Ryokan
Kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Tachikawy znajduje się niegdyś oblegany przez turystów ryokan. Skryty wysoko w górach, z powodu swojej lokalizacji gościł głównie nowożeńców. Rozciągające się z niego widoki potrafiły zaprzeć dech w piersiach nawet najbardziej oschłym łajdakom.
Legendy głosiły, że wystarczyła jedna noc w tym miejscu z ukochaną osobą a ich los na zawsze był spleciony ze sobą... zapisany w gwiazdach, które zdają się być w tym miejscu na wyciągnięcie ręki!
Odkąd opuścił Zakazane miasto nigdy nigdzie nie zabawił na dłużej, wędrując cały czas. Nie czuł też potrzeby nawiązywania głębszych relacji z innymi.
Jedna z jego dłoni powędrowała do wysoko upiętego kucyka związanego kawałkiem materiału. Rozwiązał go a włosy rozsypały się czarną taflą po jego plecach, niejedna kobieta by mu ich pozazdrościła. Trzymając go w ręku widział jej twarz jakby to było wczoraj a minęły już lata od kiedy została zgładzona. Cesarska konkubina i jego miłość, Xiulan. Ten kawałek materiału był chyba jego najcenniejszą rzeczą i jedyną jaka wiązała go z przeszłością.
#DE9539
-Mowa
którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu,
osiada ciasno na dnie serca jak śnieg
podczas bezwietrznej nocy."
Rytmiczne szczękanie nadszarpnęło nocną melodię jak nieumiejętnie pociągnięta struna. Później było już tylko gorzej - dzwoniło, zgrzytało i tłukło, jakby jakiś szalony handlarz uparł się wdrapać na sam szczyt schodów z całym swoim dorobkiem i w świetle górującego księżyca porozstawiać stragany, by rankiem przywitać podróżnych bogatym arsenałem najróżniejszych dewocjonaliów.
Trzask. Pisk.
Zdawała się głucha na hałas, który tak umiejętnie wokół siebie roztaczała, z zawziętością godną maniaka wciągając po kamiennych stopniach olbrzymi, jutowy wór pełen… Cóż, z pewnością wszystkiego, co tylko dała radę tam zapakować. Wnioskując po odgłosach, większość przedmiotów wykonano z metalu. Złoto, biżuteria? Bez wątpienia, choć kierowana niezrozumiałą potrzebą nie omieszkała wepchnąć do grona swych skarbów dorodnej rzepy.
Makabryczna symfonia ucichła dopiero w momencie, w którym niewysoka sylwetka stanęła zwycięsko przed wrotami prowadzącymi do Ryokanu. Okrągłą minutę. Dokładnie tyle trwała cisza, nim Kira złapała upuszczony materiał w zabarwione karminem dłonie i ruszyła wzdłuż muru, szukając dogodnego wejścia. Pech chciał, że ostatecznie wskoczyła na ten konkretny taras. Najpierw oczywiście wrzuciła wór. Ten poszybował nisko i ledwie przeleciał nad barierką; bielutka warzywna główka wytoczyła się na posadzkę. Później wskoczyła sama, miękko jak kot, lądując twarzą w twarz z nieznajomym. Obleczona wiecznym znużeniem twarz nie zdradziła zaskoczenia przypadkowym spotkaniem, a grafitowe ślepia wpiły się w mężczyznę z niemym rozkazem: przesuń się. Mogła albo pójść naprzód, gdzie stał, albo zeskoczyć w dół, czego najwyraźniej nie planowała.
#655765
Zaczął wzrokiem przeszukiwać okolicę, nie trwało to długo gdy dźwięki ucichły, już się ucieszył, że ma spokój gdy tutaj nagle przed twarzą przeleciał mu wór. Zrobił wielkie oczy zdziwiony. Powiódł wzrokiem za rzeczą, która wyturlała się z wora a byłą to rzepa. *Rzepa? Że co kurwa?* - Jego brew uniosła się w kompletnym zdziwiony gdy odwrócił twarz a tam zobaczył wielkie grafitowe oczy jakby wyzywające go na pojedynek. W tym momencie można dać dźwięk ze słowami "nani?" jak pokazuje wiele memów. Zobaczył nikogo innego jak małego chłopca, jak mógł się zorientować nie był to zwyczajny chłopak. Nie miał też cholernego zamiaru mu ustępować, jego problem, że wybrał taką a nie inną drogę. Podjął więc walkę na spojrzenia. Jego złotożółte oczy bardzo wyróżniały się na tle nocy. To samo ze złotymi zdobieniami jego stroju, błyszczał tysiącem monet? Wiatr targnął jego włosami, rzeczona rzepa przeturlała jeszcze kawałek z cichym plaskiem uderzając o ścianę ryokanu. Yashamaru niestrudzenie i bez zażenowania wpatrywał się w dzieciaka. Ba, nawet wygodnie oparł łokieć o balustradę zmniejszając dystans między nimi. No może, pokaż kotku co masz w środku?
Długowłosy ciekaw był reakcji nieznanego demona, który najwidoczniej lubił rzepy? Niespotykane, ale i takie anomalie się zdarzają. Noc wciąż młoda a jemu nigdzie się nie śpieszyło, miał czas.
#DE9539
-Mowa
którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu,
osiada ciasno na dnie serca jak śnieg
podczas bezwietrznej nocy."
- Nie boisz się, że odgryzę ci tę piękną twarzyczkę? - Parsknęła, poprawiając chwyt na balustradzie. Oczywiście, że spodziewała się wszystkiego, łącznie z próbą zepchnięcia czy atakiem. Przysunęła się o parę milimetrów, bynajmniej nie zamierzając ustąpić. - Pewnie, odrośnie, ale przez parę dni niewiasty będą krzyczały na twój widok. A może lubisz jak krzyczą? W końcu jesteśmy podobni.
