa. W praktyce sprowadziło się to do zerknięcia na okolicę gardła, w którym brakowało sporego kawału mięsa.
- Zdecydowanie lepiej niż pół roku temu - odparła.
Zabawne, scenariusz dość podobny, jedynie aktorów na scenie mniej, z tym samym rezultatem i zasadniczą różnicą w postaci dystrybucji obrażeń. W przeciwieństwie do obić i dalekiej od śmiertelnej rany, własne straty mogła liczyć co najwyżej w zabrudzeniu zbroi oraz posoce na naginacie. Bądź co bądź, bez nadziania na nią demona nie byłoby przerzucenia. Od biedy może minimalne stępienie się któregoś fragmentu ostrza?
- O nim nie wspominając - szturchnęła odciętą głowę naginatą i dopiero teraz przypomniała sobie o pewnym detalu w postaci potrzeby usunięcia zwłok z przestrzeni publicznej; i zapewne spreparowaniu raportu. Dziwnym trafem nie czuła się zobowiązana do poinformowania przełożonych o zajściu w sposób w pełni zgodny z prawdą; jeszcze uznaliby ją za wariatkę, a niektórzy i tak czekali na pretekst do wywalenia kobiety ze służby. Przecież potwory nie istnieją...
I to wcale nie ułatwiało decyzji o tym, co miała z tym fantem zrobić dalej.
- To twój pierwszy raz ze świadkami, którzy są zbyt... przytomni, by mogli uznać ten spektakl za zły sen? - uniosła brew i spytała, z wyczuwalną nutką ironii i złośliwości. To, że wyrzuci te obrazy z pamięci, przestało wchodzić w grę w momencie gdy pazury poszły w ruch po raz pierwszy. Ba! Nawet gdyby jakimś cudem wszyscy rozeszliby się, ten brak kawałka gardła u ofiary...
Przynajmniej rodzina zmarłego odetchnie z ulgą, gdyż dowiedzą się o nagrodzeniu bohatera tamtego wieczora za jego czyn; tak nawiązując do herbaciarni i z trudem powstrzymała się przed wypowiedzeniem tego na głos.
- Krwawisz i masz potencjalnie niechciane zwłoki na głowie. Gdyby tylko w zasięgu znajdował się ktoś mający w domu bandaże i wygodny kąt złapania oddechu oraz możliwość zamiecenia tego... - skierowała wzrok na pobojowisko. - ... pod dywan, za cenę nienaruszającą niczyjej sakwy... - dokończyła zdanie, będące niczym więcej jak autosugestią. To, że w tej chwili stanowiła synonim rzepu przylepionego do psiego ogona, powinno być aż nadto oczywiste, tak samo jak ludzka skłonność do gonienia prawdy; która na pewno nie zapewni im spokojnego snu.
- Nie - odpowiedział w sumie zgodnie z prawdą, opierając głowę o ścianę przy której siedział. - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak dużo osób widziało już coś takiego lub po prostu wie, że coś podobnego może się zdarzyć - uśmiechnął się lekko, nieco krzywo, taksując ją spojrzeniem od stóp do głów.
- Wiesz w ogóle, co to było? Czy może od pół roku żyjesz w błogiej nieświadomości, usilnie próbując pozbyć się wszystkiego z głowy? - machnął dłonią przy swojej własnej głowie, jakby próbując podkreślić to co właśnie powiedział, jednocześnie obrazując rozszalałe myśli. Dobrze wiedział, co było w stanie zagnieździć się w czyjejś głowie, po ataku demona. Sam już to przechodził, kiedy jego żona została rozerwana na strzępy na jego oczach, a on sam nie był w stanie nic z tym zrobić. Kiedyś obrazy bolały mocno, a on starannie starał się pozbyć ich ze swojej głowy. Z czasem jednak zaczął się do nich przyzwyczajać. Każde kolejne zobaczone zabójstwo oswajało go ze śmiercią coraz bardziej. Z tym widokiem. W jego głosie pobrzmiewała też nuta kpiny. Z czasem zwyczajniej zaczął się zastanawiać, czy w ogóle opłacało się od tego wszystkiego uciekać.
- To nic poważnego - spojrzał na wspomnianą przez nią ranę. Zadrapanie wcale nie było głębokie i już zaczęło się zasklepiać. Jego spojrzenie jednak zmieniło się nieco, stając bardziej czujne. - Co będziesz z tego miała? - zapytał po prostu, zwyczajnie adresując to, co zaczęło gnieździć mu się w głowie. - Lepiej. Czego właściwie ode mnie chcesz? Podeszłaś w herbaciarni, a teraz zapraszasz mnie do swojego domu. Może i to co stało się pół roku temu cię dręczy, ale ja na twoje nieszczęście, nie mam nic do tego.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Może wtedy byłoby wiadome, czyi bogowie faktycznie istnieją i właśnie postanowili urządzić na ziemi istny rozpierdol?
