Tego dnia pogoda była dość przyjemna jak na tę porę roku. Wiosenne promienie słońca leniwie przebijały się przez gałęzie, na których dopiero od niedawna można było dostrzec świeże pączki liści, które to nie zdążyły jeszcze zakwitnąć. Świat jakby dopiero co zaczynał dobudzać się po długiego i zimowego snu, jednakże dla was nie było żadnej różnicy. Bez znaczenia jaka aktualnie była pora roku - cel zawsze był taki sam. Wyplenić z tego świata jak największą ilość demonich pomiotów, pnąc się w hierarchii, a być może któregoś dnia stanąć twarzą w twarz z największym wrogiem ludzkiego życia - Muzanem.
Niestety, póki co musieliście skupić się na, jak pozornie mogło się wydawać, pomniejszych misjach.
Fukuchiyama było dość małym miastem, lecz na tyle dużym, by żaden z mieszkańców nie był w stanie was rozpoznać, kiedy przybyliście tutaj dwa dni wcześniej. Aktualnie znajdowaliście się w małym, wynajętym pokoju, gdzie po krótkim rozeznaniu w okolicy przyszło wam omówienie planu. Było was czworo. Trzech mizunoto i jeden kanoto. To właśnie temu ostatniemu przypadło objęcie roli "przewodnika" tej misji, w której szczegóły zostaliście wtajemniczeni jeszcze tuż przed wyruszeniem.
Był to dość niskich rozmiarów chłopak, na oko liczący może z dwadzieścia pięć lat, o popielatym kolorze włosów spiętych w małą kitkę oraz o niezwykle ciemnych oczach, w których zdawał się niknąć każdy blask światła.
- Jak już wcześniej mówiłem - zaczął Shinji Hokuto - Naszym głównym celem jest poznanie prawdy, co tak naprawdę dzieje się w wiosce Hasashin. Ludzie znikają tam cyklicznie, każdego miesiąca kiedy księżyc w pełni oświeca mrok nocy. Prawdę powiedziawszy cała ta ich tajemnica nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby zniknięcia nie przeniosły się na okoliczne wioski. Aczkolwiek nikt nie wie na ile jest w tym wszystkim prawdy. Słyszałem, że ponoć wieśniacy spoza Hasashin są po prostu zazdrośni o nagły wzrost dobrobytu w Hasashin aczkolwiek nasz informator, nazywa się Tenma, twierdzi, że dzieje się u nich coś złego. Niewyjaśnionego. - zamilkł unosząc spojrzenie na waszą trójkę, jednocześnie pocierając wierzchem dłoni lewy policzek.
- Nie wiem jak wy, ale dla mnie połączenie nocy, zniknięcia ludzi oraz coś niewyjaśnionego śmierdzi demonem nawet tutaj. I dlatego zostaliśmy wysłani, aby to zbadać i poznać prawdę. I jakkolwiek chciałbym wam towarzyszyć, niestety nie będę mógł tego uczynić w pierwszych dniach. Parę osób z tej wioski kojarzy moją twarz, więc wolałbym uniknąć odkrycia swojej tożsamości już na samym początku, co mogłoby utrudnić nam śledztwo. Aczkolwiek z pewnością będę w okolicy. Niedaleko wioski znajduje się mały wodospad. Będziemy spotykać się tam każdej nocy, tuż po tym jak słońce będzie chowało się zza horyzontem, by wymienić się zdobytymi informacjami. - ponownie zamilkł, jakby chciał dać wam czas na przetrawienie wszelkich informacji, jakiego podawał. Po chwili jednak kontynuował.
- Macie jakiś plan działania? - zapytał nagle, kierując słowa bezpośrednio do was.
Kwestie organizacyjne:
- Kolejność odpisów: dowolna
- Czas na odpis: 10.03 godz. 23.59
- Bardzo proszę, abyście napisali w spoilerze ekwipunek, jaki zabieracie ze sobą.
- dodatkowy ekwipunek:
- solidny sznur, nóż, buteleczka z czystym alkoholem, wyprane szmaty do opatrzenia ran, bukłak z wodą, dużo prowiantu
-Czyli w skrócie, nie mamy pewności, że to demony. Równie dobrze grupka obłąkanych ludzi może składać ofiary bogom, jak to już niejednokrotnie miało miejsce w historii.- Byłem odrobinę sceptyczny, ale nie negowałem obecności demona. Na pewno znajdzie się próżny demon, który przekabaciłby ludzi do takich pomysłów. - Z drugiej strony, nikt by nie wzgardził uwielbieniem i darmowym jedzeniem. Pomysł Benjiro nie jest zły. Tylko pytanie, czy mieszkańcy chcieliby się dzielić takim darem. Obawiam się, że mógłbyś skończyć jako jedna z ofiar. Raczej unikają rozgłosu, więc są podejrzliwi. Nagle przychodzi ktoś obcy i szuka u nich rozwiązania, to byłby zbyt duży zbieg okoliczności. Wydaje mi się, że warto byłoby zasięgnąć języka. Na pewno nie zaszkodzi, żebyś popytał chłopów i opowiedział bajeczkę, że nic Ci nie rośnie. Tylko nie poruszaj jako pierwszy tematu magicznego urodzaju.-Westchnąłem lekko i pokręciłem głową na boki. Druga sprawa, że warto będzie wieczorami poobserwować ludzi i zobaczyć kto ma coś za uszami. Sam pokręcę się po okolicy, wejdę do barów i wypytam tych co lubią pić. A potem przejdę się po okolicy i może wpadnę na coś ciekawego, w końcu gdzieś muszą być jakieś ślady i pozostałości. Nawet demon nie zjada wszystkiego, musimy się zastanowić, gdzie gad może się kryć. Problem w tym, że jeżeli oni przynoszą mu ofiary to wcale nie musi być blisko. - Spojrzałem najpierw na dużego chłopa, potem przeniosłem swoje żółte ślepia na Hokuto i zakończyłem na białowłosym. Byłem ciekawy, jak on to widzi. Burza mózgów przed takim zadaniem była bardzo ważna, nawet coś głupiego mogło podsunąć pomysł na lepsze rozwiązanie.
- Ekwipunek:
- Tyka z wodą, kulki ryżowe, Nóż, krzesiwo, Ubranie na zmianę
albo ją przed sobą stworzę
Wstaje rano. Wcześnie rano. Aplikuje sobie trening na świeżym powietrzu. Chłód, nadal jest chłodno. I czuje dzięki temu otrzeźwienie. Chce się tym cieszyć jak najdłużej, ale czas go nagli. Obowiązki. Najpierw obowiązki. A dopiero później przyjemności.
