Pracownia ceramiki
Jedna z licznych, jednak wyraźnie większa i znajdująca się przy głównej ulicy wioski. Wewnątrz znaleźć można liczne wyroby garncarskie, które czekają na nowych właścicieli, jak i samego ich twórcę, który z ochotą jest w stanie przyjąć nowe zlecenia.
Gdyby to od niej zależało, zbyt szybko nie wróciłaby do tego miejsca. Szczególnie, że raczej nie powitają ją tu z kwiatami. Tutejsi wieśniacy, w akcie desperackiej próby uzyskania spokoju, pragnęli śmierci marechi. Licząc, że uwolni to ich wioskę od niekończącej się walki, która trwała wręcz miesiące. Jakież naiwne było ich myślenie, że wraz z ich śmiercią, wszystko się odmieni. Z informacji otrzymanych od kruka, w tej wiosce ktoś niedawno został zabity przez demona. I oczywiście, gdy nowa trwoga zaczęła nawiedzać tę wioskę, to wieśniacy niemal natychmiast postanowili zwrócić się o pomoc zabójców. Jakby tamtejsza noc kompletnie nie miała miejsca...
Zatrzymała się na jednym z pobliskich pagórków, z którego widać było całą osadę. Jej umysł mimowolnie powrócił do wspomnień z tej nocy. Krzyki rozpaczliwego wołania o pomoc ponownie zabrzmiały w jej głowie. Wraz z krzykami wściekłego tłumu, który domagał się krwi. Wszystko nakładało się w całość, sprawiając że łowczyni mimowolnie zrobiło się słabo...
Usiadła z hukiem pod jednym z drzew, starając uciec wzrokiem od miejsca, do którego zmierzała:
"Jeśli wejdę tam sama, w blady dzień, te krzyki zabrzmią na nowo... Ludzie tak szybko nie zapominają."
Świadoma tej myśli, powolnym ruchem wezwała do siebie kruka. Gdy jej skrzydlaty towarzysz pojawił się tuż obok niej rozkazała twardym i chłodnym głosem:
- Znajdź i przyprowadź tu innych łowców z okolicy.
Na pewno nie otrzymała tego zlecenia sama. Na pewno musiał być ktoś jeszcze. Inaczej... będzie musiała tam wrócić sama. W nocy raczej jej nic nie będzie groziło. Raczej nikt ją wtedy nie rozpozna...
Kruk odleciał, pozostawiając Tatsu samą. Powoli wyciągnęła z torby niewielki bukłak z wodą napajając swój organizm. Oczekując na powrót swojego latającego kompana lub nadejście zmroku. Cokolwiek nastanie pierwsze...
- Coraz więcej was się pojawia - Mruknął, przedstawiając swoje spostrzeżenie samemu sobie. Od momentu, kiedy ludzi zwrócili się przeciwko nim to ilość ich przeciwników wzrosła, choć ustępują oni umiejętnością dotychczas spotkanym demonom, niemniej i tak stanowią poważne zagrożenia dla otoczenia oraz nieroztropnych zabojców. Zastanawiał się, jakie dalsze plany ma dowództwo na odwrócenia sytuacji w regionie bo taki "pat" nie może trwać wiecznie. Czas tym razem gra na nich niekorzyść, demony wszak teraz nie muszą się ukrywać a wręcz są czczone. Ich dostęp do potencjalnych ofiar bez utraty głowy jest również większy, a to tylko sprzyja możliwością wykształceniu się dość poważnych przeciwników i to w dość szybkim tempie.
Takashi wyszedł z budynku, zaczerpując świeższego powietrza. Walka w ograniczonej przestrzeni nigdy nie była jego mocną stroną, przebili się przynajmniej przez dwie ściany zanim wyhamowali.. Całe szczęście, że demon zamortyzował upadek choć z pewnością nie był usatysfakcjonowany z podobnego układu. Słońce powoli zmierzało ku dołowi, wyrobił się ze swoim zadaniem perfekcyjnie w zamierzonych ramach czasowych więc mógł...
- KRA! KRA! Potrzebna asysta w Seto! - Przerwał jego plany kruk, kłapając tym dziobem niemiłosiernie.. Wkrótce też udało się z tego całego skrzeku ustalić dokładniejsze miejsce spotkania i pofrunął dalej najwyraźniej pędzony obowiązkami. Takashi uśmiechnął się lekko, rozpoczynając swój bieg.
- Matsumoto Takashi, Mizunoto, użytkownik oddechu pioruna. - Powiedział, ujawniając symbol z rangą na jego dłoni. To była czysta formalność, a jego towarzysz niedoli uzyskiwał już przynajmniej podstawową gamę informacji i oficjalne potwierdzenie, że należał do korpusu. Po wstępnym zapoznaniu, mógł wreszcie zapytać o właściwy cel wezwania.
- Jakie jest nasze zadanie? - Zapytał spokojnie, wpatrując się w pobliską wioskę. Nieczęsto uczęszczał w tych akurat stronach, preferując inne rejony więc zakładał, że jego towarzyszka może mieć sensowniejsze informacji niż on.
Jego śmierć nie była lekka i przyjemna, dałem mu poczuć, to samo co czuły jego ofiary; strach, bezsilność i nieuniknioną śmierć. Na koniec skamlał i prosił o litość, ale jego puste słowa odbijały mi się tylko w głowie, wbiłem mu miecz w serce i obserwowałem, jak uchodzi z niego życie. Krople krwi powoli spływały z mojego ostrza, jednym płynnym ruchem strząsnąłem posokę i schowałem miecz do sayi. Czemu ludzie z powodu głupiej zazdrości czy chciwości, byli tak chętni, żeby odebrać innym ich własność i życie w obawie, że wrócą i się zemszczą? Nie rozumiałem tego, ale cieszyłem się, że ten gość już nigdy nikogo nie skrzywdzi.
- Skończony śmieć... - Splunąłem na jego truchło i podłożyłem ogień pod niewielką chatkę. Najlepiej jakby to miejsce zniknęło z krajobrazu, żeby nikt inny więcej nie próbował tutaj praktykować podobnych rzeczy. Ruszyłem drogą na północ, mijałem Nagoje miałem swoje powody, żeby nie zahaczać o to miasto. Nie chciałem ryzykować, że ktoś mnie rozpozna i zaraz moi rodzice się dowiedzą, że jednak nie umarłem i dołączyłem do korpusu. Nie zamierzałem rozdrapywać tej rany, dlatego przyśpieszyłem kroku aby szybciej minąć te okolice.
- KRA! Potrzebne wsparcie w Seto. KRA! Potrzebne wsparcie w Seto. KRA! - Nagle na moim ramieniu usiadł kruk z wiadomością. Ktoś potrzebował pomocy, czemu akurat tak blisko Nagoji? Chyba los lubił płatać mi figle, wzruszyłem ramionami. Sięgnąłem do kieszeni kimona i wyciągnąłem z niej kilka pestek słonecznika, którymi nakarmiłem posłańca. Oby tym razem to był demon, a nie kolejny ludzki śmieć. Nie miałem wyboru, nawet pomimo swoich prywatnych powodów nie mogłem zignorować takiej prośby. Ominąłem miejskie zabudowy i ruszyłem gęstym lasem do Seto, nie chciałem zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi.
W oddali widziałem, jak jakiś mężczyzna niepostrzeżenie próbował dostać się na wzgórze, więc to chyba tam mieliśmy się spotkać. Mogłem do końca wysłuchać kruka, a nie od razu karmić go nasionami. To był mój jedyny trop, musiałem to sprawdzić, dlatego spokojnym krokiem poszedłem na górkę. Nie wiedzieć czemu gdy tylko otworzyłem usta, wyłoniło się z nich długie przeciągłe ziewnięcie. Automatycznie zasłoniłem usta dłonią, na której miałem symbol z rangą i ujawniłem ją przed nimi. Aby nie obawiali się, że ktoś się na nich zaczaił.