- Zakładam, że część z nich przewija się w raportach o samobójstwach lub innych zagadkowych zgonach - odparła bez większego namysłu, gdyż takie widoczki niekoniecznie sprzyjały zachowaniu zdrowego rozsądku. Sama skłamałaby, gdyby nie przeszły jej przez myśli idee typowe dla paranoików, włączając w to wyjazd na daleką prowincję i zabunkrowanie się w zameczku, najlepiej z pięcioma tuzinami pułapek i trucizną pod ręką; byle koniec był szybki.
A potem w końcu sen zwyciężył i jakoś jej to przeszło.
- Potwór, demon, może jakiś zamorski diabeł, tudzież inny synonim bestii z jedną cechą wspólną, ludojad. - Pauza była wyraźna, tylko tyle wiedziała na pewno, coś lubiło pożerać człowiecze mięso. Dokładna biologia, słabości, silne strony inne aniżeli siła, szybkość i odporność na obrażenia od broni konwencjonalnej i wreszcie detale takie jak ideologia czy liczebność... niewiadome.
Zmierzyła go wzrokiem.
- Chyba, że pytasz również o siebie, wariację samuraja z dziwaczną bronią i jeszcze bardziej groteskowymi sztuczkami - dodała. Dedukcję postanowiła zachować dla siebie; kto był tym dobrym, a kto złym w tej historii? Ponoć nie należało oceniać książek po okładce, a przynajmniej takie porzekadło znalazła w notatkach pewnego Europejczyka, z którego zrobili Japończyka (kulturowo). - Pozbyć się z głowy? Niekoniecznie... - jej wzrok powędrował na naginatę. To była prosta sugestia, prędzej wybić do nogi; bo czyż nie jest to ludzką naturą, zdominować lub wyeliminować? Owszem, to stoi w sprzeczności z wcześniejszą myślą, tylko jeśli przypisać konkretnym grupom ludzi daną rolę, jej bliżej jest do niszczycielki aniżeli badaczki. Ostatecznie nawet najtragiczniejsza historia nie mogła być przyzwoleniem na mord i kanibalizm. Te należało dusić w zarodku, lub jak kto woli, lepiej zapobiegać niż leczyć.
- Poza odhaczeniem grzecznościowej formalności, którą na szczęście mamy za sobą? Prostej odpowiedzi na jedno pytanie, czym do jasnej cholery jest to, co od niechcenia jest w stanie zmasakrować grupę uzbrojonych po zęby i dobrze wyszkolonych wojowników? Jak już sam wspomniałeś, sporo osób takie coś widziało, a jednak każda nawet najdrobniejsza informacja znajduje się w szufladkach, do której nie ma dostępu - rzekła, wpierw z drobną nutą irytacji, która szybko rozpłynęła się w beznamiętności, tak że druga połowa wybrzmiała równie spokojnie co gdyby rozmawiali o pogodzie. - A jednak wskoczyłeś do naszego grona, akurat w trakcie tej konkretnej podróży, tamtego dnia - przypadek? Nie sądzę. Mimo to nie wyglądała jakby miała mu to za złe; nawet jeśli byli zwykłą przynętą. Wściekanie się i tak niczego by już nie zmieniło. W innym ujęciu, nie oskarżała go o nic; tylko wskazywała na to, że na dwie sytuacje rodem z opowieści, to on tkwił pod wspólnym mianownikiem.
Samych pytań miałaby jeszcze kilka, z tym że po co strzępić język, jeśli nie wycisnęłaby słówka na żadne z nich?
Kiwną głową, dając jej znać, że podąża właściwym tropem. Tego typu raportów było wiele. Zbyt wiele. Zamieszczone w nich krzywe zeznania ukrywały fakt, że miejskie służby porządkowe, tak na prawdę nie potrafiły sobie poradzić z problemem. Nie potrafiły i przede wszystkim - nie mogły. Policja pałętająca się po ulicach nie posiadała ani wiedzy o tych krwiożerczych bestyjkach, ani też umiejętności i odpowiedniego sprzętu, by sobie z nimi poradzić. Większość z nich zadawała kłam historyjkom, które o demonach traktowały. Niektórzy uznawali to za zwykłe ludowe gadania, inni słysząc słowo demon, na pewno wspominali misjonarzy zza morza, o których aktualnie ciężko było w kraju.
- Nazywane są demonami. Ale myślę, że wszelkie te określenia są równie trafne - w sumie to potwierdził to, co właśnie powiedziała. Co zaś tyczyło się detali, Ayumu oczywiście z chęcią był jej w stanie nawet wszystko objaśnić, tylko może niekoniecznie w tym momencie, a na pewno już nie pchał się do tego, żeby robić to bez wyraźnego pytania. Nigdy nie bawiło go pełnienie roli nauczyciela; brakowało mu do tego wyczucia i cierpliwości, tym bardziej jeśli uczeń nie należał do zbyt pojętnych. Panna stojąca jednak przed nim wydawała się w miarę pojętna, co nie zmieniało faktu, że posiadał mało czasu na takie zabawy w tym momencie.