Wchodzi do pomieszczenia jako ostatni. Opiera się plecami o ścianę, najpierw zapoznając się ze zdaniem starszego rangą. Nie wtrąca się w wypowiedź ani jednego, ani drugiego zabójcy. Przysłuchuje się ich strategii. Jeszcze nie ujawnia swojego paskudnego charakteru. Jeszcze. Chociaż wie, że to tylko kwestia czasu. Kurtyna w końcu opadnie. Czując na sobie obce spojrzenia, krzywi się.
- Dyskretny wywiad środowiskowy jest jak najbardziej pożądany w starciu z nieznanym wrogiem. - Arata nie przypisuje tych nieszczęść demonom, ludzie bywają równie okrutni co te wynaturzenia, a czasem nawet bardziej. Jak słusznie zauważa jego przedmówca - na kartach historii nie brakowało religijnego fanatyzmu i innych dewiacji. - Dyskretny - drugi raz powtarza to słowa. - W zamkniętych społeczeństwach nie trudno o wzbudzenie podejrzeń. Jak zaczniemy myszkować zbyt otwarcie i zadawać milion pytań albo speszmy sprawcę, albo go sprowokujemy do większej brutalności. - Wzrok na moment zatrzymuje na Benjiro. Jego gabaryty nie mają nic wspólnego z zachowaniem dyskrecji. - Chociaż prowokacja to też jakaś opcja. Przynęta nie zawadzi, jak już zbadamy grunt.
Nie wnosi do dyskusji nic nowego. Każdy pomysł ma swoje plusy, jak i minusy. Ciężko jest wymyślać taktykę, gdy nie znają tożsamości sprawcy.
Demon a może człowiek?
Ruletka.
Ostrożność. I jeszcze raz ostrożność.
- Spoiler:
- poza mieczem, bukłak z wodą
Hokuto milczał przez dłuższą chwilę, wyraźnie zastanawiając się nad każdą opcją, jaka tu padła. Ponownie uniósł poobijaną i zadrapaną dłoń, na której wciąż widoczne były ślady już twardych pęcherzy, efekt zapewne po wielu ciężkich treningach, i potarł nią bok żuchwy. W końcu kiwnął lekko głową i spojrzał z uwagą na was, a jego barki jakby delikatnie opadły. Z ulgi? A może z rozczarowania?
- Twój plan nie jest głupi, choć posiada parę minusów. Niemniej wydaje mi się najbardziej sensowny. Benjiro, tak? - zwrócił się bezpośrednio do największego gabarytowo mężczyzny w pomieszczeniu. Sięgnął dłonią do skórzanej torby, którą miał przy sobie, a następnie wyciągnął z niej mały, materiałowy woreczek, który rzucony na stół wydał z siebie ciche brzęknięcie.
- W środku znajduje się pięć złotych monet i dziesięć srebrnych. Zróbcie z tego pożytek. To, co z tym zrobicie zostawiam w waszych rękach. Wierzę w waszą roztropność i że nie udacie się do domu uciech dzisiejszego wieczoru bądź nie przepuścicie wszystkie w trunki. - ponownie zamilkł, lecz tym razem tylko po to, by sięgnąć po kubek z chłodną już herbatą. Upił kilka drobnych łyków, by zwilżyć gardło oraz zaschnięte usta.
- Nie muszę wam przypominać, że zarówno w Kioto, jak i w jego okolicach opinia o łowcach demonów na ten moment jest tragiczna. Tak jak Arata powiedział, ostrożność przede wszystkim. Nie wychylajcie się, schowajcie broń oraz ubrania utkane z drogich materiałów. Spróbujcie z planem Benjiro, odegrajcie farmerów. Jak już było powiedziane, tutejsza ludność, zwłaszcza w tak małych wioskach jak Hasashin jest bardzo nieufna w stosunku do obcych, aczkolwiek jeżeli rozszerzyli swoje poszukiwania ofiar na kolejne tereny, być może to jest wasza... nasza szansa, aby wkupić się w ich łaski. Ryzykowne, wiem, ale nasz zawód na zawsze jest połączony z ryzykiem. Jak już powiedziałem, nie wiem czy ów działanie należą do demonich łap czy też ludzkich. Naszym zadaniem jest odkrycie prawdy i ewentualne wyeliminowanie potwora. Pytajcie, ale dyskretnie. Wyszukujcie słabsze jednostki, wiem, że dzieci są bardziej skore do rozmów aniżeli dorośli. Umęczone i wystraszone żony również, ze starszymi jest najgorzej. Jeżeli będziemy mieli do czynienia z jakąś szaloną grupą religijnym, tym bardziej starsze pokolenie może okazać się zdradliwe. Choć nie jest to reguła. - sięgnął do torby i wyciągnął rulonik, który położył obok sakiewki.
- To prowizoryczna mapa zrobiona przez zwiadowcę. Co prawda nie ma na niej zbyt wielu szczegółów, ale na ten moment nie mamy nic lepszego. Sama droga do wioski nie powinna zająć wam zbyt wiele czasu.... to jest, jeżeli wyruszycie konno. Opuściwszy Kioto o poranku, tuż po wschodzie słońca, już przed południem powinniście tam dotrzeć. Jednakże piechotą zajmie wam to o wiele więcej, być może cały dzień a może również i noc.Z drugiej strony takie rozwiązanie byłoby bezpieczniejsze pod względem przykrywki. Nie wiem, sami zadecydujcie. Być może jest jeszcze inne rozwiązanie? W każdym razie ja udam się zaraz i spotkamy się na miejscu. W umówionym miejscu o umówionej porze. - podniósł się, zbierając swoje rzeczy, posyłając wam krótkie i ostatnie spojrzenie.
- Powodzenia. - pokłonił głowę, po czym opuścił pokój, pozostawiając was samych.
Kwestie organizacyjne:
- Kolejność odpisów: UWAGA! Macie teraz możliwość napisania DWÓCH kolejek. Przykład: Benjiro->You->Arata->Ben->You->Arata.
W tych kolejkach możecie opisać co robicie z pieniędzmi i jaki macie ostateczny plan na dostanie się do wioski etc. Oczywiście możecie to zrobić w jednej kolejce jak chcecie. W zależności czy wybierzecie opcje z dwoma czy z jedną, proszę was by w ostatnim poście znalazła się informacja o wyruszeniu do wioski. - Czas na odpis: 16.03 godz. 23.59
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. Oraz osoba (bądź osoby) odpowiedzialna za sakiewkę i mapę również to dopisała.
