Dom Fukurō
Dom nie wyróżniający się od innych poza ogromną ilością roślin, zapachami różnorodnych ziół i kwiatów, zarówno suszonych jak i świeżych. Przestrzeni zdają się nie zajmować żadne osobiste rzeczy gospodarza, poza tymi najbardziej potrzebnymi. Im dalej od okien, u sufitu można znaleźć ręcznie wykonane stelaże, na których suszą się twardsze łodygi i liście, nie wymagające promieni słonecznych. Dom zdaje się być w pełni przejęty przez rośliny, a pokoje gościnne są odpowiednio zaopatrzone zarówno dla innych nowych praktyków zielarstwa, ale i na gości potrzebujących odpoczynku czy pomocy ze strony samego Fukurō, bądź innych zielarzy. Poza roślinami, bardzo podstawowym widokiem są nie tylko zielniki, księgi ze spisanymi recepturami.
Before what? #9C917D
Panował tutaj wciąż nieład i nieporządek, choć bardziej za sprawą tego, że zielarz starał się również utrzymać jedno pomieszczenie, przeznaczone dla gości, w pełnym porządku. Jeszcze w Yonezawie przecież zapewnił, że jeśli byłaby taka potrzeba, jedna z zabójczyń mogła odpocząć w domku. Może też dlatego starał się nie składować tam przedmiotów, tak jak miał to w zwyczaju...
Usłyszał coś o śniadaniu, wciąż jeszcze zaspany. Możliwe, że gdyby nie pukanie, wciąż jeszcze by spał - nie przez fakt, że sypiał długo, a raczej przez wzgląd, że pracował do późna. W nocy, kiedy inni ludzie byli mniej skorzy do funkcjonowania, czuł się znacznie bardziej komfortowo. Nie musiał się bać czy martwić cudzą opinią, nie musiał nikogo unikać, ani martwić się niespodziewanymi wizytami, które mogłyby przeszkodzić w pracy. Jednocześnie, nawet teraz, nie był jakoś zły na podobną pobudkę. W końcu znał głos, który go wołał.
Drzwi w końcu się otworzyły, wpuszczając Eri do środka.
- Eri... - powiedział jakby chciał się przywitać, ale niekoniecznie wiedział jak. Może dlatego na jego ustach zawisł po prostu uśmiech na jej widok. Choć prędko odwrócił wzrok od dziewczyny, zażenowany faktem, że przecież właśnie otworzył jej drzwi w jinbei, w którym spał. Ale nawet nie zastanawiał się wcześniej nad tym, żeby się przebrać. Ani ułożyć włosy. Ani nad niczym. Dopiero co podniósł się, jeszcze kilka chwil wcześniej śpiąc.
- Wiesz, że możesz po prostu wchodzić... To co mówiłem... Nie tyczyło się tylko domu w Yonezawie - zwrócił jej uwagę, choć bez większych pretensji, kierując się prędko do stołu, aby zrobić na nim miejsce na tackę z jedzeniem, na której zawartość nawet dokładniej nie spojrzał. Może nie chciał myśleć o tym czy Eri przypadkiem na śniadanie nie zdecydowała się złapać tego, co rosło i żyło przy drodze. Nawet jeśli był przyzwyczajony do podobnej diety jeszcze z czasów dziecięcych, stanowczo wolałby pierw mieć wgląd do podobny łowów, żeby upewnić się, że wszystko było bezpieczne do spożycia.
Złapał materiały, nad których zszywaniem pracował, odkładając je do jednej ze skrzyń. Wręcz od razu również sięgnął po pojemnik z herbatą, a później do szafeczki z innymi suszonymi roślinami, aby móc zmieszać napar. Nie musiał przecież się pytać Eri czy miała ochotę się napić, to był niemalże rytuał, kiedy tylko się zjawiała, żeby coś zaparzyć.
- Wszystko było w porządku podczas podróży? Nie potrzebujesz maści ani leków? Na otarcia czy siniaki..? - dopytał wstawiając wodę i przygotowując mieszankę do zaparzenia, z reguły zwracając uwagę na to, kiedy zabójczyni pioruna znikała z pola widzenia w wiosce, co mogło wiązać się z wysłaniem jej na kolejne zadanie. A to zawsze mogło wiązać się z potencjalnymi ranami i obrażeniami. - Mogę coś przygotować. Albo sprawdzić czy nie mam czegoś w zapasie...
dialog #7d9360
Before what? #9C917D
Tak, choć przeszło mu przez myśl, było oczywistym, że nie mógł tego odpowiedzieć. Nie mógłby powiedzieć, że nie miał nic przeciwko wizytom Eri - ani że czułby się spokojniej, gdyby ta się częściej zjawiała u niego, bo przecież oznaczałoby to, że rzadziej była wysyłana na misje, a więcej czasu spędzała w bazie, która teoretycznie powinna być bezpieczniejsza.