Parsknął pod nosem, słysząc jej podsumowanie na swój temat. Cóż, może i faktycznie dla kogoś niewtajemniczonego, wszystko to było zwyczajnie groteskowe. On nigdy nie miał szans w ten sposób na to spojrzeć; trening zaczął jeszcze jako dzieciak i wrósł w to, zanim mógł na prawdę zastanawiać się nad tym, z czym to się jadło.
- Są szybsze, silniejsze, zwinniejsze od normalnych ludzi. Nigdy się nie męczą, a ich ciała regenerują na twoich oczach - wreszcie zebrał się, by podnieść z ziemi. - Żaden zwyczajny człowiek nie jest w stanie sobie z nimi poradzić, nie wiadomo jak byłby silny czy wytrzymały. Niektóre z nich posiadają specjalne talenty. Można powiedzieć, że coś podobnego do tego, co określiłaś groteskowymi sztuczkami - parsknął, doprowadzając, przynajmniej jako tako, swoje ubranie do porządku poprzez otrzepanie go i poprawienie tego jak leżało.
- Trzeba poddać się specjalnemu treningowi, żeby chociaż odrobinę móc im dorównać. Wzmacnia on ciało i pozwala je o wiele lepiej kontrolować, a także uczy jak zwiększać jego limity, dzięki czemu jest się w stanie nie umrzeć, gdy stanie się oko w oko z demonem. Groteskowe sztuczki także są częścią treningu.
Mimo, że wcześniej postanowił zwyczajnie zachować informacje dla siebie, teraz, wyraźnie o nie spytany, zwyczajnie podał jej je na tacy. Doprowadzając do porządku ostatnie kwestie swojej prezencji, wytarł ostrze swojej katany z krwi demona i wsunął je do sayi.
- To było zadanie, jak każde inne. Dostajemy informacje o demonach, sprawdzamy je i staramy się z nimi poradzić. Może to, że straty są nieuniknione, brzmi nie na miejscu, ale takie są fakty. Nie da się wszystkich uratować - potrząsnął głową z lekkim zniecierpliwieniem, jakby była to jedna z tych bardziej oczywistych informacji.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Stosunkowo szybko oddzielił się od księżniczki, która była w stanie poruszać się szybciej niż on. Nie chciał narażać jej życia poprzez spowalnianie jej. Czuł się absolutnie obrzydliwie, a ból płonął w licznych rozcięciach na ciele, tylko pogarszając jego samopoczucie. Musiał znaleźć człowieka, by go zjeść. Zamordować niczym bezmyślne zwierzę, by móc się zregenerować. Żałował wszystkich lat, które zmarnował uważał się za dostatecznie silnego, by jakoś przetrwać. Musiał się wzmocnić. Musiał stać się silniejszy, jak najsilniejszy, by móc samemu decydować o swoim losie.
Jednak, mimo przedłużających się poszukiwań, nie widział nawet zwłok. Musiały zostać posprzątane. Poruszając się między zaułkami na jednej nodze, prawą ręką podpierając się ścianą, szedł dalej. Szukał ludzi poważnie rannych lub świeżo zmarłych, nie tylko przez wstręt do zabijania w pełni zdrowych, niewinnych ludzi - zwyczajnie nie był w stanie walczyć dalej. Nie chciał ściągnąć na siebie uwagi zabójców, którzy wciąż patrolowali okolicę.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
Idąc zaułkiem zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że Edo musiało zostać względnie posprzątane w czasie, gdy się skrywał przez cały dzień. Sytuacja była dla niego beznadziejna, ale jeśli chciał je szybko opuścić, musiał się posilić. Póki co jego lewa strona była bezużyteczna i jedynie utrudniała utrzymywanie równowagi. Kilka razy się potknął i niemal upadł na ziemię. Koszmar. Znajdował ulgę jedynie w tym, że księżniczka Kiyo nie musiała go oglądać w takim stanie.
Pogrążony w myślach prawie nie zauważył podstarzałego człowieka, który wyszedł przed nim z innej części zaułka. Przez chwilę przyglądali się sobie w osłupieniu. Następnie między alejkami rozległ się wrzask. Nie myśląc wiele demon skoczył ku niemu, przyciskając go do ziemi swoim ciałem i zębami odrywając rękę. Dziwne. Czy nienawiść ku samemu sobie zawsze tak intensywnie paliła jego wnętrze, czy to może wina ran zadanych słonecznym ostrzem?
Nie zdążył zjeść wiele więcej, nim usłyszał dźwięki zbliżającej się grupy ludzi. Podniósł się z trudem i zaczął iść dalej, tym razem zdecydowanie szybciej i pewniej. Rana przecinająca jego bok zaczęła się zasklepiać, zaś dla płytszych okaleczeń rozrzuconych po jego ciele tyle wystarczyło, by dały radę zasklepić się do końca. Odetchnął, gdy wreszcie czuł się dostatecznie bezpiecznie, by zwolnić. Jeszcze tylko trochę.
liczne cięcia na ciele [poziom 3] » [poziom 2] » regeneracja
rana od barku w dół [poziom 4] » [poziom 3]
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
Szczęście w nieszczęściu - kolejnego człowieka zauważył jako pierwszy. Wyglądał blado i słaniał się na nogach, może był pijany lub chory? A może był wyrzutkiem, któremu odmówiono pomocy? Nie myślał o tym wiele, gdy skradając się ignorował ból najgłębszej ze swoich ran. Dopadł do człowieka i szybkim ruchem prawej ręki zmiażdżył jego szyję. W ruchach demona brak było jakiejkolwiek gracji, a jego lewa strona wciąż protestowała, gdy próbował jej używać, dlatego przewrócił się wraz z nim na ziemię. Jęknął cicho, ale nie tracił czasu, niemal mechanicznie zabierając się za jedzenie. Przynajmniej tego zabił szybko; jego umysł nieco się oczyścił wraz z wracającymi siłami. Tkanki zrastały się leniwie, otrzymawszy odpowiedni budulec.