- dodatkowy ekwipunek:
- solidny sznur, nóż, buteleczka z czystym alkoholem, wyprane szmaty do opatrzenia ran, bukłak z wodą, dużo prowiantu
-Sam zastanawiałem się, jak ukryjemy broń, jeżeli udamy się tam pieszo. Zaopatrzenie się w stary wóz i jakiegoś sędziwego rumaka nie brzmi złe. Do tego moglibyśmy kupić trochę sadzonek czy innych rzeczy, które się uprawia i w bagażach ukryjemy nasze bronie i ubrania. Potem tylko ubierzemy w jakieś łachmany i będziemy trzymać się historii o obumierających plonach. W międzyczasie rozejrzymy się po okolicy i możemy spróbować wypytać dziatwę, tylko musimy kupić jakieś smakołyki dla nich. Wtedy chętniej się otworzą, jak zobaczą naszą dobroć.- Rzuciłem kilka luźnych kwestii, które powinniśmy obgadać. Chciałem wiedzieć, czy mam zgodność co do planu i pomysłu, czy może w głowie Araty narodziła się inna koncepcja. - Benjiro jakbyś nam opowiedział trochę, co się hoduje o tej porze roku i jak. Żebyśmy przypadkiem nie rzucili jakieś głupoty, która nas zdemaskuje. Nie wiem, jak dokładnie wygląda proces i tym bardziej co kiedy się sadzi, czy zbiera.- Zwinąłem mapę i położyłem z powrotem na stoliku.
- Ekwipunek:
- Tyka z wodą, kulki ryżowe, Nóż, krzesiwo, Ubranie na zmianę,
albo ją przed sobą stworzę
- Sędziwa szkapa nie uciągnie wozu. Chyba, że żaden z was na wozie dupska nie usadzi - mówi, gdy padają kolejne pomysły. Ten z koniem jest absurdalny i niedorzeczny. A skoro z końmi dogadywał się lepiej niż z ludźmi, nie ma zamiaru przyzwalać na takie nieludzkie w jego mniemaniu praktyki. - Obumierające plony, łachmany, ledwo zipiący koń i garść słodyczy? Macie ich za idiotów? - Kręcić nosem Arata umie jak mało kto, co teraz demonstruje, być może irytując swoich towarzyszy broni, ale widzi w ich pomysłach luki i nie waha się ich wytknąć. Słodycze nie były na każdą kieszeń. A już na pewno nie na kieszeń kogoś, kto podobno przymiera z głodu wskutek nieurodzaju. -Większość drogi możemy pokonać na własnych koniach. Dopiero jak zaczniemy się zbliżać do osady, ukryjemy je. Na miejscu proponuję się rozdzielić. Z całym szacunkiem, ale ze mnie taki farmer i żebrak jak z koziej dupy trąbka. - Wątpi w swoje umiejętności aktorskie i zwykle nie umie wczuć się w rolę, dlatego nie przepada za zbędnymi przebierankami. W jedyne, co nigdy nie zwątpił, to instynkt zabójcy. Wszakże do tego został stworzony. Do tropienia i likwidacji celów. Szybkiego działania. - Wy zajmijcie mieszkańców gadką-szmatką o dogorywających plonach. Jak wykorzystam swoje kompaktowe rozmiary i zakradnę się inną drogą. Wypuszczę kruka. Nadstawię uszy. - Rozkłada mapę, by zorientować się w topografii. Przez swoje tułaczki, nie ma problemu z orientacją w terenie, dlatego nie potrzebuje trzymać mapy przy sobie. Studiuje ją, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów, po czym oddaje ją swoim towarzyszom. Ten konkretny rzut okiem powinien mu wystarczyć.
- Spoiler:
- poza mieczem, bukłak z wodą
-Arata-san. Widzę, że tobie się nic nie podoba i masz już swój idealny plan. Nawet starej szkapie łatwiej będzie pociągnąć ciężki wóz, niż wziąć jeźdźca na plecy. Zwłaszcza takich rozmiarów jak nasz kolega. A tak na marginesie nikt nie mówił tu o jakiś słodyczach pokroju cesarskiego salonu. Suszona churma albo ume, które są raczej ogólnodostępne i tanie. W takim razie po prostu będziemy spotykać się przy wodospadzie i dzielić swoim spostrzeżeniami.- Nie miałem już zamiar wdawać się z nim w dyskusje i przeniosłem wzrok na Benjiro, z którym musiałem ustalić kilka kwestii. Wziąłem mape i sakiewkę ze stołu, podrzucałem ją delikatnie w dłoni.
-Benjiro zrobimy tak, jak mówiłeś z tym wozem, koniem, rzeczami rolnymi i jakimiś smakołykami dla dziatwy. Nie będziemy przesadzać, żeby nie mieć za dużo, ale żeby było widać, że jesteśmy rolnikami. - Podszedłem do niego i uśmiechając się, położyłem mu dłoń na ramieniu. -Liczę na obfite zbiory podczas naszej współpracy.- Udałem się Benem na targ, aby zakupić wszystkie potrzebne rzeczy do naszej maskarady. Detale i kosztorys zostawiłem mu, bo kompletnie się nie orientowałem w rolnictwie.
- Ekwipunek:
- Tyka z wodą, kulki ryżowe, Nóż, krzesiwo, Ubranie na zmianę, Pieniążki, mapa
albo ją przed sobą stworzę
- Owszem i moja wizja nie pokrywa się z waszą - przyznaje, aby nie przeciągać tego w nieskończoność. Nie jest skłonny do wypracowania kompromisu, chociaż powinien być. Nie bez powodu oddelegowano do tego zadania ich trójkę. Nie bez powodu postawiano na współpracę. Balansuje na granicy ryzyka, który pewnie okaże się nie warty świeczki. - Spotkamy się na miejscu.
Znowu rozwija mapę i zaznacza na niej trzy punkty charakterystyczne, wodospad jest jednym z nich.
- Pamiętajcie, żeby nie rzucać się w oczy i nie ładować się na dzień dobry w kłopoty. Nie zapominajcie co jest naszym priorytetem - Arata nie ma szlachetnego serca gotowego nieść pomoc każdemu potrzebującym. Nie odczuwa współczucia, one już dawno zamarło jak oddech w piersi, gdy zetknął się pierwszy raz w życiu z demonem. Jednak ma przeczucie, że ta dwójka może nie mieć jeszcze zbrukanego kręgosłupa moralnego. I tego obawia się najbardziej. Okazanie komuś litości, chwila słabość jest najgorszym gównem w jakie można wdepnąć. - Do zobaczenia - mówi i odchodzi, nie oglądając się za siebie.
Hatsuyuki już na niego czeka - zwarta i gotowa. Na jego ustach zastyga na chwile słaby uśmiech, ale wygasa szybciej niż ten grymas jest w stanie wyłapać przeciętne ludzkie oko. Dosiada swojego wierzchowca, ale wybiera okrężną drogę, nie tą najbardziej oczywistą. Bo tu nic nie jest oczywiste. Swojego kruka wysyła na zwiad.