- Nie schudłem, może to mięśni mi przybyło... - odpowiedział, chociaż trudno było ocenić jemu samemu to, czy rzeczywiście nie opuszczał posiłków, kiedy potrafił zupełnie pogrążyć się w pracy, tym bardziej kiedy tej się na dwoiło. Zamiast zająć szkoleniem się młodych zielarzy, postanowił podjąć się kolejnej dziedziny, nad którą spędzał jeszcze więcej czasu i poświęcał jeszcze więcej uwagi, jakby bycie bardziej użytecznym było jego jedynym celem. Pracując nie zastanawiał się nad tym, co mógłby poprawić i w jaki sposób się przydać, nie martwił się praktycznie niczym - w tym i posiłkami czy własnym snem. Nawet jeśli jadał, po prostu często nieregularniej niż chciałby się przyznać na głos.
Mogłoby się wydawać, że w końcu się poddał, rzeczywiście chcąc zabrać do posiłku, kiedy przysiadł po stole i wziął kolejny kęs tym razem warzyw, chociaż na odkrycie otarć, dość prędko znów się podniósł, tym razem łapiąc kilka rzeczy w pośpiechu z szafeczek, a później zrywając jeszcze jeszcze z kolejnej rośliny nad ich głowami, która do końca nie była jeszcze zaschnięta, kwiaty. Wszystko wylądowało w kamiennym moździerzu, a razem z nim Fukuro usiadł z powrotem do stołu. Jeśli w ten sposób spożywał posiłki, trudno było się dziwić jego ewentualnym zapominalstwem w kwestii jedzenia.
- Obdarcia też nie są czymś, co powinno się ignorować. Mogą przynieść gorsze skutki niż poważne rany... - zwrócił uwagę, a może było to tylko jego przewrażliwienie? Jeszcze z przeszłości, kiedy przecież nie miał komfortu, aby zadbać o każde otarcie i każde przeziębienie, o każde pogorszenie się stanu, które z czasem mogło skończyć się tragicznie. Im więcej wiedział o roślinach, tym więcej rozumiał jak mógł przeciwdziałać, a mimo to ten stres pozostawał...
Kolejny kęs jedzenia, aby wrócił do ubijania tego co znalazło się w moździerzu. Dolanie wody do tworzącej się masy, żeby zaraz po tym pałeczkami znów zgarnąć kupkę ryżu. A w końcu zamiast dokończyć rzeczywiście posiłek, podniósł się od stołu tylko na chwilę, żeby znaleźć się bliżej Eri.
- Mogę..? - czy wolisz sama utknęło mu w ustach, nawet nie chcąc się zastanawiać, dlaczego nie mógł dokończyć tego pytania. W końcu było proste - tak samo jak odpowiedź powinna być oczywista, nawet jeśli niekoniecznie chciałby ją usłyszeć.
Nabrał nieco przygotowanej mazi, zaraz ostrożnie nakładając ją na jej obojczyki i szyję. - Powinno się szybko wchłonąć... i pomoże się zagoić. Mogę ci przygotować na następną misję coś... są rośliny, których pąki wystarczy nieco rozgryźć i nałożyć na takie otarcie. Niektóre działają znieczulająco, inne pomagają w zagojeniu się ran - powiedział, cicho wzdychając, chociaż po skończeniu nakładania środku, odłożył moździerz na stół, wbijając wzrok w swoją porcję śniadania, zaraz sięgając po nie, żeby rzeczywiście je dokończyć, póki nie było całkiem zimne. - Bądź ostrożna i patrz pod nogi, proszę... - powiedział ciszej, chociaż wcale nie musiał mówić głośno, siedząc zaraz przy Eri, żeby być słyszalnym. - Do późna jeszcze starałem się poprawić szycia kieszeni we wnętrzu uniformu. Jeśli chociażby do bomb dymnych albo olejku z wisterii był łatwiejszy dostęp, mogłoby się to przydać podczas walki... Zresztą, chociażby kieszenie wewnątrz rękawów mogłyby być przydatne. A może coś, co mogłoby łatwiej rozprowadzać olej z wisterii po broni zaraz po sięgnięciu po nią? - spróbował się wyjaśnić z palącego do późna światła, choć wyraźnie jego umysł znów skupił się głównie na pracy i tym, co mógł poprawić.
dialog #7d9360
Before what? #9C917D
- Ogrody tutaj... Potrzebowały dużo uwagi... I był sezon na kwitnienia roślin... - powiedział, jakby to miało wyjaśnić jego ewentualne zmiany w sylwetce, choć wcale nie mówił stanowczo - jego głos się łamał, kiedy wciąż docierało do niego, co się wydarzyło przed chwilą. Był łatwy do spłodzenia, choć jednocześnie, gdyby miał przestać nagle tolerować zabójczynię pioruna i jej zachowania, zrobiłby to już dawno. A jednak nigdy nie cofał swoich słów o gościnności - nawet gdyby wydawało się to samo z siebie niemożliwe w pierwszej kolejności z jego strony, skoro trudno było mu wydusić słowo przy niektórych, a co dopiero nagle zmienić zdanie w jakiejś kwestii, to zapewniał Eri, że była mile widziane w jego małej chatce, niezależnie od kwestii czy znajdywał się w danej chwili w domu, czy nie.
