Miejsce nasiąknięte krwią artysty pozwala wpływać na aktorów będących na scenie, przez znajdujących się na nich gości. Dzięki bliskości sceny, demony mogą wpłynąć na aktorów znajdujących się na scenie, zmuszając ich do "nieoczekiwanej" improwizacji. Osoby zajmujące miejsce na loży otrzymają na wiadomość prywatną pobieżny opis kolejnej sceny. Pierwsze z nich, które wypowie im rozkaz w danej scenie ma prawo na jej modyfikację, co wpłynie na cały jej kształt prezentowany w teatrze. "Życzenie" paść musi do 24h przed kolejnym cyklem scenicznym i nie może doprowadzić do skrzywdzenia widowni, wyjścia z roli lub przedwczesnego jej zakończenia (jak i innych ograniczeń przewidzianych przez mocy Taia). Loża posiada odpowiednią ilość użyć i jest to jedyne miejsce, gdzie obsługa nie dokłada dodatkowych miejsc.
W innych okolicznościach nikt nie musiałby płacić za jego własną nieostrożność, konając w katuszach, nikt nie musiałby być ofiarą wybuchu ponurej grozy na wieść, że został zaproszony na spektakl. Między innymi o samym sobie. Podpis zachęcił wrzecionowate źrenice czerwieniejących tarcz do wyważonej drogi pochyłych znaków. Wszystko w ciele Rintarou mówiło, aby trzymać się od niego z daleka, aby zniknąć z zasięgu jego wzorku. I gdyby mężczyzna zrozumiał to w odpowiedni czas – w chwili, gdy demon w ludzkim ciele uśmiechnął się sympatycznie, gdy odchylił głowę, aż strzyknęło mu w karku, to sam Rintarou nie musiałby szukać nowego wspólnika.
Zagłębił się w sale spokojnym krokiem, ale umysł nieprzerwanie napędzał nowe myśli. Nie chciał wyglądać, jakby się spieszył, zdradzić, że gdy tylko słońce zniknęło za horyzontem, ruszył w kierunku Osaki, miejsca, do którego otrzymał uprzywilejowany dostęp. Nosił się w czarno-czerwonych długich szatach, o połach muskających czubki czystych butów. Jawił się niczym zwykły mieszczanin. Na próżno było doszukiwać się na nim demonicznych atrybutów; jakichkolwiek zmian wynikających z upływu czasu. Zajął z teatralnym znudzeniem miejsce w loży najbliżej sceny, jego czujne szare spojrzenie przemykało po innych sekcjach, przeczesało również samą scenę. Podparł łokieć o niską barierkę i wsparł blady policzek o wnętrze zimnej dłoni. Czarne rozpuszczone kosmyki, ujarzmione były cienką i charakteryzująca go wstęgą, spinającą jedynie pasma zebrane zza ucha. Wzrok przeczesywał deski. Mrużąc oczy i stukając opuszkami palców w skórę, nucił w swój rytm cicho:
kiedy los prowokujesz, aktorzyno marny,
zdaj sobie sprawę, że na żywot skazujesz się nieznany.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Zaczęła się zbierać o odpowiedniej porze. Kąpiel w pięknie pachnących olejkach; wcieranie różnych balsamów, po których jej mleczna skóra miała być jeszcze miększa. Na koniec modne i tylko na nią skrojone kimono. Nie białe czy liliowe, jak kiedyś, a krwistoczerowne. Rzucające się w oczy, ze złotymi zdobieniami. Długie włosy jak zazwyczaj spięte w niesfornego koka odsłaniały skrawek odkrytych pleców. Pisie uszy czujne, drgały co jakiś czas, gdy przemierzała bosymi stopami drogę do swojej loży.
Była podekscytowana. Jak zawsze zresztą. Wpadła do środka od razu przechodząc do barierki. Oparła się o nią szczupłymi dłońmi biorąc głębszy wdech. Z dziecięcym uśmiechem na ustach wpatrywała się w scenę, gdzie rozpoczęło się właśnie magiczne
przedstawienie. Z cichym jękiem zachwytu zlustrowała salę i zebraną widownię. Dopiero po kilku chwilach zdała sobie sprawę, że nie była sama. Jej krwistoczerwone tęczówki prześlizgnęły się po dwóch znajomych twarzach i przez chwilę wyglądała na skonsternowaną. Gdzieś między chęcią ucieczki a walki. Gniew jednak nie nadszedł, gdy zblokowała spojrzenie z szarymi, nieodgadnionymi tęczówkami Rintarou. Poczuła dziwny spokój. Jej wzrok skakał od jednego demona na drugiego.
Szukała tych malutkich gestów. Łobuzerskiego uśmiechu i błysku w oku Suny czy zdystansowania i chłodnego spojrzenia Sachiego. Z którym miała teraz do czynienia? Ogarnęła ją dziwna niepewność. Oddech lekko przyspieszył, gdy w przeciwieństwie do tego jak rozdarta się czuła uniosła dumnie podbródek.
- Interesuje was sztuka czy przyszliście namieszać?
Znowu ją zostawił. Znowu obiecał, że wróci jak tylko załatwi parę spraw. Znowu miała posłuchać i grzecznie czekać… Ale coś w niej w końcu pękło. Przeklinając pod nosem Rintarou i całe jego drzewo genealogiczne aż do siedmiu pokoleń wstecz, ruszyła w ślad za nim. Jak pies idący po zapachu, który tak dobrze znał. Nie było mowy o pomyłce, wytropiłaby go wszędzie, w największym tłumie czy najgłębszym lesie. Albo w pełnym ludzi i demonów teatrze, jak teraz. Ta jedna woń wyraźnie odcinała się dla niej na tle innych, kierując Inu do jednej z loży. Szła powoli, miękko jak polujący drapieżnik, skanując otoczenie czujnym spojrzeniem. Nie zastanawiała się nad tym, czy ktoś spróbuje ją zatrzymać - na jej szczęście, nikt tego nie zrobił, oczy wszystkich były zwrócone ku scenie. Nie miała żadnego planu awaryjnego, nie wiedziała co by wtedy zrobiła, ale znając ją, byłoby to coś wyjątkowo głupiego i żenującego.