- Spoiler:
- poza mieczem, bukłak z wodą
I tak o to wasze drogi rozeszły się. Zaskakująco szybko, gdyż nie było wam dane poznać waszych myśli, przyzwyczajeń ani też innych istotnych cech, które mogłyby pomóc w osiągnięciu celu podczas misji. Arata o duszy buntownika oraz samotnika postanowił opuścić miasteczko jeszcze tego samego dnia bez zbędnego w jego mniemaniu przygotowania, z kolei Benjiro Yuichiro postanowili kierować się instrukcjami Hokuto i pierwsze co zrobili po opuszczeniu budynku do udanie się na pobliskie targowisko.
A słońce wysoko na niebie dawało nadzieję, że jest po ich stronie.
Droga, którą obrałeś okazała się o wiele trudniejsza, aniżeli na początku zakładałeś. Miałeś wrażenie, jakby jakaś niewidzialna siła specjalnie co rusz rzucała pod kopyta twojego wierzchowca połamane gałęzie czy też głazy, które niechybnie poluzowane tylko czyhały na samotnych jeźdźców. I choć początkowo zapewne zakładałeś, że dotrzesz do wioski jeszcze za dnia, tak szybko zdałeś sobie sprawę z faktu, że ów założenia zostaną jedynie w strefie marzeń i nadziei. Nie lękałeś się jednak ciemności i nocy, która lada moment leniwie wyleje się na niebo. Wszakże byłeś łowcą demonów, noc wbrew pozorom była twoim żywiołem, miejscem pracy.
Gdy pierwsze gwiazdy zaczęły mrugać nad tobą, a łysy księżyc oświetlać twą drogę, wreszcie dostrzegłeś zarys wioski, zapewne Hasashin. Zatrzymałeś się na niewielkim wzniesieniu, skryty pomiędzy drzewami. I choć nie byłeś w stanie dostrzec szczegółów, już na pierwszy rzut oka byłeś w stanie dostrzec, że okolice wioski pokrywa bujna roślinność, głównie drzew oraz krzaków. Zaskakujące jak na tę porę roku, wszakże była dopiero wczesna wiosna. Niemniej, wioska była otoczona drewnianym ogrodzeniem, przez co miałeś ograniczony wgląd na to, co znajduje się w środku. Przed bramą wjazdową stało dwóch wieśniaków, którzy rozmawiali o czymś, jednakże nie byłeś w stanie usłyszeć jaki był temat ich ożywionej rozmowy. Nie byli zbytnio zadowoleni.
Po chwili kruk wylądował na twym ramieniu i zaczął czyścić lewe pióro, nie przynosząc ci jakichkolwiek nowych wiadomości, tym samym pozostawiając cię samego sobie. Oraz twej intuicji. Co dalej? Zakraść się? A może oficjalnie wkroczyć do wioski?
Zakupy przebiegły zaskakująco szybko i łatwo. Udało wam się zakupić wszystko to, co wstępnie określiliście za potrzebne, pozbywając się tym samym czterech złotych monet i sześciu srebrnych. Następnie udaliście się na wypoczynek, by wraz z bladym świtem wyruszyć w stronę wioski, uprzednio przywdziewając odpowiednie ubrania, które choć nie pachniały świeżością, a raczej stęchlizną, to jednak spełniały swoją główną rolę - dawały wam tak bardzo potrzebne przebranie.
Droga w stronę wioski była żmudna i wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Co prawda z pewnością było to lepsze aniżeli podróż o własnych nogach, z drugiej zaś strony nachodziły was myśli, że może jednak konno byłoby lepiej. Szybciej. Łatwiej.
Mieliście teraz trochę czasu, by móc lepiej się poznać. I gdy już mogliście podjąć jakąkolwiek rozmowę, dostrzegliście na uboczu przekrzywiony na bok wóz, nieco mniejszy od waszego. Najwyraźniej pękło jedno z kół, przez co dalsza podróż została uniemożliwiona. Przy koniu stał młody chłopak i głaszcząc zwierzę po chrapach, wzdychał cierpiętniczo co rusz. Na oko miał może z siedemnaście, góra osiemnaście lat. Jego mysie, nieco brudne i tłuste włosy sterczały niemal na każdą stronę świata a ziemista cera dodawała jedynie jakiegoś dziwnego niechlujstwa co jego wyglądu. Kiedy tylko was dostrzegł, odskoczył od konia i zaczął machać w waszą stronę.
- Dzień dobry! Spadacie mi z nieba! Potrzebuję pomocy! - krzyknął do was, a w jego szarych oczach pojawiła się iskierka nadziei, że wreszcie ktoś go wyciągnie z kłopotów.
Pytanie tylko czy... warto? Wszakże macie cel, a to jedynie was spowolni.
Z drugiej strony mogła to też być pułapka i kiedy tylko się zatrzymacie, z pobliskich krzaków wyskoczy banda złodziei z zamiarem zabrania wam wszystkiego, co mieliście ze sobą. Jednakże jego błagalne oczy praktycznie wwiercały się w was niczym pałeczki w rozgotowany ryż...
Kwestie organizacyjne:
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 23.03 23:23
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
Wreszcie zatrzymują się na kilkuminutowy postój, na niewielkim wzniesieniu, gdzie Hatsuyuki kosztuje wody ze strumienia. Sam zaciąga się powietrzem, czując przyjemny chłód w drogach oddechowych. Widzi ich cel, znajduje się tuż przed nimi. Wioska skąpana w blasku księżyca jest otoczona płotem. Zadziwiające, jak wiele roślin tam rośnie. To jeszcze nie czas. Wiosna jeszcze nie nadeszła, myśli, ale się tym nie zadręcza, to niego jego sprawa, przynajmniej na razie. Bardziej istotne są dwie sylwetki stłoczone przy bramie, rozmawiające o czymś zawzięcie. Próbuje wsłuchać się w treść tej rozmowy, ale musi pogodzić się z porażką. Nie słyszy nic, poza własnym oddechem, trzepotem kruczych skrzydeł i cichego końskiego rżenia. Kruk ląduje na jego ramieniu, jednak wraca bez wieści.
- Zlokalizuj tych dwóch zabójców, którym wyznaczono te same zdanie co mi i informuj mnie, jaka jest sytuacja - szeptem wydaje pierzastemu sprzymierzeńcowi nowe polecenie, bo w ciszy nocy jego głos brzmi nienaturalnie głośno, nawet jeżeli go nie podnosi. Nie, to nie troska wymusza na nim taką decyzję. Po prostu chce wiedzieć, w jakim znaleźli się położeniu.
