I znowu czeka. Tym razem jednak ucieka wzrokiem do klaczy, która nie musi udawać tak jak on, że stanie w miejscu i chwilowy odpoczynek jej służy. Wierzga niespokojnie. Arata klepie ją uspokajająco po boku i wtem zjawia się osoba decyzyjna, która ma dla niego o dziwo dobre wieści.
— Będę zobowiązany - odpowiada ze stanową gorliwością, nie zapominając kim jest. Jest podróżnym, zmęczonym przejażdżką.
Kroki stawia wolno i ostrożnie, ale przede wszystkim wolno. Bo w końcu wycieczka po górzystym terenie dała się we znaki. Nie może jednak w tym przesadzić, więc wykrzesuje z siebie trochę młodzieńczej werwy, z udawaną fascynacją wodząc spojrzeniem po ulicach osady. Osady pełnej życia. Jeżeli jest zdziwiony takim obrotem sprawy, nie pokazuje tego aż zanadto, chociaż pozwala, by na jego twarzy osiadła się oznaka zaskoczenia. W końcu, mimo wszystko, tyle ludzi na ulicach o tej porze i nawet dzieci bawiące się na podwórzu, to rzadki widok. Niemal anomalia. Czując na sobie spojrzenia ich wszystkich, wie, że musi zachować jeszcze większa ostrożność. Jest rozliczany z każdego gestu i słowa. Podstawiono go pod osąd tych osadników.
— Daje pan słowo, że jest tu bezpieczna? — perspektywa zostawiania Hatsuyuki, nie napawa Araty przesadnym optymizmem, ale nie ma wyjścia. Pytanie, jakie zadaje mężczyźnie, nie ma na celu zapewnienia mu komfortu psychicznego, bo albo usłyszy to co chce, albo mężczyzna potwierdzi jego obawy, ewentualnie wzruszy ramionami. — Wrócę — zapewnia szeptem i zostawia ją tam. Niechętnie. Nawet spanie na stogu ściana w stajni nie jest złą opcją, jeżeli byłoby to równoznaczne z spędzeniem tej nocy w pobliżu śnieżnobiałej klaczy.
W środku uderza w niego zapach stęchlizny, starości i ziół. Powstrzymuje grymas, jaki próbuje zagościć na jego wargach i wchodzi pewnie do środka. Gdziekolwiek jesteś, nie zapomnij o pewności siebie, nawet udawanej. Nikt nie może wiedzieć, że towarzyszą ci obawy, wątpliwości. To jedna z nauk jaką sobie przyswoił.
— Dobry wieczór — wita się z kobietą, która postanawia użyczyć mu dachu nad głową.
Środki ostrożności, jakie są tu stosowane, trącą o paranoję. Jakie tajemnice skrywa ta wioska? Jego ciekawość jest niezwykle pobudzona.
— Bardzo osobliwa ta wasza wioska — odzywa się w końcu do starszej pani, która krząta się po pomieszczeniu, gdy zostają sami. Czy to przejawy gościnności, a może podstęp? Wciągając do płuca powietrze, stara się zdiagnozować każdy zapach unoszący się w powietrzu, a w tym również potencjalnej zapach trucizny. — O takiej porze tłumy na ulicach to rzadki widok — pogłębia swoją myśl, opierając się o ścianę, by lepiej wczuć się w rolę znękanego podróżą samuraja. —Oczywiście proszę potraktować to jako komplement. Osobiście wolę podróżować nocą — dodaje z lekkim uśmiechem, który jest wymuszony i nie na miejscu, który jest intruzem. Walczy całym sobą, aby zatrzymać go na ustach jak najdłużej, chociaż prędzej czy później mięśnie twarzy odmówią mu posłuszeństwa, nie przywykłe do podobnych ekspresji. Uśmiecha się tylko wtedy, gdy jest pijany, bardzo pijany.- — Nie mogę odmówić po tym, jak użyczyła mi pani gościnności — zgadza się na herbatę, bo to pretekst, by pomówić z kobietą, a jednocześnie zagrożenie. Pakowanie się w kłopoty to jego specjalność.
- Hmmmm to dziwne. Jeszcze bym rozumiał to niewychodzenie z domu, ale co mogłoby się stać, gdybyś wyglądał za okno. Pewnie chcą dla was dobrze, oby tylko to nie był jakieś fanaberie starszyzny bez pokrycia. Wprowadzanie paniki nigdy nie jest dobrym pomysłem. - Czyli jednak starsi coś wiedzieli, ale z nimi nie pójdzie tak łatwo. Z nich na pewno nie wyciągnę tych informacji, z drugiej strony w najgorszym wypadku po prostu będziemy musieli wyjść na zewnątrz podczas tej nocy i przekonać się na własnej skórze. - I kiedy znowu księżyc oświetli Twoją wioskę? Lepiej wiedzieć, żeby przypadkiem nie być wtedy w podróży. - Zapytałem, jak na razie wyciąganie informacji szło całkiem sprawnie. Chociaż były to strzępki, ale może zebrane do kupy ułożą się w jakąś logiczną całość. Trochę zaskoczył mnie swoim zachowaniem, ale z drugiej strony co mi szkodziło podbudować ego w oczach jego ojca. Może dzięki temu pozna jakąś dziewczynę i będzie wiódł szczęśliwe życie. Prosił tak, że ciężko było mi odmówić.
