Widząc ogień płonący w jego spojrzeniu, który spalił wszelkie zasady, wszelkie wyższe cele, pozostawiając jedynie zgliszcza prostych, przyziemnych powinności. Nie było sensu szukać litości pod popiołem. Próżno było oczekiwać emocji, w powietrzu zasnutym ciężkim pyłem.
A jednak, mimo tej świadomości, Katsu skrzywiła się słysząc ostatnie słowa Yuichiro, przełykając z trudem lepką, gorzką gulę, która urosła w jej gardle.
A więc tak to się miało skończyć? Wyrok na jej życie został w tak banalny sposób postawiony z uwagi na nic nieznaczącą zabójczynię. Nie był nawet spowodowany jej własnymi czynami, zemstą na jej osobie. Miała zginąć za cudze przewinienia, jako pieprzony przykład.
Tak naprawdę nie była nawet celem. Była jedynie drogą do celu.
Cóż za okrutna ironia.
Ostrze paliło niemiłosiernie, bezlitośnie przypominając jej to uczucie, gdy zabójca przy jego pomocy, ponad rok temu pozbawił ją nóg. To uczucie, gdy tkanka przyżegana była przez przeklętą stal, parząc, jątrząc, piekąc - odczuwając każdy jeden możliwy rodzaj bólu. Rozrywając gardło w krzyku, który wyrwał się pełen mieszaniny złości i bezsilności.
Walczyła, choć tak ciężko było jej z nim walczyć, gdy każdy skrawek jej świadomości doskonale zdawał sobie sprawę z druzgocącej przewagi, jaką nad nią miał.
Twój brat nie żyje
Katsu zamarła, wczepiona w jego ramiona pazurami, blokująca własnym ciałem możliwość zamachnięcia się ostrzem, wbijając po prostu pełne niedowierzania spojrzenie szmaragdowych tęczówek w to płynne złoto, świecące lekko tuż przed nią.
Mówił i choć słowa do niej docierały, gubiły gdzieś po drodze swój sens.
Twój brat nie żyje…
Czy zabolała ją ta informacja?
… a jeśli tak? Cóż mogło to oznaczać?
Kama Hayato przecież nie mógł być dla niej nikim ważnym. Nigdy go nie widziała na oczy, a przynajmniej nie w tym życiu. Był cieniem w jej wymarłej rodzinie. Sylwetką stojącą nad nagrobkiem z napisem Kama z krwią na rękach.
A jednak czyż nie stanowił pewnego stałego elementu? Pewnej niedokończonej sprawy, niezaspokojonej zemsty?
Był tą zagadką, której nigdy nie chciała rozwiązać. Wyobrażeniem na dnie umysłu, które stanowiło fundament dla pewnego wyuczonego rodzaju nienawiści.
Wymówką.
Przyczyną.
Motywacją?
A być może był po prostu jedynym łącznikiem, między nią, a Yenhatsu - tą samą, która zatraciła się w szaleństwie i chaosie, jeszcze jako człowiek.
Tą, w której zakiełkowało zło.
Może wtedy mógłbym i Tobie pomóc. Ocalić przed losem, który wyrwał z Ciebie kawałek po kawałku wszystko.
Roześmiała się.
- Nie, Yuichiro - odpowiedziała głosem suchym z ponurego rozbawienia. - To zepsucie rozpoczęło się na długo przed moją ludzką śmiercią. Nie zmieniłbyś nic.
Coś w jej umyśle pękło, a ona wyszarpnęła pazury z ramienia zabójcy i zamachnęła się przez jego twarz, pozostawiając na przystojnym obliczu głębokie ślady od pazurów. Zaraz potem spróbowała pochwycić go za gardło, zacisnąć palce na krtani, próbując zmiażdżyć jej chrząstki w afekcie, którego sama nie rozumiała. Bo czy była to obrona? Atak? Czy może ostateczny i pełen rezygnacji zew? Chęć zepsucia jeszcze jednej, choćby najbardziej drobnej, najbardziej błahej rzeczy, zanim nie odejdzie z tego świata.
Kim była?
Wspomnieniem.
I tym miała już pozostać.
Niczym więcej.
Niczym mniej.
Rozwścieczona i gotowa zabić, bo postanowiłem jej współczuć, spróbowałem uciec przed nadlatującym atakiem, przechyliłem się w bok i przeniosłem środek ciężkości na jedną nogę. Jej ostre niczym brzytwa pazury, nie dotarły do mojej twarzy, a jedynie zawadziły o kark, gdzie szpony znalazły się w niekorzystnym położeniu i po prostu zrykoszetowały od twardych mięśni pozostawiać po sobie jedynie płytką ranę, której krew sączyła się strużką w dół klatki piersiowej.