- Zagoi się szybciej - stwierdził, nie wiedząc nawet jak był rumiany w tej chwili na twarzy wciąż po sytuacji sprzed chwili.
Odłożył w końcu moździerz na bok, wyraźnie zbyt pochłonięty jeszcze myślami o własnej pracy, o której opowiadał, żeby zorientować się że Eri znalazła się na stole, pochylając na nim.
- Tak, prototyp wciąż, w końcu muszę pierw ćwiczyć i wiedzieć co będzie się sprawdzało, chociaż potrzeby różnych zabójców mogą być... Różne... - zawahał się przez chwilę, kiedy dotarł do niego sens pytania Eri, ale zanim zdążył naprostować swoje słowa ta już znalazła się jeszcze bliżej, wyraźnie zaniepokojona, domagając się odpowiedzi. Uniósł rękę, układając zaraz dłoń na jej przedramieniu, chociaż wcale nie próbował jej od siebie odciągnąć, a bardziej jakby uspokoić - chociaż nawet nie był pewny czy tak to się robiło. Jak uspokajało się innych? Mógłby zaproponować jej odpowiedni napar, ale nie przyniosłoby to natychmiastowego skutku...
Uśmiechnął się nieco niepewnie, odkładając nieco na oślep pałeczki z drugiej dłoni na miskę.
- Nie, nie, Eri, nigdzie mnie nie wysyłają, nie brakuje aż tak zabójców, żeby wysyłali bezpośrednio ne do zabijania demonów - zaraz odpowiedział, układając luźno i drugą dłoń na jej przedramieniu. Przesunął spojrzeniem po jej twarzy, jakby dopiero teraz orientując się, że w końcu rozmawiał z kimś, a nie powinien myśleć tu i teraz o pracy, którą jeszcze musiał wykonać.
- Ale swój uniform też powinienem poprawić nieco... Przygotować się na wiosnę powoli... Czasem można napotkać demony jednak, nawet jeśli to tylko zbieranie roślin w lasach... - mówił dalej, chociaż powoli docierało do niego, że zwyczajnie w świecie się... Martwiła. Bała? Nie ufała innym w korpusie, pisała mu żeby też był ostrożny... Nie mógł się dziwić, skoro sam został zaatakowany przez innego zabójcę. Całe szczęście ten był wyraźnie zbyt zajęty swoim wilkiem, albo bieganiem za demonami, albo jeszcze czym innym.
- Nie mam oddechu, ale mam nichirin... I oleje, i bomby, i trochę innych rzeczy jeszcze w zanadrzu. To co działa na demony i im szkodzi, zadziała też na człowieka... I na zabójców również - powiedział łagodnie i powoli, jakby chcąc jej przypomnieć, że potrafił o siebie zadbać. A może bardziej uspokoić... Że chciał korzystać ze swoich umiejętności i miał zamiar to robić, kiedy byłby zagrożony? - Gdybym był wysłany na misję z kimś, kto już mnie zaatakował, i kto mógłby zrobić to znów to bym ci dał znać... Albo z kimś, kogo zupełnie nie znam. Ale nigdzie mnie nie wysyłają. Na pewno nie do walki.
dialog #7d9360
Before what? #9C917D
Kiyoshi, chciał powiedzieć, chociaż nie przechodziło mu to przez gardło. Nie był w stanie, nie chciał... Nie zbliżaj się do niego, proszę cię.
Zachłysnął się powietrzem, wyraźnie poddenerwowany w tej chwili. Bił się z własnymi myślami. Wiedział, że nie wszyscy w korpusie byli godni zaufania, byli osobami które nie wyrządziłyby mu krzywdy. Jeszcze w Yonezawie, tamten dziwny... zabójca? Zabójczyni? Osoba zjawiająca się po złożenie zamówienia, która postarała się o okładnie ukrycie swojej osoby. Nie wiedział do końca z jakimi problemami się zmagała i czy wciąż się utrzymywały - ale tak samo nie mógł powiedzieć czy zabójca z wilkiem u boku zapomniał już o jego osobie, czy jednak wciąż był kimś, kto byłby w stanie mu zagrozić. Ale jednocześnie nie chciał zdradzać tego, co miało miejsce Eri - nie widział powodów do tego, bardziej przez wzgląd, że przecież... aktualnie był bezpieczny, prawda? Nie została mu wyrządzona krzywda, ale jednocześnie... ta groźba istniała wciąż. Ryzyko, że jednooki bandyta czekał tylko na odpowiedni moment, żeby zemścić się. Może rzeczywiście powinien bardziej się uzbroić? Pomyśleć nad środkami, które z łatwością mogłyby unieruchomić zabójcę, który mógłby chcieć wyrządzić mu krzywdę?
