Opuszczony chram
Umieszczony na zalesionym terenie chram sintoistyczny, który jeszcze zaledwie dwa lata temu tętnił życiem, a który teraz nazywany jest nawiedzonym – nie jednak z powodu wiary, jakoby natknąć można było się w nim na duchy, a z powodu ostatniego dnia istnienia chramu. Nocą, gdy rozprzestrzenił się w nim ogień, usłyszeć można było wrzaski, by z rana znaleźć w nim ciała, których rany wskazywały nie tylko na spalenie, ale i na rozszarpanie. Uznano, że tragedia ta spadła na chram z powodu bezeceństw kapłana, których mieszkańcy nie byli świadomi. Wierzy się również, jakoby przez to teren ten został naznaczony jako plugawy, dlatego budowle pozostawiono na zapomnienie.
Choć z przodu wydaje się jedynie zaniedbany, z tyłu zobaczyć można zniszczenia pozostałe po ogniu. Większość miejsc grozi zawaleniem.
Co do świętego miejsca, oczom ukazały się zgliszcza chramu. Idąc przed siebie poczuła jak pod bosymi stopami pękają fragmenty niegdyś wspomagające konstrukcję tej budowli. Czerwone spojrzenie pomknęło po żałośnie stojącej budowli gdy przestąpiła jej próg. Zerkając na ledwo trzymający się kupy, miejscami dziurawy sufit. - Żałosne.. - mruknęła spoglądając przed siebie.
Zbliżyła zewnętrzną stronę dłoni do ust i ostrym kłem rozcięła skórę. Patrząc jak krew wypływa z rany. - Demoniczna Sztuka Krwi.. - wyszeptała zmuszając swoją posokę do wydobywania się w większym tempie. Obracając dłonią przed twarzą wpatrywała się jak karmazyn przybiera czarny kolor. Jak faluje wokół jej dłoni nadal jednak połączony z kończyną. Płynna ciecz przybrała formę sztyletu. Zaczęła obracać go w dłoni, podrzucać i łapać zwinnie.
Możliwe też, że w tamtym momencie jego irytacja sięgała tego stopnia, w którym jak najszybsze zakończenie tego wszystkiego stało się priorytetem; budujący się w nim gniew zaślepił go i wskazał mu drogę, na której umiera, zabierając ze sobą jednak do grobu także zabójcę. Im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej się ośmieszali.
Obrócił się na prawy bok i zgiął nogę w kolanie. Leżał na opustoszałym i zniszczonym placu, nie wiedząc dokładnie po co ani dlaczego. Kiedy jednak tu był, dzwonki się wyciszały. Świdrujące mu głowę i umysł dzwonki, których istnienie było dla niego taką samą zagwozdką, co dźwięki wydobywające się z pobliskiej budowli.
Opadł z powrotem na plecy, jakby zrezygnowany, po czym podniósł się do siadu i przetarł twarz. Nim wstał, wbił nieobecny wzrok przed siebie; myśli i spojrzenie miał puste, przynajmniej do momentu, w którym nie odepchnął się ręką od podłoża. Powoli zmierzał w stronę budynku, dopiero przy nim wyczuwając woń innego demona. Stanął w progu rozsuwanych drzwi, teraz już jednak pozbawionych swojego głównego celu.
— Sądziłem, że jeśli znowu się na ciebie natknę, będę świadkiem tego jak skaczesz na jednej nodze — stwierdził, opierając głowę o framugę. Swoimi słowami odnosił się do zadanych jej w Edo ran, których wcale nie zazdrościł. Regeneracja ich musiała być uprzykrzająca. — Szukasz tu kogoś do uratowania? — zapytał, marszcząc brwi, chwilę później jednak wpuszczając na twarz zadziorny, choć słaby uśmiech. — Ah, nie. Zapomniałem.
"Sądziłem, że jeśli znowu się na ciebie natknę, będę świadkiem tego jak skaczesz na jednej nodze."
Lekki uśmiech pojawił się na jej ustach gdy jeszcze stała plecami zwrócona do niego. - Rozczarowany..? - spytała powoli obracając głowę w bok, zerkając na niego przez ramię. Czerwone ślepia uważnie prześlizgnęły się po jego ciele w poszukiwaniu czegokolwiek. Wspomnienia z Edo wróciły w ułamku sekundy.
Musieli razem współpracować żeby przetrwać, ramię w ramię przeciwko zabójcom demonów. Ale to że ta współpraca była nie najgorsza i dość owocna, nie zmieniało niczego między nimi. A przynajmniej jej się tak wydawało. Wiedziała że nadal nią gardził, po rzezi w Edo pewnie o wiele bardziej niż przed nią.
"Szukasz tu kogoś do uratowania?"
Podrzuciła czarny sztylet łapiąc w locie i zamachnęła się nim w drewnianą belkę nieopodal której stał Gozu. Ostrze wbiło się z hukiem, ale to nie zrobiłoby na nikim wrażenia. Sam demon nie był przecież celem. - Teraz już tylko siebie.. póki co.. - nie kłamała. Wiedziała że musi być znacznie silniejsza jeśli chciała decydować o swoim losie. - Użalanie się nad sobą mi się już znudziło.. - dodała po chwili idąc w jego stronę, aż do momenty kiedy nie stanęła przed nim i sięgnęła za rękojeść broni zrobionej z jej krwi. Spojrzenie utkwiła w jego torsie i położyła dłoń w miejscu gdzie wbity miał miecz Tsuny. - Hah.. to był ciekawy przeciwnik.. nie sądzisz? - nie patrzyła mu w twarz gdy to mówiła. - Głupi bo głupi.. ale fascynujący.. - to mówiąc zabrała dłoń z jego klaty i wyrwała swój sztylet z drewnianej belki, obracając go w dłoni.
— Raczej zaskoczony — odparł, przechylając głowę lekko ku tyłowi.
Chociaż nie ukrywał, że taki widok zapewniłby mu sporą dawkę rozrywki, same słowa wypowiedział z powodu niepewności, czy ta po całej tej rzezi zamierzała powrócić do swoich dawnych przyzwyczajeń. Sam musiał jednak przyznać, że postąpiłaby niewyobrażalnie głupio, gdyby i wtedy w Edo planowała dalej uparcie opierać się swojej naturze.
Co nie zmieniało faktu, że i tak się zawiódł.
Leniwym ruchem obrócił twarz w bok, tak by spojrzeć na utkwiony w belce sztylet. Uśmiechnął się łagodnie i powoli, niby zaintrygowany, przejechał wzdłuż niego wzrokiem.
Użalanie się nad sobą mi się już znudziło…
— Przypomnij mi, żebym nigdy więcej się z tobą o nic nie zakładał. Żadna z tobą zabawa — stwierdził, dopiero po tym zwracając spojrzenie z powrotem w stronę demona. Ta wtedy okazała się być bliżej niż jeszcze chwilę temu i choć samo to go nie zaskoczyło, zaskoczył go natomiast jej kolejny ruch. Opuścił wzrok, by spojrzeć na jej dłoń, którą przyłożyła w miejsce dawnej rany. Dalej pozbawiony był kimono, który porzucił na miejscu walki, a w które nadal się nie zaopatrzył.