Na tym wcale nie zamierzała poprzestać, bo gdy tylko jej atak nie przyniósł zbyt porządnego efektu, przeszłą do kolejnego zamierzała zaatakować moje gardło, gdy zobaczyła, jak krew płynie z mojego karku, ale tym razem nie nie zostawiłem jej miejsca do manewru. Oswobodzoną wcześniej ręką załapałem za jej dłoń i mocną ścisnąłem, zatrzymując ją kilka centymetrów przed celem.
- Skąd wiesz, skoro nawet nie spróbowałem... Skąd możesz być taka pewna, skore Twoje Ciało twierdzi co innego? - Wypowiadałem się głośno, mój głos rozbrzmiewał po sali. Jak Katsu mogła być pewna czegoś takiego, czy była na tyle ignorantką, czy może po prostu nie potrafiła się pogodzić z tym, że los był dla niej wyjątkowo niesprawiedliwy. Złapałem inaczej miecz i przy pomocy rękojeści mocno uderzyłem w mostek Katsu, tym samym ją odrzucając na kilka metrów w tył. Cios nie miał jej pokonać czy dotkliwe zranić, a jedynie wytworzyć przestrzeń między nami.
Dalej miałem na sobie dużo jej krwistych macek, które próbowały mnie spętać. Dlatego postanowiłem pozbyć się ich kilka szybkich ruchów ostrzem wokół własnego ciała i byłem z powrotem wolny i nieskrępowany. Początkowy gniew i złość, jakby ze mnie uszła. Dalej byłem zdeterminowany w swoim postanowienie, ale nie szukałem już w nim ukojenia czy wyciszenia. Nie chciałem już tego przedłużać i żywić się jej bólem, jej zachowanie otworzyło mi oczy i uświadomiło, że nigdy nie chciałem być zaślepiony gniewem, w drodze ku destrukcji samego siebie.
- Gdybyś była pewnego tego wszystkiego, to nie znajdowałabyś się w otchłani szaleństwa... Dołączysz do swojego brata. - Zmierzałem w jej stronę powolnym korkiem, dając jej ostatnie chwile do zastanowienia się nad tym, co przeżyła, czy było to dobre życie. Czy żałowała czegoś, może chciała jakoś zadośćuczynić? Jednak nie zamierzałem tym razem dać się powstrzymać, dlatego skupiłem się bardziej, jeżeli znowu postanowiła mnie powstrzymać jak poprzednio.
albo ją przed sobą stworzę
Bo jeżeli Yuichiro chciał przynieść jej otuchy, nie doceniła tego choćby w najmniejszym stopniu. Nie do wdzięczności przecież została stworzona. Nie rozsądek pielęgnowała podczas dotychczasowego żywota, zdecydowanie zbyt krótkiego, jak na stworzenie o nieśmiertelnych zdolnościach.
Choć nie udało jej się rozharatać jego irytująco przystojnego oblicza, poczuła jak pazury przebijają się przez skórę na karku, jak mięśnie pod spodem stawiają im opór, nie pozwalając uszkodzić jej niczego, co byłoby zbyt drogocenne. Krew, którą upuściła sprawiła, że Katsu zawarczała niebezpiecznie. Niczym zwierzę, zachęcone zapachem żelaza, wystrzeliła dłonią do gardła zabójcy, on jednak po raz kolejny powstrzymał jej zamiar.
Skąd możesz wiedzieć…?
Mięśnie napierające do tej pory na jego rękę, próbujące bezskutecznie przełamać zbyt silny opór, rozluźniły się, a ona jedynie zdążyła unieść na niego swoje zrezygnowane szmaragdowe spojrzenie, zanim nie odepchnął jej od siebie twardą rękojeścią, która odebrała jej większą część oddechu .
Uderzyła plecami o ścianę, a nogi ugięły się pod nią nieznacznie. Przez moment widziała jakby przez mgłę, jak Kagami pozbywa się z siebie większości jej tworów. Mogła stworzyć ich więcej, a jednak tego nie zrobiła. Rany na jej ciele sączyły się z wolna, jakby również pełna regeneracja stała się teraz dużo cięższa, choć przecież po zjedzeniu całej obsługi ryokanu, powinna mieć w sobie wystarczająco sił na to.
- Nic nie rozumiesz… - powiedziała jedynie, opierając potylicę o ścianę i przyglądając się, jak wyswobodzony zmierza w jej kierunku.