- Ja... ja... to nie tak... - zawahał się znów, uciekając w końcu wzrokiem w bok. - Kilka razy... Może coś miało miejsce, nic poważnego. Znaczy... wiesz... niektórzy traktują ne z góry, nie tylko mnie, więc to nigdy nic... no rozumiesz, poważnego... nawet jeśli czasem... wiem, że są bandyci... Nie niebezpieczni ludzie, ale tacy, którzy są przestępcami, którzy... - zawahał się znów, jak wiele powinien zdradzać? Jak wiele mówić? Nie chciał zatajać podobnych informacji przed Eri, ale jednocześnie nie chciał jej mówić o tym, kto próbował go już zaatakować - kto nie zawahałby się dwa razy przed wyprowadzeniem w jego stronę ciosu, który miałby przynieść mu śmierć.
Podniósł znów wzrok na zabójczynię. Wiedział, że się martwił i byłaby gotowa rzucić się na niego, ale... ona miała swoje zasady. Miał taką nadzieję, że miała. Nie chciał jej stawiać w sytuacji, w której musiałaby zastanawiać się, co powinna zrobić, tym bardziej kiedy chwila zawahania mogłaby kosztować ją życie.
- Po prostu.. trzymaj się z daleka od zabójcy z wilkiem, dobrze? - poprosił cicho, nie tylko przez stres, który odczuwał, ale przez to że zauważył jak i Eri ściszała głos. Bała się... podsłuchiwań?
Chociaż prędko po tych słowach zabójczyni mogła poczuć jego dłonie na własnych palcach. Delikatnie ją złapał, jakby w obawie, że ta miałaby wybiec z domku, szukając zabójcy o którym wspomniał.
- Dam ci znać jeśli ktoś by mi... jeśli ktoś mi będzie zagrażał... - powiedział, wyglądając przy tym jakby miał ją błagać o uspokojenie się w tej chwili. - Umiem walczyć. Nie tak dobrze jak ty, czy inni zabójcy... ale mam inne środki, którymi mogę się bronić... - powtórzył znów.
dialog #7d9360
Before what? #9C917D
- Eri... to po prostu... takich rzeczy już nie zmienisz... - powiedział cicho, wciąż wbijając wzrok. - To... zawsze miało miejsce. Przed korpusem też. To nic takiego, naprawdę - mówił, chociaż wcale nie był pewny tego co mówił. Nie był pewny czy rzeczywiście powinien - może powinien zamilknąć? Nie wspominać o działaniach innych, o ludziach z którymi przecież nigdy nie było mu po drodze. Teraz przynajmniej był w stanie w pewien sposób się bronić, nawet jeśli starał się tego nie nadużywać - był krytyczny względem swoich umiejętności przygotowania środków medycznych i bojowych, ale i względem tego jak potrafił walczyć. Może nawet zbyt krytyczny? Może oceniał się sam zbyt surowo, żyjąc w przekonaniu, że nie mógł po prostu egzystować, a musiał przecież na to zasłużyć.
W pierwszej chwili nie zrozumiał słów Eri - w drugiej, słysząc łomot skrzydeł za oknem kruka, który zerwał się do lotu.
Zareagował za późno, ale odruchowo, kiedy jego dłonie znalazły się na policzkach dziewczyny, ściskając je lekko, jakby to miało cofnąć słowa, które ta wypowiedziała. - Eri, proszę cię! Nie... - powiedział, z westchnięciem obracając twarz w stronę okna. Jakby bał się, że ta zaraz ucieknie, podświadomie wciąż trzymał ją za policzki. - Proszę cię... on... nie jest kimś bezpiecznym. Nie szukaj go, Eri... Proszę... nie chcę, żeby ci coś zrobił... - powiedział, zaraz po tym oglądając się z powrotem na dziewczynę, uświadamiając sobie, że nigdy jej nie puścił.
Spłoszył się na ten fakt, zaraz odsuwając od niej dłonie.
- Przepraszam... to... em... um... nie chciałem... To samo tak... przepraszam... - powiedział cicho, znów odwracając wzrok, zaraz po tym złapał jej rękę w nadgarstku, jakby chciał ją powstrzymać przed ucieczką, gdyby kruk prędko zwrócił wiadomość.
