- Tak dostałem awans, ale dalej uważam, że był to błąd. Nie brakuje mi pewności siebie, czy umiejętności walki, ale nie czuje się kompetentny wydawać rozkazy innym.... Moja grupa nawet nie najgorzej sobie radziła, ale niestety dwa duże minusy jak dla mnie przyćmią wszystko, co udało nam się osiągnąć. Śmierć informatora i zabójcy, który go bronił, a druga sprawa to utrata oka członka mojego zespołu. - Z zaciśniętej pięści, wysunąłem jeden i następnie drugi palec przy odliczaniu. Jak na moje te dwie porażki niweczyły zajęcie przez nas dzielnicy i tym samym były dowodem, że nie nadaje się na dowódcę.
Moje wątpliwości zostały trochę rozwiane, ale, że Hayase miał jakieś ukryte randki z innymi kobietami? W sumie cicha woda brzegi rwie, ale po co skoro miał Yenne? Nie podobała mu się, czy może nie wiedział, jak ją nakłonić do tego? Może to królowa lodu, nie chciała z nim współżyć? Jestem zbyt nieobeznany w ich relacji, żeby móc śmiało stwierdzić czemu był taki obrót sprawy, a nie inny. Chociaż te wszystkie problemy między nimi wynikały tylko i wyłącznie przez to, że ani jedno, ani drugie nie było szczere ze sobą. Białowłosa nie zamierzała nikogo oszczędzać i musiała nawet mi wbić małą szpilkę. Za kogo ona mnie uważała, żeby wyciągać takie wnioski.
- Cóż, faktycznie jest to nieodpowiednie... - Odpowiedziałem jej krótko. Głupi ponury baranie, nawet nie umiesz być na tyle subtelny, żeby twoja żona się o tym nie dowiedziała. Nie pochwalałem takiego zachowania, a tym bardziej nie rozumiałem, po co jeść na mieście jakąś breje dla wszystkich, gdy w domu masz coś dobrego i tylko dla siebie.
- Hiryu? Czyli Yona? - Zapytałem, aby rozwiać wątpliwości. Czy ja miałem jakiegoś pecha? Gdzie nie pójdę, to muszę o niej usłyszeć, a od Azuchi nie bardzo chcę sobie przypominać jej zachowanie.
- Nie przejmowałbym się tym zbytnio z tego co wiem, to Hiryu Yona ma wyjść za Tachibana Shotaro. Przynajmniej tak ich rody postanowiły, więc oni jako pionki i tak nie mają wiele do gadania. - Odpowiedziałem neutralnie, mimo że na ustach miałem niesmak, gdy wspomniałem o tej dwójce. Rody i ich polityczne zagrywki, jak ja się cieszę, że byłem wolny od tych wszystkich matactw i przekrętów.
- Tak jeszcze zanim usunąłem się z politycznego świata, nauczyłem się wielu rzeczy o pewnych rodach.... Nie wiem, jaki on miał w tym cel, ale powinien trzymać się od niej z dala.... Hiryuu Yona przehandluje kilkuletnią przyjaźń za nowo poznaną osobę, gdy ta tylko puści jej oczko i powie coś miłego. Nic tylko współczuć jej przyszłemu małżonkowi.... - Wzruszyłem ramionami na znak zobojętnienia w tej sprawie. To już będzie problem Shotaro jak tylko ich rodowe interesy dobiegną końca. Ze swojej skromnej strony, miałem tylko nadzieje, że spotkania z nią będą rzadkością.
- Nie jestem jego dyplomatom, żeby go tłumaczyć z postępków. Może często go wspieram, albo jestem neutralny w pewnych waszych kwestiach. Dobrze wiesz, że ciężko mu przemówić do rozsądku i nawet mnie nie słucha gdy chce dla niego dobrze. Ale to nie oznacza, że pochwalam jego zachowania za każdym razem. Nie wiem, co było powodem i jakie targały nim emocje, ale zmienił się od czasu gdy się poznaliśmy albo zawsze taki był, ale życie wtedy było prostsze..... Zobaczę, co mi powie, jak już zdecyduje stawić mi czoła. - Miałem mieszane uczucia względem tego wszystkiego, ale jego spotkanie z Yoną również mi nie leżało. Można nawet powiedzieć, że czułem się przez niego wystawiony. Nie miał nawet chwili, żeby wspólnie wyjść na sake albo nawet pogadać. Nie byłem dziedzicem i nie miałem żadnych wartości politycznych jako udawany nieboszczyk, czy to dlatego Hayase nie widział korzyści w spotkaniach ze mną? Nie dałem tego po sobie poznać, ale w jakiś sposób na pewno mnie to ubodło i podburzyło fundament naszej przyjaźni. - Zgadzam się, tylko słabi szukają wymówek na swoje czyny u innych. Po prostu skupmy się na zadaniu i spróbujmy pomóc tym ludziom. Jego kwestia nie jest nam ty w ogóle potrzebna. - Zgodziłem się z nią, rozmowa o jej mężu na pewno nam nie pomoże w niczym, jedynie bardziej zajmie głowę i utrudni szukanie wskazówek. Zacząłem uważnie się rozglądać w poszukiwaniu poszlak i śladów, które mogłyby wskazywać na obecność demona albo jakiś trop mogący zaprowadzić nas do niego.
albo ją przed sobą stworzę
— Po twoim głosie słyszę, że ty również uważasz, że spartaczyli sprawę po całości — odpowiedziała retorycznie. Przyglądała się swojemu wierzchowcowi.
Yenna nie zagłębiała się w szczegóły grupy Yuiricho, więc wieść o rannym koledze lekko ją zaskoczyła. Zauważyć to można było po mięśniu na jej twarz, który drgnął nerwowo, a wzrok z zainteresowaniem podążył na rudzielca.
— A kim przyszło ci dowodzić? — A raczej pytanie powinno brzmieć, kto stracił oko, ale nie chciała wyjść na nieczułą. W końcu w oczach Yui'ego była wystarczająco zimna i odpychająca.
Temat Hayase nie umarł szybko, jak mogła oczekiwać. Yui pomimo sporych chęci i nieukrywanego taktu, nie potrafił nie brzmieć, jak adwokat jej męża.
Westchnęła ciężko, gdyż rudzielec posiadał wiele zalet brakujących Hayase, aż było dziwne, że nikt z jego klanu nie raczył zaaranżować małżeństwa. Jako dyplomata, widziała w nim materiał na dobrą kartę przetargową podczas negocjacji.
— Nie przejmuje. Nie jest ona dla mnie żadnym zagrożeniem, ale nie lubię, jak rozwydrzone dziewuchy nie znają swego miejsca — odparła zniesmaczona. Trudno było mieć o kimś dobre zdanie, skoro czyny pozostawiały po sobie niesmak.
— Aż tak ją dobrze znasz? — Ukradkiem zerknęła na niebo.
Powoli zapadał zmierzch.