Niedługo po tym do jego uszu dotarły dźwięki wrzawy. Najwyraźniej za długo pozostał w jednym miejscu. Tym razem podniesienie się było znacznie łatwiejsze. Zdarł z siebie część stroju, który i tak był w strzępach, by zarzucić go na szczątki, a zaraz po tym ruszył pospiesznie dalej. Musiał się skryć i dać swojemu ciału odbudować się do końca, by zaraz po tym zbiec z Edo... i prawdopodobnie nieprędko tu wrócić.
[zt]
rana od barku w dół [poziom 4] » [poziom 3] » [poziom 1] » regeneracja
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
Nie wiedział, ile czasu upłynęło od rozstania z Rintarou, ale wszystko wskazywało na to, że zgubił pościg. Odkąd opuścił świątynie, żaden kruk nie krążył nad jego głową, ale w tym momencie jego głównym zmartwieniem nie byli slayerzy. Głód. Czuł jak głód w nim narastał. Nie miał nic w ustach od dwóch dni. Za długo tułał się bez celu.
Jakież było jego rozczarowanie, gdy na horyzoncie nie pojawił się żaden prowiant. Dobre duchy go opuściły. Krążył jak sęp za padliną po stęchłych uliczkach miasta, wypatrując nowej ofiary, ale jak na złość, nie natknął się na nic, co przyczyniłoby się do zminimalizowania pragnienia. Narastało. Coraz bardziej. Pojawiła się irytacja, której nie mógł w sobie zdusić. Zazgrzytał na zębach w wyrazie bezsilności. Kim była ta kreatura, która sprowadziła na niego te nieszczęście? Cała wina spadła na mężczyznę, który rościł sobie do niego prawa własności. To on wpakował go w te bagno.
Nie miał szczęścia w kartach. Nie miał szczęścia w miłości. Nie miał szczęścia na polowaniu. Beznadziejny przypadek. Ile jeszcze mil pokona, by w końcu poczuć w zębach ludzkie mięso?
Pokonując kolejne metry kwadratowe ulicy, powoli tracił nadzieje, aż w końcu wszedł w zaułek, łudząc się, że tam odnajdzie utracone szczęście.
Instynkt przetrwania go nie zawiódł. Wyczuł przed sobą jakiś ruch. Gdy oczy przystosowały się do panującego tam mroku, ujrzał przed sobą dorodny okaz człowieka. Posiłek, w końcu posiłek. Poczuł się tak, jakby zalazł utraconego raju. Bez zbędnych słów wdrążył plan działania. Najpierw egzekucja, a potem konsumpcja.
Ale co to była za konsumpcja?! Nieba w gębie. Pomimo iż z gardła ofiary wydobył się krzyk, który zabrzmiał nienaturalnie głośno, zatopił w jej skórze zęby. Kęs po kęsie czuł jak wracają do niego siły, ale okazja, by wyżreć z niej wszystko co najlepsze, przepadła, wraz z hałasem, jaki został wygenerowany przez wybawionych z ukrycia ludzkich istnień. Arakiemu nie w głowie była konfrontacja. Odszedł.
zt
Tamten dzień odbijał się w jego głowie głośnym echem, a chrapliwy głos ich stwórcy niesamowicie podrażniał przewód słuchowy, wiercąc swoją mantr, aż do mózgu. Rash z dużą frustracją podchodził do feralnego dnia, podczas którego została zebrana grupa demonów i zastraszona miała spełnić wszelakie polecenia Muzana. Rogaty z oporem ugiął karku przed swym Panem i z przytaknięciem przyjął rolę, którą wypełnił wzorowo. Otrzymał nagrodę, dzięki której wszedł na wyższy szczebel rozwoju, jednak posmak niechęci nadal pozostał.
Im dłużej brnął w bagno, tym bardziej dostrzegał, jak bardzo musiał się w nim zanurzyć, aby w końcu się utopić, a następnie grając w rosyjską ruletkę, postarać się przeżyć. Droga malowana na niezwykle wyboistą, porośniętą cierniami oraz wisterią, sprawiała ze Rash, pomimo tyłu przeciwności, nie zamierał z niej zboczyć. Musiał ostrożnie stąpać po kruchym lodzie, bacznie obserwując nie tylko swoje ruchy, ale również posunięcia samego Diabła, który doskonale rozkładał pionki na szachownicy, dzięki którym do jego uszu i oczu docierało znacznie więcej informacji, niż mógłby uzyskać dobrze poinformowany demon.