- Eri... proszę cię... nic mi się nie stało. Naprawdę... jest w porządku... To... nic mi nie jest. Widzisz, prawda? Jestem cały... to jest... to było już... już dawno, prawda? Więc to nie ma znaczenia...
dialog #7d9360
Before what? #9C917D
Przełknął ślinę, nie chcąc żeby Eri spotkała krzywda. Nie ze strony demonów, nie ze strony innych ludzi. Dlaczego musiała działać tak pochopnie? Dlaczego nie mogła odpuścić? Dlaczego nie mogła...
- Trucizny na niego nie działają, powiedział mi to, kiedy... Mu... Zagroziłem... - wydukał w końcu odwracając wzrok wciąż. Nie chciał pomagać w podobnym planie - jednocześnie nie mogąc odmówić pomocy Eri. Nie mógłby jej powiedzieć nie, nie mógłby powiedzieć że nie mógł przygotować jakiegoś środka, nie mógł...
W końcu przesunął wzrok na dziewczynę, wciąż w panice, ale nawet nie prosząc już niemo o puszczenie jego dłoni, jakby się poddał w pełni i zaakceptował przegraną w tej przepychance, ale również i samej rozmowie.
-Ki... Kiyoshi... Ma jasne włosy, jedno oko tylko... Był... On chyba... Mordował wcześniej ludzi... Nie mam dowodów, ale... Brzmiał tak jakby... - dukał, coraz bardziej przerażony i wciąż nie wiedzący jak miał się zachowywać. Jak miałby... Co miałby powiedzieć? Jak zareagować..? Tym bardziej, kiedy poczuł plecami ścianę. Nie tylko nie wiedział, gdzie miałby się podziać wzrokiem - ale tym bardziej nie miałby jak uciec w tej chwili z danego miejsca. Co miał powiedzieć? Zrobić? Panikował coraz bardziej, trudno było czekać aby się uspokoił - w końcu nie miał na to przestrzeni, cały czas mając mętlik w głowie.
- Proszę, nie działaj pochopnie. Pomogę ci... tylko proszę... proszę przemyśl to. Pomogę ci, po prostu... nie działaj pochopnie z nim, nie tak żeby wiedział kim jesteś... nie chcę, żeby coś... żeby on ci coś zrobił... - dukał dalej, niemalże na wydechu, nie wiedząc czy i kiedy powinien złapać oddech. Może bał się, że coś się wydarzy złego, jeśli za bardzo się w tej chwili poruszy? - Coś... odrętwiającego... albo... albo... jakąś wysypkę...
dialog #7d9360
Ich.
Nawet nie wiedział jaki był, nawet nie wiedział co powinni zrobić - był przekonany w pełni o tym, że nie powinni podejmować żadnego działania. Tak było bezpieczniej dla nich obojga; tak było bezpieczniej dla Eri. Nie chciał jej przecież narażać na nic - nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby sprowadził na nią czyjąś złość, albo zemstę, albo jakąkolwiek krzywdę. Wiedział, że nie potrzebowała jego pomocy czy ochrony, nawet jeśli panikował za każdym razem, kiedy słyszał że coś mogło się jej zdarzyć, miał świadomość że była bardziej niż zdolna do zadbania o siebie.
- A... a jeśli... to pra... prawda..? Jeśli... jeśli mam ci... ci pomóc... nie będę... ryzykował...
Nie chciał być problemem. Nie chciał na nią sprowadzić niczego złego - nawet gdyby miał pewność, że ta zła rzecz nie zagroziłaby jej na dłuższy czas.
Nie dostrzegł w pierwszej chwili, że jego dłonie zostały puszczone. Niemalże zastygły w tym samym miejscu, w którym się znajdywały, kiedy dziewczyna się w niego wtuliła. Działo się dużo na raz, za dużo jak na jego przewrażliwioną i spanikowaną osobę. Za dużo bodźców, za dużo informacji, za dużo przewidywania najgorszych możliwych scenariuszy. Za dużo obaw, że coś mogłoby pójść nie tak.
Nawet nie zanotował, kiedy sam objął jej kark ramionami, tuląc do siebie. Nie zanotował również, kiedy niemalże wtulił się w jej ramię, może we włosy. Nie notował zupełnie, co dokładnie działo się, a serce biło mu jak szalone ze wszystkich emocji, które wciąż wysyłały mu sprzeczne sygnały. Powinien uciekać? Powinien tutaj zostać? Powinien panikować? Śmiać się ze stresu? Płakać przez ciemno wróżenie?