- Nie widzę problemu, ale czy chodzi Ci tylko o Ojczulka? Może chcesz zaimponować jakieś dziewce w wiosce? Jej też mogę co nieco opowiedzieć o twojej odwadze... chcesz?- Spojrzałem na niego zaciekawionym wzrokiem, chciałem sprawdzić, czy moje przypuszczenia były prawdziwe. - Opowiem mu, jak to broniłeś się przed dwoma drabami, którzy chcieli ukraść wasze zapasy. Gdy zauważyli kolejny wóz, po prostu rzucili się do ucieczki, ale niestety zniszczyli koło w wozie, skoro nie mogli go okraść. Pasuje Ci taki przebieg wydarzeń?
- Ekwipunek:
- Tykwa z wodą, kulki ryżowe, Nóż, krzesiwo, Ubranie na zmianę, Pieniążki (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne), mapa
albo ją przed sobą stworzę
- dodatkowy ekwipunek:
- solidny sznur, nóż, buteleczka z czystym alkoholem, wyprane szmaty do opatrzenia ran, bukłak z wodą, dużo prowiantu
Kobiecina uśmiechnęła się ciepło w twoją stronę, jednocześnie podając ci kubek ze świeżo zaparzoną herbatą. Twój wyczulony zmysł węchu od razu rozpoznał mieszankę pospolitych ziół jak lawenda czy chociażby liście zielonej herbaty, aczkolwiek oprócz tego wyczuwałeś coś jeszcze. Coś, czego do tej pory nie znałeś.
- Ho ho ho.... rzadki powiadasz? U was w mieście wieczorami już wszyscy śpią? - zdziwiła się, samej sobie nalewając naparu do kubka, po czym upiła mały łyk napoju, a na jej twarzy momentalnie pojawił się wyraz błogości.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tym samym momencie do pomieszczenia wparowała kolejna osoba. Była to młoda dziewczyna, licząca może zaledwie osiemnaście lat. Niezwykłej urody, drobna, o hebanowych włosach sięgających jej wąskiej talii, o wręcz idealnych proporcjach twarzy i błyszczących oczach skrytych pod kaskadą długich rzęs. Gdyby nie fakt, że pochodziła ze wsi, a co za tym idzie - była zmuszona do ciężkiej pracy co było widać po wyraźnym umęczeniu na jej twarzy oraz twardym naskórku na zniszczonych dłoniach, z pewnością zawróciłaby niejednemu w głowie.
- A więc to prawda. - skrzywiła się spoglądając na ciebie jakby ujrzała coś nad wyraz obrzydliwego.
- Ile razy mówiłam, żebyś nie przyjmowała obcych pod nasz dach! A jak to złodziej! Albo bandyta! - żachnęła się robiąc krok do przodu zupełnie ignorując fakt, że tu jesteś i wszystko słyszysz.
- Yukari... to nasz gość! Zachowuj się proszę! - jęknęła kobiecina wyraźnie zmieszana zachowaniem młodej dziewczyny.
- Jak mam się zachowywać, kiedy zachowujesz się tak lekkomyślnie! Jutro z rana porozmawiam z panem Hamą i poproszę go, aby wybił ci te głupoty z głowy. - warknęła i obrzuciwszy cię krótkim spojrzeniem, odwróciła się na pięcie i zniknęła za rozsuwanymi drzwiami.
- Najmocniej przepraszam... to Yukari, moja wnuczka. Ma tylko mnie i jest po prostu zmartwiona starą kobietą. - przeprosiła cicho mając nadzieję, że wybaczysz niegrzeczne zachowanie jej krewnej.
Na twoje słowa, Yuichiro, w oczach chłopaka pojawiły się łzy wdzięczności.
- Dziękuję! Będę waszym dłużnikiem do końca mych dni! Dzięki temu uniknę pręgierza ojca! - jęknął na samą myśl konsekwencji swego nieumyślnego prowadzenia wozu.
- Hm? - zamyślił się głośniej jakoby szukał najbardziej odpowiedniej odpowiedzi na zadane pytania.
- Do końca nie wiem dlaczego. Taka jest zasada i tyle. Starszyzny trzeba słuchać, bo dzięki nim nie możemy narzekać na brak jedzenia a i no powodzi nam się dobrze, co nie? Co nie? Starszyznę trzeba szanować! Zapamiętajcie to sobie! Musicie ich szanować! W ogóle to starszych trzeba szanować bo wiedzą co dla nas najlepsze! - pokiwał głową krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Zamknął na moment oczy i wydawało się, że rozmowa została zakończona a on sam postanowił uciąć sobie na bezczelnego drzemkę, jednakże po dłuższej chwili uniósł powieki i ponownie przemówił.
- Teraz równo za siedem dni. - odpowiedział. Jak się okazało, wcale nie zamierzał spać a po prostu potrzebował więcej czasu na wykonanie prostej matematyki.
I kiedy wszystko wydawało się układać po waszej myśli, pytanie Benjiro o wioskę sprawiło, że twarz chłopaka momentalnie spoważniała a atmosfera między wami jakby zgęstniała.
- Skąd wiesz o mojej wiosce i że z niej akurat pochodzę?
Kwestie organizacyjne:
[/b]
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 14.03 23:23
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
[b]
- To ja muszę chyba bardziej przykładać uwagę do tych podróży. Bo ja zawsze widzę te same drzewa i nigdy nie wiem, gdzie jestem. Gdybym ja powoził, to pewnie już byśmy zrobili bardzo ładne kółko. Dobrze, że stryjek Cię nauczył tak przydatnej umiejętności. - Rzuciłem luźno, żeby trochę rozgonić tę gęstą atmosferę, która się tu nawarstwiła dość szybko. Miałem nadzieje, że udało nam się jakoś z tego, wybrnąć inaczej misja właśnie uległa komplikacji.