Hah… to był ciekawy przeciwnik… nie sądzisz?
Momentalnie z jego twarzy zniknął uśmiech, robiąc tym miejsce grymasowi. Na kolejne słowa zmarszczył brwi i odepchnął się ramieniem od framugi.
— Teraz fascynują cię Zabójcy? — zapytał z niewielką dawką kpiny głosie i, odwracając się do niej plecami, kilka razy uderzył się nadgarstkiem w skroń. Górna warga drgnęła mu lekko na samo wspomnienie. — Jedyne czym był, to zwykłym wrzodem na dupie — powiedział, po tym ponownie zwracając twarz w jej stronę. — Mięsem armatnim. I przy tym powinnaś pozostać, jeśli nie chcesz powtórki z historii.
- Hah.. no popatrz.. kto by pomyślał że ciebie da się zaskoczyć tak łatwo.. - mruknęła ze spokojem w głosie. Pewnie szczęka by mu opadła gdyby wiedział o jej poczynaniach mających miejsce po rzezi w Edo. Ale póki co nie planowała mu się niczym chwalić, może kiedyś. Kiedy będzie nad nim w łańcuchu pokarmowym. Teraz czekała ją długa droga i to wcale nie należąca do prostych. Pamiętała słowa Kiyo i aż chciało jej się roześmiać w tej chwili. Przygryzła jednak dolną wargę, uśmiechając się przy tym niekontrolowanie.
Wzruszyła lekko ramionami w geście bezradności. - Ktoś inny by się cieszył jak małe dziecko z nowej zabawki, gdyby wygrał zakład, którego nie był w stanie przegrać.. - to mówiąc przechyliła lekko głowę w bok, wpatrując się w jego oczy swoimi karmazynowymi. - To była taka tania zagrywka.. wiedziałeś że nie mam szans na sukces, byłeś tylko ciekaw jak długo będę się topić we własnej głupocie aż nie pójdę na dno.. - wysyczała w jego stronę, nadal się lekko uśmiechając. - Kto wie? Może bym dłużej trwała w tym szaleństwie gdyby nie nasz ukochany stwórca.. Chwalmy jego imię.. - uniosła ręce w górę, rozkładając je na boki z odchyloną głową w tył. Spojrzenie utknęło w suficie na kilka krótkich sekund. - .. ale po cichu.. w naszych zepsutych, serduszkach.. - dodała opuszczając bezwładnie ręce wzdłuż ciała i wpatrując się ponownie w niego. - Zrozumiałam wtedy coś.. w tej świątyni.. dotarło do mnie jedno.. że oni mieli rację.. - obróciła się na palcach wokół własnej osi. Po czym wolnym krokiem zaczęła go obchodzić od jego prawej strony, kładąc dłoń na jego ramieniu, powoli opuszkami sunąc w stronę kręgosłupa. Położyła obie dłonie na łopatkach demona i czule sunęła palcami w górę, łapiąc za jego barki. Stanęła na palcach i zbliżyła usta do jego lewego ucha. - Każdy z nich.. Suiren.. Rash.. i ja pierdolona męska dziwka.. hah.. natury nie da się oszukać.. - wyszeptała powabnym głosem. Po czym odchyliła się od niego i wyszła przed niego od jego lewej strony. -.. ale.. można nad nią zawładnąć! - roześmiała się jakby w przypływie szaleństwa odkryła sens życia.
- A nawet jeśli mnie fascynują? To co w tym złego.. podobno zdrową rzeczą jest mieć jakieś.. hobby.. - przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się do niego zadziornie. Źrenice miała nieco powiększone. Ewidentnie miała jakieś plany w głowie. Spoważniała nagle, wsuwając czarne ostrze za pas swoich hakama.
- Wiesz co jest najzabawniejsze.. że obie strony słuchają się jednej osoby.. my naszego .. ojca.. oni swojego zawszonego mistrza.. czy różnimy się aż tak bardzo w tej kwestii? Myślisz że ich czeka kara za bratanie się z demonami? Czy nas czeka kara za obracanie się w ich towarzystwie.. powiedz.. co o tym sądzisz Gozu..? - spytała nie kryjąc ciekawości w głosie.
[...] byłeś tylko ciekaw jak długo będę się topić we własnej głupocie, aż nie pójdę na dno…
Uśmiechnął się lekko, jakby uśmiechał się do dziecka — słabo, rozczulony.
— Dno? Nie, ty już byłaś na dnie. Niemalże czołgając się wtedy w lesie pokazałaś, że znasz je lepiej niż ktokolwiek z nas — stwierdził, przechylając głowę nieznacznie w bok. Nie zamierzał jednak dzielić się rzeczywistym celem zakładu, a już na pewno tłumaczyć się ze swoich pobudek. Jeśli jednak uważała, że za wszystkim tym skrywało się właśnie to — kim on był, żeby wyprowadzać ją z błędu?
Po tym słuchał jej dalej w ciszy, sunąc za nią wzrokiem. Jakkolwiek zabawne wydawało mu się zarówno jej zachowanie, jak i utrzymane w dramatycznym tonie wypowiedzi, przyznać musiał, że była to ciekawa odmiana.
— Jakiej świątyni? — Czując, jak palcami zaczyna błądzić po jego plecach, by na koniec zatrzymać je na barkach, pokręcił karkiem, jakby ten nagle mu zesztywniał. Na twarz wpełzł mu chwilowy, ledwo widoczny grymas, który moment później zamaskował kolejnym uśmiechem. — O kim ty, kurwa, mówisz — zaśmiał się, szczerze rozbawiony.
Wzmiankę o posiadaniu zdrowego hobby zignorował. Ciekawsze było natomiast dopiero przed nim; postawiła tak osobliwe pytanie, chwilę wcześniej otwarcie przyznając się do fascynacji Zabójcami. Czy to on, czy coś tu miało ze sobą jakiś związek?
— Czekaj. — Pochylił się lekko do przodu, by lepiej się jej przyjrzeć. — Skąd to pytanie? Czegoś się obawiasz? — zapytał, przygryzając dolną wargę. — Nie mów, że twoja fascynacja sięga tego stopnia, by bratać się z tymi, którzy tylko czekają, by skrócić cię o głowę. — Wyprostował się i przejechał językiem po wnętrzu policzka. — Hobby to jedno, ale to… — zaśmiał się cicho i na nowo oparł się ramieniem o framugę. Przez chwilę zerkał w bok, na koniec wzdychając ciężko. — Słuchaj, to było zabawne, przyznaję. Cały ten zakład, patrzenie na to, jak w siebie wierzysz i tak dalej. Cholera, nawet w Edo dobrze się bawiłem, mimo tych wszystkich nerwów. — Odchylił lekko głowę i założył ręce na klatce. — Ale to, co dzisiaj powiedziałaś — zaczął — chuj mnie to obchodzi. — Parsknął cichym, niedowierzającym śmiechem i pokręcił lekko głową, jakby dalej próbując to pojąć. — Bo, powiedz mi, czego oczekiwałaś? Pochwały? Że nagle zacznę się bać? A może czujesz jakąś dziwną potrzebę, żeby mi coś udowodnić? — Wyprostował szyję i wbił w nią spojrzenie. Uniósł dłonie. — Brawo! Stałaś się demonem! Czas najwyższy! — Zaczął klaskać, odpychając się ramieniem od drzwi. — Chociaż zważywszy na to, do czego właśnie się przyznałaś, bardziej interesuje mnie to, ile czasu nim jeszcze pozostaniesz. Zdążysz nacieszyć się tym całym olśnieniem? — Spoważniał lekko, złożył dłonie i przechylił głowę w bok.