Kruk odlatuje chwilę później, a Arata schodzi z konia. Przechadza się w tę i we w tę. Musi się namyśleć, co dalej. Zostawienie tutaj wierzchowca jest ryzykowanym posunięciem, ale jego obawy, że to zamknięta społeczność, która darzy niechęcią obcych, jedynie się wzmaga, gdy widzi płot i dwóch strażników. Potencjalnie nie są przeszkoleni, a jedynie wystawieni na odstrzał jak strach na wróble, ale nie to męczy Karasawę. Gdyby nawet musiał użyć siły na w tym momencie całkowicie zbędnych cywilach, nie zawahałaby się nawet przez sekundę, bo chwila zawahania może kosztować życie. Lepiej krzywdzić niż zostać skrzywdzonym. A to nie strażnicy, a ta niewiadoma jest dla jego myśli jak trucizna i setka "co jeśli" tworząca się głowie.
Dyskrecja. Tyle mówił o dyskrecji, o czujności i o tym, by nie rzucać się w oczy. Co się stanie, jak przekroczy bramę oficjalnie, bez zbędnych ceregieli? Przekreśli wszystko? Wznieci burzę w szklance wody? Odwróci ich uwagę od pozostałych zabójców?
Zamiast gdybać, robi to co musi. Prowadzi konia do bramy. Powoli, ostrożnie. Nie wychodzi z ukrycia znienacka. Pozwala, aby mężczyźni zarejestrowali jego obecność. I obserwuje ich reakcje. Przemieszcza się krok po kroku, niepośpiesznie. Gotowy zareagować w każdej chwili. Ale nie rezygnuje też ze swojej pewności siebie. Jego postawa jest niezachwiana, głowa uniesiona do góry.
- Spoiler:
- poza mieczem, bukłak z wodą
-Ben-san co Cię skłoniło, aby się zaciągnąć? Nie musisz odpowiadać, jeżeli nie chcesz.- Zapytałem z uśmiechem na ustach, zaciekawiony jego historią w końcu, nie miałem zbyt wielu okazji na rozmowę z czynnymi członkami korpusu, ale chciałem zrozumieć motywacje innych osób. Uważnie słuchałem swojego rozmówcy, ale w głowie kołatały mi różne myśli. Zastanawiałem się czy ktoś jeszcze dołączył do tej organizacji z tak absurdalnie głupiego powodu jak mój. W końcu dołączyłem, aby Mae nie była sama. Jak bardzo się oszukałem wtedy, byliśmy w tej samej organizacji, ale nie widzieliśmy się już od bardzo dawna. Nawet listy przestała wysyłać, chyba po prostu zapomniała o mnie a przyjaźń z dzieciństwa wygasła.
-Zabawne jak przewrotny los układa nam życie, gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że taki styl życia zacznę wieść to nie uwierzyłbym mu. Tak jak jeszcze 5 lat wstecz nie wierzyłem w demon i uznawałem je za banialuki. Szczerze to nie wiem czy w tej misji spotkamy jakiegoś demona. Chociaż wolałbym, żeby to był faktycznie potwór, a nie banda szalonych krwiożerczych ludzi co postradali zmysły.- W końcu na trakcie wpadliśmy na pewno wydarzenie, które było odrobinę ryzykowne. Ale czułem, że możemy coś na tym zyskać.
-Gdyby zaczął coś kombinować po prostu jedz dalej. Najwyżej spotkamy się na miejscu.- Zeskoczyłem z wozu i podszedłem bliżej tego chłopaka, zachowałem pewien dystans dla bezpieczeństwa i najpierw rozejrzałem się po okolicy aby mieć pewność, że nigdzie nie chowają się bandyci.
-Dzień dobry, co takiego się stało i jak możemy pomóc?- Zapytałem, ale zachowałem środki bezpieczeństwa na wypadek gdyby jednak była to zasadzka.
- Ekwipunek:
- Tyka z wodą, kulki ryżowe, Nóż, krzesiwo, Ubranie na zmianę, Pieniążki (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne), mapa
albo ją przed sobą stworzę
- dodatkowy ekwipunek:
- solidny sznur, nóż, buteleczka z czystym alkoholem, wyprane szmaty do opatrzenia ran, bukłak z wodą, dużo prowiantu
Niestety, aczkolwiek pomimo wszelakiego wysiłku Arata nie był w stanie dosłyszeć o czym rozmawiali nieznajomi. Być może sprawa przedstawiałaby się zupełnie inaczej, gdyby natura obdarzyła go ponadprzeciętnym słuchem.... a tak musiał zadowolić się innym zmysłem, który niestety w tym konkretnym momencie na nic mu się zdawał.
Wreszcie, po dłużących się chwilach, decyzja została podjęta i młody mężczyzna ruszył w stronę wejścia prowadzącego do wioski. W nocnej ciszy zdawało się, że każdy krok jest dwa razy głośniejszy, a każdy kamień pod butem chrzęści ze zdwojoną siłą. Mimo to dwójka obcych mu osób wciąż nie była świadoma jego obecności. A im bliżej się znajdowałeś, tym więcej strzępków rozmowy byłeś w stanie dosłyszeć.
-...no...lera!
-...skończyć...!
-...ale....wiesz....on się nie zgodzi!
- Sh! Ktoś.... idzie! - jak na zawołanie obaj zamilkli i odwrócili się, przyciskając do siebie mocniej dzierżone w dłoniach patyki, które po bliższym przyjrzeniu okazały się być prostymi kosami.
- Stać! Kto idzie! - krzyknął jeden z nich, młody chłopak z wyraźnymi, czerwonymi plamami na twarzy świadczące o tym, iż dopiero wkraczał w wiek dojrzewania.
- Czego tutaj! - warknął drugi z nich, równie młody o wciąż lekko krzykliwym i łamiącym się głosem. Pierwszy z chłopaków bezczelnie zmierzył cię wzrokiem i zauważywszy stan twego ubioru szturchnął łokciem swego towarzysza a następnie szepnął mu coś do ucha. W powietrzu dało się wyczuć nagłą, napiętą atmosferę, którą niemalże dało się kroić tępym narzędziem.
- Czego tutaj, panie. - poprawił się drugi, choć w jego głosie nadal dało się wyczuć wrogość.
Kiedy chłopak ujrzał, że jednak postanowiliście zwrócić na niego swoją uwagę a nie zignorować, na jego twarzy pojawiła się wyraźna ulga. Od razu ruszył w stronę Yuichiro i zatrzymał się dopiero wtedy, gdy dzieliły was może z trzy metry odległości.