- Nie chcę... nie chcę, żeby coś ci się stało. Nie z tak idiotycznego powodu jak - ja - ktoś kiedyś próbujący komuś grozić... - powiedział w końcu, chcąc ją uprosić, aby nie podejmowała działania. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś się jej stało przez jego osobę. Był przecież najgłupszym powodem do szukania wrogów i guzów od innych. Jak miałby jej spojrzeć w oczy, gdyby coś się wydarzyło? Jak miałby ją przeprosić, jak miałby znaleźć sposób, żeby cofnąć taką krzywdę? Nie chciał, aby podejmowała akcję, ale nie chciał też zostawić jej samej, gdyby chciała coś zrobić. - Proszę cię... Eri... to nie jest warte, żeby coś ci się stało... On jest nieprzewidywalny, proszę cię... - mówił dalej, nieświadomie zaciskając palce na jej ramionach, jakby to miało powstrzymać ją przed zrobieniem czegoś, czego się bał, że mogłaby zrobić. - Proszę, Eri... nie wybaczę... sobie... jeśli ci się coś stanie...
dialog #7d9360
z/t
Before what? #9C917D
Choć mogło być bardziej niż niepokojące z jaką łatwością Fukurō zgadzał się na przygotowanie trucizny na innego członka korpusu, nie biorąc nawet pod uwagę, czy ktoś nie mógłby podsłuchać rozmowy. W tej chwili bardziej liczyło się dla niego, aby Eri nie wyrządziła sobie samej krzywy, próbując zdziałać coś w rejonie dziedziny, na którym zupełnie się nie znała. Tym bardziej, jeśli on sam mógł w jakiś sposób jej pomóc.
- Przygotuję... jakiś susz... owocowy powinienem wciąż mieć... - powiedział cicho, niczym jak tresowany powoli odsuwając się od dziewczyny po klepnięciu. Możliwe, że nawet nie był do końca świadomy, że to zrobił - zupełnie jakby był to wyuczony nawyk. A może był po prostu przebodźcowany wszystkim co miało miejsce, przez co również jego myśli równie łatwo powędrowały w kierunku tematu, który zawsze doceniał. - Albo imbirowy... na chłód, i na zimę powinien być dobry... - dodał znów, zostając w miejscu na podłodze, kiedy Eri podniosła się i już zmierzała w stronę wyjścia. Wciąż jeszcze nie do końca rozumiał, co miało miejsce - jakby dopiero teraz powoli się uspokajał, kiedy odzyskał przestrzeń osobistą, a wszystkie słowa i cała rozmowa, jak i cały przebieg powoli go uderzał. Podobnie jak to, że wiódł wzrokiem za dziewczyną. Nie rozumiał, co się działo, dopiero musząc uspokoić. Dopiero musiał zrozumieć...
- ... Dobrze... dziękuję.. - powiedział cicho, chociaż dość prędko odwrócił wzrok, widząc jeszcze jej karcący wzrok. Nie ukrywał niczego... nie..? Prawda? Po prostu...
Prędko spojrzał gdzieś w podłogę.
- Przepraszam... - wydukał cicho, nie orientując się nawet, że zabójczyni pioruna już wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi. Nie dotarło do niego w pierwszej chwili, wciąż czując mieszaninę zapachów, których jeszcze dłuższy moment temu nie było tutaj. Wciąż jeszcze potrzebował uspokoić myśli, ale i ciało - bo czuł jak jego serce ze stresu wciąż dudniło od wszystkiego co miało miejsce.
z/t
dialog #7d9360
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Z ostrożnie wypełnionym pudełkiem liśćmi i kwiatami z ogrodu tuż za domem, w którym się znajdywał w końcu ruszył do środka, dostrzegając od razu sylwetkę, którą trudno było określić jako znajomą, skoro wciąż nie znał nawet imienia członka korpusu. A przynajmniej miał szczerą nadzieję, że pomagał komuś z korpusu... Zniknięcie Kireia było niepokojące, tym bardziej kiedy był jednym łącznikiem między nim, a nieznajomym, a jednocześnie nie było aż tak zaskakujące wśród członków korpusu. W końcu wszyscy mogli się domyślać, jaki mógł go spotkać los...
Odchrząknął, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę zamaskowanego osobnika.
- Wybacz, byłem w ogrodzie... - wyjaśnił cicho na ściśniętym gardle, które mogło być spowodowane zarówno stresem, jak i po prostu brakiem potrzeby odzywania się do kogokolwiek przez ostatnich kilka godzin. W końcu w Tsurugi Fukuro skupiał się głównie na pracy - a często i zwykłych zleceniach, które przychodziły do niego w formie wysłanych listów czy kruków. Stałe zaopatrzenia, stała grupa klientów sprawiała, że częściej nie musiał martwić się rozmowami z kimś.
Choć z pewnością stres, na widok tej znajomej-nie-znajomej sylwetki się pojawiał. Gdzieś z tyłu głowy niepewność czy powinien pomagać komuś prezentującemu się w ten sposób...