Stanęła obok dwójki mężczyzn będących teraz w niejednoznacznej pozycji, taksując ich wzrokiem. Dała im czas, żeby ją zauważyli, choć całkiem możliwe, że Rin wyczuł jej pojawienie się w teatrze już jakiś czas temu. Bez słowa nachyliła się nad nieznajomym; ich twarze znalazły się na tym samym poziomie, niebezpiecznie blisko. Niemal czuł jej oddech na swoich ustach. - Obawiam się, że to miejsce jest zarezerwowane. - Powiedziała krótko, ledwie powstrzymując narastający w gardle warkot. Czy była zazdrosna? Oczywiście. Nie brzmiała jak ktoś, kto zadowoli się odmową. Ba, wyglądała, jakby była gotowa go zepchnąć, ale miała jeszcze na tyle samokontroli, żeby nie wszczynać awantury podczas spektaklu. Nie, żeby w ogóle interesowała się sceną, złote ślepia zdawały się zafiksowane na osobie szarookiego demona. Atmosfera wydawała się dziwnie napięta, wręcz niezręczna. Co uważniejsi mogliby wyczuć, że ona pachniała nim, a on nią, zdradzając że nie tylko się znali, ale też spędzali ze sobą wystarczająco dużo czasu, aby wzajemnie przesiąknąć swoimi zapachami. Pozostawało tylko jedno pytanie - kim dla niego była?
Dopiero później zauważyła obecność jeszcze jednej, znajomej osoby. Zrobiła pół kroku w tył, podnosząc na nią spojrzenie i nieświadomie zamachała ogonem, jak zadowolony szczeniak. Na moment zapomniała o nieznajomym na kolanach Rintarou, skupiając swoją uwagę na Lisicy.
#9b5e64
Zapewne dlatego go nie dostrzegł. Zapatrzony w przesuwającego się po scenie mężczyznę bez skutku doszukiwał się momentu, w którym czaić się miała nieprzychylna dla niego prawda. Może gdyby nie połknął haczyka Taishiro i nie skupiał na scenie całej swojej uwagi, zauważyłby tę parszywą znaną mu jasną facjatę, zadziorne tęczówki, których nawet w wyobraźni nie widział nigdy tak blisko. Czarne, krucze kosmyki w tym niespodziewanym odruchu, zdążyły połaskotać go po skórze.
Rintarou momentalnie się wzdrygnął. Oczy wpiły się w niewinnie wyglądającą facjatę. Na ich prześcieradle malowało się coś na wzór zaskoczenia, może nawet wspartego nutą zakłopotania? Z pewnością czegoś, z czym nie miał dotąd styczności. Właśnie temu ręka wsparta o barierkę wycofała się gwałtownie w stronę ciała. Wyprostował się, czując sztywność w kręgosłupie.
— A jednak nie zdechłeś.
— Ciebie również miło widzieć, Suna.
Wyczuł, jak dźwięk głosu zmienia tonację przy wypowiadaniu tego imienia. Wibrował jak cięciwa zaraz po oddaniu strzału. Był jak wykrzyknik.
Doskonale wiedział z kim ma do czynienia. Jego brat nie ośmieliłby się na taki gest. Kiedy widział go po raz ostatni, uciekał przecież spojrzeniem i milczał, nie odpowiadając na żadne z pytań. Jednakże po tym, co usłyszał później od samego Suny... może nie powinien się wcale dziwić? Czuł, że sprawy sprzed roku powróciły. Znów pokąsały mózg. Napędzony tą lawiną wywołał fałszywy uśmiech na bladych ustach. Wyglądał trochę jak grymas; źrenice zwęziły się jak u kota.
— Nie będę ci przeszkadzał w oglądaniu.
Wciąż uśmiechnął się krzywo, choć kącik zadrgał w tej utrzymywanej obłudzie.
— Nie wolałbyś być tam, na dole, i to wszystko jakoś... nie wiem? Powstrzymać?
— Nie wiem, czy wolę gapić się na twoją gębę, czy na tę teatralną parodię. Ale zrozum. Mam szacunek do sztuki. Trzeba jedynie pamiętać, że prawda to cudowna i straszliwa rzecz — dodał miększym głosem — trzeba obchodzić się z nią ostrożnie. A niektórzy kłamią, bo nie mogą jej wytrzymać. Wtedy powstają spektakle, takie jak te. Można je przejrzeć.
I choć Rintarou zdawał się nie wyglądać na przejętego, prawda była inna. Wrzało w nim, aż się gotował, ale ukrywanie prawdziwych intencji było jego codziennością. Sam przecież był doskonałym aktorem. Może też właśnie z tego względu zaciskał pazury we wnętrzu dłoni, aż robiły się w nich jasne odciśnięte półksiężyce.
Instynkt kazał mu unieść spojrzenie. Bezwiednie się więc mu poddał. Wraz z ruchem szarych tęczówek, nozdrza wyłapały delikatny zapach kwiecistych olejków. Rozpoznawał charakterystyczne aromaty. Przywodziły na myśl chwile spędzone na gałęzi drzewa. W ciemnościach; z kosmykiem włosów między badającymi fakturę opuszkami. Nie pomylił się. I choć spotkanie to należało do nieoczekiwanych, oczy zastygły w dziwnym zawieszeniu, wewnętrznym napięciu na dostrzeżony przez nią widok, ale z jakiegoś powodu nie był w stanie nawet drgnąć. Czuł ciężar Suny i kompletnie nie mógł nic z tym zrobić. Jakby owładnął nim paraliż. Czekał na jakąś uwagę, może na ten uśmiech, który zawsze zdobił jej wargi, ale zamiast tego dostrzegł jedynie błysk czerwieni przeskakujący z jednej twarzy na drugą. Wpatrywał się w te mignięcia w dziwnym spokoju, może czekając, aż niegdyś niewypowiedziany przez nią sekret, ujawni właśnie to spotkanie; że jej spojrzenie odkryje wszystko, co łączyło wpatrująca się w siebie dwójkę demonów.
— Namieszać? — Zapytał melodyjnie, niemal bez żadnego podtekstu. Zawzięcie patrzył jej w oczy, nie zdradzając przed nią swoich wewnętrznych rozterek. — Nazwałbym to zweryfikowaniem rzetelności — tego badziewia — spektaklu, Jougen.
Chciał coś dodać, ale wzrok gwałtownie wystrzelił w bok. Nienawidził, gdy mu przeszkadzało, a tego wieczoru okazało się, że nie mógł natchnąć się na większą ilość osób w tym jednym parszywym miejscu. Jak na złość dzisiaj. Wszystko wysypywało mu się z rąk. Miał wrażenie, że traci kontrolę, a ledwo ją przecież zyskał. Zaczynał rozumieć. Taishiro wysłał zaproszenia do jak największej ilości osób, aby upokorzyć go przed jak największą publicznością. Przed samymi Jougen. Ostatkami nerwów trzymał się, aby nie posłać z dymem całego tego pieprzonego budynku, a trzeba uwierzyć, że był na granicy spełnienia swojego marzenia.