- Kagami Yuichiro, Mizunoto, użytkownik oddechu płomienia. Zgłaszam się.... Przepraszam za tamto, ostatnio nie miałem okazji za dużo rozmawiać. - Po tych słowach uśmiechnąłem się i usiadłem sobie wygodnie na trawie, zacząłem uważnie obserwować dwójkę towarzyszy i słuchać co dokładnie nas tutaj sprowadza. Nie zdawałem zbędnych pytań, w końcu to tylko spowalniałby naświetlenie sytuacji.
albo ją przed sobą stworzę
Po zaledwie paru godzinach dźwięk skrzydlatego towarzysza ponownie zawitał w zasięgu słuchu Tatsu. A wraz z nim dwa męskie chody. Jeden szybki i zwinny, a zarazem cichy. Drugi wolniejszy, chociaż równie cichy. Starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, tak by móc je rozpoznać wśród innych hałasów, powoli podnosząc się z ziemi. Hałasy powoli się nasilały, aż w końcu kruk wleciał szybkim ruchem na szczyt pagórka, lądując na gałęzi pobliskiego drzewa:
- Możesz już znikać Kugyō.
Kruk odpowiedział jej jedynie głośnym krakaniem pozostając na swojej pozycji. Łowczyni westchnęła głęboko, w geście bezsilności. Po ponad roku w terenie powinna wiedzieć, że znacznie łatwiej było przywołać kruka, aniżeli go odesłać.
Powitała pierwszego łowcę wzrokiem przesuwając swoją lewą rękę przed siebie i ujawniając na niej swój symbol:
- Tatsu. Mizunoto. Użytkowniczka oddechu kam...
Dźwięk ogromnego nagłego powiewu powietrza dochodzący z pobliskich krzaków, zwanego potocznie ziewnięciem, przyciągnął na siebie gniewny wzrok Tatsu.
- Mam nadzieję, że nie będziesz próbował pożreć tego demona. - odpowiedziała ozięble, podpierając swoje plecy o pobliskie drzewo
- W pobliskiej wiosce grasuje demon. Pozbawił życia co najmniej jedną osobę. I jest to praktycznie wiadome o samym zadaniu. Jednak plotki, którymi ta wioska jest owiana, nakazały mi wezwać posiłki.
Splotła swoje ręce na piersi, starając się zachować kompletnie kamienny wyraz twarzy:
- Podczas jednego z ostatnich zadań doszło tu do pogromu. Przez tygodnie łowcy bronili tu marechi, sprawiając, że wioska co noc była dręczona nieustannym najazdom. Na początku lutego, mieszkańcy nie wytrzymali. W środku nocy wyszli na ulice i domagali się śmierci marechi oraz opuszczenia stacjonującego tam oddziału zabójców, uznając wielotygodniowe starania Korpusu za nieskuteczne.
Tatsu zamknęła na chwilę oczy, zduszając w zarodku narastające krzyki w jej głowie.
- Dlatego musimy zachować dyskrecje i unikać kontaktu z mieszkańcami. - odparła stanowczo, otwierając powoli oczy - Patrol nocny będzie najlepszym wyjściem. Jeśli będziemy mieć szczęście zabijemy demona, nim ten pozbawi życia kolejnej ofiary.
Ciemnowłosa łowczyni spojrzała neutralnym i oczekującym wzrokiem na słuchających ją samurajów, dając znać że skończyła. Spędziła sporo czasu na treningu swojego zmysłu, dlatego była pewna, że usłyszy demona, gdy tylko ten zbliży się do wioski. O ile jego umiejętności ukrywania aury nie były na bardzo rozwiniętym poziomie...
- Nie, raczej nie gustuje w demonim czy ludzkim mięsie, wole dobrą czerwoną wołowinę. - Odpowiedziałem ciepło z drobnym uśmiechem na ustach, jej oziębły ton mi nie przeszkadzał. Mogła sobie robić wyrzuty i wylewać kolejne wiadra zimne wody, ale to i tak niczego nie zmieniało. Uważnie się przysłuchiwałem, kiedy tłumaczyła co dokładnie będziemy robić. Czyli gdzieś tutaj żerował demon i była co do tego stuprocentowa pewność. Na mojej twarzy pojawił się lekki entuzjazm, ostatnio nie spotkałem żadnego demona, tylko ludzi, którzy się podszywali za nich. Sytuacja w tej wsi, faktycznie nie była kolorowa, nie wiodło się im ostatnio za dobrze, takie wydarzenie na pewno pozostawiło głęboką urazę w mieszkańcach. Na pewno nie ucieszą się na nasz widok, ale z drugiej strony, kto by się przejmował nimi. Z powodu strachu byli gotowi zabić własnych sąsiadów, aby tylko zapewnić sobie spokojne życie i to dla takich ludzi się narażamy? Niech się cieszą, że na pewno żyją tu jakieś niewinne duszyczki, którym trzeba pomóc.
- Sytuacja nie maluje się zbyt dobrze. Myślicie, że może niektórzy mieszkańcy współpracują z tym demonem? W końcu w tak małej, osadzie raczej ciężko byłoby mu się nie postrzeżenie ukryć. Przynajmniej tak mi się wydaje, że nie możemy tego wykluczyć. Zwłaszcza że ludzie tutaj stracili w wiarę w korpus i to, że ich ochroni przed demonami. Niektórzy mogli szukać na własną rękę gwarancji przeżycia. - Mówiłem do ogółu, chciałem przeprowadzić burze mózgu i wymienić się spostrzeżeniami. W końcu co trzy głowy to nie jedna i warto chociaż przez moment rozważyć pewne kwestie. Wstałem, podszedłem do zbocza pagórka i spojrzałem na całą wioskę ze wzniesienia, jednak w słabym świetle księżyca i kilku latarni nie wiele dało się tam zauważyć, a przynajmniej mój wzrok nie był jeszcze na tyle rozwinięty, że mógł pokonać barierę światła.
- Czyli wchodzi do wioski, szukamy jakiś poszlak i staram się nie rzucać przy tym w oczy? Chcemy, się rozdzielić czy raczej skoncentrujemy siły, aby chuchać na zimne? - Zapytałem za nim zeszliśmy do wioski, chciałem mieć pewność co do planu działania.
albo ją przed sobą stworzę
- Patrol nocny zdaje się jednym sensownym rozwiązaniem. - Poparł w tym Tatsu, szanse innych opcji nie wyglądały tak dobrze jak to.. Nawet jeśli by udawali, kogoś niezwiązanego z korpusem to ta wioska posiada tak zamkniętą społeczność na obcych, że niewiele by się dowiedzieli. Zwłaszcza jakby pytali o ofiare czyli nie najprzyjemniejszego tematu do pogadania.
- Miejmy nadzieje, że potencjalna ofiara nie będzie musiała polegać tylko na naszym szczęściu. - Oparł chłodno, zwracając złote ślepia ku kobiecie. Szczęście nie wchodziło w grę, skoro tu byli to musieli powstrzymać demona zanim dopadnie kolejną ofiare.. Jeśli mieszkańcy się dowiedzą, to dostaną tylko kolejny argument aby być przeciwko przedstawicielom korpusu.
- Nie jest to nieprawdopodobne. - Odparł, Yui przedstawił dość celną uwage, który każdy z nich raczej miał już w głowie - Tak jak mówisz, ludzie stracili wiarę w korpus i jego możliwości, a ludzie w akcie desperacji są skłonni do zwracania się ku złu dla korzyści albo nie widząc innej opcji by zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwo. - To ostatnio dość powszechny problem, demony mogli wyczuć.. A ludzi wspierających ich już nie, co robiło szereg problemów z którymi musieli się mierzyć. Jeśli jest tu ktoś taki, to z pewnością mógł również jeszcze bardziej podburzać ludność, a co gorsze stworzyć jeszcze bardziej zorganizowaną grupę w postaci kultu.
- Posiadam zmysł dotyku, poruszanie się w ciemności nie będzie dla mnie aż tak problematyczne. Wyczuje również jeśli skrywa się którymś z budynków.. - Powiedział, spoglądając swobodnie za osadę - Jeśli się rozdzielimy będziemy w stanie przeszukać większy teren i jeśli ktoś nas zauważy, to jedna osoba wzbudzi mniejszą panikę niż trzy. Jak coś znajdziemy, to możemy poinformować się za pomocą kruków.. Bez ich skrzeku oczywiście, a jak dojdzie do walki to raczej cała wioska usłyszy. Oczywiście, chyba, że ktoś nie czuje się na siłach w takim razie można zrobić jedną dwójkę. - Podzielił się swoimi spostrzeżeniami z drużyną.. Kamień i Płomień, miał ostatnio szczęście do użytkowników tych oddechów.