- Ekwipunek:
- Tykwa z wodą, kulki ryżowe, Nóż, krzesiwo, Ubranie na zmianę, Pieniążki (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne), mapa
albo ją przed sobą stworzę
Ciężko powiedzieć co bardziej podziałało na ciebie: nieznane zapachy wydobywające się z herbaty, zmęczenie czy też obecność oraz rozmowa ze starszą kobieciną. Faktem jest jednak to, że bez większego zastanowienia opróżniłeś kubek z jeszcze ciepłą oraz parującą herbatą, która pozostawiła po sobie cierpki posmak na twoich wargach. Dosłownie chwilę po tym poczułeś, jak twoje powieki same się zamykają.
Jak przez mgłę pamiętałeś moment, w którym zostałeś poprowadzony do małego pokoiku z jedną szafką oraz rozłożonym i przygotowanym specjalnie dla ciebie futonem, w którym mogłeś zanurzyć się w marach sennych. A te tej nocy były dla ciebie wyjątkowo nieprzyjazne. Miałeś wrażenie, że się unosisz na wodzie a dookoła ciebie falowały dziwne, zniekształcone cienie, które co rusz sięgały w twoją stronę długie i cienkie, cieniste palce, jakoby chciały wyrwać z ciebie kawałek po kawałku. I ilekroć próbowałeś się zerwać, to ciało odmawiało posłuszeństwa, niczym zmienione w lity kamień połączony z podłożem.
Obudziłeś się dopiero późnym popołudniem, a w twej głowie szumiało, jakbyś poprzedniego wieczoru wypił zbyt dużą ilość sake. Aczkolwiek ciało, o dziwo, zdawało się być o wiele lżejsze i bardziej wypoczęte. Prawdę powiedziawszy nie byłeś w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz byłeś tak wyspany. Z drugiej strony, twa głowa wydawała się nad wyraz ciężka...
Benjiro, choć z początku mogło się wydawać, że jednym niefortunnym zdaniem pogrzebał cały wasz plan działania z ukrycia, doskonale odnalazł się w roli kogoś szybko myślącego i bez większego problemu ułożył w pierwszej kolejności odpowiedź wyjaśniającą skąd znał nazwę ów wioski oraz niezwykle interesującą historię o swym stryjku. Twarz chłopaka momentalnie uległa zmianie i na powrót rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Zaczął kiwać głową na znak zaangażowania w słuchanie historii, która najwyraźniej naprawdę przypadła mu do gustu.
Po zlej i ciężkiej atmosferze nie było już śladu.
Reszta podróży zeszła wam dość szybko i bez większych problemów, a do wioski dojechaliście późnym popołudniem. Skąpani w ostatnich promieniach słońca przejechaliście przez bramę od razu przyciągając spojrzenia zaciekawionych mieszkańców. Niektórzy szeptali coś między sobą, aczkolwiek znaczna część na bezczelnego pokazywali sobie was palcami.
- Nie przejmujcie się nimi! - odezwał się nagle chłopak po czy roześmiał.
- Oni tak zawsze, kiedy widzą nowe twarze! - dodał po chwili Bakaname i dalej kierował was w którą stronę należy skręcić. Chwilę później zatrzymaliście się tuż przy jednym z wielu drewnianych domków. Przed nim stał mężczyzna, który pomimo swego wieku, zapewne okolic pięćdziesięciu lat, był wysokiej i dobrej muskulatury, o ostrych rysach twarzy oraz opalonej od ciężkiej pracy na roli skórze.
- Bakaname. - przemówił nieco ochrypłym głosem spoglądając chłodno na syna. Ten jakby na moment zlękł się, acz nabrawszy nieco powietrza w płuca - zeskoczył z wozu i podszedł do swego ojca.
- Ojcze! To nie tak, że popsułem wóz... ale napadli mnie! Naprawdę! Napadli! I oni mi pomogli, przegonili zbirów! Gdyby nie oni.... oj ojcze, nie wiem czy ujrzałbyś jeszcze kiedykolwiek swego syna! - pokręcił głową na znak podkreślenia dramatyzmu. Mężczyzna uważnie przyglądał się chłopakowi i widać było, że nie do końca mu wierzy.
- Ach tak? Naprawdę tak było? - teraz uniósł spojrzenie, które posłał w waszą stronę, najwyraźniej oczekując odpowiedzi.
Kwestie organizacyjne:
[/b]
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 22.03 23:23
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
- Spokojnie, nic się nie stało. To pewnie Benjiro skradł ich serca, w końcu to jest silny wielkolud. Pewnie nie jedna pani się za nim ogląda, w końcu smakowity z niego kąsek. - Uśmiechnąłem się szeroko, w końcu powinniśmy się zachowywać jak najbardziej normalnie. Uważnie sobie obserwowałem zachowanie i mimike ludzi, chciałem sprawdzić, czy ktoś na nas patrzy złowrogo albo podejrzanie.
W końcu dotarliśmy przed Ojca Bakename, wyglądał na surowego, stanowczego mężczyznę i to właśnie jego musieliśmy przekonać do tej historii, na pewno byłoby łatwiej, gdyby nie fakt, że chłopak miał bardzo słabą reputacje i jeszcze nie bardzo go szanowali. No ale skoro mu obiecaliśmy, to trzeba było spróbować załatwić, oby tylko łatwiej łykał kit niż mój starszy. Bo mojemu nawet prawdę ciężko było sprzedać, jeżeli nie chciał w nią uwierzyć. Zeskoczyłem również z wozu i podszedłem do starszego faceta.