Chwilowo całkowicie straciła zainteresowanie łupami (nawet RZEPĄ!), najwyraźniej uznając towarzystwo za znacznie cenniejsze. Kto wie, może nieznajomy dostarczy jej tej pięknej nocy nieco rozrywki? Więcej niż tamci nieszczęśnicy, których poszatkowała tylko po to, aby spożyć co wartościowsze organy. Wszakże zwykłym mięsem posilała się tylko w ostateczności.
- Na co czekasz? Mam cię przytulić? Myślałem, że takie miejsca odwiedza się z wybranką serca. Jesteś pewien, że żadna na ciebie nie czeka? - Zajrzała w złote oczy, jakby doszukiwała się tam nie tyle odpowiedzi, co cienia reakcji.
#655765
- Nie bądź taki pewien siebie kotku - Wymruczał lekko urażony. On i strach? Jeszcze przed dzieciakiem jego pokroju.- Nie kuś wilka - Dodał chwytając jego podbródek przyciągając bliżej mając gdzieś czy aby nie straci równowagi. Bezczelność, pewność siebie to była jego domena.
Mlasnął niezadowolony po chwili i nie nie lubił jak krzyczały, nie znosi głośnych dźwięków. Mocniej zacisnął palce po czym powiedział z nieprzyjemnym wyrazem. - Nienawidzę hałasu a ty zrobiłeś go za dużo. - Wbił lekko paznokieć w jego skórę. Cokolwiek dalej trzymając pewnie i nie zmniejszając dystansu jaki ich dzielił. Tekst o wybrance serca tylko wprawił go po raz kolejny w nieprzyjemny stan. Nie miał ochoty o tym gadać a miejsce wybrał przypadkowo. -Nie dzięki, wolę samotność a miejsce wybrałem przypadkowo.- Wzruszył ramionami. Na chwilę jego oczy zabłyszczały szczerym złotem a księżyc odbił od złotych elementów jego stroju ale przede wszystkim było w nim wiele smutku i coś czego raczej Kira by nie zrozumiała. Nagle chwycił ją za ubranie, dokładnie pod szyją i pociągnął by chwilę potem bezpiecznie postawić na tarasie. Dopiero teraz mogła zobaczyć go w całej okazałości oraz to jak Yashamaru jest wysoki. Potem bez ogródek ruszył w kierunku rzepy którą podniósł mówiąc. - Konfliskuję
#DE9539
-Mowa
którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu,
osiada ciasno na dnie serca jak śnieg
podczas bezwietrznej nocy."
- Ty… - kurwo powiedziałaby zapewne, gdyby nie dostrzegła płynnego złota w jego oczach. Jej własne rozszerzyły się do absurdalnych rozmiarów. Patrzyła na niego tak, jak kupiec spogląda na towar oceniając jego niewątpliwie wysoką wartość. Z obręczy tęczówek przeniosła się na obszycia zdobiące szatę, wciąż oniemiała z wrażenia. W tym stanie nie protestowała, kiedy postanowił przełożyć ją z balustrady na ziemię. Była lekka jak piórko, nawet jak na swoje niecałe półtora metra wysokości.
- Czekaj! - Ruszyła za demonem, czując w kościach interes życia. Błysk w ślepiach nie zwiastował niczego dobrego. - Chcesz rzepę? Możemy się wymienić. Oddaj mi swoje ubranie. Teraz. - Zażądała, tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Rozbierz się, albo rzepa jest moja. - Przyspieszyła, żeby zastąpić mu drogę do walającego się po tarasie warzywa. Nie musiał wiedzieć, że miała ich więcej.
#655765
Bez wahania do niego podszedł i chwycił za rękę unosząc do góry a wolna znowu złąpała jego podbródek po czym mruknął. - A może lubisz starszych i mężczyzn hm? Jarają Cię? - Spytał bez ogródek lekko oblizując usta a w jego oczach pojawił niebezpieczny błysk. - Ja preferuję kobiety, ale od czasu do czasu i chłopiec się nada do zabawy.- Dodał tajemniczo wbijając palec w jego klatkę piersiową ale nie na tyle by go skrzywdzić po czym przesunął w dół czekając na odpowiedź. Dzieciuch go drażnił, bawił się jego kosztem to on zrobił to samo, w sumie zabawnie było. - Czekam kotku.. - Wyszeptał jej do ucha uśmiechając się wrednie. Co tutaj dużo gadać, jakie miał pan rzepa szanse względem niego? Młody mógł czuć jego oddech na swojej szyi, no moment tragiczny jeśli ten kociak miał awersję do dotyku. Włosy Yashamaru lśniły w blasku księżyca tak jak i części ubioru, którego nie miał zamiaru z siebie zdejmować, przynajmniej nie teraz. Kira nie miała pojęcia na kogo trafiła, że ten demon nie cofnie się przed niczym, zadarła nie z tym co trzeba. Lekko się niecierpliwiąc zrobił krok do przodu zmuszając by ona zrobiła krok do tyłu. Zmięknie czy będzie tańczyć jak jej zagra?
#DE9539
-Mowa
którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu,
osiada ciasno na dnie serca jak śnieg
podczas bezwietrznej nocy."
- To była moja pierwsza i ostatnia propozycja. Uczciwa propozycja, pięknisiu. - Ton głosu robił wrażenie niemniej spranego od popielatych ślepi. Dziwny, odległy, jakby należał do kogoś innego. Zrobiła krok naprzód dokładnie w tym samym momencie, co rozmówca. W wolnej dłoni zamajaczył sztylet; gładką powierzchnię ostrza liznął księżycowy blask. Niema groźba. Naturalnie chciała, żeby mężczyzna widział broń i miał świadomość jej istnienia. Póki co nie atakowała, jedynie komunikując mu swoje niezadowolenie - niestety potrafiła rozmawiać na niewiele sposobów i jednym z nich była przemoc.