- Jeśli działania naszych zmysłów, nazywamy szczęściem, to mam nadzieje, że siła waszego jest ogromna. Bo ja nie mam żadnej wątpliwości co do swojego "szczęścia". - rzekła kompletnie neutralnym głosem wpatrując się w ether. Była pewna mocy swojego zmysłu. W porównaniu do zmysłów jej towarzyszy...
- Jeśli ktoś współpracuje w tej wiosce z demonem, trzeba będzie wymierzyć sprawiedliwość. - odparła ze spokojem, obracając głowę w kierunku Takashiego - Zachowanie bezpieczeństwa swoim bliskim, nie jest żadnym usprawiedliwieniem na narażanie życia innych.
Korpus bronił bezpieczeństwa tej wioski przez długi okres czasu. Ponoć ktoś nawet oddał życie w ich obronie. Jeśli uważają, że ich poświęcenie jest daremne, być może jakieś sprawiedliwe ukaranie sprawców okaże się skuteczne.
- Problem pojawi się, gdy współpracować z nim będzie cała wioska lub grupa ludzi. Na szczęście, przynajmniej jeden wieśniak jest nam przychylny.
Podniosła głowę do góry, wpatrując się w kierunku swojego ptasiego towarzysza:
- Wystarczy mi jedynie, by wasz kruk wzleciał gwałtownie do góry i przeleciał nad wioską. Będę wiedziała skąd nadlatuje. - powiedziała neutralnym głosem, wpatrując się ponownie w oczy Taki - Nie mam problemu z prowadzeniem zwiadu samej, pytanie... - obróciła gwałtownie głowę w kierunku Yuichiro wpatrując się w niego pełnym chłodu wzrokiem. - Czy nasz pan ziewacz nie uśnie w środku nocy? Czy potrzebuje bolesnego pobudzenia, by przetrwać do świtu?
- Sprawiedliwość nie jest taka prosta... Ale to rozmowa na inny czas. - Nie podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami, bo nie były one teraz istotne. Na misji nie mamy czasu, aby się rozwodzić nad powodami innych ludzi, musimy pozbyć się zagrożenia i zadbać o własne życia. Nie po to tyle lat harowaliśmy, żeby tak szybko skończyć karierę zabójcy demonów na etapie mizunoto.
- Nie możemy być, aż tak sceptyczni. Gdyby była to cała wioska, to żadna informacja by do nas raczej nie dotarła. Ukrywaliby wszystko, aby ich wybawca mógł spokojnie żerować na wszystkim w pobliżu. W tej wiosce muszą być dobrzy ludzie. - Spoglądałem na wioskę złotymi ślepiami i delikatnie kącik ust podniósł mi się do góry. Postanowiłem rozwiać ponure chmury, które się nad nami zbierały. Dobijanie się przed zadaniem, nie działało zbyt dobrze na morale.
- Do tej pory głównie pracowałem sam i jak widać, ciągle żyje.... Byłem znużony podróżą, która się dłuży, gdy nie ma się z kim porozmawiać, ale teraz już czuje się dobrze. Możemy się rozdzielić, chciałem po prostu poznać wasze opinie. - Uśmiechnąłem się szeroko i następnie przeniosłem wzrok na kobietę. - Dziękuje za ofertę, ale nie skorzystam. Jeszcze mógłbym mieć problem z zaśnięciem następnego dnia. - Może nie obyło się bez uszczypliwości, ale mieliśmy jakiś plan działania i się dogadaliśmy. Pierwsze lody przełamane wiedziałem, czego się mogę po nich spodziewać, a teraz musieliśmy tylko pozbyć się jednej paskudy i później będziemy mogli to oblać.
- Po tym zadaniu, jeżeli będziecie chcieli, to zapraszam was na kolacje, śniadanie, obiad czy jaki tam posiłek będzie odpowiedni do pory dnia. - Spojrzałem najpierw na mężczyznę, a później przeniosłem wzrok na kobietę, aby sprawdzić ich reakcję. Tatsu była chłodna i uszczypliwa, ale nie ruszało mnie to kompletnie. Może była jedną z tych osób, co najpierw musiała się przekonać do kogoś. Matsumoto z drugiej strony wydawał się całkiem miły, był trzecim zabójcą z oddechem pioruna, którego poznałem. Z Saiyrui bardzo dobrze się dogadałem i bardzo miło spędziłem czas, ale z Shotaro jako nie mogłem znaleźć nici porozumienia, ale może było to wynikiem naszej sprzeczki.
albo ją przed sobą stworzę
- Dopiero po wykonaniu zadania będziemy mogli stwierdzić czy zasłużyliśmy na ten gest. - Odparł swoim spokojnym, zapewnię dla wielu monotonnym głosem. Propozycja Yui nie była wszak zła, jednak znów stanowczo za szybko wysunięta, a patrząc po dotychczasowym zachowaniu zabójczyni kamienia nie wróżył świetlanej przyszłości jeśli chodzi o Ich znajomość, sam zaś był najwidoczniej między młotem, a kowadłem. Tylko spokój go ratował przed niepotrzebną eskalacją napięcia w ich grupie. Chociaż, któryś mędrzec prawił iż przeciwieństwa się przyciągają.. Więc może tym razem się mylił?
- Wydaje mi się, że wszystko ustaliliśmy - Stwierdził Takashi, spoglądając na ciemniejące niebo nad nimi - Postarajmy się nacieszyć ostatnimi promieniami słońca zanim ruszymy. - Odparł zwracając ponownie wzrok ku wiosce. Mieszkańcy, zwykli ludzie wyrzucili stąd korpus.. Kto wie, jakie trudności im teraz sprawią.
- Jak jesteś głodny, to jedz teraz to swoje mięso. - odparła neutralnym tonem głosu, obracając się tyłem do rozmawiających z nią łowców - Bo rano każdy z nas może być w objęciach Izanamy-samy.
Na posiłek trzeba sobie zasłużyć. Otrzymała już za wiele posiłków w Yonezawie, na które nie zasługiwała. Szczególnie te, które były przygotowane specjalnie na jej dolegliwości poparzeniowe. No i też nie będzie przyjmowała zaproszeń od nieznajomego. Skoro odmawiała przyjęcia darmowych posiłków od właścicieli zajazdu, którzy byli przychylni Korpusowi, to tym bardziej nie miała wątpliwości, by odmówić samurajowi. Na pewno pod każdym słowem "darmowy" kryje się jakiś podstęp...
- Kruk w górę przelatujący nad wioską... - powtórzyła jedynie udając się powoli w teren, w świetle znikającego ku zachodowi Słońcu. Nie podała swoim towarzyszom swojego zmysłu, uznając to za nie mały sukces. Ludzie bywają znacznie szczerzy, jeśli nie są świadomi jej ukrytej zdolności...
Gdy księżyc zawitał na nieboskłonie, łowczyni powoli przemierzała okoliczne pola i łąki otaczające osadę. Trzymając się z daleka od jej centrum. Oczywiście dlatego, by wykryć zagrożenie, gdy te będzie zbliżało się do skupiska ludzi. A przynajmniej taką prawdę próbowała sobie wmówić. W jej głowie dalej rozbrzmiewały krzyki. Tym głośniejsze, im bliżej Seto się znajdowała. Pełne obelg, na które szczerze zasługiwała. W niecałą jedną noc zmarnowała to, co próbowano podtrzymać przez tygodnie. Tyle ofiar, które poszły tej nocy na marne. Którym może jedynie zapewnić swoje cierpienie w walce i życiu, którego finał będzie tylko jeden...
Ostrożnie starała się podchodzić bliżej skupiska ludzi, próbując zignorować wymyślone przez nią hałasy. Starając się usłyszeć istotę obdarzoną piętnem śmierci. Jednak poza chrapaniem mieszkańców, drobnym szumem wiatru i okazyjnymi dźwiękami poruszających się po wiosce łowców nie słyszała żadnych nietypowych dźwięków. Co mogło oznaczać wiele. Albo demon jeszcze nie wypuścił swojego legowiska. Albo zrobił sobie noc wolną. Albo grasuje w jej sercu, którego nie była w stanie usłyszeć podczas swojego patrolu.
Rzut na szczęście (definiujący kolejność podczas kolejnej kolejki): 3
- Gdzieś się skrył - Szepną do siebie, wpatrując się w przestrzeń między budynkami.. Nie widział doskonale w ciemności, jak niektórzy zabójcy jednak posiadał coś znacznie lepszego - dotyk. Przyłożył dłoń do ziemi, wyczulając się na wszelkie drgania wokół, jednak nie było niczego co mogłoby wzbudzić jego podejrzenia. Oby demon nie miał na tyle doświadczenia aby oszukać zmysły zabójców, wtedy cała sytuacja zrobi się niezwykle problematyczna.