- Spadacie mi z nieba! Koło mi pękło! No pękło no! O, tutaj! - wskazał palcem na bok ugiętego wozu, gdzie faktycznie część koła była zniszczona.
- A wiozę worki z ryżem oraz nasionami! No przecież tego nie uniosę, a moja poczciwa szkapa - tu zamachnął się gorączkowo wskazując na gniadą, nieco podstarzałą już kobyłkę - Prędzej wyzionie ducha niż to wszystko udźwignie! Panowie, normalnie ja was błagam no, ja błagam no, muszę do wieczora wrócić do wioski! Mój ojczulek spierze mi skórę jak nie wrócę! Ach, i tak mi spierze za zniszczony wóz! Co robić, co robić! - poczochrał mysie włosy, które jeszcze bardziej zaczęły sterczeć w przeróżne strony świata, o ile to w ogóle było możliwe.
- Do mojej wioski już niedaleko! Odwdzięczę się! Tylko błagam, pomóżcie mi. Zostawanie po zmroku w tych okolicach jest bardzo niebezpieczne! Bo wiecie, ludzie znikają, tak przynajmniej mówią no, mówią no! - jęknął rozgorączkowany.
Kwestie organizacyjne:
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 27.03 23:23
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
-Mógłbym powiedzieć, że śmierć brata. Bo zginał z ręki demona podczas buntu na półwyspie Shimabara. Ale byłem zbyt mały, żeby go dobrze zapamiętać. Mój powód był mniej szlachetny, po prostu chciałem uciec z domu i życia w złotej klatce, ale to nie wszystko. Drugą stroną medalu była znajoma, której chciałem pomóc. Zawsze ładowała się w problemy i myślałem, że gdy będziemy tu razem. Ochronię ją przed głupimi pomysłami. Jest dla mnie jak młodsza siostra.- Na wspomnienie o Mae mój delikatny uśmiech pobladł, a twarz wróciła do bardziej neutralnej miny.
Przyjrzałem się uważnie zniszczeniom i co mogło je spowodować. Nie byłem ekspertem w tych sprawach. Do rzemieślnika było mi bardzo daleko. Nie miałem też pojęcia, jak można byłoby naprawić takie zniszczenia. Jeżeli chcieliśmy mu pomóc. To jedynie mogliśmy do wziąć na nasz wóz i przypiąć jego szkapę. -Rozumiem, niestety na naprawie wozu się nie znam. Chyba a ni ja ani mój przyjaciel nie będziemy mieli problemu, żeby pomóc Ci w potrzebie.- Spojrzałem na Benka w celu uzyskania potwierdzenia bądź zaprzeczenia. Ukłoniłem się delikatnie i podszedłem bliżej do chłopaka. Sam poruszył temat znikających ludzi w okolicy, wyglądał na dość spanikowanego. Czyżby wiedział coś więcej czy po prostu był strachajłom. Tak czy siak, los się do nas uśmiechnął, mogliśmy zyskać wtyczkę, której potrzebowaliśmy i ludzie na pewno cieplej nas odbiorą, gdy on za nas poświadczy. A może to właśnie tak pozyskiwali ludzi do ofiary?
- Benjiro-san, przeładujmy to. Tylko żeby się z naszymi nie wymieszało.- Zwróciłem twarz do towarzysza i po słowach z powrotem przeniosłem wzrok na chłopaka. - Twój wóz tu zostanie, nikt i tak nie powinien go zabrać. Konia przeczepimy do naszego i pojedziemy wspólnie. Najwyżej jutro ktoś weźmie konia, nowe koło i wróci naprawionym wozem.- Zabrałem się za przekładanie worów, tak aby nie pomieszały się z naszymi. Nie chciałem później w panice przerzucać towarów, aby dokopać się do miecza nichirin. -Naprawdę jest tu tak niebezpiecznie czy to tylko jakieś bajki, jak te z demonami?- Próbowałem go podejść i dlatego udawałem prostego chłopa.
- Ekwipunek:
- Tyka z wodą, kulki ryżowe, Nóż, krzesiwo, Ubranie na zmianę, Pieniążki (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne), mapa
albo ją przed sobą stworzę
- dodatkowy ekwipunek:
- solidny sznur, nóż, buteleczka z czystym alkoholem, wyprane szmaty do opatrzenia ran, bukłak z wodą, dużo prowiantu
I już chce im odpowiedzieć w typowy dla siebie sposób - ostry, ordynarny, który skreśli go na start, ale nie chce się obnażać, przynajmniej nie od razu. Zdobyć ich zaufania też nie chce. Ani wkupywać się w ich łaski. Nie jest mu to potrzebne do życia. Chce się jedynie przedostać do osady. Przyjrzeć się temu wszystkiemu z bliska. I zapewnić klaczy dach nad głową.
— Dzień dobry — wita się, jak nakazuje zwykła, ludzka przyzwoitość, bo nawet jego stać na taki przejaw uprzejmości, mimo iż zwykle sprawia wrażenia, jakby nie tliły się w nim żadne ludzkie odruchy, jakby był ich całkowicie pozbawiony. I tak jest, z reguły. Walczy sam ze sobą. Przyzwyczajenia jednak nie biorą nad nim górę, przynajmniej póki co. — Jestem od kilku dni w podróży — wyjaśnia lapidarnie sytuacje, w jakiej się znalazł. I nie kłamie, przynajmniej nie od początku do końca, w jego słowach tkwi ziarnko prawdy. Znamiona zmęczenia przecinają jego twarz, jest tam kurz i brud przyklejony do skóry za sprawą potu. Oznaki zmęczenia widać też w spojrzeniu. I w klaczy. Hatsuyuki jest niespokojna. Czuje to. Całodniowa podróż nie przeszła bez echa. — Szukam noclegu. Jaka jest szansa, że znajdę go akurat tutaj?
Młodzieńczy spojrzeli po sobie ni to w zaskoczeniu, ni to w niezrozumieniu. Ale w spojrzeniu tego bardziej krzykliwego mogłeś dostrzec nutę rozbawienia. Wyprostował się nagle, jakby chciał spojrzeć na ciebie z góry, jednakże szybko zorientowałeś się iż mężczyzna był od ciebie niższy o dobre, tak na oko, pięć centymetrów. On też to zauważył, bo bardzo szybko delikatnie się skulił.
- Ty miastowy, nie? - zagadnął, choć było to raczej pytanie retoryczne.
- Taki mądry, a nie wie, że nie mów się dzień dobry? Toć to już noc! - dodał, a po chwili zaśmiał się, jakby powiedział właśnie najwspanialszy żart w swoim życiu. Żart był tak suchy, że jego towarzysz posłał mu krótkie, pełne politowania spojrzenie.