Zmierzał ulicami dobrze już mu znanego Edo; ukrywał się mroku, mimo iż dawno pora sprzyjała na jego korzyść i mógł swobodnie poruszać się pośród wszelkich niedopitych pijaczysk, którzy najpewniej zlekceważyli zagrożenie, jakie w ostatnim czasie dosięgło ich miasto.
Rash obserwując jadeitowymi ślepiami mijanych ludzi, czuł do nich jeszcze większą odrazę niż zwykłe. Głupi i naiwni nie uczyli się na błędach, na doświadczonym strachu. Śmiałkowie wychodzili z tawern ubawieni w najlepsze, jak gdyby na chwilę zapomnieli o gorzkiej prawdzie istnienia bestii z piekła rodem; wpadając na spieszących się do domów innych mieszkańców. Jeden z trzech toczących się na boki pijaków, wpadł z impetem twarzą na Rasha, a demon usłyszał cichy chrzęst uderzonego nosa.
— U-uważaj jak łazisz! — Wykrzyczał pijak, wolno podnosząc głowę do góry i dopiero w tym momencie uświadamiając sobie, jakiego wielkoluda ma przed sobą. Rogaty demon znacznie wyróżniał się wzrostem na tle rodowitych Japończyków, którzy dodatkowo nie słynęli z piekielnie wściekłych, zielonych oczu.
— Chyba chciałeś, powiedzieć przepraszam — Odezwał się niskim, chrapliwym tonem, na którego dźwięk ciarki same przechodziły. Mężczyzna w kilka sekund otrzeźwiał i cofając się, biegiem rzucił się w stronę swoich kompanów; demon w tym momencie zniknął w bocznej uliczce, nie chcąc ściągać na głowę kolejnych łowców.
Szukał tym razem jednej konkretnej osoby — demonicy, o bardzo dobrym rozeznaniu nie tylko topografii miasta, ale również osób w nim będącym. Nie wiedział, jak ona wyglądała; słyszał krążące po Yoshiwarze pogłoski odnośnie jej rysopisu lata temu.
— Gdzie jesteś, do cholery.
Naciągnął mocniej kaptur na głowę, rozglądając się na boki za nią.
Oczywiście, dalej pozostawała wyjątkowo ostrożna - lepiej chuchać na zimne, kiedy Edo stało się równocześnie kolebką zabójców demonów, jako najbardziej odsunięte od Oguni miasto. Dlatego też... cóż, robiła to co zawsze. Rozbijała się po dzielnicy kultury i zabawy, póki nie przyjdzie jej czas na złożenie wizyty w cesarskim dworze.
Opuściwszy swój dom uciech, poczęła - razem ze swoją obrzydliwie ludzką eskortą w postaci dwóch osiłków - zmierzać w kierunku jednej z herbaciarni w bocznej alejce Yoshiwary. Ubrana nieodmiennie w czarne, kwieciste kimono przepasane misternie haftowanym, czerwonym obi, drobiła po uklepanej alejce - praktycznie płynąc z niewiarygodnym wdziękiem w powietrzu. Czuła intensywne spojrzenia przechodniów na sobie, nie spojrzała jednak na nikogo, wydając się bardziej zaaferowana wieczornym niebem; skrywając skromnie białą, opalizującą w nikłym świetle twarz za wachlarzem. W istocie chełpiła się jednak zainteresowaniem i niemalże uwielbieniem, które wzbudzała - była chodzącą perfekcją, ideałem, o którym mogli jedynie marzyć. Przypominała o tym na każdym kroku, pełna gracji i klasy; nieosiągalna.
— Na drogę powrotną przygotujecie palankin — poleciła swoim milczącym strażnikom, kiedy Ci musieli torować jej drogę przez wyraźnie woniących niskich lotów sake pijaków - właśnie wychodzących z jednego z zajazdów. Obrzuciła ich pełnym pogardy spojrzeniem - skrytym jednak za kurtyną, gęstych, czarnych rzęs i zamarkowanym zniewalającym uśmiechem karminowych warg. O tak - niech ją zapamiętają, niech jej potem szukają... Niech śni im się po nocach uśmiech pierwszej tayū w Edo.
— To Tsubasa! — W alejce zaczęło rozbrzmiewać jej imię, kiedy wymijała kolejnych bywalców dzielnicy uciech. Nikt jej jednak nie zaczepił - pomny towarzyszącym jej mężczyznom, którzy nie zdejmowali rąk z jelców swoich broni. Właściwie to mogłaby poruszać się po ulicach sama - w końcu jej nie mógł zagrozić żaden z ludzkich śmieci - ale pozycja i pozory zobowiązywały. Nikt nie mógł wiedzieć, że tak skrzętnie chroniony kwiat w istocie był dobrze zamaskowanym drapieżnikiem.
Czyżby była aż tak próżną i zapatrzoną w siebie demonicą, której nie wystarczało sianie grozy pośród mieszkańców, ale również pragnęła fałszywej, powierzchownej miłości?