Rzut na szczęście (definiujący kolejność podczas kolejnej kolejki): 20
- Może być problem, bo knajpy już są zamknięte, a poza tym objadanie się przed walką to nie zbyt rozsądny pomysł... Nie zamierzam umierać, mam pewien cel do z realizowania i nie dam się jej objąć. - Rozmowa z nią była odrobinę zabawna, śmiesznie się irytowała, jak jej szpila w ogóle nie przynosiła żadnego efektu, ale to już nie była jej wina. Kiwnąłem głową, gdy wspomniała o naszym znaku. Ruszyłem do wioski i wszedłem od przeciwnej strony niż zabójca pioruna. Kobieta trzymała się na uboczu i sprawdzała teren dookoła. Chyba miała podejrzenia, że demon przyjdzie z zewnątrz albo chciała w najgorszym wypadku przeszkodzić mu w ucieczce, gdyby coś poszło nie tak. Przechadzałem się przez mniej oświetlone zaułki i ciemne zakamarki. Nie chciałem zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi, w końcu to my musieliśmy znaleźć demona, a nie on nas. Ulice były opustoszałe, jak widać Seto było mało rozrywkowym miejscem, tyle jeden pijaczyna błąkał się jeszcze na zewnątrz. Obserwowałem go z ukrycia, być może demon się na niego połasi i tak ułatwi mi zadanie. Chociaż miałem pewność, że nie jest to przynęta najwyższych lotów, mało apetyczna i śmierdząca.
Szedłem za tym pijaczkiem, ale nabierałem coraz większych wątpliwości, aż w końcu wszedł do stodoły. Musiałem sprawdzić czy na pewno tam nie ma tego demona, gdy zajrzałem przez szczeliny w deskach gość zasnął na kupie siana i tak straciłem wabik, ale to dobrze przynajmniej nie będę miał go na sumieniu. Wróciłem do patrolowania okolicy, blask księżyca i latarni dostarczało mi wystarczającej ilości światła, chociaż nie powiem, że na pewno łatwiej byłoby szukać śladów za dnia.
Rzut na szczęście (definiujący kolejność podczas kolejnej kolejki): 13
albo ją przed sobą stworzę
To drugie było mało prawdopodobne, więc to pierwsze musiało być prawdziwe. Nie zwlekałem dłużej i ruszyłem za pozostawionymi śladami, w końcu trafiłem na nieprzyjemną poszlakę, na ziemi leżała kobieta. Podbiegłem szybko, do niej, aby sprawdzić, czy jeszcze żyję. - Kurwa, znowu za późno. - Wydusiłem przez zaciśnięte zęby. Była martwa, ale ciągle ciepła i krew nie stężała w pełni. Demon musiał być w pobliżu, a skoro jej nie zjadł od razu, to pewnie walczy z Tatsu albo Takashim. Tylko czemu nie widziałem kruka na niebie, chyba go nie przeoczyłem. Nie było to teraz istotne biegiem rzuciłem się w kierunku dalszych śladów, miejscami widziałem rzeczy, które wskazywały na walkę, no, chyba że potwór dla zabawy niszczył teren dookoła. W końcu dotarłem na plac główny, a tam ujrzałem najpierw nabiegającego Takashiego, czyli ta sylwetka bliżej demona to musiała być Tatsu. Im bardziej się zbliżałem, tym zarysy postaci nabierały szczegółów. Myliłem się, to nie brunetka walczyła z demonem tylko jakiś dzieciak?
Który na dodatek trzymał w rękach ostrze nichirn o czerwonej barwie. Co tu sie dzieje, do cholery skąd ten smark ma tyle siły? Widziałem, że jego ruchy były chaotyczne i atakował na oślep, ale każdy cios mocno ranił demona, aż ku mojemu zdziwieniu głowa potwora spadła na ziemie. Matsumoto pierwszy podszedł do chłopaka, a ten odwrócił się w jego stronę i zaślepiony furią wymierzył cios w stronę zabójcy. Takashi nie spodziewał się tego kompletnie, w ostatniej chwili zasłonił się mieczem i z wielkimi impetem uderzył głową o kamienny murek i przestał się ruszać, ale to nie był koniec, młodzik rzucił się na nieprzytomnego zabójcę z zamiarem odebrania mu życia. W tym momencie widziałem, że tamta kobieta była matką tego dzieciaka. Dlatego jego oczy zalały się czerwienią i musiał dać upust swojemu nadnaturalnemu gniewowi. Nie miałem chwili do stracenia, wskazałem krukowi wzlecieć na wioskę i zawiadomić Tatsu. Wziąłem głęboki wdech i dobyłem miecza.
- Ichi no kata: Shiranui - Wykonałem szybki zryw w kierunku tej dwójki, aby przeciąć drogę agresorowi. Nie chciałem go zabić czy zrobić krzywdy, dlatego skupiłem się na rozbrojeniu go. Nie spodziewał się mnie tam, a ja wykorzystałem moment i płynnym uderzeniem wytrąciłem mu broń z dłoni. - Uspokój się, nie jesteśmy wrogami! - Krzyknąłem na niego, licząc, że to go otrząśnie z szału, ale się myliłem. Chłopak nie zatrzymał się i teraz atakował mnie.
Takashi brak aktywności omija go kolejna.
albo ją przed sobą stworzę
Jednak zaledwie parę sekund wystarczyło, by cała ta noc przybrała inny, bardziej krwawy odcień. Dźwięk szybującemu w górę krukowi, którego trzepotanie skrzydeł zadźwięczało w jej czułych uszach. A wraz z nim obudziły się jej największe obawy. Wskazujące, jakoby demon grasował w samym centrum wioski. Być może nawet w nim był od samego początku.
Przełknęła ślinę, zmuszając swoje ciało do biegu w tym kierunku. Wiedząc, że nie ma teraz czasu, na strach przed tymi krzykami. Nawet jeśli w okolicy było dwóch zabójców, nie mogła popełnić ponownie tego samego błędu, wierzenia że sobie dadzą radę. Tak jak wtedy w Seto...
Szybko jednak zwolniła, gdy jej słuch złapał zasięgiem okolice pracowni ceramiki. Dźwięk zamieniającego się w popiół demona, dał jej wyraźnie znać, że już po wszystkim. Rozpacz dziecka "machającego" jakimś mieczem był jedynym wyraźnym dźwiękiem, jaki usłyszała. Czyżby Izanama-sama przyszła tej nocy, nie tylko po demona? Jednak chyba ci samurajowie potrafią zająć się jakimś dzieckiem, który najprawdopodobniej stał się kolejną sierotą, po krwawej działalności demonów.
Kolejne dźwięki szybko odrzuciły tą tezę, kiedy powietrze przecięła ognista smuga powietrza. A "głośne" uderzenie stali sprawiło, iż jej chód wyraźnie przyśpieszył:
- Potrzebujesz oddechu, by rozbroić dziecko? - rzekła z wyraźnym chłodem łowczyni, wyłaniając się zza rogu. Nie spojrzała, ani na moment, w kierunku Yuichiro, rozpoznając po głosie "agresora", który "zaatakował" dziecko. Zamiast tego skupiła się na "jedynej" rzeczy, którą nie mogła usłyszeć. Na ogłuszonym Takashim, który leżał nieprzytomny pod kamienną ścianą jednego z budynków
- Co mu się stało? - rzekła w eter dalej nie patrząc się w twarz swojego rozmówcy, ani tym bardziej stojącego obok dziecka. Słuch był jedyną rzeczą, którą potrzebowała, kiedy zbliżała się powoli w kierunku Takashiego. By wiedzieć co się dzieje w okolicy, oraz by dzięki jego sile, określić czy nadal żyje. Czy odszedł w mrok Izanamy-samy?