— Niewiele mam informacji o jej przyszłym mężu. Mój klan nigdy z nimi nie prowadził interesów, więc poza nazwiskiem nie wiem z czego słyną i kim jest Shotaro — Przyznała. Nie zaprzątała sobie głowy każdym mimo wrodzonego perfekcjonizmu.
— Tak. Hayase się zmienił. Nigdy nie byliśmy ze sobą blisko, jednak w ostatnim czasie całkowicie mam wrażenie, że zmierzamy w dwóch różnych kierunkach — Wbiła wzrok w ziemię przed sobą. Nie lubiła rozmawiać o swoich uczuciach i problemach, nie była tak emocjonalna, jak większość kobiet. Wychowana w surowych warunkach zbudowała wokół siebie solidny mur, przez który nikt nie potrafił się przebić — w końcu stała się niedostępna i odległa dla świata.
— To zabawne, że ty dowiesz się więcej — Uśmiechnęła się ponuro. Odległość między nimi uwypuklała się w takich sytuacjach, rozmowach. Być może, dlatego podjęła decyzję o rozstaniu.
— Tak zostawmy tego gbura — Potaknęła głową.
Stanęła przed świątynią i rozejrzała się po okolicy. Ulica wyglądała całkowicie normalnie, nudno. Zostawiła lejce z Kokuyo, wiedząc, że ten nigdzie nie odejdzie, a sama rozejrzała się po budynkach.
Wzrokiem przesuwając po ścianach, dostrzegła nad drzwiami jednego z domostw niewielki znak. Zmarszczyła brwi, zbliżając się w tym kierunku. W ścianie wyżłobiony był dziwny symbol. Nie przypominał japońskiego pisma.
— Yui. Patrz — Palcami przesunęła po wgłębieniach, zwracając jego uwagę na znak. — Ciekawe co znaczy
- Kanuchi Hanshin , Ne mistrz miecza, Hio Setsuka, zabójczyni z oddechem wody no i Hiryuu Yona. Nie odbieram im doświadczenia, ale momentami miałem wrażenie, że nie do końca rozumieli moje polecenia. Dlatego nie mogę tego debiutu uznać za sukces, chociaż wszyscy w większym stopniu wrócili cało. Oczywiście nie obeszło się bez kłótni na końcu z pewną osobą. - Westchnąłem ciężko, gdzieś w głowie dalej krążyły słowa Yony, która zarzuciła mi, że potrafię tylko uciekać. Wiedziałem, do czego piła, ale był to cios poniżej pasa, żeby wypominać mi odejście z rodu jako trup, przyjaciel na pewno by tego nie zrobił.
- Też tak mi się wydaje... - Odpowiedziałem krótko i zmierzyłem ponownie delikatnie Yenne wzrokiem, dalej nie bardzo rozumiałem czemu Hayase miałby woleć Yone od niej. No ale to już nie moja kwestia, jego gust jego sprawa i to będzie jego problem w przyszłości, a nie mój.
- Można powiedzieć, że od podszewki. W większym mniejszym stopniu nasze drogi się przeplatały, ale dopiero na naszej misji w Azuchi przejrzałem na oczy albo to ona zdjęła maskę. Więcej jej nie zaufam, zwłaszcza że wtyka nos w nie swoje sprawy, no i z jej przyszłym mężem się nie dogaduje... Jakoś ciężko mi o męskich kolegów. - Odparłem krótko, to na pewno nie będzie małżeństwo, które będę chciał często widywać.
- Sam też niewiele o nim wiem, spotkałem go dwa razy i można powiedzieć, że jego niechęć do mnie kipi. Jest zabójcą z oddechem pioruna... Dziwny koleś udaje grzecznego samuraja, ale coś mi mówi, że w środku dawno coś zgniło. Zwłaszcza że wodził jedną zabójczynię wiatru. - Można powiedzieć, że to chyba jedna z dłuższych rozmów, jakie odbyliśmy, a ona jeszcze nie postanowiła wyjść w ciszy. Czyżby miało nastąpić delikatne ocieplenie klimatu, między nami? Chociaż z drugiej strony to zawsze Hayase był powodem angielskiego wyjścia. Nie odpowiedziałem więcej już na temat jej męża i mojego przyjaciela, bo i tak nie wnosiło to niczego przydatnego, ale jednak wydawało mi się, że z nim mogę pogadać o wszystkim i on również może liczyć na to samo, ale od dłuższego czasu jak widać, coś się zmieniło. Gdy rozglądałem się po okolicy, nic nie rzuciło mi się w oczy, nawet najmniejszy skrawek czy strzępek. Tak jakby ktoś tu wszystko wysprzątał albo szukałem w bardzo złym miejscu. W końcu na szczęście para innych złotych oczu dostrzegła coś, z czym mogliśmy zacząć pracować.
- Hmmmm? Z czymś mi się to kojarzy, tylko z czym? - Przyłożyłem dłoń do ust i zacząłem się głęboko zastanawiać, gdzie i kiedy mogłem widzieć coś podobnego. Pewnie teraz sobie nie przypomnę, bo przecież pamięć zawsze wszystkich zawodzi, kiedy jest najbardziej potrzebna. W głowie miałem różne obrazy, ale co z tego, że fotograficzna pamięć działa, gdy nie miałem jak tego powiązać, żadnym wydarzeniem.
- Chyba sobie nie przypomnę, więc może spróbujmy zastanowić się, w jakim celu ktoś tu coś wyrył. Myślisz, że to znakowanie terenu albo jakieś ostrzeżenie?
Rzut na szukanie śladów: 6 porażka (10 i więcej)
albo ją przed sobą stworzę
— Gratulacje awansu — Wtrąciła się w słowo, ale szybko dała mu kontynuować wywód strategiczny. - Też sądzę, że pogoda odegrała dużą rolę. Demony świetnie odnajdują się w niesprzyjających warunkach. Ostatnio coraz baczniej przyglądam się im i muszę przyznać, że na swój sposób to fascynujące, jak szybko się zaadoptowały do naszego społeczeństwa i jak łatwo wykorzystują nasze słabości. Gdyby mistrzowie nie postrzegali ich wszystkich jako bezmyślnych istot, być może losy tej bitwy potoczyłyby się całkiem inaczej. Wielu z nas zapomina, że nasze ciała w porównaniu do ich są kruche. Naszym atutem jest spryt, taktyka i praca zespołowa czego one nie potrafią — rzuciła do niego. Była ciekaw czy on również postrzegał te paskudne kreatury podobnie do niej.
— Sądząc, po wcześniejszej wypowiedzi tą osobą była panienka Yona — parsknęła rozbawiona, gdyż Yui w niektórych momentach był niczym księga, łatwo się z niego czytało. Nie musiał jej tego mówić, aby sama zauważyła, że darzył Hiryu dziwną dozą żalu.
— Przyjaźnie są ulotne. Ludzie są papierowi — odpowiedziała na jego pecha względem kolegów. Sama również nie posiadała nikogo, z kim łączyłyby ją bliskie relacje. Nie ufała ludziom.