- Mam kilka środków... Kilka połączeń, które mogłyby się sprawdzić... Nie jestem tylko pewny jaki mógłby być efekt... - powiedział znów cicho, odkładając drewniane niskie pudełko z roślinami gdzieś na podłogę, mając zamiar skupić się na nim później.
dialog #7d9360
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
- Drzwi... a, pracowałem. Zostawiam otwarte jak jestem w ogrodzie... - wyjaśnił cicho, nawet jeśli mogło to być nierozważne z jego strony. Ale przecież jaką stanowiły proste do wyważenia drzwi w obliczu ludzi walczących z demonami? Lub tych, którzy starali się tych ludzi zdradzić? Gdyby ktoś chciał wejść, Fukuro wiedział, że i tak by to zrobił.
Skinął głową znów, słuchając wyjaśnień, przechodząc w tym czasie do jednej z szafek wypełnionej szufladkami. Sięgnął po jakąś tackę w okolicy, nakładając na nią kilka różnych szufladek, ale też i łapiąc za buteleczki leżące nieco wyżej na górze mebla.
- Pamiętasz czas..? Albo okoliczności, w jakich przestawało działać? - zapytał, stawiając tacę na niskim stole, przy którym nie tylko zazwyczaj pracował - ale i częstował się herbatą czy spożywał posiłki.
Wrócił jeszcze po dziennik, w którym czasem zapisywał receptury, choć dla nieświadomego jego własnych skrótów umysłu, mógł to być zwykły bełkot, ale też i moździerz i kilka naczynek.
Mógł zdecydować się na inne podejście - może coś ożywiającego, coś odświeżającego umysł? Coś, co mogłoby pomagać, lecząc przyczynę, której nie byli pewni?
Może środki, które powinny odwlekać się działaniem w czasie? Ale czy wtedy nie będzie wymagana coraz silniejsza i silniejsza dawka? Jak szybko będzie potrzeba sięgać po coraz to silniejsze dawki? Przyjmowanie czegoś na zapas, budującego odporność przyszłościowo? Mogłoby to być...
Zerknął do swoich notatek, a po tym na zamaskowanego klienta. Zastanowił się przez chwilę. Skoro mógł zaszaleć, może powinien sięgnąć po składniki, które miały przeciwstawne działanie do tego, co poprzednio? Może przyjął złe założenia od początku?
- Mogę podmienić kilka składników... i może sama forma tego może być inna. Może przestawały działać, bo wszystko musi być w stabilnym poziomie, przez długi czas zamiast jednorazowwą porcją... - zastanowił się znów na głos. Może problemem było to, w jaki sposób środek był podawany? Może coś na skórę, co powoli mogło się wchłaniać, byłoby skuteczniejszym rozwiązaniem?
Sięgnął w końcu zaraz do jednej z pierwszych szufladek, a później do kolejnej, ucierając ze sobą ususzone liście wraz z nasionem rośliny wypełniającej prędko pomieszczenie kąsliwym i kwaskowatym zapachem. Dodał nieco oleju, łagodzącego słodkością zapach, a po niedługim czasie na talerzyk wysypał masę, która była dość krucha - prawdopodobnie łatwa do uformowania tabletek w przyszłości.
Wysunął po tym talerzyk w stronę zamaskowanej sylwetki.
- Raczej nic nie powinno ci zaszkodzić w aż takim stopniu, a jeśli... to by było całkiem przydatną informacją. Znaczy... sugerowałoby na pewno, co szkodzi. A jeśli łatwo znaleźć co szkodzi, łatwiej jest znaleźć co mogłoby pomóc...
dialog #7d9360
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
A może zabójców również ośmielał fakt, że on właśnie nie był medykiem? W końcu rozmowa z medykiem to często jakby przyznali się do własnej słabości - a proszenie o pomoc, nie było przecież czymś łatwym.
- Stres rzeczywiście może być czynnikiem... chociaż na to trudno coś poradzić podczas walki... - stwierdził, bardziej już pogrążony we własnych myślach. Gdyby udało mu się stale obniżyć poziom stresu - miałoby to minusy, ale i plusy? W końcu stres często pomagał w walce, a jednocześnie...
- Albo nie były wystarczające na stres... W końcu nie każda walka jest taka sama. Może coś jeszcze miało miejsce... Em... inne czynniki, rozumiesz. Może coś dodatkowego... jakiś problem, może wciąż rekonwalescencja po wcześniejszych walkach... - wyjaśnił, bo choć zabójcy nie zawsze brali pod uwagę coś podobnego, on przecież powinien. W końcu to było po części jego pracą. Analiza tego, co inni przeoczali - a może co po prostu było dla nich nieistotne?
- Z bratem... jesteś blisko? - zapytał, siegając po kilka ziół, powoli zbierając po pokoju to, czego mógł potrzebować. Choć zorientował się, jak jego pytanie mogło nieodpowiednio zabrzmieć. - Znaczy... ma się różne relacje, prawda? Raczej... zakładam, że raczej nie chciałabyś zaatakować brata, w innych okolicznościach..? Gdyby nie twój stan, rozumiesz... - powiedział, coraz bardziej jednocześnie zastanawiając się, jak to właściwie wyglądało.