- Ohayo, nazywam się Yuichiro. - Skłoniłem się przed nim i złapałem kontakt wzrokowy.
- Tak to prawda, na trakcie dwójka mężczyzn próbowała obrabować wasz wóz. Bakename nie powinien jeździć sam, przez to pijaczyny robią się bardziej zuchwałe. Jak tylko zobaczyli nas, toporem rozłupali koło w wozie i rzucili się do ucieczki. Potem spakowaliśmy się na jeden wóz no i o to jesteśmy tutaj. Gdzie chcecie zrzucić zaopatrzenie? - Mówiłem pewnym spokojnym głosem, nie zastanawiałem się nad słowami, bo chciałem brzmieć jak najbardziej autentycznie.
- Ekwipunek:
- Tykwa z wodą, kulki ryżowe, Nóż, krzesiwo, Ubranie na zmianę, Pieniążki (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne), mapa
albo ją przed sobą stworzę
- dodatkowy ekwipunek:
- solidny sznur, nóż, buteleczka z czystym alkoholem, wyprane szmaty do opatrzenia ran, bukłak z wodą, dużo prowiantu
Budzi się i na początku jest zdezorientowany. Nie wie, gdzie jest, ani nawet kim jest. Mętlik w głowie. I chociaż czuje się wypoczęty, rześki, to ciało jest ociężała. Z trudem siada, rozglądając się nieprzytomnym spojrzeniem po pomieszczeniu. Futon jest miękki, namawia go do pozostania w łóżku, ale Arata ignoruje jego namowy, Wykrzesuje z siebie resztki i wstaje. Krótki syk wydostaje się spomiędzy zaciśniętych zębów. Głowa mu pęka. W jakie tarapaty się tym razem wplątał?
Chce wiedzieć. W tym celu decyduje się na eksploracje miejsca, w którym się znajduje. Ostrożnie wstaje, stara się to zrobić bezszelestnie. Przeczesuje go wzrokiem, a gdy nie napotyka na nic wartego uwagi, zabiera swoje rzeczy i wychodzi z pokoju. Hatsuyuki jest bezpieczna? Ta myśl sprawia, że jak najszybciej chce się stąd wydostać. Nic nie ma dla niego znaczenia poza klaczą.
Dookoła panowała cisza, dlatego też każdy twój krok zdawał się być dwa razy głośniejszy niż zazwyczaj. Każda deska wydawała się stać po przeciwnej stronie i jak na złość wydawała z siebie ciche skrzepnięcia z każdym kolejnym krokiem, jaki stawiałeś. Jednakże pomimo wszelakich przeciwności losu wydawało się, że jednak uda ci się dotrzeć do rozsuwanych drzwi, za którymi czekała cię słodka wolność.
Wolność od... właściwie czego? Czy naprawdę byłeś tu więźniem? A może to wszystko to tylko iluzja? Tak samo jak miła babcia z poprzedniego wieczoru?
Dziwne myśli, które normalnie nie zajmowałyby twego umysłu nagle zaczęły bombardować cie z każdej strony. Bez ładu i składu, w żadnym stopniu nie byłeś w stanie ich uporządkować, a tym bardziej pozbyć się.
- A ty dokąd? Wnet będzie się ściemniać. - usłyszałeś dziewczęcy głos. Należał do młodej kobiety, którą miałeś "przyjemność" poznać wczorajszego wieczoru. Stała ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej uważnie przyglądając się tobie.
- Dobrze się czujesz? Coś blady jesteś.
Mężczyzna przyglądał wam się przez dłuższą chwilę a wy w napięciu oczekiwaliście na jego "werdykt". Wreszcie ten westchnął i trzepnął syna w tył głowy, najwyraźniej zawierzając waszym drobnym kłamstewkom.
- Wybaczcie za niego. Naprawdę potrafi wpakować się w kłopoty. - ponownie westchnął mężczyzna podchodząc bliżej wozu.
- Tam, do stajni. - odpowiedział na pytanie Yuichiro, samemu ściągając z wozu dwa, zapewne ciężkie, worki z ryżem. Znów mogliście przekonać się, że pomimo wieku jego ciało wciąż było krzepkie i silne. We czwórkę poradziliście sobie bardzo dobrze z rozładunkiem i nie minęło zaledwie parę minut, kiedy praca była skończona.
- Nie przedstawiłem się. Zwą mnie Ume i dlatego proszę was, abyście i wy się tak zwracali do mnie. Mam u was dług wdzięczności za uratowanie mego syna, dlatego proście co chcecie. Co prawda sam zbyt wiele nie mam, aczkolwiek postaram się odwdzięczyć najlepiej jak tylko potrafię. Robi się już późno, a wy zapewne jesteście zmęczeni, więc na ten moment mogę wam zaoferować póki co nocleg oraz ciepły posiłek. Tak jak wspominałeś wcześniej, chłopcze - tu skierował swe słowa w stronę Benjiro odnosząc się do jego wcześniejszych słów
- Tak, w tym roki bogowie wyjątkowo dobrze nad obdarowali. Chwała im za to. - odpowiedział, prowadząc was w głąb chatki, o ile zgodziliście się na nocleg. W środku było dość ciasno i ciemno, ale przytulnie. Dom nie był zbyt wielki, a składał się zaledwie z trzech, ubogich izb. Pierwsza to była prowizoryczna kuchnia z paleniskiem na środku, połączona z pokojem dziennym i wnęką, w której sypiał gospodarz wraz z żoną. Druga izba to pokój ich syna oraz jak się okazało, waszego tymczasowego lokum. A trzecia to mały składzik. Nic więcej, nic mniej.