- Nie, nie lubię. - Odparła zgodnie z prawdą, nijak nie reagując na dotyk. Odcięła się od bodźców, na które w pierwszej chwili zareagowała wyraźnym wzdrygnięciem. A fe! Obrzydliwe. Jeszcze chwila i ta piękna, drogocenna szata będzie zdobiona nie tylko złotą nicią, ale również wymiocinami. - Radziłbym się jednak odsunąć, robi mi się niedobrze. Zapach rzygów ciężko sprać. Krew tym bardziej. - Cóż, ciężko było powstrzymać to drobne ostrzeżenie cisnące się na usta.
#655765
Nie raz i nie dwa był skąpany w krwi a jego szata jakoś na tym nie ucierpiała, więc o to się nie martwił, bardziej martwiło go to, że długo nie pozbył by się smrodu wymiocin. Tutaj aż jęknął na samą myśl. W tym momencie go puścił i mlasnął. Wymiociny to dla niego za dużo... Tak czy inaczej szaty mu nie odda, rzepa nie jest tego warta. Niech ją bierze i ucieka.
- Te warzywo nie jest tyle warte.. - Cofnął się by potem szybkimi ruchami związać swoje włosy w standardowy wysoki kucyk. Potem przeniósł spojrzenie z powrotem na dzieciaka. Co to miało być, nie mógł się nadziwić. Z dezaprobatą pokręcił głową i wrócił w stronę barierki ponownie się o nią opierając. Rzepny miał wolną drogę i mógł robić co chciał, łącznie z jego drogocenną rzepą. Wyglądało jakby długowłosy stracił zainteresowanie jego osobą. Prawda jednak byłą taka, że zwyczajnie nie miał zamiaru się rozbierać! Co on sobie wyobrażał? Na samą myśl go skręcało.
#DE9539
-Mowa
którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu,
osiada ciasno na dnie serca jak śnieg
podczas bezwietrznej nocy."
- A chuj z tą rzepą. - Potężny zamach posłał obiekt ich sporu w eter. Jeśliby tylko Yashamaru spróbował objąć rozumem wydarzenia ostatnich kilkudziesięciu minut, jego trudy prawdopodobnie spełzłyby na niczym. Próżno było doszukiwać się jakiejkolwiek logiki w poczynaniach niewysokiego chłopaka. - To chcesz ze mną walczyć, czy nie? - Trójkątny podbródek wsparł się na wierzchu dłoni, łeb lekko przechylił na bok. Szare ślepia znów lustrowały go w charakterystyczny dla siebie, nieuprzejmy sposób, jakby młodzieniec zawsze i wszędzie szukał zwady.
#655765
- Nie, nie widzę sensu ani powodu. - Jeśli tego szukał to u Yashamaru tego nie znajdzie. Co jak co, ale miał trochę godności by nie walczyć z dzieciakiem, nawet jeśli by on demonem. Widział jak ten lustruje go nieprzyjemnym wzrokiem, ale miał to gdzieś tak długo jak trzyma od niego dystans. potem jego wzrok ponownie znalazł się na niebie, gdzie księżyc dalej wisiał wysoko dając im oparcie i bezpieczeństwo. Drzewa szumiały a chmury leniwie sunęły po nocnym niebie. - Nie, szukaj wszędzie zwady, nie wyjdzie Ci to na dobre. - Mruknął, chociaż w zasadzie po co miał mu tatusiować? Pomachał głową i westchnął. - Jak Cię zwą rzepne dziecię? - No wypadało znać imię rozmówcy i kogoś kto potencjalnie chciał Ci przetrzepać skórę. Nie będzie też cały czas przecież używał rzepnych synonimów, prawda?- Yashamaru - Sam również się przedstawił, w końcu tego wymagała kultura, nie żeby się przejmował jej niuansami, mniejsza.
#DE9539
-Mowa
którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu,
osiada ciasno na dnie serca jak śnieg
podczas bezwietrznej nocy."
Nie zareagowała w żaden wyraźny sposób, jeszcze przez chwilę świdrując wzrokiem Yashamaru, jakby próbowała przejrzeć go na wskroś. Nie odnajdując w nim potencjalnego rywala, a będąc niejako zaspokojoną rzezią której dokonała początkiem nocy, szybkim ruchem schowała wciąż dzierżony sztylet. Splótłszy ze sobą smukłe palce obu dłoni, oparła je na balustradzie i zaczęła podziwiać fikuśny wzór powstały na ich powierzchni z zakrzepłej posoki, pociemniałej, gdzieniegdzie już wykruszonej. Piękno i makabra tworzyły przyjemny dla oczu obraz.
- Kira. - Rzuciła jakby od niechcenia, nie odrywając zafascynowanego spojrzenia od swoich dłoni. Rozmowę wypadało jednak podtrzymać, także zaproponowała inne ciekawe, jej zdaniem, aktywności. - Polowanie? Rabunek? Może puścimy z dymem jakąś wioskę i będziemy liczyć żywe pochodnie? Chyba mi nie powiesz, że wolisz całą noc stać i gapić się na księżyc? - Aż jęknęła zbolała na tę myśl. - Czy ty się głodzisz? Może pijasz tylko krew? - Kątem stalowego ślepia zerknęła na rozmówcę, najwyraźniej uznając tę tezę za całkiem prawdopodobną. Nic dziwnego, że obawiał się walki! Też by nie walczyła, gdyby była na takiej diecie. - Tę rzepę pewnie też chciałeś zjeść. - Dodała w zamyśleniu, bardziej do siebie niż do niego.
#655765
- Zasadniczo się nie głodzę, nie mam powodu a po drugie jedzenia się nie marnuje, zabijam tyle ile jestem w stanie zjeść, proste. - Wytłumaczył na spokojnie i spojrzał w dół, ani żywej duszy w okolicy, może to i dobrze? - a bawić to się wolę w inny sposób niż grzebać we wnętrznościach. - Dodał z delikatnym ale zadziornym uśmieszkiem. Czy Kira załapie to już jej sprawa, no i na te zabawy raczej jej aparycja średnio pozwalała. - Muszę jednak przyznać, że jest w tobie coś ciekawego i innego. - Przejechał kciukiem po jej bladym policzku pokazując swoje ząbki głownie nieco ostrzejsze kły, ale to chyba już u nich normalne. Ciekaw jej reakcji, domyślał się jedynie, że zapewne się skrzywi i coś zacznie fukać, ale bawiło go to.
