Miejsce blisko sceny, w której dźwięki wydają się być najbardziej żywsze i realistyczne. Jakby zdawało się być tuż obok aktorów na scenie. Jest to nie tylko spowodowane demonią mocą, ale również orkiestrą grającą tuż obok loży, którzy z chęcią dostosują grany repertuar do trwającej sceny. Pierwszy demon, który w danym cyklu scenicznym złoży zamówienie (poprzez podanie w opisie linku na YT), sprawi iż orkiestra zagra ją podczas najbliższej sceny. Wybrana muzyka zgodna być musi z realiami forum. Dodatkowo, możecie mieć pewność, że wasza rozmowa nie zostanie przez nikogo podsłuchana, ze względu na gwar panujący w okolicy.
Słyszał też o możliwości zamawiania jedzenia, ale nie pozostawiał sobie złudzeń co do różnorodności posiłków. Jedli ludzi, a zwykła rzepa potrafiła wywołać u nich strumień wymiocin jeśli zostałaby zjedzona w nadmiarze. Tak, przekonał się o tym na własnym futrze. Demon nie może wpierdalać rzepy zamiast ludzi. Nawet jeśli niektórzy dzielą z nimi iloraz inteligencji. -Ichi, co takiego zrobiłeś że pozwolili Ci zarezerwować sobie miejsce? - Skierował pytanie do idącego przed nim wężowego demona. W końcu wcześniej nie zadawał tak zbędnego pytania, a ciekawość powoli go zżerała.
Po wejściu do loży, opadł na jedno z siedzeń. Widocznie dopasowanych do demonów, bo te nie pierdolnęło mu pod pośladem a nawet ukryty za haori ogon mógł sobie ładnie ułożyć żeby nigdzie nie wystawał. Jeśli chodziło o ubiór, to nie różnił się zbyt od tego który wkładał na co dzień. No, może wybrał nieco elegantszy, który nie był wielokrotnie cięty ostrzami zabójców i ujebany w krwi. - Jak myślicie, ile to będzie trwać? - Szczerze mówiąc chciałby się wyrobić przed wschodem słońca. To nie tak że nie ufał załodze, ale czuł że jeśli zostaną tu przetrzymani dłużej, to trzeba będzie uzupełnić alkohol w ładowni. Znowu.
#414A69
#414A69
- Zamówienie:
Nigdy nie wstydził się tego, z kim się spotykał i w co pakował, choć nigdy też nie wywoływał sensacji na taką skalę. Mimo to zarozumiały gówniarz w jego wnętrzu cieszył się, że o nim mówiono. Był to jednak mikroskopijny ułamek odczuwanych przez niego prymitywnych emocji. Reszta przypisywana była rozdrażnieniu, złości, upokorzeniu i niepewności. Miał przecież wady, które można było dostrzec gołym okiem: zarozumiałość, impulsywność, zazdrość, a teraz jeszcze i to. To prawie jak z laską, której używa się tylko wtedy, gdy nie ma nikogo w pobliżu — nikt nie powinien przecież widzieć, że posiada się jakieś niedoskonałości. Nie obchodziło go, że demony mogą się czegoś o nim domyślać, snuć plotki na jego temat — w końcu ta nie była pierwszą. Obchodziło go, że znają teraz jego prywatne myśli.
Rodził się w jego głowie pomysł, aby zrobić z siebie ofiarę tego przedstawienia; umniejszenia odgrywanego na deskach. Ale z drugiej strony duma rozgrzewała wnętrze jego żeber. Tamtego dnia się przeliczył. Nie oznaczało to, że teraz popełniłby podobny błąd. Przekonał się już, do czego zdolny jest Taishiro. Nie mógł działać lekkomyślnie.