Tsubasa pod tym względem do bólu mogła przypominać poszukiwanego przez Rasha demona, który również, charakteryzował się idealnym kamuflażem wśród mieszczan. Wpasował się w tłum, całkowicie ukrywając swoją prawdziwą, demoniczną naturę, aby w nocy pod płaszczykiem mroku obnażyć paskudne zębiska.
On sam natomiast nie wyobrażał sobie podobnego stylu życia; normalnej egzystencji obok bydła, którym się karmił; pracy dla nich; chwilowego uwielbienia — sama ta wizja napawała go obrzydzeniem i z trudem powstrzymywał się, aby nie zawrócić i nie zakończyć poszukiwań rozsławionej oiran, gdyż styl, jaki życia reprezentowała, całkowicie odbiegał od postrzegania rzeczywistości przez rogatego demona — wybór ten wiązał się to z całkowitą izolacją od swojego gatunku, trudnym obyciem i zachwianą pewnością o słuszności swoich decyzji; najpewniej spowodowaną ukrytą pod grubym podszerstkiem ciekawości i strachu przed nowym.
— To Tsubasa!
Rozległo się za jego plecami wołanie, on niczym zaprogramowany zatrzymał się w pół kroku, skupiając wszelkie zmysły do zlokalizowania kobiety. Mijani ludzie szeptali o jej uroku, o jej obstawie, a także o pięknej kreacji, jaką przywdziała dzisiejszego wieczora. On sam pozwolił zbędnym informacjom ulecieć między jednym a drugim uchem, wolno zmierzając za słodkim zapachem, który trudno było przypisać do demona. Czaił się w uliczkach otoczonych mrokiem, z głową ukrytą pod obszernym kapturem, nie rzucając się w oczy i nie zdradzając swej prawdziwej natury.
Trop stałe prowadził go naprzód, aż w pewnym momencie dojrzał ścianę pleców mężczyzn, którzy towarzyszyli jej jako osobista ochrona.
Widok ten najpierw wprowadził go w małą konsternację, a później w rozbawienie. Kontrast wydawał się komiczny. Musiał przyznać — zachowała wszelkie pozory normalności.
Prychnął pod nosem, ruszając za nimi. Gracja, z jaką poruszała się Tsubasa, przywdziewała myśl węża; gładko prześlizgiwała się między przechodniami, ukrywając w ustach ostre kły, których niejednokrotnie używała do ukąszenia.
Rash zastanawiał się, jak dalece czujna pozostawała, aby w końcu wykryć jego obecność; demony doskonale odnajdywały się z dalekiej odległości bez większych problemów.
Musiał działać niezwykle szybko i precyzyjnie, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Dzięki swej demonicznej szybkości mógł uzyskać czas, aby otaczający ich ludzie nie zdążyli połączyć kropek.
Znalazł się za jednym z gachów Tsubasy i szybkim ruchem złapał mężczyznę pod ramię, odbijając się z nim w boczną, pustką uliczkę i skręcając mu kark, aby zaraz znaleźć się przy drugim ochroniarzu — nim ten zdążył się zorientować — dopadając go i pakując się z nim w przeciwną uliczkę, kończąc jego żywot podobnie.
W końcu kobieta została bez zbędnej widowni, ale rogaty demon już przeczuwał, że musiała się zorientować. Nie mogła być tak nieostrożna, na jaką się kreowała.
Podążał za nią, jak gdyby teraz to on pełnił funkcję jej osobistej straży.
— Mam nadzieję, że nie obrazisz się na mnie za ten felerny wypadek.
O ile zabójstwo z pełną świadomością można było nazywać wypadkiem.
I bynajmniej, nie chodziło jej tutaj wyłącznie o ludzi. Równie mocno pogardzała demonami, którzy - choć na szczycie łańcucha pokarmowego i intelektualnego - zrównywali się swoją egzystencją z nocnymi zwierzętami. Nimi była zawiedziona nawet bardziej, dzieląc z nimi to samo pochodzenie.
Dlatego też nie przejęła się specjalnie drażniącym, piżmowym zapachem - niewątpliwie jednego z jej pobratymców - który zdawał się osiadać ciężką mgiełką na jej kimonie. Nie był to żaden szczególny przypadek w Edo - wiele demonów kręciło się w granicach tego miasta; ale póki nie bruździli w jej gnieździe, zwyczajnie je ignorowała. Oni sami jej z resztą w większości unikali.
Tym razem jednak było inaczej - Tsubasa wręcz poczuła, jak obca aura wcale jej nie mija, a wręcz za nią podąża. Iskra zaintrygowania rozgorzała jej gdzieś za mostkiem - gdy postanowiła po prostu poczekać na rozwój wypadków, wręcz spowalniając kroku. Poprawiła obszerne rękawy swojego kimona - z finezją godną zupełnie nieświadomej dziewczynki, odsłaniając biały obojczyk i pogłębiając jednocześnie dekolt.