- Poczeka tu. - odezwał się po dłuższej chwili milczenia a potem zwrócił się do kolegi, który nadal chichrał się pod nosem.
- Pilnuj go. W razie czego to WIESZ co robić. - mruknął, posyłając ci ostatnie spojrzenie a następnie zniknął w odmętach wioski. Zostałeś sam z tym, który pomimo różnicy wzrostu wciąż za wszelką cenę chciał ci udowodnić swoją wyższość, wszakże dogadał ci, w swym mniemaniu, i teraz będzie mógł opowiadać swym przyjaciołom, jak to wygrał na spojrzenie z miastowym.
Jego dziecinne wojenki nie trwały zbyt długo, kiedy powrócił do was chłopak z czerwonymi plamami na twarzy prowadząc innego mężczyznę. Ten wyraźnie był starszy, na oko w wieku trzydziestu paru lat, o bujnej i ciemnej fryzurze oraz surowym spojrzeniu.
Zatrzymał się przed tobą, lecz zachowywał odległość.
- Słyszałem, że szukasz noclegu. Dlaczego mielibyśmy ci pomóc za darmo? - zapytał krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Słysząc wyrok, jaki padł z ust Yuichiro, ramiona nieznajomego opadły tak, jakby właśnie jakaś niewidzialna siła usiadła mu na nich z impetem.
- Ech, człowiek wiedział, patrząc na koło, ale do końca się łudził, że no, no, no, że się coś uda. - westchnął cierpiętniczo sprawiając wrażenie, że lada moment rozpłacze się. Tylko na drobny moment ożywił się bardziej, kiedy Benjiro przyznał, że mógłby coś z tym zrobić, jednakże pytanie o narzędzia całkowicie go pozbawiło wszelakiej nadziei.
- Ech... no dobra, wasz pomysł jest najlepszy. I tak jestem wdzięczny za pomoc! Nazywam się Bakaname! I jeszcze raz dziękuję za pomoc! - pokiwał głową, bardziej do siebie, aniżeli do was, kiedy rozpoczął odpinanie konia, by przypiąć go do waszego wozu.
- Hm.... no powiem wam, że tak, mamy całkiem dobrze, choć nie aż tak, jak na jesień. Łohohoho wtedy to mieliśmy dobrze! Ostatnio jednak jest nieco gorzej, ciekawe czemu... - zamyślił się Bakaname na dłuższą chwilę, kiedy zaczął skupiać się na swojej robocie, by wykonać ją jak najszybciej i najlepiej. Zdawało się, że celowo zignorował pytanie Yuichiro, lecz kiedy tylko ponownie ruszyliście, tym razem we trójkę, chłopak na powrót przemówił, tym razem kierując słowa bezpośrednio do jasnowłosego.
- No trochę jest niebezpiecznie, co nie? Co nie? Powiem wam, że u mnie w wiosce to jest nawet zakaz wychodzenia z domów po zmroku! Znaczy, nie każdego dnia, co nie? Tylko trzy razy w miesiącu, kiedy księżyc zsyła na nas swój blask. Swoją drogą do mojej wioski jest prosto a dopiero nieopodal niewielkiej góry jest skręt w prawo. Fajnie, fajnie, że was spotkałem. To skąd jesteście?
Kwestie organizacyjne:
[/b]
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 03.03 23:23
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
- dodatkowy ekwipunek:
- solidny sznur, nóż, buteleczka z czystym alkoholem, wyprane szmaty do opatrzenia ran, bukłak z wodą, dużo prowiantu
Arata obserwuje obu mężczyzn. I już wie, że ten jeden będzie szczególny wyczulony na jakiekolwiek słowa, jakie z siebie wyrzuci. Pech. Karasawa nie zanurza słów w miodzie.
Rozbawienie, jakie maluje się na twarzy obcego, nie robi na nim wrażenia. Jego życie jest pozbawione wrażeń. Przeciwności losu zbyt często pojawią się na jego drodze, na tyle często, że zbiegiem czasu stały się czystym przyzwyczajeniem.
— Proszę wybaczyć, ostatnio funkcjonuje głównie nocą i jak widać to mi nie służy — odpowiada mu, niewzruszony postawą mężczyzna. Jeśli szuka zaczepki, to znalazł sobie niewłaściwą osobę. Zbyt często staje się obiektem drwin, aby obnażyć swoją prawdziwą naturę. Jeśli wierzyć w reinkarnacje, w poprzednim życiu był szczurem.
— Pańskiemu przyjacielowi z mojej strony nic nie grozi — zapewnia, posyłając tamtemu lekki uśmiech, który nie nosi na sobie śladów radości, jest tylko pretekstem, by zademonstrować tej dwójce jaki jest potwornie zmęczony. Fizycznie i psychicznie, ale głownie fizycznie.
Kontakt wzrokowy, jaki nawiązuje młodszy z mężczyzn, jest potrzymany przez Aratą. Zabawne, że wyzywa go na pojedynek w tej dyscyplinie. Mówiąc nieskromnie, w niej nie ma sobie równych.
Ich potyczka zostaje przerwana przez odgłos zbliżających się kroków i w końcu w polu widzenia Karasawy pojawi się starszy mężczyzna, która, jak mniemał, cieszy się na tym zadupiu poważaniem.
— Źle się zrozumieliśmy. Nie proszę o przysługę — odpowiada od razu. Nie chce być ich dłużnikiem, ale to nie ma żadnego znaczenia. Bo gdy skończy robotę w tym miejscu, ma jasne przeczucie, że nie będzie tu więcej mile widziany. — Klnę się na bushidō, że spłacę swój dług. Mogę stanąć na straży, czy eskortować kogoś w podróży, ale najpierw muszę się przespać.
Śmieje się w duchu. Kogo obchodzi niepisany kodeks samurajski, który nie ma żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Arata honor odrzucił kilka lat temu. Nieodwracalnie.
- Spoiler:
- poza mieczem, bukłak z wodą
Obserwowałem, jego mimikę twarzy i szukałem znaków, które mogłbym sugerować, że nie jest z nami szczery. Dokładnie przysłuchiwałem się jego słowom, kiedy opowiadał o zagrożeniu i jedno zwróciło moją uwagę. Czemu akurat tylko przez kilka dni i to jak jego osada była w blasku księżyca. Było to podejrzane, musiałem dowiedzieć się trochę więcej, ciężko było wywnioskować coś ze strzępków informacji.