Zatrzymał się właściwie w wejściu, czując, że jego but posłał leżący na ziemi kawałek drewna przez cała długość loży. Szary — podbity migotliwymi odcieniami szkarłatu — wzrok szybko przeskanował wnętrze. Nie musiał się nawet przyglądać. Od razu był pewny dwóch rzeczy. Pierwsza to, że na pewno nie znajdował się tu Taishiro. Druga, równie nieprzyjemna co nieświeże mięso, że nie poddawał wątpliwościom, iż jego lekceważący wzrok rozpoznał sylwetkę Ichitarō, przywołując w uszach wygrane dźwięki fletu. Miał ochotę wybuchnąć histerycznym śmiechem, ale zamiast tego, zagryzając szczęki, spróbował się wycofać. Zdecydowanie bardziej bezszelestnie, niż wcześniej.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Niespodziewane szturchnięcie tego tyłka, wywołało natychmiastowe spięcie pośladów i przeniesienie wzroku na kapitana. Naprawdę nie lubił ściągać czapy, a cofnięcie krzesła oznaczało nic innego jak nie widzenie niczego co na scenie było. Wetchnął głęboko i odchylił kapelusz do tyłu odkrywając cały majestatyczny, wilczy łeb z przodu. Nie można było go jedynie dostrzec od tyłu. - Zadowolony? - Spytał się patrząc na kapitana, a jego żółte oczy z łatwością przebijały się przez łagodny pół mrok panujący w loży. Bez czapy wyglądał zdecydowanie lepiej. Podparł łeb ręką i obserwował zmagania aktorów na scenie. Przynajmniej do momentu w którym do jego wilczych uszu dotarł dźwięk mówiący o zbliżającej się obecności. Czapa wróciła na swoje miejsce, ale odchylił się by nie zasłaniać kapitanowi. Podniósł brew kiedy sługa doniósł krzesło z rezerwacją. Oj... Będzie drama. I to bynajmniej nie na scenie. Bo poza sługusem, zza wstęg czapki dostrzegł przyglądającego się im Rina. - No proszę... - Rzucił cicho pod nosem, ale dostatecznie głośno by jego kamraci mogli go dosłyszeć. Aż żałuje że nie ma paluszków pod ręką. Byłoby czym zagryzać.
@Rintarou - Znowu mam czapę. Wilczej mordki nie widać. Ale ostrzegam że mogą mi ją zdjąć. :3
Zamówiona muzyka: Umi no hōjō
#414A69
Stojąc przed zasłoną do loży artysta zastał widok osobliwy. Rintarou do loży ciągnięty się zdawał. Wbrew woli swojej własnej, za aktora wzięty:
- Do loży intymnej zamówić można takiego. Gdy sztuka do końca dojdzie swego.
Śmiejąc się pod nosem lekko, sprawnym ruchem dwójkę ominął, swe miejsce przyniesione zajmując:
- Jeśli miejsce w loży chcesz zająć, sługę poproś o miejsce przyniesienie. Lub zgodę czyjąś uzyskaj, by na kolanka usiąść jego.
Zakładając na nogę nogę, Taishiro pozornie zaczął Pieśń ignorować, obracając się z uśmiechem do reszty. Gadatliwy być nie próbując za bardzo. Gdyż sztukę własną w kluczowym momencie zakłócić nie chciał:
- Cieszy mnie, iż sztukę mą zaszczyciliście i jedną z ciekawszych loży wybraliście. - odparł z drobnym uśmiechem demoni artysta, witając drobnym skinieniem głowy dyrygenta - Byłem ciekawy muzycznych gustów wiecznych istot. I słysząc solówkę na flecie, nie zawiodłem się nad jej kreatywnością. Czyj to był pomysł, by fletem wzbogacić Rintarou zamyślenia scenę? I czy jedzenie jakieś z bufetu potrzebujecie?
Przekrzywił lekko głowę i spoglądnął na twarz trzymającego go mężczyzny spod opadających ciemnych pasemek grzywki. Jego przystojna gęba go zaciekawiła. Kōro spoglądał na niego tak nieświadomie, że musiał unieść kącik w sardonicznym uśmiechu; jego twarz wyglądała niezwykle ciepło. Opuścił bark.
— Nie. Po prostu trzeba mieć pecha, aby na niego wpaść.