#DE9539
-Mowa
którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu,
osiada ciasno na dnie serca jak śnieg
podczas bezwietrznej nocy."
- Jedzenia się nie marnuje, blah blah blah. - Wywróciła oczami, nim skierowała popielate tęczówki na rozmówcę. - Po prostu preferuję dietę opartą na nerkach, sercach i wątrobach, a to wymaga nieco… większej ilości zabitych, żeby zaspokoić głód. - Ton miała równie niewzruszony, jakby rozmawiali o ładnej pogodzie. Jedno i drugie było przecież czymś zupełnie zwyczajnym. - Spróbuj. Gwarantuję, że poczujesz różnicę.
Mimo uszu puściła kolejne słowa mężczyzny, po raz kolejny wdzięczna światu za swój niepozorny wygląd, umożliwiający udawanie nieletniego chłopca. Ba, ależ oczywiście, że niejeden zboczeniec z chęcią dotknąłby młodego dziecięcego ciałka, jednak tego typu degeneratów było zdecydowanie mniej niż napaleńców śliniących się na widok każdej kobiety. Z dwojga złego wolała być chłopczykiem.
Muszę jednak przyznać, że jest w tobie coś ciekawego i innego.
- No nie wiem, na przykład wieczna chęć mordu? A może masz na myśli mój chłopięcy urok? - Zmrużyła oczy, udając poważne zamyślenie. Niby mimochodem odchyliła się do tyłu, zwiększając dzielący ich dystans na tyle, by uniknąć wyciągniętego w jej stronę palca.
#655765
Yashamaru mimo, że lubił tego typu aktywności to nie był napaleńcem co się ślinił na widok kawałka gołego ciała, miał swój honor. Przez chwilę drapał się po nosie w wielkiej konsternacji po jego pytaniu. Zdecydowanie udawał, a może serio się zastanawiał? - Strzelam, że raczej twój paskudny charakterek rzepniaczku. - Wiedział, że mu się to nie spodoba, no musiał mu się jakoś odgryźć. Jego spojrzenie teraz wyglądało na rozbawione, w gruncie rzeczy dobrze się bawił mimo iż nie przepadał za towarzystwem. Odwrócił się w stronę wejścia i zniknął w środku. Tam leżała jego broń, sporej wielkości ootachi. Chwycił je i przerzucił przez ramię by sznurki od tsuby zawiązać na piersi. Długość ostrza nie pozwalało nosić tego miecza inaczej jak tylko na plecach. Poprawił przyciśnięty kucyk po czym zerknął do tyłu czy małe wkurwiające rzepne coś idzie za nim. Jeżeli tak zwyczajnie ruszył w dół schodami całkowicie zapominając o skarbach Kiry, które zapewne znowu narobią rabanu na 102 fajerki. Jego uszy będą krwawić, ale to nic wyjdzie stąd jak człowiek po ludzku schodami i wyjściem.
#DE9539
-Mowa
którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu,
osiada ciasno na dnie serca jak śnieg
podczas bezwietrznej nocy."
- Ej! - Rzuciła za nim, chociaż nie wiedziała, co dokładnie nią kierowało. - Nie za późno na wycieczkę? Chyba, że planujesz spędzić noc w jakiejś jaskini. - Albo znasz tę okolicę na tyle dobrze, aby sprawnie się przemieścić, dopowiedziała w myślach. Ona jednak wciąż wolała zostać tutaj, zaszyć się w pokoju, pozasłaniać okna, przespać cały dzień. Zdążyła odnotować niewielką ilość gości, nikt nie zaprzątałby sobie nią głowy. Późnym wieczorem odświeżywszy się nieco, ruszyłaby w dalszą drogę. Może nawet nie zrobiłaby tutaj nikomu krzywdy.
#655765
W końcu to był Ryokan i pokoi tutaj nie brakowało. Nim się mały rzepniak zorientował jasnooki chwycił go za kołnierz po czym zaczął ciągnąć do jednego z pokoi. Gdy do niego weszli z impetem otworzył wielką szafę, gdzie jeszcze była w środku pościel po czym wepchnął tam Kirę wchodząc za nią do środka.
(Już wiem co myślicie zbereźnicy, ale nie nic z tych rzeczy się nie będzie działo!)
Yashka jak to on usiadł sobie wygodnie zboku kładąc miecz po czym znowu zerknął na młodego demona i o ile w tym czasie mu nie spierdzielił to przyciągnął go za rękaw kimona by się wtulić jak w ciepłą podusię. No cóż dla wielu zrobiłoby się gorąco w takiej sytuacji, ale robił to głownie by wkurzyć ciemnookiego demona nawet za cenę sztyletu w plecach. - Oyasuminasaiii
Przetarł oczy i o ile nie było jeszcze większej reakcji przytulił się mocniej powoli starając zasnąć. Pytanie tylko czy demony w ogóle śpią? Najzwyczajniej trwał w takiej pozycji jak długo mu dawało towarzystwo.
#DE9539
-Mowa
którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu,
osiada ciasno na dnie serca jak śnieg
podczas bezwietrznej nocy."