Uśmiechnęła się na jego słowa z lekkim rozbawieniem. - I popatrz.. wyszło mi to na dobre.. - wzruszyła ramionami nic nie robiąc sobie z jego słów. W końcu miał rację. Była niżej przez ługi czas niż którykolwiek inny demon. Trzy pierdolone lata zmagając się z problemem egzystencjalnym. - Z resztą to nawet nie było dno.. tylko kilka metrów pod mułem.. jak chcemy być drobiazgowi.. - dodała puszczając mu oczko. Teraz była kompletnie innym demonem. Pełna życia i energii, zupełnie jakby zarżnęła kilku ludzi po drodze w to miejsce.
Sztylet, który trzymała w słoni zmienił się momentalnie w czarną ciecz oplatającą jej prawą dłoń. Poruszała delikatnie palcami, co jakiś czas utwardzając ją na swojej ręce, po czym wprawiając ją w stan ciekły na powrót i tak w kółko. - O demonach.. którzy zapadli mi trochę za dobrze w pamięć.. choć ta pierwsza.. Suiren, to dobra sojuszniczka.. musisz ją kiedyś poznać.. może zmienić twoje poglądy na pewne.. sprawy.. - mruknęła wbijając spojrzenie w jego oczy.
Uniosła brew widząc w jaki sposób zareagował na wzmiankę o zabójcach. Uderzyła w nerw? Nie, to nie było to. Ale słuchała go z fascynacją, jego mowa ciała, słowa jakie padały z jego ust. Chłonęła wszystko powoli. Unosząc jedną brew w niemej odpowiedzi na jego słowa. - Nadal żyję, a nie jednego zabójcę spotkałam.. nie jestem jeszcze wystarczająco silna.. Edo mi to uświadomiło.. co nie zmienia fakty że taki żywot jaki prowadzę teraz nie do końca mi odpowiada.. a prowadzę go bo jestem do tego zmuszona.. wszystko w imię lepszego jutra.. - mruknęła manipulując swoją czarną krwią aby zebrała się tuż nad jej dłonią w kupie i zamieniła ją w idealnego kształtu kulę.
- Skąd pomysł że czegoś od ciebie oczekuję? Te trzy spotkania z tobą były bezcenne. Przynajmniej wiem jakim typem demona nie chcę być.. - mruknęła mrużąc przy tym nieco powieki. - I o moje nacieszenie się życiem bym się na twoim miejscu nie martwiła. W przeciwieństwie do Ciebie mam już swój cel przed oczami.. i nie jest nim wegetacja czy płaszczenie się przed innymi do końca moich dni.. - dodała ewidentnie coś sugerując. Czy odbierała go w zły sposób? Zapewne, ale nie miało to przecież żadnego znaczenia, w końcu jej zdanie się dla niego nie liczyło. Nie ważne co o nim myślała, wiedziała że nie jest w stanie mu wbić szpili w żaden sposób, nawet jeśli bardzo chciała.
Nadal żyję, a nie jednego zabójcę spotkałam…
Wysłuchał wypowiedzi do końca, gotów odpowiedzieć, by w ostatniej chwili, kiedy już otwierał usta, uznać, że jednak zachowa swoje myśli dla siebie. Jeśli bowiem odnosiła się do jego ostatnich słów, wtenczas najwidoczniej słabo podkreślił aluzję, z jaką do niej wyszedł — nie twierdził, jakoby miała umrzeć z rąk Zabójcy. Wręcz przeciwnie.
Nie miał jednak na myśli też siebie.
— Jeśli tak właśnie uważasz — odparł tylko, uśmiechając się półgębkiem. Słuchał jej dalej bez wtrącania się; stał jak stał, wciąż ze złożonymi dłońmi.
[...] Te trzy spotkania z tobą były bezcenne. Przynajmniej wiem, jakim typem demona nie chcę być…
Ukłonił się teatralnie, dłoń układając na klatce piersiowej — i na tym ograniczając swoją reakcję. Czuł się bardziej niż zaszczycony, że odegrał w jej decyzji aż taką rolę.
— "Skąd ten pomysł"? — zapytał, rozkładając ręce. — Zapewne z tego, że mówisz mi o tym wszystkim niepytana, więc to nie ja mam w tym interes, a ty. — Uśmiechnął się, po czym rozejrzał krótko. — Pozwól, że stwierdzenie, jakoby mój żywot nie miał celu, potraktuję wzruszeniem ramion, bo najwidoczniej nie odciągnę cię od tej zawziętości w przypisywaniu mi cech i planów — a raczej ich braku. — Nie twierdził też, że jakieś miał, tak samo jak nie twierdził, że nie miał. Kto by wiedział. — I chociaż byłbym bardziej niż ucieszony, gdybym dowiedział się, co za cel cię tak zaślepił, to zgaduję, że — tak jak dotychczas ze wszystkim innym — nie będziesz skłonna się nim ze mną podzielić — odparł, ponownie składając dłonie. Następnie ruszył w jej kierunku powolnym krokiem, mówiąc jednocześnie: — Dlatego wierz lub nie, czymkolwiek by to nie było, trzymam kciuki, że dojdzie on do skutku i że zapał ten nie opuści cię tak szybko jak poprzednio. Co więcej, chciałbym ci pomóc. — Zatrzymał się w odległości na tyle dużej, by jego obecność nie przekraczała jej przestrzeni osobistej. — Czy przynieść ci łopatę, byś mogła pogrążyć się jeszcze bardziej? — zapytał i pochylił się lekko do przodu.
Przez dłuższą chwilę stała w miejscu patrząc jak zaczął iść w jej stronę. Solidna kila z jej krwi przeobraziła się w ciecz ponownie oplatającą jej prawą dłoń.
- Na prawdę.. nie wiesz czego chcę? - spytała nie kryjąc rozczarowania w głosie. Czerwone ślepia błyszczały groźnie gdy zatrzymał się przed nią w dogodnej dla siebie odległości. - Chcę tego czego większość demonów, ale tylko nieliczni potrafią zdobyć.. - powiedziała ze spokojem w głosie. Łagodność z jaką mówiła była tak bardzo do niej nie podobna. Zupełnie jakby ktoś jej pazurki przytępił, pozostawiając tylko miękkie opuszki nie zdolne do zranienia kogokolwiek.