Atakowanie go było jak walenie pieśnią w ścianę i Katsu boleśnie zdawała sobie z tego sprawę. Chciała krzyczeć, gryźć, drapać i kopać, chciała wypluć w jego stronę ostatki swoich demonicznych możliwości, bo któż zgodziłby się na to, aby odejść bez walki? A jednak, jednocześnie wiedziała, że odbiłoby się to od jego szerokiej piersi, jakby była okuta w jakieś pieprzone wyższe cele.
Był dla niej za silny i próba walki pozostawała niczym więcej, jak okłamywaniem samej siebie.
- Być może w przyszłym życiu przekonamy się, czy byłbyś w stanie ocalić Yenhatsu przed samą sobą - odparła wypuszczając powoli powietrze z płuc.
Dołączysz do swojego brata…
Z przyjemnością… A jednak…
Zamknęła oczy, sięgając wolą do własnych zasobów siły, która być może była zbyt mała, aby pokonać zabójcę, lecz wciąż gotowała się w jej piersi, prosząc się o upust. Bo być może była to przegrana walka, Katsu jednak wciąż nie miała zamiaru sprzedać własnej skóry tanim kosztem. Ignorując więc rany na własnym ciele, sięgnęła po więcej krwi.
Dał jej wystarczająco dużo czasu, aby faktycznie mogła zastanowić się nad własnym życiem. Zbyt dużo, bo każda kolejna cisnąca się do jej głowy myśl, była tylko coraz bardziej bolesna, odrzucając ją z siłą równą temu, jak zrobił to chwilę wcześniej miecz nichrin.
Zmarnowane okazje, puste ambicje, niewykorzystany czas w przeszłość i tak wiele tego z nieśmiertelnej przyszłości, który miał nigdy nie nadejść.
Szedł powoli, mógł więc zobaczyć, jak w pewnym momencie krew skupia się szybko w plamie między nimi. Jak wyrasta z niej postać daleka ludzkiej - łuski, rogi, ogon i to świecące, złote spojrzenie. Identyczne, jak jego własne, niczym z lustrzanego odbicia… Z tą różnicą, że stworzenie, które wyrosło między Yuichiro, a Katsu w ostatecznym rozrachunku dużo bardziej podobne było do smoka, niż do człowieka. Z paszczą przyozdobioną długimi zębami i ciałem okutym w zbroję z łusek, zasyczało niebezpiecznie, spojrzało z góry na zabójcę, po czym rzuciło się wprost na niego.
Tam, gdzie było światło, zawsze musiał znaleźć się też cień, jak dwie strony monety. Przyszedłem tutaj wyrównać rachunki, chociaż nasze spotkanie i tak musiało prędzej czy później się odbyć. Musieliśmy zakończyć to, co się zaczęło kilka lat temu, chociaż gdyby nie napotkana liścia na jej drodze, może nigdy nie zostały obiektem moje płonącej zemsty. Może nie byłbym przepełniony taką złością i nienawiścią, która udało mi się z siebie wyrzucić, gdy raniliśmy siebie nawzajem, gdy zadawałem i odczuwałem. Potrzebowałem właśnie takiego zajęcia, w którym mógłbym się zatracić bez końca, aż w końcu pojawiły się kubeł zimnej wody.
Milczałem, gdy szedłem w jej stronę, skupiony wyłącznie na jednym celu, w niemym krzyku buchających uczuć. Umysł teraz widział wszystko klarowanie, mimo że ciało było rozgrzane do granic możliwości, a serce pompowało krew jak wściekłe. Może po prostu chciałem dać jej szanse na odkupienie, na ostatnie zebranie siły i ukorzenie się, aby mogła poczuć żal i oczyścić się nim skończy się jej żywot. Szykowała się do ostatniego podrygu, a z jej krwi powstał stwór, który żywcem pochodził ze starych zapisków i boskich panteonów.
Skoro to miał być ostatni popis naszych umiejętności, to zdecydowałem się również wyciągnąć najwyższą kartę z rękawa, zatrzymałem się, wzniosłem miecz wysoko, ramiona trzymałem blisko siebie mocno spięte, nachyliłem się delikatnie, zgiąłem nogi w kolanach. Wziąłem głęboki oddech i z charakterystycznym świstem wystrzeliłem w stronę smokowa tego przeciwnika.
Jednym płynny uderzeniem znad głowy, przeciąłem go na pół i znalazłem się naprzeciwko Katsu. Nasze spojrzenia się spotkały i wtedy gdy jej szmaragdowe tęczówki zagłębiły się w moim złotym spojrzeniu. Szybkim zrywnym ruchem oddzieliłem jej głowę od karku nuż nad naszyjnikiem, który miała na szyi. Jakby wszystkie negatywne emocje targające w moim sercu zamilkły, nie zrobiłem tego, mając serce przepełnione nienawiścią. Strzepałem resztkę krwi z ostrza zamaszystym ruchem i schowałem tachi do sayi. Sięgnąłem delikatnie po jej głowę i spojrzałem na ulatujące z niej życie.