— Cicha woda brzegi rwie — Wzruszyła ramionami, wzrokiem wodząc po okolicy. Poza dziwnym znakiem nad drzwiami nie widziała już nic innego. Tak jakby przybyli nadaremno.
— Mnie to nic nie przypomina poza dziwnym kreśleniem. Być może zrobili to gospodarze, ale również można założyć, że ktoś to specjalnie zostawił — mruknęła pod nosem, obserwując jego profil.
— Czemu twój ród cię nie swatał? — Nigdy nie rozmawiali z Hayase na temat Yuiricho. Yenn pomimo burzliwego charakteru nie ingerowała w przyjaźń tych dwóch; wręcz przeciwnie.
Yuiricho wrócił do zadania, a ona się zreflektowała. Potaknęła i starannie obejrzała framugę drzwi, chcąc sprawdzić, czy nie ma tego więcej.
— Może rozejrzyjmy się po okolicy i sprawdźmy, czy nie ma tego więcej nad innym drzwiami. Rano wrócimy tutaj i zapytamy gospodarzy, czy wiedzą co to — zaproponowała, nie widząc sensu stania w miejscu.
Może przez surowe wychowanie oczekiwałem do siebie czegoś więcej, czy mój ojciec aż tak odbił mi się w psychice? Było dużo pytań i jeszcze więcej wątpliwości, równie dobrze może nie chciałem nagrody, żeby się nie zatrzymać i spocząć na laurach. Miałem wciąż daleką drogę do przebycia, aby wywiązać się ze swojego zobowiązania, na szczęście pomimo wątpliwości, porażek i zawahania, moje serce dalej było niewzruszone i posuwało mnie do przodu.
- To nie tak, że one tego nie potrafią... Po prostu pycha i upojenie własną potęgą przysłania im obraz. Nie można ich lekceważyć, od zawsze potrafiły się ukryć przed nami i wodzić za nos. Wydaje mi się, że po prostu zmiana w demona, odebrała im ludzkie emocje i uwolniła skrywane w każdym bestię. Nie muszą się przejmować, że społeczność ich wykluczy, więc są całkowicie zgodni ze swoim wewnętrznym ja... Nie zazdroszczę im tego, może nie są skrępowani normami i etykietą, ale nigdy nie będą prawdziwie wolni, zawsze na smyczy swojego kapryśnego pana... - Nie umniejszałem demonom, wiedziałem, do czego są zdolne, plus to, że ich mięso armatnie było nieokrzesane i głupie nie oznaczało, że kizuki również byli tak głupcami.
Nie odpowiedziałem na jej trafne stwierdzenie nic, nie chciałem już dolewać więcej oliwy do ognia, ale delikatnym uśmiechem dałem jej do zrozumienia, że miała racje. Nie ma sensu więcej nad tym rozprawiać i myśleć o tak nieprzyjemny momencie, już całkowicie pomijając brak taktu ze strony Hiryuu. Brak powściągania emocji przed przełożonym nie wróży jej zbyt dobrej kariery w hierarchii.
- Są, dlatego niewiele osób zna mnie całego... - Nie uważałem przyjaźni za ciężar, ale nie łatwo było trafić do mojego kręgu zaufanych ludzi, którym mógłbym powierzyć swoje tajemnice. Dla reszty po prostu byłem miły i otwarty, na tyle ile mogłem, nie szukałem wrogów, ale przyjaźń nie przychodziła mi łatwo i nie ma w tym nic dziwnego, gdy jako dzieciak, nie masz nikogo, kogo możesz nazwać najlepszym kumplem. Przyglądałem się jeszcze przez chwile tym dziwnym znakom i chyba powoli coś mi świtało. Kucnąłem i zacząłem się rozglądać po okolicy w poszukiwaniu czegoś, co można było łatwo przeoczyć.
- To nie tak, że nie miałem mariażu... Ale za nim doszedł do skutku, miałem przyjemność spotkać demona i już potem nie mogłem tak po prostu bawić się w dom z tą świadomością. Nie wiem, czy Hayase Ci wspomniał, ale dla mojej rodziny jestem martwy... - Nie przeszkadzało mi to, że zadawała mi takie pytania, rzadko miałem coś do ukrycia. A do tych najgłębiej skrywanych sekretów i tak nigdy nikt się nie dostanie. Mogła myśleć, co tylko chciała, nie zamierzałem się usprawiedliwiać, czy tłumaczyć się ze swoich czynnów. Ludzie mieli mieszane odczucia, gdy słyszeli jakiego wyboru dokonałem. Jedni gardzili, a inni współczuli.
- Możemy tak zrobić... - Moja wypowiedz, urwała się, gdy coś przysłowiowo błysnęło mi w zaroślach. Sięgnąłem do krzaków i wyciągnąłem z niej szmacianą małą lalkę, która była uświniona krwią, jeszcze w pełni nie związała. - Chyba mamy to, czego szukamy. - Potarłem juchę między palcami, by mieć pewność, jak bardzo skrzepniętą jest. Odnalezienia tej lalki praktycznie otworzyło mi oczy na inne poszlaki, które teraz były widoczne. Wskoczyłem na drzewo, przy którym leżała lalka, aby sprawdzić, czy moja teza się potwierdza.
- To, co zabrało dziewczynkę, poszło w tamtą stronę, wygląda na to, że przemieszcza się po drzewach. Dlatego nigdzie nie ma śladów stóp. -
Rzut kostką: 18 Powodzenie.
albo ją przed sobą stworzę
— Ciekawe spojrzenie. Czyli uważasz, że w każdym z nas tkwi taka bestia, ale powstrzymują nas zasady? Gdybyśmy się ich wyrzekli i żyli w zgodzie z własnym, uśpionym ja, to wówczas zbliżylibyśmy się do potworów, którymi tak gardzimy? — klasnęła językiem o podniebienie. Rozmowa z Yui'm dziwnie miło ją zaskoczyła. Z Hayase niewiele rozmawiali, a tym bardziej o egzystencjalnych aspektach tej pracy. Podobna odskocznia była miłą odmianą od szarej codzienności, uporczywej utarczki z bestiami. Treningi, wieczna podróż i walka — owszem była idealnym stylem życia dla Yenny, jednak nawet ona pragnęła przystanku; chwili odpoczynku i wytchnienia. Schowania się w wysoko położonej górskiej chacie przy palenisku, przykryta pod skórą niedźwiedzia.
— Ich Pan, chociaż jest realny, mocno namacalny. Jeden zabójca widział, jak jakiś demon wypowiedział jego imię, a wówczas koniec jego był bolesny. Nasze natomiast siedzą na pierdzącej chmurce, a my mamy wątpliwości co do ich istnienia — Wzruszyła ramionami, gdyż wiara w bóstwa była dalece od jej poglądów. Wierzyła w siłę, w przetrwanie, w instynkty.