"Czy przynieść ci łopatę, byś mogła pogrążyć się jeszcze bardziej?"
Gdy się pochylił ciecz w ułamku sekund uformowała się w długi solidny pręt i gdy Gozu powoli się prostował to sieknęła go prosto w mordę od jego lewej strony z taką siłą że głowa aż mu odskoczyła w prawą stronę z impetem. - Mówiłeś coś? - spytała czułym, łagodnym tonem. - Może zechcesz powtórzyć raz jeszcze.. może tym razem do mnie dotrą twoje słowa.. - dodała przechylając lekko głowę w bok zbliżając końcówkę swojej broni do twarzy i powoli zlizała językiem odrobinę jego krwi ani na moment nie spuszczając wzroku z demona. Uśmiechnęła się powabnie. - Jak chcesz to poprawię ci z drugiej strony skarbie.. do wesela się zagoi.. - puściła my figlarne oczko lubieżnie oblizując górną wargę.
Może zacząłby powątpiewać we własną inteligencję, gdyby stojący przed nim demon nie zmieniał sposobu na życie tak łatwo, jak on swoje kimono. Jeżeli więc uważała, że powinien domyślić się, jakoby chciała tego, czego chciał każdy demon — gdy jeszcze do niedawna do wspomnianego demona było jej daleko — wtenczas… cóż, nie był na pozycji, by zabraniać jej marzyć.
Była w niej jednak jedna rzecz, która go interesowała; nie była to ani jej przeszłość, ani cele, którymi tak się szczyciła. Nie były to też upartość i zawziętość, choć tych odmówić jej nie mógł — i robić tego nie zamierzał, przynajmniej nie przed samym sobą. Mówił bowiem wiele, co nie znaczyło, że ze słowami tymi się utożsamiał.
Czując, jak jego głowa jednocześnie mimowolnie i gwałtownie odchyliła się w bok, a wraz z odchyleniem tym szczękę i policzek przeszył ból, rozszerzył oczy. Nie żeby był jej reakcją specjalnie zaskoczony; musiałby być głupi, by wierzyć, że demon tak po prostu weźmie na siebie te wszystkie zniewagi i plucie.
Cóż. Tak właściwie to tego nie wiedział.
Ale warto było spróbować.
W czasie gdy ta do niego mówiła, jedną reką rozmasowywał szczękę, swoją uwagę skupiając na mrowiącym uczuciu. Wewnątrz ust przejechał językiem po uszkodzonym policzku, palcami gładząc jego powierzchnię od zewnątrz. Gdy natomiast poczuł metaliczny posmak, oblizał usta. Uśmiechnął się.
[...] do wesela się zagoi…
— To! — powiedział głośniej i wskazał ręką na wytworzony pręt. Momentalnie skrzywił się lekko, czując, jak uśmiechanie się wpływało na dalej odczuwalny na twarzy ból. — To jest coś, co chciałem zobaczyć! — dodał i podszedł do niej bliżej. Zamiast jednak na nią spojrzeć, wzrok uwiesił na tym, co jeszcze przed chwilą, wydawać się mogło, poznał aż za dobrze. Nie zważając na nią samą, ścisnął ją za nadgarstek na tyle mocno, by nieświadomie wbić w jej skórę swoje pazury; nie z taką siłą jednak, by ją przebić — a na tyle, by unieruchomić rękę. — Z pewnością lepiej poczuć to na własnej skórze, niż tylko patrzeć — mruknął, przechylając głowę nieznacznie w bok. Spojrzenia dalej nie spuszczał z prętu, jakby nim samym chcąc poczuć fakturę i poznać wszystko, co za tym stało.
Delikatnie przejechał po nim palcami, jakby z jakąś dziwną pieczołowitością, by po tym przenieść wzrok na twarz demonicy.
— W Edo, gdy to zobaczyłem… głowę zaczęło zaprzątać mi jedno pytanie — zaczął — Cokolwiek tym robisz… umiesz zmienić to w pałeczki? Wiesz, do jedzenia. No dalej. — Odsunął się na krok, stanął w lekkim rozkroku i ułożył dłonie na kolanach. — Pokaż. Pochwal się. Zmień to… — Wykonał dłonią w powietrzu kilka piruetów, jakby zabrakło mu słów. "Cokolwiek to jest", dodał. — W pałeczki. Nie! Czekaj! …Umiesz zrobić psa? — Uniósł brwi, z twarzy nie spuszczając uśmiechu.
- Nie kuś.. bo poczujesz do stopnia że zaczniesz żałować tego spotkania.. - warknęła nie rozumiejąc jego przekazu do końca. Fascynacja czająca się w jego oczach była czymś na tyle niespotykanym że aż dziwnym. Nie na miejscu. Nie brała żadnego jego słowa do siebie, nie skupiała się na niczym co mówił. Te słowa nie miały znaczenia, ona doskonale wiedziała ze z niej w jakiś chory sposób drwił. Znowu. Czy ona nigdy się nie nauczy? Powinna go unikać jak diabeł wody święconej. A mimo tego bliskość była tym czego chciała. Nie ważne czy tylko byłaby oparta o niego czy napierdalałaby go stworzoną z krwi bronią wszelkiej maści. Gozu nie przerażał jej w najmniejszym stopniu. Może wkurwiał i irytował swoją zuchwałością co najwyżej.
"Pokaż. Pochwal się. Zmień to…"
"W pałeczki. Nie! Czekaj! …Umiesz zrobić psa?"
Żyłka aż zapulsowała na skroni słysząc jak drwi z niej jeszcze bardziej. Pręt w jej dłoni zmienił stan ze stałego w ciecz i zaraz po chwili w ciemny gaz roztaczający się między nimi. - I co Kurwa jeszcze? Co to kurwa jest? Koncert życzeń?! - warknęła zimnym tonem. Część gazu skropliła się w wolnej dłoni, bo jednak nadal trzymał jej prawy nadgarstek. W lewej dłoni pojawiły się pałeczki o które tak bardzo prosił zamachnęła się nimi na krtań mężczyzny, chcąc je wbić w pomiędzy obojczyki w dołek szyi.
Z uśmiechem na ustach przygryzł dolną wargę, nie będąc pewnym, czy reakcja ta wywołana była rozbawieniem, czy może bliżej jej było do ekscytacji. Gdzie podział się ten demon, który ledwo trzymał się na nogach? Wcześniej jej groźby mógł skwitować pobłażliwym uśmiechem, teraz jednak mógł spodziewać się zamiany słów w czyny.
Aż sam nie wiedział, która rzeczywistość bardziej mu się podobała.
Przyglądał się temu, jak to, co jeszcze chwilę wcześniej przypominało pręt, teraz zaczęło przybierać inną postać — a zważywszy na jej poprzednią reakcję, która zakończyła się uderzeniem w twarz, nie spodziewał się nagle pokojowego podejścia i spełnienia jego prośby ot tak. Mając więc z tyłu głowy, że i tym razem może spróbować go zaatakować, po prostu stał i słuchał kolejnej fali znerwicowanych słów, na które także nie odpowiedział.