Może nie byłem najszybszy w szeregach zabójców, ale nie spodziewałem się, że zwykły człowiek będzie mnie tak zalewał atakami, które były niewiele wolniejsze od moich własnych ruchów. A to jeszcze był młokos, coś tu było bardzo nie tak. - Podszedł do niego... a gówniarz jest w morderczym szale... ledwo zdołał się zasłonić... ale siła uderzenia rzuciła go na ścianę. - Odpowiedziałem krótko, wzrok cały czas miałem skupiony na przeciwniku. Nie mogłem nawet na moment się rozluźnić. Widziałem, co się stało z Takashim, który nie wiedział, że wszedł w paszcze lwa. Ciężko było mi ustalić wzorzec, w jakim atakował, wszystkie jego ruchy były chaotyczne i przynajmniej połowa była zbędna, ale nawet doświadczenie w walce mi przy nim nie pomagało. Ciężko było znaleźć odpowiedni moment, w którym mógłbym go spacyfikować, czułem się jakbym walczył z wściekły psem, który nie zważał na możliwe obrażenia, byleby posłać przeciwnika do piachu. Ciesz się dzieciaku, że ostatnia rzecz, jaką chciałbym zrobić to zabić jakiegoś srajtka, który przeżywa najgorszy dzień swojego życia.
Walka z nim wyglądała, jakby kot ganiał mysz, naskakiwał na mnie, a ja uciekałem od jego sierpów i młotów. Jego ciosy zrobiły się niedbałe, chyba zaczynało mu brakować tchu, po jednym z ataków złapałem go za nadgarstek, obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni i przerzuciłem przez ramie. Starałem się być delikatny i nie włożyłem w to całej siły, jak tylko dzieciak wylądował na ziemi, przetoczyłem go na plecy i wykręciłem ramie, aby ograniczyć mu ruch. Kolanem przycisnąłem jego plecy do podłoża, aby przypadkiem nie złamał sobie ręki, ale nawet pomimo tak fachowego obezwładnienia czułem, jak silny był dzieciak. Miałem wrażenie, że jest nawet odrobinę silniejszy niż ja, ale pomimo zmęczenia nie był w stanie się wyzwolić.
- Jakiś pomysł jak go wyrwać z tej furii? Demon zabił mu matkę... To nasza wina, byliśmy za wolni. - Skierowałem wzrok na Tatsu, która kucała przy Takashi. - Co z nim, będzie żył? - Zapytałem z troską w głosie, nie chciałem, żeby piorun wykitował tutaj i to jeszcze od człowieka. Trochę słabo świadczyłoby to o zabójcach demonów, gdy ludzie mogli ich tak pokonać.
albo ją przed sobą stworzę
- Ten dzieciak zabił demona...? - powtórzyła z wyraźnym niedowierzaniem w głosie - I jeszcze ogłuszył tego samuraja?
Zerknęła z kamienną posturą na dzieciaka szarpiącego Yuichiro. Który na szczęście był zajęty szarpaniem, na tyle, że jeszcze go nie dostrzegł. Przesunęła kosmyki swoich włosów, tak by schować pod nimi swoje kolczyki, po czym obróciła się stanowczo w kierunku Takashiego, by jak najszybciej się oddalić od mogącego ją rozpoznać dzieciaka.
Kucnęła przy łowcy i niemal natychmiast wstała. Poczuła jego oddech, co znaczyło że dalej żyje. Nie widziała krwi, co chyba oznaczało, że nie uszkodził sobie poważnie głowy? Czyli nie zacznie zaraz umierać...
- Myślałam, że kto inny będzie przysypiać tej nocy. - prychnęła z pogardą na Takashiego, obracając się do niego plecami - Oddycha i nie krwawi. Czyli będzie żył.
Spojrzała z kamienną posturą na dzieciaka i jego niewyładowane pokłady agresji wycelowane Yuichiro. Całkowicie słusznie. Patrolując teren poza wioską, miała większe prawo nie zdążyć, od tych co byli w jej samym sercu. Co nie zmienia faktu, że też zawiodła...
- Kiedyś się zmęczy i padnie u twych stóp z wycieczenia. - odparła prostym stwierdzeniem dodając - Miałeś pewnie nieraz do czynienia z dziećmi, więcej ode mnie. Pewnie Tsuya-sensei nie raz ci opowiadała o tym, jak uratowała wioskę sierot.
Nie miała nigdy rodzeństwa i większość życia spędziła na odludziu. Nie miała pojęcia, jak zajmować się dziećmi. A gdy ona przeżyła stratę... zachowywała się kompletnie inaczej...
Powolnym krokiem podeszła tam, gdzie według jej zmysłu odleciał miecz dzieciaka. Dopóki nie zobaczy na niej demoniej krwi, nie uwierzy w tą absurdalną historię. Która była w sumie bardzo prawdopodobna, patrząc na to jak ogromną niekompetencją wykazują się samurajowie w terenie. Szczególnie w tej wiosce.
-Tak widziałem na własne oczy to wszystko. - Powiedziałem krótko, nie wiedziałem, czy miała problem ze słuchem czy może po prostu zignorowała to, co wcześniej powiedziałem, ale dla jasności potwierdziłem, jeszcze raz co dokładnie się stało. Momentami nie byłem pewny czy chłopak opadał z sił, czy próbował uśpić moją czujność i przygotowywał się do walki na całego. - Jak widać, pozory mylą. Nie można oceniać książki po okładce. - Uśmiechnąłem się delikatnie i odetchnąłem z ulgą. Dzieciak nie zabił Takashiego, więc nie będzie musiał odpowiedzieć za morderstwo zabójcy demonów. No i też nie chciałem, żeby podczas wspólnego zadania umarł mi towarzysz. - Ufff, całe szczęście to oszczędzi nam dodatkowych problemów i będziemy mogli szybciej się stąd ulotnić. - Gdy skończyłem to zdanie, chłopak znowu zaczął wierzgać jak brutalnie wybudzony prosiak. Powoli zaczynał mnie irytować, nie chciałem zrobić mu krzywdy, ale jego wiercenie się połączone z warczeniem, nie pomagało w utrzymaniu początkowego zamysłu. Może powinienem go zdzielić po łbie, żeby stracił przytomność? Chociaż z drugiej strony, może lepiej, żeby zużył teraz całą tą nagromadzoną w sobie siłę, żebyśmy później nie mieli z nim problemu.
- Tak, nie raz filar płomienia opowiadał mi tę historię, mogła podzielić się też wiedzą jak obchodzić się z takimi dziećmi. Bo ona chyba miała wprawę, w poskramianiu młodych gniewnych. Chociaż jakby tamtą wioskę zamieszkiwały takie dzieci jak on, to demony unikałbym jej szeroki łukiem... Oby szybciej niż później, bo musimy się stąd zabierać. A jeszcze trzeba zabrać ciało jego matki i pochować. - Jak mogłem go poskromić albo przynajmniej ocucić z tego amoku, w który wpadł. Chyba nie zostało mi nic innego jak spróbować przebić się do jego rozsądku.
- Uspokój się chłopcze... Już nic złego Ci się nie stanie... nie musisz już walczyć... zabiłeś demona, który skrzywdził twoją matkę.... Nie masz tu wrogów. - Widziałem, jak zaczynał się tak jakby uspokajać, chyba coś do niego docierało i coś bardzo cicho szeptał. Nachyliłem głowę, żeby być w stanie, zrozumieć co próbował mi przekazać. Jednak to była pułapka jak tylko, pochyliłem głowę, dostałem jego potylicą w szczękę.
- Nosz kurwa... dobra miarka się przebrała. - Splunąłem krwią na bok, gówniarz rozciął mi wargę. Zrobiłem mu karata chopa blisko karku, aby stracił przytomność i tym razem włożyłem w to więcej siły. Już nie było mi go szkoda, może był w szale, ale to go nie rozgrzeszało. W końcu mogłem wstać i rozprostować zastanę mięśnie od trzymania wierzgającego knura. Spojrzałem w kierunku Tatsu, który chyba poszła sprawdzić miecz, który wcześniej dzierżył dzieciak. - Tak to ostrze zabójcy płomienia, tylko nie wiem skąd się tutaj wzięło. -
albo ją przed sobą stworzę
- Nie boisz się kegare, że chcesz się bawić, w takie rzeczy jak pochówek. - odparła neutralnym głosem podnosząc ostrze z ziemi. Widać wyraźnie było na niej krew, która powoli wyparowywała z jego powierzchni.
"Czyli jednak ten dzieciak faktycznie zabił demona..."
Spuściła wzrok ze stali, obserwując z wyraźną dezaprobatą, jak Yuichiro pozbawił przytomności dzieciaka. Samurajowie, jak zwykle myśleli, że od problemów można uciec przemocą. Lub by na przemoc reagować jeszcze większą przemocą. Wcale ten dzieciak nie stracił tej nocy najbliższej mu rodziny. Jednak wyjątkowo powstrzymała się od komentarza. Dobrze dla niej, że ten dzieciak leży nie przytomny...