- Możecie nocować z Bakaname. - powiedział Ume wskazując głową na dwa dodatkowe senniki pokryte materiałem koca. Warunki były niezwykle kiepskie, ale wciąż pozwalały na spokojny sen i wypoczynek.
- Powiadomię żonę, że mamy dziś gości a wy wypocznijcie, bądź zwiedźcie wioskę, choć nie ma tu nic do oglądania tak szczerze. Trochę nam zejdzie przygotowanie kolacji. Bakaname, pomożesz matce. - i już po chwili zostaliście zupełnie sami.
Kwestie organizacyjne:
[/b]
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 26.03 23:00
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
- Nie nic się nie stało, trzeba sobie pomagać. Nigdy nie wiadomo, kiedy to my będziemy po drugiej stronie. - Skwitowałem krótko z uśmiechem na ustach i zabrałem się do pomagania w przenoszeniu worków. Brałem tylko jeden worek naraz i pozorowałem, że nie jest on dla mnie taki lekki. Byłem silny, więc raczej mógłbym nieść znacznie więcej, ale nie chciałem niepotrzebnie wzbudzać ich podejrzeń.
- Dobrze Ume... Proszę się tym nie martwić, nie pomogliśmy mu, żeby czerpać z tego zyski. Prawda Benjiro? - Spojrzałem na swojego dużego kolegę i poklepałem go po ramieniu. Ojciec Bakename wydawał się na ufać i bardzo chciał okazać nam swoją wdzięczność. Trzeba było tylko dobrze to rozegrać, może uda nam się tu na jakiś czas zatrzymać i nie wzbudzić niczyich podejrzeń za bardzo, w końcu musimy jeszcze czekać siedem dni.
- Myślę, że nocleg i ciepły posiłek to już i tak będzie odpłata z nawiązką, dziękujemy bardzo. Zresztą jutro możemy wam pomóc ze sprowadzeniem wozu do wioski, w końcu szkoda byłoby go tam zostawić. - Jak na razie nie chciałem sugerować, że zostaniemy na dłużej. Ale musimy znaleźć jakiś pretekst, aby przyjęli nas na kilka dni. Może powiemy, że koń potrzebuje kilku dni przerwy przed dalszą podróżą? To już omówię z Benkiem, w nocy jak będziemy przy wodospadzie. Podszedłem do Bakename i zarzuciłem mu ramie na barki. - Świetnie, to co pokażesz mi swoją wioskę i wszystkie jej uroki? - Byłem bardzo wesoły, otwarty i zadowolony. Na koniec jeszcze przysunąłem usta do ucha chłopaka i szepnąłem. - Tę dziewczynę co Ci się podoba też. W końcu jeszcze jest druga część zobowiązania. - W końcu obiecałem mu, że tak zrobię.
albo ją przed sobą stworzę
Natłok myśli był przytłaczający. Starał się na nich nie skupiać. Jak mantrę szeptał jej imię. Była bezpieczna? Ten dryblas, który go tutaj prowadził, nie złamał jej karku z dzikim okrzykiem satysfakcji? Sama myśl o tym przyprawiła go o gęsią skórę.
I wtedy słyszy głos, drażniący głos, który bez krzty litości przypomina mu, że nie jest sam w tej nasyconej zapachem ziół przestrzeni. Na jego drodze pojawiła się przeszkoda. Przeszkoda, której musiał się pozbyć. Za wszelką cenę.
- Muszę stąd wyjść - mówi tylko, zrównując się z nią. - Prowadź do wyjścia. - Zatrzymuje lodowate spojrzenie na jej twarzy. W jego głosie pojawia się ponaglająca nuta. Odrzuca wszystkie wątpliwości, wszystkie przytłaczające emocje na bok. Pragnienie by stąd wyjść, jest o stokroć silniejsze od innych. Od głosu rozsądku, który usiłuje się przebić przez ten huragan, jaki go owładną. Słyszy racjonalne zapytaj ją, jak długo spałeś i co to były za zioła, czemu odleciałeś. Ale nie pyta. Nie wie czy chce znać odpowiedź, tak jak nie wie czy nieznajoma będzie skora do jej udzielania. Pozostaje z tą niewiedzą. I czuje się z tym nadzwyczajnie dobrze. Jedyne co chce, to stąd wyjść. Jak ją do tego przekonać? Zaciskając dłonie na jej szyi? Nie, wtedy mogłoby się okazać, że nie zapanuje nad złością, która paliła go w trzewiach. Odetnie jej dopływ powietrza i udusi. To, że odbierze jej życie nie przeraża go w najmniejszym stopniu. Obawia się, co będzie dalej. Obawia się, że zimna furia przerodzi się w satysfakcje. Ogranicza się jedynie do zamknięcia dłoni na jej nadgarstku.
- Prowadź.
- dodatkowy ekwipunek:
- solidny sznur, nóż, buteleczka z czystym alkoholem, wyprane szmaty do opatrzenia ran, bukłak z wodą, dużo prowiantu
W chwili, w której twoje opuszki musnęły jej drobną skórę, ta odsunęła się od ciebie jakby właśnie dotknęła ognia, który to bezlitośnie ją sparzył.
- Nie dotykaj mnie - warknęła przeszywając cię swym spojrzeniem na wylot wyglądając jednocześnie jak ktoś, nie mógł oprzeć się chęci chwycenia za pierwszy, lepszy ostry przedmiot, którym mogłaby wyciąć twe serce. Już wtedy coś ci podpowiadało, że raczej szybko nie uda ci się przekonać jej do własnej osoby.