Nie zareagowała w żaden sposób, kiedy obcy najpierw zlikwidował jednego z jej strażników. Delikatny uśmiech przyozdobił jej wargi, kiedy drugi podzielił los swego towarzysza w następnej uliczce. Dłoń dzierżąca wachlarz zadrżała jej lekko - gdy Tsubasa tłumiła chichot.
— Bezczelny — wymruczała cicho, przymilnie - jednak z nutą groźby na czerwonych ustach. Przystanęła, obracając się do olbrzyma - bez lęku zadzierając podbródek, by spojrzeć we wściekłozielone oczy. Jego wzrost ją zaciekawił - nie bardziej jednak niż prezencja, którą wokół siebie roztaczał. Na czubeczku języka poczuła wręcz nutkę goryczki - jej ulubiony smak pogardy i wyższości. Być może będzie to ciekawsze spotkanie niż sądziła.
Z trzaskiem złożyła wachlarz, celując nim w szeroki tors demona.
— Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że takie nieszczęśliwe wypadki pociągają za sobą pewną odpowiedzialność? — spytała, przekrzywiając głowę niczym zaciekawiona kotka. Uśmiechnęła się do niego pięknie, błyskając śnieżnobiałymi kłami - z pewną bezczelnością podłapując jego wzrok. Czy powinna się go bać? Wątpiła. Szukał jej, skoro za nią podążał - i miał do niej sprawę, skoro pozbył się jej dwóch dodatkowych par uszu. I nie skręcił jej karku. Nie, żeby to jakkolwiek mogło ją dotknąć...
⊃ Wykarmienie takich mułów, żeby nie smakowali potem jak popiół to ciężka praca. Zniweczyłeś mi ją, cichochemny. — Mężczyzna mógł usłyszeć cichy głos zewsząd - choć usta kobiety nawet się nie uchyliły, ciągle rozciągnięte w uśmiechu.
Po chwili jednak i on zniknął - zasłonięty wachlarzem. Tsubasa nie spuszczała jednak uważnego - pytającego - spojrzenia ze swojego pobratymca.
Zapach, jaki roztaczał wokół siebie Rash, przywodził zapach śmierci praktycznie, jak u każdego przedstawiciela ich gatunku, jednak z dość specyficzną nutką korzennej goryczy.
Pojawił się niespodziewanie w jej mieście, pozbawiając ją swoistej bariery przed ludzką natrętnością i najpewniej spowodował tym samym złe pierwsze wrażenie.
Podążał za nią, obserwując ruchy; wykonywane z pełną gracją i lekkością. Miała w sobie dużo frywolności, a mógł to potwierdzić w momencie, kiedy odwróciła się do niego i po raz pierwszy raz ujrzał ją w okazałości. Rash musiał przyznać, robiła niesamowite wrażenie — urodą przyćmiewała niejedną Japonkę; włosy idealnie ułożone, zaczesane w piękna fryzurę, delikatne rysy twarzy podkreślone specjalnym makijażem, który dodatkowo uwydatniał jej auty. Podobnie jak kimono, lekko rozchylone, prowokowało gapiów do zaglądnięcia w ponętny dekolt.
Nie mógł oszukać samego siebie, że kobieta, którą spotkał, wywarła na nim ogromne wrażeniem. Spodziewał się bardziej pospolitej demonicy, o lubieżnej wręcz aparycji, która swoją wulgarnością odstraszyłaby każdego natręta, lecz ta wersja zdecydowanie mu bardziej odpowiadała.
— Bezczelny.
— Nie ty pierwsza tak uważasz — odezwał się z lekką chrypką w głosie. Podróż o suchym pysku, najwidoczniej odcisnęła piętno.
Opuścił lekko z głowy kaptur, pozwalając jej również zaznajomić się z oprawcą, który raczył ją niepokoić w mieście, gdzie uchodziła za świętą krowę.
— Odpowiedzialność? Mocne słowa, jak na tak delikatne usta — Nie uśmiechał się, pozostawał tak samo nieruchomy mimicznie, jak kilka chwil wcześniej. Podłapał wzrokiem jej bezczelne, a zarazem rozbawione spojrzenie. Nie wchodził w jej grę, pozostawał w konkretnym miejscu. Poszukiwał ją z jakiegoś powodu, ich spotkanie nie wiązało się ze schadzką ani przyjacielskim spotkaniem, sprowadzały go interesy, a te najlepiej robiło się, gdy umysł pozostawał niezmącony.
Do czasu.
Wykarmienie takich mułów, żeby nie smakowali potem jak popiół to ciężka praca. Zniweczyłeś mi ją, cichochemny.
W pierwszej chwili zgłupiał, nie wiedząc, skąd dochodzą dźwięki. Wzrokiem rozejrzał się na boki, chcąc sprawdzić, czy faktycznie usłyszany głos rozbrzmiewał w jego głowie, który otaczał każdy zakamarek w jego umyśle, pozostawiając po sobie uczucie swędzenia.
Zielone oczy wlepiły się z uwagą i niemałym zainteresowaniem w Tsubasę, która uraczyła go swoją specjalną zdolnością — podejrzewał, że kobieta nie należała do grupy demonów ofensywnych, a raczej tych ukrywających się w cieniu, a tacy zdawali się najgroźniejsi.