— Inu — mimo iż głos był spokojny, powietrze między nimi drżało, niczym wyładowane elektrycznie. Wrzecionowate źrenice wbiły się jak ostre szpilki w dziewczęce ciało. — Nie sądzę. Obawiam się, że miałaś inne plany na tą noc. Jaki jest twój problem w usiedzeniu w jednym miejscu?
Gapił się na nią. Nie było w nim już zaskoczenia, to przeinaczyło się w coś dużo gorszego. W niemą uwagę. Przypomnienie. W ostatnią szansę na wycofanie się.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
z/t
Loża życzeń --> tuptanie między miejscami do oglądania.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
O bogowie niech ktoś umrze - myślała uporczywie skacząc wzrokiem z Rintarou na Sunę, bo w taki sposób zwracać mógł się tylko Suna. Stała tam tak niczym posąg. Wszystkie mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa, kolory odeszły z policzków i pewnie po raz pierwszy wyglądała niczym prawdziwy demon. Z początku wzięła go za Sachiego. Jego towarzystwo zdzierżyłaby zdecydowanie lepiej. Z Suną było inaczej. Jej stosunek do niego był skomplikowany. Bytowała gdzieś między złością, nienawiścią a tęsknotą, i im dłużej wpatrywała się w jego przystojną buzię, miała ochotę coś rozpierdolić. Z każdym kolejnym słowem czuła jak puls jej przyspiesza, a gniew wychodzi jej puszystymi uszami.
Skupiła się na Rintarou. Wpatrywała się w jego szare tęczówki szukając w nich spokoju. Prowadzili niemą rozmowę, w końcu on wiedział co się wtedy stało. Wyczuł co wtedy nosiła pod sercem i jaki miała do tego stosunek. Za pewne pamiętał ich rozmowę. Potrzebowała wszelkich możliwych pokładów cierpliwości, żeby nie rozszarpać Suny na kawałki i przy okazji nie rozszarpać też wszystkich wokół.
Dodaj mi cierpliwości, Mikazuki, prosiła go w myślach.
Przygryzła dolną wargę, gdy Suna bezkarnie dotknął jej głowy. Ciężar problemów na ramionach tylko się wzmocnił, bo prawie poprosiła go, żeby pogłaskał ją jeszcze trochę dłużej. W połowie mu wybaczyła, gdy poświęcił jej trochę uwagi. Gdy odchodził nie zamierzała go zatrzymywać. Nie planowała robić cyrku ze względu na Piekielnego Artystę. I tylko wyłącznie dlatego. Nie powstrzymała jednak:
- Hej Suna! Pozdrowienia od Sachiego! - Rzuconego na odchodne najbardziej słodkim głosem, na jaki było ją stać. Miała tak wielką ochotę coś rozszarpać. Najlepiej siebie.
Wtedy jej uwagę przyciągnęła niepozorna istotka wpraszająca się na lożę. Zamrugała kilka razy spoglądając na merdający lekko ogon.
- Inu - przywitała się, a jej gniew ustąpił nagle dziwnej nostalgii. Pamiętała ją z bankietu dawno, dawno temu. Małą i zagubioną. Schyliła się dotykając opuszkami palców miękkiego policzka ślicznej dziewczynki.
- To twoje dziecko, Rintarou? - Zapytała unosząc jedną brew i się prostując. Kąciki jej ust drgnęły w niewinnym uśmiechu, jednak mdły ton temu przeczył. - Urocze.
- Loża życzeń:
- Proszę, proszę niech stanie się coś krwawego; zanim sama rozszarpię wszystkich siedzących na widowni. - Kitsune
Inu przeniosła złote ślepia na Kitsune, jakby przez moment wahała się czy do niej podejść, otrzeć się, może przytulić, ale coś jej mówiło, że takie zachowanie mogłoby okazać się ryzykowne. Nerwowo oblizała usta i przydługie kły, wciąż niezdecydowana, zawieszona pomiędzy chęcią zrobienia czegoś, a przyjemną bezczynnością. Ostatecznie cicho westchnęła, minęła Rintarou i ostrożnie skróciła dystans między sobą, a Lisicą. Podniosła głowę, żeby wlepić oczy w śliczną twarz nieznacznie wyższej od siebie kobiety i zamachała puszystą kitą, jak gdyby to samo w sobie miało odgonić wszystkie te negatywne emocje skotłowane ciasno w loży życzeń. - Kitsune. - Nie zrobiła nic więcej, ale znajdowała się teraz w zasięgu ramion drugiej demonicy. Wyglądała trochę jak zbity pies, jakby obawiała się, że ta zaraz na nią nakrzyczy, albo co gorsza - zaatakuje, choć teoretycznie nie miała ku temu powodu. W praktyce, każdy powód mógł okazać się dobry. Jeśliby tylko Inu była chociaż minimalnie mniej płochliwa, pewnie wyciągnęłaby przed siebie ręce i po prostu przyciągnęła ją do siebie w uścisku, ale tego wieczoru odwagi starczyło tylko na podniesienie ciśnienia swojemu towarzyszowi, za którym tu przylazła. Mimo zakazu. Na tak śmiałe gesty nie była gotowa, więc tylko stała i czekała na jakąś reakcję od Jougen. Póki co nie zwracała uwagi na Rina, wiedziała że nadal tu był i oglądał ten cyrk odbywający się na scenie. Sama kątem oka zerkała w tamtym kierunku, wyłapując kolejne słowa aktorów, próbując odnaleźć z nich jakikolwiek sens.
#9b5e64
Rintarou obserwował scenę, zapominając o Sunie, o Kitsu, o Inu. Choć tą ostatnią najchętniej złapałby za kark i zaciągnął z powrotem do kryjówki. Na wgryzające się w kolory ślepia, naszedł cień. Zniknęły frywolność i żartobliwość, którymi szczycił się każdego dnia. Teraz śledził parodiującego go aktora z niepokojącym spokojem zastygłym na wargach, ze skórą ściągniętą na policzkach — z pilnością niepasującą do osoby, którą wyśmiewa się na cały teatr. I pomimo przejawianego opanowania na oczy nachodziły obrazy pełne mroku i zuchwałości. Nie miało być tu za grosz prawdy. Miał stać się karykaturą — obrazem, w który Taishiro mógł wcisnąć nadmiar złamanej dumy. Miał być lekarstwem na jego porażkę. Tak to właśnie widział.