- To tyle? - Westchnęła ciężko, kiedy wrota szafy się za nimi zamknęły. - Jesteś taki duży, a boisz się spać sam? A może jednak gustujesz w chłopcach? - Jakby nie było, nie zamierzała spędzić z nim nocy - w ten, czy jakikolwiek inny sposób. Jego dotyk napawał ją obrzydzeniem, a obecne położenie było aż nazbyt korzystne. Mogłaby go podziurawić jak sito. On był wysoki, ona maleńka. Nawet największa witryna nie byłaby w stanie umożliwić mu takiej swobody ruchów, by mógł się skutecznie bronić. Rozważyła tę kuszącą opcję więcej niż raz, sprawnym ruchem wydobywając krótkie, ukryte w przymocowanych do przedramion pasach ostrza. Jedno z nich wsparło się na drewnianym dnie mebla, tuż obok pachwiny mężczyzny. Zaraz, zaraz. Może zrobił to celowo, bo lubił ból? Znowu zrobiło jej się niedobrze. Obrzydliwi fetyszyści!
- Mam dziś wyjątkowo dobry humor. - Zaczęła, błyskając przydługimi kłami w parodii uśmiechu. - Jak mnie ładnie przeprosisz za tę zniewagę to może cię nie wykastruję i rozejdziemy się w pokoju. Chyba, że zmieniłeś zdanie co do walki. Przecież odrosną.
***
Nie uzyskując żadnej odpowiedzi, kopniakiem otworzyła drzwi szafy i wycofała się, nadal mierząc w mężczyznę bronią.
/zt
#655765
Wysoko w górach Katsu znalazła kryjówkę, która była zachęcająco oddalona od najbardziej tłocznej cywilizacji, choć przyznać trzeba było, że demonica przywiązywała do tego problemu coraz mniejszą wagę. Zupełnie jakby obojętniała z wolna, tracąc do reszty poczucie rozsądku.
O tej porze roku ryokan był względnie opustoszały, a jego obsługa uprzejmie otworzyła drzwi demonowi, który zażądał pokoju i posiłku. Z początku byli nieco zbici z tropu późną porą odwiedzin, oferując przyjezdnej szlachciance ciepłą zupę. Przejrzeli jednak na oczy w momencie, gdy Katsu pozbawiła głowy jedną z kobiet, chyba tych odpowiedzialnych za wieczorne porządki.
Wtedy zaczęła się istna uczta.
Wieczór był przyjemny, a szmaragdowooki demon dość szybko skąpał we krwi większość gładkiej podłogi głównego korytarza przybytku, do którego zawitał. Najpierw obsługa, sprawnie jedno po drugim pozbawiana zostawała krwi i kończyn. W międzyczasie z pokoi zaczęli wyglądać również nieliczni goście, nieuchronnie skazując się na podobny los.
Było ich niewielu i Katsu była prawie pewna, że nikt jej nie umknął.
Prawie.
Nie wiedzieć czemu przypomniała jej się dawna przyjaciółka, Arumionosi, która z pewnością przeklęłaby ją siarczyście za choćby jeden procent prawdopodobieństwa, że ktoś jednak uciekł z ryokanu, gotów donieść o obecności demona. Ta sama, Arumionosi, która też najprawdopodobniej leżała gdzieś zdechła, być może pozbawiona głowy przez jednego z zabójców, których tak unikała. W przeciwieństwie do Katsu zawsze miała więcej oleju w głowie. Więcej rozsądku.
Los zaiste był przewrotny.
Po dwóch godzinach uczty, Katsu odnalazła się leżąc w jednym z pokoi, ze wzrokiem wbitym leniwie w sufit. Jej czarna suknia rozlała się na sienniku, a dłoń bawiła się włosami drżącej z przerażenia kobiety, której skóra ponaznaczana była przez powierzchowne ugryzienia. Nic groźnego, ponieważ wybrana została na deser, na który czas miał nadejść dopiero niebawem.
- Czym jest wasz żywot, jeżeli nie krótkim pojedynczym oddechem? Co się stanie, gdy skrócę go ledwie o parę sekund w cudownej wieczności? Świat nie dostrzeże różnicy. Świat ma to w dupie.
Jej głos nie brzmiał przekonująco, nie był też głosem wywyższającego się szaleńca. Mówiła, jakby sama przestawała wierzyć w wypowiadane przekonania.
Westchnęła, spoglądając na blade oblicze pokryte łzami, wykrzywione w wyrazie przerażenia połączonego z błaganiem.
Zawsze błagali, nawet jak nie było już choćby cienia nadziei.
- Pora kończyć ten wieczór - zarządziła, czym wywołała krzyk przerażenia swojej słodkiej ofiary, szybko ukrócony przez gwałtowne szarpnięcie za włosy, które wycisnęło kilka dodatkowych łez z oczu.
Zemściła z powodu swojej koleżanki, którą miałem już okazje wcześniej spotkać. Skrzywdziła białowłosą, tylko i wyłącznie dlatego, że była tam wtedy ze mną. Tylko dlatego, że nie dałem rady ich wykończyć wtedy pod bramą ryżowo, zaliczyłem tam trzy porażki. Nie udało mi się w całości odzyskać miecza mistrza, nie pokonałem demonów i nie ocaliłem ludzi, którzy tam zginęli.
Miałem właśnie wracać do Tsurugi, ale moje plany się zmieniły, niezwłocznie ruszyłem na polowanie. Gniew z żalem wzięły góry, wiedziałem, że nie zatrzymam się, dopóki tego nie skończę. Nawet nie zdążyłem się spotkać z Fukuro, tak samo, jak przyciąć dłuższych włosów. Przekazałem przewodnikowi pakunek i liścik, dla zielarza. Jakoś nie było nam po drodze, jeżeli chodziło o spotkania w siedzibie. Skoro demoniczna lisica chciała, abym cierpiał z powodu moich znajomych, tak najpierw ja chciałem zakończyć to, co się zaczęło kilka lat temu, żeby wyrwać ogromną dziurę w jej sercu, bo z tego, co słyszałem Katsu była jej niezwykle bliska, mogła nie wkładać kija w mrowisko, a tak nachodzi wielka fala, która ma zamiar zburzyć jej piaskowy świat.