- W tej wiosce ponoć jeden z zabójców oddał życie, by bronić marechi. Najprawdopodobniej jego miecz nie został odnaleziony. - rzekła zamyślonym głosem, szukając jakiś dziwnych inskrypcji, które świadczą, o jej właścicielu. Żadnej jednak nie dostrzegła...
- Skoro już prawie złamałeś ten miecz, to przyjrzyj się, czy na nim nic nie ma. - odpowiedziała ze spokojem rzucając mieczem w jego stronę.
- Trzeba zabrać stąd Matasukiego, tego bachora i jego matkę. - rzekła chłodno podpierając rękę o drewnianą ścianę pracowni ceramiki - Gdzie jest jej ciało? - zapytała kręcąc teatralnie głową w lewo i w prawo nie dostrzegając żadnego truchła.
- Ten dzieciak ma ogromny potencjał, po szkoleniu mógłby okazać się istnym potworem. Jeżeli stracił wszystko i nie ma co ze sobą począć. Dalej będzie przejawiał chęć zabijania demonów, to może powinienem go zabrać do Tsyui. Tylko najpierw musimy się zatrzymać w jakimś zajeździe, wysłać raport i poczekać na ich decyzję. - Jej dezaprobata w spojrzeniu w ogóle mnie nie ruszyła, jeżeli faktycznie zrobiłem coś złego, to mogła go sama trzymać. Zresztą ja w dzieciństwie cały czas walczyłem z innymi dzieciakami, więc raczej duża krzywda mu się nie stała. Po prostu będzie spał do rana albo i trochę dłużej, w końcu zużył bardzo dużo siły.
- Czyli prawdopodobnie po prostu go znalazł, to dobrze, że do niego trafił ten zaginiony miecz. Dzięki temu ochronił innych mieszkańców wioski, trochę mu zazdroszczę. Ja byłem starszy gdy pierwszy raz spotkałem demona i nie mogę powiedzieć, że byłem godnym przeciwnikiem, a walką tego bym nie nazwał. - Mówiłem przyjaznym tonem i lekko się zamyśliłem. Ponad pięć lat temu spotkałem swojego pierwszego demona, ten dzień wszystko zmienił w moim życiu. Walczyłem wtedy trzonkiem od łopaty, nawet jeżeli byłbym tak silny jak on, to nie uśmierciłbym tamtego demona. Słowa Tatsu i dźwięk ostrza przeszywającego powietrze wyrwało mnie ze wspominania. Chwyciłem miecz za rękojeść bardzo, dobrze leżał w dłoni, nie było to nowa broń, a tym bardziej nie nowicjusza. Płynnym ruchem strząsnąłem krew z ostrza i zacząłem je dokładnie badać kawałek po kawałku.
- Od razu złamał, może trochę mnie poniosło emocje, ale nie będę żałował swoich pomysłów, gdy ratowałem komuś życie... Nie, nikt go w żaden sposób nie podpisał, pod tsuka jest pewnie tylko znak kowala, który go wykonał... Gdzieś tu powinna być jego pochwa, o tu jest. - Zacząłem się rozglądać i niedaleko miejsca, w którym sczezł demon leżała pusta sayia. Odzyskany miecz włożyłem za pas przy swoim. - Jego matka jest, alejkę wcześniej. - Dłonią wskazałem drogę, którą przyszedłem. Podniosłem zabójcę pioruna i przerzuciłem go przez bark, a dzieciaka wziąłem pod pachę. Upewniłem się, że nie wypadną mi z rąk i ruszyłem za kobietą.
albo ją przed sobą stworzę
- Powinieneś bardziej przejmować się religią. Szczególnie w tym zawodzie. - odparła chłodnym głosem, uznając ten temat za zamknięty.
- Na pewno będzie chciał służyć w korpusie, po tym jak go ogłuszyłeś i zawiedliśmy jego matkę. - rzekła srogim głosem, wzdychając po chwili głęboko - Ale danie mu możliwości wyboru, to jedyne, co możemy zrobić w tym zakresie. Jeśli posiada coś więcej, niż tylko zapał.
Wiedzieli doskonale, że nie tylko zapał i determinacja wyróżnia zabójcę demonów. Każdy kandydat, przed podjęciem tego treningu, musi wykazać się posiadaniem rozwiniętego zmysłu. Sprawdzi to Hashira, który zostanie wezwany do tego dzieciaka. Jednak na pewno zaoszczędzą swojemu przełożonemu czasu, jeśli będą w stanie mu wskazać konkretny zmysł. Bądź powiedzieć, którego raczej nie posiada.
- Czy pokazał podczas twojej "zabawy" z tobą jakiekolwiek zalążki rozwiniętego zmysłu? -zapytała obojętnie, będąc niemal przekonana, że nie zwrócił za bardzo na to uwagi.
- Nawet najsilniejsza broń, może okazać się bezużyteczna, jeśli nie masz pojęcia jak z niej korzystać. - odparła ponuro, próbując uciec myślami od swojego pierwszego spotkania z demonem. Którego piętno będzie nosiła do końca jej dni...
Słysząc wytłumaczenie Yuichiro, łowczyni wsłuchała się uważnie w jego głos. Czyżby pomyliła się w swoich wstępnych założeniach i to nie jego dzieciak, chciał bić, tylko ogłuszonego Takashiego? Nie ratował własnego tyłka, tylko bronił przed jego wściekłością innego łowcę?
Zamknęła na chwilę oczy, przypominając sobie odgłosy z dosłownie paru chwil. Świst powietrza mógł być skierowany w niesłyszalnego dla niej nieprzytomnego samuraja. Jednak nie miała, co do tego pewności...:
- Mam nadzieje, że nie okłamujesz mnie Kagami, tylko po to by się odczernić z podnoszenia ognistego miecza na dziecko.
Zmierzyła go uważnie wzrokiem, po czym obróciła się uważnie w kierunku alejki wskazanej przez "samuraja":
- Daj zająć się keigare, tym którzy zostali do tego wybrani. - odparła chłodno udając się powoli w kierunku wskazanej alejki.
- Hmmm.... Ciężko powiedzieć, nie wdziałem, żeby korzystał z tych czterech podstawowych w walce, ale może to zmysł smaku? To by tłumaczyło jego tężyznę fizyczną, może wygląda na chuderlaka, ale żeby mieć tyle siły to przynajmniej musi jeść za trzech. Chociaż to raczej ślepy strzał, ale nic innego do niego mi nie pasuje. - Naprawdę głęboko się zastanawiałem nad słusznością swojej tezy, wcale nie była tak mocno naciągana i jeżeli dysponował rozwiniętym zmysłem to smak, jak najbardziej pasowałby do tak monstrualnie silnego dzieciaka. Z drugiej strony gniew mógł go zaślepić do takiego stopnia, że jedynie korzystał ze wzroku, który miał przeciętny. - Nie mogę się z tobą nie zgodzić, dlatego warto go nauczyć jak z niej korzystać. - Chłopak według mnie miał ogromny potencjał, a na pewno znacznie większy niż ja. Daleko było mi do poziomu mistrza szermierki, ale swoim laicki okiem widziałem co nieco.
- Mógłbym powiedzieć, że nie kłamie, ale to by były puste słowa dla Ciebie i niczego by nie zmieniły. Więc pozwól, że sama się przekonasz, po moich czynach, że zawsze jestem szczery, nawet gdy prawda miałaby kogoś zaboleć. - Mówiłem spokojnie, słowa nic nie ważą i nie kupią czyjegoś zaufania, to można zrobić tylko czynami. Kobieta sama chciała zająć się pochówkiem, nie przeszkadzało mi to. Ja miałem własny problem, a raczej dwa. Musiałem zabrać tę dwójkę w bezpieczne miejsce i wysłać jeszcze kruka z raportem.