I bynajmniej nie chodziło o zamówienie nawołujących go dźwięków fletu. Chwila, a więc to z tej loży wychodziły muzyczne propozycje? Srebrne tęczówki ominęły wysokiego demona (co wcale nie było takie proste, biorąc pod uwagę, że był od niego niższy o głowę), wychylił się i omiótł siedzącą barczystą sylwetkę o ukrytej twarzy oraz Ichiratō, który wyraźnie się rozpromienił. Zawistny charakter Rintarou dał o sobie znać, krótkim pchnięciem pod żebro. Był pewny, że właśnie się z niego śmieje, że stoją na równym miejscu na podium i przez różnicę wysokości, to Ichitraō nad nim góruje. Nie chodziło tylko o wzrost, ale i o to, że w ogóle pomyślał (odważył się?) wyrwać spod jego opieki. Rintarou nie potrafił tego przetrawić. Traktował go jak nagrodę od Tadao, która przez nieuwagę wyślizgnęła mu się z rąk. Oczywiście nie mógł pokazać, że nadal go to gniecie. To byłoby upodlające.
Całą uwagę skupił ostatecznie na wchodzącym Piekielnym Artyście. Oczy Rintarou stały się czujne i ostre jak brzytwa, kiedy go mijał, miał ochotę wepchnąć mu trzymany przy pasie flet w gardło, ale ostatecznie zdobył się na przemiły, aktorski uśmiech.
— Do loży intymnej zamówić można takiego. Gdy sztuka do końca dojdzie swego.
— Przemawia przez ciebie bezwstydność, Taishiro — cmoknął. — Jeszcze chwila i pomyślę, że pałasz do mnie niezdrową obsesją.
Nie mógł zwyczajnie stać i tego wysłuchiwać. Przez palce przebiegały krótkie prądy upokorzenia; rozpuszczone kosmyki spełzły płynnie z ramion.
– Nie wiem czego odemnie oczekujesz. Naprawdę chcesz, abym usiadł obok ciebie, i co? Mam uśmiechać się i klaskać twoim aktorom? Przyszliście tutaj poznać prawdę o tamtych wydarzeniach czy dowartościować artystę — skierował wzrok na resztę — który nie pogodził się z przebiegiem tamtego starcia? Który ignoruje mnie, bo wie, że mam powody, aby się tu znaleźć. Zrobiłbyś wtedy wiele, prawda Taishiro? Ale nie mogłeś. — Chytry cień przebiegł po bladych ustach. — Zdradź mi. Po co to robisz? Dla własnej sławy? A może nadal boli cię fakt, że to Inu nie ma przy tobie?
Nie mógł powstrzymać się przed zerknięciem na Ichitarō. Tylko on mógł dostrzec słaby błysk w szarej tęczówce, jakby w ten ułamek chwili Rintarou chciał upewnić się, jak sobie bez niego radzi i jak z pewnością wyglądałaby Inu, gdyby postanowiła wyrwać się spod jego opieki. Niestety nie zastał go zmizerniałego ani zbiedzonego i chyba to ugodziło go najbardziej. Szybko odwrócił wzrok i powiedział, wcale na niego nie patrząc:
— Wydaje się, że nie zrozumiałem więc twojej wiadomości, Biały Wężu. — Pomimo iż mówił spokojnie bez emocji, to w wypowiedziany tytuł (który już kiedyś mu przedstawił) wdarło się wyczuwane znużenie i lekceważenie. Można było pomyśleć, że żałował wielu rzeczy, w tym tej jednej wygranej dla niego melodii. — Sądziłem, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Co więc cię trapi?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
#414A69
- Muzyka:
- Jak na ponoć artyste o tradycjach kabuki wiesz mało Rintarou.
Odrzekł Taishiro na tą zaczepkę lekką, patrząc bardziej w kierunku zebranych demonów, aniżeli osobę flecisty. Gdyż ich szlachetna wiedza, mogła nie zakładać o kabuki wiedzy. Nie wierzył, że Rintarou wiedzieć nie może, czemu obsada kabuki tak mocno ograniczana była przez shoguna prawo. Ta tradycja kontrowersyjna być może była, jednak jeśli aktorzy sztuki dzisiejszej dla uciech cielesnych chcą się na nie godzić, kim był by im zabraniać?
- Pieśń z przekazem ukrytym. Czy też pieśń z dedykacją. Jakież to... intrygujące.