- W drodze zawsze jest niebezpiecznie, nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi albo czy koło się nie zepsuje. - Uśmiechałem się i poklepałem go delikatnie po ramieniu. Chciałem z nim zbudować nić sympatii i zaufania. - Mógłbyś bardziej to rozwinąć? Czemu starszyzna wioski wprowadziła takie restrykcje, ludzie zaczęli wam znikać? - Patrzyłem na niego z empatią i zainteresowaniem. -Sam nie powinieneś podróżować wozem. Bandyci są bardziej zuchwali, gdy jest tylko jedna osoba.- Gdy zapytał skąd jesteśmy oddałem pałeczkę Benjiro. On najlepiej wiedział co powiedzieć, ja mogłem nas tylko niepotrzebnie zdemaskować. Kiwałem głową, potwierdzając jego słowa i uśmiechałem się jak gdyby nigdy nic.
- Ekwipunek:
- Tykwa z wodą, kulki ryżowe, Nóż, krzesiwo, Ubranie na zmianę, Pieniążki (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne), mapa
albo ją przed sobą stworzę
Twoje zachowanie i raczej pacyfistyczne oraz poniekąd uległe podejście sprawiło, że nieznajomi zamilkli w widocznie zauważalnym zaskoczeniu. Najpewniej spodziewali się ciętej riposty, bądź co gorsza - ataku z twojej strony. Wszakże w ich mniemaniu byłeś miastowym, a co za tym idzie, na pewno arogancki i bezczelny. Zajęło im dłuższą chwilę dojście do siebie i zmycie z twarzy wyrazu widocznego rozczarowania, że dzisiejszego wieczoru "nie pokażą miastowemu swej potęgi i siły".
- Dobra, poczekaj tu. - wreszcie przemówił mężczyzna, po czym zniknął za bramą, a ty ponownie tego wieczoru zostałeś porzucony i zmuszony do czekania. Aczkolwiek najwyraźniej twoje słowa zrobiły na nim wrażenie a twoja wrodzona charyzma pomogła ci na tyle, że gdy ten wrócił, ruchem ręki wskazał na ciebie, abyś zanim podążał.
Wioska okazała się zaskakująco żywa jak na tak późną porę roku. I to nie tyko za sprawą mężczyzn, których widziałeś przed drewnianymi chatkami, ale również kobiet a nawet i dzieci, które beztrosko bawiły się na podwórkach.
Jak mogłeś się spodziewać, przykuwałeś wzrok niemal każdego. Czujne spojrzenia podążały za każdym twoim ruchem, każdym krokiem. Oceniali, sprawdzali i próbowali wyczytać zamiary, z jakimi przybyłeś do ich bezpiecznej przystani.
- Zatrzymasz się u Yuriko-san. Zgodziła się przyjąć pod swój dach. - poinformował cię mężczyzna prowadząc do jednej z wielu, nic nie wyróżniających się chat w typowo japońskim stylu.
- Yuriko-san, jesteśmy! - krzyknął rozsuwając drzwi i wsuwając głowę do środka.
- Zostaw tu konia, potem się nim zajmiesz. - polecił ci, ściągając obuwie i wchodząc głębiej, czekając, aż uczynisz to samo. W środku uderzył w twoje ostrza silny zapach stęchlizny, starego człowieka ale również jakiś nieznanych ci ziół oraz przypraw.
- Już idęęęęę! - skrzekliwy i wysoki głos rozdarł ciszę, jaka panowała w pomieszczeniu i już po chwili ujrzałeś starowinkę, która sięgała ci może kolan. Kobiecina uśmiechnęła się życzliwie, kiedy tylko cię ujrzała.
- Yuriko-san, w razie kłopotów- - zaczął mężczyzna, lecz kobieta uciszyła go machnięciem ręki.
- Ach, jak zawsze zbyt ostrożny, mój chłopcze. Idź, idź, ja się zajmę moim gościem. - powiedziała wyraźnie rozbawiona, na co mężczyzna skinął jedynie głową. Nim jednak wyszedł, spojrzał na ciebie ostatni raz, niemalże ostrzegawczo.
- Napijesz się herbaty, kochanieńki? - zagadnęła babuszka, kierując się w stronę stolika, na którym znajdował się imbryk z parującą cieszą, najpewniej herbatą.
Z każdą kolejną chwilą chłopak wyraźniej zaczynał się relaksować w waszym towarzystwie. Od czasu do czasu zanucił coś pod nosem, a nawet i rzucił jakimś żarcikiem, który niekoniecznie był w stanie was rozbawić. Ale Bakaname najwidoczniej nie przeszkadzało to aż tak bardzo, gdyż już po chwili raczył was koleją dawką sucharów. Jedynie na słowa Benjiro delikatnie sposępniał. Nieco zmieszany podrapał się po boku szyi a jego oczy zaczęły się rozbiegać, najwyraźniej szukając doboru najodpowiedniejszych słów. Albo i kłamstw.
- No wiesz... wszystko zależy od ziemi. I rośliny. Co jeszcze sadzisz? Znaczy się, no oprócz grochu, co nie? Kukurydzę sadzisz? Kukurydza jest dobra. Dobrze rośnie i dobrze się sprzedaje! - poradził mu, a w jego oczach na powrót dojrzeliście błysk. Być może rozpierała go duma od środka, że udało mu się dać wam poradę, bez znaczenia, czy była to dobra rada czy... wręcz przeciwnie.
- Wiesz - tym razem zwrócił się w stronę drugiego chłopaka.
- Nie wiem czemu nam zabraniają. Ale mówią, że straszne rzeczy się zdarzą, jak tego nie zrobimy. Mało tego! Nie wolno nam nawet wyglądać na zewnątrz, wiecie? Co za głupota! - oburzył się na moment, krzyżując ręce na klatce piersiowej i zapewne chcąc wyglądać na bardzo zdenerwowanego, jednakże w rzeczywistości wyglądał o wiele bardziej komicznie, aniżeli strasznie.
- W ogóle! Co do bandytów! Mam do was prośbę! - złapał obie dłonie Yuichiro, gdyż ten znajdował się najbliżej, a następnie spojrzawszy mu głęboko w oczy, rzekł:
- Jak spotkacie mojego ojczulka, powiedzcie mu proszę, że zostałem zaatakowany przez bandytów! Wtedy ojciec mnie nie spierze! Nie będzie biadolił, że rozwaliłem wóz przez swoją nieuwagę i roztrzepanie! Niech myśli, że nie miałem na to wpływu! Proszę, proszę, proszę, Yuichiro-san!
Kwestie organizacyjne:
[/b]
- Kolejność odpisów dowolna c:
- Czas na odpis: 09.03 23:23
- Bardzo proszę, abyście kontynuowali w swoich postach informację o ekwipunku, jaki posiadacie. (aktualny stan sakiewki - 1 złota, 4 srebrne)
Nie możesz odpowiadać w tematach