Podniósł rękę w ostatniej chwili, jakby odruchowo mimo wszystko chciał się osłonić przed jej zamachem, tym samym powodując przebicie się pałeczek przez jego dłoń. Wolałby je złapać i nie bawić się w czyjś obiad, ale cóż. Życie.
— Tyle bezsensownego gadania z twojej strony, żebyś naprawdę to zrobiła! — Zaśmiał się z uciechy i niedowierzania niczym dziecko i przyjrzał się pałeczkom z pewną dozą zainteresowania. Jednocześnie przesunął zranioną dłoń do przodu, czując nieustanny ból spowodowany ciągłym drażnieniem przebitej tkanki — by na koniec, kiedy doszedł do jej dłoni, zgiąć palce i ją za nią złapać. Tak po prostu, bez żadnego spisku. — Ał — mruknął i komicznie zmarszczył brwi, jakby dopiero teraz doszło do niego, że to, co zrobił, wywoła większą falę bólu. Dezorientacja ta trwała jednak tylko chwilę, aby ponownie zrobić miejsce usatysfakcjonowanemu uśmiechowi. Poruszył palcami na jej skórze.
— Mam nadzieję, że dobrze się bawisz, traktując mnie jak manekina treningowego — zaczął, przenosząc spojrzenie na demona. — Bo jeśli kiedyś zacznę brać cię na poważnie, przypomnę sobie o twojej każdej próbie zranienia mnie. — Nie brzmiało to jak groźba, nie próbował jej też przestraszyć; bliżej było temu do zwykłego, może nieco zbyt radosnego stwierdzenia czegoś, co miało niewielką szansę nadejść. — Dobrze, że nie zapytałem o wachlarz, wtedy pewnie nie miałbym teraz palców — zaśmiał się i zacisnął swoją dłoń na jej skórze nieco mocniej. Jednocześnie przepływający przez nią ból nabrał na sile, co skwitował wypuszczeniem powietrza i uniesieniem kącika ust jeszcze wyżej. Nie był specjalnie przyzwyczajony do bólu; po prostu dawał mu swego rodzaju poczucie euforii. — Chcesz poczekać i zobaczyć, czy się zrosną? — Podniósł brwi. — Na pałeczki cię namówiłem, to może teraz namówię na zostanie jednością? — Parsknął cichym śmiechem.
"Kto by chciał stawać się jednością z takim śmieciem jak ty", już mógł usłyszeć w głowie.
Drgnęła czując jego dłoń na swojej, wbiła w niego swoje karmazynowe oczy, na twarzy nie było już gniewu. Ale pojawiła się szczypta zwątpienia w to co się między nimi działo. - Bawię się z tobą nie gorzej niż ty mną.. - odpowiedziała na jego zaczepkę. - .. Nie podejrzewałabym cię o aż taką skrupulatność.. jeszcze pomyślę że ranię twoje biedne serduszko.. - skwitowała uśmiechając się do niego bezczelnie. Wiedziała że z nią pogrywa, nawet wiedziała czemu. Dla zabicia nudy. Nie to żeby jej to kiedyś potwierdził, ale to właśnie przyjęła za pewnik.
"Dobrze, że nie zapytałem o wachlarz, wtedy pewnie nie miałbym teraz palców"
- Albo czegoś innego.. choć to też nie na długo.. wszystko prędzej czy później odrasta.. - mruknęła szczerząc kły. Gdy zacisnęła dłoń mocniej na jej ręce, pałeczki wbite w tkankę stopiły się, lądując w postaci ciekłej na kamiennej posadzce między nimi. Jej spojrzenie wlepiło się w jego ranę z zaciekawieniem, widziała jak powoli tkanka zaczyna się odbudowywać, powoli acz skutecznie zasklepiając szparę w mięsie.
"Na pałeczki cię namówiłem, to może teraz namówię na zostanie jednością?"
- To że spełniłam jedną Twoją zachciankę, wcale nie znaczy że spełnię każdą następną jaka wpadnie Ci do głowy.. - warknęła odwracając od niego wzrok, czując lekki dyskomfort z tej nachalnej bliskości. - Puszczaj bo stracisz rękę.. - syknęła ostrzegawczo wbijając spojrzenie nadal w jego ranną rękę.
Bawi? Wyglądało to bardziej, jakby próbowała odgonić denerwującą ją muchę, tyle nerwów w to wkładała. Ile było w tym z rozrywki, a ile impulsywności zrodzonej z irytacji?
Choć, prawdę powiedziawszy, niewiele go to interesowało, dopóki dalej sama w to brnęła. Skłamałby mówiąc, że jej towarzystwo mu nie odpowiadało — i dlatego, gdy ta wspomniała o zranieniu go, zaśmiał się. Nie szyderczo jednak ani z jakąkolwiek cyniczną nutą, a z czystego, szczerego rozbawienia.
— Serce może nie — rzucił, delikatnie przechylając głowę w bok. W tonie jego wypowiedzi dalej można było usłyszeć ubawienie pozostałe po niedawnym śmiechu. Ale z czasem niektóre rzeczy stają się nużące, sprostował w myślach
Nie żeby zapowiadało się na to, aby w najbliższym czasie miał zamiar przestać czerpać tę spaczoną przyjemność z jej obecności — bo jeśli miał dać komuś miano interesującego, to między innymi właśnie jej.
Ponadto byłby bardziej niż zaszczycony, gdyby mógł zobaczyć, do czego ją te wszystkie cele i plany doprowadzą. Mimo wszystko w tym jej niezdecydowaniu było coś, co sprawiało, że człowiek (demon) nie mógł odwrócić wzroku. Ciągle coś się działo, zwroty akcji jak w kabuki. Tanim, może trochę banalnym, ale zawsze.
Czasem jednak koniec historii potrafi uratować całą sztukę.
[...] nie znaczy że spełnię każdą następną jaka wpadnie Ci do głowy…
— Szkoda, może wtedy twoje decyzje miałyby trochę więcej racji bytu. — Wyraz jego twarzy był łagodny, jakby w tej chwili odłączony od drwin, jakie wydobywały się z jego ust — bo, szczerze powiedziawszy, nie czuł się nawet, jakby tymi drwinami to było, a zwykłym faktem.
Puszczaj, bo stracisz rękę…
Na stwierdzenie to uśmiechnął się, szczerząc górny rząd zębów i przygryzając dolną wargę. W pierwszej chwili rzeczywiście ją puścił, wydawać się mogło, by w drugiej wsunąć swoje palce pomiędzy jej i je spleść.