Mógł sam na to wpaść, a jednak na efektywności się skupił. Rozmachowi, a nie przekazu personalizacją. Gdyż sztuka ta miała być czymś więcej, niż sztuką dla aktora jednego. Pełna celów bezliku, niczym gwiazdy na niebie.
Białowłosy na dziele swym skupić się ponownie próbował. Jakby szukać czegoś chciał i nad czymś mocno rozmyślał. Przyglądał się z miną neutralną w momencie, gdy demony wszystkie powalone przez zabójcę zostały. Jak bardzo chciał sprawić, by cywile po tej sztuce sympatią Kyoya Riny i Korpusu co najmniej nie darzyli, tak odmówić jedno nie mógł. Gdy ta ognista forma wywołana została, ta pozornie równa walka jednostronna się stała. Było w niej coś niepokojącego, co doprowadziło go do szaleństwa pewnego. Skupić się jednak mocno nie mógł za sprawą dyskusji Mikazukich, która wywołała na twarzy artysty uśmiech lekki. Ciesząc się, iż demon przynajmniej jeden dostrzec musiał efekt Tokumeia, nim stał się nim dogłębnie:
- Jak na osobę, której osiągnięcie życiowe na teatru łamach jest wysławiane, wydajesz się zirytowany być mocno. - popatrzył Taishiro na Rintarou z konsternacją lekką, gdy tylko Kyoya Rin na scenie ducha wyzionął. Czyżby przesadził z listem konfrontacyjnym na tyle, że Rintarou wierzy we wrogość jego dalej? - Ja też zaś swe racje spróbuje wyjaśnić szybko. Gdyż mój list dostałeś dzisiaj przecież, a cele moje większe od ciebie. Jeśli Pierwszy zasługi twe docenił tej nocy, że wywyższył cię na Trybunach ponad demony wszystkie. To do kłamstw powodu uciekać nie masz. Szczególnie desperackich, gdyż sprawić mogę zaraz, że prawda sama ust z twych wyjdzie.
Westchnął głęboko Taishiro, nie widząc nawet powodów, by krwi swej korzystać nawet. Co było w sumie bardziej teatralnym westchnieniem. Cieszył się w, iż sztuka broniła się sama:
- Widzę w tej nocy słabość dalej, sukcesu obwieszczenia niegodną, lecz czym zdanie jest moje, w obliczu zdania Tadao-sama. Jako artysta interpretacji narzucać też nie powinienem. Prawdą pozwolę tą rzecz niewidoczną dla mnie dostrzec innym, kłamstwem zaś tak wielkim żywot swój ryzykowałbym tylko. Chyba... że z powodów jakiś dziwnych, uważasz iż Najwyższy błąd popełnił?
Wzrok Taishiro przesunął się nagle w stronę sceny. Za sprawą dziwnego kaszlecia. Czy było to gdakanie kurczaka? I ten upadek Tokumeia. Tego w scenariuszu na pewno nie było:
- Bardziej obawiałbym się obecnymi rezydentami loży życzeń. - odrzekł zamyślony Taishiro wołając do siebie po chwili jednego ze sług.
Poprosił o naczynie puste, by pewnym ruchem nadgarstek rozciąć. Z jego żył do naczynia spływać krew różowa, o odcieniu niczym wiśnia, a konkretnie kwiat jej.
Odprawił sługę z naczyniem krwi jego, zastanawiając się, czy błędu teraz nie popełnia.
Lecz sztuka ta pewną zabawą była. Zaś prawda jeśli nie wyjdzie tu, to wyjdzie gdzie indziej.