- Nic co byłoby nam pisanie, nie mogło się udać w tym świecie... Ale zaczekaj na mnie w tym drugim. - Sięgnąłem zakrwawionym kciukiem do niej warg, mogła jeszcze ten ostatni raz poczuć smak krwi, nim życie uleci z niej na dobre. Była to obietnica, która nigdy mogła nie dojść do skutku, nigdy też niczego sobie nie obiecywaliśmy i nie byliśmy w sobie zakochani, ale jeżeli miałby ponownie spróbować ją obronić, przed samą sobą to musiała na mnie poczekać. Po wszystkim zabrałem jej naszyjniki, a to, co zostało, zakopałem pod ziemią.
Z/T
albo ją przed sobą stworzę
Tym właśnie była moc Katsu w porównaniu z mężczyzną, którego miała przed sobą - iluzją.
Sapnęła, gdy na powrót stanęła z nim twarzą w twarz. Gdy złote spojrzenie, które na niej spoczęło wyrażało jedynie spokój i skupienie, jakby Kagami wyzbył się wszelkiej złości, wszelkiej obsesji, o którą mogła go kiedykolwiek posądzać, wytracając jej ostatnią broń z dłoni.
Kobiece plecy oparte były o ścianę, a dwie szmaragdowe iskry, będące nieodłącznym elementem jej eleganckiego oblicza - przygasły. Wypuściła powietrze, a odsłonięte blade ramiona opadły lekko.
Poddała się?
Nie spojrzała na ostrze, które uniósł, zamiast tego wpatrzona w dwa złote punkty przed sobą. Znajoma, bardzo przyjemna barwa tęczówek zabłysła w jej świadomości tym jednym wspomnieniem, które trąciło nią w nagłym przypływie zrozumienia.
Drobny niespodziewany tryumf przenikliwego umysłu, gdy naturalnie ciepłe złoto, schłodził nieco mrok nocy, sprawiając że połączyła dwie odległe od siebie kropki w jeden spójny scenariusz.
A więc udało Ci się, Yuta?
Szkoda, że nie mogła go o to spytać... Szkoda że nie mogła wykorzystać tej wiedzy. Byłby to bardzo istotny fakt, który jednak w obliczu ostrza wycelowanego w jej stronę, nie mógł mieć najmniejszego znaczenia.
Nie mógł...
A jednak zdążyła poczuć żal, że nie zdoła już zrobić nic więcej.
Zamrugała, a spod powiek spłynęła pojedyncza łza.
Ostrze zabłysło. Przecięło tkankę płynnie, w sposób uniemożliwiający w pełni świadome odczucie bólu.
Spróbowała nabrać powietrza, nic się jednak nie wydarzyło, a świat zawirował przed jej oczami, na moment niknąc w półmroku.
Nic co było nam pisane, nie mogło się udać w tym świecie...
Ale zaczekaj na mnie w tym drugim..
Zaszlochała czując, jak dociera do niej sens tych słów, jak zabójca przesuwa palcem po jej wargach, jak krew miesza się ze słonymi łzami, których nie była w stanie powstrzymać.
Odszukała go wzrokiem.
- K-Kitsune... - Poprosiła cicho, wbijając w Yuichiro spojrzenie szmaragdowych tęczówek, które z wolna zaczęło tracić możliwość widzenia. Jego sylwetka widziana z tej dziwnej perspektywy rozmazywała się przed jej oczami.
O co prosiła? O łaskę dla Lisicy? Czy może o szybką śmierć, jeżeli miała nadejść z jego rąk?
Na to pytanie musiał dopowiedzieć sobie sam, bo Katsu jedynie rozchyliła usta, a jej spojrzenie stężało pod wpływem strachu, który w tej ostatniej sekundzie zawładną wściekłą zielenią. Po bladych policzkach spływały łzy, gdy demon zamrugał, próbując pozbyć się ciemności napływającej zewsząd.
Chciała coś powiedzieć, słowa jednak nie przyjmowały już żadnej formy.
Nicość z wolna pochłonęła jej świadomość, aby w końcu móc pochłonąć również całe jej ciało, które rozpadło się w pył, pozostawiając Yuichiro samego w opustoszałym ryokanie.
ZT
Nie możesz odpowiadać w tematach