— Nie — odparł krótko, na potwierdzenie swoich słów ściskając jej dłoń mocniej. Przybliżył się, tak, by ręka nie wisiała wyprostowana, a zgięta w łokciu; na tyle, by ramię zetknęło się z przedramieniem. Drugą rękę położył najpierw na jej lewej stronie talii, by w drugiej chwili przejechać dłonią po jej plecach i ścisnąć ją od drugiej strony. Obejmując ją w taki sposób, momentalnie ją do siebie przybliżył — tak, by ich ciała do siebie przylgnęły. — Pamiętasz, kiedy ostatnio byłem tak blisko? — zapytał szeptem, nawiązując do ich pierwszego spotkania, które nie przebiegło w najbardziej pokojowy sposób. Jednocześnie poprawił uchwyt na jej skórze.
- No tak.. najpierw trzeba je mieć.. o co ciebie byłoby stratą czasu podejrzewać.. - parsknęła lekko rozbawiona tą wizją dobrego Gozu. W końcu każdy gest na jaki się zdobywał był przepełniony ironią i sarkazmem. Drwił z niej jak tylko potrafił, nawet gdy myślała że się przed nią ociupinkę otwierał to tylko po to żeby werbalnie i nie tylko pokazać jej gdzie jest jej miejsce. Zupełnie jakby jej życie było mniej warte niż tego ludzkiego bydła, którym się żywili.
Nie zamierzała dać się znowu nabrać na kolejne jego sztuczki, choć musiała przyznać że pierdolony potrafił być charyzmatyczny i może gdyby ona była nawet nienagannym dzieciątkiem Muzana to by się świetnie dogadywali. Ale Seiyu była w okresie buntu, który zdawał się nigdy nie skończyć. Kiedyś ta postawa dopomoże jej zejść z tego świata bezpowrotnie, ale póki co.. można napsuć tyle krwi ile tylko się da, zwłaszcza temu przebrzydłemu, aroganckiemu skurwielowi.
- Wolałabym zdechnąć w męczarniach niż robić to co Ty uważasz za lepsze.. - syknęła z obrzydzeniem w głosie. Boże jak on na nią działał! Jak płachta na byka, krew się w niej gotowała na samą myśl o nim.
Nie czuła się swobodnie gdy był tak blisko i gdy puścił jej dłoń, chciała zrobić krok w tył. Na chęciach się jednak skończyło bo demon wsunął palce dłoni między jej i zacisnął mocniej. Z tego chwytu nie dało się wyswobodzić, a jej rozmówca był na tyle bezczelny że dodatkowo pociągnął ją do siebie i objął, zmniejszając dystans do minimum. Aż paskudny dreszcz przebiegł ją wzdłuż kręgosłupa i cała się spięła niemalże od razu.
"Pamiętasz, kiedy ostatnio byłem tak blisko?"
- .. niestety.. - syknęła. Oj pamiętała jak udaremniła mu polowanie tamtej nocy, jak przycisnął ją do drzewa warcząc na nią i grożąc że zakończy jej żywot przy następnym spotkaniu. Powinien był wtedy to zrobić. - Kiedyś pożałujesz że pozwoliłeś mi wtedy żyć.. - warknęła mu prosto w usta, zanim złapała w ostre kły jego dolną wargę i przygryzła do krwi tylko po to aby czubkiem języka zlizać karmazynową stróżkę. Zrobiła to tylko po to aby opuścił gardę i poluzował uścisk na jej ciele. Z całej siły, nagle się wyrwała z objęć oblizując wargi z zadowoleniem zanim czmychnęła nagle w stronę lasu.
Z tematu oboje
Jakby nie było, udało mu się przeżyć walkę, ale nie pokonał demona. Trochę sukces, trochę porażka, nie zdecydowanie sukces – przeżyć to znaczy móc walczyć dalej. Więc zdecydowanie sukces. Na razie musi przetrwać i przekazać informacje korpusowi – walczył z demonem korzystającym z oddechu. Ten fakt napawał go nieustającym zdziwieniem – przez chwilę nawet miał wątpliwość, czy może nie spotkał jakiegoś renegata korpusu, ale dłonie i same rozmiary olbrzyma zdecydowanie nie były ludzkie. Poza tym, jeśli dobrze pamiętał, to jego przeciwnik korzystał z dwóch oddechów – wody oraz drugiego, którego nie znał. To niecodziennie odkrycie wymagało śledztwa, ale wszystko po kolei, pierw trzeba przeżyć, tylko, gdzie się skryć?
Zanim to pytanie wybrzmiało w pełni w umyśle samuraja, zauważył swojego kruka, który powrócił do niego z informacją, że ma się udać do położonego niedaleko opuszczonego chramu, a tam zostanie mu udzielona pomoc. W końcu jakaś dobra wiadomość, na którą Asagi lekko przyspieszył kroku, idąc w stronę owianej złą sławą lokacji…
Przekraczając próg dawnej świątynii, Asagi odruchowo ukłonił się lekko w stronę gdzie kiedyś znajdowało się shirine, po spróbował zorientować się, czy jest sam. Niestety dla siebie, nie był tropicielem, ani łowcom, ale stan ruin sugerował, że raczej nie są one aktywnie używane, brak było świeżych plam krwi zdradzających żerowanie demonów, ludzkimi ekskrementami też nie pachniało, ani nie było wyraźnych śladów jakichś szałasów, z resztą… ludzi się nie obawiał.
Zatem upewniwszy się, że jest bezpiecznie, wszedł głębiej, znalazł jakąś solidniejszą ścianę i przysiadł pod nią, wyciągając zza pasa tachi, które położył przy swoim boku. Czuł, że jego prowizoryczne opatrunki zaczynają się robić coraz mokre, ale póki jest dzień, tak długo nie musi obawiać się demonów. Musi tylko poczekać aż przybędzie pomoc, a do tego czasu nie dać się zabić, tak więc przełożył miecz na lewą stronę, ostrzem od siebie i położył lewą dłoń przy rękojeści, prawą ręką natomiast uciskał ranny lewy bark i czekał nasłuchując dźwięków z okolicy…
— KRA! Walka z demonem! KRA! Potrzebna pomoc! KRAA — Darł się w niebogłosy kruk, zmieniając swój kurs na cel. Takie wiadomości zawsze były inne, to nie było kolejne zlecenie zabicia demona czy zebrania się w grupę, a oznaczało, że ktoś z korpusu potrzebował pomocy albo wręcz walczy o przetrwanie.
Takashi porzucając obozowisko, odbił się z marszu od ziemi nadając początkowy pęd swojemu biegowi, wzbijając tumany kurzu i ziemie w powietrze.
- Mizunoto, Sayamaka Asagi, zabójca pioruna. – przedstawił swoją osobę, i już miał wstać by oddać odpowiednie honory starszemu koledze, ale ten szybko zabrał się za opatrywanie, tak więc jedyne co pozostawało, to tkwić w hańbie i czekać na zakończenie „drugiej’ pomocy.
- Bardzo dziękuje, Matsumoto-dono. – podziękował z ulgą Sayamaka, widząc w jakim stanie były jego bandaże – zakładanie sobie samemu opatrunków i to w tak upierdliwych miejscach nie należało do najłatwiejszych, ale mniejsza o oto. Padły bowiem szczególnie ważne pytania i to był moment, w którym Asagi musiał przyznać się do porażki.