- O co ci chodzi? Jesteś MOIM gościem, więc trochę szacunku. Nie rozkazuj mi. Czy wszyscy miastowi to takie dupki? Nic dziwnego, że w wiosce ostrzegają nas przed wami. - prychnęła najwyraźniej dogłębnie urażona twym wcześniejszym tonem, choć bacząc na jej wczorajszą reakcję na twoje przybycie - zbyt wiele jej nie było potrzebne.
Nie wskazała ci drogi a zamiast tego wyminęła cię bez słowa, jedynie na sam koniec obrzucając nieprzyjemnym, wręcz wrogim spojrzeniem, by po chwili zniknąć w mroku długiego korytarza, a ciebie pozostawiając samego sobie.
Z drugiej zaś strony tak naprawdę nie potrzebowałeś przewodnika, wszakże zapamiętałeś drogę jeszcze poprzedniego wieczoru. Wystarczyło sięgnąć dłonią przed siebie i rozsunąć drzwi, by poczuć zapach słodkiej wolności.
Tak też uczyniłeś.
Kiedy tylko przekroczyłeś próg domu, twoja twarz momentalnie została otulona przyjemnym uczuciem wiosennego powietrza. Na horyzoncie słońce leniwie kłaniało się ku horyzontowi, a twe oczy chcąc czy też nie wyłapały dwie charakterystyczne sylwetki. Jedna wysoka i masywna, druga mniejsza i drobniejsza. I pomimo innego ubioru, bardziej obdartego, to nie mógłbyś pomylić ich z nikim innym.
Taka okazja z pewnością szybko nie nadarzy się, dlatego też bez względnego ociągania się postanowiliście zwiedzić małą wioskę, chcąc tym samym zdobyć jak najwięcej informacji. Zwłaszcza, że słońce leniwie chyliło się ku zachodowi. Niestety, a może i stety, Bakaname nie mógł wam towarzyszyć. Byliście zdani tylko na samych sobie.
Wioska tętniła życiem i choć była niewielka, to mieszkańców było dość sporo, a przynajmniej takie sprawiało wrażenie ów miejsce. Krocząc wydeptanymi drogami mijaliście sporo wieśniaków, którzy w większości nie różnili się od siebie niczym szczególnym. Ot, ludność zniszczona przez ciężką pracę na roli. Dopiero bliżej centrum wioski dostrzegliście po prawej trzy starsze kobiety, które dyskutowały ze sobą i sądząc po tym, że wszystkie trzy trzymały koszyki z warzywami, najpewniej dokonywały wymiany dobrami ziemi. Z drugiej zaś strony dostrzegliście dwie młode dziewczyny, na oko mające nie więcej jak osiemnaście lat a gdy wasze spojrzenia skrzyżowały się z ich, te zawstydzone zachichotały i zaczęły coś szybko szeptać, wyraźnie wami zainteresowane. Z kolei po lewej znajdowała się grupka dzieciaków, która była pochłonięta grą w kamyki.
Jednakże byliście w stanie wyczuć również mniej przychylne spojrzenia. Raz po raz jakiś mieszkaniec wioski posyłał wam chłodne spojrzenie, jakbyście wyraźnie przeszkadzali im swoją obecnością. Cóż, taki urok małych społeczności, czyż nie?
Kwestie organizacyjne:
[/b]
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 01.05. 23:00
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
- Co myślisz Benjiro? Musimy znaleźć jakiś pretekst, aby zostać tu na te siedem dni. Może być trochę ciężko z tym, dzień zyskamy na pomocy im, ale co dalej. Może uszkodzimy wóz albo powiemy, że koń potrzebuje przerwy od długiej podróży? Udawanie choroby raczej nie jest dobrym pomysłem, wtedy jedna osoba zostanie przykuta do futona. - Rzucałem cicho różnymi pomysłami i uważnie rozglądałem się z uśmiechem na ustach czy nikt przypadkiem nas nie podsłuchuje. Rozmowa z kobietami, które wymieniały się warzywami, raczej nic nam nie da. Chyba lepiej będzie spróbować z tą dwójką, która wydają się zainteresowane, łatwiej będzie coś u nich wskórać. Z dziećmi pewnie poszłoby najłatwiej, ale też trudno uwierzyć, że ich słowa nie okażą się prawdą a plotką, którą powtarzały w kółko. - To chyba trzeba zacząć od tamtej dwójki. Poczekaj chwilę sprawdzę czy może nas oprowadzą. - Poklepałem Benjiro po ramieniu i ruszyłem w stronę zainteresowanych dziewczyn. Szedłem spokojnym krokiem z podniesionym czołem, badawczo się im przyglądałem.
- Konbanwa uroczym panią, nazywam się Yuichiro. Może znalazłybyście chwile, żeby nas oprowadzić po wiosce. Na pewno mi i mojemu koledze będzie zdecydowanie milej, gdy dotrzymacie nam towarzystwa. - Uśmiechnąłem się i swoimi złotymi ślepiami wodziłem z jednej na drugą. Odrobinę im słodziłem, ale to dlatego, że chciałem przełamać pierwsze lody i wzbudzić w nich sympatię.
- Ekwipunek:
- Tykwa z wodą, kulki ryżowe, Nóż, krzesiwo, Ubranie na zmianę, Pieniążki (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne), mapa, Woreczek suszonych moreli
albo ją przed sobą stworzę
- Oceniłaś mnie, jak tylko mnie zobaczyłeś - zauważa, dupek to jego drugie imię. - I muszę przyznać, że masz dobre oko, teraz nie muszę się już nawet starać - odpowiada jej i odwdzięcza się tym samym zimnym, nieprzystępnym spojrzeniem. Przynajmniej nie musi jej mówić "zejdź mi z oczu". Wygląda na to, że doszła do tego wniosku sama, znikając w mroku korytarza.