— Z Hayase nie rozmawiamy zbyt wiele, a na pewno nie o normalnych tematach — rzuciła cierpko, jednak gdzieś z tyłu głosu dało się usłyszeć nutkę żalu. Być może pod powłoką zimna, skutego lodem skrywało się coś więcej? Czyżby jej faktycznie zależało jej na mężu wbrew zewnętrznemu chłodowi?
— Nie kochałeś jej? Skoro zdecydowałeś się podjąć taką decyzję? — Zerknęła na niego. Ona ani nim nie gardziła, ani współczuła. Była ciekawa. — Ale jesteś martwy, że naprawdę tak sądzą, czy martwy, bo nie chcą cię znać za zhańbienie? — Musiała mieć pewność czy dobrze zrozumiała, bo jeśli tak, to miała znacznie więcej pytań.
Yenna na chwilę zamilkła, widząc zdobycz, którą Yui wygrzebał z krzaków. Podeszła do niego bliżej, przyglądając się lalce.
— Sądząc po zastygnięciu krwi, lalka leży tu kilkanaście godzin. To by się zgadzało z informacjami od tego starca — Wskazała kciukiem przez swoje ramię, nawiązując do mężczyzny, którego niedawno spotkali.
— Cóż. Widzę, że jednak awans się należał. Brawo, Yui — Zadarła głowę do góry, patrząc, jak ten się wspinał. Otrzymując wskazówkę, ruszyła w kierunku wskazanym przez Yuiricho.
Pokraka, która uprowadziła dziecko, nie mogła być daleko, zważając na znalezioną przez nich krew. Obawiała się jednak, że dziecko może nie żyć, a to, co tam zastaną raczej nie będzie wskazane, aby zabrać i wydać do pochówku.
- I to jest właśnie, ta rzekoma wolność.... Nigdy nie wiadomo, czy to nie on sam zaszczepia w nich szaleństwo i nie deprawuje na swoje podobieństwo.... Modlitwa o pomoc, nie jest w moim stylu. Nie dam sobie wmówić, że ktoś ma plan na mnie i taki był mój los. Nie dam sobie odebrać tego, co osiągnąłem. - Skwitowałem krótko, może bluźniłem, może niedługo zostanę ukarany i spadnie na mnie grom z jasnego nieba. Nie zamierzałem ludzi głęboko wierzących, wyprowadzić z wiary, ale im raczej nie uda się mnie nawrócić.
- On zawsze taki był, niczym żółw w skorupie, który rzadko wyściubia nosa poza swój pancerz... Żałuje, ale nie mam w tej kwestii dla Ciebie przydatnej rady. - Uśmiechnąłem się delikatnie, widać złość jej zaczynała mijać, bo sama wróciła do tematu ponurego dryblasa. Nie wiedziałem, gdzie tkwi problem w ich relacji, ale gdybym miał stawiać to zapewne zbyt duża różnica charakterów.
- Jako dzieciak nawet zrywałem dla niej kwiatki i łapałem motyle. Była też dziewczyną, która jako pierwsza skradła mi całusa. Szaleńcza miłość dzieciaków, ale to dopiero później jak podrośliśmy, został zaplanowany mariaż.... Zawsze w domu miałem wrażenie, jakbym był jakimś więźniem złotej celi. Nie wiem, czy ją rzeczywiście kochałem, ale na pewno jest dla mnie ważna i to właśnie dla takich osób, nie chciałem być już nigdy bezsilny.... To pierwsze, chociaż, pewnie, gdyby wyszło na jaw, jaka jest prawda to i pewnie ta druga opcja by się zgadzała. - Nie czułem wstydu z tego powodu. Może było całkiem szczeniackie podejście, ale byłem wtedy tylko dzieciakiem, który doznał pewnego rodzaju traumy. Czy teraz zrobiłbym tak samo? Ciężko powiedzieć, ale starałem się nie żałować swoich wyborów, bo inaczej robiłbym więcej kroków w tył niż przód. Yenna miała racje, to wszystko zaczynało składać się w logiczną całość, teraz tylko trzeba zebrać więcej poszlak i odnaleźć gada.
- Nie chwal mnie przed wschodem, bo jeszcze spocznę na laurach. - Odpowiedziałem zadziornie żartem, chciałem dzisiejszej nocy dorwać tego demona i uwolnić wioskę od problemu. - Na pewno demon nie odszedł daleko, miej oczy szeroko otwarte. - Poinstruowałem koleżankę, aby uważała, a sam przeczesywałem teren z góry. Dłoń trzymałem zaciśnięta na rękojeści miecza, abym mógł go dobyć. A brudną lalkę przełożyłem o pask obi.
albo ją przed sobą stworzę
— Masz rację, że trzyma nas moralność i poczucie winy, dlatego najpewniej to właśnie ono trzyma mnie, aby całkowicie nie odwrócić się od rodziny. Odpowiedź brzmi: nie, nie chroniłabym swojego klanu. Kashiyama to moja rodzina, płynie w nas ta sama krew. Działam na rzecz ich dobrego imienia tylko przez wzgląd krwi i nazwiska. Nie czuję zażyłości z nimi. Ojciec sprzedał mnie, jak bydło, otrzymując za mnie posag w postaci ziem i rozejmu. Rozumiem, że takie jest prawo, takie są oczekiwania, ale ja nigdy swojego dziecka nie sprzedałabym, aby pozbyć się problemu, hańby — zaczęła — Nie wiem, czy wiesz, ale mam brata bliźniaka. Moja rodzina nie była gotowa na bliźnięta, sądzili, że urodzi się tylko mój brat. Los chciał, że poza parą bliźniąt, jedno z nich jest dziewczynką. Rozumiesz, co to oznacza, prawda? Największego pecha. Bliźniaki zwiastują pecha i czarne chmury. I tak byłam traktowana — odpowiedziała spokojnie, bez zbędnych emocji i ładunku frustracji. Dawniej bolało ją zachowanie rodziny, obecnie będąc dorosłą kobietą, pogodziła się z tym, że pisany został jej los w samotności. W końcu przywykła do ciszy i braku bliskich osób. Zamknęła się na świat, pozostając również dla niego niedostępną i odległą.
— Teraz jedynie Hayase jest moją rodziną. Niestety przymusową, a nie z wyboru, ale mimo to bliżej mi do niego aniżeli do swojego klanu — dodała. Wątpiła, aby jej mąż poruszał z Yuiricho podobne tematy, gdyż nawet rudzielec nie miał pojęcia o przeszłości swojej żony. Yenna nigdy nie zwierzała się mu, utrzymując wersję przedstawioną przez jej ojca.
— Yui, nie obraź się, ale nie potrzebuje rad. Jestem dużą dziewczynką — zerknęła kątem oka na niego, poważana.
Wiedziała, czego chce od życia, twardo stąpała po grząskim gruncie i nawet topiąc się po pas w bagnie, nigdy nie rezygnowała z własnej ścieżki.
Słuchała go uważnie, gdyż pierwszy raz przyszło jej poznać go bliżej i ku jej zdziwieniu, Yui okazał się całkiem przyjemnym młodym mężczyzną.