Oprzytomnił go śmiech wibrujący w uszach i tylko szybka reakcja, uchroniła Sunę od ostrzegawczego spojrzenia, za którym próbował ukryć zażenowanie aktem, na który właśnie patrzał. Gdzieś jednak tkwiła ta odkrywająca iskra; w tęczówce jak wbita drzazga. Poruszył tylko kącikiem warg na ostatnie stwierdzenie, które prędzej wywołało rozdrażnienie niż pokrzepiająca pewność, że kiedykolwiek miał w nim kogoś, kogo ludzie określają mianem „przyjaciela”. Nie rozkładał oczywiście tego komentarza na czynniki pierwsze. Wystarczyło, że dolały benzyny do tła. Do tej żałosnej imitacji pokracznie stąpającej po scenie, krok w krok za... Arakim. Jakaś część jego umysłu kazała mu spojrzeć ponad loże, jakby wśród zebranych miał dostrzec znaną czuprynę, druga jednak nie angażowała źrenic do szczegółowej kontemplacji. Czy w ogóle chciałby go tu zobaczyć? Po tym wszystkim.
Kiedy palce mężczyzny dotknęły włosów demona, ten obrócił głowę, lekko wyginając kark, ale paliczki Suny i tak sięgnęły włosów, które obwiązały się wokół jego opuszek niczym węże. Słyszał, jak odchodzi. Jak kroki niosą się gdzieś dalej, a on nie kwapiąc się na żadne pożegnanie, zadarł tylko łeb i przesunął fałszywie tęczówki na zadbaną cerę, delikatny kształt ust, a później na te szkarłatne oczy — oblane tą samą trucizną, którą każdemu serwował. W końcu zaczęła rozmawiać jak on, nie chowając się za tym charakterystycznym cichutkim szczebiotaniem. Zanim jej odpowiedział, przymrużył lekko oczy. Przez chwilę przyglądał się, jak Inu stawia kroki w stronę lisicy. Niepokojąco milczał.
— Nie lubię psów. To stworzenia niecierpliwe, wściekłe, wrzeszczące i szczekające. — Otrzepał swoją szatę i rozprostował materiał, który uprzednio pogniótł mu Suna. Wstał na równe nogi i przegonił wzrostem Kitsune o marne trzy centymetry. Wydawało się, że lekko zadarł głowę. — Jednocześnie jednak potrafiące okazać bezgraniczną wdzięczność.
Nie zamierzał tego tłumaczyć. Zamiast tego szare tęczówki przeskoczyły niżej. Oceniał śmiałość Inu. To skąd narodził się w niej przejaw zaufania wobec Jougen — dokładnie jakby był naukowcem i po wlaniu wody do kwasu, oczekiwał spektakularnego wyniku.
— Mówiąc, że zasady są po to, aby je łamać, a prawda, aby ją naginać, powiedz mi — szukał spojrzenia Kitsune, a jeśli je pochwycił, starał się utrzymać na sobie pełnie jej uwagi — czy uważasz, że to w porządku? Czy prawdę powinno się naginać do takich granic? Czy z powodu tego przysłowia powinienem usiąść i dalej to tolerować? Wiesz, kto za tym stoi, Jougen. — Postąpił krok bliżej, aż poczuł słodkawy zapach olejku wymieszany z bliskością znajdującej się przy niej Inu. Ta pachniała wiatrem i pokonanymi hektarami pól. — Muszę go znaleźć. Potrzebuję do tego więcej par oczu.
Waszych.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Pełne wargi wygięły się w zadowolonym uśmiechu. Otworzyła usta, jak by chciała coś dziewczynie powiedzieć, jednak słowa Rintarou sprawiły, że się zawahała. Uniosła na niego spojrzenie spod długich rzęs i nie odważyła się go więcej odwrócić. Demon miał coś w sobie; coś wyjątkowego, co przykuwało uwagę każdego, kogo sobie zażyczył. Przejrzał ją już przy pierwszym spotkaniu, przy następnym jedynie pogłębił jej fascynację i ciekawość. Teraz po takim czasie nie mogłaby już zmienić zdania. Przepadła, ale nie zamierzała tak łatwo się poddawać. Pewnie wiele dla niego przepadło, a ona zamierzała być tą wyjątkową.
- Słyszałam kiedyś tę historię, a czy wyglądam jak bym zmieniła na twój temat zdanie? - Zapytała jak by z wyrzutem, że liczył się jeszcze z kimś innym niż tylko z nią. Westchnęła teatralnie, machając lekceważąco dłonią w stronę głębi teatru. Chyba żartowała. W tym samym momencie przemierzyła niewielki krok w stronę Inu. Nie spojrzała na nią, wciąż blokując tęczówki z tymi chłodno szarymi; gdy pochyliła nieznacznie głowę zbliżając swój policzek do policzka Inu. Nie przerywała kontaktu wzrokowego z Mikazukim, kiedy przejechała mokrością języka od jej żuchwy aż po środek policzka. Oczywiście, jeśli dziewczyna nie zdecydowała się odsunąć.
- Popatrz już jesteś moja, kruszynko - szepnęła cichutko w pełni świadomie, że stojący obok demon również ją usłyszy, cmokając dziewczynę delikatnie w policzek. Wyprostowała się, jak gdyby nigdy nic, wciąż poświęcając swoją uwagę tylko Rinowi. Ale czy na pewno?
Pochwyciła w szczupłe palce pasmo długich włosów Inu, gdy oddaliła się od niej wychodząc Rinowi na przeciw. Zadarła lekko głowę mierząc go czujnym spojrzeniem. Wciąż lekko się uśmiechała. Słodko, niby subtelnie. A jednak jej uśmiech oznaczał tylko kłopoty, gdy zdecydowała się jeszcze odrobinę do niego przybliżyć. Zbyt blisko, żeby było to dla obojga komfortowe.
- Użyczę ci parę oczu - zdecydowała pewnie, w końcu puszczając śliskie pasmo włosów Inu. - Co dostanę w zamian, Mikazuki? Sam wiesz najlepiej, że wszystko ma swoją cenę.