Arata rozgląda się dookoła. Nie może liczyć na jej pomoc. Nie może liczyć na jakąkolwiek pomoc. Jest sam, zdany tylko na siebie. Rozpoznaje te pomieszczenie. Skupia się i nanosi je na mapę swojej pamięci. Wyjście. Za tymi drzwiami powinno być wyjście. Łapiąc się tej ulotnej nadziei, rozchyla zamaszystym ruchem drzwi.
Blask dogasającego dnia na moment go oślepia. Mruga, by przystosować oczy do dziennego światła. Słońce stopniowo znika na horyzoncie. Niedługo nastanie zmierzch. Wciąga do płuc świeże wiosenne powietrze i kicha niemal od razu. Wiosna, przeklęta wiosna. Jego załzawione oczy zatrzymują się na dwóch znajomych sylwetkach. Próbuje wydobyć ich imiona z odmętów pamięci. Benjiro i Yuichiro. A więc oni też tu dotarli. Na własną rękę. Gdzie podziewa się jego kruk? Czemu nie dał mu znać?
Nie podchodzi do mężczyzn. Dopięli swego. Role, jakie odgrywają, nie pasują do jego wizerunku. Hatsuyuki jest ważniejsza. Chce odzyskać swoją klacz. Wraca w miejsce, gdzie ją zostawił.
- dodatkowy ekwipunek:
- solidny sznur, nóż, buteleczka z czystym alkoholem, wyprane szmaty do opatrzenia ran, bukłak z wodą, dużo prowiantu
Świeże powietrze zdecydowanie pomogło ci momentalnie podnieść się na nogi i odzyskać trzeźwość umysłu. Odszukując w odmętach pamięci przypomniałeś sobie słowa z wczorajszego wieczoru odnośnie tymczasowego pobytu twej klaczy. Bez większego ociągania się ruszyłeś w stronę stodoły oraz niewielkiej zagrody znajdującej się nieopodal chatki, w której spędziłeś noc.
Ku twej uldze koń był cały i zdrów. Pozbawiona siodła oraz całego oporządzenia, zdecydowanie wypoczęta skubała sobie trawę od czasu do czasu poruszywszy ogonem odganiając niechciane muchy.
Dotarłeś do swego celu, odnalazłeś klacz. Pytanie: Co teraz? Wszakże niebawem zapadnie zmrok a ty miałeś nieodparte wrażenie iż wszelakie opcje diametralnie się kurczą...
W momencie, w którym podeszliście do dziewcząt, te zachichotały jeszcze głośniej teraz już nawet nie kryjąc swego zainteresowania waszymi personami. Jedna z nich, wyższa nawet od samego Yuichiro, spojrzała odważnie na was, choć wciąż biło od niej nieco zawstydzenia. Zapewne to pierwszy raz kiedy miała tak bliskie spotkanie z kimś spoza jej rodzinnej wioski.
- A czemu miałybyśmy to zrobić? - ponownie zachichotała, i choć jej słowa miały wydźwięk negatywny, to już ton, w jaki je wypowiadała był wręcz przeciwny.
Flirtowała z wami. Droczyła się. Próbowała zaciekawić sobą.
- Może jesteśmy zajęte, prawda Ami? - zagadnęła do drugiej, niższej i nieco pulchniejszej, lecz o bardzo ładnej twarzy. Ta jedynie kiwnęła głową, wyraźnie będą zawstydzoną również za swoją koleżankę, która wyczuwszy, że może pozwolić sobie na więcej, skrzyżowała ręce na drobnej klatce piersiowej jakoby w buntowniczym ruchu.
- Może najpierw opowiecie nam coś o sobie? Z jakiej wioski jesteście? Saganoya? - zgadywała nie zwracając uwagi na szturchnięcie koleżanki, która najwyraźniej chciała coś powiedzieć, nerwowo rozglądając się dookoła.
Kwestie organizacyjne:
[/b]
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 06.05. 23:00
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
albo ją przed sobą stworzę
- dodatkowy ekwipunek:
- solidny sznur, nóż, buteleczka z czystym alkoholem, wyprane szmaty do opatrzenia ran, bukłak z wodą, dużo prowiantu
Dziewczyna jeszcze przez dłuższą chwilę sprawiała wrażenie zupełnie niedostępnej, aczkolwiek jej "mur" bardzo szybko został skruszony w momencie, w którym Benjiro się odezwał.
- S-skoro tak sprawę przedstawiacie, t-to chyba możemy wam pokazać co nieco... - bąknęła pod nosem, a na jej policzku pojawił się ledwo widoczny rumieniec.
- Nazywam się Yuki a to Ami. - wskazała na swoją koleżankę, której oczy były wpatrzone w Benjiro. Nie trzeba było być orłem aby zorientować się, że dziewczę właśnie poznawało uroki pierwszej miłości. I to od pierwszej wejrzenia.
To była zaledwie sekunda, kiedy obie dziewczyny złapały Benjiro pod ramię, każda z jednej strony. Ami z lewej, Yuki z prawej.
- Och, dużo spędzasz w polu? Pracowity jesteś, prawda? - zagadnęła Yuki dotykając mięśni na twoim ramieniu, Benjiro.
- Mama zawsze mi powtarzała, aby znalazła sobie silnego mężczyznę! - dodała, na co Ami, druga z dziewczyna zacisnęła swoje dłonie jeszcze mocniej dookoła twego ramienia, najwidoczniej nie zamierzając odpuścić.