— Nie chciałeś się z nią skontaktować potajemnie pomimo wstąpienia do korpusu? W końcu już wtedy nie byłeś bezsilny i nic nie stało na przeszkodzie, aby z nią się ożenić. Chyba że nie ufałeś, że dochowa tajemnicy lub czy to uczucie jest namacalne — Miała zdecydowanie zbyt dużo pytań. To nie był jej interes, nie powinna interesować się i grzebać w jego historii, lecz nauki klanu Kashiyama zbyt mocno zakorzeniły się w jej charakterze.
Otrzymując informacje od towarzysza, ruszyła szlakiem. Wzrokiem błądziła po zaroślach, jakby w upewnieniu czy niczego nie pominęli.
Szła kilka metrów, kiedy na drodze po raz pierwszy zauważyła krew. Bestia najpewniej musiała zejść z drzew i ruszyć na pieszo do swojego leża. Yenna przyspieszyła kroku, wchodząc w gęste, wysokie krzaki, a kiedy z nich wyszła, dostrzegła drewnianą chatę. Widok ten był o tyle zaskakujący, gdyż spodziewała się jaskini.
Zbliżyła się do chaty ozdobionej w dziwne wzory, które znaleźli nad drzwiami domostwa. Była pewna, że dobrze trafili.
Demon musiał być w pobliżu, na pewno wyczuwając łowców.
I wcale się nie pomyliła. Kreatura umazana krwią, w postaci przybranej na wzór starej, przygarbionej kobiety w czarnej szacie i z naszyjnikiem z ludzkich uszu wyskoczyła z zarośli po jej prawej stronie. Yenna zdołała ją usłyszeć dzięki czułemu słuchowi i dobyła katanę przed demonem. Zdołała zablokować klingą atak ostrych pazurów, od razu wykonując jedną z podstawowych form oddechu — Ichi no kata: Minamo Giri, trafiając demona w korpus.
klik do rzutu
Sam nie lubiłem, gdy rodzice handlowali swoimi dziećmi w celu korzyści i byłem tego świetnym przykładem, mój Ojciec wiązał ze mną dużą polityczną karierę, dlatego chciał mnie wżenić w arystokracje. Z drugiej strony dobrze, że nie byłem z nią spokrewniony, inaczej miałbym jeszcze bardziej pod górkę niż miałem. Słuchałem uważnie każdego słowa i narastała we mnie delikatna irytacja, nie była skierowana w Yenne, tylko w jej ród. Jej rodzina, traktowała ją okropnie, a później po prostu pozbyli się przy pierwszej lepszej okazji, aby tylko jeszcze jakieś korzyści z niej wycisnąć. Nie mogłem pojąć, jak bardzo musielibyć okrutni jej rodzice, nawet ojciec Haru, był gotowy wtedy zginąć za swoją córkę, jej ród na pewno nie zyskał w moich oczach, a jeszcze więcej stracił. Gdybym dalej brał udział w politycznych gierkach i byłbym głową rodu, nigdy nie związałbym z nimi żadnego sojuszu.
- Nie, nie wiedziałem.... Głupie zabobony, ja jestem czwartym synem, czyli tym pechowym. Nie pozwólmy innym mówić nam, jacy jesteśmy. - Nie chciałem naruszać jej lodowej fortecy, ale dość subtelnie spróbowałem rozchmurzyć te czarne kłęby wokół jej przeszłości. Trochę nabierało to sensu, dzieci chłonęły wszystko jak gąbki, jak od małego wszyscy jej wmawiali jakim pechem i porażką jest nic dziwnego, że otoczyła się murem. Nigdy nie zaznała rodzinnego ciepła, czy nie miała bliskiego przyjaciela, który mógłby być jej falochronem.
- Nie obrażę się i widzę... Wybacz, jeżeli za bardzo się spoufaliłem, nie chciałem być natrętny. - Przeprosiłem ją za zbytnie ingerowanie w jej sprawy z Hayase, czasami mogłem być za bardzo bezpośredni, pakując się z sandałami w czyjeś życie. Nie chciałem tym jej obrazić czy umniejszyć, dlatego przeprosiłem ją za to.
- Nie ukrywam swojego życia, w obawie przed rodzicami. Nie mogą już nic zrobić z moim wyborem, ale nie chce, żeby pewnego dnia znowu przeżywali uczucie straty... Moje szkolenie trwało bardzo długo, a przynajmniej bardzo długo czekałem na ostateczną selekcję. Myślę, że wracanie z martwych do kogoś po pięciu latach byłoby zbyt egoistyczne i nieważne jakby tego chciał. Nie chciałem jej niszczyć nowych planów na życie, zresztą nikt nigdy nie powiedział, że ona faktycznie mnie kochała, a nie chciałbym jej zmuszać do tego tak jak Ciebie twoi rodzice... Wiem, że wszystko u niej dobrze, nigdy nie żałowałem swojego wyboru, bo to dzięki niemu mogłem ją ochronić choć raz i pożegnać się twarzą w twarz... Mam nadzieje, że nigdy więcej nie przetnę jej losu i będzie szczęśliwa w swoim nowym życiu... - Nie miałem nic do ukrycia, mówiłem ze spokojem w głosie, a nawet odrobiną satysfakcji na końcu. Nie wiedziałem, czy gdybyśmy wtedy dokończyli mariaż, czy to wszystko by się wydarzyło, ale cieszyłem się, że mogłem ją ochronić przed knowaniami pewnego sprzyjającego demonom szlachcicowi, oby jej ojciec zabrał ją daleko stąd i znalazł jakiegoś męża ambasadora z innego kraju.
Deptaliśmy bestii po piętach, a przynajmniej taką miałem nadzieje. Chciałem jak najszybciej ją dorwać i zmusić do zapłaty, za to, co zrobiła tutaj ludziom. Obserwowałem teren z góry, wybijając się mocno z gałęzi i uważnie wybierałem kolejne, żeby przypadkiem nie wyrżnąć zaraz twarzą o ziemie, gdyby jedna z nich była zbyt giętka albo krucha. Szukanie demona w gęstych zaroślach nie było zbyt mądrym pomysłem, a przynajmniej mój zmysł kompletnie nie pomagał w tym, mogłem wyłapać ruch liści czy trawy, ale równie dobrze wiatr mógł nimi poruszać.
W końcu Yenna zlokalizowała demona, a raczej to demon znalazł ją, ale na szczęście zdoła zablokować cios i wyprowadzić bardzo sprawnie kontratak, ale to wcale nie zniechęciło przeciwnika, który wziął ogromny zamach.