– Melduje, że mój przeciwnik zdołał uciec. Wykorzystał mój błąd, by posławszy mnie na ziemię zabrać ciało uprzednio zabitego człowieka i zbiec w noc. – zreferował krótko niebieskooki sytuację, do której powinny zaraz paść bardzo ważne pytania, chociażby o to, dlaczego nie dokończył roboty? Wiedział, że jego rany nie należały do najgorszych, więc przynajmniej w teorii mógłby kontynuować pościg za demonem, nawet jeśli ten zregenerowałby siły posiłkiem.
– Matsumoto-dono, zanim wyruszy pan na poszukiwania demona, za co raz jeszcze przepraszam, muszę panu przekazać bardzo ważne informacje o nim. Ten demon korzystał z technik oddechu wody. – niebieskooki przerwał tutaj na krótki oddech oraz by dać Takashi’emu czas na przemyślenie usłyszanej informacji, a sobie na poukładanie kolejnym myśli, co nie szło mu tak łatwo jak zazwyczaj, po czym kontynuował.
– Co więcej, ten demon był nietypowy jeszcze z innych powodów. Przedstawił mi się jako Fujihone Yami, był wysoki na ponad dwa metry, a głowę skrywał pod roningasa i gdyby nie dłonie, miałbym wątpliwości, czy nie walczę z innym łowcom. Nie tylko wykonywał techniki wody, ale również… Zabrzmi to dziwnie, ale mam wrażenie, że nie próbował mnie w walce zabić. Nawet w poprawny sposób punktował moje braki w całkowitej koncentracji i podobno, uratował innego człowieka... – ostatnie niebieskooki wyznał z pewnym poczuciem wstydu w głosie, ale tak było – wielkolud bardzo dobrze znał się na metodach walki Łowców, informacji było jeszcze dużo więcej, ale myśli nie chciały się niebieskookiemu układać tak płynnie jak zwykle i czuł, że może lepiej iż siedzi oparty o resztki chramu…
-KRA, KRA.... potrzebna pomoc, walka z demonem... KRA. - Po czym odfrunął. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, nie przywykłam jeszcze do otrzymywania wiadomości w taki sposób, a co więcej nie cierpiałam tego skrzeku jakie wydawały z siebie te ptaszyska. Niemniej jednak nie miałam czasu, musiałam ruszać niemal natychmiast. Ktoś potrzebował pomocy.
Obmyłam się tylko błyskawicznie z potu i ubrałam świeże kimono nadające się do walki. Chwyciłam Katanę i ruszyłam do wyjścia. Truchtem dotarłam do bram siedziby, gdzie zauważyłam bardzo zdenewrowaną kobietę. Miała długie czarne włosy i delikatne rysy twarzy.
- Również wysłali Cię z misją ratunkową? - zagaiłam, ale nie marnowałam czasu na stanie z miejscu i ruszyłyśmy biegiem w miejsce, do którego prowadził nas kruk. Z miny kobiety mogłam domyślić się, że osoba, która potrzebuje pomocy jest dla niej kimś ważnym. - Jestem Arai Kaori i postaram się pomóc jak tylko bedę mogła.
Nie marnowałyśmy energii na zbędnę rozmowy. Jeśli zabójca demonów zostanie uratowany i wróci bezpiecznie do domu, będziemy mieli więcej okazji do rozmów, a wiedziałam jak nikt inny, że dobrze mieć znajomych w siedzibie i ewnetualnych kompanów do walk.
Opuszczony chram wyglądał tak jakby lata swojej świetności miał dawno za sobą. Doszły mnie słuchy co stało się z tym miejscem, ale nie było czasu by móc przyglądać się zgliszczą i oddać cześć poległym w tym kiedyś świętym miejscu. Rozglądałyśmy się po okolicy, aby móc zlokalizować miejsce pobytu poszkodowanego, gdy mój ponadprzeciętny słuch wychwycił strzępki rozmowy.
- Tędy - zawołałam do mojej towarzyszki i ruszyłam pędem we wskazaną przeze mnie stronę.
Po dotarciu na miejsce zauważyłam dwóch mężczyzn.
- podobno uratował innego człowieka... - zdażyłam usłyszeć tylko tyle z całej ich rozmowy. Mężczyzna który to wypowiadał nie wyglądał najlepiej, ale rany miał wstępnie opatrzone. Starałam się ocenić szybko czy będzie w stanie wrócić do siedziby o własnych siłach, czy będzie potrzebował tarnsportu, jednak moje umiejętności na niewiele się zdały, wydawało mi się, że będzie potrzebował noszy. Zaczęłam więc rozglądać się za czymś co prowizoryczynie będzie w stanie je zastąpić o ile towarzysząca nam NE, nie będzie w stanie pomóc. Nie znałam się dobrze na ich umiejętnościach.
- Nazywam się Arai Kaori i przybyłam z pomocą. - przedstawiłam się mężczyznom. - wspominałeś coś o tym, że ktoś uratował innego człowieka... czy ktoś oprócz Ciebie również potrzebuje tutaj pomocy? - nie zauważyłam co prawda innych śladów niż te, któr pozostawił przed sobą człowiek, o fioletowych oczach, jednak wolałam się upewnić. Było nas tutaj sporo, może walka obejmowała więcej osób? Zlustrowałam okiem drugiego mężczyzne, był postawny i wydawał się całkowicie zdrowy. - Tyle dobrze - pomyślałam.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
The silence is your answer.
W poszukiwaniu winnego natrafiała na pomniejsze, słabsze demony. Nie oszczędziła każdego z tą myślą że mogą się przyczynić do śmierci kolejnego członka Korpusu, do kolejnej straty w jej sercu! Nie mogła sobie na to pozwolić.
Kolejny trop doprowadził ją aż na obrzeża Osaki w okolice Nose. Podobno kręcił się tam jakiś inny demon, a raczej żeńska wersja pomiotów Muzana. Idąc wydeptaną przez wieśniaków ścieżka usłyszała jakiś krzyk. Złote ślepia wyłapały ruch z oddali już. Dłoń spoczęła na sayi przy tsubie, zaciskając się na niej mocniej. Gdy z krzaków wystrzelił jak strzała młody chłopak, miejscami uwalony krwią. Potykając się o własne nogi wyrżnął tuż przed Karasawą. - Uciekaj! Demon! W Chramie! Demon! Wszyscy zginą! Wszyscy! - powtarzał jak mantrę, trzęsąc się jak osika, poderwał się z ziemi i pomknął przed siebie, wymijając Sayakę, chciał jak najszybciej oddalić się od tego miejsca.