No cóż, obie dziewczyny widocznie były o niebo bardziej zainteresowane Benjiro aniżeli Yuichiro. Nim jednak zdołałeś zrobić krok za trójką, która już ruszyła ulicą wioski, poczułeś dość mocne uderzenie w tył głowy.
Od twojej potylicy coś się odbiło, po czym praktycznie upadło o samych stóp.
- Przeplasam! - sepleniący, wręcz piszczący głos należał do małego chłopca, na oko mającego może z sześć lat. Z wiszącym gilem z nosa spojrzał na ciebie i pochylił się, podnosząc kamień, którym najwyraźniej oberwałeś.
Kwestie organizacyjne:
[/b]
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 10.05. 23:00
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
- Nic się nie stało, chłopcze. - Dalej utrzymywałem uśmiech na ustach, pomimo że cios sprawił mi dyskomfort. Uważnie się mu przyjrzałem, musiał zrobić to przypadkiem. Nie wyglądał na wioskowego zabijakę, zwłaszcza z tym glutem do pasa.
- W co tam gracie z kolegami, może potrzebujecie dodatkowego zawodnika? ... Kiedyś byłem dobry w te klocki, jak mnie ogracie to dam wam coś dobrego. - Nie wiedziałem, czy chłopak będzie chciał dalej ze mną rozmawiać, dlatego posunąłem się do podstępu i spróbowałem go omamić wizją nagrody. Może dzięki temu udam mi się jakoś wniknąć do ich grupki i zdobyć zaufanie. Może na początku nie zamierzałem dzisiaj do nich podchodzić, ale skoro los tak chciał, to musiałem to wykorzystać najlepiej, jak tylko potrafiłem. Druga taka okazja mogłaby się nie nadarzyć, a być może dzieci w swojej naiwności coś mi zdradzą i w nocy będziemy mogli spróbować złożyć tę układankę do kupy.
albo ją przed sobą stworzę
Dzieci bywają zaskakująco ufne, zwłaszcza przy wizji otrzymania nagrody. Oczy chłopca zaiskrzyły a następnie zaczął gwałtownie kiwać głową z taką siłą, że przez moment miałeś wrażenie, że zwisający glut wyląduje na twojej twarzy. Na całe szczęście nie doszło do ów wypadku i już po chwili stałeś otoczony grupką dzieciaków.
Było ich teraz piątka. Czterech chłopców i jedna dziewczynka, wszyscy na oko mający między szóstym a dziesiątym rokiem życia.
- Kto to jest? - zapytał jeden z nich, od razu sprawiający wrażenie najodważniejszego i najbardziej pyskatego z całej paczki. Pod lewą, dolną powieką zauważyłeś małą, jasną bliznę w kształcie sierpa.
- My się nie bawimy ze staruchami! - żachnął się chłopak i skrzyżował ręce na wychudzonej klatce piersiowej.
- Ale Lyo.... On powiedział, że da nam coś doblego! - w twojej obronie stanął drugi chłopiec, ten z glutem, który najwyraźniej postanowił zrobić wszystko dla wcześniej wspomnianej nagrody.
- Hmph, mnie nie tak łatwo przekupić! Ale dobra, powiedzmy, że.... możemy negocjować. Co masz dla nas? - zapytał Ryo taksując się swoim spojrzeniem praktycznie na wylot.
Kwestie organizacyjne:
[/b]
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 15.05. 23:00
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
- Możecie mi mówić Yu albo Yui, miło mi was poznać. - Uśmiechnąłem się i spojrzałem na chłopaka z blizną, jego chyba najtrudniej będzie przekonać, ale czworo z pięciu to i tak będzie bardzo dobry wynik. - Aż tak stary nie jestem, jeszcze umiem się bawić. - Pokazałem Lyo język i dalej przysłuchiwałem się, o czym dokładnie rozmawiali. Wzrok przeniosłem na Ryo, którego ciekawość wzięła górę i w tym upatrywałem się szansy. Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni kimona i wyciągnąłem papierową torebkę przed ich oczy. Włożyłem dłoń do środka i trzymając między dwoma palcami suszoną morele, pokazałem ją dzieciom. Po krótkiej prezentacji wrzuciłem ją sobie do buzi i ostentacyjnie pogryzłem, zachwycając się jej smakiem.
- A mam bardzo słodkie suszone morele, pyszne są. Chcesz jedną? - Spojrzałem na chłopaczka, który mówił, że nie łatwo go przekupić. - A nie zaraz mówiłeś, że nie dasz się tak łatwo przekupić. - Jedną podałem chłopakowi z glutem, chciałem wzbudzić ich zazdrość między sobą i jeszcze bardziej tym samym zachęcić do tej nagrody.
-Zasady są proste, wygrasz ze mną w grze, dostajesz smakołyka. Każdy z was może wybrać jakąkolwiek grę albo zabawę. Mogą to też być zagadki. Gramy tak długo, jak będziecie mieli siłę albo skończą się owoce. A jak przegracie, to będziecie musieli..... - Mówiłem ciepłym pewnym głosem i specjalnie przetrzymałem trochę wypowiedz i i udawałem, że się intensywnie zastanawia nad czymś. - Będziecie musieli odpowiedzieć mi na pytanie albo opowiedzieć coś strasznego. Czy takie warunki wszystkim pasują? - Papierowy woreczek schowałem z powrotem do kieszeni i spojrzałem badawczo na dzieciaki.
albo ją przed sobą stworzę
Nie możesz odpowiadać w tematach