Czego szukał tutaj Yamato? Sam nie był przekonany, lecz bardzo szybko zorientował się, że w tłumie po prostu szuka znajomych twarzy. Gdzieś trzeba było zacząć, a on sam nieszczególnie miał ochotę na samodzielne tworzenie nowych znajomości. Wkrótce zobaczył coś, a raczej kogoś kogo szukał. Gdyby się głębiej zastanowił, to było to dokładnie miejsce w którym spodziewał się Kitsune. Otoczoną w mistycznej loży wiankiem różnorakich adoratorów. Ryba w wodzie.
Przechodząc obok, przez chwilę pociągnęło go mocno w lożę krwi, której koncepcja niezmiernie go ciekawiła. Jednak sądził, że inni goście mogli być znacząco zbyt hałaśliwi jak na jego aktualne nastroje. Tak więc wyrwał się z jej obietnic i powolnym krokiem kierował się aby dołączyć do wspomnianego wianuszka. Czy był z tego powodu zadowolony? Oczywiście samo spotkanie lisiczki zawsze było ciekawym przeżyciem, ale bycie po prostu kolejnym jej ciastkiem do zjedzenia stanowczo kłuło jego dumę. Niestety, czasem trzeba poświęcić coś, żeby zyskać więcej. Jedyne co to zastanawiał się czy ma cokolwiek do zyskania. Nie umniejszając, jej ostatni list mógł być nieco bardziej pozytywny. Z całą pewnością wypadało sprawdzić.
Zgrabnie lawirując między ludźmi w końcu podszedł do grupki. Słyszał wyłącznie końcówkę żywej dyskusji, ale nie zamierzał się tym zbytnio przejmować i cichym krokiem podszedł do Kitsune.
- W zamian mogę dać pięknej pani nawet rękę. - Rzucił na przywitanie zza pleców przyjaciółki. - Dobry wieczór i wybaczcie spóźnienie. Zaproszenie późno dotarło. - Powiedział z uśmiechem i przedstawił się. - Miło wszystkich poznać, Yamato lokalny pustelnik i sęp. Co mnie ominęło? - Zapytał dla podtrzymania rozmowy.
Z wciąż kołatającym niespokojnie sercem przysunęła się do swojego towarzysza, ściśle obejmując jedną z jego rąk. Przylgnęła do niego jak zagubiony szczeniak i ciężko było określić, czy tym gestem chciała mu dać do zrozumienia, że może liczyć na jej wsparcie w poszukiwaniach Piekielnego Artysty, czy może sama tego wsparcia teraz u niego szukała. Prawdopodobnie jedno i drugie. Pewnie dlatego się nie odezwała, w końcu doskonale wiedział, że zrobiłaby dla niego wszystko. Nawet nie musiał pytać. Jego bliska obecność zadziałała na nią uspokajająco, szybki puls wkrótce się unormował, spojrzenie oprzytomniało, choć wciąż co chwilę błądziło w kierunku Lisicy w cichym, wyczekującym napięciu. Czegoś od niej chciała, ale sama nie potrafiła tego nazwać.
Pojawienie się nieznajomego nieco wyrwało ją z tego dziwnego stanu; złociste oczy przesunęły się nad ramię demonicy, spoczywając na twarzy stojącego za nią mężczyzny. Odczekała krótki moment, aż Rintarou pierwszy się odezwie, nim sama zabrała głos. - Dobry wieczór… - Zaczęła, wciąż badając wzrokiem nową osobę, po czym pokrótce się przedstawiła. - Inu.
#9b5e64
I choć podświadomość podsuwała odpowiedź, badał lisicę spojrzeniem, szukając w jej oczach czegoś ponad własne myśli. Przyglądał się każdemu drgnięciu ciała, każdemu błyskowi w czerwonej toni spojrzenia. Jedynymi świadkami tamtej nocy był on sam, Araki i Taishiro. Trudno było mu uwierzyć, że to właśnie Araki podzielił się z kobietą tą wiedzą. Nie był rozmowny. Trochę powściągliwy. Na pewno nie obnosił się w tak obcesowy sposób. Teraz kiedy znów o nim pomyślał, zdał sobie sprawę, że od tych wszystkich wydarzeń minęły dwa lata. Dwa lata, w których nie natknął się nigdzie na jego gębę, ani na żadne informacje dotyczące jego zgniłej persony. Czasem poddawał wątpliwością, czy oby na pewno nadal żyje; czy ktoś nie ściął jego czerepu. Ale nie wiedzieć dlaczego zawsze odsuwał tę myśl. Był zawiedziony, że mężczyzna nie ruszył za nim — w szaleńczy w pościg za trofeum. Rintarou był niczym małe kocie, które chciało zwrócić na siebie uwagę, a więc z tego powodu zdecydował się na złapanie szeleszczącego papierka. Biegnąc, oglądał się za siebie, ale nikogo nie widział. Ta cisza była irytująca, wkurzająca i przeklęta. Nie na to liczą osoby z wewnętrzną potrzebą bycia w centrum zainteresowania. Znudzony przyglądał się cennemu nabytkowi i przesuwał palce po świecącej klindze. Wtedy nie zdawał sobie sprawy, że zyskał więcej niż prowokacje. Dostał szansę na wyróżnienie się na tle innych i to wykarmiło niedopieszczone i popsute ego. Patrząc jednak na Kitsune, tęczówki nie dostrzegły wywalczonej przez nią ozdóbki. Zmrużył podstępnie oczy.
Trudno było mu zinterpretować, czym naprawdę było to ukłucie mieszczące się w żołądku. Obserwował to zbliżenie z równie wielkim zaciekawieniem, co skrywaną obawą, kiedy szklane tafle spojrzenia wychwyciły delikatny rumieniec na pysku rozemocjonowanego szczeniaka. Z uwagą śledził ruch języka; w oczach odbijała się wilgotna ścieżka muśnięcia. Oczywiście Rintarou nie podobało mu się to, że Jougen kładła palce na jednostce, którą sam sobie przywłaszczył. Był pewny siebie, ale w świecie rządzącej się krzywej hierarchii dominowała zazdrość i chciwość, i nic nie dało się z tym zrobić. Mimo iż wyższe stanowiska traktował z pozorowanym szacunkiem, pozwalał sobie na wyzwolenie fałszywego uśmiechu, jakby żadne z nich nie zdołało rozszyfrować jego prawdziwych myśli.