Od razu dobyłem miecza i pochyliłem jak najbardziej tułów do przodu i opadałem głową do ziemi, wybiłem się z całej siły od pnia drzewa i pozostawiło to na nim mocne odcisk podeszwy, który zerwał korę. Nadlatywałem, a moim celem był kark stwora, ale nieoczekiwanie jej atak łapą zwrócił się w moją stronę, musiałem nieco zmienić plan i zamiast karku, cięcie wylądowało na przedramieniu demona, jego zakończona pazurami łapa upadła na ziemie, a on sam nieznacznie zwiększył dystans rechcząc i bełkocząc coś pod nosem. Rzuciłem szybko wzrokiem na Yenne, ale demon nie dał nam luksus na komunikacje, bo w powietrzu blisko stwora zaczęły się materializować lodowe szpikulce, które jedną salwą wystrzeliły w naszym kierunku. Nie czekałem zbytnio, wyskoczyłem do przodu, nabrałem powietrza z charakterystycznym świstem i wykonałem, jedyną formę defensywną w oddechu płomienia. Szybkim cięciem po okręgu, rozbiłem w drobne drzazgi śmiercionośne pociski. ( Shi no kata: Sei En no Uneri)
albo ją przed sobą stworzę
— Pechowa reputacja może stać się twoim atutem, o ile wiesz jak go wykorzystać — Spojrzała na kolegę. Sama korzystała z tego zabobonu, stwarzając wokół siebie chłodną aurę, która dosyć często paraliżowała natrętnych ludzi.
— Nie przepraszaj. Sama zaczęłam ten temat — Pokiwała przecząco głową, lekko się uśmiechając.
Demon okazał się wolniejszy od nich, gdyż kilka razy z rzędu udało się im zadać mu obrażenia. Yui nie czekał na zaproszenie do walki, ruszył z szarżą, celując w korpus. Yenna również wykorzystała chwilę, kiedy demon był zajęty obrona przed Yuiricho i kiedy mężczyzna zszedł z pola widzenia kobiety, kończąc swój atak, ona w tym samym momencie wybiła się z palców więcej powietrze, wykonując Ni no kata: Mizu Guruma, tnąc bestii drugą rękę, która opadła na ziemię. Demon zawył gardłowo, cofając się. Widać było, że nie jest pewien własnej siły. Yuiricho musiał celnie trafić w kark, aby wykorzystać to zawahanie się i ściąć mu łeb.
- Każdy ma swoje powody i nie mam prawa mówić Ci, co jest słuszne, a co nie... Chociaż w takim wypadku powinienem odejść z korpusu, ale może o tym porozmawiamy, jak już zajmiemy się tym problemem. - W szeregach zabójców krążyło bardzo dużo plotek na mój temat, jedno piętnujące mnie nie zdrajcę, a inne na demonoluba i pewnie jeszcze kilka innych by się znalazło, ludzie byli bardzo kreatywni w rozsiewaniu plotek i to wszystko dlatego, że najpierw porozmawiałem z demonem i spróbowałem go zwieść.
To nie był moment na takie rozmowy, teraz musieliśmy się skupić na zadaniu. Jednak cieszyłem się, że nie obraziła się za moją zuchwałość, z drugiej strony nie wiedziałem, czy tylko tak mówiła, a pod fasadą mrozu i delikatnego ciepła, już skreśliła mnie z listy kompanów.
Walka ze stworem trwała w najlepsze, a na moich ustach pojawił się malutki uśmieszek ekscytacji, podobało mi się, jak pomimo braku zgrania próbowaliśmy zapewnić wsparcie drugiemu, gdzie przerzucaliśmy się uwagą wroga, aby tylko drugie mogło swobodnie wyprowadzić uderzenie. Woda i ogień w naturze nie były dobrym połączeniem, ale jak widać w oddechach, to wcale nietrudno było im znaleźć wspólny język. Demon był dużych tarapatach, a ja sam byłem zaskoczony, jak szybko znaleźliśmy odpowiedni rytm i odnalezienie w czasie.
Ostrza świstały, brzęczały i rozrywały mięśnie stwora, po zimnym i czystym cięciu wody, nadlatywało gwałtowne i gorejące uderzenie. W pewnym momencie sługa muzana został zepchnięty do pełnej defensywy, próbował używać swojego dba, ale z marnym skutkiem, ponieważ, tylko czekałem na moment, w którym przyjdzie mi po raz kolejny zniweczyć jego plany, przejąć lodowe kolce i roztrzaskać je w drobne drzazgi.
W końcu pojawiło się okienko do ataku końcowego, które otworzyła mi Yenna, pozbawiła babę jagę drugiej łapy, przez co nie mogła już sprawnie parować ataków i ich zbijać, za brakło jej pazurów. Nie zawahałem się nawet na moment, wziąłem głęboki wdech i bardzo dobrze natleniłem każdy milimetr swojego ciała, aż delikatnie wyszły na wierzch nabrzmiałe żył.
Ichi no kata: Shiranui wystrzeliłem w stronę demona i pozostawiłem za sobą płonącą smugę, minąłem opadające Yenne o kilka centymetrów i z martwego pola obracając się wokół własnej osi, ściąłem czerep demona. Głowa przetoczyła się po trawie, a ciało bezwładnie opadło na ziemie, udało nam się pokonać stwora i nawet nie odnieśliśmy żadnych obrażeń. Poza lekkim zmęczeniem nic raczej nam nie dolegało i dla pewności przyjrzałem się dokładnie koleżance.
- Ten egzemplarz musiał zatracić się w szaleństwie, ciągle bełkotał i nie był w stanie nic sensownego z siebie wydusić. Spalmy tę chatę, tylko najpierw sprawdźmy, czy nie ma w niej jakichś ocalałych. - Szybkim ruchem ręki, strzepałem resztki krwi demona z miecza i schowałem go do sayi.
Link do rzutu, drugiej rundy. Koniec walki
albo ją przed sobą stworzę
Yenna schowała swoją katanę, widząc, jak jej kompan rozprawia się ostatecznie z kreaturą. Nie było sensu interweniować, kiedy rudzielec świetnie sobie radził.
Rozejrzała się w międzyczasie wokół chaty, zauważając ślady krwi. Nie czekając na Yuiricho, ruszyła w tamtą stronę. Śladów było niewiele, a wszystkie prowadziły do środka chaty. Nacisnęła na klamkę, jednak drzwi były zamknięte. Kopnęła w nie z impetem i pomimo wątłej, szczupłej postury, otwarły się niczym brama. Zaskrzypiały na zawiasach, a wiszące na nich skrzydło ukazało im wnętrze. Na zimnej, drewnianej posadzce siedziało skulone, przerażone dziecko. Z twarzą schowaną w kolanach, łkało przeraźliwie. Yenna nie zastanawiała się zbyt długo. Weszła pewnie do chaty i porwała dziecko na ręce. Mocno przytuliła, gładząc po potylicy.
— Cii. Już jest dobrze. Już go nie ma — szeptała cicho do ucha dziewczynce. Omiotła jeszcze pospiesznie wzrokiem po wnętrzu, nie chcąc niczego pominąć. Na szczęście poza dziewczynką nikogo nie było. Znaleziona przez nich krew najwidoczniej należała do innej ofiary, obecna miała wiele szczęścia.
Wyszła na zewnątrz do Yui'ego.