Zerknął na nią niepewnie, kiwając lekko głową.
- Spróbujmy... - podjął, choć zawsze opanowywał go stres. Może przez fakt, że sam nie był zawsze pewny własnych umiejętności. Głównie opierał się na eksperymentach - na błądzeniu. Ale teraz eksperymentował... na kimś; na cudzą prośbę na tej osobie.
Z zastanowieniem, kiedy już zamaskowana postać przyjęła porcję, wstał żeby sięgnąć po kilka kolejnych składników.
- Kilka minut powinno być wystarczające. Obawiam się tylko, że jeśli skupię się na tym, aby poziom substancji był stary przez dłuższy czas, to może to sprawić, że ten stan u ciebie będzie się utrzymywał również przez dłuższy czas... - zastanowił się, wracając z powrotem do rozłożonego miejsca pracy.
- Rok... em.... na pracy głównie. Zajmowanie się ogrodami, przesadzanie roślin z Yonezawy... No i podjąłem się dalszej nauki... Niektóre środki, które tworzę, mogą być przydatne podczas walki z demonami, ale zastanawiałem się nad tym jak ułatwić zabójcom ich użytek podczas walki. Wciąż muszę jeszcze skonsultować się chociażby z mistrzami miecza, o tym w jaki sposób niektóre wytwory z wisterii najlepiej podawać poprzez miecz, może ostrza które miałyby tylko zadrzeć demona... Chociaż łatwiej jest to dostosować do stylu walki zabójcy, do tego z jakiej broni konkretna osoba korzysta...- zaczął mówić, orientując się po chwili, że mógł całkiem zapomnieć o tym, po co właściwie zabójczyni się tutaj znalazła. Nawet jeśli pytała, przecież nie po to, żeby się dowiedzieć. Wbił wzrok w składniki przed sobą, sięgając po kolejne nasiona i zaczynając je ucierać, tym razem dodając olejek z innej fiolki, a po tym kilka bardziej świeżych listków.
- Wybacz... Czujesz coś, jakieś zmiany? Czy jeszcze nic?
dialog #7d9360
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Choć z pewnością chętnie odwiedziłby Yonezawę za kilka lat. Może kilkanaście? Kto wiedział jak bujna roślinność mogła tam wyrosnąć na wszystkich zgliszczach...
Skinął głową. - Obieg oleju, tak aby też go nie marnować... - zastanowił się przez dłuższą chwilę - bo może wtedy mogliby zwiększyć ilość, jaką zabójcy by przy sobie nosili? Ale zawsze było żal marnować olej, o jego trwałości również musieli myśleć. A na pewno on. Brać pod uwagę to, aby zapobiegać nieprzyjemnym niespodzianką podczas walki, aby minimalizować to co mogło się wydarzyć...
W pierwszej chwili nie dostrzegł tego ruchu.
- Mógłbym spróbować na mniejszej broni, zaproponowałbym ci przetestowanie, ale... - zaczął, unosząc wzrok, kiedy dostrzegł, gdzie zabójczyni się znalazła. W pierwszej chwili nawet nie ruszył się z miejsca - i może to nawet było lepiej, kiedy toporek sam go ominął. Źle celowała? Czy właściwie...
Obserwował napastnika. Bardziej niż uciekać, chciał zobaczyć i zrozumieć, co właśnie się działo - choć to zdanie prędko zmienił, widząc jak napastnik rusza w jego stronę.
Jakie miał szanse? Nie wiedział, nie miał pojęcia, prawdopodobnie niewielkie, kiedy prędko podrywał się, i jeszcze pochylając, zza beli materiału stojącej przy regale, prędko wyciągając własną broń. Nawet nie myślał o wyciąganiu wakizashi z sayi, chciał jedynie spróbować się ochronić.
- H-hej... nie... nie rób? Le.. lek nie działa, słyszy... sz mnie? - powiedział, czując jak ściska mu się gardło, kiedy znalazł się bliżej drzwi, jakby chciał uciec, a jednocześnie wiedział, że nie powinien. W końcu mieli zachować to sekretem, stan zabójcy...
- Sły... słszysz mnie? C-co widzisz..? Co... słyszysz wła... właściwie to też... - dukał głośniej, ale sztywno - z lęku i przerażenia, kiedy był gotowy w jakikolwiek podjąć się obrony. Wątpił, aby był w stanie skrzywdzić swojego napastnika - nawet, gdyby spróbował. Ale przecież ucieczka również odpadała! No i jeśli by zrozumiał jak długo to trwa, i jak działa...
- To... to ja, Fukuro, pamiętasz? Pa... pamiętasz? Jesteś w Tsu... Tsurugi. Nie na misji - dodał, próbując uzyskać jakąkolwiek reakcje.
dialog #7d9360
Nie możesz odpowiadać w tematach