— To nie desperacja — odparł miękko, dźwięcznie, jakby zawiedziony, że musi tłumaczyć to akurat jemu. Błysk świateł odbił się od stalowego kolorytu tęczówki — Desperacją byłoby zostanie w tamtej loży — wskazał podbródkiem lożę życzeń — i zepsucie całego tego przedstawienia. Podkolorowanie scen dla jakiś tam... moich celów. — Zaśmiał się krótko, kręcąc głową. — Tak, Taishiro. Ta loża cuchnie twoją krwią. Jednakże ty jesteś kapitanem. — Wychwycił podstępnie informacje z wypowiedzi Ichitarō, chętnie wykorzystując ją do swojej wypowiedzi. Zwrócił się ponownie do wyższego mężczyzny. — Zapewne wiesz, że reputacja jest jak piękny, ręcznie malowany wazon. Raz stłuczony, nawet jeśli uda się go naprawić, już zawsze będzie przeciekał. Nie tyczy się to tylko liderów. Jeśli pracujesz nad czymś spory czas, to niekoniecznie cieszysz się z serwowanego zakrzywionego obrazu, w którym autor nie boi się upodlić wszystkich wokół poza sobą. Ale rozumiem, że mogło zabraknąć pomysłu. Rozczłonkowanie własnej postaci musiałoby być wątpliwą inwestycją w ogólny odbiór.
Nie zamierzał mówić nic ponadto. Pozostawił interpretację w ich rękach. Zaintrygowany przekierował uwagę na Ichitarō. Był taki uroczy w swoim rozumowaniu. Kąciki warg poraził leciutki dreszcz.
— Nikogo nie trzymam na uwięzi, Ichitarō. — Zamknął oczy i wykrzywił usta; parsknął. Naprawdę próbował zachować powagę i należytą kulturę, ale aż drgały mu ramiona z tego tłumionego rozbawienia. — Czy w takim wypadku, siedziałbyś tu w pełni... — jak to ująłeś — wyzwolony? Interesujące jak wiele masz do powiedzenia na temat moich ścieżek, a sam zdajesz się bezwiednie nimi podążać. Nie naśladuj tych złych, Ichitarō. — Uchylił tęczówki i powiedział lukrowym, rozczulonym głosem jak ojciec do dziecka. Pochylił się konspiracyjnie i osłonił dłonią usta. Niemal szeptał: — Już ci mówiłem. Wtedy skończysz jak ja.
Bezwiednie uderzyły w niego wspomnienia z ich pierwszego wspólnego posiłku na tyłach restauracji. Pytał go wtedy o opinię: "wielu sądzi, że nie dotrzymuje słowa, że kłamię i mataczę. Że jestem ZŁY, pomyślałbyś? Cóż. Chyba jednak nie jestem, prawda?" Oczywiście oczekiwał wyłącznie dobrych odpowiedzi. Dawno nie przechodził podobnego kryzysu, a teraz słysząc coś podobnego, ciężko było nie zawrzeć szczęki. Wszystko zaczęło się od Taishiro. Wtedy też powiedział w towarzystwie Inu wiele rzeczy, których nie chciał. Myślał, że stracił wtedy nie tylko ją, ale i całą godność; że obdarty z kłamstw nie miał sobą nic do zaoferowania.
Ostatecznie skupił się na Taishiro, pozwalając mu mówić. W pewnym momencie zmrużył oczy, aż dobiegły go śmiechy publiczności. Spoglądnął pełen napięcia w kierunku sceny — dokładnie w chwili, gdy jeden z aktorów próbował wciągnąć z powrotem spodnie, a jego sobowtór dławił się dziwnym nieartykułowanym dźwiękiem. Wzrok poszybował wtedy zgodnie z komentarzem artysty na sekcje naprzeciwko. To, co tam zauważył, wprawiło jego twarz w dziwne skupienie.
"Chyba... że z powodów jakiś dziwnych, uważasz iż Najwyższy błąd popełnił?"
— W nic nie wątpię — odparł, chwilę jeszcze kontemplując lożę życzeń. — Ktoś tak wysoko postawiony, Kizuki, nie powinien się mylić, czyż nie? Inaczej nie znajdowałby się na swoim miejscu. Poza tym obaj doskonale wiemy na czym polega twoja sztuczka. Właśnie na nią patrzymy. Na scenę. Mam jednak szacunek dla twoich gości i nie chciałbym prowadzić tej rozmowy w tym miejscu. Chcę z tobą porozmawiać na osobności.