— Spal. W środku nic nie ma — powiedziała, poprawiając dziecko na rękach. — Trzeba ją odstawić do domu i wysłać kruka z raportem — odparła, tak jakby Yuiricho o tym nie wiedział. Słowa raczej miały zapełnić dziurę ciszy, jaka mogłaby zapaść. Kashiyama chciała już ruszyć w drogę, chciała odstawić dziecko i zniknąć z okolicy.
Nie wiem, co poczuli, gdy otrzymali wiadomość o mojej śmierci, pewnie ojciec czuł zawód straconej okazji i złość, ale bardzo możliwe, że ulgę i koniec zmartwień, w końcu nie jednokrotnie sprawiałem mu problemy swoimi wybrykami. Matka mogła faktycznie cierpieć. Mimo że trzymała mnie jak kanarka w klatce, niczym zwykłą ozdobę czy przedmiot, to raczej zawsze chciała mojego dobra poza tym, że to mijało się mocno z moimi pragnieniami i perspektywami. Obróciłem się i ujrzałem Yenne z małą dziewczynką w ramionach, która łkała i wtulała się w jej pierś, poczułem ulgę, udało nam się ocalić chociaż jedno dziecko. Podszedłem do nich bliżej i wyciągnąłem szmacianą lalkę, trochę przetarłem ją rękawem z brudu i wręczyłem dziecku, które ostrożnie pochwyciło swoją zabawkę i wtuliło się z nią jeszcze bardziej w Kashiyame.
- Wrócisz do swoich rodziców. Yenna już oto zadba. - Odpowiedziałem ciepłym głosem i jeszcze na odchodne położyłem jej dłoń na głowie, aby dodać otuchy. Spotkanie demona było bardzo traumatycznym przeżyciem, nie każdy był w stanie sobie z tym poradzić, ale miałem cichą nadzieję, że jest na tyle młoda, że jeszcze jej umysł wyprze to z podświadomości i zapomni na dobre. Skinąłem głową na polecenie koleżanki, nie wiedziałem, kiedy zrobiła się tak władcza, ale nie przeszkadzało mi to i tak miałem zamiar spalić tę chatę, to był zły omen i lepiej oczyścić to miejsce.
- Do twarzy Ci z dzieckiem... - Rzuciłem cicho pod nosem i wszedłem do środka. Nie było to złośliwe, w moich oczach Yenna wyglądała jak lwica, która broniłaby swoich dzieci do końca, zwłaszcza po tym, co jej rodzice zafundowali, na pewno nie postąpiłaby jak oni. Zacząłem przygotowywać podpałkę, od której zapali się cała reszta. Na środku izby wylądowały drzwi wiszące na jednym zawiasie, krzesła, jakieś tkaniny. Wyciągnąłem tykwę z alkoholem i polałem obficie po wszystkim, na moment zatrzymałem ją przy ustach, ale zrezygnowałem z picia i przytroczyłem z powrotem do pasa. Miecz oparłem czubkiem o drewnianą podłogę i krzesiwem szybkim, mocnym ruchem przejechałem po ostrzu, wskrzesiłem masę iskier, które spadły na podpałkę i zajęły się ogniem.
- No to odstawmy dziecko do domu, no i trzeba jeszcze powiadomić mieszkańców o pożarze, którego mają nie gasić. - Wyszedłem na zewnątrz i skierowałem wzrok na jasnowłosą, teraz tylko musimy odprowadzić dziewczynkę do domu i napisać raport dla korpusu, na szczęście on nie będzie wcale taki długi.
- Oby więcej takich dobrych zakończeń, gdybyś potrzebowała mojej pomocy, w czymkolwiek daj znać... - Odpowiedziałem krótko, szedłem z założonymi ramionami za głową, nie zmęczyłem się zbytnio i nie było to raczej dla nas żadne wyzwanie, ale i tak byłem zaskoczony pozytywnie, jak sprawnie nam poszło.
albo ją przed sobą stworzę
— Odstawmy małą, bo widzę, że walka z demonem trochę cię musiała ogłuszyć, Yui — rzuciła odnośnie do rodzicielstwa.
Poprawiła dziecko na rękach, zostawiając Yuiricho z tyłu. Wiedziała, że mężczyzna spali chatę i niebawem do niej dołączy.
Szła wydeptaną leśną drogą, za plecami słysząc skrzypiące iskry tlącego się ognia.
Dziecko na chwilę się uspokoiło, wycieńczone w końcu zasnęło. Najwidoczniej mała zbyt długo płakała i pozostawała w silnym stresie, aby jej małe ciało dało radę udźwignąć taki ciężar emocjonalny.
W końcu ścieżka się skończyła, a jej oczom ukazała się znajoma wioska.
— Hej mała — mruknęła cicho do ucha dziecka, a ono na wpół przymkniętymi oczami, spojrzało na Yen. — Gdzie jest twój dom? — zapytała, a ona wskazała to samo miejsce tuż koło świątyni.
Droga była prosta, szybko znalazła się u drzwi. Postawiła dziecko i zapukała. Otworzyła zapłakana matka, która widocznie nie zmrużyła oka ani na chwilę odkąd zniknęło jej dziecko. Widząc córkę całą i zdrową, złapała ją silnie w ramiona i przytuliła. Łkała i przez łzy dziękowała im za ratunek.
Yenna potaknęła tylko głową, odwracając się na pięcie.
— Pora ruszać dalej — powiedziała do kompana, idąc odebrać swojego konia.
Teraz nie pozostało nic innego jak zostawić to bez komentarza, czy posiadanie dzieci było takie złe? Sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie, chyba byłem zbyt dziecinny jeszcze, żeby w pełni pojąć ten aspekt. Podpalenie chaty nie trwało długo i mogłem szybciej dołączyć do koleżanki, która się oddalała z dzieckiem w ramionach. Teraz tylko odstawić dziewczynkę do domu, poinformować ich, że demon, których ich trapił, skończył właśnie swój żywot i mogą odetchnąć z ulgą.
Chociaż życie w okolicy Kioto, musiało być dla nich trudne, teren pod władaniem demonów, to nie było miejsce dla ludzi. Nigdy nie wiesz, kiedy nie postanowią zrobić sobie uczty albo jakieś spaczonego przyjęcia, a może jakiś możnowładca sprzeda Cię demonom, żeby sobie zaskarbić u nich jakieś zasługi. Wieczna nie wiadomo i niepewność to chyba najgorsze co może tylko być, no i jeszcze bezsilność. Wiadomo, nie mogliśmy uratować wszystkich, nieważne jak mocno byśmy chcieli, jak bardzo byśmy się starali.
Nikt nie był do czegoś takiego zdolny, często młodzi zabójcy popadali w depresje przez takie podejście. Gdy próbowali ratować ludzi, ale i tak finalnie ktoś umierał. Trzeba sobie zdać sprawę, jak dokładnie wygląda sytuacja i rozumieć jedną rzecz. Nieważne jak wielu nie uda Ci się uratować, liczy się to, że ratujesz kogokolwiek.