- Będę czekał na tamtym wzgórzu, gdyby był tu jeszcze, jeden demon daj znak... Uważaj na siebie. - Poinformowałem Tatsu, gdzie się spotkamy po wszystkim i końcówkę wypowiedziałem pod nosem. Nie wiedziałem, czy życzyła sobie takiego spoufalania, dlatego znacząco przyciszyłem głos. Rozeszliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę, na wzgórzu położyłem nieprzytomną dwójkę na trawie, a na dzieciaka narzuciłem swoje białe haori, żeby przypadkiem nie złapał przeziębienia. Sam zająłem miejsce przy drzewie, miałem nadzieje, że chłopak będzie spał do rana, a zabójca pioruna obudzi się niedługo. Napisałem raport, uwzględniłem w nim wszystko, co wiedziałem i zadałem pytanie, czy mam przyprowadzić dzieciaka, jeżeli wyrazi chęci dołączenia do korpusu. Kruk wzbił się w powietrze i poleciał prosto do Yonezawy.
Jednak ku mojemu zdziwieniu pierwszy obudził się chłopiec i to po niespełna godzinie, naprawdę był ciężki do zajebania. Bo włożyłem całkiem sporo siły w ogłuszenie, a on już dochodził do siebie. Przecierając, ślepia je otworzył i jakby nigdy nic spojrzał na mnie. Przez moment tkwiliśmy w dziwnej konsternacji, chyba był jeszcze zaspany i nie zadawał sobie, sprawy co się stało. -Hej. - Ledwo zdążyłem coś do niego powiedzieć, a ten momentalnie poderwał się do góry.
- CO JEST? GDZIE JA JESTEM I KIM PAN JEST?..... GDZIE MOJA MA...MAM....MAMA? - Rozpłakał się momentalnie i zaczął wyć wniebogłosy. Chyba w końcu przypomniał, sobie co się stało dzisiejszej nocy, z dwojga złego wolałem, jak płakał, niż jakby miał się znowu na mnie rzucić. - TEN STWÓR... ZABIŁ MOJĄ MA... MAME- Zaskoczył mnie, bo wydarł się jeszcze głośniej niż chwile temu. Wstałem i podszedłem do niego, położyłem mu dłoń na barku i kucnąłem przed nim. Nie wiedziałem, co mogłem mu powiedzieć, żeby ukoić ten ból, ale chyba nie było teraz takiego słowa na całym świecie i musiał się wypłakać. - Spokojnie chłopcze, on już nikogo nie skrzywdzi. - Starałem się jakoś do niego dotrzeć, ale chyba nie bardzo chciał teraz kogokolwiek słuchać. Zarówno w gniewie, jak i rozpaczy, wszystko rozbijało się, jakby było rzucone o ścianę. Chyba jedyne co mogłem zrobić, to zastosować manewr, który zawsze pomagał w trudnej chwili. Przytuliłem go i pozwoliłem się wypłakać w ramię, potrzebował teraz żałoby, musiał to przeboleć, aby móc ruszyć dalej.
- To nie wróci Twojej matce życia, ale na pewno jest dumna z Ciebie. Uratowałeś innych ludzi przed demonem, wybacz, że byliśmy za wolni. Wszystko teraz już będzie dobrze. - Mówiłem to powoli i pół szeptem, aby dzieciak mógł przetrawić wszystkie swoje myśli. W końcu wziąłem go na ręce i zacząłem delikatnie nim kołysać, nie wiedziałem, ile ma lat, ale za to widziałem, jak matki tak robią płaczącym dzieciom. - Nazywam się Yuichiro. a ty? - Zapytałem, ale nie spodziewałem się usłyszeć odpowiedzi, jednak po chwili między szlochami wydukał swoje imię. - Aoyama Usui. -
albo ją przed sobą stworzę
- Zmysły nie u każdego są wyraziste bez szkolenia. A zmysł smaku nie robi z ciebie obżartucha i grubasa. - powiedziała neutralnym tonem głosu dodając - Ponoć jest jeden mizunoto kamienia rosły jak góra co je za wielu. I nie ma on zmysłu smaku.
Pamiętała dokładnie, że na początku jej przygody w korpusie, nikt nie był w stanie określić jej zmysłu. Dopóki mistrz Takeshi, nie zapytał ją o to co działo się tej nocy. I jak ze szczegółami opisała krzyki które wtedy słyszała...
Nie interesowało ją nic co Yuichiro miał dopowiedzenia, w ramach jej oskarżeń. Nie da się zwieść żadnymi ładnymi słówkami. Kiwnęła tylko, że przyjęła do wiadomości "wskazówki" Yuichiro. Udając się na spotkanie z Izanamą-samą w najszczerszej postaci.
W okolicy nie widziała żadnego cmentarza. To niestety nie Sakai, gdzie jest ich pełno. Nie jest w stanie pobawić się w odprawić odpowiednią ceremonię ku czci jej Pani. Mimo iż technicznie, pogrzeby nie są jej domeną. To obrządek buddyjski nie shinto. Jednak, nie bez powodu mówi się, że człowiek żyje jako shinto, a umiera jako buddysta. Niektórzy wolą, by ich ciało gniło w odosobnieniu, tak jak nakazuje religia shinto, by złe duchy uwolniły się z powłoki cielesnej ciała, z daleka od skupisk ludzi. Inni wolą buddyjski pogrzeb oczyszczający ich ciało poprzez spopielenie. Jakikolwiek typ pogrzebu matka chłopca preferowała, nie miała zamiaru pytać dziecko, jak powinna zostać pochowana jej matka. Nie każdy jest gotowy na spotkanie z nią. Na szczęście fakt, że lepiej nie rozpalać ogniska, który zwróciłby uwagę pobliskich mieszkańców, był wystarczającym powodem, by zdecydować się na pierwszą opcję.
Pożyczają łopatę, którą jakiś chłop zostawił na ganku, ruszyła czym prędzej w las, szukając miejsca na pochówek. Po około pół godzinach marszu, znalazła dogodne miejsce na skraju polany. Pozostało jej jedynie wykopać odpowiedniej wielkości grób, włożyć do niego ciało i zakopać. A następnie po krótkiej modlitwie, czym prędzej wrócić do wioski, by oddać łopatę. Nim nastanie świt....
- Masz kogoś bliskiego? - Wiem, że to pytanie nie było zbyt delikatne i nie był odpowiedni czas, ale musiałem to wiedzieć. - Nie, mam już nikogo. - Był bardzo dzielny jak na swój wiek, próbował powstrzymać się od płaczu, ale nie był w stanie, w pełni stłumić emocji co było, jak najbardziej zrozumiałem. W końcu ile on mógł mieć lat? Osiem, siedem może, na pewno nie więcej. Czyli jest kolejną sierotą w wojnie ludzi z demonami. Dużo członków korpusu przyłączała się z tego powodu do tej walki, może i Usui zechce to zrobić. - Musisz być teraz dzielny, zostałeś panem swojego losu i musisz być odpowiedzialny. - Powiedziałem i wolną ręką pogłaskałem go po głowie. Tak naprawdę naśladowałem swoją własną matkę, która robiła to samo, gdy ja miałem gorszy dzień. Milczał dłuższą chwilę, a później po prostu usłyszałem jak chrapie. Chyba był to dla niego bardzo długi i męczący dzień, należy mu się teraz odpoczynek. W końcu pojawiła się kobieta i mogliśmy pomyśleć co dalej.
- Wysłałem już kruka z raportem i porozmawiałem z chłopakiem, chociaż nie było to łatwe, za wiele tego nie ma, bo ciągle płakał, a później zasnął. Nazywa się Aoyama Usui, nie ma już żadnych żyjących krewnych. Rano możemy wypytać go o więcej, ale na ten moment musimy znaleźć jakiś nocleg. Kilkanaście kilometrów w tamtą stronę jest zajazd. - Ręką wskazałem kierunek i zabrałem się za podnoszenie Takashiego, który dalej spał. Musiał naprawdę zdrowo rąbnąć tą głową o ścianę, oby tylko nie doznał, jakiegoś stałego uszczerbku jeszcze się zacznie jąkać czy coś podobnego.
Na nasze szczęście w karczmie były trzy ostatnie wolne pokoje, więc każdy z nas mógł mieć swój kąt. Dzieciaka wziąłem do swojej izby w końcu, już z nim rozmawiałem i zdobyłem trochę jego zaufania albo chociaż nić porozumienia. Na Horyzoncie słońce już wschodziło, więc mogliśmy spokojnie udać się na spoczynek bez żadnej obawy. Przespałem sporo część tego dnia zresztą tak samo, jak dziecko, aż usłyszałem charakterystyczne krakanie. Wstałem ostrożnie i po cichu, aby nie obudzić chłopca i z listem poszedłem prosto do Tatsu. Zapukałem do jej pokoju i poczekałem, aż zawoła mnie do środka albo wyjdzie na zewnątrz.