Oczy Rintarou ogniskowały się na Inu, gdy w głowie szukał odpowiedzi na pytanie Kitsune. Ich księżycowa jasność była magnetyczna i niezdrowa, niemal jednoznacznie apodyktyczna. Przyciągała psowatą do własnego ciała. Dosadny tupot kroków powstrzymał jednak kształtująca się w ustach propozycję. Zamiast niej otaksował spokojnie mężczyznę, rozpoznając w nim lidera jednej z grup prowadzących w Kioto. Miał ochotę się roześmiać.
— Moją uwagę, Jougen — odpowiedział jednak bez cienia rozbawienia. — W końcu nie przyszło nam spełnić ostatnich obietnic.
Powrót Inu wywołał na ustach delikatny uśmiech — zawsze tak samo łagodnie podstępny. Wsunął blade palce w jej karmelowe włosy i złapał pukiel z wyraźnym uczuciem, okręcając z dumą kosmyk wokół palca. Druga ręka pochwyciła ją z tyłu za szatę na wysokości linii bioder i tylko ona wiedziała, jak palce demona zaciskają się na tych zagiętych fałdach materiału; jak jednoznacznie terytorialne to było.
— Cóż za spotkanie. Grzeszny Mnich — oczy Rintarou plunęły niegroźną figlarnością. Usta, choć wciąż lekko wygięte, skrywały więcej słów, niż te, na które się ostatecznie zdobył. — Interesujące. Los polubił stawiać cię pomiędzy mną na Kitsune.
Pamiętał go z trybun. Wtedy też podczas krótkiej rozmowy z Kitsune, zjawił się między nimi. Rintarou uniósł w rozbawieniu jedną brew, otaksowując ich spojrzeniem. I kiedy miał zrobić coś więcej, do uszu dobiegła go delikatna, znana melodia. Twarz na chwilę stężała, a oczy umknęły w stronę sceny. Każdy z dźwięków przenikał do mięśni i paraliżował już od lat martwe tkanki. Plecy wyprostowały się, a jadowite (skrywane pod ludzkim kształtem) źrenice przeczesały loże. Pazury wbiły się w tkaninę Inu i drasnęły w końcu skórę, by wypuścić ją nagle i przestać bawić się wyplątanym kosmykiem. Wyglądał, jakby coś wywołało u niego zawahanie, osłabienie i chwilową niekontrolowaną dekoncentrację. Nie słuchał już nikogo w swoim towarzystwie — nawet jeśli zdążyli coś do niego powiedzieć. Oczy przeskakiwały z kąta w kąt. Bez przerwy czegoś szukał. Kogoś.
Było jednak coś jeszcze. List, który wręczył mu ktoś obsługi i na którego spadł cały ciężar zagubienia w powoli iskrzących czerwienią tęczówkach. Rintarou złapał pospiesznie za kawałek papieru i zapatrzył się w litery. Pergamin gniótł się z każdą chwilą coraz mocniej, aż jeden z pazurów zrobił w nim wyraźną dziurę. Po przeczytaniu uniósł łeb i lekceważąco zgniótł świstek w dłoni na oczach stojącego przed nim faceta. Bez słowa skierował się w kierunku barierki, wrząc w ściskającej go ciepłocie i pragnieniu zagłębienia pazurów nie tylko w tym świszczącym kawałku. Dłonie wsparły się na drewnianym materiale, a pierś uniosła nerwowym zaczerpnięciu powietrza. Usta wykrzywiły się w obrzydzeniu, kiedy pochylił głowę, a wzrok zderzył się z artystami na scenie. Ten list uwolnił tkwiąca w nim przeszłość. To, kim był. Jaka była jego przeszłość. Znajdowała się tam cała chęć zaistnienia w demonicznej hierarchii. Nigdy nie był silny. Udawał. Nie kierował się dobrocią, ani współczuciem, choć przed każdym próbował uchodzić ludzko. Rzetelnie. Bo przecież tylko tak mógł zyskać przewagę. Ale jego ludzka część już dawno zniknęła. Zastąpiła ją ciemność. Tej pierwszej już nigdy nie odzyska. Zawsze czegoś będzie mu brakowało. Zawsze będzie musiał udawać. Zamknął oczy.
Nie zdecydował na razie przystać na propozycję Taishiro. Nienawidził czekać. Zamiast tego spoglądnął na mężczyznę z obsługi i zdążył rzucić nim opuścił loże:
— Gdzie on jest?
I choć wiedział, że nie uzyska odpowiedzi, język wyplątał się sam.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Spijała każdą najmniejszą reakcję z jego przystojnej twarzy. Nawet jeśli było to sekundowe zaciśnięcie szczęki. Chciała zobaczyć chociażby pojedyncze zadrapanie na przywdzianej masce obojętnego manipulatora. Żaden demon nie lubił się dzielić, więc jak poradzi sobie z oglądaniem swojej własności w szponach innego demona? Nie posądzała Rintarou o altruizm. Uśmiechnęła się z pozoru pogodnie, chociaż Mikazuki na pewno mógł ją przejrzeć, w końcu od początku znał ją chyba lepiej niż ona siebie. Spojrzała na dziewczynę u jego boku i nie potrafiła stwierdzić, o które była w tym momencie bardziej zazdrosna. Chciała mieć wszystko. I wszystkich. Przekrzywiła lekko głowę puszczając Inu oko.
Nie zdążyła zareagować na propozycję Rina, słysząc za plecami znajomy głos. Lisie uszy nastroszyły się lekko. Zainteresował ją, chociaż nie odpowiedziała mu od razu. Uśmiech na ustach jedynie się pogłębił, gdy nagle kotłująca się w niej zazdrość zwyczajnie zniknęła. Chwilowo. Zmienna niczym burza odwróciła się do pustelnika wyciągając w jego stronę dłoń, którą oczywiście miał pochwycić.
- Yamato! - Pisnęła niczym wesoła nastolatka (i gdzie zniknęła ta lisica, która przed chwilą mieszała Inu w głowie?). Kątem oka widziała jak Rintarou przyjmował list. Niestety nie udało jej się podejrzeć, a bardzo chciała wiedzieć co w nim zostało napisane. Obojętnie czy Yamato ujął jej dłoń czy nie od razu do niego podeszła chwytając go pod ramię. Ścisnęła je jednak zbyt mocno, żeby nie poczuł bólu.
- Nic cię nie ominęło. Właśnie wybieramy się na poszukiwania naszego wspólnego znajomego. Trzeba mu pogratulować tak wyjątkowej sztuki - zaćwierkała radośnie wbijając długie paznokcie w rękaw Yamato. Zdecydowanie zamierzała zatrzymać go u swojego boku. Dodawał jej zbyt wiele odwagi, gdy miała go przy sobie, żeby pozwolić mu sobie pójść.