— Imponujące — powiedział na głos, patrząc, jak ta chowa się za wachlarzem. Ten ruch przywodził mu na myśl dziecko, które narozrabiało i właśnie ukrywało się przed światem, jednak wcale nie poczuwając się do winy.
Frywolna.
— Zapewne masz wielu adoratorów, założę się, że któryś z rozkoszą odda się pod twój but — Uśmiechnął się lekko, gdyż najpewniej nie minął się z prawdą — Słyszałem o tobie wiele, chciałbym zobaczyć czy plotki są prawdziwe. Podobno masz bardzo dobry słuch i wzrok, wręcz dalekosiężny, a ja potrzebowałbym pewnych informacji — Rash wiedział, że wszystko ma swoją cenę, zastanawiał się jednak jaką walutą operuje Tsubasa.
— fabuła zawieszona.
Właśnie byłem w domu pewnego znajomego przeprowadzić bardzo poważną rozmowę, miał mi ogarnąć kilka roślin potrzebnych do stworzenia maści leczniczych i trucizn. Przydawały się, szczególnie te lecznicze, może uda mi się w końcu stworzyć tak dobre maści, że zaczną leczyć ludzi i będą sławne w tych okolicach? Albo stworzę truciznę, która przy wymieszaniu z kwiatem wisterii stworzą truciznę działającą na demony? Chociaż słuchając opowieści ludzi, to wątpię, że kiedyś się to uda, za dobrze się regenerują i nie wiem czy sam kwiat albo przygotowana z niego esencja wystarczą, żeby spowolnić regenerację i chociaż na kilka sekund zaaplikować truciznę. Niestety nie miałem na kim tego wypróbować, ale cóż takie życie. Jak się okazało ten jego "znajomy" wziął pieniądze i nie przyniósł żadnych roślin, o które prosiłem i zostałem z chudszą sakiewką i brakiem ziół. Wyszedłem z jego domu, trzaskając drzwiami. No tak i znowu pod górkę. Opuściłem głowę i skierowałem się w stronę zaułka, przeszedłem kilka kroków i wytężyłem słuch, może jakiś amator wszedł do alejki mnie obrabować? Albo krył się za rogiem i wydawał dziwne dźwięki, nigdy nie było wiadomo. Według mnie nikogo nie słyszałem, więc usiadłem i oparłem się o ścianę, zaczynając zastanawiać się co dalej.
- Czemu zawsze muszę pracować z debilami? - westchnąłem jakby sam do siebie i pogrążyłem się w myślach.
but only a blind man can truly see
Gęstniejący tłum ludzi powoli zaczął przeszkadzać ściganemu złodziejowi, więc wbił się w pierwszą lepszą wąską uliczkę, biegnąć z czymś długim w rękach, dociśniętym do piersi, co jakiś czas nerwowo zerkając przez ramię. Zaraz za młodzieńcem w zaułek wbiła się białowłosa kobieta w czarnej yukacie z krwisto czerwonym haori na sobie. - Stój kurwiu! - warknęła łapiąc pierwszą rzecz jaka znalazła się pod jej ręką. Czym okazała się średniej wielkości, drewniana skrzynka. Na okrzyk czarnowłosy uciekinier jedynie zerknął przez ramię. I w chwili gdy mijał siedzącego pod ścianą czerwonowłosego, Sayaka zamachnęła się z całej siły i rzuciła nieporęcznym przedmiotem w złodzieja. Przedmiot celnie trafił w ryj, zmuszając do wypuszczenia z rąk owinięty w jakieś stare, brudne płótno, podłużny przedmiot. Sam trafiony delikwent pod wpływem uderzenia solidną, drewnianą skrzynką wyrżnął o ziemię, sunąc po niej dobre 2-3 metry. Złote oczy Karasawy błysnęły dziko gdy udało jej się upolować typa. - Będziesz żałował że Cię matka na świat wydała kurwiu.. - warknęła biegnąc w stronę upuszczonego przedmiotu. Złodziej, który okradł Karasawe nie zamierzał grzecznie czekać a białowłosa do niego dobiegnie. Więc gdy Sayaka kucnęła po leżące na ziemi zawiniątko, czarnowłosy wyjął coś z kieszeni. - Zabójcy to żałosne ścierwo! - krzyknął i rzucił tym o ziemię. Z małej kulki wydobył się nagle jakiś nieprzyjemny w zapachu, szary dym robiący nie tylko za zasłonę dymną ale i pozbawiający białowłosą chwilowo wzroku. Oczy zaczęły paskudnie piec i łzawić. Zaś upierdliwy ciul zniknął z zaułka.
Sayaka chwyciła solidnie jedną ręką swój wcześniej skradziony przedmiot i drugą dłonią zacisnęła na zamkniętych oczach. - Psia jego mać! - warknęła po omacku próbując się wydostać z chmury szarego dymu. - Moje oczy.. - warknęła pod nosem czując jak łzy nie chcą przestać cieknąć, a sama kobieta nie jest w stanie nawet uchylić powiek.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Nie możesz odpowiadać w tematach