Musiałem odnaleźć brunetkę i to zamierzałem zrobić w pierwszej kolejności. Zamierzałem dokończyć rozdział, który pozostawała otwarty. Dlatego skupiłem się na zbieraniu informacji o atakach demonów, byłem bardzo zmotywowany, a smutek jedynie dodatkowo wzbierał we mnie, powodując wzrost uczucia bezradności, którego nienawidziłem. To była sprawa prywatna i mocno okraszoną chęcią zemsty, sprawdzałem każdy trop w poszukiwaniu jej śladu, aż w końcu przypadkiem wpadłem na uciekającego podróżnego, który powiedział, że szmaragdowo oka kobieta zjadała w ryokanie przyjezdnych.
Biegłem ile sił w nogach, aby zjawić się na miejscu, nim kobieta postanowi się ulotnić i znowu przepadnie jak kamień w wodę. Gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, że mogła to być po prostu pułapka, ale jeżeli chciały mnie we dwie załatwić, to mogły się zdrowo przeliczyć, ostatnio rok spędziłem na nieustanej walce z jej pobratymcami.
Wszedłem do środka i ujrzałem jak wszędzie leżą szczątki i krew ludzi, urządziła sporą rzeź, a ja nie byłem w stanie pojawić się wcześniej, musiałem dopilnować, aby to był jej ostatni posiłek. Usłyszałem krzyk kobiety, który momentalnie zwrócił moją uwagę, zadziałałem instynktownie i ciało samo ruszyło, wpadłem do niczym pocisk, który chwycił kobietę i uwolnił ją z uścisku demonicy.
- Uciekaj. - Postawiłem ją na ziemi i obróciłem się w kierunku Katsu. Miałem z nią do wyjaśnienia kilka spraw, moje złoty oczy wręcz tliły się od złości, która we mnie buzowała. Niczym płomień, który buchał i tańczył na wietrze. Mimo że słowa i twarzy był raczej chłodne i wyrachowane, dłuższe włosy delikatnie falowały na wietrze przez przeciąg.
albo ją przed sobą stworzę
Ciężko powiedzieć z czego to wynikało. Znudzenie? Nostalgia?
Brak celu.
Morderstwo ambicji.
Sama zdusiła własne w piersi, a przez myśl tylko przelatywało jej, że ostatni raz naprawdę sobą czuła się…
…Na trybunach areny.
Wydawało się, jakby było to całą wieczność temu.
Potem? Potem coś zakrzywiło się w jej odbiciu, niczym w pękniętym lustrze. Być może był to wpływ Minoru. A może po prostu los tak chciał, że była jasno płonącą świecą, której lont pozostawał jednak drastycznie krótki.
Tej nocy w ryokanie pozwoliła po raz kolejny, aby jej umysł odpłynął, nie zwracając większej uwagi na otoczenie. A może słyszała otwieranie drzwi i kroki na przemoczonej krwią podłodze? Może zdecydowała się je zignorować, czekając po prostu aż kolejna ofiara przyjdzie wprost w jej objęcia, bo nade wszystko to właśnie jej pycha utrzymywała ją jeszcze w jakimś stopniu na powierzchni.
Nie spodziewała się, że twarz, która pojawi się za uchylonymi drzwiami, będzie tak znajoma. Dokładnie taka sama, jak ta, która prześladowała ją od jakiegoś czasu.
Kagami Yuichiro wpadł do pomieszczenia, wywołując kolejny krzyk zaskoczenia ze strony kobiety, którą Katsu, niczym to małe niegrzeczne dziecko, po prostu pozwoliła sobie wyrwać z ramion. Nie protestowała, nie próbowała nawet stawić choćby najmniejszego oporu.
Deser zdawał się nie być wart podjęcia i tak z góry przegranej walki.
Dziewczę ledwie widząc na oczy ze strachu, posłuchało się resztkami rozsądku głosu rosłego zabójcy i potykając się wybiegło z pokoju, opuszczając czym prędzej miejsce rzezi.
A Katsu? Cofnęła się nieco pod ścianę, opierając plecami o nią i unosząc podbródek, gdy szmaragdowe spojrzenie starło się z obliczem Yuichiro. Złość zdawała się emanować z jego z pozoru jedynie spokojnej sylwetki. Niczym ogień.
- Kagami - powitała go, przez moment z pewnością sprawiając wrażenie uprzejmej, pięknej szlachcianki, gdyby tylko nie ślady cudzej krwi na jej skórze. O dziwo, mimo guli w gardle, którą przełknęła w następnej chwili, jej głos był spokojny i nie zdradzał strachu. Szmaragdowe tęczówki przesunęły bezwstydnie po sylwetce mężczyzny, który zmienił się wyraźnie od czasu ich pierwszego spotkania. - Niemalże można by powiedzieć, że miło cię widzieć… - zaczęła, pozwalając sobie na drobny uśmiech.
Dostała list od Kitsune. Dobrze wiedziała, co się wydarzyło z Marechi spod ryżowej bramy.
No… a przynajmniej wydawało jej się, że wiedziała. Była bowiem pewna, że Lisica zabiła Hayamiri Suki.
- Niech zgadnę - podjęła, zanim zdążył się odezwać. - Przyszedłeś wyrównać rachunki? - Posłała mu krzywy uśmiech i zrobiła jeden krok w stronę okna, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie zdoła uciec, o ile sam zabójca nie zdecyduje się jej na to pozwolić. A nic w jego postawie bynajmniej nie wskazywało na takie zamiary.
Czy była gotowa błagać o życie? Czy pycha jej na to pozwalała?
- Przyznaj, że jako zabójcy uwielbiacie zemstę, tak samo mocno, jak my. To uczucie, gdy wmawiasz sobie, że wymierzasz sprawiedliwość, choć przecież nie ma to nic z nią wspólnego. Przyznaj, że pierdolenie o waszej dobroci jest bajką, która pozwala ludziom spać spokojnie w nocy. Bo widzisz, muszę cię zmartwić, Yuichiro. Kitsune i ja nie jesteśmy już tak blisko, jak kiedyś.