Uniosła karmazynowe tęczówki na Rintarou z Inu u jego boku i nie potrafiła zdecydować czy miała większą ochotę ich teraz rozszarpać czy przytulić.
Przypominała sobie:
Moją uwagę, Jougen.
Co by powiedział na to Akuma?
Zdecydowanie chciała się przekonać.
- Umowa stoi, Mikazuki. Prowadź - zdecydowała bez mrugnięcia okiem, zbyt ciekawa tych wszystkich złożonych obietnic, o których oczywiście nie zapomniała.
- Miło poznać, Inu. - Skłonił się lekko drugiej demonicy. Świta lisicy jak zwykle musiała się składać z bardzo ciekawych osobistości. - Co cię sprowadza na przedstawienie? Ciekawość? A może coś innego? - Zapytał nieco prowokacyjnie.
- Będziemy szukać naszego znamienitego gospodarza? - Zapytał z lekko przerysowanym zdumieniem. Ich ostatnie spotkanie było… dosyć burzliwe, choć i interesujące. Cóż, wspólne cele łączą. - A gdzie się on w tym momencie ukrywa… Mikazuki? - Zapytał z lekkim uniesieniem brwi, mającym wyrażać niepewność o kogo chodziło i czemu był tak formalnie nazywany. Bodajże również miał taką formalną ragnę w szeregach demonów, lecz nie przykładał do tego większej wagi. Ot, uroki życia pustelnika.
Naturalnie spokojnie zaczął prowadzić, Kitsune za wskazującym drogę Rintarou.
Yamato również przeżywał rozpętującą się wokół sztukę teatralną, bo innym określeniem nie dało się nazwać nawałnicy uczuć jakie były rozbudzanie w obserwujących. Piękne obrazy, gra emocji i kontrastów zwróciły uwagę nawet mnicha. Choć stojąc w progu wydawał się być znacznie mniej poruszony co reszta zasiadających tu demonów. Możliwe, że sytuacja byłaby inna gdyby siedział tu od początku, lub po prostu zasiadł w loży, która bardziej odpowiadała jego upodobaniom. Myśląc o tym jeszcze raz spojrzał w kierunku loży krwi. Nie przestawała kusić.
Pozostając w tej wyraźnie zażenowanej pozie, objęta jedną ręką Rintarou i poniekąd przytrzymana tym gestem w miejscu, nie wdawała się w dyskusję i tylko przysłuchiwała wymianie zdań, przynajmniej do momentu, w którym Yamato nie zwrócił się bezpośrednio do niej. Podniosła ślepia na jego osobę, kończąc tym samym kontemplowanie butów swoich towarzyszy. - Ciekawość? Nie, raczej nie… Przyszłam tu z nim. - Wskazała na Rina. Cóż, nie była to do końca prawda, w zasadzie to przyszła tu za nim, a nie z nim, ale nie wdawała się w takie szczegóły.
#9b5e64
— Umowa stoi, Mikazuki. Prowadź.
— A gdzie się on w tym momencie ukrywa… Mikazuki?
Nie wiedział, ale stojąc przed nimi nie ukazywał wątpliwości. Twarz kierował ku scenie. Zapatrywał się na odległe wspomnienia, jakby wciąż gdzieś w nim żyły.
— Podejrzewam, że nigdzie. Siedzi pewnie gdzieś w tłumie i klaska do własnego dzieła. Tak przecież robią najwięksi artyści. — Dowartościowują się. Zadrgał kącik warg. Wciąż pamiętał, co wydarzyło się w ogrodzie Himeji. Miał zbyt dobra pamięć do tak głębokich urazów. — Rozdzielmy się.
Rintarou zdawał sobie sprawę, iż Taishiro doskonale orientował się w jego pozycji. Wiedział gdzie dostarczyć list, który zgniótł teraz w kulkę i trzymał pod zesztywniałymi palcami. To mogło być kłopotliwe.
— Przemieszczając się tak liczną grupą, będziemy zwracać na siebie uwagę.
Wzrok demona podążył wreszcie w kierunku Inu. Odszedł od barierki tym swoim wkurzającym i frywolnym krokiem, jakby cały świat kładł się u jego stóp; efektu lekceważenia dodawały falujące kosmyki włosów, długie poły rękawów. Stanął przed dziewczyną, a cień przykrył prawdziwe intencje kryjące się na cienkich wykrzywiających wargach.
— Nie narób problemów. I nie zgub się, szczeniaku.
Przesunął delikatnie opuszkami nad jej głową i tknął odstających kosmyków niczym przedzierający się do wnętrza wiatr.
Mikazuki.
Mikazuki.
I choć dźwięk rangi pozostawiał w nim niesmak i umniejszenie, przełknął go i parł naprzód. Kilka kolejnych kroków.
Już niedługo.
A później zniknął.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Przez krótką chwilę skupiała się na spektaklu, po czym uznając, że jest wyjątkowo nudny, odchyliła się na siedzisku, wlepiając znużone spojrzenie w sklepienie. Złote ślepia bezwiednie wodziły po nierównościach sufitu, kiedy myśli sięgały coraz bardziej abstrakcyjnych wizji. Wyobrażała sobie, jak całe przedstawienie zamienia się w jedną wielką komedię, nieświadoma możliwości dawanych przez lożę, w której się znajdowała i faktu, że jej pomysły mogą wkrótce się urzeczywistnić. W nieskończoność wizualizowała głupie sceny, potknięcia, mylone kwestie, albo całkowite gadanie od rzeczy. Odpłynęła we własny świat chorych wyobrażeń, uparcie gapiąc się w górę i chichocząc, jakby nad głową widziała coś wyjątkowo zabawnego. Zaczęła nawet mamrotać pod nosem...
- Loża życzeń:
- Niech ktoś się potknie o własne nogi i zgubi spodnie! Albo niech zaczną nagle gdakać jak kurczaki! Lubię kurczaki… Chciałabym zobaczyć jakąś komedię, komedia byłaby o wiele ciekawsza…
#9b5e64
Chwilę błądziłem między salami, po prostu szukałem odpowiedniego miejsca, które nie było aż nadto przepełnione i nie panowało w nim zbyt duża gwara, niezbyt przywiązywałem uwagę do tego, kto znajdował się w środku, po prostu chciałem okazać szacunek Taishiro, skoro poznaliśmy się wcześniej i oboje mieliśmy duszę artysty, tylko moja zdecydowanie była pozbawiona głosu.