- Mam rozkazy. Mamy przyprowadzić chłopaka do Yonezawy, tam już na miejscu zajmą się nim i sprawdzą, czy będzie nadawał się na zabójcę. Nic więcej w nim nie ma - Wręczyłem jej list, aby sama mogła sprawdzić na własne oczy. - Myślę, że ty powinnaś z nim pomówić. Chłopakowi brakuje matki, może bardziej się otworzy . - Rzuciłem jej luźną propozycję, może będzie chciała pomóc Usuiemu. - Wracam spać, w razie czego pukaj. - Ziewnąłem przeciągle, wróciłem do pokoju i spania. Nie miałem problemu, z ponownym zaśnięciem. Bardzo dobrze mi się spało, aż na twarzy poczułem dotyk małej dłoni. - Prze pana, muszę siku.- Usłyszałem zdziwiony, nie wiedziałem, w czym ma problem. - No to idź, rób. - Powiedziałem lekko zaspany. - Ale ja się wstydzę. Zaśpiewa mi pan tak jak mama? - Otworzyłem szerzej oczy i podniosłem się do góry, ręką przejechałem po włosach. - No dobrze.- Wstałem i poszedłem z nim do toalety i nuciłem mu jedną z najbardziej szumiących piosenek, jaką znałem. Potem wróciliśmy do pokoju i zanim położyłem się z powrotem, pogadałem z nim chwile.
- Będziesz musiał z nami pojechać w takie jedno miejsce i poznać kogoś. Dasz radę? - Zapytałem z troską, nie chciałem, żeby czuł się, jakby był porwany czy coś podobnego. Jeszcze nie daj boże, znowu wpadłby w panikę albo szał. O dziwo bardzo dobrze to przyjął i doszliśmy do porozumienia. Znowu poszedłem spać, ale długo nie trwał mój spokój. Chłopakowi zachciało się jeść. Zabrałem go do sekcji jadalnej i złożyliśmy wspólne zamówienie, chociaż dla mnie była tylko herbata i onigiri, a cała reszta jego. Szybko zrozumiałem, dlaczego tak łatwo się dogadaliśmy wcześniej. Chłopak wykorzystał swój dramat, żeby wyłudzić ode mnie, wszystko tylko na co miał ochotę. Jak tylko zwracałem mu uwagę, że nie powinien jeść tyle słodyczy, a więcej warzyw od razu wyciągał z rękawa kartę ze śmiercią matki. Droga do Yonezawy wcale nie była lżejsza, co chwile musiałem robić, to czego zażyczył sobie mały panicz, bo inaczej płakał. Na początku trochę mu współczułem, ale po kilku dniach zaczynał coraz bardziej mnie irytować. Skutecznie osuszył moją sakiewkę na swoje fanaberię, ale nie mogłem mu nic zrobić. Miałem zadanie do zrobienia i więc szczeniakowi się upiekło.
albo ją przed sobą stworzę
Zdawało jej się, że wręcz czuje, aurę tej nieżywej kobiety. Szukającej zemsty, za swojej śmierć. Pomimo faktu, że jej syn ją dopełnił. Jednak wiedziała, że to po raz kolejny wyobraźnia płata jej figle. Gdyż nie ma mowy, by była w stanie poczuć coś, co stało się częścią Jej błogiego spokoju.
Jednak nie mogła się cieszyć tym nastrojem wiecznie. Szczególnie, kiedy noc miała się ku końcowi. Musiała odłożyć pożyczoną łopatę na miejsce i czym prędzej wrócić na miejsce "zbiórki". Jej brzemię pozwoli się cieszyć nicością na wieki, jedynie gdy sama stanie się jej częścią.
Dotarłwszy na miejsce zbiórki, jedynie kiwnęła głową z aprobatą. Im szybciej skończy użerać się z życiem, tym szybciej wróci do polowania na śmierć. Jej wzrok niemal natychmiast spotkał się z wzrokiem dziecka. Które spoważniało wyraźnie na jej widok...
Zatrzymawszy się w pobliskim zajeździe, zajęła środkowy pokój, unikając młokosa jak ognia, starając się przespać jak największą część dnia. Przeczuwała, że najprawdopodobniej wiedział, kim była. Że po raz kolejny zawiodła w tej wiosce. Mimo, iż tym razem zawiodła mniej...
Jednak po raz kolejny popełniła błąd. Błąd który kosztował ludzkie życie. Ile jeszcze w ich życiu popełni? Ile złych duchów wyczekuje na jej cierpienia?
Nagłe pukanie do drzwi zbudziło ją następnego poranka. Ziewnęła donośnie i powolnym ruchem otwarła drzwi Yuichiro. Nie przyglądała się uważnie listowi od dowództwa. Nie wierzyła, że jest półgłówkiem, by kłamać o rozkazach dowództwa, kiedy otwarcie powątpiewała w jego słowa zaledwie dzień temu. Skrzywiła się wyraźnie na pomysł, jakoby miała udawać matkę tego bachora, lecz nim zdążyła wyrazić swoją dezaprobatę, łowca czmychnął do swojego pokoju.
"Szkoda, że nie był taki szybki tej nocy."
W grobowym nastroju usiadła na skraju swojego łoża. Czy nie wystarczająca dla niej pokutą słuchanie jego rozmów z Kagamim? Teraz miała zostać jego mamą...
Szybko odrzuciła tą głupią propozycję na bok. Nie zasługuje by być mamą kogoś, przez kogo nie posiada matki. Ten rudzielec był jeszcze głupszy, niż sądziła, twierdząc, że może w ogóle ją zastąpić.
Usnęła zaledwie godzinę, by usłyszeć ponowne pukanie do drzwi. Zdecydowanie różniące się od tego, które wykonał Yuichiro. Stanowczym ruchem podniosła się z łóżka, wyraźnie zdenerwowana kolejnym niespodziewanym gościem. By po chwili skamienieć widząc dzieciaka z bukietem... róż
- To... dla psze... pani - odparł wyraźnie przerażony mówiąc - Za... pieprz... walnięcie strasznego pana, co spalił Shibariego...
Chłopca, którego miała bronić tej nocy. Który wbrew jego słowom nie spłonął tej nocy. A stał się karmą dla demona...
- Skąd wiesz, że to ja? - spytała ponuro patrząc się prosto w jego oczy.
- Bo... widziałem, pani czapkę... jak wbiegał w ogień. - dzieciak uśmiechnął się lekko i zaczął wymachiwać wiązanką kwiatów - W gniewie lewo, prawa góra... Na oślep bić wszystko... A kamień się TWORZZY... Bo tak się zabija demony?
"Czy on właśnie obraził moją piątą formę?"
- Nie tak się nie zabija demony. Może ktoś cię nauczy lepszych technik.
Wzięła od niechcenia bukiet kwiatów, biorąc przyjemny wdech nadchodzącej wiosny
- Wróć lepiej do Yuichiro, zanim zacznie cię szukać...
Dzieciak powolny ruchem wrócił do pokoju samuraja, kiedy łowczyni przyglądała się uważnie bukietowi kwiatów.
"Nie ma mowy, żeby tej chaotycznej walki nauczył się ode mnie"
Trzymając kwiaty pod pachą zeszła na śniadanie. Szybko dostrzegła pusty wazon na parterze i roztrzepaną karczmarkę szukających do niego kwiatów. Łowczyni westchnęła głęboko oddając kwiaty właścicielce i przepraszając za całe zamieszanie.
Na szczęście, przez całą resztę podróży rudowłosy samuraj lepiej pilnował swojego bachora. Dzieciak wyciągał od niego pieniądze na słodycze. Tak to jest jak chce się bawić w ojca. Gdy wymykał się spod jego kontroli, miała na niego ucho, ignorując kompletnie jego powoli powracający łobuziarski uśmiech. I jego chaotyczne wymachiwanie co drugim patykiem, jaki znalazł podczas postoju. Gdy w końcu dotarli do Yonezawy, cieszyła się, że ta przygoda z bachorem powoli dobiegła końca. Szkoda tylko, że najpewniej usłyszy jego huncwotowe zabawy na dziedzińcu. Tak długo, jak nie dowie się, gdzie jest jej pokój powinna być bezpieczna.
zt x3
Nie możesz odpowiadać w tematach