Choć mówiła, o dziwo, prawdę, nie miała przecież możliwości mu tego udowodnić. Nie miało to jednak znaczenia, skoro mogła wytknąć mu, że cokolwiek teraz nie zrobi, nie będzie miało uzasadnienia innego, niż czysta brutalność.
Była demonem i oczywiście, że nie brała pod uwagę jego chęci odwetu choćby za rzeź, której dokonała tej jednej nocy. Kimże byli ci ludzie, jeżeli nie marnymi pionkami, bez koloru, bez pisanego im przeznaczenia.
- Zmieniłeś się tak bardzo od czasu nocy w jaskini - zauważyła jeszcze tylko, czując silną potrzebę wypowiedzenia tego na głos. Uśmiechnęła się nikle. Toksycznie. - Czy to demony, czy jednak organizacja, w której pracujesz, pozbawili cię tej radosnej iskry człowieka ciekawego świata, a nie tylko machającego mieczem na wszystko to, co nakazane zostało ci zabijać?
- Katsu. - Zrobiłem kolejny krok w jej stronę, nie wiedziałem, czy się bała, czy może wręcz przeciwnie. Jednak widziałem, że jej zachowanie było stonowane i w odwrocie. Gdy pierwszy razem mieliśmy okazje się spotkać, rzuciła się na mnie od razu, więc coś mogło być na rzeczy. Też byłem zadowolony, że to akurat była ona nie ktoś do niej podobny. Chociaż to wcale nie oznaczało, że tęskniłem za nią czy lubiłem jej towarzystwo. Po prostu akurat to jej obliczę, chciałem tu zobaczyć, aby zakończyć naszą wspólną historię, postawić kreskę i zakończyć ten rozdział.
- Przyszedłem zakończyć to, co już dawno powinno się skończyć... - Postawiłem kolejny krok w jej kierunku, byłem zmotywowany. Dłoń spoczęła na rękojeści miecza, który jeszcze nie opuścił sayi. Jeszcze nie teraz, czerpałem satysfakcje z tej chwili, tak jakby chciał się nacieszyć tym wszystkim przez zaślepione od zemsty oczy.
- Jestem Egoistą, nie robię tego dla sprawiedliwości, robię to tylko i wyłącznie dla siebie... Demony nie różnią się od ludzi, możecie być sobie silnie i wieczne, ale jaźnie są bardzo podobne. Te same podstawowe instynkty nami żądzą... A ja nigdy nie powiedziałem, że jestem bohaterem tej opowieści. - Nie robiłem tego dla Suki, robiłem to dla siebie. Robiłem to dla własnego spokoju, aby ukoić buzujące we mnie emocje, które szalały i przysłaniały mi ocenę i zakładały klapki na oczy. W ogóle nie interesowało mnie to, co powiedziała kobieta odnośnie do tego, że nie jest już blisko z Kitsune. Mógłby być nawet pokłócone, ale to nie zmieniało faktu, że to z jej powodu.
- Iskry skąpane w mroku mogą przypominać promienie słońca, ale nigdy nie rozświetlą go. - Zmieniłem się to prawda, ale nie była to tylko i wyłącznie zasługa korpusu czy demonów, to po prostu jest wynik życia w tym świecie, gdzie normalności nie sposób uświadczyć, ten świat był zgniły i prędzej czy później każdego może dopaść ta zgnilizna. - Trzeba było mi pozwolić żyć w nieświadomości. - Rzuciłem do Katsu, która nie była odpowiedzialna za to, że spotkałem tamtej nocy demona, który mnie zaatakował. Nie była to jej wina, to nie jej kamień rzucony w moim stawie wywoła wiele fal, które rozeszły się i wpłynęły na moje przyszłe decyzje. Zrobiłem jeszcze jeden krok i wyciągnąłem miecz, aby szybkimi cięciami przyozdobić jej ciało w kilku miejscach głębszymi ranami. Zanurzenie się w mroku i zemście, wyciszało moje wzburzone emocje, każde Cięcie na jej ciele przynosiło mi delikatnie ulgę i upojenie.
albo ją przed sobą stworzę
- Rozumiem - odparła, jakby faktycznie tak właśnie było, a jej tęczówki znów powróciły na jego oblicze. Rozchyliła lekko wargi, jakby chciała coś jeszcze dodać, jednak zamiast tego pozwoliła mu dokończyć myśl, bo im dłużej go słuchała, tym bardziej docierało do niej, że zaiste miała do czynienia z zupełnie innym człowiekiem, niż ten którego zapamiętała.
Mimo wszystko uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Należy ci się więc sprostowanie, że niczego tak naprawdę nie będziesz w stanie skończyć dzisiejszej nocy. Tu i teraz, masz przed sobą ledwie pustą skorupę, której rozbicie nawet na najdrobniejsze kawałki, nie zakończy niczego. Nie naprawi niczego. Podejrzewam, że nawet nie sprawi, że poczujesz się lepiej. Bo widzisz, gdyby to ode mnie zależało... - Mówiła ze względnym spokojem, przyglądając się jak kurczy się dystans między nimi. Jak Yuichiro chwyta ostrze i szybkim ruchem dobywa go, by zadać cios, przed którym przecież i tak nie była w stanie uciec...
- ...nigdy nie zostałbyś stworzony w takiej formie - zdążyła dokończyć.
Gdy tylko pierwsze cięcie upuściło krwi, szkarłat w odpowiedzi wystrzelił w stronę Yuichiro, tworząc ramiona zakończone ostrymi szponami, które zaczęły chwytać się jego rąk i barków. W kontakcie z samym ostrzem nie miały szans i rozpadały się w pył, jednak na ich miejsce od razu pojawiały się nowe. Kilka z nich zdołało pochwycić Kagamiego, być może zatrzymać go choć na drobną chwilę, aby Nichrin choć na moment przestał ranić boleśnie demona. Krew spływająca na ziemię również przekształciła się w kolejne pary rąk, a te chwyciły zabójcę za nogi, sięgały ku jego plecom, próbując zaczepić palce na materiale jego odzienia z każdej jednej strony, ściągnąć go na kolana, bo przecież nie były w stanie go zranić mocniej, niż powierzchownie. Chciały go po prostu powstrzymać zachowując się jak te wciągające ruchome piaski i starając się kupić swojemu stwórcy jeszcze kilka cennych sekund życia, bo choć stało się ono tak trudne do zniesienia, Katsu nie była w stanie powstrzymać się przed łapaniem się go ostatkiem sił.