W końcu zasiadłem wygodnie w jednej sali i wyciągnąłem swój szkicownik i ptasie pióro przyozdobione złotem. Nidy nie wiedziałem, kiedy najdzie mnie wena twórcza, a kto wie może od oglądania przedstawienia. W mojej głowie pojawi się chwila, która będę chciał uwiecznić na wieki. Zresztą czułem się też zobowiązany, aby coś stworzyć i oddać piekielnemu artyście, który to wszystko zorganizował. Mógł nie cenić mojej sztuki, ale ja nie szukałem uznania czy poklasku, bo wiedziałem, że moje dzieła są ponad czasowe i doskonałe. Jeżeli sztuka okaże się klapą, to w najgorszym przypadku nudę pojawiającą się na scenie będę mógł zagłuszyć, kiedy przeniosę uwagę na kawałek pergaminu i oddam się tworzeniu. Złotymi chłodnymi ślepiami rozejrzałem się po pomieszczeniu, nie wiem czego szukałem, po prostu omiatałem inne demony wzrokiem, w poszukiwaniu odpowiedz na pytanie, którego nawet nie znałem.
Krocząc u boku Yamato rozmasowała obolały bark. Chociaż wszystko wróciło już do normalności namiastka bólu wciąż trzymała się zmiażdżonych wcześniej ścięgien. Oparła głowę na jego ramieniu wzdychając ciężko.
- Zostanę Kizukim - powiedziała mu wtulając nos w materiał jego ubrania. - A ty mi pomożesz, wiesz? - dodała, bo przecież Yamato wiedział, że nie miał już wyjścia; że dał jej za dużo czasu, za dużo uwagi. Zaczynała od niego wymagać, a może już zawsze taka była. Bo chociaż od początku starała się być samowystarczalna i niezależna coraz częściej zauważała, że jej władza i jej siła zależała w dużym stopniu od innych. Czy podczas wizyty w Kioto czy ataku na Ryżową Bramę, a nawet walkę na Trybunach. Nigdy nie była sama. Zaczynała uczyć się doceniać inne demony. Były jej potrzebne. Ich siła, ich pozycja i nawet głupia opinia. Powoli rozumiała, że nie była niezwyciężona, jeśli była całkiem sama.
Wchodząc do loży obejrzała się na dwie osoby znajdujące się w środku. Jej krwistoczerwone tęczówki zatrzymały się na chłopaku o śnieżnobiałych włosach i żółtych ślepiach. Chociaż nigdy się nie spotkali miała wrażenie, jak by go poznała. Przekrzywiła delikatnie głowę na bok i jeśli na nią spojrzał uśmiechnęła się pogodnie. Lubiła takie demony. Spokojne, może trochę wycofane. Bezproblemowe.
- Jestem Kitsune - przedstawiła się z lekkim skinieniem głową. Wtedy jeszcze nie skojarzyła, że to Katsu wspominała właśnie o tym demonie w swoich listach. Skąd mogła wiedzieć? - Myślę, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Wtedy dostrzegła jeszcze zgubę, którą po części szukała.
- Inu - zwróciła się bezpośrednio do słodziutkiej zabawki, którą także chciała się pobawić. W końcu Rintarou nie mógł zostawić dla siebie całej przyjemności, prawda? Żaden demon nie lubił się jednak dzielić. - Chodź, dołączymy do niego już na zewnątrz - dodała wyciągając w stronę dziewczyny otwartą dłoń. Czy ją przyjęła? Oczywiście mówiła o Fleciście, który widocznie był zajęty. Czyżby znalazł starego znajomego. Zżerała ją ciekawość.
- O-okej… - Odpowiedziała tylko, chwytając wyciągniętą do niej drobną dłoń i wstając z siedziska. Przelotnie zerknęła jeszcze ku nieznajomemu. Czy chciała wracać do Rintarou? I tak, i nie. Zdążyła się za nim stęsknić, to głupie przywiązanie nie dawało jej spokoju. Chciała być blisko, patrzeć na niego, dotykać, pewnie nawet by go chętnie pożarła, gdyby to oznaczało, że już zawsze będą razem. Równocześnie była tak strasznie zmęczona jego osobą, zachowaniem, eksperymentami, na które nie potrafiła patrzeć, nie czując wyżerającego ją od środka bólu. Miała dosyć i co gorsza, nie widziała wyjścia z tej sytuacji. Czy mogła znaleźć ratunek w kimś innym? Czy w ogóle chciała? Okalane złotymi okręgami źrenice odnalazły czerwone oczy Lisicy i przez ułamek sekundy miała wrażenie, że jej serce mocniej zabiło. Szybko potrząsnęła głową, odrzucając tę dziwaczna pokusę.
#9b5e64
Rzadko widywałem się z demonami, które tak łatwo ulegały wpływom innym, a tutaj w dodatku jeszcze sama ulegała swoje zwierzęcej stronie, może przydałaby się jej pomocna dłoń, która miałaby ją wyciągnąć z tego dna i przysłowiowo wytresować na odpowiednią osobę.
Jednak nim cokolwiek powiedziałem, do loży weszła demonica, nasze spojrzenia się skrzyżowały, kojarzyłem ją trybun, gdy walczyła o czarny miecz z tą demonicą, która sprawiła, że przegrałem walkę na arenie. Nie miała już przy sobie miecza, także chyba jego przydatność musiała być bardzo znikoma. Wychodzi na to, że Tadao kłamał, o silę płynącej z miecza i wykazania się. Skończyłem kreślić rysunek, na którym uwieczniłem finał spektaklu i wstałem, zostawiłem go na siedzeniu z podpisem.
- Yuta... Jest to pewne jak wschód słońca... Do zobaczenia, Tobie również Inu. - Przez dłuższą chwilę spoglądałem pustym i chłodnym spojrzeniem w obliczę Kitsune. To było bardziej niż pewne, że nasze drogi znowu się przetną, zwłaszcza gdy postanowiłem uczestniczyć w walce o władze. Na końcu również pożegnać się z kobietą, której spodobało się pióro, którym szkicowałem. Po wszystkim po prostu wyszedłem z loży i ulotniłem się, nim świt miałby mnie zatrzymać w tym miejscu. Demonice również opuściły to miejsce zaraz po mnie, ale ja udałem się w innym kierunku.
Z/T dla wszystkich w temacie.
Nie możesz odpowiadać w tematach