Kiedy tęczówki obsiadły Taishiro, wydawało się, że skrywa się w nich coś, co od długiego czasu nie dawało mu spokoju.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Każda loża krwią czyjąś śmierdzi. No może poza tą, gdyż wirtuozów prawdziwych moc krwi nie przebija jeszcze żadna. - puścił oczko do orkiestry rzecząc - Jeśli garnek nie tknąłeś w obronie, nie dziw się iż inni ci go zakrzywiają. Ja zaś nie boje się przyjąć wygląd końcowy jego. Przyjmując artysty chwałę, ni aktora jego.
Oskarżenia o ukrywaniu siebie ze znużeniem przyjął. Rintarou nie słuchał go wtedy i nie słucha na scenie Shinjetsu. Interpretacja jego smutnym upadkiem jego była. Nie rozumiał celów jego, lecz czy wyjaśniać je chciał. Za dużo celów swych ujawnił, więc prowokację tą ignorować dalej zamierzał.
Rozmowę Rintarou z Ichim, artysta ignorował kompletnie niemal. Choć ze słowami węża nie zgodzić się trudno. Rintarou najwyższą nagrodę uzyskał, lecz zamiast motywację tą przyjąć, w norze zaszył się na wieki. Nieprawdopodobne, że Kabuki częścią zostanie motywacją dla niego do działań jakichś się stała. Jakby Kaubuki formę prześmiewczą, ktoś na poważnie brał kiedykolwiek? Choć sam był winien listem zaproszenie, które napisał.
Kiedy Rintarou monolog z zaproszeniem prezentować, do loży wszedł sługa, co na uszy mu coś szepnął. Na tyle, że śmiechem gromkim wybuchł:
- Przepraszam. Żart prześmieszny usłyszałem. O Mikazukim, co Kizukiego chciał pobić.
Z trudem śmiech powstrzymując, mając powodów wiele, by wyczyn Mnicha salwą śmiechu skomentować, popatrzył na Rintarou z uśmiechem mówiąc:
- Dlatego z szacunku do nich, od monologu swego zacząłeś, a nie zaproszenia.
Taishiro szepnął parę słów słudze, nim się podniósł z siedliska mówiąc:
- Niestety o finał najszczerszy nie prosisz. Niemniej rozmową zabawić cię przez chwilę mogę.
Puszczając Rintarou przodem, pokierował Mikazukiego do loży, która według wiedzy jego wolna była i do intymnych nie należała.
Zaś reszta demonów w loży dostrzec mogła, jak sługa szepcze coś dyrygentowi do ucha. Co życzeniem nie było, gdyż orkiestra dalej z wyczekiwaniem patrzyła na was.
zt (x2?) -> Loża Wizualna?
Wybuch śmiechu Artysty zanim ten opuścił lożę również nie dało się zignorować, a jego powód wprawił go w lekkie zamyślenie. Kto zrobiłby coś tak głupiego przy tak ogromnej różnicy sił? A kiedy już odszedł razem z Rinem, jedynie odprowadził ich wzrokiem. Mości kapitan wydawał się ponownie wchłonąć w sztukę, a i tak chyba go nieco poddenerwowali paplaniną w loży. Nie mówił więc nic więcej i ponownie poprawił kapelusz, by ten na pewno żadnemu z nich nie zasłaniał tego co się aktualnie działo na scenie. Nie chciał słuchać dalszego narzekania i docinków na swój temat. W końcu co za dużo to nie zdrowo. Muzyki też żadnej nie zamawiał, bo tak jak wspomniał wcześniej... Nie znał się na niej, a zepsucie nastroju to ostatnie czego chciał.
Myśli też starał się trzymać daleko od statku, ładowni i tego co właściwie mogło pójść nie tak pod ich nieobecność. Z jednej strony mógł sobie pozwolić na tę drobną paranoję, a z drugiej miał nadzieję że ich załoga nie składa się z przerośniętych dzieci sprawiających problemy wszędzie gdzie się pojawią. A z trzeciej... Czym on się właściwie przejmuje. On będzie miał co jeść nawet jeśli zużyją większość zapasów. Na tę myśl od razu się rozluźnił.
#414A69
z/t
#414A69
Z/T
Nie możesz odpowiadać w tematach