Skorzystała z tego ułamka sekundy chwytając Kagamiego mocno za ramiona i w całkowicie paradoksalnym odruchu przyciągając go do siebie, tak żeby ukrócić mu przestrzeń do machania tym cholernym mieczem.
- Zawsze byłam pewna, że to mój przeklęty brat znajdzie sposób na to, żeby zabić ostatniego członka rodziny Kama. - Skrzywiła się, wbijając pazury głęboko w ciało zabójcy, tak żeby nie był w stanie jej od siebie odepchnąć. Przywarła do niego blisko, a dziesiątki ramion wyrastających z jej krwi tylko jej w tym pomagało. Słowa wypowiadała tuż przy jego twarzy, szczerze rozbawiona, bo cóż innego mogła zrobić u samego kresu, jeżeli nie poddać się własnej tendencji do szaleństwa. - Jakaż by to była ironia! Hayato w roli największej zguby swojego godnego pożałowania, zdeprawowanego klanu. Zabicie mnie będzie nie lada przysługą, Yuichiro, bo być może ocalisz w ten sposób ten ostatni pozostały mu ułamek duszy…
Czy mogę współczuć Katsu w jej losie? Pewni tak, ale nie w tych okolicznościach, nie w tej sytuacji, gdy moje oczy zalewały się krwią. Byłem skupiony tylko na zemście, chciałem jej cierpienia, chciałem ulżyć swoim problemom, które starałem się zamieść pod dywan, aby nikt nie widział, z czym borykam się na codziennie, jaki ciężar nosze, mimo że milczę, gdzie z nikim nie mogłem się podzielić swoim problemami, czy przemyśleniami, bo widzieliby we mnie słabego zabójcę, który dotarł do granicy swoich możliwości i już nie będzie w stanie dalej wykonywać swoje pracy.
Ciężko było przewidzieć czy będzie, tak jak ona mówi, że jej zabicie, niczego nie zmieni, że nie poczuje się lepiej. Mogła mówić prawdę, ale w tym momencie to się kompletnie nie liczyło, nie myślałem na tyle racjonalnie, aby się tym przejmować, chciałem poczuć ból i chciałem go zadawać. Odciąć świadomość i skupić się na prostej czynności, która była wręcz instynktowna i wyuczona przez długie lata, mianowicie walką.
Mimo zrezygnowanej postawy jej naturalne odruchy wzięły górę i zaczęła się bronic przed moim atakami w postaci, wypuszczała raz za razem kolejne krwawe macki, które miały mnie powstrzymać, ale nie szło to i tak sprawnie jakby mogło, jej obrona spowolniła moje ruchy, ale nie wystarczająco. Nie zwracałem uwagi na drobne rany, które pojawiły się moim ciele, nie robiłem zbyt duży uników, żeby skupić się w pełni na zadawaniu jej bólu i ran.
Byłem w lekkim amoku, a najgorsze to, że moja próbowała znaleźć upust na Katsu i Kitsune, gdy tak naprawdę od początku to była tylko i wyłącznie moja wina, ja byłem za to odpowiedzialny i to na mnie spadło całe to brzemię.
Przez moment miałem nawet wrażenie jakby wyszedł z własnego ciała i stanąłem obok, próbowałem przemówić do siebie, ale moje słowa kompletnie nie docierały. Im więcej krwi upuściłem z demonicy, tym więcej pojawiało się rąk, które mnie spowalniały, czułem, jakbym zaczynał pływać w bagnie, moje ruchy były coraz wolniejsze, aż w końcu Katsu rzuciła się desperacko na mnie, a ja wzniosłem miecz, aby zatopić go w jej podbrzuszu, ale nie zdążyłem. Ona wraz ze swoim przywołanymi dodatkowymi kończynami, zatrzymała mnie, a ja się miotałem i próbowałem wyswobodzić, nie mogłem w tym momencie sięgnąć jej mieczem. Gdy padły pewne słowa poczułem się, jakby ktoś mnie obudził, przez wylanie zimnego wiadra wody. Zapomniałem o tym, że Kama Hayato był jej bratem, że nie zdążyłem dostarczyć mu listy od niej, a tak spoczął on na jego grobie.
- Twój brat nie żyję... zginął przed naszym spotkanie pod Bramą ryżową. - Nie był to zbyt dobry temat do rozmowy, ale za nim jej żywot zostanie ukrócony, to musiał się o tym dowiedzieć.
- Nie poznałem go, mimo że słyszałem o nim kilka razy, nie cieszył się zbyt dobrą opinią, ale jego odejście na pewno zasmuciło kilka osób, jak i niektóre zraniło... Wygląda na to, że taka już moja rola, tego chce ode mnie wszechświat... Może w innym świecie, w innym czasie. Może wtedy mógłbym i Tobie pomóc. Ocalić przed losem, który wyrwał z Ciebie kawałek po kawałku wszystko. - Odpowiedziałem jej i uspokoiłem się nieco, nie dało się uratować wszystkich. Nie dało się nawet uratować wybranych czy tym którym się współczuło. Widziałem, jaka jest zielonooka, jaka była jej prawdziwa strona, jak wypowiadane słowa, mimo że w złości i żalu, dalej ja bolały. Nigdy nie chciała zostać tym, kim była teraz, to po prostu brak bliskich i ludzi, którzy mogliby się nią zająć. Pokazać, jaki jest świat i ile można czerpać szczęścia.
albo ją przed sobą stworzę
Nie możesz odpowiadać w tematach