Białowłosa zmrużyła ślepia i pomknęła sprintem w stronę z której przybiegł młodzieniec. Okoliczne wioski znała dość dobrze, w końcu Osaka była jej domem od zawsze, wiedziała dokąd zmierzać. Już z oddali dostrzegła pierwsze zwłoki, trup za trupem jeden w gorszym stanie od drugiego. Zupełnie jakby banda świeżo przemienionych, wygłodniałych bestii przewinęła się przez to miejsce. Czuła jak gniew ponownie rośnie. Nie widziała ciała Hanshina, ale nie była głupia, podejrzewała jak mógł skończyć. Patrząc na porozrywane ciała, pozbawione kończyn, krew była wszędzie. Nie musiała mieć wyczulonego węchu żeby wyłapać zapach śmierci. Wzrok dostrzegł że ślady były dość świeże, ruszyła śladami poległych w kierunku budynku zatrzymując się dopiero gdy z oddali dostrzegła stojącą do niej tyłem wysoką kobietę o długich czarnych włosach. Sądząc po ilościach ofiar i tym że to był tylko jeden demon, brała pod uwagę fakt że przeciwnik może być z wyższej półki, ale to jej nie przeszkadzało.. wręcz rozpalała do odpłacenie nocnej maszkarze że za martwych.
Drogie ubranie, splamione krwią.. ich krwią. - Nażarłaś się chociaż zdziro? - warknęła w stronę demona, czekając aż bestia odwróci się w stronę swojego kata, w końcu ostatni posiłek już dostała..
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
The silence is your answer.
Ruszyła wolnym krokiem krwawą, betonową ścieżką w stronę schodów. Jedno musiała przyznać, ten demon wiedział jak się zaprezentować. Mlaskanie wywołane każdym krokiem po mniejszych, tudzież większych plamach krwi mnichów przecinało tą głuchą ciszę. Nawet fauna umilkła w tej okolicy, będąc w obecności naj groźniejszego z drapieżników jakie stąpały obecnie po ich zapomnianym przez bogów świecie.
Sayaka nie czuła z początku nic, ale gdy tylko demon się obrócił na szczycie schodów a mocniejszy podmuch wiatru szarpnął jej pozlepianymi miejscami krwią włosami - stanęła! Prawa stopa na pierwszym ze stopni nie za wysokich schodów. Złoto ścięło się ze złotem i całe ciało Karasawy zamarło w bezruchu na widok jaki miała przed oczami. Serce zabiło mocniej! Przez ułamki sekund zapomniała jak się oddycha! Żołądek podszedł jej do gardła, grożąc wyciśnięciem z siebie całej zawartości! Źrenice się zwężały prawie przyjmując wielkość główki od szpilki - dyskomfort jaki czuła w tej jednej chwili wymieszany z rozlewająca się złością. Gorąc rozlał się po jej ciele w ułamku sekundy.. Barwa głosu której nie słyszała latami..
"..."
Oddech stał się cięższy. "..rusz się.." pierwsza myśl jaka powstała w jej głowie. Napięła mięśnie całego ciała. "..to nie jest... to nie jest.." powtarzała w kółko czując jak wkurwienie jeszcze bardziej rośnie. Miała przed sobą upierdolonego krwią martwych ludzi demona! Demona, który wyglądał i brzmiał łudząco podobnie do jej zmarłej siostry - Yuu!
- .. całe kurwa szczęście.. nie zdążysz zbezcześcić ich ciał bardziej niż to już zrobiłaś.. - wycharczała nawet nie hamując wkurwienia w głosie. "JAK ŚMIESZ?!?!?!?" ryknęła w myślach robiąc w końcu pierwszy krok. "JAK ŚMIESZ PRZYJMOWAĆ JEJ FORMĘ TY PRZEBRZYDŁA.. NIEDOJEBANA.. KURWO!!!!" Oczy błyszczały dzikością jak jeszcze nigdy do tej pory!
"- A ty znowu przed tym pustym grobem? - usłyszała kpinę w głosie Araty opartego o drewniany filar. Zwróciła się w jego stronę z irytacją w spojrzeniu. - Skończ! Dobrze wiesz że Yuu.. że ona.. - zacisnęła mocniej szczękę nie będąc gotowa na wypowiedzenie tych słów na głos. - Kłamstwa! Yuu żyje! - warknął Arata ciskając jabłkiem z całej siły o kamienny nagrobek, rozbryzgując owoc na wszystkie strony. Cześć poleciała nawet na białowłosa. - Jesteś martwy gnoju! - warknęła białowłosa podrywając się gwałtownie z kolan z mokrą szmatą w dłoni, którą czyściła przed chwilą nagrobek ich siostry. Najmłodszy Karasawa aż zbladł na myśl co jego siostra zrobi z tą ścierką, kiedy go dopadnie więc bez chwili zwłoki, co tchu w płucach zaczął przed nią spierdalać.."
Tamto wspomnienie uderzyło ją zupełnie jakby przed chwila miło miejsce. "..nie.. NIE!" nie dopuszczała do siebie tej myśli! Nie pozwalała sobie by ulegnąć tej iluzji! Tak! To musiała być iluzja! Bo przecież nie mogła być to prawda! Mieli pogrzeb, choć matka nie pozwalała otworzyć trumny.. każde z nich przeszło żałobę, jednych uderzyła bardziej niż innych.. poza Aratą, który wiecznie się upierał że Yuu żyje! A teraz TO! Demon przybierający formę jej zmarłej, najukochańszej siostry. Suiren dopuściła się przed białowłosą niewybaczalnego grzechu.. śmierć wszystkich ludzi świata byłaby mniej rażącą zbrodnią niż podszywanie się pod Yuu!
Więc krok za krokie, stopień po stopniu co raz wyżej.. co raz bliżej.. spinając całe swoje ciało. Zmuszając się do zmniejszenia dystansu między nią a sobą. Nie pozwoli szargać egzystencji swojej najwspanialszej Yuu! Stawiając stopę na szczycie schodów pokazała swoje wkurwione oblicze w pełnej okazałości. Zamachnęła się na twarz demonicy z całą szybkością, zwinnością i pełną siłą używając do tego prawej pięści. - Nie zetnę cię z miejsca.. będę się nad tobą pastwić szmato.. upierdolę ci każdą kończynę.. sprawię że będziesz wyczekiwać z niecierpliwością wschodu słońca! Będziesz błagać każdą komórka swojej demonicznej egzystencji aby promienie słońca zakończyły twój żywot.. bo ja z tobą nie skończę tak łatwo... - ton jej głosu sugerował że nie rzucała słów w eter. - Wybrałaś sobie kurewsko złą formę do przyjęcia.. nie wybaczę ci bezczeszczenia pamięci MOJEJ YUU.. - wycharczała łapiąc dłonią za rękojeść katany i wyciągając z pochwy karmazynowe ostrze.
#990033
- Nichirin:
- SHINKU NO MANGETSU
Ostrze katany ma kolor ciemnego karmazynu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia dwa płomienie zazębiające się ze sobą wokół ostrza w formie yin i yang. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna z karmazynowej barwy trzema rysami ułożonymi pod kątem 45 stopni, z czego środkowa jest dłuższa od pozostałych dwóch.
Nie możesz odpowiadać w tematach