Widok, w jaki sposób cieszy się matka, która chwilę wcześniej była w ciężkim żalu i smutku, to właśnie z takich momentów trzeba czerpać motywacje. Skłoniłem się im i poszedłem w ciszy za Kashiyamą, odprowadziłem ją do konia i pożyczyłem bezpieczniej drogi, nie było sensu jej mówić, że powinna była odpocząć i tak by nie posłuchała, a poza tym ja chciałem jeszcze tej nocy przypilnować wioski i dotrzymać słowa, że sprawa jest załatwiona na wypadek, gdyby jednak to nie było wszystko. Odbębniłem warte, a o świcie zmrużyłem oko na jednym z drzew, obudził mnie głos kobiety, która wczoraj nam dziękowała za uratowanie córki.
- Chłopcze możesz zejść? - Wołała szatynka, która miała swoją córkę w ramionach, pewnie od ich ponownego spotkania nie wypuściła jej ze swoich ramion.
- Taaak... w czym mogę pomóc? - Zeskoczyłem z drzewa i stanąłem przed nią, delikatnie się rozciągając, spanie w takiej pozycji nie należało do najprzyjemniejszych, ale to był dobry punkt obserwacyjny. Wolałem się upewnić, może czegoś dokładnie potrzebowali, może to nie był koniec ich problemów.
- Proszę ja i córka chciałyśmy się odwdzięczyć za waszą dobroć. - Pochyliła głowę i wyciągnęła w moją stronę dłoń, już miałem jej przerwać, gdy myślałem, że zamierza mi dać jakieś pieniądze. Jednak w mojej dłoni wylądowała niewielka staranie wykonana bransoletka z muszelkami.
- Wiem, że to tylko jedna, ale nie zdołałam zrobić dwóch... - W głosie kobiety było słychać lekki wstyd i zakłopotanie.
- Nie potrzebnie się pani tym przejmuje... Przekaże ten dar Yennie, to ona odnalazła pani córkę, ja tylko pomogłem jej zabić demona. Dziękuje za pani troskę, a teraz będę się zbierał, a ty mała pilnuj się mamy i nie rozrabiaj. - Uśmiechnąłem się szeroko i ciepło, bardzo pośpiesznym krokiem ruszyłem w dalszą drogę, a przy okazji wyciągnąłem z torby kulkę ryżową.
Z/T x2
albo ją przed sobą stworzę
---
Po walce na brzegu rzeki Yamato skoczył w las, próbując tam zgubić nieuchronny pościg. Nie podobały mu się zbierające się w okolicy ptaki. Nie były to zwykłe ścierwojady. Stanowczo zbyt wcześnie i były zbyt ciekawskie. Był zadowolony z siebie, że udało mu się ułożyć kurhan z kamieni nad ciałem Hanshina, bo to chroniło przed rozwleczeniem ciała przez wspomnianych padlinożerców. Jednak sam mnich wiedział, że ptactwo również służyło korpusowi jako sposób przekazywania informacji. O szpiegostwie nie wiedział, ale nie zamierzał próbować.
Głow zabójcy obijała się jego udo. Po pierwszym sprincie musiał zaraz zwolnić. Rany zaczynały się odzywać i grozić pogorszeniem stanu. Musiał jak najszybciej uzupełnić energię i to najlepiej ludzkim mięsem. Dlatego też wybrał kierunek podróży - Kameyama, rejon rolniczy. Wymarzone miejsce do uprawy roślin i hodowli wieśniaków… znaczy się zwierząt gospodarczych. Nie powinno być problemów ze zniknięciem jednego czy dwóch rolników.
Jednak gdy obszarpany Yamato zaczął zbliżać się do jednego ze skupisk domostw zobaczył, w światłach pochodni parę ludzi uzbrojonych w miecze.
Tak szybko? Czy to był przypadek czy jakaś siła szybkiego reagowania. Demon nie zamierzał tego sprawdzać, zwłaszcza w tym stanie. Szpetnie zaklął pod nosem i zwrócił się ponownie ku ciemności nocy. Każda godzina była bezcenna, a on właśnie stracił kilka. Całe szczęście, że nie groziło mu wykrwawienie się, ale póki co musiał się obejść ze smakiem. Odchodząc rozjuszony nie zauważył rozłożonych na ziemi drewnianych skrzyń i z impetem wpadł w nie nogą. Po okolicy rozległ się suchy trzask, kiedy kopnięte drewno rozpadło się na kawałki. Ponownie rzucił na wiatr słowa, które nie przystawały żadnemu świętemu mężowi pomagając sobie zdrową ręką odbiegł w kierunku przyjaznego lasu. Gdzieś za plecami usłyszał zaskoczone głosy.
z/t
Spojrzenie żółto-złotych ślepi utkiwł gdzieś w oddali nucąc sobie coś pod nosem, nie pamiętał słów, więc szło mu nieco koślawie, jednak wiedział iż nikt nie słucha, więc co mu tam. W tym świetle z tak długimi włosami wyglądał niemal jak kobieta, lecz kto będzie miał szansę to komentować, zapewne nikt. Westchnął krótko i położył się na dachu i zaczął gapić w księżyc. Jego czarne włosy rozsypały się wokół głowy, jeszcze bardziej upodobniając do płci pięknej. Faktycznie, mimo iż Yashamaru był mężczyzną, cechował się niespotykaną urodą.
#DE9539
-Mowa
którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu,
osiada ciasno na dnie serca jak śnieg
podczas bezwietrznej nocy."
W okolicy można było poczuć jakiś nieznajomy zapach, nie był ludzki. Tak więc było to coś ciekawego. Dach? Pomyślał, po czym powoli ruszył ku wspinaczce. Zaczął to robić dość ślamazarnie, jakby mu się nie chciało. Powoli złapał się ścianki i zaczął wspinać, aż w końcu po jakimś czasie znaleźć się na dachu i zacząć poszukiwania dziwnego zapachu.
Oczywiście nie zajęło to zbyt dużo czasu, koniec końców tylko jedna osoba tam leżała. Powoli podchodząc, niczym starzec zbliżający się na wieczorny sen. Gemmei po chwili zaczął określać wygląd nieznajome-go-ej, ciężko było powiedzieć. Niby z buźki zagadka, ale z klatki deska. To można stwierdzić, że raczej mężczyzna. Chociaż też może być w błędzie.
- Dobry wieczór.
Rzekł spokojnie, kierując swój wzrok na księżyc. Jedyna atrakcja i krajobraz nocy, nic innego nie może przyćmić tego blasku. No chyba, że jednorazowe zdjęcie ze słońcem. Wracając jednak do spotkania, wręcz ciut wymuszonego. Gdyby nie to, że ciekawość i brak zajęcia na obecną chwilę nie dręczyło Gemmei'a, to pewnie ów osóbka dalej by leżakowała w spokoju. Wracając wzrokiem i radosnym uśmieszkiem na nieznajomą osóbkę, dziadzia postanowił kontynuować. Cisza nie jest zbytnio jego mocną stroną.
- Przeszkadzam?
Nie możesz odpowiadać w tematach